Wczoraj minęło 20 lat od premiery jednej z tych płyt, które wywołały na scenie prawdziwe trzęsienie. W 2001 roku dominowały relacje z miejskiego życia, surowość, brud i poważne refleksje. A wtedy pewien gość ze Szczecina ogłosił, że dzień wcześniej zadzwonił do niego Bóg i kazał mu przekazać ludziom, że najwyższy czas oprzytomnieć.
"Koniec żartów" nie było czymś lekko innym. Było rewolucją, wprowadzającą na głębokie wody sarkazm, ironię, humor, kreatywne koncepty wykraczające poza codzienny realizm, rzucające wyzwanie słuchaczowi na każdym kroku. Łona opowiadał historyjki z morałem, rozpływał się nad swoim trabantem, przerabiał kojarzącą się wtedy z 'telewizyjnym rapem' "Olewkę" Yaro na "Konewkę" i tłumaczył dlaczego na kobiety najlepiej działa uśmiech i optymizm. A jedyny numer, gdzie zaprosił gości to ten tłumaczący... dlaczego nie chce na płycie "Żadnych gości".
Wprawdzie to drugi album Łony pt "Nic dziwnego" osiągnął sprawność tekstowo-muzyczną dającą mu ponadczasowość, ale debiut miał tyle kultowych momentów, że nie da się o nim zapomnieć. Wsiadajcie więc w trabantowego Deloreana i miłego słuchania!
Komentarze