Teraz Hodak zajmuje się wyłącznie pisaniem i nagrywaniem numerów, ale w czasach swojej nastoletniej młodości swoją przygodę z hip-hopem zaczął z zupełnie innej strony, ćwicząc breaking i stanie za gramofonem.
"Breaking był dla mnie wspaniałą przygodą i drzwiami do hiphopowego świata. Tańczyliśmy w Domu Kultury w moim rodzinnym Kluczborku. Na treningi namówił mnie znajomy z klasy, który powiedział mi pewnego dnia: „Mordo, dawaj ze mną. Będzie fajnie, tam jest spoko”. (śmiech) No i posłuchałem. Nie żałowałem nawet przez moment. Tańca uczył mnie m.in. nasz wspólny znajomy Petion. Zresztą on uczył nas nie tylko tańca, ale i dawał lekcje z historii hip-hopu. Musieliśmy np. wiedzieć, jaki numer akurat leci z głośnika. (śmiech) Gdy ktoś nie wiedział, to średnio. Na miejscu chłopaki uczyli się też malować graffiti i obsługiwać gramofony. Fajne było to, że taniec zabrał mnie na przykład na zawody do Rosji. Choć akurat nie było to wydarzenie typowo b-boyowe, bo na miejscu tańczyliśmy... poloneza." - opowiada Hodak w rozmowie z Marcinem Misztalskim dla Redbulla.
Z czasem to didżejing stał się drugą hip-hopową zajawką Hodaka.
"To wyszło bardzo naturalnie, z zajawki. Wszystko kręciło się wtedy wokół muzyki. Pamiętam np. zawody w Ozimku, na których wygraliśmy jakiś hajs. Za siano kupiliśmy wielkiego, oldschoolowego boomboxa na kasety magnetofonowe i gumolit. Z tym sprzętem chodziliśmy na szkołę i tańczyliśmy przez wiele godzin. Często towarzyszył nam też DJ Gawron, który rozkładał sprzęt i puszczał nam muzykę z wosków. Bardzo podobały mi się skrecze, więc podpytywałem, jak to robi. W ten sposób płyty winylowe cały czas gdzieś mi tam towarzyszyły i siłą rzeczy wszedłem później też w didżejing. Z czasem za gramofonami spędzałem więcej czasu niż na gumolicie. Zależało mi na kultywowaniu czterech elementów hip-hopu. To wszystko było dla nas bardzo ważne i podchodziliśmy do tego na poważnie." - dodaje członek Def Jamu.
Pełen wywiad dla Redbulla znajdziecie tutaj.
***
Komentarze