Kwietniowa wiadomość, która obiegła hip-hopowe media, że Metro Boomin przechodzi na producencką emeryturę, musiała zasmucić niejednego fana brzmień z Atlanty. 25-latek, wraz z takimi postaciami jak Mike WiLL Made-It, Zaytoven czy Southside, w zasadzie zdefiniował brzmienie dzisiejszego trapu, który stał się jednym z najbardziej popularnych podgatunków muzyki popularnej. Na całe szczęście oświadczenie producenta okazało się być zwykłym trollem, i wraz z początkiem listopada Metro wrócił ze swoim debiutanckim albumem w stylu takim jak okładka płyty - wybuchowym.
Metro postarał się by na jego albumie znalazła się plejada gwiazd amerykańskiego trapu, od wyjadaczy takich jak Gucci Mane po newcomerów pokroju Gunny. Nie zabrakło też wcześniejszych współpracowników producenta, Travisa Scotta i 21 Savage'a, którzy grają na krążku pierwsze skrzypce, udzielając się łącznie w 7 kawałkach. Dzięki temu płyta ocieka brudnym, syntetycznym klimatem Atlanty (z pewnymi wyjątkami, o czym później) i zachowuje rzadko spotykaną w albumach producenckich spójność.
Spośród gości na szczególne wyróżnienie zasługuje 21 Savage (dopiero dzięki temu albumowi przekonałem się do tego pana), który odpowiada za zdecydowanie najlepsze numery na krążku, "Don't Come Out the House" i "10 Freaky Girls". Na pierwszym z nich 21 w ciekawy sposób odnosi się do swojej kryminalnej przeszłości, używając przy tym szeptanego flow, które w połączeniu z minimalistycznym bitem wywołuje mimowolne bujanie głową. Warto wspomnieć, że współautorem podkładu jest Tay Keith, producent z Memphis, który wypłynął w tym roku za sprawą różnych kooperacji z Drakiem. Drugi numer to liryczny popis rapera (Sellin' pussy, her vajay-jay got a barcode / These broke ass niggas need Jobco / Used to use EBT to get seafood / Now I Uber Eats when I want Kiku) pełen świetnej braggi popartej nieoczywistymi nawiązaniami. Dużo do albumu wnosi również Travis Scott, pokazując, że sztukę operowania autotunem ma już opanowaną do perfekcji (świetne, melodyjne "Overdue" i "Dreamcatcher").
Sam gospodarz natomiast potwierdza, że wraz z Mike WiLL Made-Itmoże rywalizować o status najlepszego producenta z Południa. Album jest bardzo płynny, momentami aż ciężko wyczuć przejścia między kawałkami (w szczególności między "Overdue", a "Don't Come Out the House), a muzycznie obraca się wokół typowego klimatu Atlanty z nisko zawieszoną 808 i agresywnymi cykaczami. Wyjątki stanowią chillowy "Dreamcatcher", swoją drogą zawierający świetny hook od Swae Lee, oraz popowe "Borrowed Love" i "Only You". Dwa ostatnie kawałki, mimo, że nie są moimi faworytami, dobrze pokazują, że Metro jest otwarty na nowe inspirację i nie zamyka się we własnej strefie komfortu.
W zasadzie jeśli chodzi o wady, to ciężko się do czegoś doczepić, ponieważ krążek spełnia swoje podstawowe zadanie - buja od początku do końca. Jedyne czego mi brakowało to może obecności Future'a (chemia między panami, szczególnie na "DS2" jest godna podziwu) czy samplowanego hitu pokroju "Mask Off" czy "Tunnel Vision".
"NOT ALL HEROES WEAR CAPES" to płyta spójna brzmieniowo, dopracowana w każdym szczególe, która podsyca apetyt w szczególności na następne solo 21 Savage'a. Ponadto umacnia pozycję i potwierdza dominację trapu z Atlanty i Metro Boomina w hiphopowym świecie, pokazując, że ten stan nieprędko się zmieni. (5-/6)
Komentarze