Love is war. Nie od dziś znane jest powiedzenie, że miłość jest jak wojna. Oczywiście nie ta wyidealizowana, hollywoodzka wersja miłości z ckliwym happy endem, ale codzienna rzeczywistość, w której dwie bliskie sobie osobowości ścierają się ze sobą, a do głosu dochodzą niepewności, frustracje, niedopowiedzenia i blizny z przeszłości. Po części jest to też jednak wojna z otaczającym światem, wszelkimi przeciwnościami i kłodami rzucanymi nam pod nogi przez Wszechświat - i właśnie ten aspekt zmagań i rozdarcia między konfliktem i przyjemnościami pojawia się najczęściej na najnowszym albumie Miguela.
Czy jednak rzeczywiście miłość jest wojną, czy raczej receptą i właściwą alternatywą dla wojny? Czy znalezienie jej we współczesnym, bombardującym nas zewsząd natłokiem informacji i pędzącym na złamanie karku świecie jest w ogóle możliwe? Czy może właśnie ona jest jedyną rzeczą, która może sprawić, że nie postradamy zmysłów - nawet gdy wszystko wokół stara się wytrącić nas z równowagi i zakłócić nasze życie?
Got a mind full of TNT
I need a lunatic just like me
Już pierwsze wersy na otwierającym krążek "Criminal" zapowiadają, z czym będziemy mieć tym razem do czynienia. Czwarty krążek kalifornijskiego wokalisty płynnie przeplata liczne nawiążania do wojny i polityki z opowieściami o relacjach męsko-damskich. Nie brakuje aluzji do tragicznych wydarzeń z amerykańskiej historii (I got a mind like Columbine), współczesnych zawirowań polityczno-społecznych i przypadków zabójstw z rąk policji w USA, a nawet koreańskiej broni nuklearnej. Spośród tego całego chaosu wyłania się jednak obraz wrażliwego, spragnionego uczuć mężczyzny, szukającego spokoju ducha oraz oderwania od przytłaczającej rzeczywistości. Idealnym tego przykładem jest drugie na płycie, energiczne "Pineapple Skies", przepełnione nadzieją i wręcz młodzieńczą niewinnością oraz wiarą w to, że wszysko będzie dobrze (I promise everything gon' be alright, trust). Okazjonalnie natomiast pogoń za "lepszymi dniami" przejawia się tak jak w luzackim, wręcz imprezowym, epikurejskim "Sky Walker", wzywającym do zabawy i wyrzucenia wszystkich zmartwień przez okno.
There's a war on love
Just look around you (look around you)
It's hard to know who to trust
I'm glad I found you (So glad I found you)
"Wojna i Przyjemności" to mieszanka przeróżnych, skrajnych uczuć, targających duszą Miguela - od przysłowiowych "motylków w brzuchu" kojarzonych z zauroczeniem i pierwszą fazą poznawania drugiej osoby, przez fizyczne pragnienie bliskości, satysfakcję i momenty szczęścia, w których zapomina się o całej reszcie, aż po powracające niekiedy wyrzuty sumienia i żal. To próba odnalezienia własnego miejsca w coraz bardziej niepokojącym świecie, w którym otwartość i komunikację interpersonalną zastępują kolejne budowane mury (metaforyczne i dosłowne - w "Now" znajdziemy nawiązanie do Trumpowskiego pomysłu muru na linii USA-Meksyk), a wydarzenia transmitowane w telewizji coraz bardziej przypominają powrót do nieciekawej przeszłości.
Should we teach our children hatred?
Is that the look of freedom, now?
Dear Lord, are we numb? Where we going right now?
- pyta Miguel w zamykającym dzieło "Now", jednocześnie oferując alternatywę i odpowiedzi na trudne pytania, które stawia. "Teraz albo nigdy, musimy współpracować. Cierpimy tylko wtedy, gdy się na to godzimy. Wolność jest w nas" - słyszymy we wzniosłym manifeście, zamykającym intensywny, zaangażowany album. Album, który jednak, pomimo całego bagażu w warstwie tekstowej, zdecydowanie nie przytłacza, a zapewnia bardzo przyjemny, fascynujący odsłuch, finalnie też dostarczając wyczekiwany promyk nadziei i kończąc pozytywnym akcentem. Sama miłość natomiast w rozrachunku okazuje się nie wojną i konfliktem, a swoistym azylem, ucieczką od problemów i jedynym bezpiecznym miejscem.
I won't let cumulus clouds all in the sky ruin my vibe- śpiewa Miguel - i chyba rzeczywiście to najlepsze rozwiązanie. Cokolwiek by się bowiem nie działo na zewnątrz, to w nas samych drzemie największa moc, i również w nas samych zaczyna się pokój. Szkolna piątka z minusem.
Komentarze