Wystarczy rzut oka na listę producentów, by już czuć spory respekt przed najnowszym dokonaniem Huberta W. – bydgoskiego MC związanego z ekipą Kontrargument. I mimo kilku wad, warto sprawdzić „Kaukaz” właśnie ze względu na imponującą warstwę muzyczną oraz atmosferę albumu.
Bydgoszcz w ostatnich latach dość wyraźnie zaznaczyła się na mapie polskiego rapu, czy to za sprawą dokonań Bisza oraz B.O.K, „Utopii” Pawbeatsa, czy też w końcu związanego z QueQuality Klarenza. Z tym ostatnim Hubert W. stanowi zresztą filar Kontrargumentu – złożonej z szeregu raperów i producentów ekipy, która zresztą w najbliższym czasie ma w plamnach wypuszczenie kolektywnego mixtape'u. Czy Hubert W. ma szanse wybić się na scenie podobnie jak jego kolega z grupy? Przydałoby się jeszcze więcej pracy, ale wygląda na to, że obrał dobry kurs.
Hubert W. początkowo może kojarzyć się z Małolatem czy Deobsonem. Nie chodzi tyle o barwę głosu czy samo flow, ile o rodzaj ciśnienia, który pakuje w swoją nawijkę. Wrażenie dopełnia rozpoczynający album „Raport”, który raper okiełznał dość szorstko, przez co – mimo kilku ciekawych patentów na flow – słuchaczowi udziela się brak poczucia swobody. Podobnie jest zresztą w „Co dalej”. Tak jakby Hubert W. nauczył się dobrze rapować, ale bardziej skupiał się na tym, żeby to dobrze wyszło niż na tym, by sprawiało mu to radość. Tym ciekawiej, że im bardziej muzyka oddala się od tradycyjnej rytmiki, tym lepiej raper wykazuje się swoimi umiejętnościami. Wszak po drugiej stronie mamy „Tylko”, w którym Hubert czuje się absolutnie swobodny (szczególnie w drugiej zwrotce!), „Stare śmieci w mojej głowie”, „Przychodzą, odchodzą” czy „Tytuł ocenzurowano”, w którym zadziorność wpleciona w nawijkę dopełnia tylko chłodnego klimat numeru. Więcej zabaw, więcej luzu i powinno być już dobrze.
Pióro? Po prostu sprawne, chociaż brakuje w nim czegoś prawdziwie oryginalnego. Jeśli coś już przykuwa ucho na dłużej, to przede wszystkim ze względu na techniczne patenty. Owszem, kilka wersów zapada w pamięć: „Patrz, jak wprowadzamy wciąż nową jakość/stawiając niezmiennie na ilość rozwiązań” – nawija Hubert w „Raporcie” sprytnie odwracając utwierdzone w społeczeństwie „liczy się jakość, nie ilość”. Brakuje więcej takich zagrywek, polemiki ze stereotypową tematyką rapu. Kiedy Hubert staje się osobisty, to w sposób, który pasowałby do każdego człowieka. Niby można powiedzieć, że jest w tym pewna uniwersalność, ale po przesłuchaniu całego „Kaukazu” o samym autorze jesteśmy w stanie powiedzieć dość niewiele. Nawet gdy wydaje się, że wchodzi w pewien poziom metaforyki, ostatecznie zdaje się mówić zaledwie „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”, „Uczymy się na błędach”, „Sięgam wyżej, chociaż rzeczywistość chce ściągać w dół” et cetera. Przydałoby się coś więcej.
O ile można mieć uwagi do rapera, o tyle selekcja bitów stoi na wyjątkowo wysokim poziomie. RAU daje intro w pozornie klasycznym stylu, jednak mocny swing i podejście do rytmiki po cichu wlewają tu elementy futuryzmu. BobAir w „Co dalej” oferuje banger w stylu, którego należy od niego oczekiwać – głośne, wychodzące na pierwszy plan werble kontrastujące z przestrzennie osadzonymi samplami i syntezatorami. Wrotas LifeView zaczyna „Tylko” ambientowym samplem, a następnie napędza go perkusją z Rolanda TR-808 i minimalistycznym azc nieźle dynamizującym całość basem. Słuchacz ostatecznie natrafia na refrenie na electro-r’n’b w stylu lat osiemdziesiątych, przywołujące skojarzenia chociażby z S.O.S Band. Do tamtej epoki w wydaniu o wiele bardziej depresjogennym nawiązuje Mr. Ed w dwuminutowym, instrumentalnym „Elbrusie”, który jest na tyle udany, że mógłby być uznany za wspólny utwór Jana Hammera i Vangelisa z czasów Blade Runnera.
Szpalowsky utrzymuje swoją dobrą formę w „Stać nas na więcej”, kontynuując stylistycznie to, co rozpoczął na epce „lEPiej późno niż później” z Medem MC: połączenie syntetycznego basu, schodzącego leadu z wysamplowanymi klawiszami, dopełnione klasycznie brzmiącym werblem położonym na trapowym bębnie działa tu wyjątkowo dobrze. Zaskakuje Mario Kontrargument, zwykle częstujący żywymi, bangerowymi bitami, w których czuć pierwiastek Bob Aira – tutaj otrzymujemy niemal cloudową rzecz, która wraz ze stonowanymi „Napisami końcowymi” od RAU tworzy idealny epilog krążka.
Niespecjalnie popisał się za to Jordah w utworze „Stare śmieci w mojej głowie” – owszem, potrafi uzyskać świetny vibe w bębnach prostymi środkami, ale oprócz nich nie oferuje zbyt wiele. Aranż opiera wyłącznie na przyspieszeniu hi-hatów, dodaniu irytującego syntha na refrenie oraz okazjonalnym skracaniu loopa – dobrze, że Hubert W. i Klarenz wiedzą doskonale jak swoją nawijką przyćmić nudę obecną w warstwie muzycznej. Reprezentant Małych Miast odkupuje się nieco numerem „Tytuł ocenzurowano”, opartym na ejtisowych, mocno zreverbowanych syntezatorach, ale złe wrażenie i tak pozostaje.
„Stare śmieci w mojej głowie” to tylko drobna rysa. Tak dużo miejsca poświęciłem warstwie produkcyjnej, gdyż to właśnie w bitach tkwi siła „Kaukazu”. Chociaż klimaty się zmieniają, a tempo poszczególnych tracków szlaja się od dwu- do trzycyfrowych, to całość jest niezwykle spójna. Od razu słychać, że Hubert W. miał pomysł na klimat krążka i w kwestii selekcji podkładów starał się bezkompromisowo trzymać swojego planu.
Ostatecznie najlepszym określeniem płyty Huberta W. jest słowo „solidna”. „Kaukaz” nie zmieni sceny, ale na pewno zyska sobie wielu sympatyków. To pozycja na tyle dobra, że nie dziwne, iż krążek został wydany przez Pierwszy Milion, ale jednocześnie nie powinny zdziwić komentarze mówiące, że przed członkiem Kontrargumentu czeka jeszcze trochę pracy. Jeżeli miałbym komuś ten album polecać, to przede wszystkim osobom, które potrafią wybaczyć drobne potknięcia z powodu wyjątkowego klimatu.Szkolna czwórka.
Komentarze