Pamiętam gdy w 2012 roku bardzo mocno zajarałem się pierwszą płytą producencką zielonogórskiego duetu NNFOF, choć tak naprawdę ich podkłady poznałem zdecydowanie wcześniej. Kawałki takie jak "Hymn Dzieci Rewolucji", "Prawdziwie I Dobitnie", "Obcy Z Planety Ziemia", a przede wszystkim "Zapomnij O Ulicach" na stałe zagościły w moich głośnikach. O sile obranego przez Siwskiego i Tykshtę stylu stanowi mocnarna perkusja, prezyzyjnie pocięte sample i to, co w tego typu produkcjach uważam za warunek konieczny - cuty i skrecze zaproszonych DJ-ów dopełniające dzieła zniszczenia. Gdziekolwiek na tracklistach odnalazłem tę nazwę składającą się z pięciu liter, siłą rzeczy wiedziałem czego mogę się spodziewać. Tak naprawdę 2015 rok przyniósł nie jedno, a dwa wydawnictwa, w których chłopaki maczali palce - jeśli chodzi o to drugie, mam tu na myśli swoiste "pożegnanie" z wkurwioną wersją Zeusa w ramach "Windy na 5. EP". A wracając do "No Name Fuck The Fame" - nie można odmówić duetowi pierwiastka niezależności, którzy "pierdoląc sławę" i wydawanie krążka w oficjalnym obiegu, zaprosili do współpracy zarówno młodych kotów, jak i starych wyjadaczy polskiej sceny, serwując słuchaczowi frontalne uderzenia wprost na szczękę, która wielokrotnie opada w dół. Bardzo dobra muzyka zawsze obroni się sama.
Co do odważnego wniosku z poprzedniego zdania nie mam wątpliwości w kontekście "No Name Fuck The Fame". Wypisanie wszystkich raperów zaangażowanych w ten projekt mija się z celem, toteż zwrócę szczególną uwagę na konkretne numery, składające się na tą bogatą, choć nie pozbawioną kilku drobnych potknięć tracklistę. Pierwszy strzał i wielkie pięć idzie w stronę Oxona i Revo. Pierwszy udzielił się na krążku dwukrotnie - najpierw w niezwykle bujającym i nad wyraz lekkim "Sztormie", by już ze swoim kompanem w kawałku "Nierówno Pod Sufitem" dać się poznać słuchaczowi w nieco bardziej wykręconej konwencji, dodatkowo podanej w technicznie bardzo wysokiej formie, z której słyną obaj krakowianie. Znalazło się również całkiem sporo miejsca na Młodych Wilków Popkillera, i to z kilku różnych edycji i w wielu konfiguracjach. "Niesmak" obsadzili Toster, JNR oraz Ad.M.a, przy gramofonowym akompaniamencie DJa Danka. I tutaj pierwsze produkcyjne zaskoczenie od NNFOF - bit muzycznie niejako stoi w opozycji do chociażby otwierającego krążek numeru "Fuck The Fame". Przede wszystkim Siwski i Tykshta postawili na bardziej przestrzenny i subtelniejszy, żeby nie poiwiedzieć nowoczesny podkład. Ani trochę nowoczesności, a moc i precyzję posiada kawałek "?!", do którego zaproszony został Janek Otsochodzi i ponownie DJ Danek. Młodzian usiadł na tym bicie jak zły, deklarując w drugiej zwrotce, że "rapu nie rzuci w kąt na pewno". Trzymam za słowo.
Bonson wespół z Greenem i DJem Percem dają popis w singlowym numerze "To Miasto Nienawidzi Nas" - pierwszy potwierdza wyborną tegoroczną formę za mikrofonem, a drugi podsycaja atmosferę oczekiwania na zapowiedziany projekt z Gresem. Podkład? Galopująca moc w najczystszej postaci, którą można śmiało postawić obok wspomnianego we wstępie "Hymnu Dzieci Rewolucji". Prawdziwe perełki natomiast znajdują się na pozycjach od 16 do 18. "Ulic Śpiew", "Drugie Życie" i "Jedna Myśl" - niesamowite numery, w zapętleniu od dwóch tygodni. Wśród udanych numerów należy odnotować "Sin City" Sariusa i DJa Bulba, "Replikanta" autorstwa Jeżozwierza oraz wielce niedocenianego Raka z ekipy DwaZera w numerze "Coś Takiego". Cieszy mnie, że znalało się również miejsce na dwa instrumentalne kawałki, w tym jeden w świetnej kooperacji z BeJotką i DJ Flipem. Stanowią one dla mnie chwilę wyciszenia przed następującymi po nich tornadami.
Nadszedł czas na rzucanie kamyczków do ogródka. Zupełnie nie siadł mi numer bożyszcza podziemia, jakim niewątpliwie jesy Laikike1. Niby "Normalna Sprawa" brzmi całkiem dobrze, jednakże koniec końców nie porywa. Podobne, aczkolwiek nieco lepsze mam odczucia co do PeeRZeta, Pyskatego oraz Hukosa i Ciry. W numerach, w których się pojawili nie miałem na szczęście ochoty skippowania. Skippowania natomiast nie uniknął kawałek "Eskapizm", będący kooperacją Rovera, Jopela i DJa Danka. Tutaj w moim przekonaniu nie udźwignął siły podkładu reprezentant Białegostoku. Szkoda, aczkolwiek liczę, że na nadchodzącym solowym krążku z kilkoma (bodajże) podkładami od NNFOF postara się wypaść zdecydowanie lepiej.
"No Name Fuck The Fame" jawi się jako projekt niewątpliwie przemyślany, spójny i udany. Młodzi reprezentanci polskiej sceny, wymieszani z tymi bardziej zasłużonymi i jedną wokalistką + kilkunastu (!) DJ-ów, których ślady osadzone zostały na rożonorodnych podkładach sprawiły, że drugi projekt zielonogórskiego duetu, w moim odczuciu jest w każdym elemencie lepszy, aniżeli krążek sprzed trzech lat. Ode mnie 4+ i gwarancja zapętlania całkiem pokaźnej ilości numerów.
Komentarze