W czasach, gdy klasycznie pojmowane graffiti mylone jest z błyszczącymi się muralami robionymi na zamówienie urzędników i gdy jego związki ze szczycącą się etosem czterech elementów kulturą hip-hopową są coraz mniejsze, znienacka pojawił się projekt Official Vandal. Kokot i Mixo, którzy na malowaniu zjedli zęby, przy producenckiej pomocy Szczura i pod egidą PROSTO nagrali album „Innocent”. Album, który dosadnie i stylowo przypomina, o co właściwie chodzi w całej tej zabawie.
Nie da się ukryć, że graffiti jest tym wątkiem, który przewija się przez całą płytę i który stanowi jej motyw przewodni. Zabieg to o tyle ryzykowny, że dla osób, dla których puszka sprayu kojarzy się co najwyżej z Banksym, będzie to po prostu dawka ponad siły. Z drugiej jednak strony – ci, którzy siedzą w temacie, będą mogli mieć z kolei problem z odstawieniem tego krążka nawet po n-tym odsłuchu. Nie przypominam sobie drugiego takiego materiału w Polsce, który tak mocno i wiarygodnie koncentrowałby się na graffiti – wszak warszawsko-wrocławski duet to nie jednosezonowcy, a ludzie oddani sprawie całym serduchem.
To słychać chociażby w świetnym, na maksa klasycznie brzmiącym singlu „One love”, będącym hołdem dla tych, co lubią sobie zrobić chromy i kolory, wholki, bombki, panele… Niekiedy klimat jest luźny i beztroski – jak w funkującym, pijackim „Alko i tagi”, niekiedy jednak adrenalina wskakuje na wyższe obroty. By się o tym przekonać, wystarczy posłuchać chociażby storytellingu „Madryt Berlin” – opisane w nim historie łapią się do kategorii tych zdecydowanie bardziej hardkorowych. Koniec końców, „Innocent” wydaje się być soundtrackiem raczej do bombienia metra niż wielogodzinnego rzeźbienia przy legalnych ściankach.
Nie kłamie jednak przygotowany przez wytwórnię opis, w którym czytamy, że ta płyta to również głos sprzeciwu wobec wszelkich norm, które narzuca władza, a z którymi Vandale się nie zgadzają. Rzeczywiście, Kokot i Mixo nie pozostawiają na systemie suchej nitki, obnażając jego słabości i dostarczając dość wnikliwe społeczne obserwacje, np. w kolejnym singlu „Zajechane twarze”. Nie przebierają przy tym w słowach – zwłaszcza w radykalnym numerze „Nietolerancja”, w którym gościnnie udzielili się Ratel, WB Motyv, Hemo. Goście to, swoją drogą, całkiem silny punkt tego albumu – począwszy od czytającego fragmenty paragrafów Sokoła, idąc dalej przez kozackie zwrotki m.in. Merda czy Rufuza (plus Ero, Bondar, Bael DCH, Hudy HZD), na DJ-ach (Kebs, Grubaz, Falcon, Black Belt Greg) kończąc.
O obu raperach raczej trudno powiedzieć, że ich warsztat powala na kolana – bo tak zwyczajnie nie jest. Nie zmienia to jednak faktu, że tak Kokot ze swoim regularnym, zdecydowanym flow, jak i bardziej charakterystyczny, agresywny Mixo, którego specyficzną barwę głosu trudno jest opisać – dobrze odnajdują się na bitach Szczura. Ten producent to zresztą postać, która również zasługuje na ciepłe słowa. To właśnie on utrzymał cały materiał w ryzach, nadając mu dynamiczny i spójny charakter, bazując na mocnych bębnach i nowojorskim sznycie. Cieplejsze sample przeplatają się tu z klimatem Mobb Deep, ciężkimi pianinkami i odrobiną nowoczesności („Adrenalina”).
Cieszy, że album taki jak ten się ukazał, i to jeszcze ukazał się w pełni oficjalnie w dużym labelu. Brakowało podobnych treści w polskim rapie – swoim bezkompromisowym przekazem Official Vandal zapełnia tę lukę. Obyło się bez pozowania i bez jakichś spektakularnych wpadek – i choć nie jest to debiut idealny, to z pewnością jednak bardzo udany.
Komentarze