Aż dziewięć lat musieliśmy czekać na nową solówkę Włodiego. Od czasu świetnego „W…” raper nagrał jeszcze dwie płyty z Molestą i jedną z Projektem Parias, które też trzeba zaliczyć do udanych, ale… Tak jak Vienio, Pelson czy Eldo radzą sobie w pojedynkę, tak Włodi również – i to do tego stopnia, że zaryzykuję stwierdzenie, że jego solo to jedna z lepszych rzeczy, jakie mogły spotkać polski rap AD 2014. I już na wstępie należy rozwiać wątpliwości – rzeczywiście mało co w tym roku będzie mogło się równać z „Wszystko z dymem”.
O tym, że Włodi jest jak wino, wiadomo od dłuższego czasu, a ten album jest tylko tego potwierdzeniem. Chwilę przed wkroczeniem w czterdziestkę nestor polskiej sceny operuje głosem w sposób mistrzowski. Niski, szorstki wokal zawsze był jego cechą rozpoznawalną, ale dopiero tutaj został on w pełni wyeksponowany. Dowodem na to niech będzie chociażby numer „Zapałki” – tekstowo nie tak mocny jak „Guzik” czy „Chmur drapacze”, ale opanowaniem i perfekcyjnym wyczuciem wolnego, cloudowego bitu DJ-a B – z kulminacją w postaci refrenu – wgniatający w ziemię.
DJ B to zresztą autor ponad połowy podkładów na „Wszystko z dymem” i zasługuje na nie mniejsze wyrazy uznania niż Włodi. Począwszy od energicznego singlowego „Procesu spalania”, idąc dalej przez mocno nowojorskie „Pod numerem trzecim”, zahaczając o pariasowe „W słońcu”, a kończąc na ciepłym, samplowanym brzmieniu „W drodze po towar” – wszystko się zazębia. Dwa bity dorzucili jeszcze The Returners, a po jednym – Stona i sam Evidence. Muzycznie album jest spójny i nawet (udanie) podążając za trendami zza Oceanu, nie traci klasycznego sznytu. Nieco z całością gryzie mi się jedynie „1996” – zarówno jeśli chodzi o podkład, jak i temat numeru, który może i jest fajnym wspominkowym numerem, ale nieco odchodzącym od konceptu płyty.
Mówiąc o warstwie tekstowej tego materiału, koniecznie trzeba wspomnieć, że nie jest to album na jeden raz. Po pierwszym odsłuchu można czuć lekki niedosyt – szczególnie jeśli jest się wyczulonym na rap o rapie. Z każdym kolejnym podejściem niedosyt pozostaje, ale już tylko ze względu na… ilość utworów, których jest ledwie 10, z czego dwa są jednozwrotkowe. Nie przeszkodziło to jednak Włodiemu zgrabnie skondensować treść – często bardzo osobistą i refleksyjną, zawsze wyważoną i nienagannie nawiniętą. Miłym akcentem jest prosty, ale doskonale przedstawiony storytelling „W drodze po towar”, w którym gospodarz nawet podśpiewuje i który może nasuwać delikatne skojarzenia z „Na żywo”. Gościnnie na krążku udzielili się Pelson i Vienio, W.E.N.A., Mielzky oraz Małpa, przy czym ostatnia trójka zaliczyła jedne z lepszych zwrotek w ostatnim czasie. W refrenie „Procesu spalania” w refrenie mamy jeszcze Danny’ego, który od niedawna występuje u raperów równie często co swego czasu Miodu, ale mimo to – jeszcze się nie przejadł.
Włodi nie zatrzymał się jak starzy koledzy, o których wspomina w jednym z kawałków, na pierwszej płycie Mobb Deep. Z każdym krążkiem coraz lepszy, rozsądnie dobierający słowa, mający ucho do bitów i – przede wszystkim – mający klasę. Nie wypada mi wystawiać ocen osobie, z której rapem po części dorastałem, napiszę więc tylko na koniec: „Wszystko z dymem” to bardzo dobra płyta. Słuchacze nie powinni być zawiedzeni.
Komentarze