Lato za oknem powoli dobiega końca. Ostatnie festiwale, grille na działkach, posiadówki z ziomkami, z zimnymi napojami i zielonymi roślinami dla wielu było wyznacznikiem beztroskiego czasu wakacji. Ktoś mógłby powiedzieć, że wszystko co dobre, szybko się kończy. Nie tym razem, gdy w sukurs przybywa nam muzyka, która od pierwszego do ostatniego dźwięku pozwala odpłynąć, odprężyć się i zarazem przywołać te najlepsze, wakacyjno-urlopowe dni. Reprezentant Wrocławia Bleiz proponuje nam swój "Grill-Funk Blues", który w adekwatny sposób umili czas, nie tylko teraz, ale również i deszczową jesienią, czy śnieżną zimą. Dlaczego tak uważam?
Otóż dlatego, że Bleiz doskonale zna przepis na letnie produkcje, połączone z luźnymi, ale i bardziej skłaniającymi do przemyśleń, linijkami. Tak jak w przypadku swojego pierwszego solowego wydawnictwa sprzed 6 lat, zatytułowanego po prostu "Grill-Funk" i wyprodukowanego w całości przez jednego producenta (Etena z Olsztyna), tak i swój najświeższy materiał powierzył w niemal w całości jednemu producentowi (jedynie bonusowy track wyprodukował wspomniany Eten) - Chmurokowi. Ma ten gość głowę to bitów. Każdy dźwięk, bez grama sampli, wygrywany z chirurgiczną precyzją, na dodatek podlany west coast'owym vibem sprawia, że czujemy to ciepło wylewające się z głośników. A zarazem "Grill-Funk Blues" brzmi bardzo spójnie. Wracając do użytego w tytule bluesa, będzie można go odnaleźć zarówno w muzyce Chmuroka, jak i wersach, które serwuje słuchaczowi Bleiz. Słaby bit? Nie znajdziemy tutaj takiego. Znajdziemy za to kawał świetnej roboty producenckiej, która nabrała odpowiedniego sznytu w Stanach Zjednoczonych pod czujnym okiem Steve'a Corrao. Na szczególne, w moim odczuciu, wyróżnienie zasługują podkłady w "Dreszczyku Emocji", "Spokoju" i "Dość".
Jaką formę prezentuje Bleiz? Konkretną. W porównaniu do "Grill-Funku" czy projektu "Wroakland Mixtape" z Prysem, mamy do czynienia z jego ewidentnym progresem. Kwintesencję tego, o czym nawija wrocławianin na bitach Chmuroka i jakie ma podejście do rapu, jak i wielu innych kwestii związanych z otaczającą rzeczywistością, znajdziemy w wspomnianym wyżej numerze p.t. "Dość", z refrenem Wiktora Włodarczyka. Rap w Polsce jest bardzo smutny, ludzie uwielbiają słuchać, jak życie kopie dupy. I nie sposób z tym stwierdzeniem się nie zgodzić. W podobnie poważniejszej konwencji jest utrzymany numer "Wiara?" z jednym z mocniejszych podkładów na trackliście. Oczywiście taki cały krążek nie jest - są letnie, mocno bujające numery, np. "Piekielny Żar", "Nie Błyszcz Mi", czy też "Kula Kurzu". Znajdują się również i bardziej sentymentalne kawałki, jak "Była Serca Biciem" i "Sentymentalny Deszcz". Przekrojówka w sferze tematyki, jak i klimatu numerów Bleiza dowodzi jego dojrzałość artystyczną. Nie mamy do czynienia, słuchając "Grill-Funk Blues" z kolokwialną "padaką na majku".
Gości mamy wielu, począwszy od wokalistów i wokalistek wspomagających Antka w refrenach, na raperach kończąc. Śpiewane refreny to zasługa Wiktora Włodarczyka, Katarzyny Osowskiej oraz raperów - Gedza, który świetnie zaśpiewał refren w singlowych "Rozterkach", Danny'ego z bardzo udanym refrenem w "Była Serca Biciem" czy Emesa z Egotrue i Grubego Józka w mocno prześmiewczym tracku "Nie Błyszcz Mi". Gościnne szesnastki natomiast należą do plejady artystów - BU, Łysonżiego, Procenta, Igorilli, Zioła, Mielzky'ego, Shota, Stasiaka i Kuby Knapa. Każdy z nich mocno przyłożył się do swojej zwrotki, a na szczególne wyróżnienie i podkreślenie zasługuje zwrotka Igorilli w tracku "Wrr" (w którym to pierwotnie miał się znaleźć również Jan Wyga) oraz Zioła w bardzo luźnym i przepalonym "Spokoju". Na koniec zostawiłem sobie numer wyprodukowany przez Etena, a więc bonusowy "Głęboki Oddech" z niezawodną Jazzy na refrenie. Olsztynianin wysmażył świetny bit, Bleiz rzucił wersy bez wczuty, a Magda magicznym śpiewem dopełniła ten idealny, letni numer.
I dojechaliśmy do końca. "Grill-Funk Blues" bez cienia wątpliwości pozwoli wydłużyć błogie letnie chwile na kolejne miesiące. Chmurok zaoferował świetne bity, Bleiz z gośćmi zadbał o warstwę liryczną, co razem daje album, który sprawdzi się o każdej porze roku. Krążków w takim klimacie mamy na polskiej scenie stosunkowo mało, ale jak już pojawiają się, to prezentują świetny poziom. Właśnie taki poziom prezentuje "Grill-Funk Blues" i należałoby ten fakt odpowiednio docenić. Ode mnie mocna piątka i wracam do Kalifornii.
Komentarze