Już mamy dostępny do odsłuchu czwarty solowy album Miuosha „Prosto przed siebie”. Trzeba przyznać, że MC przeszedł długą drogę, począwszy od ujawnienia się szerszej publiczności u boku Pokahontaz w „Za szybcy się wściekli” przez założenie Fandango aż do przeróżnych w stylu solówek. Styl tej jest hołdem dla klimatu lat dziewięćdziesiątych i według mnie jest najlepszym do tej pory dziełem Miuosha, ale nie powinniście mi wierzyć na słowo – siądźmy i policzmy.
O kilkanaście lat cofamy się już patrząc na okładkę. Cóż, twarz z dzieciństwa na zdjęciu tak jak u Nasa sugeruje często odsłonięcie bardziej prywatnej strony życia. Nie znaczy to, że tak jest u Miuosha, bo ogranicza on prywatne opowieści do emocji i historii związanych z rapem i ich poznawaniem jak w „Pierwszym pokoleniu”. Na „Prosto przed siebie” Miuosh definiuje siebie raczej przez metafory i stosunek do świata oraz miejsce, z którego pochodzi. Świetny „Reprezent” z Joką jest tego najlepszym przykładem. Poza tym w wielu kawałkach temat Katowic, wszechobecnej biedy i złych emocji międzyludzkich jest tematem wiodącym. Miuosh nie boi się i wali prosto z mostu, często wlewając w teksty sporą dawkę goryczy.
Wszystko to scalone jest energicznym, wręcz czasami krzyczanym rapem, który świetnie wypada w refrenach i przekazuje naprawdę dużo pozytywnej energii. Myślę, że to progres i cieszę się, że nie słyszę u katowickiego MC psychorapowego flow, którego nie tolerowałbym na dłuższą metę. Chociaż może Miuosh błyskotliwą techniką nie zaskakuje to jednak mocny, nacechowany emocjonalnie rap ze świetnymi metaforami jak w „Nie mamy skrzydeł” gromadzi mu coraz większe grono fanów. Słychać, że przy mikrofonie wypluwane są nie tylko płuca, ale zostawiane jest przy nim serce.
„Prosto przed siebie” ma jednak coś co decyduje o tym, że ta płyta to jedna z mocniejszych pozycji tego roku. Ten powód to dobrane przez Miuosha podkłady. Wspominałem o latach dziewięćdziesiątych, nie bez powodu. Mnóstwo tu klasycznych dźwięków, na mocnych bitach, w ucho rzucają się świetnie przyspieszone i pocięte wokalizy, które tworzą równowagę z agresywnym flow Miuosha. Co prawda, można by narzekać , że ten sampel był słyszany tu, a tamten tam, ale materiał jest tak spójny, że nijak to nie przeszkadza. To dużo mówi o poziomie produkcji, które raz dają energicznego kopa, za drugim przenoszą niezauważalnie w delikatny świat soulu.
Paradoksalnie, pomimo tego, że Miuosh cały czas jest w swoich tekstach realistą, niekiedy pełnym goryczy i bólu to jego kawałki są naprawdę pozytywne i zostawiają w głowie dużo konstruktywnych myśli. To w połączeniu ze świetną produkcją, między innymi produkcją wykonawczą, sprawia, że „Prosto przed siebie” nie zasługuje na traktowanie jej przyciskiem do skipowania. Stawiam piątkę.
Komentarze