Pułapka drugiego albumu po udanym debiucie złapała już wielu. Nie mieli do zaoferowania nic nowego, popadali w stagnację, wtórność lub też zbyt uginali pod ciężarem oczekiwań.
W wypadku Bobby'ego Raya nic takiego się nie zdarza a on sam uderza odważniej i bliżej temu, co znamy z wcześniejszych mixtape'ów.
"Adventures Of Bobby Ray" było przywitaniem z mainstreamem i strzałem w listy. Mocnym, konkretnym i przebojowym. "Nothin On You" atakowało nas z każdej strony a sam B.o.B z gościa, który na Hip Hop Kempie grał o 15:00 stał się graczem, który przerasta chyba obecnie finansowe możliwości festiwalu, nawet jako headliner. Przy drugim krążku dostał więc wolniejszą rękę, postanowił potwierdzić umiejętności, przekonać niedowiarków... i zrobił album, który jest dużo bardziej "jego".
Album, gdzie więcej mamy surowej jazdy ("MJ", "Strange Clouds"), osobistych, gorzkich tekstów ("So Hard To Breathe", "Where Are You"), ale który wciąż nie zapomina o hitach - "So Good" czy "Both Of Us" przecież nie zawodzą. Więcej tu więc różnorodności, więcej ukazania szalonej osobowości i muzycznych zajawek Boba, któremu daleko do standardowego rapera. To bardziej artysta pełną gębą, u którego rap stanowi jeden z głównych elementów. Nie dziwi więc zapowiedzenie rockowego albumu i jestem spokojny, że wyjdzie mu to dużo lepiej niż goszczącemu tu w tytułowym singlu Lil Wayne'owi.
Na razie mamy jednak "Strange Clouds", które sprawdzić warto bo nie jest kolejną taśmową produkcją mainstreamową. Jest albumem "jakimś" stworzonym przez dojrzałego i pewnego swojej drogi artystę, na którym znajdziemy i porcję przebojów i ekshibicjonizmu. Czwórka z małym plusikiem.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze