Już w przyszłym roku z nowym materiałem ma wrócić Endefis. To na pewno dobra wiadomość dla tych, którzy z utęsknieniem czekali na dawkę miejskiego, pozbawionego zadęcia ulicznego rapu. Jeżeli natomiast chcielibyście już teraz posłuchać czegoś na wzór Morwy czy Fenomenu, polecam sprawdzić album obecnego członka Endefisu - 1z2 "Nic Co Ludzkie".
Płyta ta wyszła przed siedmiu laty i, pozbawiona większej (jakiejkolwiek.) promocji, przeszła zupełnie bez echa. "Przegapifszy" jak w mordę strzelił.
Jeden z Dwóch to, paradoksalnie, jeden z setek tysięcy osób dorastających na warszawskich blokowiskach. Stamtąd wyniósł wiedzę i wartości. Tam poznał ludzkie ułomności, patologie, przekrój uczuć i emocji. Zasmakował życia - jego jasnych, jak i ciemnych stron. To wszystko wpłynęło na treści zawarte na tym materiale - dość przyziemny zbiór przemyśleń 24-letniego rapera, mającego unormowany kręgosłup moralny. To podróż przez skrajności - od wiary do zwątpienia, od marzeń do rzeczywistości. Szczególnie słychać to w singlowym "Nie wszystko", będącym - zlinczujcie mnie - jednym z trafniejszych, bardziej przejmujących obrazów społeczeństwa, jaki kiedykolwiek dane mi było usłyszeć w polskim rapie.
Warszawiak nie należy raczej do technicznych wirtuozów. Proste, szorstkie flow, raz stonowane, raz wręcz hardcore'owe, starające się twardo trzymać bitu, acz wyjątkowo ciężkostrawny akcent mu to uniemożliwiał. Nieco urozmaicenia wnieśli goście - mam na myśli Bartosza, Miexona i Chadę, bo już MyNieMy czy KRZ powodują, że palce niebezpiecznie dryfują nad przyciskiem "skip". Swojego wokalu użyczyły też dwie panie: Sylwia i A2A (znana z "Historii z Sąsiedztwa" Płomienia). Nawet jeśli były dobierane w myśl powszechnej zasady "potrzebujemy damskiego głosu, weźmy Kaśkę", nie zmienia to faktu, że obie wypadły bardzo pozytywnie.
Jeśli mowa o warstwie muzycznej, album ten jest swoistym wehikułem do czasów, w którym doskonalenie brzmienia nie było priorytetem, a i tak było w tym coś, co przykuwało uwagę. Mamy więc starego, dobrego Volta (tej krótkiej pętli i jedynej w swoim rodzaju perkusji w "Wolnej woli" nie da się pomylić z niczym), starych, jak zawsze dobrych Whitehouse'ów i dużo gorszego Szyhę. W ciężkiej aurze unosi się spokój, refleksja i nostalgia, niemniej jest i miejsce na uliczny banger w postaci "Mikrofonu fenomen".
Niby mało, a jednak tak wiele. W 2011 roku coś takiego by już nie przeszło, w 2004 - powinno zostać przyjęte z otwartymi rękami. Tak się nie stało, więc mimo wszystko czas nadrabiać zaległości. Choćby dlatego, że ten klimat już nigdy nie wróci. Klimat niepodrabialny.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze