Ok, przyznaję się, jestem psychofanem Dilated Peoples and affiliates, czekam z zapartym tchem na wszystkie ich projekty, jaram się najmniejszym singlem (TBC... to dla mnie przekot), mam vinyla z autografami Babu i Defari... Dlatego też chętnie sprawdziłem pierwsze solo Rakaa Iriscience. Piękna sprawa, myślałem, w końcu chłopak pokaże w pełni co potrafi.
Album jest w pełni poprawny. Lirycznie facet wzbija się na wyżyny, jego flow jest charakterystyczne, choć monotonne, tematyka raczej społeczno-polityczna. W sumie efekt jest taki, że dostaję to, czego oczekiwałem - mocną pozycję z szeregów klasycznego west-coast'owego undergroundu. Muzykę, która nie poleci w radio, chyba, że jest to radio internetowe albo stricte rapowe. I dobrze.
Większość przeciętnych słuchaczy może bowiem tej płyty nie zrozumieć, nie jest ona bowiem łatwa w odbiorze. Nie jest to oczywiście jej wada, wadą jest coś innego, związanego także z nieobecnością w rozgłośniach. Brakuje jej tak zwanego pierdolnięcia. Są oczywiście kawałki energetyczne, jak "Mean Streak" z niesamowitym Chali 2ną, ale nie jest to raczej materiał na singiel - jest zbyt chaotyczny.
Nigdy nie zgodzę się, że rzewna Delilah jest dobrym materiałem na lead single. Rakaa jest tu bardzo zaangażowany, uczuciowy (choć wcześniej nawija "Ev told me I could be more emo/Then I just laughed and said fuck that, we need more Preemo"), jednak nie potrafię tego długo słuchać. Nie ma kawałka, który by nas wcisnął fotel i zapadł w pamięć na długie lata. A miałem nadzieje, że cała płyta będzie taka, bo dokładnie to czułem po pierwszym przesłuchaniu "Weatherman" Evidence'a.
Dlatego duża ilość gości na płycie jest dla niej zbawienna. Jednak Iriscience nie bez powodu wydaje swoje pierwsze solo dopiero, gdy EV robi już drugie - jest świetnym raperem, ale jako numer dwa, dopełniający głos. Goście ratują więc płytę. Każdy bez wyjątku, KRS wali punchline'ami jak dawno już nie walił (choć ma krótką zwrotkę), Aloe i Mad Lion świetnie pasują do Rakaa, mimo tak różnych stylów, Krondon świetnie wykorzystany na psychodelicznym podkładzie...
Nie mówię, że kawałki solo są słabe, one po prostu nie są mocne. Są na pewno o poziom gorsze niż klasyki od Dilated, niż bangery od Evidence'a. Lecz nadal w mojej prywatnej ocenie stawia je to powyżej przeciętnej mainstream'u (zależy oczywiście jak zdefiniujemy mainstream). Są perełki jak "Mezcal" - Rakaa po hiszpańsku brzmi całkiem nieźle. Jest też posse-cut "Ambassador Slang", gdzie Iriscience wygląda na gwiazdę na tle nieznanych raperów i raperek (nie licząc Roscoe). Ale to za mało, żeby równać ten solo debiut z "Weatherman LP".
Niemniej na pewno solo warte sprawdzenia, a także powrotu po paru tygodniach, ponownego odsłuchu. Dlatego całkiem porządna czwórka temu albumowi się należy. Warto też czekać na coś nowego, może w końcu Expansion Team Soundsystem? Bity Babu przewijają się na tej produkcji, a Rakaa doskonale się na nich czuje - patrz C.T.D. Podsumowując - dla fanów DiLAted pozycja obowiązakowa podczas oczekiwania na "Cats and Dogs". A niech przedsmakiem tej produkcji będzie przekozacki "Aces High" z najlepszymi moim zdaniem raperami zachodniego wybrzeża alive.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze