Jeszcze nie tak dawno, gdyby powiedziano o powrocie Brand Nubian, to nikt prawdopodobnie nie miałby obaw o poziom ich nowej płyty. Problem pojawił się kilka dni temu, w momencie pojawienia się na rynku sequela do "Wild Cowboys" - solowego debiutu jednego z filarów tego klasycznego przecież składu - Sadata X.
Zeszłoroczne wyczyny dwóch głównych głównych raperów Brand Nubian - Grand Puby i właśnie Sadata X - dawały nadzieję na comeback i przyzwoity poziom wspólnego wydawnictwa. "Retroactive" Puby było jedną z najlepszych pozycji minionego roku, a "Brand New Bein'" tego drugiego, przeszło trochę niesłusznie niezauważone. Nadzieję na inny stan rzeczy, wniosła wieść o wydaniu w tym roku "Wild Cowboys II".
Jednym z głównych błędów ostatnich czasów, jest zapraszanie niezliczonej ilości gości na płytę. Za modą podążył także Sadat - na 16 kompozycji, samodzielnie rapuje tylko w 2. Wybaczalne by to było, gdyby featuringi od tak znakomitych postaci jak np. Rhymefest, AG czy Kurupt były dopieszczone i stały na wysokim poziomie. Jest zgoła inaczej. Wszyscy spisali się poniżej oczekiwań, szczególny zawód należy do Grand Puby i Lorda Jamara. Jeśli tak miałby wyglądać powrót ich grupy, to lepiej chyba jeszcze poczekać. A Sadat? Dostosował się do poziomu zaproszonych przez siebie gości. Jest słabo i można nawet stwierdzić, że prezentuje się tu najgorzej z wszystkich swoich solowych wydawnictw.
Lista producentów albumu na pierwszy rzut oka wydaje się imponująca. Są tu postacie, które 14 lat temu maczały palce przy jedynce jak Pete Rock, Diamond D i Buckwild, ale główną rolę odgrywają inni. Powracający powoli po latach posuchy do produkcji Nick Wiz i Sir Jinx (szczególnie dla tego drugiego należą się gromkie brawa), mało znani jak Will Tell i Grand Parks oraz stary wyga DJ Spinna. Niestety, ale same pseudonimy nic nie zdziałają. Wszystko jest tu nudne i oklepane, podobne patenty zastosowali już dawno temu OutKast oraz w zeszłym roku Dr Dre z Eminemem. I tylko Soul Brother, wspomniany Jinx i Buckwild jeszcze jako-tako ciągną produkcję, zwłaszcza ten pierwszy potrafi zaskoczyć. Takiego bangerowego beatu w nowoczesnym stylu od niego nie było dawno, o ile w ogóle.
Follow-upy do klasycznych albumów różnie wychodzą. Najczęściej są to próby nieudane, zwłaszcza jeśli pierwowzór dumnie nosi miano "klasyka". Zdarzają się jednak przypadki, że można udźwignąć presję, za co niech posłuży przykład Raekwona i jego "Only Built 4 Cuban Linx... pt. II" sprzed kilku miesięcy. "Wild Cowboys II" znajduje się jednak po drugiej stronie barykady i chyba tylko sam Derek Murphy liczył na to, że magia tytułu zadziała sama. Niestety, tak nie jest. Wielkie rozczarowanie nie pozwala wystawić oceny wyższej niż dwa. Parę małych przebłysków od osób zaprzyjaźnionych z raperem, to stanowczo za mało.
Newsletter
Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!
Komentarze