Tęskniłem za Tobą Kano. Już tyle lat minęło od „Method to the Madness”, że miałem obawy związane z końcem Twojej kariery.
Ostatni longplay do tej pory mi się podoba i od czasu do czasu z przyjemnością do niego wracam. To jednak nie zastąpi pragnienia nowej muzyki od jednego z najlepszych w historii grime'u. Na szczęście oczekiwania mamy za sobą i Kano wypuścił swoją piątą długogrającą płytę.
Muszę przyznać, ze lata mijają, a on wciąż daje radę. Po raz kolejny opiera swoje nawijki o szeroki wachlarz podkładów. Począwszy od twardszych momentów jak np. „Banger” przez oszczędny grime na „3 Wheels-Up”, po bardziej melancholijne „Roadman's Hymn”. Mamy też tu trochę zalatującego Ameryką „This is England”. Można powiedzieć, że bliżej tej płycie do debiutu czy ostatniego wydawnictwa londyńczyka, niż do „140 Grime Street”. Coś pomiędzy typową, grime'ową estetyką, a „Black and White”. Muzyka wpada w ucho, ale nie jest jarmarczna.
Kano jest dużo dojrzalszy niż na poprzednich krążkach. Lata niebytu (poza epką i kilkoma gościnkami) pokazuję różnicę w charakterze rapera. Jest miejsce na sentymentalną podróż do przeszłości i porównanie z terażniejszością, kiedy to wielu znajomych odwróciło się od niego, gdy ten stał się znany, czy opowieść o jego relacjach z siostrą. Wybrzmiewa z tego duża dojrzałość i chęć naprawy tego, co nie do końca poszło po myśli. Lirycznie jest bardzo dobrze, a jedynie do czego mógłbym się przyczepić, to do nijakiego „Roadman's Hymn”.
Cieszy powrót Kano. „Made in the Manor” to kolejna świetna pozycja z UK obok „Snakes and Ladders” czy „Integrity”. To co jest jego siłą to dojrzałość oraz dobór odpowiednich podkładów. Co prawda są tutaj utwory mające mniejszy repeat value, jak np. „Deep Blues” i „Endz” i wspomniany „Roadman's Hymn”, ale nie można powiedzieć, że jest tu coś całkowicie zbędnego. „Made in the Manor” to powrót w chwale i tak powinien zostać traktowany. Nie ma co prawda siły debiutu, ale na mocne 4+ zasługuje.
Komentarze