Popkiller
2022

GŁOSOWANIE

News Świat

popkiller.kingapp.plFox "Fox Box" - recenzja
Data publikacji 2014-01-04
Marcin Gontarz
Marcin Gontarz
Ulica
Wytwórnia Kayax jest jedną z nielicznych ostoi elektroniki na polskim rynku fonograficznym. Na początek 2010 pani Katarzyna Szczot znana także pod pseudonimem Kayah (bo to ona jest właścicielką wytwórni) zaproponowała nam dobrze znaną na polskiej scenie Novikę ("Lovefinder"), oraz płytę artysty kryjącego się pod pseudonimem Fox.

Płyta "Fox Box" jest jego pierwszym autorskim projektem, ale jeśli połączymy ze sobą parę luźnych kropek szybko połapiemy się kim jest ów szczwany lisek i że wcale nie taki z niego znowu debiutant. Michał Król (bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko) ma na swoim koncie numery z takimi artystami jak Maria Peszek czy Kayah, co daje nam pewność, że nie obcujemy tu z amatorem.

Odpalając płytę wchodzimy w świat syntezatorów i cyfrowych dźwięków, minimalistycznych pętli i długich, ciepłych atmosfer naprzeciw krótkich melodyjnych basów i energetyzujących leadów oraz klubowych, rytmicznych uderzeń zmienianych przez połamane perkusje. Zanim wciśniemy "play", możemy zdecydować się którą drogą pójdziemy i w zależności od nastroju wyluzować, bądź złapać trochę pozytywu. Nie nastawiajcie się jednak na wielkie klubowe szaleństwo - przy tej płycie raczej nie zatańczycie się na śmierć, za to można posłuchać jej w samochodzie czy podczas porannej trasy do szkoły/pracy.

Super sympatycznym utworem jest "Belly of the Beast" z Buniem (zdrowy jak dobra witaminka), a "Friend in need" (feat. Sqbass) dał mi nadzieję na dobry, polski garage. Partii basu z "Whatever", mimo iż jest to tylko pięć nutek, można słuchać w kółko, a "Ducking and Diving" całkiem zgrabnie (ale tylko "całkiem") łączy żywe instrumenty z elektroniką i funkowym zacięciem. Trochę niemiłe wrażenie pozostawia po sobie "Mind goes blank" - połamana perkusja, sekcje dęte plus syntezator i nie tyle rapowanie, co recytacja - to Fox i Organek, czy The Streets? Zdecydowanie więcej emocji niosą ze sobą tajemnicze i klimatyczne utwory takiej jak "Leap in time" z Marsiją, czy "Farewell" z gościnnym udziałem Natalii Lubrano. Słuchając ich możemy zatopić się w dźwiękach i po prostu czerpać przyjemność ze słuchania muzyki.

Pamiętajcie jednak, aby nie dać się zmylić. Nawet jeśli pierwsze takty są dość powolne i ospałe, to utwory mają tendencje do rozkręcania się w odpowiednim momencie. Szkoda, że Fox nie zdecydował się na żadną zabawę z kreacją dźwięków. Brzmienia oferowane słuchaczowi nie różnią się zbytnio od standardów, w jakie wyposażone są ogólnodostępne syntezatory. Jak wiadomo komputery i różne sposoby syntezy dźwięków dają producentom nieograniczone możliwości, a elektronikę na "Fox Box" nazwałbym poprawną, ale nie zaskakującą.

Na swój debiutancki krążek Fox zaprosił kolegów z wytwórni (Novika, Maria Peszek, Natalia Lubrano z zespołu Miloopa) oraz paru mniej lub bardziej znanych artystów działających w oceanach muzycznych mniej lub bardziej zbliżonych do "foxowego" klimatu (M.Bunio z Dick4Dick, Sqbass, czy Organek z Sofy). Zdecydowanie najlepiej na płycie wypada pierwsza dama polskiej elektroniki czyli Marta Nowicka. Nie kwestionuję talentu czy techniki innych wykonawców, ale jej ciepły i miękki wokal wspaniale współgra z cyfrowymi brzmieniami. Żadnemu z artystów pojawiających się na płycie nie udało się stworzyć takiej syntezy z podkładem. Na koniec wielki plus dla samej wytwórni. Ci, którzy kupią płytę otrzymają elegancki digibox na błyszczącym, śliskim papierze z minimalistyczną szatą graficzną i wkładką z tekstami. Bez wstydu można dorzucić płytę do reszty kolekcji - szkolne 4+.

Komentarze

Będziemy używać tego zamiast twojego imienia i nazwiska

Newsletter


Chcesz być na bieżąco? Nasz newsletter wyeliminuje wszystkie szumy i pozwoli skupić się na tym, co w muzyce naprawdę wartościowe. Zero spamu, same konkrety! I tylko wtedy, gdy faktycznie warto!