Płyta "Fox Box" jest jego pierwszym autorskim projektem, ale jeśli połączymy ze sobą parę luźnych kropek szybko połapiemy się kim jest ów szczwany lisek i że wcale nie taki z niego znowu debiutant. Michał Król (bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko) ma na swoim koncie numery z takimi artystami jak Maria Peszek czy Kayah, co daje nam pewność, że nie obcujemy tu z amatorem.
Odpalając płytę wchodzimy w świat syntezatorów i cyfrowych dźwięków, minimalistycznych pętli i długich, ciepłych atmosfer naprzeciw krótkich melodyjnych basów i energetyzujących leadów oraz klubowych, rytmicznych uderzeń zmienianych przez połamane perkusje. Zanim wciśniemy "play", możemy zdecydować się którą drogą pójdziemy i w zależności od nastroju wyluzować, bądź złapać trochę pozytywu. Nie nastawiajcie się jednak na wielkie klubowe szaleństwo - przy tej płycie raczej nie zatańczycie się na śmierć, za to można posłuchać jej w samochodzie czy podczas porannej trasy do szkoły/pracy.
Super sympatycznym utworem jest "Belly of the Beast" z Buniem (zdrowy jak dobra witaminka), a "Friend in need" (feat. Sqbass) dał mi nadzieję na dobry, polski garage. Partii basu z "Whatever", mimo iż jest to tylko pięć nutek, można słuchać w kółko, a "Ducking and Diving" całkiem zgrabnie (ale tylko "całkiem") łączy żywe instrumenty z elektroniką i funkowym zacięciem. Trochę niemiłe wrażenie pozostawia po sobie "Mind goes blank" - połamana perkusja, sekcje dęte plus syntezator i nie tyle rapowanie, co recytacja - to Fox i Organek, czy The Streets? Zdecydowanie więcej emocji niosą ze sobą tajemnicze i klimatyczne utwory takiej jak "Leap in time" z Marsiją, czy "Farewell" z gościnnym udziałem Natalii Lubrano. Słuchając ich możemy zatopić się w dźwiękach i po prostu czerpać przyjemność ze słuchania muzyki.
Pamiętajcie jednak, aby nie dać się zmylić. Nawet jeśli pierwsze takty są dość powolne i ospałe, to utwory mają tendencje do rozkręcania się w odpowiednim momencie. Szkoda, że Fox nie zdecydował się na żadną zabawę z kreacją dźwięków. Brzmienia oferowane słuchaczowi nie różnią się zbytnio od standardów, w jakie wyposażone są ogólnodostępne syntezatory. Jak wiadomo komputery i różne sposoby syntezy dźwięków dają producentom nieograniczone możliwości, a elektronikę na "Fox Box" nazwałbym poprawną, ale nie zaskakującą.
Na swój debiutancki krążek Fox zaprosił kolegów z wytwórni (Novika, Maria Peszek, Natalia Lubrano z zespołu Miloopa) oraz paru mniej lub bardziej znanych artystów działających w oceanach muzycznych mniej lub bardziej zbliżonych do "foxowego" klimatu (M.Bunio z Dick4Dick, Sqbass, czy Organek z Sofy). Zdecydowanie najlepiej na płycie wypada pierwsza dama polskiej elektroniki czyli Marta Nowicka. Nie kwestionuję talentu czy techniki innych wykonawców, ale jej ciepły i miękki wokal wspaniale współgra z cyfrowymi brzmieniami. Żadnemu z artystów pojawiających się na płycie nie udało się stworzyć takiej syntezy z podkładem. Na koniec wielki plus dla samej wytwórni. Ci, którzy kupią płytę otrzymają elegancki digibox na błyszczącym, śliskim papierze z minimalistyczną szatą graficzną i wkładką z tekstami. Bez wstydu można dorzucić płytę do reszty kolekcji - szkolne 4+.
Komentarze