popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Take A Ridehttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/32614/Take-A-RideNovember 15, 2024, 1:46 ampl_PL © 2024 Admin stronyJayo Felony "Take A Ride" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2020-05-01,jayo-felony-take-a-ride-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-05-01,jayo-felony-take-a-ride-klasyk-na-weekendMay 1, 2020, 4:01 pmPaweł MiedzielecNie ma co ukrywać, że lata 1994-1996 to czasy absolutnej dominacji zachodniego wybrzeża na mapie hip-hopu – zarówno pod kątem sprzedażowym, jak i samej popularności. W samym środku tego gorącego wydawniczo okresu, do głosu dochodzi również w końcu Jayo Felony, wypuszczając wiosną 1995 roku nakładem JMJ Records swój debiutancki krążek "Take A Ride". Płyta szybko zostaje doceniona przez fanów i krytyków, stając się klasykiem G-Funk ery. Paradoksalnie jednak, z biegiem lat został zarazem jednym z najbardziej niedocenionych oraz pomijanych arcydzieł, jakie ukazały się w epoce zdominowanej przez wykręcone piszczały i ciężko uderzające basy. Dlaczego zatem album, będący osobistym faworytem pewnie w niejednej kolekcji fana kalifornijskiego gangsta rapu, nie odniósł sukcesu komercyjnego na poziomie równym debiutu Tha Dogg Pound, czy pierwszego solo Warrena G?Niestety to LP obnażyło całą niemoc wytwórni Def Jam – która poprzez swoją dywizję Rush Associated Labels, wspierała marketingowo JMJ Records, do promowania artystów spoza wschodniego wybrzeża. Wystarczy przypomnieć sobie perturbacje towarzyszące premierom płyt WC, The Dove Shack, South Central Cartel, Richie Richa czy Twinz, a nawet Scarface’a, by gołym okiem zauważyć że Def Jam West i South nigdy nie angażowały się pod kątem promocji w równym stopniu, co główny oddział przy wydawaniu krążków nowojorskich raperów. Nie przeszkodziło to jednak w osiągnięciu przez "Take a Ride" kultowego statusu wśród zdecydowanej większości słuchaczy g-funkowego nurtu.Klimatyczny wstęp wprowadza nas w narrację albumu, który zaczyna się z przytupem dzięki otwierającemu „The Loc Is On His Own” – singlowej odzie dla ziomków z penitencjarki, opisującej więzienny żywot zza krat California Youth Authority i utrudniony przez tokontakt z najbliższymi. Generalnie po samych nazwach kawałków można się domyślić, że w tekstach przewijają się głównie gangsterskie opowieści o śmierci, narkotykach i przemocy, które wypełniają najmroczniejsze zakamarki San Diego. Ze znaną sobie liryczną gracją, Bullet Loco kreśli nam w "Imma Keep Bangin'" własną aktywność jako członek jednego z setów Crips, by za chwilę przy pomocy "Homicide" zobrazować nam kulisy przestępczości na swoim podwórku. Bluesowy akompaniament utworu perfekcyjnie wprowadza nas po drodze przez "Love Boat" (które pewnie znajdzie uznanie głównie w uszach miłośników jarania PCP) w leniwy klimat "Sherm Stick" – bezsprzecznie największej perełki na krążku i jednego z najlepszych kawałków w artystycznym dorobku Jayo Felony. "Brothas & Sistas", lub jak kto woli – "Niggas And Bitches" - zapożyczone z sountracku do "Jason’s Lyric", czy "Bitch I’m Through" to kolejne numery o trudnościach w relacjach damsko-męskich, które można traktować jako chwilowy przerywnik i odskocznię od motywu przewodniego płyty, jakim jest gangbang shit (on Crip). Dzięki mrocznej gitarze elektrycznej rozbrzmiewającej w "Can’t Keep A Gee Down" oraz "Day 1" szybko jednak wracamy z contentem na właściwe tory, lądując przy dźwiękach fortepianu za kratami "Penitentiary Bound", gdzie rozgrywa się prawdziwa szkoła przetrwania. To właśnie zakładzie karnym Bullet Loco musi zmierzyć się z rasizmem strażników, opisanym w "Don’t Call Me Nigga", zaś lekarstwem na całe zło i odskocznią od stresu oraz problemów psychologicznych wydają się być jedynie używki. Tak przynajmniej przedstawia nam to na "They Got Me On My Medication", rozszerzając jeszcze swoją prywatną listę rozweselaczy o dobrą muzykę w rytmie g-funku i letni cruising przez miasto w zamykających krążek "Funk 2 Da Head" oraz tytułowym "Take A Ride".Płycie tak naprawdę nie brakuje niczego. Pod kątem lirycznym stoi na dużo wyższym poziomie niż wydawane w tamtym okresie albumy g-funkowe – głównie za sprawą rapu gospodarza, który jest tekściarzem w krwi i kości, potrafiącym na swój unikalny sposób opowiedzieć wydawać by się mogło dość płytką oraz ograną już tematykę. Świetna zabawa słowem, leniwe flow z wrzucanymi miejscami przyśpieszeniami, a nawet lekkimi podśpiewkami tu i ówdzie sprawiają, że rap Bullet Loco jest po prostu inny, ciekawszy. Jego storytelling na temat ulicznego życia potrafi wciągnąć słuchacza, a opowieści o życiu penitencjarnym które zna od podszewki, pozwalają zatrzymać go na dłużej przy sobie. Podobnie jak wylewane z żalem frustracje, związane z całym amerykańskim systemem prawnym połowy lat 90-tych, które tak doskonale tu uwypuklił.Muzycznie także nie ma się do czego przyczepić. Dominuje tutaj g-funkowe brzmienie, z którego West Coast słynął w tych latach, zaskarbiając sobie coraz to nowsze rzesze sympatyków. Dzięki głębokim basom, ciężkim werblom i wszechobecnym syntezatorom, płyta weszła do kanonu gatunku pomimo tego, że ilość instrumentów obecnych na bitach nie jest tak obszerna, jak chociażby w produkcjach DJ Quika. Dominuje tu jednak bardziej ponury G-Funk, pełny mroczniejszych elementów, które cementują wizerunek Jayo Felony jako not to be fucked with. Słychać też nieco samplowanej klasyki (George Clinton, Teddy Pendergrass), bez której żadna tego typu płyta nie ma racji bytu. Co ciekawe, oprócz roli wydawcy i producenta wykonawczego, Jam Master Jay udzielił tu również pomocy w sferze produkcyjnej, stając za konsolą prawie połowy dostępnych na krążku utworów i dostarczając na album g-funkowe bomby najgrubszego kalibru ("Sherm Stick", "Imma Keep Bangin'", "Take A RIde"). Dzielnie wspierają go w tym Marlin Wiggins, Tony "T-Funk" Pearyer, Randy Allen i Prodagee Productions, a całość tworzy spójną muzycznie konsystencję, gdzie nawet motywy użyte w skreczach wydają się być idealnie dopasowane."Take A Ride" to dla wielu perła gatunku i materiał kompletny, pozbawiony słabszych momentów czy kawałków, które trzeba by usilnie skipować. Osobiście uważam go za niedoceniony klasyk – bardzo dopracowany przede wszystkim pod kątem lirycznym i mogący umknąć Waszemu radarowi w zalewie naprawdę mistrzowskich płyt z datą wydania wskazującą na rocznik 1995. Niestety ogrom konkurencji połączony z brakiem należytej promocji sprawiły, że premierę materiału przespało wiele osób i do dzisiaj łatwo go przeoczyć nadrabiając muzyczne zaległości. Niezależnie od tego, jest to pozycja obowiązkowa na półce każdego fana rapu z zachodniego wybrzeża, bo przed wydanie "Take A RIde" Jayo umieścił Daygo na mapie liczących się ośrodków hip-hopowych i mam nadzieję, że doczekamy się kiedyś reedycji tego albumu z prawdziwego zdarzenia, na której w formie bonusu Bullet dorzuci także "Zoom Zooms And Wam Wam", "Livin’ Foe Them 4 Thangz", "Piss On Your Tombstone" oraz oryginalną wersję "Imma Keep Bangin'" w należytej jakości. Loco! Nie ma co ukrywać, że lata 1994-1996 to czasy absolutnej dominacji zachodniego wybrzeża na mapie hip-hopu – zarówno pod kątem sprzedażowym, jak i samej popularności. W samym środku tego gorącego wydawniczo okresu, do głosu dochodzi również w końcu Jayo Felony, wypuszczając wiosną 1995 roku nakładem JMJ Records swój debiutancki krążek "Take A Ride". Płyta szybko zostaje doceniona przez fanów i krytyków, stając się klasykiem G-Funk ery. Paradoksalnie jednak, z biegiem lat został zarazem jednym z najbardziej niedocenionych oraz pomijanych arcydzieł, jakie ukazały się w epoce zdominowanej przez wykręcone piszczały i ciężko uderzające basy. Dlaczego zatem album, będący osobistym faworytem pewnie w niejednej kolekcji fana kalifornijskiego gangsta rapu, nie odniósł sukcesu komercyjnego na poziomie równym debiutu Tha Dogg Pound, czy pierwszego solo Warrena G?

Niestety to LP obnażyło całą niemoc wytwórni Def Jam – która poprzez swoją dywizję Rush Associated Labels, wspierała marketingowo JMJ Records, do promowania artystów spoza wschodniego wybrzeża. Wystarczy przypomnieć sobie perturbacje towarzyszące premierom płyt WC, The Dove Shack, South Central Cartel, Richie Richa czy Twinz, a nawet Scarface’a, by gołym okiem zauważyć że Def Jam West i South nigdy nie angażowały się pod kątem promocji w równym stopniu, co główny oddział przy wydawaniu krążków nowojorskich raperów. Nie przeszkodziło to jednak w osiągnięciu przez "Take a Ride" kultowego statusu wśród zdecydowanej większości słuchaczy g-funkowego nurtu.

Klimatyczny wstęp wprowadza nas w narrację albumu, który zaczyna się z przytupem dzięki otwierającemu „The Loc Is On His Own” – singlowej odzie dla ziomków z penitencjarki, opisującej więzienny żywot zza krat California Youth Authority i utrudniony przez tokontakt z najbliższymi. Generalnie po samych nazwach kawałków można się domyślić, że w tekstach przewijają się głównie gangsterskie opowieści o śmierci, narkotykach i przemocy, które wypełniają najmroczniejsze zakamarki San Diego. Ze znaną sobie liryczną gracją, Bullet Loco kreśli nam w "Imma Keep Bangin'" własną aktywność jako członek jednego z setów Crips, by za chwilę przy pomocy "Homicide" zobrazować nam kulisy przestępczości na swoim podwórku. Bluesowy akompaniament utworu perfekcyjnie wprowadza nas po drodze przez "Love Boat" (które pewnie znajdzie uznanie głównie w uszach miłośników jarania PCP) w leniwy klimat "Sherm Stick" – bezsprzecznie największej perełki na krążku i jednego z najlepszych kawałków w artystycznym dorobku Jayo Felony. "Brothas & Sistas", lub jak kto woli – "Niggas And Bitches" - zapożyczone z sountracku do "Jason’s Lyric", czy "Bitch I’m Through" to kolejne numery o trudnościach w relacjach damsko-męskich, które można traktować jako chwilowy przerywnik i odskocznię od motywu przewodniego płyty, jakim jest gangbang shit (on Crip). Dzięki mrocznej gitarze elektrycznej rozbrzmiewającej w "Can’t Keep A Gee Down" oraz "Day 1" szybko jednak wracamy z contentem na właściwe tory, lądując przy dźwiękach fortepianu za kratami "Penitentiary Bound", gdzie rozgrywa się prawdziwa szkoła przetrwania. To właśnie zakładzie karnym Bullet Loco musi zmierzyć się z rasizmem strażników, opisanym w "Don’t Call Me Nigga", zaś lekarstwem na całe zło i odskocznią od stresu oraz problemów psychologicznych wydają się być jedynie używki. Tak przynajmniej przedstawia nam to na "They Got Me On My Medication", rozszerzając jeszcze swoją prywatną listę rozweselaczy o dobrą muzykę w rytmie g-funku i letni cruising przez miasto w zamykających krążek "Funk 2 Da Head" oraz tytułowym "Take A Ride".

Płycie tak naprawdę nie brakuje niczego. Pod kątem lirycznym stoi na dużo wyższym poziomie niż wydawane w tamtym okresie albumy g-funkowe – głównie za sprawą rapu gospodarza, który jest tekściarzem w krwi i kości, potrafiącym na swój unikalny sposób opowiedzieć wydawać by się mogło dość płytką oraz ograną już tematykę. Świetna zabawa słowem, leniwe flow z wrzucanymi miejscami przyśpieszeniami, a nawet lekkimi podśpiewkami tu i ówdzie sprawiają, że rap Bullet Loco jest po prostu inny, ciekawszy. Jego storytelling na temat ulicznego życia potrafi wciągnąć słuchacza, a opowieści o życiu penitencjarnym które zna od podszewki, pozwalają zatrzymać go na dłużej przy sobie. Podobnie jak wylewane z żalem frustracje, związane z całym amerykańskim systemem prawnym połowy lat 90-tych, które tak doskonale tu uwypuklił.

Muzycznie także nie ma się do czego przyczepić. Dominuje tutaj g-funkowe brzmienie, z którego West Coast słynął w tych latach, zaskarbiając sobie coraz to nowsze rzesze sympatyków. Dzięki głębokim basom, ciężkim werblom i wszechobecnym syntezatorom, płyta weszła do kanonu gatunku pomimo tego, że ilość instrumentów obecnych na bitach nie jest tak obszerna, jak chociażby w produkcjach DJ Quika. Dominuje tu jednak bardziej ponury G-Funk, pełny mroczniejszych elementów, które cementują wizerunek Jayo Felony jako not to be fucked with. Słychać też nieco samplowanej klasyki (George Clinton, Teddy Pendergrass), bez której żadna tego typu płyta nie ma racji bytu. Co ciekawe, oprócz roli wydawcy i producenta wykonawczego, Jam Master Jay udzielił tu również pomocy w sferze produkcyjnej, stając za konsolą prawie połowy dostępnych na krążku utworów i dostarczając na album g-funkowe bomby najgrubszego kalibru ("Sherm Stick", "Imma Keep Bangin'", "Take A RIde"). Dzielnie wspierają go w tym Marlin Wiggins, Tony "T-Funk" Pearyer, Randy Allen i Prodagee Productions, a całość tworzy spójną muzycznie konsystencję, gdzie nawet motywy użyte w skreczach wydają się być idealnie dopasowane.

"Take A Ride"to dla wielu perła gatunku i materiał kompletny, pozbawiony słabszych momentów czy kawałków, które trzeba by usilnie skipować. Osobiście uważam go za niedoceniony klasyk – bardzo dopracowany przede wszystkim pod kątem lirycznym i mogący umknąć Waszemu radarowi w zalewie naprawdę mistrzowskich płyt z datą wydania wskazującą na rocznik 1995. Niestety ogrom konkurencji połączony z brakiem należytej promocji sprawiły, że premierę materiału przespało wiele osób i do dzisiaj łatwo go przeoczyć nadrabiając muzyczne zaległości. Niezależnie od tego, jest to pozycja obowiązkowa na półce każdego fana rapu z zachodniego wybrzeża, bo przed wydanie "Take A RIde" Jayo umieścił Daygo na mapie liczących się ośrodków hip-hopowych i mam nadzieję, że doczekamy się kiedyś reedycji tego albumu z prawdziwego zdarzenia, na której w formie bonusu Bullet dorzuci także "Zoom Zooms And Wam Wam", "Livin’ Foe Them 4 Thangz", "Piss On Your Tombstone" oraz oryginalną wersję "Imma Keep Bangin'" w należytej jakości. Loco!

]]>
Jayo Felony "The Loc Is On His Own" (Diggin' In The Videos #365)https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-28,jayo-felony-the-loc-is-on-his-own-diggin-in-the-videos-365https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-28,jayo-felony-the-loc-is-on-his-own-diggin-in-the-videos-365April 28, 2020, 2:35 pmPaweł MiedzielecDzisiejszym wpisem przenosimy się do roku 1995, kiedy swoją premierę ma już debiutancki album Jayo Felony - "Take A Ride", któremu więcej miejsca poświęcę w osobnym wpisie. Płyta szybko staje się kamienien milowym w ówczesnej karierze rapera, a jednym z najjaśniejszych momentów na krążku jest bez wątpienia otwierający całe LP utwór "The Loc Is On His Own", który szybko wędruje na singiel mający wesprzeć promocyjnie cały materiał i pociągnąć go dalej sprzedażowo.Piękna, laidbackowa produkcja z piszczałami od Prodagee Productions, zgrabnie wykorzystująca dorobek George'a Clintona i P-Funk All Stars w postaci sampla z utworu "T.A.P.O.A.F.O.M. (Fly Away)", po który niecały rok później sięgnie również Big Myke przy okazji pracy nad własnym kawałkiem "All Uv It" na poczet ścieżki dźwiękowej do filmu "Sunset Park". Pierwsze skrzypce w tym numerze gra jednak Bullet Loco, który pokazując pełnię swoich lirycznych możliwości, gniecie świetny bit jeszcze lepszą warstwą liryczną."The Loc Is On His Own" to utwór kompletny, mający w sobie wszystko, co powinno cechować ponadczasowe nagranie - unikalny koncept, świetną treść, mistrzowskie wykonanie i ładne opakowanie w postaci obrazka, który wizualizuje nam całość zdarzeń w tekście. Sam zainteresowany tak po latach wspominał proces twórczy nad tym kawałkiem:Chciałem nagrać numer dla ludzi, którzy przebywają z dala od domu. Nie koniecznie w więzieniu. bo możesz być gdziekolwiek - np. w collage'u... Jesteś z dala od swoich bliskich, którzy sponsorują Twój pobyt, a Ty nie możesz nawet zadzwonić do nich tak często jakbyś chciał. Każdy kto kiedykolwiek przeżył dłuższą rozłąkę z życzliwymi mu osobami, może utożsamić się z tym kawałkiem. Szczególnie będąc osadzonym, bo to już w ogóle pokręcona sytuacja... osoby z zewnątrz nie zdają sobie sprawy, na jak absurdalnie wysokim poziomie są połączenia z zakładu, ale tak ten system jest skonstruowany. Dlatego chciałem, by ludzie poczuli to uczucie odseparowania i towarzyszące temu emocje kiedy nagrywałem ten track... To wciąż jeden z moich ulubionych utwórów w karierze."Singiel swoją kreatywnością nadal bije na głowę większość wypuszczanych obecnie rzeczy, choć ciężko uwierzyć że od momentu jego powstania minęło już ćwierć wieku. Jeśli zatem dopiero zaczynasz swoją przygodę z rapem Jayo Felony - "The Loc Is On His Own" będzie dla Ciebie idealnym otwarciem i ciężko wyobrazić sobie lepszy start w poznawaniu dyskografii jakiegokolwiek artysty.Dzisiejszym wpisem przenosimy się do roku 1995, kiedy swoją premierę ma już debiutancki album Jayo Felony - "Take A Ride", któremu więcej miejsca poświęcę w osobnym wpisie. Płyta szybko staje się kamienien milowym w ówczesnej karierze rapera, a jednym z najjaśniejszych momentów na krążku jest bez wątpienia otwierający całe LP utwór "The Loc Is On His Own", który szybko wędruje na singiel mający wesprzeć promocyjnie cały materiał i pociągnąć go dalej sprzedażowo.

Piękna, laidbackowa produkcja z piszczałami od Prodagee Productions, zgrabnie wykorzystująca dorobek George'a Clintona i P-Funk All Stars w postaci sampla z utworu "T.A.P.O.A.F.O.M. (Fly Away)", po który niecały rok później sięgnie również Big Myke przy okazji pracy nad własnym kawałkiem "All Uv It" na poczet ścieżki dźwiękowej do filmu "Sunset Park". Pierwsze skrzypce w tym numerze gra jednak Bullet Loco, który pokazując pełnię swoich lirycznych możliwości, gniecie świetny bit jeszcze lepszą warstwą liryczną.

"The Loc Is On His Own" to utwór kompletny, mający w sobie wszystko, co powinno cechować ponadczasowe nagranie - unikalny koncept, świetną treść, mistrzowskie wykonanie i ładne opakowanie w postaci obrazka, który wizualizuje nam całość zdarzeń w tekście. Sam zainteresowany tak po latach wspominał proces twórczy nad tym kawałkiem:

Chciałem nagrać numer dla ludzi, którzy przebywają z dala od domu. Nie koniecznie w więzieniu. bo możesz być gdziekolwiek - np. w collage'u... Jesteś z dala od swoich bliskich, którzy sponsorują Twój pobyt, a Ty nie możesz nawet zadzwonić do nich tak często jakbyś chciał. Każdy kto kiedykolwiek przeżył dłuższą rozłąkę z życzliwymi mu osobami, może utożsamić się z tym kawałkiem. Szczególnie będąc osadzonym, bo to już w ogóle pokręcona sytuacja... osoby z zewnątrz nie zdają sobie sprawy, na jak absurdalnie wysokim poziomie są połączenia z zakładu, ale tak ten system jest skonstruowany. Dlatego chciałem, by ludzie poczuli to uczucie odseparowania i towarzyszące temu emocje kiedy nagrywałem ten track... To wciąż jeden z moich ulubionych utwórów w karierze."

Singiel swoją kreatywnością nadal bije na głowę większość wypuszczanych obecnie rzeczy, choć ciężko uwierzyć że od momentu jego powstania minęło już ćwierć wieku. Jeśli zatem dopiero zaczynasz swoją przygodę z rapem Jayo Felony - "The Loc Is On His Own" będzie dla Ciebie idealnym otwarciem i ciężko wyobrazić sobie lepszy start w poznawaniu dyskografii jakiegokolwiek artysty.

]]>
Jayo Felony "Livin' Foe Dem 4 Thangz" (Ot tak #217)https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-27,jayo-felony-livin-foe-dem-4-thangz-ot-tak-217https://popkiller.kingapp.pl/2020-04-27,jayo-felony-livin-foe-dem-4-thangz-ot-tak-217April 27, 2020, 2:55 pmPaweł MiedzielecPrzybliżenie postaci Jayo Felony w ramach naszego tygodnia z artystą nie mogłoby się odbyć w inny sposób jak powrót do źródła, zatem - let's take it right back to where it all began. Przegląd twórczości rapera z San Diego rozpoczynamy więc od singla, który utorował mu drogę do wielkiej kariery i otworzył przed nim mainstreamowe wrota. Był to rok 1993, kiedy młody i zadziorny Bullet Loco – jako lokalna sensacja, świeżo po kolejnej wizycie w poprawczaku wypuszcza (jeszcze i tylko) na kasecie swój pierwszy breakout numer: "Livin' Foe Dem 4 Thangz".Maxi-singiel, na którym pojawia się także utwór "Piss On Your TOmbstone", zostaje wyprodukowany własnym sumptem i wydany niezależnie pod szyldem Locco Records, które z czasem przekształci się we własne wydawnictwo Locco Entertainment. Sam kawałek w kwestii muzycznej brzmi jeszcze surowo, ale wokalnie słyszymy już tutaj pierwsze przebłyski talentu, którym niewątpliwie 23-letni wówczas James Savage już dysponował. Wyraziste flow oraz niekonwencjonalny styl delivery, polegający na celowym przyśpieszeniu i spowolnieniu tempa wypluwanych z siebie wersów, który z czasem stanie się cechą charakterystyczną jego nawijki.Z perspektywy czasu, "Livin' Foe Dem 4 Thangz" można traktować jako przedsmak nadchodzących wydarzeń w życiu muzyka. Kawałek zapisze się bowiem jako pierwszy jasny punkt na mapie dokonań reprezentanta Daygo, pokazując drzemiący w nim potencjał jako rapera oraz autora tekstów, którego od podboju mainstreamu dzielą tylko dwie rzeczy: dostęp do porządnego studia, oraz brak mentora który poprowadziłby go przez jasne i ciemne strony rap biznesu. Tym kimś niecały rok później okaże się Jam Master Jay, przygarniając młodego JayO pod swoje skrzydła i pomagając zrealizować profesjonalnie brzmiący materiał, którym będzie debiutancki klasyk "Take A Ride".Przybliżenie postaci Jayo Felony w ramach naszego tygodnia z artystą nie mogłoby się odbyć w inny sposób jak powrót do źródła, zatem - let's take it right back to where it all began. Przegląd twórczości rapera z San Diego rozpoczynamy więc od singla, który utorował mu drogę do wielkiej kariery i otworzył przed nim mainstreamowe wrota. Był to rok 1993, kiedy młody i zadziorny Bullet Loco – jako lokalna sensacja, świeżo po kolejnej wizycie w poprawczaku wypuszcza (jeszcze i tylko) na kasecie swój pierwszy breakout numer: "Livin' Foe Dem 4 Thangz".

Maxi-singiel, na którym pojawia się także utwór "Piss On Your TOmbstone", zostaje wyprodukowany własnym sumptem i wydany niezależnie pod szyldem Locco Records, które z czasem przekształci się we własne wydawnictwo Locco Entertainment. Sam kawałek w kwestii muzycznej brzmi jeszcze surowo, ale wokalnie słyszymy już tutaj pierwsze przebłyski talentu, którym niewątpliwie 23-letni wówczas James Savage już dysponował. Wyraziste flow oraz niekonwencjonalny styl delivery, polegający na celowym przyśpieszeniu i spowolnieniu tempa wypluwanych z siebie wersów, który z czasem stanie się cechą charakterystyczną jego nawijki.

Z perspektywy czasu, "Livin' Foe Dem 4 Thangz" można traktować jako przedsmak nadchodzących wydarzeń w życiu muzyka. Kawałek zapisze się bowiem jako pierwszy jasny punkt na mapie dokonań reprezentanta Daygo, pokazując drzemiący w nim potencjał jako rapera oraz autora tekstów, którego od podboju mainstreamu dzielą tylko dwie rzeczy: dostęp do porządnego studia, oraz brak mentora który poprowadziłby go przez jasne i ciemne strony rap biznesu. Tym kimś niecały rok później okaże się Jam Master Jay, przygarniając młodego JayO pod swoje skrzydła i pomagając zrealizować profesjonalnie brzmiący materiał, którym będzie debiutancki klasyk "Take A Ride".

]]>