popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Trunk Muzik IIIhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/31942/Trunk-Muzik-IIINovember 15, 2024, 4:06 ampl_PL © 2024 Admin stronyYelawolf "Trunk Muzik III" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2019-05-30,yelawolf-trunk-muzik-iii-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2019-05-30,yelawolf-trunk-muzik-iii-recenzjaMay 30, 2019, 1:09 amAdrian KukawskiTym razem jako pełnoprawny album. Z trójką w nazwie, chodź będąc nadgorliwym i drobiazgowym można uznać, że bardziej pasowałaby tam czwórka. Po udanym „Trial by Fire” z 2017 roku Yelawolf wraca z „Trunk Muzik III”. To prawie godzinny recital w trakcie którego raper z Alabamy pokazuje dwie kontrastujące ze sobą twarze. Bezkompromisowy rap z południa USA przeplatający się z pełnym uczucia country. Te dwa różne oblicza to pewien stan ducha i wpływ kulturowy który go ukształtował. I to pewien standard dla jego ostatnich albumów. Jego matka była białą amerykanką z południa USA. Ojciec był rdzennym Amerykaninem z plemienia Cherokee. On sam, czyli Michaela Wayne Atha jest „Yelą” (słońce, moc, ognień, głód ) oraz „Wolfem” (gwałtowność, instynkt przetrwania). Ten album jest pełen Yeli i Wolfa. „Trunk Music” to odniesienie, które pojawia się w kontekście podziemnych raperów, którzy sprzedają własnym sumptem swoją niszową muzykę. Oczywiście internet wszystko zmienił. Nie trzeba mieć nawet bagażnika by grać muzykę z bagażnika. Wystarczy udostępnić swój mixtape. Tym przełomowym dla Yelawolfa był „Trunk Muzik”. Efektem było olbrzymie zainteresowanie jego twórczością, okładka XXL i podpisanie umowy z Shady Records. „Trunk Muzik III” kończy tę współpracę. Bez żadnych kłótni bądź wzajemnych oskarżeń. Z zachowaniem szacunku po obu stronach. I jest to pożegnanie kompletne. Na albumie znajduje się pełen przekrój z dotychczasowej twórczości artysty. Niektóre hity z dorobku muzyka doczekały się kontynuacji. Szczególnie dobrze wypada „Catfish Billy 2” w którym raper po raz kolejny nie kryje dumy ze swojego pochodzenia. Bycie „redneckiem” to nie powód do wstydu. Czerwonego karku nie schowa się za długimi włosami, bo to pewien stan świadomości. I tak jak w hicie z „Trunk Muzik Returns” tak i również w sequelu Yelawolf wypluwa wers za wersem tworząc unikatową sekwencję, która niczym młot pneumatyczny wbija słuchaczowi do głowy, że to nie muzyka tworzona z myślą o branżowych nagrodach. Ta muzyka to jego życie. To on sam i jego opowieść. Znalazło się tu również miejsce dla kolejnej części „Box Chevy”. Tym razem z gościnnym udziałem Rittza oraz didżejów Paula i Klevera. Czułe ucho wychwyci również Pimpa C w refrenie. „Trunk Music” to również slangowe, kryminalne określenie martwego ciała podrzuconego do bagażnika samochodu. I ten bardziej radykalny fandom Eminema/Shady Records, który sięgnął po „Trunk Muzik 3” mógł się poczuć jakby ktoś właśnie im takiego trupa podrzucił. W utworze „Rowdy” gościnnie dograł się Machine Gun Kelly. To rzeczywiście „rowdy” (hałaśliwe) collabo, bo przy premierze płyty stało się głównym tematem branżowych newsów. Obaj raperzy mieli kiedyś ze sobą na pieńku, a chwilę przed premierą płyty Yelawolf w „Bloody Sunday Freestyle” zaatakował Post Malone'a, G-Eazy'ego oraz - jak mogło się wydawać - właśnie swojego gościa. Nie szukając drugiego dna i nie bawiąc się w teorie spiskowe - wspólny kawałek powstał prawdopodobnie przed beefem MGK vs Eminem. I bardzo dobrze, że powstał, bo to jeden z mocniejszych numerów na „Trunk Musik III”. Producentem jest Dj Paul który dał naczynie, benzynę oraz kawałek szmaty, by raperzy swoim flow mogli dodać ogień. Powstał wyjątkowo udany koktajl mołotowa, którym rzucono w stronę pewnych, biorących xanax, użalających się nad sobą, młodych raperów z USA. DJ Paul wyprodukował również „Trailer Park Hollywood”. Jeśli „Trailer Park Boys” i fikcyjne kanadyjskie Sunnyvale ukazywało w pełen abstrakcyjnego humoru codzienny żywot przeciętnych „chłopaków z baraków” tak utwór od Yelawolfa może być hymnem dla amerykańskiej biedoty żyjącej w barakach. Prawdziwym, nie fikcyjnym. Raper wlewa kolejny raz w serca swoich pobratymców dumę. To pewien hołd dla własnych korzeni oraz domaganie się szacunku dla tego co nie jest „amerykańskim snem”. Dokładnie jak cała twórczość Yelawolfa. Prawda zamiast komfortowego kłamstwa. Poza wspominanym wcześniej Dj Paulem, główny ciężar produkcji wziął na swoję barki WLPWR. Yelawolf i WLPWR nie spotkali się pierwszy raz. Większość numerów na cyklu "Trunk Muzik" była ich wspólnym tworem. Współpracują od wielu lat. I ta współpraca kolejny raz wydała pełnokrwisty, pełen polotu oraz emocji album. Mnóstwo mocnych wersów, energicznych brzmień. Album który nie poddaje się panującym trendom, co zapewne skutkować będzie tym, że nie okaże się sprzedażowym hitem. Dla fanów jest istotniejsza wartość artystyczna. I na tej płaszczyźnie na pewno "Trunk Muzik III" nie zawodzi.Płyta nie przytłacza oraz nie męczy. W najbardziej osobistym numerze „Drugs” również chwyta odpowiednio za serce. To wydawnictwo idealnie zbalansowane. Po pierwszych czterech numerach daje odpoczynek w postaci lżejszych muzycznie aranżacji, by po chwili znowu zaatakować szybciej i gwałtowniej. Yela i Wolf. Unikalne Ying i Yang. To istny rollercoaster, którym po przejechaniu wszystkich 14 stacji zachcemy przejechać się jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz, bo to bardzo dobry album, który warto kupić/odtworzyć na płatnej platformie, a rację mają Yelawolf, Doobie oraz Caskey, mówiąc że nie ma nic za darmo. By nagrać taki album trzeba wiele potrafić, przeżyć i zrozumieć. Powinniśmy się odwdzięczyć. W moim odczuciu Yela zasłużył na maksymalną ocenę, szkolne 6.Tym razem jako pełnoprawny album. Z trójką w nazwie, chodź będąc nadgorliwym i drobiazgowym można uznać, że bardziej pasowałaby tam czwórka. Po udanym „Trial by Fire” z 2017 roku Yelawolf wraca z „Trunk Muzik III”. To prawie godzinny recital w trakcie którego raper z Alabamy pokazuje dwie kontrastujące ze sobą twarze. Bezkompromisowy rap z południa USA  przeplatający się z pełnym uczucia country. Te dwa różne oblicza to pewien stan ducha i wpływ kulturowy który go ukształtował. I to pewien standard dla jego ostatnich albumów. Jego matka była białą amerykanką z południa USA. Ojciec był rdzennym Amerykaninem z plemienia Cherokee. On sam, czyli Michaela Wayne Atha jest „Yelą” (słońce, moc, ognień, głód ) oraz „Wolfem” (gwałtowność, instynkt przetrwania). Ten album jest pełen Yeli i Wolfa.

„Trunk Music” to odniesienie, które pojawia się w kontekście podziemnych raperów, którzy sprzedają własnym sumptem swoją niszową muzykę. Oczywiście internet wszystko zmienił. Nie trzeba mieć nawet bagażnika by grać muzykę z bagażnika. Wystarczy udostępnić swój mixtape. Tym przełomowym dla Yelawolfa był „Trunk Muzik”. Efektem było olbrzymie zainteresowanie jego twórczością, okładka XXL i podpisanie umowy z Shady Records.  „Trunk Muzik III” kończy tę współpracę. Bez żadnych kłótni bądź wzajemnych oskarżeń. Z zachowaniem szacunku po obu stronach. I jest to pożegnanie kompletne. Na albumie znajduje się pełen przekrój z  dotychczasowej twórczości artysty. Niektóre hity z dorobku muzyka doczekały się kontynuacji. Szczególnie dobrze wypada „Catfish Billy 2” w którym raper po raz kolejny nie kryje dumy ze swojego pochodzenia. Bycie „redneckiem” to nie powód do wstydu. Czerwonego karku nie schowa się za długimi włosami, bo to pewien stan świadomości. I tak jak w hicie z „Trunk Muzik Returns” tak i również w sequelu Yelawolf wypluwa wers za wersem tworząc unikatową sekwencję, która niczym młot pneumatyczny wbija słuchaczowi do głowy, że to nie muzyka tworzona z myślą o branżowych nagrodach. Ta muzyka to jego życie. To on sam i jego opowieść. Znalazło się tu również miejsce dla kolejnej części „Box Chevy”. Tym razem z gościnnym udziałem Rittza oraz didżejów Paula i Klevera. Czułe ucho wychwyci również Pimpa C w refrenie.

„Trunk Music” to również slangowe, kryminalne określenie martwego ciała podrzuconego do bagażnika samochodu. I ten bardziej radykalny fandom Eminema/Shady Records, który sięgnął po „Trunk Muzik 3” mógł się poczuć jakby ktoś właśnie im  takiego trupa podrzucił. W utworze „Rowdy” gościnnie dograł się Machine Gun Kelly.  To rzeczywiście „rowdy” (hałaśliwe) collabo, bo przy premierze płyty stało się głównym tematem branżowych newsów. Obaj raperzy mieli kiedyś ze sobą na pieńku, a chwilę przed premierą płyty Yelawolf w „Bloody Sunday Freestyle” zaatakował Post Malone'a, G-Eazy'ego oraz - jak mogło się wydawać - właśnie swojego gościa.  Nie szukając drugiego dna  i nie bawiąc się w teorie spiskowe - wspólny kawałek powstał prawdopodobnie przed beefem MGK vs Eminem. I bardzo dobrze, że powstał, bo to jeden z mocniejszych numerów na „Trunk Musik III”. Producentem jest Dj Paul który dał naczynie, benzynę oraz kawałek szmaty, by raperzy swoim flow  mogli dodać ogień. Powstał wyjątkowo udany koktajl mołotowa, którym rzucono w stronę pewnych, biorących xanax, użalających się nad sobą, młodych raperów z USA. DJ Paul wyprodukował również „Trailer Park Hollywood”. Jeśli „Trailer Park Boys” i fikcyjne kanadyjskie Sunnyvale ukazywało w pełen abstrakcyjnego humoru codzienny żywot przeciętnych „chłopaków z baraków” tak utwór od Yelawolfa może być hymnem dla amerykańskiej biedoty żyjącej w barakach. Prawdziwym, nie fikcyjnym. Raper wlewa kolejny raz w serca swoich pobratymców dumę. To pewien hołd dla własnych korzeni oraz domaganie się szacunku dla tego co nie jest „amerykańskim snem”. Dokładnie jak cała twórczość Yelawolfa. Prawda zamiast komfortowego kłamstwa.

Poza wspominanym wcześniej Dj Paulem, główny ciężar produkcji wziął na swoję barki WLPWR. Yelawolf i WLPWR nie spotkali się pierwszy raz. Większość numerów na cyklu "Trunk Muzik" była ich wspólnym tworem. Współpracują od wielu lat.  I ta współpraca kolejny raz wydała pełnokrwisty, pełen polotu oraz emocji album. Mnóstwo mocnych wersów, energicznych brzmień. Album który nie poddaje się panującym trendom, co zapewne skutkować będzie tym, że nie okaże się sprzedażowym hitem. Dla fanów jest istotniejsza wartość artystyczna. I na tej płaszczyźnie na pewno "Trunk Muzik III" nie zawodzi.

Płyta nie przytłacza oraz nie męczy. W najbardziej osobistym numerze „Drugs” również chwyta odpowiednio za serce. To wydawnictwo idealnie zbalansowane. Po pierwszych czterech numerach daje odpoczynek w postaci lżejszych muzycznie aranżacji, by po chwili znowu zaatakować szybciej i gwałtowniej. Yela i Wolf. Unikalne Ying i Yang. To istny rollercoaster, którym po przejechaniu wszystkich 14 stacji zachcemy przejechać się jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz, bo to bardzo dobry album, który warto kupić/odtworzyć na płatnej platformie, a rację mają  Yelawolf, Doobie oraz Caskey, mówiąc że nie ma nic za darmo. By nagrać taki album trzeba wiele potrafić, przeżyć i zrozumieć. Powinniśmy się odwdzięczyć. W moim odczuciu Yela zasłużył na maksymalną ocenę, szkolne 6.

]]>