popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Buck 65https://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/27000/Buck-65November 15, 2024, 2:43 ampl_PL © 2024 Admin stronyBuck 65 "Neverlove" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-12-01,buck-65-neverlove-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-12-01,buck-65-neverlove-recenzjaDecember 2, 2014, 10:18 amRafał SamborskiNa początku lutego tego roku premierę miała druga płyta projektu Bike For Three!, w którym główną siłę wokalną stanowi Buck 65. Raper nie rozpieszczał nigdy dużą ilością produkcji w ciągu roku, stąd niezłym zaskoczeniem dla niektórych musiała być zapowiedź nowej solówki artysty. Co ciekawe, okazało się, że dzień przed premierą „Neverlove” bez specjalnego rozgłosu została opublikowana kolejna produkcja artysty, mini–album „Laundromat Boogie”, którego prace rozpoczęto tuż po zamknięciu oficjalnego longplaya. My zajmiemy się dziś jednak wyłącznie daniem głównym w postaci "Neverlove".A czy to danie sycące i godne brzucha prawdziwego konesera? Nie od dziś wiadomo, że najlepsze albumy są często tworzone pod wpływem silnych emocji, a spore piętno na najnowszych utworach Bucka odcisnął rozwód z żoną. I wiemy to już od pierwszego utworu – świetnego „Gates of Hell”, wyprodukowanego przez Aliasa z Anticonu. Mogłaby to być zapowiedź najlepszej płyty Kanadyjczyka od czasów „Secret House Against the World”. Tak, niestety, jednak nie jest. Bo po „Gates of Hell” pojawia się takie „Only War”, w którym klimat mozolnie budowany w pierwszej zwrotce odbija się od ściany w chwili, gdy do mikrofonu zbliża się Tiger Rosa. Gorzej, że wokalistka pojawia się gościnnie w aż czterech utworach na płycie i tylko „That’s the Way Love Dies” można uznać za w miarę udany. Jeszcze ciekawiej jest z „Heart of Stone”, w którym udzielająca się w refrenie Jessica Lee ma niewątpliwe aspiracje, by zostać gwiazdą na listach przebojów. Z tym, że ten popowy refren, bardzo bliski klimatom, proponowanym przez Radio Eska, to jeden z najsłabszych punktów albumu. Chciałoby się więc oskarżyć gości o zamazywanie pozytywne wrażenia, ale nagle pojawia się podśpiewywane przez samego Bucka „Superhero in My Heart”, którego w żaden sposób nie idzie usprawiedliwić. Tak jak singlowe „Super Pretty Naughty” w założeniu będące pastiszem klubowych, radiowo-telewizyjnych hitów, w rzeczywistości pozostawiające spory niesmak. By było ciekawiej, oddajmy na chwilę głos samemu Buckowi: „Nie byłem pewien co zrobić z tym utworem. Niekoniecznie chciałem się nim dzielić z kimkolwiek (…) Raz opowiedziałem historię tej piosenki w klubie podczas jednego z moich koncertów i spytałem ludzi, czy chcą, abym go zagrał. Myślałem, ze znienawidzą ten utwór, ale, o dziwo, go pokochali” – pisał po publikacji utworu. Czemu ich słuchałeś, Buck? Przecież nie od dziś wiadomo, że alkohol wpływa negatywnie na percepcję rzeczywistości.Czy więc na płycie pojawia się coś dobrego oprócz „Gates of Hell”? Owszem, mamy przecież mroczne, prowadzone przez mocno swingującą perkusję „She Fades”, niesamowicie klimatyczne "Love Will Fuck You Up" oraz genialne „Baby Blanket”, przywołujące echa Bike For Three! i bardziej nastrojowych momentów z „Secret House Against The World”. Poza tym, trzeba przyznać, że mistrzem flow Buck nigdy nie był i nie będzie, ale gdy mowa o tekstach, poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Nawet jeżeli o dokładność niektórych rymów oskarżyć można by było tylko LL Cool J’a, a dominacja słowa „love” na ostatnich albumach byłego reprezentanta Anticonu jest już nieco nużąca. Nowy album Bucka 65 nie jest wobec tego pozycją tragiczną. Ale to album, którego zalety zostają przyćmione przez zbyt liczne wady. To z kolei tworzy nam płytę niespełniająca pokładanych w niej oczekiwań. Dlatego „Neverlove” otrzymuje tylko trzy z minusem.Na początku lutego tego roku premierę miała druga płyta projektu Bike For Three!, w którym główną siłę wokalną stanowi Buck 65. Raper nie rozpieszczał nigdy dużą ilością produkcji w ciągu roku, stąd niezłym zaskoczeniem dla niektórych musiała być zapowiedź nowej solówki artysty. Co ciekawe, okazało się, że dzień przed premierą „Neverlove” bez specjalnego rozgłosu została opublikowana kolejna produkcja artysty, mini–album „Laundromat Boogie”, którego prace rozpoczęto tuż po zamknięciu oficjalnego longplaya. My zajmiemy się dziś jednak wyłącznie daniem głównym w postaci "Neverlove".

A czy to danie sycące i godne brzucha prawdziwego konesera? Nie od dziś wiadomo, że najlepsze albumy są często tworzone pod wpływem silnych emocji, a spore piętno na najnowszych utworach Bucka odcisnął rozwód z żoną. I wiemy to już od pierwszego utworu – świetnego „Gates of Hell”, wyprodukowanego przez Aliasa z Anticonu. Mogłaby to być zapowiedź najlepszej płyty Kanadyjczyka od czasów „Secret House Against the World”. Tak, niestety, jednak nie jest. 

Bo po „Gates of Hell” pojawia się takie „Only War”, w którym klimat mozolnie budowany w pierwszej zwrotce odbija się od ściany w chwili, gdy do mikrofonu zbliża się Tiger Rosa. Gorzej, że wokalistka pojawia się gościnnie w aż czterech utworach na płycie i tylko „That’s the Way Love Dies” można uznać za w miarę udany. Jeszcze ciekawiej jest z „Heart of Stone”, w którym udzielająca się w refrenie Jessica Lee ma niewątpliwe aspiracje, by zostać gwiazdą na listach przebojów. Z tym, że ten popowy refren, bardzo bliski klimatom, proponowanym przez Radio Eska, to jeden z najsłabszych punktów albumu. Chciałoby się więc oskarżyć gości o zamazywanie pozytywne wrażenia, ale nagle pojawia się podśpiewywane przez samego Bucka „Superhero in My Heart”, którego w żaden sposób nie idzie usprawiedliwić. Tak jak singlowe „Super Pretty Naughty” w założeniu będące pastiszem klubowych, radiowo-telewizyjnych hitów, w rzeczywistości pozostawiające spory niesmak. By było ciekawiej, oddajmy na chwilę głos samemu Buckowi: „Nie byłem pewien co zrobić z tym utworem. Niekoniecznie chciałem się nim dzielić z kimkolwiek (…) Raz opowiedziałem historię tej piosenki w klubie podczas jednego z moich koncertów i spytałem ludzi, czy chcą, abym go zagrał. Myślałem, ze znienawidzą ten utwór, ale, o dziwo, go pokochali” – pisał po publikacji utworu. Czemu ich słuchałeś, Buck? Przecież nie od dziś wiadomo, że alkohol wpływa negatywnie na percepcję rzeczywistości.

Czy więc na płycie pojawia się coś dobrego oprócz „Gates of Hell”? Owszem, mamy przecież mroczne, prowadzone przez mocno swingującą perkusję „She Fades”, niesamowicie klimatyczne "Love Will Fuck You Up" oraz genialne „Baby Blanket”, przywołujące echa Bike For Three! i bardziej nastrojowych momentów z „Secret House Against The World”. Poza tym, trzeba przyznać, że mistrzem flow Buck nigdy nie był i nie będzie, ale gdy mowa o tekstach, poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Nawet jeżeli o dokładność niektórych rymów oskarżyć można by było tylko LL Cool J’a, a dominacja słowa „love” na ostatnich albumach byłego reprezentanta Anticonu jest już nieco nużąca.  

Nowy album Bucka 65 nie jest wobec tego pozycją tragiczną. Ale to album, którego zalety zostają przyćmione przez zbyt liczne wady. To z kolei tworzy nam płytę niespełniająca pokładanych w niej oczekiwań. Dlatego „Neverlove” otrzymuje tylko trzy zminusem.

]]>
Bike For Three! "So Much Forever" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-07-31,bike-for-three-so-much-forever-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-07-31,bike-for-three-so-much-forever-recenzjaJuly 21, 2014, 10:31 pmRafał SamborskiGdy w 2004 roku wyszła płyta „Connected” amerykańsko-holenderskiego zespołu Foreign Exchange, słuchacze łapali się za głowę. „Ale jak to tak?! Przecież Phonte i Nicolay się nigdy nie widzieli, a tu coś takiego…”. Chociaż cała komunikacja odbywała się przez internet, produkcja była na tyle udana, że jest wspominana zdecydowanie chętniej niż dwie ostatnie płyty rodzimego składu Phonte’a, Little Brother.Niedługo po powstaniu „Connected”, Nicolay postanowił przenieść się z Holandii do Stanów Zjednoczonych, co zdecydowanie ułatwiło komunikację obu muzykom. Dlatego też nie dziwi, że od tamtego czasu powstały trzy pełnoprawne kontynuacje „Connected”.Kanadyjsko-belgijski duet Bike For Three! do tej pory nie spotkał się na żywo, ale nie przeszkodziło mu to w stworzeniu albumu „So Much Forever”, będącego kontynuacją wydanego w 2009 przez Anticon „More Heart Than Brains”. Wokal na Bike For Three to domena Bucka 65, swego czasu ochrzczonego przez dziennikarzy określeniem „Tom Waits z samplerem”. I wcale to nie dziwi, wszak drugiego tak ochrypniętego głosu w historii hip-hopu chyba nie było. Nieważne, ze to najprawdopodobniej zasługa wszystkich wypalonych papierosów. Z Tomem Waitsem łączy rapera jeszcze więcej – miłość do bluesa i folku oraz zamiłowanie do storytellingu. Buck to facet, który na jednej płycie potrafi nawinąć zabawny numer o inwazji zombie i zrobić cover „Who by Fire” Leonarda Cohena. A jednak Bike For Three! to projekt na wskroś przepełniony elektroniką, a to za sprawą genialnych bitów przygotowanych przez Joëlle Phuong Minh Lê, znaną bardziej jako Greetings From Tuskan. Produkcją pełną glitchy, poruszających się na granicy fałszu instrumentów, bardzo bogatą w tle, a jednocześnie tak zimną, że można by nią mrozić drinki. Licznie użyte syntezatory i pogłosy na fortepianach sprawiają, że miejscami nasunąć się mogą nawet skojarzenia z… Depeche Mode i Kraftwerk. Joëlle zdarza się również całkiem przyjemnie śpiewać – niestety, głównie po francusku, co może stanowić przeszkodę dla osób nie znających tego języka. Chyba że postarają się przetłumaczyć teksty na własną rękę, korzystając z książeczki. Choć i tu może być problem, gdyż – co dziwne – nie wszystkie udziały wokalne Belgijki są w niej uwzględnione.„More Heart Than Brains” było jedną z najbardziej osobistych płyt w dyskografii Bucka – osobiście jest również na „So Much Forever”. Oczywiście, wszyscy fani rapera znają jego uwielbienie dla tematów miłosnych (tak, również wtedy, gdy mowa o centaurze z za dużym penisem jak w utworze „The Centaur” z płyty „Vertex”). Tu wcale nie jest inaczej. I choć flow Kanadyjczyka jest raczej proste, stroniące od fajerwerków, słucha się go przyjemnie. Szczególnie, że dobre wrażenie buduje warstwa techniczna tekstów. Uwierzcie, u niewielu raperów tak wyraźnie słychać użycie wielokrotnych rymów. Buck na swoim fanpage’u regularnie wrzuca typowo blogowe notki. Raz opisywał tam swoją znajomość z Joëlle, która zasadniczo polegała na tym, że producentka wysyłała bit, a on odsyłał wokal bez nawet słowa wyjaśnienia. Wokal Bucka dopełnia się na tyle dobrze z podkładami Lê, że jestem w stanie uwierzyć, iż rozumieją się ze sobą bez słów. A jednak „So Much Forever” to płyta nieznacznie słabsza od poprzedniej pozycji duetu. Co o tym decyduje? Monotonność w porównaniu do poprzedniego albumu – mam wrażenie, że na „More Heart Than Brains” Bike For Three! pozwalali sobie na więcej. Tu otrzymujemy płytę stonowaną, świetnie wyprodukowaną, ale jednocześnie wzbudzającą podziw tylko miejscami (perfekcyjne „Intro” i „Outro”, „Stay Close Until We Reach The End”, „The Muse Inside Me”, „Full Moon”) oraz mający swoje słabsze strony („You Can Be Everything”, „Wolf Sister”). Debiutancka pozycja Bike For Three! powodowała nieustanny opad szczęki, dlatego też nie jestem w stanie jej kontynuacji wystawić wyższej oceny niż cztery i pół.<a href="https://fakefour.bandcamp.com/album/so-much-forever-2">So Much Forever by Bike For Three!</a>Gdy w 2004 roku wyszła płyta „Connected” amerykańsko-holenderskiego zespołu Foreign Exchange, słuchacze łapali się za głowę. „Ale jak to tak?! Przecież Phonte i Nicolay się nigdy nie widzieli, a tu coś takiego…”. Chociaż cała komunikacja odbywała się przez internet, produkcja była na tyle udana, że jest wspominana zdecydowanie chętniej niż dwie ostatnie płyty rodzimego składu Phonte’a, Little Brother.Niedługo po powstaniu „Connected”, Nicolay postanowił przenieść się z Holandii do Stanów Zjednoczonych, co zdecydowanie ułatwiło komunikację obu muzykom. Dlatego też nie dziwi, że od tamtego czasu powstały trzy pełnoprawne kontynuacje „Connected”.

Kanadyjsko-belgijski duet Bike For Three! do tej pory nie spotkał się na żywo, ale nie przeszkodziło mu to w stworzeniu albumu „So Much Forever”, będącego kontynuacją wydanego w 2009 przez Anticon „More Heart Than Brains”. 

Wokal na Bike For Three to domena Bucka 65, swego czasu ochrzczonego przez dziennikarzy określeniem „Tom Waits z samplerem”. I wcale to nie dziwi, wszak drugiego tak ochrypniętego głosu w historii hip-hopu chyba nie było. Nieważne, ze to najprawdopodobniej zasługa wszystkich wypalonych papierosów. Z Tomem Waitsem łączy rapera jeszcze więcej – miłość do bluesa i folku oraz zamiłowanie do storytellingu. Buck to facet, który na jednej płycie potrafi nawinąć zabawny numer o inwazji zombie i zrobić cover „Who by Fire” Leonarda Cohena. 

A jednak Bike For Three! to projekt na wskroś przepełniony elektroniką, a to za sprawą genialnych bitów przygotowanych przez Joëlle Phuong Minh Lê, znaną bardziej jako Greetings From Tuskan. Produkcją pełną glitchy, poruszających się na granicy fałszu instrumentów, bardzo bogatą w tle, a jednocześnie tak zimną, że można by nią mrozić drinki. Licznie użyte syntezatory i pogłosy na fortepianach sprawiają, że miejscami nasunąć się mogą nawet skojarzenia z… Depeche Mode i Kraftwerk. Joëlle zdarza się również całkiem przyjemnie śpiewać – niestety, głównie po francusku, co może stanowić przeszkodę dla osób nie znających tego języka. Chyba że postarają się przetłumaczyć teksty na własną rękę, korzystając z książeczki. Choć i tu może być problem, gdyż – co dziwne – nie wszystkie udziały wokalne Belgijki są w niej uwzględnione.

„More Heart Than Brains” było jedną z najbardziej osobistych płyt w dyskografii Bucka – osobiście jest również na „So Much Forever”. Oczywiście, wszyscy fani rapera znają jego uwielbienie dla tematów miłosnych (tak, również wtedy, gdy mowa o centaurze z za dużym penisem jak w utworze „The Centaur” z płyty „Vertex”). Tu wcale nie jest inaczej. I choć flow Kanadyjczyka jest raczej proste, stroniące od fajerwerków, słucha się go przyjemnie. Szczególnie, że dobre wrażenie buduje warstwa techniczna tekstów. Uwierzcie, u niewielu raperów tak wyraźnie słychać użycie wielokrotnych rymów. 

Buck na swoim fanpage’u regularnie wrzuca typowo blogowe notki. Raz opisywał tam swoją znajomość z Joëlle, która zasadniczo polegała na tym, że producentka wysyłała bit, a on odsyłał wokal bez nawet słowa wyjaśnienia. Wokal Bucka dopełnia się na tyle dobrze z podkładami Lê, że jestem w stanie uwierzyć, iż rozumieją się ze sobą bez słów. A jednak „So Much Forever” to płyta nieznacznie słabsza od poprzedniej pozycji duetu. Co o tym decyduje? Monotonność w porównaniu do poprzedniego albumu – mam wrażenie, że na „More Heart Than Brains” Bike For Three! pozwalali sobie na więcej. Tu otrzymujemy płytę stonowaną, świetnie wyprodukowaną, ale jednocześnie wzbudzającą podziw tylko miejscami (perfekcyjne „Intro” i „Outro”, „Stay Close Until We Reach The End”, „The Muse Inside Me”, „Full Moon”) oraz mający swoje słabsze strony („You Can Be Everything”, „Wolf Sister”). Debiutancka pozycja Bike For Three! powodowała nieustanny opad szczęki, dlatego też nie jestem w stanie jej kontynuacji wystawić wyższej oceny niż cztery i pół.

]]>