popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) The One Nine Vault Vol. 1https://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/25786/The-One-Nine-Vault-Vol-1November 15, 2024, 8:53 ampl_PL © 2024 Admin stronyBig C-Style Presents "The One Nine Vault Vol. 1" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-02,big-c-style-presents-the-one-nine-vault-vol-1-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-02,big-c-style-presents-the-one-nine-vault-vol-1-recenzjaOctober 1, 2013, 8:25 pmPaweł MiedzielecNa ten materiał fani czekali ładnych parę lat i kiedy wydawało się, że projekt nigdy się nie ukaże, nagle pojawił się w sprzedaży na popularnych serwisach Amazon oraz iTunes. Mowa o pierwszej części kompilacji "The One Nine Vault", zawierającej niepublikowany materiał 19th Street Records, jaką przygotował dla nas Big C-Style - postać, którą zapewne dobrze kojarzą wszyscy jarający się rapem z Long Beach. Co na niej znajdziemy?Całą masę numerów wprost ze złotej ery hip-hopu, które w tamtym okresie nie ujrzały światła dziennego z przeróżnych powodów. Nie znaczy to jednak, że mamy tu do czynienia z typowymi "odpadami" o przeciętnej jakości, jakie zawsze powstają przy nagrywaniu każdego albumu. Wprost przeciwnie - słuchając "The One Nine Vault Vol. 1", człowiek dosłownie przenosi się w czasie a temu uczuciu nie towarzyszą jedynie względy sentymentalne. Wracamy więc do Kalifornii drugiej połowy lat 90-tych, zdominowanej nadal przez wydobywające się z lowriderów funkowe brzmienia, które dumnie dudnią na każdym rogu od Los Angeles aż po Oakland.Na dwudziestu pięciu(!) kawałkach pojawia się całą plejada gwiazd zachodniego wybrzeża, której trzon stanowią tu reprezentanci LBC, czyli Snoop Dogg, Daz Dillinger, Kurupt, Bad Azz, Crooked I, Tray Dee, Lil' C-Style, Techniec, ekipa Low Lifes a nawet The Dove Shack! Jeśli dodamy do tego gości pokroju Mc Eihta i producentów takich jak Soopafly czy L.T. Hutton, to robi nam się z tego prawdziwa mieszanka wybuchowa. Lirycznie jest tutaj wszystko, czego mógłby oczekiwać każdy fan West Coastu z krwi i kości - ciężki "Gangsta Shit" w wykonaniu najbardziej reprezentatywnych przedstawicieli tego gatunku, nagranych w okresie, w którym każdy z nich był w swoim absolutnym primie, albo pomału do niego dobijał. Główny ton nadaje tu Crooked I - pełen zadziorności i mający wtedy wiele do udowodnienia, zarówno sobie jak i starszym, bardziej utytułowanym kolegom. Swoją szybką nawijką niszczy dosłownie każdy bit na tym projekcie. Słychać tutaj ten pazur, utracony z biegiem kolejnych lat i pewność siebie a kawałki takie jak "G's Come Out At Night", "Rap Killer" czy "Dip 2 This" to prawdziwy pokaz jego lirycznych umiejętności. Nawet słuchając po raz setny utworów z tamtego okresu, ogarnia mnie tęsknota za tym "rough, rugged & raw" stylem, którego próżno szukać w teraźniejszym repertuarze Crooka, zarówno solowym jak i w wersji Slaughterhouse. Podobne odczucia towarzyszą mi przy utworach z udziałem Snoopa oraz Kurupta - Gotti w tamtym okresie był klasą samą w sobie, o którym zasłużenie mówiło się, iż jest jednym z najlepszych mc's wszech czasów a D-O-Double G wciąż był kwintesencją słowa "smooth" i definicją stylu. Jego flow w utworach zawartych na "The One Nine Vault" nadal przypomina mi najlepsze chwile, związane z przesłuchiwaniem po raz kolejny "Doggystyle". Zresztą, praktycznie wszyscy zawodnicy brzmią tutaj kozacko. Występy Low Lifes na "I Dump", "Your The Reason Why" i "I'm a Rider" sprawiają, że chcę usłyszeć ich niewydany album z tego okresu jeszcze bardziej, a Techniec w "One Nine Riders" tylko potwierdza, że jest jednym z najbardziej zmarnowanych talentów w historii zachodniego wybrzeża.Muzycznie mamy tutaj do czynienia z bogatym zestawem wszelkiego rodzaju charakterystycznych dla brzmienia tego regionu piszczałek, syntezatorów, głębokiego basu i sampli rodem z klasycznych funkowych nagrań lat 70-tych, a główna w tym zasługa wspomnianych już przeze mnie L.T. Huttona i Soopafly'a, których produkcje zawsze sobie ceniłem, ze względu na wysoki kunszt wykonania. Bity ich autorstwa, zawarte na "The One Nine Vault Vol. 1" potwierdzają jedynie dobrą opinię, jaką obaj w tym elemencie cieszą się od lat.Jako ultra-fan takiego brzmienia nie dostrzegam w tym materiale praktycznie żadnych mankamentów... no może oprócz dwóch. Po pierwsze, większość tych numerów powinna była zostać oficjalnie wydana krótko po ich zarejestrowaniu, bo brzmią genialnie i z powodzeniem mogłyby się pojawić na składankach "19th Street LBC Compilation" czy "Straight Outta Cali", a tak przeleżały bezczynnie kilkanaście lat w szufladzie, zbierając jedynie kurz. Po drugie, największym błędem w obecnym wydaniu jest brak możliwości zakupu wersji fizycznej, którą produkt z taką "oldschoolową" zawartością, kierowany głównie do wiernych fanów, powinien zwyczajnie posiadać. Sam chętnie postawiłbym sobie ten krążek na półce obok innych płyt, sygnowanych logiem 19th Street Records, a tak zostaje mi jedynie odtwarzanie wersji mp3.Poza tym nie sposób się do niczego przyczepić. Kawałki brzmią świetnie a ich jakość naprawdę bardzo dobra - nie słychać żadnych zniekształceń, nawet pomimo sporej wiekowości tych numerów. Nie pozostaje mi nic innego, jak liczyć na kolejne części "The One Nine Vault" z jeszcze bardziej kozacką zawartością i mam nadzieję, że nie będę musiał czekać na ich premierę następnych kilku lat. Byłoby to zwyczajnie marnotrawstwo nie tylko mojego czasu, ale co najważniejsze, porcji naprawdę znakomitego materiału, który niepotrzebnie zalega C-Style'owi po kątach. Piątka z minusem.Na ten materiał fani czekali ładnych parę lat i kiedy wydawało się, że projekt nigdy się nie ukaże, nagle pojawił się w sprzedaży na popularnych serwisach Amazon oraz iTunes. Mowa o pierwszej części kompilacji "The One Nine Vault", zawierającej niepublikowany materiał 19th Street Records, jaką przygotował dla nas Big C-Style - postać, którą zapewne dobrze kojarzą wszyscy jarający się rapem z Long Beach. Co na niej znajdziemy?

Całą masę numerów wprost ze złotej ery hip-hopu, które w tamtym okresie nie ujrzały światła dziennego z przeróżnych powodów. Nie znaczy to jednak, że mamy tu do czynienia z typowymi "odpadami" o przeciętnej jakości, jakie zawsze powstają przy nagrywaniu każdego albumu. Wprost przeciwnie - słuchając "The One Nine Vault Vol. 1", człowiek dosłownie przenosi się w czasie a temu uczuciu nie towarzyszą jedynie względy sentymentalne. Wracamy więc do Kalifornii drugiej połowy lat 90-tych, zdominowanej nadal przez wydobywające się z lowriderów funkowe brzmienia, które dumnie dudnią na każdym rogu od Los Angeles aż po Oakland.

Na dwudziestu pięciu(!) kawałkach pojawia się całą plejada gwiazd zachodniego wybrzeża, której trzon stanowią tu reprezentanci LBC, czyli Snoop Dogg, Daz Dillinger, Kurupt, Bad Azz, Crooked I, Tray Dee, Lil' C-Style, Techniec, ekipa Low Lifes a nawet The Dove Shack! Jeśli dodamy do tego gości pokroju Mc Eihta i producentów takich jak Soopafly czy L.T. Hutton, to robi nam się z tego prawdziwa mieszanka wybuchowa. Lirycznie jest tutaj wszystko, czego mógłby oczekiwać każdy fan West Coastu z krwi i kości - ciężki "Gangsta Shit" w wykonaniu najbardziej reprezentatywnych przedstawicieli tego gatunku, nagranych w okresie, w którym każdy z nich był w swoim absolutnym primie, albo pomału do niego dobijał. Główny ton nadaje tu Crooked I - pełen zadziorności i mający wtedy wiele do udowodnienia, zarówno sobie jak i starszym, bardziej utytułowanym kolegom. Swoją szybką nawijką niszczy dosłownie każdy bit na tym projekcie. Słychać tutaj ten pazur, utracony z biegiem kolejnych lat i pewność siebie a kawałki takie jak "G's Come Out At Night", "Rap Killer" czy "Dip 2 This" to prawdziwy pokaz jego lirycznych umiejętności. Nawet słuchając po raz setny utworów z tamtego okresu, ogarnia mnie tęsknota za tym "rough, rugged & raw" stylem, którego próżno szukać w teraźniejszym repertuarze Crooka, zarówno solowym jak i w wersji Slaughterhouse. Podobne odczucia towarzyszą mi przy utworach z udziałem Snoopa oraz Kurupta - Gotti w tamtym okresie był klasą samą w sobie, o którym zasłużenie mówiło się, iż jest jednym z najlepszych mc's wszech czasów a D-O-Double G wciąż był kwintesencją słowa "smooth" i definicją stylu. Jego flow w utworach zawartych na "The One Nine Vault" nadal przypomina mi najlepsze chwile, związane z przesłuchiwaniem po raz kolejny "Doggystyle". Zresztą, praktycznie wszyscy zawodnicy brzmią tutaj kozacko. Występy Low Lifes na "I Dump", "Your The Reason Why" i "I'm a Rider" sprawiają, że chcę usłyszeć ich niewydany album z tego okresu jeszcze bardziej, a Techniec w "One Nine Riders" tylko potwierdza, że jest jednym z najbardziej zmarnowanych talentów w historii zachodniego wybrzeża.
Muzycznie mamy tutaj do czynienia z bogatym zestawem wszelkiego rodzaju charakterystycznych dla brzmienia tego regionu piszczałek, syntezatorów, głębokiego basu i sampli rodem z klasycznych funkowych nagrań lat 70-tych, a główna w tym zasługa wspomnianych już przeze mnie L.T. Huttona i Soopafly'a, których produkcje zawsze sobie ceniłem, ze względu na wysoki kunszt wykonania. Bity ich autorstwa, zawarte na "The One Nine Vault Vol. 1" potwierdzają jedynie dobrą opinię, jaką obaj w tym elemencie cieszą się od lat.

Jako ultra-fan takiego brzmienia nie dostrzegam w tym materiale praktycznie żadnych mankamentów... no może oprócz dwóch. Po pierwsze, większość tych numerów powinna była zostać oficjalnie wydana krótko po ich zarejestrowaniu, bo brzmią genialnie i z powodzeniem mogłyby się pojawić na składankach "19th Street LBC Compilation" czy "Straight Outta Cali", a tak przeleżały bezczynnie kilkanaście lat w szufladzie, zbierając jedynie kurz. Po drugie, największym błędem w obecnym wydaniu jest brak możliwości zakupu wersji fizycznej, którą produkt z taką "oldschoolową" zawartością, kierowany głównie do wiernych fanów, powinien zwyczajnie posiadać. Sam chętnie postawiłbym sobie ten krążek na półce obok innych płyt, sygnowanych logiem 19th Street Records, a tak zostaje mi jedynie odtwarzanie wersji mp3.

Poza tym nie sposób się do niczego przyczepić. Kawałki brzmią świetnie a ich jakość naprawdę bardzo dobra - nie słychać żadnych zniekształceń, nawet pomimo sporej wiekowości tych numerów. Nie pozostaje mi nic innego, jak liczyć na kolejne części "The One Nine Vault" z jeszcze bardziej kozacką zawartością i mam nadzieję, że nie będę musiał czekać na ich premierę następnych kilku lat. Byłoby to zwyczajnie marnotrawstwo nie tylko mojego czasu, ale co najważniejsze, porcji naprawdę znakomitego materiału, który niepotrzebnie zalega C-Style'owi po kątach. Piątka z minusem.

]]>