popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Beastie Boyshttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/25639/Beastie-BoysNovember 14, 2024, 5:00 pmpl_PL © 2024 Admin strony15 wakacyjnych numerów na każdą okazjęhttps://popkiller.kingapp.pl/2019-07-01,15-wakacyjnych-numerow-na-kazdaokazjehttps://popkiller.kingapp.pl/2019-07-01,15-wakacyjnych-numerow-na-kazdaokazjeJuly 13, 2020, 9:45 amIgor WiśniewskiPodobno w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Do tej krótkiej listy można dodać ogólnopolski, dwumiesięczny melanż w Mielnie czy innej Juracie. Wakacje to dla jednych czas odpoczynku, dla innych nieustanna impreza, a jeszcze dla kolejnych sześćdziesiąt dni pracy w upale i skrywania nienawiści do tych dwóch poprzednich. Każdemu jednak przyda się playlista, przy której można się zarówno bawić, wypocząć lub po prostu miło spędzić czas. Taka jak ta.Childish Gambino - Feels Like SummerTrudno nie docenić Donalda Glovera. Niezależnie, czy widzimy go na ekranie, słyszymy jego utwory lub oglądamy teledyski. W Feels Like Summer Childish Gambino serwuje nam solidną dawkę soulu, zręcznie złączonego z nieco psychodelicznym R&B. Całość dopełnia animowany, wyreżyserowany m.in. przez artystę, teledysk, w którym zobaczymy pełen przekrój postaci amerykańskiej popkultury.Ten Typ Mes - Będę na działcePierwsza zasada imprez na działce brzmi: Nie dotykać pomidorów mamy. Mes ze swoją ekipą wjeżdża na działkę z bagażnikiem pełnym zimnych browców browarów, węglem do grilla i witaminami na porannego kaca. Niedoszły dresiarz snuje swoją opowieść na letnim bicie autorstwa Głośnego, opartym na samplu z Samotnej rękawiczki zespołu Ali-Babki.Beastie Boys - (You Gotta) Fight For Your Right (To Party)Do you like parties? Imprezowy hymn Beastie Boys z ich debiutanckiego Licensed To Ill to tykająca bomba. Pełna gitarowych riffów, krzyków i punkowych naleciałości. Fight For Your Right do tej pory potrafi sprawić, że mieszkanie po imprezie będzie wyglądać niemal jak to z teledysku. Warto zaznaczyć, że od premiery tego numeru minęło ponad 30 lat.Łona - Do Ciebie, Aniu, SzłemRaper ze Szczecina wraz z Kabaretem Starszych Panów wyruszył w drogę stanowiącą uniwersalną definicję pojęcia determinacja. Jak inaczej nazwać postawę Łony, tak wytrwale próbującego dotrzeć na Bezrzecze? Finał tej przygody wszyscy znamy, więc tym bardziej należy docenić wysiłki młodego Adama.Bas - TribeDreamville aktualnie jest jedną z najciekawszych ekip na scenie. J. Cole otoczył się oryginalnymi, zróżnicowanymi artystami, a już niedługo usłyszymy ich na trzecim Revenge of the Dreamers. Czekanie może nam zrekompensować chociażby Tribe Basa z gościnnym udziałem Cole'a. Utwór oparty na gitarze zaczerpniętej z Zum-Zum Edu Lobo tworzy taneczny vibe, przy którym każdy potupie nóżką.Deys - Stempel CallKażdy ma kumpla, przy którym jedno piwo równa się siedmiu. Deys z Kartkym wpadli w siedmiu na chatę Kuby Stemplowskiego i przyprawili go o łysinę. Stempel Call to trapowy, zadymiony numer z krainy, gdzie mieszanie używek i drinków jest pożądane, a kace nie istnieją.Luniz - I got 5 on itRefren do I got 5 on it jest równie ikoniczny, co The Sugar Hill Gang i ich Rapper's Delight. Duet z Oakland przy wsparciu Michaela Marshalla stworzył hit, który znalazł się na ich debiutanckim, platynowym albumie. Miłośnicy lat dziewięćdziesiątych już przy pierwszych taktach sięgają po swoje baggy jeansy i dwa rozmiary za duże t-shirty.Jarecki - Ja chcę tylko funkTeraz zapraszamy wszystkich b boys i b girls na parkiet. Klimat jaki udało się osiągnąć Jareckiemu i BRK w Ja chcę tylko funk brzmi jak rodem wyciągnięty z imprez lat 70. Skoczny, pełen energii i instrumentów utwór, przy którym James Brown zacząłby tańczyć jeszcze lepiej niż na swoich koncertach.DUCKWRTH - MICHUUL.Teledysk do tego utwory to poradnik jak tańczyć, by wezwali ekipę ze szpitala psychiatrycznego. Choć nie ma się co dziwić, że DUCKWRTH nie mógł się powstrzymać. Channel Tres i Alexander Spit oddali do dyspozycji rapera skoczny bit z genialnymi syntezatorami i funkowym sznytem. Jared Lee dokonał doskonałego wyboru, pisząc pod taki podkład lovesong.Kuba Knap - Zbyt dziabniętyLecę, chwila, spadam mogłoby znaleźć się w całości w tym zestawieniu. Zbyt dziabnięty to doskonała wizytówka stylu Kuby Knapa w tamtym czasie. Przepita, skacowana i przepalona historia ziomka, który after miesza z beforem, czasami robiąc przerwy na spanie. West coastowy bit autorstwa Surmana świetnie komponuje się ze zbyt dziabniętym Młodym Wilkiem 2013.Kendrick Lamar - King KuntaKing Kunta to kolejna porcja funku z najwyższej półki. Sounwave biorąc na warsztat sample z dyskografii Jamesa Browna, Curtisa Mayfielda czy Ahmada spłodził podkład, który wyrywa z butów. Dodając charyzmę K. Dota otrzymujemy najgorętszy utwór lata 2015 roku.Te-Tris/Soulpete - CienieZeszłe lato, podobnie jak obecne, nie szczędziło nam upałów. Doskonale do pogody fitował projekt Te-Trisa i Soulpete'a - TristeSol. Klasyczne bity Trizaka i Soulpete'a, dopieszczone przez DJ-a Eproma nawet zimą potrafią przypomnieć letnie wieczory. Choć hasło rap do piwka kojarzy się bardziej z BonSoulem, Cienie również doskonale nadają się na posiedzenia z zimnym jasnym pełnym.Polskie Karate - Tak jak trzaOminięcie Polskiego Karate w rankingu melanżowych kawałków byłoby jak podejście do egzaminu na prawo jazdy pod wpływem. Z kolei wyróżnienie W 3 dupy oklepane i nudne. Wśród chwilowego hype'u na tę szaloną grupę, Tak jak trza zostało mocno niedocenione. Świetny funkowy bit z genialną gitarą od Metro, charyzmatyczne zwrotki Igorilli i Jaśka Wygi, bardzo dobry występ Hadesa, a wszystko wzbogacone scratchami od Flipa. Polscy słuchacze powinni się wstydzić za pominięcie tego projektu.O.S.T.R. - Rise Of The SunSłoneczna bomba od O.S.T.R.-a skradła serca słuchaczy już w dniu premiery i nie ma się co dziwić. Niezawodni Killing Skills ze swoim podkładem dali ogromne pole do popisu. DJ-owi Haemowi w kwestii scratchy, Cadillacowi Dale'owi w refrenie i samemu Ostremu, który rzucił tu świetne, techniczne zwrotki.Ice Cube - That New FunkadelicKto by się spodziewał, że Ice Cube przy okazji swojej dziesiątej płyty nadal będzie w stanie czymś zainteresować. That New Funkadelic to imprezowy must play dla każdego fana west coastowych brzmień i miłośników oryginalnego Funkadelic. Jeżeli ten utwór nie rozkręci imprezy, to oznacza, że bez wątpienia należy szybko zmienić lokal.Podobno w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Do tej krótkiej listy można dodać ogólnopolski, dwumiesięczny melanż w Mielnie czy innej Juracie. Wakacje to dla jednych czas odpoczynku, dla innych nieustanna impreza, a jeszcze dla kolejnych sześćdziesiąt dni pracy w upale i skrywania nienawiści do tych dwóch poprzednich. Każdemu jednak przyda się playlista, przy której można się zarówno bawić, wypocząć lub po prostu miło spędzić czas. Taka jak ta.

Childish Gambino - Feels Like Summer

Trudno nie docenić Donalda Glovera. Niezależnie, czy widzimy go na ekranie, słyszymy jego utwory lub oglądamy teledyski. W Feels Like Summer Childish Gambino serwuje nam solidną dawkę soulu, zręcznie złączonego z nieco psychodelicznym R&B. Całość dopełnia animowany, wyreżyserowany m.in. przez artystę, teledysk, w którym zobaczymy pełen przekrój postaci amerykańskiej popkultury.

Ten Typ Mes - Będę na działce

Pierwsza zasada imprez na działce brzmi: Nie dotykać pomidorów mamy. Mes ze swoją ekipą wjeżdża na działkę z bagażnikiem pełnym zimnych browców browarów, węglem do grilla i witaminami na porannego kaca. Niedoszły dresiarz snuje swoją opowieść na letnim bicie autorstwa Głośnego, opartym na samplu z Samotnej rękawiczki zespołu Ali-Babki.

Beastie Boys - (You Gotta) Fight For Your Right (To Party)

Do you like parties? Imprezowy hymn Beastie Boys z ich debiutanckiego Licensed To Ill to tykająca bomba. Pełna gitarowych riffów, krzyków i punkowych naleciałości. Fight For Your Right do tej pory potrafi sprawić, że mieszkanie po imprezie będzie wyglądać niemal jak to z teledysku. Warto zaznaczyć, że od premiery tego numeru minęło ponad 30 lat.

Łona - Do Ciebie, Aniu, Szłem

Raper ze Szczecina wraz z Kabaretem Starszych Panów wyruszył w drogę stanowiącą uniwersalną definicję pojęcia determinacja. Jak inaczej nazwać postawę Łony, tak wytrwale próbującego dotrzeć na Bezrzecze? Finał tej przygody wszyscy znamy, więc tym bardziej należy docenić wysiłki młodego Adama.

Bas - Tribe

Dreamville aktualnie jest jedną z najciekawszych ekip na scenie. J. Cole otoczył się oryginalnymi, zróżnicowanymi artystami, a już niedługo usłyszymy ich na trzecim Revenge of the Dreamers. Czekanie może nam zrekompensować chociażby Tribe Basa z gościnnym udziałem Cole'a. Utwór oparty na gitarze zaczerpniętej z Zum-Zum Edu Lobo tworzy taneczny vibe, przy którym każdy potupie nóżką.

Deys - Stempel Call

Każdy ma kumpla, przy którym jednopiwo równa się siedmiu. Deys z Kartkym wpadli w siedmiu na chatę Kuby Stemplowskiego i przyprawili go o łysinę. Stempel Call to trapowy, zadymiony numer z krainy, gdzie mieszanie używek i drinków jest pożądane, a kace nie istnieją.

Luniz - I got 5 on it

Refren do I got 5 on it jest równie ikoniczny, co The Sugar Hill Gang i ich Rapper's Delight. Duet z Oakland przy wsparciu Michaela Marshalla stworzył hit, który znalazł się na ich debiutanckim, platynowym albumie. Miłośnicy lat dziewięćdziesiątych już przy pierwszych taktach sięgają po swoje baggy jeansy i dwa rozmiary za duże t-shirty.

Jarecki - Ja chcę tylko funk

Teraz zapraszamy wszystkich b boys i b girls na parkiet. Klimat jaki udało się osiągnąć Jareckiemu i BRK w Ja chcę tylko funk brzmi jak rodem wyciągnięty z imprez lat 70. Skoczny, pełen energii i instrumentów utwór, przy którym James Brown zacząłby tańczyć jeszcze lepiej niż na swoich koncertach.

DUCKWRTH - MICHUUL.

Teledysk do tego utwory to poradnik jak tańczyć, by wezwali ekipę ze szpitala psychiatrycznego. Choć nie ma się co dziwić, że DUCKWRTH nie mógł się powstrzymać. Channel Tres i Alexander Spit oddali do dyspozycji rapera skoczny bit z genialnymi syntezatorami i funkowym sznytem. Jared Lee dokonał doskonałego wyboru, pisząc pod taki podkład lovesong.

Kuba Knap - Zbyt dziabnięty

Lecę, chwila, spadam mogłoby znaleźć się w całości w tym zestawieniu. Zbyt dziabnięty to doskonała wizytówka stylu Kuby Knapa w tamtym czasie. Przepita, skacowana i przepalona historia ziomka, który after miesza z beforem, czasami robiąc przerwy na spanie. West coastowy bit autorstwa Surmana świetnie komponuje się ze zbyt dziabniętym Młodym Wilkiem 2013.

Kendrick Lamar - King Kunta

King Kunta  to kolejna porcja funku z najwyższej półki. Sounwave biorąc na warsztat sample z dyskografii Jamesa Browna, Curtisa Mayfielda czy Ahmada spłodził podkład, który wyrywa z butów. Dodając charyzmę K. Dota otrzymujemy najgorętszy utwór lata 2015 roku.

Te-Tris/Soulpete - Cienie

Zeszłe lato, podobnie jak obecne, nie szczędziło nam upałów. Doskonale do pogody fitował projekt Te-Trisa i Soulpete'a - TristeSol. Klasyczne bity Trizaka i Soulpete'a, dopieszczone przez DJ-a Eproma nawet zimą potrafią przypomnieć letnie wieczory. Choć hasło rap do piwka kojarzy się bardziej z BonSoulem, Cienie również doskonale nadają się na posiedzenia z zimnym jasnym pełnym.

Polskie Karate - Tak jak trza

Ominięcie Polskiego Karate w rankingu melanżowych kawałków byłoby jak podejście do egzaminu na prawo jazdy pod wpływem. Z kolei wyróżnienie W 3 dupyoklepane i nudne. Wśród chwilowego hype'u na tę szaloną grupę, Tak jak trza zostało mocno niedocenione. Świetny funkowy bit z genialną gitarą od Metro, charyzmatyczne zwrotki Igorilli i Jaśka Wygi, bardzo dobry występ Hadesa, a wszystko wzbogacone scratchami od Flipa. Polscy słuchacze powinni się wstydzić za pominięcie tego projektu.

O.S.T.R. - Rise Of The Sun

Słoneczna bomba od O.S.T.R.-a skradła serca słuchaczy już w dniu premiery i nie ma się co dziwić. Niezawodni Killing Skills ze swoim podkładem dali ogromne pole do popisu. DJ-owi Haemowi w kwestii scratchy, Cadillacowi Dale'owi w refrenie i samemu Ostremu, który rzucił tu świetne, techniczne zwrotki.

Ice Cube - That New Funkadelic

Kto by się spodziewał, że Ice Cube przy okazji swojej dziesiątej płyty nadal będzie w stanie czymś zainteresować. That New Funkadelic to imprezowy must play dla każdego fana west coastowych brzmień i miłośników oryginalnego Funkadelic. Jeżeli ten utwór nie rozkręci imprezy, to oznacza, że bez wątpienia należy szybko zmienić lokal.

]]>
Beastie Boys "Licensed to Ill" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-22,beastie-boys-licensed-to-ill-klasyk-naweekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-03-22,beastie-boys-licensed-to-ill-klasyk-naweekendMarch 22, 2015, 3:00 pmMaciej Wojszkun""Please Hammer Don't Hurt 'Em". "All Eyez on Me" 2Paka, jak również jego Greatest Hits. "Life After Death", "Marshall Mathers LP", "The Eminem Show", "Speakerboxxx/The Love Below"... Oto króciutka lista rapowych albumów, którym udało się osiągnąć prestiżowy status diamentowej płyty. Z dumą ogłaszam, że do tej listy możemy od tego tygodnia dopisać nową pozycję. Legendarne "Licensed to Ill" szalonego niestety-już-tylko-duetu Beastie Boys (R.I.P. MCA), klasyczny melanż imprezowego rapu z punkrockową zadziornością - po 29 latach od premiery sprzedało ponad 10 milionów kopii... Co Wy na to, abyśmy z tej okazji zagrali to jeszcze raz? It's time to get ill! LET ME CLEAR MY THROAT.... OK, w porządku... Beastie Boys, czyli trio Ad-Rock, MCA i Mike D(iamond) to ciekawy przypadek zespołu, który (niemal?) całkowicie zmienił swój styl - chłopaki początkowo grali hardcore punka, ba, mieli nawet w składzie kobietę - uroczą Kate Schellenbach, która, jak to się mówi, nieźle dawała po garach. W 1982, gdy do kapeli dołączył Ad-Rock, zespół postanowił spróbować czegoś nowego i nagrał eksperymentalny rapowy track "Cooky Puss", bazujący na... tzw. prank callu do firmy Carvel Ice Cream. Wykręcony, schizoidalny utwór szybko stał się hitem nowojorskich klubów... Grupa zaczęła przeto coraz częściej w swych setach wykorzystywać elementy rapu, wynajęła także DJ'a - niejakiego Ricka Rubina. Tego pana przestawiać nie trzeba, prawda? W 1983 roku Rick w swym akademiku (!) założył label Def Jam Recordings i zaproponował Beastie Boysom (niestety już bez Kate) kontrakt. Reszta jest już historią..."Licensed to Ill" (co ciekawe, oryginalny tytuł albumu brzmiał odpowiednio "punkrockowo" - "Don't Be a Faggot"... Columbia Records nie zgodziła się jednak na dystrybucję krążka o takiej nazwie) ukazał się w listopadzie 1986 r. - i z miejsca stał się hitem, osiągając status platyny w zaledwie dwa miesiące. Szczerze mówiąc, nie dziwię się wcale - tego albumu po prostu nie da się nie lubić. Energia i tzw. fun dosłownie kipi z każdego tracku na "Licensed to Ill". Największa w tym zasługa gospodarzy - trzech wesołków, stylizujących się na ziomali, dla których jedynym mottem i celem życiowym jest Party hard. Conscious rap? Co? Zbastuj, ziom, nie słyszę cię, Brass Monkey (...that funky monkey!) szumi mi w uszach, poza tym - widziałeś, jakie laski tam stoją przy barze?! Oszczędne, proste beaty, oparte na ciężkich drumsach i clapach, mogą brzmieć dziś rachitycznie i staroświecko, szczególnie w dobie samplowanych i genialnie zaaranżowanych arcydzieł w rodzaju "MBDTF" czy "Tetsuo & Youth"... Jednak nawet dziś bujają aż miło. Od "Rhymin' and Stealin'" (doceniam Rubinową zabawę samplami - usłyszeć tu możemy klasyczne rockowe songi, m.in. 'When the Levee Breaks" Zeppelinów, "Sweet Leaf" Black Sabbath - plus przezabawne nawiązanie do "I Fought the Law" The Clash), poprzez świetny riff "She's Crafty", znów zapożyczony od Ledów, oszczędne "Paul Revere" (swoją drogą, przekomiczna historia spotkania trzech panów - posłuchajcie, koniecznie), żartobliwe, acz zaraźliwe wręcz "Girls", atakujące cudaczną trąbką "Brass Monkey" - beaty świetnie pasują do wykręconych nawijek trzech rozentuzjazmowanych gospodarzy.Poza tym... "No Sleep Til Brooklyn" RZĄDZI i nie chę słyszeć ani słowa sprzeciwu. To dla mnie track niedotykalny, perfekcyjny mariaż rapu i rocka, jak już niegdyś pisałem - nieodzowny składnik każdej grubej balangi. Zniewalający refren, dowcipne zwrotki, kpiące z hedonistycznego stylu życia rockowych gwiazd, i, co najważniejsze - sam Kerry King ze Slayera na gitarach. Wariacka solówka KFK pod koniec kawałka to dla mnie - oprócz refrenu, rzecz jasna - najlepszy moment całego krążka. Tuż za nim plasuje się klasyczny hicior "Fight for You Right (to Party)", zabawna satyra na "imprezowe hymny" (Man, living at home is such a drag/Now your Mom threw away your best porno mag! YOU GOT TO FIGHT FOR YOUR RIGHT TO PARTY! - klasyk)."Licensed to Ill" może nie brzmi już tak świeżo, nie powala na kolana pomysłowością, wymyślnymi metaforami czy technicznymi fajerwerkami - jednak to wciąż świetna pozycja, pełna humoru i niesamowitej energii, pozycja obowiązkowa dla każdego fana gatunku. Klasyk? Bez dwóch zdań. Jak to określił magazyn "Rolling Stone" - "trzech idiotów stworzyło arcydzieło"... Gratuluję diamentowej płyty, chłopaki, i dzięki wielkie za sporo dobrej zabawy. MCA - dzięki, staruszku, szkoda, że Cię już nie ma z nami... [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22210","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5848","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] ""Please Hammer Don't Hurt 'Em". "All Eyez on Me" 2Paka, jak również jego Greatest Hits. "Life After Death", "Marshall Mathers LP", "The Eminem Show", "Speakerboxxx/The Love Below"... Oto króciutka lista rapowych albumów, którym udało się osiągnąć prestiżowy status diamentowej płyty. Z dumą ogłaszam, że do tej listy możemy od tego tygodnia dopisać nową pozycję. Legendarne "Licensed to Ill" szalonego niestety-już-tylko-duetu Beastie Boys (R.I.P. MCA), klasyczny melanż imprezowego rapu z punkrockową zadziornością - po 29 latach od premiery sprzedało ponad 10 milionów kopii... Co Wy na to, abyśmy z tej okazji zagrali to jeszcze raz? It's time to get ill! 

LET ME CLEAR MY THROAT.... OK, w porządku...Beastie Boys, czyli trio Ad-Rock, MCA i Mike D(iamond) to ciekawy przypadek zespołu, który (niemal?) całkowicie zmienił swój styl - chłopaki początkowo grali hardcore punka, ba, mieli nawet w składzie kobietę - uroczą Kate Schellenbach, która, jak to się mówi, nieźle dawała po garach. W 1982, gdy do kapeli dołączył Ad-Rock, zespół postanowił spróbować czegoś nowego i nagrał eksperymentalny rapowy track "Cooky Puss", bazujący na... tzw. prank callu do firmy Carvel Ice Cream. Wykręcony, schizoidalny utwór szybko stał się hitem nowojorskich klubów... Grupa zaczęła przeto coraz częściej w swych setach wykorzystywać elementy rapu, wynajęła także DJ'a - niejakiego Ricka Rubina. Tego pana przestawiać nie trzeba, prawda? W 1983 roku Rick w swym akademiku (!) założył label Def Jam Recordings i zaproponował Beastie Boysom (niestety już bez Kate) kontrakt. Reszta jest już historią...

"Licensed to Ill" (co ciekawe, oryginalny tytuł albumu brzmiał odpowiednio "punkrockowo" - "Don't Be a Faggot"... Columbia Records nie zgodziła się jednak na dystrybucję krążka o takiej nazwie) ukazał się w listopadzie 1986 r. - i z miejsca stał się hitem, osiągając status platyny w zaledwie dwa miesiące. Szczerze mówiąc, nie dziwię się wcale - tego albumu po prostu nie da się nie lubić. Energia i tzw. fun dosłownie kipi z każdego tracku na "Licensed to Ill". Największa w tym zasługa gospodarzy - trzech wesołków, stylizujących się na ziomali, dla których jedynym mottem i celem życiowym jest Party hard. Conscious rap? Co? Zbastuj, ziom, nie słyszę cię, Brass Monkey (...that funky monkey!) szumi mi w uszach, poza tym - widziałeś, jakie laski tam stoją przy barze?! 

Oszczędne, proste beaty, oparte na ciężkich drumsach i clapach, mogą brzmieć dziś rachitycznie i staroświecko, szczególnie w dobie samplowanych i genialnie zaaranżowanych arcydzieł w rodzaju "MBDTF" czy "Tetsuo & Youth"... Jednak nawet dziś bujają aż miło. Od "Rhymin' and Stealin'" (doceniam Rubinową zabawę samplami - usłyszeć tu możemy klasyczne rockowe songi, m.in. 'When the Levee Breaks" Zeppelinów, "Sweet Leaf" Black Sabbath - plus przezabawne nawiązanie do "I Fought the Law" The Clash), poprzez świetny riff "She's Crafty", znów zapożyczony od Ledów, oszczędne "Paul Revere" (swoją drogą, przekomiczna historia spotkania trzech panów - posłuchajcie, koniecznie), żartobliwe, acz zaraźliwe wręcz "Girls", atakujące cudaczną trąbką "Brass Monkey" - beaty świetnie pasują do wykręconych nawijek trzech rozentuzjazmowanych gospodarzy.

Poza tym... "No Sleep Til Brooklyn" RZĄDZI i nie chę słyszeć ani słowa sprzeciwu. To dla mnie track niedotykalny, perfekcyjny mariaż rapu i rocka, jak już niegdyś pisałem - nieodzowny składnik każdej grubej balangi. Zniewalający refren, dowcipne zwrotki, kpiące z hedonistycznego stylu życia rockowych gwiazd, i, co najważniejsze - sam Kerry King ze Slayera na gitarach. Wariacka solówka KFK pod koniec kawałka to dla mnie - oprócz refrenu, rzecz jasna - najlepszy moment całego krążka. Tuż za nim plasuje się klasyczny hicior "Fight for You Right (to Party)", zabawna satyra na "imprezowe hymny" (Man, living at home is such a drag/Now your Mom threw away your best porno mag! YOU GOT TO FIGHT FOR YOUR RIGHT TO PARTY! - klasyk).

"Licensed to Ill" może nie brzmi już tak świeżo, nie powala na kolana pomysłowością, wymyślnymi metaforami czy technicznymi fajerwerkami - jednak to wciąż świetna pozycja, pełna humoru i niesamowitej energii, pozycja obowiązkowa dla każdego fana gatunku. Klasyk? Bez dwóch zdań. Jak to określił magazyn "Rolling Stone" - "trzech idiotów stworzyło arcydzieło"... Gratuluję diamentowej płyty, chłopaki, i dzięki wielkie za sporo dobrej zabawy. MCA - dzięki, staruszku, szkoda, że Cię już nie ma z nami...

                                                     [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22210","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

                                                     [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5848","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

 

]]>
Beastie Boys zdobyli Diamentową Płytę za "Licensed To Ill"!https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-17,beastie-boys-zdobyli-diamentowa-plyte-za-licensed-to-illhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-03-17,beastie-boys-zdobyli-diamentowa-plyte-za-licensed-to-illMarch 17, 2015, 12:03 pmAdmin stronyPo 29 latach od premiery nie lada wyróżnienie spotkało kultową formację Beastie Boys. Ich debiutanckie "Licensed To Ill" pokryło się diamentem, przyznawanym za sprzedaż 10 milionów egzemplarzy! Beasties to dopiero szósty hip-hopowy artysta, któremu się to udało! Kto był przed nimi?Pozostała piątka to MC Hammer, The Notorious B.I.G., Outkast, Eminem oraz 2Pac. "Licensed To Ill" to także najlepiej sprzedający się krążek w historii Def Jamu.Gratulujemy! R.I.P. MCA.Poniżej przypominamy jeden z kultowych singli z albumu.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22210","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Po 29 latach od premiery nie lada wyróżnienie spotkało kultową formację Beastie Boys. Ich debiutanckie "Licensed To Ill" pokryło się diamentem, przyznawanym za sprzedaż 10 milionów egzemplarzy! Beasties to dopiero szósty hip-hopowy artysta, któremu się to udało! Kto był przed nimi?

Pozostała piątka to MC Hammer, The Notorious B.I.G., Outkast, Eminem oraz 2Pac. "Licensed To Ill" to także najlepiej sprzedający się krążek w historii Def Jamu.

Gratulujemy! R.I.P. MCA.

Poniżej przypominamy jeden z kultowych singli z albumu.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"22210","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Beastie Boys feat. Nas "Too Many Rappers" - sprawdź niepublikowany wcześniej teledysk!https://popkiller.kingapp.pl/2015-01-13,beastie-boys-feat-nas-too-many-rappers-sprawdz-niepublikowany-wczesniej-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-01-13,beastie-boys-feat-nas-too-many-rappers-sprawdz-niepublikowany-wczesniej-teledyskJanuary 13, 2015, 4:44 pmMateusz MarcolaPo czterech latach, za sprawą pewnego studenta z Irlandii, odnalazł się teledysk do „Too Many Rappers” – niezapomnianej muzycznej kooperacji, w której obok siebie wystąpiły legendy rapu lat 80., Beastie Boys, i legenda rapu o dekadę późniejszego, Nas. Utwór pojawił się na „Hot Sauce Committee Part Two”, najprawdopodobniej ostatniej płycie w karierze grupy z Nowego Jorku, która w 2012 roku – zaraz po śmierci Adama „MCA” Yaucha – zakończyła swoją działalność. „Too many rappers and there's still not enough MC's”![[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20448","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Po czterech latach, za sprawą pewnego studenta z Irlandii, odnalazł się teledysk do „Too Many Rappers” – niezapomnianej muzycznej kooperacji, w której obok siebie wystąpiły legendy rapu lat 80., Beastie Boys, i legenda rapu o dekadę późniejszego, Nas. Utwór pojawił się na „Hot Sauce Committee Part Two”, najprawdopodobniej ostatniej płycie w karierze grupy z Nowego Jorku, która w 2012 roku – zaraz po śmierci Adama „MCA” Yaucha – zakończyła swoją działalność. „Too many rappers and there's still not enough MC's”!

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"20448","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Top 10 najlepszych kooperacji rapowo-rockowych - subiektywny rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-08-31,top-10-najlepszych-kooperacji-rapowo-rockowych-subiektywny-rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-08-31,top-10-najlepszych-kooperacji-rapowo-rockowych-subiektywny-rankingDecember 20, 2013, 7:18 pmMaciej WojszkunNiedawno swoją premierę miał najnowszy album Tech N9ne’a, „Something Else”, z zawartą na trackliście kompozycją iście historyczną – oto członkowie jednego z najbardziej utytułowanych i najsłynniejszych zespołów w historii rocka nagrali utwór z jednym z najbardziej szanowanych raperów Ameryki. Piszę tu oczywiście o utworze „Strange 2013”, hip-hopowym remake’u „Strange Days” legendarnych The Doors, stworzonym we współpracy Techa z Fredwreckiem oraz… samym zespołem: Johnem Densmore’em, Robbym Kriegerem oraz Rayem Manzarkiem. Kawałek ten jest też ważny z innego powodu – to ostatni utwór, jaki Manzarek zdążył nagrać przed śmiercią (20.05.2013).Wysłuchawszy „Strange 2013” (znakomity sztos swoją drogą), wpadła mi do głowy pewna myśl: a może by tak skompilować mały ranking utworów, w których obok MC pojawiają się artyści rockowi? Przecież remake Techa to nie pierwsza okazja, kiedy w studiu spotkali się raperzy i rockmani/metalowcy z zamiarem stworzenia tracku/ów łączących „the best of both worlds”. Nieraz słyszeliśmy, że obok MC udzielają się wokaliści, albo że hiphopowy beat okraszony został gitarowymi riffami czy prawdziwą perkusją – ba, istnieją przecież całe zespoły bazujące na łączeniu hiphopowych produkcji z żywym instrumentarium – choćby The Roots. Swoją drogą, Rootsi nagrali ostatnio kolejny kollabo-album, prawda? Owszem, do tego z nie byle kim, bo z samym Elvisem Costello (premiera 17 września), kolejną muzyczną legendą! Widać więc, że kolaboracji rap-rock jest wiele… Są one na pewno zaskakujące i ciekawe, jednak czy wszystkie bez wyjątku są dobre? Nie, za nic w świecie. Istnieją kolaboracje RR fantastyczne, legendarne wręcz – a istnieją też takie, o których zapomnieć należy jak najszybciej, takie, które ewidentnie twórcom nie wyszły…Chciałbym tedy zaprezentować w dwóch listach: top 10 najlepszych utworów powstałych ze współpracy raperów i rockmanów, oraz top 10 najgorszych tworów. Dziś więc – dziesiątka najlepszych. C’mon y’all, let’s rock this! 10. M.O.P. & Butch Vig – “How About Some Hardcore?” (z albumu “Loud Rocks”, 2000)Bo jak rozpoczynać, to z grubej rury. “How About Some Hardcore?” – pytali Billy Danze i Lil’Fame na swym pierwszym albumie na rewelacyjnym bicie DR Perioda. Moc, moc, i jeszcze raz moc. Sześć lat później, na potrzeby rap-rockowej składanki Loud Rocks, panowie postanowili jednak swój utwór spotęgować jeszcze bardziej, angażując do współpracy Butcha Viga – znakomitego perkusistę, człowieka, który na stałe zapisał się w annałach rocka, produkując album Nevermind Nirvany. Vig przybył, zobaczył – i dodał do „HASH?” (fajny skrót, swoją drogą) niesamowicie uzależniający nomen omen rytm perkusji i MOCARNE gitary. Jeśli przy słuchaniu tego nie odczuwasz ochoty szaleńczego machania łbem, jesteś oficjalnie nie z tej ziemi. "How About Some Hardcore?” – Hell yeah, bracie. „HASH?” – Jeszcze lepiej![[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5841","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] 09. Necro feat. Sean Martin (Hatebreed), John Tardy (Obituary) & Dan Lilker (Nuclear Assault) – “Insaneology” (z albumu “The Pre-Fix for Death”, 2004)Necro albo się kocha, albo nienawidzi. OK, przesadzam, Necro się tylko nienawidzi. Jednakowoż nie sposób nie szanować gościa, który wyrobił sobie własną, niepodrabialną stylówę i podąża nią konsekwentnie tyle lat. Swój Death Rap Necro oparł nie tylko na lirykach tak brutalnych i dosadnych, że mózg staje – The Sexorcist od zawsze podkreśla swoje upodobanie do brutalnego, surowego, bezkompromisowego metalu. Wiele razy Necro zaprosił do współpracy prominentnych muzyków sceny metalowej i hardcore’owej – i lista gości, z którymi nagrywał, naprawdę robi wrażenie. Znajdują się na niej choćby muzycy m.in. z Deftonesów, Lamb of God, Shadows Fall, Testament, a nawet z takich tuzów jak Black Sabbath (Vinny Appice!), Anthraxa (sam Scott Ian!) i Megadeth (Dave Ellefson!). Naprawdę miałem problem, który utwór z bogatego dorobku Necro wybrać – jednak koniec końców zwyciężyło potężne „Insaneology”. O Cthulhu, jak ten joint niszczy bez litości. Basem zajął się wszechstronnie uzdolniony Dan Lilker (podobnie jak wymieniony wyżej Scott Ian, jeden z założycieli Anthraxu!), niesamowite rzeczy na wiośle wyczynia Sean Martin, eks-gitarzysta Hatebreed, a na dokładkę mamy też histeryczny, przeraźliwy wokal Johna Tardy’ego z legendarnego Obituary. A jeśli ta trójca was nie wykończy – jest też gospodarz, wypluwający na majku skoncentrowane ładunki czystego ZŁA. Miazga, po której nikt nie ocaleje.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5842","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] 08. KJ-52 feat. Jon Micah Sumrall (Kutless) – “Are You Real?” (z albumu “Behind the Musik (A Boy Named Jonah)”, 2005)„I rzekł KJ-52: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal death rapu”! …Bo nie możemy pozwolić, by zło zwyciężyło, prawda? Chrześcijański rap to terytorium jakoś często pomijane wśród fanów rapu… ja również przyznaję, że nie spoglądam w stronę Jerozolimy zbyt często (…więcej grzechów nie pamiętam). A szkoda, bo znaleźć tam można rzeczy naprawdę zacne – choćby ten znakomity track „chrześcijańskiego Eminema” rodem z Florydy. Świetna perka, bujający beat, rewelacyjny refren Jona Sumralla z zespołu Kutless - do tego naprawdę poruszający, szczery tekst, manifestujący wiarę KJ-52 w Boga. Świetna rzecz.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5843","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]07. Cypress Hill & Tom Morello – “Shut’em Down” (z albumu “Rise Up”, 2010)Klik, klik, klikkliklikkliklik…!!!! Uwaga, stwierdzono ogromne ilości czystego, nierozcieńczonego rockowego pierdolnięcia! To może oznaczać tylko jedno – Tom Morello jest w pobliżu. Byłemu gitarzyście RAtMu nieraz zdarzało się współpracować z „obywatelami MC” – jego mistrzowską grą na gitarze pobłogosławione zostały utwory m.in. Run DMC, Public Enemy, KRS-One’a i Bone Thugs-n-Harmony. Najbardziej jednak prominentnie Tom udzielił się na ostatnim albumie Cypress Hill, ziomali, którym rockowe brzmienia nie są obce – i okazało się to połączeniem doskonałym. Morello stworzył tu absolutną gitarową bombę (to solo w 2.30 urywa po prostu łby), na której B-Real i Sen Dog płyną… udanie, acz nie tak znowu rewelacyjnie, trzeba przyznać. Ale nie umniejsza to wcale poziomowi kawałka. Jest funkowo, jest epicko… cytując pewnego użytkownika YT: „IT’S TOM MOTHERFUCKING MORELLO WITH CYPRESS MOTHERFUCKING HILL”! ‘Nuff Said. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5845","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]06. Ill Bill feat. Howard Jones – “Babylon” (z albumu “The Hour of Reprisal”, 2008)Mamy na liście Necro, przyszedł więc zaś czas na jego brata. Jestem zadeklarowanym sajkofanem albumu „The Hour of Reprisal”, a w szczególności kawałka „War is My Destiny” (o którym pisałem jakiś czas temu) z Maksem Cavalerą – poważnie zastanawiałem się, czy nie wstawić go na listę… Gdy wtem przypomniałem sobie, że jest jeszcze jeden kawałek z tej płyty, który uwielbiam całym moim czarnym sercem. To otwierający cały album „Babylon” z gościnnym udziałem Howarda Jonesa, do niedawna wokalisty Killswitch Engage – jedyny utwór w tym rankingu nie wsparty żywym bandem ani zniewalającymi arpeggiami (choć beat T-Raya ma w sobie ten świdrujący, gitarowy motyw….). Beat w ogóle jest niesamowity, szczególnie sposób, w jaki przechodzi z subtelnego, kobiecego chóru do ciężkiej, mrocznej jazdy, na której Billy Idol zapodaje nie mniej mroczne i ciężkie liryki. A refren Jonesa? Po prostu miazga. Mocny, czysty wokal stanowi doskonałe uzupełnienie surowego i szorstkiego głosu Ill Billa. „Babylon”. Po prostu w stu procentach epicki track. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5846","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]05. Del tha Funkee Homosapien & Dinosaur jr. – “Missing Link” (z albumu “Judgment Night – Music from the Motion Picture”, 1993)Jest sobie taki thrillerek nakręcony w 1993 roku o nazwie „Sądna noc” z Emilio Estevezem i Cubą Goodingiem jr…. Nie chcę jednak pisać o samym filmie, ale o soundtracku do niego, bo ten jest iście zdumiewający. To wypełnione po brzegi kolaboracjami RR płyciwo to sen spełniony każdego muzycznego nerda. Tu panowie z Onyx spotykają się z Biohazardem (w mocarnym tytułowym tracku), Cypress Hill z Pearl Jamem, Slayer z Ice-T (!!!!), Sir Mix-a-Lot z Mudhoney (?!)… a wreszcie Del tha Funkee Homosapien, późniejszy Deltron Zero, z legendami alternatywnego rocka Dinosaur jr. Rozentuzjazmowany, energiczny Del radzi sobie świetnie – ale to Dinosaur jr. rządzą całym trackiem, dostarczając fe-no-me-nal-ne-go, opartego na nieco funkowym riffie podkładu. Świetny jest też hipnotyzujący refren J Mascisa, a końcowa solówka po prostu niszczy. Ogień, ogień, po trzykroć ogień.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5847","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]04. R.E.M. feat. Q-Tip – “The Outsiders” (z albumu “Around the Sun”, 2004)Poprzednie kawałki na tej liście to ultra-bangery, eksplodujące mocą, niszczące wszystko na swej drodze… Ale tutaj – stop. „The Outsiders” to inna bajka. To pieśń refleksyjna. Subtelna. Nostalgiczna i przejmująca. Nigdy nie byłem wielkim fanem R.E.M. (mały hint – “zepsuł” ten znajdzie się też w części drugiej tego rankingu…), ale uwielbiam melancholijne rockowe ballady – a „The Outsiders” przypomina mi, dlaczego. Gitary, niespieszne tempo, poruszający wokal Michaela Stipe’a – wszystko tu tworzy magiczną atmosferę. Kawałek ten byłby świetny nawet bez Q-Tipa – ale The Abstract odnalazł się w „The Outsiders” rewelacyjnie, dając świetną, acz nieco krótką zwrotkę, i w żadnym razie nie burząc atmosfery. Końcowe wersy Q-Tipa – powtarzane „I am not afraid, I am not afraid” – autentycznie poruszają… [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5844","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]03. Beastie Boys & Kerry King (Slayer) – “No Sleep till Brooklyn” (z albumu “Licensed to Ill”, 1986)Kto nie zna, niech zapadnie się pod ziemię. Natychmiast. OK… Co można napisać o „No Sleep ‘til Brooklyn”, czego jeszcze nie napisano? Nie mam pojęcia – wiem tylko, że ten kawałek MIAŻDŻY. Ale czemu się dziwić, jeśli za partie gitarowe – ten prosty, ale niewiarygodnie skuteczny i uzależniający motyw (oparty na legendarnym T.N.T. AC/DC) , jak i roztapiające mózgi swą zajebistością solo – odpowiedzialny jest sam Kerry King (który na dodatek miał jednak kiedyś włosy)? Dodajmy do tego fantastyczną, nieokiełznaną energię i entuzjazm Beastie Boysów oraz świetny teledysk, parodiujący glam-metalowy szał lat 80. - i mamy klasyk trwalszy niż ze spiżu, absolutnie nieodzowny składnik każdej imprezy. Potęga.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5848","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]02. Run DMC feat. Steven Tyler & Joe Perry (Aerosmith) – “Walk This Way” (z albumu “Raising Hell”, 1986)Starałem się jak mogłem. Naprawdę. Nie ma żadnej zabawy w tworzeniu rankingu, w którym topowe miejsca są wiadome od razu. Bowiem gdy ktoś spyta o połączenie rocka z rapem, automatycznie pierwszym kollabo, jakie przychodzi do głowy, jest słynne spotkanie na jednym tracku Run DMC i Aerosmith. Chciałem, aby ta lista nie była przewidywalna, więc postanowiłem zrobić wszystko, aby ten track nie znalazł się w rankingu…. Jednak nie mogłem. Ten kawałek jest TAK dobry. Tzw. chemistry on track wszystkich zaangażowanych jest po prostu niesamowita – gitara Joe’a Perry’ego doskonale odnalazła się na beacie Jam Master Jaya, a wrzaski Stevena Tylera w refrenie brzmią doskonale. To nie tylko utwór znakomity, ale także ważny z historycznego punktu widzenia – to właśnie „Walk This Way” pomógł przebić się hip-hopowi do mainstreamu, szturmem wdzierając się na listę Billboard Hot 100 (zajmując 4 pozycję), i udowadniając, że mariaż elementów hip-hopowych i rockowych jest możliwy i może przynieść oszałamiające rezultaty. Żeby tego było mało, „Walk This Way” zilustrowany został kapitalnym teledyskiem. Nie dodaję już nic, bo jestem zajęty salutowaniem z szacunku. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5849","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]01. Public Enemy & Anthrax – “Bring the Noise” (z albumów Public Enemy – “Apocalypse ’91 – The Enemy Strikes Black”, 1991; Anthrax – “Attack of the Killer B’s”, 1991)Tak jest – tylko jeden kawałek mógł odebrać Run DMC koronę i tytuł “najlepszego kollabo RR”. Pal licho przewidywalność - remake „Bring the Noise” z udziałem kapeli Scotta Iana to kawałek bezbłędny – po prostu. Gnający na łeb na szyję metalowy podkład – te mocarne bębny, te niesamowicie szybkie gitary - pod rymy Chucka D i wstawki Flavor Flava, które przeszły już do legendy (….YEEEEEEAAAAAH BWWWOOOOOIIIII!), niesamowita, niewiarygodna wręcz energia i chemia wszystkich grających, zaskakująco dobry rap Scotta Iana – i ten REFREN, rzeczywiście karzący – nie, zmuszający – do ogarnięcia dupska, pójścia w szaleńcze pogo i przyniesienia ze sobą tyle hałasu, na ile starczy sił. A nawet więcej. Nieśmiertelny klasyk, odpowiednik platynowego wzorca z Sevres dla kolaboracji rapowo-rockowej/metalowej. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5850","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Niedawno swoją premierę miał najnowszy album Tech N9ne’a, „Something Else”, z zawartą na trackliście kompozycją iście historyczną – oto członkowie jednego z najbardziej utytułowanych i najsłynniejszych zespołów w historii rocka nagrali utwór z jednym z najbardziej szanowanych raperów Ameryki. Piszę tu oczywiście o utworze „Strange 2013”, hip-hopowym remake’u „Strange Days” legendarnych The Doors, stworzonym we współpracy Techa z Fredwreckiem oraz… samym zespołem: Johnem Densmore’em, Robbym Kriegerem oraz Rayem Manzarkiem. Kawałek ten jest też ważny z innego powodu – to ostatni utwór, jaki Manzarek zdążył nagrać przed śmiercią (20.05.2013).

Wysłuchawszy „Strange 2013” (znakomity sztos swoją drogą), wpadła mi do głowy pewna myśl: a może by tak skompilować mały ranking utworów, w których obok MC pojawiają się artyści rockowi? Przecież remake Techa to nie pierwsza okazja, kiedy w studiu spotkali się raperzy i rockmani/metalowcy z zamiarem stworzenia tracku/ów łączących „the best of both worlds”. Nieraz słyszeliśmy, że obok MC udzielają się wokaliści, albo że hiphopowy beat okraszony został gitarowymi riffami czy prawdziwą perkusją – ba, istnieją przecież całe zespoły bazujące na łączeniu hiphopowych produkcji z żywym instrumentarium – choćby The Roots. Swoją drogą, Rootsi nagrali ostatnio kolejny kollabo-album, prawda? Owszem, do tego z nie byle kim, bo z samym Elvisem Costello (premiera 17 września), kolejną muzyczną legendą!  

Widać więc, że kolaboracji rap-rock jest wiele… Są one na pewno zaskakujące i ciekawe, jednak czy wszystkie bez wyjątku są dobre? Nie, za nic w świecie. Istnieją kolaboracje RR fantastyczne, legendarne wręcz – a istnieją też takie, o których zapomnieć należy jak najszybciej, takie, które ewidentnie twórcom nie wyszły…

Chciałbym tedy zaprezentować w dwóch listach: top 10 najlepszych utworów powstałych ze współpracy raperów i rockmanów, oraz top 10 najgorszych tworów. Dziś więc – dziesiątka najlepszych. C’mon y’all, let’s rock this!

 

10. M.O.P. & Butch Vig – “How About Some Hardcore?”  (z albumu “Loud Rocks”, 2000)

Bo jak rozpoczynać, to z grubej rury. “How About Some Hardcore?” – pytali Billy Danze i Lil’Fame na swym pierwszym albumie na rewelacyjnym bicie DR Perioda. Moc, moc, i jeszcze raz moc.Sześć lat później, na potrzeby rap-rockowej składanki Loud Rocks, panowie postanowili jednak swój utwór spotęgować jeszcze bardziej, angażując do współpracy Butcha Viga – znakomitego perkusistę, człowieka, który na stałe zapisał się w annałach rocka, produkując album Nevermind Nirvany. Vig przybył, zobaczył – i dodał do „HASH?” (fajny skrót, swoją drogą) niesamowicie uzależniający nomen omen rytm perkusji i MOCARNE gitary. Jeśli przy słuchaniu tego nie odczuwasz ochoty szaleńczego machania łbem, jesteś oficjalnie nie z tej ziemi. "How About Some Hardcore?” – Hell yeah, bracie. „HASH?” – Jeszcze lepiej!

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5841","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]    

09. Necro feat. Sean Martin (Hatebreed), John  Tardy (Obituary) & Dan Lilker (Nuclear Assault) – “Insaneology” (z albumu “The Pre-Fix for Death”, 2004)

Necro albo się kocha, albo nienawidzi. OK, przesadzam, Necro się tylko nienawidzi. Jednakowoż nie sposób nie szanować gościa, który wyrobił sobie własną, niepodrabialną stylówę i podąża nią konsekwentnie tyle lat. Swój Death Rap Necro oparł nie tylko na lirykach tak brutalnych i dosadnych, że mózg staje – The Sexorcist od zawsze podkreśla swoje upodobanie do brutalnego, surowego, bezkompromisowego metalu. Wiele razy Necro zaprosił do współpracy prominentnych muzyków sceny metalowej i hardcore’owej – i lista gości, z którymi nagrywał, naprawdę robi wrażenie. Znajdują się na niej choćby muzycy m.in. z Deftonesów, Lamb of God, Shadows Fall, Testament, a nawet z takich tuzów jak Black Sabbath (Vinny Appice!), Anthraxa (sam Scott Ian!) i Megadeth (Dave Ellefson!). Naprawdę miałem problem, który utwór z bogatego dorobku Necro wybrać – jednak koniec końców zwyciężyło potężne „Insaneology”. O Cthulhu, jak ten joint niszczy bez litości. Basem zajął się wszechstronnie uzdolniony Dan Lilker (podobnie jak wymieniony wyżej Scott Ian, jeden z założycieli Anthraxu!), niesamowite rzeczy na wiośle wyczynia Sean Martin, eks-gitarzysta Hatebreed, a na dokładkę mamy też histeryczny, przeraźliwy wokal Johna Tardy’ego z legendarnego Obituary. A jeśli ta trójca was nie wykończy – jest też gospodarz, wypluwający na majku skoncentrowane ładunki czystego ZŁA. Miazga, po której nikt nie ocaleje.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5842","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]   

08. KJ-52 feat. Jon Micah Sumrall (Kutless) – “Are You Real?”(z albumu “Behind the Musik (A Boy Named Jonah)”, 2005)

„I rzekł KJ-52: Aż dotąd, nie dalej! Tu zapora dla twoich nadętych fal death rapu”!Bo nie możemy pozwolić, by zło zwyciężyło, prawda? Chrześcijański rap to terytorium jakoś często pomijane wśród fanów rapu… ja również przyznaję, że nie spoglądam w stronę Jerozolimy zbyt często (…więcej grzechów nie pamiętam). A szkoda, bo znaleźć tam można rzeczy naprawdę zacne – choćby ten znakomity track „chrześcijańskiego Eminema” rodem z Florydy. Świetna perka, bujający beat, rewelacyjny refren Jona Sumralla z zespołu Kutless - do tego naprawdę poruszający, szczery tekst, manifestujący wiarę KJ-52 w Boga. Świetna rzecz.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5843","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

07. Cypress Hill & Tom Morello – “Shut’em Down” (z albumu “Rise Up”, 2010)

Klik, klik, klikkliklikkliklik…!!!!  Uwaga, stwierdzono ogromne ilości czystego, nierozcieńczonego rockowego pierdolnięcia! To może oznaczać tylko jedno – Tom Morello jest w pobliżu. Byłemu gitarzyście RAtMu nieraz zdarzało się współpracować z „obywatelami MC” – jego mistrzowską grą na gitarze pobłogosławione zostały utwory m.in. Run DMC, Public Enemy, KRS-One’a i Bone Thugs-n-Harmony. Najbardziej jednak prominentnie Tom udzielił się na ostatnim albumie Cypress Hill, ziomali, którym rockowe brzmienia nie są obce – i okazało się to połączeniem doskonałym. Morello stworzył tu absolutną gitarową bombę (to solo w 2.30 urywa po prostu łby), na której B-Real i Sen Dog płyną… udanie, acz nie tak znowu rewelacyjnie, trzeba przyznać. Ale nie umniejsza to wcale poziomowi kawałka. Jest funkowo, jest epicko… cytując pewnego użytkownika YT: „IT’S TOM MOTHERFUCKING MORELLO WITH CYPRESS MOTHERFUCKING HILL”! ‘Nuff Said

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5845","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

06. Ill Bill feat. Howard Jones – “Babylon”(z albumu “The Hour of Reprisal”, 2008)

Mamy na liście Necro, przyszedł więc zaś czas na jego brata. Jestem zadeklarowanym sajkofanem albumu „The Hour of Reprisal”, a w szczególności kawałka „War is My Destiny” (o którym pisałem jakiś czas temu) z Maksem Cavalerą – poważnie zastanawiałem się, czy nie wstawić go na listę… Gdy wtem przypomniałem sobie, że jest jeszcze jeden kawałek z tej płyty, który uwielbiam całym moim czarnym sercem. To otwierający cały album „Babylon” z gościnnym udziałem Howarda Jonesa, do niedawna wokalisty Killswitch Engage – jedyny utwór w tym rankingu nie wsparty żywym bandem ani zniewalającymi arpeggiami (choć beat T-Raya ma w sobie ten świdrujący, gitarowy motyw….). Beat w ogóle jest niesamowity, szczególnie sposób, w jaki przechodzi z subtelnego, kobiecego chóru do ciężkiej, mrocznej jazdy, na której Billy Idol zapodaje nie mniej mroczne i ciężkie liryki. A refren Jonesa? Po prostu miazga. Mocny, czysty wokal stanowi doskonałe uzupełnienie surowego i szorstkiego głosu Ill Billa. „Babylon”. Po prostu w stu procentach epicki track. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5846","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

05. Del tha Funkee Homosapien & Dinosaur jr. – “Missing Link”(z albumu “Judgment Night – Music from the Motion Picture”, 1993)

Jest sobie taki thrillerek nakręcony w 1993 roku o nazwie „Sądna noc” z Emilio Estevezem i Cubą Goodingiem jr…. Nie chcę jednak pisać o samym filmie, ale o soundtracku do niego, bo ten jest iście zdumiewający. To wypełnione po brzegi kolaboracjami RR płyciwo to sen spełniony każdego muzycznego nerda. Tu panowie z Onyx spotykają się z Biohazardem (w mocarnym tytułowym tracku), Cypress Hill z Pearl Jamem, Slayer z Ice-T (!!!!), Sir Mix-a-Lot z Mudhoney (?!)… a wreszcie Del tha Funkee Homosapien, późniejszy Deltron Zero, z legendami alternatywnego rocka Dinosaur jr. Rozentuzjazmowany, energiczny Del radzi sobie świetnie – ale to Dinosaur jr. rządzą całym trackiem, dostarczając fe-no-me-nal-ne-go, opartego na nieco funkowym riffie podkładu. Świetny jest też hipnotyzujący refren J Mascisa, a końcowa solówka po prostu niszczy. Ogień, ogień, po trzykroć ogień.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5847","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

04. R.E.M. feat. Q-Tip – “The Outsiders” (z albumu “Around the Sun”, 2004)

Poprzednie kawałki na tej liście to ultra-bangery, eksplodujące mocą, niszczące wszystko na swej drodze… Ale tutaj – stop. „The Outsiders” to inna bajka. To pieśń refleksyjna. Subtelna. Nostalgiczna i przejmująca. Nigdy nie byłem wielkim fanem R.E.M. (mały hint – “zepsuł” ten znajdzie się też w części drugiej tego rankingu…), ale uwielbiam melancholijne rockowe ballady – a „The Outsiders” przypomina mi, dlaczego. Gitary, niespieszne tempo, poruszający wokal Michaela Stipe’a – wszystko tu tworzy magiczną atmosferę. Kawałek ten byłby świetny nawet bez Q-Tipa – ale The Abstract odnalazł się w „The Outsiders” rewelacyjnie, dając świetną, acz nieco krótką zwrotkę, i w żadnym razie nie burząc atmosfery. Końcowe wersy Q-Tipa – powtarzane „I am not afraid, I am not afraid” – autentycznie poruszają… 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5844","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

03. Beastie Boys & Kerry King (Slayer) – “No Sleep till Brooklyn”(z albumu “Licensed to Ill”, 1986)

Kto nie zna, niech zapadnie się pod ziemię. Natychmiast. OK… Co można napisać o „No Sleep ‘til Brooklyn”, czego jeszcze nie napisano? Nie mam pojęcia – wiem tylko, że ten kawałek MIAŻDŻY. Ale czemu się dziwić, jeśli za  partie gitarowe – ten prosty, ale niewiarygodnie skuteczny i uzależniający motyw (oparty na legendarnym T.N.T. AC/DC) , jak i roztapiające mózgi swą zajebistością solo – odpowiedzialny jest sam Kerry King (który na dodatek miał jednak kiedyś włosy)?  Dodajmy do tego fantastyczną, nieokiełznaną energię i entuzjazm Beastie Boysów oraz świetny teledysk, parodiujący glam-metalowy szał lat 80. -  i mamy klasyk trwalszy niż ze spiżu, absolutnie nieodzowny składnik każdej imprezy. Potęga.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5848","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

02. Run DMC feat. Steven Tyler & Joe Perry (Aerosmith)“Walk This Way” (z albumu “Raising Hell”, 1986)

Starałem się jak mogłem. Naprawdę. Nie ma żadnej zabawy w tworzeniu rankingu, w którym topowe miejsca są wiadome od razu. Bowiem gdy ktoś spyta o połączenie rocka z rapem, automatycznie pierwszym kollabo, jakie przychodzi do głowy, jest słynne spotkanie na jednym tracku Run DMC i Aerosmith. Chciałem, aby ta lista nie była przewidywalna, więc postanowiłem zrobić wszystko, aby ten track nie znalazł się w rankingu…. Jednak nie mogłem. Ten kawałek jest TAK dobry. Tzw. chemistry on track wszystkich zaangażowanych jest po prostu niesamowita – gitara Joe’a Perry’ego doskonale odnalazła się na beacie Jam Master Jaya, a wrzaski Stevena Tylera w refrenie brzmią doskonale. To nie tylko utwór znakomity, ale także ważny z historycznego punktu widzenia – to właśnie „Walk This Way” pomógł przebić się hip-hopowi do mainstreamu, szturmem wdzierając się na listę Billboard Hot 100 (zajmując 4 pozycję), i udowadniając, że mariaż elementów hip-hopowych i rockowych jest możliwy i może przynieść oszałamiające rezultaty. Żeby tego było mało, „Walk This Way” zilustrowany został kapitalnym teledyskiem. Nie dodaję już nic, bo jestem zajęty salutowaniem z szacunku. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5849","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

01. Public Enemy & Anthrax – “Bring the Noise”(z albumów Public Enemy – “Apocalypse ’91 – The Enemy Strikes Black”, 1991; Anthrax – “Attack of the Killer B’s”, 1991)

Tak jest – tylko jeden kawałek mógł odebrać Run DMC koronę i tytuł “najlepszego kollabo RR”. Pal licho przewidywalność - remake „Bring the Noise” z udziałem kapeli Scotta Iana to kawałek bezbłędny – po prostu. Gnający na łeb na szyję metalowy podkład – te mocarne bębny, te niesamowicie szybkie gitary - pod rymy Chucka D i wstawki Flavor Flava, które przeszły już do legendy (….YEEEEEEAAAAAH BWWWOOOOOIIIII!), niesamowita, niewiarygodna wręcz energia i chemia wszystkich grających, zaskakująco dobry rap Scotta Iana – i ten REFREN, rzeczywiście karzący – nie, zmuszający – do ogarnięcia dupska, pójścia w szaleńcze pogo i przyniesienia ze sobą tyle hałasu, na ile starczy sił. A nawet więcej. Nieśmiertelny klasyk, odpowiednik platynowego wzorca z Sevres dla kolaboracji rapowo-rockowej/metalowej. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5850","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>