popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) The Fresh Princehttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/25385/The-Fresh-PrinceSeptember 20, 2024, 1:46 ampl_PL © 2024 Admin strony5 dobrych produkcji filmowych, w których wzięli udział raperzyhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-06-13,5-dobrych-produkcji-filmowych-w-ktorych-wzieli-udzial-raperzyhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-06-13,5-dobrych-produkcji-filmowych-w-ktorych-wzieli-udzial-raperzyJune 13, 2020, 12:33 pmIgor Wiśniewski4 marca na antenie stacji FX wystartował nowy serial Kevina Harta i... Lil Dicky'iego. Dave opowiada o perypetiach opartych o prawdziwą przeszłość rapera. Przypadek autora Professional rapper nie jest odosobniony. Na przestrzeni lat, wielu artystów romansowało z kamerą, z czego wyszło kilka wartych uwagi produkcji.Bajer z Bel AirZanim Will Smith na dobre został aktorem, w świecie popkultury zaistniał jako The Fresh Prince. Co ciekawsze, razem z DJ-em Jazzy'm Jeffem otrzymali pierwszą nagrodę Grammy za najlepszy występ rapowy. Popularność duetu zaczęła mocno spadać, a Smith roztrwonił większość pieniędzy. Z pomocą przyszedł mu Quincy Jones, proponując rolę w serialu. The Fresh Prince of Bel-Air zadebiutowało w 1990 na antenie NBC, gdzie emitowano go kolejne 6 lat. Sitcom opowiada o losach Willa, nastolatka z zachodniej Filadelfii, którego wysłano do rodziny w tytułowym Bel-Air.Chłopaki z sąsiedztwaFilm Johna Singletona to prawdopodobnie najlepszy obraz, w jakim zagrał Ice Cube. Charyzmatyczny Doughboy, którego wykreował raper, fantastycznie uzupełnia się z pierwszoplanową postacią Tre Styles'a, którego odegrał Cuba Gooding Jr. Dramat rozgrywający się na ulicach South Central w Los Angeles to jedna z najważniejszych produkcji fabularnych dotykających tematyki gangów i całego afroamerykańskiego społeczeństwa początku lat 90.AtlantaDonald Glover stworzył świetny serial. Po prostu. Powstałe, do tej pory, dwa sezony to zbiór historii o Ernie, jego kuzynie raperze, ich kumplu Dariusie i dziewczynie, z którą Ern ma dziecko - Van. Każdy z odcinków to oddzielna opowieść. Childish Gambino opisał szereg, przede wszystkim, przyziemnych kłopotów i trosk, przeplatając je humorem. Głównie za sprawą Dariusa, odgrywanego przez Lakeitha Stanfielda.JuiceRaperzy bardzo dobrze odnajdują się w dramatach. Pomijając przykład Ice Cube'a, potwierdza to również Tupac Shakur. Juice Ernesta R. Dickersona opowiada o grupie przyjaciół z Harlemu. Film opisuje jak czwórka nastolatków, próbując odnaleźć się w ówczesnych realiach, postanawia napaść na sklep. Na szczególną uwagę zasługuje ewolucja Bishopa, postaci granej przez 2Paca.Dzień próbyFabuła Dnia próby brzmi jak każda inna fabuła kina akcji. Młody policjant trafia pod opiekę starszego i próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. W tym wypadku dużym plusem jest obecność Denzela Washingtona odgrywającego Alonzo - skorumpowanego policjanta, któremu bliżej do przestępcy, niż stróża prawa. Aktora nagrodzono za tę rolę m.in. Oscarem. Oprócz Denzela, na ekranie pojawiają się Dr. Dre oraz Snoop Dogg.4 marca na antenie stacji FX wystartował nowy serial Kevina Harta i... Lil Dicky'iego. Dave opowiada o perypetiach opartycho prawdziwą przeszłość rapera. Przypadek autora Professional rapper nie jest odosobniony. Na przestrzeni lat, wielu artystów romansowało z kamerą, z czego wyszło kilka wartych uwagi produkcji.

Bajer z Bel Air

Zanim Will Smith na dobre został aktorem, w świecie popkultury zaistniał jako The Fresh Prince. Co ciekawsze, razem z DJ-em Jazzy'm Jeffem otrzymali pierwszą nagrodę Grammy za najlepszy występ rapowy. Popularność duetu zaczęła mocno spadać, a Smith roztrwonił większość pieniędzy. Z pomocą przyszedł mu Quincy Jones, proponując rolę w serialu. The Fresh Prince of Bel-Air zadebiutowało w 1990 na antenie NBC, gdzie emitowano go kolejne 6 lat. Sitcom opowiada o losach Willa, nastolatka z zachodniej Filadelfii, którego wysłano do rodziny w tytułowym Bel-Air.

Chłopaki z sąsiedztwa

Film Johna Singletona to prawdopodobnie najlepszy obraz, w jakim zagrał Ice Cube. Charyzmatyczny Doughboy, którego wykreował raper, fantastycznie uzupełnia się z pierwszoplanową postacią Tre Styles'a, którego odegrał Cuba Gooding Jr. Dramat rozgrywający się na ulicach South Central w Los Angeles to jedna z najważniejszych produkcji fabularnych dotykających tematyki gangów i całego afroamerykańskiego społeczeństwa początku lat 90.

Atlanta

Donald Glover stworzył świetny serial. Po prostu. Powstałe, do tej pory, dwa sezony to zbiór historii o Ernie, jego kuzynie raperze, ich kumplu Dariusie i dziewczynie, z którą Ern ma dziecko - Van. Każdy z odcinków to oddzielna opowieść. Childish Gambino opisał szereg, przede wszystkim, przyziemnych kłopotów i trosk, przeplatając je humorem. Głównie za sprawą Dariusa, odgrywanego przez Lakeitha Stanfielda.

Juice

Raperzy bardzo dobrze odnajdują się w dramatach. Pomijając przykład Ice Cube'a, potwierdza to również Tupac Shakur. Juice Ernesta R. Dickersona opowiada o grupie przyjaciół z Harlemu. Film opisuje jak czwórka nastolatków, próbując odnaleźć się w ówczesnych realiach, postanawia napaść na sklep. Na szczególną uwagę zasługuje ewolucja Bishopa, postaci granej przez 2Paca.

Dzień próby

Fabuła Dnia próby brzmi jak każda inna fabuła kina akcji. Młody policjant trafia pod opiekę starszego i próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. W tym wypadku dużym plusem jest obecność Denzela Washingtona odgrywającego Alonzo - skorumpowanego policjanta, któremu bliżej do przestępcy, niż stróża prawa. Aktora nagrodzono za tę rolę m.in. Oscarem. Oprócz Denzela, na ekranie pojawiają się Dr. Dre oraz Snoop Dogg.

]]>
DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "Girls Ain't Nothing But Trouble" / "I Think I Can Beat Mike Tyson" (Diggin In The Videos #336)https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-30,dj-jazzy-jeff-the-fresh-prince-girls-aint-nothing-but-trouble-i-think-i-can-beat-mikehttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-30,dj-jazzy-jeff-the-fresh-prince-girls-aint-nothing-but-trouble-i-think-i-can-beat-mikeJune 18, 2015, 1:53 pmMarcin NataliW dzisiejszym odcinku "Diggin In The Videos" chciałbym wam zaprezentować debiutancki singiel duetu DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince, promujący ich pierwszy album "Rock The House" z 1987 roku, a także pierwszy singiel z ich trzeciego LP z 1989 r., zatytułowany "I Think I Can Beat Mike Tyson".Wybrałem akurat te dwa pamiętne klipy, ponieważ idealnie ukazują wyluzowane, pełne dystansu podejście Willa i Jeffa, oraz ich niepowtarzalne poczucie humoru i kreatywność w tworzeniu barwnych, komicznych historii. I tak, tytuł drugiego kawałka należy traktować dosłownie...Listen homeboys, don't mean to bust your bubble, but girls of the world ain't nothing but trouble! - takim wersem wkroczył na scenę młody Will Smith, ubrany w gustowny czarny dresik, okulary przeciwsłoneczne i bujający jak pingwin na trampolinie. I said my name is the Prince, she said why? I said well, I don't know I'm just a hell of a guy! - nic dodać, nic ująć. The Fresh Prince już jako 18-latek błyszczał, emanował pewnością siebie i z wrodzonym wdziękiem rzucał co raz to bardziej abstrakcyjne linijki. "Girls Ain't Nothing But Trouble" wręcz kipi młodzieńczą energią, a swawolny, dowcipny rap Prince'a idealnie uzupełniają mocna perkusja, melodia brzmiąca niczym wyjęta z Looney Tunes oraz mistrzowski klip, obrazujący zwariowane przygody Księcia z dziewczynami... I was scared as hell, where was I supposed to go? I just yelled "Geronimo" and jumped out the window. Bezcenne.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23314","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Wyobraźcie sobie sytuację, że siedzicie z ziomkiem i oglądacie walkę Mike'a Tysona. Nagle ziomek zaczyna kwestionować bokserskie umiejętności Mike'a, stwierdza, że rywal w ringu daje mu fory, i że sam wyszedłby cało ze starcia z Tysonem... Ba, dzwoni od razu do Dona Kinga i ustawia walkę na za 2 miesiące w Atlantic City, a Ty zostajesz jego trenerem, wmawiając mu "Wygrasz to mordo, zniszczysz go!". Tak właśnie mniej więcej przebiega historia "I Think I Can Beat Mike Tyson", zobrazowana klipem będącym parodią "Rocky'ego", w którym Jeff i Will oprócz swoich ról wcielają się też w parę dziadków, przywołujących na myśl klasycznych zrzędliwych staruszków z Muppetów. Jakby tego było mało, w klipie pojawiają się prawdziwy Tyson oraz Don King! Coś pięknego.Everybody was laughin' out loudI thought at least my own Grandma would be proud I went to her house and snuck in to surpise her I heard her on the phone "A thousand bucks on Tyson!"[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23315","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]W dzisiejszym odcinku "Diggin In The Videos" chciałbym wam zaprezentować debiutancki singiel duetu DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince, promujący ich pierwszy album "Rock The House" z 1987 roku, a także pierwszy singiel z ich trzeciego LP z 1989 r., zatytułowany "I Think I Can Beat Mike Tyson".

Wybrałem akurat te dwa pamiętne klipy, ponieważ idealnie ukazują wyluzowane, pełne dystansu podejście Willa i Jeffa, oraz ich niepowtarzalne poczucie humoru i kreatywność w tworzeniu barwnych, komicznych historii. I tak, tytuł drugiego kawałka należy traktować dosłownie...

Listen homeboys, don't mean to bust your bubble, but girls of the world ain't nothing but trouble! - takim wersem wkroczył na scenę młody Will Smith, ubrany w gustowny czarny dresik, okulary przeciwsłoneczne i bujający jak pingwin na trampolinie. I said my name is the Prince, she said why? I said well, I don't know I'm just a hell of a guy! - nic dodać, nic ująć. The Fresh Prince już jako 18-latek błyszczał, emanował pewnością siebie i z wrodzonym wdziękiem rzucał co raz to bardziej abstrakcyjne linijki. "Girls Ain't Nothing But Trouble" wręcz kipi młodzieńczą energią, a swawolny, dowcipny rap Prince'a idealnie uzupełniają mocna perkusja, melodia brzmiąca niczym wyjęta z Looney Tunes oraz mistrzowski klip, obrazujący zwariowane przygody Księcia z dziewczynami... I was scared as hell, where was I supposed to go? I just yelled "Geronimo" and jumped out the window. Bezcenne.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23314","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Wyobraźcie sobie sytuację, że siedzicie z ziomkiem i oglądacie walkę Mike'a Tysona. Nagle ziomek zaczyna kwestionować bokserskie umiejętności Mike'a, stwierdza, że rywal w ringu daje mu fory, i że sam wyszedłby cało ze starcia z Tysonem... Ba,dzwoni od razu do Dona Kinga i ustawia walkę na za 2 miesiące w Atlantic City, a Ty zostajesz jego trenerem, wmawiając mu "Wygrasz to mordo, zniszczysz go!". Tak właśnie mniej więcej przebiega historia "I Think I Can Beat Mike Tyson", zobrazowana klipem będącym parodią "Rocky'ego", w którym Jeff i Will oprócz swoich ról wcielają się też w parę dziadków, przywołujących na myśl klasycznych zrzędliwych staruszków z Muppetów. Jakby tego było mało, w klipie pojawiają się prawdziwy Tyson oraz Don King! Coś pięknego.

Everybody was laughin' out loud
I thought at least my own Grandma would be proud

I went to her house and snuck in to surpise her
I heard her on the phone "A thousand bucks on Tyson!"

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23315","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "He's The DJ, I'm The Rapper" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2015-05-01,dj-jazzy-jeff-the-fresh-prince-hes-the-dj-im-the-rapper-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-05-01,dj-jazzy-jeff-the-fresh-prince-hes-the-dj-im-the-rapper-klasyk-na-weekendApril 29, 2015, 2:04 pmMarcin NataliMamy 29 marca roku 1988, na półki sklepowe w USA trafia drugi album pochodzącego z Filadelfii duetu w składzie Jeff Townes & Will Smith, szerzej znanych jako DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince. Niesieni falą sukcesu swojego debiutanckiego singla z 1986 roku, zobrazowanego komicznym wideoklipem "Girls Ain't Nothing But Trouble", ponad 300 tysiącami sprzedanych egzemplarzy płyty "Rock The House" z 1987 r. oraz doświadczeniami prosto ze wspólnej trasy koncertowej z Run-DMC i Public Enemy, dwaj młodzi artyści zdają się mieć świat u swoich stóp, i bawią się przy tym w najlepsze.Formuła hip-hopu, jaką obaj panowie zaprezentowali już na "Rock The House", oparta na zabawnych storytellingach, oszczędnych, ale energicznych podkładach i gęstych, kreatywnych skreczach, podkreślających docenianą jeszcze w latach 80. wagę DJ'a (wystarczy wspomnieć wczesne nagrania LL Cool J'a i jego kompana DJ'a Cut Creatora), okazała się strzałem w dziesiątkę. Kolosalny sukces "He's The DJ, I'm The Rapper" jedynie to potwierdził i błyskawicznie przyćmił debiutanckie LP, stając się dla Jeffa i Willa trampoliną do ogólnoświatowej sławy, prestiżowych nagród i sprawiając, że dwójka chłopaków z West Philly na trwałe zapisała się w historii amerykańskiej popkultury.To bowiem ten album zaskarbił im miliony fanów w Stanach Zjednoczonych, sprzedając 3 miliony egzemplarzy, uczynił z nich gwiazdy dużego formatu i sprawił, że w ciągu kilku lat początkujący aktor Will Smith zaczął zdobywać swoje pierwsze role w filmach pełnometrażowych. Jak wspominał zresztą Jeff po latach, teledysk do nagrodzonego w 1989 r. pierwszym w historii Grammy w kategorii Rap numeru "Parents Just Don't Understand" bezpośrednio zrodził ideę stworzenia całego sitcomu opartego na szalonych przygodach Świeżego Księcia. Dzięki temu już we wrześniu 1990 roku na stacji NBC wystartował jeden z najlepszych seriali komediowych ever - "The Fresh Prince of Bel-Air" z Willem w roli głównej, i Jeffem, aka Jazzem, w roli jego roztargnionego przyjaciela, bezustannie wyrzucanego na kopach z posiadłości.Spłycanie zawartości tego ponad 70-minutowego krążka do klasycznej już opowieści o tym, jak to rodzice niczego nie rozumieją, byłoby jednak niesprawiedliwością. "He's The DJ, I'm The Rapper" to bowiem czysta esencja old schoolowego hip-hopu - żywiołowego, kreatywnego, pełnego funkowych sampli, twardych perkusji i barwnych storytellingów, których nie powstydziłby się sam Slick Rick. Wystarczy wspomnieć chociażby singlowe "Nightmare On My Street", inspirowane horrorami z Freddym Kruegerem, które jednak nie przypadło do gustu właścicielom praw autorskich "Koszmaru z ulicy wiązów" i sprowadziło na wytwórnię Jeffa i Prince'a pozew sądowy, zmuszając ją do zniszczenia niewydanego nigdy teledysku, nakręconego do utworu. Słysząc jednak wersy Fresh Prince', błyskotliwie parodiujące mającą budzić postrach postać Kruegera, nie ma co się dziwić reakcji producentów "A Nightmare on Elm Street"...I said, "Yo Fred, I think you've got me all wrong I ain't partners with NOBODY with nails that long! Look, I'll be honest man, this team won't work The girls won't be on you, Fred your face is all burnt!Warto wspomnieć też o kipiącym oldskulową energią, niesionym tłustym funkowym basem i cutami z Jamesa Browna, imprezowym tracku "Brand New Funk", odświeżonym zresztą po 19 latach przez samego Jeffa i Peedi Peedi. Na liczącym 17 kawałków albumie zachowano dobry balans między brylującym na mikrofonie MC i jego prawą ręką, podrzucającym podkłady i skrecze na refrenach DJ'em. Swoje pięć minut sławy dostał zresztą też ówczesny kompan duetu i trzeci członek grupy, beatboxer Ready Rock C - główny bohater opowieści "My Buddy" i gość odtwarzający ustami melodię Donkey Konga w "Human Video Game". Z jednej strony mamy na LP zatem typowo Prince'owe opowieści, jak ta o wiernym bodyguardzie duetu Charlie Macku, tłumacząca dobitnie, czemu to Charlie jest pierwszym, który wychodzi z limuzyny... (He never laughs, never smiles nor sweats/ He doesn't breaks arms or legs, only spines or necks... ; He could bench about three-hundred pounds/ The cops all take a vacation when Charlie's in town), a z drugiej strony - poświęcone w pełni Jeffowi i stawiające na pierwszym planie jego niesamowite gramofonowe umiejętności "Hip Hop Dancer's Theme" (są tu jacyś B-boye?), "Jazzy Jeff In The House" czy "DJ On The Wheels". DJ Jazzy Jeff and he's a cut maniac!Cała płyta jednak mistrzowsko ukazuje naturalną chemię muzyczną między MC i DJ'em - żaden z nich nie wybijał się tu na siłę na pierwszy plan, a obaj współpracowali i dawali z siebie max, tworząc rap zarazem łatwo przyswajalny przez masowego odbiorcę, jak i za sprawą wybitnej techniki gramofonowej (m.in. imponujący transformer scratch) szanowany przez środowisko stricte hip-hopowe. Idealnymi przykładami tej współpracy są "Rhythm Trax - House Party Style", będące dialogiem między Willem i cutami autorstwa Jeffa, oraz, przede wszystkim - tytułowe "He's The DJ, I'm The Rapper", kapitalnie łączące zmieniające się drum breaki i rytmicznie wjeżdżające skrecze z płynącym na nich wokalem Willa, udowadniającego swoje skillsy mikrofonowe. Dzięki temu "He's The DJ...", pomimo, że brzmieniowo już wyraźnie "przestarzałe", to wciąż płyta, której słucha się z dużą przyjemnością i której teksty bez pudła wywołają uśmiech na waszej twarzy, a dokonania Jeffa przypomnią o roli niedocenianej w dzisiejszych czasach instytucji DJ'a. Klasyk i pozycja obowiązkowa w edukacji hip-hopowej![[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23236","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23237","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23238","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Mamy 29 marca roku 1988, na półki sklepowe w USA trafia drugi album pochodzącego z Filadelfii duetu w składzie Jeff Townes & Will Smith, szerzej znanych jako DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince. Niesieni falą sukcesu swojego debiutanckiego singla z 1986 roku, zobrazowanego komicznym wideoklipem "Girls Ain't Nothing But Trouble", ponad 300 tysiącami sprzedanych egzemplarzy płyty "Rock The House" z 1987 r. oraz doświadczeniami prosto ze wspólnej trasy koncertowej z Run-DMC i Public Enemy, dwaj młodzi artyści zdają się mieć świat u swoich stóp, i bawią się przy tym w najlepsze.

Formuła hip-hopu, jaką obaj panowie zaprezentowali już na "Rock The House", oparta na zabawnych storytellingach, oszczędnych, ale energicznych podkładach i gęstych, kreatywnych skreczach, podkreślających docenianą jeszcze w latach 80. wagę DJ'a (wystarczy wspomnieć wczesne nagrania LL Cool J'a i jego kompana DJ'a Cut Creatora), okazała się strzałem w dziesiątkę. Kolosalny sukces "He's The DJ, I'm The Rapper" jedynie to potwierdził i błyskawicznie przyćmił debiutanckie LP, stając się dla Jeffa i Willa trampoliną do ogólnoświatowej sławy, prestiżowych nagródi sprawiając, że dwójka chłopaków z West Philly na trwałe zapisała się w historii amerykańskiej popkultury.

To bowiem ten album zaskarbił im miliony fanów w Stanach Zjednoczonych, sprzedając 3 miliony egzemplarzy, uczynił z nich gwiazdy dużego formatu i sprawił, że w ciągu kilku lat początkujący aktor Will Smith zaczął zdobywać swoje pierwsze role w filmach pełnometrażowych. Jak wspominał zresztą Jeff po latach, teledysk do nagrodzonego w 1989 r. pierwszym w historii Grammy w kategorii Rap numeru "Parents Just Don't Understand" bezpośrednio zrodził ideę stworzenia całego sitcomu opartego na szalonych przygodach Świeżego Księcia. Dzięki temu już we wrześniu 1990 roku na stacji NBC wystartował jeden z najlepszych seriali komediowych ever - "The Fresh Prince of Bel-Air" z Willem w roli głównej, i Jeffem, aka Jazzem, w roli jego roztargnionego przyjaciela, bezustannie wyrzucanego na kopach z posiadłości.

Spłycanie zawartości tego ponad 70-minutowego krążka do klasycznej już opowieści o tym, jak to rodzice niczego nie rozumieją, byłoby jednak niesprawiedliwością. "He's The DJ, I'm The Rapper" to bowiem czysta esencja old schoolowego hip-hopu - żywiołowego, kreatywnego, pełnego funkowych sampli, twardych perkusji i barwnych storytellingów, których nie powstydziłby się sam Slick Rick. Wystarczy wspomnieć chociażby singlowe "Nightmare On My Street", inspirowane horrorami z Freddym Kruegerem, które jednak nie przypadło do gustu właścicielom praw autorskich "Koszmaru z ulicy wiązów" i sprowadziło na wytwórnię Jeffa i Prince'a pozew sądowy, zmuszając ją do zniszczenia niewydanego nigdy teledysku, nakręconego do utworu. Słysząc jednak wersy Fresh Prince', błyskotliwie parodiujące mającą budzić postrach postać Kruegera, nie ma co się dziwić reakcji producentów "A Nightmare on Elm Street"...

I said, "Yo Fred, I think you've got me all wrong
I ain't partners with NOBODY with nails that long!
Look, I'll be honest man, this team won't work
The girls won't be on you, Fred your face is all burnt!

Warto wspomnieć też o kipiącym oldskulową energią, niesionym tłustym funkowym basem i cutami z Jamesa Browna, imprezowym tracku "Brand New Funk", odświeżonym zresztą po 19 latach przez samego Jeffa i Peedi Peedi. Na liczącym 17 kawałków albumie zachowano dobry balans między brylującym na mikrofonie MC i jego prawą ręką, podrzucającym podkłady i skrecze na refrenach DJ'em. Swoje pięć minut sławy dostał zresztą też ówczesny kompan duetu i trzeci członek grupy, beatboxer Ready Rock C - główny bohater opowieści "My Buddy" i gość odtwarzający ustami melodię Donkey Konga w "Human Video Game". Z jednej strony mamy na LP zatem typowo Prince'oweopowieści, jak ta o wiernym bodyguardzie duetu Charlie Macku, tłumacząca dobitnie, czemu to Charlie jest pierwszym, który wychodzi z limuzyny... (He never laughs, never smiles nor sweats/ He doesn't breaks arms or legs, only spines or necks... ; He could bench about three-hundred pounds/ The cops all take a vacation when Charlie's in town), a z drugiej strony - poświęcone w pełni Jeffowi i stawiające na pierwszym planie jego niesamowite gramofonowe umiejętności "Hip Hop Dancer's Theme" (są tu jacyś B-boye?), "Jazzy Jeff In The House" czy "DJ On The Wheels". DJ Jazzy Jeff and he's a cut maniac!

Cała płyta jednak mistrzowsko ukazuje naturalną chemię muzyczną między MC i DJ'em- żaden z nich nie wybijał się tu na siłę na pierwszy plan, a obaj współpracowali i dawali z siebie max, tworząc rap zarazem łatwo przyswajalny przez masowego odbiorcę, jak i za sprawą wybitnej techniki gramofonowej (m.in. imponujący transformer scratch) szanowany przez środowisko stricte hip-hopowe. Idealnymi przykładami tej współpracy są "Rhythm Trax - House Party Style", będące dialogiem między Willem i cutami autorstwa Jeffa, oraz, przede wszystkim - tytułowe "He's The DJ, I'm The Rapper", kapitalnie łączące zmieniające się drum breaki i rytmicznie wjeżdżające skrecze z płynącym na nich wokalem Willa, udowadniającego swoje skillsy mikrofonowe. Dzięki temu "He's The DJ...", pomimo, że brzmieniowo już wyraźnie "przestarzałe", to wciąż płyta, której słucha się z dużą przyjemnością i której teksty bez pudła wywołają uśmiech na waszej twarzy, a dokonania Jeffa przypomnią o roli niedocenianej w dzisiejszych czasach instytucji DJ'a. Klasyk i pozycja obowiązkowa w edukacji hip-hopowej!

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23236","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23237","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23238","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Wakacyjne klasyki Mietka - #1: Summer trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-06-30,wakacyjne-klasyki-mietka-1-summer-trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-06-30,wakacyjne-klasyki-mietka-1-summer-tracksOctober 11, 2020, 11:18 pmPaweł MiedzielecLato, lato, lato wszędzie... no dobra, pogoda faktycznie coś się ostatnio popsuła co nie zmienia faktu, że nastał okres wakacyjny - czas urlopów, grzania tyłka na słońcu i powszechnego lenistwa dla większości. Aby go wam nieco umilić, postanowiłem przygotować nowy cykl wpisów, który od dnia dzisiejszego będzie się ukazywał na Popkillerze co weekend aż do samego końca wakacji.Będę w nim prezentował kawałki znane oraz takie, które mogły umknąć waszej uwadze bądź nigdy się oficjalnie nie ukazały a powinny - wszystkie jednak łączyć będzie jedna wspólna cecha: relaks. To numery przy których można się zajebiście odprężyć i zapomnieć o trudach dnia codziennego, szczególnie jeśli pogoda dopisuje, piwka jest pod dostatkiem a grill pracuje pełną parą... Wtedy do szczęścia brakuje jedynie odpowiedniej muzyki dla głośnikach a nic latem nie wjeżdża tak dobrze jak G-Funk.Pierwszą odsłonę mojego zestawienia zacznę od zaprezentowania wam dziesięciu utworów stricte o tematyce wakacyjnej, idealnych na powitanie tegorocznego lata, wśród których oprócz kawałków mniej znanych nie mogło zabraknąć również i klasyków - zachęcam do wrzucenia ich sobie na swoją letnią playlistę, z pewnością umilą wam one niejeden dzień w ciągu najbliższych dwóch miesięcy a to dopiero początek... zatem "Summertime begins just like dat!" i zaczynamy:The Dove Shack "Summertime in The LBC"Rozpoczniemy od klasyka przez duże "K", który gości u mnie na rotacji każdego lata. Genialny numer ekipy The Dove Shack z Long Beach, którą pierwszy raz mogliśmy usłyszeć na debiutanckim krążku Warrena G - "Regulate... G Funk Era" (został również potem wykorzystany na ścieżce dźwiękowej do filmu "The Show"). Oba albumy zaliczane są dzisiaj do kanonu G-Funku a po przesłuchaniu "Summertime in The LBC" nie muszę chyba specjalnie tłumaczyć dlaczego, prawda?DJ Quik "Summer Breeze"Tego singla również nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. DJ Quik to marka sama w sobie i spod jego ręki wyszedł niejeden letni klasyk a "Summer Breeze" z pewnością należy do tych z górnej półki, szczególnie że maczał w nim swoje palce gitarzysta Rob "Fonksta" Bacon a taki duet do spółki z G-One nie przywykł wypuszczać słabych rzeczy. Rok 1995 to Quik w szczytowej formie, nagrywający w kulminacyjnym momencie rozkwitu G-Funku świetne single na prawdopodobnie najlepsze solo w swoim dorobku ("Safe + Sound") - "Summer Breeze" jest tego najlepszym przykładem.Roscoe "Summertime Again""Co w rodzinie to nie zginie" - tak najlepiej można podsumować twórczość Roscoe. Młodszy brat Kurupta z pewnością odziedziczył po nim talent do wypluwania z siebie dobrej jakości rymów a przy okazji udało mu się także zbudować całkiem niezłą solową karierę, która zaowocowała dwoma bardzo dobrymi i bardzo równymi albumami "Philaphornia" oraz "I Luv Cali". Z tego ostatniego pochodzi właśnie wyprodukowany przez Fingazza utwór "Summertime Again", który aż prosi się o odpalenie w dni, kiedy z nieba leje się żar a my siedzimy sobie wygodnie w cieniu sącząc drinka z parasolką.Tha Realest "Thuggin' 'N Tha Summertime"Tha Realest jest postacią szalenie kontrowersyjną, co automatycznie przekłada się na sporą niechęć ludzi do sprawdzania rzeczy sygnowanych jego ksywką. Można go kochać lub nienawidzić, ale na pewno nie można mu odmówić talentu do nagrywania dobrych numerów i dobrego ucha przy selekcji bitów. "Thuggin' 'N Tha Summertime" to utwór, który potwierdza jedną i drugą tezę - pierwszy raz usłyszałem go lata temu jeszcze na Myspace i z miejsca przypadł mi do gustu. Trzy dobre "szesnastki", bujająca produkcja, wpadający w ucho refren w wykonaniu Bosko, który brzmi tutaj nieco jak Nate Dogg oraz talkbox na deser, czyli idealny kawałek na idealną pogodę.L.O.L. "Summer Breeze"Kolejny szlagier, który pomimo upływającego czasu nie starzeje się ani na jotę. Nieco zapomniana ekipa L.O.L. z Los Angeles nagrała w 1996 roku jeden z najlepszych wakacyjnych "hymnów" wszechczasów. Niestety, "Summer Breeze" nie przyniósł grupie oczekiwanego rozgłosu i chociaż "liryczni lordowie" nigdy nie opuścili głębokiego undergroundu, to singiel promujący album "Heaven Or Hell" pozwolił im znaleźć swoje miejsce w historii g-funku. Co ciekawe, L.O.L. szykują od pewnego czasu comeback a na nowej płycie oprócz produkcji Battlecata, mają się również znaleźć bity pewnego polskiego producenta:)M-Doc "It's A Summer Thang"M-Doc to kolejny raper z lat 90-tych o którym nie zrobiło się nigdy głośno, mimo że swego czasu nagrał on jeden z najbardziej znanych wakacyjnych "przebojów" ostatniej dekady XX wieku. "It's a Summer Thang" promował wydany w 1995 roku album "M. Doc Wit Stevio: C'mon Getcha Groove On" a przyjemny wokal Chantay Savage był z pewnością jednym z decydujących czynników, dlaczego numer ten śmigał w swoim czasie na antenie każdej rozgłośni radiowej w Stanach. They don't make tracks like this no more...Mr. Capone-E "Summertime Anthem"Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wielkim zwolennikiem tzw. Chicano rapu - mało co mnie z tego nurtu rusza a większość rzeczy wychodzących spod ręki Latynosów jest dla mnie zwyczajnie wtórna i robiona hurtowo na jedno kopyto. Jest jednak dwóch gości na tym podwórku, którzy trzymają moim zdaniem poziom i ich albumy sprawdzam w ciemno, bo zawsze idzie tam wyłowić jakąś perełkę. Mr. Capone-E jest właśnie jednym z tych raperów a "Summertime Anthem" to przykład takiego utworu, gdzie zawartość zgadza się w pełni z tytułem nagrania. Fingazz na bicie i przyjemny wokal na refrenie ozdobiony dodatkowo talkboxem - oto przepis na "letni hymn".Enois Scroggins "Hot Summer Days"Enois Scroggins to amerykański wokalista g-funkowy o którym po raz pierwszy usłyszałem jakieś 3 lata temu i od tamtej pory uważnie śledzę każde wydawnictwo tego człowieka. Dlaczego? Ponieważ co roku dostarcza mi porcję świetnego g-funku, nagrywanego z całą plejadą west coastowych legend na mega klimatycznych bitach, które dostarczają mu również i polscy producenci (RTN, Matek, Eten). Zresztą, sprawdźcie numer "Hot Summer Days" i jeśli zajaracie się nim z miejsca jak ja, to polecam wam sięgnąć po całą płytkę z której ten numer pochodzi ("International-E") bo to jeden z najlepszych krążków, jakie słyszałem w ostatnich latach.Mr. Criminal "Sounds Of Summertime"Mr. Criminal to drugi z reprezentantów Chicano, którego utworów lubię posłuchać - szczególnie jeśli producentem tych nagrań jest Fingazz, którego bity bardzo mi się podobają. Ponadto, talkbox w jego wykonaniu należy w moim odczuciu do jednego z lepszych, co pokazał m.in. w kawałku "Sounds Of Summertime" - czy słuchając takich utworów też macie wrażenie, że lato tuż tuż?DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "Summertime"Na koniec numer, nad którym właściwie nie ma się co zbytnio rozwodzić... kawałek starszy pewnie od niejednego czytelnika Popkillera a słucha mi się go nadal tak samo przyjemnie, jak w latach 90-tych i to nie tylko przez wrodzoną sympatię do Fresh Prince'a, skądinąd dzisiaj jednego z moich ulubionych aktorów. To po prostu kawał dobrego rapu i jeden z tych utworów, które zdołały się oprzeć potędze upływającego czasu oraz dowód na to, że g-funkowo brzmiące numery powstawały na długo przed pojawieniem się w sklepach "The Chronic"...Na dzisiaj to tyle, ale myślę że powinno wam wystarczyć do następnego weekendu, gdzie czekać będzie na was kolejna porcja "letniaków" do skonsumowania:) Słuchajcie tego w domu, nad jeziorem, przy grillu, jadąc samochodem lub podczas wieczornych melanży i do następnego tygodnia - West, West Y'all!Lato, lato, lato wszędzie... no dobra, pogoda faktycznie coś się ostatnio popsuła co nie zmienia faktu, że nastał okres wakacyjny - czas urlopów, grzania tyłka na słońcu i powszechnego lenistwa dla większości. Aby go wam nieco umilić, postanowiłem przygotować nowy cykl wpisów, który od dnia dzisiejszego będzie się ukazywał na Popkillerze co weekend aż do samego końca wakacji.

Będę w nim prezentował kawałki znane oraz takie, które mogły umknąć waszej uwadze bądź nigdy się oficjalnie nie ukazały a powinny - wszystkie jednak łączyć będzie jedna wspólna cecha: relaks. To numery przy których można się zajebiście odprężyć i zapomnieć o trudach dnia codziennego, szczególnie jeśli pogoda dopisuje, piwka jest pod dostatkiem a grill pracuje pełną parą... Wtedy do szczęścia brakuje jedynie odpowiedniej muzyki dla głośnikach a nic latem nie wjeżdża tak dobrze jak G-Funk.

Pierwszą odsłonę mojego zestawienia zacznę od zaprezentowania wam dziesięciu utworów stricte o tematyce wakacyjnej, idealnych na powitanie tegorocznego lata, wśród których oprócz kawałków mniej znanych nie mogło zabraknąć również i klasyków - zachęcam do wrzucenia ich sobie na swoją letnią playlistę, z pewnością umilą wam one niejeden dzień w ciągu najbliższych dwóch miesięcy a to dopiero początek... zatem "Summertime begins just like dat!" i zaczynamy:

The Dove Shack "Summertime in The LBC"
Rozpoczniemy od klasyka przez duże "K", który gości u mnie na rotacji każdego lata. Genialny numer ekipy The Dove Shack z Long Beach, którą pierwszy raz mogliśmy usłyszeć na debiutanckim krążku Warrena G - "Regulate... G Funk Era" (został również potem wykorzystany na ścieżce dźwiękowej do filmu "The Show"). Oba albumy zaliczane są dzisiaj do kanonu G-Funku a po przesłuchaniu "Summertime in The LBC" nie muszę chyba specjalnie tłumaczyć dlaczego, prawda?

DJ Quik "Summer Breeze"
Tego singla również nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. DJ Quik to marka sama w sobie i spod jego ręki wyszedł niejeden letni klasyk a "Summer Breeze" z pewnością należy do tych z górnej półki, szczególnie że maczał w nim swoje palce gitarzysta Rob "Fonksta" Bacon a taki duet do spółki z G-One nie przywykł wypuszczać słabych rzeczy. Rok 1995 to Quik w szczytowej formie, nagrywający w kulminacyjnym momencie rozkwitu G-Funku świetne single na prawdopodobnie najlepsze solo w swoim dorobku ("Safe + Sound") - "Summer Breeze" jest tego najlepszym przykładem.

Roscoe "Summertime Again"
"Co w rodzinie to nie zginie" - tak najlepiej można podsumować twórczość Roscoe. Młodszy brat Kurupta z pewnością odziedziczył po nim talent do wypluwania z siebie dobrej jakości rymów a przy okazji udało mu się także zbudować całkiem niezłą solową karierę, która zaowocowała dwoma bardzo dobrymi i bardzo równymi albumami "Philaphornia" oraz "I Luv Cali". Z tego ostatniego pochodzi właśnie wyprodukowany przez Fingazza utwór "Summertime Again", który aż prosi się o odpalenie w dni, kiedy z nieba leje się żar a my siedzimy sobie wygodnie w cieniu sącząc drinka z parasolką.

Tha Realest "Thuggin' 'N Tha Summertime"
Tha Realest jest postacią szalenie kontrowersyjną, co automatycznie przekłada się na sporą niechęć ludzi do sprawdzania rzeczy sygnowanych jego ksywką. Można go kochać lub nienawidzić, ale na pewno nie można mu odmówić talentu do nagrywania dobrych numerów i dobrego ucha przy selekcji bitów. "Thuggin' 'N Tha Summertime" to utwór, który potwierdza jedną i drugą tezę - pierwszy raz usłyszałem go lata temu jeszcze na Myspace i z miejsca przypadł mi do gustu. Trzy dobre "szesnastki", bujająca produkcja, wpadający w ucho refren w wykonaniu Bosko, który brzmi tutaj nieco jak Nate Dogg oraz talkbox na deser, czyli idealny kawałek na idealną pogodę.

L.O.L. "Summer Breeze"
Kolejny szlagier, który pomimo upływającego czasu nie starzeje się ani na jotę. Nieco zapomniana ekipa L.O.L. z Los Angeles nagrała w 1996 roku jeden z najlepszych wakacyjnych "hymnów" wszechczasów. Niestety, "Summer Breeze" nie przyniósł grupie oczekiwanego rozgłosu i chociaż "liryczni lordowie" nigdy nie opuścili głębokiego undergroundu, to singiel promujący album "Heaven Or Hell" pozwolił im znaleźć swoje miejsce w historii g-funku. Co ciekawe, L.O.L. szykują od pewnego czasu comeback a na nowej płycie oprócz produkcji Battlecata, mają się również znaleźć bity pewnego polskiego producenta:)

M-Doc "It's A Summer Thang"
M-Doc to kolejny raper z lat 90-tych o którym nie zrobiło się nigdy głośno, mimo że swego czasu nagrał on jeden z najbardziej znanych wakacyjnych "przebojów" ostatniej dekady XX wieku. "It's a Summer Thang" promował wydany w 1995 roku album "M. Doc Wit Stevio: C'mon Getcha Groove On" a przyjemny wokal Chantay Savage był z pewnością jednym z decydujących czynników, dlaczego numer ten śmigał w swoim czasie na antenie każdej rozgłośni radiowej w Stanach. They don't make tracks like this no more...

Mr. Capone-E "Summertime Anthem"
Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wielkim zwolennikiem tzw. Chicano rapu - mało co mnie z tego nurtu rusza a większość rzeczy wychodzących spod ręki Latynosów jest dla mnie zwyczajnie wtórna i robiona hurtowo na jedno kopyto. Jest jednak dwóch gości na tym podwórku, którzy trzymają moim zdaniem poziom i ich albumy sprawdzam w ciemno, bo zawsze idzie tam wyłowić jakąś perełkę. Mr. Capone-E jest właśnie jednym z tych raperów a "Summertime Anthem" to przykład takiego utworu, gdzie zawartość zgadza się w pełni z tytułem nagrania. Fingazz na bicie i przyjemny wokal na refrenie ozdobiony dodatkowo talkboxem - oto przepis na "letni hymn".

Enois Scroggins "Hot Summer Days"
Enois Scroggins to amerykański wokalista g-funkowy o którym po raz pierwszy usłyszałem jakieś 3 lata temu i od tamtej pory uważnie śledzę każde wydawnictwo tego człowieka. Dlaczego? Ponieważ co roku dostarcza mi porcję świetnego g-funku, nagrywanego z całą plejadą west coastowych legend na mega klimatycznych bitach, które dostarczają mu również i polscy producenci (RTN, Matek, Eten). Zresztą, sprawdźcie numer "Hot Summer Days" i jeśli zajaracie się nim z miejsca jak ja, to polecam wam sięgnąć po całą płytkę z której ten numer pochodzi ("International-E") bo to jeden z najlepszych krążków, jakie słyszałem w ostatnich latach.

Mr. Criminal "Sounds Of Summertime"
Mr. Criminal to drugi z reprezentantów Chicano, którego utworów lubię posłuchać - szczególnie jeśli producentem tych nagrań jest Fingazz, którego bity bardzo mi się podobają. Ponadto, talkbox w jego wykonaniu należy w moim odczuciu do jednego z lepszych, co pokazał m.in. w kawałku "Sounds Of Summertime" - czy słuchając takich utworów też macie wrażenie, że lato tuż tuż?

DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "Summertime"
Na koniec numer, nad którym właściwie nie ma się co zbytnio rozwodzić... kawałek starszy pewnie od niejednego czytelnika Popkillera a słucha mi się go nadal tak samo przyjemnie, jak w latach 90-tych i to nie tylko przez wrodzoną sympatię do Fresh Prince'a, skądinąd dzisiaj jednego z moich ulubionych aktorów. To po prostu kawał dobrego rapu i jeden z tych utworów, które zdołały się oprzeć potędze upływającego czasu oraz dowód na to, że g-funkowo brzmiące numery powstawały na długo przed pojawieniem się w sklepach "The Chronic"...

Na dzisiaj to tyle, ale myślę że powinno wam wystarczyć do następnego weekendu, gdzie czekać będzie na was kolejna porcja "letniaków" do skonsumowania:) Słuchajcie tego w domu, nad jeziorem, przy grillu, jadąc samochodem lub podczas wieczornych melanży i do następnego tygodnia - West, West Y'all!

]]>