popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Stevie Wonderhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/24672/Stevie-WonderNovember 14, 2024, 4:40 pmpl_PL © 2024 Admin stronyOmar - wywiad: współpraca z Commonem, J Dillą; szalona historia z ODB; soulowe klasykihttps://popkiller.kingapp.pl/2023-02-05,omar-wywiad-wspolpraca-z-commonem-j-dilla-szalona-historia-z-odb-soulowe-klasykihttps://popkiller.kingapp.pl/2023-02-05,omar-wywiad-wspolpraca-z-commonem-j-dilla-szalona-historia-z-odb-soulowe-klasykiFebruary 5, 2023, 5:15 pmMarcin NataliPod koniec zeszłego roku mieliśmy okazję spotkać się z brytyjskim pionierem muzyki soul i legendą gatunku, Omarem Lye-Fookiem, przy okazji jego koncertu Courtney Pine'em w warszawskim klubie Jassmine. Omar opowiedział nam przed popkillerową kamerą o pracy z Commonem nad klasycznym "Electric Circus" [Omar występuje tam w dwóch utworach], spotkaniu z J Dillą w Detroit, a także współpracy ze Steviem Wonderem i przyjaźni z legendą Motown, Leonem Ware.Wokalista przywołał także szaloną historię swojego collabo z Ol' Dirty Bastardem w utworze "Say Nothin'" z roku 1997, wyjaśnił, czemu jego numer "Be Thankful" ukazał się w dwóch wersjach - z Erykah Badu oraz Angie Stone, wspomniał brytyjskiego rapera Ty'a, podzielił się historią swojego największego przeboju "There's Nothing Like This" oraz ujawnił swoje ambitne plany na przyszłość... Zapraszamy!Rozmowa, montaż video: Marcin NataliTłumaczenie: Maciej WojszkunKamera: Mateusz NataliWielkie podziękowania za pomoc w realizacji wywiadu dla klubu Jassmine![[{"fid":"77249","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]] Pod koniec zeszłego roku mieliśmy okazję spotkać się z brytyjskim pionierem muzyki soul i legendą gatunku, Omarem Lye-Fookiem, przy okazji jego koncertu Courtney Pine'em w warszawskim klubie Jassmine. Omar opowiedział nam przed popkillerową kamerą o pracy z Commonem nad klasycznym "Electric Circus" [Omar występuje tam w dwóch utworach], spotkaniu z J Dillą w Detroit, a także współpracy ze Steviem Wonderem i przyjaźni z legendą Motown, Leonem Ware.

Wokalista przywołał także szaloną historię swojego collabo z Ol' Dirty Bastardem w utworze "Say Nothin'" z roku 1997, wyjaśnił, czemu jego numer "Be Thankful" ukazał się w dwóch wersjach - z Erykah Badu oraz Angie Stone, wspomniał brytyjskiego rapera Ty'a, podzielił się historią swojego największego przeboju "There's Nothing Like This" oraz ujawnił swoje ambitne plany na przyszłość... Zapraszamy!

Rozmowa, montaż video: Marcin Natali
Tłumaczenie: Maciej Wojszkun
Kamera: Mateusz Natali

Wielkie podziękowania za pomoc w realizacji wywiadu dla klubu Jassmine!

[[{"fid":"77249","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

 

]]>
Travis Scott wydaje nowy klip z "Astroworld"https://popkiller.kingapp.pl/2018-08-07,travis-scott-wydaje-nowy-klip-z-astroworldhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-08-07,travis-scott-wydaje-nowy-klip-z-astroworldAugust 7, 2018, 9:09 amMichał ZdrojewskiOficjalną datę wydania wyczekiwanego "Astroworld" Travisa Scotta poznaliśmy zaledwie kilka dni przed premierą, ale nie ma co się oszukiwać, wszystko było dobrze zaplanowane. Dowodem na to może być najnowszy klip rapera z Houston, który zrealizowany został do utworu "Stop Trying To Be God", przy którym współpracował m.in. z Steviem Wonderem, Kid Cudim, Philipem Bailey'em i James'em Blake'iem. Travis zawsze był kojarzony z bardzo dobrymi, trippy, teledyskami, ale w przypadku "Stop Trying To Be God" przeszedł samego siebie. Wizualizacja wyreżyserowana przez Dave'a Meyersa wniosła ten utwór na inny poziom. Sprawdźcie w rozwinięciu. Oficjalną datę wydania wyczekiwanego "Astroworld" Travisa Scotta poznaliśmy zaledwie kilka dni przed premierą, ale nie ma co się oszukiwać, wszystko było dobrze zaplanowane. Dowodem na to może być najnowszy klip rapera z Houston, który zrealizowany został do utworu "Stop Trying To Be God", przy którym współpracował m.in. z Steviem Wonderem, Kid Cudim, Philipem Bailey'em i James'em Blake'iem. Travis zawsze był kojarzony z bardzo dobrymi, trippy, teledyskami, ale w przypadku "Stop Trying To Be God" przeszedł samego siebie. Wizualizacja wyreżyserowana przez Dave'a Meyersa wniosła ten utwór na inny poziom. Sprawdźcie w rozwinięciu.

 

]]>
Common x Stevie Wonder “Black America Again” - nowy singielhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-09-27,common-x-stevie-wonder-black-america-again-nowy-singielhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-09-27,common-x-stevie-wonder-black-america-again-nowy-singielSeptember 27, 2016, 4:27 pmAdmin stronyW obliczu coraz mocniejszych napięć spowodowanych strzelaninami z udziałem policji i czarnoskórych w USA dostajemy kolejny zaangażowany społecznie numer. Tym razem łączy jednak siły wyjątkowa dwójka - Common i Stevie Wonder![[{"fid":"35537","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"type":"media","attributes":{"alt":"Black America Again featuring Stevie Wonder (Full Version)","height":323,"width":430,"class":"media-element file-default"},"link_text":null}]]W obliczu coraz mocniejszych napięć spowodowanych strzelaninami z udziałem policji i czarnoskórych w USA dostajemy kolejny zaangażowany społecznie numer. Tym razem łączy jednak siły wyjątkowa dwójka - Common i Stevie Wonder!

[[{"fid":"35537","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"type":"media","attributes":{"alt":"Black America Again featuring Stevie Wonder (Full Version)","height":323,"width":430,"class":"media-element file-default"},"link_text":null}]]

]]>
Video Dnia: Snoop Dogg feat. Stevie Wonder & Pharrell "California Roll"https://popkiller.kingapp.pl/2015-05-20,video-dnia-snoop-dogg-feat-stevie-wonder-pharrell-california-rollhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-05-20,video-dnia-snoop-dogg-feat-stevie-wonder-pharrell-california-rollMay 20, 2015, 3:44 pmMarcin NataliDlaczego: Dopiero co recenzowaliśmy najświeższe wydawnictwo Snoppa "Bush", a teraz D-O-double G uderza z trzecim oficjalnym teledyskiem promującym krążek. Tym razem padło na otwierające albumizzle, kapitalne "California Roll" z gościnnym udziałem samego Steviego Wondera, zobrazowane równie epickim, pomysłowym i cieszącym oko klipem. Cudo.Nasza recenzja płyty Snoop Dogga "Bush"[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23678","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Dlaczego: Dopiero co recenzowaliśmy najświeższe wydawnictwo Snoppa "Bush", a teraz D-O-double G uderza z trzecim oficjalnym teledyskiem promującym krążek. Tym razem padło na otwierające albumizzle, kapitalne "California Roll" z gościnnym udziałem samego Steviego Wondera, zobrazowane równie epickim, pomysłowym i cieszącym oko klipem. Cudo.

Nasza recenzja płyty Snoop Dogga "Bush"

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"23678","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Snoop Dogg feat. Stevie Wonder "California Roll" - nowy singiel z "Bush"!https://popkiller.kingapp.pl/2015-05-10,snoop-dogg-feat-stevie-wonder-california-roll-nowy-singiel-z-bushhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-05-10,snoop-dogg-feat-stevie-wonder-california-roll-nowy-singiel-z-bushMay 10, 2015, 11:14 amPaweł MiedzielecO tym collabo informowaliśmy was przed kilkoma dniami a w tym czasie Snoop Dogg postanowił sprawić niespodziankę wszystkim swoim fanom i upublicznił singiel w sieci. Co możemy powiedzieć o nagraniu? Jeśli chodzi o muzykę to Pharrell stanął na wysokości zadania produkując iście kalifornijską oprawę, Stevie Wonder nie zawiódł jak zwykle a jego wokale to klasa sama w sobie a Snoop... cóż, Snoop to Snoop - szkoda, że nie rapuje w tym kawałku ale jego śpiew i tak brzmi lepiej niż połowy dzisiejszych gwiazdek r'n'b'. Premiera płyty "Bush" już w najbliższy wtorek - na dzień dzisiejszy zapowiada się bardzo interesujący krążek a jak wam podoba się najnowszy singiel?O tym collabo informowaliśmy was przed kilkoma dniami a w tym czasie Snoop Dogg postanowił sprawić niespodziankę wszystkim swoim fanom i upublicznił singiel w sieci. Co możemy powiedzieć o nagraniu?

Jeśli chodzi o muzykę to Pharrell stanął na wysokości zadania produkując iście kalifornijską oprawę, Stevie Wonder nie zawiódł jak zwykle a jego wokale to klasa sama w sobie a Snoop... cóż, Snoop to Snoop - szkoda, że nie rapuje w tym kawałku ale jego śpiew i tak brzmi lepiej niż połowy dzisiejszych gwiazdek r'n'b'. Premiera płyty "Bush" już w najbliższy wtorek - na dzień dzisiejszy zapowiada się bardzo interesujący krążek a jak wam podoba się najnowszy singiel?

]]>
Snoop Dogg i Stevie Wonder nagrali wspólny numer!https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-29,snoop-dogg-i-stevie-wonder-nagrali-wspolny-numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-29,snoop-dogg-i-stevie-wonder-nagrali-wspolny-numerApril 28, 2015, 6:13 pmPaweł MiedzielecPrzyznam szczerze, że to jeden z numerów których wyjątkowo oczekuję w tym roku. Kolejne albumy Snoopa zawsze są pewnego rodzaju wydarzeniem, ale sama zapowiedź kawałka w duecie ze Stevie Wonder'em to już level wyżej. Jak do tego doszło? Sprawdźcie co Doggfather miał do powiedzenia na temat współpracy z legendarnym muzykiem!W trakcie jednego z udzielanych ostatnio wywiadów raper postanowił podzielić się swoimi wrażeniami z pracy nad wspólnym kawałkiem: "Podczas sesji nagraniowej powiedziałem sobie: to gówno byłoby zajebiste, gdybyśmy dodali jeszcze Stevie Wonder'a. Pharrell zapytał: myślisz, że możesz go sprowadzić? Odpowiedziałem: Pewnie, że tak! Kiedy usłyszałem jego głos w słuchawce powiedziałem tylko: Jestem z Pharrell'em w studiu, nagraliśmy utwór specjalnie pod Ciebie - to będzie coś magicznego, czy możesz przyjechać i dograć do niego swoją partię? Stevie odparł: Pharrell? Zaraz tam będę." Opisując sam proces powstawania numeru Snoop powiedział: "Kiedy przyjechał Stevie, wszedł prosto do kabiny nagraniowej. Pharrell siedział za konsolą - powiedziałem mu: "Ok, on jest w kabinie, wejdź tam i powiedz mu co ma robić", Pharrell spojrzał na mnie i powiedział: nie wiem co robić, co chcesz żebym zrobił?" Wejdź tam i pokieruj go jak ma nagrać swoją partię!" Snoop dodał, że Pharrell był tego dnia tak zjarany że nie wiedział w jaki sposób zapytać Stevie Wonder'a o jego kwestię wokalną. Już za kilkanaście dni będziemy mieli okazję się przekonać, co dobrego wyszło z tej współpracy - premiera płyty "Bush" 12 maja.Przyznam szczerze, że to jeden z numerów których wyjątkowo oczekuję w tym roku. Kolejne albumy Snoopa zawsze są pewnego rodzaju wydarzeniem, ale sama zapowiedź kawałka w duecie ze Stevie Wonder'em to już level wyżej. Jak do tego doszło? Sprawdźcie co Doggfather miał do powiedzenia na temat współpracy z legendarnym muzykiem!

W trakcie jednego z udzielanych ostatnio wywiadów raper postanowił podzielić się swoimi wrażeniami z pracy nad wspólnym kawałkiem:
 
"Podczas sesji nagraniowej powiedziałem sobie: to gówno byłoby zajebiste, gdybyśmy dodali jeszcze Stevie Wonder'a. Pharrell zapytał: myślisz, że możesz go sprowadzić? Odpowiedziałem: Pewnie, że tak! Kiedy usłyszałem jego głos w słuchawce powiedziałem tylko: Jestem z Pharrell'em w studiu, nagraliśmy utwór specjalnie pod Ciebie - to będzie coś magicznego, czy możesz przyjechać i dograć do niego swoją partię? Stevie odparł: Pharrell? Zaraz tam będę."
 
Opisując sam proces powstawania numeru Snoop powiedział:
 
"Kiedy przyjechał Stevie, wszedł prosto do kabiny nagraniowej. Pharrell siedział za konsolą - powiedziałem mu: "Ok, on jest w kabinie, wejdź tam i powiedz mu co ma robić", Pharrell spojrzał na mnie i powiedział: nie wiem co robić, co chcesz żebym zrobił?" Wejdź tam i pokieruj go jak ma nagrać swoją partię!"
 
Snoop dodał, że Pharrell był tego dnia tak zjarany że nie wiedział w jaki sposób zapytać Stevie Wonder'a o jego kwestię wokalną. Już za kilkanaście dni będziemy mieli okazję się przekonać, co dobrego wyszło z tej współpracy - premiera płyty "Bush" 12 maja.
]]>
Spike Lee's Joint#6: Jungle Feverhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-15,spike-lees-joint6-jungle-feverhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-15,spike-lees-joint6-jungle-feverMarch 18, 2013, 5:17 pmMarcin NataliTo już szósty joint Spike'a, który wam przedstawiamy i jeśli znacie poprzednie wiecie doskonale, że temat dyskryminacji rasowej u nowojorskiego reżysera jest motywem przewodnim 95% filmografii. Nigdzie jednak jego złożoność nie została przedstawiona tak jak w "Jungle Fever" z 1991 roku. Wiele osób zwróci na niego uwagę ze względu na kapitalną obsadę - w roli głównej znany zapewne wszystkim Wesley Snipes, w drugoplanowych Samuel L. Jackson (dostał za tę rolę nagrodę na festiwalu w Cannes), młodziutka Halle Berry czy debiutująca na wielkim ekranie Queen Latifah. "Jungle Fever" to jednak przede wszystkim punkt wyjścia do dyskusji, film ukazujący przerażające zjawiska, ale zarazem jak to u Spike'a bywa zazwyczaj również ich przyczyny środowiskowe. W sposób absolutnie wybitny dodajmy.Tytułowa "Jungle Fever" to określenie związku dwójki osób różnych ras. W tym wypadku jest to związek Flippera, syna kaznodziei kościoła baptystów i Angie - włoskiej Amerykanki wychowanej w tradycyjnym, katolickim domu bez zmarłej matki. Postać grana przez Snipesa ma szczęśliwą rodzinę, piękną żonę i córkę, świetną i dobrze płatną pracę. Angie poznaje jako nową sekretarkę zatrudnioną bez jego wiedzy i aprobaty. Między postaciami zaczyna iskrzyć od pierwszego dnia wspólnej pracy, ale piękny romans okazuje się tragiczny w skutkach.O filmie (Daniel Wardziński)"Jungle Fever" to długi i bardzo złożony film ukazujący wiele zjawisk w sposób może nieco przeostrzony, ale taki miał być efekt. Z jednej strony jest to film o namiętności i jeśli będziecie oglądać go ze swoją drugą połówką prawdopodobnie nie obejrzycie go za jednym razem, ale nie jest to powód do zmartwień. Z drugiej strony obraz mówi o rasizmie w każdej postaci, od najbardziej oczywistej do groteskowych, ale niestety realnych odsłon. Nie chodzi tylko o niechęć białych do czarnych, ale również o tę odwrotną, która wcale nie jest mniejszym problemem. Widzimy też to co kiedyś w swoim kawałku świetnie ujął Kam Moye (KLIK) - okropną sytuację mulatów, którzy przez swoją karnację mają problem z akceptacją obu grup z których się wywodzą. Granice budowane między ludźmi przez ich kolor skóry posuwają się do absurdu i tutaj doskonale to widać. Swoją drogą choć jestem pełen podziwu dla filmów naszego artysty tygodnia, jestem jego wielkim fanem, nadal uważam, że tak mocno walczył z rasizmem, że w końcu sam zaczął być rasistą ("reverse racism" jest dla mnie pojęciem sztucznym, rasizm to rasizm, jeśli ocenia się kogoś przez pryzmat koloru skóry jakie znaczenie ma to jaka jest twoja?). To samo tyczy się np. Mos Defa i wielu innych czarnych gwiazd (nomen omen). W "Jungle Fever" jednak zjawisko jest ukazane z każdej strony, pozwala sobie wyrobić pełny ogląd, nie jest jednostronne - może nawet w sposób nie do końca zamierzony.Nie mniej ciekawe jest to co dzieje się trochę w tle głównego wątku. Motyw życia rodzinnego Pauliego i Angie, który robi z nich niewolników własnych rodzin i nieszczęśliwych ludzi. Zabawny i słodki motyw dziecka, które domaga się wyjaśnień hałasów dobiegających z sypialni rodziców czy wreszcie relacja granego przez Samuela L. Jacksona "Gatora", uzależnionego od cracku oraz jego matki, która nie może się pogodzić z problemem dziecka i oszukuje samą siebie nie dopuszczając myśli, że mogłaby go wykreślić ze swojego życia. Pięknie ukazano też mechanizm plotki i rozchodzenia się informacji oraz tzw. solidarności jajników - m.in. dzięki postaci Cyrusa, przyjaciela głównego bohatera, którego rolę (całkiem sporą) gra sam Spike. To chyba największy atut tego filmu - każdy zobaczy w nim inny aspekt fabuły, zwróci uwagę na co innego, a film oglądany piąty raz nadal ukaże coś nowego - wiem, bo sprawdzałem.Wiele tutaj znakomitych kreacji aktorskich, ale chciałbym zwrócić waszą uwagę szczególnie na jedną - rola Pauliego odtwarzana przez jednego z aktorów, który u Spike'a grał najwięcej - Johna Torturro. Jest on jedną z niewielu postaci w tym filmie, która pomimo środowiska w którym przebywa, nie jest skażona rasizmem. Ukazano go jednak jako odmieńca, a nie normę (podobnie jak jedna z koleżanek żony Flippera), a rola którą odgrywa - dobrego, sympatycznego i wrażliwego chłopaka jest z pewnością jedną z jego najtrudniejszych, ale i najlepszych w karierze. Nie lubię tego wyświechtanego zbitka słów, ale w tym wypadku naprawdę pasuje - film skłania do refleksji. Każe zastanowić się nad tym jak niewiele wystarczy, żeby postawić między sobą mur, żeby wypielęgnować bezpodstawną niechęć i podzielić się przez swoją różnorodność, w której nie ma przecież nic złego. W ocenie filmu nie można też zapomnieć o idealnie dopasowanym do filmu soundtracku autorstwa Steviego Wondera, z którym zapozna was Marcin.O soundtracku (Marcin Natali)Pewnie co niektórzy, bardziej uszczypliwi pomyślą sobie na wstępie "Jak można powierzyć stworzenie soundtracku do filmu komuś, kto nigdy go nie widział?". Otóż można, pod warunkiem, że tym kimś jest jeden z największych artystów w historii czarnej muzyki, genialny Stevie Wonder. To zresztą nie pierwszy soundtrack na koncie Steviego – w 1979 roku skomponował muzykę do filmu dokumentalnego "The Secret Life of Plants" (album "Stevie Wonder’s Journey Through The Secret Life of Plants"), a w 1984 roku muzyką opatrzył komedię romantyczną z Gene’m Wilderem w roli głównej - "The Woman In Red". Ścieżka dźwiękowa do "Kobiety w czerwieni" pokryła się w samych Stanach Zjednoczonych platyną, a na płycie znalazł się jeden z największych hitów w karierze artysty – znane wszystkim "I Just Called To Say I Love You".Powierzenie Stevie’mu zadania wyprodukowania całego soundtracku do "Jungle Fever" było więc od samego początku świetnym pomysłem i złotą inwestycją, o minimalnym stopniu ryzyka. Płyta pokryła się w USA złotem, a film zyskał dzięki niej naprawdę wiele... Pamiętajmy, mamy rok 1991 – energiczne, coraz bardziej nowoczesne i "komputerowe" r&b lat 80. zaczyna mieszać się z wpływami hip-hopu i nurtu New Jack Swing. Klimat ten wspaniale ukazuje tytułowy, otwierający film utwór "Jungle Fever", wprowadzający także elementy brzmień afrykańskich. Połączenie tego numeru z imponująco zrealizowaną, dającą nam wgląd w codziennie życie zawsze zabieganych Nowojorczyków czołówką, robi duże wrażenie i z miejsca wciąga nas w akcję.Tę samą rolę na ścieżce dźwiękowej spełnia tryskające pozytywną energią, wręcz beztroskie "Fun Day". W sumie znajdziemy tu 11 oryginalnych, nagranych specjalnie na potrzeby produkcji Spike’a utworów. Stevie tradycyjnie odpowiada tu nie tylko za sam kapitalny wokal, ale też teksty i warstwę muzyczną. Niezależnie czy śpiewa piękne, spokojne ballady o miłości jak "These Three Words", maluje obraz niestałości uczuć w klimatycznym "Make Sure You’re Sure" czy też mówi o tym, jak bardzo ludzie lubią sobie skakać do gardeł w "Each Other’s Throat" - wszystko brzmi bardzo dobrze. Oczywiście Stevie z przełomu lat 80/90 to już zupełnie inna bajka niż "Innervisions" czy "Talking Book" i nie wszystkim może tak samo przypaść do gustu, ale niewątpliwie "Jungle Fever" to płyta również warta uwagi. Sprawdza się bowiem nie tylko jako wspaniałe tło dla burzliwych, często dramatycznych scen z filmu, ale też jako osobny krążek, stanowiący smakowite, treściwe uzupełnienie przebogatej dyskografii muzyka.Pod spodem trzy teledyski z płyty - "Jungle Fever", "These Three Words" i "Gotta Have You", a także wspomniane "Make Sure You're Sure".[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3251","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3252","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3253","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3254","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]To już szósty joint Spike'a, który wam przedstawiamy i jeśli znacie poprzednie wiecie doskonale, że temat dyskryminacji rasowej u nowojorskiego reżysera jest motywem przewodnim 95% filmografii. Nigdzie jednak jego złożoność nie została przedstawiona tak jak w "Jungle Fever" z 1991 roku. Wiele osób zwróci na niego uwagę ze względu na kapitalną obsadę - w roli głównej znany zapewne wszystkim Wesley Snipes, w drugoplanowych Samuel L. Jackson (dostał za tę rolę nagrodę na festiwalu w Cannes), młodziutka Halle Berry czy debiutująca na wielkim ekranie Queen Latifah. "Jungle Fever" to jednak przede wszystkim punkt wyjścia do dyskusji, film ukazujący przerażające zjawiska, ale zarazem jak to u Spike'a bywa zazwyczaj również ich przyczyny środowiskowe. W sposób absolutnie wybitny dodajmy.

Tytułowa "Jungle Fever" to określenie związku dwójki osób różnych ras. W tym wypadku jest to związek Flippera, syna kaznodziei kościoła baptystów i Angie - włoskiej Amerykanki wychowanej w tradycyjnym, katolickim domu bez zmarłej matki. Postać grana przez Snipesa ma szczęśliwą rodzinę, piękną żonę i córkę, świetną i dobrze płatną pracę. Angie poznaje jako nową sekretarkę zatrudnioną bez jego wiedzy i aprobaty. Między postaciami zaczyna iskrzyć od pierwszego dnia wspólnej pracy, ale piękny romans okazuje się tragiczny w skutkach.

O filmie (Daniel Wardziński)

"Jungle Fever" to długi i bardzo złożony film ukazujący wiele zjawisk w sposób może nieco przeostrzony, ale taki miał być efekt. Z jednej strony jest to film o namiętności i jeśli będziecie oglądać go ze swoją drugą połówką prawdopodobnie nie obejrzycie go za jednym razem, ale nie jest to powód do zmartwień. Z drugiej strony obraz mówi o rasizmie w każdej postaci, od najbardziej oczywistej do groteskowych, ale niestety realnych odsłon. Nie chodzi tylko o niechęć białych do czarnych, ale również o tę odwrotną, która wcale nie jest mniejszym problemem.  Widzimy też to co kiedyś w swoim kawałku świetnie ujął Kam Moye (KLIK) - okropną sytuację mulatów, którzy przez swoją karnację mają problem z akceptacją obu grup z których się wywodzą. Granice budowane między ludźmi przez ich kolor skóry posuwają się do absurdu i tutaj doskonale to widać. Swoją drogą choć jestem pełen podziwu dla filmów naszego artysty tygodnia, jestem jego wielkim fanem, nadal uważam, że tak mocno walczył z rasizmem, że w końcu sam zaczął być rasistą ("reverse racism" jest dla mnie pojęciem sztucznym, rasizm to rasizm, jeśli ocenia się kogoś przez pryzmat koloru skóry jakie znaczenie ma to jaka jest twoja?). To samo tyczy się np. Mos Defa i wielu innych czarnych gwiazd (nomen omen). W "Jungle Fever" jednak zjawisko jest ukazane z każdej strony, pozwala sobie wyrobić pełny ogląd, nie jest jednostronne - może nawet w sposób nie do końca zamierzony.

Nie mniej ciekawe jest to co dzieje się trochę w tle głównego wątku. Motyw życia rodzinnego Pauliego i Angie, który robi z nich niewolników własnych rodzin i nieszczęśliwych ludzi. Zabawny i słodki motyw dziecka, które domaga się wyjaśnień hałasów dobiegających z sypialni rodziców czy wreszcie relacja granego przez Samuela L. Jacksona "Gatora", uzależnionego od cracku oraz jego matki, która nie może się pogodzić z problemem dziecka i oszukuje samą siebie nie dopuszczając myśli, że mogłaby go wykreślić ze swojego życia. Pięknie ukazano też mechanizm plotki i rozchodzenia się informacji oraz tzw. solidarności jajników - m.in. dzięki postaci Cyrusa, przyjaciela głównego bohatera, którego rolę (całkiem sporą) gra sam Spike. To chyba największy atut tego filmu - każdy zobaczy w nim inny aspekt fabuły, zwróci uwagę na co innego, a film oglądany piąty raz nadal ukaże coś nowego - wiem, bo sprawdzałem.

Wiele tutaj znakomitych kreacji aktorskich, ale chciałbym zwrócić waszą uwagę szczególnie na jedną - rola Pauliego odtwarzana przez jednego z aktorów, który u Spike'a grał najwięcej - Johna Torturro. Jest on jedną z niewielu postaci w tym filmie, która pomimo środowiska w którym przebywa, nie jest skażona rasizmem. Ukazano go jednak jako odmieńca, a nie normę (podobnie jak jedna z koleżanek żony Flippera), a rola którą odgrywa - dobrego, sympatycznego i wrażliwego chłopaka jest z pewnością jedną z jego najtrudniejszych, ale i najlepszych w karierze. Nie lubię tego wyświechtanego zbitka słów, ale w tym wypadku naprawdę pasuje - film skłania do refleksji. Każe zastanowić się nad tym jak niewiele wystarczy, żeby postawić między sobą mur, żeby wypielęgnować bezpodstawną niechęć i podzielić się przez swoją różnorodność, w której nie ma przecież nic złego. W ocenie filmu nie można też zapomnieć o idealnie dopasowanym do filmu soundtracku autorstwa Steviego Wondera, z którym zapozna was Marcin.

O soundtracku (Marcin Natali)

Pewnie co niektórzy, bardziej uszczypliwi pomyślą sobie na wstępie "Jak można powierzyć stworzenie soundtracku do filmu komuś, kto nigdy go nie widział?". Otóż można, pod warunkiem, że tym kimś jest jeden z największych artystów w historii czarnej muzyki, genialny Stevie Wonder. To zresztą nie pierwszy soundtrack na koncie Steviego – w 1979 roku skomponował muzykę do filmu dokumentalnego "The Secret Life of Plants" (album "Stevie Wonder’s Journey Through The Secret Life of Plants"), a w 1984 roku muzyką opatrzył komedię romantyczną z Gene’m Wilderem w roli głównej - "The Woman In Red". Ścieżka dźwiękowa do "Kobiety w czerwieni" pokryła się w samych Stanach Zjednoczonych platyną, a na płycie znalazł się jeden z największych hitów w karierze artysty – znane wszystkim "I Just Called To Say I Love You".

Powierzenie Stevie’mu zadania wyprodukowania całego soundtracku do "Jungle Fever" było więc od samego początku świetnym pomysłem i złotą inwestycją, o minimalnym stopniu ryzyka. Płyta pokryła się w USA złotem, a film zyskał dzięki niej naprawdę wiele... Pamiętajmy, mamy rok 1991 – energiczne, coraz bardziej nowoczesne i "komputerowe" r&b lat 80. zaczyna mieszać się z wpływami hip-hopu i nurtu New Jack Swing. Klimat ten wspaniale ukazuje tytułowy, otwierający film utwór "Jungle Fever", wprowadzający także elementy brzmień afrykańskich. Połączenie tego numeru z imponująco zrealizowaną, dającą nam wgląd w codziennie życie zawsze zabieganych Nowojorczyków czołówką, robi duże wrażenie i z miejsca wciąga nas w akcję.

Tę samą rolę na ścieżce dźwiękowej spełnia tryskające pozytywną energią, wręcz beztroskie "Fun Day". W sumie znajdziemy tu 11 oryginalnych, nagranych specjalnie na potrzeby produkcji Spike’a utworów. Stevie tradycyjnie odpowiada tu nie tylko za sam kapitalny wokal, ale też teksty i warstwę muzyczną. Niezależnie czy śpiewa piękne, spokojne ballady o miłości jak "These Three Words", maluje obraz niestałości uczuć w klimatycznym "Make Sure You’re Sure" czy też mówi o tym, jak bardzo ludzie lubią sobie skakać do gardeł w "Each Other’s Throat" - wszystko brzmi bardzo dobrze. Oczywiście Stevie z przełomu lat 80/90 to już zupełnie inna bajka niż "Innervisions" czy "Talking Book" i nie wszystkim może tak samo przypaść do gustu, ale niewątpliwie "Jungle Fever" to płyta również warta uwagi. Sprawdza się bowiem nie tylko jako wspaniałe tło dla burzliwych, często dramatycznych scen z filmu, ale też jako osobny krążek, stanowiący smakowite, treściwe uzupełnienie przebogatej dyskografii muzyka.

Pod spodem trzy teledyski z płyty - "Jungle Fever", "These Three Words" i "Gotta Have You", a także wspomniane "Make Sure You're Sure".

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3251","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3252","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3253","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3254","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Spike Lee's Joint #6: Jungle Feverhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-16,spike-lees-joint-6-jungle-feverhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-16,spike-lees-joint-6-jungle-feverMarch 25, 2013, 10:17 amDaniel WardzińskiTo już szósty joint Spike'a, który wam przedstawiamy i jeśli znacie poprzednie wiecie doskonale, że temat dyskryminacji rasowej u nowojorskiego reżysera jest motywem przewodnim większości filmografii. Nigdzie jednak jego złożoność nie została przedstawiona tak jak w "Jungle Fever" z 1991 roku. Wiele osób zwróci na niego uwagę ze względu na kapitalną obsadę - w roli głównej znany zapewne wszystkim Wesley Snipes, w drugoplanowych Samuel L. Jackson (dostał za tę rolę nagrodę na festiwalu w Cannes), młodziutka Halle Berry czy debiutująca na wielkim ekranie Queen Latifah. "Jungle Fever" to jednak przede wszystkim punkt wyjścia do dyskusji, film ukazujący przerażające zjawiska, ale zarazem jak to u Spike'a bywa zazwyczaj również ich przyczyny środowiskowe.Tytułowa "Jungle Fever" (w polskiej dystrybucji jako "Malaria"...) to określenie związku dwójki osób różnych ras. W tym wypadku jest to związek Flippera, syna kaznodziei kościoła baptystów i Angie - włoskiej Amerykanki wychowanej w tradycyjnym, katolickim domu bez zmarłej matki. Postać grana przez Snipesa ma szczęśliwą rodzinę, piękną żonę i córkę, świetną i dobrze płatną pracę. Angie poznaje jako nową sekretarkę zatrudnioną bez jego wiedzy i aprobaty. Między postaciami zaczyna iskrzyć od pierwszego dnia wspólnej pracy, ale piękny romans ma nieoczekiwane skutki.O filmie (Daniel Wardziński)"Jungle Fever" to długi i bardzo złożony film ukazujący wiele zjawisk w sposób może nieco przesadzony, ale taki też miał być efekt. Z jednej strony jest to film o namiętności i jeśli będziecie oglądać go ze swoją drugą połówką prawdopodobnie nie obejrzycie go za jednym razem, ale nie jest to powód do zmartwień. Z drugiej strony obraz mówi o rasizmie w każdej postaci, od najbardziej oczywistej do groteskowych, ale niestety realnych odsłon. Wzajemnie napędzająca się niechęć białych do czarnych i czarnych do białych. Widzimy też to co kiedyś w swoim kawałku świetnie ujął Kam Moye (KLIK) - okropną sytuację mulatów, którzy przez swoją karnację mają problem z akceptacją obu grup z których się wywodzą. Granice budowane między ludźmi przez ich kolor skóry posuwają się do absurdu i tutaj doskonale to widać. W "Jungle Fever" rasizm jako zjawisko jest ukazany z każdej strony, co pozwala sobie wyrobić pełny ogląd, bo jeśli nie zrobi się tego samemu to wielu postaci z którymi będziemy się w tej kwestii zgadzać na ekranie nie znajdziemy.Nie mniej ciekawe jest to co dzieje się trochę w tle głównego wątku. Motyw życia rodzinnego Pauliego i Angie, który robi z nich niewolników własnych rodzin i nieszczęśliwych ludzi. Zabawny i słodki motyw dziecka, które domaga się wyjaśnień hałasów dobiegających z sypialni rodziców czy wreszcie relacja granego przez Samuela L. Jacksona "Gatora", uzależnionego od cracku oraz jego matki, która nie może się pogodzić z problemem dziecka i oszukuje samą siebie nie dopuszczając myśli, że mogłaby go wykreślić ze swojego życia. Pięknie ukazano mechanizm plotki i rozchodzenia się informacji oraz tzw. solidarności jajników - m.in. dzięki postaci Cyrusa, przyjaciela głównego bohatera, którego rolę (całkiem sporą) gra sam Spike. To chyba największy atut tego filmu - każdy zobaczy w nim inny aspekt fabuły, zwróci uwagę na co innego, a film oglądany piąty raz nadal ukaże coś nowego - wiem, bo sprawdzałem.Wiele tutaj znakomitych kreacji aktorskich, ale chciałbym zwrócić waszą uwagę szczególnie na jedną - rola Pauliego odtwarzana przez jednego z aktorów, który u Spike'a grał najwięcej - Johna Torturro. Jest on jedną z niewielu postaci w tym filmie, która pomimo środowiska w którym przebywa, nie jest skażona rasizmem. Ukazano go jednak jako odmieńca, a nie normę (podobnie jak jedna z koleżanek żony Flippera), a rola którą odgrywa - dobrego, sympatycznego i wrażliwego chłopaka jest z pewnością jedną z jego najtrudniejszych, ale i najlepszych w karierze. Nie lubię tego wyświechtanego zbitka słów, ale w tym wypadku naprawdę pasuje - film skłania do refleksji. Każe zastanowić się nad tym jak niewiele wystarczy, żeby postawić między sobą mur, żeby wypielęgnować bezpodstawną niechęć i podzielić się przez swoją różnorodność, w której nie ma przecież nic złego.O soundtracku (Marcin Natali)Pewnie co niektórzy, bardziej uszczypliwi pomyślą sobie na wstępie "Jak można powierzyć stworzenie soundtracku do filmu komuś, kto nigdy go nie widział?". Otóż można, pod warunkiem, że tym kimś jest jeden z największych artystów w historii czarnej muzyki, genialny Stevie Wonder. To zresztą nie pierwszy soundtrack na koncie Steviego – w 1979 roku skomponował muzykę do filmu dokumentalnego "The Secret Life of Plants" (album "Stevie Wonder’s Journey Through The Secret Life of Plants"), a w 1984 roku muzyką opatrzył komedię romantyczną z Gene’m Wilderem w roli głównej - "The Woman In Red". Ścieżka dźwiękowa do "Kobiety w czerwieni" pokryła się w samych Stanach Zjednoczonych platyną, a na płycie znalazł się jeden z największych hitów w karierze artysty – znane wszystkim "I Just Called To Say I Love You".Powierzenie Stevie’mu zadania wyprodukowania całego soundtracku do "Jungle Fever" było więc od samego początku świetnym pomysłem i złotą inwestycją, o minimalnym stopniu ryzyka. Płyta pokryła się w USA złotem, a film zyskał dzięki niej naprawdę wiele... Pamiętajmy, mamy rok 1991 – energiczne, coraz bardziej nowoczesne i "komputerowe" r&b lat 80. zaczyna mieszać się z wpływami hip-hopu i nurtu New Jack Swing. Klimat ten wspaniale ukazuje tytułowy, otwierający film utwór "Jungle Fever", wprowadzający także elementy brzmień afrykańskich. Połączenie tego numeru z imponująco zrealizowaną, dającą nam wgląd w codziennie życie zawsze zabieganych Nowojorczyków czołówką, robi duże wrażenie i z miejsca wciąga nas w akcję.Tę samą rolę na sścieżce dźwiękowej spełnia tryskające pozytywną energią, wręcz beztroskie "Fun Day". W sumie znajdziemy tu 11 oryginalnych, nagranych specjalnie na potrzeby produkcji Spike’a utworów. Stevie tradycyjnie odpowiada tu nie tylko za sam kapitalny wokal, ale też teksty i warstwę muzyczną. Niezależnie czy śpiewa piękne, spokojne ballady o miłości jak "These Three Words", maluje obraz niestałości uczuć w klimatycznym "Make Sure You’re Sure" czy też mówi o tym, jak bardzo ludzie lubią sobie skakać do gardeł w "Each Other’s Throat" - wszystko brzmi bardzo dobrze. Oczywiście Stevie z przełomu lat 80/90 to już zupełnie inna bajka niż "Innervisions" czy "Talking Book" i nie wszystkim może tak samo przypaść do gustu, ale niewątpliwie "Jungle Fever" to płyta również warta uwagi. Sprawdza się bowiem nie tylko jako wspaniałe tło dla burzliwych, często dramatycznych scen z filmu, ale też jako osobny krążek, stanowiący smakowite, treściwe uzupełnienie przebogatej dyskografii muzyka.Pod spodem trzy teledyski z płyty - "Jungle Fever", "These Three Words" i "Gotta Have You", a także wspomniane "Make Sure You're Sure".[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3251","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3252","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3253","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3254","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]To już szósty joint Spike'a, który wam przedstawiamy i jeśli znacie poprzednie wiecie doskonale, że temat dyskryminacji rasowej u nowojorskiego reżysera jest motywem przewodnim większości filmografii. Nigdzie jednak jego złożoność nie została przedstawiona tak jak w "Jungle Fever" z 1991 roku. Wiele osób zwróci na niego uwagę ze względu na kapitalną obsadę - w roli głównej znany zapewne wszystkim Wesley Snipes, w drugoplanowych Samuel L. Jackson (dostał za tę rolę nagrodę na festiwalu w Cannes), młodziutka Halle Berry czy debiutująca na wielkim ekranie Queen Latifah. "Jungle Fever" to jednak przede wszystkim punkt wyjścia do dyskusji, film ukazujący przerażające zjawiska, ale zarazem jak to u Spike'a bywa zazwyczaj również ich przyczyny środowiskowe.

Tytułowa "Jungle Fever" (w polskiej dystrybucji jako "Malaria"...) to określenie związku dwójki osób różnych ras. W tym wypadku jest to związek Flippera, syna kaznodziei kościoła baptystów i Angie - włoskiej Amerykanki wychowanej w tradycyjnym, katolickim domu bez zmarłej matki. Postać grana przez Snipesa ma szczęśliwą rodzinę, piękną żonę i córkę, świetną i dobrze płatną pracę. Angie poznaje jako nową sekretarkę zatrudnioną bez jego wiedzy i aprobaty. Między postaciami zaczyna iskrzyć od pierwszego dnia wspólnej pracy, ale piękny romans ma nieoczekiwane skutki.

O filmie (Daniel Wardziński)

"Jungle Fever" to długi i bardzo złożony film ukazujący wiele zjawisk w sposób może nieco przesadzony, ale taki też miał być efekt. Z jednej strony jest to film o namiętności i jeśli będziecie oglądać go ze swoją drugą połówką prawdopodobnie nie obejrzycie go za jednym razem, ale nie jest to powód do zmartwień. Z drugiej strony obraz mówi o rasizmie w każdej postaci, od najbardziej oczywistej do groteskowych, ale niestety realnych odsłon. Wzajemnie napędzająca się niechęć białych do czarnych i czarnych do białych.  Widzimy też to co kiedyś w swoim kawałku świetnie ujął Kam Moye (KLIK) - okropną sytuację mulatów, którzy przez swoją karnację mają problem z akceptacją obu grup z których się wywodzą. Granice budowane między ludźmi przez ich kolor skóry posuwają się do absurdu i tutaj doskonale to widać. W "Jungle Fever" rasizm jako zjawisko jest ukazany z każdej strony, co pozwala sobie wyrobić pełny ogląd, bo jeśli nie zrobi się tego samemu to wielu postaci z którymi będziemy się w tej kwestii zgadzać na ekranie nie znajdziemy.

Nie mniej ciekawe jest to co dzieje się trochę w tle głównego wątku. Motyw życia rodzinnego Pauliego i Angie, który robi z nich niewolników własnych rodzin i nieszczęśliwych ludzi. Zabawny i słodki motyw dziecka, które domaga się wyjaśnień hałasów dobiegających z sypialni rodziców czy wreszcie relacja granego przez Samuela L. Jacksona "Gatora", uzależnionego od cracku oraz jego matki, która nie może się pogodzić z problemem dziecka i oszukuje samą siebie nie dopuszczając myśli, że mogłaby go wykreślić ze swojego życia. Pięknie ukazano mechanizm plotki i rozchodzenia się informacji oraz tzw. solidarności jajników - m.in. dzięki postaci Cyrusa, przyjaciela głównego bohatera, którego rolę (całkiem sporą) gra sam Spike. To chyba największy atut tego filmu - każdy zobaczy w nim inny aspekt fabuły, zwróci uwagę na co innego, a film oglądany piąty raz nadal ukaże coś nowego - wiem, bo sprawdzałem.

Wiele tutaj znakomitych kreacji aktorskich, ale chciałbym zwrócić waszą uwagę szczególnie na jedną - rola Pauliego odtwarzana przez jednego z aktorów, który u Spike'a grał najwięcej - Johna Torturro. Jest on jedną z niewielu postaci w tym filmie, która pomimo środowiska w którym przebywa, nie jest skażona rasizmem. Ukazano go jednak jako odmieńca, a nie normę (podobnie jak jedna z koleżanek żony Flippera), a rola którą odgrywa - dobrego, sympatycznego i wrażliwego chłopaka jest z pewnością jedną z jego najtrudniejszych, ale i najlepszych w karierze. Nie lubię tego wyświechtanego zbitka słów, ale w tym wypadku naprawdę pasuje - film skłania do refleksji. Każe zastanowić się nad tym jak niewiele wystarczy, żeby postawić między sobą mur, żeby wypielęgnować bezpodstawną niechęć i podzielić się przez swoją różnorodność, w której nie ma przecież nic złego.

O soundtracku (Marcin Natali)

Pewnie co niektórzy, bardziej uszczypliwi pomyślą sobie na wstępie "Jak można powierzyć stworzenie soundtracku do filmu komuś, kto nigdy go nie widział?". Otóż można, pod warunkiem, że tym kimś jest jeden z największych artystów w historii czarnej muzyki, genialny Stevie Wonder. To zresztą nie pierwszy soundtrack na koncie Steviego – w 1979 roku skomponował muzykę do filmu dokumentalnego "The Secret Life of Plants" (album "Stevie Wonder’s Journey Through The Secret Life of Plants"), a w 1984 roku muzyką opatrzył komedię romantyczną z Gene’m Wilderem w roli głównej - "The Woman In Red". Ścieżka dźwiękowa do "Kobiety w czerwieni" pokryła się w samych Stanach Zjednoczonych platyną, a na płycie znalazł się jeden z największych hitów w karierze artysty – znane wszystkim "I Just Called To Say I Love You".

Powierzenie Stevie’mu zadania wyprodukowania całego soundtracku do "Jungle Fever" było więc od samego początku świetnym pomysłem i złotą inwestycją, o minimalnym stopniu ryzyka. Płyta pokryła się w USA złotem, a film zyskał dzięki niej naprawdę wiele... Pamiętajmy, mamy rok 1991 – energiczne, coraz bardziej nowoczesne i "komputerowe" r&b lat 80. zaczyna mieszać się z wpływami hip-hopu i nurtu New Jack Swing. Klimat ten wspaniale ukazuje tytułowy, otwierający film utwór "Jungle Fever", wprowadzający także elementy brzmień afrykańskich. Połączenie tego numeru z imponująco zrealizowaną, dającą nam wgląd w codziennie życie zawsze zabieganych Nowojorczyków czołówką, robi duże wrażenie i z miejsca wciąga nas w akcję.

Tę samą rolę na sścieżce dźwiękowej spełnia tryskające pozytywną energią, wręcz beztroskie "Fun Day". W sumie znajdziemy tu 11 oryginalnych, nagranych specjalnie na potrzeby produkcji Spike’a utworów. Stevie tradycyjnie odpowiada tu nie tylko za sam kapitalny wokal, ale też teksty i warstwę muzyczną. Niezależnie czy śpiewa piękne, spokojne ballady o miłości jak "These Three Words", maluje obraz niestałości uczuć w klimatycznym "Make Sure You’re Sure" czy też mówi o tym, jak bardzo ludzie lubią sobie skakać do gardeł w "Each Other’s Throat" - wszystko brzmi bardzo dobrze. Oczywiście Stevie z przełomu lat 80/90 to już zupełnie inna bajka niż "Innervisions" czy "Talking Book" i nie wszystkim może tak samo przypaść do gustu, ale niewątpliwie "Jungle Fever" to płyta również warta uwagi. Sprawdza się bowiem nie tylko jako wspaniałe tło dla burzliwych, często dramatycznych scen z filmu, ale też jako osobny krążek, stanowiący smakowite, treściwe uzupełnienie przebogatej dyskografii muzyka.

Pod spodem trzy teledyski z płyty - "Jungle Fever", "These Three Words" i "Gotta Have You", a także wspomniane "Make Sure You're Sure".

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3251","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3252","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3253","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"3254","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>