popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Marc Dorseyhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/24421/Marc-DorseyNovember 15, 2024, 3:30 ampl_PL © 2024 Admin stronySpike Lee's Joint #3: Clockershttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-07,spike-lees-joint-3-clockershttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-07,spike-lees-joint-3-clockersMarch 25, 2013, 10:28 amDaniel Wardziński"Clockers" trafiło na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 1995 roku, stanowiąc uzupełnienie obrazu ukochanej dzielnicy Spike'a Lee, który widzieliśmy w "Crooklynie". Singlem promującym soundtrack jest sequel legendarnego "Crooklyn Dodgers" gdzie w miejsce Buckshota, Masta Ace'a i Special Eda pojawiają się Chubb Rock, O.C. i Jeru The Damaja. Zarówno kawałek jak i film z czasem zyskały status klasycznych, ale "Clockers" okazał się porażką amerykańskiego box-office'u. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, ale 25 milionów zielonych zainwestowanych przez producentów (samego Spike'a, ale również... Martina Scorsese) nigdy się nie zwróciło.Scenariusz wraz z bohaterem naszego tygodnia stworzył Richard Price, autor powieści "Clockers", na podstawie której stworzono fabułę filmu. Perspektywę patrzenia na Nowy Jork zmieniono z oczu dziecka w "Crooklynie" na oczy clockersów czyli narkotykowych dilerów z podwórek projektów NYC. To jeden z najbardziej brutalnych filmów Spike'a nie tylko ze względu na ilość krwi na ekranie, ale również w aspekcie moralnym. Mnóstwo tutaj scen, które zostają w pamięci jak drzazgi, ale jednocześnie wyjaśniają pewne mechanizmy, które dla białego Europejczyka niekoniecznie muszą być w pełni zrozumiałe.O filmieJak to zwykle u Spike'a bywa już intro z drastycznymi scenami ukazującymi ciała zamordowanych i tłumy gapiów z tłem rewelacyjnego numeru Marca Dorseya jest małym arcydziełem. Pierwsza scena filmu będzie łakomym kąskiem dla fanów rapu. Najpierw klasyczne ujęcie projektów z tłem Crooklyn Dodgers, a potem rozmowa na temat tego, że Chuck D i Speech z Arrested Development to chujowi raperzy, bo nie nawijają o przemocy i sexie. Co ciekawe uczestnikami rozmowy są m.in. grający drugoplanowe role Sticky Fingaz i Fredro Star ze składu Onyx. Fani serialu "The Wire" też wypatrzą jedną znajomą twarz.Głównym bohaterem filmu jest Strike, jeden z handlarzy, grany przez debiutującego tu Mekhi Phifera (na pewno pamiętacie go chociażby z "8 Mili"), który w mojej opinii zalicza tutaj rolę życia. Jednymi z głównych wątków są jego relacje z innymi bohaterami - Rodneyem - jego przełożonym, który zapewnia Strike'a, że ten jest dla niego jak syn co dosyć brutalnie weryfikuje czas (w tej roli występuje Delroy Lindo znany z "Crooklynu" choć postać niemalże skrajnie odmienna), Victorem - bratem bohatera, jedyną właściwie krystaliczną postacią w filmie czy Tyronem - dwunastoletnim wyrostkiem, którego Strike bierze pod swoje skrzydła ku wielkiemu niezadowoleniu matki dzieciaka. Mnóstwo tu zresztą postaci drugiego czy nawet trzeciego planu na tyle barwnych, że zostają w pamięci na długo. Weźmy na przykład Errola Barnesa, podupadłego psychopatycznego gangstera zniszczonego przez narkotyki i AIDS czy Andre, czarnego policjanta, który bardziej niż paragrafami przejmuje się kondycją swojej społeczności. W filmie pojawia się też sam Spike. Grany przez niego Chucky stoi ze swoim 40's na scenach zbrodni i dwukrotnie rozmawia z policjantami zgodnie z obowiązującym kodeksem nie mówiąc im właściwie nic. Znaczące jest to, że film pozostawia wiele znaków zapytania dotyczących nieukazanych fragmentów fabuły - chociażby to jak doszło do tego, że dawny szef Rodneya - Errol przestał nim być. Film zostawia z niedosytem. Nie dlatego, że czegoś w nim brakuje, ale dlatego, że historia jest na tyle wciągająca, że chciałoby się poznać jej pozostałe wątki."Clockers" przede wszystkim wygrywa klimatem, sposobem w jaki ukazane są miejsca, relacje ludzi, członków rodziny, kumpli i przełożonych... Zaczynamy lubić głównego bohatera, ale jednocześnie sposób w jaki podchodzi np. do swojego brata kreuje dwuznaczność postaci. Złe cechy dobrego chłopaka dodają mu wiarygodności. Scena w której pokazuje Tyrone'owi swoją broń uzmysławia nam, że nie jest to natural born killa tylko wytwór swojego środowiska świadom tego czego ono od niego oczekuje. Sposób w jaki mówi o zabijaniu jest sztuczny, nienaturalny, a moment w którym dostaje zlecenie od Rodneya pokazuje, że ten stawia go w bardzo kłopotliwej sytuacji. Kiedy wtajemnicza Tyronne'a w tajniki pracy dilera przedstawia nam go z kolei jako dużego dzieciaka, który powtarza innym to co usłyszał kiedyś sam. Kapitalnie w całość wpasowano też scenę przesłuchania, gdzie Harvey Keitel rozmawia z dwunastolatkiem. Specyficzny dla filmów Spike'a nieco abstrakcyjny obrazek kręcony z postacią "poruszającą się bez chodzenia" i monolog policjanta mówiącego o tym, że dzieciak uległ presji rówieśników dla których fakt, że mówi poprawnie po angielsku i ma dobre oceny jest mocno dyskredytujący. Takich scen jest więcej. Po raz kolejny świetnie wpleciono symbolikę (widoczny na zdjęciu powyżej i przewijający się w filmie bilboard "No More Packing"), tło projektów (kapitalna scena w której Strike bawi się swoją kolejką z przebitkami na ćpunów) oraz trudności jakie stoją przed tymi, którzy chcą się z nich wydostać w legalny sposób (cała historia Victora). Wszystko co najlepsze u Spike'a - nie chodzi o samą historię, która i tak przecież prezentuje dobry poziom, ale o tło i to co znajdziemy między wierszami. Właśnie w tym kryje się klasa "Clockers", jak i większości pozostałych filmów Spike'a.O soundtrackuSoundtrack "Clockers" to z pewnością jeden z najlepszych pośród filmów Spike'a. Prezentujący nie tylko oczywiste postacie, ale również mniej znanych, wówczas i dziś artystów, którzy nie ustępują reszcie poziomem. Usłyszymy tutaj zarówno rewelacyjną soulową balladę Chaki Khan, niesamowicie przebojowy, pełen dobrej energii hit Des'ree, genialny osiedlowy banger w wykonaniu Ski Beatza i Seala w kapitalnej formie. W filmie pojawiają się również numery, których na OST nie znajdziemy, jak chociażby genialne "Children Of The Ghetto". Zarówno fani rapu jak i koneserzy soulu i zwolennicy R&B będą wniebowzięci słuchając tej płyty, która jest wspaniała w oderwaniu od filmu i jeszcze lepsza, kiedy sprawdzimy go wcześniej.Soundtrack, podobnie jak film otwiera Marc Dorsey, pierwszy z rozpoczynającego płytę w genialny sposób grona wokalistów odpowiadających za pierwsze cztery tracki. Wtedy wjeżdża "Return Of The Crooklyn Dodgers", które nic nie straciło z czasem i nadal stanowi wzór hip-hopu w czystej formie. Tego zresztą jest tu więcej. Bujający się na bicie Salaama Remiego w sposób niesamowity Rebelz Of Authority, wygrywający wszystko flow Strictly Difficult na genialnej produkcji Ski czy hołdujący swoim korzeniom nie tylko w nazwie, ale również w muzyce Brooklynites.Jak dużo więcej muszę wam napisać, żeby nakłonić was do szybkiego sprawdzenia? Jak usłyszycie pierwszy wjazd podkładu i hook "I'm feeling another part of reality" poczujecie to od razu. Może przez różnorodność coś może komuś nie przypaść do gustu, ale jak dla mnie toastujący Mega Banton też świetnie daje radę. Roi się tu od rewelacyjnych numerów, tracków, które mogą stać się waszymi faworytami u tych artystów, wielkiego kalibru sztosów, które nie będą chciały wyjść z wam głowy i wy nie będziecie chcieli, żeby przestały grać w waszych głośnikach. Sztuka robienia soundtracków w swoim najwyższym kunszcie nie tylko w black music. Terrance Blanchard współpracujący ze Spikiem przy wielu produkcjach miał momenty, kiedy był chyba najlepszym gościem w swojej dziedzienie na Świecie. Musicie to usłyszeć. "Clockers" trafiło na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 1995 roku, stanowiąc uzupełnienie obrazu ukochanej dzielnicy Spike'a Lee, który widzieliśmy w "Crooklynie". Singlem promującym soundtrack jest sequel legendarnego "Crooklyn Dodgers" gdzie w miejsce Buckshota, Masta Ace'a i Special Eda pojawiają się Chubb Rock, O.C. i Jeru The Damaja. Zarówno kawałek jak i film z czasem zyskały status klasycznych, ale "Clockers" okazał się porażką amerykańskiego box-office'u. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, ale 25 milionów zielonych zainwestowanych przez producentów (samego Spike'a, ale również... Martina Scorsese) nigdy się nie zwróciło.

Scenariusz wraz z bohaterem naszego tygodnia stworzył Richard Price, autor powieści "Clockers", na podstawie której stworzono fabułę filmu. Perspektywę patrzenia na Nowy Jork zmieniono z oczu dziecka w "Crooklynie" na oczy clockersów czyli narkotykowych dilerów z podwórek projektów NYC. To jeden z najbardziej brutalnych filmów Spike'a nie tylko ze względu na ilość krwi na ekranie, ale również w aspekcie moralnym. Mnóstwo tutaj scen, które zostają w pamięci jak drzazgi, ale jednocześnie wyjaśniają pewne mechanizmy, które dla białego Europejczyka niekoniecznie muszą być w pełni zrozumiałe.

O filmie

Jak to zwykle u Spike'a bywa już intro z drastycznymi scenami ukazującymi ciała zamordowanych i tłumy gapiów z tłem rewelacyjnego numeru Marca Dorseya jest małym arcydziełem. Pierwsza scena filmu będzie łakomym kąskiem dla fanów rapu. Najpierw klasyczne ujęcie projektów z tłem Crooklyn Dodgers, a potem rozmowa na temat tego, że Chuck D i Speech z Arrested Development to chujowi raperzy, bo nie nawijają o przemocy i sexie. Co ciekawe uczestnikami rozmowy są m.in. grający drugoplanowe role Sticky Fingaz i Fredro Star ze składu Onyx. Fani serialu "The Wire" też wypatrzą jedną znajomą twarz.

Głównym bohaterem filmu jest Strike, jeden z handlarzy, grany przez debiutującego tu Mekhi Phifera (na pewno pamiętacie go chociażby z "8 Mili"), który w mojej opinii zalicza tutaj rolę życia. Jednymi z głównych wątków są jego relacje z innymi bohaterami - Rodneyem - jego przełożonym, który zapewnia Strike'a, że ten jest dla niego jak syn co dosyć brutalnie weryfikuje czas (w tej roli występuje Delroy Lindo znany z "Crooklynu" choć postać niemalże skrajnie odmienna), Victorem - bratem bohatera, jedyną właściwie krystaliczną postacią w filmie czy Tyronem - dwunastoletnim wyrostkiem, którego Strike bierze pod swoje skrzydła ku wielkiemu niezadowoleniu matki dzieciaka. Mnóstwo tu zresztą postaci drugiego czy nawet trzeciego planu na tyle barwnych, że zostają w pamięci na długo. Weźmy na przykład Errola Barnesa, podupadłego psychopatycznego gangstera zniszczonego przez narkotyki i AIDS czy Andre, czarnego policjanta, który bardziej niż paragrafami przejmuje się kondycją swojej społeczności. W filmie pojawia się też sam Spike. Grany przez niego Chucky stoi ze swoim 40's na scenach zbrodni i dwukrotnie rozmawia z policjantami zgodnie z obowiązującym kodeksem nie mówiąc im właściwie nic. Znaczące jest to, że film pozostawia wiele znaków zapytania dotyczących nieukazanych fragmentów fabuły - chociażby to jak doszło do tego, że dawny szef Rodneya - Errol przestał nim być. Film zostawia z niedosytem. Nie dlatego, że czegoś w nim brakuje, ale dlatego, że historia jest na tyle wciągająca, że chciałoby się poznać jej pozostałe wątki.

"Clockers" przede wszystkim wygrywa klimatem, sposobem w jaki ukazane są miejsca, relacje ludzi, członków rodziny, kumpli i przełożonych... Zaczynamy lubić głównego bohatera, ale jednocześnie sposób w jaki podchodzi np. do swojego brata kreuje dwuznaczność postaci. Złe cechy dobrego chłopaka dodają mu wiarygodności. Scena w której pokazuje Tyrone'owi swoją broń uzmysławia nam, że nie jest to natural born killa tylko wytwór swojego środowiska świadom tego czego ono od niego oczekuje. Sposób w jaki mówi o zabijaniu jest sztuczny, nienaturalny, a moment w którym dostaje zlecenie od Rodneya pokazuje, że ten stawia go w bardzo kłopotliwej sytuacji. Kiedy wtajemnicza Tyronne'a w tajniki pracy dilera przedstawia nam go z kolei jako dużego dzieciaka, który powtarza innym to co usłyszał kiedyś sam. Kapitalnie w całość wpasowano też scenę przesłuchania, gdzie Harvey Keitel rozmawia z dwunastolatkiem. Specyficzny dla filmów Spike'a nieco abstrakcyjny obrazek kręcony z postacią "poruszającą się bez chodzenia" i monolog policjanta mówiącego o tym, że dzieciak uległ presji rówieśników dla których fakt, że mówi poprawnie po angielsku i ma dobre oceny jest mocno dyskredytujący. Takich scen jest więcej. Po raz kolejny świetnie wpleciono symbolikę (widoczny na zdjęciu powyżej i przewijający się w filmie bilboard "No More Packing"), tło projektów (kapitalna scena w której Strike bawi się swoją kolejką z przebitkami na ćpunów) oraz trudności jakie stoją przed tymi, którzy chcą się z nich wydostać w legalny sposób (cała historia Victora). Wszystko co najlepsze u Spike'a - nie chodzi o samą historię, która i tak przecież prezentuje dobry poziom, ale o tło i to co znajdziemy między wierszami. Właśnie w tym kryje się klasa "Clockers", jak i większości pozostałych filmów Spike'a.

O soundtracku

Soundtrack "Clockers" to z pewnością jeden z najlepszych pośród filmów Spike'a. Prezentujący nie tylko oczywiste postacie, ale również mniej znanych, wówczas i dziś artystów, którzy nie ustępują reszcie poziomem. Usłyszymy tutaj zarówno rewelacyjną soulową balladę Chaki Khan, niesamowicie przebojowy, pełen dobrej energii hit Des'ree, genialny osiedlowy banger w wykonaniu Ski Beatza i Seala w kapitalnej formie. W filmie pojawiają się również numery, których na OST nie znajdziemy, jak chociażby genialne "Children Of The Ghetto". Zarówno fani rapu jak i koneserzy soulu i zwolennicy R&B będą wniebowzięci słuchając tej płyty, która jest wspaniała w oderwaniu od filmu i jeszcze lepsza, kiedy sprawdzimy go wcześniej.

Soundtrack, podobnie jak film otwiera Marc Dorsey, pierwszy z rozpoczynającego płytę w genialny sposób grona wokalistów odpowiadających za pierwsze cztery tracki. Wtedy wjeżdża "Return Of The Crooklyn Dodgers", które nic nie straciło z czasem i nadal stanowi wzór hip-hopu w czystej formie. Tego zresztą jest tu więcej. Bujający się na bicie Salaama Remiego w sposób niesamowity Rebelz Of Authority, wygrywający wszystko flow Strictly Difficult na genialnej produkcji Ski czy hołdujący swoim korzeniom nie tylko w nazwie, ale również w muzyce Brooklynites.

Jak dużo więcej muszę wam napisać, żeby nakłonić was do szybkiego sprawdzenia? Jak usłyszycie pierwszy wjazd podkładu i hook "I'm feeling another part of reality" poczujecie to od razu. Może przez różnorodność coś może komuś nie przypaść do gustu, ale jak dla mnie toastujący Mega Banton też świetnie daje radę. Roi się tu od rewelacyjnych numerów, tracków, które mogą stać się waszymi faworytami u tych artystów, wielkiego kalibru sztosów, które nie będą chciały wyjść z wam głowy i wy nie będziecie chcieli, żeby przestały grać w waszych głośnikach. Sztuka robienia soundtracków w swoim najwyższym kunszcie nie tylko w black music. Terrance Blanchard współpracujący ze Spikiem przy wielu produkcjach miał momenty, kiedy był chyba najlepszym gościem w swojej dziedzienie na Świecie. Musicie to usłyszeć.

 

]]>
Spike Lee's Joint #1: Crooklynhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-04,spike-lees-joint-1-crooklynhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-04,spike-lees-joint-1-crooklynMay 27, 2013, 10:58 pmDaniel WardzińskiNasz nietypowy tydzień ze Spikiem Lee trzeba rozpocząć z impetem, a "Crooklyn" to dzieło bardzo dobre na początek drogi z wybitnym reżyserem i scenarzystą. I aktorem. W filmie z 1994 roku Spike gra rolę nałogowego wąchacza kleju, który okrada niewinne dzieci z pieniędzy, ale żeby było jasne - "Crooklyn" nie jest o patologicznej stronie Brooklynu. To obraz, który w uniwersalny sposób przemówi do pamięci dzieciństwa każdego widza, ale jednocześnie ukazuje specyfikę ukochanej dzielnicy reżysera.Im bliżej jesteśmy końca, tym sytuacja robi się dużo bardziej poważna, ale pierwsza połowa filmu to też znakomita rozrywka. Druga część zadba o to, żebyście film zapamiętali na długo i wynieśli z jego oglądania pewne wartości. Duże słowo, ale w tym wypadku opisuje faktycznie dużą rzecz jaką jest rodzinna więź. Jako portal muzyczny nie odmówimy sobie również przyjrzenia się bardzo istotnej, jak to zwykle u Spike'a bywa ścieżce dźwiękowej i jej znaczeniu dla odbioru filmu.O filmie...Coś w tym jest, a będziemy do tego w tym tygodniu wracać często, że aktorzy u Spike'a Lee często grają najlepsze role w życiu. Kiedy spojarzałem na niezwykle bogatą filmografę Alfre Woodard, odtworczyni matki rodziny wokół której toczy się akcja filmu, mógłbym się jeszcze zastanawiać, ale Delroya Lindo odtwórcy roli Woody'ego - ojca rodziny, widziałem tylko i wyłącznie w gorszych kreacjach. Więcej - kiedy pierwszy raz oglądałem "Crooklyn" byłem w szoku jak znakomicie wybrnął z nietypowej dla siebie, wymagającej dużych umiejętności aktorskich roli.Magia Spike'a Lee działa jednak przede wszystkim w bardzo przemawiającej do estetyki fanów nowojorskiego klimatu atmosferze. Kłótnia z rodzicami o możliwość oglądania meczu Knicksów, harmider domu pełnego dzieci, szczeniackie zabawy z czasów, kiedy gry komputerowe nie były popularne... Wszystko oczywiście nakręcone w przepiękny sposób ukazujący dom na Brooklynie. Zrobiono to tak żywo, tak rzeczywiście i wiarygodnie, że oglądając ma się poczucie obecności w całej akcji, w film się wsiąka, związuje z bohaterami i nietrudno o empatię pomimo różnić kulturowych.Tak jak napisałem wcześniej "Crooklyn" jest w moich oczach przede wszystkim filmem o dzieciństwie. Relacje z rodzeństwem, sposoby spędzania czasu, głupie odzywki i zachowania - wszystko oddano tutaj perfekcyjnie. Największe wrażenie robi jednak to jak z trwaniem filmu ukazują się wszystkie strony dzieciństwa. Nie tylko te przyjemne. To wszystko widzimy zarówno z perspektywy dzieciaków, jak i ich rodziców, którym nie brakuje kłopotów i konfliktów. Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły... Po prostu obejrzyjcie to i poczujcie jak działają "jointy" Spike'a Lee.O soundtracku...Jak w większości przypadków, tak i tutaj soundtrack filmu jest dziełem sztuki. W tym wypadku Spike ukazał swój talent do tworzenia genialnych kompilacji. Duża część numerów z OST jest dużo starsza niż sam film. Większość z was będzie kojarzyć ten film z Crooklyn Dodgers i ponadczasowym klasykiem hip-hopu jak tytułowy singiel, znajdziecie go pod tekstem, bo jak pewnie wam wiadomo, każda godzina jest dobra, żeby posłuchać tego kawałka. Reszta jednak z hip-hopem ma niewiele wspólnego. I dobrze, bo tu nie pasowałoby to do wizji całości, tutaj potrzebne były takie cudeńka jak "O-o-h Child" zespołu Five Stairsteps, ultraklasyczny "Pusherman" Curtisa Mayfielda czy znane każdemu "ABC" Jacksons 5.Jeśli ktoś jest kompletnie zielony w black music, poznawanie jej ze Spikiem może być idealnym wstępem. "Crooklyn OST" to pełnoprawna płyta, doskonale zbudowana, a do tego ściśle związana z filmem i stawiająca poszczególne sceny przed oczami. Ja nie wyobrażam sobie tego mistrzowskiego intro ukazującego pomysłowość zabaw dzieciaków spędzających czas na podwórku bez "People Make The World Go Round" Marca Dorseya. Pierwsza scena w której w roli aktora pojawia się nasz Artysta Tygodnia bez "Pushermana" byłaby zupełnie czymś innym. Scena w której Troy jest w sklepie, a niecodzienna para tańczy przy "Never Go Back To Georgia"... So classic.Krótko i zwięźle na koniec - soundtrack filmu "Crooklyn" to fantastyczny wybór z klasyki, porcja muzyki poszerzającej spojrzenie. Każdy znajdzie tutaj swoich faworytów, a uwierzcie, że jest z czego wybierać. Pod spodem kilka pojedynczych perełek, które powinny skłonić was do zapoznania się. Z filmem również. Nasz nietypowy tydzień ze Spikiem Lee trzeba rozpocząć z impetem, a "Crooklyn" to dzieło bardzo dobre na początek drogi z wybitnym reżyserem i scenarzystą. I aktorem. W filmie z 1994 roku Spike gra rolę nałogowego wąchacza kleju, który okrada niewinne dzieci z pieniędzy, ale żeby było jasne - "Crooklyn" nie jest o patologicznej stronie Brooklynu. To obraz, który w uniwersalny sposób przemówi do pamięci dzieciństwa każdego widza, ale jednocześnie ukazuje specyfikę ukochanej dzielnicy reżysera.

Im bliżej jesteśmy końca, tym sytuacja robi się dużo bardziej poważna, ale pierwsza połowa filmu to też znakomita rozrywka. Druga część zadba o to, żebyście film zapamiętali na długo i wynieśli z jego oglądania pewne wartości. Duże słowo, ale w tym wypadku opisuje faktycznie dużą rzecz jaką jest rodzinna więź. Jako portal muzyczny nie odmówimy sobie również przyjrzenia się bardzo istotnej, jak to zwykle u Spike'a bywa ścieżce dźwiękowej i jej znaczeniu dla odbioru filmu.

O filmie...

Coś w tym jest, a będziemy do tego w tym tygodniu wracać często, że aktorzy u Spike'a Lee często grają najlepsze role w życiu. Kiedy spojarzałem na niezwykle bogatą filmografę Alfre Woodard, odtworczyni matki rodziny wokół której toczy się akcja filmu, mógłbym się jeszcze zastanawiać, ale Delroya Lindo odtwórcy roli Woody'ego - ojca rodziny, widziałem tylko i wyłącznie w gorszych kreacjach. Więcej - kiedy pierwszy raz oglądałem "Crooklyn" byłem w szoku jak znakomicie wybrnął z nietypowej dla siebie, wymagającej dużych umiejętności aktorskich roli.

Magia Spike'a Lee działa jednak przede wszystkim w bardzo przemawiającej do estetyki fanów nowojorskiego klimatu atmosferze. Kłótnia z rodzicami o możliwość oglądania meczu Knicksów, harmider domu pełnego dzieci, szczeniackie zabawy z czasów, kiedy gry komputerowe nie były popularne... Wszystko oczywiście nakręcone w przepiękny sposób ukazujący dom na Brooklynie. Zrobiono to tak żywo, tak rzeczywiście i wiarygodnie, że oglądając ma się poczucie obecności w całej akcji, w film się wsiąka, związuje z bohaterami i nietrudno o empatię pomimo różnić kulturowych.

Tak jak napisałem wcześniej "Crooklyn" jest w moich oczach przede wszystkim filmem o dzieciństwie. Relacje z rodzeństwem, sposoby spędzania czasu, głupie odzywki i zachowania - wszystko oddano tutaj perfekcyjnie. Największe wrażenie robi jednak to jak z trwaniem filmu ukazują się wszystkie strony dzieciństwa. Nie tylko te przyjemne. To wszystko widzimy zarówno z perspektywy dzieciaków, jak i ich rodziców, którym nie brakuje kłopotów i konfliktów. Nie chcę zdradzać szczegółów fabuły... Po prostu obejrzyjcie to i poczujcie jak działają "jointy" Spike'a Lee.

O soundtracku...

Jak w większości przypadków, tak i tutaj soundtrack filmu jest dziełem sztuki. W tym wypadku Spike ukazał swój talent do tworzenia genialnych kompilacji. Duża część numerów z OST jest dużo starsza niż sam film. Większość z was będzie kojarzyć ten film z Crooklyn Dodgers i ponadczasowym klasykiem hip-hopu jak tytułowy singiel, znajdziecie go pod tekstem, bo jak pewnie wam wiadomo, każda godzina jest dobra, żeby posłuchać tego kawałka. Reszta jednak z hip-hopem ma niewiele wspólnego. I dobrze, bo tu nie pasowałoby to do wizji całości, tutaj potrzebne były takie cudeńka jak "O-o-h Child" zespołu Five Stairsteps, ultraklasyczny "Pusherman" Curtisa Mayfielda czy znane każdemu "ABC" Jacksons 5.

Jeśli ktoś jest kompletnie zielony w black music, poznawanie jej ze Spikiem może być idealnym wstępem. "Crooklyn OST" to pełnoprawna płyta, doskonale zbudowana, a do tego ściśle związana z filmem i stawiająca poszczególne sceny przed oczami. Ja nie wyobrażam sobie tego mistrzowskiego intro ukazującego pomysłowość zabaw dzieciaków spędzających czas na podwórku bez "People Make The World Go Round" Marca Dorseya. Pierwsza scena w której w roli aktora pojawia się nasz Artysta Tygodnia bez "Pushermana" byłaby zupełnie czymś innym. Scena w której Troy jest w sklepie, a niecodzienna para tańczy przy "Never Go Back To Georgia"... So classic.

Krótko i zwięźle na koniec - soundtrack filmu "Crooklyn" to fantastyczny wybór z klasyki, porcja muzyki poszerzającej spojrzenie. Każdy znajdzie tutaj swoich faworytów, a uwierzcie, że jest z czego wybierać. Pod spodem kilka pojedynczych perełek, które powinny skłonić was do zapoznania się. Z filmem również.

 

]]>