popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Canei Finchhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/24103/Canei-FinchNovember 14, 2024, 10:31 pmpl_PL © 2024 Admin stronyJ. Cole "Truly Yours 2" - darmowe ephttps://popkiller.kingapp.pl/2013-05-01,j-cole-truly-yours-2-darmowe-ephttps://popkiller.kingapp.pl/2013-05-01,j-cole-truly-yours-2-darmowe-epMay 1, 2013, 8:20 amDaniel WardzińskiZgodnie z tym co pisaliśmy wczoraj, dziś mamy przyjemność zaprezentować wam nową epkę J. Cole'a, która ma być mięsnym kąskiem zwiększającym apetyt przed premierą "Born Sinnera". Fani do 25 czerwca będą mogli pokatować sobie 6 nowych numerów w których gościnnie pojawiają się m.in. Jeezy i 2Chainz, a produkcją oprócz gospodarza zajęli się Jake One czy Canei Finch. Zgodnie z tym co pisaliśmy wczoraj, dziś mamy przyjemność zaprezentować wam nową epkę J. Cole'a, która ma być mięsnym kąskiem zwiększającym apetyt przed premierą "Born Sinnera". Fani do 25 czerwca będą mogli pokatować sobie 6 nowych numerów w których gościnnie pojawiają się m.in. Jeezy i 2Chainz, a produkcją oprócz gospodarza zajęli się Jake One czy Canei Finch.

 

]]>
Saigon "The Greatest Story Never Told 2: Bread & Circuses" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-22,saigon-the-greatest-story-never-told-2-bread-circuses-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-22,saigon-the-greatest-story-never-told-2-bread-circuses-recenzjaDecember 22, 2012, 8:05 pmDaniel WardzińskiDla tych, którzy nie obserwowali pełnej wzlotów i upadków kariery Saigona, należy się małe zapoznanie, bo nie powinna to być przelotna znajomość. Pochodzący z nowojorskiego Brownsville raper formalnie zadebiutował w 2010 roku krążkiem "The Greatest Story Never Told", który pierwotnie miał nazywać się "The Greatest Story Ever Told". Zmiana tytułu jest oczywiście bardzo symboliczna. Trzydziestopięcioletni dziś MC ma za sobą naprawdę długą drogę. Najpierw więzienie w którym zaprzyjaźnił się z rapującym koleżką, który nauczył go nie tylko mikrofonowych technik, ale także podzielił się zdobytą przez siebie wiedzą dotyczącą realiów w jakich jego zdaniem funkcjonuje Świat. Zaraz po wyjściu (wyrok Bran Canerard dostał za napaść pierwszego stopnia) zaczął wypuszczać mixtape'y, otworzył bardzo cenioną serią "Da Yardfather", a potem również "Warning Shots", które z miejsca zjednały mu zainteresowanie wydawców w tym całej plejady majorsów widzących w tym gościu "milion na wejściu" jak opowiada nam na płycie.Ostatecznie zdecydował się na ofertę Atlantic Records, a swoją mało przyjemną przygodę z tym gigantem przytacza w kapitalnym numerze "The Game Changer", gdzie wspomina np. miny szefów wytwórni, kiedy dowiedzieli się o czym traktuje sugerowany na singiel kawałek z Trey Songzem. Kiedy w 2010 wreszcie wydostał się z toksycznego kontraktu, których niestety ostatnio jest coraz więcej, zadebiutował z materiałem, który pokazywał jakie możliwości ma Saigon, ale brzmiał jakby leżał trochę za długo. Dlatego właśnie nowy krążek trzyba było prędzej czy później sprawdzić.Już wiadomo, że druga część największej z nieopowiedzianych historii w rankingach sprzedaży nie poszalała. Szkoda. W wieku 35 lat Saigon pokazał się z naprawdę niesamowitej strony i nagrał płytę, która niesie ze sobą tak dużo ciekawego, merytorycznego i na dodatek genialnie zarapowanego przekazu, że podnosi to na duchu w czasach gdy średnie IQ raperów spada poniżej poziomu przyzwoitości. Obecność stic.mana z dead prez nie jest tutaj przypadkowa. Singlowe "Blown Away" to tylko wisienka na szczycie tortu, który choć imponujący całościowo, miewa gorsze kawałki.Zacznijmy od bitów, bo to one mogą budzić największe kontrowersje. Nie przeczę, że Saigon mógł wybrać znacznie lepiej i nie wszystkie produkcje kompunają się w całości. Duet z Just Blazem to coś do czego przywykliśmy i powiem szczerze, że to połączenie dawno nie spisywało się tak dobrze. "Plant The Seed" początkowo wydawało mi się trochę jak echo przeszłości w produkcji nowojorskiego wymiatacza, ale z czasem coraz bardziej je doceniam. Saigon i Blaze pokazują jak mogła wyglądać dalsza droga Roc-A-Fella, gdyby pewne historie potoczyły się inaczej. "Rap Vs. Real" drugi i ostatni bit Blaze'a to ukłon ku nowoczesności i świeżym rozwiązaniom, początkowo ciężkostrawny z czasem zaczyna naprawdę fascynować. W wielkim stopniu dlatego, że Saigon na takich bitach rapuje w sposób pozornie bardzo prosty, ale w rzeczywistości trudny i dzięki jego umiejętnemu wykorzystaniu wyjątkowy. Zobaczcie zresztą jak on mówi o tym kawałku. Gorzej jest, kiedy Saigon próbuje kombinować z wokalistami, wokalistkami i bardziej chwytliwymi dla radia produkcjami DJ'a Corbetta. Różnie bywa też z Shuko. Gdyby ktoś poznał go na tej płycie powiedziałby, że to niezbyt uzdolniony producent, który miewa momenty, kiedy jest ok. I tylko tyle. "Relafriendship", gdzie Saigon bawi się w 50 Centa w refrenie to numer, którego równie dobrze mogłoby tu w ogóle nie być. Albo same zwrotki w wersji instrumental dla producentów, którzy wezmą się za nie jak należy. Obecność Shuko na tej płycie przeważnie wiąże się ze średnio udanym podrabianiem cudzych konwencji sprzed dekady.Można marudzić. Za dużo R&B, chwilami jakby trochę bez wyczucia, ale w tej płycie chodzi trochę o co innego. Nie o refreny. O zwrotki. Saigon pisze jak natchniony, linijki, które chce się cytować lecą jedna za drugą. Zamykająca całość czwórka w "Blown Away"? Wow. Nawet w tych numerach, w których najchętniej przewinąłbym refren albo poczekał na dobry remixtape słucham i wyłapuję to co on gada. Praktycznie bez słabszej formy na przestrzeni całego albumu. Nawet na takim "Let Me Run", które z tą swoją pykającą perkusją jest wkurzające jak nie wiem nagle wjeżdża wyciszenie sampla i Sai zaczyna: "I don't know what I'm running from/ I don't know where I'm running to/ It seems like dreams don't coming true, what the fuck you going to do". Kiedy w remixie ze stic.manem rapuje "250 millions guns in United States/ You call my conscious, I call it wide awake" mam wrażenie, że nie można lepiej. Ten koleżka jest jak maszyna do pisania linijek ciętych, trafnych i inteligentnych. Ja nie wymagam niczego więcej. No może trochę więcej uwagi przy wybieraniu bitów następnym razem? Bo myślę, że musi być następny. Ten gość nie brzmi jakby mógł przestać nawijać. Dla tych, którzy nie obserwowali pełnej wzlotów i upadków kariery Saigona, należy się małe zapoznanie, bo nie powinna to być przelotna znajomość. Pochodzący z nowojorskiego Brownsville raper formalnie zadebiutował w 2010 roku krążkiem "The Greatest Story Never Told", który pierwotnie miał nazywać się "The Greatest Story Ever Told". Zmiana tytułu jest oczywiście bardzo symboliczna. Trzydziestopięcioletni dziś MC ma za sobą naprawdę długą drogę. Najpierw więzienie w którym zaprzyjaźnił się z rapującym koleżką, który nauczył go nie tylko mikrofonowych technik, ale także podzielił się zdobytą przez siebie wiedzą dotyczącą realiów w jakich jego zdaniem funkcjonuje Świat. Zaraz po wyjściu (wyrok Bran Canerard dostał za napaść pierwszego stopnia) zaczął wypuszczać mixtape'y, otworzył bardzo cenioną serią "Da Yardfather", a potem również "Warning Shots", które z miejsca zjednały mu zainteresowanie wydawców w tym całej plejady majorsów widzących w tym gościu "milion na wejściu" jak opowiada nam na płycie.

Ostatecznie zdecydował się na ofertę Atlantic Records, a swoją mało przyjemną przygodę z tym gigantem przytacza w kapitalnym numerze "The Game Changer", gdzie wspomina np. miny szefów wytwórni, kiedy dowiedzieli się o czym traktuje sugerowany na singiel kawałek z Trey Songzem. Kiedy w 2010 wreszcie wydostał się z toksycznego kontraktu, których niestety ostatnio jest coraz więcej, zadebiutował z materiałem, który pokazywał jakie możliwości ma Saigon, ale brzmiał jakby leżał trochę za długo. Dlatego właśnie nowy krążek trzyba było prędzej czy później sprawdzić.

Już wiadomo, że druga część największej z nieopowiedzianych historii w rankingach sprzedaży nie poszalała. Szkoda. W wieku 35 lat Saigon pokazał się z naprawdę niesamowitej strony i nagrał płytę, która niesie ze sobą tak dużo ciekawego, merytorycznego i na dodatek genialnie zarapowanego przekazu, że podnosi to na duchu w czasach gdy średnie IQ raperów spada poniżej poziomu przyzwoitości. Obecność stic.mana z dead prez nie jest tutaj przypadkowa. Singlowe "Blown Away" to tylko wisienka na szczycie tortu, który choć imponujący całościowo, miewa gorsze kawałki.

Zacznijmy od bitów, bo to one mogą budzić największe kontrowersje. Nie przeczę, że Saigon mógł wybrać znacznie lepiej i nie wszystkie produkcje kompunają się w całości. Duet z Just Blazem to coś do czego przywykliśmy i powiem szczerze, że to połączenie dawno nie spisywało się tak dobrze. "Plant The Seed" początkowo wydawało mi się trochę jak echo przeszłości w produkcji nowojorskiego wymiatacza, ale z czasem coraz bardziej je doceniam. Saigon i Blaze pokazują jak mogła wyglądać dalsza droga Roc-A-Fella, gdyby pewne historie potoczyły się inaczej. "Rap Vs. Real" drugi i ostatni bit Blaze'a to ukłon ku nowoczesności i świeżym rozwiązaniom, początkowo ciężkostrawny z czasem zaczyna naprawdę fascynować. W wielkim stopniu dlatego, że Saigon na takich bitach rapuje w sposób pozornie bardzo prosty, ale w rzeczywistości trudny i dzięki jego umiejętnemu wykorzystaniu wyjątkowy. Zobaczcie zresztą jak on mówi o tym kawałku.

Gorzej jest, kiedy Saigon próbuje kombinować z wokalistami, wokalistkami i bardziej chwytliwymi dla radia produkcjami DJ'a Corbetta. Różnie bywa też z Shuko. Gdyby ktoś poznał go na tej płycie powiedziałby, że to niezbyt uzdolniony producent, który miewa momenty, kiedy jest ok. I tylko tyle. "Relafriendship", gdzie Saigon bawi się w 50 Centa w refrenie to numer, którego równie dobrze mogłoby tu w ogóle nie być. Albo same zwrotki w wersji instrumental dla producentów, którzy wezmą się za nie jak należy. Obecność Shuko na tej płycie przeważnie wiąże się ze średnio udanym podrabianiem cudzych konwencji sprzed dekady.

Można marudzić. Za dużo R&B, chwilami jakby trochę bez wyczucia, ale w tej płycie chodzi trochę o co innego. Nie o refreny. O zwrotki. Saigon pisze jak natchniony, linijki, które chce się cytować lecą jedna za drugą. Zamykająca całość czwórka w "Blown Away"? Wow. Nawet w tych numerach, w których najchętniej przewinąłbym refren albo poczekał na dobry remixtape słucham i wyłapuję to co on gada. Praktycznie bez słabszej formy na przestrzeni całego albumu. Nawet na takim "Let Me Run", które z tą swoją pykającą perkusją jest wkurzające jak nie wiem nagle wjeżdża wyciszenie sampla i Sai zaczyna: "I don't know what I'm running from/ I don't know where I'm running to/ It seems like dreams don't coming true, what the fuck you going to do". Kiedy w remixie ze stic.manem rapuje "250 millions guns in United States/ You call my conscious, I call it wide awake" mam wrażenie, że nie można lepiej. Ten koleżka jest jak maszyna do pisania linijek ciętych, trafnych i inteligentnych. Ja nie wymagam niczego więcej. No może trochę więcej uwagi przy wybieraniu bitów następnym razem? Bo myślę, że musi być następny. Ten gość nie brzmi jakby mógł przestać nawijać.

 

]]>