popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) stic.manhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/24101/sticmanAugust 21, 2024, 10:08 pmpl_PL © 2024 Admin stronydead prez "Revolutionary But Gangsta" (Przegapifszy #51)https://popkiller.kingapp.pl/2013-04-07,dead-prez-revolutionary-but-gangsta-przegapifszy-51https://popkiller.kingapp.pl/2013-04-07,dead-prez-revolutionary-but-gangsta-przegapifszy-51April 6, 2013, 2:13 pmDaniel Wardziński"Revolutionary But Gangsta" było pierwszym albumem dead prez, który usłyszałem, a miało to miejsce gdzieś w okolicach 2005. Pamiętam jak zastanowiałem się czemu ludzie tak to propsują, być może ze względu na słabszą znajomość angielskiego i rapu. Przez lata tkwiłem w przeświadczeniu, że debiutanckie "Let's Get Free" to jest coś, a potem było już słabiej. Do tego roku, który przyniósł nam warszawski koncert, na którym niestety usłyszeliśmy tylko M1'a. Po latach dopiero słyszę, że dead prez byli jednymi z naprawdę niewielu raperów kojarzonych z NYC, którzy umieli wykorzystać południowe patenty, a przede wszystkim rytmikę w sposób twórczy i drapieżnie efektowny.W Source'ie ta płyta dostała 4,5 mikrofonu na 5 i bardzo słusznie. Jest odważna, flow jest świeże do dzisiaj, a teksty są bardzo konkretne - u dead prez raczej nie ma innych przypadków. Do dziś z ust członków zespołu słyszymy, że nie mają nic przeciwko mainstreamowemu rapowi, ale wbić się do domów szerokiego odbiorcy z czymś takim? Huh. To jest dopiero coś."Where I'm form getting dirt is a part of living" słyszymy w singlowym "Hell Yeah", które na albumie pojawia się w trzech wersjach z których każda tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to historyczny numer. Najpierw wersja podstawowa w której równowaga między flow, a treścia jest wzorem do naśladowania, a całości słucha się z pełną uwagą nie mogąc przestać się bujać. Potem remix z gościnną zwrotką Jaya-Z, który na tym bicie brzmi naprawdę idealnie, a sposób w jaki wpasował się w klimat materiału jasno pokazuje czemu jest jednym z największych w tej grze. Trzecia wersja jest drugim hidden trackiem i odwraca numer do góry nogami niemalże hardrockową energią i wybitną aranżacją, która porywa zupełnie inaczej niż oryginał co świadczy o niepodważalnej klasie remixu. Co najlepsze słuchając albumu w całości musimy przesłuchać te zwrotki stica i M1'a łącznie 3 razy. I wiecie co? W ogóle mi to nie przeszkadza i ani trochę się nie nudzi."RBG" to nie tylko single. To pełnoprawny album, który jest taki jak jego tytuł - autorzy nie są oderwanymi od rzeczywistości studencikami, którzy chcą porozmawiać o polityce. To rewolucjoniści i gangsterzy. Przynajmniej tak to brzmi i naprawdę nietrudno jest uwierzyć w to co mówią. Już na dzieńdobry mamy dowód, że to nie będzie kolejny taki sam album - "Walk Like A Warrior" z Kayzie Bonem, na bicie, który wymusza przyspieszenie tempa nawijki został tutaj pożarty, a to ten typ podkładu, który zjadłby niejednego. stic z wersami "What you know about heart?/ Can you assemble your heat in the dark? Take it apart?/ And clean all the parts?/ Life is a journey, a course, like learning a martial art" sprawia, że jedyna myśl w głowie to "jak on to robi". W kolejnym "I Have A Dream Too" skwierczący bas jak z kalifornijskiego lowridera krzyżuje się z super trafionym śpiewanym refrenem i mocnym storytellingiem, o strzelaninie w deadprezowym stylu zamkniętym wersem "And it don't stop till we get full freedom".Tempo nie zwalnia ani na chwilę. "D.O.W.N." traktujące o znaczeniu tego słowa wśród "braci" to przecież perła najwyższej próby. Utrzymane w klimacie laidbackowego r&b opartego o leniwe instrumenty i uptempową perkusję "W 4" i tak obfituje w wersy pokroju "What you know bout bein' po' seein' most of yo kinfolk be on dope?/ Ain't nobody in the hood got no hope in this fucked up system and that's why we don't vote". Kocham albumy na których czuję, że raperzy mają do powiedzenia więcej niż trzy rzeczy powtarzane w kółko, żeby ładnie się rymowały, a flow służy treści i czyni ją bardziej atrakcyjną w odbiorze. stic i M1 na tej płycie pokazali, że są w stanie przekazywać swoją treść na bicie w każdym klimacie - świadomość polityczna idzie w parze z muzyczną. Jednocześnie, co ważne, ich jaja są na miejscu, a to czego nauczyły ich ulice nie jest ukryte. Wręcz przeciwnie. Kiedy usłyszycie jak brzmi wokal w "Way Of Life" zrozumiecie o co mi chodzi. "RBG" nie jest oczywiście albumem, który w "Przegapifszy" znalazł się dlatego, że wszyscy o nim zapomnieli. Raczej dlatego, że po 9 latach od premiery nabiera zupełnie nowego znaczenia i jest wart tego, żeby po niego sięgnąć i spojrzeć z nowej perspektywy. Myślę, że dead prez na tej płycie trochę wyprzedzili trendy w efekcie tworząc album wyjątkowy. "Revolutionary But Gangsta" było pierwszym albumem dead prez, który usłyszałem, a miało to miejsce gdzieś w okolicach 2005. Pamiętam jak zastanowiałem się czemu ludzie tak to propsują, być może ze względu na słabszą znajomość angielskiego i rapu. Przez lata tkwiłem w przeświadczeniu, że debiutanckie "Let's Get Free" to jest coś, a potem było już słabiej. Do tego roku, który przyniósł nam warszawski koncert, na którym niestety usłyszeliśmy tylko M1'a. Po latach dopiero słyszę, że dead prez byli jednymi z naprawdę niewielu raperów kojarzonych z NYC, którzy umieli wykorzystać południowe patenty, a przede wszystkim rytmikę w sposób twórczy i drapieżnie efektowny.

W Source'ie ta płyta dostała 4,5 mikrofonu na 5 i bardzo słusznie. Jest odważna, flow jest świeże do dzisiaj, a teksty są bardzo konkretne - u dead prez raczej nie ma innych przypadków. Do dziś z ust członków zespołu słyszymy, że nie mają nic przeciwko mainstreamowemu rapowi, ale wbić się do domów szerokiego odbiorcy z czymś takim? Huh. To jest dopiero coś.

"Where I'm form getting dirt is a part of living" słyszymy w singlowym "Hell Yeah", które na albumie pojawia się w trzech wersjach z których każda tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to historyczny numer. Najpierw wersja podstawowa w której równowaga między flow, a treścia jest wzorem do naśladowania, a całości słucha się z pełną uwagą nie mogąc przestać się bujać. Potem remix z gościnną zwrotką Jaya-Z, który na tym bicie brzmi naprawdę idealnie, a sposób w jaki wpasował się w klimat materiału jasno pokazuje czemu jest jednym z największych w tej grze. Trzecia wersja jest drugim hidden trackiem i odwraca numer do góry nogami niemalże hardrockową energią i wybitną aranżacją, która porywa zupełnie inaczej niż oryginał co świadczy o niepodważalnej klasie remixu. Co najlepsze słuchając albumu w całości musimy przesłuchać te zwrotki stica i M1'a łącznie 3 razy. I wiecie co? W ogóle mi to nie przeszkadza i ani trochę się nie nudzi.

"RBG" to nie tylko single. To pełnoprawny album, który jest taki jak jego tytuł - autorzy nie są oderwanymi od rzeczywistości studencikami, którzy chcą porozmawiać o polityce. To rewolucjoniści i gangsterzy. Przynajmniej tak to brzmi i naprawdę nietrudno jest uwierzyć w to co mówią. Już na dzieńdobry mamy dowód, że to nie będzie kolejny taki sam album - "Walk Like A Warrior" z Kayzie Bonem, na bicie, który wymusza przyspieszenie tempa nawijki został tutaj pożarty, a to ten typ podkładu, który zjadłby niejednego. stic z wersami "What you know about heart?/ Can you assemble your heat in the dark? Take it apart?/ And clean all the parts?/ Life is a journey, a course, like learning a martial art" sprawia, że jedyna myśl w głowie to "jak on to robi". W kolejnym "I Have A Dream Too" skwierczący bas jak z kalifornijskiego lowridera krzyżuje się z super trafionym śpiewanym refrenem i mocnym storytellingiem, o strzelaninie w deadprezowym stylu zamkniętym wersem "And it don't stop till we get full freedom".

Tempo nie zwalnia ani na chwilę. "D.O.W.N." traktujące o znaczeniu tego słowa wśród "braci" to przecież perła najwyższej próby. Utrzymane w klimacie laidbackowego r&b opartego o leniwe instrumenty i uptempową perkusję "W 4" i tak obfituje w wersy pokroju "What you know bout bein' po' seein' most of yo kinfolk be on dope?/ Ain't nobody in the hood got no hope in this fucked up system and that's why we don't vote". Kocham albumy na których czuję, że raperzy mają do powiedzenia więcej niż trzy rzeczy powtarzane w kółko, żeby ładnie się rymowały, a flow służy treści i czyni ją bardziej atrakcyjną w odbiorze. stic i M1 na tej płycie pokazali, że są w stanie przekazywać swoją treść na bicie w każdym klimacie - świadomość polityczna idzie w parze z muzyczną. Jednocześnie, co ważne, ich jaja są na miejscu, a to czego nauczyły ich ulice nie jest ukryte. Wręcz przeciwnie. Kiedy usłyszycie jak brzmi wokal w "Way Of Life" zrozumiecie o co mi chodzi. "RBG" nie jest oczywiście albumem, który w "Przegapifszy" znalazł się dlatego, że wszyscy o nim zapomnieli. Raczej dlatego, że po 9 latach od premiery nabiera zupełnie nowego znaczenia i jest wart tego, żeby po niego sięgnąć i spojrzeć z nowej perspektywy. Myślę, że dead prez na tej płycie trochę wyprzedzili trendy w efekcie tworząc album wyjątkowy.

 

]]>
stic.man "My S.W.A.G. Is Up" ft. Young Noble (Diggin' In The Videos #272)https://popkiller.kingapp.pl/2013-04-04,sticman-my-swag-is-up-ft-young-noble-diggin-in-the-videos-272https://popkiller.kingapp.pl/2013-04-04,sticman-my-swag-is-up-ft-young-noble-diggin-in-the-videos-272April 4, 2013, 4:57 pmDaniel WardzińskiChociaż wśród fanów rapu mało kto nie zetknął się z dead prez ani razu, to nawet zwolennicy zespołu nie są w pełni świadomi jak wiele muzyki dostaliśmy od "Let's Get Free" do dziś. Oprócz albumów były przecież bardzo konkretne mixtape'y, solowe albumy, wspólne nagrania z innymi raperami. stic ma na przykład na koncie pochodzący z 2006 mixtape z Young Noblem z Outlawz. Ostatni członek kalifornijskiej grupy dodany do składu przez 2Paca pojawił się też w singlu z pierwszej oficjalnej solówki stic.mana zatytułowanej "Manhood". Właśnie teledysk do tego numeru zobaczycie w dzisiejszym Diggin' In The Videos? Dlaczego? Żeby pokazać jak bardzo wszechstronną grupą są dead prez i jak błędne jest wrzucanie ich do wora z napisem "hip-hop polityczny"."My S.W.A.G. Is Up" to kawałek przesiąknięty kalifornijskim klimatem i brzmieniem i nie będzie to zaskczeniem dla nikogo, kto wnikliwie sprawdził dorobek grupy. dead prez robili zarówno numery na ciężkich nowojorskich produkcjach, tanecznych bangerach, uptempowych podkładach czerpiących z południowego rapu... Ich możliwości są praktycznie nieograniczone. Mylą się ci, którzy widząc słowo "swag" reagują alergicznie. To kawałek celebrujący życie, uczący słuchacza cieszyć się z tego co ma i wcale niegłupi. Chociaż wśród fanów rapu mało kto nie zetknął się z dead prez ani razu, to nawet zwolennicy zespołu nie są w pełni świadomi jak wiele muzyki dostaliśmy od "Let's Get Free" do dziś. Oprócz albumów były przecież bardzo konkretne mixtape'y, solowe albumy, wspólne nagrania z innymi raperami. stic ma na przykład na koncie pochodzący z 2006 mixtape z Young Noblem z Outlawz. Ostatni członek kalifornijskiej grupy dodany do składu przez 2Paca pojawił się też w singlu z pierwszej oficjalnej solówki stic.mana zatytułowanej "Manhood". Właśnie teledysk do tego numeru zobaczycie w dzisiejszym Diggin' In The Videos? Dlaczego? Żeby pokazać jak bardzo wszechstronną grupą są dead prez i jak błędne jest wrzucanie ich do wora z napisem "hip-hop polityczny".

"My S.W.A.G. Is Up" to kawałek przesiąknięty kalifornijskim klimatem i brzmieniem i nie będzie to zaskczeniem dla nikogo, kto wnikliwie sprawdził dorobek grupy. dead prez robili zarówno numery na ciężkich nowojorskich produkcjach, tanecznych bangerach, uptempowych podkładach czerpiących z południowego rapu... Ich możliwości są praktycznie nieograniczone. Mylą się ci, którzy widząc słowo "swag" reagują alergicznie. To kawałek celebrujący życie, uczący słuchacza cieszyć się z tego co ma i wcale niegłupi.

 

]]>
dead prez "The Beauty Within'" (Diggin In The Videos #271)https://popkiller.kingapp.pl/2013-04-03,dead-prez-the-beauty-within-diggin-in-the-videos-271https://popkiller.kingapp.pl/2013-04-03,dead-prez-the-beauty-within-diggin-in-the-videos-271April 4, 2013, 11:57 amDaniel WardzińskiNasi artyści tygodnia w kategorii kawałków poświęconych płci pięknej, miłości i relacjom damsko-męskim są chlubnym wyjatkiem, co (stoję o zakład) przysporzyło im większą przychylność kobiet niż może się wydawać. Wystarczy wspomnieć najbardziej znany w Polsce (obok "Hip-Hop") kawałek zespołu - "Mind Sex", w którym mówią o więzi emocjonalnej i intelektualnej jako nie mniej ważnej niż seksualna. Dodajmy, że stic nawija tam takie linijki jak "don't say I don't wanna fuck, cause I do", a cały wydźwięk kawałka jest daleki od pantoflarstwa. Chodzi w nim o to, że utarty schemat faceta myślącego tylko i wyłącznie jajami dla członków zespołu jest nie do zaakceptowania.W 2010 roku światło dzienne ujrzała czwarta część serii mixtape'ów "Turn Off The Radio" z podtytułem "Revolutionary But Gangsta Grillz" hostowana przez DJ'a Dramę. Singlem promującym mixtape było "Beauty Within'", klip do którego ukazał się w dzień matki z dopiskiem na okładce "a special gift from the forthcoming mixtape". stic.man otwiera go gadką "this one is dedicated not to America's top model, but to the natural girls next door". Czasem myślę, że w szkołach mogliby uczyć tekstu tego tracka na pamięć wszystkie zakompleksione dziewczyny, które chcą wyglądać jak miss Photoshopa. Nasi artyści tygodnia w kategorii kawałków poświęconych płci pięknej, miłości i relacjom damsko-męskim są chlubnym wyjatkiem, co (stoję o zakład) przysporzyło im większą przychylność kobiet niż może się wydawać. Wystarczy wspomnieć najbardziej znany w Polsce (obok "Hip-Hop") kawałek zespołu - "Mind Sex", w którym mówią o więzi emocjonalnej i intelektualnej jako nie mniej ważnej niż seksualna. Dodajmy, że stic nawija tam takie linijki jak "don't say I don't wanna fuck, cause I do", a cały wydźwięk kawałka jest daleki od pantoflarstwa. Chodzi w nim o to, że utarty schemat faceta myślącego tylko i wyłącznie jajami dla członków zespołu jest nie do zaakceptowania.

W 2010 roku światło dzienne ujrzała czwarta część serii mixtape'ów "Turn Off The Radio" z podtytułem "Revolutionary But Gangsta Grillz" hostowana przez DJ'a Dramę. Singlem promującym mixtape było "Beauty Within'", klip do którego ukazał się w dzień matki z dopiskiem na okładce "a special gift from the forthcoming mixtape". stic.man otwiera go gadką "this one is dedicated not to America's top model, but to the natural girls next door". Czasem myślę, że w szkołach mogliby uczyć tekstu tego tracka na pamięć wszystkie zakompleksione dziewczyny, które chcą wyglądać jak miss Photoshopa.

 

]]>
dead prez "Information Age" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-04-06,dead-prez-information-age-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-04-06,dead-prez-information-age-recenzjaApril 7, 2013, 4:54 pmDaniel Wardziński"Information Age" to pierwszy pełny album dead prez od czasu "Revolutionary But Gangsta". Nie to, że w międzyczasie mieliśmy do dyspozycji jedynie stare nagrania. Duet nie próżnował i otrzymaliśmy mnóstwo muzyki - czy to mixtape'ów, solówek, collabos z Outlawz itd. Kiedy ma się jednak na koncie dwa albumy takiego kalibru jak "Let's Get Free" i "RBG" to wiadomo, że oczekiwania wobec kontynuacji będą wysokie i trzeba naprawdę popisać się kreatywnością i umiejętnościami, żeby sprostać wymaganiom słuchacza. M1 i stic.man na pierwszym miejscu stawiali jednak nie czyjeś oczekiwania, ale swoje własne. Ich celem stało się postawienie kroku naprzód, rozwinięcie swojej muzyki w nowym kierunku, a nie eksploatowanie starych patentów. M1 powiedział nam w wywiadzie, że na płycie dużo mówią o przyszłości i chcieli, żeby płyta brzmiała przez to futurystycznie. Efekt? "Information Age" jest szokujące.Po pierwszym przesłuchaniu złapałem się za głowę. Co to za taneczne zaśpiewki? Co to za popowe melodie? Co to za dance'owa rytmika? O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie są Ci rewolucyjni gangsterzy? Otóż dorośli, zmądrzeli (a do głupich przecież nie należeli) i zrobili kolejny przełomowy album w swojej twórczości. Każde kolejne przesłuchanie pogłębia szok, ale już inny. Szokujące jest, że w takiej formie dead prez nadal są Artystami, przez duże A."Information Age" jest jak pean na cześć rozwoju personalnego, dążenia do wiedzy, zdobywania świadomości. Nie znaczy to tym razem, że raperzy zbombardują nas konkretnymi informacjami, album jest bardzo przystępny i taki był zamiar twórców. Treść jest przejrzysta, ale nie pusta, są to często bardzo proste, ale chwytliwe komunikaty i historie zostające w głowie, zmuszające do zastanowienia. Mamy kawałek o puszukiwaniu wiary i religii czy sprzeciw wobec kultu "Dirty White Girl". Nie, nie chodzi o białe kobiety, chodzi o kokainę. Mamy "Global Hood News", skity utrzymane w konwencji serwisu informacyjnego zwracające uwagę na wydarzenia, których faktycznie nie zobaczycie ani w TVP, ani w TVN, ani w CNN i BBC. Kiedy po pierwszym wstrząsie usiadłem na spokojnie z tym albumem i poprosiłem o pomoc wujka RapGeniusa, zrozumiałem, że to nie są żarty, a świadomość wysokości poprzeczki zawieszonej przez debiut i drugi krążek grupy jest pełna. To znowu kompletnie coś innego, ale już porównywanie materiałów nie jest do końca możliwe w obiektywnych kategoriach. Może wolisz którąś z trzech już płyt dead prez bardziej niż inne, ale to wynika z twoich preferencji, muzycznych sympatii, a nie z poziomu muzyki przygotowanej przez artystów.Produkcje z tego krążka są natomiast dowodem nie tylko muzycznej świadomości, ale przede wszystkim odwagi w podejmowaniu decyzji. Teraz pytanie jak zatwardziały odbiorca "hardkorowych" dead prez zareaguje np. na "conscious trap" z kawałka "Intelligence Is Sexy"? Zrazi się do zespołu? Stawiam, że prędzej zdziwi się co można powiedzieć na trapach i w jaki sposób. Wers "g spot is not between your legs, g spot is between your ears" jako follow-up do "Mind Sex" może posłużyć za przykład. Sporo tutaj tracków, które pod kątem muzycznym dobrze określałby termin "radio-friendly". Singlowe "No Way As The Way" niesie się przecież tak, że nie da się nie zarazić tym refrenem, a skojarzenia z "Distant Relatives" to w moim mniemaniu spory komplement. Trochę inny styl, ale podobna energia. Z kolei kiedy słucham bardzo szybkiego, tanecznego "What If The Lights Go Out" albo przesyconego syntetyką "Politrikkks" w połączeniu z treścią bardziej kojarzę to z płytami The Coup albo Parisa. Zaangażowana politycznie i społecznie treść i bardzo bujająca, przystępna praktycznie dla każdego forma.Osobiście uważam, że "Information Age" jest bardzo dobrym uzupełnieniem dla dwóch dotychczasowych płyt. Każda z nich będzie się świetnie sprawdzać w naszych głośnikach, ale chyba przy trochę innych okolicznościach. "Information Age" to odwaga, świeże spojrzenie i... przykład. Panowie mówią dużo o rozwijaniu się, o pogłębianiu wiedzy, umiejętności, o poszerzaniu spojrzenia i dają najlepszy tego przykład wydając "Information Age". Z pewnością najmniej dochodowy i popularny z trzech krążków, ale wydaje mi się, że wcale nie gorszy. Wniosek - najlepiej mieć wszystkie trzy, ale każda ma inną stylistykę i wiem, że wielu nie będzie akceptować tej z "Information Age"... Ja się musiałem oswoić, ale kiedy się udało, widzę wysoką klasę tego materiału. "Information Age" to pierwszy pełny album dead prez od czasu "Revolutionary But Gangsta". Nie to, że w międzyczasie mieliśmy do dyspozycji jedynie stare nagrania. Duet nie próżnował i otrzymaliśmy mnóstwo muzyki - czy to mixtape'ów, solówek, collabos z Outlawz itd. Kiedy ma się jednak na koncie dwa albumy takiego kalibru jak "Let's Get Free" i "RBG" to wiadomo, że oczekiwania wobec kontynuacji będą wysokie i trzeba naprawdę popisać się kreatywnością i umiejętnościami, żeby sprostać wymaganiom słuchacza. M1 i stic.man na pierwszym miejscu stawiali jednak nie czyjeś oczekiwania, ale swoje własne. Ich celem stało się postawienie kroku naprzód, rozwinięcie swojej muzyki w nowym kierunku, a nie eksploatowanie starych patentów. M1 powiedział nam w wywiadzie, że na płycie dużo mówią o przyszłości i chcieli, żeby płyta brzmiała przez to futurystycznie. Efekt? "Information Age" jest szokujące.

Po pierwszym przesłuchaniu złapałem się za głowę. Co to za taneczne zaśpiewki? Co to za popowe melodie? Co to za dance'owa rytmika? O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie są Ci rewolucyjni gangsterzy? Otóż dorośli, zmądrzeli (a do głupich przecież nie należeli) i zrobili kolejny przełomowy album w swojej twórczości. Każde kolejne przesłuchanie pogłębia szok, ale już inny. Szokujące jest, że w takiej formie dead prez nadal są Artystami, przez duże A.

"Information Age" jest jak pean na cześć rozwoju personalnego, dążenia do wiedzy, zdobywania świadomości. Nie znaczy to tym razem, że raperzy zbombardują nas konkretnymi informacjami, album jest bardzo przystępny i taki był zamiar twórców. Treść jest przejrzysta, ale nie pusta, są to często bardzo proste, ale chwytliwe komunikaty i historie zostające w głowie, zmuszające do zastanowienia. Mamy kawałek o puszukiwaniu wiary i religii czy sprzeciw wobec kultu "Dirty White Girl". Nie, nie chodzi o białe kobiety, chodzi o kokainę. Mamy "Global Hood News", skity utrzymane w konwencji serwisu informacyjnego zwracające uwagę na wydarzenia, których faktycznie nie zobaczycie ani w TVP, ani w TVN, ani w CNN i BBC. Kiedy po pierwszym wstrząsie usiadłem na spokojnie z tym albumem i poprosiłem o pomoc wujka RapGeniusa, zrozumiałem, że to nie są żarty, a świadomość wysokości poprzeczki zawieszonej przez debiut i drugi krążek grupy jest pełna. To znowu kompletnie coś innego, ale już porównywanie materiałów nie jest do końca możliwe w obiektywnych kategoriach. Może wolisz którąś z trzech już płyt dead prez bardziej niż inne, ale to wynika z twoich preferencji, muzycznych sympatii, a nie z poziomu muzyki przygotowanej przez artystów.

Produkcje z tego krążka są natomiast dowodem nie tylko muzycznej świadomości, ale przede wszystkim odwagi w podejmowaniu decyzji. Teraz pytanie jak zatwardziały odbiorca "hardkorowych" dead prez zareaguje np. na "conscious trap" z kawałka "Intelligence Is Sexy"? Zrazi się do zespołu? Stawiam, że prędzej zdziwi się co można powiedzieć na trapach i w jaki sposób. Wers "g spot is not between your legs, g spot is between your ears" jako follow-up do "Mind Sex" może posłużyć za przykład. Sporo tutaj tracków, które pod kątem muzycznym dobrze określałby termin "radio-friendly". Singlowe "No Way As The Way" niesie się przecież tak, że nie da się nie zarazić tym refrenem, a skojarzenia z "Distant Relatives" to w moim mniemaniu spory komplement. Trochę inny styl, ale podobna energia. Z kolei kiedy słucham bardzo szybkiego, tanecznego "What If The Lights Go Out" albo przesyconego syntetyką "Politrikkks" w połączeniu z treścią bardziej kojarzę to z płytami The Coup albo Parisa. Zaangażowana politycznie i społecznie treść i bardzo bujająca, przystępna praktycznie dla każdego forma.

Osobiście uważam, że "Information Age" jest bardzo dobrym uzupełnieniem dla dwóch dotychczasowych płyt. Każda z nich będzie się świetnie sprawdzać w naszych głośnikach, ale chyba przy trochę innych okolicznościach. "Information Age" to odwaga, świeże spojrzenie i... przykład. Panowie mówią dużo o rozwijaniu się, o pogłębianiu wiedzy, umiejętności, o poszerzaniu spojrzenia i dają najlepszy tego przykład wydając "Information Age". Z pewnością najmniej dochodowy i popularny z trzech krążków, ale wydaje mi się, że wcale nie gorszy. Wniosek - najlepiej mieć wszystkie trzy, ale każda ma inną stylistykę i wiem, że wielu nie będzie akceptować tej z "Information Age"... Ja się musiałem oswoić, ale kiedy się udało, widzę wysoką klasę tego materiału.

 

]]>
dead prez naszymi Artystami Tygodniahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-04-02,dead-prez-naszymi-artystami-tygodniahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-04-02,dead-prez-naszymi-artystami-tygodniaApril 2, 2013, 6:03 pmDaniel WardzińskiPolski koncert dead prez (finalnie jedynie samego M1'a) stał się dla nas okazją nie tylko do tego by zrobić wywiad, ale też pogrzebać w dorobku obu raperów, a przecież jest w czym. Ostatecznie stwierdziliśmy, że z uwagi na te okoliczności duet łączący NYC z Florydą zasługuje na tydzień na Popkillerze. W jego trakcie możecie spodziewać się wysokiego stężenia klipów i kawałków DP na naszej stronie. Dla kogo z was jest to dobra wiadomość? Zespół nie ma już takiej rotacji jak na początku wieku, ale frekwencja na warszawskim koncercie potwierdziła, że Polacy wiedzą jakie znaczenie dla rapu miały krążki M1'a i stic.mana. Polski koncert dead prez (finalnie jedynie samego M1'a) stał się dla nas okazją nie tylko do tego by zrobić wywiad, ale też pogrzebać w dorobku obu raperów, a przecież jest w czym. Ostatecznie stwierdziliśmy, że z uwagi na te okoliczności duet łączący NYC z Florydą zasługuje na tydzień na Popkillerze. W jego trakcie możecie spodziewać się wysokiego stężenia klipów i kawałków DP na naszej stronie. Dla kogo z was jest to dobra wiadomość? Zespół nie ma już takiej rotacji jak na początku wieku, ale frekwencja na warszawskim koncercie potwierdziła, że Polacy wiedzą jakie znaczenie dla rapu miały krążki M1'a i stic.mana.

 

]]>
dead prez "Hell Yeah" (Diggin' In The Videos #270)https://popkiller.kingapp.pl/2013-03-28,dead-prez-hell-yeah-diggin-in-the-videos-270https://popkiller.kingapp.pl/2013-03-28,dead-prez-hell-yeah-diggin-in-the-videos-270March 28, 2013, 2:05 pmDaniel WardzińskiCiężko z dzisiejszej perspektywy uwierzyć jak duży komercyjny sukces odnieśli dead prez ze swoimi niewygodnymi dla mainstreamowych mediów tekstami. Nie mówimy tylko o "Let's Get Free", ale także o "Revolutionary But Gangsta". Właśnie z tego ostatniego albumu pochodzi singiel "Hell Yeah", który świetnie ukazuje co kryje się pod tytułowym hasłem. Teledysk do tego numeru (jeden z najlepszych w dorobku grupy) zaczyna się od gangsterki i kradzieży samochodu, ale chodzi w nim o znacznie więcej.Prawie siedem minut klipu to podróż przez życie "współczesnego rewolucjonisty", a dynamiczne ujęcia i zwroty akcji trzymają w napięciu aż do ostatniej sceny. Kawałek pokazuje, że południowe korzenie grupy miały od dawna przełożenie na muzykę duetu. Będzie też dobrym przygotowaniem dla tych, którzy czekają na sprawdzenie "Information Age" - nowego albumu zespołu. M1 i stic.man nigdy nie byli grzecznymi nauczycielami świadomości. Sprawdźcie. Ciężko z dzisiejszej perspektywy uwierzyć jak duży komercyjny sukces odnieśli dead prez ze swoimi niewygodnymi dla mainstreamowych mediów tekstami. Nie mówimy tylko o "Let's Get Free", ale także o "Revolutionary But Gangsta". Właśnie z tego ostatniego albumu pochodzi singiel "Hell Yeah", który świetnie ukazuje co kryje się pod tytułowym hasłem. Teledysk do tego numeru (jeden z najlepszych w dorobku grupy) zaczyna się od gangsterki i kradzieży samochodu, ale chodzi w nim o znacznie więcej.

Prawie siedem minut klipu to podróż przez życie "współczesnego rewolucjonisty", a dynamiczne ujęcia i zwroty akcji trzymają w napięciu aż do ostatniej sceny. Kawałek pokazuje, że południowe korzenie grupy miały od dawna przełożenie na muzykę duetu. Będzie też dobrym przygotowaniem dla tych, którzy czekają na sprawdzenie "Information Age" - nowego albumu zespołu. M1 i stic.man nigdy nie byli grzecznymi nauczycielami świadomości. Sprawdźcie.

 

]]>
dead prez "'They' School" (Ot Tak #127)https://popkiller.kingapp.pl/2013-03-27,dead-prez-they-school-ot-tak-127https://popkiller.kingapp.pl/2013-03-27,dead-prez-they-school-ot-tak-127March 27, 2013, 1:59 pmDaniel WardzińskiJuż jutro w warszawskim klubie 55 wystąpi pochodzący z Flordy choć działający na początku w NYC duet dead prez. Zespół zadebiutował w 2000 roku klasycznym albumem "Let's Get Free" z takimi numerami jak "Hip-Hop" czy "Mind Sex" na trackliście. Panowie mocno trzymali się wówczas z Lordem Jamarem, który wprowadził ich do gry. Produkcją materiału w większości zajął się stic.man ale M1 maczał w tym palce, a swoje dołożyli wspomniany członek Brand Nubian i... Kanye West. Dzisiaj chciałbym przypomnieć wam numer, który pokazuje dlaczego jeszcze w czasach licealnych ta dwójka była w stanie sprowokować wystąpienie uczniów w szkole, które ostatecznie zakończyło się przyłączeniem rodziców i wielu społecznych organizacji do projektu.Mój wybór padł na "'They School" ze względu na muzyczną stylistykę, która ładnie kojarzy się z tytułem późniejszej płyty dead prez "Revolutionary But Gangsta". Wynika on również z tego, że choć z wieloma poglądami dead prez ciężko mi się zgodzić, tak numer o systemie szkolnictwa i jego wadach jest nie tylko bardzo przenikliwy i trafny, ale chyba nadal aktualny. Nie wiem jak wy, ale dla mnie oprócz bardzo treściwych i konkretnych zwrotek jednym z ulubionych momentów są gadane i krzyczane gadki z początku i końca numeru. Gotowi na koncert? Już jutro w warszawskim klubie 55 wystąpi pochodzący z Flordy choć działający na początku w NYC duet dead prez. Zespół zadebiutował w 2000 roku klasycznym albumem "Let's Get Free" z takimi numerami jak "Hip-Hop" czy "Mind Sex" na trackliście. Panowie mocno trzymali się wówczas z Lordem Jamarem, który wprowadził ich do gry. Produkcją materiału w większości zajął się stic.man ale M1 maczał w tym palce, a swoje dołożyli wspomniany członek Brand Nubian i... Kanye West. Dzisiaj chciałbym przypomnieć wam numer, który pokazuje dlaczego jeszcze w czasach licealnych ta dwójka była w stanie sprowokować wystąpienie uczniów w szkole, które ostatecznie zakończyło się przyłączeniem rodziców i wielu społecznych organizacji do projektu.

Mój wybór padł na "'They School" ze względu na muzyczną stylistykę, która ładnie kojarzy się z tytułem późniejszej płyty dead prez "Revolutionary But Gangsta". Wynika on również z tego, że choć z wieloma poglądami dead prez ciężko mi się zgodzić, tak numer o systemie szkolnictwa i jego wadach jest nie tylko bardzo przenikliwy i trafny, ale chyba nadal aktualny. Nie wiem jak wy, ale dla mnie oprócz bardzo treściwych i konkretnych zwrotek jednym z ulubionych momentów są gadane i krzyczane gadki z początku i końca numeru. Gotowi na koncert?

 

]]>
dead prez "No Way As The Way" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-06,dead-prez-no-way-as-the-way-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-06,dead-prez-no-way-as-the-way-teledyskFebruary 6, 2013, 11:08 amDaniel Wardziński"Let's Get Free" dead prez to album, który osobiście uważam za absolutną czołówkę wszechczasów jeśli chodzi o przekaz społecznie i politycznie zaangażowany. Wysoki poziom wiedzy, błyskotliwe refleksje, czasem bardzo brutalne wnioski... M1 i stic.man mieli jednak problem, żeby wrócić do poziomu swojego pierwszego materiału. Dziś mamy przyjemność zaprezentować wam promujący ich najnowszy krążek singiel "No Way As The Way" z bardzo miłym dla ucha i wpadającym w pamięć refrenem. Numer traktuje o tolerancji religijnej i robi to w taki sposób, że wzbudza uznanie, choć na początku jeszcze miałem małe wątpliwości. "Information Age" jest już dostępne. "Let's Get Free" dead prez to album, który osobiście uważam za absolutną czołówkę wszechczasów jeśli chodzi o przekaz społecznie i politycznie zaangażowany. Wysoki poziom wiedzy, błyskotliwe refleksje, czasem bardzo brutalne wnioski... M1 i stic.man mieli jednak problem, żeby wrócić do poziomu swojego pierwszego materiału. Dziś mamy przyjemność zaprezentować wam promujący ich najnowszy krążek singiel "No Way As The Way" z bardzo miłym dla ucha i wpadającym w pamięć refrenem. Numer traktuje o tolerancji religijnej i robi to w taki sposób, że wzbudza uznanie, choć na początku jeszcze miałem małe wątpliwości. "Information Age" jest już dostępne.

 

]]>
Saigon "The Greatest Story Never Told 2: Bread & Circuses" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-22,saigon-the-greatest-story-never-told-2-bread-circuses-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-22,saigon-the-greatest-story-never-told-2-bread-circuses-recenzjaDecember 22, 2012, 8:05 pmDaniel WardzińskiDla tych, którzy nie obserwowali pełnej wzlotów i upadków kariery Saigona, należy się małe zapoznanie, bo nie powinna to być przelotna znajomość. Pochodzący z nowojorskiego Brownsville raper formalnie zadebiutował w 2010 roku krążkiem "The Greatest Story Never Told", który pierwotnie miał nazywać się "The Greatest Story Ever Told". Zmiana tytułu jest oczywiście bardzo symboliczna. Trzydziestopięcioletni dziś MC ma za sobą naprawdę długą drogę. Najpierw więzienie w którym zaprzyjaźnił się z rapującym koleżką, który nauczył go nie tylko mikrofonowych technik, ale także podzielił się zdobytą przez siebie wiedzą dotyczącą realiów w jakich jego zdaniem funkcjonuje Świat. Zaraz po wyjściu (wyrok Bran Canerard dostał za napaść pierwszego stopnia) zaczął wypuszczać mixtape'y, otworzył bardzo cenioną serią "Da Yardfather", a potem również "Warning Shots", które z miejsca zjednały mu zainteresowanie wydawców w tym całej plejady majorsów widzących w tym gościu "milion na wejściu" jak opowiada nam na płycie.Ostatecznie zdecydował się na ofertę Atlantic Records, a swoją mało przyjemną przygodę z tym gigantem przytacza w kapitalnym numerze "The Game Changer", gdzie wspomina np. miny szefów wytwórni, kiedy dowiedzieli się o czym traktuje sugerowany na singiel kawałek z Trey Songzem. Kiedy w 2010 wreszcie wydostał się z toksycznego kontraktu, których niestety ostatnio jest coraz więcej, zadebiutował z materiałem, który pokazywał jakie możliwości ma Saigon, ale brzmiał jakby leżał trochę za długo. Dlatego właśnie nowy krążek trzyba było prędzej czy później sprawdzić.Już wiadomo, że druga część największej z nieopowiedzianych historii w rankingach sprzedaży nie poszalała. Szkoda. W wieku 35 lat Saigon pokazał się z naprawdę niesamowitej strony i nagrał płytę, która niesie ze sobą tak dużo ciekawego, merytorycznego i na dodatek genialnie zarapowanego przekazu, że podnosi to na duchu w czasach gdy średnie IQ raperów spada poniżej poziomu przyzwoitości. Obecność stic.mana z dead prez nie jest tutaj przypadkowa. Singlowe "Blown Away" to tylko wisienka na szczycie tortu, który choć imponujący całościowo, miewa gorsze kawałki.Zacznijmy od bitów, bo to one mogą budzić największe kontrowersje. Nie przeczę, że Saigon mógł wybrać znacznie lepiej i nie wszystkie produkcje kompunają się w całości. Duet z Just Blazem to coś do czego przywykliśmy i powiem szczerze, że to połączenie dawno nie spisywało się tak dobrze. "Plant The Seed" początkowo wydawało mi się trochę jak echo przeszłości w produkcji nowojorskiego wymiatacza, ale z czasem coraz bardziej je doceniam. Saigon i Blaze pokazują jak mogła wyglądać dalsza droga Roc-A-Fella, gdyby pewne historie potoczyły się inaczej. "Rap Vs. Real" drugi i ostatni bit Blaze'a to ukłon ku nowoczesności i świeżym rozwiązaniom, początkowo ciężkostrawny z czasem zaczyna naprawdę fascynować. W wielkim stopniu dlatego, że Saigon na takich bitach rapuje w sposób pozornie bardzo prosty, ale w rzeczywistości trudny i dzięki jego umiejętnemu wykorzystaniu wyjątkowy. Zobaczcie zresztą jak on mówi o tym kawałku. Gorzej jest, kiedy Saigon próbuje kombinować z wokalistami, wokalistkami i bardziej chwytliwymi dla radia produkcjami DJ'a Corbetta. Różnie bywa też z Shuko. Gdyby ktoś poznał go na tej płycie powiedziałby, że to niezbyt uzdolniony producent, który miewa momenty, kiedy jest ok. I tylko tyle. "Relafriendship", gdzie Saigon bawi się w 50 Centa w refrenie to numer, którego równie dobrze mogłoby tu w ogóle nie być. Albo same zwrotki w wersji instrumental dla producentów, którzy wezmą się za nie jak należy. Obecność Shuko na tej płycie przeważnie wiąże się ze średnio udanym podrabianiem cudzych konwencji sprzed dekady.Można marudzić. Za dużo R&B, chwilami jakby trochę bez wyczucia, ale w tej płycie chodzi trochę o co innego. Nie o refreny. O zwrotki. Saigon pisze jak natchniony, linijki, które chce się cytować lecą jedna za drugą. Zamykająca całość czwórka w "Blown Away"? Wow. Nawet w tych numerach, w których najchętniej przewinąłbym refren albo poczekał na dobry remixtape słucham i wyłapuję to co on gada. Praktycznie bez słabszej formy na przestrzeni całego albumu. Nawet na takim "Let Me Run", które z tą swoją pykającą perkusją jest wkurzające jak nie wiem nagle wjeżdża wyciszenie sampla i Sai zaczyna: "I don't know what I'm running from/ I don't know where I'm running to/ It seems like dreams don't coming true, what the fuck you going to do". Kiedy w remixie ze stic.manem rapuje "250 millions guns in United States/ You call my conscious, I call it wide awake" mam wrażenie, że nie można lepiej. Ten koleżka jest jak maszyna do pisania linijek ciętych, trafnych i inteligentnych. Ja nie wymagam niczego więcej. No może trochę więcej uwagi przy wybieraniu bitów następnym razem? Bo myślę, że musi być następny. Ten gość nie brzmi jakby mógł przestać nawijać. Dla tych, którzy nie obserwowali pełnej wzlotów i upadków kariery Saigona, należy się małe zapoznanie, bo nie powinna to być przelotna znajomość. Pochodzący z nowojorskiego Brownsville raper formalnie zadebiutował w 2010 roku krążkiem "The Greatest Story Never Told", który pierwotnie miał nazywać się "The Greatest Story Ever Told". Zmiana tytułu jest oczywiście bardzo symboliczna. Trzydziestopięcioletni dziś MC ma za sobą naprawdę długą drogę. Najpierw więzienie w którym zaprzyjaźnił się z rapującym koleżką, który nauczył go nie tylko mikrofonowych technik, ale także podzielił się zdobytą przez siebie wiedzą dotyczącą realiów w jakich jego zdaniem funkcjonuje Świat. Zaraz po wyjściu (wyrok Bran Canerard dostał za napaść pierwszego stopnia) zaczął wypuszczać mixtape'y, otworzył bardzo cenioną serią "Da Yardfather", a potem również "Warning Shots", które z miejsca zjednały mu zainteresowanie wydawców w tym całej plejady majorsów widzących w tym gościu "milion na wejściu" jak opowiada nam na płycie.

Ostatecznie zdecydował się na ofertę Atlantic Records, a swoją mało przyjemną przygodę z tym gigantem przytacza w kapitalnym numerze "The Game Changer", gdzie wspomina np. miny szefów wytwórni, kiedy dowiedzieli się o czym traktuje sugerowany na singiel kawałek z Trey Songzem. Kiedy w 2010 wreszcie wydostał się z toksycznego kontraktu, których niestety ostatnio jest coraz więcej, zadebiutował z materiałem, który pokazywał jakie możliwości ma Saigon, ale brzmiał jakby leżał trochę za długo. Dlatego właśnie nowy krążek trzyba było prędzej czy później sprawdzić.

Już wiadomo, że druga część największej z nieopowiedzianych historii w rankingach sprzedaży nie poszalała. Szkoda. W wieku 35 lat Saigon pokazał się z naprawdę niesamowitej strony i nagrał płytę, która niesie ze sobą tak dużo ciekawego, merytorycznego i na dodatek genialnie zarapowanego przekazu, że podnosi to na duchu w czasach gdy średnie IQ raperów spada poniżej poziomu przyzwoitości. Obecność stic.mana z dead prez nie jest tutaj przypadkowa. Singlowe "Blown Away" to tylko wisienka na szczycie tortu, który choć imponujący całościowo, miewa gorsze kawałki.

Zacznijmy od bitów, bo to one mogą budzić największe kontrowersje. Nie przeczę, że Saigon mógł wybrać znacznie lepiej i nie wszystkie produkcje kompunają się w całości. Duet z Just Blazem to coś do czego przywykliśmy i powiem szczerze, że to połączenie dawno nie spisywało się tak dobrze. "Plant The Seed" początkowo wydawało mi się trochę jak echo przeszłości w produkcji nowojorskiego wymiatacza, ale z czasem coraz bardziej je doceniam. Saigon i Blaze pokazują jak mogła wyglądać dalsza droga Roc-A-Fella, gdyby pewne historie potoczyły się inaczej. "Rap Vs. Real" drugi i ostatni bit Blaze'a to ukłon ku nowoczesności i świeżym rozwiązaniom, początkowo ciężkostrawny z czasem zaczyna naprawdę fascynować. W wielkim stopniu dlatego, że Saigon na takich bitach rapuje w sposób pozornie bardzo prosty, ale w rzeczywistości trudny i dzięki jego umiejętnemu wykorzystaniu wyjątkowy. Zobaczcie zresztą jak on mówi o tym kawałku.

Gorzej jest, kiedy Saigon próbuje kombinować z wokalistami, wokalistkami i bardziej chwytliwymi dla radia produkcjami DJ'a Corbetta. Różnie bywa też z Shuko. Gdyby ktoś poznał go na tej płycie powiedziałby, że to niezbyt uzdolniony producent, który miewa momenty, kiedy jest ok. I tylko tyle. "Relafriendship", gdzie Saigon bawi się w 50 Centa w refrenie to numer, którego równie dobrze mogłoby tu w ogóle nie być. Albo same zwrotki w wersji instrumental dla producentów, którzy wezmą się za nie jak należy. Obecność Shuko na tej płycie przeważnie wiąże się ze średnio udanym podrabianiem cudzych konwencji sprzed dekady.

Można marudzić. Za dużo R&B, chwilami jakby trochę bez wyczucia, ale w tej płycie chodzi trochę o co innego. Nie o refreny. O zwrotki. Saigon pisze jak natchniony, linijki, które chce się cytować lecą jedna za drugą. Zamykająca całość czwórka w "Blown Away"? Wow. Nawet w tych numerach, w których najchętniej przewinąłbym refren albo poczekał na dobry remixtape słucham i wyłapuję to co on gada. Praktycznie bez słabszej formy na przestrzeni całego albumu. Nawet na takim "Let Me Run", które z tą swoją pykającą perkusją jest wkurzające jak nie wiem nagle wjeżdża wyciszenie sampla i Sai zaczyna: "I don't know what I'm running from/ I don't know where I'm running to/ It seems like dreams don't coming true, what the fuck you going to do". Kiedy w remixie ze stic.manem rapuje "250 millions guns in United States/ You call my conscious, I call it wide awake" mam wrażenie, że nie można lepiej. Ten koleżka jest jak maszyna do pisania linijek ciętych, trafnych i inteligentnych. Ja nie wymagam niczego więcej. No może trochę więcej uwagi przy wybieraniu bitów następnym razem? Bo myślę, że musi być następny. Ten gość nie brzmi jakby mógł przestać nawijać.

 

]]>