popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Lil' 1/2 Deadhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/24013/Lil%27-12-DeadNovember 15, 2024, 1:18 ampl_PL © 2024 Admin stronyWakacyjne klasyki Mietka - #4: Chillout trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-21,wakacyjne-klasyki-mietka-4-chillout-trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-21,wakacyjne-klasyki-mietka-4-chillout-tracksNovember 14, 2013, 5:35 pmPaweł MiedzielecKolejny tydzień i kolejna porcja klimatycznych numerów o wakacyjnym zabarwieniu, które tym razem poświęcimy utworom sprzyjającym słodkiemu lenistwu i klasycznemu nic nie robieniu. W końcu wakacje to czas zasłużonego wypoczynku a lejący się z nieba żar tym bardziej sprzyja typowemu obijaniu się od rana do wieczora... Zatem rozwalcie się wygodnie na siedzeniu, miejcie w gotowości jakiś dobrze schłodzony, orzeźwiający napój i startujemy!Twinz "Eastside LB"Na początek wakacyjna bomba z najwyższej półki, czyli singiel "Eastside LB" grupy Twinz. Duet bliźniaków z Long Beach nagrał płytę, która w momencie wydania przeszła nieco bez echa a dzisiaj jest zaliczana do ścisłego kanonu G-Funku. Dlaczego? Sprawdźcie ten numer i odpowiedzcie sobie sami - słuchać takich utworów to sama przyjemność.Enois Scroggins "No Tear No Cry""No Tear No Cry" to pierwszy kawałek Enoisa, jaki dane mi było sprawdzić i od razu załapałem bakcyla na jego twórczość a tego typu numery mogą lecieć na mojej playliście w kółko, bo perfekcyjnie wyrażają definicję słowa "laidback" i są klasą samą w sobie.Foesum "Listen To The Sound"Uwzględniając w naszym zestawieniu ekipę Twinz nie sposób pominąć też Foesum, dlatego wracamy ponownie do Long Beach, by polenić się trochę przy dźwiękach "perfekcyjnego" albumu, z którego pochodzi oparte na klasycznym samplu ("Make Me Say It Again Girl" Isley Brothers) "Listen To The Sound" - jeden z moich osobistych faworytów na tym pozbawionym praktycznie wad krążku. Listen to this sound y'all!Swoop G "20 Dollars"Pozostajemy dalej w LBC ale zwalniamy nieco tempo, wrzucając przeznaczony pierwotnie na soundtrack do "Murder Was The Case" utwór "20 Dollars". Numer ten ukazał się dopiero 3 lata po premierze filmu na solówce Swoopa pt. "Undisputed". Innymi słowy, jest to kolejna perełka ze skarbca Death Row, w rytm której bania sama się kiwa, a którą musicie po prostu koniecznie sprawdzić.Lil' 1/2 Dead "Had To Be A Hustler""W pół umarlak" odnalazł się w zeszłym roku po kilkunastu latach muzycznej absencji z całkiem niezłym albumem, chociaż "Dead Serious" nie umywa się nijak do poprzednich krążków rapera, szczególnie do debiutanckiego "The Dead Has Arisen", na którym znajdziemy esencję tzw. "smooth g-funku", zawartą właśnie w takich numerach, jak singlowe "Had To Be A Hustler", z którego aż bije spokojem i stonowaniem.The Reyes Brothers "We O.G.'s"Teraz coś z latynoskich klimatów, których przecież na zachodnim wybrzeżu nie brakuje. Grupę The Reyes Brothers tworzą dwaj bracia - Sen Dog oraz Mellow Man Ace, znani głównie z przynależności do legendarnego kolektywu Cypress Hill. W 2006 roku ukazał się ich debiutancki krążek, na potrzeby którego Warren G wysmażył tą laidbackową bombę, która przywodzi na myśl jego najlepsze produkcje z lat 90-tych. Pojawił się również ze swoją gościnną zwrotką i razem ze Snoopem uczynili ten numer jednym z najlepszych wyluzowanych kawałków ostatnich lat. Polecam!J. Flexx & SunConxious "LA"Osoby, które jarają się brzmieniem Death Row w podobnym stopniu co ja, doskonale znają twórczość J. Flexxa i wiedzą, jaką kluczową rolę pełnił on w imperium Suge Knighta i Dr. Dre. Dwa lata temu natknąłem się na ten oto numer Flexxa i muszę przyznać, że wkręcił mi się on niesamowicie - głównie za sprawą luzackiego klimatu, jaki bije z nagrania oraz kozackiego sampla (Bobby Caldwell "My Flame"). Flexx puttin' it down for Californ-I-a!Mr. X "Flossin'"Pochodzący z South Central raper Mr. X to postać bardzo tajemnicza. Wydał tylko jedną płytę (ale za to jaką!) i to dosyć dawno (1996 rok), po czym przepadł jak kamień w wodę. A szkoda, bo słuchając debiutu w uszy rzucają się nam nie tylko świetne produkcje, które wyszły spod ręki syna Quincy Jones'a - QDIII, który w tamtym czasie tworzył takie majstersztyki jak "To Live & Die in L.A." 2Paca czy "You Know How We Do It" Ice Cube'a, ale i nieprzeciętny talent samego Mr. X'a, który potrafił nie tylko dobrze rapować, ale również fajnie śpiewać, co udowodnił w pełnym ciepła kawałku "Flossin'", będącym jednym z singli promujących ww. krążek.Rappin' 4-Tay "Ain't No Playa"Opuszczając Los Angeles kierujemy się na północ do Oakland, gdzie czeka już na nas jeden z mistrzów leniwej nawijki rodem z Bay Area - Rappin' 4-Tay. "Ain't No Playa" pochodzi z trzeciej solówki 4-Tay'a - "Off Parole", która ukazała się na rynku w 1996 roku i sampluje motyw z utworu "Ain't No Woman" kwartetu Four Tops. Już sam głos rapera wprowadza nas w stan odprężenia a płynący po refrenie głos wokalistki Passion sprawia, że mamy dodatkowo ochotę wręcz przytulic się do głośnika... Another hit from the Bay and it just don't stop!Kanabliss "West Coast Flossin'"Dzisiejsze zestawienie kończymy dosłownie na samym końcu zachodniego wybrzeża, a więc w... Vancouver. Dokładnie tak - w Kanadzie też grają West Coast. A dokładniej gra go Kanabliss Tha Supaspliff, który swoją przygodę z rapem zaczął od otwarcia sklepu dla miłośników samochodów typu lowrider - "Eastside Smokers", co w następstwie przełożyło się na własną wytwórnię oraz debiutancki krążek pt. "The Adventures Of Tha Supaspliff", z którego bije czystą Kalifornią w najgorętszym wydaniu. "West Coast Flossin'" jest najlepszym potwierdzeniem tego, że nawet w zimnym Vancouver da się odwzorować klimat leniwego popołudnia rodem z Venice Beach.Tym sposobem dotarliśmy do końca... na dziś oczywiście. Mam nadzieję, że numery z tej listy zachęcą was do indywidualnego grzebania w poszukiwaniu podobnych utworów, które kipią aż od luzu bo jest tego tyle, że nie starczyło by nam życia, aby wszystko wymienić. Tymczasem:"Relax yourself, let your conscience be free and get down to the sounds I'm servin' you for free" :)Do usłyszenia w następny weekend - West Up!Kolejny tydzień i kolejna porcja klimatycznych numerów o wakacyjnym zabarwieniu, które tym razem poświęcimy utworom sprzyjającym słodkiemu lenistwu i klasycznemu nic nie robieniu. W końcu wakacje to czas zasłużonego wypoczynku a lejący się z nieba żar tym bardziej sprzyja typowemu obijaniu się od rana do wieczora... Zatem rozwalcie się wygodnie na siedzeniu, miejcie w gotowości jakiś dobrze schłodzony, orzeźwiający napój i startujemy!

Twinz "Eastside LB"
Na początek wakacyjna bomba z najwyższej półki, czyli singiel "Eastside LB" grupy Twinz. Duet bliźniaków z Long Beach nagrał płytę, która w momencie wydania przeszła nieco bez echa a dzisiaj jest zaliczana do ścisłego kanonu G-Funku. Dlaczego? Sprawdźcie ten numer i odpowiedzcie sobie sami - słuchać takich utworów to sama przyjemność.

Enois Scroggins "No Tear No Cry"
"No Tear No Cry" to pierwszy kawałek Enoisa, jaki dane mi było sprawdzić i od razu załapałem bakcyla na jego twórczość a tego typu numery mogą lecieć na mojej playliście w kółko, bo perfekcyjnie wyrażają definicję słowa "laidback" i są klasą samą w sobie.

Foesum "Listen To The Sound"
Uwzględniając w naszym zestawieniu ekipę Twinz nie sposób pominąć też Foesum, dlatego wracamy ponownie do Long Beach, by polenić się trochę przy dźwiękach "perfekcyjnego" albumu, z którego pochodzi oparte na klasycznym samplu ("Make Me Say It Again Girl" Isley Brothers) "Listen To The Sound" - jeden z moich osobistych faworytów na tym pozbawionym praktycznie wad krążku. Listen to this sound y'all!

Swoop G "20 Dollars"
Pozostajemy dalej w LBC ale zwalniamy nieco tempo, wrzucając przeznaczony pierwotnie na soundtrack do "Murder Was The Case" utwór "20 Dollars". Numer ten ukazał się dopiero 3 lata po premierze filmu na solówce Swoopa pt. "Undisputed". Innymi słowy, jest to kolejna perełka ze skarbca Death Row, w rytm której bania sama się kiwa, a którą musicie po prostu koniecznie sprawdzić.

Lil' 1/2 Dead "Had To Be A Hustler"
"W pół umarlak" odnalazł się w zeszłym roku po kilkunastu latach muzycznej absencji z całkiem niezłym albumem, chociaż "Dead Serious" nie umywa się nijak do poprzednich krążków rapera, szczególnie do debiutanckiego "The Dead Has Arisen", na którym znajdziemy esencję tzw. "smooth g-funku", zawartą właśnie w takich numerach, jak singlowe "Had To Be A Hustler", z którego aż bije spokojem i stonowaniem.

The Reyes Brothers "We O.G.'s"
Teraz coś z latynoskich klimatów, których przecież na zachodnim wybrzeżu nie brakuje. Grupę The Reyes Brothers tworzą dwaj bracia - Sen Dog oraz Mellow Man Ace, znani głównie z przynależności do legendarnego kolektywu Cypress Hill. W 2006 roku ukazał się ich debiutancki krążek, na potrzeby którego Warren G wysmażył tą laidbackową bombę, która przywodzi na myśl jego najlepsze produkcje z lat 90-tych. Pojawił się również ze swoją gościnną zwrotką i razem ze Snoopem uczynili ten numer jednym z najlepszych wyluzowanych kawałków ostatnich lat. Polecam!

J. Flexx & SunConxious "LA"
Osoby, które jarają się brzmieniem Death Row w podobnym stopniu co ja, doskonale znają twórczość J. Flexxa i wiedzą, jaką kluczową rolę pełnił on w imperium Suge Knighta i Dr. Dre. Dwa lata temu natknąłem się na ten oto numer Flexxa i muszę przyznać, że wkręcił mi się on niesamowicie - głównie za sprawą luzackiego klimatu, jaki bije z nagrania oraz kozackiego sampla (Bobby Caldwell "My Flame"). Flexx puttin' it down for Californ-I-a!

Mr. X "Flossin'"
Pochodzący z South Central raper Mr. X to postać bardzo tajemnicza. Wydał tylko jedną płytę (ale za to jaką!) i to dosyć dawno (1996 rok), po czym przepadł jak kamień w wodę. A szkoda, bo słuchając debiutu w uszy rzucają się nam nie tylko świetne produkcje, które wyszły spod ręki syna Quincy Jones'a - QDIII, który w tamtym czasie tworzył takie majstersztyki jak "To Live & Die in L.A." 2Paca czy "You Know How We Do It" Ice Cube'a, ale i nieprzeciętny talent samego Mr. X'a, który potrafił nie tylko dobrze rapować, ale również fajnie śpiewać, co udowodnił w pełnym ciepła kawałku "Flossin'", będącym jednym z singli promujących ww. krążek.

Rappin' 4-Tay "Ain't No Playa"
Opuszczając Los Angeles kierujemy się na północ do Oakland, gdzie czeka już na nas jeden z mistrzów leniwej nawijki rodem z Bay Area - Rappin' 4-Tay. "Ain't No Playa" pochodzi z trzeciej solówki 4-Tay'a - "Off Parole", która ukazała się na rynku w 1996 roku i sampluje motyw z utworu "Ain't No Woman" kwartetu Four Tops. Już sam głos rapera wprowadza nas w stan odprężenia a płynący po refrenie głos wokalistki Passion sprawia, że mamy dodatkowo ochotę wręcz przytulic się do głośnika... Another hit from the Bay and it just don't stop!

Kanabliss "West Coast Flossin'"
Dzisiejsze zestawienie kończymy dosłownie na samym końcu zachodniego wybrzeża, a więc w... Vancouver. Dokładnie tak - w Kanadzie też grają West Coast. A dokładniej gra go Kanabliss Tha Supaspliff, który swoją przygodę z rapem zaczął od otwarcia sklepu dla miłośników samochodów typu lowrider - "Eastside Smokers", co w następstwie przełożyło się na własną wytwórnię oraz debiutancki krążek pt. "The Adventures Of Tha Supaspliff", z którego bije czystą Kalifornią w najgorętszym wydaniu. "West Coast Flossin'" jest najlepszym potwierdzeniem tego, że nawet w zimnym Vancouver da się odwzorować klimat leniwego popołudnia rodem z Venice Beach.

Tym sposobem dotarliśmy do końca... na dziś oczywiście. Mam nadzieję, że numery z tej listy zachęcą was do indywidualnego grzebania w poszukiwaniu podobnych utworów, które kipią aż od luzu bo jest tego tyle, że nie starczyło by nam życia, aby wszystko wymienić. Tymczasem:

"Relax yourself, let your conscience be free and get down to the sounds I'm servin' you for free" :)

Do usłyszenia w następny weekend - West Up!

]]>
Lil' 1/2 Dead "Dead Serious" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-11,lil-12-dead-dead-serious-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-11,lil-12-dead-dead-serious-recenzjaDecember 10, 2012, 9:28 amPaweł MiedzielecKażdy fan G-Funku wie, jak ogromny wkład w popularyzację tego nurtu wniósł w latach 90-tych Lil' 1/2 Dead. Spokrewniony z największymi legendami Long Beach (Snoop Dogg, Nate Dogg, Daz Dillinger) raper ma na koncie dwa klasyczne albumy, które bez problemu mogą zasilic każdą listę najlepszych g-funkowych płyt wszechczasów. Niestety, kiedy moda na G-Funk w Stanach minęła bezpowrotnie, zniknął rownież sam Half Dead, który ograniczył swoją sceniczną obecność do absolutnego minimum, pojawiając się jedynie od czasu do czasu na projektach Snoopa.W 2003 roku pojawiły się plotki, że jego trzeci studyjny krążek - "Half Time", ukaże się nakładem Doggystyle Records. Niestety, zamiast tego, rok później dostaliśmy jedynie słabe "Showtime EP" i chyba nikt nie miał wtedy nadziei, że Lil' 1/2 Dead wyda jeszcze kiedykolwiek pełnoprawny, długogrający album. Aż tu nagle i niespodziewanie otrzymaliśmy "Dead Serious" - czy po 16 latach przerwy od czynnego rapowania, "Pół Umarlak" ma jeszcze coś ciekawego do zaoferowania dzisiejszym słuchaczom?Przyznam szczerze, że byłem daleko idącym pesymistą w kwestii tego powrotu. Od 1996 roku w Hip-Hopie zmieniło się praktycznie wszystko - od muzyki, przez teksty aż po ubiór. Weterani lat 90-tych, powracający na rynek po dłuższej absencji mają tylko dwa wyjścia - spróbować wstrzelić się w obowiązujące trendy, licząc na odrobinę komercyjnego sukcesu, który postawi ich z powrotem na nogi, albo zostać przy tym co wychodzi im najlepiej i mieć nadzieję, że resztka wiernych fanów doceni te starania i z sentymentu dla wcześniejszych dokonań artysty zakupi także jego nowy materiał.Na szczęście dla starszego pokolenia słuchaczy, Lil' 1/2 Dead zdecydował się wybrać bramkę numer dwa i chwała mu za to, bo nie wyobrażam sobie słuchać go na lecącego na trapowych bitach, mając w pamięci petardy pokroju "Cavvy Sounds" czy klasyczne "Had To Be A Hustler"...Muszę przyznać, że "Dead Serious" zaskoczyło mnie w mega pozytywnym stopniu. Oczywiście nie jest to taki majstersztyk jak "The Dead Has Arisen" czy "Still On A Mission", ale na tle tegorocznych albumów prezentuje się naprawdę dobrze i można go śmiało zaliczyć do grona najlepszych wydawnictw 2012. Pomijając mało estetyczną grafikę, słaby mastering oraz brak jakiejkolwiek poważnej promocji, wydobywająca się z głośników muzyka broni się dzielnie. To zasługa Moe-Z MD - mało znanego u nas w kraju producenta, który współpracował m.in. z 2Paciem podczas prac nad płytami "Thug Life" i i "Me Against The World". Na "Dead Serious" odwalił on kawał porządnej roboty, zachowując przede wszystkim esencję g-funku i prawdziwego ducha tej muzyki. Chociaż ustępują one w znaczącym stopniu bitom, jakie na poprzednich płytach rapera wyprodukowali Courtney Branch i Tracy Kendrick, to trzeba przyznać że numery takie jak "The Code" i "Playground" są prawdziwymi kozakami!Niewątpliwym atutem "Dead Serious" jest też spójność całego materiału, może z wyjątkiem dwóch słabszych momentów w postaci "You" oraz "For You". Reszta brzmi bardzo dobrze i równo. "The Code" oraz "Playground" wkręcają się mocno świetnymi refrenami, na których króluje charakterystyczny Talkbox, "I Like It" przyciąga wykorzystanym wcześniej m.in. przez Warrena G samplem ("I Want It All") a "I Love This Game" to jeden z tych mocnych, kalifornijskich bangierów, które zawsze przypadają mi do gustu.Zresztą to samo mogę też powiedzieć o kawałkach "The World Made Me Cold" czy "Bitch Me Out", bo zawartość całego krążka jest naprawdę wysokiej jakości a Half Dead nie utracił swoich skillsów w podobnym stopniu, co B.G. Knocc Out lub K-Dee i nadal potrafi fajnie płynąc po bicie (patrz: mistrzowskie "So Long Beach Strong"). Może flow już nie to samo co w 90's ale i tak na tle innych słucha się go wyjątkowo dobrze."Dead Serious" to album, który powinien posłużyć reszcie kalifornijskich weteranów za przykład, aby "nie naprawiać czegoś, co nie jest zepsute" i nadal sprawdza się wśród odbiorców. Największym jej mankamentem jest warstwa techniczna. Mastering i poligrafia płyty oraz sposób jej wydania naprawdę pozostawiają wiele do życzenia a w dzisiejszych czasach nie trzeba przecież dysponować wielkim budżetem, by materiał brzmiał i wyglądał przyzwoicie. Jedyny plus w wytłoczonym krążku zamiast zwykłego CD-R ale i to jest średnim pocieszeniem.Reszta bez zarzutu - są piszczałki i pianinka, które wymieszane razem z talkboxem oraz klasycznymi tekstami o hustlingu tworzą z "Dead Serious" produkt naprawdę wysokich lotów. Na szczęście dla nas tradycja wygrała tu z wątpliwej jakości eksperymentami - miejmy tylko nadzieję, że na następny krążek Lil' 1/2 Dead nie każe nam czekać kolejne 16 lat. Czwórka.Każdy fan G-Funku wie, jak ogromny wkład w popularyzację tego nurtu wniósł w latach 90-tych Lil' 1/2 Dead. Spokrewniony z największymi legendami Long Beach (Snoop Dogg, Nate Dogg, Daz Dillinger) raper ma na koncie dwa klasyczne albumy, które bez problemu mogą zasilic każdą listę najlepszych g-funkowych płyt wszechczasów. Niestety, kiedy moda na G-Funk w Stanach minęła bezpowrotnie, zniknął rownież sam Half Dead, który ograniczył swoją sceniczną obecność do absolutnego minimum, pojawiając się jedynie od czasu do czasu na projektach Snoopa.

W 2003 roku pojawiły się plotki, że jego trzeci studyjny krążek - "Half Time", ukaże się nakładem Doggystyle Records. Niestety, zamiast tego, rok później dostaliśmy jedynie słabe "Showtime EP" i chyba nikt nie miał wtedy nadziei, że Lil' 1/2 Dead wyda jeszcze kiedykolwiek pełnoprawny, długogrający album. Aż tu nagle i niespodziewanie otrzymaliśmy "Dead Serious" - czy po 16 latach przerwy od czynnego rapowania, "Pół Umarlak" ma jeszcze coś ciekawego do zaoferowania dzisiejszym słuchaczom?

Przyznam szczerze, że byłem daleko idącym pesymistą w kwestii tego powrotu. Od 1996 roku w Hip-Hopie zmieniło się praktycznie wszystko - od muzyki, przez teksty aż po ubiór. Weterani lat 90-tych, powracający na rynek po dłuższej absencji mają tylko dwa wyjścia - spróbować wstrzelić się w obowiązujące trendy, licząc na odrobinę komercyjnego sukcesu, który postawi ich z powrotem na nogi, albo zostać przy tym co wychodzi im najlepiej i mieć nadzieję, że resztka wiernych fanów doceni te starania i z sentymentu dla wcześniejszych dokonań artysty zakupi także jego nowy materiał.

Na szczęście dla starszego pokolenia słuchaczy, Lil' 1/2 Dead zdecydował się wybrać bramkę numer dwa i chwała mu za to, bo nie wyobrażam sobie słuchać go na lecącego na trapowych bitach, mając w pamięci petardy pokroju "Cavvy Sounds" czy klasyczne "Had To Be A Hustler"...

Muszę przyznać, że "Dead Serious" zaskoczyło mnie w mega pozytywnym stopniu. Oczywiście nie jest to taki majstersztyk jak "The Dead Has Arisen" czy "Still On A Mission", ale na tle tegorocznych albumów prezentuje się naprawdę dobrze i można go śmiało zaliczyć do grona najlepszych wydawnictw 2012. Pomijając mało estetyczną grafikę, słaby mastering oraz brak jakiejkolwiek poważnej promocji, wydobywająca się z głośników muzyka broni się dzielnie. To zasługa Moe-Z MD - mało znanego u nas w kraju producenta, który współpracował m.in. z 2Paciem podczas prac nad płytami "Thug Life" i i "Me Against The World".
Na "Dead Serious" odwalił on kawał porządnej roboty, zachowując przede wszystkim esencję g-funku i prawdziwego ducha tej muzyki. Chociaż ustępują one w znaczącym stopniu bitom, jakie na poprzednich płytach rapera wyprodukowali Courtney Branch i Tracy Kendrick, to trzeba przyznać że numery takie jak "The Code" i "Playground" są prawdziwymi kozakami!

Niewątpliwym atutem "Dead Serious" jest też spójność całego materiału, może z wyjątkiem dwóch słabszych momentów w postaci "You" oraz "For You". Reszta brzmi bardzo dobrze i równo. "The Code" oraz "Playground" wkręcają się mocno świetnymi refrenami, na których króluje charakterystyczny Talkbox, "I Like It" przyciąga wykorzystanym wcześniej m.in. przez Warrena G samplem ("I Want It All") a "I Love This Game" to jeden z tych mocnych, kalifornijskich bangierów, które zawsze przypadają mi do gustu.
Zresztą to samo mogę też powiedzieć o kawałkach "The World Made Me Cold" czy "Bitch Me Out", bo zawartość całego krążka jest naprawdę wysokiej jakości a Half Dead nie utracił swoich skillsów w podobnym stopniu, co B.G. Knocc Out lub K-Dee i nadal potrafi fajnie płynąc po bicie (patrz: mistrzowskie "So Long Beach Strong"). Może flow już nie to samo co w 90's ale i tak na tle innych słucha się go wyjątkowo dobrze.

"Dead Serious" to album, który powinien posłużyć reszcie kalifornijskich weteranów za przykład, aby "nie naprawiać czegoś, co nie jest zepsute" i nadal sprawdza się wśród odbiorców. Największym jej mankamentem jest warstwa techniczna. Mastering i poligrafia płyty oraz sposób jej wydania naprawdę pozostawiają wiele do życzenia a w dzisiejszych czasach nie trzeba przecież dysponować wielkim budżetem, by materiał brzmiał i wyglądał przyzwoicie. Jedyny plus w wytłoczonym krążku zamiast zwykłego CD-R ale i to jest średnim pocieszeniem.
Reszta bez zarzutu - są piszczałki i pianinka, które wymieszane razem z talkboxem oraz klasycznymi tekstami o hustlingu tworzą z "Dead Serious" produkt naprawdę wysokich lotów. Na szczęście dla nas tradycja wygrała tu z wątpliwej jakości eksperymentami - miejmy tylko nadzieję, że na następny krążek Lil' 1/2 Dead nie każe nam czekać kolejne 16 lat. Czwórka.

]]>