popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) currensyhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/23409/currensyNovember 14, 2024, 4:56 pmpl_PL © 2024 Admin stronyRTN "Funktion" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2019-07-01,rtn-funktion-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2019-07-01,rtn-funktion-recenzjaSeptember 10, 2019, 11:40 amPaweł MiedzielecZ Rutranem "RTN" poznaliśmy się jakieś 10 lat temu, kiedy zupełnie przypadkiem natrafiłem na polską stronę G-Funk.eu i jej forum (pozdrawiam Marcina i resztę załogi). Automatycznie zacząłem sprawdzać wrzucane tam przez niego pierwsze autorskie bity. Wtedy jeszcze brzmiące miejscami nieco surowo i trącające momentami lekką amatorską, ale zwiastujące już spory potencjał drzemiący w pochodzącym z Lublina młodym producencie. Od tamtego czasu minęła dekada, a Rutran przez ten okres mocno się rozwinął - szlifując skillsy, nawiązując współpracę z coraz to nowymi raperami (zarówno polskimi jak i zagranicznymi), oraz dłubiąc przez ostatnie 2 lata nad własnym autorskim projektem. Efekt finalny w postaci debiutanckiego albumu "Funktion" wylądował w końcu 27 marca w moim odtwarzaczu. Jak przekonuje autor, jest to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w naszym kraju, łączące w sobie dwie strony g-funkowego świata - Polskę i USA, obok którego nie powinien przejść obojętnie żaden miłośnik rapu z zachodniego wybrzeża. Co zatem na nim znajdziemy?Jak sama nazwa wskazuje - po "Funktion" możemy spodziewać się sporej dawki funku w najczystszej postaci, o co z pewnością zadbał sam gospodarz przygotowując dla nas 16 wypełnionych po brzegi ciepłym, Kalifornijskim vibem produkcji, na których usłyszymy w większośći nawijkę legendarnych postaci G-Funk ery lat 90-tych z delikatnym polskim zabarwieniem, o którym za chwilę. Generalnie rzecz biorąc, dobór gości - choć ich czas w mainstreamie powiedzmy sobie szczerze minął już dawno temu, powinien budzić respekt i uznanie. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że z tego co mi wiadomo dograli się oni do projektu bardziej z zajawki aniżeli jakichś wymudanych pieniężnych gratyfikacji.Po naduszeniu przycisku "play" na wstępie wita nas zatem powiązany z Compton's Most Wanted raper Big2DaBoy, który otwiera album swoją odą do CPT pod nazwą "Compton Hub City". Dalej jest tylko lepiej. Ikony LBC - Foesum i Domino płyną swoim "Cash Flow" na laidbackowym bicie Rutrana, a singlowe "Long Beach Thang" w składzie Quictamac, Too Cool i Von Jackson podtrzymuje tylko bujający klimat całego krążka, serwując nam jeden z najlepszych g-funkowych kawałków jakie słyszałem w ostatnich latach (no joke). Bangin' shit! Zapowiadające jako pierwsze cały materiał "I Know" warto sprawdzić chociażby dla samej nawijki 92 - znanego wcześniej jako Casanova, którego wydany przed czterema laty debiutancki album "1992" był chyba najbardziej niedocenionym krążkiem 2015 roku jeśli chodzi o West Coast (przynajmniej dla mnie). Dodając do tego fajnie zrealizowane własnym sumptem teledysk, widać gołym okiem dlaczego utwór powędrował na singiel w pierwszej kolejności. Powrót Beat Squadu w odprężającym "Leniwie", z którego bije chilloutem na odległość to również jeden z mocniejszych akcentów na krążku. Podobnie jak "Another Summertime" od Foesum z przepięknym wokalem niezawodnej, ale rzadko już dziś aktywnej Nani Fletcher (wielkie West up za ten featuring RTN!), które będzie na pewno sztandarowym numerem odtwarzanym przeze mnie w to kolejne lato.Pełniące rolę przerywnika "RTN's Groove", w którym da się wyczuć mocną inspirację produkcjami DJ Quika, sprawnie i umiejętnie wprowadza nas niejako w drugą część płyty. Na otwarcie zaserwowano nam remix ubiegłorocznego singla Young Koopa z formacji L.O.L. (Lords Of Lyrics) - "Why I Low Ride", w którym gościnnie pojawił się nie kto inny jak sam Curren$y. Muszę przyznać, że nowa wersja kawałka przypadła mi do gustu jeszcze bardziej niż pierwowzór - głównie za sprawą bardziej moim zdaniem dopasowanej pod wokale obu artystów produkcji. Szkoda, że RTN nie skusił się na zastosowanie podobnego manewru z numerem "Follow Me To The Smoke" Shade Sheista. Wszak utwór na jego oficjalnym kanale YouTube jest już dostępny do odsłuchu dwa lata (z tego co wiem, miał pierwotnie powędrować na zapowiadane od kilku sezonów nowe LP rapera). W tym czasie zdążył nazbierać sporą ilość wyświetleń i zapewnie nie tylko mnie nieco się już ograł. Ze zmienionym bitem i nową aranżacją miałby szansę nabrać świeżości i ponownie odżyć... szkoda. Porządnie brzmiące "Round Here" i "First lady", na których ponownie usłyszymy odpowiednio Big2DaBoy, Young Koopa oraz Big Rocca i Esco brzmią porządnie, ale nie wybijają się niestety niczym specjalnym na tle bardzo mocnej reszty. Podobnie jak oryginał "Cash Flow", który jest mniej klimatyczny i g-funkowy aniżeli skończony produkt w wersji 'rertail'. Generalnie pod kątem sekwencyjnym album został moim zdaniem kiepsko wyważony, bo pierwsza część krążka jest zdecydowanie mocniejsza i słuchając "Funktion" ma się wrażenie, że im dalej w głąb płyty tym natrafiamy na więcej wypełniaczy. Kiedy za to na głośniki wjeżdża "Roger's Tribute", od razu na myśl przychodzi nam nieśmiertelne "More Bounce To The Ounce" i tutaj duże ukłony dla Nicole Funk za operowanie talkboxem na poziomie, którego nie powstydziłby się nawet sam ś.p. Roger Troutman. Brawo! Sporą niespodzianką okazał się dla mnie także przedostatni na płycie numer "Przystanek", gdzie gospodarz postanowił na chwilę przejść na drugą stronę i zza konsoli stanął za mikrofonem. Muszę przyznać, że wypadł w roli rapera o niebo lepiej niż się spodziewałem. Leci całkiem nieźle nie gubiąc bitu, a jak wiemy - polscy mc's (nawet ci z górnej półki) mają z tym niekiedy problem.Tym sposobem dotarliśmy do końca płyty, której najmocniejszym elementem jest bez wątpienia sam zainteresowany. RTN serwuje nam tutaj naprawdę mistrzowskie produkcje na światowym poziomie i jestem przekonany, że żaden liczący się gracz z Kalifornii nie przeszedłby obok bitów do "Long Beach Thang" czy "Another Summertime" obojętnie, gdyby mógł je tylko usłyszeć. Każdego obecnego na płycie numeru słucha się naprawdę przyjemnie, niedosyt pozostawia jedynie ulokowanie poszczególnych kawałków ponieważ album rozpoczyna się z wysokiego 'C' tracąc z każdą kolejną minutą sporo paliwa i lecąc praktycznie na oparach im bliżej końca. Brakuje mi też trochę innych niż smooth G-Funk stylów produkcji, chociaż rozumiem doskonale dlaczego ich tutaj nie znajdziemy. Wiem jednak, że Rutran potrafi ulepić na zawołanie bit w każdej west coast'owej konwencji i takowych chciałbym posłuchać na kolejnej płycie - od wylozuwanego chilloutu rodem z lat 90-tych, przez mobb sound kojarzący się natychmiastowo z Bay Area, aż po mocne westy oparte na pianinach z przełomu XXI wieku i nowocześnie brzmiącą Kalifornię w stylu DJ Mustarda i innych. Druga kwestia to goście - o ile zdaję sobie sprawę, że Snoop Dogg, Ice Cube czy Too Short jako goście to na ten moment mało realny scenariusz, niemniej jednak liczę mocno że RTN będzie celować dalej w ksywki o skillsach i rozpoznawalności pokrewnej 92 u koneserów brzmienia, bo jak słychać na przykładzie "I Know": wychodzi z tego całkiem dobre połączenie. Myślę też, że warto bardziej uśmiechnąć się do lokalnej sceny i puścić 'oczko' chociażby w kierunku przedstawicieli Grill Funk Records czy Alkopoligamii. Decydując się na taki zabieg, na pewno można liczyć na bardziej masowy odbiór publiki. Trzecia sprawa - marketing. Nie ma co ukrywać, że "Funktion" to materiał kierowany głównie dla zajawkowiczów i ludzi obeznanych w temacie - zarówno u nas, jak i za oceanem. Jeśli RTN zamierza w przyszłości podbić swoimi produkcjami rodzimy rynek, przydałby się właśnie ten marketingowy 'extra push' i wsparcie dużej wytwórni lub kogoś, kto ma mu platformę dotarcia do masowego grona odbiorców i zapewni dystrybucję na odpowiednim poziomie. Pozostaje tylko pytanie, czy taką drogę wytyczył też sobie sam zainteresowany.Pod względem skillsów, RTN ma wszystko co potrzeba, aby zostać topowym hip-hopowym producentem w tym kraju i przekona się o tym każdy, kto przesłucha jego debiutanckie LP. Brakuje tylko narzędzi promocyjnych, które pomogą mu wznieść się na kolejny level bo pod kątem brzmienia "Funktion" to w mojej opinii na ten moment jedno z lepszych wydawnictw 2019 roku. Czwórka.Z Rutranem"RTN" poznaliśmy się jakieś 10 lat temu, kiedy zupełnie przypadkiem natrafiłem na polską stronę G-Funk.eu i jej forum (pozdrawiam Marcina i resztę załogi). Automatycznie zacząłem sprawdzać wrzucane tam przez niego pierwsze autorskie bity. Wtedy jeszcze brzmiące miejscami nieco surowo i trącające momentami lekką amatorską, ale zwiastujące już spory potencjał drzemiący w pochodzącym z Lublina młodym producencie. Od tamtego czasu minęła dekada, a Rutran przez ten okres mocno się rozwinął - szlifując skillsy, nawiązując współpracę z coraz to nowymi raperami (zarówno polskimi jak i zagranicznymi), oraz dłubiąc przez ostatnie 2 lata nad własnym autorskim projektem. Efekt finalny w postaci debiutanckiego albumu "Funktion" wylądował w końcu 27 marca w moim odtwarzaczu. Jak przekonuje autor, jest to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w naszym kraju, łączące w sobie dwie strony g-funkowego świata - Polskę i USA, obok którego nie powinien przejść obojętnie żaden miłośnik rapu z zachodniego wybrzeża. Co zatem na nim znajdziemy?

Jak sama nazwa wskazuje - po "Funktion" możemy spodziewać się sporej dawki funku w najczystszej postaci, o co z pewnością zadbał sam gospodarz przygotowując dla nas 16 wypełnionych po brzegi ciepłym, Kalifornijskim vibem produkcji, na których usłyszymy w większośći nawijkę legendarnych postaci G-Funk ery lat 90-tych z delikatnym polskim zabarwieniem, o którym za chwilę. Generalnie rzecz biorąc, dobór gości - choć ich czas w mainstreamie powiedzmy sobie szczerze minął już dawno temu, powinien budzić respekt i uznanie. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że z tego co mi wiadomo dograli się oni do projektu bardziej z zajawki aniżeli jakichś wymudanych pieniężnych gratyfikacji.

Po naduszeniu przycisku "play" na wstępie wita nas zatem powiązany z Compton's Most Wanted raper Big2DaBoy, który otwiera album swoją odą do CPT pod nazwą "Compton Hub City". Dalej jest tylko lepiej. Ikony LBC - Foesum i Domino płyną swoim "Cash Flow" na laidbackowym bicie Rutrana, a singlowe "Long Beach Thang" w składzie Quictamac, Too Cool i Von Jackson podtrzymuje tylko bujający klimat całego krążka, serwując nam jeden z najlepszych g-funkowych kawałków jakie słyszałem w ostatnich latach (no joke). Bangin' shit! Zapowiadające jako pierwsze cały materiał "I Know" warto sprawdzić chociażby dla samej nawijki 92 - znanego wcześniej jako Casanova, którego wydany przed czterema laty debiutancki album "1992" był chyba najbardziej niedocenionym krążkiem 2015 roku jeśli chodzi o West Coast (przynajmniej dla mnie). Dodając do tego fajnie zrealizowane własnym sumptem teledysk, widać gołym okiem dlaczego utwór powędrował na singiel w pierwszej kolejności. Powrót Beat Squadu w odprężającym "Leniwie", z którego bije chilloutem na odległość to również jeden z mocniejszych akcentów na krążku. Podobnie jak "Another Summertime" od Foesum z przepięknym wokalem niezawodnej, ale rzadko już dziś aktywnej Nani Fletcher (wielkie West up za ten featuring RTN!), które będzie na pewno sztandarowym numerem odtwarzanym przeze mnie w to kolejne lato.

Pełniące rolę przerywnika "RTN's Groove", w którym da się wyczuć mocną inspirację produkcjami DJ Quika, sprawnie i umiejętnie wprowadza nas niejako w drugą część płyty. Na otwarcie zaserwowano nam remix ubiegłorocznego singla Young Koopa z formacji L.O.L. (Lords Of Lyrics) - "Why I Low Ride", w którym gościnnie pojawił się nie kto inny jak sam Curren$y. Muszę przyznać, że nowa wersja kawałka przypadła mi do gustu jeszcze bardziej niż pierwowzór - głównie za sprawą bardziej moim zdaniem dopasowanej pod wokale obu artystów produkcji. Szkoda, że RTN nie skusił się na zastosowanie podobnego manewru z numerem "Follow Me To The Smoke" Shade Sheista. Wszak utwór na jego oficjalnym kanale YouTube jest już dostępny do odsłuchu dwa lata (z tego co wiem, miał pierwotnie powędrować na zapowiadane od kilku sezonów nowe LP rapera). W tym czasie zdążył nazbierać sporą ilość wyświetleń i zapewnie nie tylko mnie nieco się już ograł. Ze zmienionym bitem i nową aranżacją miałby szansę nabrać świeżości i ponownie odżyć... szkoda. Porządnie brzmiące "Round Here" i "First lady", na których ponownie usłyszymy odpowiednio Big2DaBoy, Young Koopa oraz Big Rocca i Esco brzmią porządnie, ale nie wybijają się niestety niczym specjalnym na tle bardzo mocnej reszty. Podobnie jak oryginał "Cash Flow", który jest mniej klimatyczny i g-funkowy aniżeli skończony produkt w wersji 'rertail'. Generalnie pod kątem sekwencyjnym album został moim zdaniem kiepsko wyważony, bo pierwsza część krążka jest zdecydowanie mocniejsza i słuchając "Funktion" ma się wrażenie, że im dalej w głąb płyty tym natrafiamy na więcej wypełniaczy. Kiedy za to na głośniki wjeżdża "Roger's Tribute", od razu na myśl przychodzi nam nieśmiertelne "More Bounce To The Ounce" i tutaj duże ukłony dla Nicole Funk za operowanie talkboxem na poziomie, którego nie powstydziłby się nawet sam ś.p. Roger Troutman. Brawo! Sporą niespodzianką okazał się dla mnie także przedostatni na płycie numer "Przystanek", gdzie gospodarz postanowił na chwilę przejść na drugą stronę i zza konsoli stanął za mikrofonem. Muszę przyznać, że wypadł w roli rapera o niebo lepiej niż się spodziewałem. Leci całkiem nieźle nie gubiąc bitu, a jak wiemy - polscy mc's (nawet ci z górnej półki) mają z tym niekiedy problem.

Tym sposobem dotarliśmy do końca płyty, której najmocniejszym elementem jest bez wątpienia sam zainteresowany. RTN serwuje nam tutaj naprawdę mistrzowskie produkcje na światowym poziomie i jestem przekonany, że żaden liczący się gracz z Kalifornii nie przeszedłby obok bitów do "Long Beach Thang" czy "Another Summertime" obojętnie, gdyby mógł je tylko usłyszeć. Każdego obecnego na płycie numeru słucha się naprawdę przyjemnie, niedosyt pozostawia jedynie ulokowanie poszczególnych kawałków ponieważ album rozpoczyna się z wysokiego 'C' tracąc z każdą kolejną minutą sporo paliwa i lecąc praktycznie na oparach im bliżej końca. Brakuje mi też trochę innych niż smooth G-Funk stylów produkcji, chociaż rozumiem doskonale dlaczego ich tutaj nie znajdziemy. Wiem jednak, że Rutran potrafi ulepić na zawołanie bit w każdej west coast'owej konwencji i takowych chciałbym posłuchać na kolejnej płycie - od wylozuwanego chilloutu rodem z lat 90-tych, przez mobb sound kojarzący się natychmiastowo z Bay Area, aż po mocne westy oparte na pianinach z przełomu XXI wieku i nowocześnie brzmiącą Kalifornię w stylu DJ Mustarda i innych.
Druga kwestia to goście - o ile zdaję sobie sprawę, że Snoop Dogg, Ice Cube czy Too Short jako goście to na ten moment mało realny scenariusz, niemniej jednak liczę mocno że RTN będzie celować dalej w ksywki o skillsach i rozpoznawalności pokrewnej 92 u koneserów brzmienia, bo jak słychać na przykładzie "I Know": wychodzi z tego całkiem dobre połączenie. Myślę też, że warto bardziej uśmiechnąć się do lokalnej sceny i puścić 'oczko' chociażby w kierunku przedstawicieli Grill Funk Records czy Alkopoligamii. Decydując się na taki zabieg, na pewno można liczyć na bardziej masowy odbiór publiki.
Trzecia sprawa - marketing. Nie ma co ukrywać, że "Funktion" to materiał kierowany głównie dla zajawkowiczów i ludzi obeznanych w temacie - zarówno u nas, jak i za oceanem. Jeśli RTN zamierza w przyszłości podbić swoimi produkcjami rodzimy rynek, przydałby się właśnie ten marketingowy 'extra push' i wsparcie dużej wytwórni lub kogoś, kto ma mu platformę dotarcia do masowego grona odbiorców i zapewni dystrybucję na odpowiednim poziomie. Pozostaje tylko pytanie, czy taką drogę wytyczył też sobie sam zainteresowany.

Pod względem skillsów, RTN ma wszystko co potrzeba, aby zostać topowym hip-hopowym producentem w tym kraju i przekona się o tym każdy, kto przesłucha jego debiutanckie LP. Brakuje tylko narzędzi promocyjnych, które pomogą mu wznieść się na kolejny level bo pod kątem brzmienia "Funktion" to w mojej opinii na ten moment jedno z lepszych wydawnictw 2019 roku. Czwórka.

]]>
Wciąż w locie - 10 lat odkąd Wiz Khalifa i Curren$y stworzyli nurthttps://popkiller.kingapp.pl/2020-04-21,wciaz-w-locie-10-lat-odkad-wiz-khalifa-i-curreny-stworzyli-nurthttps://popkiller.kingapp.pl/2020-04-21,wciaz-w-locie-10-lat-odkad-wiz-khalifa-i-curreny-stworzyli-nurtApril 23, 2020, 11:47 amAdrian KukawskiWiz Khalifa & Curren$y – ponad 10 lat przyjaźni i wspólnych nagrywek. 5 lutego 2019 raperzy zapowiedzieli na swoich Twitterach, że za 3 dni wypuszczą swój nowy wspólny mixtape „2009”, który będzie nawiązywał do ich wspólnego wydawnictwa sprzed dekady „How Fly”. Jak zapowiedzieli, tak zrobili – materiał pojawił się na platformach streamingowych wraz z udostępnionym tam pierwszy raz mixtapem „How Fly”. Kilka dni temu natomiast swoje 10-lecie świętowało "Kush & O.J." - mixtape, który na dobre przedstawił światu Wiza Khalifę i wypchnął szerzej brzmienie, które w kolejnych latach opanowało glob. A za moment 10-tka wpadnie "Pilot Talkowi", najważniejszemu projektowi Curren$y'ego.To dobra okazja by przybliżyć szerszemu gronu kulisy tej współpracy oraz przyjrzeć się bliżej ich wspólnym dokonaniom muzycznym z ostatniej dekady. To jeden z bardziej charakterystycznych i dopasowanych duetów, jakie obecnie tworzą rap w USA. Ale jak to się wszystko zaczęło? W jaki sposób ich drogi przecięły się po raz pierwszy? By zrozumieć teraźniejszość, trzeba zrozumieć przeszłość, zatem cofnijmy się do 2009.Droga do „How Fly Mixtape”, czyli złe dobrego początkiWiz Khalifa Raper pochodzi z rozbitej wojskowej rodziny. Po pobycie w Dakocie, Niemczech i Japonii, w końcu osiadł w Pittsburghu. Tu chodził do szkoły, tutaj się rozwijał i dorastał, by w końcu zaczął nagrywać swoje pierwsze jointy. Dość szybko wzbudził zainteresowanie wytwórni zza miedzy, Rostrum Records, z którą zwiąże się, jeszcze niepełnoletni Khalifa. Raper zaczyna intensywnie pracować nad swoim debiutanckim mixtapem. Materiał ukazuje się w 2005 roku. Wydanie „Prince of The City: Welcome to Pistolvania” to pierwszy krok w stronę zdobycia fanów oraz początek jego kariery. Wiz po podpisaniu kontraktu z Rostrum, wydaniu pierwszego materiału, zaczyna intensywną pracę nad swoim legalnym debiutem. I już rok później wychodzi jego pierwsze LP „Show and Prove”. Khalifa na swoim pierwszym albumie pokazuje zalążki wszystkich tych rzeczy, które dadzą mu ogromny sukces w przyszłości. Udowadnia, że potrafi nagrywać klasyczne numery w stylu „Intro” czy „Pittsburgh Sound” (które było singlem promującym album), przywołujące skojarzenia z klasycznymi numerami Jay-Z.[[{"fid":"40101","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Idąc dalej mamy „Bout Mine” i kompletną zmianę. Słychać wpływ gangsta rapu i zachodnich brzmień, tutaj również sam śpiewa refren. „Damn Thing” to jeszcze inna wersja jego muzyki. Wersja, która moim zdaniem brzmi najlepiej. Wiz przy cięższym bicie z szybszym tempem ma okazję w pełni wykorzystać swój późniejszy charakterystyczny chwyt – umiejętne przyspieszanie wraz ze zwiększoną intensywnością rymowania.[[{"fid":"58680","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]To standard dla tej płyty: duże zróżnicowanie pod względem bitów oraz zmieniające się oblicza nastoletniego Khalify. W niektórych numerach eksponuje on swoje atuty, by w innych wypadać dość przeciętnie. Czy jeśli ktoś umie poprawnie rapować pod bity w różnej stylistyce, to jest on słaby? Nie. Czy ma swój rozpoznawalny styl? Jeszcze nie. W młodym Khalifie jest więcej złości, czuć mocny wpływ agresywnego gangsta rapu na jego lirykę. W „Stay in Ur Lane” z tej płyty, w którym wracamy do skreczowanego refrenu oraz nowojorskiego boom-bap Wiz rapuje:"And you talk about poppin' ya heatBut when the beefs on them real OG's will come and rock you to sleepCoward, in my advice you should think twiceBefore you cross the path of a real n**ga livin' street lifeWho pull cards and reach for they heat rightN' you'll get smoked like the trees in the peace pipe”To jeszcze nie jest stoner rap, z którym będzie on kojarzony za dekadę. Jest on na początku swojej wielkiej kariery, szuka swojej drogi, trochę po omacku. Płyta sprzedaje się bardzo słabo. Wytwórnia jest niezadowolona, artysta również. Rostrum wierzyło, że ma niedoszlifowany diament w swoich rękach. Okazało się, że ten diament potrzebuje dalszych obróbek. Trudno powiedzieć, czy zawinił brak promocji, czy fakt, że starano się na tej płycie zadowolić każdego słuchacza. Mija 2006 rok, a Khalifa poza współpracą z Rostrum decyduje się na podpisanie kontraktu z Warner Bros Records i to u nich ma wydać kolejne LP. Nakładem Rostrum wychodzą kolejne dwa mixtape’y, którym bliżej do stylistyki z Pittsburgh Sound. Drugie LP ma być wydane przez Warner Bros Recrods, zostaje zapowiedziane na 2008 rok. Ukazuje się pierwszy singiel - „Say Yeah”, które brzmi jak „eurodance”. To zdecydowanie nie jest Wiz, którego chcemy słuchać. Warner Bros stara się sprzedać jego album za wszelką cenę. To nie jest nowojorski boom-bap, to nie jest Pittsburgh Sound, czy zachodni gangsta rap. To jest po prostu złe.Choć utwór cieszy się popularnością na listach przebojów (trudno się dziwić, przy tak prostej i skutecznej linii melodycznej – sampel z Alice DeeJay), to - jak wiele lat później przyzna w wywiadach sam Wiz - jest to numer, którego się wstydzi. Wymusiła go wytwórnia, Wiz chciał o nim zapomnieć, miał większe ambicje. Przyznaje, że był głodny sukcesu i słuchał ludzi, których nie powinien. Oczywistym było wobec tego, że współpraca na linii Wiz Khalifa – Warner Bros Records przestaje się układać. Kolejne LP zostaje przełożone na 2009 rok. Raper powoli traci cierpliwość i jest niezadowolony z tego, co się dzieje. W końcu Warner Bros zwalnia go z kontraktu na rzecz Rostrum. Romans z wielką wytwórnią można uznać za nieudany. LP ma mieć premierę na koniec 2009 roku. Raper traci wsparcie Warner Bros, ale odzyskuje większą kontrolę nad tym, co znajdzie się na płycie. To znamienne, bo prawdopodobnie, gdyby wcześniejsza płyta okazała się sukcesem oraz druga wyszłaby w terminie i również zdobyła listy przebojów, to Wiz nie zmieniłby swojego stylu. Nie rapowałby tego co rapuje, a jego muzyka byłaby dalej przedmiotowo wykorzystywana przez wielkie wytwórnie. I pewnie nigdy nie nawiązałby współpracy z Curren$ym. Los bywa przewrotny - Pittsburgh od Nowego Orleanu dzieli prawie 2000 kilometrów, ale to właśnie tam żyje i rapuje ktoś, kto ma swoją karierę w podobnej sytuacji. 2000 kilometrów to dużo, ale nie dla wspólnej zajawki. Do Wiza Khalify w 2009 roku przez MySpace odzywa się Curren$y.Curren$yCurren$y nazywany również Spitta jest raperem z Luizjany (Nowy Orlean). Na początku tego wieku zaczynał jako jeden z późniejszych członków 504 Boyz. W 2002 roku Master P przyjął go do „No Limit Records”, jednak nie tam zadebiutował jako Curren$y. Mimo że można go usłyszeć w kilku numerach 504 Boyz, koniec końców pierwszy solowy materiał wydaje bez wsparcia No Limit Records, drugi również. Są to dwa niezależne mixtape’y, którymi zainteresuje się Lil Wayne. Są z tego samego miasta, Weezy rusza z nowym labelem i szuka młodych talentów. Podobnie jak Master P, on również dostrzega w Curren$ym drzemiący potencjał. Zaprasza młodego rapera na swój statek "Young Money". Spitta przyjmuję zaproszenie. Można go usłyszeć w kilku numerach kolegów z Young Money np. u Lil Wayne'a na "Tha Carter II". Następnie Weezy zaprasza podopiecznego na mixtape, który tworzy razem z DJ-em Drama. W 2006 roku Curren$y wypuszcza numer w którym pyta „Where Da Cash At? Where Da Cash At?”Spitta przestaje widzieć szansę na tę gotówkę w obecnej wytwórni, postanawia więc z niej odejść. Kolejny raz. Argumentuje to potrzebą większej niezależności. Mówi również o tym, iż czuł, że nie jest odpowiednio promowany. Brzmi znajomo? 2000 kilometrów między Pittsburgh a Nowym Orleanem, a problemy młodych raperów wydają się podobne. Spitta zaczyna ponownie nagrywać i wydawać samemu swoją muzykę. W międzyczasie zaczynają się pojawiać pogłoski, iż jest on konfliktowy i ciężko się z nim współpracuje. Zarzuca się mu również lenistwo i brak ambicji. Raper prostuje wszystko w wywiadzie dla HipHopWired.com, w którym stwierdza, że nigdy nie miał żadnej kłótni z Lil Wayne'em. Potwierdza, że rozstali się w dobrych okolicznościach i obaj życzyli sobie powodzenia. Dwie próby z dwoma wielkimi nazwiskami w amerykańskim rapie i nic z tego. Curren$y, nadal bez legalnego debiutu, wraca do nagrywania mixtape’ów i w ciągu 2007 i 2008 roku wypuszcza ich dość sporo. Przełomowy okazuje się początek 2009 roku. Raper podpisuje kontrakt z niezależną wytwórnią z Bostonu Amalgam Digital i wydaje swój pierwszy legalny album. Nazywa go „This Ain’t No Mixtape”, jakby chcąc podkreślić, że to coś ważniejszego niż kolejna kompilacja jego kawałków. Album wypuszczony zostaje w formie cyfrowej, dopiero po kilku latach doczeka się fizycznego wydania. Projekt graficzny płyty nawiązuje (mówiąc wprost – totalnie kseruje) styl graficzny znany z GTA: Vice City. Mimo, że to debiut, to Curren$y powoli przestaje już być młodzikiem, bo album ukazuje się na rynku trzy tygodnie po jego 28 urodzinach. Album jest spójny muzycznie, Spitta jest już ukształtowanym raperem. Jego leniwe flow idealnie pasuje do bitów Monsta Beatz. Nie nakłada na siebie presji, jest szczęśliwy z tego, że ma możliwość rapowania. Wystarczy puścić „Elevator Musik” by zrozumieć jego obecny stan. [[{"fid":"58688","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]To numer, w którym autor porusza się windą między różnymi piętrami własnego życia, on tworzy soundtrack do tej windy. Może pojechać w górę lub w dół i wspominać poprzednie współprace, które się nie ułożyły.“Google my name, and you can read all about it/no longer No Limit, but a n*gga still bout it/no longer Cash Money, still got fat pockets.”Album jest spójny muzycznie, a raper osiągnął niezależność, której zawsze chciał. W „The Jets Son” słyszymy sampel z „The Jetsons”, czyli jednego z najbardziej znanych w Polsce seriali Hanna Barbera. Tutaj również raper pokazuje się z tej strony, która będzie dominować w jego późniejszych dokonaniach: przechwałki, bragga oraz trzymanie się bitu jak na superglue.Raper nie zdobył Billboardu tą płytą. Zapewne też nie taki był cel, bo za chwilę zapowiedział kolejną. Ludzie, którzy sięgnęli po tę płytę, gratulowali mu debiutu. Później XXL umieści go na okładce swojego magazynu, jako jednego z Freshmanów. Curren$y przyzna, że wielu fanów na jego Twitterze pytało o kooperację z Wiz Khalifą, bo według nich to mogło by się udać. W wywiadzie dla Complex przyzna, że to on wykonał ten pierwszy krok. Dość niechętnie, bo uważał, że w przemyśle muzycznym nie ma ludzi, którzy podobnie jak on, mieliby czyste intencje. Mimo własnych obaw napisał do Wiz Khalify na MySpace z propozycją zrobienia czegoś razem.How Fly Mixtape czyli efekt motylaMamy dwóch raperów po swoich legalnych debiutach. Debiutach, które nie były komercyjnym sukcesem. Obaj Panowie zainwestowali mnóstwo czasu i pieniędzy, by wydawać mixtape za mixtape'em. Póki co, rap im nie odpłaca bogactwem i sławą, ale nie poddają się. Curren$y przy promocji „2009” będzie wspominał w wywiadzie dla Complex, że przy tworzeniu „How Fly” ich sytuacja była bardzo podobna. Byli bardzo biednymi raperami (jak na amerykański standard). Obaj robili muzykę najlepiej jak potrafili, a jednak nie udało się wyjść poza własne wąskie podwórko. Nie chcieli skończyć na ulicy, widzieli czym skutkuje takie życie. Chcieli tego uniknąć, bo obaj pragnęli czegoś więcej. Połączyła ich więc bieda, motywacja by osiągnąć więcej niż inni i podobne zamiłowanie do muzyki oraz palenie marihuany. W dużych ilościach. To silne argumenty, by zacząć nagrywać wspólny mixtape. Panowie robili też wtedy coś, co było względnie nowe. Wypuszczali co chwilę nową, darmową muzykę dla swoich fanów. Cegiełka po cegiełce budowali swój oddany, internetowy fanbase. To było na tamte czasy dość innowacyjne podejście. Przemysł muzyczny chciał ich włożyć w buty które im nie pasowały, chcieli być bardziej niezależni. Nie udawało się, ale starali się dalej. Fani oczekiwali tej kooperacji. Pozostało fanom to dać.Wiz ma inny styl rapowania, niż Curren$y. Ma bardziej złożone flow, potrafi podśpiewać kilka wersów, błyskawicznie wypluwać słowa, zmienić tempo. Nie ma problemu z rapowaniem pod nowojorskie klasyki, czy południowe ciężkie bity. Jest bardziej uniwersalny niż Curren$y, który ma swój określony styl. Leniwy z okazjonalnym przeciąganiem pewnych samogłosek bądź wyrazów. Obu panów można porównać do ich ulubionej używki. Sativa daje pobudzający, energetyczny haj. Działa głównie na umysł, daje odlot, pobudza do działania, natomiast Indica relaksuje, rozluźnia, powoduje że ciało staje się ciężkie. Wiz Khalifa to Sativa, Curren$y to Indica.„How Fly Mixtape” wychodzi w sierpniu 2009 roku, zawiera 15 nowych numerów. O paleniu marihuany, o ciuchach, o różnych luzackich aspektach ich życia. Trochę o miejscach, z których pochodzą, kobietach, planach… I znowu o marihuanie. Pod względem muzycznym to samplowane, klasyczne brzmienie z dużym udziałem jazzu. Od czasu do czasu pojawi się okazjonalny żywy instrument, jak pianino w „How Fly”. Czasami dodano również bass jak w „Drunk Dialling”.Album jest spójny muzycznie, to bardziej styl „This Ain’t no Mixtape” niż „Shove and Prove”. Najbardziej żwawym numerem na płycie jest zapewne „S.D.L.”, który jest pewnym urozmaiceniem (szybsze tempo, bardziej klubowy sznyt) Raperzy dostarczyli fanom mixtape, jakiego od nich oczekiwano. Obserwując oceny na DatPiff, aż 95% z nich jest pozytywna. Moim zdaniem zasłużenie, ale nie jest to płyta, która jest idealna. Największą bolączką tego albumu jest jego mastering. Czasami wokal jest zbyt głośno, czasami bit słychać, jakby ktoś go puścił w innym pokoju. Czuć, że to było nagrywane na luzie i między kolejnymi solowymi produkcjami. Można czepiać się również monotematyczności, ale nie sądzę by ktoś oczekiwał głębokich analiz społecznych na materiale, który nazywa się „How Fly”.Materiał okaże się fundamentem dla ich przyjaźni, ale co z ich karierami? Curren$y zaraził Khalifę pewnymi swoimi nawykami. Słychać to będzie na następnym mixtape „Kush and Orange Juice”. Oczywiście, później będzie „Rolling Papers” i międzynarodowy, olbrzymi sukces. Jednak to „Kush and Orange Juice” uznany został za jedną z ważniejszych ewolucji jego stylu. Dla podgatunku jakim jest stoner rap stanie się jednym z kamieni milowych.[[{"fid":"58689","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]Samo „How Fly” również z czasem zostanie uznane za przełomowe wydawnictwo, ale nie będzie takim klasykiem jak solowe produkcje obu raperów. Nie pomogła zapewne ograniczona dostępność albumu, brak klipów i mocnych singli. Curren$y nie osiągnie tak zawrotnego sukcesu jak jego kolega, ale systematycznie będzie dostarczał kolejne, dobre płyty. Warto sprawdzić trylogię "Pilot Talk", bo to jedne z jego najlepszych wydawnictw. Samo "How Fly" dopiero w 2019 roku udostępniono na platformach streamingowych. To był nielegal i brzmiał jak nielegal. W 2019 roku słychać to jeszcze wyraźniej.Efekt Motyla to najbardziej znany anegdotyczny przykład pewnej teorii zakładającej, iż wbrew powszechnym przekonaniom w nauce, niewielkie zaburzenie warunków początkowych powoduje rosnące wykładniczo z czasem zmiany w zachowaniu układu. W tytułowej anegdocie trzepot skrzydeł motyla np. w Kanadzie, może po trzech dniach spowodować burzę piaskową w Maroku. Czy dla raperów ten album to trzepot skrzydeł, który spowodował burzę? Dla Spitty raczej nie. Dla Khalify całkiem możliwe, że tak. To oczywiście zwykłe dywagacje i hiperbolizacja wpływu „How Fly” na ich samych, ale prawdopodobnie, gdyby nie ten materiał, nie byłoby takiej wersji „Kush and the Orange Juice”,oraz podpisania przez Wiza kontraktu z Atlantic, w którym poźniej wydano „Rolling Papers”. Wiz Khalifa zdobywał na „How Fly” ostatnie szlify. Diament zaczynał lśnić jak powinien. Choćby dlatego warto sprawdzić „How Fly”. „2009”, czyli kiedyś to byłoNiecałą dekadę później raperzy są w zupełnie innej sytuacji, niż gdy pracowali nad swoim pierwszym wspólnym wydawnictwem. Ten z północy USA zdobył wszystko co można było zdobyć w rap biznesie. Ten z południa nadal jest niezależny i wydaje swoje płyty we własnym labelu. Nie ma już biedy oraz ryzyka, że coś może pójść nie tak. Wszystko poszło znacznie lepiej niż mogli zakładać. Po wielu latach, wydawania nowych albumów bądź mixtape'ów rokrocznie, to bardziej etap kariery, gdzie prawdopodobnie najlepsze rzeczy są już za nimi. Prawdopodobnie. Przez ten okres przyjaźń trwała, panowie dużo razy skrzyżowali swoje muzyczne szable by tworzyć dalej, unikatowe jointy, pełne indiki i sativy.Dość szybko powstała epka „Live in Concert”. Raperzy ponownie zaczęli pracować nad wspólnym materiałem w okolicy 2012 roku, od razu dementując plotki, że szykują „How Fly 2”. Zapowiedziano kompilację luźnych numerów, które nagrali paląc wspólnie trawkę. Epka została wydana w 2013 roku, zawiera 6 numerów. Brzmi znacznie lepiej (w końcu mastering na poziomie), ale pewien niedosyt pozostał. To tylko 6 numerów w klimacie jazzowo-soulowym oraz wymyślne sposoby przedstawiania marihuany jako wyjątkowej substancji leczącej wszystkie dolegliwości współczesnego świata. To stoner rap, ale z bardziej wyszukanymi grami słownymi. Nie zaprzeczam, że słucha się tego przyjemnie, czuć tutaj jeszcze większy luz, bo panowie coraz lepiej radzili sobie od strony materialnej i życiowej. To wspólne wydawnictwo Jet Life i Rostrum.Poza tym, raperzy przez cały ten okres dogrywali się do swoich albumów, bądź mixtape'ów Z tego okresu, moim zdaniem, jednym z ich najlepszych wspólnych numerów jest "House in the Hills" zawarte na „Blacc Hollywood” z 2014 roku.W 2015 roku, jako pierwszy zwiastun nadciągającego „2009”, był singiel „Uber Driver”.Okazało się jednak, że poza zapowiedzią i singlem nic więcej długo nie otrzymamy, artyści dalej byli skupieni na swoich solowych projektach. Termin wydania wspólnej płyty został znowu odroczony - do 2019 roku. 10 lat późniejWiz Khalifa wydał chwilę wcześniej „Rolling Papers 2”, które jest kontynuacją jego najpopularniejszego albumu. Kontynuacją, która spolaryzowała recenzentów. Jednym płyta podobała się bardzo i jako atuty wymieniali to, że Wiz udowadnia po raz kolejny, że jest świetnym, świeżym raperem. Raperem, który nie jest zblazowany i zmęczony pomimo tylu płyt na koncie. Chwalono wybór gości, zwłaszcza Snopp Dogga, czy Gucci Mane’a, na płycie można również usłyszeć Bone Thugs-N-Harmony. Inni natomiast krytykowali go, że to odgrzany kotlet oraz kolejny album, gdzie on sam powtarza wszystkie swoje znane zagrywki. Ja skłaniałbym się do tych zadowolonych, chodź będąc szczerym, zdecydowanie bardziej lubię mixtape z 2017 roku „Laugh Now, Fly Later” z numerem „City of Steel”, który jakby spina klamrą jego dotychczasowe dokonania muzyczne. To nawiązanie do nazwy Pittsburgha oraz do jego pierwszego LP. To nadal spojrzenie na życie oraz swoje miasto, ale tym razem z dojrzalszej perspektywy niż na "Prince of The City".Curren$y pod koniec 2018 roku wypuszcza „Fetti” - wspólny projekt z Freddie Gibbsem oraz The Alchemistem. To epka, bo trwa ledwo ponad 20 minut, której słucha się całkiem przyjemnie, ale esencję jego rapu, usłyszeć można było kilka miesięcy wcześniej. „The Marina” EP na bitach Harry'ego Frauda - to właśnie na tym wydawnictwie Spitta pokazuję swoją najlepszą formę. To również kolejna epka w dorobku artysty, który systematycznie od dłuższego czasy stawia na krótsze wydawnictwa, wychodzące częściej. W jego stylu przez te lata nie dokonała się żadna gwałtowna przemiana. Dopracował swoje leniwe flow oraz bragadaccio do perfekcji. Nie próbuje nic zmienić pod wpływem rynku, jest niezależny i jego muzyka nadal zachowuje swoją wcześniejszą duszę.W połowie 2018 roku otrzymujemy zapowiedź, że artyści chcą dokończyć kontynuację „How Fly”. Nic więcej. Poza tym, że chcą to zrobić. Po kilku miesiącach ciszy oraz skupieniu się na promowaniu solowych wydawnictw, pod koniec 2018 roku Wiz Khalifa zaczął mówić bardziej ochoczo o nadciągającej płycie. W jednym z wywiadów radiowych wspomniał, że od marca 2019 roku ma w planach ruszyć w trasę razem ze swoim przyjacielem Spittą, a chwilę wcześniej ukaże się ich wspólny album. W końcu, po wielu latach, 8 lutego 2019 pojawia się długo wyczekiwana kontynuacja. Miłym gestem dla fanów jest udostępnienie wcześniej „How Fly” mixtape.Na nowym wydawnictwie znalazło się 14 premierowych numerów, gościnnie dograli się Ty Dolla $ign oraz Problem. Album otwiera „Garage Talk”. Od samego początku wiemy, że muzycznie album będzie tożsamy z „How Fly" oraz wcześniejszymi wspólnymi nagrywkami. To podobne brzmienie, różnicę znajdziemy w linijkach. Ich sytuacja finansowa jest zupełnie inna, nie dziwi więc, że album rozpoczynają wersy Khalify:„I just got the fuck off a plane6 car garage, I got more than 1 job”A dalej wtóruje mu Curren$y, nawijając o swoich drogich zegarkach, Chevroletach i wszystkim innym co może świadczyć o jego sukcesie. Jest to cecha tej płyty, która zdecydowanie różni ją od „How Fly”. Panowie są bogaci i to nie są już przechwałki młodzików którzy chcą zdobyć świat, to ich rzeczywistość. Znając ich kariery i śledząc poczynania latami, można czerpać z tego satysfakcję, choć z drugiej strony czuć lekkie rozczarowanie, bo tytułowe „Garage Talk” mogło być czymś więcej, niż chwaleniem się samochodami. W numerze „10 Piece” otrzymujemy kolejną formę przechwałek na temat ilości posiadanej biżuterii oraz marihuany. Podobny schemat będzie się przewijał przez cały album. Panowie będą rapować o sobie i swoim stanie materialnym. 10 lat temu obaj chcieli, by tak wyglądała ich rzeczywistość. Nowy album to „victory lap” i potwierdzenie, że im się udało. Drugą stroną monety jest fakt, że to również nic nowego. Wiz, czy Curren$y, w porównaniu do wydawnictwa sprzed 10 lat nie próbują żadnych nowych sztuczek. To jest stoner rap ikon tego podgatunku. Panowie mają swój lot, który trwa od wielu lat i nic nie każe im wylądować. W numerze „The Life” raperzy dają do zrozumienia, że przez ostatnie 10 lat nic się zmieniło, jeśli chodzi o ich filozofię oraz oczekiwania od życia. Poza faktem, że to co kiedyś pozostawało w sferze marzeń jest obecnie standardem. „ This is the life, bitches and NikesPlanes and Chucks, bottles and luxuryAnd all the bad bitches fuck with meAnd them pussy-ass n**gas don't want none of meThis is the life, bitches and NikesPlanes and Chucks, bottles and luxurySports cars in the front yardDream big and we live large”Patrząc wstecz i wiedząc, że konsekwencją oraz własną pracą panowie wydarli światu te miliony, udziela się ich radosny klimat. Słuchacz także będzie czuł satysfakcję, bo koniec końców otrzymał album jakiego mógł się spodziewać. Nie jest to płyta przełomowa w ich dorobku, jest to płyta typowa dla tej dwójki. Jeśli ktoś wcześniej poczuł znudzenie jednym raperem, bądź drugim, to raczej ten album nie da mu radości. Przed włączeniem płyty warto zastanowić się nad najważniejszym przesłaniem z tej płyty – potęgą przyjaźni. Poza oczywistym hedonistycznym wydźwiękiem większości numerów, to ten temat się tutaj przewija najczęściej. Obaj Panowie się komplementują i obiecują, że będą dla siebie na zawsze – pozytywne i budujące. Za produkcję na albumie odpowiadało kilka osób. Dame Grease, Cardo, Dj Fresh, Monstabeatz, Harry Fraud, Sledgren. Każdy z producentów dostarczył bit idealnie dopasowany do stylu raperów, nie ma tu udziwnień, bądź sampli Alice DeeJay.Mimo większej ilości wiosen na karku i milionów dolarów na koncie, Wiz Khalifa oraz Curren$y nadal się dobrze rozumieją, nie są sobą zmęczeni. Mass media oraz przemysł muzyczny żyją kłótniami i skandalami. Tutaj mamy inny świat, dwójka oddanych przyjaciół, która robi muzykę jaką kocha i to od wielu lat. Nie aspirują do niczego więcej niż dobra zabawa, obaj wiedzą, że jak wszystko się posypie, to mogą na siebie liczyć. Na dekadę przed „How Fly”, a dwie przed „2009” Tede na WFD rapował o tym, że tylko prawdziwa przyjaźń to potęga. Wiz Khalifa oraz Curren$y w 2019 roku to potwierdzają. Przetrwała i zapewne nie powiedziała ostatniego słowa.Wiz Khalifa & Curren$y – ponad 10 lat przyjaźni i wspólnych nagrywek. 5 lutego 2019 raperzy zapowiedzieli na swoich Twitterach, że za 3 dni wypuszczą swój nowy wspólny mixtape „2009”,  który będzie nawiązywał do ich wspólnego wydawnictwa sprzed dekady  „How Fly”. Jak zapowiedzieli, tak zrobili – materiał pojawił się na platformach streamingowych wraz z udostępnionym tam pierwszy raz mixtapem „How Fly”. Kilka dni temu natomiast swoje 10-lecie świętowało "Kush & O.J." - mixtape, który na dobre przedstawił światu Wiza Khalifę i wypchnął szerzej brzmienie, które w kolejnych latach opanowało glob. A za moment 10-tka wpadnie "Pilot Talkowi", najważniejszemu projektowi Curren$y'ego.

To dobra okazja by przybliżyć szerszemu gronu kulisy tej współpracy oraz przyjrzeć się bliżej ich wspólnym dokonaniom muzycznym z ostatniej dekady. To jeden z bardziej charakterystycznych i dopasowanych duetów, jakie obecnie tworzą rap w USA. Ale jak to się wszystko zaczęło? W jaki sposób ich drogi przecięły się po raz pierwszy? By zrozumieć teraźniejszość, trzeba zrozumieć przeszłość, zatem cofnijmy się do 2009.

Droga do „How Fly Mixtape”, czyli złe dobrego początki

Wiz Khalifa

Raper pochodzi z rozbitej wojskowej rodziny. Po pobycie w Dakocie, Niemczech i Japonii, w końcu osiadł w Pittsburghu. Tu chodził do szkoły, tutaj się rozwijał i dorastał, by w końcu zaczął nagrywać swoje pierwsze jointy. Dość szybko wzbudził zainteresowanie wytwórni zza miedzy, Rostrum Records, z którą zwiąże się, jeszcze niepełnoletni Khalifa. Raper zaczyna intensywnie pracować nad swoim debiutanckim mixtapem. Materiał ukazuje się w 2005 roku. Wydanie „Prince of The City: Welcome to Pistolvania” to pierwszy krok w stronę zdobycia fanów oraz początek jego kariery. Wiz po podpisaniu kontraktu z Rostrum, wydaniu pierwszego materiału, zaczyna intensywną pracę nad swoim legalnym debiutem. I już rok później wychodzi jego pierwsze LP „Show and Prove”.  Khalifa na swoim pierwszym albumie pokazuje zalążki wszystkich tych rzeczy,  które dadzą mu ogromny sukces w przyszłości. Udowadnia, że potrafi nagrywać klasyczne numery w stylu „Intro” czy „Pittsburgh Sound” (które było singlem promującym album),  przywołujące skojarzenia z klasycznymi numerami Jay-Z.

[[{"fid":"40101","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

Idąc dalej mamy „Bout Mine” i  kompletną zmianę. Słychać wpływ gangsta rapu i zachodnich brzmień, tutaj również sam śpiewa refren. „Damn Thing” to jeszcze inna wersja jego muzyki. Wersja, która moim zdaniem brzmi najlepiej. Wiz przy cięższym bicie z szybszym tempem ma okazję w pełni wykorzystać swój późniejszy charakterystyczny chwyt – umiejętne przyspieszanie wraz ze zwiększoną intensywnością rymowania.

[[{"fid":"58680","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

To standard dla tej płyty: duże zróżnicowanie pod względem bitów oraz zmieniające się oblicza nastoletniego Khalify. W niektórych numerach eksponuje on swoje atuty, by w innych wypadać dość przeciętnie. Czy jeśli ktoś umie poprawnie rapować pod bity w różnej stylistyce, to jest on słaby? Nie. Czy ma swój rozpoznawalny styl? Jeszcze nie. W młodym Khalifie jest więcej złości, czuć mocny wpływ agresywnego gangsta rapu na jego lirykę. W „Stay in Ur Lane” z tej płyty, w którym wracamy do skreczowanego refrenu oraz nowojorskiego boom-bap Wiz rapuje:

"And you talk about poppin' ya heat
But when the beefs on them real OG's will come and rock you to sleep
Coward, in my advice you should think twice
Before you cross the path of a real n**ga livin' street life
Who pull cards and reach for they heat right
N' you'll get smoked like the trees in the peace pipe”

To jeszcze nie jest stoner rap, z którym będzie on kojarzony za dekadę. Jest on na początku swojej wielkiej kariery, szuka swojej drogi, trochę po omacku. Płyta sprzedaje się bardzo słabo. Wytwórnia jest niezadowolona, artysta również. Rostrum wierzyło, że ma niedoszlifowany diament w swoich rękach. Okazało się, że ten diament potrzebuje dalszych obróbek. Trudno powiedzieć, czy zawinił brak promocji, czy fakt, że starano się na tej płycie zadowolić każdego słuchacza. Mija 2006 rok, a Khalifa poza współpracą z Rostrum decyduje się na podpisanie kontraktu z Warner Bros Records i to u nich ma wydać kolejne LP. Nakładem Rostrum wychodzą kolejne dwa mixtape’y, którym bliżej do stylistyki z Pittsburgh Sound. Drugie LP ma być wydane przez Warner Bros Recrods,  zostaje zapowiedziane na 2008 rok. Ukazuje się pierwszy singiel - „Say Yeah”, które brzmi jak „eurodance”. To zdecydowanie nie jest Wiz, którego chcemy słuchać. Warner Bros stara się sprzedać jego album za wszelką cenę. To nie jest nowojorski boom-bap, to nie jest Pittsburgh Sound, czy zachodni gangsta rap. To jest po prostu złe.

Choć utwór cieszy się popularnością na listach przebojów (trudno się dziwić, przy tak prostej i skutecznej linii melodycznej – sampel z Alice DeeJay), to - jak wiele lat później przyzna w wywiadach sam Wiz - jest to numer, którego się wstydzi. Wymusiła go wytwórnia, Wiz chciał o nim zapomnieć, miał większe ambicje. Przyznaje, że był głodny sukcesu i słuchał ludzi, których nie powinien. Oczywistym było wobec tego, że współpraca na linii Wiz Khalifa – Warner Bros Records przestaje się układać. Kolejne LP zostaje przełożone na 2009 rok. Raper powoli traci cierpliwość i jest niezadowolony z tego, co się dzieje. W końcu Warner Bros zwalnia go z kontraktu na rzecz Rostrum. Romans z wielką wytwórnią można uznać za nieudany. LP ma mieć premierę na koniec 2009 roku. Raper traci wsparcie Warner Bros, ale odzyskuje większą kontrolę nad tym, co znajdzie się na płycie. To znamienne, bo prawdopodobnie, gdyby wcześniejsza płyta okazała się sukcesem oraz druga wyszłaby w terminie i również zdobyła listy przebojów, to Wiz nie zmieniłby swojego stylu. Nie rapowałby tego co rapuje, a jego muzyka byłaby dalej przedmiotowo wykorzystywana przez wielkie wytwórnie. I pewnie nigdy nie nawiązałby współpracy z Curren$ym. Los bywa przewrotny - Pittsburgh od Nowego Orleanu dzieli prawie 2000 kilometrów, ale to właśnie tam żyje i rapuje ktoś, kto ma swoją karierę w podobnej sytuacji. 2000 kilometrów to dużo, ale nie dla wspólnej zajawki. Do Wiza Khalify w 2009 roku przez MySpace odzywa się Curren$y.

Curren$y

Curren$y nazywany również Spitta jest raperem z Luizjany (Nowy Orlean). Na początku tego wieku zaczynał jako jeden z późniejszych członków 504 Boyz. W 2002 roku Master P przyjął go do „No Limit Records”, jednak nie tam zadebiutował jako Curren$y. Mimo że można go usłyszeć w kilku numerach 504 Boyz, koniec końców pierwszy solowy materiał wydaje bez wsparcia No Limit Records, drugi również. Są to dwa niezależne mixtape’y, którymi zainteresuje się Lil Wayne. Są z tego samego miasta, Weezy rusza z nowym labelem i szuka młodych talentów. Podobnie jak Master P, on również dostrzega w Curren$ym drzemiący potencjał. Zaprasza młodego rapera na swój statek "Young Money". Spitta przyjmuję zaproszenie. Można go usłyszeć w kilku numerach kolegów z Young Money np. u Lil Wayne'a na "Tha Carter II". Następnie Weezy zaprasza podopiecznego na mixtape, który tworzy razem z DJ-em Drama. W 2006 roku Curren$y wypuszcza numer w którym pyta „Where Da Cash At? Where Da Cash At?

Spitta przestaje widzieć szansę na tę gotówkę w obecnej wytwórni, postanawia więc z niej odejść. Kolejny raz. Argumentuje to potrzebą większej niezależności. Mówi również o tym, iż czuł, że nie jest odpowiednio promowany. Brzmi znajomo? 2000 kilometrów między Pittsburgh a Nowym Orleanem, a problemy młodych raperów wydają się podobne. Spitta zaczyna ponownie nagrywać i wydawać samemu swoją muzykę. W międzyczasie zaczynają się pojawiać pogłoski, iż jest on konfliktowy i ciężko się z nim współpracuje. Zarzuca się mu również lenistwo i brak ambicji. Raper prostuje wszystko w wywiadzie dla HipHopWired.com, w którym stwierdza, że nigdy nie miał żadnej kłótni z Lil Wayne'em. Potwierdza, że rozstali się w dobrych okolicznościach i obaj życzyli sobie powodzenia. Dwie próby z dwoma wielkimi nazwiskami w amerykańskim rapie i nic z tego. Curren$y, nadal bez legalnego debiutu, wraca do nagrywania mixtape’ów i w ciągu 2007 i 2008 roku wypuszcza ich dość sporo. Przełomowy okazuje się początek 2009 roku. Raper podpisuje kontrakt z niezależną wytwórnią z Bostonu Amalgam Digital i wydaje swój pierwszy legalny album. Nazywa go „This Ain’t No Mixtape”,  jakby chcąc podkreślić, że to coś ważniejszego niż kolejna kompilacja jego kawałków. Album wypuszczony zostaje w formie cyfrowej, dopiero po kilku latach doczeka się fizycznego wydania. Projekt graficzny płyty nawiązuje (mówiąc wprost – totalnie kseruje) styl graficzny znany z GTA: Vice City. Mimo, że to debiut, to Curren$y powoli przestaje już być młodzikiem, bo album ukazuje się na rynku trzy tygodnie po jego 28 urodzinach. Album jest spójny muzycznie, Spitta jest już ukształtowanym raperem. Jego leniwe flow idealnie pasuje do bitów Monsta Beatz. Nie nakłada na siebie presji, jest szczęśliwy z tego, że ma możliwość rapowania. Wystarczy puścić „Elevator Musik” by zrozumieć jego obecny stan.

 

[[{"fid":"58688","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

To numer, w którym autor porusza się windą między różnymi piętrami własnego życia, on tworzy soundtrack do tej windy. Może pojechać w górę lub w dół i wspominać poprzednie współprace, które się nie ułożyły.
“Google my name, and you can read all about it/no longer No Limit, but a n*gga still bout it/no longer Cash Money, still got fat pockets.”

Album jest spójny muzycznie, a raper osiągnął niezależność, której zawsze chciał. W „The Jets Son” słyszymy sampel z „The Jetsons”, czyli jednego z najbardziej znanych w Polsce seriali Hanna Barbera. Tutaj również raper pokazuje się z tej strony, która będzie dominować w jego późniejszych dokonaniach: przechwałki, bragga oraz trzymanie się bitu jak na superglue.

Raper nie zdobył Billboardu tą płytą. Zapewne też nie taki był cel, bo za chwilę zapowiedział kolejną. Ludzie, którzy sięgnęli po tę płytę, gratulowali mu debiutu. Później XXL umieści go na okładce swojego magazynu, jako jednego z Freshmanów. Curren$y przyzna, że wielu fanów na jego Twitterze pytało o kooperację z Wiz Khalifą, bo według nich to mogło by się udać. W wywiadzie dla Complex przyzna, że to on wykonał ten pierwszy krok. Dość niechętnie, bo uważał, że w przemyśle muzycznym nie ma ludzi, którzy podobnie jak on, mieliby czyste intencje. Mimo własnych obaw napisał do Wiz Khalify na MySpace z propozycją zrobienia czegoś razem.

How Fly Mixtape czyli efekt motyla

Mamy dwóch raperów po swoich legalnych debiutach. Debiutach, które nie były komercyjnym sukcesem. Obaj Panowie zainwestowali mnóstwo czasu i pieniędzy, by wydawać mixtape za mixtape'em. Póki co, rap im nie odpłaca bogactwem i sławą, ale nie poddają się. Curren$y przy promocji „2009” będzie wspominał w wywiadzie dla Complex, że przy tworzeniu „How Fly” ich sytuacja była bardzo podobna. Byli bardzo biednymi raperami (jak na amerykański standard). Obaj robili muzykę najlepiej jak potrafili, a jednak nie udało się wyjść poza własne wąskie podwórko. Nie chcieli skończyć na ulicy, widzieli czym skutkuje takie życie. Chcieli tego uniknąć, bo obaj pragnęli czegoś więcej. Połączyła ich więc bieda, motywacja by osiągnąć więcej niż inni i podobne zamiłowanie do muzyki oraz palenie marihuany. W dużych ilościach. To silne argumenty, by zacząć nagrywać wspólny mixtape. Panowie robili też wtedy coś, co było względnie nowe. Wypuszczali co chwilę nową, darmową muzykę dla swoich fanów. Cegiełka po cegiełce budowali swój oddany, internetowy fanbase. To było na tamte czasy dość innowacyjne podejście. Przemysł muzyczny chciał ich włożyć w buty które im nie pasowały, chcieli być bardziej niezależni. Nie udawało się, ale starali się dalej. Fani oczekiwali tej kooperacji. Pozostało fanom to dać.

Wiz ma inny styl rapowania, niż Curren$y. Ma bardziej złożone flow, potrafi podśpiewać kilka wersów, błyskawicznie wypluwać słowa, zmienić tempo. Nie ma problemu z rapowaniem pod nowojorskie klasyki, czy południowe ciężkie bity.  Jest bardziej uniwersalny niż Curren$y, który ma swój określony styl.  Leniwy z okazjonalnym przeciąganiem pewnych samogłosek bądź wyrazów. Obu panów można porównać do ich ulubionej używki. Sativa daje pobudzający, energetyczny haj. Działa głównie na umysł, daje odlot, pobudza do działania, natomiast Indica relaksuje, rozluźnia, powoduje że ciało staje się ciężkie. Wiz Khalifa to Sativa, Curren$y to Indica.

„How Fly Mixtape” wychodzi w sierpniu 2009 roku, zawiera 15 nowych numerów. O paleniu marihuany, o ciuchach, o różnych luzackich aspektach ich życia. Trochę o miejscach, z których pochodzą, kobietach, planach… I znowu o marihuanie. Pod względem muzycznym to samplowane, klasyczne brzmienie z dużym udziałem jazzu. Od czasu do czasu pojawi się okazjonalny żywy instrument, jak pianino w „How Fly”. Czasami dodano również bass jak w „Drunk Dialling”.

Album jest spójny muzycznie, to bardziej styl „This Ain’t no Mixtape” niż „Shove and Prove”. Najbardziej żwawym numerem na płycie jest zapewne „S.D.L.”, który jest pewnym urozmaiceniem (szybsze tempo, bardziej klubowy sznyt)

Raperzy dostarczyli fanom mixtape, jakiego od nich oczekiwano. Obserwując oceny na DatPiff, aż 95% z nich jest pozytywna. Moim zdaniem zasłużenie, ale nie jest to płyta, która jest idealna. Największą bolączką tego albumu jest jego mastering. Czasami wokal jest zbyt głośno, czasami bit słychać, jakby ktoś go puścił w innym pokoju. Czuć, że to było nagrywane na luzie i między kolejnymi solowymi produkcjami. Można czepiać się również monotematyczności, ale nie sądzę by ktoś oczekiwał głębokich analiz społecznych na materiale, który nazywa się „How Fly”.

Materiał okaże się fundamentem dla ich przyjaźni, ale co z ich karierami? Curren$y zaraził Khalifę pewnymi swoimi nawykami. Słychać to będzie na następnym mixtape „Kush and Orange Juice”. Oczywiście, później będzie „Rolling Papers” i międzynarodowy, olbrzymi sukces. Jednak to „Kush and Orange Juice” uznany został za jedną z ważniejszych ewolucji jego stylu. Dla podgatunku jakim jest stoner rap stanie się jednym z kamieni milowych.

[[{"fid":"58689","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]

Samo „How Fly” również z czasem zostanie uznane za przełomowe wydawnictwo, ale nie będzie takim klasykiem jak solowe produkcje obu raperów. Nie pomogła zapewne ograniczona dostępność albumu, brak klipów i mocnych singli. Curren$y nie osiągnie tak zawrotnego sukcesu jak jego kolega, ale systematycznie będzie dostarczał kolejne, dobre płyty. Warto sprawdzić trylogię "Pilot Talk", bo to jedne z jego najlepszych wydawnictw. Samo "How Fly" dopiero w 2019 roku udostępniono na platformach streamingowych. To był nielegal i brzmiał jak nielegal. W 2019 roku słychać to jeszcze wyraźniej.

Efekt Motyla to najbardziej znany anegdotyczny przykład pewnej teorii zakładającej, iż wbrew powszechnym przekonaniom w nauce, niewielkie zaburzenie warunków początkowych powoduje rosnące wykładniczo z czasem zmiany w zachowaniu układu. W tytułowej anegdocie trzepot skrzydeł motyla np. w Kanadzie, może po trzech dniach spowodować burzę piaskową w Maroku. Czy dla raperów ten album to trzepot skrzydeł, który spowodował burzę? Dla Spitty raczej nie. Dla Khalify całkiem możliwe, że tak. To oczywiście zwykłe dywagacje i hiperbolizacja wpływu „How Fly” na ich samych, ale prawdopodobnie, gdyby nie ten materiał, nie byłoby takiej wersji „Kush and the Orange Juice”,oraz podpisania przez Wiza kontraktu z Atlantic, w którym poźniej wydano „Rolling Papers”. Wiz Khalifa zdobywał na „How Fly” ostatnie szlify. Diament zaczynał lśnić jak powinien. Choćby dlatego warto sprawdzić „How Fly”.

„2009”,  czyli kiedyś to było
Niecałą dekadę później raperzy są w zupełnie innej sytuacji, niż gdy pracowali nad swoim pierwszym wspólnym wydawnictwem. Ten z północy USA zdobył wszystko co można było zdobyć w rap biznesie. Ten z południa nadal jest niezależny i wydaje swoje płyty we własnym labelu. Nie ma już biedy oraz ryzyka, że coś może pójść nie tak. Wszystko poszło znacznie lepiej niż mogli zakładać. Po wielu latach, wydawania nowych albumów bądź mixtape'ów rokrocznie, to bardziej etap kariery, gdzie prawdopodobnie najlepsze rzeczy są już za nimi. Prawdopodobnie. Przez ten okres przyjaźń trwała, panowie dużo razy skrzyżowali swoje muzyczne szable by tworzyć dalej, unikatowe jointy, pełne indiki i sativy.

Dość szybko powstała epka „Live in Concert”. Raperzy ponownie zaczęli pracować nad wspólnym materiałem w okolicy 2012 roku, od razu dementując plotki, że szykują „How Fly 2”. Zapowiedziano kompilację luźnych numerów, które nagrali paląc wspólnie trawkę. Epka została wydana w 2013 roku, zawiera 6 numerów. Brzmi znacznie lepiej (w końcu  mastering na poziomie), ale pewien niedosyt pozostał. To tylko 6 numerów w klimacie jazzowo-soulowym oraz wymyślne sposoby przedstawiania marihuany jako wyjątkowej substancji leczącej wszystkie dolegliwości współczesnego świata. To stoner rap, ale z bardziej wyszukanymi grami słownymi. Nie zaprzeczam, że słucha się tego przyjemnie, czuć tutaj jeszcze większy luz, bo panowie coraz lepiej radzili sobie od strony materialnej i życiowej. To wspólne wydawnictwo Jet Life i Rostrum.

Poza tym, raperzy przez cały ten okres dogrywali się do swoich albumów, bądź mixtape'ów Z tego okresu, moim zdaniem, jednym z ich najlepszych wspólnych numerów jest "House in the Hills" zawarte na „Blacc Hollywood” z 2014 roku.

W 2015 roku, jako pierwszy zwiastun nadciągającego „2009”,  był singiel „Uber Driver”.Okazało się jednak, że poza zapowiedzią i singlem nic więcej długo nie otrzymamy, artyści dalej byli skupieni na swoich solowych projektach. Termin wydania wspólnej płyty został znowu odroczony - do 2019 roku.

10 lat później

Wiz Khalifa wydał chwilę wcześniej „Rolling Papers 2”, które jest kontynuacją jego najpopularniejszego albumu. Kontynuacją, która spolaryzowała recenzentów. Jednym płyta podobała się bardzo i jako atuty wymieniali to, że Wiz udowadnia po raz kolejny, że jest świetnym, świeżym raperem. Raperem, który nie jest zblazowany i zmęczony pomimo tylu płyt na koncie. Chwalono wybór gości, zwłaszcza Snopp Dogga, czy Gucci Mane’a, na płycie można również usłyszeć Bone Thugs-N-Harmony. Inni natomiast krytykowali go, że to odgrzany kotlet oraz kolejny album, gdzie on sam powtarza wszystkie swoje znane zagrywki. Ja skłaniałbym się do tych zadowolonych, chodź będąc szczerym,  zdecydowanie bardziej lubię mixtape z 2017 roku „Laugh Now, Fly Later” z numerem „City of Steel”, który jakby spina klamrą jego dotychczasowe dokonania muzyczne. To nawiązanie do nazwy Pittsburgha oraz do jego pierwszego LP. To nadal spojrzenie na życie oraz swoje miasto, ale tym razem z dojrzalszej perspektywy niż na "Prince of The City".

Curren$y pod koniec 2018 roku wypuszcza „Fetti” - wspólny projekt z Freddie Gibbsem oraz The Alchemistem. To epka, bo trwa ledwo ponad 20 minut, której słucha się całkiem przyjemnie, ale esencję jego rapu, usłyszeć można było kilka miesięcy wcześniej. „The Marina” EP na bitach Harry'ego Frauda - to właśnie na tym wydawnictwie Spitta pokazuję swoją najlepszą formę. To również kolejna epka w dorobku artysty, który systematycznie od dłuższego czasy stawia na krótsze wydawnictwa, wychodzące częściej. W jego stylu przez te lata nie dokonała się żadna gwałtowna przemiana. Dopracował swoje leniwe flow oraz bragadaccio do perfekcji. Nie próbuje nic zmienić pod wpływem rynku, jest niezależny i jego muzyka nadal zachowuje swoją wcześniejszą duszę.

W połowie 2018 roku otrzymujemy zapowiedź, że artyści chcą dokończyć kontynuację „How Fly”. Nic więcej. Poza tym, że chcą to zrobić.

Po kilku miesiącach ciszy oraz skupieniu się na promowaniu solowych wydawnictw, pod koniec 2018 roku Wiz Khalifa zaczął mówić bardziej ochoczo o nadciągającej płycie. W jednym z wywiadów radiowych wspomniał, że od marca 2019 roku ma w planach ruszyć w trasę razem ze swoim przyjacielem Spittą, a chwilę wcześniej ukaże się ich wspólny album. W końcu, po wielu latach, 8 lutego 2019 pojawia się długo wyczekiwana kontynuacja. Miłym gestem dla fanów jest udostępnienie wcześniej „How Fly” mixtape.

Na nowym wydawnictwie znalazło się 14 premierowych numerów, gościnnie dograli się Ty Dolla $ign oraz Problem. Album otwiera „Garage Talk”. Od samego początku wiemy, że muzycznie album będzie tożsamy z „How Fly" oraz wcześniejszymi wspólnymi nagrywkami. To podobne brzmienie, różnicę znajdziemy w linijkach. Ich sytuacja finansowa jest zupełnie inna, nie dziwi więc, że album rozpoczynają wersy Khalify:

„I just got the fuck off a plane
6 car garage, I got more than 1 job”

A dalej wtóruje mu Curren$y, nawijając o swoich drogich zegarkach, Chevroletach i wszystkim innym co może świadczyć o jego sukcesie. Jest to cecha tej płyty, która zdecydowanie różni ją od „How Fly”. Panowie są bogaci i to nie są już przechwałki młodzików którzy chcą zdobyć świat, to ich rzeczywistość. Znając ich kariery i śledząc poczynania latami, można czerpać z tego satysfakcję, choć z drugiej strony czuć lekkie rozczarowanie, bo tytułowe „Garage Talk” mogło być czymś więcej, niż chwaleniem się samochodami. 

W numerze „10 Piece” otrzymujemy kolejną formę przechwałek na temat ilości posiadanej biżuterii oraz marihuany. Podobny schemat będzie się przewijał przez cały album. Panowie będą rapować o sobie i swoim stanie materialnym. 10 lat temu obaj chcieli, by tak wyglądała ich rzeczywistość. Nowy album to „victory lap” i potwierdzenie, że im się udało. Drugą stroną monety jest fakt, że to również nic nowego. Wiz, czy Curren$y, w porównaniu do wydawnictwa sprzed 10 lat nie próbują żadnych nowych sztuczek. To jest stoner rap ikon tego podgatunku. Panowie mają swój lot, który trwa od wielu lat i nic nie każe im wylądować. W numerze „The Life” raperzy dają do zrozumienia, że przez ostatnie 10 lat nic się zmieniło, jeśli chodzi o ich filozofię oraz oczekiwania od życia. Poza faktem, że to co kiedyś pozostawało w sferze marzeń jest obecnie standardem.

„ This is the life, bitches and Nikes
Planes and Chucks, bottles and luxury
And all the bad bitches fuck with me
And them pussy-ass n**gas don't want none of me
This is the life, bitches and Nikes
Planes and Chucks, bottles and luxury
Sports cars in the front yard
Dream big and we live large”

Patrząc wstecz i wiedząc, że konsekwencją oraz własną pracą panowie wydarli światu te miliony, udziela się ich radosny klimat. Słuchacz także będzie czuł satysfakcję, bo koniec końców otrzymał album jakiego mógł się spodziewać. Nie jest to płyta przełomowa w ich dorobku, jest to płyta typowa dla tej dwójki. Jeśli ktoś wcześniej poczuł znudzenie jednym raperem, bądź drugim, to raczej ten album nie da mu radości. Przed włączeniem płyty warto zastanowić się nad najważniejszym przesłaniem z tej płyty – potęgą przyjaźni. Poza oczywistym hedonistycznym wydźwiękiem większości numerów, to ten temat się tutaj przewija najczęściej. Obaj Panowie się komplementują i obiecują, że będą dla siebie na zawsze – pozytywne i budujące. Za produkcję na albumie odpowiadało kilka osób. Dame Grease, Cardo, Dj Fresh, Monstabeatz, Harry Fraud, Sledgren. Każdy z producentów dostarczył bit idealnie dopasowany do stylu raperów, nie ma tu udziwnień, bądź sampli Alice DeeJay.

Mimo większej ilości wiosen na karku i milionów dolarów na koncie, Wiz Khalifa oraz Curren$y nadal się dobrze rozumieją, nie są sobą zmęczeni. Mass media oraz przemysł muzyczny żyją kłótniami i skandalami. Tutaj mamy inny świat, dwójka oddanych przyjaciół, która robi muzykę jaką kocha i to od wielu lat. Nie aspirują do niczego więcej niż dobra zabawa, obaj wiedzą, że jak wszystko się posypie, to mogą na siebie liczyć. Na dekadę przed „How Fly”, a dwie przed „2009” Tede na WFD rapował o tym, że tylko prawdziwa przyjaźń to potęga. Wiz Khalifa oraz Curren$y w 2019 roku to potwierdzają. Przetrwała i zapewne nie powiedziała ostatniego słowa.

]]>
Curren$y feat. Le$ "$ Migraine" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-08,curreny-feat-le-migraine-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-08,curreny-feat-le-migraine-teledyskMarch 7, 2014, 4:40 pmKrzysztof CyrychSpitta zaprezentował właśnie klip promujący jego najnowszy mixtape zatytułowany "The Drive In Theatre". Projekt ten miał swoją premierę w Walentynki. Oprócz gospodarza usłyszeć możemy na nim wersy m.in. Action Bronsona, Smoke DZA czy B-Reala. Jeśli "$ Migraine" wpadnie Wam w ucho, zapoznajcie się z całością materiału, bo Curren$y - dosłownie i w przenośni - nie obniżył tu lotów. Spitta zaprezentował właśnie klip promujący jego najnowszy mixtape zatytułowany "The Drive In Theatre". Projekt ten miał swoją premierę w Walentynki. Oprócz gospodarza usłyszeć możemy na nim wersy m.in. Action Bronsona, Smoke DZA czy B-Reala. Jeśli "$ Migraine" wpadnie Wam w ucho, zapoznajcie się z całością materiału, bo Curren$y - dosłownie i w przenośni - nie obniżył tu lotów.

]]>
Curren$y "New Jet City" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-28,curreny-new-jet-city-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-28,curreny-new-jet-city-recenzjaFebruary 28, 2013, 6:33 pmMateusz MarcolaHip-hop miał już w swojej historii postacie, było ich całe mnóstwo, które zdawały się nigdy nie opuszczać studia nagranowiego, raz po raz zasypując słuchaczy wydawniczymi nowościami. Problem polegał na tym, że na każdy dobry album przypadało co najmniej kilka rażących bylejakością, co najwyżej poprawnych, a oddzielanie ziaren od plew na dłuższą metę po prostu męczyło. Curren$y, 31-latek z Nowego Orleanu, to również pracuś nad pracusiami. Jak głosi legenda, tworzenie muzyki zastępuje mu jedzenie i picie, a zielsko - sen. Nowymi albumami raczy nas co chwilę, liczby wydanych przez niego teledysków nie potrafią oszacować najtęższe głowy. Co go wyróżnia od innych? A no to, że wspomnianej przed chwilą bylejakości się u niego po prostu nie znajdzie. Wszystko, co podpisane jest ksywą Spitty, posiada stempel jakości, mniej lub bardziej wyraźny, ale co ważne - zawsze widoczny. I "New Jet City" nie jest tu żadnym wyjątkiem. Dajcie mi tylko dobry beat, a ja już będę dokładnie wiedział, co z nim zrobić - może powiedzieć Curren$y. Jego leniwe, wydawać by się mogło jednostajne, flow, w połączeniu z przejaranym głosem, potrafią odnaleźć się na każdym praktycznie bicie, wliczając w to trapowe produkcje spod znaku Lexa Lugera. (Ba: założę się, że nawet z odczytywanego podczas niedzielnych mszy listu episkopatu potrafiłby zrobić coś, co brzmiałoby całkiem, całkiem.) A że braku muzycznego wyczucia zarzucić mu nie sposób, Spitta nie pudłuje. Nie potrafię sobie przypomnieć wydanego przez niego materiału, który zawiódłby na całej linii, brzmiałby ewidentnie źle. Takowego chyba jeszcze po prostu nie było. I nie ma nadal - bo wraz z nagraniem "New Jet City", Nowoorleańczyk kontynuuje swoją imponującą serię, dostarczając nam kolejną porcję muzyki na najwyższym poziomie. Jeżeli większość poprzednich materiałów Curren$iego było gotowym soundtrackiem pod smoke session, to recenzowany album pasowałby bardziej jako ścieżka dźwiękowa pod wieczorny relaks z kieliszeczkiem whisky i dobrym cygarem. Raper postawił tym razem na produkcje nieco bardziej, powiedzmy, wyrafinowane, choć wciąż utrzymane w charakterystycznym dla niego, wyluzowanym stylu. Jest więc inaczej, ale - jak to u Spitty bywa - beaty zostały wybrane starannie, trudno doszukać się tu słabych punktów. Tych mocnych za to - jest całe mnóstwo. Tu trochę jazzowej subtelności, tam nieco trapowej energii, gdzie indziej szczypta nowojorskości. Wszędzie, przynajmniej, dobrze. Szczególne pochwały należą się anonimowemu dotąd producentowi kryjącemu się pod ksywą Thelonious Martin (otwierające "New Jet City", świetne "Living For The City" i "Moe Cheetah"), a także Statikowi Selektah, który wysmażył boombapowe cudeńko skrojone pod odpowiednią miarę, i Lexowi Lugerowi - ten z kolei sukcesywnie rozwija swój dźwięk, nie tracąc przy tym pazura, znanej z wcześniejszych produkcji chropowatości ("Choosin'", "Coolie In The Cut"), i zamykając jednocześnie usta krytykom, którzy widzieli w nim kolejnego hip-hopowego zamachowca. Jest jeszcze jedna różnica pomiędzy tym a resztą materiałów - może poza "Stoned Immaculate" - z dyskografii Nowoorleańczyka. Liczba gościnnych zwrotek, mianowicie. Oprócz stałych współpracowników z Jet Life, można tu usłyszeć również przekrój mainstreamowego rapu ze Stanów: zaczynając od Wiza Khalify, idąc przez Ricka Rossa, a na Frenchu Montanie kończąc. Jedni radzą sobie lepiej (Ross, Juvenile), inni gorzej (Montana, Trinidad James), ale rządzi i dzieli sam gospodarz. Nie jest wprawdzie, i nigdy nie będzie, najlepszym raperem na świecie, nigdy nie będzie ulubieńcem słuchaczy nastawionych na rap stricte techniczny czy liryczny. Czaruje czym innym: charyzmą, luzem, bezpretensjonalnością. Prostymi - ale nie prostackimi - lifestyle'owymi tekstami, w dużej mierze poświęconymi dwóm bodaj największym pasjom Spitty: trawie i samochodom, a także sporą dawką celnych, kąśliwych linijek w rodzaju: I never hustled with no lames, why would I begin?I’m surviving in the game where many don’t win, butloser ain’t my name, mane, that’s one of them, I’mgripping woodgrain got a joint of full strength. Czy tym albumem Curren$y przyciągnie na swoją stronę masę nowych, wcześniej nie zaznajomionych z jego muzyką, fanów? Raczej nie. A czy zadowoli tych, którzy kibicują mu już od kilku dobrych lat? Na pewno tak. Mamy w Polsce takie przysłowie - "polegać na kimś jak na Zawiszy". Jeżeli Spitta wciąż nie będzie zamierzał spuszczać z tonu, hip-hopowa wersja owego przysłowia powinna brzmieć: "polegać jak na Curren$ym". Czwórka z plusem. Koniecznie! Hip-hop miał już w swojej historii postacie, było ich całe mnóstwo, które zdawały się nigdy nie opuszczać studia nagranowiego, raz po raz zasypując słuchaczy wydawniczymi nowościami. Problem polegał na tym, że na każdy dobry album przypadało co najmniej kilka rażących bylejakością, co najwyżej poprawnych, a oddzielanie ziaren od plew na dłuższą metę po prostu męczyło. 

 

Curren$y, 31-latek z Nowego Orleanu, to również pracuś nad pracusiami. Jak głosi legenda, tworzenie muzyki zastępuje mu jedzenie i picie, a zielsko - sen. Nowymi albumami raczy nas co chwilę, liczby wydanych przez niego teledysków nie potrafią oszacować najtęższe głowy. Co go wyróżnia od innych? A no to, że wspomnianej przed chwilą bylejakości się u niego po prostu nie znajdzie. Wszystko, co podpisane jest ksywą Spitty, posiada stempel jakości, mniej lub bardziej wyraźny, ale co ważne - zawsze widoczny. I "New Jet City" nie jest tu żadnym wyjątkiem. 

 

Dajcie mi tylko dobry beat, a ja już będę dokładnie wiedział, co z nim zrobić - może powiedzieć Curren$y. Jego leniwe, wydawać by się mogło jednostajne, flow, w połączeniu z przejaranym głosem, potrafią odnaleźć się na każdym praktycznie bicie, wliczając w to trapowe produkcje spod znaku Lexa Lugera. (Ba: założę się, że nawet z odczytywanego podczas niedzielnych mszy listu episkopatu potrafiłby zrobić coś, co brzmiałoby całkiem, całkiem.) A że braku muzycznego wyczucia zarzucić mu nie sposób, Spitta nie pudłuje. Nie potrafię sobie przypomnieć wydanego przez niego materiału, który zawiódłby na całej linii, brzmiałby ewidentnie źle. Takowego chyba jeszcze po prostu nie było. I nie ma nadal - bo wraz z nagraniem "New Jet City", Nowoorleańczyk kontynuuje swoją imponującą serię, dostarczając nam kolejną porcję muzyki na najwyższym poziomie.

 

Jeżeli większość poprzednich materiałów Curren$iego było gotowym soundtrackiem pod smoke session, to recenzowany album pasowałby bardziej jako ścieżka dźwiękowa pod wieczorny relaks z kieliszeczkiem whisky i dobrym cygarem. Raper postawił tym razem na produkcje nieco bardziej, powiedzmy, wyrafinowane, choć wciąż utrzymane w charakterystycznym dla niego, wyluzowanym stylu. Jest więc inaczej, ale - jak to u Spitty bywa - beaty zostały wybrane starannie, trudno doszukać się tu słabych punktów. Tych mocnych za to - jest całe mnóstwo. Tu trochę jazzowej subtelności, tam nieco trapowej energii, gdzie indziej szczypta nowojorskości. Wszędzie, przynajmniej, dobrze. Szczególne pochwały należą się anonimowemu dotąd producentowi kryjącemu się pod ksywą Thelonious Martin (otwierające "New Jet City", świetne "Living For The City" i "Moe Cheetah"), a także Statikowi Selektah, który wysmażył boombapowe cudeńko skrojone pod odpowiednią miarę, i Lexowi Lugerowi - ten z kolei sukcesywnie rozwija swój dźwięk, nie tracąc przy tym pazura, znanej z wcześniejszych produkcji chropowatości ("Choosin'", "Coolie In The Cut"), i zamykając jednocześnie usta krytykom, którzy widzieli w nim kolejnego hip-hopowego zamachowca.  

 

Jest jeszcze jedna różnica pomiędzy tym a resztą materiałów - może poza "Stoned Immaculate" - z dyskografii Nowoorleańczyka. Liczba gościnnych zwrotek, mianowicie. Oprócz stałych współpracowników z Jet Life, można tu usłyszeć również przekrój mainstreamowego rapu ze Stanów: zaczynając od Wiza Khalify, idąc przez Ricka Rossa, a na Frenchu Montanie kończąc. Jedni radzą sobie lepiej (Ross, Juvenile), inni gorzej (Montana, Trinidad James), ale rządzi i dzieli sam gospodarz. Nie jest wprawdzie, i nigdy nie będzie, najlepszym raperem na świecie, nigdy nie będzie ulubieńcem słuchaczy nastawionych na rap stricte techniczny czy liryczny. Czaruje czym innym: charyzmą, luzem, bezpretensjonalnością. Prostymi - ale nie prostackimi - lifestyle'owymi tekstami, w dużej mierze poświęconymi dwóm bodaj największym pasjom Spitty: trawie i samochodom, a także sporą dawką celnych, kąśliwych linijek w rodzaju:

 

I never hustled with no lames, why would I begin?

I’m surviving in the game where many don’t win, but

loser ain’t my name, mane, that’s one of them, I’m

gripping woodgrain got a joint of full strength.

 

Czy tym albumem Curren$y przyciągnie na swoją stronę masę nowych, wcześniej nie zaznajomionych z jego muzyką, fanów? Raczej nie. A czy zadowoli tych, którzy kibicują mu już od kilku dobrych lat? Na pewno tak. Mamy w Polsce takie przysłowie - "polegać na kimś jak na Zawiszy". Jeżeli Spitta wciąż nie będzie zamierzał spuszczać z tonu, hip-hopowa wersja owego przysłowia powinna brzmieć: "polegać jak na Curren$ym". Czwórka z plusem. Koniecznie!

 

]]>
Curren$y & Harry Fraud "Leaving The Dock" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2012-09-16,curreny-harry-fraud-leaving-the-dock-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2012-09-16,curreny-harry-fraud-leaving-the-dock-teledyskSeptember 17, 2012, 11:55 amŁukasz RawskiTen, kto słyszał "Cigarette Boats" wie, że między Curren$y'm a Harrym Fraudem już teraz istnieje świetna chemia. Dla mnie to krótkie wydawnictwo jest jednym z lepszych wydanych w tym roku i z pewnością pełnoprawny album tego duetu byłby czymś, po co sięgnąłbym z wielką chęcią. Dostaliśmy właśnie pierwszy teledysk promujący "Cigarette Boats". Obraz do "Leaving The Dock" to typowy dla Spitty klip. Nie muszę dodawać chyba czego możemy spodziewać się najwięcej?Ten, kto słyszał "Cigarette Boats" wie, że między Curren$y'm a Harrym Fraudem już teraz istnieje świetna chemia. Dla mnie to krótkie wydawnictwo jest jednym z lepszych wydanych w tym roku i z pewnością pełnoprawny album tego duetu byłby czymś, po co sięgnąłbym z wielką chęcią. Dostaliśmy właśnie pierwszy teledysk promujący "Cigarette Boats". Obraz do "Leaving The Dock" to typowy dla Spitty klip. Nie muszę dodawać chyba czego możemy spodziewać się najwięcej?

]]>