popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Copywritehttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/23305/CopywriteJuly 7, 2024, 3:52 pmpl_PL © 2024 Admin stronyMHz Legacy "Satisfaction" ft. Slug - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-09,mhz-legacy-satisfaction-ft-slug-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-09,mhz-legacy-satisfaction-ft-slug-teledyskMarch 7, 2013, 11:35 pmDaniel WardzińskiKolejny singiel promujący świetny powrót MHz. Znowu padło na bit RJD2, a gościem w kawałku jest nie kto inny jak Slug ze składu Atmosphere. "We're not satisfied till we can have the sky". Polecam, najlepiej z całym albumem.Kolejny singiel promujący świetny powrót MHz. Znowu padło na bit RJD2, a gościem w kawałku jest nie kto inny jak Slug ze składu Atmosphere. "We're not satisfied till we can have the sky". Polecam, najlepiej z całym albumem.

]]>
MHz Legazy "Obituaries" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-01-18,mhz-legazy-obituaries-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-01-18,mhz-legazy-obituaries-teledyskJanuary 17, 2013, 12:31 pmDaniel WardzińskiZeszłoroczny album MHz Legacy to jedna z najbardziej niestandardowych i nieszablonowych rapowych płyt jakie ostatnio słyszałem. Zarówno fani jak i autorzy długo czekali na ten materiał, dlatego Copywrite, Tage Future starają się możliwie jak najbardziej wyeksponować swoją pracę. Kolejnym efektem promocji jest nowy klip do wyprodukowanego przez Marco Polo kawałka "Obituaries".Zeszłoroczny album MHz Legacy to jedna z najbardziej niestandardowych i nieszablonowych rapowych płyt jakie ostatnio słyszałem. Zarówno fani jak i autorzy długo czekali na ten materiał, dlatego Copywrite, Tage Future starają się możliwie jak najbardziej wyeksponować swoją pracę. Kolejnym efektem promocji jest nowy klip do wyprodukowanego przez Marco Polo kawałka "Obituaries".

]]>
MHz Legacy "MHz Legacy" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-18,mhz-legacy-mhz-legacy-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-18,mhz-legacy-mhz-legacy-recenzjaDecember 18, 2012, 3:11 pmDaniel WardzińskiColumbus to prawie milionowe miasto, stolica stanu Ohio, piętnaste co do rozmiarów w USA. Jeśli jednak większość z nas zastanowi się z czym Columbus kojarzy się hip-hopowym głowom, w większości przypadków odpowiedź brzmi - RJD2. Chociaż znany praktycznie na całym Świecie producent nie przyszedł na świat w Ohio, to tam się wychował i tam stawiał pierwsze poważne kroki w rap-grze w ramach zapomnianej przez wielu grupy MHz. "Crew with the name nobody knew how to pronounce" żartuje w pierwszej z wielu morderczych zwrotek na tym albumie Copywrite. Założony w 1995 roku zespół urósł do tworu trochę mitycznego. Nawet, kiedy jego członkowie wspominali jego wielkie znaczenie dla ich karier mało kto pamiętał "Table Scraps", a co dopiero wcześniejsze rzeczy promowane m.in. w legendarnych audycjach przez Bobbito...Po tylu latach, po tylu stratach... Po śmierci Camu Tao, po dołączeniu do grupy Tage'a i Jakkiego, po spektakularnym sukcesie RJ, wreszcie ukazał się kolejny czy może raczej pierwszy pełnoprawny album grupy, bo "Table Scraps" sami autorzy uznają za zbiór numerów, które trzeba było wydać, a nie spójną całość. "Legacy" to rzeczy absolutnie wyjątkowa dla słuchacza przez fakt, że słyszalnie wyjątkowa i skrajnie ważna dla samych twórców. Tu Slug pojawia się obok Danny Browna, a Marco Polo z !llmindem produkują sobie obok Harry'ego Frauda i Jasona Rose'a. Słuchając tego materiału nie masz zielonego pojęcia czego spodziewać się za chwilę.Słucham tego już naprawdę długo i im dłużej to trwa, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mózgiem tego projektu nie jest wcale RJD2 (łącznie 6 bitów), ale Copywrite. Raper, którego przez wiele lat nie doceniałem. Obdarzony bardzo mocnym, nieco podobnym w tonacji do Sluga głosem białas to przede wszystkim flow z nierdzewnej stali rozgrzanej do czerwoności - potrafi dopasować się do każdej formy w efekcie budując pomnik bez najmniejszej rysy. Moja znajomość dotychczasowej działalności C-Write'a nie jest wystarczająca, żebym mógł to oceniać, ale nawet jeśli to nie jest jego płyta życia, to z pewnością rapuje na niej jakby on sam chciał z niej taką uczynić - robi wszystko, ładuje pancze, zwierza się, morduje słabych MC's, chwyta za gardło, żeby za chwilę rozśmieszać. Na nowej płycie MHz Copywrite jest pierdolonym królem z Collumbus, bez kitu.Świetnych raperów jest tu więcej. Widać, że to grupa nieco nadgryziona przez czas i ogrom rozczarowań niesionych z falą rapowego przemysłu, ale widać też, że wychowała się w czasach i w środowiskach gdzie hasło "be creative or get the fuck out" traktowano powaznie. Nie ma tu miejsca dla copycatów i lepiej być dziwakiem niż przeciętnym fajtłapą na byle-jakim bicie. Trzon stanowią Copy i Tage, którzy pokazują na co ich stać na tle znakomitych gości, którzy jednak nie są w stanie ich przyćmić. Dowód? Po dwóch tygodniach odsłuchów zorientowałem się, że na płycie pojawiają się Oh No i Blu. Jakki pojawia się rzadko, ale jego udział jest niezbędną dla smaku całości przyprawą, podobnie jak niepublikowane zwrotki Camu Tao - ten gość to dopiero był oryginałem. Czasem brzmi jakby miał problemy z kontrolowaniem swoich emocji i własnej ekspresji, ale powstaje z tegoś coś bez dwóch zdań wyjątkowego. Dla mnie np. "Spaceships" z Dannym Brownem na bicie Harry'ego Frauda jest za dalekim odlotem, ale mimo wszystko nawet gdybym mógł nie usunąłbym go z płyty, bo straciłby na tym jej jaskrawo-pstrokaty charakter łączący w sobie niemożliwe do pogodzenia sprzeczności i owocujący albumem, który zrazi do siebie połowę słuchaczy, a mimo to pozostanie wielki i na swój chory sposób wybitny. Wiem, że to co piszę brzmi dziwnie, ale włączcie ten album... On jest dziwny, ale w tym wypadku to jest atutem.RJD2 nie ma już dawnej świeżości, choć nadal ma wyjątkowe brzmienie charakteryzujące tylko jego i niemożliwe do podrobienia nawet przez najbardziej wprawionych epigonów. Pochodzące z 1998 roku "Hindsight" brzmi bardziej "fresh" niż nowe "Four Player Mode" - bolesne do zniesienia, szarpiące nerwy i trochę niedorastające do poziomu dotychczasowego dorobku autora. "Outta Room"? Świetne, owszem, ale jeśli ktoś pamięta "Things Go Better" Soul Position (zespołu RJ i Blueprinta) od razu skojarzy podobieństwo i wkurzy się na powtarzanie patentów. Dużo lepiej wypada trójka bitów pierwotnego członka MHz, która znajduje się pod koniec albumu - "Satisfaction" to megapodkład idealnie zresztą dobrany dla współpracy Copywrite'a ze Slugiem z Atmo. Bardzo emocjonalne traktujące o stracie członka zespołu "Tero Smith" daje w muzyce nie mniej emocji niż w treści, a "Somewhere" to "natural born single", który nie daje utrzymać głowy bez ruchu w osi pionowej. Wisienką na szczycie tortu jest tu ten wokalny refren - nie mam pytań. Nie ujmując wiele wkładowi RJ Kohna muszę jednak przyznać, że wspomniany, charakterystyczny i różnorodny klimat materiału tworzą raczej zaproszeni producenci. Nie wyobrażam sobie tej płyty bez otwierającego materiał gryzącym w ucho i zamęczającym głośniki syntetycznym basem "Accidentaly On Purpose" Roba Sterna. Nie próbujcie zrozumieć tego co napisałem - usłyszcie to. Wiem, że brzmi jakbym krytykował, ale jednocześnie bez tego numeru albumu moim zdaniem nie ma... Odrzucające i świetne zarazem. !llmind i Marco Polo wnoszą trochę klasycznego spojrzenia i ładnie równoważą album. J Rawls zazwyczaj kojarzony z podobnym brzmieniem jak wspomniane przed chwilą robi tym razem coś innego - dziwne, niepewne, podjeżdżające lekką psychodelą, do tego jeszcze potęgujące wrażenie przez specyficzny mix wokali. Najlepsze moim zdaniem na albumie "Addictionary" z Ill Billem i Slainem to rzecz za którą Stu Bangasowi należy się props jak stąd do Columbus. Ograniczone do minimum perkusje dają dużo przestrzeni wypełnionej dziwacznym, wywołującym niepokój motywem wwiercających się w przysadkę klawiszy w wysokiej tonacji... Crippy shit. Sprawdźcie to. Surock co prawda tylko nawiązuje do stylu RJ choć robi to w sposób więcej niż udany, ale już Jason Rose w "Mass Temple"? Epicka, wielowątkowa kompozycja kapitalnie łącząca się z tekstem bardziej pasuje do wysokobudżetowych produkcji niż undergroundowej legendy Midwestu. Na tej płycie dzieje się tyle, że chwilami ciężko nadążyć.Legenda MHz doczekała się wreszcie punktu zwrotnego - pełnoprawnego albumu w bardzo udany sposób ukazującego specyfikę tej wykręconej grupy poukładanej z jakby niepasujacych do siebie klocków, które dopiero stojąc obok siebie zaczynają tworzyć coś przerastającego wyobraźnie przeciętnego słuchacza. "MHz Legacy" nie jest dla przeciętnych słuchaczy - od tego zacznijmy podsumowanie tej recenzji. Nie znaczy to wcale, że to rapowy odpowiednik sztuki współczesnej, którą rozumieją tylko Ci, którzy chcą przyjąc pozę odbiorcy z wyrobionym smakiem. Gdzie tam... Przecież więcej niż połowa numerów na tym albumie to klasyczne rapowe produkcje, a flow Copywrite'a i Tage'a, które na materiale dominują to nic wydziwionego, a raczej ładnie wpisującego się w tradycję hip-hopowej kultury. Wszystkim rządzi ta megaherzowa specyfika, którą naprawdę niełatwo ująć w słowach. Trudny album, ale zdecydowanie wart zaangażowania. Przede wszystkim wyjątkowy w zalewie tego zlewającego się w jedno ścierwa. Ode mnie bardzo mocna piątka i gwarancja wielokrotnych powrotów - nie do kawałków. Do najważniejszego momentu Legendy MHz. Columbus to prawie milionowe miasto, stolica stanu Ohio, piętnaste co do rozmiarów w USA. Jeśli jednak większość z nas zastanowi się z czym Columbus kojarzy się hip-hopowym głowom, w większości przypadków odpowiedź brzmi - RJD2. Chociaż znany praktycznie na całym Świecie producent nie przyszedł na świat w Ohio, to tam się wychował i tam stawiał pierwsze poważne kroki w rap-grze w ramach zapomnianej przez wielu grupy MHz. "Crew with the name nobody knew how to pronounce" żartuje w pierwszej z wielu morderczych zwrotek na tym albumie Copywrite. Założony w 1995 roku zespół urósł do tworu trochę mitycznego. Nawet, kiedy jego członkowie wspominali jego wielkie znaczenie dla ich karier mało kto pamiętał "Table Scraps", a co dopiero wcześniejsze rzeczy promowane m.in. w legendarnych audycjach przez Bobbito...

Po tylu latach, po tylu stratach... Po śmierci Camu Tao, po dołączeniu do grupy Tage'a i Jakkiego, po spektakularnym sukcesie RJ, wreszcie ukazał się kolejny czy może raczej pierwszy pełnoprawny album grupy, bo "Table Scraps" sami autorzy uznają za zbiór numerów, które trzeba było wydać, a nie spójną całość. "Legacy"  to rzeczy absolutnie wyjątkowa dla słuchacza przez fakt, że słyszalnie wyjątkowa i skrajnie ważna dla samych twórców. Tu Slug pojawia się obok Danny Browna, a Marco Polo z !llmindem produkują sobie obok Harry'ego Frauda i Jasona Rose'a. Słuchając tego materiału nie masz zielonego pojęcia czego spodziewać się za chwilę.

Słucham tego już naprawdę długo i im dłużej to trwa, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mózgiem tego projektu nie jest wcale RJD2 (łącznie 6 bitów), ale Copywrite. Raper, którego przez wiele lat nie doceniałem. Obdarzony bardzo mocnym, nieco podobnym w tonacji do Sluga głosem białas to przede wszystkim flow z nierdzewnej stali rozgrzanej do czerwoności - potrafi dopasować się do każdej formy w efekcie budując pomnik bez najmniejszej rysy. Moja znajomość dotychczasowej działalności C-Write'a nie jest wystarczająca, żebym mógł to oceniać, ale nawet jeśli to nie jest jego płyta życia, to z pewnością rapuje na niej jakby on sam chciał z niej taką uczynić - robi wszystko, ładuje pancze, zwierza się, morduje słabych MC's, chwyta za gardło, żeby za chwilę rozśmieszać. Na nowej płycie MHz Copywrite jest pierdolonym królem z Collumbus, bez kitu.

Świetnych raperów jest tu więcej. Widać, że to grupa nieco nadgryziona przez czas i ogrom rozczarowań niesionych z falą rapowego przemysłu, ale widać też, że wychowała się w czasach i w środowiskach gdzie hasło "be creative or get the fuck out" traktowano powaznie. Nie ma tu miejsca dla copycatów i lepiej być dziwakiem niż przeciętnym fajtłapą na byle-jakim bicie. Trzon stanowią Copy i Tage, którzy pokazują na co ich stać na tle znakomitych gości, którzy jednak nie są w stanie ich przyćmić. Dowód? Po dwóch tygodniach odsłuchów zorientowałem się, że na płycie pojawiają się Oh No i Blu. Jakki pojawia się rzadko, ale jego udział jest niezbędną dla smaku całości przyprawą, podobnie jak niepublikowane zwrotki Camu Tao - ten gość to dopiero był oryginałem. Czasem brzmi jakby miał problemy z kontrolowaniem swoich emocji i własnej ekspresji, ale powstaje z tegoś coś bez dwóch zdań wyjątkowego. Dla mnie np. "Spaceships" z Dannym Brownem na bicie Harry'ego Frauda jest za dalekim odlotem, ale mimo wszystko nawet gdybym mógł nie usunąłbym go z płyty, bo straciłby na tym jej jaskrawo-pstrokaty charakter łączący w sobie niemożliwe do pogodzenia sprzeczności i owocujący albumem, który zrazi do siebie połowę słuchaczy, a mimo to pozostanie wielki i na swój chory sposób wybitny. Wiem, że to co piszę brzmi dziwnie, ale włączcie ten album... On jest dziwny, ale w tym wypadku to jest atutem.

RJD2 nie ma już dawnej świeżości, choć nadal ma wyjątkowe brzmienie charakteryzujące tylko jego i niemożliwe do podrobienia nawet przez najbardziej wprawionych epigonów. Pochodzące z 1998 roku "Hindsight" brzmi bardziej "fresh" niż nowe "Four Player Mode" - bolesne do zniesienia, szarpiące nerwy i trochę niedorastające do poziomu dotychczasowego dorobku autora. "Outta Room"? Świetne, owszem, ale jeśli ktoś pamięta "Things Go Better" Soul Position (zespołu RJ i Blueprinta) od razu skojarzy podobieństwo i wkurzy się na powtarzanie patentów. Dużo lepiej wypada trójka bitów pierwotnego członka MHz, która znajduje się pod koniec albumu - "Satisfaction" to megapodkład idealnie zresztą dobrany dla współpracy Copywrite'a ze Slugiem z Atmo. Bardzo emocjonalne traktujące o stracie członka zespołu "Tero Smith" daje w muzyce nie mniej emocji niż w treści, a "Somewhere" to "natural born single", który nie daje utrzymać głowy bez ruchu w osi pionowej. Wisienką na szczycie tortu jest tu ten wokalny refren - nie mam pytań. Nie ujmując wiele wkładowi RJ Kohna muszę jednak przyznać, że wspomniany, charakterystyczny i różnorodny klimat materiału tworzą raczej zaproszeni producenci.

Nie wyobrażam sobie tej płyty bez otwierającego materiał gryzącym w ucho i zamęczającym głośniki syntetycznym basem "Accidentaly On Purpose" Roba Sterna. Nie próbujcie zrozumieć tego co napisałem - usłyszcie to. Wiem, że brzmi jakbym krytykował, ale jednocześnie bez tego numeru albumu moim zdaniem nie ma... Odrzucające i świetne zarazem. !llmind i Marco Polo wnoszą trochę klasycznego spojrzenia i ładnie równoważą album. J Rawls zazwyczaj kojarzony z podobnym brzmieniem jak wspomniane przed chwilą robi tym razem coś innego - dziwne, niepewne, podjeżdżające lekką psychodelą, do tego jeszcze potęgujące wrażenie przez specyficzny mix wokali. Najlepsze moim zdaniem na albumie "Addictionary" z Ill Billem i Slainem to rzecz za którą Stu Bangasowi należy się props jak stąd do Columbus. Ograniczone do minimum perkusje dają dużo przestrzeni wypełnionej dziwacznym, wywołującym niepokój motywem wwiercających się w przysadkę klawiszy w wysokiej tonacji... Crippy shit. Sprawdźcie to. Surock co prawda tylko nawiązuje do stylu RJ choć robi to w sposób więcej niż udany, ale już Jason Rose w "Mass Temple"? Epicka, wielowątkowa kompozycja kapitalnie łącząca się z tekstem bardziej pasuje do wysokobudżetowych produkcji niż undergroundowej legendy Midwestu. Na tej płycie dzieje się tyle, że chwilami ciężko nadążyć.

Legenda MHz doczekała się wreszcie punktu zwrotnego - pełnoprawnego albumu w bardzo udany sposób ukazującego specyfikę tej wykręconej grupy poukładanej z jakby niepasujacych do siebie klocków, które dopiero stojąc obok siebie zaczynają tworzyć coś przerastającego wyobraźnie przeciętnego słuchacza. "MHz Legacy" nie jest dla przeciętnych słuchaczy - od tego zacznijmy podsumowanie tej recenzji. Nie znaczy to wcale, że to rapowy odpowiednik sztuki współczesnej, którą rozumieją tylko Ci, którzy chcą przyjąc pozę odbiorcy z wyrobionym smakiem. Gdzie tam... Przecież więcej niż połowa numerów na tym albumie to klasyczne rapowe produkcje, a flow Copywrite'a i Tage'a, które na materiale dominują to nic wydziwionego, a raczej ładnie wpisującego się w tradycję hip-hopowej kultury. Wszystkim rządzi ta megaherzowa specyfika, którą naprawdę niełatwo ująć w słowach. Trudny album, ale zdecydowanie wart zaangażowania. Przede wszystkim wyjątkowy w zalewie tego zlewającego się w jedno ścierwa. Ode mnie bardzo mocna piątka i gwarancja wielokrotnych powrotów - nie do kawałków. Do najważniejszego momentu Legendy MHz.

 

]]>
Casual & J. Rawls "Hier-O-Dot" ft. Souls Of Mischief, MHz - nowy numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2012-09-01,casual-j-rawls-hier-o-dot-ft-souls-of-mischief-mhz-nowy-numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2012-09-01,casual-j-rawls-hier-o-dot-ft-souls-of-mischief-mhz-nowy-numerSeptember 1, 2012, 10:00 amDaniel WardzińskiWarto mieć oko na projekty w których swoje siły łączą dwie tak silne muzyczne osobowości jak Casual i J. Rawls. Pierwszy to jeden z filarów kalifornijskiej legendy podziemia - Hieroglyphics. Drugi to wyjątkowy producent i autor takich klasyków jak "Brown Skin Lady" Black Stara i dziesiątek znakomitych bitów w ramach solowych projektów, Lone Catalysts, 3582, płyt z Grand Agentem itd. itp.W numerze "Hier-O-Dot", który dziś wam zaprezentujemy przekrój talentu jest jeszcze większy. Gościnnie pojawiają się tutaj Souls Of Mischief i MHz.Wspólny materiał obu panów "Respect Game Or Expect Flames" jest już dostępny zarówno w sprzedaży internetowej jak i na tradycyjnych nośnikach. Numer, który może skłonić was do zakupu, to oparty na szybkim tempie, funkujący, ale nie beztroski kąsek na którym tacy profesorowie mikrofonowej gry mogą sobie poszaleć. Nawet jeśli nie są to ich najlepsze lata, nadal wiedzą jak to robić i robią to dobrze. Sprawdźcie pod spodem. Warto mieć oko na projekty w których swoje siły łączą dwie tak silne muzyczne osobowości jak Casual i J. Rawls. Pierwszy to jeden z filarów kalifornijskiej legendy podziemia - Hieroglyphics. Drugi to wyjątkowy producent i autor takich klasyków jak "Brown Skin Lady" Black Stara i dziesiątek znakomitych bitów w ramach solowych projektów, Lone Catalysts, 3582, płyt z Grand Agentem itd. itp.

W numerze "Hier-O-Dot", który dziś wam zaprezentujemy przekrój talentu jest jeszcze większy. Gościnnie pojawiają się tutaj Souls Of Mischief i MHz.

Wspólny materiał obu panów "Respect Game Or Expect Flames" jest już dostępny zarówno w sprzedaży internetowej jak i na tradycyjnych nośnikach. Numer, który może skłonić was do zakupu, to oparty na szybkim tempie, funkujący, ale nie beztroski kąsek na którym tacy profesorowie mikrofonowej gry mogą sobie poszaleć. Nawet jeśli nie są to ich najlepsze lata, nadal wiedzą jak to robić i robią to dobrze. Sprawdźcie pod spodem.

 

]]>