popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Triple F Life: Fanshttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/22922/Triple-F-Life-FansNovember 15, 2024, 3:58 ampl_PL © 2024 Admin stronyWaka Flocka Flame "Triple F Life: Fans, Friends & Family" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-07-21,waka-flocka-flame-triple-f-life-fans-friends-family-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-07-21,waka-flocka-flame-triple-f-life-fans-friends-family-recenzjaJanuary 1, 2014, 11:43 amŁukasz RawskiWild boy, człowiek który być może nie grzeszy inteligencją i umiejętnościami rapowymi. Jednak ten chłopak to również niesamowity freak, który samą swoją osobą potrafi wywołać uśmiech na naszej twarzy. Jasne, jest na tyle kontrowersyjny, że szybko znajdziemy jego przeciwników, których zresztą wydaje mi się jest znacznie więcej niż fanów. To jednak świętość muzyki, gusta i guściki. Nie zawsze przecież artysta x musi brzmieć idealnie na każdym bicie i mieć bogate liryczne teksty nieprawdaż?Fakt, Waka Flocka nie wpasowuje się raczej w żaden z powyższych aspektów. To natura "riot makera", człowieka który robi wielkie zamieszanie. Zasada jest prosta: albo go uwielbiasz, albo zwyczajnie mieszasz z błotem.Już po wydaniu "Flockaveli" czuć było we Floce potencjał stania się naturalnym następcą Gucciego Mane'a. Podobne maniery, skłonności do szokowania i - delikatnie mówiąc - niespecjalny asortyment umiejętności. Miał jednak coś, co ciągnęło mnie do jego muzyki. W sposób świetny wyprodukowana płyta przez Lexa Lugera to był jednak dopiero przedsmak tego co wydarzyć się może na recenzowanej przeze mnie płycie. "Flockaveli" to "brudny", "nieukształtowany" Flocka. Czuć było w nim jeszcze tego poczciwego chłopaczynę z przedmieść Atlanty, surowość królowała na albumie przede wszystkim. Nie przeszkadzało mu jednak wydać na krążku kilku sztandarowych bangerów, bo przecież takie hity jak "Groove St. Party", "No Hands", czy "Hard In Da Paint" zna niemal każdy. Mijają dwa lata, członek So Icey Entertaiment atakuje po raz kolejny. "Triple F Life: Fans, Friends & Family" to niby nadal taki sam Waka, ale jednak całkiem inny...Pierwsza zasadnicza zmiana, rotacja na pozycji głównego producenta. Lex Luger - człowiek który wyprodukował 11 z 17 kawałków na "Flockaveli" tym razem zajął się tylko 2 samodzielnymi podkładami. Pozostałe dwa wykonał w kolaboracji z Southside'm oraz DJ'em Speedy'm. I właśnie ten pierwszy zastąpił Lugera na pozycji "głównego dowodzącego stroną muzyczną albumu". Łącznie macał palce przy 9 produkcjach na ten album (licząc wersję deluxe). Początkowo obawiałem się tego, że zmiana Lugera na Southside'a wyjdzie albumowi na gorsze, jednak już z pierwszym odsłuchem moje obawy zwyczajnie w świecie zostały zakwestionowane. Bo Southside wykonał kapitalną robotę, zrobił to co trzeba, a przy okazji nadał trochę "szyku" bangerom spod znaku członka 1017 Brick Squad. Wiem, brzmi absurdalnie. Waka Flocka i szyk?! Tak, Panie i Panowie. Ten album to krążek idealny by przetestować własne car audio, ponadto świetnie sprawdza się na imprezach. Czytając pewne duże forum o wiadomej nazwie natknąłem się na świetne porównanie dotychczasowych solówek pochodzącego z Riverdale. "Flockaveli" było jak strzelanina na ulicach Atlanty, "Triple F Life" to elitarny melanż w najlepszym strip clubie w Atlancie". Nie sposób jest się nie zgodzić. "Starego", szalonego Flockę znajdziemy na bonus trackach, tam gdzie wyżywa się ze swoim nieżyjącym już przyjacielem Slim Dunkinem. Wersja podstawowa, choć również nie stroni od kawałków idealnych na imprezę to jednak "miękkie" wydanie Waki Flocki. Bardziej "mainstreamowe" rzekłbym. No, jeśli zaprasza się na nią takie tuzy jak: Ludacris, Bun B, czy Slim Thug, a ponadto wspomagają nas: Drake, Meek Mill, Nicki Minaj, Flo Rida, Tyga, Trey Songz, czy Plies wiemy dobrze, że mainstreamowy sukces płyty jest oczywisty.Jasną sprawą jest, że ten szalony, wytatuowany i wątpliwej inteligencji chłopak nie przypadnie większości do gustu. Dobrze przecież wiemy jak wielu ludzi obwinia właśnie takich mc's za powolną śmierć rapu. Trzeba wziąć jednak pod uwagę to, że bawić też się trzeba. Waka Flocka to nie żaden geniusz mikrofonu, ale ma znakomite ucho do bitów i rękę do produkowania ognistych bangerów, które "kupuje" każdy na dobrej imprezie. Uwierzcie, to potwierdzone informacje!Nie wiem jak ocenić ten album, ciężko jest mi obiektywnie spojrzeć na tą płytę. Z jednej strony szkolna piątka byłaby na wyrost, z drugiej nie jest tak słabo by dostała ona trójkę. Myślę, że wybierając po środku, czyli mocną czwóreczkę nie pokrzywdzę jej ani trochę. Polecam naprawdę, wbrew pozorom to jak dla mnie znakomity album, którego produkcja sama buja głową, a Waka Flocka nie przeszkadza aż nadto. Nie bierzmy wszystkiego na poważnie, więcej luzu Panie i Panowie, muzyka to również, a może i przede wszystkim, zabawa. Wild boy, człowiek który być może nie grzeszy inteligencją i umiejętnościami rapowymi. Jednak ten chłopak to również niesamowity freak, który samą swoją osobą potrafi wywołać uśmiech na naszej twarzy. Jasne, jest na tyle kontrowersyjny, że szybko znajdziemy jego przeciwników, których zresztą wydaje mi się jest znacznie więcej niż fanów. To jednak świętość muzyki, gusta i guściki. Nie zawsze przecież artysta x musi brzmieć idealnie na każdym bicie i mieć bogate liryczne teksty nieprawdaż?

Fakt, Waka Flocka nie wpasowuje się raczej w żaden z powyższych aspektów. To natura "riot makera", człowieka który robi wielkie zamieszanie. Zasada jest prosta: albo go uwielbiasz, albo zwyczajnie mieszasz z błotem.

Już po wydaniu "Flockaveli" czuć było we Floce potencjał stania się naturalnym następcą Gucciego Mane'a. Podobne maniery, skłonności do szokowania i - delikatnie mówiąc - niespecjalny asortyment umiejętności. Miał jednak coś, co ciągnęło mnie do jego muzyki. W sposób świetny wyprodukowana płyta przez Lexa Lugera to był jednak dopiero przedsmak tego co wydarzyć się może na recenzowanej przeze mnie płycie. "Flockaveli" to "brudny", "nieukształtowany" Flocka. Czuć było w nim jeszcze tego poczciwego chłopaczynę z przedmieść Atlanty, surowość królowała na albumie przede wszystkim. Nie przeszkadzało mu jednak wydać na krążku kilku sztandarowych bangerów, bo przecież takie hity jak "Groove St. Party", "No Hands", czy "Hard In Da Paint" zna niemal każdy. Mijają dwa lata, członek So Icey Entertaiment atakuje po raz kolejny. "Triple F Life: Fans, Friends & Family" to niby nadal taki sam Waka, ale jednak całkiem inny...

Pierwsza zasadnicza zmiana, rotacja na pozycji głównego producenta. Lex Luger - człowiek który wyprodukował 11 z 17 kawałków na "Flockaveli" tym razem zajął się tylko 2 samodzielnymi podkładami. Pozostałe dwa wykonał w kolaboracji z Southside'm oraz DJ'em Speedy'm. I właśnie ten pierwszy zastąpił Lugera na pozycji "głównego dowodzącego stroną muzyczną albumu". Łącznie macał palce przy 9 produkcjach na ten album (licząc wersję deluxe). Początkowo obawiałem się tego, że zmiana Lugera na Southside'a wyjdzie albumowi na gorsze, jednak już z pierwszym odsłuchem moje obawy zwyczajnie w świecie zostały zakwestionowane. Bo Southside wykonał kapitalną robotę, zrobił to co trzeba, a przy okazji nadał trochę "szyku" bangerom spod znaku członka 1017 Brick Squad.

Wiem, brzmi absurdalnie. Waka Flocka i szyk?! Tak, Panie i Panowie. Ten album to krążek idealny by przetestować własne car audio, ponadto świetnie sprawdza się na imprezach. Czytając pewne duże forum o wiadomej nazwie natknąłem się na świetne porównanie dotychczasowych solówek pochodzącego z Riverdale. "Flockaveli" było jak strzelanina na ulicach Atlanty, "Triple F Life" to elitarny melanż w najlepszym strip clubie w Atlancie". Nie sposób jest się nie zgodzić. "Starego", szalonego Flockę znajdziemy na bonus trackach, tam gdzie wyżywa się ze swoim nieżyjącym już przyjacielem Slim Dunkinem. Wersja podstawowa, choć również nie stroni od kawałków idealnych na imprezę to jednak "miękkie" wydanie Waki Flocki. Bardziej "mainstreamowe" rzekłbym. No, jeśli zaprasza się na nią takie tuzy jak: Ludacris, Bun B, czy Slim Thug, a ponadto wspomagają nas: Drake, Meek Mill, Nicki Minaj, Flo Rida, Tyga, Trey Songz, czy Plies wiemy dobrze, że mainstreamowy sukces płyty jest oczywisty.

Jasną sprawą jest, że ten szalony, wytatuowany i wątpliwej inteligencji chłopak nie przypadnie większości do gustu. Dobrze przecież wiemy jak wielu ludzi obwinia właśnie takich mc's za powolną śmierć rapu. Trzeba wziąć jednak pod uwagę to, że bawić też się trzeba. Waka Flocka to nie żaden geniusz mikrofonu, ale ma znakomite ucho do bitów i rękę do produkowania ognistych bangerów, które "kupuje" każdy na dobrej imprezie. Uwierzcie, to potwierdzone informacje!

Nie wiem jak ocenić ten album, ciężko jest mi obiektywnie spojrzeć na tą płytę. Z jednej strony szkolna piątka byłaby na wyrost, z drugiej nie jest tak słabo by dostała ona trójkę. Myślę, że wybierając po środku, czyli mocną czwóreczkę nie pokrzywdzę jej ani trochę. Polecam naprawdę, wbrew pozorom to jak dla mnie znakomity album, którego produkcja sama buja głową, a Waka Flocka nie przeszkadza aż nadto. Nie bierzmy wszystkiego na poważnie, więcej luzu Panie i Panowie, muzyka to również, a może i przede wszystkim, zabawa.



]]>