popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Sevenhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/22599/SevenJuly 7, 2024, 4:30 pmpl_PL © 2024 Admin stronyKaz Bałagane "Prof. Miodek" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-06-16,kaz-balagane-prof-miodek-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-06-16,kaz-balagane-prof-miodek-teledyskJune 16, 2018, 1:11 amAleksandra OrłowskaKaz Bałagane udostępnia kolejny klip, który promuje nowe wydawnictwo rapera "Chleb i miód" - wszystko z okazji premiery krążka! Lekki i słoneczny teledysk został stworzony do numeru „Prof. Miodek”. Za bit odpowiadają Michał Graczyk i Seven.Kaz Bałagane udostępnia kolejny klip, który promuje nowe wydawnictwo rapera "Chleb i miód" - wszystko z okazji premiery krążka! Lekki i słoneczny teledysk został stworzony do numeru „Prof. Miodek”.  Za bit odpowiadają Michał Graczyk i Seven.

]]>
Tech N9ne "Something Else" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-09-15,tech-n9ne-something-else-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-09-15,tech-n9ne-something-else-recenzjaSeptember 14, 2013, 10:04 pmDaniel WardzińskiOd debiutu w 1999 Tech N9ne wydał już trzynaście albumów (dodając EP-ki, mixtape, kompilacje oraz collabo albumy wyjdzie tego ponad 20...). Olbrzymie zamieszanie wokół siebie robił wielokrotnie - kiedy u boku legend pojawiał się w jednym z największych posse-cutów duetu Sway & King Tech, kiedy jego muzyka powodowała inauguracyjny opad szczęki w popularnych grach video, kiedy za sprawą "Killera" przekraczył granicę miliona sprzedanych egzemplarzy swoich krążków... Gdy dostaje mikrofon, nie da się go powstrzymać. Jest bestią. To gość, który urodził się po to, żeby być MC, a granica jego możliwości wydaje się być mobilna. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że jest kiepski. Swoim szybkostrzelnym flow, które potrafi zrobić chyba wszystko, niesie niesamowity, potężny głos, a ten z kolei treść, która u Techa rzadko schodzi na drugi plan.Tytuł nowego albumu wybitnego reprezentanta Kansas City, mówi sam za siebie. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że 41-letni Tech N9ne chciał wszystkim udowodnić, że jest w pełni ukształtowanym artystą i jest w stanie poradzić sobie z każdą konwencją równie dobrze zamieniając w "swoje" hard rockowe gitary i niemalże popowe produkcje napstrzone gośćmi z multiplatynowymi karierami i wielkim talentem. Coś innego niż hip-hop? To dla niego nie nowość. Teraz chce pokazać, że gdy spojrzy szerzej może zrobić wszystko, uczynić to wyjątkowym i zdominować każdy kawałek.Po raz kolejny największą część produkcji na materiale otrzymał związany ze Strange Music od lat Seven. W przypadku wielu raperów w pewnym momencie pojawia się problem - bity przerastają raperów, przytłaczają ich i dominują spychając ich w tło. Kiedy mówimy o MC z Kansas bardziej wiarygodny byłby scenariusz odwrotny. Na "Something Else" czasem ciężko po wysłuchanym numerze powiedzieć o bicie więcej niż kilka zdań (choć naprawdę są nieprzewidywalne i bardzo kreatywne!), bo Tecca skupia na sobie zdecydowaną większość naszej uwagi. Dysponuje wokalem o zakresie od zwrotek pełnych emocji uwolnionych przez spokój po wrzask, ryk, wściekły głos superbohatera, który w każdej chwili może sprawić, że zatrzęsie się ziemia... Dodajmy, że kiedy się rozpędzi i zaczyna rzucać punchline'ami nie ma na Świecie rapera, który chciałby skupić na sobie jego ataki. To jednak żadna nowość, prawda?Świetnym pokazem możliwości jest otwierające materiał, epickie w pełnym znaczeniu tego słowe "Straight Out Of The Gate" z Krizzem Kaliko i Serjem Tankianem z System Of A Down. Gwiazd jest znacznie więcej, ale wszyscy grają tutaj pod dyktando gospodarza. Ten postanowił zrobić album przekrojowy, ukazujący pełnie jego możliwości w różnych gatunkach, na różnych aranżacjach z przebogatym instrumentarium. Znaczące jest to, że w singlowym "B.I.T.C.H." T-Pain rzuca najlepszy refren jaki w jego wykonaniu słyszałem w życiu. Nie ma takiej rytmiki i takiego podziału czy tempa, którego Tech N9ne by się nie podjął. Równie dobrze wypada w towarzystwie Trae The Trutha, Wiz Khalify, Big K.R.I.T.'a, Kendricka Lamara jak i obok artystów, których kontakty z hip-hopem są sporadyczne lub żadne. Potrafi pokazać siebie jako niezwykle obdarzonego lirycznie, wrażliwego faceta jak i jako bestię, kompletnego świra, imprezowicza etc. W zaawansowaniu swoich technik i muzycznego wyczucia jest chwilami przerażający, ale przede wszystkim fascynujący.Moim ulubionym numerem z albumu jest "Fragile", gdzie na bicie na którym większość raperów połamałoby język, robią sobie z Kendrickiem spotkanie gigantów - liryzmu i techniki rapowania. Do tego dochodzi nieprzypadkowo wspierana przez Techa ekipa !Mayday! i znakomita Kendall Morgan w refrenie. Na materiale nie da się przewidzieć absolutnie nic. Wersja deluxe trwająca osiemdziesiąt minut nie pozwala się nudzić nawet przez chwilę. Możecie nie lubić jakiejś stylistyki i dlatego mieć problem z zaakceptowaniem numeru, ale na poziomie obiektywnym wszystko gra więcej niż dobrze. Na dodatek mimo tego kalejdoskopu materiał nie rozłazi się w szwach, a autorzy potrafią mądrze kierować nastrojem słuchacza siedzącego przy głośniku/w słuchawkach. Nu-metalowe "Love 2 Dislike Me", duszne i niepokojące "I'm Not A Saint", filmowe "Priorities" z Gamem i Angel Davanport i tripowe "Dwamn" niosą ze sobą rózne rodzaje energii ale zawsze w olbrzymich dawkach. Ten gość jest absolutnie poza jakimikolwiek normami i trzeba sobie zdawać z tego sprawę. "Something Else" potwierdza tezę i stanowi przykład, którym nie będzie trudno do tego przekonywać niewiernych. So dope. Od debiutu w 1999 Tech N9ne wydał już trzynaście albumów (dodając EP-ki, mixtape, kompilacje oraz collabo albumy wyjdzie tego ponad 20...). Olbrzymie zamieszanie wokół siebie robił wielokrotnie - kiedy u boku legend pojawiał się w jednym z największych posse-cutów duetu Sway & King Tech, kiedy jego muzyka powodowała inauguracyjny opad szczęki w popularnych grach video, kiedy za sprawą "Killera" przekraczył granicę miliona sprzedanych egzemplarzy swoich krążków... Gdy dostaje mikrofon, nie da się go powstrzymać. Jest bestią. To gość, który urodził się po to, żeby być MC, a granica jego możliwości wydaje się być mobilna. Nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że jest kiepski. Swoim szybkostrzelnym flow, które potrafi zrobić chyba wszystko, niesie niesamowity, potężny głos, a ten z kolei treść, która u Techa rzadko schodzi na drugi plan.

Tytuł nowego albumu wybitnego reprezentanta Kansas City, mówi sam za siebie. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że 41-letni Tech N9ne chciał wszystkim udowodnić, że jest w pełni ukształtowanym artystą i jest w stanie poradzić sobie z każdą konwencją równie dobrze zamieniając w "swoje" hard rockowe gitary i niemalże popowe produkcje napstrzone gośćmi z multiplatynowymi karierami i wielkim talentem. Coś innego niż hip-hop? To dla niego nie nowość. Teraz chce pokazać, że gdy spojrzy szerzej może zrobić wszystko, uczynić to wyjątkowym i zdominować każdy kawałek.

Po raz kolejny największą część produkcji na materiale otrzymał związany ze Strange Music od lat Seven. W przypadku wielu raperów w pewnym momencie pojawia się problem - bity przerastają raperów, przytłaczają ich i dominują spychając ich w tło. Kiedy mówimy o MC z Kansas bardziej wiarygodny byłby scenariusz odwrotny. Na "Something Else" czasem ciężko po wysłuchanym numerze powiedzieć o bicie więcej niż kilka zdań (choć naprawdę są nieprzewidywalne i bardzo kreatywne!), bo Tecca skupia na sobie zdecydowaną większość naszej uwagi. Dysponuje wokalem o zakresie od zwrotek pełnych emocji uwolnionych przez spokój po wrzask, ryk, wściekły głos superbohatera, który w każdej chwili może sprawić, że zatrzęsie się ziemia... Dodajmy, że kiedy się rozpędzi i zaczyna rzucać punchline'ami nie ma na Świecie rapera, który chciałby skupić na sobie jego ataki. To jednak żadna nowość, prawda?

Świetnym pokazem możliwości jest otwierające materiał, epickie w pełnym znaczeniu tego słowe "Straight Out Of The Gate" z Krizzem Kaliko i Serjem Tankianem z System Of A Down. Gwiazd jest znacznie więcej, ale wszyscy grają tutaj pod dyktando gospodarza. Ten postanowił zrobić album przekrojowy, ukazujący pełnie jego możliwości w różnych gatunkach, na różnych aranżacjach z przebogatym instrumentarium. Znaczące jest to, że w singlowym "B.I.T.C.H." T-Pain rzuca najlepszy refren jaki w jego wykonaniu słyszałem w życiu. Nie ma takiej rytmiki i takiego podziału czy tempa, którego Tech N9ne by się nie podjął. Równie dobrze wypada w towarzystwie Trae The Trutha, Wiz Khalify, Big K.R.I.T.'a, Kendricka Lamara jak i obok artystów, których kontakty z hip-hopem są sporadyczne lub żadne. Potrafi pokazać siebie jako niezwykle obdarzonego lirycznie, wrażliwego faceta jak i jako bestię, kompletnego świra, imprezowicza etc. W zaawansowaniu swoich technik i muzycznego wyczucia jest chwilami przerażający, ale przede wszystkim fascynujący.

Moim ulubionym numerem z albumu jest "Fragile", gdzie na bicie na którym większość raperów połamałoby język, robią sobie z Kendrickiem spotkanie gigantów - liryzmu i techniki rapowania. Do tego dochodzi nieprzypadkowo wspierana przez Techa ekipa !Mayday! i znakomita Kendall Morgan w refrenie. Na materiale nie da się przewidzieć absolutnie nic. Wersja deluxe trwająca osiemdziesiąt minut nie pozwala się nudzić nawet przez chwilę. Możecie nie lubić jakiejś stylistyki i dlatego mieć problem z zaakceptowaniem numeru, ale na poziomie obiektywnym wszystko gra więcej niż dobrze. Na dodatek mimo tego kalejdoskopu materiał nie rozłazi się w szwach, a autorzy potrafią mądrze kierować nastrojem słuchacza siedzącego przy głośniku/w słuchawkach. Nu-metalowe "Love 2 Dislike Me",  duszne i niepokojące "I'm Not A Saint", filmowe "Priorities" z Gamem i Angel Davanport i tripowe "Dwamn" niosą ze sobą rózne rodzaje energii ale zawsze w olbrzymich dawkach. Ten gość jest absolutnie poza jakimikolwiek normami i trzeba sobie zdawać z tego sprawę. "Something Else" potwierdza tezę i stanowi przykład, którym nie będzie trudno do tego przekonywać niewiernych. So dope.

 

]]>
Brotha Lynch Hung "Mannibalector" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-16,brotha-lynch-hung-mannibalector-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-16,brotha-lynch-hung-mannibalector-recenzjaFebruary 16, 2013, 11:47 amWojciech GraczykPierwsza część historii o psychopacie została wydana 23 marca 2010. „Coathangastrangla”, czyli druga część ujrzała światło dzienne 5 kwietnia 2011. Finał "słuchowiska" miał pojawić się na półkach sklepowych w podobnym okresie, tylko w 2012. Niestety nastąpił dość mocny poślizg i album ukazał się dopiero teraz. Czy wyszło to na dobre? Czy „Mannibalector” jest godnym zwieńczeniem trylogii napisanej przez Brotha Lynch Hunga? Dowiecie się czytając recenzję. Zanim jednak przejdę do opisywania przypomnę Wam poprzednie płyty. Trzeba w końcu utrzymać odpowiednią dramaturgię przed oceną zakończenia trylogii. Cała historia o Coathangastrangla, czyli psychopacie-kanibalu rozpoczęła się na płycie „Dinner and Movie”. Mimo, że nie byłem nigdy wielkim fanem jak i horrorcore’u, tak i Lyncha, to album przyciągnął mnie niesamowitym klimatem i wysokim poziomem tekstów. Opowieści był plastyczne, bogate w szczegóły i przerażające (chociażby „Nutt Bagg”). Było im bliżej do filmów Wesa Cravena (notabene twórcy klipów promujących dwa pierwsze dzieła) niż do Ringu. Album nie miałby tej filmowo-słuchowiskowej atmosfery gdyby nie liczne skity między poszczególnymi utworami. „Dinner and a Movie” skończyło się „kolejnym zabójstwem”, w którym pomagali mu Snoop Dogg, Daz i Kurupt, a następnie wypuszczeniem na wolność naszego bohatera.„Coathangastrangla” było jeszcze potężniejszym uderzeniem. O ile na debiucie bity były mroczne, ale stricte rapowe, o tyle w drugiej części brzmiały bardziej jak muzyka filmowa. Styl rapowania był jeszcze bardziej emocjonalny, przez co miałem wrażenie jakby im dalej w las tym Lynch staje się większym świrem (podobno wrażenie miałem oglądając Ledgera w "Mrocznym Rycerzu"). Stawiam tę część nieznacznie wyżej niż "Dinner and Movie".Przejdźmy do meritum, czyli do „Mannibalector”. Płytę zapowiadały dwa bonusowe utwory, które podniosły apetyt. I jak ostatecznie wyszło? Kozacko pod każdym względem! W historię wprowadzają nas wycinki informacyjne z różnych telewizji, w którym dziennikarze opowiadają o zamordowanych kobietach. Motyw morderstw na płci przeciwnej jest tematem przewodnim całego „Mannibala”. Po tym krótkim wstępie dostajemy chyba jedno z najlepszych wejść na płytę w historii rapu. „Krocadil” to nie wejście z buta, to nawet więcej niż wejście razem z futryną. W kawałku dostaje się, ogólnikowo, raperom w za ciasnych spodniach i śpiewakom r’n’b, przełożone na język pscyhopaty.Cała płyta to 14 kawałków i 6 przerywników. Jak w przypadku poprzednich części i tu skity napędzają fabułę. Niektóre jak w przypadku dialogu po „Dead Bitch”, stanowią część utworu i nie są wyróżnione w trackliście. Wszystkie utwory na płycie stoją na bardzo wysokim poziomie. Nawet pozornie odstające od reszty płyty „Something about Susan” jest ważną częścią układanki. Co do samej postaci głównego bohatera, to trzeba przyznać, że raper stworzył postać wielopłaszczyznową. Nie jest to tylko mordowanie ludzi i litry posoki wylewające się z głośników. Oczywiście dominującą częścią wydawnictwa jest brutalność i opisy tego co dzieje się z ofiarami tak jak np. w „Meat Cleaver”:„I hit 'em, cook 'em in Crisco and I filleted 'em and ate 'em Filleted 'em and ate 'em, bakin' potatoes”,jednak jest tu miejsce też na opis tego co dzieje się w głowie psychola. Punktem kulminacyjnym całej opowieści są dwa ostatnie kawałki, nawiasem mówiąc najlepsze na płycie. „Sweeny Todd”, czyli track w którym bohater porównuje się do brzytwiarza z popularnego musicalu (lub, dla kinomaniaków, filmu z Johnnym Deppem) pod tym samym tytułem. Nie będę Wam spoilerował końcówki, ale możecie być pewni że potrafi zaskoczyć i idealnie spaja wszystkie trzy płyty. Sam raper stwierdził w wywiadzie, że to zakończenie było, dla niego samego, formą terapii.Jak przystało na Brotha Lynch Hunga, na "Mannibalector" znajduje się kilku zacnych gości. Dobrani są oni nie pod kątem popularności, ale czy pasują do klimatu płyty. Mamy więc Tech N9ne i Hopsina, którzy razem z gospodarzem sieją prawdziwe zniszczenie w "Stabbed". Mamy COSa i Irva da Phenomenona w utworze o Susan. No i Yelawolf w kawałku "Package", który daje nam opowiastkę w klimatach rodem z "Trunk Muzik". Podoba mi się również to co nawinał Trizz w "MDK". Ma wielki talent do opowiadania mrocznych historii. Będzie trzeba mieć go na oku.Płyta nie byłaby tak wielka gdyby nie muzyka. Lwią część roboty w tej dziedzinie zrobił nadworny producent zawodników ze Strange Music, czyli Seven (sam do labelu nie należy). Chylę czoła przed nim, ponieważ ten człowiek cały czas się rozwija. Porzucił sztywne rapowe podziały rytmiczne, idąc w kierunku oddania odpowiedniej, filmowej, mrocznej atmosfery. Aby spotęgować uczucie niepokoju i strachu dodał jęki, krzyki i mocne pianina. Seven pokazał, że jest obecnie najlepszym z niedocenionych producentów w rapgrze. Jego kompozycje nie są monotonne, ani robione na jedną modłę. Mamy tu „MDK”, które w dużej mierze oparte o jednostajne pukanie, krzyk i wchodzące co jakiś czas pianino. Z drugiej strony jest tu „Eating You” składające się przede wszystkim z cichego pianina, by w 2:30 przejść w gitarową młóckę w najlepszym stylu. Do listy producentów trzeba dodać Non Stop odpowiedzialnego za g-funkowe „Something About Susan”, Apisa i Madesicc Music. Cała trójka również zasłużyła na pochwałę.Używając terminologii bliskiej pierwszemu kanibalowi rapgry, Brotha Lynch Hung zjadł już Casey Veggiesa, Vado, Juelza Santanę. Nie miał z tym problemu, bo to były tylko przystawki. Z większych dań skonsumował też Rockie Fresha i Joe Buddena. Z głównym daniem tego roku, jakim był A$AP Rocky też sobie poradził bez problemu. Dzieło kończące trylogię zasłużyło na ocenę 6-. Minus tylko dlatego, ponieważ ta płyta nie jest dla każdego. I to jest jedyny problem. No i szkoda również, że plotka o występie Eminema nie przerodziła się w fakt. Pierwsza część historii o psychopacie została wydana 23 marca 2010. „Coathangastrangla”, czyli druga część ujrzała światło dzienne 5 kwietnia 2011. Finał "słuchowiska" miał pojawić się na półkach sklepowych w podobnym okresie, tylko w 2012. Niestety nastąpił dość mocny poślizg i album ukazał się dopiero teraz. Czy wyszło to na dobre? Czy „Mannibalector” jest godnym zwieńczeniem trylogii napisanej przez Brotha Lynch Hunga? Dowiecie się czytając recenzję.

Zanim jednak przejdę do opisywania przypomnę Wam poprzednie płyty. Trzeba w końcu utrzymać odpowiednią dramaturgię przed oceną zakończenia trylogii. Cała historia o Coathangastrangla, czyli psychopacie-kanibalu rozpoczęła się na płycie „Dinner and Movie”. Mimo, że nie byłem nigdy wielkim fanem jak i horrorcore’u, tak i Lyncha, to album przyciągnął mnie niesamowitym klimatem i wysokim poziomem tekstów. Opowieści był plastyczne, bogate w szczegóły i przerażające (chociażby „Nutt Bagg”). Było im bliżej do filmów Wesa Cravena (notabene twórcy klipów promujących dwa pierwsze dzieła) niż do Ringu. Album nie miałby tej filmowo-słuchowiskowej atmosfery gdyby nie liczne skity między poszczególnymi utworami. „Dinner and a Movie” skończyło się „kolejnym zabójstwem”, w którym pomagali mu Snoop Dogg, Daz i Kurupt, a następnie wypuszczeniem na wolność naszego bohatera.

„Coathangastrangla” było jeszcze potężniejszym uderzeniem. O ile na debiucie bity były mroczne, ale stricte rapowe, o tyle w drugiej części brzmiały bardziej jak muzyka filmowa. Styl rapowania był jeszcze bardziej emocjonalny, przez co miałem wrażenie jakby im dalej w las tym Lynch staje się większym świrem (podobno wrażenie miałem oglądając Ledgera w "Mrocznym Rycerzu"). Stawiam tę część nieznacznie wyżej niż "Dinner and Movie".

Przejdźmy do meritum, czyli do „Mannibalector”. Płytę zapowiadały dwa bonusowe utwory, które podniosły apetyt. I jak ostatecznie wyszło? Kozacko pod każdym względem! W historię wprowadzają nas wycinki informacyjne z różnych telewizji, w którym dziennikarze opowiadają o zamordowanych kobietach. Motyw morderstw na płci przeciwnej jest tematem przewodnim całego „Mannibala”. Po tym krótkim wstępie dostajemy chyba jedno z najlepszych wejść na płytę w historii rapu. „Krocadil” to nie wejście z buta, to nawet więcej niż wejście razem z futryną. W kawałku dostaje się, ogólnikowo, raperom w za ciasnych spodniach i śpiewakom r’n’b, przełożone na język pscyhopaty.

Cała płyta to 14 kawałków i 6 przerywników. Jak w przypadku poprzednich części i tu skity napędzają fabułę. Niektóre jak w przypadku dialogu po „Dead Bitch”, stanowią część utworu i nie są wyróżnione w trackliście. Wszystkie utwory na płycie stoją na bardzo wysokim poziomie. Nawet pozornie odstające od reszty płyty „Something about Susan” jest ważną częścią układanki. Co do samej postaci głównego bohatera, to trzeba przyznać, że raper stworzył postać wielopłaszczyznową. Nie jest to tylko mordowanie ludzi i litry posoki wylewające się z głośników. Oczywiście dominującą częścią wydawnictwa jest brutalność i opisy tego co dzieje się z ofiarami tak jak np. w „Meat Cleaver”:

„I hit 'em, cook 'em in Crisco and I filleted 'em and ate 'em Filleted 'em and ate 'em, bakin' potatoes”,

jednak jest tu miejsce też na opis tego co dzieje się w głowie psychola. Punktem kulminacyjnym całej opowieści są dwa ostatnie kawałki, nawiasem mówiąc najlepsze na płycie. „Sweeny Todd”, czyli track w którym bohater porównuje się do brzytwiarza z popularnego musicalu (lub, dla kinomaniaków, filmu z Johnnym Deppem) pod tym samym tytułem. Nie będę Wam spoilerował końcówki, ale możecie być pewni że potrafi zaskoczyć i idealnie spaja wszystkie trzy płyty. Sam raper stwierdził w wywiadzie, że to zakończenie było, dla niego samego, formą terapii.

Jak przystało na Brotha Lynch Hunga, na "Mannibalector" znajduje się kilku zacnych gości. Dobrani są oni nie pod kątem popularności, ale czy pasują do klimatu płyty. Mamy więc Tech N9ne i Hopsina, którzy razem z gospodarzem sieją prawdziwe zniszczenie w "Stabbed". Mamy COSa i Irva da Phenomenona w utworze o Susan. No i Yelawolf w kawałku "Package", który daje nam opowiastkę w klimatach rodem z "Trunk Muzik". Podoba mi się również to co nawinał Trizz w "MDK". Ma wielki talent do opowiadania mrocznych historii. Będzie trzeba mieć go na oku.

Płyta nie byłaby tak wielka gdyby nie muzyka. Lwią część roboty w tej dziedzinie zrobił nadworny producent zawodników ze Strange Music, czyli Seven (sam do labelu nie należy). Chylę czoła przed nim, ponieważ ten człowiek cały czas się rozwija. Porzucił sztywne rapowe podziały rytmiczne, idąc w kierunku oddania odpowiedniej, filmowej, mrocznej atmosfery. Aby spotęgować uczucie niepokoju i strachu dodał jęki, krzyki i mocne pianina. Seven pokazał, że jest obecnie najlepszym z niedocenionych producentów w rapgrze. Jego kompozycje nie są monotonne, ani robione na jedną modłę. Mamy tu „MDK”, które w dużej mierze oparte o jednostajne pukanie, krzyk i wchodzące co jakiś czas pianino. Z drugiej strony jest tu „Eating You” składające się przede wszystkim z cichego pianina, by w 2:30 przejść w gitarową młóckę w najlepszym stylu. Do listy producentów trzeba dodać Non Stop odpowiedzialnego za g-funkowe „Something About Susan”, Apisa i Madesicc Music. Cała trójka również zasłużyła na pochwałę.

Używając terminologii bliskiej pierwszemu kanibalowi rapgry, Brotha Lynch Hung zjadł już Casey Veggiesa, Vado, Juelza Santanę. Nie miał z tym problemu, bo to były tylko przystawki. Z większych dań skonsumował też Rockie Fresha i Joe Buddena. Z głównym daniem tego roku, jakim był A$AP Rocky też sobie poradził bez problemu. Dzieło kończące trylogię zasłużyło na ocenę 6-. Minus tylko dlatego, ponieważ ta płyta nie jest dla każdego. I to jest jedyny problem. No i szkoda również, że plotka o występie Eminema nie przerodziła się w fakt.

 

]]>
Stik Figa "Knawhatimsayin" oraz "Flaudgin" - teledyskihttps://popkiller.kingapp.pl/2012-05-25,stik-figa-knawhatimsayin-oraz-flaudgin-teledyskihttps://popkiller.kingapp.pl/2012-05-25,stik-figa-knawhatimsayin-oraz-flaudgin-teledyskiMay 25, 2012, 10:00 amRafał PorosKwietniowy krążek reprezentanta Mello Music Group zatytułowany "As Himself" był dla mnie sporym zaskoczeniem. Zdecydowałem się zapoznać się z nim z czystej ciekawości. Nie pokładałem sporych nadziei w tym materiale jak o albumie, który zagości na dłużej na mojej playliście. Okazało się, że Stik, którego pierwszy raz usłyszałem jakieś 2 lata temu, rozwinął się niesamowicie i swym najnowszym wydawnictwem to pokazał. Zapraszam do obejrzenia klipu do numeru "Knawhatimsayin". I to jest właśnie to, co nazywam prawdziwym chillem. W rozwinięciu newsa znajdziecie także kolejny klip promujący krążek "As Himself" nakręcony do numeru zatytułowanego "Flaudgin" wyprodukowanego przez producenta o ksywie Seven (ten od Tecca Niny)."Is the game that you playing worth trying to win? / Cause regardless, we all gon' die in the end."

Kwietniowy krążek reprezentanta Mello Music Group zatytułowany "As Himself" był dla mnie sporym zaskoczeniem. Zdecydowałem się zapoznać się z nim z czystej ciekawości. Nie pokładałem sporych nadziei w tym materiale jak o albumie, który zagości na dłużej na mojej playliście. Okazało się, że Stik, którego pierwszy raz usłyszałem jakieś 2 lata temu, rozwinął się niesamowicie i swym najnowszym wydawnictwem to pokazał. Zapraszam do obejrzenia klipu do numeru "Knawhatimsayin". I to jest właśnie to, co nazywam prawdziwym chillem. W rozwinięciu newsa znajdziecie także kolejny klip promujący krążek "As Himself" nakręcony do numeru zatytułowanego "Flaudgin" wyprodukowanego przez producenta o ksywie Seven (ten od Tecca Niny).

"Is the game that you playing worth trying to win? / Cause regardless, we all gon' die in the end."



]]>