popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Pedroshttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/22348/PedrosNovember 15, 2024, 6:51 ampl_PL © 2024 Admin stronyŁozo aka Pitahaya / Pedros / DJ Klimat "Back To The Future" (Przegapifszy #44)https://popkiller.kingapp.pl/2012-05-06,lozo-aka-pitahaya-pedros-dj-klimat-back-to-the-future-przegapifszy-44https://popkiller.kingapp.pl/2012-05-06,lozo-aka-pitahaya-pedros-dj-klimat-back-to-the-future-przegapifszy-44December 30, 2013, 6:59 pmJędrzej Cebulski71 zawsze miało mocną scenę. Nie potrafię wskazać innego polskiego miasta niż Wrocław AD 2002, które jednego roku spłodziło cztery niepodważalne klasyki.Zabawę w odgadywanie tego kwartetu zostawię wam, natomiast sam przeniosę się sześć lat do przodu, kiedy to drugi poważniejszy album wydał reprezentant Drutz Foundation i Wrooclyn Dodgers - Łozo aka Pitahaya. Drugi i nieostatni niesłusznie przegapiony. To zresztą jedna z cech charakterystycznych rapsów z Dolnego Śląska - zero parcia na rozgłos. Można się nazywać Jot, nagrać w życiu kilkaset kawałków i cieszyć się nadal statusem tylko lokalnej legendy, którą szanują ci, którzy wiedzą, o co chodzi w tej grze. Łozo wie - nie tylko przez respekt dla starszego krajana.Z jednej strony student (opcjonalnie - studenciak, sweter), z drugiej mega zajawkowicz. Nie twierdzę, żeby jedno z drugim miało powód się wykluczać, niemniej spoiwo w postaci bardzo inteligentnego Pitahaya'i jest tu nie bez znaczenia. Ten facet jest żywym dowodem dla zacietrzewionych małolatów, którzy chcieliby wyprowadzić pierworodnych z krzywdzącego stereotypu, że rap to tylko HWDP i jaranie zielska. Nie jest tak cool jak raperzy od seksu, ale przy dziecku nie będzie wstydził się tekstów. Wyklina wszelkich prawilniaków i gangsterów ze średnią wieku "układ rozrodczy u ssaków", rozprawia o religii, bez epitetów wspomina ex-dziewczyny, domaga się godnych zarobków u absolwentów wyższych uczelni... Krótko mówiąc, porusza sporo ważkich tematów, a przy tym nie zapomina o bragga, relaksie i o podaniu farby ziomowi, który wrzuca graff jak Jordan piłę w obręcz. Otwarta głowa, pewny flow, dystans do siebie i jednak nazbyt nachalne moralizatorstwo.Dużo mniej nachalny jest producent tego albumu - Pedros. Jego bity kojarzą mi się z tym, co zrobił Kłapuh na płycie "Legendy Płynące z Tych Okolic" duetu Zaginiony/Skajsdelimit. Czyli: wirtuozerii tyle co kot napłakał, rozbudowanych aranżacji nie stwierdzono, ale buja aż miło. Fajny, funkowy posmak na mocnych, klasycznych bębnach i precyzyjnie pociętych samplach. Bez cudów-niewidów (za to z pomocą DJ-a Klimat) udało się stworzyć takie sztosy jak "Pierwszy dzień", "Drutz" czy "Spokojnie". Jedyne, co przeszkadza, to kilka ostatnich numerów - zbyt smętnych i topornych.Równie dobrze tych kawałków mogłoby nie być. Tych lub losowych pięciu-sześciu innych, bo ta płyta jest zwyczajnie za długa i przy którymś odsłuchu zaczyna nudzić. Ale jeśli nie czujesz potrzeby wałkowania "Back To The Future" przez cały bity dzień - sięgaj śmiało. Raz na jakiś czas wchodzi przepięknie. 71 zawsze miało mocną scenę. Nie potrafię wskazać innego polskiego miasta niż Wrocław AD 2002, które jednego roku spłodziło cztery niepodważalne klasyki.

Zabawę w odgadywanie tego kwartetu zostawię wam, natomiast sam przeniosę się sześć lat do przodu, kiedy to drugi poważniejszy album wydał reprezentant Drutz Foundation i Wrooclyn Dodgers - Łozo aka Pitahaya. Drugi i nieostatni niesłusznie przegapiony.

To zresztą jedna z cech charakterystycznych rapsów z Dolnego Śląska - zero parcia na rozgłos. Można się nazywać Jot, nagrać w życiu kilkaset kawałków i cieszyć się nadal statusem tylko lokalnej legendy, którą szanują ci, którzy wiedzą, o co chodzi w tej grze. Łozo wie - nie tylko przez respekt dla starszego krajana.

Z jednej strony student (opcjonalnie - studenciak, sweter), z drugiej mega zajawkowicz. Nie twierdzę, żeby jedno z drugim miało powód się wykluczać, niemniej spoiwo w postaci bardzo inteligentnego Pitahaya'i jest tu nie bez znaczenia. Ten facet jest żywym dowodem dla zacietrzewionych małolatów, którzy chcieliby wyprowadzić pierworodnych z krzywdzącego stereotypu, że rap to tylko HWDP i jaranie zielska.

Nie jest tak cool jak raperzy od seksu, ale przy dziecku nie będzie wstydził się tekstów. Wyklina wszelkich prawilniaków i gangsterów ze średnią wieku "układ rozrodczy u ssaków", rozprawia o religii, bez epitetów wspomina ex-dziewczyny, domaga się godnych zarobków u absolwentów wyższych uczelni... Krótko mówiąc, porusza sporo ważkich tematów, a przy tym nie zapomina o bragga, relaksie i o podaniu farby ziomowi, który wrzuca graff jak Jordan piłę w obręcz. Otwarta głowa, pewny flow, dystans do siebie i jednak nazbyt nachalne moralizatorstwo.

Dużo mniej nachalny jest producent tego albumu - Pedros. Jego bity kojarzą mi się z tym, co zrobił Kłapuh na płycie "Legendy Płynące z Tych Okolic" duetu Zaginiony/Skajsdelimit. Czyli: wirtuozerii tyle co kot napłakał, rozbudowanych aranżacji nie stwierdzono, ale buja aż miło. Fajny, funkowy posmak na mocnych, klasycznych bębnach i precyzyjnie pociętych samplach. Bez cudów-niewidów (za to z pomocą DJ-a Klimat) udało się stworzyć takie sztosy jak "Pierwszy dzień", "Drutz" czy "Spokojnie". Jedyne, co przeszkadza, to kilka ostatnich numerów - zbyt smętnych i topornych.

Równie dobrze tych kawałków mogłoby nie być. Tych lub losowych pięciu-sześciu innych, bo ta płyta jest zwyczajnie za długa i przy którymś odsłuchu zaczyna nudzić. Ale jeśli nie czujesz potrzeby wałkowania "Back To The Future" przez cały bity dzień - sięgaj śmiało. Raz na jakiś czas wchodzi przepięknie.

]]>