popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) L.E.S.https://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/21127/LESJuly 7, 2024, 4:16 pmpl_PL © 2024 Admin stronyHavoc (Mobb Deep), L.E.S., Big Noyd - wywiad: dziedzictwo, Prodigy, początki w Queensbridge, Shaqhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-04-19,havoc-mobb-deep-les-big-noyd-wywiad-dziedzictwo-prodigy-poczatki-w-queensbridge-shaqhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-04-19,havoc-mobb-deep-les-big-noyd-wywiad-dziedzictwo-prodigy-poczatki-w-queensbridge-shaqApril 21, 2020, 7:48 pmMarcin Natali"Mobb Deep Forever" - to wyrażenie przewija się co chwilę, gdy rozmawiasz z Havoc'iem, L.E.S.'em i Big Noydem. W zeszłym roku mieliśmy okazję usiąść na spokojnie z całą trójką przed ich koncertem w Warszawie, czego rezultatem jest dogłębna, ponad 20-minutowa konwersacja m.in. o dziedzictwie Mobb Deep, wspomnieniach Prodigy'ego (R.I.P.), klasycznym teledysku do "It's Mine" z Nasem, 20. rocznicy albumu "Murda Muzik", jak i dorastaniu ze sobą w Queensbridge.Havoc wspomniał również tworzenie kultowego bitu do "Shook Ones Part II", podzielił się zabawną historią współpracy z Shaquille'em O'Nealem i wizyty w jego domu w 1996 roku; L.E.S. wspomniał producenckie początki z Havociem, produkowanie hitów dla Willa Smitha na "Big Willie Style"; a Big Noyd opowiedział o swojej karierze solowej i wadze bycia w zgodzie z samym sobą... I to wciąż nie wszystko! Rozmowa, montaż: Marcin NataliTłumaczenie: Maciej Wojszkun, Marcin NataliVideo, zdjęcie w miniaturce i zdjęcia koncertowe: Jakub SandeckiZa pomoc w przeprowadzeniu wywiadu dziękujemy klubowi SEN w Warszawie"Mobb Deep Forever" - to wyrażenie przewija się co chwilę, gdy rozmawiasz z Havoc'iem, L.E.S.'em i Big Noydem. W zeszłym roku mieliśmy okazję usiąść na spokojnie z całą trójką przed ich koncertem w Warszawie, czego rezultatem jest dogłębna, ponad 20-minutowa konwersacja m.in. o dziedzictwie Mobb Deep, wspomnieniach Prodigy'ego (R.I.P.), klasycznym teledysku do "It's Mine" z Nasem, 20. rocznicy albumu "Murda Muzik", jak i dorastaniu ze sobą w Queensbridge.

Havoc wspomniał również tworzenie kultowego bitu do"Shook Ones Part II", podzielił się zabawną historią współpracy z Shaquille'em O'Nealem i wizyty w jego domu w 1996 roku; L.E.S. wspomniał producenckie początki z Havociem, produkowanie hitów dla Willa Smitha na "Big Willie Style"; a Big Noyd opowiedział o swojej karierze solowej i wadze bycia w zgodzie z samym sobą... I to wciąż nie wszystko! 

Rozmowa, montaż: Marcin Natali
Tłumaczenie: Maciej Wojszkun, Marcin Natali
Video, zdjęcie w miniaturce i zdjęcia koncertowe: Jakub Sandecki

Za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu dziękujemy klubowi SEN w Warszawie

]]>
25 lat "Illmatica" Nasa - wywiad z producentem "Life's a Bitch", L.E.S.https://popkiller.kingapp.pl/2019-04-21,25-lat-illmatica-nasa-wywiad-z-producentem-lifes-a-bitch-leshttps://popkiller.kingapp.pl/2019-04-21,25-lat-illmatica-nasa-wywiad-z-producentem-lifes-a-bitch-lesApril 21, 2019, 12:47 pmMaciej Wojszkun19 kwietnia 1994 roku światło dzienne ujrzał jeden z albumów, bez którego hip-hop nie byłby taki sam. Kwintesencja nowojorskiego brzmienia, prawdziwy kanon i elementarz każdego rapera - "Illmatic". Tak jest, ciężko uwierzyć, że tak celebrowany debut Nasira Jonesa ukazał się aż 25 lat temu. Tym bardziej, że ów upływ czasu nie jest w żaden sposób odczuwalny przy odsłuchu - of pierwszych taktów "The Genesis" po ostatnie brzmienia "It Ain't Hard to Tell", "Illmatic" i dziś brzmi tak samo świeżo, jakby ukazał się wczoraj...A tyczy się to zarówno mistrzowskich wersów Nasa, jak i warstwy muzycznej. Esencjonalnego, eastcoastowego brzmienia "Illmatica" po prostu nie tyka się czas - a jest to zasługa plejady niesamowitych talentów, które Nas zaprosił do współpracy: Preemo, Pete Rocka, Q-Tipa, Large Professora... oraz bohatera dzisiejszego wywiadu.We wrześniu tamtego roku do Wrocławia na specjalny koncert, poświęcony pamięci Prodigy'ego (R.I.P.) przyjechali Havoc, stały współpracownik Mobb Deep Big Noyd oraz L.E.S. - niezwykle utalentowany producent, architekt brzmienia Queensbridge, autor bądź współautor wielu klasycznych bujających sztosów - m.in. "Sugar Hill" AZ, "Miami" Willa Smitha, "Glamour Life" Big Puna... A przede wszystkim - nieśmiertelnego "Life's a Bitch" Nasa i AZ. Ja sam, odkąd usłyszałem jego kapitalne produkcje na "I Am..." Nasa (m.in. świetne "I Want to Talk to You" czy wywołujące ciarki "Undying Love"), jestem ogromny fanem - niemal podskoczyłem więc z radości, gdy L.E.S. zgodził się na wywiad przed koncertem.Porozmawialiśmy więc o początkach znajomości z Nasem i Havokiem, o historii powstania "Life's a Bitch" i innych klasycznych utworach. Wspomnieliśmy tych, których z nami już nie ma, m.in. Prodigy'ego oraz Chrisa Lighty'ego (R.I.P.). L.E.S. opowiedział także o współpracy z Kendrickiem Lamarem i o swych najnowszych, interesujących przedsięwzięciach. Zapraszam serdecznie do oglądania!Ogromne podziękowania za pomoc przy wywiadzie kieruję do niezawodnego Sławka z BIG Idea oraz Hectica ze Ślizgu. Pozdrawiam!Rozmawiał: Maciej WojszkunTłumaczenie: Maciej WojszkunVideo: Maciej WojszkunPOPKILLERY 2019 - zagłosuj na swoich faworytówNas "Illmatic" (Klasyk Wszechczasów)AZ "Dorastanie w kulturze hip-hop pokazało mi, w którą stronę iść" - videowywiad19 kwietnia 1994 roku światło dzienne ujrzał jeden z albumów, bez którego hip-hop nie byłby taki sam. Kwintesencja nowojorskiego brzmienia, prawdziwy kanon i elementarz każdego rapera - "Illmatic". Tak jest, ciężko uwierzyć, że tak celebrowany debut Nasira Jonesa ukazał się aż 25 lat temu. Tym bardziej, że ów upływ czasu nie jest w żaden sposób odczuwalny przy odsłuchu - of pierwszych taktów "The Genesis" po ostatnie brzmienia "It Ain't Hard to Tell", "Illmatic" i dziś brzmi tak samo świeżo, jakby ukazał się wczoraj...

A tyczy się to zarówno mistrzowskich wersów Nasa, jak i warstwy muzycznej. Esencjonalnego, eastcoastowego brzmienia "Illmatica" po prostu nie tyka się czas - a jest to zasługa plejady niesamowitych talentów, które Nas zaprosił do współpracy: Preemo, Pete Rocka, Q-Tipa, Large Professora... oraz bohatera dzisiejszego wywiadu.

We wrześniu tamtego roku do Wrocławia na specjalny koncert, poświęcony pamięci Prodigy'ego (R.I.P.) przyjechali Havoc, stały współpracownik Mobb Deep Big Noyd oraz L.E.S. - niezwykle utalentowany producent, architekt brzmienia Queensbridge, autor bądź współautor wielu klasycznych bujających sztosów - m.in. "Sugar Hill" AZ, "Miami" Willa Smitha, "Glamour Life" Big Puna... A przede wszystkim - nieśmiertelnego "Life's a Bitch" Nasa i AZ. Ja sam, odkąd usłyszałem jego kapitalne produkcje na "I Am..." Nasa (m.in. świetne "I Want to Talk to You" czy wywołujące ciarki "Undying Love"), jestem ogromny fanem - niemal podskoczyłem więc z radości, gdy L.E.S. zgodził się na wywiad przed koncertem.

Porozmawialiśmy więc o początkach znajomości z Nasem i Havokiem, o historii powstania "Life's a Bitch" i innych klasycznych utworach. Wspomnieliśmy tych, których z nami już nie ma, m.in. Prodigy'ego oraz Chrisa Lighty'ego (R.I.P.).  L.E.S. opowiedział także o współpracy z Kendrickiem Lamarem i o swych najnowszych, interesujących przedsięwzięciach. Zapraszam serdecznie do oglądania!

Ogromne podziękowania za pomoc przy wywiadzie kieruję do niezawodnego Sławka z BIG Idea oraz Hectica ze Ślizgu. Pozdrawiam!

Rozmawiał: Maciej Wojszkun

Tłumaczenie: Maciej Wojszkun

Video: Maciej Wojszkun

POPKILLERY 2019 - zagłosuj na swoich faworytów

Nas "Illmatic" (Klasyk Wszechczasów)

AZ "Dorastanie w kulturze hip-hop pokazało mi, w którą stronę iść" - videowywiad

]]>
Havoc, Big Noyd i L.E.S. już za tydzień we Wrocławiu!https://popkiller.kingapp.pl/2018-09-11,havoc-big-noyd-i-les-juz-za-tydzien-we-wroclawiuhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-09-11,havoc-big-noyd-i-les-juz-za-tydzien-we-wroclawiuSeptember 11, 2018, 4:51 pmMaciej WojszkunTo już ponad rok, odkąd odszedł od nas współautor jednego z najbardziej wpływowych albumów w historii gatunku - monumentalnego "The Infamous", nauczyciel i wzór dla wielu MC's na całym świecie (nie wyłączając polskich) - nieodżałowanej pamięci Prodigy z kultowego duo Mobb Deep... W przyszłym tygodniu, 18 września, we wrocławskim klubie Akademia w hołdzie dla zmarłego przyjaciela zagra jego partner-in-rhyme - Havoc. Wraz z nim wystapią stały współpracownik Mobb Deep (pojawił się na niemal wszystkich ich albumach) Big Noyd, oraz L.E.S., znakomity producent, autor m.in. klasycznego "Life's a Bitch" Nasa! Tego wieczoru usłyszymy kultowe hity Mobb Deep, sztosy z solowych płyt - słowem, największe hity Queensbridge!I limitowana pula biletów w cenie 49 zł do nabycia w salonach Empik na terenie całego kraju, jak również w serwisach Going. (https://goingapp.pl/evt/1814092/havoc-mobb-deep-wroclaw-akademia) i Biletomat.pl (https://www.biletomat.pl/koncerty/havoc-mobb-deep-big-noyd-6999/)Bilety VIP - https://www.big-idea.eu/pages/bilety.phpIlośc biletów ograniczona!Link do wydarzenia na fb: https://www.facebook.com/events/257014795136018/?active_tab=aboutTo jak, widzimy się we Wrocławiu?[[{"fid":"39561","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]To już ponad rok, odkąd odszedł od nas współautor jednego z najbardziej wpływowych albumów w historii gatunku - monumentalnego "The Infamous", nauczyciel i wzór dla wielu MC's na całym świecie (nie wyłączając polskich) - nieodżałowanej pamięci Prodigy z kultowego duo Mobb Deep... 

W przyszłym tygodniu, 18 września, we wrocławskim klubie Akademia w hołdzie dla zmarłego przyjaciela zagra jego partner-in-rhyme - Havoc. Wraz z nim wystapią stały współpracownik Mobb Deep (pojawił się na niemal wszystkich ich albumach) Big Noyd, oraz L.E.S., znakomity producent, autor m.in. klasycznego "Life's a Bitch" Nasa! Tego wieczoru usłyszymy kultowe hity Mobb Deep, sztosy z solowych płyt - słowem, największe hity Queensbridge!

I limitowana pula biletów w cenie 49 zł do nabycia w salonach Empik na terenie całego kraju, jak również w serwisach Going. (https://goingapp.pl/evt/1814092/havoc-mobb-deep-wroclaw-akademia) i Biletomat.pl (https://www.biletomat.pl/koncerty/havoc-mobb-deep-big-noyd-6999/)

Bilety VIP - https://www.big-idea.eu/pages/bilety.php

Ilośc biletów ograniczona!

Link do wydarzenia na fb: https://www.facebook.com/events/257014795136018/?active_tab=about

To jak, widzimy się we Wrocławiu?

[[{"fid":"39561","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

]]>
Nas "Illmatic" (Klasyk Wszechczasów)https://popkiller.kingapp.pl/2014-04-18,klasyk-wszechczasow-nas-illmatichttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-18,klasyk-wszechczasow-nas-illmaticFebruary 21, 2016, 7:49 pmKrzysztof WidtW Klasyku Na Weekend opisaliśmy wam grubo ponad setkę albumów, a do tej pory nikt nie zabrał się za płytę, która przy słowie "klasyk" nasuwa się jako pierwsza. Nie dlatego oczywiście, że o niej nie pomyśleliśmy, tylko dlatego, że ciężko nam wyobrazić sobie fana rapu, któremu taki krążek trzeba przybliżać. Czas jednak nastał. Okazja jest wyjątkowa - dziś mija równo dwadzieścia lat od premiery debiutu Nasa - płyty o której pisze się niezwykle trudno, bo to co w niej największe nie jest wyklarowane, ale wtopione w całość, ukryte między wierszami i zniuansowane. "Illmatic" zredefiniował rap, przeniósł go na inny poziom myślowy zarazem będąc porcją pełnokrwistego, szorstkiego rapu w pełnej krasie o jednym atrybucie, którego nie da się zaplanować, ani osiągnąć przez zamierzone zabiegi. Żyje własnym życiem, jest niezależnym, ponadczasowym organizmem, ma własną duszę."Illmatic" nigdy nie pojawi się w podsumowaniach płyt ważnych dla włodarzy wytwórni i pierwszoplanowych postaci showbizu. Był bardziej komercyjnym niewypałem. Status platyny osiągnął dopiero w 2001 roku, a CEO Columbia Records pewnie nieziemsko wkurwiali się kiedy kolejne, genialne przecież single nie wchodziły nawet do pierwszej setki rankingów sprzedaży, mimo że ulice NYC buzowały szałem na "nowego Rakima". W pierwszym tygodniu poszło 59 tysięcy egzemplarzy, co przy takim albumie ciężko uznać za gigantyczny sukces dziś, a co dopiero wtedy. Zarazem jako że album powstawał w dużej mierze w latach 91-92 stał się jednym z najbardziej bootlegowanych krążków wszechczasów. Są dowody na to, że jeszcze w 1993 roku "Illmatica" słuchano np. w Los Angeles. Producent wykonawczy, MC Serch, zarzekał się, że osobiście nakrył garaż z ponad 60 tysiącami nielegalnych egzemplarzy kaset. DJ Premier opowiadał z kolei jak do studio złazili się koledzy Nasa z QB, którzy wiedzieli, że powstaje tam historia i chcieli wziąc w niej udział chociażby w charakterze gapiów. Nie dziwię się, wiele bym oddał, żeby móc zobaczyć te sesje na własne oczy.O wielkości tego krążka mówią nie tylko potwierdzone propsy, wielcy artyści przyznający, że był ich największą inspiracją, DJ Premier wymieniający stworzenie krążka z Nasem w tym samym składzie producentów jeszcze raz jako największe muzyczne marzenie... Nie miejsca w rankingach wszechczasów, nie ilość cutów z wersów Nasa wykorzystanych w klasykach gatunku i follow-upów. Najlepiej o jego wielkości mówi to, że po 20 latach od premiery nadal w tym albumie da się coś odkryć. Liryka jaką Nasty Nas wprowadził do gry w 1994 była nie do pojęcia w czasach dosadnych punchline prosto na werbel. Weźmy np. wers z "It Ain't Hard To Tell" - "I drink Moet with Medusa, give her shotguns in hell/ From the spliff that I lift and inhale - it ain't hard to tell". "Shotguns" to sposób palenia zioła, przy którym wdycha się dym do ust swojego zioma. Meduza spojrzeniem zamieniała w kamień. Kamień to "stone", a "stoned" to też "nastukany". Połączcie fakty. Daje wam do pogląd na jak głębokim i zawansowanym levelu rozkminy pracował mózg Nasira Jones'a przy pisaniu tych tekstów. Podwójne dno to za mało. Dziś, kiedy zachwycamy się np. Kendrickiem Lamarem i złożonością jego rozkmin, jesteś 20 lat rozwoju rapu dalej. Ten typ robił takie rzeczy w '94."Illmatic" swoim brzmieniem i klimatem przenosi nas w czasie i przestrzeni. Choć takich sformułowań używa się często, nieczęsto ich znaczenie można traktować tak poważnie. W każdym pogłosie werbla, niuansie tekstu Nasira i w każdym samplu siedzi coś takiego co sprawia, że projekty Queensbidge Houses stają przed oczami razem z "czujkami" stojącymi na rogach, matkami węszącymi za crackiem z dzieckiem na ręku i strzałami na które nie reaguje się panicznie, a przechodzi do porządku dziennego. Oczywiście najbardziej przyczynia się do tego "N.Y. State Of Mind" w którym wszystko opisane jest z dokładnością, która jasno wskazuje, że gość wie o czym mówi. Podkłady natomiast stanowią kanon tego co utożsamia się z brzmieniem Nowego Jorku. Kiedy ostatnio na początku "Trillmatica" A$AP Nasta usłyszałem JEDEN charakterstyczny dźwięk pianina przeszły mnie ciarki. Każdy kto zna debiut Nasa wie dlaczego. To 10 bitów idealnych, których siła płynie z perkusji i tego jak na nich, a może raczej między nimi porusza się gospodarz. Surowy ascetyzm Primo z "N.Y. State Of Mind", bardzo nisko siedzący turbobas z "Life's A Bitch" L.E.S.'a, jazzowy vibe "World Is Yours" Pete Rocka czy dudniące jakby niosły się już po całym osiedlu perkusje Large Pro w "Halftime"... O każdym z tych podkładów można pisać poematy. Trzeba to po prostu usłyszeć, czy może raczej doświadczyć. Ponadczasowość tej muzyki nie płynie z zagadkowym aranżacji, wielowątkowych przejść tylko z prostoty, która stała się kluczem. Dzięki niej atmosfera Wielkiego Jabłka pierwszej połowy lat 90. została zamknięta w 40 minutach wybitnej muzyki i uwalnia się ponownie za każdym razem, kiedy włączy się ten album. Ani jedno słowo nie jest na wyrost. Ta płyta to Nowy Jork, a Nowy Jork to ta płyta.Nas na "Illmaticu" to niesamowity tekściarz i naturszczyk, który urzeka tym bardziej, że jego edukacja szkolna skończyła się bardzo wcześnie. Edukacja jednak to nie tylko szkoła. Potrafi tutaj robić cuda w kwestii wordplayu - nie tylko bawi się podwójnym znaczeniem wyrazów, ale nawet potrafi z brzmienia wyrazów ulepić pole do zabwy znaczeniem czegoś co brzmi podobnie. Jego flow często jest przez krytyków zepchnięte na dlaszy plan i przez to zupełnie niesłusznie niedocenione. Nie tylko wzbogaca te bity swoim kapitalnym zastosowaniem wielokrotnych rymów (często wewnątrz jednego wersu, nie tylko w końcówkach) i ich melodyką, ale też kiedy leci na jednym i przechodzi na kolejny jest w tym tak finezyjny i bujający, że ciężko to opisać. Głos? Unikat. Nie tak charakterystyczny jak Redman, albo... AZ, ale za to bardzo nastrojowy, idealnie pasujący do treści, charakterny, głęboki. Znam osoby, które mówią, że AZ zwrotką z "Life's A Bitch" zjadł "Illmatica". Faktycznie to genialna zwrotka, jednorazowy, 16-wersowy wybuch monstrualnego talentu, ale absolutnie nie zgodzę się z tezą. Nas jest dużo bardziej konsekwentny, nie stawia na jeden strzał, ale sumiennie dokłada kolejne klocki z których powstaje album nie tylko klasyczny, nie tylko przełomowy, ale moim zdaniem absolutnie idealny. Ma 20 lat, znam go gdzieś od 10, nadal nie zmieniłbym w nim nic - nawet jednej sekundy. Kiedy rzeczy które kochałem przed laty dziś często wydają mi się średnie, do "Illmatica" wracam regularnie, pewien i swego i nigdy się nie zawodzę. Są dobre i złe albumy, są bardzo dobre i świetne. I jest "Illmatic". To nie tylko perfekcyjnie wykonana robota, to coś więcej, tchnienie geniuszu, coś co towarzyszyło Milesowi przy "Kind Of Blue" albo Zeppelinom przy "Stairway To Heaven". Dwadzieścia lat temu, świat usłyszał magię, która sprawiła, że rap nigdy już nie był taki sam i dostał swoją ikonę, dzieło kluczowe do zrozumienia całego gatunku. List miłosny uznaję za zakończony, bo mógłbym tak w nieskończoność - wykorzystajcie po prostu idealną okazję, żeby włączyć dziś ten album i poczuć to jeszcze raz. Może nie ma ludzi niezastąpionych, ale z pewnością są niezastąpione albumy. A przynajmniej jeden.W Klasyku Na Weekend opisaliśmy wam grubo ponad setkę albumów, a do tej pory nikt nie zabrał się za płytę, która przy słowie "klasyk" nasuwa się jako pierwsza. Nie dlatego oczywiście, że o niej nie pomyśleliśmy, tylko dlatego, że ciężko nam wyobrazić sobie fana rapu, któremu taki krążek trzeba przybliżać. Czas jednak nastał. Okazja jest wyjątkowa - dziś mija równo dwadzieścia lat od premiery debiutu Nasa - płyty o której pisze się niezwykle trudno, bo to co w niej największe nie jest wyklarowane, ale wtopione w całość, ukryte między wierszami i zniuansowane. "Illmatic" zredefiniował rap, przeniósł go na inny poziom myślowy zarazem będąc porcją pełnokrwistego, szorstkiego rapu w pełnej krasie o jednym atrybucie, którego nie da się zaplanować, ani osiągnąć przez zamierzone zabiegi. Żyje własnym życiem, jest niezależnym, ponadczasowym organizmem, ma własną duszę.

"Illmatic" nigdy nie pojawi się w podsumowaniach płyt ważnych dla włodarzy wytwórni i pierwszoplanowych postaci showbizu. Był bardziej komercyjnym niewypałem. Status platyny osiągnął dopiero w 2001 roku, a CEO Columbia Records pewnie nieziemsko wkurwiali się kiedy kolejne, genialne przecież single nie wchodziły nawet do pierwszej setki rankingów sprzedaży, mimo że ulice NYC buzowały szałem na "nowego Rakima". W pierwszym tygodniu poszło 59 tysięcy egzemplarzy, co przy takim albumie ciężko uznać za gigantyczny sukces dziś, a co dopiero wtedy. Zarazem jako że album powstawał w dużej mierze w latach 91-92 stał się jednym z najbardziej bootlegowanych krążków wszechczasów. Są dowody na to, że jeszcze w 1993 roku "Illmatica" słuchano np. w Los Angeles. Producent wykonawczy, MC Serch, zarzekał się, że osobiście nakrył garaż z ponad 60 tysiącami nielegalnych egzemplarzy kaset. DJ Premier opowiadał z kolei jak do studio złazili się koledzy Nasa z QB, którzy wiedzieli, że powstaje tam historia i chcieli wziąc w niej udział chociażby w charakterze gapiów. Nie dziwię się, wiele bym oddał, żeby móc zobaczyć te sesje na własne oczy.


O wielkości tego krążka mówią nie tylko potwierdzone propsy, wielcy artyści przyznający, że był ich największą inspiracją, DJ Premier wymieniający stworzenie krążka z Nasem w tym samym składzie producentów jeszcze raz jako największe muzyczne marzenie... Nie miejsca w rankingach wszechczasów, nie ilość cutów z wersów Nasa wykorzystanych w klasykach gatunku i follow-upów. Najlepiej o jego wielkości mówi to, że po 20 latach od premiery nadal w tym albumie da się coś odkryć. Liryka jaką Nasty Nas wprowadził do gry w 1994 była nie do pojęcia w czasach dosadnych punchline prosto na werbel. Weźmy np. wers z "It Ain't Hard To Tell" - "I drink Moet with Medusa, give her shotguns in hell/ From the spliff that I lift and inhale - it ain't hard to tell". "Shotguns" to sposób palenia zioła, przy którym wdycha się dym do ust swojego zioma. Meduza spojrzeniem zamieniała w kamień. Kamień to "stone", a "stoned" to też "nastukany". Połączcie fakty. Daje wam do pogląd na jak głębokim i zawansowanym levelu rozkminy pracował mózg Nasira Jones'a przy pisaniu tych tekstów. Podwójne dno to za mało. Dziś, kiedy zachwycamy się np. Kendrickiem Lamarem i złożonością jego rozkmin, jesteś 20 lat rozwoju rapu dalej. Ten typ robił takie rzeczy w '94.

"Illmatic" swoim brzmieniem i klimatem przenosi nas w czasie i przestrzeni. Choć takich sformułowań używa się często, nieczęsto ich znaczenie można traktować tak poważnie. W każdym pogłosie werbla, niuansie tekstu Nasira i w każdym samplu siedzi coś takiego co sprawia, że projekty Queensbidge Houses stają przed oczami razem z "czujkami" stojącymi na rogach, matkami węszącymi za crackiem z dzieckiem na ręku i strzałami na które nie reaguje się panicznie, a przechodzi do porządku dziennego. Oczywiście najbardziej przyczynia się do tego "N.Y. State Of Mind" w którym wszystko opisane jest z dokładnością, która jasno wskazuje, że gość wie o czym mówi. Podkłady natomiast stanowią kanon tego co utożsamia się z brzmieniem Nowego Jorku. Kiedy ostatnio na początku "Trillmatica" A$AP Nasta usłyszałem JEDEN charakterstyczny dźwięk pianina przeszły mnie ciarki. Każdy kto zna debiut Nasa wie dlaczego. To 10 bitów idealnych, których siła płynie z perkusji i tego jak na nich, a może raczej między nimi porusza się gospodarz. Surowy ascetyzm Primo z "N.Y. State Of Mind", bardzo nisko siedzący turbobas z "Life's A Bitch" L.E.S.'a, jazzowy vibe "World Is Yours" Pete Rocka czy dudniące jakby niosły się już po całym osiedlu perkusje Large Pro w "Halftime"... O każdym z tych podkładów można pisać poematy. Trzeba to po prostu usłyszeć, czy może raczej doświadczyć. Ponadczasowość tej muzyki nie płynie z zagadkowym aranżacji, wielowątkowych przejść tylko z prostoty, która stała się kluczem. Dzięki niej atmosfera Wielkiego Jabłka pierwszej połowy lat 90. została zamknięta w 40 minutach wybitnej muzyki i uwalnia się ponownie za każdym razem, kiedy włączy się ten album. Ani jedno słowo nie jest na wyrost. Ta płyta to Nowy Jork, a Nowy Jork to ta płyta.

Nas na "Illmaticu" to niesamowity tekściarz i naturszczyk, który urzeka tym bardziej, że jego edukacja szkolna skończyła się bardzo wcześnie. Edukacja jednak to nie tylko szkoła. Potrafi tutaj robić cuda w kwestii wordplayu - nie tylko bawi się podwójnym znaczeniem wyrazów, ale nawet potrafi z brzmienia wyrazów ulepić pole do zabwy znaczeniem czegoś co brzmi podobnie. Jego flow często jest przez krytyków zepchnięte na dlaszy plan i przez to zupełnie niesłusznie niedocenione. Nie tylko wzbogaca te bity swoim kapitalnym zastosowaniem wielokrotnych rymów (często wewnątrz jednego wersu, nie tylko w końcówkach) i ich melodyką, ale też kiedy leci na jednym i przechodzi na kolejny jest w tym tak finezyjny i bujający, że ciężko to opisać. Głos? Unikat. Nie tak charakterystyczny jak Redman, albo... AZ, ale za to bardzo nastrojowy, idealnie pasujący do treści, charakterny, głęboki. Znam osoby, które mówią, że AZ zwrotką z "Life's A Bitch" zjadł "Illmatica". Faktycznie to genialna zwrotka, jednorazowy, 16-wersowy wybuch monstrualnego talentu, ale absolutnie nie zgodzę się z tezą. Nas jest dużo bardziej konsekwentny, nie stawia na jeden strzał, ale sumiennie dokłada kolejne klocki z których powstaje album nie tylko klasyczny, nie tylko przełomowy, ale moim zdaniem absolutnie idealny. Ma 20 lat, znam go gdzieś od 10, nadal nie zmieniłbym w nim nic - nawet jednej sekundy. Kiedy rzeczy które kochałem przed laty dziś często wydają mi się średnie, do "Illmatica" wracam regularnie, pewien i swego i nigdy się nie zawodzę. Są dobre i złe albumy, są bardzo dobre i świetne. I jest "Illmatic". To nie tylko perfekcyjnie wykonana robota, to coś więcej, tchnienie geniuszu, coś co towarzyszyło Milesowi przy "Kind Of Blue" albo Zeppelinom przy "Stairway To Heaven". Dwadzieścia lat temu, świat usłyszał magię, która sprawiła, że rap nigdy już nie był taki sam i dostał swoją ikonę, dzieło kluczowe do zrozumienia całego gatunku. List miłosny uznaję za zakończony, bo mógłbym tak w nieskończoność - wykorzystajcie po prostu idealną okazję, żeby włączyć dziś ten album i poczuć to jeszcze raz. Może nie ma ludzi niezastąpionych, ale z pewnością są niezastąpione albumy. A przynajmniej jeden.

]]>
AZ "Pieces Of A Man" (Przegapifszy #48)https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-10,az-pieces-of-a-man-przegapifszy-48https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-10,az-pieces-of-a-man-przegapifszy-48February 15, 2013, 3:03 pmDaniel WardzińskiO ile "Doe Or Die" cieszy się olbrzymim szacunkiem w środowisku, o tyle osób mówiących o drugim krążku Sosy jest dużo mniej. "Pieces Of A Man" ukazało się w 1998 roku, czyli już po wydaniu The Firm w Aftermath, w latach największej popularności rapera z Brooklynu. Wydana w Noo Trybe płyta miała być sposobem na zastąpienie ciężkiego ulicznego przekazu z debiutu luźniejszymi, bardziej imprezowo-rozrywkowymi numerami. Nie znaczy to w żadnym razie, że Aziatic zrezygnował ze swojego street-talk, a tym bardziej, że jego flow przestało być imponujące. Więcej śpiewanych refrenów i cieplejsze i bujające w zupełnie inny sposób produkcje Goldfinga, Trackmasters czy L.E.S. wcale nie sprawiły, że AZ stał się mniej przyjemny w odbiorze. Materiał świetnie broni się do dziś i ciężko wyjaśnić to, że dziś się o nim zapomina chociaż otarł się o złoto sprzedając około 450 tysięcy egzemplarzy.Kiedy dziś słucham sobie "Pieces Of A Man" jakoś nie czuję dużej zmiany proporcji luźniejszych kawałków do tych cięższych. Chociażby dwa otwierające materiał numery na wyjątkowych, głębokich, bardziej rozkminkowych bitach Goldfinga, to coś co sprawia, że w album wsiąka się na wejściu. Mocny, bardzo nisko sunący bas i nie mniej intensywna perkusja w "New Life (Intro)" w połączeniu z jedną z moich ulubionych zwrotek Sosy (zastanówcie się czy nie przypomina wam czegoś) tworzą numer, któremu można stawiać pomniki, a nie zarzuty. Zaraz po nim wjeżdża "How Ya Livin" na bicie L.E.S. z takim jednym koleżka z Queens, który dość często pojawia się w rozmowach o AZ. Klasyk. Tego numeru nie da się inaczej określić. Bardziej luźno i hitowo robi się, kiedy wjeżdżają numery z Trackmasters. Poke & Tone byli wówczas prawdopodobnie najbardziej rozchwytywanymi producentami, a ilość platynowych singli spod ich ręki sprawiła, że potrzebowali baaaardzo dużych domów, żeby mieć je gdzie wieszać. Kontrowersyjny duet dwukrotnie urozmaica materiał - raz dwoma numerami, raz trzema. Co ciekawe w drugim przypadku nie są to tylko bangery do klubu, ale również bardzo kojarzące z mafijnym klimatem The Firm "Sosa" - ultraważny numer w karierze rapera. Bardziej imprezowa jest pierwsza "dwójka" - "Trading Places" i "What's The Deal" jednak po chwili wysokonasyconej świetnym flow nawijki o laskach wraca Goldfina ponownie posyłając szczękę na podłogę dzięki "Love Is Love" z Nature i Half-A-Mil. Kapitalny sampel, który skupia uwagę na starcie, a potem wjazd perkusji, które dowodzą, że gość jest nieprawdopodobnie uzdolniony. Kolejne potwierdzenie to mega klimatyczny "Pay Back". Jeśli ktoś z was wie, gdzie można sprawdzić więcej jego bitów koniecznie proszę o kontakt!Trackmasters są również autorami tytułowego numeru, który uważam za kolejny perfekcyjny joint z tego materiału. Kiedy AZ zamyka rewelacyjną drugą zwrotkę czwórką "And though it sound ill, through all the foul shit, I'm down still/ All aroudn real, rough is the grounds in Brownsville/ I know the ledge, meditatin', holdin' my head/ Eyes red, it's still Doe Or Die till I'm dead" czuje się po prostu, że gość jest tym kim określił się dekadę później - "Undeniable". Złożenia na poziomie "So play the game, other slow up change the lane/ Awaken, unchain the brain in exchange to take away the pain" to jak geniusz możliwości wokalnych i stylowych tego gościa w pigułce. Nie mniej imponuje kolejny czerpiący z g-funku numer w dyskografii Sosy - "Last Dayz" czy zamykające całość zainspirowane ówczesnym R&B "Betcha Don't Know". Podkład tego ostatniego to dzieło Tonego Dofata znanego z produkcji hitów dla Mary J. Blige, Heavy D & The Boyz czy Queen Latifah... Wyjątkowi producenci, wyjątkowy raper. Wyjątkowy album. Klasyk, którego nie powinna się zapominać ani stawiać w cieniu "Doe Or Die". O ile "Doe Or Die" cieszy się olbrzymim szacunkiem w środowisku, o tyle osób mówiących o drugim krążku Sosy jest dużo mniej. "Pieces Of A Man" ukazało się w 1998 roku, czyli już po wydaniu The Firm w Aftermath, w latach największej popularności rapera z Brooklynu. Wydana w Noo Trybe płyta miała być sposobem na zastąpienie ciężkiego ulicznego przekazu z debiutu luźniejszymi, bardziej imprezowo-rozrywkowymi numerami. Nie znaczy to w żadnym razie, że Aziatic zrezygnował ze swojego street-talk, a tym bardziej, że jego flow przestało być imponujące. Więcej śpiewanych refrenów i cieplejsze i bujające w zupełnie inny sposób produkcje Goldfinga, Trackmasters czy L.E.S. wcale nie sprawiły, że AZ stał się mniej przyjemny w odbiorze. Materiał świetnie broni się do dziś i ciężko wyjaśnić to, że dziś się o nim zapomina chociaż otarł się o złoto sprzedając około 450 tysięcy egzemplarzy.

Kiedy dziś słucham sobie "Pieces Of A Man" jakoś nie czuję dużej zmiany proporcji luźniejszych kawałków do tych cięższych. Chociażby dwa otwierające materiał numery na wyjątkowych, głębokich, bardziej rozkminkowych bitach Goldfinga, to coś co sprawia, że w album wsiąka się na wejściu. Mocny, bardzo nisko sunący bas i nie mniej intensywna perkusja w "New Life (Intro)" w połączeniu z jedną z moich ulubionych zwrotek Sosy (zastanówcie się czy nie przypomina wam czegoś) tworzą numer, któremu można stawiać pomniki, a nie zarzuty. Zaraz po nim wjeżdża "How Ya Livin" na bicie L.E.S. z takim jednym koleżka z Queens, który dość często pojawia się w rozmowach o AZ. Klasyk. Tego numeru nie da się inaczej określić.

Bardziej luźno i hitowo robi się, kiedy wjeżdżają numery z Trackmasters. Poke & Tone byli wówczas prawdopodobnie najbardziej rozchwytywanymi producentami, a ilość platynowych singli spod ich ręki sprawiła, że potrzebowali baaaardzo dużych domów, żeby mieć je gdzie wieszać. Kontrowersyjny duet dwukrotnie urozmaica materiał - raz dwoma numerami, raz trzema. Co ciekawe w drugim przypadku nie są to tylko bangery do klubu, ale również bardzo kojarzące z mafijnym klimatem The Firm "Sosa" - ultraważny numer w karierze rapera. Bardziej imprezowa jest pierwsza "dwójka" - "Trading Places" i "What's The Deal" jednak po chwili wysokonasyconej świetnym flow nawijki o laskach wraca Goldfina ponownie posyłając szczękę na podłogę dzięki "Love Is Love" z Nature i Half-A-Mil. Kapitalny sampel, który skupia uwagę na starcie, a potem wjazd perkusji, które dowodzą, że gość jest nieprawdopodobnie uzdolniony. Kolejne potwierdzenie to mega klimatyczny "Pay Back". Jeśli ktoś z was wie, gdzie można sprawdzić więcej jego bitów koniecznie proszę o kontakt!

Trackmasters są również autorami tytułowego numeru, który uważam za kolejny perfekcyjny joint z tego materiału. Kiedy AZ zamyka rewelacyjną drugą zwrotkę czwórką "And though it sound ill, through all the foul shit, I'm down still/ All aroudn real, rough is the grounds in Brownsville/ I know the ledge, meditatin', holdin' my head/ Eyes red, it's still Doe Or Die till I'm dead" czuje się po prostu, że gość jest tym kim określił się dekadę później - "Undeniable". Złożenia na poziomie "So play the game, other slow up change the lane/ Awaken, unchain the brain in exchange to take away the pain" to jak geniusz możliwości wokalnych i stylowych tego gościa w pigułce. Nie mniej imponuje kolejny czerpiący z g-funku numer w dyskografii Sosy - "Last Dayz" czy zamykające całość zainspirowane ówczesnym R&B "Betcha Don't Know". Podkład tego ostatniego to dzieło Tonego Dofata znanego z produkcji hitów dla Mary J. Blige, Heavy D & The Boyz czy Queen Latifah... Wyjątkowi producenci, wyjątkowy raper. Wyjątkowy album. Klasyk, którego nie powinna się zapominać ani stawiać w cieniu "Doe Or Die".

 

]]>
L.E.$ feat Slim Thug "Smoking Exotic" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-12-17,le-feat-slim-thug-smoking-exotic-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-12-17,le-feat-slim-thug-smoking-exotic-teledyskDecember 17, 2011, 1:00 pmMarcin NataliCo prawda rap zachwalający nieziemskie właściwości konopi indyjskich to nic odkrywczego, ba, jeden z bardziej wyświechtanych i przewałkowanych tematów w historii tej jakże pięknej muzyki... Ale co począć kiedy dostajemy numer na świetnym wyluzowanym bicie, z równie dobrą nawijką dwóch południowych wariatów? L.E.$. - MC z gatunku "Świeża Krew" oraz houstoński wyjadacz Slim Thug stworzyli tu naprawdę fajny klimat i bardzo przyjemny numer. A że nic tu w tekście odkrywczego? No cóż, nie można mieć wszystkiego naraz. Ostatni darmowy album L.E.$'a "Settle 4 Le$" do odsłuchu i ściągnięcia tutaj (gościnnie na płycie m.in. Chamillionaire, Paul Wall, Bun B, Slim Thug).

Co prawda rap zachwalający nieziemskie właściwości konopi indyjskich to nic odkrywczego, ba, jeden z bardziej wyświechtanych i przewałkowanych tematów w historii tej jakże pięknej muzyki... Ale co począć kiedy dostajemy numer na świetnym wyluzowanym bicie, z równie dobrą nawijką dwóch południowych wariatów? L.E.$. - MC z gatunku "Świeża Krew" oraz houstoński wyjadacz Slim Thug stworzyli tu naprawdę fajny klimat i bardzo przyjemny numer. A że nic tu w tekście odkrywczego? No cóż, nie można mieć wszystkiego naraz. Ostatni darmowy album L.E.$'a "Settle 4 Le$" do odsłuchu i ściągnięciatutaj (gościnnie na płycie m.in. Chamillionaire, Paul Wall, Bun B, Slim Thug).


]]>