popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Etenszyn: Drimz Kamyn Truhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/20935/Etenszyn-Drimz-Kamyn-TruJuly 7, 2024, 3:41 pmpl_PL © 2024 Admin stronyVNM wspomina "E:DKT" w 10. rocznicę premieryhttps://popkiller.kingapp.pl/2022-02-20,vnm-wspomina-edkt-w-10-rocznice-premieryhttps://popkiller.kingapp.pl/2022-02-20,vnm-wspomina-edkt-w-10-rocznice-premieryFebruary 20, 2022, 8:59 pmJan StokowskiDokładnie 10 lat temu ukazał się przełomowy dla VNM'a drugi legalny album. Raper z tej okazji pokusił się o refleksję i wspomnienie "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru": (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); "Dziś 10 rocznica przełomowego dla mnie albumu pt. Etenszyn: Drimz Kamyn Tru więc pozwólcie, że pop**rdolę sobie o tym chwilkę. Wydając upragniony, legalny debiut na początku 2011 („legalny”, jak to dziś zabawnie brzmi) nie mogłem sobie jeszcze pozwolić na rezygnację z pracy w banku na etat i oprócz sprzedania 7-8 tysięcy kopii owego debiutu i zagrania około 20 koncertów w ciągu roku nie czułem jakiejś większej zmiany w moim życiu więc kolejną płytę (właśnie E:DKT) poświęciłem głównie na dywagacje czy legalny debiut był faktycznie tym na co tak strasznie czekałem, o co walczyłem nagrywając dekadę w podziemiu, stąd też jego tytuł będący grą słowną nawiązującą do spełniających się marzeń, tudzież przemijających (Tru=True/Through). Napisałem i nagrałem ten album (notabene moją pierwszą złotą, solową płytę) mając jednocześnie wspomnianą wcześniej pracę na pełny etat, magisterskie studia zaoczne na warszawskim uniwerku i dając korepetycje z angola 3-4 razy w tygodniu więc byłem nazwijmy to, k**wa, zajętym gościem. Mimo upływu lat wciąż uważam, że każdy artysta potrzebuje dużego hitu na swoim koncie, żeby jego życie faktycznie się zmieniło i mimo, że jeden z moich traków nagranych w podziemiu w 2010 latał z klipem w tv na Vivie na 3 czy 4 miejscu top 10 listy przebojów to moim pierwszym prawdziwym hitem, który zmienił wszystko było “Na weekend” z E:DKT. YouTube wtedy wyglądał inaczej - jeśli wchodziłeś wtedy na niego z Polski ten klip jebał Cię po oczach niecały tydzień i 80k wyświetleń dobę w dobę to było naprawdę coś. Do tego klipy do „Dym”, „Choćbym miał zostać sam” czy empetrójki do „Fan”, „Potrzebuję”, „Nigdy więcej”, „Jesteś” - w końcu poczułem, że moje życie się zmienia. Zmieniło się na tyle, że półtora miesiąca po premierze E:DKT mogłem sobie w końcu pozwolić na bycie full time raperem, którym jestem do dziś, a ta płyta to na pewno top 3 moich wszystkich albumów, dla wielu z Was zajmująca pewnie pierwsze miejsce w mojej niemałej dyskografii. Dziękuję Wam, że zmieniliście moje życie"A my poniżej przypominamy także klasyczny wywiad w kawalerce VNM'a zrealizowany przez Mateusza Natali przy okazji premiery tego albumu:Dokładnie 10 lat temu ukazał się przełomowy dla VNM'a drugi legalny album. Raper z tej okazji pokusił się o refleksję i wspomnienie "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru":

"Dziś 10 rocznica przełomowego dla mnie albumu pt. Etenszyn: Drimz Kamyn Tru więc pozwólcie, że pop**rdolę sobie o tym chwilkę. Wydając upragniony, legalny debiut na początku 2011 („legalny”, jak to dziś zabawnie brzmi) nie mogłem sobie jeszcze pozwolić na rezygnację z pracy w banku na etat i oprócz sprzedania 7-8 tysięcy kopii owego debiutu i zagrania około 20 koncertów w ciągu roku nie czułem jakiejś większej zmiany w moim życiu więc kolejną płytę (właśnie E:DKT) poświęciłem głównie na dywagacje czy legalny debiut był faktycznie tym na co tak strasznie czekałem, o co walczyłem nagrywając dekadę w podziemiu, stąd też jego tytuł będący grą słowną nawiązującą do spełniających się marzeń, tudzież przemijających (Tru=True/Through). Napisałem i nagrałem ten album (notabene moją pierwszą złotą, solową płytę) mając jednocześnie wspomnianą wcześniej pracę na pełny etat, magisterskie studia zaoczne na warszawskim uniwerku i dając korepetycje z angola 3-4 razy w tygodniu więc byłem nazwijmy to, k**wa, zajętym gościem. Mimo upływu lat wciąż uważam, że każdy artysta potrzebuje dużego hitu na swoim koncie, żeby jego życie faktycznie się zmieniło i mimo, że jeden z moich traków nagranych w podziemiu w 2010 latał z klipem w tv na Vivie na 3 czy 4 miejscu top 10 listy przebojów to moim pierwszym prawdziwym hitem, który zmienił wszystko było “Na weekend” z E:DKT. YouTube wtedy wyglądał inaczej - jeśli wchodziłeś wtedy na niego z Polski ten klip jebał Cię po oczach niecały tydzień i 80k wyświetleń dobę w dobę to było naprawdę coś. Do tego klipy do „Dym”, „Choćbym miał zostać sam” czy empetrójki do „Fan”, „Potrzebuję”, „Nigdy więcej”, „Jesteś” - w końcu poczułem, że moje życie się zmienia. Zmieniło się na tyle, że półtora miesiąca po premierze E:DKT mogłem sobie w końcu pozwolić na bycie full time raperem, którym jestem do dziś, a ta płyta to na pewno top 3 moich wszystkich albumów, dla wielu z Was zajmująca pewnie pierwsze miejsce w mojej niemałej dyskografii. Dziękuję Wam, że zmieniliście moje życie"

A my poniżej przypominamy także klasyczny wywiad w kawalerce VNM'a zrealizowany przez Mateusza Natali przy okazji premiery tego albumu:

]]>
VNM: "ReTo wpadł na mój klip by wziąć podpis na EDKT"https://popkiller.kingapp.pl/2021-01-25,vnm-reto-wpadl-na-moj-klip-by-wziac-podpis-na-edkthttps://popkiller.kingapp.pl/2021-01-25,vnm-reto-wpadl-na-moj-klip-by-wziac-podpis-na-edktJanuary 25, 2021, 3:25 pmAdmin stronyVNM świętuje właśnie piękny jubileusz - 10 lat od legalnego debiutu. W rozmowie z Hirkiem Wroną podsumował cały ten okres, wspomniał po latach "De Nekst Best" oraz opowiedział o wyrazach szacunku, jakie dostaje od reprezentantów nowej szkoły.Fragment dotyczący powyższych tematów znajdziecie poniżej, a pod nim pełna rozmowa live w ramach ostatniego odcinka Magazynu Popkillera, a także najnowszy Tourbus, gdzie VNM wspomina szaloną sytuację z "Tour of The Year", które grał wspólnie z Quebonafide, Kubanem, W.E.N.Ą. i Kubą Knapem.VNM świętuje właśnie piękny jubileusz - 10 lat od legalnego debiutu. W rozmowie z Hirkiem Wroną podsumował cały ten okres, wspomniał po latach "De Nekst Best" oraz opowiedział o wyrazach szacunku, jakie dostaje od reprezentantów nowej szkoły.

Fragment dotyczący powyższych tematów znajdziecie poniżej, a pod nim pełna rozmowa live w ramach ostatniego odcinka Magazynu Popkillera, a także najnowszy Tourbus, gdzie VNM wspomina szaloną sytuację z "Tour of The Year", które grał wspólnie z Quebonafide, Kubanem, W.E.N.Ą. i Kubą Knapem.

]]>
VNM "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" - przedpremierowa recenzja nr 2https://popkiller.kingapp.pl/2012-02-18,vnm-etenszyn-drimz-kamyn-tru-przedpremierowa-recenzja-nr-2https://popkiller.kingapp.pl/2012-02-18,vnm-etenszyn-drimz-kamyn-tru-przedpremierowa-recenzja-nr-2January 1, 2014, 12:36 pmDaniel WardzińskiJest jedna cecha w VNM'ie, której nie odmówią mu nawet najbardziej zaciekli haterzy - konsekwencja. Podparta na dodatek dużą pewnością siebie i zaufaniem we własne możliwości. Taka mieszanka często generuje sukces. "Sprzedał się nieźle tu debiut", a "de nekst best" zamienia się w "best ever". Czy faktycznie?Druga płyta VNM'a to pozycja, której wyczekiwałem z dużym zaciekawieniem. Nie dlatego, że jak psychopatyczni fani uważam, że jego flow jest zesłane z nieba i nie ma w Polsce nikogo lepszego... Bullshit. Z ciekawości. Wiedziałem, że ten gość ma jaja, żeby robić muzykę po swojemu, że jest inteligentnym facetem i ma potencjał nie tylko do tego, żeby wysoko sytuować swoją dupę w grze, ale może nawet żeby ją zmienić."Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" dostarczyło mi zarówno sporo powodów do pochwał dla rapera z Elbląga jak i wielu rozczarowań. Paradoksalnie ich proporcje czasem mnie samemu trudno wychwycić. Gość potrafi zbudować bardzo dobry numer i położyć go żenującym refrenem, ale potrafi też sprawić, że słuchacz po finałowej linijce przeciera oczy ze zdumienia. Wciąż jest materiałem na rapera ze ścisłej czołówki polskiej sceny. Niestety nadal się do niej nie łapie, a jego imponujący potencjał nie zostaje wykorzystany. Po pierwsze... Wstyd, żeby raper z jednej z największych rapowych wytwórni w tym kraju, gość który mówi o sobie jakby przeorał scenę wszerz i wzdłuż, nadal nie zrobił czegoś ze swoją techniką. Tak! TECHNIKĄ. Bo technika to dla mnie nie tylko "potrójne poczwórne tu rymy" (ponownie bywają naciągane i wyjęczane), ale również umiejętność artykulacji głosu, dykcja, siła głosu, modulacja... Z tym V wciąż ma problemy. Na płycie. Na koncertach będzie miał jeszcze większe. Jaki trzeba mieć tupet, żeby oprzeć płytę na tak banalnych śpiewanych refrenach, kiedy nawet nie umie się przyzwoicie nucić? Zarzuty można stawiać też samej treści. "Tworzymy tą subkulturę, więc zmieńmy jej wizerunek, pchnijmy ją w górę". Serio? Mówi to koleżka, który nawija o tym jak nawąchany zapierdala po bibach do jedenastej i obszerną część swojej płyty poświęca ruchaniu lasek? Lubię pewnych siebie MC's, ale nie cierpię przesadnego wożenia się bez podstaw. Wkurwia mnie na tej płycie okropnie, że VNM rapuje jakby właśnie zaserwował rewolucję polskiemu rapowi. Jak dla mnie to nowością mogą być bity stylizowane na Drake'a, ale nie tematy, które w 2003 były już stare. Czy słuchając "Choćbym Miał Zostać Sam" z Wozzem nie macie czasem przed oczami "Dziś W Moim Mieście" z Grizzleem? Wkurwiam się, bo tego chłopaka stać na dużo więcej, ale to wymaga pracy, a tej tutaj widzę zdecydowanie za mało. Jego talent jest niesamowity i chwilami naprawdę zapiera dech w piersiach, ale nadal brakuje mu optymalnego szlifu. Na lekcje śpiewu V, do studia, zapierdalaj, nagrywaj godzinami, ćwicz głos i staraj się wymyślić coś bardziej oryginalnego niż "Dym", "Tęcze" albo "Potrzebuję". Bity z Niemiec to nie znaczy to samo co być międzynarodowym artystą. Chwalić się propsami od największych tej sceny - ok, jest czym, pod warunkiem, że nie sprawiają one, że spoczywasz na laurach. Dobra... Wyzłośliwiłem się trochę, bo kilkunastokrotne przesłuchanie tego albumu w przeciągu kilku dni potrafi nagromadzić trochę złych emocji. VNM grubo przesadza, nie jest tak dobry jak sam mówi, większe ma na pewno ego niż skillsy, a droga przed nim jeszcze dłuższa niż mogłoby się wydawać. Ja głęboko wierzę, że przejdzie ją w wielkim stylu. Dlaczego? Powodów jest więcej niż kilka. Rymy nadal są kwadratowe, wielokrotne nadal są naciągane (rapowanie "się", "je", jest" i znowu "się" itd), a śpiew stoi na dramatycznym poziomie. To fakty. Tak samo jak to, że Venom jest przeciekawą osobowością, której słucha się z dużą uwagą. Ma w sobie mnóstwo jadu, który umiejętnie wysączony jest w stanie paraliżować, a chwilami i zabijać (wers o złotej płycie w dniu premiery... Mistrz). Ma te swoje teksty i tekściki, które zapadają w pamięć i nawet wbrew Twojej woli sam zaczniesz je stosować. Rozwinął się jako tekściarz, choć nadal zostawia małe poczucie niedosytu. Problem polega na tym, że potrafi zajebać taką ósemkę, że spadniesz z krzesła, po czym obniżyć poziom o trzy klasy i zostawiać słuchacza z tym swoim jękliwym wyciąganiem bezsensownych wielokrotnych. "Piątek" jest kapitalny, ale martwi (mniej koksu, więcej rapowania Fau!), "Nigdy Więcej" extra, o ile nie słyszeliście "Cole World". Mi bardzo elegancko wkręca się odsłaniający trochę kulisów "Zrobią To Za Mnie". Na dodatek prawie każdy bit, który na ten album zrobił SoDrumatic jest majstersztykiem. Matheo bardzo odstaje, a "Śnieg" to najsłabszy numer na albumie. Niemieccy koledzy też nie mają podjazdu do autora większości muzyki. Wyjątek to "Piątek" 7inch. Ta gitara jest nieludzka... A SoDrumatic. "Fan" jeszcze tego nie ukazuje tak mocno (choć przestrzeń tego bitu jest imponująca), ale już mostek między zwrotkami w "Potrzebuję" to rzecz niemal idealna. Podobnie zresztą jak jeden z najlepszych numerów dla lasek w historii polskiego rapu - zamykające album "Jesteś". "Na Weekend" dobija do bańka na YT. Gdyby był dobrze zaśpiewany pewnie dobijał by do trzech. Polski mainstream potrzebuje takiej muzyki i potrzebuje takiego zawodnika jak VNM. Jest bardzo dobrym raperem. Może się tym zadowolić, albo wziąć się do roboty i w przeciągu najbliższych lat stać się legendą. Gdyby cały materiał utrzymał na poziomie pierwszego wejścia w "Choćbym Miał Zostać Sam", gdyby z emocjonalnych numerów (np. "Dymu") wycisnął więcej prawdziwych emocji, gdyby miał producenta wykonawczego, który podpowiedziałby mu, że wrzucanie na album czegoś takiego jak połowa wersów z "Nie Po To" i 3/4 refrenów z płyty jest przypałem... Co by było? Pewnie klasyk. Nie żartuję.Ta płyta to definicja słowa "ambiwalencja". Nie znam chyba innej przy której tak mocna zajawa miesza się z takim zawodem i wkurwieniem. "I wezmę te lekcje śpiewu jak po tej płycie parę tu wezmę przelewów". Bierz te przelewy za to panie Fau i do roboty! Zapracuj na tą pewność siebie. Niech to będzie najlepszy album jaki dostał ode mnie na popkillerze czwórkę z minusem. Jest jedna cecha w VNM'ie, której nie odmówią mu nawet najbardziej zaciekli haterzy - konsekwencja. Podparta na dodatek dużą pewnością siebie i zaufaniem we własne możliwości. Taka mieszanka często generuje sukces. "Sprzedał się nieźle tu debiut", a "de nekst best" zamienia się w "best ever". Czy faktycznie?

Druga płyta VNM'a to pozycja, której wyczekiwałem z dużym zaciekawieniem. Nie dlatego, że jak psychopatyczni fani uważam, że jego flow jest zesłane z nieba i nie ma w Polsce nikogo lepszego... Bullshit. Z ciekawości. Wiedziałem, że ten gość ma jaja, żeby robić muzykę po swojemu, że jest inteligentnym facetem i ma potencjał nie tylko do tego, żeby wysoko sytuować swoją dupę w grze, ale może nawet żeby ją zmienić.

"Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" dostarczyło mi zarówno sporo powodów do pochwał dla rapera z Elbląga jak i wielu rozczarowań. Paradoksalnie ich proporcje czasem mnie samemu trudno wychwycić. Gość potrafi zbudować bardzo dobry numer i położyć go żenującym refrenem, ale potrafi też sprawić, że słuchacz po finałowej linijce przeciera oczy ze zdumienia. Wciąż jest materiałem na rapera ze ścisłej czołówki polskiej sceny. Niestety nadal się do niej nie łapie, a jego imponujący potencjał nie zostaje wykorzystany. Po pierwsze... Wstyd, żeby raper z jednej z największych rapowych wytwórni w tym kraju, gość który mówi o sobie jakby przeorał scenę wszerz i wzdłuż, nadal nie zrobił czegoś ze swoją techniką. Tak! TECHNIKĄ. Bo technika to dla mnie nie tylko "potrójne poczwórne tu rymy" (ponownie bywają naciągane i wyjęczane), ale również umiejętność artykulacji głosu, dykcja, siła głosu, modulacja... Z tym V wciąż ma problemy. Na płycie. Na koncertach będzie miał jeszcze większe. Jaki trzeba mieć tupet, żeby oprzeć płytę na tak banalnych śpiewanych refrenach, kiedy nawet nie umie się przyzwoicie nucić? Zarzuty można stawiać też samej treści. "Tworzymy tą subkulturę, więc zmieńmy jej wizerunek, pchnijmy ją w górę". Serio? Mówi to koleżka, który nawija o tym jak nawąchany zapierdala po bibach do jedenastej i obszerną część swojej płyty poświęca ruchaniu lasek? Lubię pewnych siebie MC's, ale nie cierpię przesadnego wożenia się bez podstaw. Wkurwia mnie na tej płycie okropnie, że VNM rapuje jakby właśnie zaserwował rewolucję polskiemu rapowi. Jak dla mnie to nowością mogą być bity stylizowane na Drake'a, ale nie tematy, które w 2003 były już stare. Czy słuchając "Choćbym Miał Zostać Sam" z Wozzem nie macie czasem przed oczami "Dziś W Moim Mieście" z Grizzleem? Wkurwiam się, bo tego chłopaka stać na dużo więcej, ale to wymaga pracy, a tej tutaj widzę zdecydowanie za mało. Jego talent jest niesamowity i chwilami naprawdę zapiera dech w piersiach, ale nadal brakuje mu optymalnego szlifu. Na lekcje śpiewu V, do studia, zapierdalaj, nagrywaj godzinami, ćwicz głos i staraj się wymyślić coś bardziej oryginalnego niż "Dym", "Tęcze" albo "Potrzebuję". Bity z Niemiec to nie znaczy to samo co być międzynarodowym artystą. Chwalić się propsami od największych tej sceny - ok, jest czym, pod warunkiem, że nie sprawiają one, że spoczywasz na laurach.

Dobra... Wyzłośliwiłem się trochę, bo kilkunastokrotne przesłuchanie tego albumu w przeciągu kilku dni potrafi nagromadzić trochę złych emocji. VNM grubo przesadza, nie jest tak dobry jak sam mówi, większe ma na pewno ego niż skillsy, a droga przed nim jeszcze dłuższa niż mogłoby się wydawać. Ja głęboko wierzę, że przejdzie ją w wielkim stylu. Dlaczego? Powodów jest więcej niż kilka. Rymy nadal są kwadratowe, wielokrotne nadal są naciągane (rapowanie "się", "je", jest" i znowu "się" itd), a śpiew stoi na dramatycznym poziomie. To fakty. Tak samo jak to, że Venom jest przeciekawą osobowością, której słucha się z dużą uwagą. Ma w sobie mnóstwo jadu, który umiejętnie wysączony jest w stanie paraliżować, a chwilami i zabijać (wers o złotej płycie w dniu premiery... Mistrz). Ma te swoje teksty i tekściki, które zapadają w pamięć i nawet wbrew Twojej woli sam zaczniesz je stosować. Rozwinął się jako tekściarz, choć nadal zostawia małe poczucie niedosytu. Problem polega na tym, że potrafi zajebać taką ósemkę, że spadniesz z krzesła, po czym obniżyć poziom o trzy klasy i zostawiać słuchacza z tym swoim jękliwym wyciąganiem bezsensownych wielokrotnych.

"Piątek" jest kapitalny, ale martwi (mniej koksu, więcej rapowania Fau!), "Nigdy Więcej" extra, o ile nie słyszeliście "Cole World". Mi bardzo elegancko wkręca się odsłaniający trochę kulisów "Zrobią To Za Mnie". Na dodatek prawie każdy bit, który na ten album zrobił SoDrumatic jest majstersztykiem. Matheo bardzo odstaje, a "Śnieg" to najsłabszy numer na albumie. Niemieccy koledzy też nie mają podjazdu do autora większości muzyki. Wyjątek to "Piątek" 7inch. Ta gitara jest nieludzka... A SoDrumatic. "Fan" jeszcze tego nie ukazuje tak mocno (choć przestrzeń tego bitu jest imponująca), ale już mostek między zwrotkami w "Potrzebuję" to rzecz niemal idealna. Podobnie zresztą jak jeden z najlepszych numerów dla lasek w historii polskiego rapu - zamykające album "Jesteś". "Na Weekend" dobija do bańka na YT. Gdyby był dobrze zaśpiewany pewnie dobijał by do trzech. Polski mainstream potrzebuje takiej muzyki i potrzebuje takiego zawodnika jak VNM. Jest bardzo dobrym raperem. Może się tym zadowolić, albo wziąć się do roboty i w przeciągu najbliższych lat stać się legendą. Gdyby cały materiał utrzymał na poziomie pierwszego wejścia w "Choćbym Miał Zostać Sam", gdyby z emocjonalnych numerów (np. "Dymu") wycisnął więcej prawdziwych emocji, gdyby miał producenta wykonawczego, który podpowiedziałby mu, że wrzucanie na album czegoś takiego jak połowa wersów z "Nie Po To" i 3/4 refrenów z płyty jest przypałem... Co by było? Pewnie klasyk. Nie żartuję.

Ta płyta to definicja słowa "ambiwalencja". Nie znam chyba innej przy której tak mocna zajawa miesza się z takim zawodem i wkurwieniem. "I wezmę te lekcje śpiewu jak po tej płycie parę tu wezmę przelewów". Bierz te przelewy za to panie Fau i do roboty! Zapracuj na tą pewność siebie. Niech to będzie najlepszy album jaki dostał ode mnie na popkillerze czwórkę z minusem.

 

]]>
VNM "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" - przedpremierowa recenzja nr 1https://popkiller.kingapp.pl/2012-02-18,vnm-etenszyn-drimz-kamyn-tru-przedpremierowa-recenzja-nr-1https://popkiller.kingapp.pl/2012-02-18,vnm-etenszyn-drimz-kamyn-tru-przedpremierowa-recenzja-nr-1January 1, 2014, 12:35 pmAdmin strony"Prędzej zginę nim za parę lat w Polsce to flow nie będzie kojarzyło się z mainstreamem im"Nawinął równo rok temu VNM na debiucie, upłynął rok i nie mów, że się nie zbliża skutek"Etenszyn" budzi emocji dużo a na płycieMasz typie klip co do miliona dobija w miech - "Na weekend"Mimo śpiewanych refrenów i inspiracji Drake'iemGdzie dla wyznawcy schematów stał się marnym fejkiemWygląda na to, że wciąż dobiera karty w ręceNie bojąc się zmiany na lepsze jak jego Jay i JędkerDając radę jak oni i dając Radę jak LeninMówiąc "demyt" i czerpiąc moc, że ktoś talent doceniłIdąc pod prąd wciąż swą konsekwentnie drogąOtwierając się na płycie, dodając "jestem sobą"Przeplatając gęściej mnogość różnych emocjiTrudnych emocji, żalu, zagubienia, po propsyZłotej płyty na ścianie i nieprzespanej nockiGdzie niekończące się ćpanie i te moralne troskiGdzie najpierw vibe na melanż a potem kac jak vegasOd sięgania do marzeń po dół brat jak siemaszOd dymu z papierosów i związku do zerwaniaDo posypanych nosów i dup co bez śniadaniaWychodzą z rana a bunkier emocji ani zadrgnieMróz w duszy zamienił muzykę mu w jedyną pasję.Z melanżem popłynął twardziej, wchłonęła WWA w pełniZebrał ten rok do kupy, rzucił do shure'a na bębnyNa bitach: SoDrumatic. Sporo ten chłop potrafiPłynie to świeżo, stylowo, więc V.Cole dobrze trafiłPoza tym Drumkidz, 7inch, MatheoCiężko się przyczepić i bez bitów w stylu 'zamknij, nie wiem, skip, przełącz'...Ejoł, jak mówisz - to zbyt ambitne, kiepskie, fatalneKończę zabawę, dalej cisnę reckę normalnie..."Prędzej zginę nim za parę lat w Polsce to flow nie będzie kojarzyło się z mainstreamem im" zapowiedział VNM na debiucie i zawziął się tak konsekwentnie, że już rok później coraz częściej wymieniany jest jednym tchem z ugruntowaną mainstreamową czołówką. Wystarczy spojrzeć na to jak rozszedł się klip do "Na Weekend".Zawziął się też i idzie pod prąd swoją drogą. W kraju gdzie wciąż najlepiej przyjmują się brudne, samplowane i klasyczne brzmienie a postacie takie jak Lil Wayne czy Drake odrzucane są z góry przez duży procent rapowych słuchaczy V nie wstydzi się inspiracji Drizzym czy The Weeknd'em, dodając, że nie zależy mu na fanach narzekających na zmiany. Wszystko to sprawia, że "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" jeszcze przed premierą budzi wiele kontrowersji i skupia - notabene - uwagę. Jak prezentuje się ten materiał i czy VNM nie wpadł w pułapkę drugiej płyty?Mówiąc w skrócie - prezentuje zupełnie inaczej niż "De Nekst Best", ale o pułapce drugiej płyty nie ma mowy. "E: DKT" to swoisty zapis ostatniego roku w życiu Venoma. Pierwszego roku, w którym mógł godnie żyć z rapu, w którym na dobre wskoczył w 'legalne' środowisko i poznał, co się za nim kryje. Zarówno jasne i ciemne strony. Taki też jest ten album. Zajawka i zwątpienie przeplatają się tak jak opijanie sukcesu i ćpanie bez samokontroli. Tak jak miłość do muzyki i wyzbycie się głębszych uczuć. Tak jak wspomnienia ex i opisy kobiet wychodzących z domu bez śniadania. Droga, w której nawet za wkroczeniem w upragnione 'ogrody sukcesu' napotkać można ciernie, chwasty i pokrzywy. Zamiast luźnej przekrojówki klimatu, pokazu skillsów i braggowych jazd mamy materiał mocno osobisty, skupiony stricte na osobie autora i pozbawiony gościnnych udziałów - poza trójką (no dobra, szóstką) dodatkowych nie rapujących głosów obecnych na płycie. Braggi spotykamy tylko w singlowej "Supernovie" a ich brak nadrabia nietypowe "Zrobią to za mnie". Można więc powiedzieć, że tak jak debiut miał ukazać spektrum możliwości VNM-a tak drugi album jest formą pamiętnika o spójnym klimacie i treści, ale zróżnicowanych nastrojach.Jak w praktyce wypadają podnoszone przed premierą zarzuty o kopiowanie Drake'a i J.Cole'a? Zgrabnie odparte są w otwierającym płytę "Fanie", nie będę psuł wam więc zabawy. Powiem tyle, że mimo nasączenia stylu konkretnymi i jednoznacznie kojarzącymi się inspiracjami charyzma VNM-a wciąż przebija się na pierwszy plan i nie mamy wątpliwości, że to wciąż ten sam gość, próbujący jedynie w muzyce nowych dróg. Flow wciąż się rozwija, ewoluuje a Venom stara się je urozmaicać i wychodzi to na plus. Progres pod tym względem od czasów podziemnych jest naprawdę ogromny. Gdy porównam nadakcentowane przeciąganie i równe "bombienie" podwójnych z "NSPC" do tego, na ile sposobów V nawija w samym "Fanie" i jak obok siebie dostajemy leniwe śpiewane fragmenty i kozackie przeciągnięcia jak w wersie z monopolowym to widać, że ten gość naprawdę mocno idzie do przodu, szlifując wszystkie elementy i stopniowo niwelując możliwość przyczepienia się do czegokolwiek w kwestii warsztatowej. Na obecny moment są to chyba jedynie pojedyncze momenty słabsze emisyjnie bądź dykcyjnie lub zbyt naciągane czasem podwójne, które jednak będąc dodatkiem do treści nie rażą, chyba że internetowych analityków rozpisujących wszystko wers po wersie.A co z owymi śpiewanymi elementami, o które wielu obawiało się najbardziej? Przyznam, że w "Na Weekend" wyszło to dużo lepiej niż się spodziewałem i na całości również brzmi konkretnie. Nie są to profesjonalne wokalne popisy, ale słucha się ich dobrze i tworzą odpowiedni klimat. Jedyny numer, w którym podśpiewywanie razi i wkracza w fałszujące rejony jest gorzki i nasączonymi vocoderem "Śnieg", nasuwający skojarzenia z "808's & Heartbreak". W sumie coś w tym jest, że nawet narzekając na to, że jest tego śpiewania za dużo czy że wypada po prostu "spoko" nie dałoby się zaprzeczyć, że urozmaica album i czyni go ciekawszym. Ciekawe więc co będzie gdy dojdą lekcje śpiewu, o ile VNM nie postanowi wydać przelewów za "E: DKT" tak, by trzecie CD zapełnić podobną treścią jak drugie.Produkcyjnie materiał brzmi świeżo i ciekawie i jeśli miałbym porównać go pod tym względem do czegoś z polskiej sceny to chyba najprędzej do "Lotu 2011" Te-Trisa, choć chyba bity na albumie Teta kopały mocniej i mocniej wbijały się do głowy. SoDrumatic stopniowo wyrasta na jednego z najciekawszych beatmakerów na naszej scenie, dysponując świetnym wyczuciem klimatu, nietypowym warsztatem i dając dobre pole do popisu raperom, którzy nie boją się eksperymentów. Podobnie można napisać w sumie o 7inch i Drumkidz, poza stwierdzeniem o "naszej scenie" a bit Matheo ciekawie dopełnia całość - brzmi to spójnie, nic nie odstaje i ciężko byłoby wybrać bit, który nadawałby się na odstrzał. Jest solidnie, konkretnie i na poziomie.Ciekawa sprawa z tym "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru". Gdy słyszałem pierwsze zapowiedzi byłem pewien, że ten materiał się u nas nie przyjmie, sprzedaż będzie słaba a VNM zostanie zjechany za to, że śpiewa, nie umiejąc, zamiast pełnokrwiście i klasycznie rapować jak choćby w "To Mój Czas". Obawy - nie zaprzeczające wierze w poziom materiału - widać było też w wypowiedziach samego V'a. Tymczasem "Na Weekend" przyjęło się tak dobrze jak chyba żaden jego numer wcześniej, a to, co dzieje się w Internecie w ciągu ostatnich dni, gdy krążek trafił przed premierą do Sieci sprawia, że nawet przebąkiwanie o złocie przestaje być nierealną mrzonką. Rapowa ewolucja VNM'a w ciągu ostatnich lat mocno zaskakuje, ale równocześnie wymaga uznania, bo z ciekawego podziemnego nawijacza z charyzmą i wiarą w siebie stał się jedną z ciekawszych i bardziej wyrazistych postaci legalnej sceny, nie dając się zarazem wbić w żadne muzyczne kompromisy. I choć "Etenszyn" nie zmiata od pierwszej do ostatniej sekundy to ciężko formułować do niego jakieś konkretne uwagi a całość zasługuje jak dla mnie na piątkę z małym minusem i z pewnością będzie pojawiać się często przy podsumowaniach roku. Naucz się więc słuchaczu wymawiać tych trzech liter i czekaj na trzeci legal."Prędzej zginę nim za parę lat w Polsce to flow nie będzie kojarzyło się z mainstreamem im"
Nawinął równo rok temu VNM na debiucie,
upłynął rok i nie mów, że się nie zbliża skutek
"Etenszyn" budzi emocji dużo a na płycie
Masz typie klip co do miliona dobija w miech - "Na weekend"
Mimo śpiewanych refrenów i inspiracji Drake'iem
Gdzie dla wyznawcy schematów stał się marnym fejkiem
Wygląda na to, że wciąż dobiera karty w ręce
Nie bojąc się zmiany na lepsze jak jego Jay i Jędker
Dając radę jak oni i dając Radę jak Lenin
Mówiąc "demyt" i czerpiąc moc, że ktoś talent docenił
Idąc pod prąd wciąż swą konsekwentnie drogą
Otwierając się na płycie, dodając "jestem sobą"
Przeplatając gęściej mnogość różnych emocji
Trudnych emocji, żalu, zagubienia, po propsy
Złotej płyty na ścianie i nieprzespanej nocki
Gdzie niekończące się ćpanie i te moralne troski
Gdzie najpierw vibe na melanż a potem kac jak vegas
Od sięgania do marzeń po dół brat jak siemasz
Od dymu z papierosów i związku do zerwania
Do posypanych nosów i dup co bez śniadania
Wychodzą z rana a bunkier emocji ani zadrgnie
Mróz w duszy zamienił muzykę mu w jedyną pasję.
Z melanżem popłynął twardziej, wchłonęła WWA w pełni
Zebrał ten rok do kupy, rzucił do shure'a na bębny
Na bitach: SoDrumatic. Sporo ten chłop potrafi
Płynie to świeżo, stylowo, więc V.Cole dobrze trafił
Poza tym Drumkidz, 7inch, Matheo
Ciężko się przyczepić i bez bitów w stylu 'zamknij, nie wiem, skip, przełącz'...
Ejoł, jak mówisz - to zbyt ambitne, kiepskie, fatalne
Kończę zabawę, dalej cisnę reckę normalnie...

"Prędzej zginę nim za parę lat w Polsce to flow nie będzie kojarzyło się z mainstreamem im" zapowiedział VNM na debiucie i zawziął się tak konsekwentnie, że już rok później coraz częściej wymieniany jest jednym tchem z ugruntowaną mainstreamową czołówką. Wystarczy spojrzeć na to jak rozszedł się klip do "Na Weekend".

Zawziął się też i idzie pod prąd swoją drogą. W kraju gdzie wciąż najlepiej przyjmują się brudne, samplowane i klasyczne brzmienie a postacie takie jak Lil Wayne czy Drake odrzucane są z góry przez duży procent rapowych słuchaczy V nie wstydzi się inspiracji Drizzym czy The Weeknd'em, dodając, że nie zależy mu na fanach narzekających na zmiany. Wszystko to sprawia, że "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" jeszcze przed premierą budzi wiele kontrowersji i skupia - notabene - uwagę. Jak prezentuje się ten materiał i czy VNM nie wpadł w pułapkę drugiej płyty?

Mówiąc w skrócie - prezentuje zupełnie inaczej niż "De Nekst Best", ale o pułapce drugiej płyty nie ma mowy. "E: DKT" to swoisty zapis ostatniego roku w życiu Venoma. Pierwszego roku, w którym mógł godnie żyć z rapu, w którym na dobre wskoczył w 'legalne' środowisko i poznał, co się za nim kryje. Zarówno jasne i ciemne strony. Taki też jest ten album. Zajawka i zwątpienie przeplatają się tak jak opijanie sukcesu i ćpanie bez samokontroli. Tak jak miłość do muzyki i wyzbycie się głębszych uczuć. Tak jak wspomnienia ex i opisy kobiet wychodzących z domu bez śniadania. Droga, w której nawet za wkroczeniem w upragnione 'ogrody sukcesu' napotkać można ciernie, chwasty i pokrzywy. Zamiast luźnej przekrojówki klimatu, pokazu skillsów i braggowych jazd mamy materiał mocno osobisty, skupiony stricte na osobie autora i pozbawiony gościnnych udziałów - poza trójką (no dobra, szóstką) dodatkowych nie rapujących głosów obecnych na płycie. Braggi spotykamy tylko w singlowej "Supernovie" a ich brak nadrabia nietypowe "Zrobią to za mnie". Można więc powiedzieć, że tak jak debiut miał ukazać spektrum możliwości VNM-a tak drugi album jest formą pamiętnika o spójnym klimacie i treści, ale zróżnicowanych nastrojach.

Jak w praktyce wypadają podnoszone przed premierą zarzuty o kopiowanie Drake'a i J.Cole'a? Zgrabnie odparte są w otwierającym płytę "Fanie", nie będę psuł wam więc zabawy. Powiem tyle, że mimo nasączenia stylu konkretnymi i jednoznacznie kojarzącymi się inspiracjami charyzma VNM-a wciąż przebija się na pierwszy plan i nie mamy wątpliwości, że to wciąż ten sam gość, próbujący jedynie w muzyce nowych dróg. Flow wciąż się rozwija, ewoluuje a Venom stara się je urozmaicać i wychodzi to na plus. Progres pod tym względem od czasów podziemnych jest naprawdę ogromny. Gdy porównam nadakcentowane przeciąganie i równe "bombienie" podwójnych z "NSPC" do tego, na ile sposobów V nawija w samym "Fanie" i jak obok siebie dostajemy leniwe śpiewane fragmenty i kozackie przeciągnięcia jak w wersie z monopolowym to widać, że ten gość naprawdę mocno idzie do przodu, szlifując wszystkie elementy i stopniowo niwelując możliwość przyczepienia się do czegokolwiek w kwestii warsztatowej. Na obecny moment są to chyba jedynie pojedyncze momenty słabsze emisyjnie bądź dykcyjnie lub zbyt naciągane czasem podwójne, które jednak będąc dodatkiem do treści nie rażą, chyba że internetowych analityków rozpisujących wszystko wers po wersie.

A co z owymi śpiewanymi elementami, o które wielu obawiało się najbardziej? Przyznam, że w "Na Weekend" wyszło to dużo lepiej niż się spodziewałem i na całości również brzmi konkretnie. Nie są to profesjonalne wokalne popisy, ale słucha się ich dobrze i tworzą odpowiedni klimat. Jedyny numer, w którym podśpiewywanie razi i wkracza w fałszujące rejony jest gorzki i nasączonymi vocoderem "Śnieg", nasuwający skojarzenia z "808's & Heartbreak". W sumie coś w tym jest, że nawet narzekając na to, że jest tego śpiewania za dużo czy że wypada po prostu "spoko" nie dałoby się zaprzeczyć, że urozmaica album i czyni go ciekawszym. Ciekawe więc co będzie gdy dojdą lekcje śpiewu, o ile VNM nie postanowi wydać przelewów za "E: DKT" tak, by trzecie CD zapełnić podobną treścią jak drugie.

Produkcyjnie materiał brzmi świeżo i ciekawie i jeśli miałbym porównać go pod tym względem do czegoś z polskiej sceny to chyba najprędzej do "Lotu 2011" Te-Trisa, choć chyba bity na albumie Teta kopały mocniej i mocniej wbijały się do głowy. SoDrumatic stopniowo wyrasta na jednego z najciekawszych beatmakerów na naszej scenie, dysponując świetnym wyczuciem klimatu, nietypowym warsztatem i dając dobre pole do popisu raperom, którzy nie boją się eksperymentów. Podobnie można napisać w sumie o 7inch i Drumkidz, poza stwierdzeniem o "naszej scenie" a bit Matheo ciekawie dopełnia całość - brzmi to spójnie, nic nie odstaje i ciężko byłoby wybrać bit, który nadawałby się na odstrzał. Jest solidnie, konkretnie i na poziomie.

Ciekawa sprawa z tym "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru". Gdy słyszałem pierwsze zapowiedzi byłem pewien, że ten materiał się u nas nie przyjmie, sprzedaż będzie słaba a VNM zostanie zjechany za to, że śpiewa, nie umiejąc, zamiast pełnokrwiście i klasycznie rapować jak choćby w "To Mój Czas". Obawy - nie zaprzeczające wierze w poziom materiału - widać było też w wypowiedziach samego V'a. Tymczasem "Na Weekend" przyjęło się tak dobrze jak chyba żaden jego numer wcześniej, a to, co dzieje się w Internecie w ciągu ostatnich dni, gdy krążek trafił przed premierą do Sieci sprawia, że nawet przebąkiwanie o złocie przestaje być nierealną mrzonką. Rapowa ewolucja VNM'a w ciągu ostatnich lat mocno zaskakuje, ale równocześnie wymaga uznania, bo z ciekawego podziemnego nawijacza z charyzmą i wiarą w siebie stał się jedną z ciekawszych i bardziej wyrazistych postaci legalnej sceny, nie dając się zarazem wbić w żadne muzyczne kompromisy. I choć "Etenszyn" nie zmiata od pierwszej do ostatniej sekundy to ciężko formułować do niego jakieś konkretne uwagi a całość zasługuje jak dla mnie na piątkę z małym minusem i z pewnością będzie pojawiać się często przy podsumowaniach roku. Naucz się więc słuchaczu wymawiać tych trzech liter i czekaj na trzeci legal.

]]>
VNM "Nie Po To" - pierwszy singielhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-11-30,vnm-nie-po-to-pierwszy-singielhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-11-30,vnm-nie-po-to-pierwszy-singielNovember 30, 2011, 12:30 pmAdmin strony"Wtórne płyty też tu robią cash wiem, ale zaufaj mi nie po to tu przyszedłem" nawija w pierwszym singlu promującym "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" VNM i trzeba przyznać, że idzie w nim pod wiatr. Nowoczesny bit, podśpiewywany refren... zresztą sprawdźcie sami.

"Wtórne płyty też tu robią cash wiem, ale zaufaj mi nie po to tu przyszedłem" nawija w pierwszym singlu promującym "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru" VNM i trzeba przyznać, że idzie w nim pod wiatr. Nowoczesny bit, podśpiewywany refren... zresztą sprawdźcie sami.


]]>