popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) livelovea$aphttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/20796/livelovea%24apNovember 15, 2024, 2:16 ampl_PL © 2024 Admin stronyASAP Rocky "LiveLoveA$AP" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-11-28,asap-rocky-liveloveaap-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-11-28,asap-rocky-liveloveaap-recenzjaDecember 28, 2013, 5:22 pmMateusz MarcolaAmerykańskie media, w tym przypadku te mniej lub bardziej związane z hip-hopem, lubią co jakiś czas wynajdywać nowy fenomen, lansować nowe twarze. Dzięki temu na powierzchnię wypływa wielu nieznanych dotąd raperów: zarówno zdolnych, jak i... mniej zdolnych. Można odnieść wrażenie, że tych drugich jest znacznie więcej, ale od czasu do czasu trafi się ktoś, na kim warto zawiesić oko. Jak na przykład ASAP Rocky, jedno z ostatnich odkryć. Do niedawna miał na swoim koncie ledwie kilka utworów i nazywanie go fenomenem było trochę na wyrost, ale jego premierowy mixtape, "LiveLoveA$AP", rozwiewa wątpliwości: bardzo prawdopodobne, że mamy do czynienia z nową gwiazdą.ASAP Rocky, zaznaczmy od razu, nie jest raperem wybitnym. Ba, cholernie daleko mu do tego miana. To po prostu raper poprawny, czy inaczej: przeciętny. Jego flow - inspirowane hip-hopem z amerykańskiego południa i sprinterami z Bone Thugs-N-Harmony - niczym specjalnym się nie wyróżnia, a i pisane przez niego teksty intrygują tylko miejscami. Na czym opiera się więc ten cały fenomen? Otóż, po pierwsze, na charyzmie, która umożliwiła mu wywołanie medialnej wrzawy i zgromadzenie wokół siebie oddanej grupy fanów, po drugie - na normalności, dzięki której integracja z nim nie sprawia trudności i po trzecie, najważniejsze chyba, na muzycznej inteligencji: znakomitym uchu do beatów, intynkcie w ich wyborze.Dwa single, dzięki którym o ASAP'ie zrobiło się głośno - mowa tu o "Purple Swag" i "Peso" - nie brylują erudycyjnymi tekstami czy nadzwyczajną techniką gospodarza, a warstwą muzyczną właśnie. Wciągające, kosmiczne beaty, które naprawdę przenoszą w inny wymiar, chwytliwe, ale nie prostackie refreny. Podobny, bardzo wysoki, poziom utrzymuje cały mixtape: mnóstwo tam tripujących produkcji, w stylu tych już wymienionych, ale oprócz beatów działających jak narkotyk z najwyższej półki, dostajemy również i te w klimatach nieco innych, południowych na przykład.Za produkcje odpowiedzialni są ludzie z obozu ASAP'a - ASAP Ty Beats, Soufein 3000, Spaceghost Purrp - a także DJ Burn One, Beautiful Lou i znany ze współpracy z Lil B Clams Casino. Ten ostatni to jeden z najciekawszych producentów, jacy pojawili się ostatnio w hip-hopowym światku, a o jego kunszcie niech świadczy fakt, że nawet Based God nie był w stanie zdewastować wyprodukowanych przez niego beatów. "LiveLoveA$AP" zawiera pięć utworów produkcji Clamsa i każdy z nich to kawał dobrej muzyki, którą słuchałoby się równie dobrze i bez rapu, jako instrumentale. Bardzo dobre, otwierające mixtape, "Palace", jeszcze lepsze "Bass" i "Wassup", uzależniające "Leaf" i "Demons", które brzmi jak skrzyżowanie Kid Cudiego i Wiz Khalify z najlepszych czasów. Warto pokazać te beaty ludziom wrogo nastawionym do hip-hopu i udowodnić im, że ten gatunek muzyczny może być - i jest - różnorodny, wciągający, niebanalny. Mike Volpe, bo tak nazywa się Clams Casino, utrudnił innym producentom możliwość błyśnięcia, ale tym i tak się ta sztuka udało, przynajmniej w dużym stopniu. Ty Beats odpowiada za obydwa single - uwaga: "Purple Swag" w wersji mixtape'owej jest rozszerzone i zwie się "Purple Swag: Chapter 2" - Spaceghost Purrp ozdobił płytę jazzującym "Keep It G", DJ Burn One swoim "Houston Old Head" przypomniał mi, że istnieje coś takiego jak słońce, a Beautiful Lou przyniósł powiew Texasu w świetnych "Trilla" i "Kissin' Pink". Tak, warstwa muzyczna tego albumu stoi na bardzo wysokim (kosmicznym?) poziomie.Jeszczo słówko o ASAP'ie: wbrew temu, co napisałem wcześniej - że daleko mu do wybitności - on również jest wielkim atutem tego krążka. Poprawność to przecież obecnie zaleta, w żadnym wypadku wada. W czasach, kiedy raperzy (?) pokroju Waki Flacki Flame'a, Gucci Mane'a czy Lil B robią furorę, ASAP Rocky jest jak powiew świeżego powietrza w tramwaju pełnym spoconych ludzi. W dodatku, jest jeszcze młody, ma dopiero dwadzieścia trzy lata. Pogimnastykuje się trochę, ponagrywa nowe numery i kto wie - może choć trochę przybliży się do tej wybitności?Ode mnie czwórka, w porywach do czwórki z plusem. To jeden z bardziej przejmujących materiałów tego roku. Mam tylko nadzieję, że podpisany niedawno przez ASAP'a kontrakt - wart około trzech milionów dolarów - nie przeszkodzi mu w nagrywaniu tak dobrej muzyki, jak na "LiveLoveA$AP". Amerykańskie media, w tym przypadku te mniej lub bardziej związane z hip-hopem, lubią co jakiś czas wynajdywać nowy fenomen, lansować nowe twarze. Dzięki temu na powierzchnię wypływa wielu nieznanych dotąd raperów: zarówno zdolnych, jak i... mniej zdolnych. Można odnieść wrażenie, że tych drugich jest znacznie więcej, ale od czasu do czasu trafi się ktoś, na kim warto zawiesić oko.  

Jak na przykład ASAP Rocky, jedno z ostatnich odkryć. Do niedawna miał na swoim koncie ledwie kilka utworów i nazywanie go fenomenem było trochę na wyrost, ale jego premierowy mixtape, "LiveLoveA$AP", rozwiewa wątpliwości: bardzo prawdopodobne, że mamy do czynienia z nową gwiazdą.

ASAP Rocky, zaznaczmy od razu, nie jest raperem wybitnym. Ba, cholernie daleko mu do tego miana. To po prostu raper poprawny, czy inaczej: przeciętny. Jego flow - inspirowane hip-hopem z amerykańskiego południa i sprinterami z Bone Thugs-N-Harmony - niczym specjalnym się nie wyróżnia, a i pisane przez niego teksty intrygują tylko miejscami. Na czym opiera się więc ten cały fenomen? Otóż, po pierwsze, na charyzmie, która umożliwiła mu wywołanie medialnej wrzawy i zgromadzenie wokół siebie oddanej grupy fanów, po drugie - na normalności, dzięki której integracja z nim nie sprawia trudności i po trzecie, najważniejsze chyba, na muzycznej inteligencji: znakomitym uchu do beatów, intynkcie w ich wyborze.

Dwa single, dzięki którym o ASAP'ie zrobiło się głośno - mowa tu o "Purple Swag" i "Peso" - nie brylują erudycyjnymi tekstami czy nadzwyczajną techniką gospodarza, a warstwą muzyczną właśnie. Wciągające, kosmiczne beaty, które naprawdę przenoszą w inny wymiar, chwytliwe, ale nie prostackie refreny. Podobny, bardzo wysoki, poziom utrzymuje cały mixtape: mnóstwo tam tripujących produkcji, w stylu tych już wymienionych, ale oprócz beatów działających jak narkotyk z najwyższej półki, dostajemy również i te w klimatach nieco innych, południowych na przykład.

Za produkcje odpowiedzialni są ludzie z obozu ASAP'a - ASAP Ty Beats, Soufein 3000, Spaceghost Purrp - a także DJ Burn One, Beautiful Lou i znany ze współpracy z Lil B Clams Casino. Ten ostatni to jeden z najciekawszych producentów, jacy pojawili się ostatnio w hip-hopowym światku, a o jego kunszcie niech świadczy fakt, że nawet Based God nie był w stanie zdewastować wyprodukowanych przez niego beatów.

"LiveLoveA$AP" zawiera pięć utworów produkcji Clamsa i każdy z nich to kawał dobrej muzyki, którą słuchałoby się równie dobrze i bez rapu, jako instrumentale. Bardzo dobre, otwierające mixtape, "Palace", jeszcze lepsze "Bass" i "Wassup", uzależniające "Leaf" i "Demons", które brzmi jak skrzyżowanie Kid Cudiego i Wiz Khalify z najlepszych czasów. Warto pokazać te beaty ludziom wrogo nastawionym do hip-hopu i udowodnić im, że ten gatunek muzyczny może być - i jest - różnorodny, wciągający, niebanalny.

Mike Volpe, bo tak nazywa się Clams Casino, utrudnił innym producentom możliwość błyśnięcia, ale tym i tak się ta sztuka udało, przynajmniej w dużym stopniu. Ty Beats odpowiada za obydwa single - uwaga: "Purple Swag" w wersji mixtape'owej jest rozszerzone i zwie się "Purple Swag: Chapter 2" - Spaceghost Purrp ozdobił płytę jazzującym "Keep It G", DJ Burn One swoim "Houston Old Head" przypomniał mi, że istnieje coś takiego jak słońce, a Beautiful Lou przyniósł powiew Texasu w świetnych "Trilla" i "Kissin' Pink". Tak, warstwa muzyczna tego albumu stoi na bardzo wysokim (kosmicznym?) poziomie.

Jeszczo słówko o ASAP'ie: wbrew temu, co napisałem wcześniej - że daleko mu do wybitności - on również jest wielkim atutem tego krążka. Poprawność to przecież obecnie zaleta, w żadnym wypadku wada. W czasach, kiedy raperzy (?) pokroju Waki Flacki Flame'a, Gucci Mane'a czy Lil B robią furorę, ASAP Rocky jest jak powiew świeżego powietrza w tramwaju pełnym spoconych ludzi. W dodatku, jest jeszcze młody, ma dopiero dwadzieścia trzy lata. Pogimnastykuje się trochę, ponagrywa nowe numery i kto wie - może choć trochę przybliży się do tej wybitności?

Ode mnie czwórka, w porywach do czwórki z plusem. To jeden z bardziej przejmujących materiałów tego roku. Mam tylko nadzieję, że podpisany niedawno przez ASAP'a kontrakt - wart około trzech milionów dolarów - nie przeszkodzi mu w nagrywaniu tak dobrej muzyki, jak na "LiveLoveA$AP". 

]]>