popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) La Coka Nostrahttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19881/La-Coka-NostraNovember 15, 2024, 2:48 ampl_PL © 2024 Admin stronyLa Coka Nostra feat. Rite Hook "Waging War" - teledysk + pre-orderhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-10-05,la-coka-nostra-feat-rite-hook-waging-war-teledysk-pre-orderhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-10-05,la-coka-nostra-feat-rite-hook-waging-war-teledysk-pre-orderOctober 5, 2016, 9:11 amPiotr SosienkoLa Coka Nostra uderza ze swoim drugim singlem i startuje z pre-orderem. Na stronie fatbeats można składać zamówienie, między innymi na limitowany do 100 kopii wosk. Również na stronie shopbenchmark.com można znaleźć cedek, albo płytę winylową w parze z koszulką i bandaną. Premiera płyty już 4/11/2016.La Coka Nostra uderza ze swoim drugim singlem i startuje z pre-orderem. Na stronie fatbeats można składać zamówienie, między innymi na limitowany do 100 kopii wosk. Również na stronie shopbenchmark.com można znaleźć cedek, albo płytę winylową w parze z koszulką i bandaną. Premiera płyty już 4/11/2016.

]]>
La Coka Nostra "To Thine Own Self Be True" - singiel, tracklistahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-09-16,la-coka-nostra-to-thine-own-self-be-true-singiel-tracklistahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-09-16,la-coka-nostra-to-thine-own-self-be-true-singiel-tracklistaSeptember 16, 2016, 12:32 pmPiotr SosienkoLa Coka Nostra powraca. Nie jest to może mocne wejście i pewnie nic nie przebije już ich pierwszej płyty, niemniej warto przesłuchać nowy singiel. Premiera płyty to 4 listopada - oczywiście nakładem Fat Beats Records. Po singlu na pewno można spodziewać się mocnych linijek Slaine'a. Raper wraca po dwóch latach przerwy od nagrywania płyty i po narkotykowym odwyku, o którym nawija w swoim pierwszym singlu "Pusher" ze swojej zbliżającej się epki. Za to Ill Bill jest po premierze swojego albumu "Septagram", który przeszedł bez większego echa, nie był nawet jakoś specjalnie promowany.Niżej tracklista nowej Coki i singiel.1. Dark Day Road (Produced by J57)2. I Need Help featuring Sick Jacken (Produced by Leaf Dog)3. Waging War featuring Rite Hook (Produced by The Arcitype)4. Murdered Tonight (Produced by DJ Lethal)5. Stay True (Produced by Statik Selektah)6. Blind featuring Q-Unique & Sadie Vada (Produced by Marco Polo)7. Crispy Innovators featuring Vinnie Paz (Produced by Vherbal)8. Archie Bunker featuring Nems (Produced by DJ Lethal)9. High Times featuring Sick Jacken (Produced by Salam Wreck)10. America featuring Apathy Produced by (DJ Lethal)11. Now Or Never featuring SKAM2? & Rite Hook (Produced by DJ Lethal)12. To Thine Own Self Be True featuring Rite Hook (Produced by ChumZilla) La Coka Nostra powraca. Nie jest to może mocne wejście i pewnie nic nie przebije już ich pierwszej płyty, niemniej warto przesłuchać nowy singiel. Premiera płyty to 4 listopada - oczywiście nakładem Fat Beats Records. Po singlu na pewno można spodziewać się mocnych linijek Slaine'a. Raper wraca po dwóch latach przerwy od nagrywania płyty i po narkotykowym odwyku, o którym nawija w swoim pierwszym singlu "Pusher" ze swojej zbliżającej się epki. Za to Ill Bill jest po premierze swojego albumu "Septagram", który przeszedł bez większego echa, nie był nawet jakoś specjalnie promowany.

Niżej tracklista nowej Coki i singiel.

1. Dark Day Road (Produced by J57)
2. I Need Help featuring Sick Jacken (Produced by Leaf Dog)
3. Waging War featuring Rite Hook (Produced by The Arcitype)
4. Murdered Tonight (Produced by DJ Lethal)
5. Stay True (Produced by Statik Selektah)
6. Blind featuring Q-Unique & Sadie Vada (Produced by Marco Polo)
7. Crispy Innovators featuring Vinnie Paz (Produced by Vherbal)
8. Archie Bunker featuring Nems (Produced by DJ Lethal)
9. High Times featuring Sick Jacken (Produced by Salam Wreck)
10. America featuring Apathy Produced by (DJ Lethal)
11. Now Or Never featuring SKAM2? & Rite Hook (Produced by DJ Lethal)
12. To Thine Own Self Be True featuring Rite Hook (Produced by ChumZilla)

 

]]>
Video Dnia: Slaine "Evolution Of The Kid"https://popkiller.kingapp.pl/2013-03-23,video-dnia-slaine-evolution-of-the-kidhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-23,video-dnia-slaine-evolution-of-the-kidMarch 23, 2013, 2:15 pmDaniel WardzińskiDlaczego: "Boston Project" ukaże się już 16 kwietnia, a dziś możemy zaprezentować wam teledysk promujący nową solówkę Slaine'a. Członek La Coka Nostra jak zwykle zaserwował nam bardzo sugestywne video które miesza archiwalne ujęcia z drastycznymi scenami, obrazem kontrolnym i innymi elementami składającymi się na klimat obozu LCK. Krótko, ale mocno i treściwie. W rozwinięciu znajdziecie pełną tracklistę albumu.Tracklista:01. Evolution Of The Kid 02. Nothin’ But Business (ft. BR & V Knuckles) 03. Bloodthirsty (f. 357 & Phinelia) 04. Loyalty (f. Kali & Twice Thou) 05. Buildin’ With Edo (f. Edo G) 06. Polaroid Picture (f. J The S, Dutch Rebelle & Cyrus Deshield) 07. Cocaine & Whiskey (f. Amadeus the Stampede & Moroney) 08. Zombie Land (f. Rite Hook) 09. Bible Pages (f. Big Kurt, Shizz Vicious, Lateb, Esoteric & Moroney) 10. Rats Maze (f. Newz and Lecks Get It On) 11. Coke Money Jones (f. Easy Money & Chilla Jones) 12. Bad Guy (f. Millyz & Smoke Bulga) 13. Something To Believe In (f. Lou Armstrong, Patrick Starr, Moroney & Blanco) 14. Back Where I’m From (f. Piff & Singapore) 15. The Fuckery Hotel (f. Kali & Reks) 16. Faster Than Time (f. Dre Robinson & DL) 17. Hero (f. Jaysaun & Checkmark)Dlaczego: "Boston Project" ukaże się już 16 kwietnia, a dziś możemy zaprezentować wam teledysk promujący nową solówkę Slaine'a. Członek La Coka Nostra jak zwykle zaserwował nam bardzo sugestywne video które miesza archiwalne ujęcia z drastycznymi scenami, obrazem kontrolnym i innymi elementami składającymi się na klimat obozu LCK. Krótko, ale mocno i treściwie. W rozwinięciu znajdziecie pełną tracklistę albumu.

Tracklista:

01. Evolution Of The Kid
02. Nothin’ But Business (ft. BR & V Knuckles)
03. Bloodthirsty (f. 357 & Phinelia)
04. Loyalty (f. Kali & Twice Thou)
05. Buildin’ With Edo (f. Edo G)
06. Polaroid Picture (f. J The S, Dutch Rebelle & Cyrus Deshield)
07. Cocaine & Whiskey (f. Amadeus the Stampede & Moroney)
08. Zombie Land (f. Rite Hook)
09. Bible Pages (f. Big Kurt, Shizz Vicious, Lateb, Esoteric & Moroney)
10. Rats Maze (f. Newz and Lecks Get It On)
11. Coke Money Jones (f. Easy Money & Chilla Jones)
12. Bad Guy (f. Millyz & Smoke Bulga)
13. Something To Believe In (f. Lou Armstrong, Patrick Starr, Moroney & Blanco)
14. Back Where I’m From (f. Piff & Singapore)
15. The Fuckery Hotel (f. Kali & Reks)
16. Faster Than Time (f. Dre Robinson & DL)
17. Hero (f. Jaysaun & Checkmark)

]]>
La Coka Nostra "Masters Of The Dark Arts" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-10-06,la-coka-nostra-masters-of-the-dark-arts-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-10-06,la-coka-nostra-masters-of-the-dark-arts-recenzjaMarch 19, 2013, 4:58 pmAdmin stronyWyciągnąłem Berettę. Popieściłem chwilkę palcami gładką, chłodną lufę, po czym szybkim ruchem załadowałem magazynek. Sprawdziłem resztę podręcznego arsenału. Shotgun ukryty pod ciężkim, czarnym, stylowym prochowcem – jest. Ingram w torbie przewieszonej przez ramię – jest. W razie czego mogę szybko odsunąć zamek i chwycić to cacuszko. Pomacałem chwilę w torbie – oprócz kilku magazynków wyczułem obłe kształty granatów. Wszystko jest. Założyłem buty i już szykowałem się do wyjścia, gdy przypomniałem sobie o pewnej ważnej rzeczy. Nie ma przecież dobrej zabawy bez muzyki, prawda? Sprawdziłem zasoby mojej wiernej MP4. Wśród mieszaniny klasycznego rocka, agresywnego punku, metalu i zimnej elektroniki znalazłem folder o nazwie „La Coka Nostra – Masters of the Dark Arts”. Ach tak, nowy ich album. Dobry skład pięciu (chociaż nie, teraz to już chyba czterech?) porypańców, ale ich pierwszy album trochę nie spełnił oczekiwań. Nic to – zdecydowałem – nada się.Szedłem powoli ulicami w stronę centrum, wsłuchując się w muzykę. Album rozpoczął się zaskakująco spokojnie, z „pogrzebowymi” organami i samplem, w którym koleś gada, że tak naprawdę to my sami tworzymy swój wszechświat, nadając mu jego charakter. Fajny pomysł. Wsłuchiwałem się dalej w nawijkę Ill Billa i Slaine’a. Everlast musiał odejść z grupy z powodu choroby córki. Trochę szkoda – pamiętam, że na pierwszym albumie podobał mi się jego wokal, i rockowe zacięcie. Ale z lekkim zaskoczeniem spostrzegłem, że to wcale nie przeszkadza pozostałym dwóm MC, którzy na majku zapieprzają aż miło. Im mniej, tym lepiej – tym razem to dwaj panowie (zamiast trzech) dyktują warunki, dając nam zajebiste, mroczne teksty i agresywną nawijkę lepszą niż na debiucie. Coraz bardziej zaczęło mi się to podobać. Kolejne tracki po hipnotyzującym wstępie zaczęły być coraz bardziej epickie, brzmią bardziej… apokaliptycznie? Tak, to dobre słowo, roześmiałem się w duchu, mimowolnie sięgając za pazuchę i muskając rękojeść pistoletu.Już niedaleko. Czwarty track – rozpoznaję ten styl. Każdy fan hip-hopu rozpozna vibe od Preemo. Pozwoliłem ciału się rozluźnić i trochę pogibać do bujającego beatu, podczas gdy Ill Bill wrzeszczał mi do ucha, bym nie wtrącał nosa w nie swoje sprawy. Piąty utwór to zaskakująco nijaki track z jakimiś elektronicznymi plumknięciami i Seanem Price’em. Zapaliłem fajkę. Lubię zajarać przed akcją, zrelaksować się, poobserwować chwilkę zwiewny dym, poczuć jego kąsanie w płucach. Że niby płacę za okropną śmierć, za raka płuc? I tak wszyscy umrzemy, dziewczynki i chłopcy, nawet nie wiemy, kiedy.Dotarłem na miejsce. Rozległy plac, pośrodku malutka fontanna, wokół ludzie. Spieszący do pracy, wbici w garnitury, z nieodłącznymi neseserkami, niewolnicy wielkich korporacji. Uśmiechnięte, wiecznie plotkujące o niczym kobiety, kobietki i staruchy – niewolnice własnej próżności. Starzy. Młodzi. Głupi. Mądrzy. Dobrzy. Źli. Mrowisko w wersji makro. Dokańczając fajkę, pomyślałem o równości człowieka i o tym, jak bzdurny to koncept. Ludzie nigdy nie byli i nie będą sobie równi. Poza jednym momentem w życiu…Czas zaczynać. Rzuciłem niedopałek i sięgnąłem po pistolet – na początek rozgrzewka. Chwyciłem za gnata i w tym momencie pomyślałem: „Zaraz, przecież masz słuchawki na uszach. A co, jeśli wezwą psy? Możesz ich nie usłyszeć…” Trochę racji w tym jest. Ale za bardzo podoba mi się ten album. Obiecałem sobie, że będę bardzo uważny.Szósty track. Wzywa do bitwy (ten sampel, o cholera….). Pulsuje, wwierca się w głowę. Tak samo jak pierwszy nabój, który wystrzeliłem, wwiercił się w łeb jakiemuś kolesiowi w spodniach na kant. Nie słyszałem krzyków, zajęty byłem rozkoszowaniem się szkarłatną mgiełką, która powstawała z trafionych głów i innych części ciała. Moja własna gun-opera a la John Woo właśnie stawała się rzeczywistością, z La Coka Nostra jako soundtrackiem. Po „The Story Goes On” przywitał mnie „Letter to Ouisch”. Subtelny, hipnotyzujący głos kobiety i…. O, do diabła, co za beat! Niesamowite! Brzmi jak gitarowy koncert w piekle podczas złego tripu. Nie wytrzymałem. Zacząłem headbangować wściekle, chwyciłem ingrama i zacząłem rozpylać pestki we wszystkich kierunkach. Czerwień, czerwień, czerwień. Wszędzie czerwony, zupełnie jakbym ekranizował „Raining Blood” Slayera. Świat stał się nieskończonym szkarłatem, a ja pogrążałem się w amoku…Zdołałem się opanować po chwili. Wokół mnie morze krwi. Fontanna wyglądała jak basen dla wampirów. W słuchawkach brzmiało „The Eyes of Santa Muerte”. Lekki folkowy sampel, z fantastyczną gitarką… La Santa Muerte patrzyła w tym momencie właśnie na mnie. Trudno mi powiedzieć, czy płacze, czy się cieszy. Popatrzyłem na ludzi, wrzeszczących, zagubionych, płaczących, rozpaczliwie zwiewających z placu. Nie martwcie się, pomyślałem. Pomyślcie o tym jako o wybawieniu od ziemskich trosk. Sięgnąłem po shotguna.„Murder World”, „Coka Kings”, „.38 Revolver” – to dobre tracki, uznałem, ale jakoś nie zapadają szczególnie w pamięć. Produkcja na „Masters…” jest świetna, ale spostrzegłem, że niektóre tracki zlewają się ze sobą. Beaty w nich są zrobione jakby na jedno kopyto, z braku lepszego określenia. Trochę za bardzo brzmią w nich echa „Heavy Metal Kings” Ill Billa i Vinniego Paza oraz ostatniej płyty Jedi Mind Tricks, które samie w sobie nie są złe, ale też nie są tak dobre jak na przykład solówka Billa, „The Hour of Reprisal”. To było coś! Czemu Bill nie dał czegoś więcej od siebie?Gdzieś mignął mi kogut policyjny. A więc już tu są. Załadowałem nowy magazynek i ukryłem się za jakimś murkiem. W uszach delikatnie sączyły się dźwięki „Malverde Market”. Kolejny znakomity track, ze świetnym tekstem i chwytającym za gardło klimatem. Nawet mnie ciarki przeszły, gdy słuchałem, co dzieci robią w Meksyku…. Ja tu gadu gadu, a tu z jednego radiowozu nagle zrobiły się dziesiątki. Armia funkcjonariuszy otoczyła plac, jeden z nich coś wrzeszczał przez megafon. Nie obchodziło mnie to, bo właśnie wszedł track tytułowy, kończący album. Absolutnie epicki, z fenomenalnie budującym napięcie beatem. Godna konkluzja bardzo dobrego albumu. Załadowałem shotguna. Panowie policjanci, widzę, że panowie dzisiaj nerwowi? Proszę, troszkę ołowiu powinno pomóc. Obróciłem się, by wycelować i…GAME OVERMoja postać padła jak długa na ziemię. Wirtualny policjant podbiegł do niej i oddał jeszcze cztery strzały. Westchnąłem ciężko. A jednak nie byłem uważny. Znowu się nie udało. Ale przynajmniej urządziłem wcale niezłą rzeź, do tego przy zarąbistej muzie. Jak oceniam ten album? Lepszy od debiutu LCN, mroczniejszy, lepiej brzmiący jako całość. Hmmm…. Glina wystrzelił cztery razy, tak? Pasuje. A nawet dodam plusik. Cztery i pół w skali szkolnej. Puk, puk. Do pokoju weszła mama. Na szczęście przytomnie wyłączyłem szybko grę i włączyłem Wikipedię na jakimś przypadkowym haśle. - Wojtuś, obiad już na stole.- Zaraz przyjdę.- Kochanie, nie siedź długo przy komputerze. - Nie będę, mamo. Mama uśmiechnęła się ciepło.- Jakie to szczęście, że ty używasz komputera do nauki, zamiast grać w te krwawe gry! Mówię ci, to stąd się biorą ci psychopaci…. Jak tak można, grać w grę o zabijaniu wszystkiego, co się rusza!Wyciągnąłem Berettę. Popieściłem chwilkę palcami gładką, chłodną lufę, po czym szybkim ruchem załadowałem magazynek. Sprawdziłem resztę podręcznego arsenału. Shotgun ukryty pod ciężkim, czarnym, stylowym prochowcem – jest. Ingram w torbie przewieszonej przez ramię – jest. W razie czego mogę szybko odsunąć zamek i chwycić to cacuszko. Pomacałem chwilę w torbie – oprócz kilku magazynków wyczułem obłe kształty granatów. Wszystko jest. Założyłem buty i już szykowałem się do wyjścia, gdy przypomniałem sobie o pewnej ważnej rzeczy. Nie ma przecież dobrej zabawy bez muzyki, prawda? Sprawdziłem zasoby mojej wiernej MP4. Wśród mieszaniny klasycznego rocka, agresywnego punku, metalu i zimnej elektroniki znalazłem folder o nazwie „La Coka Nostra – Masters of the Dark Arts”. Ach tak, nowy ich album. Dobry skład pięciu (chociaż nie, teraz to już chyba czterech?) porypańców, ale ich pierwszy album trochę nie spełnił oczekiwań. Nic to – zdecydowałem – nada się.


Szedłem powoli ulicami w stronę centrum, wsłuchując się w muzykę. Album rozpoczął się zaskakująco spokojnie, z „pogrzebowymi” organami i samplem, w którym koleś gada, że tak naprawdę to my sami tworzymy swój wszechświat, nadając mu jego charakter. Fajny pomysł. Wsłuchiwałem się dalej w nawijkę Ill Billa i Slaine’a. Everlast musiał odejść z grupy z powodu choroby córki. Trochę szkoda – pamiętam, że na pierwszym albumie podobał mi się jego wokal, i rockowe zacięcie.  Ale z lekkim zaskoczeniem spostrzegłem, że to wcale nie przeszkadza pozostałym dwóm MC, którzy na majku zapieprzają aż miło. Im mniej, tym lepiej – tym razem to dwaj panowie (zamiast trzech) dyktują warunki, dając nam zajebiste, mroczne teksty i agresywną nawijkę lepszą niż na debiucie.
Coraz bardziej zaczęło mi się to podobać. Kolejne tracki po hipnotyzującym wstępie zaczęły być coraz bardziej epickie, brzmią bardziej… apokaliptycznie? Tak, to dobre słowo, roześmiałem się w duchu, mimowolnie sięgając za pazuchę i muskając rękojeść pistoletu.
Już niedaleko. Czwarty track – rozpoznaję ten styl. Każdy fan hip-hopu rozpozna vibe od Preemo. Pozwoliłem ciału się rozluźnić i trochę pogibać do bujającego beatu, podczas gdy Ill Bill wrzeszczał mi do ucha, bym nie wtrącał nosa w nie swoje sprawy. Piąty utwór to zaskakująco nijaki track z jakimiś elektronicznymi plumknięciami i Seanem Price’em. Zapaliłem fajkę. Lubię zajarać przed akcją, zrelaksować się, poobserwować chwilkę zwiewny dym, poczuć jego kąsanie w płucach. Że niby płacę za okropną śmierć, za raka płuc? I tak wszyscy umrzemy, dziewczynki i chłopcy, nawet nie wiemy, kiedy.
Dotarłem na miejsce. Rozległy plac, pośrodku malutka fontanna, wokół ludzie. Spieszący do pracy, wbici w garnitury, z nieodłącznymi neseserkami, niewolnicy wielkich korporacji. Uśmiechnięte, wiecznie plotkujące o niczym kobiety, kobietki i staruchy – niewolnice własnej próżności. Starzy. Młodzi. Głupi. Mądrzy. Dobrzy. Źli. Mrowisko w wersji makro. Dokańczając fajkę, pomyślałem o równości człowieka i o tym, jak bzdurny to koncept. Ludzie nigdy nie byli i nie będą sobie równi. Poza jednym momentem w życiu…
Czas zaczynać. Rzuciłem niedopałek i sięgnąłem po pistolet – na początek rozgrzewka. Chwyciłem za gnata i w tym momencie pomyślałem: „Zaraz, przecież masz słuchawki na uszach. A co, jeśli wezwą psy? Możesz ich nie usłyszeć…” Trochę racji w tym jest. Ale za bardzo podoba mi się ten album. Obiecałem sobie, że będę bardzo uważny.
Szósty track. Wzywa do bitwy (ten sampel, o cholera….). Pulsuje, wwierca się w głowę. Tak samo jak pierwszy nabój, który wystrzeliłem, wwiercił się w łeb jakiemuś kolesiowi w spodniach na kant. Nie słyszałem krzyków, zajęty byłem rozkoszowaniem się szkarłatną mgiełką, która powstawała z trafionych głów i innych części ciała. Moja własna gun-opera a la John Woo właśnie stawała się rzeczywistością, z La Coka Nostra jako soundtrackiem. Po „The Story Goes On” przywitał mnie „Letter to Ouisch”. Subtelny, hipnotyzujący głos kobiety i…. O, do diabła, co za beat! Niesamowite! Brzmi jak gitarowy koncert w piekle podczas złego tripu. Nie wytrzymałem. Zacząłem headbangować wściekle, chwyciłem ingrama i zacząłem rozpylać pestki we wszystkich kierunkach. Czerwień, czerwień, czerwień. Wszędzie czerwony, zupełnie jakbym ekranizował „Raining Blood” Slayera. Świat stał się nieskończonym szkarłatem, a ja pogrążałem się w amoku…
Zdołałem się opanować po chwili. Wokół mnie morze krwi. Fontanna wyglądała jak basen dla wampirów. W słuchawkach brzmiało „The Eyes of Santa Muerte”. Lekki folkowy sampel, z fantastyczną gitarką… La Santa Muerte patrzyła w tym momencie właśnie na mnie. Trudno mi powiedzieć, czy płacze, czy się cieszy. Popatrzyłem na ludzi, wrzeszczących, zagubionych, płaczących, rozpaczliwie zwiewających z placu. Nie martwcie się, pomyślałem. Pomyślcie o tym jako o wybawieniu od ziemskich trosk. Sięgnąłem po shotguna.
„Murder World”, „Coka Kings”, „.38 Revolver” – to dobre tracki, uznałem, ale jakoś nie zapadają szczególnie w pamięć. Produkcja na „Masters…” jest świetna, ale spostrzegłem, że niektóre tracki zlewają się ze sobą. Beaty w nich są zrobione jakby na jedno kopyto, z braku lepszego określenia. Trochę za bardzo brzmią w nich echa „Heavy Metal Kings” Ill Billa i Vinniego Paza oraz ostatniej płyty Jedi Mind Tricks, które samie w sobie nie są złe, ale też nie są tak dobre jak na przykład solówka Billa, „The Hour of Reprisal”. To było coś! Czemu Bill nie dał czegoś więcej od siebie?
Gdzieś mignął mi kogut policyjny. A więc już tu są. Załadowałem nowy magazynek i ukryłem się za jakimś murkiem. W uszach delikatnie sączyły się dźwięki „Malverde Market”. Kolejny znakomity track, ze świetnym tekstem i chwytającym za gardło klimatem. Nawet mnie ciarki przeszły, gdy słuchałem, co dzieci robią w Meksyku….
Ja tu gadu gadu, a tu z jednego radiowozu nagle zrobiły się dziesiątki. Armia funkcjonariuszy otoczyła plac, jeden z nich coś wrzeszczał przez megafon. Nie obchodziło mnie to, bo właśnie wszedł track tytułowy, kończący album. Absolutnie epicki, z fenomenalnie budującym napięcie beatem. Godna konkluzja bardzo dobrego albumu.
Załadowałem shotguna. Panowie policjanci, widzę, że panowie dzisiaj nerwowi? Proszę, troszkę ołowiu powinno pomóc. Obróciłem się, by wycelować i…
GAME OVER
Moja postać padła jak długa na ziemię. Wirtualny policjant podbiegł do niej i oddał jeszcze cztery strzały. Westchnąłem ciężko. A jednak nie byłem uważny. Znowu się nie udało. Ale przynajmniej urządziłem wcale niezłą rzeź, do tego przy zarąbistej muzie. Jak oceniam ten album? Lepszy od debiutu LCN, mroczniejszy, lepiej brzmiący jako całość. Hmmm…. Glina wystrzelił cztery razy, tak? Pasuje. A nawet dodam plusik. Cztery i pół w skali szkolnej.
Puk, puk. Do pokoju weszła mama. Na szczęście przytomnie wyłączyłem szybko grę i włączyłem Wikipedię na jakimś przypadkowym haśle.
- Wojtuś, obiad już na stole.
- Zaraz przyjdę.
- Kochanie, nie siedź długo przy komputerze.
- Nie będę, mamo.
Mama uśmiechnęła się ciepło.
- Jakie to szczęście, że ty używasz komputera do nauki, zamiast grać w te krwawe gry! Mówię ci, to stąd się biorą ci psychopaci…. Jak tak można, grać w grę o zabijaniu wszystkiego, co się rusza!

]]>
Video Dnia: Slaine feat. Checkmark & Lu Balz "Borrowed Time"https://popkiller.kingapp.pl/2011-08-23,video-dnia-slaine-feat-checkmark-lu-balz-borrowed-timehttps://popkiller.kingapp.pl/2011-08-23,video-dnia-slaine-feat-checkmark-lu-balz-borrowed-timeAugust 23, 2011, 12:00 pmAdmin stronySlaine feat. Checkmark & Lu Balz - Borrowed Time (2011)Dlaczego: "A World With No Skies 2.0" Slaine'a jest już w sklepach nakładem Suburban Noize. Na płycie członka La Coka Nostry pojawili się m.in. Ill Bill, Everlast i B-Real a teraz możemy sprawdzić mocny i ciekawie zobrazowany singiel. Klimatycznie.

Slaine feat. Checkmark & Lu Balz - Borrowed Time (2011)

Dlaczego: "A World With No Skies 2.0" Slaine'a jest już w sklepach nakładem Suburban Noize. Na płycie członka La Coka Nostry pojawili się m.in. Ill Bill, Everlast i B-Real a teraz możemy sprawdzić mocny i ciekawie zobrazowany singiel. Klimatycznie.


]]>