popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Limp Bizkithttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19476/Limp-BizkitNovember 14, 2024, 4:51 pmpl_PL © 2024 Admin stronyLimp Bizkit "Still Sucks"https://popkiller.kingapp.pl/2021-11-01,limp-bizkit-still-suckshttps://popkiller.kingapp.pl/2021-11-01,limp-bizkit-still-sucksOctober 31, 2021, 11:42 pmAdmin stronyPierwszy od 10 lat album Limp Bizkit!Pewnie nie pamiętacie już, że Limp Bizkit pierwotnie miało wydać ten album w Cash Money? W 2011 opuścili Interscope rozczarowani promocją "Gold Cobra" i podpisali się z Birdmanem, ale nic z tego finalnie nie wyszło. Po drodze skład opuszczał i wracał DJ Lethal, a jak mówi Wes Borland - 7-krotnie spotykali się przez lata w studiu, gdzie intensywnie pracowali nad płytą, a na ostatniej prostej Durst stwierdzał, że nie jest zadowolony i wywalał wszystkie wokale do kosza.No, ale w końcu się udało. Tytuł albumu "Still Sucks" wydaje się zgrabnym prztyczkiem w nos wszystkich, którzy chcieliby całkiem wymazać dorobek LB jak i cały nu-metal, uznając go za cringe'ową nastoletnią modę przełomu mileniów.Tracklista:Pierwszy od 10 lat album Limp Bizkit!

Pewnie nie pamiętacie już, że Limp Bizkit pierwotnie miało wydać ten album w Cash Money? W 2011 opuścili Interscope rozczarowani promocją "Gold Cobra" i podpisali się z Birdmanem, ale nic z tego finalnie nie wyszło. Po drodze skład opuszczał i wracał DJ Lethal, a jak mówi Wes Borland - 7-krotnie spotykali się przez lata w studiu, gdzie intensywnie pracowali nad płytą, a na ostatniej prostej Durst stwierdzał, że nie jest zadowolony i wywalał wszystkie wokale do kosza.

No, ale w końcu się udało. Tytuł albumu "Still Sucks" wydaje się zgrabnym prztyczkiem w nos wszystkich, którzy chcieliby całkiem wymazać dorobek LB jak i cały nu-metal, uznając go za cringe'ową nastoletnią modę przełomu mileniów.

Tracklista:

]]>
Limp Bizkit "wciąż ssie"? Durst i spółka wydali 1 album od 10 lat!https://popkiller.kingapp.pl/2021-11-02,limp-bizkit-wciaz-ssie-durst-i-spolka-wydali-1-album-od-10-lathttps://popkiller.kingapp.pl/2021-11-02,limp-bizkit-wciaz-ssie-durst-i-spolka-wydali-1-album-od-10-latNovember 2, 2021, 5:57 pmAdmin stronyPamiętacie czasy gdy każdy chciał mieć czerwony full cap założony daszkiem do tyłu i czekał aż wyrośnie mu bródka, by wyglądać jak Fred Durst? Limp Bizkit byli prawdziwym fenomenem przełomu wieków i obok Linkin Park główną twarzą nu-metalu, krzykliwego gatunku łączącego rap z metalem i dominującym przez kilka lat wszystkie listy przebojów.Od ostatniego krążka Dursta i ekipy minęło już 10 lat, ale po wielu perturbacjach dostaliśmy nowy krążek, promowany zresztą koncertem na Lollapaloozie, gdzie Durst pojawił się w zaskakującej stylówie, z siwą czupryną i bródką. (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); A co do perturbacji... Pewnie nie pamiętacie już, że Limp Bizkit pierwotnie miało wydać ten album w Cash Money? W 2011 opuścili Interscope rozczarowani promocją "Gold Cobra" i podpisali się z Birdmanem, ale nic z tego finalnie nie wyszło. Po drodze skład opuszczał i wracał DJ Lethal, a jak mówi Wes Borland - 7-krotnie spotykali się przez lata w studiu, gdzie intensywnie pracowali nad płytą, a na ostatniej prostej Durst stwierdzał, że nie jest zadowolony i wywalał wszystkie wokale do kosza.No, ale w końcu się udało. Tytuł albumu "Still Sucks" wydaje się zgrabnym prztyczkiem w nos wszystkich, którzy chcieliby całkiem wymazać dorobek LB jak i cały nu-metal, uznając go za cringe'ową nastoletnią modę przełomu mileniów. Całość w Halloween trafiła na streamingi, my poniżej załączamy fan-lyric-video do singlowego "Dad Vibes".Tracklista, okładka i odsłuch całości za to w naszym dziale Premier Płytowych.Pamiętacie czasy gdy każdy chciał mieć czerwony full cap założony daszkiem do tyłu i czekał aż wyrośnie mu bródka, by wyglądać jak Fred Durst? Limp Bizkit byli prawdziwym fenomenem przełomu wieków i obok Linkin Park główną twarzą nu-metalu, krzykliwego gatunku łączącego rap z metalem i dominującym przez kilka lat wszystkie listy przebojów.

Od ostatniego krążka Dursta i ekipy minęło już 10 lat, ale po wielu perturbacjach dostaliśmy nowy krążek, promowany zresztą koncertem na Lollapaloozie, gdzie Durst pojawił się w zaskakującej stylówie, z siwą czupryną i bródką.

A co do perturbacji... Pewnie nie pamiętacie już, że Limp Bizkit pierwotnie miało wydać ten album w Cash Money? W 2011 opuścili Interscope rozczarowani promocją "Gold Cobra" i podpisali się z Birdmanem, ale nic z tego finalnie nie wyszło. Po drodze skład opuszczał i wracał DJ Lethal, a jak mówi Wes Borland - 7-krotnie spotykali się przez lata w studiu, gdzie intensywnie pracowali nad płytą, a na ostatniej prostej Durst stwierdzał, że nie jest zadowolony i wywalał wszystkie wokale do kosza.

No, ale w końcu się udało. Tytuł albumu "Still Sucks" wydaje się zgrabnym prztyczkiem w nos wszystkich, którzy chcieliby całkiem wymazać dorobek LB jak i cały nu-metal, uznając go za cringe'ową nastoletnią modę przełomu mileniów. Całość w Halloween trafiła na streamingi, my poniżej załączamy fan-lyric-video do singlowego "Dad Vibes".

Tracklista, okładka i odsłuch całości za to w naszym dziale Premier Płytowych.

]]>
Limp Bizkit zagrają w Polsce na swoje XX-lecie!https://popkiller.kingapp.pl/2015-02-10,limp-bizkit-zagraja-w-polsce-na-swoje-xx-leciehttps://popkiller.kingapp.pl/2015-02-10,limp-bizkit-zagraja-w-polsce-na-swoje-xx-lecieFebruary 10, 2015, 12:53 amAdmin stronyLimp Bizkit ponownie w Polsce! Mistrzowie łączenia nu metalu i rapcore wystąpią 7 czerwca w krakowskiej Hali Wisły w ramach imprezy Rock In Summer! Muzycy przyjadą do Krakowa w ramach promocji nowego albumu, którego wydawnictwo planowane jest na ten rok. Przypominamy, że będzie to druga odsłona Rock In Summer w tym roku – potwierdzony jest już występ formacji Body Count 16 czerwca w warszawskim Parku Sowińskiego.Oto, co o historii składu mówi nam info prasowe od organizatorów, agencji Go-Ahead:Grupa Limp Bizkit została założona w 1994 roku przez charyzmatycznego Freda Dursta (wokal) oraz Sama Riversa (bass) i jego kuzyna Johna Otto (perkusja). Do aktualnego składu należy także Wes Borland (gitara), który do zespołu dołączył w roku 1995.Już pierwszy krążek formacji "Three Dollar Bill, Y'All" (1997), wyprodukowany przez producenta grupy Korn, pokrył się platyną. Jednak to drugie wydawnictwo zespołu stanowiło przełom w jego karierze. Album zatytułowany "Significant Other" (1999) zasłynął dzięki takim numerom jak "Nookie" czy "Break Stuff" i królował na listach przebojów. W tym czasie Limp Bizkit dołączył do grona najważniejszych zespołów rockowych na świecie."Significant Other" zakończył 1999 rok na dziewiątym miejscu w prestiżowym zestawieniu Billboard 200.Trzecia płyta Limp Bizkit "Chocolate Starfish & The Hotdog Flavoured Water" (2000), powstawała ze sporymi problemami - zaledwie tydzień po wejściu do studia zespół rozstał się ze swoim producentem Rickiem Rubinem. Ostatecznie muzycy sami wzięli na siebie stronę produkcyjną. O tym albumie Fred Durst powiedział: „Jesteśmy nieprzewidywalni. Nasze emocje ciągle się zmieniają, nie jestem więc w stanie stwierdzić, w jaką stronę pójdzie nasza muzyka. Jednak naszych fanów nigdy nie zawiedziemy.”Czwarta płyta "Results May Vary" (2003) pomimo chłodnego przyjęcia przez fanów i krytyków pokryła się platyną. To właśnie z tego albumu pochodzi jeden z ich najbardziej popularnych utworów – „Behind Blue Eyes” – cover The Who.W latach 2006 – 2009 grupa przechodziła kryzys. Wes Borland znów opuścił szeregi Limp Bizkit na rzecz swojego projektu (Black Light Burns). Wstrzymano wszelkie trasy koncertowe, a na stronie zespołu od czasu do czasu pojawiały się informacje o pracy w studiu.Szósty i zarazem ostatni jak dotychczas album grupy został wydany 28 czerwca 2011 pod tytułem „Gold Cobra”. W pracach nad płytą wziął udział oryginalny skład Limp Bizkit.W 2015 roku mija 20 lat obecności Limp Bizkit na scenie. Z tej okazji muzycy zaplanowali trasę koncertową po całym świecie. Potwierdzone są już m.in. występy w Ameryce Północnej, Południowej i w Rosji. Na początku stycznia zespół zapowiedział też nowe wydawnictwo – album jest już w finalnej fazie produkcyjnej i powinien ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku!Bilety wkrótce trafią do sprzedaży. Dostępne będą na stronach www.go-ahead.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl, www.ticketpro.pl, www.biletomat.pl oraz w sklepach sieci Empik, Media Markt i Saturn.Limp Bizkit ponownie w Polsce! Mistrzowie łączenia nu metalu i rapcore wystąpią 7 czerwca w krakowskiej Hali Wisły w ramach imprezy Rock In Summer! Muzycy przyjadą do Krakowa w ramach promocji nowego albumu, którego wydawnictwo planowane jest na ten rok. Przypominamy, że będzie to druga odsłona Rock In Summer w tym roku – potwierdzony jest już występ formacji Body Count 16 czerwca w warszawskim Parku Sowińskiego.

Oto, co o historii składu mówi nam info prasowe od organizatorów, agencji Go-Ahead:

Grupa Limp Bizkit została założona w 1994 roku przez charyzmatycznego Freda Dursta (wokal) oraz Sama Riversa (bass) i jego kuzyna Johna Otto (perkusja). Do aktualnego składu należy także Wes Borland (gitara), który do zespołu dołączył w roku 1995.

Już pierwszy krążek formacji "Three Dollar Bill, Y'All" (1997), wyprodukowany przez producenta grupy Korn, pokrył się platyną. Jednak to drugie wydawnictwo zespołu stanowiło przełom w jego karierze. Album zatytułowany "Significant Other" (1999) zasłynął dzięki takim numerom jak "Nookie" czy "Break Stuff" i królował na listach przebojów. W tym czasie Limp Bizkit dołączył do grona najważniejszych zespołów rockowych na świecie."Significant Other" zakończył 1999 rok na dziewiątym miejscu w prestiżowym zestawieniu Billboard 200.

Trzecia płyta Limp Bizkit "Chocolate Starfish & The Hotdog Flavoured Water" (2000), powstawała ze sporymi problemami - zaledwie tydzień po wejściu do studia zespół rozstał się ze swoim producentem Rickiem Rubinem. Ostatecznie muzycy sami wzięli na siebie stronę produkcyjną. O tym albumie Fred Durst powiedział: „Jesteśmy nieprzewidywalni. Nasze emocje ciągle się zmieniają, nie jestem więc w stanie stwierdzić, w jaką stronę pójdzie nasza muzyka. Jednak naszych fanów nigdy nie zawiedziemy.”

Czwarta płyta "Results May Vary" (2003) pomimo chłodnego przyjęcia przez fanów i krytyków pokryła się platyną. To właśnie z tego albumu pochodzi jeden z ich najbardziej popularnych utworów – „Behind Blue Eyes” – cover The Who.

W latach 2006 – 2009 grupa przechodziła kryzys. Wes Borland znów opuścił szeregi Limp Bizkit na rzecz swojego projektu (Black Light Burns). Wstrzymano wszelkie trasy koncertowe, a na stronie zespołu od czasu do czasu pojawiały się informacje o pracy w studiu.

Szósty i zarazem ostatni jak dotychczas album grupy został wydany 28 czerwca 2011 pod tytułem „Gold Cobra”. W pracach nad płytą wziął udział oryginalny skład Limp Bizkit.

W 2015 roku mija 20 lat obecności Limp Bizkit na scenie. Z tej okazji muzycy zaplanowali trasę koncertową po całym świecie. Potwierdzone są już m.in. występy w Ameryce Północnej, Południowej i w Rosji. Na początku stycznia zespół zapowiedział też nowe wydawnictwo – album jest już w finalnej fazie produkcyjnej i powinien ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku!

Bilety wkrótce trafią do sprzedaży. Dostępne będą na stronach www.go-ahead.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl, www.ticketpro.pl, www.biletomat.pl oraz w sklepach sieci Empik, Media Markt i Saturn.

]]>
Limp Bizkit na Orange Warsaw Festival!https://popkiller.kingapp.pl/2014-03-11,limp-bizkit-na-orange-warsaw-festivalhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-11,limp-bizkit-na-orange-warsaw-festivalMarch 11, 2014, 10:29 amAdmin stronyLine-up tegorocznego Orange Warsaw Festival prezentuje się coraz okazalej. Oficjalnie ogłoszone zostały już występy m.in. OutKast, Snoop Dogga czy Timbalanda, dziś dowiedzieliśmy się natomiast, że na festiwalu pojawi się także Limp Bizkit!Kultowa nu-metalowa formacja wystąpi 15 czerwca, czyli ostatniego dnia festiwalu, o czym poinformowała za pośrednictwem swojego profilu na FB, uprzedzając tym samym ogłoszenie ze strony organizatorów.Line-up tegorocznego Orange Warsaw Festival prezentuje się coraz okazalej. Oficjalnie ogłoszone zostały już występy m.in. OutKast, Snoop Dogga czy Timbalanda, dziś dowiedzieliśmy się natomiast, że na festiwalu pojawi się także Limp Bizkit!

Kultowa nu-metalowa formacja wystąpi 15 czerwca, czyli ostatniego dnia festiwalu, o czym poinformowała za pośrednictwem swojego profilu na FB, uprzedzając tym samym ogłoszenie ze strony organizatorów.

]]>
Top 10 najgorszych kooperacji rapowo-rockowych - subiektywny rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-09-07,top-10-najgorszych-kooperacji-rapowo-rockowych-subiektywny-rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-09-07,top-10-najgorszych-kooperacji-rapowo-rockowych-subiektywny-rankingSeptember 2, 2013, 10:58 pmMaciej WojszkunWitam ponownie w kolejnym etapie podróży przez kawałki, na których spotykają się i MC, i rockmani bądź metalowcy…. Dziś więc część druga, a więc tracki, które pomimo obecności doświadczonych producentów, gwiazd o światowej sławie itd. – ewidentnie się nie udały. A więc, zgniłe pomidory w dłoń - oto 10 najgorszych (W MOJEJ OPINII) spotkań świata rapu i rocka.10. GZA & The Black Lips – The Drop I Hold Najlepszy przykład na to, jak niepotrzebny featuring może zniszczyć przyjemny track. „The Drop I Hold” Black Lipsów, z albumu „200 Million Thousand”, to klimatyczny, melancholijny, charakterystycznie „garażowy” track z ciekawym, przytłumionym wokalem i przejmującym refrenem…. Ale mamy też wersję, którą opisuję, w której w pewnym momencie wchodzi GZA i rujnuje całą atmosferę swym monotonnym, płaczliwym głosem. Nie pasuje ni w ząb do tej produkcji nasz Genius, nic a nic. You got to diversify yo flow, nigga (kto wie, co sparafrazowałem, ma u mnie browca). [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6233","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]09. Black Sabbath & Ice-T – The Illusion of Power (z albumu “Forbidden”, 1995)Jeśli nie chcesz zostać pobity, wytarzany w smole, w pierzu, potraktowany widłami, smoczym ogniem, wrzucony do wrzącego kotła (w tej dokładnie kolejności) – w rozmowie z fanem Black Sabbath NIE WSPOMINAJ o „Forbidden”. Ten album to całkowity, haniebny blamaż na dyskografii legendarnej przecież grupy… A „The Illusion of Power” to jeden z dziesięciu powodów, dlaczego. W tym kawałku nie gra nic. Po obiecującym wstępie otrzymujemy bowiem karykaturalną grę gitar (której celem było chyba oznajmienie – „My NAPRAWDĘ jesteśmy tą samą grupą, która nagrała utwór <<Black Sabbath>>>! Serio!”), słabą strukturę wokali, w której Tony Martin gubi się od razu, mierny refren oraz – całkowicie niepotrzebny fragment melorecytacji Ice-T, który tylko burzy i tak chwiejną konstrukcję utworu. Poważnie, kogo to był pomysł? Rap i Black Sabbath? To się nie mogło udać. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6234","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]08. Big Pun & Incubus – Still Not A Player (z albumu “Loud Rocks”, 2000) Kto słuchał “Duetów” Notoriousa B.I.G. i fatalnego kawałka z Kornem, wie, że odgrzebywanie trupów i nakazywanie im tańczyć do rockowych/ metalowych podkładów po prostu się nie udaje. „Still Not a Player”, czyli nieśmiertelny hit potężnego Punishera, udowadnia to jeszcze dobitniej – kogo to był pomysł, by prosty, oparty na klawiszach, ale i tak mocny beat oryginału zastąpić „wesolutkimi” gitarami, monotonną perkusją i zupełnie gryzącym się z wokalem Puna głosem Brandona Boyda? Efekt jest po prostu słaby, a odpowiedzialni za niego producenci powinni zostać skazani na Capital Punishment…[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6235","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]07. Q-Tip & Korn – End of Time (z albumu “Amplified”, 1998)Przyznam się do czegoś, czego jako fan hip-hopu chyba nie powinienem – ale co tam: mam ambiwalentny stosunek do beatów ś.p. J Dilli. Niektóre są spoko, niektóre wgniatają w ziemę (vide „House of Flying Daggers” Raekwona), niektóre zaś… są po prostu słabe – tak jak ten do „End of Time” Q-Tipa. Beat duszny, elektroniczny, ok – ale monotonnnyyyy….. na domiar złego dosiadają go, oprócz nieszczególnego Tipa – chłopaki z Kornu. To nie tak, że nie znoszę tego zespołu – po prostu jego kooperacje z raperami – od Cube’a (That’s Don Mega for you, you lil’ cocksucker…), poprzez Nasa, do Tre Hardsona z Pharcyde – są w mojej opinii… nijakie. Tak samo jest tutaj – histeryczne miauczenie Jonathana Davisa i gitary Heada, Munky’ego i Fieldy’ego wprowadzają tylko niepotrzebne zamieszanie na po prostu słabym kawalku. Wyszło z „End of Time” tyle dobrego, że można sobie zażartować, że w muzycznej konfrontacji Jonathan Davis kontra Jonathan Davis zwyciężył Jonathan Davis.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6236","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]06. DMX & Marilyn Manson – The Omen (Damien II) (z albumu “Flesh of My Flesh, Blood of My Blood”, 1998)Szczerze uwielbiam pierwszy album DMX’a, “It’s Dark and Hell is Hot”, a szczególnie kawałek „Damien” na fenomenalnym beacie Dame’a Grease’a. Opowieść X’a o wejściu w komitywę z diabłem Damienem (Damien=Daemon – genialne w swej prostocie) naprawdę pozwala poczuć się nieswojo…. Jak pewnie wiecie, „Damien” to tylko część pierwsza trylogii utworów. Już na drugim albumie X zaprezentował Part II, nazwany „The Omen”, z featuringiem… samego Marilyna Mansona? O kurde, ziomeczki, przecież ten kawałek będzie tak zajebisty, że zmiecie wszystko!!! – tak pomyślałem w swej młodzieńczej naiwności. 'The Omen" rozczarowuje i to bardzo. Ale to nie wina X’a – choć wokal Damiena bardziej śmieszy niż straszy, tekstowo kawałek jest w porządku. Manson zapodaje demoniczny skrzek/szept w refrenie – rozczarowująco, ale jakoś tam brzmi. Utwór pada natomiast na pysk w sferze produkcyjnej – beat jest SŁABY. Niewiarygodny spadek jakości po świetnym „Damienie”, nędzne werble, przeszkadzające szepty i jakieś tam elektroniczne pitu-pitu… Kto jest winowajcą? Nie kto inny, lecz Swizz Beatz, który jeszcze w tym rankingu się pojawi.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6237","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]05. KRS-One, Harmony & Michael Stipe – Civilization vs. Technology (z albumu “H.E.A.L. – Civilization vs. Technology”, 1991)Skłamałem nieco, pisząc w pierwszej części tego rankingu, że gościć będziemy ponownie świętej pamięci kapelę R.E.M., tym razem w sali niesławy… Nie do końca - ale mamy za to wokalistę tego zasłużonego zespołu, Michaela Stipe’a, który raz jeszcze, po baaardzo słabym „Radio Song” zjednoczył z siły z Tha Teacha. W kooperacji jeszcze gorszej…. „Civilization vs. Technology” to po prostu bałagan, kawałek, który muzycznie nie może się zdecydować, czy być subtelnym podkładem ze smyczkami dla śpiewu Harmony, czy mocnym beatem pod żywiołowe rapy Krisa, czy rockowym akompaniamentem pod Stipe’a. Koniec końców utwór łączy w sobie wszystkie wymienione „fazy” – z mizernym efektem. Do tego dochodzi nieznośne, powtarzam – NIEZNOŚNE nauczanie KRS’a o dbaniu o środowisko oraz rzecz najgorsza – wokal Stipe’a. Mike, co się stało, u diabła? Mimo że fanem R.E.M. nigdy nie byłem i nie będę, lubię charakterystyczny głos Michaela, ale tutaj brzmi on tragicznie – tak jakby Stipe stawił się w studiu nagraniowym, by zostać znienacka ogłuszonym, związanym i torturowanym, podczas gdy dźwiękowiec nagrywał jego krzyki. Cienizna. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6238","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]04. Limp Bizkit, Birdman, Flo Rida & Caskey – Sunshine (z albumu “Rich Gang”, 2013)Jeśli jest coś, co wyniosłem z “lektury” ostatniego albumu Limp Bizkit (oprócz krwawiącego czoła od bezsilnego walenia łbem o ścianę), to jest to przekonanie, że Fred Durst + autotune = apokalipsa. Miałem nadzieję, że kawałek „Autotunage” był tylko muzycznym żartem. Próżne okazały się moje nadzieje, jak pokazuje „Sunshine”. Nie będę zagłębiał się w zwrotki Birdmana, Flo Ridy i Caskeya (…kto to jest Caskey?), których poziom jest tak niski, że można się o niego potknąć – powiem tylko, że to prawdopodobnie NAJGORSZY utwór, jaki kiedykolwiek słyszałem, pod którym podpisał się zespół Limp Bizkit (Zaraz, ale czy w ogóle w „Sunshine” gra cała kapela? Przecież słyszę tylko ohydny refren Dursta)…[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6239","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]03. Handsome Boy Modeling School feat. Chino Moreno (The Deftones), El-P & Cage – The Hours (z albumu “White People”, 2004)Ah, tak. Handsome Boy Modeling School. Dawny kolaboracyjny projekt Dana the Automatora i Prince Paula przyniósł słuchaczom dwa arcyciekawe albumy, pełne zaskakujących tracków, wykraczających poza ramy “zwykłego hip-hopu”. Szczególnie drugi (i ostatni album) duetu, „White People”, wypełniony był po brzegi takimi utworami – na jakim bowiem hip-hopowym albumie można usłyszeć obok RZA, De La Soul, Del the Funkee Homosapiena – takich gości jak The Mars Volta, John Oates czy Jego Wysokość Mike Patton? Generalnie album trzyma wysoki poziom, z jednym wyjątkiem – „The Hours”. Kawałek typu „Co ja do cholery usłyszałem?!” na pokładzie z El-P, Cage’em i Chino Moreno z Deftonesów – po takim składzie nie spodziewam się łatwego w odbiorze utworu… Ale nie spodziewam się też kompletnego, asłuchalnego hałasu! Wszystko to przez Chino Moreno, którego wokal jest po prostu NAJGORSZY. Zupełnie, jakby Chino podczas nagrań nagle oszalał i zaczął wyć na całe gardło, próbując słowa „the hours” zaśpiewać na kilkanaście sposobów naraz, a wszyscy inni muzycy byli zbyt przestraszeni, żeby się do niego zbliżyć. Słuchać tylko na własną odpowiedzialność.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6240","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]02. Kid Cudi feat. Michael Bolton & King Chip – Afterwards (Bring Yo Friends) (z albumu “indicud”, 2013)Michael Bolton. To nazwisko powoduje albo pusty śmiech, albo zgrzytanie zębów u każdego fana muzyki. Nierozwiązaną do dziś zagadką pozostaje bowiem, jak ktoś mógł przejść z całkiem zgrabnej hardrockowej kapeli (Blackjack) do tworzenia tych mdłych, absolutnie obrzydliwych softrockowo-popowych balladek, wyśpiewywanych tym rozdzierającym bębenki głosem (pamiętacie to?)?. Kawałek nagrany wespół z Cudim włączałem więc pełen najgorszych obaw… Nie byłem jednak przygotowany na to, co usłyszałem. „Afterwards” popełnił najgorszą zbrodnię, jaką może popełnić kooperacja rapowo-rockowa. Jest śmiertelnie, bezbrzeżnie, niewiarygodnie NUDNY. To 9 minut (!!!!) nieustannego, monotonnego łup-łup-łup, od czasu przetykanego (słabym, a jakże – a także dziwnie przytłumionym) wokalem Boltona, a od ok. 6 minuty – sennego, elektronicznego beatu. Zasnąłem 8 razy, próbując w całości przesłuchać ten kawałek – a jako fan prog rocka jestem przyzwyczajony do długaśnych utworów. Absolutnie odradzam przesłuchiwać ten ekwiwalent chińskiej wodnej tortury.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6241","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]01. Swizz Beatz feat. Metallica & Ja Rule – We Did It Again (z albumu “Presents G.H.E.T.T.O. Stories”, 2002)De łorst. Upadek. Profanacja. Piekło. Przyczynek do powstania obydwu rankingów. Muzyczne kalectwo na każdym możliwym poziomie… Po prostu… wow. So, Swizz, we meet again. Jeśli naprawdę myślałeś, że ohydny, ochrypły głos Ja Rule’a idealnie nadaje się pod ciężkie riffy Metalliki – to myliłeś się NIEWIARYGODNIE grubo. Ja Rule wyje odrażająco (nie, you’re not a rock star – nawet nie myśl o tym, Ja), podczas gdy ekipa Hetfielda zapodaje ociężały, nie mogący określić, jakim tempem iść podkład. Nie wspomnę już o beznadziejnych wstawkach samego Hetfielda. Po prostu… zabierzcie to ode mnie w cholerę. Swizz musiał pomyśleć to samo, bo nie mogę znaleźć ani śladu jego obecności na tym kawałku (chociaż to może już ja ogłuchłem od prób jego przesłuchania). Nie tykać nawet kijem. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6242","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Wyróżnienie specjalne – The Flaming Lips feat. Ke$ha, Biz Markie & Hour of the Time Majesty 12 – 2012 (You Should Be Upgraded) (z albumu “The Flaming Lips and Heady Fwends", 2012)Znalazłem. Sam w to nie wierzę, że znalazłem utwór gorszy niż bękart Hetfielda i Ja Rule’a. Mój zmysł słuchowy zdaje się wylewać krwistym potokiem przez uszy, ale znalazłem…. The Flaming Lips, znani z niedawnej „reedycji” Dark Side of the Moon Floydów, nagranej m.in. z Henrym Rollinsem, postanowili nagrać sobie kawałek o nazwie „2012 (You Should Be Upgraded)”. Po próbach przesłuchania jestem gotów się zgodzić z tym podtytułem – muszę jak najszybciej upgrade’ować zmysł słuchu, bo jego ośrodki we mnie całkowicie przez ten utwór umarły. Mdły, eksperymentalny, kaleczący uszy nagłymi, megagłośnymi uderzeniami gitar podkład pod topiące się w elektronicznym sosie słabe wokale Ke$hy i Wayne’a Coyne’a (…chyba). Ten kawałek jest tak ohydny, że z miejsca wrzuciłbym go na podium powyższego rankingu (w betonowych butach, dla pewności). Powstrzymała mnie od tego jedna rzecz, którą wyrażę w formie pytania…. GDZIE W TYM KAWAŁKU JEST BIZ MARKIE?! [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6243","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] Witam ponownie w kolejnym etapie podróży przez kawałki, na których spotykają się i MC, i rockmani bądź metalowcy…. Dziś więc część druga, a więc tracki, które pomimo obecności doświadczonych producentów, gwiazd o światowej sławie itd. – ewidentnie się nie udały. A więc, zgniłe pomidory w dłoń - oto 10 najgorszych (W MOJEJ OPINII) spotkań świata rapu i rocka.

10. GZA & The Black Lips – The Drop I Hold 

Najlepszy przykład na to, jak niepotrzebny featuring może zniszczyć przyjemny track. „The Drop I Hold” Black Lipsów, z albumu „200 Million Thousand”, to klimatyczny, melancholijny, charakterystycznie „garażowy” track z ciekawym, przytłumionym wokalem i przejmującym refrenem…. Ale mamy też wersję, którą opisuję, w której w pewnym momencie wchodzi GZA i rujnuje całą atmosferę swym monotonnym, płaczliwym głosem. Nie pasuje ni w ząb do tej produkcji nasz Genius, nic a nic. You got to diversify yo flow, nigga (kto wie, co sparafrazowałem, ma u mnie browca). 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6233","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

09. Black Sabbath & Ice-T – The Illusion of Power (z albumu “Forbidden”, 1995)

Jeśli nie chcesz zostać pobity, wytarzany w smole, w pierzu, potraktowany widłami, smoczym ogniem, wrzucony do wrzącego kotła (w tej dokładnie kolejności) – w rozmowie z fanem Black Sabbath NIE WSPOMINAJ o „Forbidden”. Ten album to całkowity, haniebny blamaż na dyskografii legendarnej przecież grupy… A „The Illusion of Power” to jeden z dziesięciu powodów, dlaczego. W tym kawałku nie gra nic. Po obiecującym wstępie otrzymujemy bowiem karykaturalną grę gitar (której celem było chyba oznajmienie – „My NAPRAWDĘ jesteśmy tą samą grupą, która nagrała utwór <<Black Sabbath>>>! Serio!”), słabą strukturę wokali, w której Tony Martin gubi się od razu, mierny refren oraz – całkowicie niepotrzebny fragment melorecytacji Ice-T, który tylko burzy i tak chwiejną konstrukcję utworu. Poważnie, kogo to był pomysł? Rap i Black Sabbath? To się nie mogło udać. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6234","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

08. Big Pun & Incubus – Still Not A Player (z albumu “Loud Rocks”, 2000) 

Kto słuchał “Duetów” Notoriousa B.I.G. i fatalnego kawałka z Kornem, wie, że odgrzebywanie trupów i nakazywanie im tańczyć do rockowych/ metalowych podkładów po prostu się nie udaje. „Still Not a Player”, czyli nieśmiertelny hit potężnego Punishera, udowadnia to jeszcze dobitniej – kogo to był pomysł, by prosty, oparty na klawiszach, ale i tak mocny beat oryginału zastąpić „wesolutkimi” gitarami, monotonną perkusją i zupełnie gryzącym się z wokalem Puna głosem Brandona Boyda? Efekt jest po prostu słaby, a odpowiedzialni za niego producenci powinni zostać skazani na Capital Punishment…

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6235","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

07. Q-Tip & Korn – End of Time (z albumu “Amplified”, 1998)

Przyznam się do czegoś, czego jako fan hip-hopu chyba nie powinienem – ale co tam: mam ambiwalentny stosunek do beatów ś.p. J Dilli. Niektóre są spoko, niektóre wgniatają w ziemę (vide „House of Flying Daggers” Raekwona), niektóre zaś… są po prostu słabe – tak jak ten do „End of Time” Q-Tipa. Beat duszny, elektroniczny, ok – ale monotonnnyyyy….. na domiar złego dosiadają go, oprócz nieszczególnego Tipa – chłopaki z Kornu. To nie tak, że nie znoszę tego zespołu – po prostu jego kooperacje z raperami – od Cube’a (That’s Don Mega for you, you lil’ cocksucker…), poprzez Nasa, do Tre Hardsona z Pharcyde – są w mojej opinii… nijakie. Tak samo jest tutaj – histeryczne miauczenie Jonathana Davisa i gitary Heada, Munky’ego i Fieldy’ego wprowadzają tylko niepotrzebne zamieszanie na po prostu słabym kawalku. Wyszło z „End of Time” tyle dobrego, że można sobie zażartować, że w muzycznej konfrontacji Jonathan Davis kontra Jonathan Davis zwyciężył Jonathan Davis.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6236","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

06. DMX & Marilyn Manson – The Omen (Damien II) (z albumu “Flesh of My Flesh, Blood of My Blood”, 1998)

Szczerze uwielbiam pierwszy album DMX’a, “It’s Dark and Hell is Hot”, a szczególnie kawałek „Damien” na fenomenalnym beacie Dame’a Grease’a. Opowieść X’a o wejściu w komitywę z diabłem Damienem (Damien=Daemon – genialne w swej prostocie) naprawdę pozwala poczuć się nieswojo…. Jak pewnie wiecie, „Damien” to tylko część pierwsza trylogii utworów. Już na drugim albumie X zaprezentował Part II, nazwany „The Omen”, z featuringiem… samego Marilyna Mansona? O kurde, ziomeczki, przecież ten kawałek będzie tak zajebisty, że zmiecie wszystko!!! – tak pomyślałem w swej młodzieńczej naiwności. 'The Omen" rozczarowuje i to bardzo. Ale to nie wina X’a – choć wokal Damiena bardziej śmieszy niż straszy, tekstowo kawałek jest w porządku. Manson zapodaje demoniczny skrzek/szept w refrenie – rozczarowująco, ale jakoś tam brzmi. Utwór pada natomiast na pysk w sferze produkcyjnej – beat jest SŁABY. Niewiarygodny spadek jakości po świetnym „Damienie”, nędzne werble, przeszkadzające szepty i jakieś tam elektroniczne pitu-pitu… Kto jest winowajcą? Nie kto inny, lecz Swizz Beatz, który jeszcze w tym rankingu się pojawi.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6237","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

05. KRS-One, Harmony & Michael Stipe – Civilization vs. Technology (z albumu “H.E.A.L. – Civilization vs. Technology”, 1991)

Skłamałem nieco, pisząc w pierwszej części tego rankingu, że gościć będziemy ponownie świętej pamięci kapelę R.E.M., tym razem w sali niesławy…Nie do końca - ale mamy za to wokalistę tego zasłużonego zespołu, Michaela Stipe’a, który raz jeszcze, po baaardzo słabym „Radio Song” zjednoczył z siły z Tha Teacha. W kooperacji jeszcze gorszej…. „Civilization vs. Technology” to po prostu bałagan, kawałek, który muzycznie nie może się zdecydować, czy być subtelnym podkładem ze smyczkami dla śpiewu Harmony, czy mocnym beatem pod żywiołowe rapy Krisa, czy rockowym akompaniamentem pod Stipe’a. Koniec końców utwór łączy w sobie wszystkie wymienione „fazy” – z mizernym efektem. Do tego dochodzi nieznośne, powtarzam – NIEZNOŚNE nauczanie KRS’a o dbaniu o środowisko oraz rzecz najgorsza – wokal Stipe’a. Mike, co się stało, u diabła? Mimo że fanem R.E.M. nigdy nie byłem i nie będę, lubię charakterystyczny głos Michaela, ale tutaj brzmi on tragicznie – tak jakby Stipe stawił się w studiu nagraniowym, by zostać znienacka ogłuszonym, związanym i torturowanym, podczas gdy dźwiękowiec nagrywał jego krzyki. Cienizna. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6238","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

04. Limp Bizkit, Birdman, Flo Rida & Caskey – Sunshine (z albumu “Rich Gang”, 2013)

Jeśli jest coś, co wyniosłem z “lektury” ostatniego albumu Limp Bizkit (oprócz krwawiącego czoła od bezsilnego walenia łbem o ścianę), to jest to przekonanie, że Fred Durst + autotune = apokalipsa. Miałem nadzieję, że kawałek „Autotunage” był tylko muzycznym żartem. Próżne okazały się moje nadzieje, jak pokazuje „Sunshine”. Nie będę zagłębiał się w zwrotki Birdmana, Flo Ridy i Caskeya (…kto to jest Caskey?), których poziom jest tak niski, że można się o niego potknąć – powiem tylko, że to prawdopodobnie NAJGORSZY utwór, jaki kiedykolwiek słyszałem, pod którym podpisał się zespół Limp Bizkit (Zaraz, ale czy w ogóle w „Sunshine” gra cała kapela? Przecież słyszę tylko ohydny refren Dursta)…

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6239","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

03. Handsome Boy Modeling School feat. Chino Moreno (The Deftones), El-P & Cage – The Hours (z albumu “White People”, 2004)

Ah, tak. Handsome Boy Modeling School. Dawny kolaboracyjny projekt Dana the Automatora i Prince Paula przyniósł słuchaczom dwa arcyciekawe albumy, pełne zaskakujących tracków, wykraczających poza ramy “zwykłego hip-hopu”. Szczególnie drugi (i ostatni album) duetu, „White People”, wypełniony był po brzegi takimi utworami – na jakim bowiem hip-hopowym albumie można usłyszeć obok RZA, De La Soul, Del the Funkee Homosapiena – takich gości jak The Mars Volta, John Oates czy Jego Wysokość Mike Patton? Generalnie album trzyma wysoki poziom, z jednym wyjątkiem – „The Hours”. Kawałek typu „Co ja do cholery usłyszałem?!” na pokładzie z El-P, Cage’em i Chino Moreno z Deftonesów – po takim składzie nie spodziewam się łatwego w odbiorze utworu… Ale nie spodziewam się też kompletnego, asłuchalnego hałasu!Wszystko to przez Chino Moreno, którego wokal jest po prostu NAJGORSZY. Zupełnie, jakby Chino podczas nagrań nagle oszalał i zaczął wyć na całe gardło, próbując słowa „the hours” zaśpiewać na kilkanaście sposobów naraz, a wszyscy inni muzycy byli zbyt przestraszeni, żeby się do niego zbliżyć. Słuchać tylko na własną odpowiedzialność.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6240","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

02. Kid Cudi feat. Michael Bolton & King Chip – Afterwards (Bring Yo Friends) (z albumu “indicud”, 2013)

Michael Bolton. To nazwisko powoduje albo pusty śmiech, albo zgrzytanie zębów u każdego fana muzyki. Nierozwiązaną do dziś zagadką pozostaje bowiem, jak ktoś mógł przejść z całkiem zgrabnej hardrockowej kapeli (Blackjack) do tworzenia tych mdłych, absolutnie obrzydliwych softrockowo-popowych balladek, wyśpiewywanych tym rozdzierającym bębenki głosem (pamiętacie to?)?. Kawałek nagrany wespół z Cudim włączałem więc pełen najgorszych obaw… Nie byłem jednak przygotowany na to, co usłyszałem. „Afterwards” popełnił najgorszą zbrodnię, jaką może popełnić kooperacja rapowo-rockowa. Jest śmiertelnie, bezbrzeżnie, niewiarygodnie NUDNY. To 9 minut (!!!!) nieustannego,  monotonnego łup-łup-łup, od czasu przetykanego (słabym, a jakże – a także dziwnie przytłumionym) wokalem Boltona, a od ok. 6 minuty – sennego, elektronicznego beatu. Zasnąłem 8 razy, próbując w całości przesłuchać ten kawałek – a jako fan prog rocka jestem przyzwyczajony do długaśnych utworów. Absolutnie odradzam przesłuchiwać ten ekwiwalent chińskiej wodnej tortury.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6241","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

01. Swizz Beatz feat. Metallica & Ja Rule – We Did It Again (z albumu “Presents G.H.E.T.T.O. Stories”, 2002)

De łorst. Upadek. Profanacja. Piekło. Przyczynek do powstania obydwu rankingów. Muzyczne kalectwo na każdym możliwym poziomie… Po prostu… wow. So, Swizz, we meet again. Jeśli naprawdę myślałeś, że ohydny, ochrypły głos Ja Rule’a idealnie nadaje się pod ciężkie riffy Metalliki – to myliłeś się NIEWIARYGODNIE grubo. Ja Rule wyje odrażająco (nie, you’re not a rock star – nawet nie myśl o tym, Ja), podczas gdy ekipa Hetfielda zapodaje ociężały, nie mogący określić, jakim tempem iść podkład. Nie wspomnę już o beznadziejnych wstawkach samego Hetfielda. Po prostu… zabierzcie to ode mnie w cholerę. Swizz musiał pomyśleć to samo, bo nie mogę znaleźć ani śladu jego obecności na tym kawałku (chociaż to może już ja ogłuchłem od prób jego przesłuchania). Nie tykać nawet kijem. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6242","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Wyróżnienie specjalne – The Flaming Lips feat. Ke$ha, Biz Markie & Hour of the Time Majesty 12 – 2012 (You Should Be Upgraded) (z albumu “The Flaming Lips and Heady Fwends", 2012)

Znalazłem. Sam w to nie wierzę, że znalazłem utwór gorszy niż bękart Hetfielda i Ja Rule’a. Mój zmysł słuchowy zdaje się wylewać krwistym potokiem przez uszy, ale znalazłem…. The Flaming Lips, znani z niedawnej „reedycji” Dark Side of the Moon Floydów, nagranej m.in. z Henrym Rollinsem, postanowili nagrać sobie kawałek o nazwie „2012 (You Should Be Upgraded)”. Po próbach przesłuchania jestem gotów się zgodzić z tym podtytułem – muszę jak najszybciej upgrade’ować zmysł słuchu, bo jego ośrodki we mnie całkowicie przez ten utwór umarły. Mdły, eksperymentalny, kaleczący uszy nagłymi, megagłośnymi uderzeniami gitar podkład pod topiące się w elektronicznym sosie słabe wokale Ke$hy i Wayne’a Coyne’a (…chyba). Ten kawałek jest tak ohydny, że z miejsca wrzuciłbym go na podium powyższego rankingu (w betonowych butach, dla pewności). Powstrzymała mnie od tego jedna rzecz, którą wyrażę w formie pytania…. GDZIE W TYM KAWAŁKU JEST BIZ MARKIE?! 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6243","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

 

]]>
Limp Bizkit "Ready To Go" ft. Lil Wayne - pierwszy numer z albumu w Cash Moneyhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-25,limp-bizkit-ready-to-go-ft-lil-wayne-pierwszy-numer-z-albumu-w-cash-moneyhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-03-25,limp-bizkit-ready-to-go-ft-lil-wayne-pierwszy-numer-z-albumu-w-cash-moneyMarch 25, 2013, 11:41 amDaniel WardzińskiLimp Bizkit w Cash Money? W zasadzie czemu nie. Pierwszym numerem z albumu, który dostajemy do sprawdzenia jest "Ready To Go". Inaugurację współpracy swoim udziałem przypieczętował Lil Wayne, który nie po raz pierwszy pojawia się na gitarowych produkcjach. A jeśli o tym - producentem całości jest znany Polow Da Don. Numer znajdziecie w rozwinięciu. Limp Bizkit w Cash Money? W zasadzie czemu nie. Pierwszym numerem z albumu, który dostajemy do sprawdzenia jest "Ready To Go". Inaugurację współpracy swoim udziałem przypieczętował Lil Wayne, który nie po raz pierwszy pojawia się na gitarowych produkcjach. A jeśli o tym - producentem całości jest znany Polow Da Don. Numer znajdziecie w rozwinięciu.

 

]]>
Video Dnia: Limp Bizkit "Gold Cobra"https://popkiller.kingapp.pl/2011-07-01,video-dnia-limp-bizkit-gold-cobrahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-07-01,video-dnia-limp-bizkit-gold-cobraJuly 1, 2011, 12:00 pmAdmin stronyLimp Bizkit - Gold Cobra (2011)Dlaczego: Widząc ubranego w czerwoną New Erę Dursta i wymalowanego Borlanda czuję jakbym cofnął się o 10 lat, do czasu gdy "Rollin" było hitem wszystkich szkolnych dyskotek. Pierwszy od tego czasu i od "Chocolate Starfish..." album Limp Bizkit w oryginalnym składzie trafił w tym tygodniu do sklepów i promowany jest singlem tytułowym.

Limp Bizkit - Gold Cobra (2011)

Dlaczego: Widząc ubranego w czerwoną New Erę Dursta i wymalowanego Borlanda czuję jakbym cofnął się o 10 lat, do czasu gdy "Rollin" było hitem wszystkich szkolnych dyskotek. Pierwszy od tego czasu i od "Chocolate Starfish..." album Limp Bizkit w oryginalnym składzie trafił w tym tygodniu do sklepów i promowany jest singlem tytułowym.


]]>