popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Digital Undergroundhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19369/Digital-UndergroundAugust 22, 2024, 3:53 ampl_PL © 2024 Admin stronyShock G "Gość w kapeluszu" - wspomnieniehttps://popkiller.kingapp.pl/2021-04-24,shock-g-gosc-w-kapeluszu-wspomnieniehttps://popkiller.kingapp.pl/2021-04-24,shock-g-gosc-w-kapeluszu-wspomnienieOctober 31, 2021, 12:39 amMarcin NataliNiestety po raz kolejny w tym miesiącu przychodzi mi napisać "Rest In Peace" dla następnej legendy, którą miałem szczęście i zaszczyt poznać osobiście - tym razem jest nią Shock G... Cieszę się, że mogliśmy uchwycić cały ten moment spotkania na filmie, bo chyba niewiele osób uwierzyło by w tę historię - historię, którą niezmiennie umieszczałem w ścisłej czołówce najbardziej niewiarygodnych muzycznych doświadczeń...Jest wieczór 23 kwietnia. W przypływie emocji postanowiłem wrócić jeszcze raz pamięcią do tego spotkania, zarazem starając się oddać hołd niesamowitemu artyście i wyjątkowemu człowiekowi, jakim był Gregory "Shock G" Jacobs.Ostatniego dnia naszego 4-dniowego pobytu w Los Angeles w 2016 roku spotkaliśmy się z moim dobrym przyjacielem Louisem Kingiem w Santa Monica i poszliśmy zobaczyć go występującego na żywo z zespołem House of Vibe w klubie Harvelle's. Podczas przerwy wszyscy wyszliśmy na zewnątrz i po prostu staliśmy rozmawiając w alejce, kończąc nasz wywiad z Louisem, kiedy z zaułka wyłoniła się tajemnicza ekipa kilku kolesi (wspomniany moment). Po chwili jeden z nich - niecodziennie wyglądający wysoki gość z kozią bródką, ubrany w długi czarny płaszcz i słomkowy kapelusz - powiedział do nas „Ayo, pozwól mi coś powiedzieć do kamery!”. Nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje. Facet powtórzył „Pozwól, że powiem coś do kamery!”. Ok... Czemu nie? Ponownie włączyliśmy kamerę, skierowaliśmy ją w jego stronę… a potem się stało TO… „Shock G wita was wszystkich na naszej planecie!”. Wierzę, że nasza reakcja na wideo mówi wszystko. ŁAŁ. Byliśmy oszołomieni! „Stary, to naprawdę jest SHOCK G! Skąd on się wziął?! Jak ja go nie rozpoznałem?”.Oczywiście od razu odezwało się nasze dziennikarsko-popkillerowe zacięcie i jednym z pierwszych instynktów, jakie mieliśmy, było „Zróbmy wywiad!”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przed wyjazdem do Kalifornii wysłaliśmy kilkadziesiąt e-maili i wiadomości do różnych kalifornijskich raperów, producentów, legend i nowicjuszy z pytaniem o możliwość przeprowadzenia z nimi wywiadu podczas naszej wizyty. Garstka z nich odpowiedziała, ale jednym z artystów, od których nie dostaliśmy odzewu, był Shock G - a potem nagle spadł tuż przed nas jak gwiazdka z nieba - wybitna, słynna, prawie mityczna i nieosiągalna postać. Facet, który praktycznie zniknął z branży muzycznej po stworzeniu niezliczonych klasyków z Digital Underground. A przynajmniej tak by się mogło wydawać, bo kolejne projekty, które wypuszczał Shock w nowym millenium nie odbijały się już tak wielkim echem jak albumy DU z lat 90 (warto wspomnieć - na przestrzeni lat 1990-1998 wydali oni aż 5 albumów i jedną EPkę). W 2004 roku światło dzienne ujrzał długo oczekiwany, świetny solowy album Shocka „Fear Of a Mixed Planet”, 4 lata później ukazał się finalny album długogrający Digital Underground "..Cuz a D.U. Party Don't Stop!", w 2010 r. dostaliśmy jeszcze ich EPkę "The Greenlight EP" - no i to by było na tyle. Krążyło wiele historii i plotek odnośnie tego, co dzieje się z Shockiem, ale nikt nie wiedział, co było prawdą… Wyglądało na to, że wreszcie mieliśmy się tego dowiedzieć!Nie przewidzieliśmy jednak, że Gregory "Shock G" Jacobs nie był kolejnym "tradycyjnym" artystą, którego można by zamknąć w standardowym wywiadzie typu „pytanie - odpowiedź”. Był Artystą z prawdziwego zdarzenia, wolnym nieokiełznanym duchem, a nagrany przez nas film ukazuje esencję jego niepowtarzalnego stylu i wyjątkowej aury. Zamiast mówić do nas w formie konwersacji, mówił do nas... rymem. Jak na poetę przystało, Shock przystąpił do rapowania do naszego aparatu acapella - opowiadając historię swojego życia - od złotych dni, licznych triumfów i sukcesów, po realia codziennych zmagań wiele lat później, już z dala od przemysłu muzycznego. Pomiędzy tymi wersami, oczywiście, wtrącał niezliczone przezabawne rymy, wymieniając ciosy z nołnejmowym ulicznym raperem, który próbował stanąć mu na drodze, odwracając jego uwagę i zaburzając kosmiczne flow. A my staliśmy tam, z uśmiechem obserwując całą sytuację, która wydawała się nierealna. Cóż, może dopóki wspomniany uliczny raper nie wspomniał o swojej broni i nie zaczął otwierać plecaka... wtedy zrobiła się trochę „zbyt realna”. Ale na szczęście był to fałszywy alarm i wszystko zakończyło się pozytywnym akcentem, a sam Shock nie dał wybić się z rytmu i niezmiennie pozostał sobą - spokojnym, pełnym luzu i dystansu do siebie gościem szerzącym pokój i miłość. Nie udało nam się przeprowadzić standardowego wywiadu (Shock powiedział, żeby złapać go później - co okazało się już niemożliwe), ale to, co wydarzyło się przed naszym obiektywem, było jeszcze bardziej bezcenne.Po całej sesji freestyle weszliśmy wszyscy do klubu, a Shock dołączył do House of Vibe i Louisa Kinga na scenie na spontaniczne jam session, częściowo poświęcone... 2Pac'owi. Jak sobie uświadomiliśmy, była to noc z 15 na 16 czerwca, dzień urodzin 2Pac'a! Shock - zgodnie ze swoim innym alter ego, Piano Man - w pewnym momencie zaczął grać na fortepianie melodię „I Ain't Mad At Cha”, reszta zespołu dołączyła i kolejne 20-kilka minut zamieniło się w piękny, uduchowiony, swobodny występ, rapowany i śpiewany prosto z serca, ze zdrową dozą tradycyjnego humoru frontmana Digital Underground, a nawet przebłyskami uwielbianego przez fanów alter ego Shocka, Humpty Humpa (Aye Humpty Hump in the building! It's a little different than a Burger King bathroom...). Jakby tego było mało, sam gwiazdor wieczoru schodził ze sceny kilkukrotnie, jakby scena przyciągała go niczym magnes - już wydawało się, że żegna się z publiką i udaje się w kierunku baru, a za kilka minut znów dołączał do zespołu i kontynuował nieograniczone żadnymi schematami ani wymogami czasowymi show. Widzieliście kiedyś muzyka, który wręcz emanuje szczerą, autentyczną miłością do muzyki? To właśnie działo się w Harvelle's tego wieczoru. Nie wymyśliłbym takiego scenariusza nawet gdybym chciał, magia.Podobnie wspominał całe wydarzenie wczoraj Louis King na swoim profilu na Instagramie, zwracając się w ramach tribute'u do Shocka G:"Twoje światło było zaraźliwe i świeciło pełnym blaskiem... To była noc urodzin 2Paca, 16 czerwca, i graliśmy ten numer przez co najmniej 25 minut... Każda osoba w budynku uwielbiała każdą chwilę występu i wiedzieliśmy, że doświadczamy czegoś wyjątkowego. Wysyłam miłość i modlitwę do Twojej rodziny i wiedz, że Twoje światło dalej świeci w naszych sercach"Ostatni raz widziałem Shocka G, kiedy wyszedłem z klubu, myśląc „Zobaczmy, czy może to 'później' już nadeszło”, rozejrzałem się i zobaczyłem go biegnącego ulicą powłóczystymi, długimi krokami - wciąż w płaszczu i słomianym kapeluszu - i znikającego w ciągu paru sekund za budynkiem. Scena idealnie pasująca do nieprzewidywalnego "wejścia" wcześniej tej nocy. Spytałem potem przy barze Louisa i Colina Wolfe'a [muzyk, który dogrywał partie gitary basowej m.in. na "The Chronic" Dr. Dre], czy Shock często tak wpada na ich koncerty - odparli, że absolutnie nie, to był bodajże drugi raz w przeciągu kilku lat - ale jakże pamiętny.Taki już chyba był ten Shock, pojawiał się i znikał, pozostawiając niezrównane wrażenie. Meteor, którego nie zapomnisz. Tajemniczy, charyzmatyczny gość w kapeluszu, nadający na nieco innych, funkujących częstotliwościach i żyjący według własnych, niepojętych dla wielu zasad i przekonań. Uosobienie sformułowania "Walk Real Kool" i personifikacja dobrej, zaraźliwie pozytywnej energii. W tym świetle niewiarygodnie teraz wybrzmiewają ostatnie słowa, które urodzony w Nowym Jorku, a powszechnie kojarzony z kalifornijskim Oakland i rejonem Bay Area muzyk nawinął nam do kamery:Jeśli dobrze pamiętam, tak, byłem tu od zawszeJeśli dobrze pamiętam, nie ma narodzin, nie ma umieraniaJeśli dobrze pamiętam, to, co nazywają Wielkim Wybuchem, to moja sprawkaJeśli dobrze pamiętam, chyba przegadałem swój czas...Kłaniam się... Również my kłaniamy się Tobie, Shock, dziękując za muzykę i za te niezapomniane chwile. Spoczywaj w pokoju.[[{"fid":"65888","view_mode":"media_link","fields":{"format":"media_link","field_file_image_alt_text[und][0][value]":false,"field_file_image_title_text[und][0][value]":false},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"media_link","field_file_image_alt_text[und][0][value]":false,"field_file_image_title_text[und][0][value]":false}},"attributes":{"height":950,"width":1400,"class":"media-element file-media-link","data-delta":"1"}}]]Pod spodem opublikowane przez nas dzisiaj 20-minutowe video z występu Shocka G tego wieczora (w tym 10 minut niepublikowanego wcześniej materiału): Niestety po raz kolejny w tym miesiącu przychodzi mi napisać "Rest In Peace" dla następnej legendy, którą miałem szczęście i zaszczyt poznać osobiście - tym razem jest nią Shock G... Cieszę się, że mogliśmy uchwycić cały ten moment spotkania na filmie, bo chyba niewiele osób uwierzyło by w tę historię - historię, którą niezmiennie umieszczałem w ścisłej czołówce najbardziej niewiarygodnych muzycznych doświadczeń...

Jest wieczór 23 kwietnia. W przypływie emocji postanowiłem wrócić jeszcze raz pamięcią do tego spotkania, zarazem starając się oddać hołd niesamowitemu artyście i wyjątkowemu człowiekowi, jakim był Gregory "Shock G" Jacobs.

Ostatniego dnia naszego 4-dniowego pobytu w Los Angeles w 2016 roku spotkaliśmy się z moim dobrym przyjacielem Louisem Kingiem w Santa Monica i poszliśmy zobaczyć go występującego na żywo z zespołem House of Vibe w klubie Harvelle's. Podczas przerwy wszyscy wyszliśmy na zewnątrz i po prostu staliśmy rozmawiając w alejce, kończąc nasz wywiad z Louisem, kiedy z zaułka wyłoniła się tajemnicza ekipa kilku kolesi (wspomniany moment). Po chwili jeden z nich - niecodziennie wyglądający wysoki gość z kozią bródką, ubrany w długi czarny płaszcz i słomkowy kapelusz - powiedział do nas „Ayo, pozwól mi coś powiedzieć do kamery!”. Nie mieliśmy pojęcia, co się dzieje. Facet powtórzył „Pozwól, że powiem coś do kamery!”. Ok... Czemu nie? Ponownie włączyliśmy kamerę, skierowaliśmy ją w jego stronę… a potem się stało TO… „Shock G wita was wszystkich na naszej planecie!”. Wierzę, że nasza reakcja na wideo mówi wszystko. ŁAŁ. Byliśmy oszołomieni! „Stary, to naprawdę jest SHOCK G! Skąd on się wziął?! Jak ja go nie rozpoznałem?”.

Oczywiście od razu odezwało się nasze dziennikarsko-popkillerowe zacięcie i jednym z pierwszych instynktów, jakie mieliśmy, było„Zróbmy wywiad!”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przed wyjazdem do Kalifornii wysłaliśmy kilkadziesiąt e-maili i wiadomości do różnych kalifornijskich raperów, producentów, legend i nowicjuszy z pytaniem o możliwość przeprowadzenia z nimi wywiadu podczas naszej wizyty. Garstka z nich odpowiedziała, ale jednym z artystów, od których nie dostaliśmy odzewu, był Shock G - a potem nagle spadł tuż przed nas jak gwiazdka z nieba - wybitna, słynna, prawie mityczna i nieosiągalna postać. Facet, który praktycznie zniknął z branży muzycznej po stworzeniu niezliczonych klasyków z Digital Underground. A przynajmniej tak by się mogło wydawać, bo kolejne projekty, które wypuszczał Shock w nowym millenium nie odbijały się już tak wielkim echem jak albumy DU z lat 90 (warto wspomnieć - na przestrzeni lat 1990-1998 wydali oni aż 5 albumów i jedną EPkę). W 2004 roku światło dzienne ujrzał długo oczekiwany, świetny solowy album Shocka „Fear Of a Mixed Planet”, 4 lata później ukazał się finalny album długogrający Digital Underground "..Cuz a D.U. Party Don't Stop!", w 2010 r. dostaliśmy jeszcze ich EPkę "The Greenlight EP" - no i to by było na tyle. Krążyło wiele historii i plotek odnośnie tego, co dzieje się z Shockiem, ale nikt nie wiedział, co było prawdą… Wyglądało na to, że wreszcie mieliśmy się tego dowiedzieć!

Nie przewidzieliśmy jednak, że Gregory "Shock G" Jacobs nie był kolejnym "tradycyjnym" artystą, którego można by zamknąć w standardowym wywiadzie typu „pytanie - odpowiedź”. Był Artystą z prawdziwego zdarzenia, wolnym nieokiełznanym duchem, a nagrany przez nas film ukazuje esencję jego niepowtarzalnego stylu i wyjątkowej aury. Zamiast mówić do nas w formie konwersacji, mówił do nas... rymem. Jak na poetę przystało, Shock przystąpił do rapowania do naszego aparatu acapella - opowiadając historię swojego życia - od złotych dni, licznych triumfów i sukcesów, po realia codziennych zmagań wiele lat później, już z dala od przemysłu muzycznego. Pomiędzy tymi wersami, oczywiście, wtrącał niezliczone przezabawne rymy, wymieniając ciosy z nołnejmowym ulicznym raperem, który próbował stanąć mu na drodze, odwracając jego uwagę i zaburzając kosmiczne flow. A my staliśmy tam, z uśmiechem obserwując całą sytuację, która wydawała się nierealna. Cóż, może dopóki wspomniany uliczny raper nie wspomniał o swojej broni i nie zaczął otwierać plecaka... wtedy zrobiła się trochę „zbyt realna”. Ale na szczęście był to fałszywy alarm i wszystko zakończyło się pozytywnym akcentem, a sam Shock nie dał wybić się z rytmu i niezmiennie pozostał sobą - spokojnym, pełnym luzu i dystansu do siebie gościem szerzącym pokój i miłość. Nie udało nam się przeprowadzić standardowego wywiadu (Shock powiedział, żeby złapać go później - co okazało się już niemożliwe), ale to, co wydarzyło się przed naszym obiektywem, było jeszcze bardziej bezcenne.

Po całej sesji freestyle weszliśmy wszyscy do klubu, a Shock dołączył do House of Vibe i Louisa Kinga na scenie na spontaniczne jam session, częściowo poświęcone... 2Pac'owi. Jak sobie uświadomiliśmy, była to noc z 15 na 16 czerwca, dzień urodzin 2Pac'a! Shock - zgodnie ze swoim innym alter ego, Piano Man - w pewnym momencie zaczął grać na fortepianie melodię „I Ain't Mad At Cha”, reszta zespołu dołączyła i kolejne 20-kilka minut zamieniło się w piękny, uduchowiony, swobodny występ, rapowany i śpiewany prosto z serca, ze zdrową dozą tradycyjnego humoru frontmana Digital Underground, a nawet przebłyskami uwielbianego przez fanów alter ego Shocka, Humpty Humpa (Aye Humpty Hump in the building! It's a little different than a Burger King bathroom...). Jakby tego było mało, sam gwiazdor wieczoru schodził ze sceny kilkukrotnie, jakby scena przyciągała go niczym magnes - już wydawało się, że żegna się z publiką i udaje się w kierunku baru, a za kilka minut znów dołączał do zespołu i kontynuował nieograniczone żadnymi schematami ani wymogami czasowymi show. Widzieliście kiedyś muzyka, który wręcz emanuje szczerą, autentyczną miłością do muzyki? To właśnie działo się w Harvelle's tego wieczoru. Nie wymyśliłbym takiego scenariusza nawet gdybym chciał, magia.

Podobnie wspominał całe wydarzenie wczoraj Louis King na swoim profilu na Instagramie, zwracając się w ramach tribute'u do Shocka G:

"Twoje światło było zaraźliwe i świeciło pełnym blaskiem... To była noc urodzin 2Paca, 16 czerwca, i graliśmy ten numer przez co najmniej 25 minut... Każda osoba w budynku uwielbiała każdą chwilę występu i wiedzieliśmy, że doświadczamy czegoś wyjątkowego. Wysyłam miłość i modlitwę do Twojej rodziny i wiedz, że Twoje światło dalej świeci w naszych sercach"

Ostatni raz widziałem Shocka G, kiedy wyszedłem z klubu, myśląc „Zobaczmy, czy może to 'później' już nadeszło”, rozejrzałem się i zobaczyłem go biegnącego ulicą powłóczystymi, długimi krokami - wciąż w płaszczu i słomianym kapeluszu - i znikającego w ciągu paru sekund za budynkiem. Scena idealnie pasująca do nieprzewidywalnego "wejścia" wcześniej tej nocy. Spytałem potem przy barze Louisa i Colina Wolfe'a [muzyk, który dogrywał partie gitary basowej m.in. na "The Chronic" Dr. Dre], czy Shock często tak wpada na ich koncerty - odparli, że absolutnie nie, to był bodajże drugi raz w przeciągu kilku lat - ale jakże pamiętny.

Taki już chyba był ten Shock, pojawiał się i znikał, pozostawiając niezrównane wrażenie. Meteor, którego nie zapomnisz. Tajemniczy, charyzmatyczny gość w kapeluszu, nadający na nieco innych, funkujących częstotliwościach i żyjący według własnych, niepojętych dla wielu zasad i przekonań. Uosobienie sformułowania "Walk Real Kool" i personifikacja dobrej, zaraźliwie pozytywnej energii. W tym świetle niewiarygodnie teraz wybrzmiewają ostatnie słowa, które urodzony w Nowym Jorku, a powszechnie kojarzony z kalifornijskim Oakland i rejonem Bay Area muzyk nawinął nam do kamery:

Jeśli dobrze pamiętam, tak, byłem tu od zawsze
Jeśli dobrze pamiętam, nie ma narodzin, nie ma umierania
Jeśli dobrze pamiętam, to, co nazywają Wielkim Wybuchem, to moja sprawka
Jeśli dobrze pamiętam, chyba przegadałem swój czas...
Kłaniam się... 

Również my kłaniamy się Tobie, Shock, dziękując za muzykę i za te niezapomniane chwile. Spoczywaj w pokoju.

[[{"fid":"65888","view_mode":"media_link","fields":{"format":"media_link","field_file_image_alt_text[und][0][value]":false,"field_file_image_title_text[und][0][value]":false},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"media_link","field_file_image_alt_text[und][0][value]":false,"field_file_image_title_text[und][0][value]":false}},"attributes":{"height":950,"width":1400,"class":"media-element file-media-link","data-delta":"1"}}]]

Pod spodem opublikowane przez nas dzisiaj 20-minutowe video z występu Shocka G tego wieczora (w tym 10 minut niepublikowanego wcześniej materiału): 

]]>
Shock G R.I.P. - nie żyje legendarny Humpty Humphttps://popkiller.kingapp.pl/2021-04-23,shock-g-rip-nie-zyje-legendarny-humpty-humphttps://popkiller.kingapp.pl/2021-04-23,shock-g-rip-nie-zyje-legendarny-humpty-humpOctober 31, 2021, 12:38 amAdmin stronyTrwa czarna seria... Dopiero co świat hip-hopu pogrążył się w żałobie po śmierci DMX'a i Black Roba, a teraz docierają do nas kolejne fatalne wieści z USA. Nie żyje legendarny Shock G, współtwórca Digital Underground, odkrywca 2Paca i twórca niezapomnianego "Humpty Dance". Miał 57 lat.Shock G to jedna z największych gwiazd przełomu lat '80 i '90, człowiek, który wprowadził do ówczesnego rapu ogrom kolorytu i zabawy - stworzył też alter-ego Humpty Humpa, który zaczął żyć własnym życiem. To pod jego skrzydłami 2Pac z tancerza Digital Underground stał się raperem. Od wielu lat niewidoczny i mało aktywny muzycznie Shock zostawił po sobie wyjątkowo barwny dorobek, w którym humor miesza się z ogromną muzyczną wrażliwością i wyczuciem. "Digital Underground poszerzyli horyzonty hip-hopu"- napisał po śmierci Shocka Pharoahe Monch.Smutną informację podał na swoim Instagramie współtworzący z Shockiem formację Digital Underground Chopmaster J. Nie znamy na ten moment żadnych szczegółów co do przyczyn śmierci.Nam pozostanie niesamowite wspomnienie... gdy w 2016 zwiedzaliśmy Kalifornię to ni stąd ni zowąd natknęliśmy się na Shocka G pod jam-session w malutkim klubie a legendarny raper... rzucił nam szalony freestyle do telefonu. Pozwolę sobie przywołać, co wtedy pisałem:"Jedna z bardziej niesamowitych sytuacji, które spotkały nas w Kalifornii, do tego w trakcie naszej ostatniej nocy tam... Gdy staliśmy w bocznej uliczce Santa Monica i kończyliśmy wywiad z Louis Kingiem podbiła dość ulicznie wyglądająca ekipa, a wśród niej dziwnie ubrany gość w szlafroku, który spytał czy możemy włączyć nagrywanie, bo chciałby coś powiedzieć. Zdziwieni zgodziliśmy się, a po chwili okazało się, że był to... legendarny Shock-G z Digital Underground, jedna z najbardziej wyrazistych gwiazd przełomu lat '80 i '90, człowiek pod którego skrzydłami 2Pac z tancerza stał się raperem! Do tego Shock G, który w ostatnich latach zapadł się pod ziemię i nikt nie wie co u niego, krążyły jedynie plotki, że jest bezdomny. Nagle ni stąd ni zowąd zaginiona legenda wyrasta przed nami i zaczyna fristajlować do mojego telefonu :D To coś takiego, jakby nagle na imprezie w Warszawie wpadł na Was Eis czy Smarki i jak gdyby nigdy nic wskoczył na mikrofon - zresztą nasze reakcje idealnie oddają odgłosy słyszalne w samym video"Dłuższy opis tej historii znajdziecie tutaj, a poniżej załączamy ów freestyle oraz symboliczny występ Shocka G na owym jam-session, gdzie w dniu urodzin 2Paca wykonał w formie tribute'u "I Ain't Mad At Cha".Załączamy również kultowe "Humpty Dance" oraz "Same Song" z 2Pac'iem. R.I.P. Shock G...Trwa czarna seria... Dopiero co świat hip-hopu pogrążył się w żałobie po śmierci DMX'a i Black Roba, a teraz docierają do nas kolejne fatalne wieści z USA. Nie żyje legendarny Shock G, współtwórca Digital Underground, odkrywca 2Paca i twórca niezapomnianego "Humpty Dance". Miał 57 lat.

Shock G to jedna z największych gwiazd przełomu lat '80 i '90, człowiek, który wprowadził do ówczesnego rapu ogrom kolorytu i zabawy - stworzył też alter-ego Humpty Humpa, który zaczął żyć własnym życiem. To pod jego skrzydłami 2Pac z tancerza Digital Underground stał się raperem. Od wielu lat niewidoczny i mało aktywny muzycznie Shock zostawił po sobie wyjątkowo barwny dorobek, w którym humor miesza się z ogromną muzyczną wrażliwością i wyczuciem. "Digital Underground poszerzyli horyzonty hip-hopu"- napisał po śmierci Shocka Pharoahe Monch.

Smutną informację podał na swoim Instagramie współtworzący z Shockiem formację Digital Underground Chopmaster J. Nie znamy na ten moment żadnych szczegółów co do przyczyn śmierci.

Nam pozostanie niesamowite wspomnienie... gdy w 2016 zwiedzaliśmy Kalifornię to ni stąd ni zowąd natknęliśmy się na Shocka G pod jam-session w malutkim klubie a legendarny raper... rzucił nam szalony freestyle do telefonu. Pozwolę sobie przywołać, co wtedy pisałem:

"Jedna z bardziej niesamowitych sytuacji, które spotkały nas w Kalifornii, do tego w trakcie naszej ostatniej nocy tam... Gdy staliśmy w bocznej uliczce Santa Monica i kończyliśmy wywiad z Louis Kingiem podbiła dość ulicznie wyglądająca ekipa, a wśród niej dziwnie ubrany gość w szlafroku, który spytał czy możemy włączyć nagrywanie, bo chciałby coś powiedzieć. Zdziwieni zgodziliśmy się, a po chwili okazało się, że był to... legendarny Shock-G z Digital Underground, jedna z najbardziej wyrazistych gwiazd przełomu lat '80 i '90, człowiek pod którego skrzydłami 2Pac z tancerza stał się raperem! Do tego Shock G, który w ostatnich latach zapadł się pod ziemię i nikt nie wie co u niego, krążyły jedynie plotki, że jest bezdomny. Nagle ni stąd ni zowąd zaginiona legenda wyrasta przed nami i zaczyna fristajlować do mojego telefonu :D To coś takiego, jakby nagle na imprezie w Warszawie wpadł na Was Eis czy Smarki i jak gdyby nigdy nic wskoczył na mikrofon - zresztą nasze reakcje idealnie oddają odgłosy słyszalne w samym video"

Dłuższy opis tej historii znajdziecie tutaj, a poniżej załączamy ów freestyle oraz symboliczny występ Shocka G na owym jam-session, gdzie w dniu urodzin 2Paca wykonał w formie tribute'u "I Ain't Mad At Cha".

Załączamy również kultowe "Humpty Dance" oraz "Same Song" z 2Pac'iem. R.I.P. Shock G...

]]>
Legendarny Shock G rzuca nam freestyle w bocznej alejce w Santa Monica, LA! - videohttps://popkiller.kingapp.pl/2016-10-13,legendarny-shock-g-rzuca-nam-freestyle-w-bocznej-alejce-w-santa-monica-la-videohttps://popkiller.kingapp.pl/2016-10-13,legendarny-shock-g-rzuca-nam-freestyle-w-bocznej-alejce-w-santa-monica-la-videoOctober 13, 2016, 10:32 amMarcin NataliWyruszając do Kalifornii, od razu z Mateuszem spisywaliśmy też listę artystów, których podczas kilku planowanych dni w L.A. chcielibyśmy dorwać na wywiad. Wśród nich na mojej liście, obok Warrena G czy Chaliego 2ny, był też charyzmatyczny, wizjonerski lider Digital Underground - Shock G, MC i producent, który po dawnym paśmie sukcesów kompletnie zniknął z radarów. Na początku roku media obiegły nawet informacje, że ponoć jest bezdomny... No ale nic, napisałem do managementu Shocka - zero odzewu. Trudno.Nie spodziewałem się jednak, że świat zrobi nam tak szaloną i niewyobrażalną niespodziankę i w bocznej alejce Santa Monica (część metropolii Los Angeles), pod małym klubem Harvelle's, w przerwie występu mojego znajomego Louis Kinga i jego bandu House of Vibe, przyjdzie mi poznać Shocka, a sam MC zaserwuje nam konkretny, kilkuminutowy freestyle prosto do popkillerowej kamery!Samą scenę poprzedzającą cały freestyle idealnie opisał Mateusz, przytoczę więc cytat:"Jedna z bardziej niesamowitych sytuacji, które spotkały nas w Kalifornii, do tego w trakcie naszej ostatniej nocy tam... Gdy staliśmy w bocznej uliczce Santa Monica i kończyliśmy wywiad z Louis Kingiem podbiła dość ulicznie wyglądająca ekipa, a wśród niej dziwnie ubrany gość w szlafroku, który spytał czy możemy włączyć nagrywanie, bo chciałby coś powiedzieć. Zdziwieni zgodziliśmy się, a po chwili okazało się, że był to... legendarny Shock-G z Digital Underground, jedna z najbardziej wyrazistych gwiazd przełomu lat '80 i '90, człowiek pod którego skrzydłami 2Pac z tancerza stał się raperem! Do tego Shock G, który w ostatnich latach zapadł się pod ziemię i nikt nie wie co u niego, krążyły jedynie plotki, że jest bezdomny. Nagle ni stąd ni zowąd zaginiona legenda wyrasta przed nami i zaczyna fristajlować do mojego telefonu :D To coś takiego, jakby nagle na imprezie w Warszawie wpadł na Was Eis czy Smarki i jak gdyby nigdy nic wskoczył na mikrofon - zresztą nasze reakcje idealnie oddają odgłosy słyszalne w samym video"Tradycyjnego wywiadu niestety nie udało się przeprowadzić, gdyż MC zdecydowanie lepiej czuł się tego dnia w klimacie rymów niż rozmowy, a dodatkowy rozpraszacz w postaci przypadkowego ulicznego rapera, co chwila rzucającego przytyki w stronę Shocka, był aż nazbyt skuteczny. Efektem jednak niepowtarzalny klimat oraz porządnie wykręcona i komiczna, a zarazem zawierająca kilka wątków biograficznych sesja freestyle'owa, z której dowiadujemy się też co nieco o historii ekipy Digital Underground, jak i obecnym życiu ekscentrycznego Humpty Humpa. Bez zbędnego przedłużania, sprawdzajcie, co się tam działo! Chwilę po wydarzeniach, które widzicie powyżej, wszyscy (z wyjątkiem Lil Herrio) zawinęliśmy się natomiast do klubu, a Shock spontanicznie wbił na mikrofon, gdzie wspólnie z bandem i Louisem wykonał tribute dla 2Paca (to była noc z 15 na 16 czerwca - urodziny Paca) w postaci interpretacji klasycznego "I Ain't Mad At Cha" - poezja. Wideo pod spodem.Pod spodem też wspomniany wywiad z Louis Kingiem, pod koniec którego widać dokładny moment przybycia całej ekipy w składzie z Shockiem G.Wyruszając do Kalifornii, od razu z Mateuszem spisywaliśmy też listę artystów, których podczas kilku planowanych dni w L.A. chcielibyśmy dorwać na wywiad. Wśród nich na mojej liście, obok Warrena G czy Chaliego 2ny, był też charyzmatyczny, wizjonerski lider Digital Underground - Shock G, MC i producent, który po dawnym paśmie sukcesów kompletnie zniknął z radarów. Na początku roku media obiegły nawet informacje, że ponoć jest bezdomny... No ale nic, napisałem do managementu Shocka - zero odzewu. Trudno.

Nie spodziewałem się jednak, że świat zrobi nam tak szaloną i niewyobrażalną niespodziankę i w bocznej alejce Santa Monica (część metropolii Los Angeles), pod małym klubem Harvelle's, w przerwie występu mojego znajomego Louis Kinga i jego bandu House of Vibe, przyjdzie mi poznać Shocka, a sam MC zaserwuje nam konkretny, kilkuminutowy freestyle prosto do popkillerowej kamery!

Samą scenę poprzedzającą cały freestyle idealnie opisał Mateusz, przytoczę więc cytat:

"Jedna z bardziej niesamowitych sytuacji, które spotkały nas w Kalifornii, do tego w trakcie naszej ostatniej nocy tam... Gdy staliśmy w bocznej uliczce Santa Monica i kończyliśmy wywiad z Louis Kingiempodbiła dość ulicznie wyglądająca ekipa, a wśród niej dziwnie ubrany gość w szlafroku, który spytał czy możemy włączyć nagrywanie, bo chciałby coś powiedzieć. Zdziwieni zgodziliśmy się, a po chwili okazało się, że był to... legendarny Shock-G z Digital Underground, jedna z najbardziej wyrazistych gwiazd przełomu lat '80 i '90, człowiek pod którego skrzydłami 2Pac z tancerza stał się raperem! Do tego Shock G, który w ostatnich latach zapadł się pod ziemię i nikt nie wie co u niego, krążyły jedynie plotki, że jest bezdomny. Nagle ni stąd ni zowąd zaginiona legenda wyrasta przed nami i zaczyna fristajlować do mojego telefonu :D To coś takiego, jakby nagle na imprezie w Warszawie wpadł na Was Eis czy Smarki i jak gdyby nigdy nic wskoczył na mikrofon - zresztą nasze reakcje idealnie oddają odgłosy słyszalne w samym video"

Tradycyjnego wywiadu niestety nie udało się przeprowadzić, gdyż MC zdecydowanie lepiej czuł się tego dnia w klimacie rymów niż rozmowy, a dodatkowy rozpraszacz w postaci przypadkowego ulicznego rapera, co chwila rzucającego przytyki w stronę Shocka, był aż nazbyt skuteczny.

Efektem jednak niepowtarzalny klimat oraz porządnie wykręcona i komiczna, a zarazem zawierająca kilka wątków biograficznych sesja freestyle'owa, z której dowiadujemy się też co nieco o historii ekipy Digital Underground, jak i obecnym życiu ekscentrycznego Humpty Humpa. Bez zbędnego przedłużania, sprawdzajcie, co się tam działo!

Chwilę po wydarzeniach, które widzicie powyżej, wszyscy (z wyjątkiem Lil Herrio) zawinęliśmy się natomiast do klubu, a Shock spontanicznie wbił na mikrofon, gdzie wspólnie z bandem i Louisem wykonał tribute dla 2Paca (to była noc z 15 na 16 czerwca - urodziny Paca) w postaci interpretacji klasycznego "I Ain't Mad At Cha" - poezja. Wideo pod spodem.

Pod spodem też wspomniany wywiad z Louis Kingiem, pod koniec którego widać dokładny moment przybycia całej ekipy w składzie z Shockiem G.

]]>
Naughty By Nature "Liderzy niezależności" profil cz.1https://popkiller.kingapp.pl/2013-09-23,naughty-by-nature-liderzy-niezaleznosci-profil-cz1https://popkiller.kingapp.pl/2013-09-23,naughty-by-nature-liderzy-niezaleznosci-profil-cz1February 21, 2016, 7:53 pmDaniel Wardziński"Hip-hop dla mnie jest odpowiedzią na porażkę rządzących w kwestii rozrywki dla młodzieży" - tak w ostatnim chyba wspólnym wywiadzie grupy powiedział Vin Rock. Wciąż nie do końca chce mi się wierzyć w to, że po tylu latach wzorowej wręcz współpracy scenicznej i przyjaźni dwóch raperów Naughty By Nature popadło w konflikt, którego nie da się zażegnać. Niezależnie od tego jak sprawa się rozwiąże (patrząc na sytuację z Mobb Deep ciężko wykluczyć jakiś scenariusz) reprezentanci East Orange w New Jersey, miejsca zwanego przez swoich mieszkańców Illtown należą do grup, które w latach 90. stanowiły o sile Wschodniego Wybrzeża USA. Wspólna droga tego trio to nie tylko historia zespołu, ale również historia gatunku. Zespół, który wszedł do mainstreamu i telewizji, mimo że telewizyjne i mainstreamowe oczekiwania nigdy nie dyktowały muzyki zespołu.Wielu Eastcoast kojarzy tylko i wyłącznie z Nowym Jorkiem. Kto wie jednak czy to nie Jersey miało w niektórych momentach lepszą frekwencję w wydawaniu klasyka za klasykiem. Pierwszy etap historii rapu w tym miejscu mogliście poznać przy okazji profilu 45 Kinga (CZYTAJ), przyszedł czas na ikonę nieco późniejszego okresu. Chłopaki z baseballem, którzy stali się pupilami telewizji? Baseball w ich przypadku odzwierciedlał tylko jedną ze stron ich muzyki.Kay Gee, producent i DJ grupy, zapytany co sprawiło, że się spotkali odpowiedział "po pierwsze edukacja". Brzmi dziwnie, ale tak faktycznie było. Treach, Vin Rock i Kay Gee poznali się w liceum. W okolicach 1986 roku wysoki i dobrze zbudowany MC rapujący w cypherze na szkolnym boisku zwrócił uwagę starszego Kiera Gista, który jak nietrudno zgadnąć ksywę dostał po inicjałach. W ten sposób powstał zespół, który wówczas nazywał się The New Style, ale składał się dokładnie z tych samych osób co późniejsze Naughty By Nature. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że Vin Rock był z ekipą od samego początku, natomiast niezupełnie jasna jest jego rola w pierwszych latach zespołu. Według informacji, które w jednym z ostatnich wywiadów przekazywał Treach, na początku Vin był po prostu ziomkiem, który trochę rapował, ale niespecjalnie umiał pisać. Treach zapewniał, że przez wiele lat był ghostwriterem swojego ex-ziomka. Kiedy spojrzymy na okładkę pierwszego albumu NBN widać na nim, że Vinnie stoi za dwójką swoich kolegów na dodatek zupełnie inaczej ubrany, a na samej płycie pojawia się rzadko. Zanim jednak ukazało się "Naughty By Nature" nowy styl stał się liderem niezależności.Nowy StylO co chodzi? Muzyką New Style zainteresowała się Sylvia Robinson znana z wcześniejszej działalności w Sugarhill Records i załatwiła im kontrakt w małej wytwórni Bon Ami Records. Jej nakładem ukazał się materiał zatytułowany "Independent Leaders". Longplay praktycznie pozbawiony promocji przeszedł bez większego echa. Słuchany z dzisiejszej perspektywy zwraca uwagę z kilku względów. Styl Treacha, który pod względem techniki rymowania już wtedy wydawał się być krok przed konkurencją oraz charakterystyczne dla całego dorobku zespołu korzystanie z bardzo znanych sampli - w tym wypadku m.in. z nagrań Donny Summer, Boba Jamesa czy Jamesa Browna. Po trzecie wreszcie album wyróżnią się od późniejszych bardzo szerokim udziałem... Vin Rocka. Jest to oczywiście tylko przypuszczenie, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że późniejszy kontrakt z Tommy Boy wiązał się z drobną sugestią wytwórni, aby Vinnie zszedł troszkę na drugi plan, bo na płycie New Style rapuje obok Treacha jak równy z równym. "Independent Leaders" nie jest tylko ciekawostką, ale albumem na miarę swoich czasów naprawdę świeżym. Weźmy dla przykładu takie "Smooth Move" - numer broni się po prawie 25 latach od premiery, a funkujący bit połączony z odległym, prostym dźwiękiem w wysokiej tonacji stanowi piękną zapowiedź późniejszych bitów Kay Gee. Potem w refrenie wchodzi znakomita sekcja dęciaków i numer jeszcze nabiera rumieńców. Jeśli będziecie mieli okazję sprawdźcie sobie jak brzmieli NBN, kiedy wydawali płyty z różowymi okładkami. Jeśli ocenicie materiał przez jej pryzmat to ocenicie go niesłusznie i niesprawiedliwie, to kawał dobrego oldschoolowego rapu.Tego samego zdania była Queen Latifah, kiedy usłyszała materiał po raz pierwszy. Jeśli zapytalibyście któregoś z członków zespołu kto najbardziej pomógł im w ich drodze na szczyt, jestem pewien, że każdy zacząłby mówić o jednej z najważniejszych kobiet w historii hip-hopu. Przełom lat 80. i 90. to również początek działalności managementu Flavor Unit pod pieczą Sha-Kim'a i Latfah'y. To właśnie wpływ wielkiej siostry sprawił, że Treach po raz pierwszy zaczął myśleć o karierze filmowej, ale zanim do tego doszło, zajarana The New Style MC namówiła zespół na zmianę nazwy, którą jak widzicie obok dumnie reprezentowała. Naughty By Nature jak tłumaczyli po latach było tytułem ich wspólnego numeru nagranego jeszcze jako New Style i równocześnie hasłem, które w ich mniemaniu najlepiej opisywało charakter ich muzyki. Jeśli ktoś z was miał przyjemność wejść w posiadanie historycznego numeru od którego grupa wzięła swoją nazwę, proszony jest o kontakt. Przechrzczona grupa wykorzystała sposobność na zjednanie sobie wielkich publik na koncertach, którymi rozgrzewali tłumy czekające na Queen Latifah'ę i Digital Underground. Ci z czytelników, którzy szybko kojarzą fakty, na pewno pamiętają, że członkiem entourage'u DU był nie kto inny jak 2Pac. To właśnie w trakcie tych tras nawiązała się przyjaźń między Kalifornijskim thugiem i mikrofonową bestią z Jersey.Yeah, you know meChoć dzisiaj wydaje się to dosyć zabawne, faktem jest, że kiedy ukazał się pierwszy singiel z debiutanckiego krążka grupy w Tommy Boy Records, dało się słyszec głosy, że to marionetki, komercyjni raperzy, którzy znikną szybciej niż się pojawili. Singlem tym było oczywiście "O.P.P." na kolejnym samplu, którego nie da się nie znać - "ABC" Jacksons 5. Oficjalne rozwinięcie skrótu to "Other People's Property", ale z wydźwięku tekstu łatwo jest zgadnąć, że ostatnie "P" to raczej "pussy". Prawdopodobnie stąd nieufność środowiska - pierwszy numer o szerokim rozgłosie i nie jest to osiedlowy hymn, ale raczej track dla szerokiego grona odbiorców, traktujący o relacjach z kobietami i to jeszcze na tak oczywistych próbkach z MJ'a. Treach w wywiadzie dwadzieścia lat później powiedział "Wszyscy wtedy myśleli, że jak samplujesz kogoś takiego jak Michael Jackson, to musi być <soft>. Sposób w jaki zrobił to Kay Gee nadal jednak był hip-hopowy. Oczywiście numer miał drugie dno i wiele osób nie wiedziało o co naprawdę w nim chodzi, np. dyrektorzy programowi. Gdyby wiedzieli moglibyśmy nigdy nie mieć rotacji. W ten sposób trochę ich wykiwaliśmy". Numer jest definicją stylu grupy w 1991 - brawurowe kanonady flow Treacha i Kay Gee, który wykorzystując znane każdemu motywy z klasycznego sampla nadał mu zupełnie nowej formy podkreślając całość potężną sekcją stricte hip-hopowej perkusji i basu, które sprawiały, że na koncertach przy tym numerze na publice działy się dantejskie sceny.Kiedy ukazywały się kolejne single - "Everything's Gonna Be Allright" (na albumie figurujące jako "Ghetto Bastard"), a szczególnie "Uptown Anthem" ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Juice", którego tytuł możecie potraktować najzupełniej serio wątpliwości środowiska zaczęły się rozwiewać. Tak czy inaczej popularność grupy ciągle rosła. "O.P.P." dotarło do szóstego miejsca na liście Billboardu, a album "Naughty By Nature", który ukazał się na początku września '91 pokrył się platyną już w lutym 1992 roku. Nie ma w tym nic dziwnego - album miał wszystko. Potężne single na bardzo wysokiej rotacji, świadomą i bardzo interesującą odpowiedź na gangsta-rap z Zachodniego Wybrzeża, uliczną wiarygodność grupy połączoną ze skłonnością do dobrej zabawy i prostolinijną z dzisiejszej perspektywy muzykę, która jednak miała takie brzmienie, że ma się wrażenie, że stworzono ją z myślą o wykozaczonych ghetto blasterach. W Illtown w tamtym czasie ciężko było przejść przez kilka przecznic nie słysząc Naughty By Nature z któregoś z otwartych okien albo boisk. Jak niby mogło być inaczej, skoro na albumie znalazły się takie numery jak ten, który znajdziecie pod spodem. Gościnnie reprezentanci Flavor Unit, a kawałek jest piękną symboliczną zmianą warty w rapie z Jersey. W następnej części przeczytacie o drugim i trzecim albumie grupy oraz o tym jak wyglądała ich muzyczna droga przez epicentrum złotej ery, czyli połowę lat 90."Hip-hop dla mnie jest odpowiedzią na porażkę rządzących w kwestii rozrywki dla młodzieży" - tak w ostatnim chyba wspólnym wywiadzie grupy powiedział Vin Rock. Wciąż nie do końca chce mi się wierzyć w to, że po tylu latach wzorowej wręcz współpracy scenicznej i przyjaźni dwóch raperów Naughty By Nature popadło w konflikt, którego nie da się zażegnać. Niezależnie od tego jak sprawa się rozwiąże (patrząc na sytuację z Mobb Deep ciężko wykluczyć jakiś scenariusz) reprezentanci East Orange w New Jersey, miejsca zwanego przez swoich mieszkańców Illtown należą do grup, które w latach 90. stanowiły o sile Wschodniego Wybrzeża USA. Wspólna droga tego trio to nie tylko historia zespołu, ale również historia gatunku. Zespół, który wszedł do mainstreamu i telewizji, mimo że telewizyjne i mainstreamowe oczekiwania nigdy nie dyktowały muzyki zespołu.

Wielu Eastcoast kojarzy tylko i wyłącznie z Nowym Jorkiem. Kto wie jednak czy to nie Jersey miało w niektórych momentach lepszą frekwencję w wydawaniu klasyka za klasykiem. Pierwszy etap historii rapu w tym miejscu mogliście poznać przy okazji profilu 45 Kinga (CZYTAJ), przyszedł czas na ikonę nieco późniejszego okresu. Chłopaki z baseballem, którzy stali się pupilami telewizji? Baseball w ich przypadku odzwierciedlał tylko jedną ze stron ich muzyki.

Kay Gee, producent i DJ grupy, zapytany co sprawiło, że się spotkali odpowiedział "po pierwsze edukacja". Brzmi dziwnie, ale tak faktycznie było. Treach, Vin Rock i Kay Gee poznali się w liceum. W okolicach 1986 roku wysoki i dobrze zbudowany MC rapujący w cypherze na szkolnym boisku zwrócił uwagę starszego Kiera Gista, który jak nietrudno zgadnąć ksywę dostał po inicjałach. W ten sposób powstał zespół, który wówczas nazywał się The New Style, ale składał się dokładnie z tych samych osób co późniejsze Naughty By Nature. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że Vin Rock był z ekipą od samego początku, natomiast niezupełnie jasna jest jego rola w pierwszych latach zespołu. Według informacji, które w jednym z ostatnich wywiadów przekazywał Treach, na początku Vin był po prostu ziomkiem, który trochę rapował, ale niespecjalnie umiał pisać. Treach zapewniał, że przez wiele lat był ghostwriterem swojego ex-ziomka. Kiedy spojrzymy na okładkę pierwszego albumu NBN widać na nim, że Vinnie stoi za dwójką swoich kolegów na dodatek zupełnie inaczej ubrany, a na samej płycie pojawia się rzadko. Zanim jednak ukazało się "Naughty By Nature" nowy styl stał się liderem niezależności.

Nowy Styl

O co chodzi? Muzyką New Style zainteresowała się Sylvia Robinson znana z wcześniejszej działalności w Sugarhill Records i załatwiła im kontrakt w małej wytwórni Bon Ami Records. Jej nakładem ukazał się materiał zatytułowany "Independent Leaders". Longplay praktycznie pozbawiony promocji przeszedł bez większego echa. Słuchany z dzisiejszej perspektywy zwraca uwagę z kilku względów. Styl Treacha, który pod względem techniki rymowania już wtedy wydawał się być krok przed konkurencją oraz charakterystyczne dla całego dorobku zespołu korzystanie z bardzo znanych sampli -  w tym wypadku m.in. z nagrań Donny Summer, Boba Jamesa czy Jamesa Browna. Po trzecie wreszcie album wyróżnią się od późniejszych bardzo szerokim udziałem... Vin Rocka. Jest to oczywiście tylko przypuszczenie, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że późniejszy kontrakt z Tommy Boy wiązał się z drobną sugestią wytwórni, aby Vinnie zszedł troszkę na drugi plan, bo na płycie New Style rapuje obok Treacha jak równy z równym. "Independent Leaders" nie jest tylko ciekawostką, ale albumem na miarę swoich czasów naprawdę świeżym. Weźmy dla przykładu takie "Smooth Move" - numer broni się po prawie 25 latach od premiery, a funkujący bit połączony z odległym, prostym dźwiękiem w wysokiej tonacji stanowi piękną zapowiedź późniejszych bitów Kay Gee. Potem w refrenie wchodzi znakomita sekcja dęciaków i numer jeszcze nabiera rumieńców. Jeśli będziecie mieli okazję sprawdźcie sobie jak brzmieli NBN, kiedy wydawali płyty z różowymi okładkami. Jeśli ocenicie materiał przez jej pryzmat to ocenicie go niesłusznie i niesprawiedliwie, to kawał dobrego oldschoolowego rapu.

Tego samego zdania była Queen Latifah, kiedy usłyszała materiał po raz pierwszy. Jeśli zapytalibyście któregoś z członków zespołu kto najbardziej pomógł im w ich drodze na szczyt, jestem pewien, że każdy zacząłby mówić o jednej z najważniejszych kobiet w historii hip-hopu. Przełom lat 80. i 90. to również początek działalności managementu Flavor Unit pod pieczą Sha-Kim'a i Latfah'y. To właśnie wpływ wielkiej siostry sprawił, że Treach po raz pierwszy zaczął myśleć o karierze filmowej, ale zanim do tego doszło, zajarana The New Style MC namówiła zespół na zmianę nazwy, którą jak widzicie obok dumnie reprezentowała. Naughty By Nature jak tłumaczyli po latach było tytułem ich wspólnego numeru nagranego jeszcze jako New Style i równocześnie hasłem, które w ich mniemaniu najlepiej opisywało charakter ich muzyki. Jeśli ktoś z was miał przyjemność wejść w posiadanie historycznego numeru od którego grupa wzięła swoją nazwę, proszony jest o kontakt. Przechrzczona grupa wykorzystała sposobność na zjednanie sobie wielkich publik na koncertach, którymi rozgrzewali tłumy czekające na Queen Latifah'ę i Digital Underground. Ci z czytelników, którzy szybko kojarzą fakty, na pewno pamiętają, że członkiem entourage'u DU był nie kto inny jak 2Pac. To właśnie w trakcie tych tras nawiązała się przyjaźń między Kalifornijskim thugiem i mikrofonową bestią z Jersey.

Yeah, you know me


Choć dzisiaj wydaje się to dosyć zabawne, faktem jest, że kiedy ukazał się pierwszy singiel z debiutanckiego krążka grupy w Tommy Boy Records, dało się słyszec głosy, że to marionetki, komercyjni raperzy, którzy znikną szybciej niż się pojawili. Singlem tym było oczywiście "O.P.P." na kolejnym samplu, którego nie da się nie znać - "ABC" Jacksons 5. Oficjalne rozwinięcie skrótu to "Other People's Property", ale z wydźwięku tekstu łatwo jest zgadnąć, że ostatnie "P" to raczej "pussy". Prawdopodobnie stąd nieufność środowiska - pierwszy numer o szerokim rozgłosie i nie jest to osiedlowy hymn, ale raczej track dla szerokiego grona odbiorców, traktujący o relacjach z kobietami i to jeszcze na tak oczywistych próbkach z MJ'a. Treach w wywiadzie dwadzieścia lat później powiedział "Wszyscy wtedy myśleli, że jak samplujesz kogoś takiego jak Michael Jackson, to musi być <soft>. Sposób w jaki zrobił to Kay Gee nadal jednak był hip-hopowy. Oczywiście numer miał drugie dno i wiele osób nie wiedziało o co naprawdę w nim chodzi, np. dyrektorzy programowi. Gdyby wiedzieli moglibyśmy nigdy nie mieć rotacji. W ten sposób trochę ich wykiwaliśmy". Numer jest definicją stylu grupy w 1991 - brawurowe kanonady flow Treacha i Kay Gee, który wykorzystując znane każdemu motywy z klasycznego sampla nadał mu zupełnie nowej formy podkreślając całość potężną sekcją stricte hip-hopowej perkusji i basu, które sprawiały, że na koncertach przy tym numerze na publice działy się dantejskie sceny.

Kiedy ukazywały się kolejne single - "Everything's Gonna Be Allright" (na albumie figurujące jako "Ghetto Bastard"), a szczególnie "Uptown Anthem" ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Juice", którego tytuł możecie potraktować najzupełniej serio wątpliwości środowiska zaczęły się rozwiewać. Tak czy inaczej popularność grupy ciągle rosła. "O.P.P." dotarło do szóstego miejsca na liście Billboardu, a album "Naughty By Nature", który ukazał się na początku września '91 pokrył się platyną już w lutym 1992 roku. Nie ma w tym nic dziwnego - album miał wszystko. Potężne single na bardzo wysokiej rotacji, świadomą i bardzo interesującą odpowiedź na gangsta-rap z Zachodniego Wybrzeża, uliczną wiarygodność grupy połączoną ze skłonnością do dobrej zabawy i prostolinijną z dzisiejszej perspektywy muzykę, która jednak miała takie brzmienie, że ma się wrażenie, że stworzono ją z myślą o wykozaczonych ghetto blasterach. W Illtown w tamtym czasie ciężko było przejść przez kilka przecznic nie słysząc Naughty By Nature z któregoś z otwartych okien albo boisk. Jak niby mogło być inaczej, skoro na albumie znalazły się takie numery jak ten, który znajdziecie pod spodem. Gościnnie reprezentanci Flavor Unit, a kawałek jest piękną symboliczną zmianą warty w rapie z Jersey.



W następnej części przeczytacie o drugim i trzecim albumie grupy oraz o tym jak wyglądała ich muzyczna droga przez epicentrum złotej ery, czyli połowę lat 90.

]]>
Jason Kidd feat. Money B - "What The Kidd Did" (Ot tak #57)https://popkiller.kingapp.pl/2011-06-18,jason-kidd-feat-money-b-what-the-kidd-did-ot-tak-57https://popkiller.kingapp.pl/2011-06-18,jason-kidd-feat-money-b-what-the-kidd-did-ot-tak-57June 18, 2011, 2:00 pmPaweł MiedzielecJako, że Dallas Mavericks wygrali właśnie rozgrywki NBA a Jason Kidd - jeden z najlepszych rozgrywających w historii ligi zdobył wreszcie swój upragniony mistrzowski pierścień postanowiłem poświecić kolejną odsłonę cyklu "Ot tak" właśnie jemu.Prezentuję wam dziś świetny numer tego utalentowanego koszykarza pochodzący z wydanej w 1994 roku kompilacji "B-Ball's Best Kept Secret". Na bitach takich uznanych producentów jak Warren G czy Ant Banks możemy usłyszeć tutaj rap wschodzących wtedy gwiazd NBA, wśród których przewijają się Shaquille O'Neal, Gary Payton, Cedric Ceballos czy właśnie Jason Kidd który w utworze "What The Kidd Did" nawija lepiej niż niejeden popularny obecnie raper. Mistrzowska produkcja QD3 oraz gościnny występ członka Digital Underground - Money B owocują prawdziwą funkową bombą która idealnie nadaje się do odpalenia w letnie wieczory podczas gry w basket.Polecam wszystkim fanom kosza i g-funku!

Jako, że Dallas Mavericks wygrali właśnie rozgrywki NBA a Jason Kidd - jeden z najlepszych rozgrywających w historii ligi zdobył wreszcie swój upragniony mistrzowski pierścień postanowiłem poświecić kolejną odsłonę cyklu "Ot tak" właśnie jemu.


Prezentuję wam dziś świetny numer tego utalentowanego koszykarza pochodzący z wydanej w 1994 roku kompilacji "B-Ball's Best Kept Secret".

Na bitach takich uznanych producentów jak Warren G czy Ant Banks możemy usłyszeć tutaj rap wschodzących wtedy gwiazd NBA, wśród których przewijają się Shaquille O'Neal, Gary Payton, Cedric Ceballos czy właśnie Jason Kidd który w utworze "What The Kidd Did" nawija lepiej niż niejeden popularny obecnie raper.

Mistrzowska produkcja QD3 oraz gościnny występ członka Digital Underground - Money B owocują prawdziwą funkową bombą która idealnie nadaje się do odpalenia w letnie wieczory podczas gry w basket.

Polecam wszystkim fanom kosza i g-funku!



]]>