popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Układ Warszawskihttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19353/Uk%C5%82ad-WarszawskiNovember 15, 2024, 1:58 ampl_PL © 2024 Admin stronyJeszcze Wu-Tang Clan nie zginął, KIEDY my żyjemy (cz.1)https://popkiller.kingapp.pl/2019-08-12,jeszcze-wu-tang-clan-nie-zginal-kiedy-my-zyjemy-cz1https://popkiller.kingapp.pl/2019-08-12,jeszcze-wu-tang-clan-nie-zginal-kiedy-my-zyjemy-cz1August 11, 2019, 11:06 pmMarcin FlintHistoria nawiązań do Wu-Tang Clanu w polskim rapie. Polska jest biało-czerwona, ale polski hip-hop nigdy nie wyszedł z cienia wielkiego, żółtego Wu. Dlatego, nakręceni 25 rocznicą debiutu, nadciągającym koncertem i polskimi remiksami "The Saga Continues" w wydaniu Maro Music pokazujemy Trzy Pokolenia Wielbienia Clanu w 10 punktach. A właściwie 11, bo każdy robi błędy… w rachunkach. 1. Psychorap i archiwalne składankiSzalony, ekspresyjny styl zawładnął wydanym na jesieni 1996 roku debiutem Kalibra 44 i przyciągnął wiele osób, które w innym wypadku by nawet na polski rap nie spojrzały. Mógł wydawać się bardzo oryginalny, ale nie wziął się przecież znikąd. Nie byłoby go gdyby nie szamańskie, dzikie zawodzenie Ol' Dirty Bastarda i mroczny, teatralny styl Gravediggaz, zespołu, w którym wcześniej udzielał się szef Wu – RZA. Co ciekawe, Wu-destylat rozrobiony w królestwie kopalni i hut, był z powodzeniem rozcieńczany dalej. Proszę tylko posłuchać A.G.R.O. stylu na drugim krążku kieleckiego Wzgórza Ya-Pa-3, czy tego, co - przynajmniej na moje ucho - robił warszawski Da Dope Clan. [[{"fid":"53914","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Nie ma się co dziwić, "klan" był wtedy w Polsce pozycją obowiązkową. Wigor (później w Mor W.A.) miał kiedyś na osiedlu skład Imielin Zoo w nawiązaniu do "Brooklyn Zoo", kawałka ODB i ekipy Brooklyn Zu z którą był mocno związany. "Nie wydaje się mi, że za dużo jest już tych, co lubią Krisa, Wu, Tribe i Das / Ale za mało jest tych, co jak Flav wiedzą jaki jest czas" – rapował JMI z Ein Killa Hertz w 1996 r. na kompilacji "S.P.". "Daję rymy jak moi bracia z Wu-Tang Clan - Ol' Dirty Bastard i Method Man" – nawijał rok później Huzdemak na składance "Smak B.E.A.T. Records". Obie płyty to zresztą zabytki polskiego hip-hopu. Tak jak w Wu był RZA i GZA, tak w Huzdemaku - QZA. Zbieżność ksywek zdecydowanie nieprzypadkowa. [[{"fid":"53915","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]Wu-Tang rozbrzmiewał zatem wszędzie, choć w wersji K44 nie każdemu się podobał . "I jak słyszę waszą płytę to chce mi się rzygać / Myślicie że nie słychać zżynania z Gravediggaz ?! / I jak nie zauważa / Nawet Kazik faktów oczywistych to mnie przeraża (…) / Ale nie białasy, bo my słyszymy / I dokładnie wiemy skąd się biorą wasze rymy / I dopóki słyszymy nie pozwolimy / Żeby jakieś pedały z Wu-Tangu zżynały" – rymował wściekły Gural z poznańskiego Killaz Group, nawiązując do Kazika, bez którego Kaliber nie zagrzałby miejsca w "gitarowo" sprofilowanym S.P. Records. A, że Dab, Joka i Magik mogliby wtedy odparować całą listą gangstarapowych odniesień "Killazów", to inna sprawa. [[{"fid":"53916","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]2. Andy Allah i żółte strony "Klanu"W "Klanie", najpoważniejszym – by nie powiedzieć, że wtedy jedynym poważnym – medium hiphopowym, magazynie z redakcją w Warszawie (choć robionym głównie wrocławskimi siłami), od początku zdawano sobie sprawę, że Wu-Tang Clan to karta, którą należy grać możliwie często. Zaczęło się od ośmiu stron (wywiad z RZA na podstawie materiałów wytwórni, do niego mnóstwo ramek i dwie recenzje) na dzień dobry, w drugim numerze Igor Pudło (duet Skalpel/projekt Igor Boxx) dołożył pięć stron artykułu. "(…) Gdy przechadzam się po wirtualnej Wu-Mansion z multimedialnego pakietu dołączanego do płyty <Wu-Tang Forever>, dochodzę do wniosku, że chłopcy z Staten Island nie tylko zrealizowali wszystkie swoje dziecięce marzenia, ale i sami stali się bohaterami zajmującej bajki i na długo pozostaną mieszkańcami naszej wyobraźni" – puentował. I miał świętą rację. Stało się tak zresztą przy współudziale "Klanu", z którego o hip-hopie wtedy się w Polsce uczono przekazując go z rąk spoconych do drżących. Od ośmego numeru magazyn rozpoczął współpracę z Andrzejem "Andym" Koselą, później podpisującym się jako Andy Allahem z Wu-International, człowiekiem z którego poglądami redakcja się nie utożsamiała, co zresztą zaznaczała pod tekstami. Andy pisał portrety, wywiady, ale też na poświęconych Wu żółtych stronach analizował zespół hiphopowy pod kątem antropologii, numerologii, syntezy religijno-filozoficznej, rozlewając się na wiele numerów i stron prozą chmurną i podniosłą. Działo się tam wiele, od przedstawienia języka jako miecza w biblijnej apokalipsie, po metodyczne, niekończące się wyjaśnianie "Narodu Bogów i Matek-Ziem". Nie wiadomo ilu czytelników to rozkminiło, jednak z tego, co pamiętam, odzew był żywy. A systematycznie pozycjonowane jako "coś dużo większego" Wu pobudzało wyobraźnie jak nic wcześniej. Każdy może mieć płytę, nie każdy mitologię. 3. Zip KlanWu-Tang Clan to nie tylko własna mitologia, bezkompromisowe brudne brzmienie i jeden z najlepszych przykładów na to, co może zdziałać z zespołem doskonała chemia wewnątrz. RZA okazał się mieć głowę do biznesu, bo o ile kolektyw związał się umową z wydawnictwem Loud, to jego członkowie mieli wolne ręce i wykorzystali je do zarobienia szybkich pieniędzy za sprawą solowych – przynajmniej w teorii, bo praca był raczej zespołowa – krążków. Cała federacyjna idea może kojarzyć się z warszawskim Zip Składem, a skojarzenie przychodzi tym łatwiej, że obie formacje były dziewięcioosobowe (licząc Zipów z nierapującym na "Chlebie powszednim" Wardem, bez Skutera), stołeczne i hardcorowe. U nas oczywiście było więcej komplikacji - Zip Skład powstał na kanwie TPWC (Sokół i Pono) i Fundacji Nr. 1 (Felipe, Mieron, Jaźwa, Ward), zaś jego konsekwencją był duet KO1FU (po dojściu Pono trio Zipera) i WWO (Sokół z Jędkerem). Czterech członków rozpoczęło kariery indywidualne. Debiut Zip Składu wydało w 1999 R.R.X., Ziperę Baza Lebel (dystrybucja Pomatonu), a WWO – BMG. [[{"fid":"53917","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]"We wczesnych latach 90. byłem stałym bywalcem klubu Hybrydy a tam od pewnego momentu rządził Wu-Tang. W czasach pierwszego boom u na hip hop w Polsce byli numerem jeden i tak zostało" - mówił mi Sokół. Ale miałem okazję zapytać Ziperę o analogię do Wu przy okazji wywiadu dla magazynu "Klan". "To jest dobre porównanie, wiesz dlaczego? Bo oni mają też różne style. ODB ma swój wyróżniający się styl" – przyznał Fu, któremu stylówką najbliżej właśnie do zipowego Ol' Dirty'ego. Najbardziej rozgadał się Pono (wychodzi mi, że to musiałby być nasz Rae): "Ja to mam taką jazdę. Jointy. Marihuana łączy ludzi. On paląc marihuanę ma taką samą wygrzewkę we łbie jak ja, bo takie same jointy pali. Nie ważne , że jest czarny i mieszka w Stanach. Wymyśliłem temat na 'Element zaskoczenia', jest na Ziperze. Broń boże, żebym świrował coś teraz, ale wymyśliliśmy ten kawałek nie wiedząc , że Gangstarr nagrał element zaskoczenia. To Włodek mi powiedział, bo mi przetłumaczył ten temat. Takie jazdy (…) Wu-tang jest ogólnie zajebistą grupą, która zrobiła bardzo dużo.Za mali jesteśmy, żeby się do nich porównywać. Być może rzeczywiście , żeśmy ten sam wydawniczy system przyjęli. Dopiero teraz skojarzyłem, to co żeś mi powiedział, ale to nie jest dlatego, że oni tak robią. Jest patent na robienie materiału, każdy ma swoje pięć minut. Potem się zbieramy do kupy i wszystkie doświadczenia idą w Zip Skład. Może być tak że wyjdzie Zip skład dwójka i od razu potem trójka. To zależy od pomysłów. Jak na razie , podczas Zipery, sześć tematów powstało na Zip Skład dwójkę. To wszystko wychodzi w praniu…".Wu-Tang Clan po 1999 roku przygotował jeszcze pięć albumów. Zip Skład żadnego. Kiedy porównuję Jędkera do Inspectah Decka podejrzewam, że nie palili jednak takich samych jointów. 4. Warszawska filia ShaolinNajwięcej Wu było słychać jednak nie u Zipów (chociaż "Obojętność" Zipery ze specyficznie śpiewanym refrenem pozostaje dla mnie jednym z najbardziej wutangowych polskich numerów), a w stołecznym podziemiu końca lat 90. Duch klanu przeniknął na wskroś działające po prawej stronie Warszawy Radio G, które stworzyło później (razem z horrorcorową Formacją Cmentarz i Jantarowym Szlakiem) GroGra - uwaga na spóźnioną o to kilkanaście lat płytę "Luki w karierze", która od 8 sierpnia jest do znalezienia na streamingach i jest naprawdę warto jej poszukać.. "Znajomi, którzy słyszeli płytę mówili, że to jakby polski Wu-Tang wrócił po latach. Rzeczywiście ten skład był dla nas bardzo ważny, uważaliśmy ich na Grochowie za herosów. Śmiejemy się, że mamy w ekipie naszego Ol’ Dirty Bastarda, którym jest Wiktor. Jeśli jest w formie, to jest postacią kolorową na tyle, że wnosi na naszą platformę nowy styl, prawdziwe szaleństwo" – mówi (w wywiadzie dla Red Bull Music) Wąż, raper. Za produkcję odpowiada Maro znany także jaki Radiotechnik i jest to w kontekście polskich tropów Wu postać kluczowa do której będę wracać.[[{"fid":"53918","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]Rozrzucony po całej Warszawie (ale z bardzo mocną reprezentacją prawej strony miasta, coś jest na rzeczy) Układ Warszawski, formowany z różnych ekip (Blok Wschodni, Baz O.S., 20. Regiment, REZ) w kontrze do "prawilnej" sceny skupionej wokół Volta, również ekipą Wu się fascynował. Proponowali rap brudny, ciężki, z nawiązaniami do militarnych klimatów i egzotycznych kultur. Gravediggaz, Wu i spowinowacone z nim Killarmy wymieniano w oczywistych inspiracjach. Wtedy w ogóle Wu to była religia. No ciężko uniknąć porównania, choć Układ miał inne podłoże. Ale to nie było tak, że Wu i nic więcej. Po prostu było nas tylu ile tam, lubiliśmy ten klimat i tak jakoś wyszło" – wspomina reprezentant Bródna, Nomad (tworzył wraz z Konstruktorem Blok Wschodni).[[{"fid":"53919","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]Czemu wspominam o formacjach, które w kontekście całego kraju to przede wszystkim ciekawostki? Ano dlatego, że nie było w Warszawie bardziej niezależnych i hardcorowych i tak bardzo w stylu starego Staten Island. I po dwóch dekadach w obydwu przypadkach broń nie jest jeszcze złożona. Wewnętrznego ognia i sto lat nie wyziębi. Uważajcie przechodząc obok szczególnie gęstych zarośli i mrocznych kanałów. 5. 19.07.2007Dziewiętnasty dzień lipcowy, by nienawidzić Stodoły miałem powód nowy. Klub, którego zapełnienie wciąż jest czymś, czym można się pochwalić i który nadal na mapie Warszawy zajmuje miejsce szczególne, był podczas pierwszego w Polsce koncertu Wu-Tang Clanu dusznym, źle nagłośnionym kurnikiem. Bez jaj. Można się było co nieco dowiedzieć – na przykład, że pierwszy mafiozo Wu wygląda na scenie jak wyrzucony na brzeg wieloryb, jest nieruchawy i niecharyzmatyczny. Albo że to nie RZA a Method Man jest sceniczym generałem ekipy. Z wrzawy i łomotu wyłaniały się ledwo rozpoznawalne kawałki, a płyta "8 diagrams" została właściwie nie tyle zagrana, co odegrana z płyty. Tak więc trzeba powiedzieć jasno, że koncert był… ABSOLUTNIE ZAJEBISTY. Jeszcze przed klubem panowała atmosfera hiphopowego święta rodem z czasów, gdy idole przyjeżdżali do nas raz do roku, a pierwsze dwadzieścia minut, pomimo wątpliwych doznań akustycznych, ze względu na atmosferę będzie czymś o czym będę opowiadał wnukom. Film jest z innego koncertu, ale może dać przynajmniej posmak.Druga połowa artykułu ukaże się w najbliższy piątek, równo tydzień przed występem Wu-Tang Clanu na chorzowskim Fest Festivalu.[[{"fid":"53920","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]Historia nawiązań do Wu-Tang Clanu w polskim rapie.

Polska jest biało-czerwona, ale polski hip-hop nigdy nie wyszedł z cienia wielkiego, żółtego Wu. Dlatego, nakręceni 25 rocznicą debiutu, nadciągającym koncertem i polskimi remiksami "The Saga Continues" w wydaniu Maro Music pokazujemy Trzy Pokolenia Wielbienia Clanu w 10 punktach. A właściwie 11, bo każdy robi błędy… w rachunkach.

1. Psychorap i archiwalne składanki
Szalony, ekspresyjny styl zawładnął wydanym na jesieni 1996 roku debiutem Kalibra 44 i przyciągnął wiele osób, które w innym wypadku by nawet na polski rap nie spojrzały. Mógł wydawać się bardzo oryginalny, ale nie wziął się przecież znikąd. Nie byłoby go gdyby nie szamańskie, dzikie zawodzenie Ol' Dirty Bastarda i mroczny, teatralny styl Gravediggaz, zespołu, w którym wcześniej udzielał się szef Wu – RZA. Co ciekawe, Wu-destylat rozrobiony w królestwie kopalni i hut, był z powodzeniem rozcieńczany dalej. Proszę tylko posłuchać A.G.R.O. stylu na drugim krążku kieleckiego Wzgórza Ya-Pa-3, czy tego, co  - przynajmniej na moje ucho - robił warszawski Da Dope Clan.

[[{"fid":"53914","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

Nie ma się co dziwić, "klan" był wtedy w Polsce pozycją obowiązkową. Wigor (później w Mor W.A.) miał kiedyś na osiedlu skład Imielin Zoo w nawiązaniu do "Brooklyn Zoo", kawałka ODB i ekipy Brooklyn Zu z którą był mocno związany. "Nie wydaje się mi, że za dużo jest już tych, co lubią Krisa, Wu, Tribe i Das / Ale za mało jest tych, co jak Flav wiedzą jaki jest czas" – rapował JMI z Ein Killa Hertz w 1996 r. na kompilacji "S.P.". "Daję rymy jak moi bracia z Wu-Tang Clan - Ol' Dirty Bastard i Method Man" – nawijał rok później Huzdemak na składance  "Smak B.E.A.T. Records". Obie płyty to zresztą zabytki polskiego hip-hopu. Tak jak w Wu był RZA i GZA, tak w Huzdemaku - QZA. Zbieżność ksywek zdecydowanie nieprzypadkowa.

[[{"fid":"53915","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

Wu-Tang rozbrzmiewał zatem wszędzie, choć w wersji K44 nie każdemu się podobał . "I jak słyszę waszą płytę to chce mi się rzygać / Myślicie że nie słychać zżynania z Gravediggaz ?! / I jak nie zauważa / Nawet Kazik faktów oczywistych to mnie przeraża (…) / Ale nie białasy, bo my słyszymy / I dokładnie wiemy skąd się biorą wasze rymy / I dopóki słyszymy nie pozwolimy / Żeby jakieś pedały z Wu-Tangu zżynały" – rymował wściekły Gural z poznańskiego Killaz Group, nawiązując do Kazika, bez którego Kaliber nie zagrzałby miejsca w "gitarowo" sprofilowanym S.P. Records. A, że Dab, Joka i Magik mogliby wtedy odparować całą listą gangstarapowych odniesień "Killazów", to inna sprawa. 

[[{"fid":"53916","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

2. Andy Allah i żółte strony "Klanu"
W "Klanie", najpoważniejszym – by nie powiedzieć, że wtedy jedynym poważnym – medium hiphopowym, magazynie z redakcją w Warszawie (choć robionym głównie wrocławskimi siłami), od początku zdawano sobie sprawę, że Wu-Tang Clan to karta, którą należy grać możliwie często. Zaczęło się od ośmiu stron (wywiad z RZA na podstawie materiałów wytwórni, do niego mnóstwo ramek i dwie recenzje) na dzień dobry, w drugim numerze Igor Pudło (duet Skalpel/projekt Igor Boxx) dołożył pięć stron artykułu. "(…) Gdy przechadzam się po wirtualnej Wu-Mansion z multimedialnego pakietu dołączanego do płyty <Wu-Tang Forever>, dochodzę do wniosku, że chłopcy z Staten Island nie tylko zrealizowali wszystkie swoje dziecięce marzenia, ale i sami stali się bohaterami zajmującej bajki i na długo pozostaną mieszkańcami naszej wyobraźni" – puentował. I miał świętą rację. Stało się tak zresztą przy współudziale "Klanu", z którego o hip-hopie wtedy się w Polsce uczono przekazując go z rąk spoconych do drżących.
Od ośmego numeru magazyn rozpoczął współpracę z Andrzejem "Andym" Koselą, później  podpisującym się jako Andy Allahem z Wu-International, człowiekiem z którego poglądami redakcja się nie utożsamiała, co zresztą zaznaczała pod tekstami. Andy pisał portrety, wywiady, ale też na poświęconych Wu żółtych stronach analizował zespół hiphopowy pod kątem antropologii, numerologii, syntezy religijno-filozoficznej, rozlewając się na wiele numerów i stron prozą chmurną i podniosłą. Działo się tam wiele, od przedstawienia języka jako miecza w biblijnej apokalipsie, po metodyczne, niekończące się wyjaśnianie "Narodu Bogów i Matek-Ziem". Nie wiadomo ilu czytelników to rozkminiło, jednak z tego, co pamiętam, odzew był żywy. A systematycznie pozycjonowane jako "coś dużo większego" Wu pobudzało wyobraźnie jak nic wcześniej. Każdy może mieć płytę, nie każdy mitologię. 

3. Zip Klan
Wu-Tang Clan to nie tylko własna mitologia, bezkompromisowe brudne brzmienie i jeden z najlepszych przykładów na to, co może zdziałać z zespołem doskonała chemia wewnątrz. RZA okazał się mieć głowę do biznesu, bo o ile kolektyw związał się umową z wydawnictwem Loud, to jego członkowie mieli wolne ręce i wykorzystali je do zarobienia szybkich pieniędzy za sprawą solowych – przynajmniej w teorii, bo praca był raczej zespołowa – krążków. 
Cała federacyjna idea może kojarzyć się z warszawskim Zip Składem, a skojarzenie przychodzi tym łatwiej, że obie formacje były dziewięcioosobowe (licząc Zipów z nierapującym na "Chlebie powszednim" Wardem, bez Skutera), stołeczne i hardcorowe. U nas oczywiście było więcej komplikacji - Zip Skład powstał na kanwie TPWC (Sokół i Pono) i Fundacji Nr. 1 (Felipe, Mieron, Jaźwa, Ward), zaś jego konsekwencją był duet KO1FU (po dojściu Pono trio Zipera) i WWO (Sokół z Jędkerem). Czterech członków rozpoczęło kariery indywidualne. Debiut Zip Składu wydało w 1999 R.R.X., Ziperę Baza Lebel (dystrybucja Pomatonu), a WWO – BMG.

[[{"fid":"53917","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]

"We wczesnych latach 90. byłem stałym bywalcem klubu Hybrydy a tam od pewnego momentu rządził Wu-Tang. W czasach pierwszego boom u na hip hop w Polsce byli numerem jeden i tak zostało" - mówił mi Sokół. Ale miałem okazję zapytać Ziperę o analogię do Wu przy okazji wywiadu dla magazynu "Klan". "To jest dobre porównanie, wiesz dlaczego? Bo oni mają też różne style. ODB ma swój wyróżniający się styl" – przyznał Fu, któremu stylówką najbliżej właśnie do zipowego Ol' Dirty'ego. Najbardziej rozgadał się Pono (wychodzi mi, że to musiałby być nasz Rae): "Ja to mam taką jazdę. Jointy. Marihuana łączy ludzi. On paląc marihuanę ma taką samą wygrzewkę we łbie jak ja, bo takie same jointy pali. Nie ważne , że jest czarny i mieszka w Stanach. Wymyśliłem temat na 'Element zaskoczenia', jest na Ziperze. Broń boże, żebym świrował coś teraz, ale wymyśliliśmy ten kawałek nie wiedząc , że Gangstarr nagrał element zaskoczenia. To Włodek mi powiedział, bo mi przetłumaczył ten temat. Takie jazdy (…)  Wu-tang jest ogólnie zajebistą grupą, która zrobiła bardzo dużo.Za mali jesteśmy, żeby się do nich porównywać. Być może rzeczywiście , żeśmy ten sam wydawniczy system przyjęli. Dopiero teraz skojarzyłem, to co żeś mi powiedział, ale to nie jest dlatego, że oni tak robią. Jest patent na robienie materiału, każdy ma swoje pięć minut. Potem się zbieramy do kupy i wszystkie doświadczenia idą w Zip Skład. Może być tak że wyjdzie Zip skład dwójka i od razu potem trójka. To zależy od pomysłów. Jak na razie , podczas Zipery, sześć tematów powstało na Zip Skład dwójkę. To wszystko wychodzi w praniu…".
Wu-Tang Clan po 1999 roku przygotował jeszcze pięć albumów. Zip Skład żadnego. Kiedy porównuję Jędkera do Inspectah Decka podejrzewam, że nie palili jednak takich samych jointów. 

4. Warszawska filia Shaolin
Najwięcej Wu było słychać jednak nie u Zipów (chociaż "Obojętność" Zipery ze specyficznie śpiewanym refrenem pozostaje dla mnie jednym z najbardziej wutangowych polskich numerów), a w stołecznym podziemiu końca lat 90. Duch klanu przeniknął na wskroś działające po prawej stronie Warszawy Radio G, które stworzyło później (razem z horrorcorową Formacją Cmentarz i Jantarowym Szlakiem) GroGra - uwaga na spóźnioną o to kilkanaście lat płytę "Luki w karierze", która od 8 sierpnia jest do znalezienia na streamingach  i jest naprawdę warto jej poszukać.. "Znajomi, którzy słyszeli płytę mówili, że to jakby polski Wu-Tang wrócił po latach. Rzeczywiście ten skład był dla nas bardzo ważny, uważaliśmy ich na Grochowie za herosów. Śmiejemy się, że mamy w ekipie naszego Ol’ Dirty Bastarda, którym jest Wiktor. Jeśli jest w formie, to jest postacią kolorową na tyle, że wnosi na naszą platformę nowy styl, prawdziwe szaleństwo" – mówi (w wywiadzie dla Red Bull Music) Wąż, raper. Za produkcję odpowiada Maro znany także jaki Radiotechnik i jest to w kontekście polskich tropów Wu postać kluczowa do której będę wracać.

[[{"fid":"53918","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]

Rozrzucony po całej Warszawie (ale z bardzo mocną reprezentacją prawej strony miasta, coś jest na rzeczy) Układ Warszawski, formowany z różnych ekip (Blok Wschodni, Baz O.S., 20. Regiment, REZ) w kontrze do "prawilnej" sceny skupionej wokół Volta, również ekipą Wu się fascynował. Proponowali rap brudny, ciężki, z nawiązaniami do militarnych klimatów i egzotycznych kultur. Gravediggaz, Wu i spowinowacone z nim Killarmy wymieniano w oczywistych inspiracjach. Wtedy w ogóle Wu to była religia. No ciężko uniknąć porównania, choć Układ miał inne podłoże. Ale to nie było tak, że Wu i nic więcej. Po prostu było nas tylu ile tam, lubiliśmy ten klimat i tak jakoś wyszło" – wspomina reprezentant Bródna, Nomad (tworzył wraz z Konstruktorem Blok Wschodni).

[[{"fid":"53919","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]

Czemu wspominam o formacjach, które w kontekście całego kraju to przede wszystkim ciekawostki? Ano dlatego, że nie było w Warszawie bardziej niezależnych i hardcorowych i tak bardzo w stylu starego Staten Island. I po dwóch dekadach w obydwu przypadkach broń nie jest jeszcze złożona. Wewnętrznego ognia i sto lat nie wyziębi. Uważajcie przechodząc obok szczególnie gęstych zarośli i mrocznych kanałów.

5. 19.07.2007
Dziewiętnasty dzień lipcowy, by nienawidzić Stodoły miałem powód nowy. Klub, którego zapełnienie wciąż jest czymś, czym można się pochwalić i który nadal na mapie Warszawy zajmuje miejsce szczególne, był podczas pierwszego w Polsce koncertu Wu-Tang Clanu dusznym, źle nagłośnionym kurnikiem. Bez jaj.  Można się było co nieco dowiedzieć – na przykład, że pierwszy mafiozo Wu wygląda na scenie jak wyrzucony na brzeg wieloryb, jest nieruchawy i niecharyzmatyczny. Albo że to nie RZA a Method Man jest sceniczym generałem ekipy. Z wrzawy i łomotu wyłaniały się ledwo rozpoznawalne kawałki, a płyta "8 diagrams" została właściwie nie tyle zagrana, co odegrana z płyty. Tak więc trzeba powiedzieć jasno, że koncert był… ABSOLUTNIE ZAJEBISTY. Jeszcze przed klubem panowała atmosfera hiphopowego święta rodem z czasów, gdy idole przyjeżdżali do nas raz do roku, a pierwsze dwadzieścia minut, pomimo wątpliwych doznań akustycznych, ze względu na atmosferę będzie czymś o czym będę opowiadał wnukom. Film jest z innego koncertu, ale może dać przynajmniej posmak.

Druga połowa artykułu ukaże się w najbliższy piątek, równo tydzień przed występem Wu-Tang Clanu na chorzowskim Fest Festivalu.

[[{"fid":"53920","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]

]]>
10 najbardziej oryginalnych zespołów hip-hopowych w Polsce - rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2011-06-12,10-najbardziej-oryginalnych-zespolow-hip-hopowych-w-polsce-rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2011-06-12,10-najbardziej-oryginalnych-zespolow-hip-hopowych-w-polsce-rankingJune 12, 2011, 1:00 pmAdmin stronyOryginalne nie zawsze znaczy dobre, to prawda. Z tym, że nieco nudna zrobiła nam się ta scena i myśl, że czeka kolejny rok kiedy jej liderzy dopiszą w dyskografii kolejne pozycje (tytani pracy zapewne więcej niż jedną) napawa mnie lekkim przerażeniem. Bo co o nich pisać, o co ich pytać? Odpowiedzią na to jest ten ranking.Początkowo miało to wyglądać inaczej. To znaczy o tym, że będą zespoły wiedziałem na wstępie. Z solistami było by za prosto. Łona, Fisz, Eldo, Skorup, L.U.C (z bólem serca, no ale niestety), Teielte, do tego jeszcze jakiś Prezes czy Król Maciuś Pierwszy dla usatysfakcjonowania forumowych koniobijów. I mamy z głowy. A grupy? Przecież nad Wisłą wciąż rarytasem jest już zespół, gdzie emcees trzymają w miarę równy poziom. Na palcach jednej ręki je zliczyć. A tu jeszcze oryginalność?Planowałem jednak ranking pt. "10 hip-hopowych (no, powiedzmy) artystów, o których nie przeczytasz na Popkillerze". I byłby tam na przykład Napszykłat (hip-hop, który triumfował w Jarocinie? Rzadka sprawa). A.J.K.S. i tego ciekawostki, o których w Ślizgu byśmy pewnością pisali (najpewniej krytycznie, choć na przemilczenie jednak nie zasługują), a na tym serwisie miejsca zagrzać niestety nie mogą. Doszłyby archiwalne ciekawostki w stylu Dywizjonu Despekt. Tyle, że oryginalny nie znaczy też na siłę radykalny, zdziwaczały i prześmiewczy. Ostatecznie postawiłem na dziesiątkę kontrowersyjną, jednak w żadnym wypadku nie oznaczającą straty czasu.Wyróżnienie:Układ WarszawskiZip Skład po drugiej stronie lustra. Hardcore z alergią na fejm i szpan, jeden z nielicznych przykładów grupy, który nie pozwoliła sobie narzucić obowiązującej wizji rapu z ulicy skazując się tym samym na ostracyzm i infamię. Ciężkie, niedoskonałe, fanatyczne, kanciaste, na swój sposób jednak fascynujące nagrania. Uparte, miarowe flow zestawione z deklamacją gdzieś obok bitu. Zwrotki zakorzenione w okopach i schronach, stan permanentnej wojny i przekonania, że ta wojna toczy się przede wszystkim na ulicach. Poglądy wyraziste do bólu, bez populizmu. I to wszystko już w 1998 r. Długo się zastanawiałem czy w ogóle pisać o tak niszowej kwestii, ale wciąż znajdziecie blogi gdzie UW figuruje jako "one of the legendary Polish underground crews". Poza tym Palto Records wróciło. Załatwiono ponoć kwestię remasteringu "Paktu Podziemi", a po wydanej w 2009 roku, zdumiewająco przyciągającej płycie Konstruktora mają być następne!10. Kaliber 44Wyjaśnijmy sobie najpierw dlaczego ten zespół w rankingu oryginalności jest tak nisko. Ano dlatego, że Flatlinerz, że Gravediggaz, że Cypress Hill. Dziękuję. Dlaczego w takim razie jest w ogóle? Bo miksując marihuanę, fantasy, kipiące emocje i romantyzm wypracował własny podgatunek hip-hopu, który trafił do tych, do których hip-hop nigdy (Paktofonika niech będzie wyjątkiem potwierdzającym regułę) później nie dotarł. A "Moja Obawa" to jeden z najwspanialszych momentów naszego rapu. Kropka.9. WWOWWO to zespół w stu procentach nasz, swojski, nadwiślański, ze zwrotkami pachnącymi wódką, krwią, schabowym z kapustą. Z odniesieniami do tradycji miejskiego folkloru, z księdzem zaproszonym na bit, z obserwacjami z Polski A i B, z ambicjami przekraczającymi zdrowy rozsądek. Absolutnie zdumiewający jest ten rapowy panslawizm, chęć zjednoczenia wokół siebie sceny europejskiej, a nawet kolonialne ciągotki, które zagnały Sokoła na Kubę. W tym momencie piszę oczywiście z przymrużeniem oka, ale dorobek WWO traktować należy serio.8. Formacja CmentarzHorrorcore horrorcorem, ale drugiej takiej osobowości jak Ławek, tak charakterystycznego wokalu i rozbudowanego (w bardzo specyficznych dziedzinach) słownictwa próżno szukać. Dochodzi staranna, inna od reszty sceny produkcja Maro, bardzo specyficzny i diablo skuteczny PR, cała ta socjologia w tle i mamy Formację Cmentarz. Spacery po Grochowie nigdy nie będą takie same.7. 52 DębiecPrzykład grupy, która znalazła się w złym czasie ze złymi doradcami. Hans powinien być prawą ręką Kazika z dobrym kontraktem w SP Records, a nie facetem zapamiętanym z przaśnej niby-satyry i "dwumetrowego chuja wchodzącego w dupę policjantom". Naturalnym miejscem Deepa byłby zaś Qulturap i otoczenie raperów z poetycko-rewolucyjnym zacięciem (takich jak Majkel, Laikike1 i Kidd) . Niestety, płycie z Bobikiem zbyt blisko do post wu-tangowego nudziarstwa. Cóż, przeszłości nie zmienimy, dla rankingu ważne, że grupa nagrała dwie płyty pełne autentycznych emocji, brudu, odmiennych od reszty spojrzeń jak świat i międzygatunkowych podroży. "Deep i Hans" oraz zeszłoroczny "T.R.I.P." godne są uwagi.6. NiweaNajmocniejsze akta z archiwum Qulturapu. Dawid Szczęsny robi oczywiście kawał dobrej, elektronicznej i bardziej przystępnej, niż można by się spodziewać roboty, ale sukces Niwei to Wojtek Bąkowski a.k.a Czykita. Mówcie mu Pan Masłowski, mówcie mu że bohemiarz, a najlepiej nic nie mówcie, tylko bijcie brawo. Za to, że wypracował swój język, dukająco-niedopowiedziany, boleśnie lapidarny, fascynująco niedorozwinięty. Uchwycił to zwyrodniałe narzecze z zarzyganych, usmarowanych klatek bloków miast, które kiedyś były wojewódzkie ale już nie są, dialekt łysych gamoni przekonanych, że to co palą to naturalna trawa, widmo klaustrofobii czterech pierdolonych ścian w których nikt już z nikim nie umie rozmawiać. Aż się nie chce wracać do Polski z wakacji w Egipcie i schodzić po kiełbasę do Tesco. Zasłużone 6/6 na w Przekroju.5. Killa FamillaDruh Sławek - jeden z ojców polskiego hip-hopu - uparcie twierdził w swoim czasie, że Killa Familla nagrała najlepszą płytę na naszym podwórku. Ludzie zaś uważali to za nieszkodliwy ekscentryzm. Czy miał rację? Oczywiście nie, jest piekielnie przekorny, niemniej KF na pewno przydawali kolorytu i cokolwiek abstrakcyjnego poczucia humoru szarej jak tyłek słonia scenie. Wersy o jeżdżeniu śmieciarką? Skrecze na magnetofonie szpulowym? Czytanie Cats myśląc o Jezusie? Atmosfera Crew jako odpowiedź na uliczną Klimę? To będzie uchodzić za szalone do końca świata. Pamiętajmy też kto wydał tę płytę ? ano oficyna samego Tymona Tymańskiego.4. Żelazna Brama "Dawno nie było słychać grupy, która w tak ciekawy sposób inspirowała się dobrą polską muzyką lat dziewięćdziesiątych" - słusznie napisano w HIRO. I rzeczywiście, band Płóciennika bardziej wydaje się być wychowany w większym stopniu na Republice niż na Warszafskim Deszczu i lepiej pasowałaby otwierając koncert Maanam niż Molesty. W polskim hip-hopie to ogromnie świeże, poza tym miło patrzeć jak zamykają się kolejne ogniwa ewolucji rodzimej muzyki. Trzymam kciuki, bo to ma klimat, pomysł i nie ma precedensu.3. Poema FaktuJak sugerował jeden z internautów, to "muzyka dopracowanych dusz". Inny rzucił w stronę rapera Danego: "Ty czytasz za dużo książek". Wszystko prawda. PF na zawsze będzie upamiętniona jako Ci, z których cut ("płaczę rymami, dlatego nie zobaczysz łez") wyciął Grammatik w jednym ze swoich najsłynniejszych nagrań. Wiedzieć o niej należy więcej - sprawdzić oczywiście wszystkie undergroundowe projekty Danego, a przede wszystkim "A pfuj co tu tak śmierdzi kochanie?!", legal z 2001 roku. Tak mocno wyprzedzał swoje czasy, że znalazłem się wśród wrogów tego wydawnictwa z czasem do niego dojrzewając. Czym właściwie stała się Poema Faktu? Punk-hopem? Bardzo alternatywnym funkiem? Antymuzyką oparta na antyflow? Tu każdy musi sam sobie skreślić to, co niepotrzebne. Najpewniej Poema otwierałaby ranking, gdyby nie jedno. Zaskakująco często mówi się o niej "polskie Company Flow"...2. Nagły Atak SpawaczaWiele osób w środowisku ma ich wyłącznie za błaznów, a to błąd. Kto dał nam pierwszy beef? Kto zaczął w Polsce horrorcore? A potem zupełnie znienacka wyjechał z totalnie porytą elektroniką? Kreatywnością Spawaczy można by obdzielić pół sceny. Bałbym się pomyśleć co dzieje się w głowach tych panów, ale ostatnio kontaktując się z jednym z nich, okazało się, że wszystko jest w nich starannie ułożone. I ciekawa sprawa - od NAS zaczęła się potęga RRX, teraz na projekcie Spawaczy (Cycki i Krew) ma się odbudować. Ciekawe, czy się uda...1. Afro KolektywAfro Kolektyw jest unikalny. Nie, nie dlatego, że Marcin Masecki grał chłopakom na kongach. Nawet czytając teksty Afrojaxa wiemy, że to on. Nikt nie ma takich metafor, tak specyficznego, przekornego poczucia humoru. Woody Allen z domieszką Johna Cleese, ale przede wszystkim Michał Hoffmann we własnej osobie, koronny dowód na potwierdzenie tezy że dzieciaki powinny wychowywać się na De La Soul, a nie Group Home. Od hip-hopu doprawionego funkiem i disco, przez organiczny hip-hop jazz, po efektowne nie-wiadomo-co odnoszące się do nowej fali, house'u, czy klasyki - taka ewolucja w muzyce - nie polskiej, światowej - nie ma precedensu.

Oryginalne nie zawsze znaczy dobre, to prawda. Z tym, że nieco nudna zrobiła nam się ta scena i myśl, że czeka kolejny rok kiedy jej liderzy dopiszą w dyskografii kolejne pozycje (tytani pracy zapewne więcej niż jedną) napawa mnie lekkim przerażeniem. Bo co o nich pisać, o co ich pytać? Odpowiedzią na to jest ten ranking.

Początkowo miało to wyglądać inaczej. To znaczy o tym, że będą zespoły wiedziałem na wstępie. Z solistami było by za prosto. Łona, Fisz, Eldo, Skorup, L.U.C (z bólem serca, no ale niestety), Teielte, do tego jeszcze jakiś Prezes czy Król Maciuś Pierwszy dla usatysfakcjonowania forumowych koniobijów. I mamy z głowy. A grupy? Przecież nad Wisłą wciąż rarytasem jest już zespół, gdzie emcees trzymają w miarę równy poziom. Na palcach jednej ręki je zliczyć. A tu jeszcze oryginalność?

Planowałem jednak ranking pt. "10 hip-hopowych (no, powiedzmy) artystów, o których nie przeczytasz na Popkillerze". I byłby tam na przykład Napszykłat (hip-hop, który triumfował w Jarocinie? Rzadka sprawa). A.J.K.S. i tego ciekawostki, o których w Ślizgu byśmy pewnością pisali (najpewniej krytycznie, choć na przemilczenie jednak nie zasługują), a na tym serwisie miejsca zagrzać niestety nie mogą. Doszłyby archiwalne ciekawostki w stylu Dywizjonu Despekt. Tyle, że oryginalny nie znaczy też na siłę radykalny, zdziwaczały i prześmiewczy. Ostatecznie postawiłem na dziesiątkę kontrowersyjną, jednak w żadnym wypadku nie oznaczającą straty czasu.


Wyróżnienie:
Układ Warszawski
Zip Skład po drugiej stronie lustra. Hardcore z alergią na fejm i szpan, jeden z nielicznych przykładów grupy, który nie pozwoliła sobie narzucić obowiązującej wizji rapu z ulicy skazując się tym samym na ostracyzm i infamię. Ciężkie, niedoskonałe, fanatyczne, kanciaste, na swój sposób jednak fascynujące nagrania. Uparte, miarowe flow zestawione z deklamacją gdzieś obok bitu. Zwrotki zakorzenione w okopach i schronach, stan permanentnej wojny i przekonania, że ta wojna toczy się przede wszystkim na ulicach. Poglądy wyraziste do bólu, bez populizmu. I to wszystko już w 1998 r. Długo się zastanawiałem czy w ogóle pisać o tak niszowej kwestii, ale wciąż znajdziecie blogi gdzie UW figuruje jako "one of the legendary Polish underground crews". Poza tym Palto Records wróciło. Załatwiono ponoć kwestię remasteringu "Paktu Podziemi", a po wydanej w 2009 roku, zdumiewająco przyciągającej płycie Konstruktora mają być następne!


10. Kaliber 44
Wyjaśnijmy sobie najpierw dlaczego ten zespół w rankingu oryginalności jest tak nisko. Ano dlatego, że Flatlinerz, że Gravediggaz, że Cypress Hill. Dziękuję. Dlaczego w takim razie jest w ogóle? Bo miksując marihuanę, fantasy, kipiące emocje i romantyzm wypracował własny podgatunek hip-hopu, który trafił do tych, do których hip-hop nigdy (Paktofonika niech będzie wyjątkiem potwierdzającym regułę) później nie dotarł. A "Moja Obawa" to jeden z najwspanialszych momentów naszego rapu. Kropka.


9. WWO
WWO to zespół w stu procentach nasz, swojski, nadwiślański, ze zwrotkami pachnącymi wódką, krwią, schabowym z kapustą. Z odniesieniami do tradycji miejskiego folkloru, z księdzem zaproszonym na bit, z obserwacjami z Polski A i B, z ambicjami przekraczającymi zdrowy rozsądek. Absolutnie zdumiewający jest ten rapowy panslawizm, chęć zjednoczenia wokół siebie sceny europejskiej, a nawet kolonialne ciągotki, które zagnały Sokoła na Kubę. W tym momencie piszę oczywiście z przymrużeniem oka, ale dorobek WWO traktować należy serio.


8. Formacja Cmentarz
Horrorcore horrorcorem, ale drugiej takiej osobowości jak Ławek, tak charakterystycznego wokalu i rozbudowanego (w bardzo specyficznych dziedzinach) słownictwa próżno szukać. Dochodzi staranna, inna od reszty sceny produkcja Maro, bardzo specyficzny i diablo skuteczny PR, cała ta socjologia w tle i mamy Formację Cmentarz. Spacery po Grochowie nigdy nie będą takie same.


7. 52 Dębiec
Przykład grupy, która znalazła się w złym czasie ze złymi doradcami. Hans powinien być prawą ręką Kazika z dobrym kontraktem w SP Records, a nie facetem zapamiętanym z przaśnej niby-satyry i "dwumetrowego chuja wchodzącego w dupę policjantom". Naturalnym miejscem Deepa byłby zaś Qulturap i otoczenie raperów z poetycko-rewolucyjnym zacięciem (takich jak Majkel, Laikike1 i Kidd) . Niestety, płycie z Bobikiem zbyt blisko do post wu-tangowego nudziarstwa. Cóż, przeszłości nie zmienimy, dla rankingu ważne, że grupa nagrała dwie płyty pełne autentycznych emocji, brudu, odmiennych od reszty spojrzeń jak świat i międzygatunkowych podroży. "Deep i Hans" oraz zeszłoroczny "T.R.I.P." godne są uwagi.


6. Niwea
Najmocniejsze akta z archiwum Qulturapu. Dawid Szczęsny robi oczywiście kawał dobrej, elektronicznej i bardziej przystępnej, niż można by się spodziewać roboty, ale sukces Niwei to Wojtek Bąkowski a.k.a Czykita. Mówcie mu Pan Masłowski, mówcie mu że bohemiarz, a najlepiej nic nie mówcie, tylko bijcie brawo. Za to, że wypracował swój język, dukająco-niedopowiedziany, boleśnie lapidarny, fascynująco niedorozwinięty. Uchwycił to zwyrodniałe narzecze z zarzyganych, usmarowanych klatek bloków miast, które kiedyś były wojewódzkie ale już nie są, dialekt łysych gamoni przekonanych, że to co palą to naturalna trawa, widmo klaustrofobii czterech pierdolonych ścian w których nikt już z nikim nie umie rozmawiać. Aż się nie chce wracać do Polski z wakacji w Egipcie i schodzić po kiełbasę do Tesco. Zasłużone 6/6 na w Przekroju.


5. Killa Familla
Druh Sławek - jeden z ojców polskiego hip-hopu - uparcie twierdził w swoim czasie, że Killa Familla nagrała najlepszą płytę na naszym podwórku. Ludzie zaś uważali to za nieszkodliwy ekscentryzm. Czy miał rację? Oczywiście nie, jest piekielnie przekorny, niemniej KF na pewno przydawali kolorytu i cokolwiek abstrakcyjnego poczucia humoru szarej jak tyłek słonia scenie. Wersy o jeżdżeniu śmieciarką? Skrecze na magnetofonie szpulowym? Czytanie Cats myśląc o Jezusie? Atmosfera Crew jako odpowiedź na uliczną Klimę? To będzie uchodzić za szalone do końca świata. Pamiętajmy też kto wydał tę płytę ? ano oficyna samego Tymona Tymańskiego.


4. Żelazna Brama
"Dawno nie było słychać grupy, która w tak ciekawy sposób inspirowała się dobrą polską muzyką lat dziewięćdziesiątych" - słusznie napisano w HIRO. I rzeczywiście, band Płóciennika bardziej wydaje się być wychowany w większym stopniu na Republice niż na Warszafskim Deszczu i lepiej pasowałaby otwierając koncert Maanam niż Molesty. W polskim hip-hopie to ogromnie świeże, poza tym miło patrzeć jak zamykają się kolejne ogniwa ewolucji rodzimej muzyki. Trzymam kciuki, bo to ma klimat, pomysł i nie ma precedensu.


3. Poema Faktu
Jak sugerował jeden z internautów, to "muzyka dopracowanych dusz". Inny rzucił w stronę rapera Danego: "Ty czytasz za dużo książek". Wszystko prawda. PF na zawsze będzie upamiętniona jako Ci, z których cut ("płaczę rymami, dlatego nie zobaczysz łez") wyciął Grammatik w jednym ze swoich najsłynniejszych nagrań. Wiedzieć o niej należy więcej - sprawdzić oczywiście wszystkie undergroundowe projekty Danego, a przede wszystkim "A pfuj co tu tak śmierdzi kochanie?!", legal z 2001 roku. Tak mocno wyprzedzał swoje czasy, że znalazłem się wśród wrogów tego wydawnictwa z czasem do niego dojrzewając. Czym właściwie stała się Poema Faktu? Punk-hopem? Bardzo alternatywnym funkiem? Antymuzyką oparta na antyflow? Tu każdy musi sam sobie skreślić to, co niepotrzebne. Najpewniej Poema otwierałaby ranking, gdyby nie jedno. Zaskakująco często mówi się o niej "polskie Company Flow"...


2. Nagły Atak Spawacza
Wiele osób w środowisku ma ich wyłącznie za błaznów, a to błąd. Kto dał nam pierwszy beef? Kto zaczął w Polsce horrorcore? A potem zupełnie znienacka wyjechał z totalnie porytą elektroniką? Kreatywnością Spawaczy można by obdzielić pół sceny. Bałbym się pomyśleć co dzieje się w głowach tych panów, ale ostatnio kontaktując się z jednym z nich, okazało się, że wszystko jest w nich starannie ułożone. I ciekawa sprawa - od NAS zaczęła się potęga RRX, teraz na projekcie Spawaczy (Cycki i Krew) ma się odbudować. Ciekawe, czy się uda...


1. Afro Kolektyw
Afro Kolektyw jest unikalny. Nie, nie dlatego, że Marcin Masecki grał chłopakom na kongach. Nawet czytając teksty Afrojaxa wiemy, że to on. Nikt nie ma takich metafor, tak specyficznego, przekornego poczucia humoru. Woody Allen z domieszką Johna Cleese, ale przede wszystkim Michał Hoffmann we własnej osobie, koronny dowód na potwierdzenie tezy że dzieciaki powinny wychowywać się na De La Soul, a nie Group Home. Od hip-hopu doprawionego funkiem i disco, przez organiczny hip-hop jazz, po efektowne nie-wiadomo-co odnoszące się do nowej fali, house'u, czy klasyki - taka ewolucja w muzyce - nie polskiej, światowej - nie ma precedensu.


]]>