popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Szydercahttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19268/SzydercaSeptember 17, 2024, 8:19 pmpl_PL © 2024 Admin stronyRunda wiosenna na free (podsumowanie)https://popkiller.kingapp.pl/2017-08-12,runda-wiosenna-na-free-podsumowaniehttps://popkiller.kingapp.pl/2017-08-12,runda-wiosenna-na-free-podsumowanieAugust 11, 2017, 12:54 pmTadeusz TurnauFreestyle'u mieliśmy minionej wiosny aż potąd. Chyba jeszcze nigdy w pierwszej połowie roku nie odbyło się tyle znaczących i silnie obsadzonych imprez. Jednych wspomniany natłok bitew szybko przyprawiał o zalążki freestyle'owego pawia, a u innych spowodował jeszcze większy głód śledzenia wolnostylowej rywalizacji. Tak czy inaczej pozostawiliśmy za sobą w ostatnich miesiącach kawał battle'owej historii i bez dwóch zdań warto rzucić okiem wstecz, by przypomnieć sobie najciekawsze wydarzenia na bitewnym podwórku pierwszej połowy 2017 roku.A polecimy klasycznie miesiąc po miesiącu, wydobywając z każdych 30 dni w roku najlepsze freestyle'owe wspomnienia!STYCZEŃ: Południe z hukiem otwiera nowy rok!Najważniejszym wydarzeniem otwierającym kolejne 12 miesięcy wolnostylowej rywalizacji była bez cienia wątpliwości mająca miejsce pod koniec stycznia w Bielsku Bitwa o Południe. Za organizację eventu wziął się finalista WBW 2014 oraz triumfator Bitwy o Pitos III, Pueblos, a jego innowacyjne podejście do tego przedsięwzięcia zapewniło widzom mnóstwo atrakcji. Cała bitwa odbyła się w formule "obrazkowej", gdzie zamiast na treści losowanych tematów zawodnicy musieli się skupiać w swej nawijce na zawartości wyświetlanych na projektorze zdjęć. Prócz tego MC's zmuszeni byli losować bity, nie wiedząc czy przyjdzie im rapować pod klasyczne podkłady czy też bardziej nowoczesne brzmienia. Wszystko to dopełniło bardzo silne grono rozstawionych zawodników tworzone kolejno przez Bobera, Mila, Peusa oraz Czeskiego. Bitwa okazała się absolutnym strzałem w dziesiątke, a jej triumfator Bober z hukiem rozpoczął nowy rok, pokonując w bielskim finale znajdującego się w niegorzej formie Mila. Poza głównym daniem z południa w styczniu byliśmy również świadkami między innymi wygranego przez Spartiaka finału II sezonu Poznań Freestyle League, a także zdominowaje przez Oseta Bitwy Chojnice, która to rozpoczęła imponującą passę bitewnych zwycięstw Łodzianina. Skupmy się jednak na tym, co najlepsze:) LUTY: Godny powrót Mistrzów Mikrofonu!Nadciągnął luty, a wraz z nimi na scenę po dłuższej przerwie powrócił kultowy cykl o nazwie Microphone Masters. Tym razem w rolę mistrzów mikrofonu wcielili się w Lublinie Filipek, Bober, Szyderca i Dolar, a imprezę kozacko poprowadził Flint. Co prawda XI odsłona eventu organizowanego przez WBW nie obeszła się aż tak szerokim echem w rapowym półświatku, jednak na poziom wydarzeń na scenie z pewnością nie mogliśmy narzekać. Imponował przede wszystkim będący w gazie po wygranej w Bielsku Bober, w zapodawaniu świetnych wejść wturowali mu Filipek i Dolar, a Szydercy udało się wręcz w znakomity sposób zrewanżować mistrzowi WBW za porażkę z zeszłorocznego finału warszawskiej bitwy. Lekkim niewypałem okazała się jedynie próba łączenia freestyle'owych wjazdów z beatboxowym podkładem od Muzamana, którego nowoczesne brzmienia w połączeniu z kiepskim odsłuchem na scenie okazywały się często dla zawodników zbyt dużym wyzwaniem...Poza tegorocznymi Mistrzami Mikrofonu wyłoniliśmy w lutym także i zwycięzcę Finału WLW Sezonu 2016. Podobnie jak w całej lidze, także i w tegorocznym finale najlepszy okazał się Toczek, który to w decydującym starciu zdołał uporać się z Murzynem.A tu łapcie rewanż Szydiego:) MARZEC: WBW wraca szybciej niż kiedykolwiek!Wiosenny start, nowe zasady i mnóstwo niewiadomych. Wielka Bitwa Warszawska rozpoczęła się w tym roku już pod koniec marca w Poznaniu, a jej inauguracja okazała się być jedną z lepszych imprez bitewnych całej wiosny. Do Klubu Trops przyjechało spore grono najmocniejszych MC's, a finalnie rywali w świetnym stylu po kątach porozstawiał Kaz. Jego walki z Milem i Toczkiem to pojedynki na absolutnie najwyższym poziomie, a parę pojedynczych wjazdów z tych bitew autorstwa reprezentanta Działdowa to pieprzony majstersztyk. Smaczku całej imprezie dodał z pewnością świetny występ 15-letniego Trampa, który zdobył serca publiki, pokonując w kozackim, punchline'owym stylu Murzyna oraz Q-keya. Tydzień po poznańskiej inauguracji odbyły się drugie el. WBW 2017 w Krakowie, które to jednak – pomimo silnego rozstawienia – stały na znacznie niższym poziomie, a triumfował na nich wyluzowany i zapijaczony Milu. Ciekawym wydarzeniem w marcu była również wygrana przez Oseta 5 ustawka Bydgoskiej Bitwy Freestyle, która zakończyła się finałowym pojedynkiem Łodzianina z powracającym na scenę po długiej przerwie weteranem, Mełcinem....tak, warto przetrawić fatalny dźwięk, by posłuchać treści bitwy;) KWIECIEŃ: Miesiąc Oseta, 7 minut Spartiaka!Po nieco spokojniejszym marcu w kwietniu uderzyła w nas cała fala kozackich battle'owych eventów. Dwie świetne imprezy z ramienia WBW, trzecia odsłona pokaźnie obsadzonej Bitwy o Trójmiasto czy też ciesząca się niewiele mniejszą popularnością Bitwa o Łuków. Ale zacznijmy od początku. A zaczęło się w Łukowie, gdzie po świetnym, punchline'owym finale Szyderca zdołał uporać się z Rybą i odnieść triumf na całej bitwie. Następnie znaleźliśmy się w Zielonej Górze podczas chyba najlepszych z dotychczasowych el. WBW 2017. Na zachodnim krańcu Polski triumfował weteran Peus, jednak głównym wydarzeniem imprezy okazała się ćwierćfinałowa walka Spartiaka z Toczkiem, w której to ten pierwszy pokazał trzy najlepsze freestyle'owe wejścia, jakie dane mi było usłyszeć w ostatnich miesiącach. Druga połowa kwietnia stała z kolei pod znakiem dominacji Oseta, który w jeden weekend najpierw triumfował na swym rodzinnym podwórku w Łodzi podczas kolejnych el. WBW 2017, a następnie okazał się bezkonkurencji na Bitwie o Trójmiasto III. Co ciekawe na obu imprezach zawodnik słynący z nietuzinkowej stylówki musiał mierzyć się w finałach z reprezentantami WLW, odpowiednio Murzynem oraz Rybą. Aż sam przez chwilę nie wiedziałem, co tu zostawić, ale wybór chyba musi być jeden:) Miazga! MAJ: El Classico dla Mila, przepowiedziana sensacja na WBW!W maju battle'owa scena poszła ewidentnie za ciosem. Zaczęło się w Olsztynie, gdzie Ryba po kozackich walkach z Toczkiem, Yoweem i Osetem wygrał swoje pierwsze w tym roku el. WBW. Juź dzień później uderzyliśmy do Szczenina, w którym to odbyła się świetnie obsadzona Bitwa o Hype. W finale imprezy dostaliśmy kolejne już freestyle'owe "El Classico", czyli starcie Mila z Boberem. Na południe górą okazał się być zawodnik z Bielska, jednak na zachodzie po kapitalnej walce zakończonej dogrywką udanie zrewanżował mu się pochodzący z Wrocławia aktualny lider ligowej tabeli WBW 2017. Z kolei na koniec miesiąca dane nam było wybrać się do Tych, gdzie zobaczyliśmy drugie z majowych elimek największej polskiej bitwy. Na Śląsk przyjechali między innymi Peus, Bober, Murzyn czy też Biały, jednak głównych faworytów imprezy w imponującym stylu pogodził nie kto inny jak Wudo. Punchline'owy MC z Radlina tydzień po triumfie na Bitwie o Bielsko wpadł do Tych, po świetnych walkach uporał się z Buczim, Lukim, Boberem oraz Peusem i zdołał zgarnąć aż 30 pkt. do ligowej tabeli eliminacji WBW 2017, które to z dużą dozą prawdopodobieństwa zapewnią mu udział w jesiennych półfinałach bitwy. Powinienem może zarzucić którymś z kozackich wjazdów Wudo, ale...El Classico to jednak El Classico ;) Inny poziom! CZERWIEC: Mistrz wraca na tron, Redbull do biznesu!Po paru niespodziewanych niepowodzeniach na el. WBW 2017 aktualny posiadacz pasa Bober udał się na początku czerwca na ostatnie z wiosennych elimek do Rzeszowa. W stolicy Podkarpacia obejrzeliśmy zdecydowanie najgorszą z dotychczasowych imprez z ramienia WBW 2017, a stabilna, pozbawiona zbytnich fajerwerków forma mistrza w pełni wystarczyła mu, by zakończyć event zwycięstwem. Z kolei już tydzień później Bober cieszył się z kolejnego, tym razem znacznie bardziej okazałego triumfu, który udało mu się wywieźć z Ciechanowa. Tam mistrz WBW 2016 triumfował na organizowanej przez Białego bitwie, zwyciężając po drodze m.in. Oseta oraz rewanżując się w finale Milowi za niedawną porażkę ze Szczecina. W czerwcu byliśmy również świadkami zupełnie nowej inicjatywy na scenie bitewnej, czyli Redbull Kontrowersy. Po czterech, zorganizowanych w całkiem ciekawej formule przystankach eliminacyjnych finałową bitwę imprezy sponsorowanej przez słynny napój energetyczny wygrał reprezentant Białegostoku, Radzias. Trzeba jednak przyznać, iż choć organizacyjnie Kontrowersy wypadły na pięć z plusem, to jednak poprzez brak uczestnictwa najlepszych MC's bitwa ta mogła nas nieco rozczarować... Cóż, oby był to jedynie przedsmak;) LIPIEC: Pitos, Pitos i jeszcze raz Pitos!W związku z rozpoczynającymi się wakacjami w lipcu mieliśmy jedynie jedno, za to wybitnie okazałe wydarzenie na scenie freestyle'owej. Na trzecią edycję słynnej Bitwy o Pitos Duże Pe zaprosił aż 12 rozstawionych zawodników, którzy to – spójrzmy prawdzie w oczy – są obecnie zdecydowanie najmocniejszymi przedstawicielami polskiej sceny bitewnej. Do rywalizacji z nimi stanęło czterech najlepszych MC's czerwcowych elimek, a rozegrana w stolicy bitwa ani przez moment nie ucierpiała na takim rozwiązaniu. Z Pitosu III z pewnością zapamiętamy pierwsze, kozackie wejście Babinciego, liczne mega wysokiej klasy wjazdy Bobera, a także kosmiczną formę ostatecznego zwycięzcy bitwy, Pueblosa. Walką wieczoru okazało się być z kolei półfinałowe, bratobójcze starcie zawodników z Bielska, o którym to parę dni po fakcie Duże Pe napisał na fb, iż wejdzie na stałe do kanonu polskiego free.No cóż, chyba ciężko się z nim nie zgodzić...;) Freestyle'u mieliśmy minionej wiosny aż potąd. Chyba jeszcze nigdy w pierwszej połowie roku nie odbyło się tyle znaczących i silnie obsadzonych imprez. Jednych wspomniany natłok bitew szybko przyprawiał o zalążki freestyle'owego pawia, a u innych spowodował jeszcze większy głód śledzenia wolnostylowej rywalizacji. Tak czy inaczej pozostawiliśmy za sobą w ostatnich miesiącach kawał battle'owej historii i bez dwóch zdań warto rzucić okiem wstecz, by przypomnieć sobie najciekawsze wydarzenia na bitewnym podwórku pierwszej połowy 2017 roku.

A polecimy klasycznie miesiąc po miesiącu, wydobywając z każdych 30 dni w roku najlepsze freestyle'owe wspomnienia!

  • STYCZEŃ: Południe z hukiem otwiera nowy rok!

Najważniejszym wydarzeniem otwierającym kolejne 12 miesięcy wolnostylowej rywalizacji była bez cienia wątpliwości mająca miejsce pod koniec stycznia w Bielsku Bitwa o Południe. Za organizację eventu wziął się finalista WBW 2014 oraz triumfator Bitwy o Pitos III, Pueblos, a jego innowacyjne podejście do tego przedsięwzięcia zapewniło widzom mnóstwo atrakcji. Cała bitwa odbyła się w formule "obrazkowej", gdzie zamiast na treści losowanych tematów zawodnicy musieli się skupiać w swej nawijce na zawartości wyświetlanych na projektorze zdjęć. Prócz tego MC's zmuszeni byli losować bity, nie wiedząc czy przyjdzie im rapować pod klasyczne podkłady czy też bardziej nowoczesne brzmienia. Wszystko to dopełniło bardzo silne grono rozstawionych zawodników tworzone kolejno przez Bobera, Mila, Peusa oraz Czeskiego. Bitwa okazała się absolutnym strzałem w dziesiątke, a jej triumfator Bober z hukiem rozpoczął nowy rok, pokonując w bielskim finale znajdującego się w niegorzej formie Mila. 

Poza głównym daniem z południa w styczniu byliśmy również świadkami między innymi wygranego przez Spartiaka finału II sezonu Poznań Freestyle League, a także zdominowaje przez Oseta Bitwy Chojnice, która to rozpoczęła imponującą passę bitewnych zwycięstw Łodzianina. 

Skupmy się jednak na tym, co najlepsze:)

 

  • LUTY: Godny powrót Mistrzów Mikrofonu!

Nadciągnął luty, a wraz z nimi na scenę po dłuższej przerwie powrócił kultowy cykl o nazwie Microphone Masters. Tym razem w rolę mistrzów mikrofonu wcielili się w Lublinie Filipek, Bober, Szyderca i Dolar, a imprezę kozacko poprowadził Flint. Co prawda XI odsłona eventu organizowanego przez WBW nie obeszła się aż tak szerokim echem w rapowym półświatku, jednak na poziom wydarzeń na scenie z pewnością nie mogliśmy narzekać. Imponował przede wszystkim będący w gazie po wygranej w Bielsku Bober, w zapodawaniu świetnych wejść wturowali mu Filipek i Dolar, a Szydercy udało się wręcz w znakomity sposób zrewanżować mistrzowi WBW za porażkę z zeszłorocznego finału warszawskiej bitwy. Lekkim niewypałem okazała się jedynie próba łączenia freestyle'owych wjazdów z beatboxowym podkładem od Muzamana, którego nowoczesne brzmienia w połączeniu z kiepskim odsłuchem na scenie okazywały się często dla zawodników zbyt dużym wyzwaniem...

Poza tegorocznymi Mistrzami Mikrofonu wyłoniliśmy w lutym także i zwycięzcę Finału WLW Sezonu 2016. Podobnie jak w całej lidze, także i w tegorocznym finale najlepszy okazał się Toczek, który to w decydującym starciu zdołał uporać się z Murzynem.

A tu łapcie rewanż Szydiego:)

 

  • MARZEC: WBW wraca szybciej niż kiedykolwiek!

Wiosenny start, nowe zasady i mnóstwo niewiadomych. Wielka Bitwa Warszawska rozpoczęła się w tym roku już pod koniec marca w Poznaniu, a jej inauguracja okazała się być jedną z lepszych imprez bitewnych całej wiosny. Do Klubu Trops przyjechało spore grono najmocniejszych MC's, a finalnie rywali w świetnym stylu po kątach porozstawiał Kaz. Jego walki z Milem i Toczkiem to pojedynki na absolutnie najwyższym poziomie, a parę pojedynczych wjazdów z tych bitew autorstwa reprezentanta Działdowa to pieprzony majstersztyk. Smaczku całej imprezie dodał z pewnością świetny występ 15-letniego Trampa, który zdobył serca publiki, pokonując w kozackim, punchline'owym stylu Murzyna oraz Q-keya. 

Tydzień po poznańskiej inauguracji odbyły się drugie el. WBW 2017 w Krakowie, które to jednak – pomimo silnego rozstawienia – stały na znacznie niższym poziomie, a triumfował na nich wyluzowany i zapijaczony Milu. Ciekawym wydarzeniem w marcu była również wygrana przez Oseta 5 ustawka Bydgoskiej Bitwy Freestyle, która zakończyła się finałowym pojedynkiem Łodzianina z powracającym na scenę po długiej przerwie weteranem, Mełcinem.

...tak, warto przetrawić fatalny dźwięk, by posłuchać treści bitwy;)

 

  • KWIECIEŃ: Miesiąc Oseta, 7 minut Spartiaka!

Po nieco spokojniejszym marcu w kwietniu uderzyła w nas cała fala kozackich battle'owych eventów. Dwie świetne imprezy z ramienia WBW, trzecia odsłona pokaźnie obsadzonej Bitwy o Trójmiasto czy też ciesząca się niewiele mniejszą popularnością Bitwa o Łuków. Ale zacznijmy od początku. A zaczęło się w Łukowie, gdzie po świetnym, punchline'owym finale Szyderca zdołał uporać się z Rybą i odnieść triumf na całej bitwie. Następnie znaleźliśmy się w Zielonej Górze podczas chyba najlepszych z dotychczasowych el. WBW 2017. Na zachodnim krańcu Polski triumfował weteran Peus, jednak głównym wydarzeniem imprezy okazała się ćwierćfinałowa walka Spartiaka z Toczkiem, w której to ten pierwszy pokazał trzy najlepsze freestyle'owe wejścia, jakie dane mi było usłyszeć w ostatnich miesiącach

Druga połowa kwietnia stała z kolei pod znakiem dominacji Oseta, który w jeden weekend najpierw triumfował na swym rodzinnym podwórku w Łodzi podczas kolejnych el. WBW 2017, a następnie okazał się bezkonkurencji na Bitwie o Trójmiasto III. Co ciekawe na obu imprezach zawodnik słynący z nietuzinkowej stylówki musiał mierzyć się w finałach z reprezentantami WLW, odpowiednio Murzynem oraz Rybą. 

Aż sam przez chwilę nie wiedziałem, co tu zostawić, ale wybór chyba musi być jeden:) Miazga!

 

  • MAJ: El Classico dla Mila, przepowiedziana sensacja na WBW!

W maju battle'owa scena poszła ewidentnie za ciosem. Zaczęło się w Olsztynie, gdzie Ryba po kozackich walkach z Toczkiem, Yoweem i Osetem wygrał swoje pierwsze w tym roku el. WBW. Juź dzień później uderzyliśmy do Szczenina, w którym to odbyła się świetnie obsadzona Bitwa o Hype. W finale imprezy dostaliśmy kolejne już freestyle'owe "El Classico", czyli starcie Mila z Boberem. Na południe górą okazał się być zawodnik z Bielska, jednak na zachodzie po kapitalnej walce zakończonej dogrywką udanie zrewanżował mu się pochodzący z Wrocławia aktualny lider ligowej tabeli WBW 2017. 

Z kolei na koniec miesiąca dane nam było wybrać się do Tych, gdzie zobaczyliśmy drugie z majowych elimek największej polskiej bitwy. Na Śląsk przyjechali między innymi Peus, Bober, Murzyn czy też Biały, jednak głównych faworytów imprezy w imponującym stylu pogodził nie kto inny jak Wudo. Punchline'owy MC z Radlina tydzień po triumfie na Bitwie o Bielsko wpadł do Tych, po świetnych walkach uporał się z Buczim, Lukim, Boberem oraz Peusem i zdołał zgarnąć aż 30 pkt. do ligowej tabeli eliminacji WBW 2017, które to z dużą dozą prawdopodobieństwa zapewnią mu udział w jesiennych półfinałach bitwy. 

Powinienem może zarzucić którymś z kozackich wjazdów Wudo, ale...El Classico to jednak El Classico ;) Inny poziom!

 

  • CZERWIEC: Mistrz wraca na tron, Redbull do biznesu!

Po paru niespodziewanych niepowodzeniach na el. WBW 2017 aktualny posiadacz pasa Bober udał się na początku czerwca na ostatnie z wiosennych elimek do Rzeszowa. W stolicy Podkarpacia obejrzeliśmy zdecydowanie najgorszą z dotychczasowych imprez z ramienia WBW 2017, a stabilna, pozbawiona zbytnich fajerwerków forma mistrza w pełni wystarczyła mu, by zakończyć event zwycięstwem. Z kolei już tydzień później Bober cieszył się z kolejnego, tym razem znacznie bardziej okazałego triumfu, który udało mu się wywieźć z Ciechanowa. Tam mistrz WBW 2016 triumfował na organizowanej przez Białego bitwie, zwyciężając po drodze m.in. Oseta oraz rewanżując się w finale Milowi za niedawną porażkę ze Szczecina. 

W czerwcu byliśmy również świadkami zupełnie nowej inicjatywy na scenie bitewnej, czyli Redbull Kontrowersy. Po czterech, zorganizowanych w całkiem ciekawej formule przystankach eliminacyjnych finałową bitwę imprezy sponsorowanej przez słynny napój energetyczny wygrał reprezentant Białegostoku, Radzias. Trzeba jednak przyznać, iż choć organizacyjnie Kontrowersy wypadły na pięć z plusem, to jednak poprzez brak uczestnictwa najlepszych MC's bitwa ta mogła nas nieco rozczarować... 

Cóż, oby był to jedynie przedsmak;)

 

  •  LIPIEC: Pitos, Pitos i jeszcze raz Pitos!

W związku z rozpoczynającymi się wakacjami w lipcu mieliśmy jedynie jedno, za to wybitnie okazałe wydarzenie na scenie freestyle'owej. Na trzecią edycję słynnej Bitwy o Pitos Duże Pe zaprosił aż 12 rozstawionych zawodników, którzy to – spójrzmy prawdzie w oczy – są obecnie zdecydowanie najmocniejszymi przedstawicielami polskiej sceny bitewnej. Do rywalizacji z nimi stanęło czterech najlepszych MC's czerwcowych elimek, a rozegrana w stolicy bitwa ani przez moment nie ucierpiała na takim rozwiązaniu. Z Pitosu III z pewnością zapamiętamy pierwsze, kozackie wejście Babinciego, liczne mega wysokiej klasy wjazdy Bobera, a także kosmiczną formę ostatecznego zwycięzcy bitwy, Pueblosa. Walką wieczoru okazało się być z kolei półfinałowe, bratobójcze starcie zawodników z Bielska, o którym to parę dni po fakcie Duże Pe napisał na fb, iż wejdzie na stałe do kanonu polskiego free.

No cóż, chyba ciężko się z nim nie zgodzić...;)

 

]]>
Nadchodzi Bitwa o Pitos III!https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-30,nadchodzi-bitwa-o-pitos-iiihttps://popkiller.kingapp.pl/2017-06-30,nadchodzi-bitwa-o-pitos-iiiJune 30, 2017, 1:18 pmTadeusz TurnauJuż w najbliższą sobotę w warszawskim teatrze Soho odbędzie się trzecia edycja Bitwy o Pitos. Na scenie "prawdopodobnie najlepszej bitwy freestyle'owej w Polsce" pojawi się cała battle'owa czołówka, a walczyć będzie o pulę nagród przekraczającą 15 tysiecy złotych.W tym roku organizujący imprezę Duże Pe postanowił rozstawić aż dwunastu zawodników. Oto oni:SzydercaDolarOset BoberKazMiluRyba PeusPueblosBabinciCzeskiPejterDodatkowo w imprezie weźmie udział czterech najlepszych zawodników eliminacji, którymi są: KCZ, Janusz Tramwaj 3000, Adi oraz Seb.Bilety na bitwę można kupić w cenie 40 zł: https://teatrochoty.interticket.pl/program/prazubr-prezentuje-bitwa-o-pitos-3-freestyle-battle-2952Można również wykupić internetowy stream w cenie 20 zł: https://tvnova.pl/?product=bitwa-o-pitos-2017-finalWszystko odbędzie się już 1 lipca, a nam pozostaje liczyć na to, że trzecia odsłona bitwy będzie równie spektakularna jak dwie poprzednie.O to zeszłoroczny finał Czeskiego z Filipkiem:Już w najbliższą sobotę w warszawskim teatrze Soho odbędzie się trzecia edycja Bitwy o Pitos. Na scenie "prawdopodobnie najlepszej bitwy freestyle'owej w Polsce" pojawi się cała battle'owa czołówka, a walczyć będzie o pulę nagród przekraczającą 15 tysiecy złotych.

W tym roku organizujący imprezę Duże Pe postanowił rozstawić aż dwunastu zawodników. Oto oni:

  • Szyderca
  • Dolar
  • Oset 
  • Bober
  • Kaz
  • Milu
  • Ryba 
  • Peus
  • Pueblos
  • Babinci
  • Czeski
  • Pejter

Dodatkowo w imprezie weźmie udział czterech najlepszych zawodników eliminacji, którymi są: KCZ, Janusz Tramwaj 3000, Adi oraz Seb.

Bilety na bitwę można kupić w cenie 40 zł: https://teatrochoty.interticket.pl/program/prazubr-prezentuje-bitwa-o-pitos-3-freestyle-battle-2952

Można również wykupić internetowy stream w cenie 20 zł: https://tvnova.pl/?product=bitwa-o-pitos-2017-final

Wszystko odbędzie się już 1 lipca, a nam pozostaje liczyć na to, że trzecia odsłona bitwy będzie równie spektakularna jak dwie poprzednie.

O to zeszłoroczny finał Czeskiego z Filipkiem:

]]>
"Za" i "przeciw" nowej formule WBW (ft. Kaz, Feranzo, Toczek, Szyderca, Milan i ZWR)https://popkiller.kingapp.pl/2017-03-13,za-i-przeciw-nowej-formule-wbw-kaz-feranzo-toczek-szyderca-milan-i-zwrhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-03-13,za-i-przeciw-nowej-formule-wbw-kaz-feranzo-toczek-szyderca-milan-i-zwrMarch 13, 2017, 2:37 pmTadeusz TurnauW poprzednim z moich artykułów rozpisałem Wam pokrótce nowe zasady, które rządzić będą 15 edycją Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Teraz przyszedł więc czas, by zastanowić się na ile są one „trafione”, co właściwie z nich wynika oraz jaki jest bilans "plusów" i "minusów" tegorocznej formuły bitwy.Rzecz jasna nie zamierzam wymądrzać się samemu, a by przedstawić Wam jak największą liczbę perspektyw poprosiłem o opinię na ten temat minionych finalistów WBW – Kaza, Feranza, Toczka oraz Szydercę, lecz także dopiero pukającego do bram freestyle’owego raju, Milana oraz wolnostylowego publicystę, ZWR-“a (Piotrka Zwierzyńskiego). A zrobimy to tak – zacznę od przytoczenia przedstawionych przez moich rozmówców "plusów" oraz "minusów" tegorocznej formuły bitwy, następnie okraszać będę je własnymi komentarzami, a na koniec postaram się wszystko to podsumować i wyjawić moją osobistą opinię na temat nowego rozwiązania organizatorów WBW.Klasycznie zaczniemy od jego słabszych punktów i wiążących się z nim wątpliwości oraz niebezpieczeństw.OBAWY:System ligowy nie promuje najlepszych…A najwytrwalszych. To główny zarzut wyciągany przez przepytywanych przeze mnie freestyle’owców odnośnie formuły, w jakiej odbędą się w tym roku imprezy eliminacyjne. „Wielu freestyle’owcom z aspiracjami na półfinał/finał może być naprawdę ciężko jeździć na tyle eliminacji, dlatego mam nadzieję, że awans wywalczą Ci rzeczywiście najlepsi, a nie jedynie najwytrwalsi. – wyraża swoje obawy na ten temat zeszłoroczny finalista oraz mistrz WBW 2013, Szyderca.A wtóruje mu inny uczestnik finału sprzed czterech lat, Feranzo: "System nie promuje najlepszych, tylko regularnych. Uważam, że wygranie eliminacji ZAWSZE powinno być nagradzane awansem do finału. Teraz wygrany w elimkach pewności awansu nie ma, co może demotywować do startu np. lokalnych zawodników, którym nie chce sie tułać po całej Polsce.”Trzeba ponadto zauważyć, iż w tym wypadku „nie chce się” jest określeniem bardzo łagodnym. Bowiem, nawet jeśli zawodnicy będą mieli chęci, by podróżować chociażby po większości eliminacji, nie zawsze jest to możliwe. Wiadomo – wyjazdy kosztują, zabierają czas – nie tylko wolny, lecz czasami także „zawodowy” i choć z pewnością dają dużo radości a niekiedy także innych profitów, to są też w dużej mierze wyrzeczeniem.Oczywiście nie wiemy, jak w rzeczywistości to wszystko się poukłada, jaki będzie próg punktowy potrzebny do awansu do imprez półfinałowych, a co za tym idzie, na ilu eventach będą musieli pojawić się najlepsi gracze, by uzyskać kwalifikację do TOP 16. Może się paradoksalnie okazać, iż system ligowy nie tylko da szansę "pokazania się" najbardziej "ambitnym" ze startujących, ale też pozwoli bez problemu załapać się do dalszego etapu topowym zawodnikom. A może też wyjść z tego totalna klapa, na której stracą nie tylko freestyle’owcy, ale i my fani ze względu na brak czołowych ksywek w późniejszej fazie rywalizacji, a co za tym idzie na samym finale. Póki co więc wiemy, że nic nie wiemy, lecz to nie to powinno nas najbardziej martwić. Organizatorzy WBW przekonują co prawda, iż ich pomysł jest mocno przemyślany, lecz mało prawdopodobny wydaje się, by oni sami mieli w głowach obraz tego, jak to wszystko się potoczy. Bez dwóch zdań system ligowy to bardzo duże ryzyko.Na nowej formule stracą inne, mniejsze imprezy…Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie przez to, iż WBW zaplanowało na ten rok aż 15 eventów, które odbędą się już nie tylko jesienią, ale i przed wakacjami. Nasuwa się więc wątpliwość, czy wobec konieczności udziału choć w części z nich, polscy freestyle’owcy będą mieli jeszcze w ogóle czas i chęci, by próbować swoich sił na innych imprezach. W odpowiedzi na moje pytanie o nową formułę WBW, rozwinął ten temat reprezentujący Rap Genius Polska Piotrek Zwierzyński, zastanawiając się dla kogo nowy system okaże się najbardziej niekorzystny."Kto na tym straci? Zawodnicy którzy ze względów finansowych/czasowych nie będą mogli wybrać się na tak dużą ilość imprez. Jednak wierzę, że i Ci znajdą wobec tego rozsądne rozwiązanie. Co innego organizatorzy mniejszych bitew, którzy z racji intensywności imprez spod szyldu WBW, będą musieli liczyć się z tym, że większość zrezygnuje z udziału w ich eventach na rzecz imprezy o większej renomie."Powyższe obawy zdaje się podzielać również Szyderca, twierdząc, iż:"Tak duża liczba imprez eliminacyjnych rozciągnięta w czasie na przestrzeni całego roku będzie kolidować z masą innych bitew (z Pitosem i Trójmiastem na czele)."Ale czy obaj panowie rzeczywiście mają rację? Otóż, jak sprytnie policzyli organizatorzy WBW ich imprezy zajmą ledwie 15 spośród niemalże 60 weekendów w roku, a przecież ani nie będą rozciągały się na piątkowy i sobotni wieczór, ani też nie będą odbywać się w każdej części Polski jednocześnie. Czasu i miejsca na organizacje innych eventów pozostaje więc teoretycznie co nie miara. Należy jednak pamiętać, iż nie tylko WBW nie jest specjalnie chętne do zapraszania na swoje imprezy w lecie, a przecież Ci rzeczywiście najlepsi freestyle'owcy ani nie będą mogli się rozdwajać jesienią i wiosną, ani też raczej nie będą zbyt chętni, by odwiedzać dwie różne imprezy w ten sam weekend. Pojawia się więc mały problem. ALE...Według mnie nie powinniśmy, a wręcz nie mamy prawa czynić z tego faktu zarzutu. Dlaczego? Otóż WBW to symbol polskiego freestyle’u, impreza, dzięki której jego fenomen dotarł do tak szerokiej grupy odbiorców i która przez lata miała na niego swego rodzaju „monopol” (być może bardziej pasowałoby tu wyrażenie quasi monopol). Nie ma się więc co dziwić jej organizatorowi, iż w tym roku, z okazji jubileuszowej 15 edycji zapragnął on zorganizować większą liczbę imprez, nam, fanom zapewnić jeszcze okazalszą dawkę freestyle’owej rozrywki, a samemu również zgarnąć z tego wszystkiego więcej profitów. Niestety, business to business, a jeśli organizatorzy wspomnianych przez Szydiego Bitew o Trójmiasto i Pitos zapragnęliby konkurować z WBW zamiast potulnie znaleźć w kalendarzu wolne terminy, zostaje im stworzyć bardziej atrakcyjny „produkt” od tego oferowanego nam przez organizatorów warszawskiego eventu. Tyle. W ogóle akurat w tym temacie jestem zdania, iż przy odrobinie dobrych chęci każdy znajdzie czas i miejsce na to, by odbyć swoją imprezę, a uznanych freestyle’owców jest w tej chwili na tyle dużo, by każda z nich mogła zostać sowicie obsadzona. Niestety jednak, to przypuszczenie wcale nie kończy naszych obaw, a właściwie to je potegują, stawiając nas na przeciw najpoważniejszej z nich…W wyniku tak dużej liczby imprez dojdzie do przesytu wolnym stylem.Niektórzy są zdania, iż nawet jednorazowe pójście na bitwę freestyle’ową może spowodować trwałe uszczerbki na naszym zdrowiu psychicznym. Można się z nimi zgadzać bądź też nie, jednak bez wątpienia sytuacja, w której to niemal dzień w dzień do internetu będą wlatywały nowe filmiki z topowej bitwy w Polsce, może sprawić, iż z biegiem czasu freestyle nam, fanom nawet jeśli przy dobrych wiatrach nie zaszkodzi, to wielce prawdopodobne, iż zwyczajnie się znudzi. Kiedyś na WBW czekało się niemalże cały rok, rozgrywane wiosną mniejsze imprezy robiły jedynie za jego przedsmak, a jakie były z tego wszystkiego korzyści zauważa mistrz WBW 2013, Szyderca."Dotychczas głód freestyle’u wśród fanów był dozowany tak, że w pierwszej części roku, poza lokalnymi bitwami, mieliśmy stosunkowo niewiele eventów obsadzonych głównie topowymi freestyle’owcami przez co na jesienny „sezon WBW” każdy czekał z wypiekami na twarzy". – wspomina zwycięzca zeszłorocznych eliminacji w Częstochowie.No a jak będzie w tym roku? O to zaczyna się powoli martwić wicemistrz WBW 2016, Kaz."Obawiam się, że freestyle się przeje. Wyliczyłem ile średnio filmików trafi do Internetu ze wszystkich eliminacji i boję się, że hype, który jest w tej chwili na improwizację wolnostylową, zwyczajnie opadnie". – przekonuje zawodnik reprezentujący północne strony naszego krajuRzecz jasna nie sposób nie przyznać obu panom racji, lecz z drugiej strony możemy też chyba wyobrazić sobie sytuację, w której to wszystko potoczy się nieco inaczej. Możliwe bowiem, iż wiosenne elimki jedynie napędzą całą „freestyle’ową” machinę, a letnia przerwa sprawi, iż na jesienne rozstrzygnięcia, a w tym na wielki finał w Proximie także w tym roku będziemy czekać z wypiekami na twarzy. Jednak nawet jeśli tak się stanie, to bez wątpienia freestyle’u będzie mieli w przeciągu paru najbliższych miesięcy potąd, a pozostaje też pytanie, czy rzeczywiście będzie to freestyle najwyższych lotów...Ogólnie moje zdanie na ten temat jest takie, ze eliminacji jest za dużo, przez co na pewno poziom walk na niektórych imprezach eliminacyjnych będzie słaby. – stwierdza dosadnie uczestnik wielu imprez kwalifikacyjnych WBW, Milan.Jego obaw również nie mamy prawa bagatelizować, szczególnie pamiętając, iż nawet w zeszłym roku, gdy zamiast 12 odbyło się jedynie 7 imprez eliminacyjnych, bardzo miernych starć oglądaliśmy na nich naprawdę od groma. Nie możemy mieć więc wątpliwości, iż w tym roku pod tym względem będzie jeszcze „weselej”, a pozostaje tylko pytanie, kto ile wytrzyma…W pigułce...Wydaje mi się, iż całość naszych obaw dotyczących nowego systemu najpiękniej, jak to tylko możliwe podsumował Feranzo. A rzekł on tak: "Reasumując, jak ktoś jeszcze nie rzyga fristajlem to będzie zadowolony." Ja dodałbym do tego, iż możliwość puszczenia naszego premierowego wolnostylowego pawia w tym roku staje się więcej niż prawdopodobna i to właśnie ten fakt stanowi największe ryzyko, jakim obarczona jest formuła WBW 2017.Ale przecież nie wiąże się ona jedynie z wątpliwościami i szeregiem niebezpieczeństw. Teraz czas na to, co już na pierwszy rzut oka zdaje nam się bardzo fajne i obiecujące.PLUSY:Solidne nagrody…Wspomniałem na początku poprzedniego tekstu, iż w gruncie rzeczy pierwotnym źródłem wszelkich zmian wprowadzanych przez WBW był spór pomiędzy jego organizatorami oraz startującymi zawodnikami dotyczący wynagrodzeń finansowych. Gdy w zeszłym roku po raz pierwszy od wielu edycji na finale w Proximie pojawiła się nagroda pieniężna, było już jasne, że w najbliższych latach nie będzie miało prawa się to zmienić. Jednak przy okazji wprowadzania innych, znacznie śmielszych rewolucji, WBW musiało jeszcze czulej zadbać o „dopieszczanie” portfeli najlepszych freestyle’owców, by móc mieć pewność, że ci będą chcieli je zaakceptować i dołożyć do tego wszystkiego własną cegiełkę.„Nagrody standardowo nie powalają na łopatki, natomiast fajnie, że jest to więcej niż t-shirt." – twierdzi zapytany przeze mnie o oferowane gratyfikacje Toczek.I ma on pełną rację. Nagrody na bitwach freestyle’owych na łopatki nie powalały nigdy i mało prawdopodobne też, by kiedykolwiek do tego doszło, natomiast bardzo fajne jest to, iż z roku na rok ich uczestników zaczyna doceniać się coraz bardziej. Na WBW 2017 cała pula nagród wynosi ponad 20 000 zł i choć nalezy też nadmienić, że za w zwycięstwo w elimkach można zgarnąć nie więcej niż 400 PLN, to tak czy inaczej serio wydaje mi się, iż tegoroczna propozycja organizatorów bitwy jest więcej niż „uczciwa”.Co prawda i tu pojawiają się pewne wątpliwości…„Na plus można zapisać bardzo kozacką pule nagród, chociaż jak dla mnie większa część powinna być przeznaczona na finał a nie na eliminacje." – twierdzi bardzo sceptycznie nastawiony do nowej formuły Feranzo.Ja natomiast pozwolę sobie się z nim nie zgodzić. Już same 400 zł za wygranie elimek nie brzmi specjalnie dumnie, a jeśli nagroda ta miałaby być jeszcze niższa, mogłoby to znacznie zniechęcić najlepszych zawodników do wzięcia udziału w przynajmniej paru z imprez. Natomiast pula finału wydaje się być stusunkowo obfita, choć rzecz jasna nie dla wszystkich…Fajnie, że do wygrania w eliminacjach są pieniądze, ale pula nagród finału jest bardzo mała. Zwyciezca WBW może zgarnąć najwięcej 1000 zł, w tamtym roku było to około 4-5 tysięcy. – zauważa również dość negatywnie nastawiony do całej idei Milan.Tyle, że jemu również absolutnie nie mogę przyznać racji. Owszem, w zeszłym roku nagrodą dla zwycięzcy WBW było dokładnie 4000 PLN, jednak była to jedyna gratyfikacja pieniężna przeznaczona na ówczesny finał, a zawodnicy – z tego co wiem – i tak ją między siebie rozdzielili. Tak więc nie tylko główna nagroda, ale i cała pula nagród zeszłorocznego finału wynosiła 4000 zł. W tym roku wynosi ona natomiast 4250 zł i jedyna różnica polega na tym, że została ona z góry rozdzielona pomiędzy wszystkich finalistów. (250 zł startowego + 150 zł za każdą wygraną bitwę). As simple as that.Powrót do organizacji imprez półfinałowychJedynie raz w historii WBW doszły do skutku dwa eventy półfinałowe, a miało to miejsce w roku 2007. Wówczas pierwsza z nich odbyła się w w legendarnym warszawskim New Deepie i była ponoć najgrubszą imprezą w całych dziejach Wielkiej Bitwy Warszawskiej. W tym roku, po latach posuchy powrót do tego pomysłu wreszcie zdaje się byc więcej niż sensowny, a czemu tak się dzieje, wytłumaczy Wam już po raz wtóry niezawodny Szyderca.Podoba mi się pomysł powrotu po 10 latach do zorganizowania dodatkowo dwóch imprez półfinałowych WBW. Na obecnej scenie freestyle’owej czołówka oraz jej zaplecze są na tyle szerokie i wyrównane, że spokojnie da się wykrystalizować szesnastkę, która będzie w stanie zagwarantować dwa półfinały na bardzo dobrym poziomie. Dlatego jestem przekonany, że ten pomysł okaże się strzałem w dziesiątkęA ja mogę z pełnym przekonaniem podpisać się tu pod każdym słowem. Już przed rokiem pojawiały się silne i całkiem uzasadnione głosy, iż spokojnie można było zaprosić do finału 16 najlepszych MC’s eliminacji, a przynajmniej zorganizować dla tych „przegranych” coś w rodzaju finału B. A przecież hype na freestyle wciąż rośnie, solidnych zawodników przybywa w zawrotnym tempie i jestem więcej niż przekonany, że jeśli rzeczywiście to ci najlepsi z nich obsadzą dwie imprezy półfinałowe (w każdej z nich weźmie udział po ośmiu MC’s) owe eventy okażą się jednymi z najgrubszych bitew w całym 2017 roku.Ale pozostają w tym miejscu też pewne znaki zapytania, o których wspomniałem w poprzednim tekście. Nie wiemy bowiem, w jaki sposób 16 najlepszych zawodników eliminacji zostanie podzielonych na dwie ósemki i jeśli zastanowimy się nad tym problemem chwilę dłużej, nie trudno dojść do wniosku, iż o słuszne rozwiązanie jest w tym wypadku bardzo ciężko No cóż, pozostaje nam liczyć na to, iż organizatorzy WBW okażą się od nas nie tylko w tej kwestii, ale też i w wielu innych znacznie mądrzejsi…Podsumowując…Muszę wpierw zaznaczyć, iż niełatwo mi jest w tym temacie pozostawać obiektywnym, gdyż samemu stale współpracuje z WBW i można powiedzieć, iż jestem w pewien sposób "ich człowiekiem". Nie zmienia to natomiast faktu, iż zdaje sobie sprawę, jak wielkim ryzykiem obarczona jest zmiana formuły tegorocznej edycji bitwy. Boję się szczególnie o poziom walk na imprezach eliminacyjnych, a także o to, że nie dość, iż nie będą one starciami najwyższych lotów, to jeszcze najzwyczajniej w świecie okaże się, że jest ich zdecydowanie zbyt dużo. Z drugiej strony natomiast optymizmem napawa mnie podejście najlepszych aktywnych freestyle'owców do omawianego tematu. Jasne, zauważają oni liczne niewiadome oraz mają spore wątpiliwości co do słuszności nowego systemu, lecz wciąż przekonują, iż są są mocno zajarani i zamierzają pokazać na co ich stać w każdej możliwej formule bitwy. A przecież to od nich zależy... absolutnie wszystko. Jeśli pomysł organizatorów trafi w gusta zawodników, to bardzo prawdopodobne, iż finalnie znajdzie swoje uznanie także i u fanów, dla których sami startujący zdają się być wyjątkowo opiniotwórczy.A na koniec jeszcze jedna, bardzo istotna rzecz. Uważam, iż bez względu na to, jak dużym ryzykiem obarczony jest pomysł organizatorów WBW, jak bardzo sceptycznie jesteśmy do niego nastawieni, to zasłużyli sobie oni na to, byśmy dali im nasz kredyt zaufania. Dlaczego? Chociażby w podzięce za to, ile zajebistych bitew mogliśmy oglądać dzięki ich inicjatywie, ilu zajebistych raperów mogło się wypromować przez udział w warszawskiej bitwie i ilu będzie miało jeszcze na to szanse. A drożejące bilety? Ich ceny rosną wraz z pulą nagród, a to, czy okażą się adekwatne do jakości dostarczanej nam usługi, będziemy mogli rozstrzygnąć dopiero po pierwszych paru imprezach eliminacyjnych. Ja apeluje na razie jedynie o to, by z dosadnymi ocenami wstrzymać się do czasu rozpoczęcia bitew, a organizatorów imprezy zacząć "rozliczać" już po ich zakończeniu. Bo wiecie, może nam się jeszcze zrobić głupio i łyso... ;)W poprzednim z moich artykułów rozpisałem Wam pokrótce nowe zasady, które rządzić będą 15 edycją Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Teraz przyszedł więc czas, by zastanowić się na ile są one „trafione”, co właściwie z nich wynika oraz jaki jest bilans "plusów" i "minusów" tegorocznej formuły bitwy.

Rzecz jasna nie zamierzam wymądrzać się samemu, a by przedstawić Wam jak największą liczbę perspektyw poprosiłem o opinię na ten temat minionych finalistów WBW – Kaza, Feranza, Toczka oraz Szydercę, lecz także dopiero pukającego do bram freestyle’owego raju, Milana oraz wolnostylowego publicystę, ZWR-“a (Piotrka Zwierzyńskiego). A zrobimy to tak – zacznę od przytoczenia przedstawionych przez moich rozmówców "plusów" oraz "minusów" tegorocznej formuły bitwy, następnie okraszać będę je własnymi komentarzami, a na koniec postaram się wszystko to podsumować i wyjawić moją osobistą opinię na temat nowego rozwiązania organizatorów WBW.

Klasycznie zaczniemy od jego słabszych punktów i wiążących się z nim wątpliwości oraz niebezpieczeństw.

OBAWY:

  • System ligowy nie promuje najlepszych…

A najwytrwalszych. To główny zarzut wyciągany przez przepytywanych przeze mnie freestyle’owców odnośnie formuły, w jakiej odbędą się w tym roku imprezy eliminacyjne.

 „Wielu freestyle’owcom z aspiracjami na półfinał/finał może być naprawdę ciężko jeździć na tyle eliminacji, dlatego mam nadzieję, że awans wywalczą Ci rzeczywiście najlepsi, a nie jedynie najwytrwalsi. – wyraża swoje obawy na ten temat zeszłoroczny finalista oraz mistrz WBW 2013, Szyderca.

A wtóruje mu inny uczestnik finału sprzed czterech lat, Feranzo

"System nie promuje najlepszych, tylko regularnych. Uważam, że wygranie eliminacji ZAWSZE powinno być nagradzane awansem do finału. Teraz wygrany w elimkach pewności awansu nie ma, co może demotywować do startu np. lokalnych zawodników, którym nie chce sie tułać po całej Polsce.”

Trzeba ponadto zauważyć, iż w tym wypadku „nie chce się” jest określeniem bardzo łagodnym. Bowiem, nawet jeśli zawodnicy będą mieli chęci, by podróżować chociażby po większości eliminacji, nie zawsze jest to możliwe. Wiadomo – wyjazdy kosztują, zabierają czas – nie tylko wolny, lecz czasami także „zawodowy” i choć z pewnością dają dużo radości a niekiedy także innych profitów, to są też w dużej mierze wyrzeczeniem.

Oczywiście nie wiemy, jak w rzeczywistości to wszystko się poukłada, jaki będzie próg punktowy potrzebny do awansu do imprez półfinałowych, a co za tym idzie, na ilu eventach będą musieli pojawić się najlepsi gracze, by uzyskać kwalifikację do TOP 16. Może się paradoksalnie okazać, iż system ligowy nie tylko da szansę "pokazania się" najbardziej "ambitnym" ze startujących, ale też pozwoli bez problemu załapać się do dalszego etapu topowym zawodnikom. A może też wyjść z tego totalna klapa, na której stracą nie tylko freestyle’owcy, ale i my fani ze względu na brak czołowych ksywek w późniejszej fazie rywalizacji, a co za tym idzie na samym finale. Póki co więc wiemy, że nic nie wiemy, lecz to nie to powinno nas najbardziej martwić. Organizatorzy WBW przekonują co prawda, iż ich pomysł jest mocno przemyślany, lecz mało prawdopodobny wydaje się, by oni sami mieli w głowach obraz tego, jak to wszystko się potoczy. Bez dwóch zdań system ligowy to bardzo duże ryzyko.

  • Na nowej formule stracą inne, mniejsze imprezy…

Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie przez to, iż WBW zaplanowało na ten rok aż 15 eventów, które odbędą się już nie tylko jesienią, ale i przed wakacjami. Nasuwa się więc wątpliwość, czy wobec konieczności udziału choć w części z nich, polscy freestyle’owcy będą mieli jeszcze w ogóle czas i chęci, by próbować swoich sił na innych imprezach. W odpowiedzi na moje pytanie o nową formułę WBW, rozwinął ten temat reprezentujący Rap Genius Polska Piotrek Zwierzyński, zastanawiając się dla kogo nowy system okaże się najbardziej niekorzystny.

"Kto na tym straci? Zawodnicy którzy ze względów finansowych/czasowych nie będą mogli wybrać  się na tak dużą ilość imprez. Jednak wierzę, że i Ci znajdą wobec tego rozsądne rozwiązanie. Co innego organizatorzy mniejszych bitew, którzy z racji intensywności imprez spod szyldu WBW, będą musieli liczyć się z tym, że większość zrezygnuje z udziału w ich eventach na rzecz imprezy o większej renomie."

Powyższe obawy zdaje się podzielać również Szyderca, twierdząc, iż:

"Tak duża liczba imprez eliminacyjnych rozciągnięta w czasie na przestrzeni całego roku będzie kolidować z  masą innych bitew (z Pitosem i Trójmiastem na czele)."

Ale czy obaj panowie rzeczywiście mają rację? Otóż, jak sprytnie policzyli organizatorzy WBW ich imprezy zajmą ledwie 15 spośród niemalże 60 weekendów w roku, a przecież ani nie będą rozciągały się na piątkowy i sobotni wieczór, ani też nie będą odbywać się w każdej części Polski jednocześnie. Czasu i miejsca na organizacje innych eventów pozostaje więc teoretycznie co nie miara. Należy jednak pamiętać, iż nie tylko WBW nie jest specjalnie chętne do zapraszania na swoje imprezy w lecie, a przecież Ci rzeczywiście najlepsi freestyle'owcy ani nie będą mogli się rozdwajać jesienią i wiosną, ani też raczej nie będą zbyt chętni, by odwiedzać dwie różne imprezy w ten sam weekend. Pojawia się więc mały problem. ALE...

Według mnie nie powinniśmy, a wręcz nie mamy prawa czynić z tego faktu zarzutu. Dlaczego? Otóż WBW  to symbol polskiego freestyle’u, impreza, dzięki której jego fenomen dotarł do tak szerokiej grupy odbiorców i która przez lata miała na niego swego rodzaju „monopol” (być może bardziej pasowałoby tu wyrażenie quasi monopol). Nie ma się więc co dziwić jej organizatorowi, iż w tym roku, z okazji jubileuszowej 15 edycji zapragnął on zorganizować większą liczbę imprez, nam, fanom zapewnić jeszcze okazalszą dawkę freestyle’owej rozrywki, a samemu również zgarnąć z tego wszystkiego więcej profitów. Niestety, business to business, a jeśli organizatorzy wspomnianych przez Szydiego Bitew o Trójmiasto i Pitos zapragnęliby konkurować z WBW zamiast potulnie znaleźć w kalendarzu wolne terminy, zostaje im stworzyć bardziej atrakcyjny „produkt” od tego oferowanego nam przez organizatorów warszawskiego eventu. Tyle. W ogóle akurat w tym temacie jestem zdania, iż przy odrobinie dobrych chęci każdy znajdzie czas i miejsce na to, by odbyć swoją imprezę, a uznanych freestyle’owców jest w tej chwili na tyle dużo, by każda z nich mogła zostać sowicie obsadzona. Niestety jednak, to przypuszczenie wcale nie kończy naszych obaw, a właściwie to je potegują, stawiając nas na przeciw najpoważniejszej z nich…

  • W wyniku tak dużej liczby imprez dojdzie do przesytu wolnym stylem.

Niektórzy są zdania, iż nawet jednorazowe pójście na bitwę freestyle’ową może spowodować trwałe uszczerbki na naszym zdrowiu psychicznym. Można się z nimi zgadzać bądź też nie, jednak bez wątpienia sytuacja, w której to niemal dzień w dzień do internetu będą wlatywały nowe filmiki z topowej bitwy w Polsce, może sprawić, iż z biegiem czasu freestyle nam, fanom nawet jeśli przy dobrych wiatrach nie zaszkodzi, to wielce prawdopodobne, iż zwyczajnie się znudzi. Kiedyś na WBW czekało się niemalże cały rok, rozgrywane wiosną mniejsze imprezy robiły jedynie za jego przedsmak, a jakie były z tego wszystkiego korzyści zauważa mistrz WBW 2013, Szyderca.

"Dotychczas głód freestyle’u wśród fanów był dozowany tak, że w pierwszej części roku, poza lokalnymi bitwami, mieliśmy stosunkowo niewiele eventów obsadzonych głównie topowymi freestyle’owcami przez co na jesienny „sezon WBW” każdy czekał z wypiekami na twarzy". – wspomina zwycięzca zeszłorocznych eliminacji w Częstochowie.

No a jak będzie w tym roku? O to zaczyna się powoli martwić wicemistrz WBW 2016, Kaz.

"Obawiam się, że freestyle się przeje. Wyliczyłem ile średnio filmików trafi do Internetu ze wszystkich eliminacji i boję się, że hype, który jest w tej chwili na improwizację wolnostylową, zwyczajnie opadnie". – przekonuje zawodnik reprezentujący północne strony naszego kraju

Rzecz jasna nie sposób nie przyznać obu panom racji, lecz z drugiej strony możemy też chyba wyobrazić sobie sytuację, w której to wszystko potoczy się nieco inaczej. Możliwe bowiem, iż wiosenne elimki jedynie napędzą całą „freestyle’ową” machinę, a letnia przerwa sprawi, iż na jesienne rozstrzygnięcia, a w tym na wielki finał w Proximie także w tym roku będziemy czekać z wypiekami na twarzy. Jednak nawet jeśli tak się stanie, to bez wątpienia freestyle’u będzie mieli w przeciągu paru najbliższych miesięcy potąd, a pozostaje też pytanie, czy rzeczywiście będzie to freestyle najwyższych lotów...

Ogólnie moje zdanie na ten temat jest takie, ze eliminacji jest za dużo, przez co na pewno poziom walk na niektórych imprezach eliminacyjnych będzie słaby. – stwierdza dosadnie uczestnik wielu imprez kwalifikacyjnych WBW, Milan.

Jego obaw również nie mamy prawa bagatelizować, szczególnie  pamiętając, iż nawet w zeszłym roku, gdy zamiast 12 odbyło się jedynie 7 imprez eliminacyjnych, bardzo miernych starć oglądaliśmy na nich naprawdę od groma. Nie możemy mieć więc wątpliwości, iż w tym roku pod tym względem będzie jeszcze „weselej”, a pozostaje tylko pytanie, kto ile wytrzyma…

W pigułce...

Wydaje mi się, iż całość naszych obaw dotyczących nowego systemu najpiękniej, jak to tylko możliwe podsumował Feranzo. A rzekł on tak: "Reasumując, jak ktoś jeszcze nie rzyga fristajlem to będzie zadowolony." Ja dodałbym do tego, iż możliwość puszczenia naszego premierowego wolnostylowego pawia w tym roku staje się więcej niż prawdopodobna i to właśnie ten fakt stanowi największe ryzyko, jakim obarczona jest formuła WBW 2017.

Ale przecież nie wiąże się ona jedynie z wątpliwościami i szeregiem niebezpieczeństw. Teraz czas na to, co już na pierwszy rzut oka zdaje nam się bardzo fajne i obiecujące.

PLUSY:

  • Solidne nagrody…

Wspomniałem na początku poprzedniego tekstu, iż w gruncie rzeczy pierwotnym źródłem wszelkich zmian wprowadzanych przez WBW był spór pomiędzy jego organizatorami oraz startującymi zawodnikami dotyczący wynagrodzeń finansowych. Gdy w zeszłym roku po raz pierwszy od wielu edycji na finale w Proximie pojawiła się nagroda pieniężna, było już jasne, że w najbliższych latach nie będzie miało prawa się to zmienić. Jednak przy okazji wprowadzania innych, znacznie śmielszych rewolucji, WBW musiało jeszcze czulej zadbać o „dopieszczanie” portfeli najlepszych freestyle’owców, by móc mieć pewność, że ci będą chcieli je zaakceptować i dołożyć do tego wszystkiego własną cegiełkę.

Nagrody standardowo nie powalają na łopatki, natomiast fajnie, że jest to więcej niż t-shirt." – twierdzi zapytany przeze mnie o oferowane gratyfikacje Toczek.

I ma on pełną rację. Nagrody na bitwach freestyle’owych na łopatki nie powalały nigdy i mało prawdopodobne też, by kiedykolwiek do tego doszło, natomiast bardzo fajne jest to, iż z roku na rok ich uczestników zaczyna doceniać się coraz bardziej. Na WBW 2017 cała pula nagród wynosi ponad 20 000 zł i choć nalezy też nadmienić, że za w zwycięstwo w elimkach można zgarnąć nie więcej niż 400 PLN, to tak czy inaczej serio wydaje mi się, iż tegoroczna propozycja organizatorów bitwy jest więcej niż „uczciwa”.

Co prawda i tu pojawiają się pewne wątpliwości…

„Na plus można zapisać bardzo kozacką pule nagród, chociaż jak dla mnie większa część powinna być przeznaczona na finał a nie na eliminacje." – twierdzi bardzo sceptycznie nastawiony do nowej formuły Feranzo.

Ja natomiast pozwolę sobie się z nim nie zgodzić. Już same 400 zł za wygranie elimek nie brzmi specjalnie dumnie, a jeśli nagroda ta miałaby być jeszcze niższa, mogłoby to znacznie zniechęcić najlepszych zawodników do wzięcia udziału w przynajmniej paru z imprez. Natomiast pula finału wydaje się być stusunkowo obfita, choć rzecz jasna nie dla wszystkich…

Fajnie, że do wygrania w eliminacjach są pieniądze, ale pula nagród finału jest bardzo mała. Zwyciezca WBW może zgarnąć najwięcej 1000 zł, w tamtym roku było to około 4-5 tysięcy. – zauważa również dość negatywnie nastawiony do całej idei Milan.

Tyle, że jemu również absolutnie nie mogę przyznać racji. Owszem, w zeszłym roku nagrodą dla zwycięzcy WBW było dokładnie 4000 PLN, jednak była to jedyna gratyfikacja pieniężna przeznaczona na ówczesny finał, a zawodnicy – z tego co wiem – i tak ją między siebie rozdzielili. Tak więc nie tylko główna nagroda, ale i cała pula nagród zeszłorocznego finału wynosiła 4000 zł. W tym roku wynosi ona natomiast 4250 zł i jedyna różnica polega na tym, że została ona z góry rozdzielona pomiędzy wszystkich finalistów. (250 zł startowego + 150 zł za każdą wygraną bitwę). As simple as that.

  • Powrót do organizacji imprez półfinałowych

Jedynie raz w historii WBW doszły do skutku dwa eventy półfinałowe, a miało to miejsce w roku 2007. Wówczas pierwsza z nich odbyła się w w legendarnym warszawskim New Deepie i była ponoć najgrubszą imprezą w całych dziejach Wielkiej Bitwy Warszawskiej. W tym roku, po latach posuchy powrót do tego pomysłu wreszcie zdaje się byc więcej niż sensowny, a czemu tak się dzieje, wytłumaczy Wam już po raz wtóry niezawodny Szyderca.

Podoba mi się pomysł powrotu po 10 latach do zorganizowania dodatkowo dwóch imprez półfinałowych WBW. Na obecnej scenie freestyle’owej czołówka oraz jej zaplecze są na tyle szerokie i wyrównane, że spokojnie da się wykrystalizować szesnastkę, która będzie w stanie zagwarantować dwa półfinały na bardzo dobrym poziomie. Dlatego jestem przekonany, że ten pomysł okaże się strzałem w dziesiątkę

A ja mogę z pełnym przekonaniem podpisać się tu pod każdym słowem. Już przed rokiem pojawiały się silne i całkiem uzasadnione głosy, iż spokojnie można było zaprosić do finału 16 najlepszych MC’s eliminacji, a przynajmniej zorganizować dla tych „przegranych” coś w rodzaju finału B. A przecież hype na freestyle wciąż rośnie, solidnych zawodników przybywa w zawrotnym tempie i jestem więcej niż przekonany, że jeśli rzeczywiście to ci najlepsi z nich obsadzą dwie imprezy półfinałowe (w każdej z nich weźmie udział po ośmiu MC’s) owe eventy okażą się jednymi z najgrubszych bitew w całym 2017 roku.

Ale pozostają w tym miejscu też pewne znaki zapytania, o których wspomniałem w poprzednim tekście. Nie wiemy bowiem, w jaki sposób 16 najlepszych zawodników eliminacji zostanie podzielonych na dwie ósemki i jeśli zastanowimy się nad tym problemem chwilę dłużej, nie trudno dojść do wniosku, iż o słuszne rozwiązanie jest w tym wypadku bardzo ciężko 

No cóż, pozostaje nam liczyć na to, iż organizatorzy WBW okażą się od nas nie tylko w tej kwestii, ale też i w wielu innych znacznie mądrzejsi…

Podsumowując…

Muszę wpierw zaznaczyć, iż niełatwo mi jest w tym temacie pozostawać obiektywnym, gdyż samemu stale współpracuje z WBW i można powiedzieć, iż jestem w pewien sposób "ich człowiekiem". Nie zmienia to natomiast faktu, iż zdaje sobie sprawę, jak wielkim ryzykiem obarczona jest zmiana formuły tegorocznej edycji bitwy. Boję się szczególnie o poziom walk na imprezach eliminacyjnych, a także o to, że nie dość, iż nie będą one starciami najwyższych lotów, to jeszcze najzwyczajniej w świecie okaże się, że jest ich zdecydowanie zbyt dużo. 

Z drugiej strony natomiast optymizmem napawa mnie podejście najlepszych aktywnych freestyle'owców do omawianego tematu. Jasne, zauważają oni liczne niewiadome oraz mają spore wątpiliwości co do słuszności nowego systemu, lecz wciąż przekonują, iż są są mocno zajarani i zamierzają pokazać na co ich stać w każdej możliwej formule bitwy. A przecież to od nich zależy... absolutnie wszystko. Jeśli pomysł organizatorów trafi w gusta zawodników, to bardzo prawdopodobne, iż finalnie znajdzie swoje uznanie także i u fanów, dla których sami startujący zdają się być wyjątkowo opiniotwórczy.

A na koniec jeszcze jedna, bardzo istotna rzecz. Uważam, iż bez względu na to, jak dużym ryzykiem obarczony jest pomysł organizatorów WBW, jak bardzo sceptycznie jesteśmy do niego nastawieni, to zasłużyli sobie oni na to, byśmy dali im nasz kredyt zaufania. Dlaczego? Chociażby w podzięce za to, ile zajebistych bitew mogliśmy oglądać dzięki ich inicjatywie, ilu zajebistych raperów mogło się wypromować przez udział w warszawskiej bitwie i ilu będzie miało jeszcze na to szanse. A drożejące bilety? Ich ceny rosną wraz z pulą nagród, a to, czy okażą się adekwatne do jakości dostarczanej nam usługi, będziemy mogli rozstrzygnąć dopiero po pierwszych paru imprezach eliminacyjnych. Ja apeluje na razie jedynie o to, by z dosadnymi ocenami wstrzymać się do czasu rozpoczęcia bitew, a organizatorów imprezy zacząć "rozliczać" już po ich zakończeniu. 

Bo wiecie, może nam się jeszcze zrobić głupio i łyso... ;)

]]>
"W poszukiwaniu esencji" - refleksje po WBW 2016 (ft. Muflon, Bober, Puoć, Szyderca i Ryba)https://popkiller.kingapp.pl/2017-01-03,w-poszukiwaniu-esencji-refleksje-po-wbw-2016-ft-muflon-bober-puoc-szyderca-i-rybahttps://popkiller.kingapp.pl/2017-01-03,w-poszukiwaniu-esencji-refleksje-po-wbw-2016-ft-muflon-bober-puoc-szyderca-i-rybaJanuary 2, 2017, 11:34 pmTadeusz TurnauNie tak dawno narzekaliśmy, że rodzimy styl wolny zatrzymał się w rozwoju, iż premade’y, powielanie schematów i nagromadzenie bardzo podobnych sobie zawodników zaczyna czynić go nudnym, przewidywalnym oraz w pewnym sensie jednowymiarowym. I tak też było. Samemu zastanawiałem się, czy jego mocno ograniczona formuła jest nam jeszcze w stanie zaserwować coś nowego, coś, co nawet jeśli okaże się tylko chwilowym trendem, sprawi, że scena bitewna z powrotem zacznie bawić, zaskakiwać i co najważniejsze lawirować po co raz to nowych konwencjach… Stało się - WBW 2016 w pełni udowodnia nam, że freestyle żyje i ponownie ma ambicje, by wychodzić poza ramy. O tym co było przed…Świeżo upieczony zdobywca mistrzowskiego pasa, Bober określa minionych parę lat na scenie bitewnej jako zamułkę oraz lekki „atak klonów”. Mi osobiście nie sposób się z nim nie zgodzić. Wszędzie tylko słowne gierki, rapowe kalectwo, oklepane schematy i opowieści o dziewczynach, a wszystko to ubrane w punchline’y, które w niemal identycznej formie mogliśmy usłyszeć na bitwach nawet i po kilkanaście razy. To nuży, irytuje, a starszych zajawkowiczów wręcz zniechęca do śledzenia bitewnych zmagań. Nieprzypadkowo Pouoć (wicemistrz WBW 2007) zatytułował swój felieton opowiadający o zmaganiach na finale WBW w 2015 roku słowami „Nie nasz idol, nie nasz cyrk”…Co prawda jeszcze rok wcześniej (na finale WBW 2014) siedzący w jury weterani polskiej sceny, Muflon, Flint i Czeski ewidentnie zachwycali się tym, co na bitwie pokazują walczący o pas reprezentanci młodego pokolenia. A przecież Filipek, Edzio czy też Pejter serwowali nam wówczas niemal dokładnie to samo, co na finale następnej edycji. Dlaczego więc na WBW 2015 po kolejnych punchline’ach o „pojemności” panien przeciwnika na twarzach sędziów nie było już uśmiechów ani innych wyrazów aprobaty a raczej znużenie czy nawet zażenowanie? No cóż, konwencja, która z początku potrafiła bawić i imponować oraz bądź co bądź sprawiła, że freestyle odzyskał dawną popularność, stosunkowo szybko stała się mocno odpychająca, gdyż najzwyczajniej w świecie uległa wyeksploatowaniu i przejedzeniu. Początkowo chyba jedynie w opinii tych, którzy we freestyle’u siedzą odrobinę dłużej, lecz chwilę potem także i w mniemaniu jego stosunkowo nowych odbiorców. Podczas finału WBW 2015 lekarstwem na powtarzające się schematy oraz ataki w stronę płci pięknej okazał się… Babinci. Gość inny od wszystkich - spontaniczny, niekonwencjonalny i choć z pewnością daleki od rapowego ideału, to działający wówczas na sceniczne wydarzenia w sposób niezwykle odświeżający. Sędziujący wówczas finał Dolar, Muflon i Flint zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia - i to nie dlatego, że pokazał jakieś niesamowite umiejętności czy patenty, ale ponieważ zwyczajnie różnił się od wszystkich pozostałych. Jako jedyny potrafił rzeczywiście zaskoczyć i jak mawia pierwszy mistrz WBW Rufin MC, pokazać się z innej strony w każdym pojedynczym wejściu. I nie ma znaczenia to, że początkowo po imprezie Babinci padł ofiarą durnej internetowej nagonki sajkofanów jednego z rywali, skoro przynajmniej symbolicznie to właśnie jego występ na finale WBW w 2015 roku oraz wygrana przez niego dogrywka z Filipkiem i Edziem na dobre sprawiła, że freestyle zaczął poszukiwać nowych rozwiązań, odchodzić od wyeksploatowanej konwencji i lawirować w kierunkach, które przynajmniej na tę chwilę zdają się być dużo ciekawsze. A więc, Babinci, dziękujemy - naprawdę warto było kucać! Kolejny rok polskiego free rozpoczyna się bowiem niespodziewanie wygraną przez Kaza Bitwą o Trójmiasto. No a kim jest Kaz? Jednym ze zdecydowanie najlepiej rapujących polskich freestyle’owców, gościem, który swoje liczne zwycięstwa na bitwach zawdzięcza nie tylko spontanicznym i błyskotliwym punchline’om, lecz także nienagannemu flow oraz oryginalnej stylówce. Z kolei na imprezach w innych miastach ze świetnej strony pokazują się Milu i Bober - pierwszy z nich dopełnił agresywne linijki umiejętnością stylowego płynięcia po bitach, a drugi szybko ujawnił się jako zawodnik, który najlepiej z całej stawki potrafi znajdować u rywala słabe punkty i konsekwentnie je wyśmiewać. Mało tego. Chwilę później do głosu zaczął dochodzić powracający na scenę bitewną po dłuższej przerwie Toczek, czyli najlepiej zapowiadający się raper studyjny wśród polskich freestyle’owców, a także Oset, łódzki gracz od dawien dawna utożsamiany przede wszystkim z przednią stylówką. Jednym słowem, dzieje się! Już przed rozpoczęciem WBW 2016 mogliśmy się spodziewać, że będzie ono konfrontacją wielu ciekawych stylów, że nieraz przyjdzie nam zakrzyknąć za Łoną „ach to do prawdy niezwykłe” i poczuć tym samym, że wolny styl rzeczywiście złapał kolejny oddech.Styl, flow, my… będziemy mieli to wszystko!Same imprezy eliminacyjne do finału WBW 2016 (odbyło się ich aż siedem) być może nie zawsze zachwycały poziomem, lecz co najważniejsze zgoła się od siebie różniły i każda z nich pozostawiła po sobie wyjątkowe momenty. W Warszawie zachwycał legendarny Wujek Samo Zło, w Toruniu na podkładzie dj’a szalał Filipek, a w Częstochowie wykonaniem podczas jednego z wejść salta wszystkich zgromadzonych w osłupienie wprawił Radzias. W dodatku stylowych zawodników pojawiło się w tym roku od groma, a ich ciekawe i niekonwencjonalne wejścia bardzo często spotykały się ze sporym uznaniem zgromadzonych fanów. To właśnie dzięki zmianie podejścia i preferencji publiki mniej schematyczni fristajlowcy mogli zacząć dochodzić do głosu, a ci utożsamiani z plagą premade’ów i oklepanych patentów musieli pokazać inne, świeższe umiejętności. W gronie najlepszej ósemki, która przystąpiła do rywalizacji na wielkim finale WBW 2016 znajdowało się jedynie trzech klasycznych punchline’owców (Ryba, Spartiak i Szyderca), a my mogliśmy być pewni, że w tym roku o tym, kto zgarnie mistrzowski pas nie zadecyduje liczba przygotowanych punchline’ów oraz bystrych nawiązań do seksualnych ekscesów dziewczyny rywala, a charyzma, kontakt z publiką, spontaniczność i… chuj wie co jeszcze. Czyli zdecydowanie najważniejsze czynniki dotyczące freestyle’owej rywalizacji, a zwłaszcza ten ostatni, czyli element zaskoczenia. No to zaczniemy właśnie od niego, oddając tym samy głos legendzie WBW, Muflonowi, który choć z freestyle’em ma dziś mocno ograniczony kontakt, na finale WBW 2016 pełnił rolę jednego z jurorów. "Z pewnością na imprezie finałowej zaskoczyło mnie, to jak dużo jest odniesień do stylu/flow/umiejętności poruszania się po bitach innych niż 90 BPM. Cieszę się, iż MC’s rywalizują dziś na coś więcej niż tylko gry słowne oraz że jest większa otwartość na rapowanie na trudniejszych bitach" - twierdzi warszawski raper. Kwestia radzenia sobie z bardziej wymagającymi, często newschoolowymi podkładami rozgrzewała nas do czerwoności już w trakcie tegorocznych eliminacji, kiedy to Filipek w dużej mierze poprzez klęskę z nietypowym bitem poległ w decydującej rywalizacji o awans do wielkiego finału ze świetnie rapującym Kazem. Na samej imprezie w Proximie podkładów innych niż 90 BPM Dj Grubaz puszczał stosunkowo niewiele, lecz szczególnie mocno dały się one we znaki zdobywcy trzeciego miejsca, Rybie. Najpierw jego wejście pod "Big Pimpin" Jaya Z trafnie skwitował Milu, ze świetnym flow nawijając, iż zapluł się jak Filip na newschoolu, a następnie jego sromotna porażka z instrumentalem "Ball so hard" w dużej mierze przeważyła o losach bardzo wyrównanego półfinału z Boberem. Zdecydowałem się więc spytać samego Ryby, o to jaką wagę przypisuje bardziej wymagającym podkładom oraz o związany z tym kierunek, w którym jego zdaniem zmierza dziś polski freestyle."Uważam że na pewno takie bity mi nie sprzyjają. Dość niedługo nawijam, nie mam doświadczenia studyjnego i do tej pory trenowalem inny styl nawijania na free, który był bardziej doceniany. Teraz widać, że freestyle eksperymentuje i zmierza w innym kierunku. Rozmawiałem na afterze po WBW z sędziami i Puoć stwierdził, że o mojej przegranej w półfinale zadecydowalo właśnie wejście na newschoolowym bicie. Kierunek, w którym zmierza dziś polski freestyle ma zarówno zalety, jak i wady. Moim skromnym zdaniem mogły by być to dwie, zupełnie odmienne konkurencje - oldschoolowe bity i bitewne linijki oraz oddzielnie newschoolowe podkłady a wraz z nimi stylówa. Ciężko porównuje się, kto był lepszy, gdy każdy robi zupełnie co innego- to trochę jakby snowboardzista rywalizowal z narciarzem..."Cóż, przytoczyłem całość tej wypowiedzi, by nadmienić, że z jej ostatnią częścią w żadnym stopniu nie potrafię się zgodzić. Abstrahując już od zawartego porównania, uważam po prostu, że jeśli bitwy freestyle’owe chcą uważać się za część rapu, muszą nadążać za jego najnowszymi trendami, a co za tym idzie zmuszać swych uczestników do pracy nad technicznym warsztatem. Na wielkim finale WBW 2016 umiejętności czysto rapowe odgrywały bardzo dużą rolę nie tylko w momencie, gdy w głośnikach rozbrzmiewały newschoolowe podkłady, lecz także, gdy DJ Grubaz puszczał najbardziej klasyczne bity 90 BPM. Właśnie pod akompaniamentem takich instrumentali dysponujący świetnym flow Kaz dwukrotnie górował nad niezwykle silnym punchline’owo Szydercą. Tego ostatniego postanowiłem więc zapytać, czy uważa, że swego rodzaju klęska punchline’owców na wielkim finale została spowodowana przede wszystkim przepaścią pod względem umiejętności czysto rapowych, jaka dzieli ich od bardziej stylowych zawodników. "Wydaje mi się, iż o "naszej porażce” bardziej zadecydował fakt przejedzenia się tej panczlajnowej konwencji w oczach publiki, która głodna czegoś nowego, zaczęła mocniej doceniać takie walory jak flow czy charyzma. Z drugiej strony publika stała się mniej wymagająca i te naprawdę dobre wersy często pozostają bez żadnej reakcji, co wytrąca panczlajnerom ich największe atuty. Reasumując, polski freestyle coraz mocniej docenia walory czysto rapowe i odbieram to pozytywnie, bo dla wielu panczlajnerów będzie to motorem napędowym do rozwijania się również na tym polu, które dotychczas było zaniedbywane."I jeśli chodzi o ostatni aspekt poruszony w tej wypowiedzi z Szydim w pełni zgadza się i Ryba, który także podkreśla fakt, iż zamierza wziąć się mocno do roboty i przed przyszłoroczną edycją WBW znacznie poprawić swój techniczny warsztat. Zajebiście, jaram się tym po stokroć. Z drugiej strony jednak Muflon ma pewne obawy, czy popisywanie się stylówką i ciśnięcie po zawodnikach gorzej radzących sobie na nietypowych podkładach nie okaże się konwencją, która równie szybko a może nawet szybciej niż schematy oraz ataki na płeć piękną ulegnie przejedzeniu. "Może się zaraz okazać, że ten temat się ludziom znudzi, bo już zostanie lirycznie przeruchany. I nie wiadomo czy wtedy stylowość znowu nie zejdzie na dalszy, marginalny plan" - uważa dwukrotny mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Jednak w mojej ocenie, nawet jeśli tak się stanie, to już na tę chwilę ów nowy trend uczynił mnóstwo dobrego dla polskiej sceny battle’owej, odświeżając ją i urozmaicając. A jeśli ma jeszcze zmusić gorzej rapujących zawodników do intensywnej pracy nad warsztatem, możemy śmiało powiedzieć, że rodzimego freestyle'u nie mogło spotkać nic lepszego. Serio.Esencją wolnego stylu jest…Istnieją jednak na obecnej scenie i tacy, którzy dzięki naturalnym predyspozycjom i ciężkiej pracy nad warsztatem nie muszą się dziś obawiać, jaki podkład wybierze na ich walkę DJ, tacy, którzy od „przeruchanych” patentów i schematów stronili odkąd pierwszy raz chwycili za mikrofon, a swoją charyzmą i pomysłowością nadrabiają nie posiadanie dużej liczby premade’ów. W kontekście WBW 2016 powinniśmy tu mówić przede wszystkim o jego dwóch ścisłych finalistach, Kazie i Boberze, ale skoro ten drugi zdominował całą imprezę w Proximie w sposób tak bezapelacyjny, pozwólcie, że poświęcę parę ostatnich akapitów właśnie jego freestyle’owej osobie. Jedni zarzucają Boberowi budowanie swoich zwycięstw i hype’u na rzucaniu populizmów, a drudzy zachwycają się jego nieszablonowym i bardzo spontanicznym podejściem do składania punchline’ów. Jeszcze inni, zauważając oba te aspekty, tak czy tak cieszą się, iż to właśnie zawodnik z Bielska doszedł w tym roku do głosu na scenie bitewnej, gdyż w ich ocenie zawarta w jego wejściach prostota i linijki „pod publiczkę” same w sobie są dla polskiego free czymś więcej niż odświeżającym, zupełnie nowym i dającym wolnemu stylowi szanse na lepszą, ciekawszą przyszłość."Otóż te populistyczne zagrywki, na których tak świetnie popłynął Bober, to nie jest dla mnie powrót do tego, co my robiliśmy, przed pojawieniem się mody na punchline'y" - uważa wicemistrz WBW 2007 Puoć - "Bo wtedy nikt z nas nie potrafił rzucić dobrego puncha. Oni dziś to robią tak, jak tworzy się sztukę współczesną - świadomie rezygnują z kunsztu gierek słownych, by szokować prostotą, w celu lepszego dotarcia do publiki, słuchaczy. To bardzo dobra zmiana, bo wreszcie otwiera przed polską sceną bitewną nowe perspektywy rozwoju." Jednak, jeśli spytacie się mnie, to wcale nie uważam, że kluczem do licznych triumfów Bobera są właśnie słynne populizmy. Rzecz jasna sprawiają one, że jego hype w internecie rośnie w zawrotnym tempie, a liczne linijki na bitwach przyjmują się wśród publiczności niezwykle dobrze, lecz w mojej ocenie zawodnik z Bielska ma w sobie coś więcej, coś znacznie bardziej ważnego i - jak się zaraz przekonamy - stanowiącego o istocie polskiego wolnego stylu. Ale żeby nie pisać o tym samym dwa razy i wpychać w sobie usta cudzych słów, ponownie oddam głos Muflonowi, z którym akurat w tej kwestii zgadzam się w 200%. "Muszę powiedzieć, że zwycięstwo Bobera mnie bardzo cieszy. Lubię jego podejście do fristajlu. Udało mu się pokonać zarówno Szydercę, który prezentuje najwyższy poziom rozkminkowy, jeśli chodzi o punchline'y, jak i Kaza, który jest najlepszy warsztatowo. Bo nowy mistrz WBW jest najlepszym zawodnikiem (a przynajmniej na to wygląda na bazie walk finałowych) jeśli chodzi o esencjonalną dla fristajlu bitewnego cechę - jest najśmieszniejszy i najcelniej atakuje. Najlepiej umie w naturalny sposób wyśmiać rywala, wyłapać w nim jakiś element, dookoła którego da się zbudować całe wejście. Czy to w bardzo prosty czy w wyrafinowany sposób."W mojej ocenie to właśnie przytoczone przez Mufla cechy w największym stopniu stanowią o fenomenie Bobera. Zresztą nie tylko jego. Jeśli spojrzymy kawałek wstecz historii polskiego free, to zobaczymy, że nic innego jak element humorystyczny, umiejętność „bardziej personalnego” wyśmiania rywala na bazie jego wyglądu, ksywy czy też popularnych zachowań decydowała przed laty o tym, kto zdobywał pas mistrza Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Duże Pe, Pogo, Muflon, Esko, Flint, Sosen czy Czeski choć dysponowali sporą gamą innych atutów, zbudowali swój sukces na WBW w ogromnej mierze dzięki przytoczonym aspektom freestyle’owej rywalizacji. Co prawda w ostatnim czasie czynniki te nieco straciły na znaczeniu- z całym szacunkiem, ale ani Szyderca ani Edzio (w jego przypadku można by polemizować) w żadnym razie nie są tuzami w omawianej domenie, a ich triumfy na WBW opierały się przede wszystkim na świetnym rozkminianiu tematów, tworzeniu fajnie przekminionych gierek słownych i rzucaniu agresywnych punchline’ów zazwyczaj w oderwaniu od tego, kto stoi po drugiej stronie sceny. A Bober o tym zwyczajnie nie zapomina. Ba, powtarzając słowa Muflona, potrafi budować wręcz całe wejścia w oparciu o elementy czysto humorystyczne, naokoło cech typowych dla jego rywali i choć być może poprzez uderzającą prostotę swojej nawijki nie wypada w tym wszystkim jako MC najbardziej inteligentny i oczytany, to z pewnością wyłania się jako ten najśmieszniejszy i wprowadzający na scenę najwięcej wigoru. Dla mnie jego bezapelacyjny triumf na finale WBW 2016 jest czymś nie tylko przełomowym, ale i niezwykle pozytywnym. A dzieje się tak dlatego, iż umiejętność wyśmiania rywala w naturalny sposób, znajdowanie u niego charakterystycznych cech i operowanie naokoło nich humorystycznymi linijkami jest nie tylko, jak mówi Muflon, esencją freestyle’u, ale i "konwencją", która nigdy nie ulegnie wyeksploatowaniu. Każdy rywal jest inny, każdy ma swoje liczne przywary i celne atakowanie go śmiesznymi punchline’ami zamiast skupiania się na jego dziewczynie czy też gierkach słownych, do końca istnienia freestyle’u powinno pozostać jego „wiecznie świeżą” esencją. Dlatego też ponownie, idąc tropem myśli Mufla, nie przeceniałbym roli tworzenia się nowych trendów i konwencji (na których temat notabene napisałem w tym tekście kilkanaście akapitów), gdyż one podobnie jak odstawiane dziś na bok panny, gierki słowne i schematy będą rodzić się i umierać z każdym freestyle’owym rokiem. Z kolei umiejętność celnego atakowania danego rywala i „bycie najśmieszniejszym” z rywalizujących graczy na zawsze przynajmniej powinno pozostać cechą wyróżniającą wybitnych MC’s bitewnych. I choć przez parę ostatnich lat zdawali się oni o niej nieco zapominać, to dziś - w dużej mierze za sprawą Bobera - myślę, że wraca ona na pierwszy plan. Ale wiecie co mnie w tym wszystkim paradoksalnie najbardziej cieszy? Że gdyby nie pomoc Muflona, prawdopodobnie samemu bym omawianych cech u Bobera do końca nie dostrzegł, a z pewnością nie doszedłbym do tego, iż mogą być ona uznawane za esencję freestyle'u. Dowodzi to nie tylko tego, że znam się na wolnym stylu nieco gorzej od jego najwybitniejszych przedstawicieli, ale też faktu, iż dzisiejszy pierwszy plan battle'owej sceny (tym bardziej w połączeniu z drugim) jest naprawdę całkiem szeroki, a chowa się w nim nie tylko niejedna esencja wolnego stylu, ale i mnóstwo konwencji, patentów oraz nietuzinkowych indywidualności. Freestyle ma się dziś wyjątkowo dobrze, a jeśli zapytacie mnie, to najlepiej... od dobrych siedmiu lat:)Nie tak dawno narzekaliśmy, że rodzimy styl wolny zatrzymał się w rozwoju, iż premade’y, powielanie schematów i nagromadzenie bardzo podobnych sobie zawodników zaczyna czynić go nudnym, przewidywalnym oraz w pewnym sensie jednowymiarowym. I tak też było. Samemu zastanawiałem się, czy jego mocno ograniczona formuła jest nam jeszcze w stanie zaserwować coś nowego, coś, co nawet jeśli okaże się tylko chwilowym trendem, sprawi, że scena bitewna z powrotem zacznie bawić, zaskakiwać i co najważniejsze lawirować po co raz to nowych konwencjach… Stało się - WBW 2016 w pełni udowodnia nam, że freestyle żyje i ponownie ma ambicje, by wychodzić poza ramy.


O tym co było przed…

Świeżo upieczony zdobywca mistrzowskiego pasa, Bober określa minionych parę lat na scenie bitewnej jako zamułkę oraz lekki „atak klonów”. Mi osobiście nie sposób się z nim nie zgodzić. Wszędzie tylko słowne gierki, rapowe kalectwo, oklepane schematy i opowieści o dziewczynach, a wszystko to ubrane w punchline’y, które w niemal identycznej formie mogliśmy usłyszeć na bitwach nawet i po kilkanaście razy. To nuży, irytuje, a starszych zajawkowiczów wręcz zniechęca do śledzenia bitewnych zmagań. Nieprzypadkowo Pouoć (wicemistrz WBW 2007) zatytułował swój felieton opowiadający o zmaganiach na finale WBW w 2015 roku słowami „Nie nasz idol, nie nasz cyrk”…

Co prawda jeszcze rok wcześniej (na finale WBW 2014) siedzący w jury weterani polskiej sceny, Muflon, Flint i Czeski ewidentnie zachwycali się tym, co na bitwie pokazują walczący o pas reprezentanci młodego pokolenia. A przecież Filipek, Edzio czy też Pejter serwowali nam wówczas niemal dokładnie to samo, co na finale następnej edycji. Dlaczego więc na WBW 2015 po kolejnych punchline’ach o „pojemności” panien przeciwnika na twarzach sędziów nie było już uśmiechów ani innych wyrazów aprobaty a raczej znużenie czy nawet zażenowanie? No cóż, konwencja, która z początku potrafiła bawić i imponować oraz bądź co bądź sprawiła, że freestyle odzyskał dawną popularność, stosunkowo szybko stała się mocno odpychająca, gdyż najzwyczajniej w świecie uległa wyeksploatowaniu i przejedzeniu. Początkowo chyba jedynie w opinii tych, którzy we freestyle’u siedzą odrobinę dłużej, lecz chwilę potem także i w mniemaniu jego stosunkowo nowych odbiorców.

Podczas finału WBW 2015 lekarstwem na powtarzające się schematy oraz ataki w stronę płci pięknej okazał się… Babinci. Gość inny od wszystkich - spontaniczny, niekonwencjonalny i choć z pewnością daleki od rapowego ideału, to działający wówczas na sceniczne wydarzenia w sposób niezwykle odświeżający. Sędziujący wówczas finał Dolar, Muflon i Flint zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia - i to nie dlatego, że pokazał jakieś niesamowite umiejętności czy patenty, ale ponieważ zwyczajnie różnił się od wszystkich pozostałych. Jako jedyny potrafił rzeczywiście zaskoczyć i jak mawia pierwszy mistrz WBW Rufin MC, pokazać się z innej strony w każdym pojedynczym wejściu. I nie ma znaczenia to, że początkowo po imprezie Babinci padł ofiarą durnej internetowej nagonki sajkofanów jednego z rywali, skoro przynajmniej symbolicznie to właśnie jego występ na finale WBW w 2015 roku oraz wygrana przez niego dogrywka z Filipkiem i Edziem na dobre sprawiła, że freestyle zaczął poszukiwać nowych rozwiązań, odchodzić od wyeksploatowanej konwencji i lawirować w kierunkach, które przynajmniej na tę chwilę zdają się być dużo ciekawsze. A więc, Babinci, dziękujemy - naprawdę warto było kucać!

Kolejny rok polskiego free rozpoczyna się bowiem niespodziewanie wygraną przez Kaza Bitwą o Trójmiasto. No a kim jest Kaz? Jednym ze zdecydowanie najlepiej rapujących polskich freestyle’owców, gościem, który swoje liczne zwycięstwa  na bitwach zawdzięcza nie tylko spontanicznym  i błyskotliwym punchline’om, lecz także nienagannemu flow oraz oryginalnej stylówce. Z kolei na imprezach w innych miastach ze świetnej strony pokazują się Milu i Bober - pierwszy z nich dopełnił agresywne linijki umiejętnością stylowego płynięcia po bitach, a drugi szybko ujawnił się jako zawodnik, który najlepiej z całej stawki potrafi znajdować u rywala słabe punkty i konsekwentnie je wyśmiewać. Mało tego. Chwilę później do głosu zaczął dochodzić powracający na scenę bitewną po dłuższej przerwie Toczek, czyli najlepiej zapowiadający się raper studyjny wśród polskich freestyle’owców, a także Oset, łódzki gracz od dawien dawna utożsamiany przede wszystkim z przednią stylówką. Jednym słowem, dzieje się! Już przed rozpoczęciem WBW 2016 mogliśmy się spodziewać, że będzie ono konfrontacją wielu ciekawych stylów, że nieraz przyjdzie nam zakrzyknąć za Łoną „ach to do prawdy niezwykłe” i poczuć tym samym, że wolny styl rzeczywiście złapał kolejny oddech.

Styl, flow, my… będziemy mieli to wszystko!

Same imprezy eliminacyjne do finału WBW 2016 (odbyło się ich aż siedem) być może nie zawsze zachwycały poziomem, lecz co najważniejsze zgoła się od siebie różniły i każda z nich pozostawiła po sobie wyjątkowe momenty. W Warszawie zachwycał legendarny Wujek Samo Zło, w Toruniu na podkładzie dj’a szalał Filipek, a w Częstochowie wykonaniem podczas jednego z wejść salta wszystkich zgromadzonych w osłupienie wprawił Radzias. W dodatku stylowych zawodników pojawiło się w tym roku od groma, a ich ciekawe i niekonwencjonalne wejścia bardzo często spotykały się ze sporym uznaniem zgromadzonych fanów. To właśnie dzięki zmianie podejścia i preferencji publiki mniej schematyczni fristajlowcy mogli zacząć dochodzić do głosu, a ci utożsamiani z plagą premade’ów i oklepanych patentów musieli pokazać inne, świeższe umiejętności. W gronie najlepszej ósemki, która przystąpiła do rywalizacji na wielkim finale WBW 2016 znajdowało się jedynie trzech klasycznych punchline’owców (Ryba, Spartiak i Szyderca), a my mogliśmy być pewni, że w tym roku o tym, kto zgarnie mistrzowski pas nie zadecyduje liczba przygotowanych punchline’ów oraz bystrych nawiązań do seksualnych ekscesów dziewczyny rywala, a charyzma, kontakt z publiką, spontaniczność i… chuj wie co jeszcze. Czyli zdecydowanie najważniejsze czynniki dotyczące freestyle’owej rywalizacji, a zwłaszcza ten ostatni, czyli element zaskoczenia.

No to zaczniemy właśnie od niego, oddając tym samy głos legendzie WBW, Muflonowi, który choć z freestyle’em ma dziś mocno ograniczony kontakt, na finale WBW 2016 pełnił rolę jednego z jurorów. "Z pewnością na imprezie finałowej zaskoczyło mnie, to jak dużo jest odniesień do stylu/flow/umiejętności poruszania się po bitach innych niż 90 BPM. Cieszę się, iż MC’s rywalizują dziś na coś więcej niż tylko gry słowne oraz że jest większa otwartość na rapowanie na trudniejszych bitach" - twierdzi warszawski raper. Kwestia radzenia sobie z bardziej wymagającymi, często newschoolowymi podkładami rozgrzewała nas do czerwoności już w trakcie tegorocznych eliminacji, kiedy to Filipek w dużej mierze poprzez klęskę z nietypowym bitem poległ w decydującej rywalizacji o awans do wielkiego finału ze świetnie rapującym Kazem. Na samej imprezie w Proximie podkładów innych niż 90 BPM Dj Grubaz puszczał stosunkowo niewiele, lecz szczególnie mocno dały się one we znaki zdobywcy trzeciego miejsca, Rybie. Najpierw jego wejście pod "Big Pimpin" Jaya Z trafnie skwitował Milu, ze świetnym flow nawijając, iż zapluł się jak Filip na newschoolu, a następnie jego sromotna porażka z instrumentalem "Ball so hard" w dużej mierze przeważyła o losach bardzo wyrównanego półfinału z Boberem. Zdecydowałem się więc spytać samego Ryby, o to jaką wagę przypisuje bardziej wymagającym podkładom oraz o związany z tym kierunek, w którym jego zdaniem zmierza dziś polski freestyle.

"Uważam że na pewno takie bity mi nie sprzyjają. Dość niedługo nawijam, nie mam doświadczenia studyjnego i do tej pory trenowalem inny styl nawijania na free, który był bardziej doceniany. Teraz widać, że freestyle eksperymentuje i zmierza w innym kierunku. Rozmawiałem na afterze po WBW z sędziami i Puoć stwierdził, że o mojej przegranej w półfinale zadecydowalo właśnie wejście na newschoolowym bicie. Kierunek, w którym zmierza dziś polski freestyle ma zarówno zalety, jak i wady. Moim skromnym zdaniem mogły by być to dwie, zupełnie odmienne konkurencje - oldschoolowe bity i bitewne linijki oraz oddzielnie newschoolowe podkłady a wraz z nimi stylówa. Ciężko porównuje się, kto był lepszy, gdy każdy robi zupełnie co innego- to trochę jakby snowboardzista rywalizowal z narciarzem..."

Cóż, przytoczyłem całość tej wypowiedzi, by nadmienić, że z jej ostatnią częścią w żadnym stopniu nie potrafię się zgodzić. Abstrahując już od zawartego porównania, uważam po prostu, że jeśli bitwy freestyle’owe chcą uważać się za część rapu, muszą nadążać za jego najnowszymi trendami, a co za tym idzie zmuszać swych uczestników do pracy nad technicznym warsztatem. Na wielkim finale WBW 2016 umiejętności czysto rapowe odgrywały bardzo dużą rolę nie tylko w momencie, gdy w głośnikach rozbrzmiewały newschoolowe podkłady, lecz także, gdy DJ Grubaz puszczał najbardziej klasyczne bity 90 BPM. Właśnie pod akompaniamentem takich instrumentali dysponujący świetnym flow Kaz dwukrotnie górował nad niezwykle silnym punchline’owo Szydercą. Tego ostatniego postanowiłem więc zapytać, czy uważa, że swego rodzaju klęska punchline’owców na wielkim finale została spowodowana przede wszystkim przepaścią pod względem umiejętności czysto rapowych, jaka dzieli ich od bardziej stylowych zawodników.

"Wydaje mi się, iż o "naszej porażce” bardziej zadecydował fakt przejedzenia się tej panczlajnowej konwencji w oczach publiki, która głodna czegoś nowego, zaczęła mocniej doceniać takie walory jak flow czy charyzma. Z drugiej strony publika stała się mniej wymagająca i te naprawdę dobre wersy często pozostają bez żadnej reakcji, co wytrąca panczlajnerom ich największe atuty. Reasumując, polski freestyle coraz mocniej docenia walory czysto rapowe i odbieram to pozytywnie, bo dla wielu panczlajnerów będzie to motorem napędowym do rozwijania się również na tym polu, które dotychczas było zaniedbywane."

I jeśli chodzi o ostatni aspekt poruszony w tej wypowiedzi z Szydim w pełni zgadza się i Ryba, który także podkreśla fakt, iż zamierza wziąć się mocno do roboty i przed przyszłoroczną edycją WBW znacznie poprawić swój techniczny warsztat. Zajebiście, jaram się tym po stokroć. Z drugiej strony jednak Muflon ma pewne obawy, czy popisywanie się stylówką i ciśnięcie po zawodnikach gorzej radzących sobie na nietypowych podkładach nie okaże się konwencją, która równie szybko a może nawet szybciej niż schematy oraz ataki na płeć piękną ulegnie przejedzeniu.

"Może się zaraz okazać, że ten temat się ludziom znudzi, bo już zostanie lirycznie przeruchany. I nie wiadomo czy wtedy stylowość znowu nie zejdzie na dalszy, marginalny plan" - uważa dwukrotny mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Jednak w mojej ocenie, nawet jeśli tak się stanie, to już na tę chwilę ów nowy trend uczynił mnóstwo dobrego dla polskiej sceny battle’owej, odświeżając ją i urozmaicając. A jeśli ma jeszcze zmusić gorzej rapujących zawodników do intensywnej pracy nad warsztatem, możemy śmiało powiedzieć, że rodzimego freestyle'u nie mogło spotkać nic lepszego. Serio.

Esencją wolnego stylu jest…

Istnieją jednak na obecnej scenie i tacy, którzy dzięki naturalnym predyspozycjom i ciężkiej pracy nad warsztatem nie muszą się dziś obawiać, jaki podkład wybierze na ich walkę DJ, tacy, którzy od „przeruchanych” patentów i schematów stronili odkąd pierwszy raz chwycili za mikrofon, a swoją charyzmą i pomysłowością nadrabiają nie posiadanie dużej liczby premade’ów. W kontekście WBW 2016 powinniśmy tu mówić przede wszystkim o jego dwóch ścisłych finalistach, Kazie i Boberze, ale skoro ten drugi zdominował całą imprezę w Proximie w sposób tak bezapelacyjny, pozwólcie, że poświęcę parę ostatnich akapitów właśnie jego freestyle’owej osobie.

Jedni zarzucają Boberowi budowanie swoich zwycięstw i hype’u na rzucaniu populizmów, a drudzy zachwycają się jego nieszablonowym i bardzo spontanicznym podejściem do składania punchline’ów. Jeszcze inni, zauważając oba te aspekty, tak czy tak cieszą się, iż to właśnie zawodnik z Bielska doszedł w tym roku do głosu na scenie bitewnej, gdyż w ich ocenie zawarta w jego wejściach prostota i linijki „pod publiczkę” same w sobie są dla polskiego free czymś więcej niż odświeżającym, zupełnie nowym i dającym wolnemu stylowi szanse na lepszą, ciekawszą przyszłość.

"Otóż te populistyczne zagrywki, na których tak świetnie popłynął Bober, to nie jest dla mnie powrót do tego, co my robiliśmy, przed pojawieniem się mody na punchline'y" - uważa wicemistrz WBW 2007 Puoć - "Bo wtedy nikt z nas nie potrafił rzucić dobrego puncha. Oni dziś to robią tak, jak tworzy się sztukę współczesną - świadomie rezygnują z kunsztu gierek słownych, by szokować prostotą, w celu lepszego dotarcia do publiki, słuchaczy. To bardzo dobra zmiana, bo wreszcie otwiera przed polską sceną bitewną nowe perspektywy rozwoju."

Jednak, jeśli spytacie się mnie, to wcale nie uważam, że kluczem do licznych triumfów Bobera są właśnie słynne populizmy. Rzecz jasna sprawiają one, że jego hype w internecie rośnie w zawrotnym tempie, a liczne linijki na bitwach przyjmują się wśród publiczności niezwykle dobrze, lecz w mojej ocenie zawodnik z Bielska ma w sobie coś więcej, coś znacznie bardziej ważnego i - jak się zaraz przekonamy - stanowiącego o istocie polskiego wolnego stylu. Ale żeby nie pisać o tym samym dwa razy i wpychać w sobie usta cudzych słów, ponownie oddam głos Muflonowi, z którym akurat w tej kwestii zgadzam się w 200%.

"Muszę powiedzieć, że zwycięstwo Bobera mnie bardzo cieszy. Lubię jego podejście do fristajlu. Udało mu się pokonać zarówno Szydercę, który prezentuje najwyższy poziom rozkminkowy, jeśli chodzi o punchline'y, jak i Kaza, który jest najlepszy warsztatowo. Bo nowy mistrz WBW jest najlepszym zawodnikiem (a przynajmniej na to wygląda na bazie walk finałowych) jeśli chodzi o esencjonalną dla fristajlu bitewnego cechę - jest najśmieszniejszy i najcelniej atakuje. Najlepiej umie w naturalny sposób wyśmiać rywala, wyłapać w nim jakiś element, dookoła którego da się zbudować całe wejście. Czy to w bardzo prosty czy w wyrafinowany sposób."

W mojej ocenie to właśnie przytoczone przez Mufla cechy w największym stopniu stanowią o fenomenie Bobera. Zresztą nie tylko jego. Jeśli spojrzymy kawałek wstecz historii polskiego free, to zobaczymy, że nic innego jak element humorystyczny, umiejętność „bardziej personalnego” wyśmiania rywala na bazie jego wyglądu, ksywy czy też popularnych zachowań decydowała przed laty o tym, kto zdobywał pas mistrza Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Duże Pe, Pogo, Muflon, Esko, Flint, Sosen czy Czeski choć dysponowali sporą gamą innych atutów, zbudowali swój sukces na WBW w ogromnej mierze dzięki przytoczonym aspektom freestyle’owej rywalizacji. Co prawda w ostatnim czasie czynniki te nieco straciły na znaczeniu- z całym szacunkiem, ale ani Szyderca ani Edzio (w jego przypadku można by polemizować) w żadnym razie nie są tuzami w omawianej domenie, a ich triumfy na WBW opierały się przede wszystkim na świetnym rozkminianiu tematów, tworzeniu fajnie przekminionych gierek słownych i rzucaniu agresywnych punchline’ów zazwyczaj w oderwaniu od tego, kto stoi po drugiej stronie sceny. A Bober o tym zwyczajnie nie zapomina. Ba, powtarzając słowa Muflona, potrafi budować wręcz całe wejścia w oparciu o elementy czysto humorystyczne, naokoło cech typowych dla jego rywali i choć być może poprzez uderzającą prostotę swojej nawijki nie wypada w tym wszystkim jako MC najbardziej inteligentny i oczytany, to z pewnością wyłania się jako ten najśmieszniejszy i wprowadzający na scenę najwięcej wigoru.

Dla mnie jego bezapelacyjny triumf na finale WBW 2016 jest czymś nie tylko przełomowym, ale i niezwykle pozytywnym.  A dzieje się tak dlatego, iż umiejętność wyśmiania rywala w naturalny sposób, znajdowanie u niego charakterystycznych cech i operowanie naokoło nich humorystycznymi linijkami jest nie tylko, jak mówi Muflon, esencją freestyle’u, ale i "konwencją", która nigdy nie ulegnie wyeksploatowaniu. Każdy rywal jest inny, każdy ma swoje liczne przywary i celne atakowanie go śmiesznymi punchline’ami zamiast skupiania się na jego dziewczynie czy też gierkach słownych, do końca istnienia freestyle’u powinno pozostać jego „wiecznie świeżą” esencją. Dlatego też ponownie, idąc tropem myśli Mufla, nie przeceniałbym roli tworzenia się nowych trendów i konwencji (na których temat notabene napisałem w tym tekście kilkanaście akapitów), gdyż one podobnie jak odstawiane dziś na bok panny, gierki słowne i schematy będą rodzić się i umierać z każdym freestyle’owym rokiem. Z kolei umiejętność celnego atakowania danego rywala i „bycie najśmieszniejszym” z rywalizujących graczy na zawsze przynajmniej powinno pozostać cechą wyróżniającą wybitnych MC’s bitewnych. I choć przez parę ostatnich lat zdawali się oni o niej nieco zapominać, to dziś - w dużej mierze za sprawą Bobera - myślę, że wraca ona na pierwszy plan.

Ale wiecie co mnie w tym wszystkim paradoksalnie najbardziej cieszy? Że gdyby nie pomoc Muflona, prawdopodobnie samemu bym omawianych cech u Bobera do końca nie dostrzegł, a z pewnością nie doszedłbym do tego, iż mogą być ona uznawane za esencję freestyle'u. Dowodzi to nie tylko tego, że znam się na wolnym stylu nieco gorzej od jego najwybitniejszych przedstawicieli, ale też faktu, iż dzisiejszy pierwszy plan battle'owej sceny (tym bardziej w połączeniu z drugim) jest naprawdę całkiem szeroki, a chowa się w nim nie tylko niejedna esencja wolnego stylu, ale i mnóstwo konwencji, patentów oraz nietuzinkowych indywidualności. Freestyle ma się dziś wyjątkowo dobrze, a jeśli zapytacie mnie, to najlepiej... od dobrych siedmiu lat:)

]]>
Szyderca po awansie do finału WBW: "Nie jest to żaden powrót do fristajlu"https://popkiller.kingapp.pl/2016-11-12,szyderca-po-awansie-do-finalu-wbw-nie-jest-to-zaden-powrot-do-fristajluhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-11-12,szyderca-po-awansie-do-finalu-wbw-nie-jest-to-zaden-powrot-do-fristajluNovember 12, 2016, 5:48 pmAdmin stronyZebranych na ostatnich eliminacjach WBW zaskoczyć musiał powrót Szydercy, który z miejsca przebrnął całą mocno obsadzoną drabinkę i rzutem na taśmę wywalczył awans do finału WBW. Oto, co miał do powiedzenia:"No więc po 3 latach wróciłem na WBW i wygrałem eliminacje w Częstochowie. :) Dzięki wszystkim, którzy na to czekali, postaram się odwdzięczyć podczas wielkiego finału!Jeszcze jestem winien kilka słów. Nie jest to żaden powrót do fristajlu, bo takie głosy słyszałem. Przecież nigdy od niego nie odszedłem. Jestem tu od kilku lat i przez kilka kolejnych nigdzie się nie wybieram. Po prostu nie zawsze w życiu wszystko się ładnie układa, stąd moja kilkumiesięczna absencja na bitwach, ale od teraz będę na nich już nieprzerwanie. :) Wczorajsze zwycięstwo cieszy mnie podwójnie, bo w większości wejść musiałem dodatkowo zmierzyć się z amunicją DJ'a w postaci niuskulowych bitów, a jak wiadomo panczlajnerzy optują raczej za bardziej klasycznymi opcjami. :D Dlatego pomimo wielu dobrych linijek czuję pewien niedosyt, ale to tylko dodatkowo napędza mnie przed finałem. Nie nastawiam się na pas, już go zdobyłem i jara mnie to niezmiennie do dziś. Chcę tylko pokazać na tle nowego pokolenia, że mój pazur cały czas pozostaje niestępiony. Życzę powodzenia finalistom i pozdrawiam serdecznie wszystkich czekających na Szydiego na WBW, dobrze tu znów powalczyć. :) Do zobaczenia 26 w Proximie!"Zebranych na ostatnich eliminacjach WBW zaskoczyć musiał powrót Szydercy, który z miejsca przebrnął całą mocno obsadzoną drabinkę i rzutem na taśmę wywalczył awans do finału WBW. Oto, co miał do powiedzenia:

"No więc po 3 latach wróciłem na WBW i wygrałem eliminacje w Częstochowie. :) Dzięki wszystkim, którzy na to czekali, postaram się odwdzięczyć podczas wielkiego finału!

Jeszcze jestem winien kilka słów. Nie jest to żaden powrót do fristajlu, bo takie głosy słyszałem. Przecież nigdy od niego nie odszedłem. Jestem tu od kilku lat i przez kilka kolejnych nigdzie się nie wybieram. Po prostu nie zawsze w życiu wszystko się ładnie układa, stąd moja kilkumiesięczna absencja na bitwach, ale od teraz będę na nich już nieprzerwanie. :) Wczorajsze zwycięstwo cieszy mnie podwójnie, bo w większości wejść musiałem dodatkowo zmierzyć się z amunicją DJ'a w postaci niuskulowych bitów, a jak wiadomo panczlajnerzy optują raczej za bardziej klasycznymi opcjami. :D Dlatego pomimo wielu dobrych linijek czuję pewien niedosyt, ale to tylko dodatkowo napędza mnie przed finałem. Nie nastawiam się na pas, już go zdobyłem i jara mnie to niezmiennie do dziś. Chcę tylko pokazać na tle nowego pokolenia, że mój pazur cały czas pozostaje niestępiony. Życzę powodzenia finalistom i pozdrawiam serdecznie wszystkich czekających na Szydiego na WBW, dobrze tu znów powalczyć. :) Do zobaczenia 26 w Proximie!"

]]>
WBW 2016 - wyniki ostatnich eliminacji, skład finałuhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-11-12,wbw-2016-wyniki-ostatnich-eliminacji-sklad-finaluhttps://popkiller.kingapp.pl/2016-11-12,wbw-2016-wyniki-ostatnich-eliminacji-sklad-finaluNovember 12, 2016, 1:30 pmAdmin stronyNa finiszu eliminacji WBW nie zabrakło emocji - tym razem na scenie stawili się m.in. Szyderca, Filipek, Babinci, Bober, Pueblos czy Kenny. Kto z nich wywalczył awans do finału? W Częstochowie zwyciężył Szyderca, natomiast Bober dochodząc do finału imprezy, zapewnił sobie dziką kartę i ósmą lokatę. Atak rzutem na taśmę po raz drugi nie udał się Filipkowi, który sensacyjnie odpadł z Pueblosem.Poniżej pełna drabinka1/8 finałuBober vs Bambo -> BoberKenny vs Kałach -> KennyFilipek vs Labelny -> FilipekBuczi vs Pueblos -> PueblosWill Spliff vs Szyderca -> SzydercaMurzyn vs Bilu -> MurzynGalop vs Q-key -> GalopBabinci vs Radzias -> Radzias1/4 finałuBober vs Kenny -> BoberFilipek vs Pueblos -> PueblosSzyderca vs Murzyn -> SzydercaGalop vs Radzias -> Radzias1/2 finałuBober vs Pueblos -> BoberSzyderca vs Radzias -> SzydercafinałSzyderca vs Bober -> SzydercaWielki finał już 26 listopada w warszawskiej Proximie. Obok Szydercy i Bobera wystąpią w nim zwycięzcy wcześniejszych eliminacji: Toczek, Yowee, Spartiak, Ryba, Milu oraz Kaz.Na finiszu eliminacji WBW nie zabrakło emocji - tym razem na scenie stawili się m.in. Szyderca, Filipek, Babinci, Bober, Pueblos czy Kenny. Kto z nich wywalczył awans do finału?

W Częstochowie zwyciężył Szyderca, natomiast Bober dochodząc do finału imprezy, zapewnił sobie dziką kartę i ósmą lokatę. Atak rzutem na taśmę po raz drugi nie udał się Filipkowi, który sensacyjnie odpadł z Pueblosem.

Poniżej pełna drabinka

1/8 finału

Bober vs Bambo -> Bober
Kenny vs Kałach -> Kenny
Filipek vs Labelny -> Filipek
Buczi vs Pueblos -> Pueblos
Will Spliff vs Szyderca -> Szyderca
Murzyn vs Bilu -> Murzyn
Galop vs Q-key -> Galop
Babinci vs Radzias -> Radzias

1/4 finału
Bober vs Kenny -> Bober
Filipek vs Pueblos -> Pueblos
Szyderca vs Murzyn -> Szyderca
Galop vs Radzias -> Radzias

1/2 finału
Bober vs Pueblos -> Bober
Szyderca vs Radzias -> Szyderca

finał
Szyderca vs Bober -> Szyderca

Wielki finał już 26 listopada w warszawskiej Proximie. Obok Szydercy i Bobera wystąpią w nim zwycięzcy wcześniejszych eliminacji: Toczek, Yowee, Spartiak, Ryba, Milu oraz Kaz.

]]>
Bitwa o Trójmiasto już w sobotę!https://popkiller.kingapp.pl/2016-03-31,bitwa-o-trojmiasto-juz-w-sobotehttps://popkiller.kingapp.pl/2016-03-31,bitwa-o-trojmiasto-juz-w-soboteMarch 31, 2016, 9:56 pmAdmin strony2 kwietnia zapraszamy Was na Bitwę O Trójmiasto, czyli kolejną mocarnie obsadzoną freestyle'ową batalię - zmierzą się w niej Edzio, Czeski, Babinci, Bośniak, Milu, Szyderca, Ryba i Bober a także 8 najlepszych zawodników z eliminacji. Wszystko w walce o pulę nagród wynoszącą 5000 zł.Prowadzenie: Mateusz Natali (popkiller.pl) Gramofony: Dj Serio? Jury: Filipek / Rak Raczej / Publiczność Zawodnicy rozstawieni: ► Edzio ► Czeski ► Szyderca ► Bośniak ► Bober ► Milu ► Babinci ► Ryba Nagrody: 1 miejsce 3000zł 2 miejsce 1000zł 3 miejsce 500zł 4-8 miejsca 100zł Zapisy: Proszę podać ksywkę i miasto w wiadomości na fanpage: https://www.facebook.com/Bitwa-O-Trójmiasto-925002400948774/ * Uczestników bitwy obowiązuje zakup biletu. Bilety dostępne w: Gdańsk: D-Store58 (Grunwaldzka 140) vis-a-vis Galerii Bałtyckiej Fat Cap (Galeria Bałtycka) Gdynia: Chromsport.pl ul. Starowiejska 41 Biletomat.pl : https://www.biletomat.pl/hip-hop-reggae/bitwa-o-trojmiasto-3289/ Allegro https://allegro.pl/ShowItem2.php?item=6070627381 w cenie: 20zł (wyprzedane) 25zł (przedsprzedaż) 29zł (w dniu bitwy) 2 kwietnia zapraszamy Was na Bitwę O Trójmiasto, czyli kolejną mocarnie obsadzoną freestyle'ową batalię - zmierzą się w niej Edzio, Czeski, Babinci, Bośniak, Milu, Szyderca, Ryba i Bober a także 8 najlepszych zawodników z eliminacji.  Wszystko w walce o pulę nagród wynoszącą 5000 zł.


Prowadzenie: Mateusz Natali (popkiller.pl)

Gramofony: Dj Serio?

Jury: Filipek / Rak Raczej / Publiczność

Zawodnicy rozstawieni:

► Edzio
► Czeski
► Szyderca
► Bośniak
► Bober
► Milu
► Babinci
► Ryba

Nagrody:
1 miejsce 3000zł
2 miejsce 1000zł
3 miejsce 500zł
4-8 miejsca 100zł

Zapisy: Proszę podać ksywkę i miasto w wiadomości na fanpage: https://www.facebook.com/Bitwa-O-Trójmiasto-925002400948774/
* Uczestników bitwy obowiązuje zakup biletu.

Bilety dostępne w:

Gdańsk:
D-Store58 (Grunwaldzka 140) vis-a-vis Galerii Bałtyckiej
Fat Cap (Galeria Bałtycka)

Gdynia:
Chromsport.pl ul. Starowiejska 41

Biletomat.pl : https://www.biletomat.pl/hip-hop-reggae/bitwa-o-trojmiasto-3289/

Allegro https://allegro.pl/ShowItem2.php?item=6070627381

w cenie:

20zł (wyprzedane)
25zł (przedsprzedaż)
29zł (w dniu bitwy)

]]>
O tej sceniczności (i nie tylko) słów jeszcze kilka(set) - komentarz do felietonu Puociahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-01-12,o-tej-scenicznosci-i-nie-tylko-slow-jeszcze-kilkaset-komentarz-do-felietonu-puociahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-01-12,o-tej-scenicznosci-i-nie-tylko-slow-jeszcze-kilkaset-komentarz-do-felietonu-puociaJanuary 13, 2016, 12:43 amJacek Adamiec Nie będę ukrywał, że tekst ten jest inspirowany nie tylko własnymi spostrzeżeniami, ale też stosunkowo niedawno opublikowanym felietonem Michała "Puocia" Płocińskiego. Jego artykuł to jedna z najbardziej rzetelnych wypowiedzi na temat bitewnego freestyle'u, a z pewnością ta najlepiej skonstruowana. Samo w sobie stwierdzenie to nie jest niestety żadnym wyróżnieniem, bo konkurencja praktycznie nie istnieje. Niemniej Puoć w przystępny sposób opisał współczesne starcie freestyle'owych pokoleń, które ja przyrównuję do dziewiętnastowiecznego sporu klasyków z romantykami. Tyle że tym razem to reprezentowani przez pokolenie Puocia klasycyści apelują o różnorodność i odbicie się od obowiązujących form, a romantycy chcą ujednolicenia, czyli po prostu wepchnięcia całego freestyle'u do szufladki z napisem panczlajn. Michał mimowolnie doprowadził do jeszcze jednego pęknięcia w środowisku – podzielił fanów improwizowanych starć na tych, którzy zgadzają się z jego tezami, tylko nie chciało im się wypowiadać i na tych, którzy tl:dr (lol). Mimo tego, że na ogół propsujemy się z Puociem nawzajem i zgadzamy w wielu kwestiach, to siłą rzeczy nasze wypowiedzi będą się od siebie różniły. U niego widać ten dziennikarski szlif, zatem jego tekst jest bardziej spójny. Mój jest pełen dygresji, ale słuchacie przecież freestyle'u, więc już nic nie powinno was dziwić. W grę wchodzi również różnica wieku: jestem co prawda o kilka lat starszy od większości aktywnych zawodników, jednak od Puocia starszy jest już tylko Wujek. I trzecie, najważniejsze – Puoć był trzykrotnym finalistą WBW i pewnie nie raz wygrał jakąś Bitwę o Manowce, do tego przez jakiś czas był mentorem waszego ukochanego Muflona. Ja natomiast jestem tylko słuchaczem i do tego głównie youtube'owym. Freestyle'owałem podobno raz, ale następnego poranka obudziłem się z potężnym bólem głowy i jeszcze silniejszymi wyrzutami sumienia. Tej nieszczęsnej niedzieli o mdłości przyprawiał mnie dochodzący zza ściany odgłos tłuczenia kotletów, który swą miarowością przywodził na myśl hip-hopowy podkład. Ta jednorazowa przygoda z wolnym słowem wystarczyła mi w zupełności. Król punchline'ów i jego poddani Pragnę zaznaczyć, że nie mam nic do punchlinerów. Ja im zazdroszczę. Gdybym był tak błyskotliwy i pamiętliwy, byłbym już na tyle bogaty, że mógłbym sfinansować zamach stanu w jakimś małym państwie Trzeciego Świata, po czym zostać tam jednowładcą i nakazać wszystkim porozumiewać się wierszem. Bez bitu, żeby było bardziej patetycznie. Zamiast tego piszę teksty pro publico bono i wykłócam się w komentarzach. Więc serio, chłopaki, czy na pewno rap jest tym, czym chcecie się zajmować? A może jednak sukces? Piję za to (z nieopamiętaniem Chyry) do wszystkich tych, którzy traktują ten performance tak poważnie, jak niegdyś Pezet muzykę. Serio myślicie, że w domu wasz idol bije swoją kobietę punchem w twarz za to, że odpowiedziała nie na temat? Nie bez powodu istnieje takie określenie, jak proza życia. W mufloniastej audycji któryś z chłopaków (Ematei, Puoć albo właśnie Muflon) mówił o narastającym kulcie zawodników, którzy teraz stają się dla swoich fanów obiektem modłów. Na szczęście żaden z freestyle'owców, których znam, nie zaczął gwiazdorzyć i z przymrużeniem oka patrzy na te wszystkie bitwy. Każdy z nich traktuje to po prostu jako ekwiwalent dobrej imprezy i śmieje się do rozpuku z fanpage'u Głupio mi, kiedy moi znajomi fristajlują. Właśnie przez takie podejście nie rzuciłem jeszcze pisania o freestylu na rzecz, nie wiem, opowiadania o zachowaniach społecznych surykatek. Dlatego też wspierać będę inicjatywy takie jak WLW, gdzie wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, bez jakiejkolwiek zawiści. Zobaczcie – nie tak dawno Konstruktor rozprawił się tam z Pueblosem. Poza pewnymi komentatorami na YouTube, nikt nie czuł się pokrzywdzony. Gdy jednak ten sam zawodnik wszedł podpity „na salony” i został zjedzony przez Filipa, publika chciała go rozszarpać. Czy była to właśnie profanacja owego sacrum? Nie pamiętam, co się liczy: skillsy, delivery, punchczy flow Z poczynaniami freestyle'owców na bieżąco jestem od roku 2007. Oprócz filmików z walk, WBW udostępniło po tej edycji również ich nagrania w formie plików mp3, toteż każdy z nas, ówczesnych gimbusów, katował dziewczyny na przerwach, zagłuszając naszymi telefonami ich Shakiry i Rihanny. Dwóch kolegów poszło nawet o krok dalej i urządziło bitwę wolnostylową w toalecie. Zmagania przerwał pan polonista, który co prawda nazwał chłopaków poetami, jednak bardzo wulgarnymi i śmierdzącymi papierosami. Mieli później obniżone zachowania i mistrzowskie pasy na tyłkach. Dlaczego przywołałem tę anegdotkę? Ażeby podkreślić to, jak duży wpływ miała na nas ta edycja, która przecież była wyjątkowa pod względem różnorodności. Każdy z naszej paczki miał zgrane na telefon co ciekawsze walki. Pamiętaliśmy je z pewnością lepiej od samych zawodników. Tak, Puoć, Twoje również. Sęk w tym, że ktoś, kogo przygoda z freestyle'em, nawet ta odbiorcza, rozpoczęła się od edycji, w której każdy z zawodników odznaczał się swoim niepowtarzalnym stylem, zawsze doszukiwać się będzie w bitwach tego, co zaskakujące. I tak było w tym 2007 roku – pojawił się Eskobar, który swoją osobowością zamiótł cały festiwal. Bo przecież nie skomplikowanymi punchami, to było już wtedy domeną Muflona. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież lata 2006-2008, to już okres zwycięstwa punchy nad wszystkimi innymi elementami wolnego stylu. Poza wyjątkiem, któremu na ksywkę dane było Eskobar, to Muflon dominował (zazwyczaj, przecież wiem) nad wszystkimi. Ale Muflon nie był przecież pozbawioną charakteru maszynką do klepania dwuznaczności, miał ten stand-up'owy sznyt. Z pewnością w konwencji roastowej mógłby sprawdzić się o wiele lepiej, niż się w niej sprawdził dotychczas. Liczy się show. Właśnie dlatego widząc Babinciego, który w prosty, ale zabawny sposób wchodzi w interakcję z publiką, przypominam sobie Muflona przełamującego piątą ścianę, gdy podczas walki z Ensonem na Bitwie o Mokotów pukał w szybkę kamery i zwracał się odbiorcy, który walkę zobaczy za kilka tygodni na LimTV. Albo Spinnerze, to nie jest w tej chwili istotne. Ważne jest to, że w tych momentach czuję, że freestyle mnie nie zawiódł. Podobnie gdy Jędrzej aktywizuje publikę na Pitosie albo Biały wykorzystuje ją przeciw naszemu śmieszkowi. Przecież to to samo, co zrobił Białas w 2009 w walce z Greenem. Pseudo też się prawie zgadza. Nie jest to wtórność, to jest umiejętność grania na sentymentach, a co za tym idzie – wywoływania emocji i wyprowadzania freestyle'u ze sfery chłodnych kalkulacji. To jest ta nie zdefiniowana w pełni sceniczność, która jak widać niejedno ma imię. Idąc tym tropem, zaraz doszedłbym do słynnego follow-upu i tego, jak niedobry ziomek Dolar sprzedał cały hip-hop za marne 300 srebrników, Czeski, jak ksywka wskazuje, reprezentował obcy kapitał, a Flint to... dopisz sobie dowolne wyzwisko, będzie pasować. Tylko zwyczajnie nie chce mi się już śmiać z tego, jak Związek Gimnazjalistów Polskich jednogłośnie wyraził swoją pogardę i zażenowanie. Zainteresowanych odsyłam w tym miejscu do drugiego śródrozdzialiku. Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko Teraz przechodzimy do niezwykle ważnej kwestii i polemicznej części artykułu. Czy osoba mająca styczność z bitwami wyłącznie za pośrednictwem Internetu ma prawo oceniać ich przebieg? Oczywiście, że tak i nie musi się to przecież wiązać ze skrupulatnym rozbijaniem ich na czynniki pierwsze. Rozumiem, co miał na myśli Puoć – mnie też bardzo nie podoba się to youtube'owe punktowanie poszczególnych wejść i niezgadzanie się z każdym werdyktem z zasady, tylko dlatego, że wydało go jury, ale jest też druga storna medalu – co z tymi bitwami, których widz obecny w klubie nie jest w stanie zrozumieć, bo zawodnicy zagłuszani są albo przez lokalnych patriotów, albo globalnych haterów? Znam kilka osób, które przyznały, że nie słyszały kompletnie nic z półfinałowych wejść Babinciego i dopiero nagrania dały im tę możliwość. Jestem pewien, że to nie jedyna taka sytuacja. To samo z zawodnikami, których teraz traktujemy jako legendarnych. Nie oszukujmy się, przykładowy fan wolnego stylu jest nie tylko dużo młodszy od Puocia, ale też ode mnie. Jutro ma próbną maturę, a w gorszym przypadku sprawdzian z wuefu. Gdyby nie mógł oceniać walk Te-Trisa, Dużego Pe czy Trzysia, myślałby, że freestyle wyglądał zawsze tak samo. Kto wie, jak by teraz reagował na sceniczne zagrywki raperów, gdyby nie te pamiętne walki krążące po sieci. W końcu przecież taki Pueblos, którego uwielbiamy za flow, styl i gestykulację, przyznawał w kawałku, że to nagrania rozbudziły w nim zajawkę. Nie neguję istnienia magii chwili i nie twierdzę, że w uczestnictwie w bitewnym amoku nie ma niczego niezwykłego. To oczywiste, że to wyjątkowe przeżycie. Zachęcam do chodzenia na bitwy i uważam, że żadna relacja tego nie zastąpi. Nie ma szans. Jednak jeżeli freestyle jest przede wszystkim dla ludzi w klubie, to przecież nie tylko dla nich. Wykluczmy na ten moment gigabajty napinaczy i załóżmy, że człowiek jest z natury dobry. Niektórym z tych dobrych ludzi brak czasu, środków albo po prostu mają na tyle inną osobowość, że nie do końca uśmiecha im się uczestniczyć w całym zamieszaniu. Wcale nie oznacza to, że nie są w stanie dokonywać interesujących i wnikliwych interpretacji wydarzeń w oparciu o materiały filmowe. Gwoli ścisłości: nie przywołuję tu typowej figury krytyka-malkontenta, raczej pełnego entuzjazmu kinomana. Osoby, o których mowa, kochać mogą freestyle na odległość jakże szczerą miłością platoniczną, a im dłużej będzie to uczucie niezaspokojone, tym piękniejsze powstawać będą peany na cześć obiektu zauroczenia. Wiem, co chciałeś przekazać Puociu i z większością myśli zgadzam się w stu procentach. Staję jednak niejako w obronie tych osób, które mogłyby poczuć się w pewien sposób wykluczone z prawa do wzięcia udziału w dyskusji ze względu na to, że zachowują od freestyle'u fizyczny dystans. Tak samo, jak nie powinniśmy rozbijać go na poszczególne elementy, które moglibyśmy wpisać do tabeli i po wciśnięciu klawisza enter w ułamku sekundy otrzymać zwycięzcę, tak samo nie powinniśmy ograniczać starć wolnostylowych do samej atmosfery panującej w klubie, ponieważ w ten sposób ja nie mógłbym powiedzieć nic o Twoim walkach, a Ty mógłbyś zanegować moje prawo do pisania o bitwach w ogóle. Układ krzywdzący zarówno dla nas obu, jak i całego świata. Porzućmy na chwilę nasze jednostkowe doświadczenia, niech to nie będzie dyskusja Jacka „Subiektywnie o rapie” Adamca z Michałem „Puociem” Płocińskim, tylko zdystansowanego obserwatora z czynnym uczestnikiem. Niby dzieli nas olbrzymia różnica doświadczenia, jednak w kluczowych kwestiach się zgadzamy. Tak więc mogę, (a raczej chcę) wierzyć, że wolnostylowy dialog międzypokoleniowy (jak również interdyscyplinarny) ma rację bytu, są ku temu liczne przesłanki. Kluczowe okaże się to, jak postąpią żołnierze na bitewnych frontach, o których losach tutaj debatujemy. Prawda ekranu Przyjrzyjmy się temu, jak owa postulowana przeze mnie i Puocia sceniczność wypada poza obrębami klubu, gdy raper oddzielony zostaje od odbiorcy ekranem monitora. Nadal sprawdzają się te same mechanizmy, które oddziałują z tak wielką siłą na osoby zebrane w lokalu. Tyle że jest to doświadczenie bardziej indywidualne, niż kolektywne – oglądający walkę nie przeżywa widowiska wraz z innymi, co nie zmienia faktu, że bierze pod uwagę reakcje osób widzianych na monitorze. Wiem, że to w dużej mierze kwestia fachowości nagrań i nagłośnienia, ale darujmy sobie teorię spiskową o nagminnym wyciszaniu publiki. Przez to, co zaraz zasugeruję, z pewnością wiele osób nazwie mnie mordercą zajawki, ale trudno, piszę przecież o hip-hopie, w którym oskarża się wszystkich o wszystko. Oglądanie walk przed monitorem ma dla wielu również swój elitarny wymiar. W końcu przypatrujący się zmaganiom gladiatorów możesz się poczuć jak siedzący w loży konsul, a nie jak miażdżony przez tłum obywatel cesarstwa. Odrobina luksusu za cenę abonamentu za Internet. Nie każdy chce mieć wpływ na zmagania. Ja nie chcę, ja doceniam komfort i umywam ręce. Zawodnicy się z tym liczą. Wchodząc na scenę godzą się z faktem, że zostają osobami medialnymi i ich walki będą oceniane przez kilkadziesiąt tysięcy anonimowych osób z Internetu, które napędzą ich hype. To nie cypher na ławce pod blokiem, to XXI wiek. Pora na wstawkę humorystyczną: istnieje jeszcze kwestia „świeżości umysłu”, z którą podchodzi się do zmagań zawodników. Nie jestem przecież jedynym, który będąc kiedyś na bitwie, zapamiętał z niej wyłącznie preelimki. Nie wiem jak bardzo wdzięczni są zawodnicy za doping na zerwanym filmie, myślę jednak, że nie do końca to kryje się pod enigmatycznym, ale jakże dumnym, określeniem o nazwie świadomy słuchacz. Koniec żartów.Teraz, skoro już wcieliłem się w rolę adwokata diabła, pokażę, że te czynniki sceniczne (takie jak charyzma, spontaniczność, „błysk”) porywające ludzi w klubie, działają nie dość, że na osoby, które nie chodzą na bitwy, to mało tego – freestyle widziały co najwyżej w 8 mili. W tym celu przeprowadziłem doświadczenie: pokazałem mojej przyjaciółce walki Filipka, Szydercy i Pejtera. Uśmiechnęła się i przyznała, że to niezwykle inteligentni i pewni siebie goście. Nie rozumiała jednak, skąd nagle w ich tekstach pojawiają się wzmianki o politykach, raperach, mitologii, jak się to ma do tego konkretnego starcia. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Następnie pokazałem jej występy Eskobara z Bitwy o Pitos. I to było to. Spontaniczne odpowiedzi, proste teksty nawiązujące do wejść swoich przeciwników, umiejętność porwania tłumu. Do czerpania satysfakcji z jego rapu nie było potrzebne rozeznanie w polskim freestyle'u, rozumienie rapowych inside joke'ów. To jest właśnie ta charyzma sceniczna, która nie ogranicza się do wpływu na obecnych na imprezie zajawkowiczów. Ten show, który wykracza poza ramy hip-hopu, to jest istota sceniczności. Wróćmy do przyjaciółki – ona poczuła to tu i teraz, oglądając nagranie w domowym zaciszu, ale gdyby była wtedy na miejscu wydarzenia, jedyne, czego by doświadczyła, to skrępowanie, bo to przecież nie jej idol, nie jej cyrk. Zanim posypią się lawiny hate'ów za atak na idoli, którym rzekomo bym coś ujmował, pragnę nadmienić, że powyższy fragment nie jest próbą wartościowania. To tak, jakbyśmy porównali Level up 7 Laika z Tripem Quebonafide. Z tego pierwszego numeru wyciągniesz niewiele, jeżeli nie znasz rapowych realiów. Tym drugim możesz się cieszyć, nawet jeżeli to pierwszy kawałek hip-hopowy, jaki dane ci było słyszeć. Jeżeli się uprzesz, to pewnie napiszesz, że jeden z tych wykonawców jest wackiem i w ten sposób będziesz chciał udowodnić moje złe intencje. Ale to mylny trop, nie idź tą drogą. Nie będę ukrywał, że tekst ten jest inspirowany nie tylko własnymi spostrzeżeniami, ale też stosunkowo niedawno opublikowanym felietonem Michała "Puocia" Płocińskiego. Jego artykuł to jedna z najbardziej rzetelnych wypowiedzi na temat bitewnego freestyle'u, a z pewnością ta najlepiej skonstruowana. Samo w sobie stwierdzenie to nie jest niestety żadnym wyróżnieniem, bo konkurencja praktycznie nie istnieje. Niemniej Puoć w przystępny sposób opisał współczesne starcie freestyle'owych pokoleń, które ja przyrównuję do dziewiętnastowiecznego sporu klasyków z romantykami. Tyle że tym razem to reprezentowani przez pokolenie Puocia klasycyści apelują o różnorodność i odbicie się od obowiązujących form, a romantycy chcą ujednolicenia, czyli po prostu wepchnięcia całego freestyle'u do szufladki z napisem panczlajn.

Michał mimowolnie doprowadził do jeszcze jednego pęknięcia w środowisku – podzielił fanów improwizowanych starć na tych, którzy zgadzają się z jego tezami, tylko nie chciało im się wypowiadać i na tych, którzy tl:dr (lol).

Mimo tego, że na ogół propsujemy się z Puociem nawzajem i zgadzamy w wielu kwestiach, to siłą rzeczy nasze wypowiedzi będą się od siebie różniły. U niego widać ten dziennikarski szlif, zatem jego tekst jest bardziej spójny. Mój jest pełen dygresji, ale słuchacie przecież freestyle'u, więc już nic nie powinno was dziwić. W grę wchodzi również różnica wieku: jestem co prawda o kilka lat starszy od większości aktywnych zawodników, jednak od Puocia starszy jest już tylko Wujek. I trzecie, najważniejsze – Puoć był trzykrotnym finalistą WBW i pewnie nie raz wygrał jakąś Bitwę o Manowce, do tego przez jakiś czas był mentorem waszego ukochanego Muflona. Ja natomiast jestem tylko słuchaczem i do tego głównie youtube'owym. Freestyle'owałem podobno raz, ale następnego poranka obudziłem się z potężnym bólem głowy i jeszcze silniejszymi wyrzutami sumienia. Tej nieszczęsnej niedzieli o mdłości przyprawiał mnie dochodzący zza ściany odgłos tłuczenia kotletów, który swą miarowością przywodził na myśl hip-hopowy podkład. Ta jednorazowa przygoda z wolnym słowem wystarczyła mi w zupełności.

 

Król punchline'ów i jego poddani

Pragnę zaznaczyć, że nie mam nic do punchlinerów. Ja im zazdroszczę. Gdybym był tak błyskotliwy i pamiętliwy, byłbym już na tyle bogaty, że mógłbym sfinansować zamach stanu w jakimś małym państwie Trzeciego Świata, po czym zostać tam jednowładcą i nakazać wszystkim porozumiewać się wierszem. Bez bitu, żeby było bardziej patetycznie. Zamiast tego piszę teksty pro publico bono i wykłócam się w komentarzach. Więc serio, chłopaki, czy na pewno rap jest tym, czym chcecie się zajmować? A może jednak sukces?

Piję za to (z nieopamiętaniem Chyry) do wszystkich tych, którzy traktują ten performance tak poważnie, jak niegdyś Pezet muzykę. Serio myślicie, że w domu wasz idol bije swoją kobietę punchem w twarz za to, że odpowiedziała nie na temat? Nie bez powodu istnieje takie określenie, jak proza życia.

W mufloniastej audycji któryś z chłopaków (Ematei, Puoć albo właśnie Muflon) mówił o narastającym kulcie zawodników, którzy teraz stają się dla swoich fanów obiektem modłów. Na szczęście żaden z freestyle'owców, których znam, nie zaczął gwiazdorzyć i z przymrużeniem oka patrzy na te wszystkie bitwy. Każdy z nich traktuje to po prostu jako ekwiwalent dobrej imprezy i śmieje się do rozpuku z fanpage'u Głupio mi, kiedy moi znajomi fristajlują. Właśnie przez takie podejście nie rzuciłem jeszcze pisania o freestylu na rzecz, nie wiem, opowiadania o zachowaniach społecznych surykatek. Dlatego też wspierać będę inicjatywy takie jak WLW, gdzie wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, bez jakiejkolwiek zawiści. Zobaczcie – nie tak dawno Konstruktor rozprawił się tam z Pueblosem. Poza pewnymi komentatorami na YouTube, nikt nie czuł się pokrzywdzony. Gdy jednak ten sam zawodnik wszedł podpity „na salony” i został zjedzony przez Filipa, publika chciała go rozszarpać. Czy była to właśnie profanacja owego sacrum?

 

Nie pamiętam, co się liczy: skillsy, delivery, punchczy flow

Z poczynaniami freestyle'owców na bieżąco jestem od roku 2007. Oprócz filmików z walk, WBW udostępniło po tej edycji również ich nagrania w formie plików mp3, toteż każdy z nas, ówczesnych gimbusów, katował dziewczyny na przerwach, zagłuszając naszymi telefonami ich Shakiry i Rihanny. Dwóch kolegów poszło nawet o krok dalej i urządziło bitwę wolnostylową w toalecie. Zmagania przerwał pan polonista, który co prawda nazwał chłopaków poetami, jednak bardzo wulgarnymi i śmierdzącymi papierosami. Mieli później obniżone zachowania i mistrzowskie pasy na tyłkach.

Dlaczego przywołałem tę anegdotkę? Ażeby podkreślić to, jak duży wpływ miała na nas ta edycja, która przecież była wyjątkowa pod względem różnorodności. Każdy z naszej paczki miał zgrane na telefon co ciekawsze walki. Pamiętaliśmy je z pewnością lepiej od samych zawodników. Tak, Puoć, Twoje również. Sęk w tym, że ktoś, kogo przygoda z freestyle'em, nawet ta odbiorcza, rozpoczęła się od edycji, w której każdy z zawodników odznaczał się swoim niepowtarzalnym stylem, zawsze doszukiwać się będzie w bitwach tego, co zaskakujące. I tak było w tym 2007 roku – pojawił się Eskobar, który swoją osobowością zamiótł cały festiwal. Bo przecież nie skomplikowanymi punchami, to było już wtedy domeną Muflona.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież lata 2006-2008, to już okres zwycięstwa punchy nad wszystkimi innymi elementami wolnego stylu. Poza wyjątkiem, któremu na ksywkę dane było Eskobar, to Muflon dominował (zazwyczaj, przecież wiem) nad wszystkimi. Ale Muflon nie był przecież pozbawioną charakteru maszynką do klepania dwuznaczności, miał ten stand-up'owy sznyt. Z pewnością w konwencji roastowej mógłby sprawdzić się o wiele lepiej, niż się w niej sprawdził dotychczas. Liczy się show. Właśnie dlatego widząc Babinciego, który w prosty, ale zabawny sposób wchodzi w interakcję z publiką, przypominam sobie Muflona przełamującego piątą ścianę, gdy podczas walki z Ensonem na Bitwie o Mokotów pukał w szybkę kamery i zwracał się odbiorcy, który walkę zobaczy za kilka tygodni na LimTV. Albo Spinnerze, to nie jest w tej chwili istotne. Ważne jest to, że w tych momentach czuję, że freestyle mnie nie zawiódł. Podobnie gdy Jędrzej aktywizuje publikę na Pitosie albo Biały wykorzystuje ją przeciw naszemu śmieszkowi. Przecież to to samo, co zrobił Białas w 2009 w walce z Greenem. Pseudo też się prawie zgadza. Nie jest to wtórność, to jest umiejętność grania na sentymentach, a co za tym idzie – wywoływania emocji i wyprowadzania freestyle'u ze sfery chłodnych kalkulacji. To jest ta nie zdefiniowana w pełni sceniczność, która jak widać niejedno ma imię.

Idąc tym tropem, zaraz doszedłbym do słynnego follow-upu i tego, jak niedobry ziomek Dolar sprzedał cały hip-hop za marne 300 srebrników, Czeski, jak ksywka wskazuje, reprezentował obcy kapitał, a Flint to... dopisz sobie dowolne wyzwisko, będzie pasować. Tylko zwyczajnie nie chce mi się już śmiać z tego, jak Związek Gimnazjalistów Polskich jednogłośnie wyraził swoją pogardę i zażenowanie. Zainteresowanych odsyłam w tym miejscu do drugiego śródrozdzialiku.

 

Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko

Teraz przechodzimy do niezwykle ważnej kwestii i polemicznej części artykułu. Czy osoba mająca styczność z bitwami wyłącznie za pośrednictwem Internetu ma prawo oceniać ich przebieg? Oczywiście, że tak i nie musi się to przecież wiązać ze skrupulatnym rozbijaniem ich na czynniki pierwsze. Rozumiem, co miał na myśli Puoć – mnie też bardzo nie podoba się to youtube'owe punktowanie poszczególnych wejść i niezgadzanie się z każdym werdyktem z zasady, tylko dlatego, że wydało go jury, ale jest też druga storna medalu – co z tymi bitwami, których widz obecny w klubie nie jest w stanie zrozumieć, bo zawodnicy zagłuszani są albo przez lokalnych patriotów, albo globalnych haterów? Znam kilka osób, które przyznały, że nie słyszały kompletnie nic z półfinałowych wejść Babinciego i dopiero nagrania dały im tę możliwość. Jestem pewien, że to nie jedyna taka sytuacja.

To samo z zawodnikami, których teraz traktujemy jako legendarnych. Nie oszukujmy się, przykładowy fan wolnego stylu jest nie tylko dużo młodszy od Puocia, ale też ode mnie. Jutro ma próbną maturę, a w gorszym przypadku sprawdzian z wuefu. Gdyby nie mógł oceniać walk Te-Trisa, Dużego Pe czy Trzysia, myślałby, że freestyle wyglądał zawsze tak samo. Kto wie, jak by teraz reagował na sceniczne zagrywki raperów, gdyby nie te pamiętne walki krążące po sieci. W końcu przecież taki Pueblos, którego uwielbiamy za flow, styl i gestykulację, przyznawał w kawałku, że to nagrania rozbudziły w nim zajawkę.

Nie neguję istnienia magii chwili i nie twierdzę, że w uczestnictwie w bitewnym amoku nie ma niczego niezwykłego. To oczywiste, że to wyjątkowe przeżycie. Zachęcam do chodzenia na bitwy i uważam, że żadna relacja tego nie zastąpi. Nie ma szans. Jednak jeżeli freestyle jest przede wszystkim dla ludzi w klubie, to przecież nie tylko dla nich. Wykluczmy na ten moment gigabajty napinaczy i załóżmy, że człowiek jest z natury dobry. Niektórym z tych dobrych ludzi brak czasu, środków albo po prostu mają na tyle inną osobowość, że nie do końca uśmiecha im się uczestniczyć w całym zamieszaniu. Wcale nie oznacza to, że nie są w stanie dokonywać interesujących i wnikliwych interpretacji wydarzeń w oparciu o materiały filmowe. Gwoli ścisłości: nie przywołuję tu typowej figury krytyka-malkontenta, raczej pełnego entuzjazmu kinomana. Osoby, o których mowa, kochać mogą freestyle na odległość jakże szczerą miłością platoniczną, a im dłużej będzie to uczucie niezaspokojone, tym piękniejsze powstawać będą peany na cześć obiektu zauroczenia.

Wiem, co chciałeś przekazać Puociu i z większością myśli zgadzam się w stu procentach. Staję jednak niejako w obronie tych osób, które mogłyby poczuć się w pewien sposób wykluczone z prawa do wzięcia udziału w dyskusji ze względu na to, że zachowują od freestyle'u fizyczny dystans. Tak samo, jak nie powinniśmy rozbijać go na poszczególne elementy, które moglibyśmy wpisać do tabeli i po wciśnięciu klawisza enter w ułamku sekundy otrzymać zwycięzcę, tak samo nie powinniśmy ograniczać starć wolnostylowych do samej atmosfery panującej w klubie, ponieważ w ten sposób ja nie mógłbym powiedzieć nic o Twoim walkach, a Ty mógłbyś zanegować moje prawo do pisania o bitwach w ogóle. Układ krzywdzący zarówno dla nas obu, jak i całego świata.

Porzućmy na chwilę nasze jednostkowe doświadczenia, niech to nie będzie dyskusja Jacka „Subiektywnie o rapie” Adamca z Michałem „Puociem” Płocińskim, tylko zdystansowanego obserwatora z czynnym uczestnikiem. Niby dzieli nas olbrzymia różnica doświadczenia, jednak w kluczowych kwestiach się zgadzamy. Tak więc mogę, (a raczej chcę) wierzyć, że wolnostylowy dialog międzypokoleniowy (jak również interdyscyplinarny) ma rację bytu, są ku temu liczne przesłanki. Kluczowe okaże się to, jak postąpią żołnierze na bitewnych frontach, o których losach tutaj debatujemy.

 

Prawda ekranu

Przyjrzyjmy się temu, jak owa postulowana przeze mnie i Puocia sceniczność wypada poza obrębami klubu, gdy raper oddzielony zostaje od odbiorcy ekranem monitora. Nadal sprawdzają się te same mechanizmy, które oddziałują z tak wielką siłą na osoby zebrane w lokalu. Tyle że jest to doświadczenie bardziej indywidualne, niż kolektywne – oglądający walkę nie przeżywa widowiska wraz z innymi, co nie zmienia faktu, że bierze pod uwagę reakcje osób widzianych na monitorze. Wiem, że to w dużej mierze kwestia fachowości nagrań i nagłośnienia, ale darujmy sobie teorię spiskową o nagminnym wyciszaniu publiki.

Przez to, co zaraz zasugeruję, z pewnością wiele osób nazwie mnie mordercą zajawki, ale trudno, piszę przecież o hip-hopie, w którym oskarża się wszystkich o wszystko. Oglądanie walk przed monitorem ma dla wielu również swój elitarny wymiar. W końcu przypatrujący się zmaganiom gladiatorów możesz się poczuć jak siedzący w loży konsul, a nie jak miażdżony przez tłum obywatel cesarstwa. Odrobina luksusu za cenę abonamentu za Internet. Nie każdy chce mieć wpływ na zmagania. Ja nie chcę, ja doceniam komfort i umywam ręce. Zawodnicy się z tym liczą. Wchodząc na scenę godzą się z faktem, że zostają osobami medialnymi i ich walki będą oceniane przez kilkadziesiąt tysięcy anonimowych osób z Internetu, które napędzą ich hype. To nie cypher na ławce pod blokiem, to XXI wiek.

Pora na wstawkę humorystyczną: istnieje jeszcze kwestia „świeżości umysłu”, z którą podchodzi się do zmagań zawodników. Nie jestem przecież jedynym, który będąc kiedyś na bitwie, zapamiętał z niej wyłącznie preelimki. Nie wiem jak bardzo wdzięczni są zawodnicy za doping na zerwanym filmie, myślę jednak, że nie do końca to kryje się pod enigmatycznym, ale jakże dumnym, określeniem o nazwie świadomy słuchacz. Koniec żartów.

Teraz, skoro już wcieliłem się w rolę adwokata diabła, pokażę, że te czynniki sceniczne (takie jak charyzma, spontaniczność, „błysk”) porywające ludzi w klubie, działają nie dość, że na osoby, które nie chodzą na bitwy, to mało tego – freestyle widziały co najwyżej w 8 mili. W tym celu przeprowadziłem doświadczenie: pokazałem mojej przyjaciółce walki Filipka, Szydercy i Pejtera. Uśmiechnęła się i przyznała, że to niezwykle inteligentni i pewni siebie goście. Nie rozumiała jednak, skąd nagle w ich tekstach pojawiają się wzmianki o politykach, raperach, mitologii, jak się to ma do tego konkretnego starcia. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Następnie pokazałem jej występy Eskobara z Bitwy o Pitos. I to było to. Spontaniczne odpowiedzi, proste teksty nawiązujące do wejść swoich przeciwników, umiejętność porwania tłumu. Do czerpania satysfakcji z jego rapu nie było potrzebne rozeznanie w polskim freestyle'u, rozumienie rapowych inside joke'ów. To jest właśnie ta charyzma sceniczna, która nie ogranicza się do wpływu na obecnych na imprezie zajawkowiczów. Ten show, który wykracza poza ramy hip-hopu, to jest istota sceniczności. Wróćmy do przyjaciółki – ona poczuła to tu i teraz, oglądając nagranie w domowym zaciszu, ale gdyby była wtedy na miejscu wydarzenia, jedyne, czego by doświadczyła, to skrępowanie, bo to przecież nie jej idol, nie jej cyrk.

Zanim posypią się lawiny hate'ów za atak na idoli, którym rzekomo bym coś ujmował, pragnę nadmienić, że powyższy fragment nie jest próbą wartościowania. To tak, jakbyśmy porównali Level up 7 Laika z Tripem Quebonafide. Z tego pierwszego numeru wyciągniesz niewiele, jeżeli nie znasz rapowych realiów. Tym drugim możesz się cieszyć, nawet jeżeli to pierwszy kawałek hip-hopowy, jaki dane ci było słyszeć. Jeżeli się uprzesz, to pewnie napiszesz, że jeden z tych wykonawców jest wackiem i w ten sposób będziesz chciał udowodnić moje złe intencje. Ale to mylny trop, nie idź tą drogą.

]]>
Czeski vs Szyderca i Edzio vs Filipek - czyli video ze Stopro Freestyle Battlehttps://popkiller.kingapp.pl/2015-12-15,czeski-vs-szyderca-i-edzio-vs-filipek-czyli-video-ze-stopro-freestyle-battlehttps://popkiller.kingapp.pl/2015-12-15,czeski-vs-szyderca-i-edzio-vs-filipek-czyli-video-ze-stopro-freestyle-battleDecember 15, 2015, 2:14 pmAdmin stronyTuż przed Wielką Bitwą Szczecińską w salonie Stoprocent miały miejsce starcia Batmana z Jokerem i Św. Mikołaja z Zajączkiem Wielkanocnym - a dokładniej Edzia z Filipkiem i Czeskiego z Szydercą. Można obejrzeć już video z obu walk.Tuż przed Wielką Bitwą Szczecińską w salonie Stoprocent miały miejsce starcia Batmana z Jokerem i Św. Mikołaja z Zajączkiem Wielkanocnym - a dokładniej Edzia z Filipkiem i Czeskiego z Szydercą. Można obejrzeć już video z obu walk.

]]>
Wini zapowiada StoPro Freestyle Battle #3 a tam m.in... Edzio vs. Filipek!https://popkiller.kingapp.pl/2015-12-10,wini-zapowiada-stopro-freestyle-battle-3-a-tam-min-edzio-vs-filipekhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-12-10,wini-zapowiada-stopro-freestyle-battle-3-a-tam-min-edzio-vs-filipekDecember 10, 2015, 6:26 pmKrystian KrupińskiPingWini zapowiada trzecią odsłonę StopPro Freestyle Battle, która odbędzie się już w tę sobotę 12 grudnia o godzinie 17 w salonie Stoprocent & Endorfina. Bitwę stoczą... Batman z Jokerem oraz Zając Wielkanocny ze Świętym Mikołajem. Pod jedną parą ukrywają się Edzio i Filipek a pod drugą... sami się przekonajcie. Poznajecie?PingWini zapowiada trzecią odsłonę StopPro Freestyle Battle, która odbędzie się już w tę sobotę 12 grudnia o godzinie 17 w salonie Stoprocent & Endorfina. Bitwę stoczą... Batman z Jokerem oraz Zając Wielkanocny ze Świętym Mikołajem. Pod jedną parą ukrywają się Edzio i Filipek a pod drugą... sami się przekonajcie. Poznajecie?

]]>
Bitwa o Pitos - wynikihttps://popkiller.kingapp.pl/2015-02-28,bitwa-o-pitos-wynikihttps://popkiller.kingapp.pl/2015-02-28,bitwa-o-pitos-wynikiFebruary 28, 2015, 9:02 pmAdmin stronyNa przestrzeni ostatnich 10 lat, będący żywą legendą polskiego freestyle'u Duże Pe zorganizował w Warszawie kilkadziesiąt wolnostylowych imprez z cyklu 'Bitwa O...'. Zaczęło się od małych, otwartych 'Bitew O Indeks' (i o inne stołeczne kluby jak Obiekt Znaleziony, Saturator, Depozyt 44 czy Chwila), na których pierwsze (czy drugie) kroki stawiało wielu MC będących dziś istotnym elementem krajowej sceny. Skończyło się na legendarnych 'Bitwach O Mokotów', które były najbardziej medialnymi i najatrakcyjniejszymi pod względem nagród (w czterech edycjach rozdano nagrody o łącznej wartości około 50.000pln!) wydarzeniami tego typu w Polsce.Dziś doczekaliśmy się powrotu cyklu a w warszawskim klubie niePowiem odbyła się Bitwa o Pitos z łączną pulą nagród blisko 10 000 zł oraz udziałem wielu byłych mistrzów WBW, Wojny o Wawel czy Wojny o Śląsk! Kto zwyciężył w tak doborowym zestawieniu?Rozstawieni: Czeski, Dolar, Edzio, Eskobar, Filipek, Kopek, Sosen, SzydercaÓsemka wybrana z eliminacji: Feranzo, Jędrzej, MC Mózg, Oset, Bajorson, Pejter, Ziutek, Przemek1/8:Edzio - Jędrzej -> EdzioBajorson - Sosen -> SosenSzyderca - Przemek -> SzydercaDolar - MC Mózg -> DolarKopek - Feranzo -> FeranzoPejter - Czeski -> PejterEsko - Oset -> EskoFilipek - Ziutek -> Filipek1/4:Dolar - Sosen -> DolarSzyderca - Feranzo -> SzydercaEsko - Pejter -> EskoFilipek - Edzio -> Filipek1/2:Szyderca - Dolar -> SzydercaEsko - Filipek -> Eskoo 3 miejsce: Dolar - Filipek -> DolarFinał:Esko - Szyderca -> EskoOkazuje się więc, że zwyciężyła "stara gwardia" w postaci dawno nie widzianego na battlach Eskobara - gratulujemy! Video z walk powinno niebawem się pojawić.Na przestrzeni ostatnich 10 lat, będący żywą legendą polskiego freestyle'u Duże Pe zorganizował w Warszawie kilkadziesiąt wolnostylowych imprez z cyklu 'Bitwa O...'. Zaczęło się od małych, otwartych 'Bitew O Indeks' (i o inne stołeczne kluby jak Obiekt Znaleziony, Saturator, Depozyt 44 czy Chwila), na których pierwsze (czy drugie) kroki stawiało wielu MC będących dziś istotnym elementem krajowej sceny. Skończyło się na legendarnych 'Bitwach O Mokotów', które były najbardziej medialnymi i najatrakcyjniejszymi pod względem nagród (w czterech edycjach rozdano nagrody o łącznej wartości około 50.000pln!) wydarzeniami tego typu w Polsce.

Dziś doczekaliśmy się powrotu cyklu a w warszawskim klubie niePowiem odbyła się Bitwa o Pitos z łączną pulą nagród blisko 10 000 zł oraz udziałem wielu byłych mistrzów WBW, Wojny o Wawel czy Wojny o Śląsk! Kto zwyciężył w tak doborowym zestawieniu?

Rozstawieni: Czeski, Dolar, Edzio, Eskobar, Filipek, Kopek, Sosen, Szyderca

Ósemka wybrana z eliminacji: Feranzo, Jędrzej, MC Mózg, Oset, Bajorson, Pejter, Ziutek, Przemek

1/8:

Edzio - Jędrzej -> Edzio
Bajorson - Sosen -> Sosen
Szyderca - Przemek -> Szyderca
Dolar - MC Mózg -> Dolar
Kopek - Feranzo -> Feranzo
Pejter - Czeski -> Pejter
Esko - Oset -> Esko
Filipek - Ziutek -> Filipek

1/4:

Dolar - Sosen -> Dolar
Szyderca - Feranzo -> Szyderca
Esko - Pejter -> Esko
Filipek - Edzio -> Filipek

1/2:

Szyderca - Dolar -> Szyderca
Esko - Filipek -> Esko

o 3 miejsce:
Dolar - Filipek -> Dolar

Finał:
Esko - Szyderca -> Esko

Okazuje się więc, że zwyciężyła "stara gwardia" w postaci dawno nie widzianego na battlach Eskobara - gratulujemy! Video z walk powinno niebawem się pojawić.

]]>
Arrogant Style Wars Battle - półmetek eliminacjihttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-23,arrogant-style-wars-battle-polmetek-eliminacjihttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-23,arrogant-style-wars-battle-polmetek-eliminacjiMarch 23, 2014, 1:18 pmAdmin stronyJesteśmy już na półmetku freestyle'owego turnieju, który odwiedza Kraków, Katowice, Warszawę i Kielce, by zmagania zakończyć w krakowskim finale.Podczas pierwszych dwóch imprez eliminacyjnych Arrogant Style Wars Freestyle Battle w Krakowie i Katowicach, do wielkiego finału awansowali Szyderca, Villmar, Peus i Host. Spotkają się oni podczas wielkiego finału 26.04 w krakowskim klubie Lizard King walcząc o nagrody o łącznej wartości ponad 3000zł. Najbliższa impreza eliminacyjna odbędzie się już 29.03 w Warszawie, w klubie Zinc, gdzie koncerty zagrają Tomb, Kobik/Kleban i Deys. Mamy video z obu odbytych już bitew.Krakowskie eliminacjeKatowickie eliminacjeJesteśmy już na półmetku freestyle'owego turnieju, który odwiedza Kraków, Katowice, Warszawę i Kielce, by zmagania zakończyć w krakowskim finale.

Podczas pierwszych dwóch imprez eliminacyjnych Arrogant Style Wars Freestyle Battle w Krakowie i Katowicach, do wielkiego finału awansowali Szyderca, Villmar, Peus i Host. Spotkają się oni podczas wielkiego finału 26.04 w krakowskim klubie Lizard King walcząc o nagrody o łącznej wartości ponad 3000zł. Najbliższa impreza eliminacyjna odbędzie się już 29.03 w Warszawie, w klubie Zinc, gdzie koncerty zagrają Tomb, Kobik/Kleban i Deys. Mamy video z obu odbytych już bitew.

Krakowskie eliminacje

Katowickie eliminacje

]]>
Szyderca mistrzem WBW 2013https://popkiller.kingapp.pl/2013-11-24,szyderca-mistrzem-wbw-2013https://popkiller.kingapp.pl/2013-11-24,szyderca-mistrzem-wbw-2013November 24, 2013, 12:54 pmAdmin stronyWielu typowało go, mimo że byl debiutantem, jako głównego faworyta... I wygrał. Mistrzem WBW 2013 został Szyderca z Tuchowa, wygrywając po drodze wszystkie walki, a w finale pokonując innego debiutanta - Mentora z Białegostoku.Trzecie miejsce zajęli Oset i Filipek, natomiast grupy prezentowały się następująco:Grupa A:Szyderca 3Oset 1 [awans po dogrywce]Bonez 1Feranzo 1Grupa B:Mentor 3Filipek 2Filozof 1Skajsdelimit 01/2:Szyderca - Filipek -> SzydercaMentor - Oset -> MentorWielu typowało go, mimo że byl debiutantem, jako głównego faworyta... I wygrał. Mistrzem WBW 2013 został Szyderca z Tuchowa, wygrywając po drodze wszystkie walki, a w finale pokonując innego debiutanta - Mentora z Białegostoku.

Trzecie miejsce zajęli Oset i Filipek, natomiast grupy prezentowały się następująco:

Grupa A:

Szyderca 3
Oset 1 [awans po dogrywce]
Bonez 1
Feranzo 1

Grupa B:

Mentor 3
Filipek 2
Filozof 1
Skajsdelimit 0

1/2:

Szyderca - Filipek -> Szyderca
Mentor - Oset -> Mentor

]]>
Szyderca - wywiad przed finałem WBW 2013https://popkiller.kingapp.pl/2013-11-22,szyderca-wywiad-przed-finalem-wbw-2013https://popkiller.kingapp.pl/2013-11-22,szyderca-wywiad-przed-finalem-wbw-2013November 15, 2013, 2:17 pmAdmin stronyOstatni - wg alfabetu - finalista tegorocznej WBW, przez wielu uczestników typowany jest na jednego z groźniejszych, przede wszystkim z uwagi na kąśliwe linijki. Przekonajcie się, co o finale Wielkiej Bitwy Warszawskiej 2013 ma do powiedzenia debiutant w tym gronie, znany jako Szyderca.- Przedstaw się w paru słowachCześć! Mam na imię Tomek, w środowisku freestyle'owym jestem kojarzony pod ksywką Szyderca, na bitwach startuję od 2011 roku.- Do finału awansować było Ci łatwiej czy ciężej niż sądziłeś?Szczerze mówiąc nie wyobrażałem sobie sytuacji, że w tym roku zabraknie mnie w finale. Byłem zbyt mocno zdeterminowany. Obecnie czołówka jest szersza i bardziej wyrównana niż kiedyś, dlatego od początku liczyłem się z tym, że ten awans nie przyjdzie łatwo. Lekkim paradoksem było to, że wszedłem do finału na eliminacjach, na które pojechałem bez choćby najmniejszej spiny na wynik, za to z chęcią zobaczenia się z moimi ziomeczkami z całej Polski. Zapewne to kwestia całkowitego luzu i braku presji. W ogóle, gdy sięgam pamięcią wstecz i przypominam sobie z jakim niedowierzaniem oraz podziwem oglądałem filmiki z pierwszych edycji WBW i zestawiam to z faktem, że dziś sam jestem w finale, to doceniam ten awans jeszcze bardziej. Świetne uczucie i spełnienie marzeń.- Jak oceniasz dotychczasowy poziom dotychczasowej WBW?Bardzo fajny! Da się zauważyć tendencję wzwyżkową, już na wczesnych etapach eliminacji odbywały się fajne walki. Dużo jeżdzę po kraju i cieszy mnie fakt, że wreszcie pojawiły się na WBW osoby, które już od jakiegoś czasu były bardzo dobrymi zawodnikami, jednak nie pokazywali się dotąd na większych bitwach. Ogólnie freestyle w Polsce ma się dobrze, ale nie zrozumieją tego osoby, które: a) zestawiają walki eliminacyjne z wielkimi finałami WBW z tzw. złotych lat, b) porównują ze sobą klimat poszczególnych edycji tylko i wyłącznie na podstawie filmików, c) oceniają freestyle patrząc na niego przez pryzmat sentymentu, analogia do bardzo trafnego swoją drogą wersu "słuchają ksywek, a nie zwrotek", d) są psychofanami tylko jednego zawodnika i wyznają zasadę "mój idol odpadł, więc nie śledzę dalszego ciągu rywalizacji, bo i tak będzie do dupy". Zgodzę się, że nie ma już na to takiego boomu i klimat nie jest już taki jak dawniej, ale scena ma się naprawdę dobrze. Wpadajcie na bitwy, przed komputerem nie poczujecie nawet znikomego procentu tego, co w klubie!- Kogo najbardziej obawiasz się w finale?Ciężko powiedzieć. Zawsze do każdego zawodnika wychodzę z należytym respektem. W finale (nie licząc mnie) będzie 4 zawodników, których atutem są błyskotliwe linijki (Mentor, Filipek, Filozof, Feranzo), jest też bardzo dobrze nawijający Oset, mający fajne przebicie do publiki Bonez, oraz nieprzewidywalny Skajs. Daje to fajne zróżnicowanie stylów. W mojej opinii obsada finału dawno nie była tak wyrównana i zapowiada się naprawdę zacięta walka, dlatego nie jestem w stanie wskazać konkretnej osoby, którą uznałbym za największe zagrożenie.- Jaki cel stawiasz sobie przed wielkim finałem?Chyba dla każdego freestyle'owca startującego na bitwach, największym marzeniem jest zdobycie pasa WBW. Jeśli już jesteś w finale, to walczysz o najwyższą stawkę. Za cel postawiłem sobie pokazanie się z jak najlepszej strony, by niezależnie od wyniku być zadowolonym ze swojej postawy. Nastawianie się na osiągnięcie wysokiej lokaty może tylko wytwarzać dodatkową presję, ja staram się wyznawać zasadę, że jeśli dasz z siebie maksimum, to wyniki przyjdą same. A jakie będą? Też mnie to ciekawi.Poniżej playlista z walkami Szydercy przygotowana przez WBWtvOstatni - wg alfabetu - finalista tegorocznej WBW, przez wielu uczestników typowany jest na jednego z groźniejszych, przede wszystkim z uwagi na kąśliwe linijki. Przekonajcie się, co o finale Wielkiej Bitwy Warszawskiej 2013 ma do powiedzenia debiutant w tym gronie, znany jako Szyderca.

- Przedstaw się w paru słowach

Cześć! Mam na imię Tomek, w środowisku freestyle'owym jestem kojarzony pod ksywką Szyderca, na bitwach startuję od 2011 roku.

- Do finału awansować było Ci łatwiej czy ciężej niż sądziłeś?

Szczerze mówiąc nie wyobrażałem sobie sytuacji, że w tym roku zabraknie mnie w finale. Byłem zbyt mocno zdeterminowany. Obecnie czołówka jest szersza i bardziej wyrównana niż kiedyś, dlatego od początku liczyłem się z tym, że ten awans nie przyjdzie łatwo. Lekkim paradoksem było to, że wszedłem do finału na eliminacjach, na które pojechałem bez choćby najmniejszej spiny na wynik, za to z chęcią zobaczenia się z moimi ziomeczkami z całej Polski. Zapewne to kwestia całkowitego luzu i braku presji. W ogóle, gdy sięgam pamięcią wstecz i przypominam sobie z jakim niedowierzaniem oraz podziwem oglądałem filmiki z pierwszych edycji WBW i zestawiam to z faktem, że dziś sam jestem w finale, to doceniam ten awans jeszcze bardziej. Świetne uczucie i spełnienie marzeń.

- Jak oceniasz dotychczasowy poziom dotychczasowej WBW?

Bardzo fajny! Da się zauważyć tendencję wzwyżkową, już na wczesnych etapach eliminacji odbywały się fajne walki. Dużo jeżdzę po kraju i cieszy mnie fakt, że wreszcie pojawiły się na WBW osoby, które już od jakiegoś czasu były bardzo dobrymi zawodnikami, jednak nie pokazywali się dotąd na większych bitwach. Ogólnie freestyle w Polsce ma się dobrze, ale nie zrozumieją tego osoby, które: a) zestawiają walki eliminacyjne z wielkimi finałami WBW z tzw. złotych lat, b) porównują ze sobą klimat poszczególnych edycji tylko i wyłącznie na podstawie filmików, c) oceniają freestyle patrząc na niego przez pryzmat sentymentu, analogia do bardzo trafnego swoją drogą wersu "słuchają ksywek, a nie zwrotek", d) są psychofanami tylko jednego zawodnika i wyznają zasadę "mój idol odpadł, więc nie śledzę dalszego ciągu rywalizacji, bo i tak będzie do dupy". Zgodzę się, że nie ma już na to takiego boomu i klimat nie jest już taki jak dawniej, ale scena ma się naprawdę dobrze. Wpadajcie na bitwy, przed komputerem nie poczujecie nawet znikomego procentu tego, co w klubie!

- Kogo najbardziej obawiasz się w finale?

Ciężko powiedzieć. Zawsze do każdego zawodnika wychodzę z należytym respektem. W finale (nie licząc mnie) będzie 4 zawodników, których atutem są błyskotliwe linijki (Mentor, Filipek, Filozof, Feranzo), jest też bardzo dobrze nawijający Oset, mający fajne przebicie do publiki Bonez, oraz nieprzewidywalny Skajs. Daje to fajne zróżnicowanie stylów. W mojej opinii obsada finału dawno nie była tak wyrównana i zapowiada się naprawdę zacięta walka, dlatego nie jestem w stanie wskazać konkretnej osoby, którą uznałbym za największe zagrożenie.

- Jaki cel stawiasz sobie przed wielkim finałem?

Chyba dla każdego freestyle'owca startującego na bitwach, największym marzeniem jest zdobycie pasa WBW. Jeśli już jesteś w finale, to walczysz o najwyższą stawkę. Za cel postawiłem sobie pokazanie się z jak najlepszej strony, by niezależnie od wyniku być zadowolonym ze swojej postawy. Nastawianie się na osiągnięcie wysokiej lokaty może tylko wytwarzać dodatkową presję, ja staram się wyznawać zasadę, że jeśli dasz z siebie maksimum, to wyniki przyjdą same. A jakie będą? Też mnie to ciekawi.

Poniżej playlista z walkami Szydercy przygotowana przez WBWtv

]]>
WBW 2013 - trzecie eliminacje i video z drugichhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-21,wbw-2013-trzecie-eliminacje-i-video-z-drugichhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-21,wbw-2013-trzecie-eliminacje-i-video-z-drugichOctober 21, 2013, 9:05 pmAdmin stronyZa nami połowa eliminacji tegorocznej WBW, zwycięzcą drugich okazał się Szyderca z Tuchowa, który tym samym zadebiutuje w finałowej ósemce. W decydującej walce pokonał Filozofa. Już w sobotę trzecie eliminacje, ponownie w klubie Odessa a poniżej szczegóły oraz video z drugiego dnia zmagań Wielkiej Bitwy Warszawskiej 2013.WBW 2013 - FREESTYLE BATTLE - ELIMINACJE NR 3 WBW Freestyle Grand Prix Woli vol. 2 data: 26 PAŹDZIERNIKA 2013 (sobota) 20:00 eliminacje wstępne | 22:30 bitwy miejsce: klub ODESSA - Warszawa, Kolejowa 8/10 prowadzenie: PUOĆ jury: FLINT | THEODOR gramofony: DJ GRUBAZ ZGŁOSZENIA i aktualna lista uczestników >>> https://wbw.pl/bitwy/details/902 bilety: 15 PLN (dostępne tylko w dniu imprezy) KUP TAŃSZY BILET >>> https://facebook.com/WielkaBitwaWarszawska/app_337587919584992Za nami połowa eliminacji tegorocznej WBW, zwycięzcą drugich okazał się Szyderca z Tuchowa, który tym samym zadebiutuje w finałowej ósemce. W decydującej walce pokonał Filozofa. Już w sobotę trzecie eliminacje, ponownie w klubie Odessa a poniżej szczegóły oraz video z drugiego dnia zmagań Wielkiej Bitwy Warszawskiej 2013.

WBW 2013 - FREESTYLE BATTLE - ELIMINACJE NR 3

WBW Freestyle Grand Prix Woli vol. 2
data: 26 PAŹDZIERNIKA 2013 (sobota)
20:00 eliminacje wstępne | 22:30 bitwy
miejsce: klub ODESSA - Warszawa, Kolejowa 8/10
prowadzenie: PUOĆ
jury: FLINT | THEODOR
gramofony: DJ GRUBAZ
ZGŁOSZENIA i aktualna lista uczestników >>> https://wbw.pl/bitwy/details/902
bilety: 15 PLN (dostępne tylko w dniu imprezy)
KUP TAŃSZY BILET >>> https://facebook.com/WielkaBitwaWarszawska/app_337587919584992

]]>
Wojna o Śląsk - finał już jutro!https://popkiller.kingapp.pl/2011-06-02,wojna-o-slask-final-juz-jutrohttps://popkiller.kingapp.pl/2011-06-02,wojna-o-slask-final-juz-jutroJune 2, 2011, 11:00 amAdmin stronyNo i nadszedł ten moment. Po czterech bitwach eliminacyjnych już jutro w chorzowskim klubie Kocynder spotka się ósemka finalistów tegorocznej edycji Wojny O Śląsk.Kto chwyci za mikrofony i jak wyglądają pozostałe szczegóły?Lista zawodników prezentuje się następująco:CzeskiGalopKonradPeusSkopekSzydercaTyminYmcykNatomiast jeszcze dziś możecie rezerwować bilety na stronie bitwy, cena przedsprzedażowa to 10 zł.Wydarzenie FBNo i nadszedł ten moment. Po czterech bitwach eliminacyjnych już jutro w chorzowskim klubie Kocynder spotka się ósemka finalistów tegorocznej edycji Wojny O Śląsk.

Kto chwyci za mikrofony i jak wyglądają pozostałe szczegóły?

Lista zawodników prezentuje się następująco:
Czeski
Galop
Konrad
Peus
Skopek
Szyderca
Tymin
Ymcyk

Natomiast jeszcze dziś możecie rezerwować bilety na stronie bitwy, cena przedsprzedażowa to 10 zł.

Wydarzenie FB

]]>