popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Chuck Inglishhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19161/Chuck-InglishOctober 5, 2024, 11:14 pmpl_PL © 2024 Admin stronyNBA Live 2015 Soundtrack - odsłuchhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-28,nba-live-2015-soundtrack-odsluchhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-28,nba-live-2015-soundtrack-odsluchOctober 28, 2021, 7:26 pmJakub GolińskiTegoroczna edycja gry NBA Live zadebiutowała 7 października. Zgodnie z tradycją pojawił się również jej oficjalny soundtrack, a na nim blisko 30 rapowych tracków. Tracklistę tworzy głównie świeża krew. Są ksywki, które osobiście widzę pierwszy raz. G-Eazy, Gent & Jawns, K Camp, TeeFlii… Z lekkim wzruszeniem wracam do czasów gdy za muzykę w grze odpowiadali Snoop Dogg, Naughty By Nature, Fabolous czy choćby Angie Martinez z numerem 'If I Could Go'.Damian Lillard – rozgrywający Portland i jednocześnie gwiazda okładki najnowszej NBA Live – poproszony o komentarz powiedział: „Zdecydowanie wolę oldschoolowy rap. Zazwyczaj gdy słyszę jakieś nowe rzeczy to przez to, że ktoś mi je puści. Nie wyszukuję specjalnie nowych raperów, a na tracklistę NBA Live 2015 składa się sporo nowych graczy. Jest to więc dobry sposób na sprawdzenie tego co świeże dla takich oldschooowców jak ja.”Jednocześnie dodaje, że jego ulubiony numer z tegorocznego soundtrack’u to „Born and Rise” od legend ze Smif N Wessun.Lista numerów prezentuje się następująco:Chuck Inglish - Gametime feat. Action Bronson Bishop Nehru - You Stressin' (Prod. by Disclosure) Yonas Michael - Concrete Love (Live at the Velvet Room) Daytona - Walk Around (Prod. By Harry Fraud) Flatbush Zombies - My Team Supreme 2.0 feat. Bodega Bamz Federal Reserve - Still Dipset feat. Cam'ron, A-Trak & Juelz Santana Smif N Wessun - Born and Raised feat. Junior Kelly Bas - Charles De Gaulle To JFK Bodega Bamz - Young And Livin Phantogram - Black Out Days Fashawn - Letter F G-Eazy - Complete Gent & Jawns - Fireball Jeremih - Don’t Tell Em feat. YG A-Trak x Milo & Otis - Out The Speakers feat. Rich Kidz J. Sands feat. L.F. Daze - Five To Get Live (NBA LIVE REMIX) Jeezy - Me Ok Raz Fresco - Freshest Ever feat. ChillxWill TeeFLii - 24 Hours feat. 2 Chainz 813 - Thank You Sir Sly - Inferno Brooke Candy - Opulence Rustie - Up Down feat. D Double E Tuki Carter - Yeah Deluka - Black Magic K CAMP - Money Baby feat. Kwony Ca$hTegoroczna edycja gry NBA Live zadebiutowała 7 października. Zgodnie z tradycją pojawił się również jej oficjalny soundtrack, a na nim blisko 30 rapowych tracków. Tracklistę tworzy głównie świeża krew. Są ksywki, które osobiście widzę pierwszy raz. G-Eazy, Gent & Jawns, K Camp, TeeFlii… Z lekkim wzruszeniem wracam do czasów gdy za muzykę w grze odpowiadali Snoop Dogg, Naughty By Nature, Fabolous czy choćby Angie Martinez z numerem 'If I Could Go'.

Damian Lillard – rozgrywający Portland i jednocześnie gwiazda okładki najnowszej NBA Live – poproszony o komentarz powiedział: „Zdecydowanie wolę oldschoolowy rap. Zazwyczaj gdy słyszę jakieś nowe rzeczy to przez to, że ktoś mi je puści. Nie wyszukuję specjalnie nowych raperów, a na tracklistę NBA Live 2015 składa się sporo nowych graczy. Jest to więc dobry sposób na sprawdzenie tego co świeże dla takich oldschooowców jak ja.”

Jednocześnie dodaje, że jego ulubiony numer z tegorocznego soundtrack’u to „Born and Rise” od legend ze Smif N Wessun.

Lista numerów prezentuje się następująco:

Chuck Inglish - Gametime feat. Action Bronson 
Bishop Nehru - You Stressin' (Prod. by Disclosure) 
Yonas Michael - Concrete Love (Live at the Velvet Room) 
Daytona - Walk Around (Prod. By Harry Fraud) 
Flatbush Zombies - My Team Supreme 2.0 feat. Bodega Bamz 
Federal Reserve - Still Dipset feat. Cam'ron, A-Trak & Juelz Santana 
Smif N Wessun - Born and Raised feat. Junior Kelly 
Bas - Charles De Gaulle To JFK 
Bodega Bamz - Young And Livin
Phantogram - Black Out Days
Fashawn - Letter F
G-Eazy - Complete
Gent & Jawns - Fireball
Jeremih - Don’t Tell Em feat. YG
A-Trak x Milo & Otis - Out The Speakers feat. Rich Kidz
J. Sands feat. L.F. Daze - Five To Get Live (NBA LIVE REMIX)
Jeezy - Me Ok
Raz Fresco - Freshest Ever feat. ChillxWill
TeeFLii - 24 Hours feat. 2 Chainz
813 - Thank You
Sir Sly - Inferno 
Brooke Candy - Opulence 
Rustie - Up Down feat. D Double E 
Tuki Carter - Yeah 
Deluka - Black Magic
K CAMP - Money Baby feat.
Kwony Ca$h

]]>
II Urodziny Flirtini: The Cool Kids @Warszawahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-08-28,ii-urodziny-flirtini-the-cool-kids-warszawahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-08-28,ii-urodziny-flirtini-the-cool-kids-warszawaAugust 28, 2014, 9:16 pmAdmin stronyHeineken wspólnie z Cudem Nad Wisłą, zaprasza na wyjątkową serię koncertów i imprez – Heineken City Nights! Tego lata, w każdy sobotni wieczór na Bulwarze Flotylli Wiślanej zagrają nietuzinkowi artyści z całego świata, przenosząc brzmienia światowych metropolii do Warszawy. Ten wieczór będzie wyjątkowy bo to ostatnia impreza wakacji i drugie urodziny kolektywu Flirtini! Oto zaproszenie od bohaterów tego wieczoru: Mijają 2 lata odkąd razem się bujamy. Przez ten czas zaprosiliśmy dla Was wieeelu świetnych artystów z całego świata. Idziemy dalej za ciosem. Na naszych drugich urodzinach zagrają najbardziej wyluzowani goście ze Stanów. The Cool Kids po raz pierwszy w Polsce! Pochodzą z okolic Chicago. Jest ich dwóch, Chuck Inglish i Sir Michael Rocks, tworzą rap luźny, który docenili już m.in.: Diplo czy A-Trak, oferując Cool Kidsom oferty wydawnicze. Muzyka Chucka i Mike’ego często była wykorzystywany w reklamach, serialach i grach komputerowych. Na koncie mają nagrania z graczami typu Drake, Lil Wayne, Mac Miller, Yelawolf, Curren$y czy Pac Div. Dawno nikt nie był tak “cool” jak te wieczne dzieciaki. THE COOL KIDS (Sir Michael Rocks & Chuck Inglish / USA) Jedynak & Ment XXL (Flirtini) Zeppy Zep (Heartbreaks & Promises) Tort (Rasmentalism) Invent (U Know Me) Start: 21:00 Start koncertu: 22:00 Po koncercie rzecz jasna balanga do rana - za sterami Flirtini i przyjaciele! WSTĘP WOLNY!Heineken wspólnie z Cudem Nad Wisłą, zaprasza na wyjątkową serię koncertów i imprez – Heineken City Nights! Tego lata, w każdy sobotni wieczór na Bulwarze Flotylli Wiślanej zagrają nietuzinkowi artyści z całego świata, przenosząc brzmienia światowych metropolii do Warszawy.

Ten wieczór będzie wyjątkowy bo to ostatnia impreza wakacji i drugie urodziny kolektywu Flirtini! Oto zaproszenie od bohaterów tego wieczoru:

Mijają 2 lata odkąd razem się bujamy. Przez ten czas zaprosiliśmy dla Was wieeelu świetnych artystów z całego świata. Idziemy dalej za ciosem. Na naszych drugich urodzinach zagrają najbardziej wyluzowani goście ze Stanów. The Cool Kids po raz pierwszy w Polsce!

Pochodzą z okolic Chicago. Jest ich dwóch, Chuck Inglish i Sir Michael Rocks, tworzą rap luźny, który docenili już m.in.: Diplo czy A-Trak, oferując Cool Kidsom oferty wydawnicze. Muzyka Chucka i Mike’ego często była wykorzystywany w reklamach, serialach i grach komputerowych. Na koncie mają nagrania z graczami typu Drake, Lil Wayne, Mac Miller, Yelawolf, Curren$y czy Pac Div. Dawno nikt nie był tak “cool” jak te wieczne dzieciaki.

THE COOL KIDS
(Sir Michael Rocks & Chuck Inglish / USA)

Jedynak & Ment XXL (Flirtini)
Zeppy Zep (Heartbreaks & Promises)
Tort (Rasmentalism)
Invent (U Know Me)

Start: 21:00
Start koncertu: 22:00

Po koncercie rzecz jasna balanga do rana - za sterami Flirtini i przyjaciele!

WSTĘP WOLNY!

]]>
The Cool Kids w Katowicach!https://popkiller.kingapp.pl/2014-08-20,the-cool-kids-w-katowicachhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-08-20,the-cool-kids-w-katowicachAugust 20, 2014, 8:43 amSławek MessaliTHE COOL KIDS po raz pierwszy w Polsce! 29.08.2014, Katowice, VarieteWydarzenie na facebooku Już dawno nikt nie był tak cool, jak Chuck Inglish i Sir Michael Rocks! Utalentowani raperzy pochodzący z okolic Chicago mają na koncie nagrania z takimi sławami jak Drake, Lil Wayne, Mac Miller,Too $hort, Casey Veggies, Yelawolf, Curren$y, Pac Div czy Pharrell Williams. Oferty wydawnicze Cool Kids-om proponowali między innymi Diplo oraz A-Trak. Muzyka Chucka i Mike’ego z całą pewnością wyprzedza naszą epokę, często wykorzystywana jest w reklamach, serialach i grach komputerowych! AFTER PARTY: GAVOR&KAVKA/TURBOWIXA EVENT SZYJE Mr. Gugu & Miss Go KUP BILET! Bilety do nabycia u naszych dilerów w sieci ticketportal oraz biletomat.pl PRZEDSPRZEDAŻ! Bilety w przedsprzedaży za jedyne 20 zł KUP TERAZ! W dniu koncertu bilety do nabycia w kasie klubu w cenie 30 zł PARTNERZY: IRF Twoje miejsce w sieci, Katowice - Miasto Ogrodów, HipHopKoncert, Let's Book, LAC Audio, DIVOOM, 40 Kilo Vinyli, 12 Cali Vinyl Shop, Biletomat.pl, TicketPortal oraz HipHopHeadz.pl PATRONAT MEDIALNY: CGM.PL, Popkiller, GlamRap.pl, Brudne Południe, TVS, Ultramaryna, Hip-Hop.pl, Liveonstage.pl, Rapublika, Mobilizacja, dlastudenta.pl, rapportal.pl, VAIB, Bardzo Znane Imprezy ORGANIZATOR: BIG idea, Polska t: +48 516028415, m: info@big-idea.eu VIDEO: The Cool Kids - "Bundle Up"[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16222","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] The Cool Kids - "Black Mags"[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16223","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] "Summer Jam" feat. Maxine Ashley[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16224","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]THE COOL KIDS po raz pierwszy w Polsce!
29.08.2014, Katowice, Variete
Wydarzenie na facebooku

Już dawno nikt nie był tak cool, jak Chuck Inglish i Sir Michael Rocks!
Utalentowani raperzy pochodzący z okolic Chicago mają na koncie nagrania z takimi sławami jak Drake, Lil Wayne, Mac Miller,Too $hort, Casey Veggies, Yelawolf, Curren$y, Pac Div czy Pharrell Williams.
Oferty wydawnicze Cool Kids-om proponowali między innymi Diplo oraz A-Trak. Muzyka Chucka i Mike’ego z całą pewnością wyprzedza naszą epokę, często wykorzystywana jest w reklamach, serialach i grach komputerowych!

AFTER PARTY: GAVOR&KAVKA/TURBOWIXA

EVENT SZYJE Mr. Gugu & Miss Go

KUP BILET!
Bilety do nabycia u naszych dilerów w sieci ticketportal oraz biletomat.pl
PRZEDSPRZEDAŻ! Bilety w przedsprzedaży za jedyne 20 zł KUP TERAZ!
W dniu koncertu bilety do nabycia w kasie klubu w cenie 30 zł

PARTNERZY:
IRF Twoje miejsce w sieci, Katowice - Miasto Ogrodów, HipHopKoncert, Let's Book, LAC Audio, DIVOOM, 40 Kilo Vinyli, 12 Cali Vinyl Shop, Biletomat.pl, TicketPortal oraz HipHopHeadz.pl

PATRONAT MEDIALNY:
CGM.PL, Popkiller, GlamRap.pl, Brudne Południe, TVS, Ultramaryna, Hip-Hop.pl, Liveonstage.pl, Rapublika, Mobilizacja, dlastudenta.pl, rapportal.pl, VAIB, Bardzo Znane Imprezy

ORGANIZATOR:
BIG idea, Polska t: +48 516028415, m: info@big-idea.eu

VIDEO:
The Cool Kids - "Bundle Up"

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16222","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

The Cool Kids - "Black Mags"

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16223","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

"Summer Jam" feat. Maxine Ashley

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16224","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]



]]>
Mac Miller "Watching Movies With The Sound Off" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-12,mac-miller-watching-movies-with-the-sound-off-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-12,mac-miller-watching-movies-with-the-sound-off-recenzjaJuly 11, 2013, 6:03 pmDaniel WardzińskiMając 19 lat mieć już na koncie niezależnie wydany album zdobywający pierwszy "number one spot" na liście sprzedażowej od szesnastu lat? Słabo? Oczywiście - liczby mogą oszukiwać. Np. w tym przypadku trochę oszukują, bo choć "Blue Slide Park" miał sporo momentów do których chce się wracać, to nie był też na pewno najlepszą porcją muzyki od Maca. Sukces tego albumu to raczej wynik bardzo udanej mixtape'owej rozgrywki i walki o fanów, którzy w ciemno poszli do sklepów i kupili debiut swojego młodego idola w prawie 150 tysiącach egzeplarzy w pierwszym tygodniu. Tegoroczny wynik z "Watching Movies With The Sound Off" to "zaledwie" 100 tysięcy, a Mac nadal nie zdecydował się na współpracę z majorsem, pozostając wiernym Pittsburghowemu Rostrum Records i jednocześnie inaugurując działalność swojego REMember, które ma upamiętniać jego zmarłego ziomka o ksywie REM.Pytany o różnice między albumami Miller mówi, że "Blue Slide Park" było bardziej skoncentrowane na dorastaniu w Pittsburghu, a drugi krążek to już bardziej spojrzenie z perspektywy kalifornijskich luksusowych mieszkań i bycia gwiazdą show w MTV. Jednocześnie dużo w tym wspominek i retrospekcji. Mylą się ci, którzy widzieliby w "Watching Movies With The Sound Off" album celebrujący prosperity i traktujący jak większość mainstreamowych płyt o samochodach, pieniądzach, laskach i narkotykach. Nie sposób tych tematów pominąć rzecz jasna, ale to nie o nie tutaj chodzi. Mac Miller jest zbyt bystry na takie spłycanie swojej muzyki.Po pierwszym przesłuchaniu nie miałem wątpliwości, że to album lepszy od debiutu i nie mam ich nadal. "Watching Movies With The Sound Off" to krążek na którym Mac z dzieciaka, któremu wszystko wolno zmienił się w dzieciaka, który zdał sobie sprawę, że to co osiągnął wcale nie jest tak piękne jak mu się wydawało. Amerykańscy recenzenci starają się mocno przekonać nas, że stał się piewcą postmodernistycznej filozofii i faktycznie da się znaleźć jej elementy w potwornie chaotycznym labiryncie skomplikowanych myśli kryjących się w tej młodej głowie. W "Red Dot Music" z Action Bronsonem nawija "It must be the drugs makes us thinking crazy shit" i płyta rzeczywiście sprawia wrażenie ciężkiego naroktycznego przelotu, podkreślonego jeszcze charakterem samej muzyki, która brzmi jak zestaw mocno trippujących kompozycji ładnie zgrywających się z tekstami.Mac Miller ma bardzo duży zasób słownictwa i używa go świadomie, w taki sposób, że potwierdza swoją inteligencję. Przy tym wers "intelligent but we're going stupid" jest bardzo trafny. Miesza się tutaj depresja człowieka sukcesu ujęta w bardzo celnych refleksjach z zapisem hedonistycznych igraszek gówniarza, który z pomocą olbrzymiego hajsu zerwał się z łańcucha. Ma predyspozycje zarówno, żeby pisać takie linijki jak "if Mars is the farthest that man has set his target/ Then I don't know why I even started" czy "I'm nasty, I never shower, go sleep on a bed of flowers/ Not into this conversation, I've been in my head for hours" jak i zaplątać się w swoich myślach czy przelecieć zwrotkę z której w głowie nie zostaje nic. Idealnym reprezentantem lirycznej strony tego materiału jest "I Am What I Am (Killin' Time)", który pokazuje w pełni skomplikowaną osobowość rapera i jest chyba najlepszym trackiem na całym materiale.Muzycznie jest ciekawie, różnorodnie i świeżo. Wers z singlowego "S.D.S." na bicie Flying Lotusa "All your songs are sixteen's and a hook/ We're here to reinvent music, it's time for the revolution" można traktować poważnie. Miller pasuje do współczesnych trendów, ale jednocześnie słychać, że jest poszukiwaczem. Materiał jest trochę jak kalejdoskop, ale nie rozjeżdża się na różne na strony, trzyma spójny klimat i tworzy ciekawą całość. Chwilami jednak bezsprzecznie muli, m.in. już na samym początku przy "Star Room" czy później przy "I'm Not Real" z Earlem Sweatshirtem (choć to akurat bardziej wina zblazowanego i spitchowanego w dół Millera niż bitu). Z drugiej strony mamy świeżość w czystej postaci jak np. "Avian", który swoją rytmiką rozmontowuje z miejsca, a refren dzięki prostej, ale naprawdę "nowej" perkusji robi robotę, aż miło. Wspomniany "S.D.S." też do schematycznych nie należy, a głębokie Casinowe motywy mieszają się tutaj z superbrzmieniem prosto z niezawodnego ID Labs w "Someone Like You". Do tego dochodzi bardzo dobrze zaśpiewane "Objects In The Mirror" Pharrella, które jest jednym z najlepszych lovesongów w amerykańskim rapie ostatnich lat. To nie koniec. Mamy klasyczny sztos Alchemista w rewelacyjnym "Red Dot Music", mały poradnik jak rapować na trapach w "Watching Movies" i jeden z moich faworytów - poświęcony zmarłemu ziomkowi "REMember" wyprodukowany przez gospodarza A.K.A. Larry Fishermana.Niby ciężko się przy tej płycie nudzić z drugiej przez spowolnione bluntami i kodeiną flow nieraz łatwo zasnąć. Dodatkowo specyfiki psychoaktywne pojawiają się tutaj już nie jako sposób na zabawę, a raczej jako uśmierzacz bólu, co każe mojemu rozsądkowi martwić się o dalszy rozwój sytuacji młodego MC. Mac Miller zrobił naprawdę dobry album, może troszkę zbyt wkręcony w slow motion, ale zarazem niezwykle świeży, oryginalny i autorski. Zdecydowanie warto, dla mnie najmocniejsza pozycja z 18th June Trio - płyt które ukazały się tego dnia (oprócz Millera wydali wtedy J. Cole i Kanye West), zarazem nie pozbawiona wad. Bez wątpienia natomiast najlepsza w dorobku reprezentanta Pittsburgha i potwierdzająca jego artystyczny rozwój i olbrzymi potencjał - nie tylko muzyczny, ale też intelektualny, co w dzisiejszym mainstreamie z USA nie jest zbyt częste. Mając 19 lat mieć już na koncie niezależnie wydany album zdobywający pierwszy "number one spot" na liście sprzedażowej od szesnastu lat? Słabo? Oczywiście - liczby mogą oszukiwać. Np. w tym przypadku trochę oszukują, bo choć "Blue Slide Park" miał sporo momentów do których chce się wracać, to nie był też na pewno najlepszą porcją muzyki od Maca. Sukces tego albumu to raczej wynik bardzo udanej mixtape'owej rozgrywki i walki o fanów, którzy w ciemno poszli do sklepów i kupili debiut swojego młodego idola w prawie 150 tysiącach egzeplarzy w pierwszym tygodniu. Tegoroczny wynik z "Watching Movies With The Sound Off" to "zaledwie" 100 tysięcy, a Mac nadal nie zdecydował się na współpracę z majorsem, pozostając wiernym Pittsburghowemu Rostrum Records i jednocześnie inaugurując działalność swojego REMember, które ma upamiętniać jego zmarłego ziomka o ksywie REM.

Pytany o różnice między albumami Miller mówi, że "Blue Slide Park" było bardziej skoncentrowane na dorastaniu w Pittsburghu, a drugi krążek to już bardziej spojrzenie z perspektywy kalifornijskich luksusowych mieszkań i bycia gwiazdą show w MTV. Jednocześnie dużo w tym wspominek i retrospekcji. Mylą się ci, którzy widzieliby w "Watching Movies With The Sound Off" album celebrujący prosperity i traktujący jak większość mainstreamowych płyt o samochodach, pieniądzach, laskach i narkotykach. Nie sposób tych tematów pominąć rzecz jasna, ale to nie o nie tutaj chodzi. Mac Miller jest zbyt bystry na takie spłycanie swojej muzyki.

Po pierwszym przesłuchaniu nie miałem wątpliwości, że to album lepszy od debiutu i nie mam ich nadal. "Watching Movies With The Sound Off" to krążek na którym Mac z dzieciaka, któremu wszystko wolno zmienił się w dzieciaka, który zdał sobie sprawę, że to co osiągnął wcale nie jest tak piękne jak mu się wydawało. Amerykańscy recenzenci starają się mocno przekonać nas, że stał się piewcą postmodernistycznej filozofii i faktycznie da się znaleźć jej elementy w potwornie chaotycznym labiryncie skomplikowanych myśli kryjących się w tej młodej głowie. W "Red Dot Music" z Action Bronsonem nawija "It must be the drugs makes us thinking crazy shit" i płyta rzeczywiście sprawia wrażenie ciężkiego naroktycznego przelotu, podkreślonego jeszcze charakterem samej muzyki, która brzmi jak zestaw mocno trippujących kompozycji ładnie zgrywających się z tekstami.

Mac Miller ma bardzo duży zasób słownictwa i używa go świadomie, w taki sposób, że potwierdza swoją inteligencję. Przy tym wers "intelligent but we're going stupid" jest bardzo trafny. Miesza się tutaj depresja człowieka sukcesu ujęta w bardzo celnych refleksjach z zapisem hedonistycznych igraszek gówniarza, który z pomocą olbrzymiego hajsu zerwał się z łańcucha. Ma predyspozycje zarówno, żeby pisać takie linijki jak "if Mars is the farthest that man has set his target/ Then I don't know why I even started" czy "I'm nasty, I never shower, go sleep on a bed of flowers/ Not into this conversation, I've been in my head for hours" jak i zaplątać się w swoich myślach czy przelecieć zwrotkę z której w głowie nie zostaje nic. Idealnym reprezentantem lirycznej strony tego materiału jest "I Am What I Am (Killin' Time)", który pokazuje w pełni skomplikowaną osobowość rapera i jest chyba najlepszym trackiem na całym materiale.

Muzycznie jest ciekawie, różnorodnie i świeżo. Wers z singlowego "S.D.S." na bicie Flying Lotusa "All your songs are sixteen's and a hook/ We're here to reinvent music, it's time for the revolution" można traktować poważnie. Miller pasuje do współczesnych trendów, ale jednocześnie słychać, że jest poszukiwaczem. Materiał jest trochę jak kalejdoskop, ale nie rozjeżdża się na różne na strony, trzyma spójny klimat i tworzy ciekawą całość. Chwilami jednak bezsprzecznie muli, m.in. już na samym początku przy "Star Room" czy później przy "I'm Not Real" z Earlem Sweatshirtem (choć to akurat bardziej wina zblazowanego i spitchowanego w dół Millera niż bitu). Z drugiej strony mamy świeżość w czystej postaci jak np. "Avian", który swoją rytmiką rozmontowuje z miejsca, a refren dzięki prostej, ale naprawdę "nowej" perkusji robi robotę, aż miło. Wspomniany "S.D.S." też do schematycznych nie należy, a głębokie Casinowe motywy mieszają się tutaj z superbrzmieniem prosto z niezawodnego ID Labs w "Someone Like You". Do tego dochodzi bardzo dobrze zaśpiewane "Objects In The Mirror" Pharrella, które jest jednym z najlepszych lovesongów w amerykańskim rapie ostatnich lat. To nie koniec. Mamy klasyczny sztos Alchemista w rewelacyjnym "Red Dot Music", mały poradnik jak rapować na trapach w "Watching Movies" i jeden z moich faworytów - poświęcony zmarłemu ziomkowi "REMember" wyprodukowany przez gospodarza A.K.A. Larry Fishermana.

Niby ciężko się przy tej płycie nudzić z drugiej przez spowolnione bluntami i kodeiną flow nieraz łatwo zasnąć. Dodatkowo specyfiki psychoaktywne pojawiają się tutaj już nie jako sposób na zabawę, a raczej jako uśmierzacz bólu, co każe mojemu rozsądkowi martwić się o dalszy rozwój sytuacji młodego MC. Mac Miller zrobił naprawdę dobry album, może troszkę zbyt wkręcony w slow motion, ale zarazem niezwykle świeży, oryginalny i autorski. Zdecydowanie warto, dla mnie najmocniejsza pozycja z 18th June Trio - płyt które ukazały się tego dnia (oprócz Millera wydali wtedy J. Cole i Kanye West), zarazem nie pozbawiona wad. Bez wątpienia natomiast najlepsza w dorobku reprezentanta Pittsburgha i potwierdzająca jego artystyczny rozwój i olbrzymi potencjał - nie tylko muzyczny, ale też intelektualny, co w dzisiejszym mainstreamie z USA nie jest zbyt częste.

 

]]>
Chuck Inglish "Drops" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-05-04,chuck-inglish-drops-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-05-04,chuck-inglish-drops-teledyskMay 5, 2013, 11:07 amDamian NogaChuck Inglish z The Cool Kids daje nam obraz do swojego singla "Drops". Utwór promuje nadchodzącą EP "Droptops" i jest osadzony w charakterystyce The Cool Kids, czyli podkłady wyprzedzające swoją erę, z mnóstwem sampli dźwięków z otoczenia. Dziwne, na pierwszy rzut ucha, ale po kilku odsłuchach człowiek się uzależnia. Chuck świetnie się spisał goszcząc u Freddiego Gibbsa i Pac Div, a miał w planach rownież mixtape z Curren$ym. Nadal jednak jest znany tylko niszowo i działa niezależnie. Woop woop, woop woop!Chuck Inglish z The Cool Kids daje nam obraz do swojego singla "Drops". Utwór promuje nadchodzącą EP "Droptops" i jest osadzony w charakterystyce The Cool Kids, czyli podkłady wyprzedzające swoją erę, z mnóstwem sampli dźwięków z otoczenia. Dziwne, na pierwszy rzut ucha, ale po kilku odsłuchach człowiek się uzależnia. Chuck świetnie się spisał goszcząc u Freddiego Gibbsa i Pac Div, a miał w planach rownież mixtape z Curren$ym. Nadal jednak jest znany tylko niszowo i działa niezależnie. Woop woop, woop woop!

]]>
Pac Div "GMB" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-25,pac-div-gmb-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-25,pac-div-gmb-recenzjaDecember 25, 2012, 3:57 pmDaniel WardzińskiPac Div to zespół, który na mapie współczesnej muzyki z Kalifornii powinien być zakodowany w głowie każdego fana. Na tyle młodzi, że ich muzyka jest bardzo współczesna, doskonale sprawdza się w zestawieniu z ich rówieśnikami na listach przebojów, a zarazem na tyle związani z tą kulturą, żeby wiedzieć co zrobić, aby to jednak był hip-hop, a nie rapowany pop. Bracia Like i Mibbs oraz ich wieloletni przyjaciel BeYoung to trzy wyraźne style rapowania, każdy z nich wyszlifował swoje umiejętności wpasowując się w klimat Pacific Division, ale też żaden z nich dla mnie nie jest liderem i grupa nie działa według zasady "jeden kozak i jego dwóch ziomków". To sprawia, że epki, mixtape'y i albumy zespołu warto sprawdzać w ciemno."GMB" to drugi oficjalny album zespołu po przyjętym w miarę dobrze, ale nie zmieniającym radykalnie pozycji zespołu na scenie "DiV". "Always making groundbreaking shit that don't brake" - tak Mibbs otwiera numer w kozackim, wkręcającym niecodzienną perkusją singlu "Bank", który wyprodukował Scoop DeVille. Oprócz niego na płycie produkują DJ Dahi, Swiff D, Like czy Mars z 1500 or Nothin. Czy zapewniło to ciągłość charakterystycznego brzmienia Pac Div, a album spełnia oczekiwania?Kiedy "Intro" się rozkręcało po raz pierwszy wiedziałem, że to Pac Div. To ciekawe, że gdybym dostał bit z tej płyty wśród dziesięciu innych osadzonych w podobnym klimacie, mógłby nie zgadnąć, który jest ich, ale kiedy słyszę kawałki ewidentnie czuję różnicę, coś czyniącego ten zespół wyjątkowym. Raperzy? Na bank. Po pierwsze strasznie podoba mi się ich leniwy styl płynięcia po bicie bez jednoczesnej olewki dla treści - chłopaki ciągle coś mówią, częstotliwość punchlines jest duża, dowcip jest zabawny, a luz niekłamany, a na dodatek tyczy się to całej trójki trzymającej równy poziom.Muzycznie jest naprawdę różnorodnie, ale klei się to w całość, ma swój wyróżniający klimat. Obok oldschoolowej Kaliforni "The Return" z Ty$'em znajdziemy "Bank", który muzycznie kojarzy się bardziej z najlepszymi momentami Maybach Music Group. Pachnące Stones Throw, analogowe "Truth" poprzedza hymn zarabiających "Sneakerboxes", które świetnie wpisuje się w odgrzebywanie bardzo wczesnego rapowego oldschoolu i przerabiania go na nowe sposoby... "Slow" to bardzo pomysłowy i zupełnie niespodziewany w pierwszej chwili klimat dirrty south, a "Can't Help It" pięknie łączy rap z R&B. Wydawałoby się, że to wszystko nie może się posklejać, a jednak. Słuchając "GMB" nie ma się wrażenia, że skaczesz z klimatu na klimat. Wychodzi to zupełnie naturalnie.Różnorodność ma to do siebie, że część słuchaczy może nie poczuć niektórych inspiracji grupy. Bardzo możliwe, że dla wielu z was połowa kawałków będzie super, a połowa nada się tylko na skip w zależności od tego co w muzyce cenicie sobie najbardziej. Dla mnie chłopaki znaleźli złoty środek, połączyli kilka światów tworząc swój własny i pokazali, że są zespołem, który trzeba traktować bardzo poważnie. Małym rozczarowaniem jest dla mnie końcówka materiału, która sprawia, że zdarza mi się nie dotrwać do dwóch sztosów zamykających materiał - "La Cienga Luxor" i "It's All Love". Poprzedzające je "Savages" i "Debo" są chyba najsłabszymi na materiale. Na specjalną wzmiankę zasługuje jeszcze prezentowany przez nas jakiś czas temu numer "Cross-Trainers" z Kendrickiem Lamarem i Blu - niesamowity numer. A "GMB"? Bardzo charakterystyczny dla Pac Div album, z gorszymi momentami i mogący nie trafić w każdy gust, ale mający w sobie wystarczający pakiet niesamowitych kozaków, żeby nazwać go bardzo dobrym. Mała próbka pod spodem. Pac Div to zespół, który na mapie współczesnej muzyki z Kalifornii powinien być zakodowany w głowie każdego fana. Na tyle młodzi, że ich muzyka jest bardzo współczesna, doskonale sprawdza się w zestawieniu z ich rówieśnikami na listach przebojów, a zarazem na tyle związani z tą kulturą, żeby wiedzieć co zrobić, aby to jednak był hip-hop, a nie rapowany pop. Bracia Like i Mibbs oraz ich wieloletni przyjaciel BeYoung to trzy wyraźne style rapowania, każdy z nich wyszlifował swoje umiejętności wpasowując się w klimat Pacific Division, ale też żaden z nich dla mnie nie jest liderem i grupa nie działa według zasady "jeden kozak i jego dwóch ziomków". To sprawia, że epki, mixtape'y i albumy zespołu warto sprawdzać w ciemno.

"GMB" to drugi oficjalny album zespołu po przyjętym w miarę dobrze, ale nie zmieniającym radykalnie pozycji zespołu na scenie "DiV". "Always making groundbreaking shit that don't brake" - tak Mibbs otwiera numer w kozackim, wkręcającym niecodzienną perkusją singlu "Bank", który wyprodukował Scoop DeVille. Oprócz niego na płycie produkują DJ Dahi, Swiff D, Like czy Mars z 1500 or Nothin. Czy zapewniło to ciągłość charakterystycznego brzmienia Pac Div, a album spełnia oczekiwania?

Kiedy "Intro" się rozkręcało po raz pierwszy wiedziałem, że to Pac Div. To ciekawe, że gdybym dostał bit z tej płyty wśród dziesięciu innych osadzonych w podobnym klimacie, mógłby nie zgadnąć, który jest ich, ale kiedy słyszę kawałki ewidentnie czuję różnicę, coś czyniącego ten zespół wyjątkowym. Raperzy? Na bank. Po pierwsze strasznie podoba mi się ich leniwy styl płynięcia po bicie bez jednoczesnej olewki dla treści - chłopaki ciągle coś mówią, częstotliwość punchlines jest duża, dowcip jest zabawny, a luz niekłamany, a na dodatek tyczy się to całej trójki trzymającej równy poziom.

Muzycznie jest naprawdę różnorodnie, ale klei się to w całość, ma swój wyróżniający klimat. Obok oldschoolowej Kaliforni "The Return" z Ty$'em znajdziemy "Bank", który muzycznie kojarzy się bardziej z najlepszymi momentami Maybach Music Group. Pachnące Stones Throw, analogowe "Truth" poprzedza hymn zarabiających "Sneakerboxes", które świetnie wpisuje się w odgrzebywanie bardzo wczesnego rapowego oldschoolu i przerabiania go na nowe sposoby... "Slow" to bardzo pomysłowy i zupełnie niespodziewany w pierwszej chwili klimat dirrty south, a "Can't Help It" pięknie łączy rap z R&B. Wydawałoby się, że to wszystko nie może się posklejać, a jednak. Słuchając "GMB" nie ma się wrażenia, że skaczesz z klimatu na klimat. Wychodzi to zupełnie naturalnie.

Różnorodność ma to do siebie, że część słuchaczy może nie poczuć niektórych inspiracji grupy. Bardzo możliwe, że dla wielu z was połowa kawałków będzie super, a połowa nada się tylko na skip w zależności od tego co w muzyce cenicie sobie najbardziej. Dla mnie chłopaki znaleźli złoty środek, połączyli kilka światów tworząc swój własny i pokazali, że są zespołem, który trzeba traktować bardzo poważnie. Małym rozczarowaniem jest dla mnie końcówka materiału, która sprawia, że zdarza mi się nie dotrwać do dwóch sztosów zamykających materiał - "La Cienga Luxor" i "It's All Love". Poprzedzające je "Savages" i "Debo" są chyba najsłabszymi na materiale. Na specjalną wzmiankę zasługuje jeszcze prezentowany przez nas jakiś czas temu numer "Cross-Trainers" z Kendrickiem Lamarem i Blu - niesamowity numer. A "GMB"? Bardzo charakterystyczny dla Pac Div album, z gorszymi momentami i mogący nie trafić w każdy gust, ale mający w sobie wystarczający pakiet niesamowitych kozaków, żeby nazwać go bardzo dobrym. Mała próbka pod spodem.

 

]]>
Mac Miller "Wear My Hat" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-05-23,mac-miller-wear-my-hat-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-05-23,mac-miller-wear-my-hat-teledyskMay 23, 2011, 2:00 pmDaniel WardzińskiKolejny teledysk do wydanego niedawno "Best Day Ever". Tym razem padło na kierowane bardziej do damskiej części publiczność "Wear My Hat". Męska część może za to podziwiać wdzięki nieprzeciętnie pięknych kobiet pojawiających się w teledysku, a muzycznie o zarzuty ponownie niełatwo. Chuck Inglish, który wyprodukował ten bit pokazał się z niezłej strony.

Kolejny teledysk do wydanego niedawno "Best Day Ever". Tym razem padło na kierowane bardziej do damskiej części publiczność "Wear My Hat". Męska część może za to podziwiać wdzięki nieprzeciętnie pięknych kobiet pojawiających się w teledysku, a muzycznie o zarzuty ponownie niełatwo. Chuck Inglish, który wyprodukował ten bit pokazał się z niezłej strony.



]]>