popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Tha Realesthttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/19020/Tha-RealestJuly 7, 2024, 4:45 pmpl_PL © 2024 Admin stronyWakacyjne klasyki Mietka 2017 - Część #3https://popkiller.kingapp.pl/2017-07-17,wakacyjne-klasyki-mietka-2017-czesc-3https://popkiller.kingapp.pl/2017-07-17,wakacyjne-klasyki-mietka-2017-czesc-3July 17, 2017, 7:44 pmPaweł MiedzielecW kolejnej części mojej wakacyjnej playlisty pozostajemy nadal w latach 2001-2010, kiedy nad zachodnim wybrzeżem zebrały się paradoksalnie czarne chmury i większość artystów tamtego okresu siłą rzeczy musiało zejść ze swoją twórczością do podziemia (czasem wręcz głębokiego), oraz nauczyć się działać na rynku niezależnym, wydając swoje projekty własnym sumptem. Mam świadomość, że przez ten fakt wasze radary mogły nie zarejestrować naprawdę sporej dawki ciekawych albumów i licznej gamy kozackich utworów, których skromny promil postaram się dzisiaj przedstawić... let's get it on!Sly Boogie feat. Mack 10, Jayo Felony, E-40, Kurupt, Crooked I & Roscoe "California"Zaczynamy od jednego z licznych przedstawicieli ówczesnej młodej gwardii, która miała szansę na zawojowanie mainstreamu. Niestety, jak większość z nich Sly Boogie pojawił się znienacka z mocnym materiałem pełnym doborowych gości, wywołując z miejsca sporo szumu i przepadł równie szybko nie zostawiając po sobie LP z prawdziwego znaczenia (debiutanckie "Judgement Day" z 2002 roku można traktować jako rozgrzewkę). Na otarcie łez pozostały nam jedynie mocne single w postaci letniaków jak "Keep On", czy lokalnych hymnów w stylu numeru "California", na remix którego raper zaprosił cała plejadę ikon i west coast'owych graczy pierwszego kalibru. Let me show these mothafuckaz how the West Coast rock!Disko feat. Nipsey Hussle "California State Of Mind"W poprzedniej części prezentowałem wam inny kawałek z repertuaru Disko Boogie, w którym po mistrzowsku użyto patentu ze znanego i na pozór oklepanego do granic możliwości klasyka. Raper i producent z Inglewood zastosował podobny manewr przy kolejnym singlu, promującym jego następny album - wydane pod koniec 2009 roku "iProduce", z którego pochodzi nagrane wspólnie z Nipsey Hussle "California State Of Mind". Nigdy nie sądziłem, że ograne do bólu "California Love", które znają wszyscy i wszędzie można jeszcze wykorzystać w taki umiejętny sposób i tchnąć w ten talkbox'owy refren nowego ducha... brawo!Compton's Most Wanted "Still A Menace"Wake yo' punk-ass up! Każdy szanujący się fan Kalifornii zna ten catchphrase i ultra-klasyczny singiel Mc Eihta promujący soundtrack do nie mniej kultowego filmu "Menace To Society". Nic więc dziwnego, że kiedy lata później doszło w końcu do oczekiwanej reaktywacji Compton's Most Wanted, nie mogło się obejść bez krótkiej wzmianki lub choćby jakiegokolwiek nawiązania do tego legendarnego singla... w ten oto sposób powstał follow-up "Still A Menace", zapowiadający "Music To Gang Bang" - mocno przespaną moim zdaniem pozycję w dyskografii CMW.Spice 1 & Mc Eiht "That's The Way Life Goes"W tym samym roku co comeback album Compton's Most Wanted - frontman grupy: Mc Eiht nagrał też kolejny wspólny projekt z inną ikoną regionu, czyli Fetty Chico. Wypuszczone nakładem Real Talk Entertainment collabo "Keep It Gangsta", dawało fanom to czego oczekiwali - porcję klasycznego gangsta rapu w west coast'owym wydaniu, gdzie twarda nawijka przenika się z wszechobecnymi piszczałami i charakterystycznym pierdzącym basem. Kwintesencją tego LP był niewątpliwie utwór "That's The Way Life Goes", wjeżdżający idealnie kiedy słupek rtęci za oknem zaczyna wędrować mocno w górę.Spice 1 feat. Eastsidaz "Gangbang Muzic"Zostając jeszcze przez chwilę w gangsterskich klimatach East Bay, warto wspomnieć o innym często pomijanym materiale znad Zatoki, czyli płycie "The Ridah". Brak jej może tej błyskotliwości, która cechowała krążki Black Bossalini nagrane w okresie największej popularności, ale to właśnie z tego LP pochodzi jeden z najmocniejszych numerów poprzedniej dekady i moich ulubionych kawałków, jakie ukazały się w tamtych latach. "Gangbang Muzic" pokazuje, że nawet w czasach kiedy zachodnim wybrzeżem rządził chaos przez wszechogarniające scenę konflikty na wielu płaszczyznach, część weteranów potrafiła pokazać jedność nie zmieniając formuły i nagrywać cały czas to, co wychodzi im najlepiej - bezkompromisowy gangsta shit.Tha Realest feat. Lady Ice & Yukmouth "West Coast"Wydawniczy brak zainteresowania materiałem kalifornijskich mc's najlepiej uwypuklają tracklisty mało znanych kompilacji, wydawanych w minionej dekadzie często i gęsto z których większość przepadła w niebyt chwilę po premierze. Wystarczy dokopać się do składanki "Music Fo Tha Taliban", którą sygnował swoją ksywką Messy Marv, aby przekonać się że mam rację. Wypuszczony 10 lat temu materiał ciężko obecnie znaleźć do pobrania w sieci (co w obecnej cyfrowej erze jest sporym wyczynem) a jeśli cudem się do tej płyty dokopiesz, jej zawartość zaskoczy cię kompletnie, bo znajdziesz tam chociażby takie bomby jak "West Coast" - Kolejny przykład jedności na linii Bay 2 L.A., który z powodzeniem mógłby zasilić playlistę "Witness Tha Realest", czy którejś solówki Yukmoutha a powędrował na jeden z totalnie niszowych projektów, jakim ww kompozycja.Eastwood feat. Ya Boy "I Get Money"Najbardziej zmarnowanym talentom zachodniego wybrzeża poświęciłem osobny ranking, ale jeśli miałbym kiedykolwiek pochylić się nad jego kontynuacją - drugą dziesiątkę mc's z pewnością otwierałby Eastwood. Po zmarnowanych latach spędzonych za kratami Death Row i transferze do Black Wall Street, który także okazał się niewypałem, wydawało się że szef ekipy Self Made Anterahz w 2008 roku w końcu ruszył z kopyta przed siebie. Współpraca z Meech Wellsem zaowocowała potężnym bangierem w postaci "West Really", zapowiadającym w końcu wyczekiwane solo Eastwooda. Chwilę później za pierwszym singlem podążył następny, czyli "I Get Money" na którym pojawiła się kolejna wielka nadzieja Cali - Ya Boy. I w zasadzie na tym się skończyło... cały hype rozszedł się po kościach i East nigdy już nie wzleciał wyżej zainteresowania własną osobą w tamtym momencie. Podobnie jak wspomniany Ya Boy, który walczył dzielnie jeszcze przez kilka lat ale poddał się chyba ostatecznie po rozstaniu z Konvict Muzik.The Game feat. Ice Cube "State Of Emergency"W tej samej epoce zgoła odmiennie od sytuacji Eastwooda wyglądała kariera jego bliskiego ziomka - The Game'a, który niesiony sukcesem krążka "Doctor's Advocate" wypuścił na rynek swoje kolejne LP: "L.A.X.", na którym także nie zabrakło mocarnych kalifornijskich bangierów, którymi wypełniony był poprzednik. Na pierwszy plan wysuwał się na pewno "State Of Emergency" - owoc współpracy z jednym z najlepszych i w moim przekonaniu bardzo niedocenionych producentów, J.R. Rotem'em. Zawsze kiedy przesłuchuję ten materiał zachodzę w głowę jakim cudem nie nakręcono do tego numeru teledysku... myślę, że z odpowiednią oprawą i puszczeniem tego jako pierwszy singiel kosztem "Game's Pain", "L.A.X." sprzedałoby się w duuużo większym nakładzie na korzennym gruncie. California ain't a state - it's a army!Daz Dillinger feat. Nate Dogg "Come Close"Ze słonecznego L.A. przenosimy się na południe, do położonego nieopodal Long Beach, czyli terenu na którym rządzi ekipa Dogg Pound Gangsta Click. To tutaj jeden z jej najgłośniejszych reprezentantów - Dat Nigga Daz Dillinger, wydał w połowie ubiegłego dziesięciolecia jeden ze swoich najlepszych solowych krążków - album "Tha Dogg Pound Gangsta LP", który był powrotem do g-funkowego brzmienia ze złotego okresu kiedy label Death Row Records trząsł całym przemysłem muzycznym od Nowego Jorku aż po Kalifornię. To właśnie na tym albumie znajduje się też jeden z najmniej znanych i najczęściej pomijanych gościnnych występów ś.p Nate Dogga. "Come Close" to idealny przykład jak genialny kawałek z jeszcze lepszym refrenem i potencjałem na murowany hit może zagubić się w nawale materiału z powodu znikomej promocji, która przekłada się na słabą sprzedaż... it's a god damn shame.Glasses Malone feat. Snoop Dogg & Jay Rock "Before It All Ends"Ofiarą braku środków na promocję padali wszyscy - zarówno weterani o ugruntowanej pozycji, jak i perspektywiczni zawodnicy, wchodzący dopiero na rynek. Żaden przykład nie oddaje tego lepiej niż West Coast w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych, gdzie jedni i drudzy walczyli o przetrwanie na rynku muzycznym. Glasses Malone wpisuje się idealnie w tę drugą kategorię - po kilku latach oczekiwania jego debiutancki krążek "The Beach Cruiser" był gotowy do wjazdu na sklepowe półki - napakowany bitami od topowych ówcześnie producentów i zwrotkami od pierwszoligowych mc's oraz młodych gniewnych. Taki właśnie jest numer "Before It All Ends", który wstawiam na sam koniec - laidbackowy utwór będący muzycznym pomostem pomiędzy światem muzycznych ikon reprezentowanych przez Snoop Dogga, a krainą raperów aspirujących do tego tytułu obrazowanych przez Jay Rocka i samego gospodarza... check it.Ciężko upchnąć w jedno zestawienie masę świetnych kawałków, które Kalifornia wypuściła na świat w ubiegłym dziesięcioleciu, ale mam nadzieję że te kilka utworów "zmusi" was niejako do własnego researchu i jak po pajęczynie, dojdziecie dzięki nim do podobnych wniosków co ja - poprzednia dekada była rzeczywiście ciężkim okresem dla muzyki z zachodniego wybrzeża, ale przy odpowiednim zaparciu i poświęceniu chwili na poszperanie, można odnaleźć na wydawanych wtedy albumach naprawdę ogrom świetnych utworów, które z wielu powodów umknęły uwadze znacznej części słuchaczy. W ten sposób przejdziemy do czasów teraźniejszych i za tydzień pobujamy się w rytmie west coast'owych bangierów nowej ery. See You next week!W kolejnej części mojej wakacyjnej playlisty pozostajemy nadal w latach 2001-2010, kiedy nad zachodnim wybrzeżem zebrały się paradoksalnie czarne chmury i większość artystów tamtego okresu siłą rzeczy musiało zejść ze swoją twórczością do podziemia (czasem wręcz głębokiego), oraz nauczyć się działać na rynku niezależnym, wydając swoje projekty własnym sumptem. Mam świadomość, że przez ten fakt wasze radary mogły nie zarejestrować naprawdę sporej dawki ciekawych albumów i licznej gamy kozackich utworów, których skromny promil postaram się dzisiaj przedstawić... let's get it on!

Sly Boogie feat. Mack 10, Jayo Felony, E-40, Kurupt, Crooked I & Roscoe "California"
Zaczynamy od jednego z licznych przedstawicieli ówczesnej młodej gwardii, która miała szansę na zawojowanie mainstreamu. Niestety, jak większość z nich Sly Boogie pojawił się znienacka z mocnym materiałem pełnym doborowych gości, wywołując z miejsca sporo szumu i przepadł równie szybko nie zostawiając po sobie LP z prawdziwego znaczenia (debiutanckie "Judgement Day" z 2002 roku można traktować jako rozgrzewkę). Na otarcie łez pozostały nam jedynie mocne single w postaci letniaków jak "Keep On", czy lokalnych hymnów w stylu numeru "California", na remix którego raper zaprosił cała plejadę ikon i west coast'owych graczy pierwszego kalibru. Let me show these mothafuckaz how the West Coast rock!

Disko feat. Nipsey Hussle "California State Of Mind"
W poprzedniej części prezentowałem wam inny kawałek z repertuaru Disko Boogie, w którym po mistrzowsku użyto patentu ze znanego i na pozór oklepanego do granic możliwości klasyka. Raper i producent z Inglewood zastosował podobny manewr przy kolejnym singlu, promującym jego następny album - wydane pod koniec 2009 roku "iProduce", z którego pochodzi nagrane wspólnie z Nipsey Hussle "California State Of Mind". Nigdy nie sądziłem, że ograne do bólu "California Love", które znają wszyscy i wszędzie można jeszcze wykorzystać w taki umiejętny sposób i tchnąć w ten talkbox'owy refren nowego ducha... brawo!

Compton's Most Wanted "Still A Menace"
Wake yo' punk-ass up! Każdy szanujący się fan Kalifornii zna ten catchphrase i ultra-klasyczny singiel Mc Eihta promujący soundtrack do nie mniej kultowego filmu "Menace To Society". Nic więc dziwnego, że kiedy lata później doszło w końcu do oczekiwanej reaktywacji Compton's Most Wanted, nie mogło się obejść bez krótkiej wzmianki lub choćby jakiegokolwiek nawiązania do tego legendarnego singla... w ten oto sposób powstał follow-up "Still A Menace", zapowiadający "Music To Gang Bang" - mocno przespaną moim zdaniem pozycję w dyskografii CMW.

Spice 1 & Mc Eiht "That's The Way Life Goes"
W tym samym roku co comeback album Compton's Most Wanted - frontman grupy: Mc Eiht nagrał też kolejny wspólny projekt z inną ikoną regionu, czyli Fetty Chico. Wypuszczone nakładem Real Talk Entertainment collabo "Keep It Gangsta", dawało fanom to czego oczekiwali - porcję klasycznego gangsta rapu w west coast'owym wydaniu, gdzie twarda nawijka przenika się z wszechobecnymi piszczałami i charakterystycznym pierdzącym basem. Kwintesencją tego LP był niewątpliwie utwór "That's The Way Life Goes", wjeżdżający idealnie kiedy słupek rtęci za oknem zaczyna wędrować mocno w górę.

Spice 1 feat. Eastsidaz "Gangbang Muzic"
Zostając jeszcze przez chwilę w gangsterskich klimatach East Bay, warto wspomnieć o innym często pomijanym materiale znad Zatoki, czyli płycie "The Ridah". Brak jej może tej błyskotliwości, która cechowała krążki Black Bossalini nagrane w okresie największej popularności, ale to właśnie z tego LP pochodzi jeden z najmocniejszych numerów poprzedniej dekady i moich ulubionych kawałków, jakie ukazały się w tamtych latach. "Gangbang Muzic" pokazuje, że nawet w czasach kiedy zachodnim wybrzeżem rządził chaos przez wszechogarniające scenę konflikty na wielu płaszczyznach, część weteranów potrafiła pokazać jedność nie zmieniając formuły i nagrywać cały czas to, co wychodzi im najlepiej - bezkompromisowy gangsta shit.

Tha Realest feat. Lady Ice & Yukmouth "West Coast"
Wydawniczy brak zainteresowania materiałem kalifornijskich mc's najlepiej uwypuklają tracklisty mało znanych kompilacji, wydawanych w minionej dekadzie często i gęsto z których większość przepadła w niebyt chwilę po premierze. Wystarczy dokopać się do składanki "Music Fo Tha Taliban", którą sygnował swoją ksywką Messy Marv, aby przekonać się że mam rację. Wypuszczony 10 lat temu materiał ciężko obecnie znaleźć do pobrania w sieci (co w obecnej cyfrowej erze jest sporym wyczynem) a jeśli cudem się do tej płyty dokopiesz, jej zawartość zaskoczy cię kompletnie, bo znajdziesz tam chociażby takie bomby jak "West Coast" - Kolejny przykład jedności na linii Bay 2 L.A., który z powodzeniem mógłby zasilić playlistę "Witness Tha Realest", czy którejś solówki Yukmoutha a powędrował na jeden z totalnie niszowych projektów, jakim ww kompozycja.

Eastwood feat. Ya Boy "I Get Money"
Najbardziej zmarnowanym talentom zachodniego wybrzeża poświęciłem osobny ranking, ale jeśli miałbym kiedykolwiek pochylić się nad jego kontynuacją - drugą dziesiątkę mc's z pewnością otwierałby Eastwood. Po zmarnowanych latach spędzonych za kratami Death Row i transferze do Black Wall Street, który także okazał się niewypałem, wydawało się że szef ekipy Self Made Anterahz w 2008 roku w końcu ruszył z kopyta przed siebie. Współpraca z Meech Wellsem zaowocowała potężnym bangierem w postaci "West Really", zapowiadającym w końcu wyczekiwane solo Eastwooda. Chwilę później za pierwszym singlem podążył następny, czyli "I Get Money" na którym pojawiła się kolejna wielka nadzieja Cali - Ya Boy. I w zasadzie na tym się skończyło... cały hype rozszedł się po kościach i East nigdy już nie wzleciał wyżej zainteresowania własną osobą w tamtym momencie. Podobnie jak wspomniany Ya Boy, który walczył dzielnie jeszcze przez kilka lat ale poddał się chyba ostatecznie po rozstaniu z Konvict Muzik.

The Game feat. Ice Cube "State Of Emergency"
W tej samej epoce zgoła odmiennie od sytuacji Eastwooda wyglądała kariera jego bliskiego ziomka - The Game'a, który niesiony sukcesem krążka "Doctor's Advocate" wypuścił na rynek swoje kolejne LP: "L.A.X.", na którym także nie zabrakło mocarnych kalifornijskich bangierów, którymi wypełniony był poprzednik. Na pierwszy plan wysuwał się na pewno "State Of Emergency" - owoc współpracy z jednym z najlepszych i w moim przekonaniu bardzo niedocenionych producentów, J.R. Rotem'em. Zawsze kiedy przesłuchuję ten materiał zachodzę w głowę jakim cudem nie nakręcono do tego numeru teledysku... myślę, że z odpowiednią oprawą i puszczeniem tego jako pierwszy singiel kosztem "Game's Pain", "L.A.X." sprzedałoby się w duuużo większym nakładzie na korzennym gruncie. California ain't a state - it's a army!

Daz Dillinger feat. Nate Dogg "Come Close"
Ze słonecznego L.A. przenosimy się na południe, do położonego nieopodal Long Beach, czyli terenu na którym rządzi ekipa Dogg Pound Gangsta Click. To tutaj jeden z jej najgłośniejszych reprezentantów - Dat Nigga Daz Dillinger, wydał w połowie ubiegłego dziesięciolecia jeden ze swoich najlepszych solowych krążków - album "Tha Dogg Pound Gangsta LP", który był powrotem do g-funkowego brzmienia ze złotego okresu kiedy label Death Row Records trząsł całym przemysłem muzycznym od Nowego Jorku aż po Kalifornię. To właśnie na tym albumie znajduje się też jeden z najmniej znanych i najczęściej pomijanych gościnnych występów ś.p Nate Dogga. "Come Close" to idealny przykład jak genialny kawałek z jeszcze lepszym refrenem i potencjałem na murowany hit może zagubić się w nawale materiału z powodu znikomej promocji, która przekłada się na słabą sprzedaż... it's a god damn shame.

Glasses Malone feat. Snoop Dogg & Jay Rock "Before It All Ends"
Ofiarą braku środków na promocję padali wszyscy - zarówno weterani o ugruntowanej pozycji, jak i perspektywiczni zawodnicy, wchodzący dopiero na rynek. Żaden przykład nie oddaje tego lepiej niż West Coast w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych, gdzie jedni i drudzy walczyli o przetrwanie na rynku muzycznym. Glasses Malone wpisuje się idealnie w tę drugą kategorię - po kilku latach oczekiwania jego debiutancki krążek "The Beach Cruiser" był gotowy do wjazdu na sklepowe półki - napakowany bitami od topowych ówcześnie producentów i zwrotkami od pierwszoligowych mc's oraz młodych gniewnych. Taki właśnie jest numer "Before It All Ends", który wstawiam na sam koniec - laidbackowy utwór będący muzycznym pomostem pomiędzy światem muzycznych ikon reprezentowanych przez Snoop Dogga, a krainą raperów aspirujących do tego tytułu obrazowanych przez Jay Rocka i samego gospodarza... check it.

Ciężko upchnąć w jedno zestawienie masę świetnych kawałków, które Kalifornia wypuściła na świat w ubiegłym dziesięcioleciu, ale mam nadzieję że te kilka utworów "zmusi" was niejako do własnego researchu i jak po pajęczynie, dojdziecie dzięki nim do podobnych wniosków co ja - poprzednia dekada była rzeczywiście ciężkim okresem dla muzyki z zachodniego wybrzeża, ale przy odpowiednim zaparciu i poświęceniu chwili na poszperanie, można odnaleźć na wydawanych wtedy albumach naprawdę ogrom świetnych utworów, które z wielu powodów umknęły uwadze znacznej części słuchaczy. W ten sposób przejdziemy do czasów teraźniejszych i za tydzień pobujamy się w rytmie west coast'owych bangierów nowej ery. See You next week!

]]>
Nutt-So "Ghetto Child" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-06-30,nutt-so-ghetto-child-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-06-30,nutt-so-ghetto-child-recenzjaJune 30, 2016, 10:09 amPaweł MiedzielecJeśli miałbym stworzyć listę dziesięciu najlepszych albumów kiedykolwiek nagranych w Bay Area, jedną z topowych pozycji zająłby bez wątpienia debiutancki krążek Nutt-So - "The Betrayal". Frontman popularnej w połowie lat 90-tych na terenie East Oakland ekipy Street Thugs zawsze będzie miał u mnie dożywotnie propsy za ten materiał, dlatego też ze szczególnym sentymentem staram się sprawdzać jego bieżące poczynania.25 marca miała miejsce premiera jego najnowszego LP - "Ghetto Child", które stanowi trzeci solowy krążek w dorobku rapera, od czasu nagranej przed sześcioma laty wspólnej płyty "Outkasted Outlawz" w towarzystwie tragicznie zmarłego pod koniec ubiegłego roku Hussein Fatala. Jak projekt wypada w zestawieniu z resztą dyskografii artysty?Debiut nadal pozostaje oczywiście niedościgniony, jednak rozpatrując ten album w kategoriach produkcji weteranów lat 90-tych w roku 2016, muszę przyznać że jest to całkiem niezła robota. Brak tu oczywiście specjalnych fajerwerków, mamy za to do czynienia z solidnym wyrobem rzemieślniczym, którego autor zdołał miejscami wykrzesać z siebie jeszcze trochę ognia, nie łamiąc przy tym zbytnio twórczego kręgosłupa.Nie znajdziemy tu zatem przekombinowanych patentów i próby wstrzelenia się w obecne trendy - brak więc hasztagów, swagu i wszystkiego, co kojarzy się w tej chwili z amerykańskim mainstreamem. "Ghetto Child" to raczej krążek nagrany w podziękowaniu dla lojalnych fanów za okazane przez lata wsparcie, aniżeli próba przyciągnięcia nowych słuchaczy zajaranych teraźniejszym brzmieniem. Produkcje na albumie idą jednak z duchem czasu, zachowując przy tym na szczęście poczucie dobrego smaku i melodyjność zamiast zalatującej plastikiem sztuczności - no może z wyjątkiem bitu w "Getting To The Money", który jest jednak jak dla mnie zbyt minimalistyczny. W każdym razie reszta produkcji pozwala nam przebrnąć przez krążek bez uczucia toporności i bólu narządów słuchowych. Wszystko to zrobione zostało rękoma mało znanych producentów, których praca nie pochłonęła raczej wielkiego budżetu a sama możliwość udziału w tym projekcie stanowiła zapewne większą gratyfikację aniżeli te kilka dolarów, które wpadły przy okazji do kieszeni. Przydałby się tu jednak GO Twice, na bitach którego Nutt-So brzmi jednak najlepiej i wielka szkoda, że panowie nie zdecydowali się na współpracę na tym albumie.W sferze tekstowej również nie odkryjemy ameryki - zamiast próbować wynaleźć na nowo koło, Sean Cole postawił na sprawdzone topiki, które zawsze znajdą przychylność hip-hopowych fanów. Na czternastu zawartych na krążku utworach posłuchamy więc co nieco o haterach ("They Keep Hating"), dzielnicy ("Where U From"), hustlingu ("Getting 2 The Money"), szybkim życiu ("In Love With The Risk"), czy klasycznych indywidualnych przechwałkach ("Up 2 My Level") oraz egzystencjalnych rozkminkach ("Dying To Live", "Living In A Dream" czy "As The World Turns"). Brzmi to może bardzo oklepanie, ale ubrane w porządne szaty bitowo-wokalne pozwala pokonać wtórne z pozoru tematy. Pod kątem lirycznym Nutt-So nie jest może typem jakiegoś niesamowitego tekściarza, rzucającego na prawo i lewo skomplikowanymi metaforami, ale poprzez solidny warsztat i charakterystyczne flow wybija się ponad przeciętną - szczególnie w nowej erze, gdzie czysty lirycyzm i zaangażowany społecznie rap zszedł u większości wykonawców ewidentnie na dalszy plan.Zaproszeni goście także dają radę i nie można się specjalnie przyczepić do ich udziału na krążku, aczkolwiek żaden z nich mnie jakoś szczególnie swoim występem nie powalił - wszyscy dostarczyli solidne wersy, chociaż show skradła moim zdaniem Keyshia Cole świetnym, nawiązującym do klasyki refrenem w singlowym "Ghetto Child", wyraźnie zainspirowanym przez hook słynnego "Lil' Ghetto Boy" z "The Chronic". Jest to bodajże pierwszy numer nagrany wspólnie przez przyrodnie rodzeństwo, którego fani domagali się przez ostatnie kilkanaście lat. Fajnie było też zobaczyć po raz kolejny przykład jedności Bay Area poprzez występy takich ikon regionu jak Too Short, E-40 i Rappin' 4-Tay. Czym też byłby krążek podopiecznego 2Paca bez udziału ekipy Outlawz - szczególnie śp. Hussein Fatala, którego zwrotka była prawdopodobnie jedną z ostatnich nagranych za życia.Całość mogłaby być jednak ubrana w lepsze opakowanie, bowiem poligrafia składająca się de facto z jednostronicowej książeczki i sposób wydania samej płyty w pudełku typu slim wygląda w 2016 roku naprawdę cienko - nawet biorąc pod uwagę fakt, że krążek został wyprodukowany własnym sumptem."Ghetto Child" jest może i najsłabszą pozycją w dyskografii Nutt-So, ale nie zmienia to faktu że jak na album weterana z ponad 20-letnim stażem w grze, krążek broni się dzielnie jako solidny materiał z niezłymi gośćmi, niczego sobie produkcją i warstwą tekstową na przyzwoitym poziomie. Całość daje zadowalający efekt, któremu wprawdzie daleko do "The Betrayal", ale jeśli masz pod ręką wolną godzinkę i trochę miejsca na swoim odtwarzaczu mp3, to polecam wrzucić ten krążek na odsłuch. Dla fanów 2Paca i Outlawz pozycja obowiązkowa, dla reszty wydana skromnie i bez większego rozgłosu płyta, nagrana schludnie ale z klasą, której warto dać szansę. Trójka. Jeśli miałbym stworzyć listę dziesięciu najlepszych albumów kiedykolwiek nagranych w Bay Area, jedną z topowych pozycji zająłby bez wątpienia debiutancki krążek Nutt-So - "The Betrayal". Frontman popularnej w połowie lat 90-tych na terenie East Oakland ekipy Street Thugs zawsze będzie miał u mnie dożywotnie propsy za ten materiał, dlatego też ze szczególnym sentymentem staram się sprawdzać jego bieżące poczynania.
25 marca miała miejsce premiera jego najnowszego LP - "Ghetto Child", które stanowi trzeci solowy krążek w dorobku rapera, od czasu nagranej przed sześcioma laty wspólnej płyty "Outkasted Outlawz" w towarzystwie tragicznie zmarłego pod koniec ubiegłego roku Hussein Fatala. Jak projekt wypada w zestawieniu z resztą dyskografii artysty?

Debiut nadal pozostaje oczywiście niedościgniony, jednak rozpatrując ten album w kategoriach produkcji weteranów lat 90-tych w roku 2016, muszę przyznać że jest to całkiem niezła robota. Brak tu oczywiście specjalnych fajerwerków, mamy za to do czynienia z solidnym wyrobem rzemieślniczym, którego autor zdołał miejscami wykrzesać z siebie jeszcze trochę ognia, nie łamiąc przy tym zbytnio twórczego kręgosłupa.

Nie znajdziemy tu zatem przekombinowanych patentów i próby wstrzelenia się w obecne trendy - brak więc hasztagów, swagu i wszystkiego, co kojarzy się w tej chwili z amerykańskim mainstreamem. "Ghetto Child" to raczej krążek nagrany w podziękowaniu dla lojalnych fanów za okazane przez lata wsparcie, aniżeli próba przyciągnięcia nowych słuchaczy zajaranych teraźniejszym brzmieniem. Produkcje na albumie idą jednak z duchem czasu, zachowując przy tym na szczęście poczucie dobrego smaku i melodyjność zamiast zalatującej plastikiem sztuczności - no może z wyjątkiem bitu w "Getting To The Money", który jest jednak jak dla mnie zbyt minimalistyczny. W każdym razie reszta produkcji pozwala nam przebrnąć przez krążek bez uczucia toporności i bólu narządów słuchowych. Wszystko to zrobione zostało rękoma mało znanych producentów, których praca nie pochłonęła raczej wielkiego budżetu a sama możliwość udziału w tym projekcie stanowiła zapewne większą gratyfikację aniżeli te kilka dolarów, które wpadły przy okazji do kieszeni. Przydałby się tu jednak GO Twice, na bitach którego Nutt-So brzmi jednak najlepiej i wielka szkoda, że panowie nie zdecydowali się na współpracę na tym albumie.
W sferze tekstowej również nie odkryjemy ameryki - zamiast próbować wynaleźć na nowo koło, Sean Cole postawił na sprawdzone topiki, które zawsze znajdą przychylność hip-hopowych fanów. Na czternastu zawartych na krążku utworach posłuchamy więc co nieco o haterach ("They Keep Hating"), dzielnicy ("Where U From"), hustlingu ("Getting 2 The Money"), szybkim życiu ("In Love With The Risk"), czy klasycznych indywidualnych przechwałkach ("Up 2 My Level") oraz egzystencjalnych rozkminkach ("Dying To Live", "Living In A Dream" czy "As The World Turns"). Brzmi to może bardzo oklepanie, ale ubrane w porządne szaty bitowo-wokalne pozwala pokonać wtórne z pozoru tematy. Pod kątem lirycznym Nutt-So nie jest może typem jakiegoś niesamowitego tekściarza, rzucającego na prawo i lewo skomplikowanymi metaforami, ale poprzez solidny warsztat i charakterystyczne flow wybija się ponad przeciętną - szczególnie w nowej erze, gdzie czysty lirycyzm i zaangażowany społecznie rap zszedł u większości wykonawców ewidentnie na dalszy plan.
Zaproszeni goście także dają radę i nie można się specjalnie przyczepić do ich udziału na krążku, aczkolwiek żaden z nich mnie jakoś szczególnie swoim występem nie powalił - wszyscy dostarczyli solidne wersy, chociaż show skradła moim zdaniem Keyshia Cole świetnym, nawiązującym do klasyki refrenem w singlowym "Ghetto Child", wyraźnie zainspirowanym przez hook słynnego "Lil' Ghetto Boy" z "The Chronic". Jest to bodajże pierwszy numer nagrany wspólnie przez przyrodnie rodzeństwo, którego fani domagali się przez ostatnie kilkanaście lat. Fajnie było też zobaczyć po raz kolejny przykład jedności Bay Area poprzez występy takich ikon regionu jak Too Short, E-40 i Rappin' 4-Tay. Czym też byłby krążek podopiecznego 2Paca bez udziału ekipy Outlawz - szczególnie śp. Hussein Fatala, którego zwrotka była prawdopodobnie jedną z ostatnich nagranych za życia.
Całość mogłaby być jednak ubrana w lepsze opakowanie, bowiem poligrafia składająca się de facto z jednostronicowej książeczki i sposób wydania samej płyty w pudełku typu slim wygląda w 2016 roku naprawdę cienko - nawet biorąc pod uwagę fakt, że krążek został wyprodukowany własnym sumptem.

"Ghetto Child" jest może i najsłabszą pozycją w dyskografii Nutt-So, ale nie zmienia to faktu że jak na album weterana z ponad 20-letnim stażem w grze, krążek broni się dzielnie jako solidny materiał z niezłymi gośćmi, niczego sobie produkcją i warstwą tekstową na przyzwoitym poziomie. Całość daje zadowalający efekt, któremu wprawdzie daleko do "The Betrayal", ale jeśli masz pod ręką wolną godzinkę i trochę miejsca na swoim odtwarzaczu mp3, to polecam wrzucić ten krążek na odsłuch. Dla fanów 2Paca i Outlawz pozycja obowiązkowa, dla reszty wydana skromnie i bez większego rozgłosu płyta, nagrana schludnie ale z klasą, której warto dać szansę. Trójka.

]]>
Tha Realest feat. Young Noble "Another Day" - nowy numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-10,tha-realest-feat-young-noble-another-day-nowy-numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-10,tha-realest-feat-young-noble-another-day-nowy-numerApril 9, 2015, 3:13 pmPaweł MiedzielecOd ostatnich zapowiedzi płyty "Remember My Name", będącej follow-up'em wydanego w 2009 roku "Witness Tha Realest" minęły już ponad dwa lata. W tym czasie Tha Realest zapadł się jakby pod ziemię, ograniczając się jedynie do sporadycznych udziałów gościnnych. W ostatnim czasie ta artystyczna stagnacja zaczęła ulegać jednak zmianie.Najpierw na oficjalnym kanale artysty pojawił się fragment utworu "Drop Top Luv" produkcji Quest'a i legendarnego producenta z Bad Boy - Stevie J'a, teraz otrzymaliśmy zaś kompletnie nowy numer, czyli "Another Day" na którym Tha Realest i Young Noble z Outlawz zabierają głos w sprawie ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych i na świecie. Czyżby był to przedsmak "Remember My Name" i album trafi jednak w nasze ręce w 2015 roku?Od ostatnich zapowiedzi płyty "Remember My Name", będącej follow-up'em wydanego w 2009 roku "Witness Tha Realest" minęły już ponad dwa lata. W tym czasie Tha Realest zapadł się jakby pod ziemię, ograniczając się jedynie do sporadycznych udziałów gościnnych. W ostatnim czasie ta artystyczna stagnacja zaczęła ulegać jednak zmianie.

Najpierw na oficjalnym kanale artysty pojawił się fragment utworu "Drop Top Luv" produkcji Quest'a i legendarnego producenta z Bad Boy - Stevie J'a, teraz otrzymaliśmy zaś kompletnie nowy numer, czyli "Another Day" na którym Tha Realest i Young Noble z Outlawz zabierają głos w sprawie ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych i na świecie. Czyżby był to przedsmak "Remember My Name" i album trafi jednak w nasze ręce w 2015 roku?

]]>
Tha Realest "Summatyme" (Ot Tak #180)https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-21,tha-realest-summatyme-ot-tak-180https://popkiller.kingapp.pl/2015-03-21,tha-realest-summatyme-ot-tak-180March 21, 2015, 4:07 pmPaweł MiedzielecDziś mamy pierwszy dzień wiosny a pogoda za oknem wyjątkowo dopisuje (przynajmniej w Poznaniu). Jest to zatem znak, że zbliża się nieubłaganie moja ulubiona pora roku a coraz mocniej bijące od słońca ciepełko każe nam czym prędzej zacząć przygotowywać się do nadchodzącego wakacyjnego sezonu także pod kątem muzycznym. Cóż bowiem brzmi lepiej letnią porą niż klasyczny west coast. Wobec tego jak co roku zamierzam wam zawczasu podsyłać moje ulubione kawałki z wakacyjnej playlisty, którą zawsze mam przy sobie kiedy pogoda dopisuje.Na pierwszy ogień zapodaję zatem "Summatyme" - numer nagrany latem 2004 roku przez Jevon'a Jones'a. Wiem, że Tha Realest i jego twórczość wywołują nadal spore kontrowersje wśród licznych słuchaczy szczególnie kalifornijskiego hip-hopu. Faktem jest jednak, że odrzucając uprzedzenia odkryjemy naprawdę nieprzeciętnego artystę ze sporą ilością dobrych utworów. Jednym z nich jest z pewnością "Summatyme", wykorzystujący sampel z klasycznego nagrania "For The Love Of You" grupy The Isley Brothers, które znalazło się na ich przełomowym albumie "The Heat Is On" wydanym w 1975 roku. Paradoksalnie tym samym motywem posłużył się również Tupac Shakur podczas pracy nad utworem "Bury Me A G" z płyty "Thug Life: Volume 1", co może posłużyć jako dodatkowy oręż dla krytyków Realest'a. Wszak ciężko uwolnić się od porównań z Makaveli'm stosując nie tylko podobny wordplay i flow, ale również czerpiąc inspirację z tych samych kawałków... Jeśli jednak nie ma to dla Ciebie znaczenia lub jesteś w stanie zagryźć zęby i nie irytują Cię oczywiste podobieństwa - "Summatyme" może stać się jednym z częściej granych przez Ciebie utworów kiedy temperatura podskoczy do 25-30 stopni Celsjusza.Dziś mamy pierwszy dzień wiosny a pogoda za oknem wyjątkowo dopisuje (przynajmniej w Poznaniu). Jest to zatem znak, że zbliża się nieubłaganie moja ulubiona pora roku a coraz mocniej bijące od słońca ciepełko każe nam czym prędzej zacząć przygotowywać się do nadchodzącego wakacyjnego sezonu także pod kątem muzycznym. Cóż bowiem brzmi lepiej letnią porą niż klasyczny west coast. Wobec tego jak co roku zamierzam wam zawczasu podsyłać moje ulubione kawałki z wakacyjnej playlisty, którą zawsze mam przy sobie kiedy pogoda dopisuje.

Na pierwszy ogień zapodaję zatem "Summatyme" - numer nagrany latem 2004 roku przez Jevon'a Jones'a. Wiem, że Tha Realest i jego twórczość wywołują nadal spore kontrowersje wśród licznych słuchaczy szczególnie kalifornijskiego hip-hopu. Faktem jest jednak, że odrzucając uprzedzenia odkryjemy naprawdę nieprzeciętnego artystę ze sporą ilością dobrych utworów.
Jednym z nich jest z pewnością "Summatyme", wykorzystujący sampel z klasycznego nagrania "For The Love Of You" grupy The Isley Brothers, które znalazło się na ich przełomowym albumie "The Heat Is On" wydanym w 1975 roku. Paradoksalnie tym samym motywem posłużył się również Tupac Shakur podczas pracy nad utworem "Bury Me A G" z płyty "Thug Life: Volume 1", co może posłużyć jako dodatkowy oręż dla krytyków Realest'a. Wszak ciężko uwolnić się od porównań z Makaveli'm stosując nie tylko podobny wordplay i flow, ale również czerpiąc inspirację z tych samych kawałków...
Jeśli jednak nie ma to dla Ciebie znaczenia lub jesteś w stanie zagryźć zęby i nie irytują Cię oczywiste podobieństwa - "Summatyme" może stać się jednym z częściej granych przez Ciebie utworów kiedy temperatura podskoczy do 25-30 stopni Celsjusza.

]]>
Tha Realest "My Summertime Fling [G-Funk Remix]" (#Ot Tak 162)https://popkiller.kingapp.pl/2014-09-12,tha-realest-my-summertime-fling-g-funk-remix-ot-tak-162https://popkiller.kingapp.pl/2014-09-12,tha-realest-my-summertime-fling-g-funk-remix-ot-tak-162September 13, 2014, 3:47 pmPaweł MiedzielecW połowie lipca minęło 5 lat od premiery "Witness Tha Realest" - debiutanckiego krążka, który ukazał się o dobrych 10 lat za późno. W tym czasie Tha Realest zdążył już zapowiedzieć follow-up w postaci kolejnego albumu. Ostatnie informacje na temat wydania "Remember My Name" pochodzą z zeszłego roku i wygląda na to, że na płytę możemy czekać równie długo co na poprzednią...Na szczęście dla nas, Tha Realest jest bardzo płodnym artystą który w ostatniej dekadzie wypuścił całkowicie za free naprawdę bardzo dużą ilość materiału, wśród którego nie brakuje takich perełek jak "My Summertime Fling".Oryginał tego utworu został nagrany jeszcze za czasów Death Row, wersja którą tu prezentuję powstała zaś w 2002 roku, kiedy na warsztat wziął ją Flawless - kalifornijski producent, współpracujący głównie z latynoskimi raperami pokroju Mr. Capone-E. Moim zdaniem remix zdecydowanie przebija pierwowzór jeśli chodzi o pordukcję. Z głośników sączy się klasyczny letni kalifornijski vibe jak za najlepszych czasów g-funk ery a Tha Realest niczym Tupac Shakur perfekcyjnie porusza się po tym spokojnym bicie ze swoim flow, które mocno przypomina sposób rapowania Makaveliego. Idealny numer na wspomnienie minionego lata - polecam dołączyć go do swojej playlisty póki pogoda za oknem nadal sprzyja wakacyjnym klimatom.W połowie lipca minęło 5 lat od premiery "Witness Tha Realest" - debiutanckiego krążka, który ukazał się o dobrych 10 lat za późno. W tym czasie Tha Realest zdążył już zapowiedzieć follow-up w postaci kolejnego albumu. Ostatnie informacje na temat wydania "Remember My Name" pochodzą z zeszłego roku i wygląda na to, że na płytę możemy czekać równie długo co na poprzednią...

Na szczęście dla nas, Tha Realest jest bardzo płodnym artystą który w ostatniej dekadzie wypuścił całkowicie za free naprawdę bardzo dużą ilość materiału, wśród którego nie brakuje takich perełek jak "My Summertime Fling".
Oryginał tego utworu został nagrany jeszcze za czasów Death Row, wersja którą tu prezentuję powstała zaś w 2002 roku, kiedy na warsztat wziął ją Flawless - kalifornijski producent, współpracujący głównie z latynoskimi raperami pokroju Mr. Capone-E. Moim zdaniem remix zdecydowanie przebija pierwowzór jeśli chodzi o pordukcję. Z głośników sączy się klasyczny letni kalifornijski vibe jak za najlepszych czasów g-funk ery a Tha Realest niczym Tupac Shakur perfekcyjnie porusza się po tym spokojnym bicie ze swoim flow, które mocno przypomina sposób rapowania Makaveliego. Idealny numer na wspomnienie minionego lata - polecam dołączyć go do swojej playlisty póki pogoda za oknem nadal sprzyja wakacyjnym klimatom.

]]>
Tha Realest "Witness Tha Realest" (Przegapifszy #65)https://popkiller.kingapp.pl/2013-11-17,tha-realest-witness-tha-realest-przegapifszy-65https://popkiller.kingapp.pl/2013-11-17,tha-realest-witness-tha-realest-przegapifszy-65November 16, 2013, 11:01 pmPaweł MiedzielecPierwsze zapowiedzi tego albumu sięgają roku 1999, kiedy Tha Realest był jeszcze związany kontraktem z legendarnym labelem Death Row Records, udzielając się wokalnie na popularnych składankach "Chronic 2000" i "Too Gangsta 4 Radio". Mało kto wtedy przypuszczał, że na premierę tej płyty przyjdzie nam czekać ponad dekadę czasu. Dla rapera było to niezwykle trudne 10 lat, naznaczone nieustanną walką o własny wizerunek, wędrówkami od wytwórni do wytwórni oraz kolejnymi nieudanymi próbami znalezienia odpowiedniego dystrybutora, który zadbałby o odpowiednią drogę do słuchacza dla twórczości Jevon Jonesa. Z pomocą przyszedł wieloletni przyjaciel i była gwiazda parkietów NBA - Mike Bibby, właściciel małego, niezależnego wydawnictwa Team Dime Entertainment, który łącząc siły z RBC Records oraz przy wsparciu Koch Records zdołali wreszcie wypchnąć "Witness Tha Realest" z archiwum na sklepowe półki.Główną siłą tej płyty jest jej różnorodność, objawiająca się zarówno w tekstach jak i muzyce. Pod względem lirycznym krążek dotyka wszystkich tematów po trochu a Tha Realest potrafi umiejętnie balansować pomiędzy każdym z nich i odnaleźć się w każdej z konwencji. Na "Witness Tha Realest" znajdziemy utwory nadające się do potańczenia w klubie oraz takie opatrzone nutką refleksji. Spokojne "Memory Lane" zabierze nas w sentymentalną podróż w przeszłość, zaś przy dźwiękach "Get It N" czy singlowego "Peep'n Game" możemy poszaleć ze znajomymi na parkiecie. W trakcie słuchania albumu natrafimy również na kawałki o miłości ("N Luv Wit' A Ghetto Gurl"), choć może nie takiej w wydaniu podręcznikowym. Usłyszymy też trochę o zdzirowatych panienkach ("Number 1 Hoe"), by za chwilę zagłębić się z dużo mroczniejszy klimat o paranoicznym wręcz zabarwieniu ("Mind Of A Mad Man", "Y I Keep My Burna On Me"). Dodatkowych smaczków dodaje cała plejada gości, którzy zasilili lwią część kawałków, jakie pojawiły się na albumie. Oprócz flagowych westcoastowców w osobach WC i Yukmoutha, występują tutaj również raperzy z innych regionów - wschodnie wybrzeże reprezentują Fat Joe oraz E.D.I. z Outlawz, zaś przedstawicielami południa zostali niezawodny Devin The Dude oraz Sean Paul z YoungBloodZ.Większość producentów również stanęła na wysokości zadania, chociaż nie ma co ukrywać że brzmienie niektórych numerów jest mocno przestarzałe i nijak nie współgra z obecnym mainstreamowym nurtem. Kawałki takie jak "Grown Ass Man", czy "Ice Kold" zostały nagrane blisko przed dekadą i pomimo tego, że brzmią bardzo fajnie to niestety słychać wydobywający się z nich ząb czasu. Pod względem muzycznym płyta stanowi również zlepek kilku rodzajów brzmień, charakterystycznych dla prawie każdego zakątku Stanów. Usłyszymy więc trochę dźwięków rodem z Dirty South ("Sumthin' Like A Pimp", "Get It N"), o które zadbali DJ Domo z Rap-A-Lot oraz Detail z Konvict Muzik, zaś oprawą kalifornijską zajęli się m.in. Mark Sparks ("That's Juss Lyfe"), Blaqthoven ("Grown Ass Man") a nawet Mel-Man ("All Or Nothin")!Wśród siedemnastu zawartych na krążku kawałków znajdziemy kilka perełek, które zagoszczą na naszym muzycznym sprzęcie w dłuższej rotacji niż inne. Jedną z nich jest bez wątpienia otwierający płytę numer "Kuz It Just Ain't N U", na którym Tha Realest pokazuje, dlaczego od tak wielu lat jest konsekwentnie porównywany do Tupaca Shakura. Podobna maniera za mikrofonem, perfekcyjnie odwzorowane flow i wyrzucane z naturalną agresją w głosie teksty na świetnej produkcji autorstwa ekipy 1500 Or Nuthin sprawiają, że w pokoju czuć przez chwilę unoszącego się ducha 'Paca. Podobne uczucie towarzyszy mi słuchając depresyjnego "Mind Of A Mad Man", czy owianego tajemnicą "Y I Keep My Burna On Me" - jedynego utworu na albumie, pod którym nie podpisał się producent nagrania (chodzą plotki że wyprodukował je sam Dr. Dre!). Inne warte uwagi kawałki to bijące pozytywną energią "Tha Good Life" czy "That's Juss Lyfe", które warto sprawdzić chociażby na przyjemny i niepodrabialny wokal Val Young oraz kolejny świetny gościnny występ Crooked I'a.Najbardziej rażące rzeczy, dotyczące "Witness Tha Realest" tkwią tak naprawdę nie w bijącej z głośników muzyce. Pomijając podobny głos, flow i cały swag, jaki kojarzy nam się z Makavelim - Tha Realest zrazi do siebie automatycznie większość fanów 'Paca również podobnymi topikami, poruszanymi w swoich kawałkach. Momentalnie wyczują oni, że ten content gdzieś już się przewijał a absurdalnie długi czas oczekiwania na premierę materiału również nie pomógł w zbudowaniu solidnego zaplecza lojalnych fanów, nie przejmujących się rzucającymi się w oczy i uszy podobieństwami. Paradoksalnie, może się również okazać że najbardziej hardkorowi wyznawcy Shakura, żądni nowych zwrotek swojego idola chwycą po produkt zastępczy by zaspokoić swoje pragnienie. Dla nich "Witness Tha Realest" to "next best thing" obok nowego albumu Tupaca - dla reszty słuchaczy z otwartą głową może się również okazać ciekawym materiałem, mimo że jego autor przespał swoją szansę na sukces i obudził się z letargu dobre kilka lat za późno, by to zmienić...Dla mnie to jeden z najlepszych albumów wydanych w 2009 roku i jeden z najbardziej solidnych tytułów ostatnich lat. Niepozbawiony wad i słabszych numerów, które można z powodzeniem skipować ("Do What It Do", "Sumthin' Like A Pimp"), kulejącej momentami produkcji ("All Or Nothin"), ale za to z przeważającą większością pozytywnych chwil, jakie można przy nim spędzić. "Witness Tha Realest" to album z nieprzeciętymi bitami, mocną obsadą i mnóstwem dobrych kawałków, który przepadł bez echa przez znikomą promocję i natłok innych płyt, ale nigdy nie jest za późno by nadrobić zaległości i dołożyć sobie jeszcze jeden fajny krążek to kolekcji. Don't sleep.Pierwsze zapowiedzi tego albumu sięgają roku 1999, kiedy Tha Realest był jeszcze związany kontraktem z legendarnym labelem Death Row Records, udzielając się wokalnie na popularnych składankach "Chronic 2000" i "Too Gangsta 4 Radio". Mało kto wtedy przypuszczał, że na premierę tej płyty przyjdzie nam czekać ponad dekadę czasu. Dla rapera było to niezwykle trudne 10 lat, naznaczone nieustanną walką o własny wizerunek, wędrówkami od wytwórni do wytwórni oraz kolejnymi nieudanymi próbami znalezienia odpowiedniego dystrybutora, który zadbałby o odpowiednią drogę do słuchacza dla twórczości Jevon Jonesa. Z pomocą przyszedł wieloletni przyjaciel i była gwiazda parkietów NBA - Mike Bibby, właściciel małego, niezależnego wydawnictwa Team Dime Entertainment, który łącząc siły z RBC Records oraz przy wsparciu Koch Records zdołali wreszcie wypchnąć "Witness Tha Realest" z archiwum na sklepowe półki.

Główną siłą tej płyty jest jej różnorodność, objawiająca się zarówno w tekstach jak i muzyce. Pod względem lirycznym krążek dotyka wszystkich tematów po trochu a Tha Realest potrafi umiejętnie balansować pomiędzy każdym z nich i odnaleźć się w każdej z konwencji. Na "Witness Tha Realest" znajdziemy utwory nadające się do potańczenia w klubie oraz takie opatrzone nutką refleksji. Spokojne "Memory Lane" zabierze nas w sentymentalną podróż w przeszłość, zaś przy dźwiękach "Get It N" czy singlowego "Peep'n Game" możemy poszaleć ze znajomymi na parkiecie. W trakcie słuchania albumu natrafimy również na kawałki o miłości ("N Luv Wit' A Ghetto Gurl"), choć może nie takiej w wydaniu podręcznikowym. Usłyszymy też trochę o zdzirowatych panienkach ("Number 1 Hoe"), by za chwilę zagłębić się z dużo mroczniejszy klimat o paranoicznym wręcz zabarwieniu ("Mind Of A Mad Man", "Y I Keep My Burna On Me"). Dodatkowych smaczków dodaje cała plejada gości, którzy zasilili lwią część kawałków, jakie pojawiły się na albumie. Oprócz flagowych westcoastowców w osobach WC i Yukmoutha, występują tutaj również raperzy z innych regionów - wschodnie wybrzeże reprezentują Fat Joe oraz E.D.I. z Outlawz, zaś przedstawicielami południa zostali niezawodny Devin The Dude oraz Sean Paul z YoungBloodZ.
Większość producentów również stanęła na wysokości zadania, chociaż nie ma co ukrywać że brzmienie niektórych numerów jest mocno przestarzałe i nijak nie współgra z obecnym mainstreamowym nurtem. Kawałki takie jak "Grown Ass Man", czy "Ice Kold" zostały nagrane blisko przed dekadą i pomimo tego, że brzmią bardzo fajnie to niestety słychać wydobywający się z nich ząb czasu. Pod względem muzycznym płyta stanowi również zlepek kilku rodzajów brzmień, charakterystycznych dla prawie każdego zakątku Stanów. Usłyszymy więc trochę dźwięków rodem z Dirty South ("Sumthin' Like A Pimp", "Get It N"), o które zadbali DJ Domo z Rap-A-Lot oraz Detail z Konvict Muzik, zaś oprawą kalifornijską zajęli się m.in. Mark Sparks ("That's Juss Lyfe"), Blaqthoven ("Grown Ass Man") a nawet Mel-Man ("All Or Nothin")!

Wśród siedemnastu zawartych na krążku kawałków znajdziemy kilka perełek, które zagoszczą na naszym muzycznym sprzęcie w dłuższej rotacji niż inne. Jedną z nich jest bez wątpienia otwierający płytę numer "Kuz It Just Ain't N U", na którym Tha Realest pokazuje, dlaczego od tak wielu lat jest konsekwentnie porównywany do Tupaca Shakura. Podobna maniera za mikrofonem, perfekcyjnie odwzorowane flow i wyrzucane z naturalną agresją w głosie teksty na świetnej produkcji autorstwa ekipy 1500 Or Nuthin sprawiają, że w pokoju czuć przez chwilę unoszącego się ducha 'Paca. Podobne uczucie towarzyszy mi słuchając depresyjnego "Mind Of A Mad Man", czy owianego tajemnicą "Y I Keep My Burna On Me" - jedynego utworu na albumie, pod którym nie podpisał się producent nagrania (chodzą plotki że wyprodukował je sam Dr. Dre!). Inne warte uwagi kawałki to bijące pozytywną energią "Tha Good Life" czy "That's Juss Lyfe", które warto sprawdzić chociażby na przyjemny i niepodrabialny wokal Val Young oraz kolejny świetny gościnny występ Crooked I'a.
Najbardziej rażące rzeczy, dotyczące "Witness Tha Realest" tkwią tak naprawdę nie w bijącej z głośników muzyce. Pomijając podobny głos, flow i cały swag, jaki kojarzy nam się z Makavelim - Tha Realest zrazi do siebie automatycznie większość fanów 'Paca również podobnymi topikami, poruszanymi w swoich kawałkach. Momentalnie wyczują oni, że ten content gdzieś już się przewijał a absurdalnie długi czas oczekiwania na premierę materiału również nie pomógł w zbudowaniu solidnego zaplecza lojalnych fanów, nie przejmujących się rzucającymi się w oczy i uszy podobieństwami. Paradoksalnie, może się również okazać że najbardziej hardkorowi wyznawcy Shakura, żądni nowych zwrotek swojego idola chwycą po produkt zastępczy by zaspokoić swoje pragnienie. Dla nich "Witness Tha Realest" to "next best thing" obok nowego albumu Tupaca - dla reszty słuchaczy z otwartą głową może się również okazać ciekawym materiałem, mimo że jego autor przespał swoją szansę na sukces i obudził się z letargu dobre kilka lat za późno, by to zmienić...

Dla mnie to jeden z najlepszych albumów wydanych w 2009 roku i jeden z najbardziej solidnych tytułów ostatnich lat. Niepozbawiony wad i słabszych numerów, które można z powodzeniem skipować ("Do What It Do", "Sumthin' Like A Pimp"), kulejącej momentami produkcji ("All Or Nothin"), ale za to z przeważającą większością pozytywnych chwil, jakie można przy nim spędzić. "Witness Tha Realest" to album z nieprzeciętymi bitami, mocną obsadą i mnóstwem dobrych kawałków, który przepadł bez echa przez znikomą promocję i natłok innych płyt, ale nigdy nie jest za późno by nadrobić zaległości i dołożyć sobie jeszcze jeden fajny krążek to kolekcji. Don't sleep.

]]>
Parlay Starr feat. Tha Realest, Kash & Tye "My Future" - nowy numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-24,parlay-starr-feat-tha-realest-kash-tye-my-future-nowy-numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-24,parlay-starr-feat-tha-realest-kash-tye-my-future-nowy-numerJuly 23, 2013, 5:14 pmPaweł MiedzielecUniewinnienie George'a Zimmermana to temat, budzący w ostatnim czasie sporo kontrowersji w środowisku amerykańskich raperów. Także Parlay Starr nie pozostał obojętny na "skandaliczny", zdaniem wielu wyrok w tej sprawie i opublikował w sieci darmowy mixtape pt. "Amerikkka", z którego pochodzi numer "My Future", w którym gościnnie udzielili się Tha Realest, Kash oraz Tye. Utwór ten będzie również można znaleźć na nadchodzącym albumie "Team Real One", mającym ukazać się jeszcze w tym roku.Uniewinnienie George'a Zimmermana to temat, budzący w ostatnim czasie sporo kontrowersji w środowisku amerykańskich raperów. Także Parlay Starr nie pozostał obojętny na "skandaliczny", zdaniem wielu wyrok w tej sprawie i opublikował w sieci darmowy mixtape pt. "Amerikkka", z którego pochodzi numer "My Future", w którym gościnnie udzielili się Tha Realest, Kash oraz Tye. Utwór ten będzie również można znaleźć na nadchodzącym albumie "Team Real One", mającym ukazać się jeszcze w tym roku.

]]>
Wakacyjne klasyki Mietka - #3: Ridin' trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-14,wakacyjne-klasyki-mietka-3-ridin-trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-14,wakacyjne-klasyki-mietka-3-ridin-tracksNovember 14, 2013, 5:35 pmPaweł MiedzielecDzisiejsze zestawienie moich wakacyjnych klasyków dedykowane jest miłośnikom czterech kółek, których cruising po polskich szosach relaksuje równie mocno, co prażenie tyłka na słońcu. Wam również przyda się porcja dobrej muzyki, dlatego przygotowałem dla was dziesięć numerów, idealnych do odpalenia w każdej furze - nawet takiej, która pozbawiona jest hydraulicznego zawieszenia i nie przypomina w niczym klasycznej kalifornijskiej Impali. Let us begin!CJ Mac "Come And Take A Ride"Zaczynamy od numeru, który kojarzy chyba każdy średnio zorientowany w g-funkowym temacie słuchacz. Debiutancki album CJ Maca pt. "True Game" jest bez wątpienia płytą, którą można określić mianem klasyki g-funku a singlowe "Come And Take A Ride" to typowa wisienka na torcie - utwór genialny pod każdym względem. Produkcja, liryka, śpiew - wszystko absolutny top-notch a sposób, w jaki Poppa LQ wjeżdża ze swoją zwrotką na ten bit do dnia dzisiejszego powoduje u mnie ciary na plecach przy każdym kolejnym odtworzeniu... Come and take a ride with the m.a.c.!Kurupt "Who Ride Wit' Us"Kolejny szlagier, którego obecność na każdej samochodowej playliście jest absolutną koniecznością. Po opuszczeniu Death Row chłopaki z Tha Dogg Pound musieli udowodnić samym sobie, że nadal potrafią nagrywać świetne single i klasyczne albumy... a takim bez cienia wątpliwości okazał się drugi solowy krążek Gottiego - "Tha Streetz Iz A Mutha", czego najlepszym przykładem jest singiel "Who Ride Wit' Us". Fredwreck w topowej formie wysmażył chyba swoją najlepszą produkcję, w rytm której można baunsować po ulicach nawet najbardziej zdezelowanym gratem. Do you wanna ride wit' us, who ride wit' us?The Conscious Daughters "Somethin' To Ride To (Fonky Expedition)"The Conscious Daughters to prawdopodobnie najlepszy żeński rap-duet w historii a chemia w nawijce podopiecznych Parisa, bijąca m.in. z takich utworów jak "Somethin' To Ride To" była naprawdę jedyna w swoim rodzaju. Sposób, w jaki Carla Green i Karryl Smith płyną po tym funkowym bicie do dzisiaj budzi mój podziw, bo niewiele kobiet w hip-hopie potrafiło nagrać numery, których nie pokrył kurz zapomnienia ani nie nadszarpnął ząb czasu... TCD się tak sztuka udała a "Fonky Expedition" do dzisiaj stanowi jeden z najważniejszych utworów lat 90-tych, powstałych w Bay Area. R.I.P. Special One...Mc Eiht "Ride Wit' Me"O tym, jak ważną ekipą w historii zachodniego wybrzeża okazało się Compton's Most Wanted, nie muszę chyba pisać. Tak samo, jak nie muszę przytaczać ich dokonań oraz wkładu w popularyzację kalifornijskiego rapu. Któż z was nie słyszał bowiem takich klasyków, jak "Hood Took Me Under" czy "Growin' Up In The Hood" z kultowego juz dzisiaj filmu "Boyz N The Hood"? Późniejsze dokonania CMW mogły za to umknąć waszej uwadze, dlatego polecam sprawdzić w pierwszej kolejności wydany w 2006 roku krążek "Music To Gang Bang", z którego pochodzi kawałek "Ride Wit' Me". Wyprodukowany przez Fingazza numer ma w sobie taką dawkę wakacyjnego klimatu, że bez problemu możecie się wybrać przy jego dźwiękach w dłuższą podróż za miasto a z doświadczenia wiem, że sprawdza się idealnie w trasie nad morze:) C'mon and riiidddeee wit' meee!Game "Let's Ride"Teraz coś z nowszych rzeczy, które będą także kojarzyć młodsi czytelnicy. "Let's Ride" to może i ostatni mocny singlowy akcent Scotta Storcha, ale i jeden z najmocniejszych utworów w dyskografii Gracza, który chciał mieć w swoim dorobku klasyk na miarę "Let Me Ride" Dr. Dre. Chociaż pierwowzór nadal stanowi w moim odczuciu niedościgniony wzorzec, to trzeba przyznać, że Game miał rację nawijając "same Chronic, just a different smoke", bo "Let's Ride" buja każdą Toczką równie mocno, co przebój Dre 20 lat wcześniej. Ain't nuthin' but a G thang, baby, it's a G thang!2Pac "Picture Me Rollin' (Nu-Mixx)"Jeden z moich ulubionych numerów do auta oraz idealny dowód na to, że wykonując remix nawet klasycznego utworu Tupaca można nie tylko zrobić co dobrze (czego nie idzie powiedzieć o połowie kawałków wydanych po śmierci), ale nawet przebić oryginał! "Picture Me Rollin'" był jednym z kilku utworów, nagranych za życia Shakura, których jakoś nie "czułem". Niby wszystko brzmi ok i jest poprawnie zarapowane, ale nigdy zbytnio nie kusiło mnie, aby po jego przesłuchaniu nadusić "repeat". Wydany w 2007 roku "Nu-Mixx Klazzics Vol. 2" zapowiadał się na kolejny odgrzewany kotlet, na domiar złego odgrzany równie nieudolnie co "eminemowskie" "Loyal 2 The Game", ale wśród tuzina fatalnej jakości remixów, które w ogóle nie powinny się ukazać, znalazłem jedną perełkę w postaci "Picture Me Rollin", gdzie dobry wokal Danny Boy'a z "All Eyez On Me" zastąpił jeszcze lepszy refren Butcha Cassidy, a niezłe zwrotki Big Syke'a i CPO przyćmiła zupełnie nowa "szesnastka" Kurupta. Można? Można!Da Youngsta's "Hip-Hop Ride"Poruszając się naszą muzyczną bryką, wykonamy na chwilę nie tylko skok w czasie, ale i na wschodnie wybrzeże, gdzie w 1994 roku trójka połączonych więzami krwi małolatów wypuściła na rynek jeden z najbardziej pamiętnych rapowych hymnów lat 90-tych. Przy dźwiękach "Hip-Hop Ride" można poznać nie tylko kawał historii, ale i płynąc swoją furą jak zahipnotyzowany przez każde skrzyżowanie - a wszystko to dzięki świetnej muzyce skomponowanej przez Marley Mala. Yes, yes y'all, to the beat y'all!Richie Rich "Let's Ride"Przenosimy się z powrotem na zachodnie wybrzeże i pędzimy do północnej Kalifornii, gdzie czeka już na nas Richie Rich. I nie chodzi mi tutaj o dziecięcego milionera, a o jednego z prominentnych działaczy z Bay Area, którego wyluzowany styl nawijania stał się bezpośrednią inspiracją kilku sławnych raperów, wliczając w to m.in. Snoop Dogga. W połowie lat 90-tych "Double R" święcił spore sukcesy ze swoim albumem "Seasoned Veteran", które było bodajże pierwszą płyta z Oakland wydaną przez nowojorski Def Jam a "Let's Ride" stanowił główny filar promocji krążka. Kawałek cechuje charakterystyczny leniwy klimat, który bije z dużej ilości numerów Richa, więc polecałbym go raczej jako soundtrack pod typowy miejski cruising, aniżeli samochodowe wyścigi rodem z Gran Turismo.Sean T "Somethin' 2 Ride 2"Krążymy nadal po Bay Area, zahaczając o San Francisco, a dokładniej o małe miasteczko East Palo Alto, znajdujące się w połowie drogi do San Jose. To właśnie stąd pochodzi Sean T - postać myślę mało znana ludziom, którzy nie jarają się zachodnim wybrzeżem aż w takim stopniu co zapaleńcy mojego pokroju. Dla młodszych słuchaczy nadmienię tylko, że Sean T jest jednym z ludzi, dzięki którym Game zaczął swoją karierę i to właśnie on pomógł mu zarejestrować jego pierwsze nagrywki. Sam nie zrobił wprawdzie wielkiej kariery, ale ma na swoim koncie kilka numerów, z którymi warto się zaznajomić. Takim utworem jest chociażby "Somethin' 2 Ride 2" z wydanej w 1996 roku płyty "Pimp Lyrics & Dollar Signs". Kto przesłuchał chociaż parę albumów z tamtego okresu wydanych w Bay Area, wie już czego się spodziewać a produkcji G Man Stana nie trzeba chyba zbytnio reklamować, prawda? Zatem wskakujcie do swojej bryki, przekręćcie kluczyk w stacyjce i zanućcie razem z Baby Lee: "Do you wanna ride with meee?"Tha Realest "This Is How We Ryde"Wracając do domu z naszej wakacyjnej przejażdżki wrzucamy numer, który pozwoli nam nieco odetchnąć i zrelaksować się przez chwilę po całodniowym cruisingu. "This Is How We Ryde" nigdy się oficjalnie nie ukazał a szkoda, bo jest naprawdę świetny i zgodzi się ze mną nawet najbardziej zagorzały przeciwnik Realesta. To jeden z tych utworów, do których żywię szczególny sentyment, bo pamiętam ile czasu zajęło mi zlokalizowanie w Internecie dobrze brzmiącej wersji. Laidbackowa produkcja, klimatyczny refren i płynące z głośników flow przypominające mocno ś.p. Tupaca Shakura, czyli idealnie brzmiący numer na podsumowanie dzisiejszej playlisty... This is how we ryde!Tym sposobem dotarliśmy do końca dzisiejszego spisu. Myślę, że numery przypadną wam do gustu i dodacie je sobie do władnego katalogu kawałków, których najczęściej słuchacie w samochodowym odtwarzaczu. Słyszymy się ponownie za tydzień - West, west y'all!Dzisiejsze zestawienie moich wakacyjnych klasyków dedykowane jest miłośnikom czterech kółek, których cruising po polskich szosach relaksuje równie mocno, co prażenie tyłka na słońcu. Wam również przyda się porcja dobrej muzyki, dlatego przygotowałem dla was dziesięć numerów, idealnych do odpalenia w każdej furze - nawet takiej, która pozbawiona jest hydraulicznego zawieszenia i nie przypomina w niczym klasycznej kalifornijskiej Impali. Let us begin!

CJ Mac "Come And Take A Ride"
Zaczynamy od numeru, który kojarzy chyba każdy średnio zorientowany w g-funkowym temacie słuchacz. Debiutancki album CJ Maca pt. "True Game" jest bez wątpienia płytą, którą można określić mianem klasyki g-funku a singlowe "Come And Take A Ride" to typowa wisienka na torcie - utwór genialny pod każdym względem. Produkcja, liryka, śpiew - wszystko absolutny top-notch a sposób, w jaki Poppa LQ wjeżdża ze swoją zwrotką na ten bit do dnia dzisiejszego powoduje u mnie ciary na plecach przy każdym kolejnym odtworzeniu... Come and take a ride with the m.a.c.!

Kurupt "Who Ride Wit' Us"
Kolejny szlagier, którego obecność na każdej samochodowej playliście jest absolutną koniecznością. Po opuszczeniu Death Row chłopaki z Tha Dogg Pound musieli udowodnić samym sobie, że nadal potrafią nagrywać świetne single i klasyczne albumy... a takim bez cienia wątpliwości okazał się drugi solowy krążek Gottiego - "Tha Streetz Iz A Mutha", czego najlepszym przykładem jest singiel "Who Ride Wit' Us". Fredwreck w topowej formie wysmażył chyba swoją najlepszą produkcję, w rytm której można baunsować po ulicach nawet najbardziej zdezelowanym gratem. Do you wanna ride wit' us, who ride wit' us?

The Conscious Daughters "Somethin' To Ride To (Fonky Expedition)"
The Conscious Daughters to prawdopodobnie najlepszy żeński rap-duet w historii a chemia w nawijce podopiecznych Parisa, bijąca m.in. z takich utworów jak "Somethin' To Ride To" była naprawdę jedyna w swoim rodzaju. Sposób, w jaki Carla Green i Karryl Smith płyną po tym funkowym bicie do dzisiaj budzi mój podziw, bo niewiele kobiet w hip-hopie potrafiło nagrać numery, których nie pokrył kurz zapomnienia ani nie nadszarpnął ząb czasu... TCD się tak sztuka udała a "Fonky Expedition" do dzisiaj stanowi jeden z najważniejszych utworów lat 90-tych, powstałych w Bay Area. R.I.P. Special One...

Mc Eiht "Ride Wit' Me"
O tym, jak ważną ekipą w historii zachodniego wybrzeża okazało się Compton's Most Wanted, nie muszę chyba pisać. Tak samo, jak nie muszę przytaczać ich dokonań oraz wkładu w popularyzację kalifornijskiego rapu. Któż z was nie słyszał bowiem takich klasyków, jak "Hood Took Me Under" czy "Growin' Up In The Hood" z kultowego juz dzisiaj filmu "Boyz N The Hood"? Późniejsze dokonania CMW mogły za to umknąć waszej uwadze, dlatego polecam sprawdzić w pierwszej kolejności wydany w 2006 roku krążek "Music To Gang Bang", z którego pochodzi kawałek "Ride Wit' Me". Wyprodukowany przez Fingazza numer ma w sobie taką dawkę wakacyjnego klimatu, że bez problemu możecie się wybrać przy jego dźwiękach w dłuższą podróż za miasto a z doświadczenia wiem, że sprawdza się idealnie w trasie nad morze:) C'mon and riiidddeee wit' meee!

Game "Let's Ride"
Teraz coś z nowszych rzeczy, które będą także kojarzyć młodsi czytelnicy. "Let's Ride" to może i ostatni mocny singlowy akcent Scotta Storcha, ale i jeden z najmocniejszych utworów w dyskografii Gracza, który chciał mieć w swoim dorobku klasyk na miarę "Let Me Ride" Dr. Dre. Chociaż pierwowzór nadal stanowi w moim odczuciu niedościgniony wzorzec, to trzeba przyznać, że Game miał rację nawijając "same Chronic, just a different smoke", bo "Let's Ride" buja każdą Toczką równie mocno, co przebój Dre 20 lat wcześniej. Ain't nuthin' but a G thang, baby, it's a G thang!

2Pac "Picture Me Rollin' (Nu-Mixx)"
Jeden z moich ulubionych numerów do auta oraz idealny dowód na to, że wykonując remix nawet klasycznego utworu Tupaca można nie tylko zrobić co dobrze (czego nie idzie powiedzieć o połowie kawałków wydanych po śmierci), ale nawet przebić oryginał! "Picture Me Rollin'" był jednym z kilku utworów, nagranych za życia Shakura, których jakoś nie "czułem". Niby wszystko brzmi ok i jest poprawnie zarapowane, ale nigdy zbytnio nie kusiło mnie, aby po jego przesłuchaniu nadusić "repeat". Wydany w 2007 roku "Nu-Mixx Klazzics Vol. 2" zapowiadał się na kolejny odgrzewany kotlet, na domiar złego odgrzany równie nieudolnie co "eminemowskie""Loyal 2 The Game", ale wśród tuzina fatalnej jakości remixów, które w ogóle nie powinny się ukazać, znalazłem jedną perełkę w postaci "Picture Me Rollin", gdzie dobry wokal Danny Boy'a z "All Eyez On Me" zastąpił jeszcze lepszy refren Butcha Cassidy, a niezłe zwrotki Big Syke'a i CPO przyćmiła zupełnie nowa "szesnastka" Kurupta. Można? Można!

Da Youngsta's "Hip-Hop Ride"
Poruszając się naszą muzyczną bryką, wykonamy na chwilę nie tylko skok w czasie, ale i na wschodnie wybrzeże, gdzie w 1994 roku trójka połączonych więzami krwi małolatów wypuściła na rynek jeden z najbardziej pamiętnych rapowych hymnów lat 90-tych. Przy dźwiękach "Hip-Hop Ride" można poznać nie tylko kawał historii, ale i płynąc swoją furą jak zahipnotyzowany przez każde skrzyżowanie - a wszystko to dzięki świetnej muzyce skomponowanej przez Marley Mala. Yes, yes y'all, to the beat y'all!

Richie Rich "Let's Ride"
Przenosimy się z powrotem na zachodnie wybrzeże i pędzimy do północnej Kalifornii, gdzie czeka już na nas Richie Rich. I nie chodzi mi tutaj o dziecięcego milionera, a o jednego z prominentnych działaczy z Bay Area, którego wyluzowany styl nawijania stał się bezpośrednią inspiracją kilku sławnych raperów, wliczając w to m.in. Snoop Dogga. W połowie lat 90-tych "Double R" święcił spore sukcesy ze swoim albumem "Seasoned Veteran", które było bodajże pierwszą płyta z Oakland wydaną przez nowojorski Def Jam a "Let's Ride" stanowił główny filar promocji krążka. Kawałek cechuje charakterystyczny leniwy klimat, który bije z dużej ilości numerów Richa, więc polecałbym go raczej jako soundtrack pod typowy miejski cruising, aniżeli samochodowe wyścigi rodem z Gran Turismo.

Sean T "Somethin' 2 Ride 2"
Krążymy nadal po Bay Area, zahaczając o San Francisco, a dokładniej o małe miasteczko East Palo Alto, znajdujące się w połowie drogi do San Jose. To właśnie stąd pochodzi Sean T - postać myślę mało znana ludziom, którzy nie jarają się zachodnim wybrzeżem aż w takim stopniu co zapaleńcy mojego pokroju. Dla młodszych słuchaczy nadmienię tylko, że Sean T jest jednym z ludzi, dzięki którym Game zaczął swoją karierę i to właśnie on pomógł mu zarejestrować jego pierwsze nagrywki. Sam nie zrobił wprawdzie wielkiej kariery, ale ma na swoim koncie kilka numerów, z którymi warto się zaznajomić. Takim utworem jest chociażby "Somethin' 2 Ride 2" z wydanej w 1996 roku płyty "Pimp Lyrics & Dollar Signs". Kto przesłuchał chociaż parę albumów z tamtego okresu wydanych w Bay Area, wie już czego się spodziewać a produkcji G Man Stana nie trzeba chyba zbytnio reklamować, prawda? Zatem wskakujcie do swojej bryki, przekręćcie kluczyk w stacyjce i zanućcie razem z Baby Lee: "Do you wanna ride with meee?"

Tha Realest "This Is How We Ryde"
Wracając do domu z naszej wakacyjnej przejażdżki wrzucamy numer, który pozwoli nam nieco odetchnąć i zrelaksować się przez chwilę po całodniowym cruisingu. "This Is How We Ryde" nigdy się oficjalnie nie ukazał a szkoda, bo jest naprawdę świetny i zgodzi się ze mną nawet najbardziej zagorzały przeciwnik Realesta. To jeden z tych utworów, do których żywię szczególny sentyment, bo pamiętam ile czasu zajęło mi zlokalizowanie w Internecie dobrze brzmiącej wersji. Laidbackowa produkcja, klimatyczny refren i płynące z głośników flow przypominające mocno ś.p. Tupaca Shakura, czyli idealnie brzmiący numer na podsumowanie dzisiejszej playlisty... This is how we ryde!

Tym sposobem dotarliśmy do końca dzisiejszego spisu. Myślę, że numery przypadną wam do gustu i dodacie je sobie do władnego katalogu kawałków, których najczęściej słuchacie w samochodowym odtwarzaczu. Słyszymy się ponownie za tydzień - West, west y'all!

]]>
Wakacyjne klasyki Mietka - #1: Summer trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-06-30,wakacyjne-klasyki-mietka-1-summer-trackshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-06-30,wakacyjne-klasyki-mietka-1-summer-tracksOctober 11, 2020, 11:18 pmPaweł MiedzielecLato, lato, lato wszędzie... no dobra, pogoda faktycznie coś się ostatnio popsuła co nie zmienia faktu, że nastał okres wakacyjny - czas urlopów, grzania tyłka na słońcu i powszechnego lenistwa dla większości. Aby go wam nieco umilić, postanowiłem przygotować nowy cykl wpisów, który od dnia dzisiejszego będzie się ukazywał na Popkillerze co weekend aż do samego końca wakacji.Będę w nim prezentował kawałki znane oraz takie, które mogły umknąć waszej uwadze bądź nigdy się oficjalnie nie ukazały a powinny - wszystkie jednak łączyć będzie jedna wspólna cecha: relaks. To numery przy których można się zajebiście odprężyć i zapomnieć o trudach dnia codziennego, szczególnie jeśli pogoda dopisuje, piwka jest pod dostatkiem a grill pracuje pełną parą... Wtedy do szczęścia brakuje jedynie odpowiedniej muzyki dla głośnikach a nic latem nie wjeżdża tak dobrze jak G-Funk.Pierwszą odsłonę mojego zestawienia zacznę od zaprezentowania wam dziesięciu utworów stricte o tematyce wakacyjnej, idealnych na powitanie tegorocznego lata, wśród których oprócz kawałków mniej znanych nie mogło zabraknąć również i klasyków - zachęcam do wrzucenia ich sobie na swoją letnią playlistę, z pewnością umilą wam one niejeden dzień w ciągu najbliższych dwóch miesięcy a to dopiero początek... zatem "Summertime begins just like dat!" i zaczynamy:The Dove Shack "Summertime in The LBC"Rozpoczniemy od klasyka przez duże "K", który gości u mnie na rotacji każdego lata. Genialny numer ekipy The Dove Shack z Long Beach, którą pierwszy raz mogliśmy usłyszeć na debiutanckim krążku Warrena G - "Regulate... G Funk Era" (został również potem wykorzystany na ścieżce dźwiękowej do filmu "The Show"). Oba albumy zaliczane są dzisiaj do kanonu G-Funku a po przesłuchaniu "Summertime in The LBC" nie muszę chyba specjalnie tłumaczyć dlaczego, prawda?DJ Quik "Summer Breeze"Tego singla również nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. DJ Quik to marka sama w sobie i spod jego ręki wyszedł niejeden letni klasyk a "Summer Breeze" z pewnością należy do tych z górnej półki, szczególnie że maczał w nim swoje palce gitarzysta Rob "Fonksta" Bacon a taki duet do spółki z G-One nie przywykł wypuszczać słabych rzeczy. Rok 1995 to Quik w szczytowej formie, nagrywający w kulminacyjnym momencie rozkwitu G-Funku świetne single na prawdopodobnie najlepsze solo w swoim dorobku ("Safe + Sound") - "Summer Breeze" jest tego najlepszym przykładem.Roscoe "Summertime Again""Co w rodzinie to nie zginie" - tak najlepiej można podsumować twórczość Roscoe. Młodszy brat Kurupta z pewnością odziedziczył po nim talent do wypluwania z siebie dobrej jakości rymów a przy okazji udało mu się także zbudować całkiem niezłą solową karierę, która zaowocowała dwoma bardzo dobrymi i bardzo równymi albumami "Philaphornia" oraz "I Luv Cali". Z tego ostatniego pochodzi właśnie wyprodukowany przez Fingazza utwór "Summertime Again", który aż prosi się o odpalenie w dni, kiedy z nieba leje się żar a my siedzimy sobie wygodnie w cieniu sącząc drinka z parasolką.Tha Realest "Thuggin' 'N Tha Summertime"Tha Realest jest postacią szalenie kontrowersyjną, co automatycznie przekłada się na sporą niechęć ludzi do sprawdzania rzeczy sygnowanych jego ksywką. Można go kochać lub nienawidzić, ale na pewno nie można mu odmówić talentu do nagrywania dobrych numerów i dobrego ucha przy selekcji bitów. "Thuggin' 'N Tha Summertime" to utwór, który potwierdza jedną i drugą tezę - pierwszy raz usłyszałem go lata temu jeszcze na Myspace i z miejsca przypadł mi do gustu. Trzy dobre "szesnastki", bujająca produkcja, wpadający w ucho refren w wykonaniu Bosko, który brzmi tutaj nieco jak Nate Dogg oraz talkbox na deser, czyli idealny kawałek na idealną pogodę.L.O.L. "Summer Breeze"Kolejny szlagier, który pomimo upływającego czasu nie starzeje się ani na jotę. Nieco zapomniana ekipa L.O.L. z Los Angeles nagrała w 1996 roku jeden z najlepszych wakacyjnych "hymnów" wszechczasów. Niestety, "Summer Breeze" nie przyniósł grupie oczekiwanego rozgłosu i chociaż "liryczni lordowie" nigdy nie opuścili głębokiego undergroundu, to singiel promujący album "Heaven Or Hell" pozwolił im znaleźć swoje miejsce w historii g-funku. Co ciekawe, L.O.L. szykują od pewnego czasu comeback a na nowej płycie oprócz produkcji Battlecata, mają się również znaleźć bity pewnego polskiego producenta:)M-Doc "It's A Summer Thang"M-Doc to kolejny raper z lat 90-tych o którym nie zrobiło się nigdy głośno, mimo że swego czasu nagrał on jeden z najbardziej znanych wakacyjnych "przebojów" ostatniej dekady XX wieku. "It's a Summer Thang" promował wydany w 1995 roku album "M. Doc Wit Stevio: C'mon Getcha Groove On" a przyjemny wokal Chantay Savage był z pewnością jednym z decydujących czynników, dlaczego numer ten śmigał w swoim czasie na antenie każdej rozgłośni radiowej w Stanach. They don't make tracks like this no more...Mr. Capone-E "Summertime Anthem"Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wielkim zwolennikiem tzw. Chicano rapu - mało co mnie z tego nurtu rusza a większość rzeczy wychodzących spod ręki Latynosów jest dla mnie zwyczajnie wtórna i robiona hurtowo na jedno kopyto. Jest jednak dwóch gości na tym podwórku, którzy trzymają moim zdaniem poziom i ich albumy sprawdzam w ciemno, bo zawsze idzie tam wyłowić jakąś perełkę. Mr. Capone-E jest właśnie jednym z tych raperów a "Summertime Anthem" to przykład takiego utworu, gdzie zawartość zgadza się w pełni z tytułem nagrania. Fingazz na bicie i przyjemny wokal na refrenie ozdobiony dodatkowo talkboxem - oto przepis na "letni hymn".Enois Scroggins "Hot Summer Days"Enois Scroggins to amerykański wokalista g-funkowy o którym po raz pierwszy usłyszałem jakieś 3 lata temu i od tamtej pory uważnie śledzę każde wydawnictwo tego człowieka. Dlaczego? Ponieważ co roku dostarcza mi porcję świetnego g-funku, nagrywanego z całą plejadą west coastowych legend na mega klimatycznych bitach, które dostarczają mu również i polscy producenci (RTN, Matek, Eten). Zresztą, sprawdźcie numer "Hot Summer Days" i jeśli zajaracie się nim z miejsca jak ja, to polecam wam sięgnąć po całą płytkę z której ten numer pochodzi ("International-E") bo to jeden z najlepszych krążków, jakie słyszałem w ostatnich latach.Mr. Criminal "Sounds Of Summertime"Mr. Criminal to drugi z reprezentantów Chicano, którego utworów lubię posłuchać - szczególnie jeśli producentem tych nagrań jest Fingazz, którego bity bardzo mi się podobają. Ponadto, talkbox w jego wykonaniu należy w moim odczuciu do jednego z lepszych, co pokazał m.in. w kawałku "Sounds Of Summertime" - czy słuchając takich utworów też macie wrażenie, że lato tuż tuż?DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "Summertime"Na koniec numer, nad którym właściwie nie ma się co zbytnio rozwodzić... kawałek starszy pewnie od niejednego czytelnika Popkillera a słucha mi się go nadal tak samo przyjemnie, jak w latach 90-tych i to nie tylko przez wrodzoną sympatię do Fresh Prince'a, skądinąd dzisiaj jednego z moich ulubionych aktorów. To po prostu kawał dobrego rapu i jeden z tych utworów, które zdołały się oprzeć potędze upływającego czasu oraz dowód na to, że g-funkowo brzmiące numery powstawały na długo przed pojawieniem się w sklepach "The Chronic"...Na dzisiaj to tyle, ale myślę że powinno wam wystarczyć do następnego weekendu, gdzie czekać będzie na was kolejna porcja "letniaków" do skonsumowania:) Słuchajcie tego w domu, nad jeziorem, przy grillu, jadąc samochodem lub podczas wieczornych melanży i do następnego tygodnia - West, West Y'all!Lato, lato, lato wszędzie... no dobra, pogoda faktycznie coś się ostatnio popsuła co nie zmienia faktu, że nastał okres wakacyjny - czas urlopów, grzania tyłka na słońcu i powszechnego lenistwa dla większości. Aby go wam nieco umilić, postanowiłem przygotować nowy cykl wpisów, który od dnia dzisiejszego będzie się ukazywał na Popkillerze co weekend aż do samego końca wakacji.

Będę w nim prezentował kawałki znane oraz takie, które mogły umknąć waszej uwadze bądź nigdy się oficjalnie nie ukazały a powinny - wszystkie jednak łączyć będzie jedna wspólna cecha: relaks. To numery przy których można się zajebiście odprężyć i zapomnieć o trudach dnia codziennego, szczególnie jeśli pogoda dopisuje, piwka jest pod dostatkiem a grill pracuje pełną parą... Wtedy do szczęścia brakuje jedynie odpowiedniej muzyki dla głośnikach a nic latem nie wjeżdża tak dobrze jak G-Funk.

Pierwszą odsłonę mojego zestawienia zacznę od zaprezentowania wam dziesięciu utworów stricte o tematyce wakacyjnej, idealnych na powitanie tegorocznego lata, wśród których oprócz kawałków mniej znanych nie mogło zabraknąć również i klasyków - zachęcam do wrzucenia ich sobie na swoją letnią playlistę, z pewnością umilą wam one niejeden dzień w ciągu najbliższych dwóch miesięcy a to dopiero początek... zatem "Summertime begins just like dat!" i zaczynamy:

The Dove Shack "Summertime in The LBC"
Rozpoczniemy od klasyka przez duże "K", który gości u mnie na rotacji każdego lata. Genialny numer ekipy The Dove Shack z Long Beach, którą pierwszy raz mogliśmy usłyszeć na debiutanckim krążku Warrena G - "Regulate... G Funk Era" (został również potem wykorzystany na ścieżce dźwiękowej do filmu "The Show"). Oba albumy zaliczane są dzisiaj do kanonu G-Funku a po przesłuchaniu "Summertime in The LBC" nie muszę chyba specjalnie tłumaczyć dlaczego, prawda?

DJ Quik "Summer Breeze"
Tego singla również nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. DJ Quik to marka sama w sobie i spod jego ręki wyszedł niejeden letni klasyk a "Summer Breeze" z pewnością należy do tych z górnej półki, szczególnie że maczał w nim swoje palce gitarzysta Rob "Fonksta" Bacon a taki duet do spółki z G-One nie przywykł wypuszczać słabych rzeczy. Rok 1995 to Quik w szczytowej formie, nagrywający w kulminacyjnym momencie rozkwitu G-Funku świetne single na prawdopodobnie najlepsze solo w swoim dorobku ("Safe + Sound") - "Summer Breeze" jest tego najlepszym przykładem.

Roscoe "Summertime Again"
"Co w rodzinie to nie zginie" - tak najlepiej można podsumować twórczość Roscoe. Młodszy brat Kurupta z pewnością odziedziczył po nim talent do wypluwania z siebie dobrej jakości rymów a przy okazji udało mu się także zbudować całkiem niezłą solową karierę, która zaowocowała dwoma bardzo dobrymi i bardzo równymi albumami "Philaphornia" oraz "I Luv Cali". Z tego ostatniego pochodzi właśnie wyprodukowany przez Fingazza utwór "Summertime Again", który aż prosi się o odpalenie w dni, kiedy z nieba leje się żar a my siedzimy sobie wygodnie w cieniu sącząc drinka z parasolką.

Tha Realest "Thuggin' 'N Tha Summertime"
Tha Realest jest postacią szalenie kontrowersyjną, co automatycznie przekłada się na sporą niechęć ludzi do sprawdzania rzeczy sygnowanych jego ksywką. Można go kochać lub nienawidzić, ale na pewno nie można mu odmówić talentu do nagrywania dobrych numerów i dobrego ucha przy selekcji bitów. "Thuggin' 'N Tha Summertime" to utwór, który potwierdza jedną i drugą tezę - pierwszy raz usłyszałem go lata temu jeszcze na Myspace i z miejsca przypadł mi do gustu. Trzy dobre "szesnastki", bujająca produkcja, wpadający w ucho refren w wykonaniu Bosko, który brzmi tutaj nieco jak Nate Dogg oraz talkbox na deser, czyli idealny kawałek na idealną pogodę.

L.O.L. "Summer Breeze"
Kolejny szlagier, który pomimo upływającego czasu nie starzeje się ani na jotę. Nieco zapomniana ekipa L.O.L. z Los Angeles nagrała w 1996 roku jeden z najlepszych wakacyjnych "hymnów" wszechczasów. Niestety, "Summer Breeze" nie przyniósł grupie oczekiwanego rozgłosu i chociaż "liryczni lordowie" nigdy nie opuścili głębokiego undergroundu, to singiel promujący album "Heaven Or Hell" pozwolił im znaleźć swoje miejsce w historii g-funku. Co ciekawe, L.O.L. szykują od pewnego czasu comeback a na nowej płycie oprócz produkcji Battlecata, mają się również znaleźć bity pewnego polskiego producenta:)

M-Doc "It's A Summer Thang"
M-Doc to kolejny raper z lat 90-tych o którym nie zrobiło się nigdy głośno, mimo że swego czasu nagrał on jeden z najbardziej znanych wakacyjnych "przebojów" ostatniej dekady XX wieku. "It's a Summer Thang" promował wydany w 1995 roku album "M. Doc Wit Stevio: C'mon Getcha Groove On" a przyjemny wokal Chantay Savage był z pewnością jednym z decydujących czynników, dlaczego numer ten śmigał w swoim czasie na antenie każdej rozgłośni radiowej w Stanach. They don't make tracks like this no more...

Mr. Capone-E "Summertime Anthem"
Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wielkim zwolennikiem tzw. Chicano rapu - mało co mnie z tego nurtu rusza a większość rzeczy wychodzących spod ręki Latynosów jest dla mnie zwyczajnie wtórna i robiona hurtowo na jedno kopyto. Jest jednak dwóch gości na tym podwórku, którzy trzymają moim zdaniem poziom i ich albumy sprawdzam w ciemno, bo zawsze idzie tam wyłowić jakąś perełkę. Mr. Capone-E jest właśnie jednym z tych raperów a "Summertime Anthem" to przykład takiego utworu, gdzie zawartość zgadza się w pełni z tytułem nagrania. Fingazz na bicie i przyjemny wokal na refrenie ozdobiony dodatkowo talkboxem - oto przepis na "letni hymn".

Enois Scroggins "Hot Summer Days"
Enois Scroggins to amerykański wokalista g-funkowy o którym po raz pierwszy usłyszałem jakieś 3 lata temu i od tamtej pory uważnie śledzę każde wydawnictwo tego człowieka. Dlaczego? Ponieważ co roku dostarcza mi porcję świetnego g-funku, nagrywanego z całą plejadą west coastowych legend na mega klimatycznych bitach, które dostarczają mu również i polscy producenci (RTN, Matek, Eten). Zresztą, sprawdźcie numer "Hot Summer Days" i jeśli zajaracie się nim z miejsca jak ja, to polecam wam sięgnąć po całą płytkę z której ten numer pochodzi ("International-E") bo to jeden z najlepszych krążków, jakie słyszałem w ostatnich latach.

Mr. Criminal "Sounds Of Summertime"
Mr. Criminal to drugi z reprezentantów Chicano, którego utworów lubię posłuchać - szczególnie jeśli producentem tych nagrań jest Fingazz, którego bity bardzo mi się podobają. Ponadto, talkbox w jego wykonaniu należy w moim odczuciu do jednego z lepszych, co pokazał m.in. w kawałku "Sounds Of Summertime" - czy słuchając takich utworów też macie wrażenie, że lato tuż tuż?

DJ Jazzy Jeff & The Fresh Prince "Summertime"
Na koniec numer, nad którym właściwie nie ma się co zbytnio rozwodzić... kawałek starszy pewnie od niejednego czytelnika Popkillera a słucha mi się go nadal tak samo przyjemnie, jak w latach 90-tych i to nie tylko przez wrodzoną sympatię do Fresh Prince'a, skądinąd dzisiaj jednego z moich ulubionych aktorów. To po prostu kawał dobrego rapu i jeden z tych utworów, które zdołały się oprzeć potędze upływającego czasu oraz dowód na to, że g-funkowo brzmiące numery powstawały na długo przed pojawieniem się w sklepach "The Chronic"...

Na dzisiaj to tyle, ale myślę że powinno wam wystarczyć do następnego weekendu, gdzie czekać będzie na was kolejna porcja "letniaków" do skonsumowania:) Słuchajcie tego w domu, nad jeziorem, przy grillu, jadąc samochodem lub podczas wieczornych melanży i do następnego tygodnia - West, West Y'all!

]]>
WC feat. Lil' Bob Gotti & Tha Realest "The Life (Ot tak #118)https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-25,wc-feat-lil-bob-gotti-tha-realest-the-life-ot-tak-118https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-25,wc-feat-lil-bob-gotti-tha-realest-the-life-ot-tak-118February 25, 2013, 4:23 pmPaweł MiedzielecGdybym miał wymienić jakiegoś rapera, który ma w swoim dorobku najrówniejszą dyskografię a jest przy tym jednym z najbardziej cenionych przeze mnie artystów - mój wybór bez wątpienia padłby na Dub C. Członek legendarnej ekipy Westside Connection znany jest w środowisku w równym stopniu ze swoich umiejętności lirycznych, jak z zamiłowania do c-walku. To także typ Mc, któremu nie zdarza się nagrywanie słabszych numerów a gościnne zwrotki pisze z tą samą intensywnością i zaparciem co materiał na własne albumy.Chociaż na nowy krążek od WC przyjdzie nam pewnie poczekać przynajmniej do następnego roku, to featuringów i mniej znanych numerów Williama Calhouna mamy pod dostatkiem i zawsze idzie z nich wygrzebać jakąś wcześniej niesłyszaną perełkę.Idealnym przykładem jest "The Life", którego oryginalna wersja znalazła się na wydanym przed dziesięcioma laty świetnym "The Takeover" duetu Tha Relativez z Inglewood. Remix, który wam dzisiaj przedstawiam powstał na potrzeby jednego z mixtape'ów Realesta, poprzedzających jego debiutancki album "Witness Tha Realest" z 2009 roku.Dość powiedzieć, że jest to numer jakiego nie powstydziłby się żaden wydany legalnie album a WC czuje się na takich monstrualnych bitach jak ryba w wodzie. Płynne przejście pomiędzy wersami, świetne przyśpieszenie oraz niepodrabiany balans głosem, czyli definicja flow z najwyższej półki i kolejny dowód na to, że od kilkunastu lat "Dub" pozostaje klasą samą dla siebie jeśli chodzi o rapowanie. Na jego tle blado wypada każdy, obojętnie jak bardzo by się nie starał dobrze nawinąć. Nawet Tha Realest, mimikujący w tym nagraniu do perfekcji flow, akcent i głos Tupaca Shakura nie jest w stanie sprostać wymaganiom, narzuconym przez charyzmatycznego członka Lench Mob Records.Niemniej jednak, "The Life" to jeden z moich ulubionych numerów, jakie powstały na przestrzeni ostatniej dekady w Kalifornii, więc tym bardziej polecam go sprawdzić wszystkim sympatykom zachodniego wybrzeża, które jarają się tym rapem równie mocno jak ja. Wesssiaaa Fo' Leeea Neeeeah!Gdybym miał wymienić jakiegoś rapera, który ma w swoim dorobku najrówniejszą dyskografię a jest przy tym jednym z najbardziej cenionych przeze mnie artystów - mój wybór bez wątpienia padłby na Dub C. Członek legendarnej ekipy Westside Connection znany jest w środowisku w równym stopniu ze swoich umiejętności lirycznych, jak z zamiłowania do c-walku. To także typ Mc, któremu nie zdarza się nagrywanie słabszych numerów a gościnne zwrotki pisze z tą samą intensywnością i zaparciem co materiał na własne albumy.

Chociaż na nowy krążek od WC przyjdzie nam pewnie poczekać przynajmniej do następnego roku, to featuringów i mniej znanych numerów Williama Calhouna mamy pod dostatkiem i zawsze idzie z nich wygrzebać jakąś wcześniej niesłyszaną perełkę.
Idealnym przykładem jest "The Life", którego oryginalna wersja znalazła się na wydanym przed dziesięcioma laty świetnym "The Takeover" duetu Tha Relativez z Inglewood. Remix, który wam dzisiaj przedstawiam powstał na potrzeby jednego z mixtape'ów Realesta, poprzedzających jego debiutancki album "Witness Tha Realest" z 2009 roku.
Dość powiedzieć, że jest to numer jakiego nie powstydziłby się żaden wydany legalnie album a WC czuje się na takich monstrualnych bitach jak ryba w wodzie. Płynne przejście pomiędzy wersami, świetne przyśpieszenie oraz niepodrabiany balans głosem, czyli definicja flow z najwyższej półki i kolejny dowód na to, że od kilkunastu lat "Dub" pozostaje klasą samą dla siebie jeśli chodzi o rapowanie. Na jego tle blado wypada każdy, obojętnie jak bardzo by się nie starał dobrze nawinąć. Nawet Tha Realest, mimikujący w tym nagraniu do perfekcji flow, akcent i głos Tupaca Shakura nie jest w stanie sprostać wymaganiom, narzuconym przez charyzmatycznego członka Lench Mob Records.

Niemniej jednak, "The Life" to jeden z moich ulubionych numerów, jakie powstały na przestrzeni ostatniej dekady w Kalifornii, więc tym bardziej polecam go sprawdzić wszystkim sympatykom zachodniego wybrzeża, które jarają się tym rapem równie mocno jak ja. Wesssiaaa Fo' Leeea Neeeeah!

]]>
Tha Realest - nowy utwór i album w przygotowaniuhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-05-13,tha-realest-nowy-utwor-i-album-w-przygotowaniuhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-05-13,tha-realest-nowy-utwor-i-album-w-przygotowaniuMay 13, 2011, 3:00 pmPaweł MiedzielecChyba mało który artysta dorobił się w trakcie swojej kariery tylu wrogów co Jevon Jones. Pochodzący z Dallas a obecnie mieszkający w Los Angeles raper już w okresie swojej przynależności do Death Row Records był postacią szalenie kontrowersyjną. Wielokrotnie oskarżany o kopiowanie Tupaca Shakura, Tha Realest poświęcił ponad 10 lat na wyjście z cienia największej ikony hip-hopu i zadebiutował w końcu w 2009 roku swoim solowym albumem "Witness Tha Realest". Mimo słabej sprzedaży materiał zyskał spore grono sympatyków a raper udowodnił krytykom, że jest w stanie działać na własny rachunek. Obecnie Tha Realest jest w trakcie nagrywania nowej płyty która ukaże się pod koniec 2011 roku."Remember My Name", bo tak brzmi tytuł tego krążka będzie z pewnością udanym follow-up'em debiutu. Chociaż szczegóły na razie nie są znane, wiadomo że gościnnie na pewno pojawi się ekipa Outlawz w składzie E.D.I., Young Noble i Hussein Fatal. Reszta owiana jest jak na razie tajemnicą..Póki co prezentujemy wam do odsłuchania jeden z wcześniej niedostępnych kawałków, które nie weszły na album "Witness Tha Realest". Utwór "Hood Rich" pokazuje, że mimo całej niechęci do postaci Realesta nie można mu odmówić talentu do rymowania oraz dobrego ucha przy selekcji bitów. Numer do sprawdzenia poniżej - Polecam!Chyba mało który artysta dorobił się w trakcie swojej kariery tylu wrogów co Jevon Jones. Pochodzący z Dallas a obecnie mieszkający w Los Angeles raper już w okresie swojej przynależności do Death RowRecords był postacią szalenie kontrowersyjną.

Wielokrotnie oskarżany o kopiowanie Tupaca Shakura, Tha Realest poświęcił ponad 10 lat na wyjście z cienia największej ikony hip-hopu i zadebiutował w końcu w 2009 roku swoim solowym albumem "Witness Tha Realest". Mimo słabej sprzedaży materiał zyskał spore grono sympatyków a raper udowodnił krytykom, że jest w stanie działać na własny rachunek. Obecnie Tha Realest jest w trakcie nagrywania nowej płyty która ukaże się pod koniec 2011 roku.
"Remember My Name", bo tak brzmi tytuł tego krążka będzie z pewnością udanym follow-up'em debiutu.
Chociaż szczegóły na razie nie są znane, wiadomo że gościnnie na pewno pojawi się ekipa Outlawz w składzie E.D.I., Young Noble i Hussein Fatal. Reszta owiana jest jak na razie tajemnicą..

Póki co prezentujemy wam do odsłuchania jeden z wcześniej niedostępnych kawałków, które nie weszły na album "Witness Tha Realest".
Utwór "Hood Rich" pokazuje, że mimo całej niechęci do postaci Realesta nie można mu odmówić talentu do rymowania oraz dobrego ucha przy selekcji bitów.

Numer do sprawdzenia poniżej - Polecam!



]]>