popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Soopaflyhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/18875/SoopaflyJuly 7, 2024, 3:53 pmpl_PL © 2024 Admin stronyWakacyjne klasyki Mietka 2017 - Część #2https://popkiller.kingapp.pl/2017-07-10,wakacyjne-klasyki-mietka-2017-czesc-2https://popkiller.kingapp.pl/2017-07-10,wakacyjne-klasyki-mietka-2017-czesc-2July 9, 2017, 9:10 pmPaweł MiedzielecNa chwilę obecną pogoda w Polsce rozpieszcza nas dość średnio i jeszcze sporo brakuje, by w pełni poczuć letnią aurę za oknem. Na szczęście mam dla Was kolejną porcję numerów, które pozwolą zagłębić się wyobraźnią w kalifornijski klimat pełen słońca, palm i pięknych kobiet, odzianych skąpo w kuszące bikini... jesteście gotowi?Przychylając się częściowo do prośby w komentarzach pod poprzednim wpisem, postanowiłem w dzisiejszej odsłonie odpuścić G-Funk erę i nie cofać się w selekcji numerów nie dalej niż na początek ubiegłej dekady. W ten sposób chcę po pierwsze obalić fałszywy mit, że "West Coast skończył się na latach 90-tych", a z drugiej dać Wam małą namiastkę kawałków, których słucham regularnie pomiędzy klasycznymi produkcjami. Let's get this started!Mack 10 feat. Scarface & Xzibit "Let It Be Known"Rozpoczynamy od "najstarszego" kawałka w dzisiejszym zestawieniu. Kiedy Mack 10 zapisał się na początku trzeciego millenium do labelu Cash Money, większość fanów porównywało ten ruch do transferu jaki kilka lat wcześniej wykonał Master P w stosunku do Snoop Dogga, i oczekiwali podobnego rezultatu w postaci równie słabego albumu co "Da Game Is To Be Sold, Not To Be Told". Chicken Hawk zaskoczył jednak wszystkich nagrywając bardzo solidny materiał, na którym znalazły się m.in. produkcje Dr. Dre oraz prawdziwa bomba w wykonaniu QD3, czyli "Let It Be Known" - wykorzystana kilka lat później w jego dokumencie "Beef", idealnie obrazującym "West Coast state of mind" jeśli chodzi o rapowe konfrontacje. Od tego czasu minęło kilkanaście lat, a potężny bit z charakterystycznym kalifornijskim pianinem, wsparty dodatkowo charakterystycznymi wokalami Xzibita i południowego króla Scarface'a po dziś dzień gości regularnie w moich głośnikach. #PureWestCoastShitThe Warzone (Kam, Mc Eiht, Goldie Loc) "Damn"Połowa ubiegłej dekady to czas odradzającego się westu pod przewodnictwem Snoop Dogga, który dzięki swojej mocy sprawczej zaczął łączyć indywidualne jednostki w super grupy, by pomóc im złapać drugi oddech na wydawniczym szlaku. Taką formacją było z pewnością Tha Warzone w składzie Mc Eiht, Kam oraz Goldie Loc z Tha Eastsidaz, która pierwszy raz pojawiła się gościnnie w 2006 roku na albumie "Blue Carpet Treatment". Całą trójka intensywnie dłubała także z pomocą Doggfathera nad swoim grupowym LP, które Calvin próbował puścić na rynek z pomocą dawnego Koch Records (obecne eOne Music). Niestety label nie widział szans, by marketingowo popchnąć projekt ku sensownym liczbom sprzedażowym, chociaż w singlowym "Damn" słychać potencjał na przebicie się nawet do uszu słuchacza, dla którego Kalifornia nie jest pierwszą muzyczną opcją...Dubb Union (Bad Lucc, Damani, Soopafly) "Cali Grown"Niestety podobny los do Warzone podzielił także drugi duży projekt Doggy Dogga, czyli trio Dubb Union (pierwotnie Western Union) w składzie Bad Lucc, Damani, Soopafly, którzy w przeciwieństwie do swoich poprzedników wydali co prawda debiutanckie LP, ale przepadło ono w nawale premier roku 2008 - głównie z powodu braku jakiejkolwiek promocji poza jednym teledyskiem, jaki powędrował z marszu w sieć oraz złej selekcji numerów na ostateczną tracklistę. Przez to na darmowy mixtape "House Shoe Musik Vol. 1", poprzedzający premierę krążka, powędrowały takie petardy jak "Cali Grown", a faktyczny album zasiliły utwory z dużo mniejszym replay value... szkoda.Eastwood feat. The Game & Jay Rock "West Really"W tym samym okresie znaczące ruchy w kierunku nadrobienia straconego czasu a rap grze poczynił także Eastwood - jedna z najbardziej moim zdaniem utalentowanych i niespełnionych nadziei zachodniego wybrzeża ubiegłej dekady, który po opuszczeniu Death Row związał się na krótko z obozem Black Wall Street, współtworząc przez moment grupę M.O.B wspólnie z Game'em (do składu należał również Techniec). Latem 2007 roku w sieci ukazał się także numer "West Really", zwiastujący nadejście długo wyczekiwanej solówka rapera. Przepotężny bangier, którym zachwyciła się cała Kalifornia (oraz inne rejony, w których West Coast jest dominującym nurtem) autorstwa Meech Wellsa (odpowiedzialnego za większość najlepszych numerów Snoopa z okresu jego przynależności do No Limit), który wysmażył ten genialny bit, oraz Game'a i Jay Rocka - dzielnie wspierających gospodarza na mikrofonach. Cała trójka pokazała pełnię swoich skillsów a utwór uchodził w owym czasie za synonim określenia "New West", którym określanego wówczas młodą gwardię Kalifornii.Youth Authority feat. Kurupt "Sumthin' On Spokes"Początki ekipy Young Assassins - przemianowanej potem na Youth Authority, sięgają 2002 roku, kiedy Kurupt nagrał kontynuację słynnego "I Call Shots", która miała powędrować na jego kolejną solówkę "Against Tha Grain". Cała grupa - w skład której wchodzili m.in. młodszy brat Roscoe, Eastwood, Tri-Star i inni młodzi gniewni, wędrowała z nim od wytwórni do wytwórni, zaliczając po kolei Antra Records i Death Row, a kończąc na DPG Recordz, gdzie w 2006 roku miał się ukazać debiutancki krążek formacji - "Dippin' Thru Da City". To właśnie z niego pochodzi "Sumthin' On Spokes", opublikowane jako pierwszy singiel z produkcji, na którą dekadę tematu czekała spora rzesza słuchaczy zachodniego wybrzeża spragnionych powiewu świeżej krwi na nieco skostniałej wtedy wydawniczo scenie... niestety się nie doczekali a słuch o projekcie zaginął pod koniec ubiegłej dekady. #SMFHTha Trapp feat. WC "Block Music"Pisząc o Y.A. nie sposób pominąć innej świeżej kalifornijskiej grupy sprzed 10 lat, która miała potencjał aby nieco zamieszać na lokalnym rynku. Podopieczni samego WC byli pierwsi na rozpisce jego niezależnego labelu Big Swang Records, wspieranego z tylnego siedzenia przez wytwórnię Lench Mob należącą do Ice Cube'a. Debiutowali za to na DVD "CT Expierence", które złożył ś.p. DJ Crazy Toones i zdołali wytworzyć spory hype swoim singlowym "Block Music" opatrzonym niskobudżetowym klipem, które zapowiadało krążek o tym samym tytule. Niestety sam materiał stał już jakościowo kilka oczek niżej i Tha Trapp przepadli po jego premierze jak kamień w wodę.Disko Boogie feat. Young Hotie & Lil' Bam "Compton, Long Beach, Inglewood"Z twórczością Disko zetknąłem się pierwszy raz lata temu na nieistniejącym już forum WestCoastRydaz, gdzie chętnie dzielił się swoimi pierwszymi autorskimi bitami, w których już wtedy słychać było potencjał. Zawsze twierdziłem, że cierpi on trochę na symptom Daza i jest lepszym producentem niż raperem, ale jako ktoś kto miał z gościem względny kontakt, wymieniając sporadycznie uprzejmości - najpierw za pośrednictwem MSN'a a potem Facebooka, cieszy mnie widok jego ksywki na płytach prawdziwych ikon regionu jak E-40 (sprawdźcie chociażby ubiegłoroczne "The D-Boy Diary" czy wcześniejsze "The Block Brochure"). Nie zapominam też o jego solowych dokonaniach, o czym świadczy obecność w moim mp3 m.in. numeru "Compton, Long Beach, Inglewood" z wydanego w 2009 roku niezależnego wydawnictwa "Turnt Up". Kawałek moim zdaniem powinien być stawiany za przykład w jaki sposób umiejętnie wykorzystać catchphrase z klasyka, którego nie powinno się pod żadnym pozorem ruszać.Yukmouth feat. Roccett & 2eleven "The West Iz Back"Jako, że prawie wszystkie prezentowane tutaj kawałki należą głównie do przedstawicieli LA, robimy małą wyprawę na północ stanu Kalifornia do East Oakland, gdzie w 2010 roku swoją wydawniczą wolność odzyskał generał smoczego reżimu - Yukmouth. Wybierając ścieżkę niezależności jako "Free At Last" Yuk nagrał też przy okazji jeden z lepszych w moim przekonaniu "hymnów" zachodniego wybrzeża ostatnich lat, czyli "The West Iz Back" na który zwerbował także przedstawicieli młodszego pokolenia jak 2eleven z Inglewood oraz Roccett, który niestety parę lat temu zapadł się kompletnie pod ziemię (ktoś wie co się z nim obecnie dzieje?) a miał wtedy zadatki na pierwszą kalifornijską ligę...Blanco & Nipsey Hussle feat. YG "LA Confidential"Teraz coś świeższego w porównaniu do poprzednich utworów, czyli Blanco i Nipsey Hussle w towarzystwie YG i numer "LA Confidental", pochodzący z płyty "RAW" - wspólnego projektu obu raperów, wydanego niezależnie parę lat temu. Ponownie Bay i LA łączą swoje siły na oklepanym samplu "Funky Worm" Ohio Players, w który hiszpańskie trio producentów Cookin' Soul tchnęło nowego ducha, dobudowując mocną linię perkusji i nadając całości mocno bujającego charakteru.Bossolo & Spice 1 feat. Big Syke "Inglewood 2 Da I"Ostatni krążek "czarnego Bossalini" okazał się jednym z największych wydawniczych porażek ostatnich lat. Na szczęście dla nas, w na chwilę przed premierą "Haterz Nightmare" pojawiło się na rynku "Thug Therapy" - wspólne LP Bossolo i Fetty Chico, mocno nasączone korzennych west coast'owym brzmieniem w starym dobrym stylu, które częściowo zrekompensowało słuchaczom blamaż związany z solówką Spice 1'a. Jeśli ktoś z was nie miał okazję sprawdzić tego materiału do gorąco polecam, bo jest w całości napakowany grubymi bitami i pierwszoplanową obsadą a jako zachętę prezentuję wam mój ulubiony numer z tego albumu - "Inglewood 2 Da I", z genialnie płynącym tutaj ś.p Big Syke'iem, dla którego był to prawdopodobnie jeden z ostatnich nagranych numerów... R.I.P. [*]Young Joker feat. Bad Azz & Sly Boogie "Welcome 2 The West Coast"Na sam koniec dzisiejszej playlisty zostawiłem sobie mało znany anthem jeszcze mniej znanego zawodnika z Compton, który również nie zdołał wykorzystać drzemiącego w nim potencjału. Young Joker pojawił się na scenie W środkowej części poprzedniego dziesięciolecia jako protegowany Meech Wellsa, co automatycznie czyniło go mocno perspektywnicznym przedstawicielem new westowej fali raperów, których wysyp przypadał właśnie na ten okres. Swoje umiejętności potwierdził na mixtapie "The Takeover" oraz serii "The New West World Order", nagrywając też w międzyczasie utwór "Welcome 2 The West Coast" jako oficjalny "hymn" dla strony DubCNN.com - miejsca będącego prawdziwą skarbnicą wiedzy odnośnie rapu z zachodniego wybrzeża, w którym każdy słuchacz zajarany Kalifornią powinien zaczynać swoją edukację... ain't no place like DubCC!Mam nadzieję, że te kilka numerów dało wam mały podgląd tego, co się działo na zachodnim wybrzeżu zanim Kalifornia objawiła światu Kendricka Lamara i wszyscy ponownie pokochali West Coast, a sam rejon ruszył wydawniczo mocno do przodu. Pod tym względem większość poprzedniej dekady to okres stracony dla wielu utalentowanych artystów, którzy nie mieli szans na podbój rynku z uwagi na znikome zainteresowanie ich produkcjami labeli z naprawdę dużymi budżetami, którzy mogliby promocyjnie pomóc im zaistnieć... muzyka jednak zawsze broni się sama tam gdzie wyświetlenia i lajki schodzą na dalszy plan, więc mam nadzieję że wrzucicie wszystkie numery na odsłuch i dojdziecie do podobnych wniosków jak ja:) See You next week!Na chwilę obecną pogoda w Polsce rozpieszcza nas dość średnio i jeszcze sporo brakuje, by w pełni poczuć letnią aurę za oknem. Na szczęście mam dla Was kolejną porcję numerów, które pozwolą zagłębić się wyobraźnią w kalifornijski klimat pełen słońca, palm i pięknych kobiet, odzianych skąpo w kuszące bikini... jesteście gotowi?

Przychylając się częściowo do prośby w komentarzach pod poprzednim wpisem, postanowiłem w dzisiejszej odsłonie odpuścić G-Funk erę i nie cofać się w selekcji numerów nie dalej niż na początek ubiegłej dekady. W ten sposób chcę po pierwsze obalić fałszywy mit, że "West Coast skończył się na latach 90-tych", a z drugiej dać Wam małą namiastkę kawałków, których słucham regularnie pomiędzy klasycznymi produkcjami. Let's get this started!

Mack 10 feat. Scarface & Xzibit "Let It Be Known"
Rozpoczynamy od "najstarszego" kawałka w dzisiejszym zestawieniu. Kiedy Mack 10 zapisał się na początku trzeciego millenium do labelu Cash Money, większość fanów porównywało ten ruch do transferu jaki kilka lat wcześniej wykonał Master P w stosunku do Snoop Dogga, i oczekiwali podobnego rezultatu w postaci równie słabego albumu co "Da Game Is To Be Sold, Not To Be Told". Chicken Hawk zaskoczył jednak wszystkich nagrywając bardzo solidny materiał, na którym znalazły się m.in. produkcje Dr. Dre oraz prawdziwa bomba w wykonaniu QD3, czyli "Let It Be Known" - wykorzystana kilka lat później w jego dokumencie "Beef", idealnie obrazującym "West Coast state of mind" jeśli chodzi o rapowe konfrontacje. Od tego czasu minęło kilkanaście lat, a potężny bit z charakterystycznym kalifornijskim pianinem, wsparty dodatkowo charakterystycznymi wokalami Xzibita i południowego króla Scarface'a po dziś dzień gości regularnie w moich głośnikach. #PureWestCoastShit

The Warzone (Kam, Mc Eiht, Goldie Loc) "Damn"
Połowa ubiegłej dekady to czas odradzającego się westu pod przewodnictwem Snoop Dogga, który dzięki swojej mocy sprawczej zaczął łączyć indywidualne jednostki w super grupy, by pomóc im złapać drugi oddech na wydawniczym szlaku. Taką formacją było z pewnością Tha Warzone w składzie Mc Eiht, Kam oraz Goldie Loc z Tha Eastsidaz, która pierwszy raz pojawiła się gościnnie w 2006 roku na albumie "Blue Carpet Treatment". Całą trójka intensywnie dłubała także z pomocą Doggfathera nad swoim grupowym LP, które Calvin próbował puścić na rynek z pomocą dawnego Koch Records (obecne eOne Music). Niestety label nie widział szans, by marketingowo popchnąć projekt ku sensownym liczbom sprzedażowym, chociaż w singlowym "Damn" słychać potencjał na przebicie się nawet do uszu słuchacza, dla którego Kalifornia nie jest pierwszą muzyczną opcją...

Dubb Union (Bad Lucc, Damani, Soopafly) "Cali Grown"
Niestety podobny los do Warzone podzielił także drugi duży projekt Doggy Dogga, czyli trio Dubb Union (pierwotnie Western Union) w składzie Bad Lucc, Damani, Soopafly, którzy w przeciwieństwie do swoich poprzedników wydali co prawda debiutanckie LP, ale przepadło ono w nawale premier roku 2008 - głównie z powodu braku jakiejkolwiek promocji poza jednym teledyskiem, jaki powędrował z marszu w sieć oraz złej selekcji numerów na ostateczną tracklistę. Przez to na darmowy mixtape "House Shoe Musik Vol. 1", poprzedzający premierę krążka, powędrowały takie petardy jak "Cali Grown", a faktyczny album zasiliły utwory z dużo mniejszym replay value... szkoda.

Eastwood feat. The Game & Jay Rock "West Really"
W tym samym okresie znaczące ruchy w kierunku nadrobienia straconego czasu a rap grze poczynił także Eastwood - jedna z najbardziej moim zdaniem utalentowanych i niespełnionych nadziei zachodniego wybrzeża ubiegłej dekady, który po opuszczeniu Death Row związał się na krótko z obozem Black Wall Street, współtworząc przez moment grupę M.O.B wspólnie z Game'em (do składu należał również Techniec). Latem 2007 roku w sieci ukazał się także numer "West Really", zwiastujący nadejście długo wyczekiwanej solówka rapera. Przepotężny bangier, którym zachwyciła się cała Kalifornia (oraz inne rejony, w których West Coast jest dominującym nurtem) autorstwa Meech Wellsa (odpowiedzialnego za większość najlepszych numerów Snoopa z okresu jego przynależności do No Limit), który wysmażył ten genialny bit, oraz Game'a i Jay Rocka - dzielnie wspierających gospodarza na mikrofonach. Cała trójka pokazała pełnię swoich skillsów a utwór uchodził w owym czasie za synonim określenia "New West", którym określanego wówczas młodą gwardię Kalifornii.

Youth Authority feat. Kurupt "Sumthin' On Spokes"
Początki ekipy Young Assassins - przemianowanej potem na Youth Authority, sięgają 2002 roku, kiedy Kurupt nagrał kontynuację słynnego "I Call Shots", która miała powędrować na jego kolejną solówkę "Against Tha Grain". Cała grupa - w skład której wchodzili m.in. młodszy brat Roscoe, Eastwood, Tri-Star i inni młodzi gniewni, wędrowała z nim od wytwórni do wytwórni, zaliczając po kolei Antra Records i Death Row, a kończąc na DPG Recordz, gdzie w 2006 roku miał się ukazać debiutancki krążek formacji - "Dippin' Thru Da City". To właśnie z niego pochodzi "Sumthin' On Spokes", opublikowane jako pierwszy singiel z produkcji, na którą dekadę tematu czekała spora rzesza słuchaczy zachodniego wybrzeża spragnionych powiewu świeżej krwi na nieco skostniałej wtedy wydawniczo scenie... niestety się nie doczekali a słuch o projekcie zaginął pod koniec ubiegłej dekady. #SMFH

Tha Trapp feat. WC "Block Music"
Pisząc o Y.A. nie sposób pominąć innej świeżej kalifornijskiej grupy sprzed 10 lat, która miała potencjał aby nieco zamieszać na lokalnym rynku. Podopieczni samego WC byli pierwsi na rozpisce jego niezależnego labelu Big Swang Records, wspieranego z tylnego siedzenia przez wytwórnię Lench Mob należącą do Ice Cube'a. Debiutowali za to na DVD "CT Expierence", które złożył ś.p. DJ Crazy Toones i zdołali wytworzyć spory hype swoim singlowym "Block Music" opatrzonym niskobudżetowym klipem, które zapowiadało krążek o tym samym tytule. Niestety sam materiał stał już jakościowo kilka oczek niżej i Tha Trapp przepadli po jego premierze jak kamień w wodę.

Disko Boogie feat. Young Hotie & Lil' Bam "Compton, Long Beach, Inglewood"
Z twórczością Disko zetknąłem się pierwszy raz lata temu na nieistniejącym już forum WestCoastRydaz, gdzie chętnie dzielił się swoimi pierwszymi autorskimi bitami, w których już wtedy słychać było potencjał. Zawsze twierdziłem, że cierpi on trochę na symptom Daza i jest lepszym producentem niż raperem, ale jako ktoś kto miał z gościem względny kontakt, wymieniając sporadycznie uprzejmości - najpierw za pośrednictwem MSN'a a potem Facebooka, cieszy mnie widok jego ksywki na płytach prawdziwych ikon regionu jak E-40 (sprawdźcie chociażby ubiegłoroczne "The D-Boy Diary" czy wcześniejsze "The Block Brochure"). Nie zapominam też o jego solowych dokonaniach, o czym świadczy obecność w moim mp3 m.in. numeru "Compton, Long Beach, Inglewood" z wydanego w 2009 roku niezależnego wydawnictwa "Turnt Up". Kawałek moim zdaniem powinien być stawiany za przykład w jaki sposób umiejętnie wykorzystać catchphrase z klasyka, którego nie powinno się pod żadnym pozorem ruszać.



Yukmouth feat. Roccett & 2eleven "The West Iz Back"

Jako, że prawie wszystkie prezentowane tutaj kawałki należą głównie do przedstawicieli LA, robimy małą wyprawę na północ stanu Kalifornia do East Oakland, gdzie w 2010 roku swoją wydawniczą wolność odzyskał generał smoczego reżimu - Yukmouth. Wybierając ścieżkę niezależności jako "Free At Last" Yuk nagrał też przy okazji jeden z lepszych w moim przekonaniu "hymnów" zachodniego wybrzeża ostatnich lat, czyli "The West Iz Back" na który zwerbował także przedstawicieli młodszego pokolenia jak 2eleven z Inglewood oraz Roccett, który niestety parę lat temu zapadł się kompletnie pod ziemię (ktoś wie co się z nim obecnie dzieje?) a miał wtedy zadatki na pierwszą kalifornijską ligę...

Blanco & Nipsey Hussle feat. YG "LA Confidential"
Teraz coś świeższego w porównaniu do poprzednich utworów, czyli Blanco i Nipsey Hussle w towarzystwie YG i numer "LA Confidental", pochodzący z płyty "RAW" - wspólnego projektu obu raperów, wydanego niezależnie parę lat temu. Ponownie Bay i LA łączą swoje siły na oklepanym samplu "Funky Worm" Ohio Players, w który hiszpańskie trio producentów Cookin' Soul tchnęło nowego ducha, dobudowując mocną linię perkusji i nadając całości mocno bujającego charakteru.

Bossolo & Spice 1 feat. Big Syke "Inglewood 2 Da I"
Ostatni krążek "czarnego Bossalini" okazał się jednym z największych wydawniczych porażek ostatnich lat. Na szczęście dla nas, w na chwilę przed premierą "Haterz Nightmare" pojawiło się na rynku "Thug Therapy" - wspólne LP Bossolo i Fetty Chico, mocno nasączone korzennych west coast'owym brzmieniem w starym dobrym stylu, które częściowo zrekompensowało słuchaczom blamaż związany z solówką Spice 1'a. Jeśli ktoś z was nie miał okazję sprawdzić tego materiału do gorąco polecam, bo jest w całości napakowany grubymi bitami i pierwszoplanową obsadą a jako zachętę prezentuję wam mój ulubiony numer z tego albumu - "Inglewood 2 Da I", z genialnie płynącym tutaj ś.p Big Syke'iem, dla którego był to prawdopodobnie jeden z ostatnich nagranych numerów... R.I.P. [*]

Young Joker feat. Bad Azz & Sly Boogie "Welcome 2 The West Coast"
Na sam koniec dzisiejszej playlisty zostawiłem sobie mało znany anthem jeszcze mniej znanego zawodnika z Compton, który również nie zdołał wykorzystać drzemiącego w nim potencjału. Young Joker pojawił się na scenie W środkowej części poprzedniego dziesięciolecia jako protegowany Meech Wellsa, co automatycznie czyniło go mocno perspektywnicznym przedstawicielem new westowej fali raperów, których wysyp przypadał właśnie na ten okres. Swoje umiejętności potwierdził na mixtapie "The Takeover" oraz serii "The New West World Order", nagrywając też w międzyczasie utwór "Welcome 2 The West Coast" jako oficjalny "hymn" dla strony DubCNN.com - miejsca będącego prawdziwą skarbnicą wiedzy odnośnie rapu z zachodniego wybrzeża, w którym każdy słuchacz zajarany Kalifornią powinien zaczynać swoją edukację... ain't no place like DubCC!

Mam nadzieję, że te kilka numerów dało wam mały podgląd tego, co się działo na zachodnim wybrzeżu zanim Kalifornia objawiła światu Kendricka Lamara i wszyscy ponownie pokochali West Coast, a sam rejon ruszył wydawniczo mocno do przodu. Pod tym względem większość poprzedniej dekady to okres stracony dla wielu utalentowanych artystów, którzy nie mieli szans na podbój rynku z uwagi na znikome zainteresowanie ich produkcjami labeli z naprawdę dużymi budżetami, którzy mogliby promocyjnie pomóc im zaistnieć... muzyka jednak zawsze broni się sama tam gdzie wyświetlenia i lajki schodzą na dalszy plan, więc mam nadzieję że wrzucicie wszystkie numery na odsłuch i dojdziecie do podobnych wniosków jak ja:) See You next week!

]]>
Tha Dogg Pound feat. Soopafly "I'm On It" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-11-06,tha-dogg-pound-feat-soopafly-im-on-it-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-11-06,tha-dogg-pound-feat-soopafly-im-on-it-teledyskNovember 5, 2013, 9:48 pmPaweł MiedzielecSam kawałek pojawił się w sieci całkiem nie dawno, czas więc na pierwszy teledysk promujący nadchodzący materiał od chłopaków z DPG. Klip jest co prawda typową nie porażającą oryginalnością niskobudżetówką, ale jeśli ktoś śledzi ostatnie poczynania Daza za kamerą to chyba nie spodziewał się czegoś innego, prawda? Premiera "Dogg Bagg" już wkrótce.Sam kawałek pojawił się w sieci całkiem nie dawno, czas więc na pierwszy teledysk promujący nadchodzący materiał od chłopaków z DPG. Klip jest co prawda typową nie porażającą oryginalnością niskobudżetówką, ale jeśli ktoś śledzi ostatnie poczynania Daza za kamerą to chyba nie spodziewał się czegoś innego, prawda? Premiera "Dogg Bagg" już wkrótce.

]]>
Tha Dogg Pound feat. Soopafly "I'm On It" - kolejny numer z "Dogg Bagg"https://popkiller.kingapp.pl/2013-10-23,tha-dogg-pound-feat-soopafly-im-on-it-kolejny-numer-z-dogg-bagghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-23,tha-dogg-pound-feat-soopafly-im-on-it-kolejny-numer-z-dogg-baggOctober 23, 2013, 5:00 pmPaweł MiedzielecW sieci ukazał się niedawno kolejny, po "Nice & Slow", numer promujący nadchodzący mixtape chłopaków z Tha Dogg Pound. Tym razem do Daza i Kurupta dołączył ich wieloletni współpracownik, czyli Soopafly, który udzielił się gościnnie w kawałku "I'm On It". Utwór sprawdzicie w rozwinięciu a na premierę "Dogg Bagg" przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać... DPG!W sieci ukazał się niedawno kolejny, po "Nice & Slow", numer promujący nadchodzący mixtape chłopaków z Tha Dogg Pound. Tym razem do Daza i Kurupta dołączył ich wieloletni współpracownik, czyli Soopafly, który udzielił się gościnnie w kawałku "I'm On It". Utwór sprawdzicie w rozwinięciu a na premierę "Dogg Bagg" przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać... DPG!

]]>
Xzibit "40 Dayz & 40 Nightz" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-15,xzibit-40-dayz-40-nightz-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-15,xzibit-40-dayz-40-nightz-klasyk-na-weekendDecember 29, 2013, 6:08 pmDaniel WardzińskiW Klasyku Na Weekend pisaliśmy już zarówno o debiucie Kalifornijskiego giganta jak i o trzecim "Restless", który na dobre zrobił z niego światową gwiazdę. X jest gościem, którego talent, osobowość, głos i dobór bitów automatycznie klasyfikują go jako classic-makera. Niewielu może pochwalić się swoimi pierwszymi albumami z taką pewnością ich zawartości. Ilu z największych zaliczało potknięcia przy najtrudniejszym podobno w karierze drugim albumie. Wydane w 1998 roku "40 Dayz & 40 Nightz" to krążek o którym w dyskusjach nad najlepszym momentem w dyskografii X to the Z nie wolno zapominać.To właśnie tutaj ze swoją riot music, kawałkami brzmiącymi jakby nagrywali je tytani albo superbohaterowie, a nie istoty ludzkie, X gruntuje pozycję jako jeden z największych mikrofonowych talentów w historii swojego wybrzeża. Nie da się nudzić. Więcej! Ciężko oderwać uwagę choć na chwilę, a każda taka sytuacja może powodować przegapienie morderczych linijek albo refrenów... Tutaj nie ma miejsca na zapychacze. Wymienianie highlightów jest jak wymienianie wybitnych koszykarzy w historii Lakersów - za co się nie złapiesz, to zasluguje na więcej niż kilka słów. Zapraszamy was na klasyk wagi super-ciężkiej, płytę która przerazi wasze matki, a wam pokaże jak się robi ponadczasowe bangery.W moich oczach 24-letni Xzibit był w życiowej formie. Na "40 Dayz & 40 Nightz" muzycznie sprawą zajęli się Sir Jinx, A Kid Called Roots, Soopafly, Melman, E-Swift czy Bud'da. Każdy z nich dodał od siebie coś skrojonego idealnie na miarę żelaznego flow gospodarza, który ułożył to w całość, nie konceptualną, ale logiczną i trzymającą przy głośniku od pierwszego do ostatniego tracka. Gdybyście do maszyny losującej wrzucili siedemnaście numerków, prawdopodobnie wylosowalibyście potencjalny singiel. Całość zaczyna jednak bit od... "Paparazzi". Jest on tłem dla skitu, który po chwili płynnie przechodzi w "Chamber Music" - kawałek, który na dzieńdobry pokazuje czego spodziewać się po płycie. Kiedy wchodzi stopa, wiemy doskonale, że Sir Jinx zarówno jako beatmaker jak i producent wykonawczy jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Xzibit wbija gwoździe jeden za drugim niespecjalnie gryząc się w język. Słuchając albumu przekonacie się, że Eminem nie był pierwszym bezczelem skłonnym żartować z Christophera Reevesa, a wersy w typie "You get permanently put on your ass, like Teddy Pendergrass/ Whenever you trespass on Alkaholik territory" są tutaj na porządku dziennym."3 Card Molly" z Ras Kassem i Saafirem? Grupa Golden State Warriors, którą razem tworzyli nigdy nie zmaterializowała swojej chemii w materiał, po części ze względu na blokowanie nazwy przez włodarzy NBA. Ten numer pokazuje jednak jakąs siłę rażenie mieli razem. Zanim zdążymy wziąć głęboki oddech po masakrze jaką zgotowali wjeżdża jeden z najlepszych singli w karierze X'a - "What U See Is What U Get", a potem "Handle Your Business" z ziomkiem z Likwit Crew - Defari'em. Na tym etapie płyty, a jest to przecież piąty track, wie się już, że obcujemy z wyjątkowym krążkiem. X pokazuje, że generalizowanie jego twórczości jako jadowitych braggów wiecznie pijanego i niebezpiecznego byka to zdecydowanie za mało, żeby uchwycić jego fenomen. "See I was raised to love black, but sometimes/ Black folks wanna sweat you harder than the one-time/ Never participate in dumb, def and blind shit/ Plus I got my little man, so daily I'm reminded" - takie wersy potwierdzają to najlepiej.Moim faworytem na tym materiale jest "Nobody Sound Like Me" na bicie A Kid Called Roots. Usunięty w tło wokalny motyw w połączeniu z perkusją, która ruszyłaby nieboszczyka i basem, który z każdym wjazdem mówi do ciebie "daj to kurwa głośniej". Nie wyobrażam sobie lepszego rapera na tym podkładzie, a w kwestii flow wjazd "The author of my own destiny/ So I suggest you stop stressin' me/ I'll find out when I pull my nine out and blow your mind out" jest nieludzki. Wątpliwość mogą wzbudzić "Pussy Pop" i "Shroomz", które są jakby troszkę oderwane od reszty, ale to nadal bardzo dobre kawałki. Zwrotka Jayo Felony w tym pierwszym wraz z refrenem Method Mana i bitem Soopafly... Nie ma pytań. "Shroomz" w swojej muzycznej abstrackji przy jednoczesnym bardzo ciekawym spojrzeniu na temat numeru. Czegoś takiego nie było. Może "My Fault' Shady'ego? Tylko blisko rok później. No i znowu wers, którego nie da się zapomnieć "Shroomz? That some other shit/ The reason why George Clinton sees the mothaship"."Focus" i "Deeper" to powrót do głównego programu, szczególnie refren tego drugiego szybko przypomni wam, że niekiwanie głową przy tym materiale jest sprzeczne z naturą. No i te smyczki... Poezja. Największym gwoździem programu w końcówce płyty są jednak "Los Angeles Times" na bicie MelMana i "Let It Rain" z King T i Tha Alkaholiks. Pierwszy to naturalny singiel łączący w sobie zarówno celne obserwacje jak i energię i niepokojący motyw basu, który przygotowuje nas na masakrę od pierwszej sekundy. Drugi... E-Swift zrobił taki bit, że aż prosi się o destrukcję i każdy kolejny wjeżdżający MC nie mógł się tej pokusie oprzeć. Efekt jest praktycznie idealny. Na zakończenie dostajemy z kolei najbardziej rozkminkowy i spokojny numer na albumie "Recycled Assassins", który jest gorzką pigułą do połknięcia, ale na tyle dobrym numerem, że... materiał włącza się jeszcze raz. I cała przygoda zaczyna się od nowa. Każdy kolejny odsłuch sprawia, że dla X'a ma się więcej podziwu, a znudzenie się tym materiałem jest chyba niemożliwe. Jeśli tego nie słyszeliście, możecie kupować w ciemno. Satysfakcja gwarantowana.Pod spodem mała próbka ognia, ale uwierzcie mi, że chcecie do usłyszeć w lepszej jakości niż gwarantuje YouTube. W Klasyku Na Weekend pisaliśmy już zarówno o debiucie Kalifornijskiego giganta jak i o trzecim "Restless", który na dobre zrobił z niego światową gwiazdę. X jest gościem, którego talent, osobowość, głos i dobór bitów automatycznie klasyfikują go jako classic-makera. Niewielu może pochwalić się swoimi pierwszymi albumami z taką pewnością ich zawartości. Ilu z największych zaliczało potknięcia przy najtrudniejszym podobno w karierze drugim albumie. Wydane w 1998 roku "40 Dayz & 40 Nightz" to krążek o którym w dyskusjach nad najlepszym momentem w dyskografii X to the Z nie wolno zapominać.

To właśnie tutaj ze swoją riot music, kawałkami brzmiącymi jakby nagrywali je tytani albo superbohaterowie, a nie istoty ludzkie, X gruntuje pozycję jako jeden z największych mikrofonowych talentów w historii swojego wybrzeża. Nie da się nudzić. Więcej! Ciężko oderwać uwagę choć na chwilę, a każda taka sytuacja może powodować przegapienie morderczych linijek albo refrenów... Tutaj nie ma miejsca na zapychacze. Wymienianie highlightów jest jak wymienianie wybitnych koszykarzy w historii Lakersów - za co się nie złapiesz, to zasluguje na więcej niż kilka słów. Zapraszamy was na klasyk wagi super-ciężkiej, płytę która przerazi wasze matki, a wam pokaże jak się robi ponadczasowe bangery.

W moich oczach 24-letni Xzibit był w życiowej formie. Na "40 Dayz & 40 Nightz" muzycznie sprawą zajęli się Sir Jinx, A Kid Called Roots, Soopafly, Melman, E-Swift czy Bud'da. Każdy z nich dodał od siebie coś skrojonego idealnie na miarę żelaznego flow gospodarza, który ułożył to w całość, nie konceptualną, ale logiczną i trzymającą przy głośniku od pierwszego do ostatniego tracka. Gdybyście do maszyny losującej wrzucili siedemnaście numerków, prawdopodobnie wylosowalibyście potencjalny singiel. Całość zaczyna jednak bit od... "Paparazzi". Jest on tłem dla skitu, który po chwili płynnie przechodzi w "Chamber Music" - kawałek, który na dzieńdobry pokazuje czego spodziewać się po płycie. Kiedy wchodzi stopa, wiemy doskonale, że Sir Jinx zarówno jako beatmaker jak i producent wykonawczy jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Xzibit wbija gwoździe jeden za drugim niespecjalnie gryząc się w język. Słuchając albumu przekonacie się, że Eminem nie był pierwszym bezczelem skłonnym żartować z Christophera Reevesa, a wersy w typie "You get permanently put on your ass, like Teddy Pendergrass/ Whenever you trespass on Alkaholik territory" są tutaj na porządku dziennym.

"3 Card Molly" z Ras Kassem i Saafirem? Grupa Golden State Warriors, którą razem tworzyli nigdy nie zmaterializowała swojej chemii w materiał, po części ze względu na blokowanie nazwy przez włodarzy NBA. Ten numer pokazuje jednak jakąs siłę rażenie mieli razem. Zanim zdążymy wziąć głęboki oddech po masakrze jaką zgotowali wjeżdża jeden z najlepszych singli w karierze X'a - "What U See Is What U Get", a potem "Handle Your Business" z ziomkiem z Likwit Crew - Defari'em. Na tym etapie płyty, a jest to przecież piąty track, wie się już, że obcujemy z wyjątkowym krążkiem. X pokazuje, że generalizowanie jego twórczości jako jadowitych braggów wiecznie pijanego i niebezpiecznego byka to zdecydowanie za mało, żeby uchwycić jego fenomen. "See I was raised to love black, but sometimes/ Black folks wanna sweat you harder than the one-time/ Never participate in dumb, def and blind shit/ Plus I got my little man, so daily I'm reminded" - takie wersy potwierdzają to najlepiej.

Moim faworytem na tym materiale jest "Nobody Sound Like Me" na bicie A Kid Called Roots. Usunięty w tło wokalny motyw w połączeniu z perkusją, która ruszyłaby nieboszczyka i basem, który z każdym wjazdem mówi do ciebie "daj to kurwa głośniej". Nie wyobrażam sobie lepszego rapera na tym podkładzie, a w kwestii flow wjazd "The author of my own destiny/ So I suggest you stop stressin' me/ I'll find out when I pull my nine out and blow your mind out" jest nieludzki. Wątpliwość mogą wzbudzić "Pussy Pop" i "Shroomz", które są jakby troszkę oderwane od reszty, ale to nadal bardzo dobre kawałki. Zwrotka Jayo Felony w tym pierwszym wraz z refrenem Method Mana i bitem Soopafly... Nie ma pytań. "Shroomz" w swojej muzycznej abstrackji przy jednoczesnym bardzo ciekawym spojrzeniu na temat numeru. Czegoś takiego nie było. Może "My Fault' Shady'ego? Tylko blisko rok później. No i znowu wers, którego nie da się zapomnieć "Shroomz? That some other shit/ The reason why George Clinton sees the mothaship".

"Focus" i "Deeper" to powrót do głównego programu, szczególnie refren tego drugiego szybko przypomni wam, że niekiwanie głową przy tym materiale jest sprzeczne z naturą. No i te smyczki... Poezja. Największym gwoździem programu w końcówce płyty są jednak "Los Angeles Times" na bicie MelMana i "Let It Rain" z King T i Tha Alkaholiks. Pierwszy to naturalny singiel łączący w sobie zarówno celne obserwacje jak i energię i niepokojący motyw basu, który przygotowuje nas na masakrę od pierwszej sekundy. Drugi... E-Swift zrobił taki bit, że aż prosi się o destrukcję i każdy kolejny wjeżdżający MC nie mógł się tej pokusie oprzeć. Efekt jest praktycznie idealny. Na zakończenie dostajemy z kolei najbardziej rozkminkowy i spokojny numer na albumie "Recycled Assassins", który jest gorzką pigułą do połknięcia, ale na tyle dobrym numerem, że... materiał włącza się jeszcze raz. I cała przygoda zaczyna się od nowa. Każdy kolejny odsłuch sprawia, że dla X'a ma się więcej podziwu, a znudzenie się tym materiałem jest chyba niemożliwe. Jeśli tego nie słyszeliście, możecie kupować w ciemno. Satysfakcja gwarantowana.

Pod spodem mała próbka ognia, ale uwierzcie mi, że chcecie do usłyszeć w lepszej jakości niż gwarantuje YouTube.

 

]]>
Soopafly "Best Kept Secret" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-10-10,soopafly-best-kept-secret-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-10-10,soopafly-best-kept-secret-recenzjaFebruary 1, 2014, 7:20 pmPaweł MiedzielecPo ponad 4 latach, jakie minęły od premiery ostatniego solowego albumu Soopafly powraca na nasze głośniki z nowym materiałem w postaci płyty "Best Kept Secret". Osobiście zawsze uważałem, że Priest Brooks był jednym z najbardziej niedocenionych graczy wywodzących się z naznaczonej g-funkiem lat 90-tych "ery Death Row" i nigdy nie zgarnął należnych mu propsów za swój wkład w udoskonalenie klasycznego już dzisiaj brzmienia zachodu. To także w głównej mierze przyczyniło się do tego, że o ile jako producent z dosyć pokaźnym dorobkiem został w jakimś stopniu przez słuchaczy zauważony, o tyle jako mc zawsze pozostał wielką niewiadomą dla szerszego grona odbiorców . Świetne "Dat Whoopty Woop" - uznawane przez wielu za west coast'owy klasyk, zostało wydane w złym momencie i o ponad 2 lata za późno. "Bangin' West Coast" natomiast przeszedł jakoś bez większego echa, chociaż zebrał w większości pozytywne recenzje. Czy zatem trzecie studyjne LP jest w stanie uczynić z Soopafly'a prawdziwego rapera z krwi i kości w oczach mainstreamowej publiki?Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Patrząc na ogólną koncepcję płyty - "Best Kept Secret" powiela niejako formułę poprzedniego krążka Priest'a, czyli "dla każdego coś dobrego". Znajdziemy tu więc trochę klasycznych "weściaków" jak choćby "Countdown To Cool" czy tytułowe "Best Kept Secret", lekki powrót do korzeni w postaci "All This Game", "Heard Me Now" i "G-Funk Martian", new west ("Move Too Fast", "Sumthin' Better") oraz porcję nowoczesnego brzmienia rodem z 2011 roku.Lirycznie to wciąż stary, dobry Soopadoopa Fly - świetne flow, wyczucie rytmu i umiejętność nawijania pod różne bity. Priest nadal brzmi na mikrofonie tak samo dobrze jak dekadę temu.Przykłady? Chociażby pełne "pimpowskich" odniesień "Fall In Luv" czy też obdarzony głębokim basem weed anthem "When I'm Smokin", bez którego żaden album spod znaku DPG nie ma racji bytu. W tekstach Priest'a nie znajdziemy żadnych życiowych prawd a raczej ukaże nam się zdominowany przechwałkami o podbojach płci przeciwnej storytelling, z którego raper słynie praktycznie od czasów "I Don't Hang". Nie przeszkadza do jednak w pełnym relaksie z płytą "Best Kept Secret", która nadaje się do odpalenia zarówno podczas jazdy samochodem jak i wtedy, gdy chcemy luźno pokiwać banią na własnym kwadracie. Większość numerów posiada dosyć duży "replay-value", nie obyło się jednak bez kilku fillerów, do których niewątpliwie zaliczają się takie kawałki jak "When I Like It", "Two Of Us" czy "Incredible", który de facto jest leftoverem z albumu Dubb Union. Można by je z powodzeniem zastąpić utworami pokroju "Back 2 The West Coast" czy "Act Like Hoes".Poza tym, nie wszyscy goście stanęli moim zdaniem na wysokości zadania jeśli chodzi o swoje występy. Szczególnie widać to po tzw. hookmanach, czyli odpowiadających za refreny. Brakuje mi tutaj strasznie Nate Dogga, który jedną małą przyśpiewką był w stanie zmienić cały klimat nagrania i uczynić z solidnego utworu coś genialnego. Szkoda, że Fly nie pokusił się o zawarcie jakiegoś archiwalnego wokalu Nate'a który na pewno ma w swoim skarbcu. Mógł również postarać się o kolaboracje z Val Young albo Butch'em Cassidy ale z drugiej strony doceniam, że chciał dać szansę młodym i pokazać na swojej płycie kogoś nowego. Jeśli zaś chodzi o raperów to zawiódł mnie Mr. Short Khop, który odnalazł się po latach niebytu ale utwór z jego udziałem jest jednym ze słabszych i jego występ z pewnością nie zapisze się w pamięci fanów.. Reszta poprawnie z wyjątkiem Bad Lucc'a, przez nawijkę którego nigdy nie mogłem się przebić. Podsumowując, "Best Kept Secret" to bardzo dobry materiał, który jednak nie przypadnie do gustu wszystkim bowiem nie jest to album dla każdego. Płyta po pierwszym przesłuchaniu nie zapada jakoś szczególnie w pamięć, ale z każdym następnym odtworzeniem wkręca się coraz bardziej. Jak wspomniałem na początku, krążek oferuje coś miłośnikowi praktycznie każdego brzmienia obojętnie czy zatrzymał się on w latach 90-tych, czy też jest trochę bardziej otwarty na muzykę i potrafi docenić zarówno jakość tłustego basu rodem z roku 1996 jak i zaktualizowany, idący z duchem czasu dźwięk nowego zachodu w roku 2011. Jeśli chodzi o dyskografię samego Soopafly'a to zestawiam go na równi z "Bangin' West Coast", który mimo że miał trochę więcej bangierów to technicznie był wykonany o wiele słabiej (brak masteringu). Nie spodziewałem się drugiego "Dat Whoopty Woop" czy nawet czegoś lepszego, bo wiadomo że jest to niewykonalne w takim samym wypadku jak stworzenie kolejnego "The Chronic" czy następnego "Doggystyle". Soopafly pokazał jednak, że weteran kalifornijskiej sceny wciąż jest w stanie nagrać uniwersalny materiał, który w 2011 roku może przysporzyć mu nowych fanów bez jednoczesnego odpływu starych miłośników. Czwórka.Soopafly powraca na nasze głośniki z nowym materiałem w postaci płyty "Best Kept Secret".
Osobiście zawsze uważałem, że Priest Brooks był jednym z najbardziej niedocenionych graczy wywodzących się z naznaczonej g-funkiem lat 90-tych "ery Death Row" i nigdy nie zgarnął należnych mu propsów za swój wkład w udoskonalenie klasycznego już dzisiaj brzmienia zachodu. To także w głównej mierze przyczyniło się do tego, że o ile jako producent z dosyć pokaźnym dorobkiem został w jakimś stopniu przez słuchaczy zauważony, o tyle jako mc zawsze pozostał wielką niewiadomą dla szerszego grona odbiorców . Świetne "Dat Whoopty Woop" - uznawane przez wielu za west coast'owy klasyk, zostało wydane w złym momencie i o ponad 2 lata za późno. "Bangin' West Coast" natomiast przeszedł jakoś bez większego echa, chociaż zebrał w większości pozytywne recenzje.

Czy zatem trzecie studyjne LP jest w stanie uczynić z Soopafly'a prawdziwego rapera z krwi i kości w oczach mainstreamowej publiki?
Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.

Patrząc na ogólną koncepcję płyty - "Best Kept Secret" powiela niejako formułę poprzedniego krążka Priest'a, czyli "dla każdego coś dobrego".
Znajdziemy tu więc trochę klasycznych "weściaków" jak choćby "Countdown To Cool" czy tytułowe "Best Kept Secret", lekki powrót do korzeni w postaci "All This Game", "Heard Me Now" i "G-Funk Martian", new west ("Move Too Fast", "Sumthin' Better") oraz porcję nowoczesnego brzmienia rodem z 2011 roku.
Lirycznie to wciąż stary, dobry Soopadoopa Fly - świetne flow, wyczucie rytmu i umiejętność nawijania pod różne bity. Priest nadal brzmi na mikrofonie tak samo dobrze jak dekadę temu.

Przykłady? Chociażby pełne "pimpowskich" odniesień "Fall In Luv" czy też obdarzony głębokim basem weed anthem "When I'm Smokin", bez którego żaden album spod znaku DPG nie ma racji bytu.
W tekstach Priest'a nie znajdziemy żadnych życiowych prawd a raczej ukaże nam się zdominowany przechwałkami o podbojach płci przeciwnej storytelling, z którego raper słynie praktycznie od czasów "I Don't Hang".
Nie przeszkadza do jednak w pełnym relaksie z płytą "Best Kept Secret", która nadaje się do odpalenia zarówno podczas jazdy samochodem jak i wtedy, gdy chcemy luźno pokiwać banią na własnym kwadracie.
Większość numerów posiada dosyć duży "replay-value", nie obyło się jednak bez kilku fillerów, do których niewątpliwie zaliczają się takie kawałki jak "When I Like It", "Two Of Us" czy "Incredible", który de facto jest leftoverem z albumu Dubb Union. Można by je z powodzeniem zastąpić utworami pokroju "Back 2 The West Coast" czy "Act Like Hoes".
Poza tym, nie wszyscy goście stanęli moim zdaniem na wysokości zadania jeśli chodzi o swoje występy. Szczególnie widać to po tzw. hookmanach, czyli odpowiadających za refreny. Brakuje mi tutaj strasznie Nate Dogga, który jedną małą przyśpiewką był w stanie zmienić cały klimat nagrania i uczynić z solidnego utworu coś genialnego. Szkoda, że Fly nie pokusił się o zawarcie jakiegoś archiwalnego wokalu Nate'a który na pewno ma w swoim skarbcu. Mógł również postarać się o kolaboracje z Val Young albo Butch'em Cassidy ale z drugiej strony doceniam, że chciał dać szansę młodym i pokazać na swojej płycie kogoś nowego.
Jeśli zaś chodzi o raperów to zawiódł mnie Mr. Short Khop, który odnalazł się po latach niebytu ale utwór z jego udziałem jest jednym ze słabszych i jego występ z pewnością nie zapisze się w pamięci fanów..
Reszta poprawnie z wyjątkiem Bad Lucc'a, przez nawijkę którego nigdy nie mogłem się przebić.

Podsumowując, "Best Kept Secret" to bardzo dobry materiał, który jednak nie przypadnie do gustu wszystkim bowiem nie jest to album dla każdego. Płyta po pierwszym przesłuchaniu nie zapada jakoś szczególnie w pamięć, ale z każdym następnym odtworzeniem wkręca się coraz bardziej.
Jak wspomniałem na początku, krążek oferuje coś miłośnikowi praktycznie każdego brzmienia obojętnie czy zatrzymał się on w latach 90-tych, czy też jest trochę bardziej otwarty na muzykę i potrafi docenić zarówno jakość tłustego basu rodem z roku 1996 jak i zaktualizowany, idący z duchem czasu dźwięk nowego zachodu w roku 2011.
Jeśli chodzi o dyskografię samego Soopafly'a to zestawiam go na równi z "Bangin' West Coast", który mimo że miał trochę więcej bangierów to technicznie był wykonany o wiele słabiej (brak masteringu). Nie spodziewałem się drugiego "Dat Whoopty Woop" czy nawet czegoś lepszego, bo wiadomo że jest to niewykonalne w takim samym wypadku jak stworzenie kolejnego "The Chronic" czy następnego "Doggystyle".
Soopafly pokazał jednak, że weteran kalifornijskiej sceny wciąż jest w stanie nagrać uniwersalny materiał, który w 2011 roku może przysporzyć mu nowych fanów bez jednoczesnego odpływu starych miłośników. Czwórka.







]]>
Daz Dillinger "D.A.Z." - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-05-02,daz-dillinger-daz-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-05-02,daz-dillinger-daz-recenzjaJanuary 4, 2014, 3:17 pmPaweł MiedzielecDo faktu, że Daz solowo wypuszcza dużo rzeczy i robi to zdecydowanie częściej niż Kurupt każdy z sympatyków DPG chyba zdążył się już przyzwyczaić. Choć prawie zawsze jest to porządny materiał wydaje się że raper stawia obecnie bardziej na ilość niż jakość i zadowolenie fanów. Od czasu "So So Gangsta" brak bowiem w jego dyskografii albumu na podobnym poziomie. "Only On The Left Side" mimo kilku mocnych momentów był jak dla mnie zbyt południowy, "Public Enemiez" który zapowiadał powrót do klimatu "Dogg Pound Gangsta LP" również nie spełnił do końca oczekiwań słuchaczy natomiast króciutki "Matter Of Dayz" nie powinien się w ogóle ukazać.Jak wiec w tym zestawieniu wypada najnowsze dzieło Dillingera?Zaskakująco dobrze. Zaczynałem się pomału przyzwyczajać do tego, ze z płyty na płytę zarówno Daz jak i Kurupt obniżają poziom więc tym bardziej cieszy mnie fakt, ze Delmar Arnaud ma w sobie jeszcze coś ze starego Dat Nigga Daza, który swego czasu wydal takie klasyki jak "Retaliation, Revenge & Get Back" czy "R.A.W.".Mimo, że "D.A.Z." nie dorasta do pięt wspomnianym przeze mnie płytom jest naprawdę bardzo dobrym albumem. Najlepszym od czasu przytoczonego przeze mnie na początku "So So Gangsta". Dostajemy tutaj to za czym tęskniliśmy - klasyczny West Coast.Koniec z eksperymentami i imitacją dźwięków południa. Na tym krążku Daz powraca do tego co potrafi najlepiej, czyli do gangsta rapu i bitów w których dominuje ciężki bas, wyrazisty werbel oraz mocne pianino. Zapomnijcie też o moralizatorskich tekstach i głębokim przekazie - "D.A.Z." to czysty gangsta shit w najlepszym wydaniu. Płytkość warstwy lirycznej równoważy nam tu świetna produkcja i wciąż znakomite flow artysty, którego może mu pozazdrościć co najmniej polowa obecnych raperów. Otwierający album tytułowy kawałek jest tego najlepszym przykładem. To wjazd z mocą jakiej brakowało Dazowi na poprzednich płytach. Dalej jest jeszcze lepiej o czym przekonacie się odpalając takie numery jak bujający niesamowicie "Still Gett'n Money" czy "My Homegirl" który pokazuje że chemia na linii Daz-Kurupt jest jedyna w swoim rodzaju. "Iz U Ready 2 Die" to kolejny przykład tego ze Ice Cube na West Coastowych produkcjach brzmi najlepiej i powinien dać sobie spokój z elektroniką rodem z Dirty South. Na bicie Daza nawija płynnie i z pazurem którego próżno szukać na "I Am The West". Świetne "D.P.G.-4-L.I.F.E." to stary dobry Dat Nigga Daz z lat 90-tych zaś poziom basu w "Don't U Eva 4Get" jest tak wysoki ze podczas odsłuchu sąsiedzi z pewnością odwiedzą was nie raz z prośbą o "ściszenie tego gówna".Generalnie cały krążek brzmi bardzo spójnie mimo kilku słabszych momentów w postaci "G Spot", "Let's Get N2 Something" czy "I'm Cool On U" ale są to naprawdę drobne wyjątki. Reszta utworów jest dobra, lub nawet świetna. Jedyne czego żałuję to braku kawałka z DJ Quikiem który był zapowiadany ale ostatecznie nie wszedł na płytę oraz słabszego występu Snoopa w "Set It Off". Nie jest źle ale spodziewałem się czegoś więcej jako że wspólne utwory kuzynów z Long Beach zawsze są mocnym punktem każdego albumu. Tutaj zdecydowanie poniżej oczekiwań. Mimo kilku mankamentów mogę z czystym sercem polecić "D.A.Z." wszystkim fanom klasycznego gangsta rapu z lat 90-tych który był i wciąż jest jednym z najważniejszych filarów muzyki zachodniego wybrzeża. Płyta buja niesamowicie, goście z WC na czele jak najbardziej na plus a Daz ze swoim melodyjnym flow wciąż ma w sobie to "coś" i jest tak samo zadziorny za mikrofonem jak wtedy kiedy nagrywał "Dogg Food". Czwórka z plusem.Daz solowo wypuszcza dużo rzeczy i robi to zdecydowanie częściej niż Kurupt każdy z sympatyków DPG chyba zdążył się już przyzwyczaić. Choć prawie zawsze jest to porządny materiał wydaje się że raper stawia obecnie bardziej na ilość niż jakość i zadowolenie fanów.
Od czasu "So So Gangsta" brak bowiem w jego dyskografii albumu na podobnym poziomie. "Only On The Left Side" mimo kilku mocnych momentów był jak dla mnie zbyt południowy, "Public Enemiez" który zapowiadał powrót do klimatu "Dogg Pound Gangsta LP" również nie spełnił do końca oczekiwań słuchaczy natomiast króciutki "Matter Of Dayz" nie powinien się w ogóle ukazać.

Jak wiec w tym zestawieniu wypada najnowsze dzieło Dillingera?
Zaskakująco dobrze.

Zaczynałem się pomału przyzwyczajać do tego, ze z płyty na płytę zarówno Daz jak i Kurupt obniżają poziom więc tym bardziej cieszy mnie fakt, ze Delmar Arnaud ma w sobie jeszcze coś ze starego Dat Nigga Daza, który swego czasu wydal takie klasyki jak "Retaliation, Revenge & Get Back" czy "R.A.W.".

Mimo, że "D.A.Z." nie dorasta do pięt wspomnianym przeze mnie płytom jest naprawdę bardzo dobrym albumem. Najlepszym od czasu przytoczonego przeze mnie na początku "So So Gangsta".

Dostajemy tutaj to za czym tęskniliśmy - klasyczny West Coast.

Koniec z eksperymentami i imitacją dźwięków południa. Na tym krążku Daz powraca do tego co potrafi najlepiej, czyli do gangsta rapu i bitów w których dominuje ciężki bas, wyrazisty werbel oraz mocne pianino.
Zapomnijcie też o moralizatorskich tekstach i głębokim przekazie - "D.A.Z." to czysty gangsta shit w najlepszym wydaniu.
Płytkość warstwy lirycznej równoważy nam tu świetna produkcja i wciąż znakomite flow artysty, którego może mu pozazdrościć co najmniej polowa obecnych raperów.

Otwierający album tytułowy kawałek jest tego najlepszym przykładem. To wjazd z mocą jakiej brakowało Dazowi na poprzednich płytach.
Dalej jest jeszcze lepiej o czym przekonacie się odpalając takie numery jak bujający niesamowicie "Still Gett'n Money" czy "My Homegirl" który pokazuje że chemia na linii Daz-Kurupt jest jedyna w swoim rodzaju.
"Iz U Ready 2 Die" to kolejny przykład tego ze Ice Cube na West Coastowych produkcjach brzmi najlepiej i powinien dać sobie spokój z elektroniką rodem z Dirty South. Na bicie Daza nawija płynnie i z pazurem którego próżno szukać na "I Am The West".
Świetne "D.P.G.-4-L.I.F.E." to stary dobry Dat Nigga Daz z lat 90-tych zaś poziom basu w "Don't U Eva 4Get" jest tak wysoki ze podczas odsłuchu sąsiedzi z pewnością odwiedzą was nie raz z prośbą o "ściszenie tego gówna".

Generalnie cały krążek brzmi bardzo spójnie mimo kilku słabszych momentów w postaci "G Spot", "Let's Get N2 Something" czy "I'm Cool On U" ale są to naprawdę drobne wyjątki. Reszta utworów jest dobra, lub nawet świetna.
Jedyne czego żałuję to braku kawałka z DJ Quikiem który był zapowiadany ale ostatecznie nie wszedł na płytę oraz słabszego występu Snoopa w "Set It Off". Nie jest źle ale spodziewałem się czegoś więcej jako że wspólne utwory kuzynów z Long Beach zawsze są mocnym punktem każdego albumu. Tutaj zdecydowanie poniżej oczekiwań.

Mimo kilku mankamentów mogę z czystym sercem polecić "D.A.Z." wszystkim fanom klasycznego gangsta rapu z lat 90-tych który był i wciąż jest jednym z najważniejszych filarów muzyki zachodniego wybrzeża.
Płyta buja niesamowicie, goście z WC na czele jak najbardziej na plus a Daz ze swoim melodyjnym flow wciąż ma w sobie to "coś" i jest tak samo zadziorny za mikrofonem jak wtedy kiedy nagrywał "Dogg Food". Czwórka z plusem.











]]>