popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Psycho Leshttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/18443/Psycho-LesJuly 7, 2024, 3:00 pmpl_PL © 2024 Admin stronyW pogoni za The Beatnuts - relacjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-09,w-pogoni-za-the-beatnuts-relacjahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-09,w-pogoni-za-the-beatnuts-relacjaFebruary 21, 2016, 7:50 pmAdmin stronyNie ukrywam, że kwestię dorwania The Beatnuts na wywiad przy okazji zapowiadanej wizyty w Gdańsku traktowałem ambicjonalnie oraz sentymentalnie, jako zamknięcie pewnej klamry. Pierwszy rapowy koncert, na którym dane było mi być to właśnie występ Psycho Lesa i JuJu w Warszawie, 11 lutego 2005, dzień przed 17-tymi urodzinami. Bilet z tego koncertu do dziś mam w szufladzie a wartość sentymentalną i symboliczną ma dla mnie ogromną - pomógł bowiem rozkręcić machinę, która zaprowadziła mnie dziś tam, gdzie parę lat temu nie widziałbym się w najśmielszych planach. A szalony, wymykający się schematom i politycznej poprawności melanżowy rap dwójki zakręconych freaków z Nowego Jorku towarzyszył mi od tamtego czasu wielokrotnie, szczególnie w latach licealnych.Od pierwszej informacji o wizycie legendarnej formacji w Trójmieście wiedziałem więc, że zobaczenie ich na żywo praktycznie równe 9 lat później, już w zupełnie innej sytuacji i pozycji to mus, podobnie jak zakończenie wieczoru obszernym wywiadem. Takiego przebiegu sprawy jednak nijak bym się nie spodziewał. W skrócie - Beatnuts w niedzielę nie dolecieli na koncert, występ został odwołany... a ja we wtorek posadziłem ich mimo tego przed kamerą i przemaglowałem przez prawie 30 minut (JuJu stwierdził, że chyba nigdy nie rozgadał się aż tak na wywiadzie). Jak to możliwe i jak do tego doszło? Po kolei...[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11473","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"430","width":"430"}}]]Po tym, gdy końcówkę tygodnia poświęciłem na przypomnienie dyskografii Beatnuts, ponowny przelot przez ich najeżony bangerami dorobek oraz pytaniowy research czułem się przygotowany w pełni. Niedziela rano - jazda. Droga umilona przez Beatnutsów, Wiza i nową EP-kę Vado, zdążyłem wysiąść, przejechać parę stacji SKM-ką a tu SMS od naszego trójmiejskiego współpracownika Piotrka - "Będziesz czy jednak zawracasz skoro jest zamieszanie?". Pajęczy instynkt błyskawicznie zawył (może to przeczytanie w drodze nowego Spider-Mana z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela zrobiło swoje) - szybkie odpalenie fb z telefonu a tu... koncert odwołany. Beatnutsi nie dolecieli do Gdańska na czas. No to pięknie. Ale "No Escapin This" - ruszam więc do klubu na imprezę, w trakcie której za darmo wystąpić miały supporty - Gedz z Jodą oraz Ill-Tone i H-Man z Kanady. Atmosfera jak można było się domyślać nie porywała - do momentu występu ostatniego gościa, który mimo "nołnejmowości" wśród obecnych w Bunkrze zaskoczył sceniczną charyzmą, energią i rozbudził zebranych mocno i konkretnie. A co do nieobecności duetu... powiedzmy, że powód był bardziej prozaiczny niż kiedyś (wojna i odwołane połączenia lotnicze) i lepiej pasujący do tego, co przez lata Nutsi zawierali w swoich numerach.Najważniejszą informacją wieczoru było dla mnie jednak usłyszane od organizatorów: "Beatnutsi nie dolecieli dziś, ale mają być jutro, bo poza koncertem mieli kręcić klip". Najs, wywiad to mój główny cel, więc skoro pojawiło się światełko w tunelu uznałem, że zostanę kolejną dobę i postaram się dorwać ich następnego dnia. Koło 16-17 zdzwonić się miałem z pomagającymi w kwestiach sprzętowo-organizacyjnych Yahem i Koniem z Kontrabandy oraz ekipą Konkret 96. Zdzwoniłem... i okazało się, że Les i JuJu znów natrafili na jakiś problem z samolotem a ich przylot ponownie się opóźnił. "Mamy odebrać ich około północy, więc jeśli możesz zostać jeszcze dobę to możemy spróbować jutro to ogarnąć" - dodał Koniu. Co więc miałem robić? Mimo że do wakacji daleko to sopocka przedłużka stała się faktem, a ja przygotowałem się na wtorek, zgodnie z zasadą "do trzech dni sztuka". Około 1 w nocy zadzwonił telefon z krótką informacją "są", więc byłem już pewny - mamy to... znaczy się "no escapin this"![[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11474","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"430","width":"430"}}]]Zanim przejdę jednak do finalnego rozwiązania i konkluzji postaram się zbudować trochę napięcia, niczym w "Szklanej Pułapce", gdzie zawsze wiadomo, że McClane przeżyje i wyjdzie z całości bez szwanku, nie wiadomo tylko, co czeka go po drodze. Mnie czekało pół dnia na planie klipu z nowojorskimi wariatami - perspektywa całkiem niezła, nie powiem. Dochodzimy więc do momentu, gdy czytelnik zapewne zastanawia się usilnie: "Czemu do cholery Beatnutsi kręcili klip akurat w Polsce, i to w zimie?" Odpowiadam więc - bowiem był to klip z trójmiejską ekipą Kontrabanda, która dogadała się z chłopakami na wspólną nagrywkę i video z uwagi na ich występ w Gdańsku. Występu nie było, postanowili jednak nie rezygnować z pomysłu i mimo tego ściągnąć duet do studia i na plan. W studiu akurat mnie nie było, dotarłem dopiero do sopockiego klubu Vanity, gdzie nagrany na bicie Odme numer doczekać miał się zobrazowania. I to nie niskobudżetowego i prowizorycznego, jak niektórzy mogliby sądzić po "podziemności" Kontrabandy - wyglądało to zdecydowanie obiecująco.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11475","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"430","width":"430"}}]]Elegancka "ameryczkowa" sceneria, masa profesjonalnego sprzętu, spora obsługa planu, piękne modelki i tancerki oraz klimat odpowiedni, by melanżowemu singlowi dodać odpowiednią wizualizację. A forma Beatnutsów mimo upływu lat wciąż dobra - szczególnie jedna ze zwrotek JuJu brzmiała naprawdę mocno. Nagrania trwały dobre parę godzin, dobiegły końca koło 23-ej a ja błyskawicznie dopadłem duet w celu przewywiadowania. Les chętnie się zgodził, Ju również, choć siadając przed kamerą zaczął opowiadać, jak to nie lubi wywiadów, głupich pytań, dopytywania o to, jakich sampli użyli i w ogóle odzierania muzyki z tajemnic... Jednak pytaniowy digging zrobił swoje, bo rozmowa nie skończyła się po chwili, a trwała przez prawie 30 minut, aż wystrzelałem się ze wszystkich przygotowanych kwestii. A JuJu? Na zakończenie już off-record powiedział, że chyba nigdy aż tak nie rozgadał się w wywiadzie, a niektórych z tych wątków nigdy wcześniej nie poruszał, więc mam szczęście, bo wyszła z tego wyjątkowa rozmowa. "You're lucky, my nigga, big up!" - dodał uśmiechnięty a ja dopiero co nazwany "niggą" mogłem w końcu trochę odsapnąć, pakując dodatkowo do plecaka podpisane "Stone Crazy". Mission complete.PS. Wszystkie zdjęcia widoczne powyżej opublikowane były wcześniej na naszym niedawno uruchomionym profilu na Instagramie. Polecam go śledzić, bowiem planujemy wrzucać tam na bieżąco foty 'na gorąco z akcji' i relacjonować wydarzenia, w którym bierzemy udział w sposób trochę inny niż na stronie.PS2. Zapewne interesuje Was również kiedy wywiad - odpowiedzieć mogę jedynie, że tak szybko jak nam się uda, bo nie chcę rzucać terminami bez pokrycia, a trochę roboty przy tłumaczeniu z nim jest. Na pewno już na dniach - wyczekiwany Evidence!Nie ukrywam, że kwestię dorwania The Beatnuts na wywiad przy okazji zapowiadanej wizyty w Gdańsku traktowałem ambicjonalnie oraz sentymentalnie, jako zamknięcie pewnej klamry. Pierwszy rapowy koncert, na którym dane było mi być to właśnie występ Psycho Lesa i JuJu w Warszawie, 11 lutego 2005, dzień przed 17-tymi urodzinami. Bilet z tego koncertu do dziś mam w szufladzie a wartość sentymentalną i symboliczną ma dla mnie ogromną - pomógł bowiem rozkręcić machinę, która zaprowadziła mnie dziś tam, gdzie parę lat temu nie widziałbym się w najśmielszych planach. A szalony, wymykający się schematom i politycznej poprawności melanżowy rap dwójki zakręconych freaków z Nowego Jorku towarzyszył mi od tamtego czasu wielokrotnie, szczególnie w latach licealnych.

Od pierwszej informacji o wizycie legendarnej formacji w Trójmieście wiedziałem więc, że zobaczenie ich na żywo praktycznie równe 9 lat później, już w zupełnie innej sytuacji i pozycji to mus, podobnie jak zakończenie wieczoru obszernym wywiadem. Takiego przebiegu sprawy jednak nijak bym się nie spodziewał. W skrócie - Beatnuts w niedzielę nie dolecieli na koncert, występ został odwołany... a ja we wtorek posadziłem ich mimo tego przed kamerą i przemaglowałem przez prawie 30 minut (JuJu stwierdził, że chyba nigdy nie rozgadał się aż tak na wywiadzie). Jak to możliwe i jak do tego doszło? Po kolei...

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11473","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"430","width":"430"}}]]

Po tym, gdy końcówkę tygodnia poświęciłem na przypomnienie dyskografii Beatnuts, ponowny przelot przez ich najeżony bangerami dorobek oraz pytaniowy research czułem się przygotowany w pełni. Niedziela rano - jazda. Droga umilona przez Beatnutsów, Wiza i nową EP-kę Vado, zdążyłem wysiąść, przejechać parę stacji SKM-ką a tu SMS od naszego trójmiejskiego współpracownika Piotrka - "Będziesz czy jednak zawracasz skoro jest zamieszanie?". Pajęczy instynkt błyskawicznie zawył (może to przeczytanie w drodze nowego Spider-Mana z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela zrobiło swoje) - szybkie odpalenie fb z telefonu a tu... koncert odwołany. Beatnutsi nie dolecieli do Gdańska na czas. No to pięknie. Ale "No Escapin This" - ruszam więc do klubu na imprezę, w trakcie której za darmo wystąpić miały supporty - Gedz z Jodą oraz Ill-Tone i H-Man z Kanady. Atmosfera jak można było się domyślać nie porywała - do momentu występu ostatniego gościa, który mimo "nołnejmowości" wśród obecnych w Bunkrze zaskoczył sceniczną charyzmą, energią i rozbudził zebranych mocno i konkretnie. A co do nieobecności duetu... powiedzmy, że powód był bardziej prozaiczny niż kiedyś (wojna i odwołane połączenia lotnicze) i lepiej pasujący do tego, co przez lata Nutsi zawierali w swoich numerach.

Najważniejszą informacją wieczoru było dla mnie jednak usłyszane od organizatorów: "Beatnutsi nie dolecieli dziś, ale mają być jutro, bo poza koncertem mieli kręcić klip". Najs, wywiad to mój główny cel, więc skoro pojawiło się światełko w tunelu uznałem, że zostanę kolejną dobę i postaram się dorwać ich następnego dnia. Koło 16-17 zdzwonić się miałem z pomagającymi w kwestiach sprzętowo-organizacyjnych Yahem i Koniem z Kontrabandy oraz ekipą Konkret 96. Zdzwoniłem... i okazało się, że Les i JuJu znów natrafili na jakiś problem z samolotem a ich przylot ponownie się opóźnił. "Mamy odebrać ich około północy, więc jeśli możesz zostać jeszcze dobę to możemy spróbować jutro to ogarnąć" - dodał Koniu. Co więc miałem robić? Mimo że do wakacji daleko to sopocka przedłużka stała się faktem, a ja przygotowałem się na wtorek, zgodnie z zasadą "do trzech dni sztuka". Około 1 w nocy zadzwonił telefon z krótką informacją "są", więc byłem już pewny - mamy to... znaczy się "no escapin this"!

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11474","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"430","width":"430"}}]]

Zanim przejdę jednak do finalnego rozwiązania i konkluzji postaram się zbudować trochę napięcia, niczym w "Szklanej Pułapce", gdzie zawsze wiadomo, że McClane przeżyje i wyjdzie z całości bez szwanku, nie wiadomo tylko, co czeka go po drodze. Mnie czekało pół dnia na planie klipu z nowojorskimi wariatami - perspektywa całkiem niezła, nie powiem.Dochodzimy więc do momentu, gdy czytelnik zapewne zastanawia się usilnie: "Czemu do cholery Beatnutsi kręcili klip akurat w Polsce, i to w zimie?" Odpowiadam więc - bowiem był to klip z trójmiejską ekipą Kontrabanda, która dogadała się z chłopakami na wspólną nagrywkę i video z uwagi na ich występ w Gdańsku. Występu nie było, postanowili jednak nie rezygnować z pomysłu i mimo tego ściągnąć duet do studia i na plan. W studiu akurat mnie nie było, dotarłem dopiero do sopockiego klubu Vanity, gdzie nagrany na bicie Odme numer doczekać miał się zobrazowania. I to nie niskobudżetowego i prowizorycznego, jak niektórzy mogliby sądzić po "podziemności" Kontrabandy - wyglądało to zdecydowanie obiecująco.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11475","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"430","width":"430"}}]]

Elegancka "ameryczkowa" sceneria, masa profesjonalnego sprzętu, spora obsługa planu, piękne modelki i tancerki oraz klimat odpowiedni, by melanżowemu singlowi dodać odpowiednią wizualizację. A forma Beatnutsów mimo upływu lat wciąż dobra - szczególnie jedna ze zwrotek JuJu brzmiała naprawdę mocno. Nagrania trwały dobre parę godzin, dobiegły końca koło 23-ej a ja błyskawicznie dopadłem duet w celu przewywiadowania. Les chętnie się zgodził, Ju również, choć siadając przed kamerą zaczął opowiadać, jak to nie lubi wywiadów, głupich pytań, dopytywania o to, jakich sampli użyli i w ogóle odzierania muzyki z tajemnic... Jednak pytaniowy digging zrobił swoje, bo rozmowa nie skończyła się po chwili, a trwała przez prawie 30 minut, aż wystrzelałem się ze wszystkich przygotowanych kwestii. A JuJu? Na zakończenie już off-record powiedział, że chyba nigdy aż tak nie rozgadał się w wywiadzie, a niektórych z tych wątków nigdy wcześniej nie poruszał, więc mam szczęście, bo wyszła z tego wyjątkowa rozmowa."You're lucky, my nigga, big up!" - dodał uśmiechnięty a ja dopiero co nazwany "niggą" mogłem w końcu trochę odsapnąć, pakując dodatkowo do plecaka podpisane "Stone Crazy". Mission complete.

PS. Wszystkie zdjęcia widoczne powyżej opublikowane były wcześniej na naszym niedawno uruchomionym profilu na Instagramie. Polecam go śledzić, bowiem planujemy wrzucać tam na bieżąco foty 'na gorąco z akcji' i relacjonować wydarzenia, w którym bierzemy udział w sposób trochę inny niż na stronie.

PS2. Zapewne interesuje Was również kiedy wywiad - odpowiedzieć mogę jedynie, że tak szybko jak nam się uda, bo nie chcę rzucać terminami bez pokrycia, a trochę roboty przy tłumaczeniu z nim jest. Na pewno już na dniach - wyczekiwany Evidence!

]]>
Warto Czekać #9: Ill Bill "The Grimy Awards"https://popkiller.kingapp.pl/2013-01-21,warto-czekac-9-ill-bill-the-grimy-awardshttps://popkiller.kingapp.pl/2013-01-21,warto-czekac-9-ill-bill-the-grimy-awardsJanuary 21, 2013, 10:48 amDaniel WardzińskiIll Bill nie należy raczej do muzycznych leniuchów i na brak jego muzyki nie narzekamy. Nowojorczyk nie tylko dba o bogactwo swojej własnej dyskografii, ale też stara się aktywizować tworzone przez siebie grupy i należy do MC's, których featuringi naprawdę niełatwo jest zliczyć. Nadchodzące solo Billa będzie jednak jakby nie patrzeć pierwszym takim krążkiem od czasu premiery "Hour Of Reprisal" z 2008 roku. Jako solówkę można jednak potraktować także "Kill Devil Hills" z 2010 roku, które w całości wyprodukował DJ Muggs. Tak czy inaczej mamy dla was pełny zestaw informacji z okładką, singlem, tracklistą, producentami i featami, które pokażą wam dlaczego na "The Grimy Awards" naprawdę Warto Czekać.Wśród producentów materiału 40-letni już Bill umieścił wiele legend z takimi postaciami jak DJ Premier, Large Pro, Ayatollah, Psycho Les czy Pete Rock na czele. To właśnie ten ostatni wyprodukował singlowy numer "Truth", który znajdziecie pod spodem. Gościnnie na materiale pojawią się m.in Jedi Mind Tricks, Lil Fame, O.C. czy Cormega. Pełną tracklistę materiału wraz z producentami oraz gościnnymi występami znajdziecie pod spodem. Premiera materiału została zaplanowana na 26 lutego. Kto czeka razem z nami?1. What Does It All Mean? [prod. by Ill Bill]2. Paul Baloff [prod. by MoSS]3. I Don’t Know How Long It’s Gonna Last4. Acceptance Speech (feat. A-Trak) [prod. by Junior Makhno]5. Truth[prod. by Pete Rock]6. Exploding Octopus [prod. by Ill Bill]7. Forty Deuce Hebrew (feat. HR of Bad Brains) [prod. by Ill Bill]8. How To Survive The Apocalypse [prod. by Psycho Les]9. Vio-Lence (feat. Shabazz The Disciple & Lil Fame of M.O.P.) [prod. by DJ Skizz]10. Acid Reflux [prod. by Large Professor]11. L’Amour East (feat. Meyhem Lauren & Q-Unique) [prod. by Ayatollah]12. Power (feat. OC & Cormega) [prod. by DJ Muggs]13. When I Die (feat. Tia Thomas) [prod. by Pete Rock]14. Severed Heads (feat & prod. by El-P)15. 120% Darkside Justice (feat. Jedi Mind Tricks) [prod. by C-Lance]16. Canarsie High [prod. by Large Professor]17. World Premier [prod. by DJ Premier] Ill Bill nie należy raczej do muzycznych leniuchów i na brak jego muzyki nie narzekamy. Nowojorczyk nie tylko dba o bogactwo swojej własnej dyskografii, ale też stara się aktywizować tworzone przez siebie grupy i należy do MC's, których featuringi naprawdę niełatwo jest zliczyć. Nadchodzące solo Billa będzie jednak jakby nie patrzeć pierwszym takim krążkiem od czasu premiery "Hour Of Reprisal" z 2008 roku. Jako solówkę można jednak potraktować także "Kill Devil Hills" z 2010 roku, które w całości wyprodukował DJ Muggs. Tak czy inaczej mamy dla was pełny zestaw informacji z okładką, singlem, tracklistą, producentami i featami, które pokażą wam dlaczego na "The Grimy Awards" naprawdę Warto Czekać.

Wśród producentów materiału 40-letni już Bill umieścił wiele legend z takimi postaciami jak DJ Premier, Large Pro, Ayatollah, Psycho Les czy Pete Rock na czele. To właśnie ten ostatni wyprodukował singlowy numer "Truth", który znajdziecie pod spodem. Gościnnie na materiale pojawią się m.in Jedi Mind Tricks, Lil Fame, O.C. czy Cormega. Pełną tracklistę materiału wraz z producentami oraz gościnnymi występami znajdziecie pod spodem. Premiera materiału została zaplanowana na 26 lutego. Kto czeka razem z nami?

1. What Does It All Mean? [prod. by Ill Bill]
2. Paul Baloff [prod. by MoSS]
3. I Don’t Know How Long It’s Gonna Last
4. Acceptance Speech (feat. A-Trak) [prod. by Junior Makhno]
5. Truth[prod. by Pete Rock]
6. Exploding Octopus [prod. by Ill Bill]
7. Forty Deuce Hebrew (feat. HR of Bad Brains) [prod. by Ill Bill]
8. How To Survive The Apocalypse [prod. by Psycho Les]
9. Vio-Lence (feat. Shabazz The Disciple & Lil Fame of M.O.P.) [prod. by DJ Skizz]
10. Acid Reflux [prod. by Large Professor]
11. L’Amour East (feat. Meyhem Lauren & Q-Unique) [prod. by Ayatollah]
12. Power (feat. OC & Cormega) [prod. by DJ Muggs]
13. When I Die (feat. Tia Thomas) [prod. by Pete Rock]
14. Severed Heads (feat & prod. by El-P)
15. 120% Darkside Justice (feat. Jedi Mind Tricks) [prod. by C-Lance]
16. Canarsie High [prod. by Large Professor]
17.  World Premier [prod. by DJ Premier]

 

]]>
The Beatnuts "Stone Crazy" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2011-10-28,the-beatnuts-stone-crazy-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-10-28,the-beatnuts-stone-crazy-klasyk-na-weekendDecember 29, 2013, 5:41 pmDawid Bartkowski1996 rok to w rapie koniec pewnej epoki. Ten rok był także ostatnim mrocznym i ponurym oraz co chyba najważniejsze - ostatnim wielkim. Następny, 1997, był "przejściowy", jednak i on zaoferował słuchaczom sporo ciekawego.Idealnie w pierwsze zdania tego wstępu wpisuje się "Stone Crazy" Juju i Psycho Lesa, szerzej znanych jako The Beatnuts.Ciężko jest wybrać najlepszy pełnoprawny album latynoskiego duetu (a w pierwszych latach działalności tria), choć w powszechnym mniemaniu na ten tytuł zasługuje któryś z dwójki: "Street Level" lub "Stone Crazy" (a pojawiają się też głosy o "Musical Massacre"). Pierwszy z nich idealnie trafił w swoje czasy, podobnie zresztą jak... drugi. Jeden i drugi nagrany został na niezwykłym poziomie. Obydwa zapisały się złotymi zgłoskami w historii rapu, ale... No właśnie, do opisania wybieram drugi, ponieważ ich "muzyczny street level" wzrósł przez trzy lata o co najmniej 1 punkt. Lirykami Juju i Psycho Les wielkimi nigdy nie byli. Dwóch niezbyt odkrywczych MC's bez dużych umiejętności - taka jest najkrótsza charakterystyka tych postaci. Sprytne potrafią się poruszać pomiędzy tematami poważnymi jak i tymi lżejszymi, zarapowanymi na totalnym luzie. Fajnie potrafią przeplatać ze sobą m.in. takie singlowe głębokie "Do You Believe?" z imprezowym "Give Me Tha Ass". Czuć w ich głosie latynoski akcent i manierę itp, itd. Najkrócej - dwóch solidnych rzemieślników. Nie oznacza to jednak, że jest źle, wręcz przeciwnie! Mimo wszystko panowie mają swój niepowtarzalny i niepodrabialny styl. Właśnie, "styl" - to słowo powinno najtrafniej określać ich beaty. Sami produkują sobie płyty i wychodzi im to fantastycznie. Potrafią znaleźć ciekawe sample, nieźle je "obrobić", dodać ciekawe wstawki położone na klasycznej perkusji. To jest przykład idealnej wręcz chemii pomiędzy własnym rapem i własną produkcją, gdzie niedoskonałości jednej dziedziny rekompensuje absolutne wręcz mistrzostwo w drugiej. Czy przeszkadza komuś to, że jest tutaj trochę mniej starej szkoły? To, że obecność DJ'a została ograniczona do minimum? Nie, i żeby było jeszcze ciekawiej mamy tutaj zwrotki najlepszego latynoskiego rapera w historii - Big Puna, stałego kompana tego gościa - Cuban Linka oraz Hostyle'a z Blaq Poetem i paru mniej znanych typów. Wszyscy brzmią na tych produkcjach świetnie - to główna siła tej płyty. Dobra, bez zbędnego gadania, The Beatnuts posiadają na swoim koncie (przynajmniej) dwie klasyczne płyty, o których już wspominałem. Dodajmy do tego dwie klasyczne epki, z czego jedną Druh Sławek na łamach Klanu uznał za ich najlepszą produkcję. Dla mnie ich najlepsze pozycje są dwie: "Stone Crazy" i wydany rok później "Remix EP: The Spot" - remixy, nowy kawałek i wersje alternatywne znane z opisywanej dzisiaj płyty. Rap latynoski miał się wtedy bardzo dobrze a JuJu i Les jak mało kto potrafili połączyć klasyczny sznyt ze świeżością i przebojowością - ten album wciąż nic się nie zestarzał i wciąż może was naprawdę mocno zaskoczyć. Poniżej kultowe "Off The Books" oraz dwa wspomniane kontrastowe numery - ciekawostką jest fakt, że "Give Me Tha Ass" ukazało się praktycznie w tym samym momencie co "Men In Black".1996 rok to w rapie koniec pewnej epoki. Ten rok był także ostatnim mrocznym i ponurym oraz co chyba najważniejsze - ostatnim wielkim. Następny, 1997, był "przejściowy", jednak i on zaoferował słuchaczom sporo ciekawego.

Idealnie w pierwsze zdania tego wstępu wpisuje się "Stone Crazy" Juju i Psycho Lesa, szerzej znanych jako The Beatnuts.

Ciężko jest wybrać najlepszy pełnoprawny album latynoskiego duetu (a w pierwszych latach działalności tria), choć w powszechnym mniemaniu na ten tytuł zasługuje któryś z dwójki: "Street Level" lub "Stone Crazy" (a pojawiają się też głosy o "Musical Massacre"). Pierwszy z nich idealnie trafił w swoje czasy, podobnie zresztą jak... drugi. Jeden i drugi nagrany został na niezwykłym poziomie. Obydwa zapisały się złotymi zgłoskami w historii rapu, ale... No właśnie, do opisania wybieram drugi, ponieważ ich "muzyczny street level" wzrósł przez trzy lata o co najmniej 1 punkt.

Lirykami Juju i Psycho Les wielkimi nigdy nie byli. Dwóch niezbyt odkrywczych MC's bez dużych umiejętności - taka jest najkrótsza charakterystyka tych postaci. Sprytne potrafią się poruszać pomiędzy tematami poważnymi jak i tymi lżejszymi, zarapowanymi na totalnym luzie. Fajnie potrafią przeplatać ze sobą m.in. takie singlowe głębokie "Do You Believe?" z imprezowym "Give Me Tha Ass". Czuć w ich głosie latynoski akcent i manierę itp, itd. Najkrócej - dwóch solidnych rzemieślników. Nie oznacza to jednak, że jest źle, wręcz przeciwnie! Mimo wszystko panowie mają swój niepowtarzalny i niepodrabialny styl.

Właśnie, "styl" - to słowo powinno najtrafniej określać ich beaty.Sami produkują sobie płyty i wychodzi im to fantastycznie. Potrafią znaleźć ciekawe sample, nieźle je "obrobić", dodać ciekawe wstawki położone na klasycznej perkusji. To jest przykład idealnej wręcz chemii pomiędzy własnym rapem i własną produkcją, gdzie niedoskonałości jednej dziedziny rekompensuje absolutne wręcz mistrzostwo w drugiej. Czy przeszkadza komuś to, że jest tutaj trochę mniej starej szkoły? To, że obecność DJ'a została ograniczona do minimum? Nie, i żeby było jeszcze ciekawiej mamy tutaj zwrotki najlepszego latynoskiego rapera w historii - Big Puna, stałego kompana tego gościa - Cuban Linka oraz Hostyle'a z Blaq Poetem i paru mniej znanych typów. Wszyscy brzmią na tych produkcjach świetnie - to główna siła tej płyty.

Dobra, bez zbędnego gadania, The Beatnuts posiadają na swoim koncie (przynajmniej) dwie klasyczne płyty, o których już wspominałem. Dodajmy do tego dwie klasyczne epki, z czego jedną Druh Sławek na łamach Klanu uznał za ich najlepszą produkcję. Dla mnie ich najlepsze pozycje są dwie: "Stone Crazy" i wydany rok później "Remix EP: The Spot" - remixy, nowy kawałek i wersje alternatywne znane z opisywanej dzisiaj płyty. Rap latynoski miał się wtedy bardzo dobrze a JuJu i Les jak mało kto potrafili połączyć klasyczny sznyt ze świeżością i przebojowością - ten album wciąż nic się nie zestarzał i wciąż może was naprawdę mocno zaskoczyć. Poniżej kultowe "Off The Books" oraz dwa wspomniane kontrastowe numery - ciekawostką jest fakt, że "Give Me Tha Ass" ukazało się praktycznie w tym samym momencie co "Men In Black".




]]>
The Beatnuts "Take It Or Squeeze It" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2011-01-28,the-beatnuts-take-it-or-squeeze-it-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-01-28,the-beatnuts-take-it-or-squeeze-it-klasyk-na-weekendDecember 30, 2013, 12:41 amAdmin stronyLegendarny Bobbito przyznał w "Ego Trip", że zanim Beatnutsi wypuścili swoje debiutanckie "Intoxicated Demons" to wydawało mu się, że Juju i Les są raczej nieśmiali. Okazało się jednak, że pozory mylą i mieli wystarczające jaja, by solidnie namieszać na nowojorskiej scenie i odcisnąć swoim szalonym stylem piętno na rapgrze.O pełnym znaczeniu duetu pisał już jednak Daniel w obszernym profilu. Ja skupię się bardziej na elemencie, w którym nie mogę się z nim zgodzić. Mianowicie na płycie, która otworzyła drugą dekadę działalności pod szyldem Beatnuts. Płycie, która wprawdzie nie kosi aż tak jak "Stone Crazy", ale i tak dała nam jeden z lepszych singli dekady. Od tego nie uciekniesz, albo weźmiesz albo zgnieciesz i wyrzucisz."No Escapin This" na pewno jest kotem, szefem, sztosem, bangerem - zwał jak zwał. Wysamplowane "pa, pa, pa" początkowo dziwi, ale potem wkręca się tak, że nie może wylecieć nam z głowy - najwidoczniej oni sami mieli podobne odczucia, stąd tytuł. Ale uciekając od singla, przejdźmy do całości...Wykręcone latynoskie brzmienie, które wymykało się wszelakim próbom zaszufladkowania znów ewoluowało. Brud i korzenne, zakurzone brzmienie ustąpiły miejsca konstrukcjom nie mniej świeżym ale bardziej hitowym, co mogliśmy już zaobserwować na "Musical Massacre". Melanżowy i bezkompromisowy styl Ju i Lesa osadzono tym razem w stylistyce bardziej minimalistycznej, mniej upalonej a bardziej roztańczonej. Nie roztańczonej jednak przy łupiących techniawkach, ale przy stricte latynoskich brzmieniach, zaserwowanych z wyczuciem i odpowiednią wprawą. Duet doskonale sprawdził się w tym, co jest zawsze ciężkie i co na niezmiennie mistrzowskim poziomie potrafi utrzymać tylko DJ Premier - bitach prostych, z pozoru niedokończonych, nieurozmaiconych, do których jednak ciężko byłoby coś dorzucić. Preemo potrafi ustawić obok siebie 3 dźwięki w taki sposób, by stworzyć numer roku. Nutsi nie opanowali tego aż tak dobrze, ale słuchając "Take It Or Squeeze It" również mieszają nam się wrażenia "czegoś tu brakuje" z "ale przecież sam nie wiem co można by dodać". Ucho i rękę do sampli mają na tyle dobrą, że podgapiła to od nich nawet J.Lo, a raczej Trackmastersi. Dobra, dość ogólników. Co takiego ciekawego mamy na przedostatnim krążku naszych ulubieńców?O "No Escapin This" już pisałem. "If It Ain't Gangsta" jest brudne, klimatyczne i brzmi jak zrobione dla Non Phixion, "Prendelo" to delikatny, ale mega melodyjny soczysty track z gościnnym udziałem Tony'ego Toucha, "Let's Git Doe" to niszczyciel parkietów jakich mało a lepszego gościa niż Fatman Scoop nie dałoby się wykombinować a "Se Acabo" to nowojorska surowość podlana latynoskim sosem. Treściowo miejsce znalazło się na masę latino-motywów, melanżowych opowieści, ale też parę numerów z głębszą treścią owiniętych w lekką i teoretycznie bezrefleksyjną powłokę. Warstwa rapowa z pewnością stoi słabiej niż producencka, ale na pewno nie na tyle słabiej by psuć wrażenie ze słuchania"Take It Or Squeeze It'", zgodnie z tytułem, to materiał kontrowersyjny i zbierający recenzje naprawdę różne. Jednak zarazem materiał w zgrabny sposób mieszający latynoskie korzenie i staroszkolno-melanżowe podejście dwóch zawsze oryginalnych wariatów z nowszymi trendami i brzmieniami początku minionej dekady. To płyta, która nie odkrywa Ameryki ani nie tworzy przełomu, ale powinna zapewnić sporo dobrze spędzonego czasu, bez spin za to z odwiecznym luzem Lesa i Ju. O tym, czy łykacie ją czy nie zdecydujcie już sami. Weź to, albo zgnieć. Sprawdzić i przekonać się warto też dlatego, że w polskich sklepach internetowych często można namierzyć ten krążek w śmiesznej cenie 16 lub 19 złotych. It'z Da Nutz!Okazało się jednak, że pozory mylą i mieli wystarczające jaja, by solidnie namieszać na nowojorskiej scenie i odcisnąć swoim szalonym stylem piętno na rapgrze.

O pełnym znaczeniu duetu pisał już jednak Daniel w obszernym profilu. Ja skupię się bardziej na elemencie, w którym nie mogę się z nim zgodzić. Mianowicie na płycie, która otworzyła drugą dekadę działalności pod szyldem Beatnuts. Płycie, która wprawdzie nie kosi aż tak jak "Stone Crazy", ale i tak dała nam jeden z lepszych singli dekady. Od tego nie uciekniesz, albo weźmiesz albo zgnieciesz i wyrzucisz.


"No Escapin This" na pewno jest kotem, szefem, sztosem, bangerem - zwał jak zwał. Wysamplowane "pa, pa, pa" początkowo dziwi, ale potem wkręca się tak, że nie może wylecieć nam z głowy - najwidoczniej oni sami mieli podobne odczucia, stąd tytuł. Ale uciekając od singla, przejdźmy do całości...

Wykręcone latynoskie brzmienie, które wymykało się wszelakim próbom zaszufladkowania znów ewoluowało. Brud i korzenne, zakurzone brzmienie ustąpiły miejsca konstrukcjom nie mniej świeżym ale bardziej hitowym, co mogliśmy już zaobserwować na "Musical Massacre". Melanżowy i bezkompromisowy styl Ju i Lesa osadzono tym razem w stylistyce bardziej minimalistycznej, mniej upalonej a bardziej roztańczonej. Nie roztańczonej jednak przy łupiących techniawkach, ale przy stricte latynoskich brzmieniach, zaserwowanych z wyczuciem i odpowiednią wprawą. Duet doskonale sprawdził się w tym, co jest zawsze ciężkie i co na niezmiennie mistrzowskim poziomie potrafi utrzymać tylko DJ Premier - bitach prostych, z pozoru niedokończonych, nieurozmaiconych, do których jednak ciężko byłoby coś dorzucić. Preemo potrafi ustawić obok siebie 3 dźwięki w taki sposób, by stworzyć numer roku. Nutsi nie opanowali tego aż tak dobrze, ale słuchając "Take It Or Squeeze It" również mieszają nam się wrażenia "czegoś tu brakuje" z "ale przecież sam nie wiem co można by dodać". Ucho i rękę do sampli mają na tyle dobrą, że podgapiła to od nich nawet J.Lo, a raczej Trackmastersi. Dobra, dość ogólników. Co takiego ciekawego mamy na przedostatnim krążku naszych ulubieńców?

O "No Escapin This" już pisałem. "If It Ain't Gangsta" jest brudne, klimatyczne i brzmi jak zrobione dla Non Phixion, "Prendelo" to delikatny, ale mega melodyjny soczysty track z gościnnym udziałem Tony'ego Toucha, "Let's Git Doe" to niszczyciel parkietów jakich mało a lepszego gościa niż Fatman Scoop nie dałoby się wykombinować a "Se Acabo" to nowojorska surowość podlana latynoskim sosem. Treściowo miejsce znalazło się na masę latino-motywów, melanżowych opowieści, ale też parę numerów z głębszą treścią owiniętych w lekką i teoretycznie bezrefleksyjną powłokę. Warstwa rapowa z pewnością stoi słabiej niż producencka, ale na pewno nie na tyle słabiej by psuć wrażenie ze słuchania

"Take It Or Squeeze It'", zgodnie z tytułem, to materiał kontrowersyjny i zbierający recenzje naprawdę różne. Jednak zarazem materiał w zgrabny sposób mieszający latynoskie korzenie i staroszkolno-melanżowe podejście dwóch zawsze oryginalnych wariatów z nowszymi trendami i brzmieniami początku minionej dekady. To płyta, która nie odkrywa Ameryki ani nie tworzy przełomu, ale powinna zapewnić sporo dobrze spędzonego czasu, bez spin za to z odwiecznym luzem Lesa i Ju. O tym, czy łykacie ją czy nie zdecydujcie już sami. Weź to, albo zgnieć. Sprawdzić i przekonać się warto też dlatego, że w polskich sklepach internetowych często można namierzyć ten krążek w śmiesznej cenie 16 lub 19 złotych. It'z Da Nutz!





]]>