popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Big Lhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/18162/Big-LJuly 2, 2024, 6:45 pmpl_PL © 2024 Admin stronyJoey Bada$$ chce zagrać Big L'a - wytwórnia jest na "tak"https://popkiller.kingapp.pl/2022-09-26,joey-bada-chce-zagrac-big-la-wytwornia-jest-na-takhttps://popkiller.kingapp.pl/2022-09-26,joey-bada-chce-zagrac-big-la-wytwornia-jest-na-takSeptember 27, 2022, 3:12 pmBartosz SkolasińskiJoey Bada$$ chce poszerzyć swoje aktorskie CV. Po zagraniu w "Wu-Tang: An American Saga" i "Power Book III: Raising Kanan", produkcji 50 Centa, raper marzy o głównej roli w filmie biograficznym o Big L'u.Powiedział o tym ostatnio w wywiadzie dla REVOLT'a. "Hip-hopową ikoną, którą chciałbym zagrać, jest Big L. Wielu ludzi mówiło mi, że wyglądam bardzo podobnie do niego, to jest jeden z moich ulubionych raperów ze złotej ery. Jego historia nie jest do końca znana, więc chciałbym wydobyć ją na światło dzienne i opowiedzieć światu."TMZ skontaktowało się z Brianem Shaftonem, właścicielem RBC Records, wytwórni posiadającej prawa do części utworów L'a. Shafton powiedział, że Joey świetnie nadawałby się do tej roli, a film biograficzny byłby doskonałą okazją do zapoznania młodszych słuchaczy z twórczością członka D.I.T.C. Jednak nie wiadomo, czy taki projekt mógłby w ogóle powstać. Wszystko z powodu problemów z licencjonowaniem kawałków zmarłego rapera z racji na użyte w nich sample. Jak stwierdził szef RBC, zdobycie praw do całego jego katalogu jest praktycznie niemożliwe.Przypomnijmy, że Big L został zastrzelony w nowojorskim Harlemie 15 lutego 1999 roku. Za życia wydał tylko jeden album, kultowe "Lifestylez ov da Poor & Dangerous" z 1995. Rok po jego śmierci ukazał się drugi krążek zatytułowany "The Big Picture". Joey Bada$$ w tym roku wrócił natomiast po przerwie z bardzo udanym albumem "2000".[[{"fid":"75197","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Joey Bada$$ chce poszerzyć swoje aktorskie CV. Po zagraniu w "Wu-Tang: An American Saga" i "Power Book III: Raising Kanan", produkcji 50 Centa, raper marzy o głównej roli w filmie biograficznym o Big L'u.

Powiedział o tym ostatnio w wywiadzie dla REVOLT'a. "Hip-hopową ikoną, którą chciałbym zagrać, jest Big L. Wielu ludzi mówiło mi, że wyglądam bardzo podobnie do niego, to jest jeden z moich ulubionych raperów ze złotej ery. Jego historia nie jest do końca znana, więc chciałbym wydobyć ją na światło dzienne i opowiedzieć światu."

TMZ skontaktowało się z Brianem Shaftonem, właścicielem RBC Records, wytwórni posiadającej prawa do części utworów L'a. Shafton powiedział, że Joey świetnie nadawałby się do tej roli, a film biograficzny byłby doskonałą okazją do zapoznania młodszych słuchaczy z twórczością członka D.I.T.C. Jednak nie wiadomo, czy taki projekt mógłby w ogóle powstać. Wszystko z powodu problemów z licencjonowaniem kawałków zmarłego rapera z racji na użyte w nich sample. Jak stwierdził szef RBC, zdobycie praw do całego jego katalogu jest praktycznie niemożliwe.

Przypomnijmy, że Big L został zastrzelony w nowojorskim Harlemie 15 lutego 1999 roku. Za życia wydał tylko jeden album, kultowe "Lifestylez ov da Poor & Dangerous" z 1995. Rok po jego śmierci ukazał się drugi krążek zatytułowany "The Big Picture". Joey Bada$$ w tym roku wrócił natomiast po przerwie z bardzo udanym albumem "2000".

[[{"fid":"75197","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

]]>
Big L otrzymał swoją ulicę w nowojorskim Harlemiehttps://popkiller.kingapp.pl/2022-05-13,big-l-otrzymal-swoja-ulice-w-nowojorskim-harlemiehttps://popkiller.kingapp.pl/2022-05-13,big-l-otrzymal-swoja-ulice-w-nowojorskim-harlemieMay 13, 2022, 2:00 amBartosz SkolasińskiBig L zginął w 1999 roku, ale jego spuścizna wciąż żyje. Teraz także jedna z ulic nowojorskiego Harlemu zostanie nazwana imieniem legendarnego członka D.I.T.C.W piątek 6 maja na oficjalnym instagramowym koncie filmu dokumentalnego poświęconego Big L'owi pt. "Street Struck" pojawiła się informacja, że ulubiona miejscówka rapera, czyli 140th and Lenox Avenue zostanie przemianowana na "Lamont 'Big L' Coleman Way." W poście napisano: "To kosztowało dużo wysiłku i Wsparcia, żeby dojść do tego wspaniałego momentu, ale jako kolektyw daliśmy radę. Największe Podziękowania idą do Świetnych ponad 500 ludzi, którzy podpisali i podali dalej petycję, abyśmy mogli przemianować tę ulicę. Jest zbyt wielu dobrych ludzi, którzy wyrazili swoje Poparcie, więc z całego serca chcę osobiście powiedzieć DZIĘKUJĘ!!!!" Uroczystości związane ze zmianą nazwy będą miały miejsce 28 maja.Big L został zastrzelony 15 lutego 1999 roku w Harlemie na 139. ulicy. Za życia wydał tylko jedną płytę, krążek "Lifestylez ov da Poor & Dangerous" ma status kultowego. Po śmierci ukazała się druga solówka zatytułowana "The Big Picture". Za produkcję na niej odpowiadają między innymi DJ Premier, Lord Finesse, Pete Rock i Showbiz. Jednym z pamiętnych utworów znajdujących się na tamtym wydawnictwie jest "Deadly Combination" z dodatkowymi wokalami 2Paca. W planach było też dodanie zwrotki Biggie'ego, ale ostatecznie matka Notoriousa nie wyraziła na to zgody. Tydzień po tragicznych wydarzeniach Lamont Coleman miał podpisać kontrakt płytowy z Roc-A-Fella Records. Poniżej przypominamy także nasz vlog w Nowego Jorku, na którym widać jak odwiedziliśmy m.in. mural Big L'a widoczny właśnie w miejscu, które teraz będzie okrzyknięte jego imieniem. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez Streetstruck_thebiglstory (@streetstruck_thebiglstory) Big L zginął w 1999 roku, ale jego spuścizna wciąż żyje. Teraz także jedna z ulic nowojorskiego Harlemu zostanie nazwana imieniem legendarnego członka D.I.T.C.

W piątek 6 maja na oficjalnym instagramowym koncie filmu dokumentalnego poświęconego Big L'owi pt. "Street Struck" pojawiła się informacja, że ulubiona miejscówka rapera, czyli 140th and Lenox Avenue zostanie przemianowana na "Lamont 'Big L' Coleman Way." W poście napisano: "To kosztowało dużo wysiłku i Wsparcia, żeby dojść do tego wspaniałego momentu, ale jako kolektyw daliśmy radę. Największe Podziękowania idą do Świetnych ponad 500 ludzi, którzy podpisali i podali dalej petycję, abyśmy mogli przemianować tę ulicę. Jest zbyt wielu dobrych ludzi, którzy wyrazili swoje Poparcie, więc z całego serca chcę osobiście powiedzieć DZIĘKUJĘ!!!!" Uroczystości związane ze zmianą nazwy będą miały miejsce 28 maja.

Big L został zastrzelony 15 lutego 1999 roku w Harlemie na 139. ulicy. Za życia wydał tylko jedną płytę, krążek "Lifestylez ov da Poor & Dangerous" ma status kultowego. Po śmierci ukazała się druga solówka zatytułowana "The Big Picture". Za produkcję na niej odpowiadają między innymi DJ Premier, Lord Finesse, Pete Rock i Showbiz. Jednym z pamiętnych utworów znajdujących się na tamtym wydawnictwie jest "Deadly Combination" z dodatkowymi wokalami 2Paca. W planach było też dodanie zwrotki Biggie'ego, ale ostatecznie matka Notoriousa nie wyraziła na to zgody. Tydzień po tragicznych wydarzeniach Lamont Coleman miał podpisać kontrakt płytowy z Roc-A-Fella Records. Poniżej przypominamy także nasz vlog w Nowego Jorku, na którym widać jak odwiedziliśmy m.in. mural Big L'a widoczny właśnie w miejscu, które teraz będzie okrzyknięte jego imieniem.

]]>
Bonson o morderstwie Big L'a w nowym podcaściehttps://popkiller.kingapp.pl/2021-01-26,bonson-o-morderstwie-big-la-w-nowym-podcasciehttps://popkiller.kingapp.pl/2021-01-26,bonson-o-morderstwie-big-la-w-nowym-podcascieJanuary 26, 2021, 8:42 amMarek Adamski"Morderstwa Muzyków" to podcast autorstwa Marcina Zakrzewskiego, w którym rozmawia z zaproszonymi gośćmi o, jak się można domyślić, morderstwach znanych muzyków. W najnowszym odcinku gościem był Bonson, a tematem śmierć nowojorskiej legendy Big L'a. (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); Big L został zastrzelony w 15 lutego 1999 roku nieopodal swojego mieszkania w Harlemie. Jego śmierć dotąd pozostaje jedną z bardziej tajemniczych ze względu na brak odnalezienia sprawców. /* TFP - PopKiller.pl */ (function() { var opts = { artist: "Big L", song: "", adunit_id: 100002011, div_id: "cf_async_" + Math.floor((Math.random() * 999999999)) }; document.write('');var c=function(){cf.showAsyncAd(opts)};if(typeof window.cf !== 'undefined')c();else{cf_async=!0;var r=document.createElement("script"),s=document.getElementsByTagName("script")[0];r.async=!0;r.src="//srv.clickfuse.com/showads/showad.js";r.readyState?r.onreadystatechange=function(){if("loaded"==r.readyState||"complete"==r.readyState)r.onreadystatechange=null,c()}:r.onload=c;s.parentNode.insertBefore(r,s)}; })(); Odcinek o Big L'u był trzecim z cyklu. Oprócz niego jeden poświęcony był innej postaci ze świata hip-hopu, 2Pac'owi, a gościem przy jego personie był Ero JWP Pod filmem przypominamy nasze materiały dotyczące Big L'a.Sprawdź też:Big L "Miejska legenda z Harlemu" - profilBig L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)Big L "Now Or Never" (Ot Tak)Big L "Once Again" (Ot tak)"Morderstwa Muzyków" to podcast autorstwa Marcina Zakrzewskiego, w którym rozmawia z zaproszonymi gośćmi o, jak się można domyślić, morderstwach znanych muzyków. W najnowszym odcinku gościem był Bonson, a tematem śmierć nowojorskiej legendy Big L'a.

Big L został zastrzelony w 15 lutego 1999 roku nieopodal swojego mieszkania w Harlemie. Jego śmierć dotąd pozostaje jedną z bardziej tajemniczych ze względu na brak odnalezienia sprawców.

Odcinek o Big L'u był trzecim z cyklu. Oprócz niego jeden poświęcony był innej postaci ze świata hip-hopu, 2Pac'owi, a gościem przy jego personie był Ero JWP Pod filmem przypominamy nasze materiały dotyczące Big L'a.

Sprawdź też:

Big L "Miejska legenda z Harlemu" - profil

Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)

Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)

Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)

Big L "Now Or Never" (Ot Tak)

Big L "Once Again" (Ot tak)

]]>
Horrorcore - 10 albumów, które przekraczały granicehttps://popkiller.kingapp.pl/2021-10-31,horrorcore-10-albumow-ktore-przekraczaly-granicehttps://popkiller.kingapp.pl/2021-10-31,horrorcore-10-albumow-ktore-przekraczaly-graniceOctober 30, 2021, 9:33 pmMateusz MarcolaHorrorcore - podgatunek rapu powstały jeszcze w latach 80. - od samego początku swojej historii szokował transgresywnymi tekstami pełnymi najmroczniejszych wykwitów (nie)ludzkiej wyobraźni. Sukcesywnie przekraczał moralne i społeczne granice. Niekiedy, przyznajmy, były to kiczowate próby przełożenia filmowych horrorów na język muzyki, gdzie źle przycięty sampel z Piątku Trzynastego gonił pokraczne nawiązanie do Freddiego Kruegera.Ale nie brakowało również horrorcorowych płyt, które oprócz kampowej przesady (albo wręcz zamiast niej), proponowały znacznie więcej: inteligentne szarpanie nerwów, wciągające storytellingi, dowcip czy po prostu muzyczną frajdę. O takich właśnie krążkach piszemy poniżej. Uwaga - nawet opisy są tu raczej dla osób o mocnych nerwach.Słowem wyjaśnienia: skupiliśmy się raczej na albumach, które budowały, rozwijały i utwardzały gatunek, dlatego zabrakło tu miejsca na materiały z ostatnich lat. Być może w przyszłości przygotujemy osobną listę, tym razem z uwzględnieniem przede wszystkim krażków powstałych w XXI wieku.10. Big L - „Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous”Na dziesiątym miejscu debiutancki i jednocześnie jedyny wydany za życia album Big L'a. Taki wybór może budzić pewne kontrowersje: jedni powiedzą, że jak to, krążek, który mógłby powalczyć o TOP 10 hip-hopu w ogóle, nie jest nawet na podium rankingu najlepszych pozycji tak wąskiego podgatunku, jakim jest horrorcore? Drudzy za to odpowiedzą, że dla tego albumu w ogóle nie ma tutaj miejsca, bo co to za horrorcore? I obydwie strony będą mieć poniekąd rację.„Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous” trudno włożyć do szuflady z naklejką „horrorcore”, przede wszystkim dlatego, że wiele numerów - na czele ze szlagierowymi „Put It On” i „MVP” - nie mają z tym podgatunkiem dosłownie nic wspólnego. Jednak kiedy tylko Big L przypomina sobie, że rapowy świat usłyszał o nim dzięki wariackiemu „Devil's Son” i zaczyna pobudzać mroczniejsze zakamarki swojej wyobraźni, to nie ma czego zbierać.Na „All Black” czy „Danger Zone” Big L rzuca linijkami, które potrafią zszokować i teraz, 25 lat po debiucie. „I be placin' snitches inside lakes and ditches / And if I catch AIDS, then I'ma start rapin' bitches / I'm all about makin' papes kid / I killed my mother with a shovel just like Norman Bates did” - rapuje na tym pierwszym. Na drugim zbiera pochwały od szatana: „I'm chokin' enemies 'til they start turnin' pale / Satan said I'm learnin' well, Big L's gonna burn in Hell”.Harlem's finest przemycił na swój album garść mrocznych i agresywnych treści mimo niechęci wytwórni Columbia Records, która nie pozwoliła choćby na dodanie do tracklisty wspomnianego „Devil's Son”. Można przypuszczać, że gdyby nie komercyjne zapędy panów w garniturach, „Lifestylez...” byłby nie tylko klasykiem hip-hopu jako takiego, ale również głównym przedstawicielem horrorcore'u.[[{"fid":"69702","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]9. Doomsday Productions - „Pray 4 Me”Doomsday Productions, czyli undergroundowe trio z Las Vegas. Do tego stopnia undergroundowe, że mimo kilku mrocznych albumów na koncie i wsparcia ze strony Brotha Lynch Hunga, ze świecą w ręku szukać ich w fanowskich rankingach na najlepsze horrorcorowe albumy. A szkoda, bo Eklypss, Pit i Sir Playboy 7 zasługują na dużo większą rozpoznawalność - i to z kilku powodów.Raz - cała trójka wcale dobrze radzi sobie za mikrofonem, a Pit mógłby robić jeśli nie za młodszego brata, to chociaż kuzyna Tupaca. Dwa - muzycznie ich płyty były ciekawą mieszanką mroku rodem z ejtisowych horrorów i g-funkowego słońca. U Doomsday Productions słychać, że Nevada leży zaraz obok Kalifornii. Trzy - reprezentanci Las Vegas nie popadali w zgubną monotematyczność. Obok numeru o chorobie psychicznej zmuszającej do zabijania potrafili zarapować gangsterskie love story, a numer o dojrzałości, którą osiąga się dopiero po pierwszym morderstwie oddawał pałeczkę g-funkowej sielance. Na pierwszy rzut oka i ucha po Doomsday Productions można spodziewać się jedynie czerni, ale przez ten mrok co jakiś czas potrafi wyjrzeć słońce. Właśnie taki jest „Pray 4 Me”, drugi i najlepszy krążek w dyskografii Eklypssa, Pita i Sir Playboya 7. Polecam nie tylko sympatykom horrorcore'u, ale i westcoastowego brzmienia.[[{"fid":"69703","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]8. Esham „KKKill the Fetus”Był jeszcze dzieciakiem, kiedy na swoim debiucie rapował: „Pulled over and parked, showed a sample rock / Had all the baseheads on my jock / A crack fiend got ill and tried to snatch my 'caine / Whipped out my Mag, blew out his brains”. Ale to była dopiero rozgrzewka, niewinna zabawa w piaskownicy. W późniejszych latach Esham systematycznie rozszerzał liryczne granice, a w końcu mieściły się w nich najbardziej obskurne i szaleńcze teksty, jakie tylko wychodzły z jego głowy. Szokował do tego stopnia, że powstawało na jego temat mnóstwo teorii (ta o rzekomym satanizmie rapera była jedną z tych normalniejszych), a niektórzy mieszkańcy Detroit, rodzinnego miasta Eshama, woleli raczej nie spotkać się z nim oko w oko na ulicy.- Ludzie dosłownie bali się moich płyt - mówił w wywiadzie dla „Detroit Metro Times”. - Powstawało mnóstwo plotek o mnie i moich albumach. (...) Ktoś ucierpiał w wypadku i wygadywał rzeczy w stylu: „Miałem wypadek, bo słuchałem tej taśmy [Eshama]”.Dlatego w połowie lat 90. zdecydował, że dla zachowania higieny psychicznej (swojej i słuchaczy) będzie pomału wygasał szokujące treści, a skupi się raczej na tzw. pozytywnym przekazie.Ale „KKKill the Fetus” to jeszcze Esham w szczycie swoich szalonych jazd, mający gdzieś moralne granice, uzależniony za to od transgresji. To Esham tworzący „acid rap”, czyli - według jego własnej definicji - hip-hop będący odzwierciedleniem halucynacji po zażyciu LSD. Na samym początku raper pyta „czym jest zło?”, a potem, na przestrzeni długich 71 minut, sam sobie odpowiada. Jest o aborcji i eutanazji, o szaleństwie i satanizmie, są morderstwa i obrazoburczość, jest o wyższości śmierci nad życiem, są Jeffrey Dahmer i Derek Humphry, Wes Craven i Vincent Price. Nie brakuje też seksistowskich tekstów czy humoru, który rozminął się z dobrym smakiem („I gotta tattoo of a dick on my foot / So when I kick you in yo ass I'll be fuckin' you up too”).Kontrowersje i tematyka albumów Eshama nie przysłoniły faktu, że to bardzo dobry raper i zręczny producent. Zupełnie nieprzypadkowo był bodaj najpopularniejszym w Detroit emce pierwszej połowy lat 90. Dość powiedzieć, że o jego ogromnym wpływie na hip-hop z Motown Town opowiadali chociażby Eminem czy ekipa Slum Village. Ten pierwszy rapował na „Still Don't Give a Fuck”: „I'm a cross between Manson, Esham and Ozzy”.[[{"fid":"69704","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]7. Cage „Movies for the Blind”Debiut Cage'a, undergroundowego emce z kręgów Definitive Jux, to nie jest muzyka, którą można sobie puścić w tle i zająć czymś innym. To muzyka, która czegoś od słuchacza wymaga. To duszny klimat wypełniony po brzegi paranoją, narkotykowym szaleństwem i wściekłością, ale również bólem i myślami samobójczymi. Tym bardziej przerażający, że wywodzący się wprost z życiowych doświadczeń Cage'a.Uzależniony od heroiny, agresywny ojciec, który trafił do więzienia za grożenie rodzinie shotgunem. Niemniej agresywny ojczym, regularnie tłukący przyszłego rapera. Niepotrafiąca poradzić sobie z tym wszystkim, zagubiona matka. Cage pomocy szukał w narkotykach i alkoholu. Potem były aresztowania za posiadanie i bójki. W końcu półtora roku w szpitalu psychiatrycznym. Testowano tam na nim leki, które nie weszły jeszcze nawet w fazę testową.To wszystko miało swoje ujście w „Movies for the Blind”. W „Soundtrack” Cage daje upust swoim najmroczniejszym fantazjom, mordując po drodze ojczyma, w „In Stoney Lodge” rapuje o wspomnianym pobycie w szpitalu psychiatrycznym, w „A Suicidal Failure” mierzy się - zgodnie z tytułem - ze swoimi nieudanymi próbami samobójczymi, a w szaleńczym „A Crowd Killer” nazywa siebie Antychrystem i przyrównuje do terrorysty Tima McVeigha. W tle słychać nawiązania do „Mechanicznej Pomarańczy”, „Full Metal Jacket” czy „Oni Żyją” Carpentera. Słychać również podkłady undergroundowej śmietanki: DJ'a Mighty Mi, Necro, RJD2, El-P czy J-Zone'a.[[{"fid":"69705","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]6. Geto Boys „Grip It! On That Other Level”Pisanie o horrorcorze bez wspomnienia o Geto Boys byłoby tylko bezsensownym klepaniem w klawiaturę. Rapowej supergrupy z Houston oczywiście nie można zamykać w wąskich podgatunkowych ramach, Scarface, Willie D i Bushwick Bill wpłynęli na hip-hop jako taki, ale równocześnie nie brakuje opinii, że niejako przy okazji zostali prekursorami horrorcore'u. W 1988 roku Geto Boys, wówczas w składzie Bushwick Bill, DJ Ready Red, Sire Jukebox i Prince Johnny C, zamieścili na debiutanckim „Making Trouble” numer „Assassins”. Johnny C nawija tam o obrabowaniu niewidomego, pobiciu nauczycielki, morderstwie przy użyciu maczety czy flakach wyglądających jak spaghetti. Violent J z Insane Clown Posse nazwał ten numer pierwszym oficjalnie wydanym numerem, który można określić mianem horrorcore'u.Rok później, na trzy lata przed paranoicznym posągiem „Mind Playing Trick On Me”, Geto Boys - już w słynnym składzie ze Scarfacem, Willim D i Bushwick Billem - wypuścili na rynek „Grip It! On That Other Level”. Rapowe trio nie tylko kontynuowało to, co na „Assassins” rozpoczął Johnny C, ale i poszło o co najmniej dwa kroki dalej. Kumulacją było kopiące w szczenę, funkujące „Mind of a Lunatic”. Każdy z raperów wciela się w nim w inną rolę: Bushwick Bill jest morderczym gwałcicielem, Scarface odurzonym PCP i chorym psychicznie człowiekiem z szalonymi wizjami, przez które ląduje w wariatkowie, a Willie D zabójczym wariatem, bohaterem koszmarów, przy których Freddy Krueger to jedynie mokry sen. „Grip It! On That Other Level” ma już 31 lat, ale zestarzał się z gracją, a słuchanie go do dzisiaj sprawia niemałą frajdę. Trudno się dziwić, że magazyn The Source zamieścił drugi album Geto Boys na swojej liście 100 najlepszych płyt w historii hip-hopu.[[{"fid":"69706","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]5. Ganksta NIP „The South Park Psycho”Z podanymi wyżej słowami Violent J'a mógłby nie zgodzić się Ganksta NIP. Raper z Houston w 2018 roku nazwał siebie „stwórcą horrorcore'u”, a kilka lat wcześniej nawet jego bogiem. Słowa odważne, ale uprawnione. Po pierwsze - „The South Park Psycho”, debiutancki długograj rapera z 1992 roku, był być może pierwszym albumem, który poszedł w świat z etykietą „horrorcore”. Po drugie - szalone teksty Ganksta NIPa krążyły po teksańskim undergroundzie jeszcze w pierwszej połowie lat 80. XX wieku. Nietrudno spotkać się z opiniami, że to właśnie Ganksta NIP był główną inspiracją Scarface'a i spółki. Ba, napisał nawet pamiętny numer „Chucky” ze słynnego „We Can't Be Stopped” Geto Boys, a swoje albumy nagrywał dla wytwórni Rap-A-Lot Records, tej samej, która wydawała materiały szalonego tria.„The South Park Psycho” wypełniają mroczne beaty, z potężnym basem, zaakcentowaną perkusją, czerpiące z funku, Carpentera, ale też np. Teda Nugenta czy Kraftwerku. Stanowią świetny soundtrack pod chore jazdy NIPa, który najpierw nazywa siebie „najbardziej szalonym raperem na ziemi”, a potem po prostu to udowadnia. Reprezentant Houston przekracza wszelkie moralne granice - jego albumowe alter ego morduje, gwałci, pływa w szczurzym moczu, zapładnia martwą kozę, wyżera mięso z własnej głowy, konsumuje nogę swojej ofiary, doprowadza krew do... krwawienia. NIP raz szokuje, innym razem obrzydza, jeszcze innym - rozśmiesza humorem o barwie smoły. Słowem: robi wszystko, żeby nikt broń Boże nie uznał go za normalnego członka rapowej społeczności. Skutecznie pomagają mu w tym zacni goście: Scarface, Willie D, Seagram czy K-Rino.Warto wrócić do tego albumu, choćby po to, by przypomnieć sobie złote lata dogasającej już wtedy wytwórni Rap-A-Lot Records. [[{"fid":"69707","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]4. Dr. Dooom „First Come, First Served”Hip-hop, przyznajmy, nigdy nie cierpiał na brak ekscentrycznych postaci, ale w tym gronie mało kto może nawiązać równorzędną walkę z Kool Keithem. Szczególnie, że u Nowojorczyka ekscentryzm zawsze szedł w parze z talentem i innowatorstwem. Zaczynał w klasycznej grupie Ultramagnetic MC's, ale upust swojej niedającej się ujarzmić wyobraźni dał dopiero w 1996 roku, kiedy jako Dr. Octagon wydał kultowy album „Dr. Octagonecologyst”. To właśnie wtedy obce raczej dotąd hip-hopowi pojęcia w rodzaju „surrealizm”, „abstrakcja” czy „awangarda” przedarły się do undergroundu i zaczęły być w cenie. Rok później Keith zajął się „pornocorem”, a w 1999 roku powołał do życia Dr. Doooma, morderczego obłąkańca, który w intrze albumu - o nazwie „First Come, First Served” - symbolicznie zabija Dr. Octagona.Dr. Dooom to rapujący seryjny morderca ze słabością do kanibalizmu, The Staple Singers i... witamin Flinstones (wyguglujcie sobie). Bo owszem - postać wymyślona przez Keitha opiera się przede wszystkim na humorze. Pomiędzy morderstwami, chowaniem ciał pod łóżko i okazjonalnym posiłkiem składającym się z ludzkiego ciała albo surowych skrzydełek, Mr. Dooom robi sobie jajca z mainstreamowych raperów, rzuca one-linerami, opowiada o swojej liście zakupów (m.in. spray na karaluchy, białe rękawiczki, Ajax i żwirek dla kota), odcina nóżki karaluchom, uprawia szaleńcze bragadoccio, porównuje gangsterskie historyjki innych raperów do przygód Myszki Miki i Teletubisiów. Słowem: Kool Keith pozwala swojej wyobraźni kręcić wymyślnie zapętlone oesy, a absurd i surrealizm piętrzą się z każdą minutą coraz bardziej, osiągając lynchowskie poziomy.W konwencję wchodzą również okładka, przedrzeźniająca kultową pikselozę firmy Pen & Pixel Graphics, oraz szalone podkłady, które mimo mocno bijących bębnów nie pozwalają sobie na przesadną powagę - odpowiedzialny za produkcję KutMasta Kurt tu wrzuci obskurny sampel, tam wytworzy klimat wprost z kampowych horrorów, gdzie indziej wykorzysta scratche z wcześniejszych albumów Keitha, jeszcze gdzie indziej użyje soundtracku z „Życzenia Śmierci” (tego oryginalnego, z Bronsonem). Całość sprawia, że to najmocniejszy obok „Dr. Octagonecologyst” projekt w dyskografii Kool Keitha. [[{"fid":"69708","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]3. Gravediggaz „Six Feet Deep”„Six Feet Deep", czyli bodaj jedyna na liście płyta z horrorcorowej gałęzi rapu, która odniosła spory sukces komercyjny. Trudno się temu dziwić, w końcu w skład supergrupy Gravediggaz wchodzili - obok Frukwana i Poetica - Prince Paul i RZA. Dwaj ostatni zapewnili ścieżkę muzyczną, cała czwórka zapewniła rap. Rap jak z najlepszych slasherów: pełen krwi, morderstw i nienawiści do wszystkiego, co się rusza, ale jednocześnie pełen humoru i mrugnięć okiem.Album nie powstał bynajmniej z powodu jakichś na wpół normalnych skłonności całej czwórki artystów. Nie, głównym powodem powołania Gravediggaz był ich bunt wobec tego, co działo się wówczas w mainstreamowym hip-hopie (a był to rok 1994, ciekawe, co myślą o rapie AD 2020...). „Six Feet Deep” powstało z wściekłości, żółci wypełniającej ich żołądki, obrzydzenia rządzącymi muzyką panami z czystymi paznokietkami i garniturami szytymi na miarę, ale również z ignorancji i niewiedzy normalnych ludzi czy rozprzestrzeniającym się jak zaraza turbokapitalizmem (w tym prym wiódł Poetic). Miało być brudno, niekomercyjnie, z tekstami tak obrazoburczymi, żeby ci sami panowie w garniturach musieli przez dyskomfort luzować krawaty, a „mentalnie martwi” powrócili do życia.Kwartet bez problemu odnalazł się w konwencji i nagrał jeden z najlepszych albumów w historii horrorcore'u. Rapowo bez zarzutu, muzycznie - wiadomo, w tamtym okresie ani Prince Paul, ani RZA nie robili słabych beatów. „Six Feet Deep” zdaje egzamin również dlatego, że za tymi trupami, flakami i szatanem stoją faceci z poczuciem humoru i łepetynami, które mają coś do przekazania. [[{"fid":"69709","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"8":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"8"}}]]2. Three 6 Mafia „Mystic Stylez”Pierwsza i jednocześnie najlepsza płyta Three 6 Mafii. Brzmieniowo mroczna, surowa, depresyjna. Tak jak „2001” Dr. Dre jest cackiem hip-hopu produkcyjnie wycyzelowanego, hi-fi, tak „Mystic Stylez” to arcydzieło beatów lo-fi, które, jasne, wybrzmią w salonowym sprzęcie, ale zdecydowanie lepiej sprawdzą się na takiej sobie wieży w przeżartej wilgocią piwnicy.Z tą iście cmentarną ścieżką dźwiękową ramię w ramię idą rapujący członkowie grupy. DJ Paul, Juicy J, Lord Infamous, Koopsta Knicca, Gangsta Boo i reszta czują się w tej muzycznej czerni tak, jakby ich doba składała się wyłącznie z nocy. Bez mrugnięcia okiem wypluwają z siebie sadystyczne teksty pełne satanizmu, okultyzmu, seksu, narkotykowych halucynacji i innych łamaczy tabu. Każdy rapuje swoim unikalnym stylem, każdy wnosi coś ekstra, każdy brzmi autentycznie. Współpracują ze sobą jak teksańska rodzina Hewittów, a przekazywanie majka w „Live by Yo Rep” to jeden z mocniejszych momentów albumu.Później Three 6 Mafia szalała na listach Billboardu, zdobywała Oscara, a Juicy J bił rekordy wyświetleń u boku Katy Perry, ale to właśnie ich undergroundowy debiut, choć początkowo pominięty przez opinię publiczną, jest niejako definicją Mafii i jednocześnie krążkiem, który wpłynął na późniejszy rozwój rapowego Południa i nie tylko. Korzenie crunku czy trapu sięgają przecież właśnie do „Mystic Stylez”. Klasyk. [[{"fid":"69710","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"9":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"9"}}]]1. Brotha Lynch Hung „Season of da Siccness”Będący przez całe życie na horrorowym haju Brotha Lynch Hung podpisał w 2009 roku kontrakt z prowadzoną przez Tech N9ne'a (innego wariata, który prawdopodobnie powinien znaleźć się w aneksie do tej listy) wytwórnią Strange Records, nagrał dla niej albumową trylogię, i po tylu latach zyskał sobie wreszcie choć cząstkę popularności, na jaką zasługiwał od dawna. Każdy z krążków dostał się na listy Billboardu, a gościnnie wystąpili na nich m.in. Snoop Dogg, Yelawolf czy Hopsin. Jednak jego opus magnum nie powstało wcale na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, a dużo wcześniej, bo w 1995 roku. Wtedy to Brotha Lynch Hung wypuścił „Season of da Siccness". Album, który nie tylko szokuje tekstami, nie tylko intryguje zgrabnie złożonymi rymami, ale ma również do zaoferowania znakomitą ścieżkę dźwiękową, wypełnionym wszystkim tym, co było najlepsze w rapie z Zachodniego Wybrzeża pierwszej połowy lat 90. To po prostu produkt kompletny, kalifornijski klasyk, którego powinni usłyszeć nie tylko ci szukający w rapie lirycznych ekstremów.Brotha Lynch Hung każdym utworem tworzy gotowy scenariusz na horror. Opowiada o rzeczach trudnych do przełknięcia na trzeźwo (nie bez kozery na początku albumu ostrzega: „you gotta be high to listen to this shit”), ale robi to z taką swadą, że słuchamy do końca i prosimy jeszcze o okruszki.Tak jak większość raperów nie byłaby w stanie napisać tekstu horrorcorowego, tak reprezentant Sacramento chyba nie poradziłby sobie ze złożeniem „normalnych" rapowych linijek. To po prostu wariat mający hyzia na punkcie horrorów i wszystkiego, co szokuje i przeraża. Alergik na normalność. W 1996 roku dość głośno było o sytuacji z Colorado, gdzie pewien 18-latek najpierw religijnie zasłuchiwał się w „Locc 2 da Brain”, a następnie zastrzelił swoich przyjaciół. Za oficjalny powód zbrodni uznano depresję młodzieńca związaną z rozstaniem z dziewczyną, ale jego procesowy pełnomocnik uznał, że dużą rolę odegrał również album Lyncha i zawarte w nim treści.Lecz reprezentant Sacramento nie powinien być kojarzony wyłącznie ze swoimi niespecjalnie normalnymi tekstami i kontrowersjami. To również utalentowany muzyk - sam usiadł za producencką kierownicą i stworzył wszystkie beaty na „Season of da Siccness" - ale i raper o charakterystycznym głosie i świetnym, rozpędzonym flow (sprawdźcie trzecią zwrotkę w „Return of da Baby Killa”). Ktoś kiedyś porównał Lyncha do Snoop Dogga maczającego swoje blunty w PCP i rzeczywiście trudno o trafniejszy opis. I tak jak wujek Snoop ma swoje „Doggystyle”, tak Brotha Lynch Hung ma „Season of da Siccness”. Obydwa albumy mieszczą się w panteonie muzycznych propozycji Zachodniego Wybrzeża.[[{"fid":"69711","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"10":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"10"}}]]Horrorcore - podgatunek rapu powstały jeszcze w latach 80. - od samego początku swojej historii szokował transgresywnymi tekstami pełnymi najmroczniejszych wykwitów (nie)ludzkiej wyobraźni. Sukcesywnie przekraczał moralne i społeczne granice. Niekiedy, przyznajmy, były to kiczowate próby przełożenia filmowych horrorów na język muzyki, gdzie źle przycięty sampel z Piątku Trzynastego gonił pokraczne nawiązanie do Freddiego Kruegera.

Ale nie brakowało również horrorcorowych płyt, które oprócz kampowej przesady (albo wręcz zamiast niej), proponowały znacznie więcej: inteligentne szarpanie nerwów, wciągające storytellingi, dowcip czy po prostu muzyczną frajdę. O takich właśnie krążkach piszemy poniżej. Uwaga - nawet opisy są tu raczej dla osób o mocnych nerwach.

Słowem wyjaśnienia: skupiliśmy się raczej na albumach, które budowały, rozwijały i utwardzały gatunek, dlatego zabrakło tu miejsca na materiały z ostatnich lat. Być może w przyszłości przygotujemy osobną listę, tym razem z uwzględnieniem przede wszystkim krażków powstałych w XXI wieku.

10. Big L - „Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous”

Na dziesiątym miejscu debiutancki i jednocześnie jedyny wydany za życia album Big L'a. Taki wybór może budzić pewne kontrowersje: jedni powiedzą, że jak to, krążek, który mógłby powalczyć o TOP 10 hip-hopu w ogóle, nie jest nawet na podium rankingu najlepszych pozycji tak wąskiego podgatunku, jakim jest horrorcore? Drudzy za to odpowiedzą, że dla tego albumu w ogóle nie ma tutaj miejsca, bo co to za horrorcore? I obydwie strony będą mieć poniekąd rację.

„Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous” trudno włożyć do szuflady z naklejką „horrorcore”, przede wszystkim dlatego, że wiele numerów - na czele ze szlagierowymi „Put It On” i „MVP” - nie mają z tym podgatunkiem dosłownie nic wspólnego. Jednak kiedy tylko Big L przypomina sobie, że rapowy świat usłyszał o nim dzięki wariackiemu „Devil's Son” i zaczyna pobudzać mroczniejsze zakamarki swojej wyobraźni, to nie ma czego zbierać.

Na „All Black” czy „Danger Zone” Big L rzuca linijkami, które potrafią zszokować i teraz, 25 lat po debiucie. „I be placin' snitches inside lakes and ditches / And if I catch AIDS, then I'ma start rapin' bitches / I'm all about makin' papes kid / I killed my mother with a shovel just like Norman Bates did” - rapuje na tym pierwszym. Na drugim zbiera pochwały od szatana: „I'm chokin' enemies 'til they start turnin' pale / Satan said I'm learnin' well, Big L's gonna burn in Hell”.

Harlem's finest przemycił na swój album garść mrocznych i agresywnych treści mimo niechęci wytwórni Columbia Records, która nie pozwoliła choćby na dodanie do tracklisty wspomnianego „Devil's Son”. Można przypuszczać, że gdyby nie komercyjne zapędy panów w garniturach, „Lifestylez...” byłby nie tylko klasykiem hip-hopu jako takiego, ale również głównym przedstawicielem horrorcore'u.

[[{"fid":"69702","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

9. Doomsday Productions - „Pray 4 Me”

Doomsday Productions, czyli undergroundowe trio z Las Vegas. Do tego stopnia undergroundowe, że mimo kilku mrocznych albumów na koncie i wsparcia ze strony Brotha Lynch Hunga, ze świecą w ręku szukać ich w fanowskich rankingach na najlepsze horrorcorowe albumy. A szkoda, bo Eklypss, Pit i Sir Playboy 7 zasługują na dużo większą rozpoznawalność - i to z kilku powodów.

Raz - cała trójka wcale dobrze radzi sobie za mikrofonem, a Pit mógłby robić jeśli nie za młodszego brata, to chociaż kuzyna Tupaca. Dwa - muzycznie ich płyty były ciekawą mieszanką mroku rodem z ejtisowych horrorów i g-funkowego słońca. U Doomsday Productions słychać, że Nevada leży zaraz obok Kalifornii. Trzy - reprezentanci Las Vegas nie popadali w zgubną monotematyczność. Obok numeru o chorobie psychicznej zmuszającej do zabijania potrafili zarapować gangsterskie love story, a numer o dojrzałości, którą osiąga się dopiero po pierwszym morderstwie oddawał pałeczkę g-funkowej sielance. Na pierwszy rzut oka i ucha po Doomsday Productions można spodziewać się jedynie czerni, ale przez ten mrok co jakiś czas potrafi wyjrzeć słońce. Właśnie taki jest „Pray 4 Me”, drugi i najlepszy krążek w dyskografii Eklypssa, Pita i Sir Playboya 7. Polecam nie tylko sympatykom horrorcore'u, ale i westcoastowego brzmienia.

[[{"fid":"69703","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

8. Esham „KKKill the Fetus”

Był jeszcze dzieciakiem, kiedy na swoim debiucie rapował: „Pulled over and parked, showed a sample rock / Had all the baseheads on my jock / A crack fiend got ill and tried to snatch my 'caine / Whipped out my Mag, blew out his brains”. Ale to była dopiero rozgrzewka, niewinna zabawa w piaskownicy. W późniejszych latach Esham systematycznie rozszerzał liryczne granice, a w końcu mieściły się w nich najbardziej obskurne i szaleńcze teksty, jakie tylko wychodzły z jego głowy. Szokował do tego stopnia, że powstawało na jego temat mnóstwo teorii (ta o rzekomym satanizmie rapera była jedną z tych normalniejszych), a niektórzy mieszkańcy Detroit, rodzinnego miasta Eshama, woleli raczej nie spotkać się z nim oko w oko na ulicy.

- Ludzie dosłownie bali się moich płyt - mówił w wywiadzie dla „Detroit Metro Times”. - Powstawało mnóstwo plotek o mnie i moich albumach. (...) Ktoś ucierpiał w wypadku i wygadywał rzeczy w stylu: „Miałem wypadek, bo słuchałem tej taśmy [Eshama]”.

Dlatego w połowie lat 90. zdecydował, że dla zachowania higieny psychicznej (swojej i słuchaczy) będzie pomału wygasał szokujące treści, a skupi się raczej na tzw. pozytywnym przekazie.

Ale „KKKill the Fetus” to jeszcze Esham w szczycie swoich szalonych jazd, mający gdzieś moralne granice, uzależniony za to od transgresji. To Esham tworzący „acid rap”, czyli - według jego własnej definicji - hip-hop będący odzwierciedleniem halucynacji po zażyciu LSD. Na samym początku raper pyta „czym jest zło?”, a potem, na przestrzeni długich 71 minut, sam sobie odpowiada. Jest o aborcji i eutanazji, o szaleństwie i satanizmie, są morderstwa i obrazoburczość, jest o wyższości śmierci nad życiem, są Jeffrey Dahmer i Derek Humphry, Wes Craven i Vincent Price. Nie brakuje też seksistowskich tekstów czy humoru, który rozminął się z dobrym smakiem („I gotta tattoo of a dick on my foot / So when I kick you in yo ass I'll be fuckin' you up too”).

Kontrowersje i tematyka albumów Eshama nie przysłoniły faktu, że to bardzo dobry raper i zręczny producent. Zupełnie nieprzypadkowo był bodaj najpopularniejszym w Detroit emce pierwszej połowy lat 90. Dość powiedzieć, że o jego ogromnym wpływie na hip-hop z Motown Town opowiadali chociażby Eminem czy ekipa Slum Village. Ten pierwszy rapował na „Still Don't Give a Fuck”: „I'm a cross between Manson, Esham and Ozzy”.

[[{"fid":"69704","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

7. Cage „Movies for the Blind”

Debiut Cage'a, undergroundowego emce z kręgów Definitive Jux, to nie jest muzyka, którą można sobie puścić w tle i zająć czymś innym. To muzyka, która czegoś od słuchacza wymaga. To duszny klimat wypełniony po brzegi paranoją, narkotykowym szaleństwem i wściekłością, ale również bólem i myślami samobójczymi. Tym bardziej przerażający, że wywodzący się wprost z życiowych doświadczeń Cage'a.

Uzależniony od heroiny, agresywny ojciec, który trafił do więzienia za grożenie rodzinie shotgunem. Niemniej agresywny ojczym, regularnie tłukący przyszłego rapera. Niepotrafiąca poradzić sobie z tym wszystkim, zagubiona matka. Cage pomocy szukał w narkotykach i alkoholu. Potem były aresztowania za posiadanie i bójki. W końcu półtora roku w szpitalu psychiatrycznym. Testowano tam na nim leki, które nie weszły jeszcze nawet w fazę testową.

To wszystko miało swoje ujście w „Movies for the Blind”. W „Soundtrack” Cage daje upust swoim najmroczniejszym fantazjom, mordując po drodze ojczyma, w „In Stoney Lodge” rapuje o wspomnianym pobycie w szpitalu psychiatrycznym, w „A Suicidal Failure” mierzy się - zgodnie z tytułem - ze swoimi nieudanymi próbami samobójczymi, a w szaleńczym „A Crowd Killer” nazywa siebie Antychrystem i przyrównuje do terrorysty Tima McVeigha. W tle słychać nawiązania do „Mechanicznej Pomarańczy”, „Full Metal Jacket” czy „Oni Żyją” Carpentera. Słychać również podkłady undergroundowej śmietanki: DJ'a Mighty Mi, Necro, RJD2, El-P czy J-Zone'a.

[[{"fid":"69705","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]

6. Geto Boys „Grip It! On That Other Level”

Pisanie o horrorcorze bez wspomnienia o Geto Boys byłoby tylko bezsensownym klepaniem w klawiaturę. Rapowej supergrupy z Houston oczywiście nie można zamykać w wąskich podgatunkowych ramach, Scarface, Willie D i Bushwick Bill wpłynęli na hip-hop jako taki, ale równocześnie nie brakuje opinii, że niejako przy okazji zostali prekursorami horrorcore'u. W 1988 roku Geto Boys, wówczas w składzie Bushwick Bill, DJ Ready Red, Sire Jukebox i Prince Johnny C, zamieścili na debiutanckim „Making Trouble” numer „Assassins”. Johnny C nawija tam o obrabowaniu niewidomego, pobiciu nauczycielki, morderstwie przy użyciu maczety czy flakach wyglądających jak spaghetti. Violent J z Insane Clown Posse nazwał ten numer pierwszym oficjalnie wydanym numerem, który można określić mianem horrorcore'u.

Rok później, na trzy lata przed paranoicznym posągiem „Mind Playing Trick On Me”, Geto Boys - już w słynnym składzie ze Scarfacem, Willim D i Bushwick Billem - wypuścili na rynek „Grip It! On That Other Level”. Rapowe trio nie tylko kontynuowało to, co na „Assassins” rozpoczął Johnny C, ale i poszło o co najmniej dwa kroki dalej. Kumulacją było kopiące w szczenę, funkujące „Mind of a Lunatic”. Każdy z raperów wciela się w nim w inną rolę: Bushwick Bill jest morderczym gwałcicielem, Scarface odurzonym PCP i chorym psychicznie człowiekiem z szalonymi wizjami, przez które ląduje w wariatkowie, a Willie D zabójczym wariatem, bohaterem koszmarów, przy których Freddy Krueger to jedynie mokry sen. 

„Grip It! On That Other Level” ma już 31 lat, ale zestarzał się z gracją, a słuchanie go do dzisiaj sprawia niemałą frajdę. Trudno się dziwić, że magazyn The Source zamieścił drugi album Geto Boys na swojej liście 100 najlepszych płyt w historii hip-hopu.

[[{"fid":"69706","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]

5. Ganksta NIP „The South Park Psycho”

Z podanymi wyżej słowami Violent J'a mógłby nie zgodzić się Ganksta NIP. Raper z Houston w 2018 roku nazwał siebie „stwórcą horrorcore'u”, a kilka lat wcześniej nawet jego bogiem. Słowa odważne, ale uprawnione. Po pierwsze - „The South Park Psycho”, debiutancki długograj rapera z 1992 roku, był być może pierwszym albumem, który poszedł w świat z etykietą „horrorcore”. Po drugie - szalone teksty Ganksta NIPa krążyły po teksańskim undergroundzie jeszcze w pierwszej połowie lat 80. XX wieku. Nietrudno spotkać się z opiniami, że to właśnie Ganksta NIP był główną inspiracją Scarface'a i spółki. Ba, napisał nawet pamiętny numer „Chucky” ze słynnego „We Can't Be Stopped” Geto Boys, a swoje albumy nagrywał dla wytwórni Rap-A-Lot Records, tej samej, która wydawała materiały szalonego tria.

„The South Park Psycho” wypełniają mroczne beaty, z potężnym basem, zaakcentowaną perkusją, czerpiące z funku, Carpentera, ale też np. Teda Nugenta czy Kraftwerku. Stanowią świetny soundtrack pod chore jazdy NIPa, który najpierw nazywa siebie „najbardziej szalonym raperem na ziemi”, a potem po prostu to udowadnia. Reprezentant Houston przekracza wszelkie moralne granice - jego albumowe alter ego morduje, gwałci, pływa w szczurzym moczu, zapładnia martwą kozę, wyżera mięso z własnej głowy, konsumuje nogę swojej ofiary, doprowadza krew do... krwawienia. NIP raz szokuje, innym razem obrzydza, jeszcze innym - rozśmiesza humorem o barwie smoły. Słowem: robi wszystko, żeby nikt broń Boże nie uznał go za normalnego członka rapowej społeczności. Skutecznie pomagają mu w tym zacni goście: Scarface, Willie D, Seagram czy K-Rino.

Warto wrócić do tego albumu, choćby po to, by przypomnieć sobie złote lata dogasającej już wtedy wytwórni Rap-A-Lot Records. 

[[{"fid":"69707","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]

4. Dr. Dooom „First Come, First Served”

Hip-hop, przyznajmy, nigdy nie cierpiał na brak ekscentrycznych postaci, ale w tym gronie mało kto może nawiązać równorzędną walkę z Kool Keithem. Szczególnie, że u Nowojorczyka ekscentryzm zawsze szedł w parze z talentem i innowatorstwem. Zaczynał w klasycznej grupie Ultramagnetic MC's, ale upust swojej niedającej się ujarzmić wyobraźni dał dopiero w 1996 roku, kiedy jako Dr. Octagon wydał kultowy album „Dr. Octagonecologyst”. To właśnie wtedy obce raczej dotąd hip-hopowi pojęcia w rodzaju „surrealizm”, „abstrakcja” czy „awangarda” przedarły się do undergroundu i zaczęły być w cenie. Rok później Keith zajął się „pornocorem”, a w 1999 roku powołał do życia Dr. Doooma, morderczego obłąkańca, który w intrze albumu - o nazwie „First Come, First Served” - symbolicznie zabija Dr. Octagona.

Dr. Dooom to rapujący seryjny morderca ze słabością do kanibalizmu, The Staple Singers i... witamin Flinstones (wyguglujcie sobie). Bo owszem - postać wymyślona przez Keitha opiera się przede wszystkim na humorze. Pomiędzy morderstwami, chowaniem ciał pod łóżko i okazjonalnym posiłkiem składającym się z ludzkiego ciała albo surowych skrzydełek, Mr. Dooom robi sobie jajca z mainstreamowych raperów, rzuca one-linerami, opowiada o swojej liście zakupów (m.in. spray na karaluchy, białe rękawiczki, Ajax i żwirek dla kota), odcina nóżki karaluchom, uprawia szaleńcze bragadoccio, porównuje gangsterskie historyjki innych raperów do przygód Myszki Miki i Teletubisiów. Słowem: Kool Keith pozwala swojej wyobraźni kręcić wymyślnie zapętlone oesy, a absurd i surrealizm piętrzą się z każdą minutą coraz bardziej, osiągając lynchowskie poziomy.

W konwencję wchodzą również okładka, przedrzeźniająca kultową pikselozę firmy Pen & Pixel Graphics, oraz szalone podkłady, które mimo mocno bijących bębnów nie pozwalają sobie na przesadną powagę - odpowiedzialny za produkcję KutMasta Kurt tu wrzuci obskurny sampel, tam wytworzy klimat wprost z kampowych horrorów, gdzie indziej wykorzysta scratche z wcześniejszych albumów Keitha, jeszcze gdzie indziej użyje soundtracku z „Życzenia Śmierci” (tego oryginalnego, z Bronsonem). Całość sprawia, że to najmocniejszy obok „Dr. Octagonecologyst” projekt w dyskografii Kool Keitha. 

[[{"fid":"69708","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]

3. Gravediggaz „Six Feet Deep”

„Six Feet Deep", czyli bodaj jedyna na liście płyta z horrorcorowej gałęzi rapu, która odniosła spory sukces komercyjny. Trudno się temu dziwić, w końcu w skład supergrupy Gravediggaz wchodzili - obok Frukwana i Poetica - Prince Paul i RZA. Dwaj ostatni zapewnili ścieżkę muzyczną, cała czwórka zapewniła rap. Rap jak z najlepszych slasherów: pełen krwi, morderstw i nienawiści do wszystkiego, co się rusza, ale jednocześnie pełen humoru i mrugnięć okiem.

Album nie powstał bynajmniej z powodu jakichś na wpół normalnych skłonności całej czwórki artystów. Nie, głównym powodem powołania Gravediggaz był ich bunt wobec tego, co działo się wówczas w mainstreamowym hip-hopie (a był to rok 1994, ciekawe, co myślą o rapie AD 2020...). „Six Feet Deep” powstało z wściekłości, żółci wypełniającej ich żołądki, obrzydzenia rządzącymi muzyką panami z czystymi paznokietkami i garniturami szytymi na miarę, ale również z ignorancji i niewiedzy normalnych ludzi czy rozprzestrzeniającym się jak zaraza turbokapitalizmem (w tym prym wiódł Poetic). Miało być brudno, niekomercyjnie, z tekstami tak obrazoburczymi, żeby ci sami panowie w garniturach musieli przez dyskomfort luzować krawaty, a „mentalnie martwi” powrócili do życia.

Kwartet bez problemu odnalazł się w konwencji i nagrał jeden z najlepszych albumów w historii horrorcore'u. Rapowo bez zarzutu, muzycznie - wiadomo, w tamtym okresie ani Prince Paul, ani RZA nie robili słabych beatów. „Six Feet Deep” zdaje egzamin również dlatego, że za tymi trupami, flakami i szatanem stoją faceci z poczuciem humoru i łepetynami, które mają coś do przekazania. 

[[{"fid":"69709","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"8":{"format":"default"}},"attributes":{"height":242,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"8"}}]]

2. Three 6 Mafia „Mystic Stylez”

Pierwsza i jednocześnie najlepsza płyta Three 6 Mafii. Brzmieniowo mroczna, surowa, depresyjna. Tak jak „2001” Dr. Dre jest cackiem hip-hopu produkcyjnie wycyzelowanego, hi-fi, tak „Mystic Stylez” to arcydzieło beatów lo-fi, które, jasne, wybrzmią w salonowym sprzęcie, ale zdecydowanie lepiej sprawdzą się na takiej sobie wieży w przeżartej wilgocią piwnicy.

Z tą iście cmentarną ścieżką dźwiękową ramię w ramię idą rapujący członkowie grupy. DJ Paul, Juicy J, Lord Infamous, Koopsta Knicca, Gangsta Boo i reszta czują się w tej muzycznej czerni tak, jakby ich doba składała się wyłącznie z nocy. Bez mrugnięcia okiem wypluwają z siebie sadystyczne teksty pełne satanizmu, okultyzmu, seksu, narkotykowych halucynacji i innych łamaczy tabu. Każdy rapuje swoim unikalnym stylem, każdy wnosi coś ekstra, każdy brzmi autentycznie. Współpracują ze sobą jak teksańska rodzina Hewittów, a przekazywanie majka w „Live by Yo Rep” to jeden z mocniejszych momentów albumu.

Później Three 6 Mafia szalała na listach Billboardu, zdobywała Oscara, a Juicy J bił rekordy wyświetleń u boku Katy Perry, ale to właśnie ich undergroundowy debiut, choć początkowo pominięty przez opinię publiczną, jest niejako definicją Mafii i jednocześnie krążkiem, który wpłynął na późniejszy rozwój rapowego Południa i nie tylko. Korzenie crunku czy trapu sięgają przecież właśnie do „Mystic Stylez”. Klasyk. 

[[{"fid":"69710","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"9":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"9"}}]]

1. Brotha Lynch Hung „Season of da Siccness”

Będący przez całe życie na horrorowym haju Brotha Lynch Hung podpisał w 2009 roku kontrakt z prowadzoną przez Tech N9ne'a (innego wariata, który prawdopodobnie powinien znaleźć się w aneksie do tej listy) wytwórnią Strange Records, nagrał dla niej albumową trylogię, i po tylu latach zyskał sobie wreszcie choć cząstkę popularności, na jaką zasługiwał od dawna. Każdy z krążków dostał się na listy Billboardu, a gościnnie wystąpili na nich m.in. Snoop Dogg, Yelawolf czy Hopsin. Jednak jego opus magnum nie powstało wcale na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, a dużo wcześniej, bo w 1995 roku. Wtedy to Brotha Lynch Hung wypuścił „Season of da Siccness". Album, który nie tylko szokuje tekstami, nie tylko intryguje zgrabnie złożonymi rymami, ale ma również do zaoferowania znakomitą ścieżkę dźwiękową, wypełnionym wszystkim tym, co było najlepsze w rapie z Zachodniego Wybrzeża pierwszej połowy lat 90. To po prostu produkt kompletny, kalifornijski klasyk, którego powinni usłyszeć nie tylko ci szukający w rapie lirycznych ekstremów.

Brotha Lynch Hung każdym utworem tworzy gotowy scenariusz na horror. Opowiada o rzeczach trudnych do przełknięcia na trzeźwo (nie bez kozery na początku albumu ostrzega: „you gotta be high to listen to this shit”), ale robi to z taką swadą, że słuchamy do końca i prosimy jeszcze o okruszki.

Tak jak większość raperów nie byłaby w stanie napisać tekstu horrorcorowego, tak reprezentant Sacramento chyba nie poradziłby sobie ze złożeniem „normalnych" rapowych linijek. To po prostu wariat mający hyzia na punkcie horrorów i wszystkiego, co szokuje i przeraża. Alergik na normalność. W 1996 roku dość głośno było o sytuacji z Colorado, gdzie pewien 18-latek najpierw religijnie zasłuchiwał się w „Locc 2 da Brain”, a następnie zastrzelił swoich przyjaciół. Za oficjalny powód zbrodni uznano depresję młodzieńca związaną z rozstaniem z dziewczyną, ale jego procesowy pełnomocnik uznał, że dużą rolę odegrał również album Lyncha i zawarte w nim treści.

Lecz reprezentant Sacramento nie powinien być kojarzony wyłącznie ze swoimi niespecjalnie normalnymi tekstami i kontrowersjami. To również utalentowany muzyk - sam usiadł za producencką kierownicą i stworzył wszystkie beaty na „Season of da Siccness" - ale i raper o charakterystycznym głosie i świetnym, rozpędzonym flow (sprawdźcie trzecią zwrotkę w „Return of da Baby Killa”). Ktoś kiedyś porównał Lyncha do Snoop Dogga maczającego swoje blunty w PCP i rzeczywiście trudno o trafniejszy opis. I tak jak wujek Snoop ma swoje „Doggystyle”, tak Brotha Lynch Hung ma „Season of da Siccness”. Obydwa albumy mieszczą się w panteonie muzycznych propozycji Zachodniego Wybrzeża.

[[{"fid":"69711","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"10":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"10"}}]]

]]>
Big L R.I.P. - mija 20 lat od śmierci legendy Harlemuhttps://popkiller.kingapp.pl/2019-02-15,big-l-rip-mija-20-lat-od-smierci-legendy-harlemuhttps://popkiller.kingapp.pl/2019-02-15,big-l-rip-mija-20-lat-od-smierci-legendy-harlemuOctober 31, 2021, 12:52 amAdmin strony"15 lutego 1999, miałem 19 lat i rap zginął z Big L'em/Te słowa nie opiszą tu życia sztuki bro - gdzie by był flow, gdyby nie "Put It On"?" - nawijał O.S.T.R. w "Oddałbym". Dziś w wielu dyskusjach o najlepszych nieżyjących raperach zapomina się o Lamoncie Colemanie, a przecież jego muzyka do dziś robi ogromne wrażenie natomiast w momencie premiery wyprzedzała swój czas. Pionier punchline'ów i technicznego nawijania, liryczny karabin łączący potężne humorystyczne linijki z obrazowym brudem i mrokiem. Dokładny profil rapera określanego mianem Harlem's Finest przybliżaliśmy Wam równy rok temu, odeślemy więc do tego artykułu a sami wrzucimy na rotację "Lifestylez ov da poor & dangerous", kultowy debiut i jedyny krążek wydany za życia L'a.[[{"fid":"47717","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Mural Big L'a umieszczony na rogu 139 & Lenox, w miejscu, w którym zrobione było zdjęcie na okładkę tej płyty i gdzie zastrzelony został L było jednym z najważniejszych punktów w trakcie naszej podróży do Nowego Jorku. By go odwiedzić zajrzeliśmy do "paszczy lwa" czyli na rejon określany mianem "DangerZone" - co mogliście zobaczyć we vlogu z cyklu Popkiller sam w NY poświęconym zwiedzaniu murali hip-hopowych legend."If rap was a game I'd be MVP - the most valuable poet on the M.I.C."Sprawdź też:Big L "Miejska legenda z Harlemu" - profilBig L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)Big L "Now Or Never" (Ot Tak)Big L "Once Again" (Ot tak)[[{"fid":"43868","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]][[{"fid":"40111","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]"15 lutego 1999, miałem 19 lat i rap zginął z Big L'em/Te słowa nie opiszą tu życia sztuki bro - gdzie by był flow, gdyby nie "Put It On"?" - nawijał O.S.T.R. w "Oddałbym". Dziś w wielu dyskusjach o najlepszych nieżyjących raperach zapomina się o Lamoncie Colemanie, a przecież jego muzyka do dziś robi ogromne wrażenie natomiast w momencie premiery wyprzedzała swój czas. Pionier punchline'ów i technicznego nawijania, liryczny karabin łączący potężne humorystyczne linijki z obrazowym brudem i mrokiem. Dokładny profil rapera określanego mianem Harlem's Finest przybliżaliśmy Wam równy rok temu, odeślemy więc do tego artykułu a sami wrzucimy na rotację "Lifestylez ov da poor & dangerous", kultowy debiut i jedyny krążek wydany za życia L'a.

[[{"fid":"47717","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

Mural Big L'a umieszczony na rogu 139 & Lenox, w miejscu, w którym zrobione było zdjęcie na okładkę tej płyty i gdzie zastrzelony został L było jednym z najważniejszych punktów w trakcie naszej podróży do Nowego Jorku. By go odwiedzić zajrzeliśmy do "paszczy lwa" czyli na rejon określany mianem "DangerZone" - co mogliście zobaczyć we vlogu z cyklu Popkiller sam w NY poświęconym zwiedzaniu murali hip-hopowych legend.

"If rap was a game I'd be MVP - the most valuable poet on the M.I.C."

Sprawdź też:

Big L "Miejska legenda z Harlemu" - profil

Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)

Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)

Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)

Big L "Now Or Never" (Ot Tak)

Big L "Once Again" (Ot tak)

[[{"fid":"43868","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

[[{"fid":"40111","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

]]>
Notorious B.I.G., ODB, Big L... Zwiedzamy murale w NY! (Popkiller sam w NY #2 - vlog)https://popkiller.kingapp.pl/2018-11-12,notorious-big-odb-big-l-zwiedzamy-murale-w-ny-popkiller-sam-w-ny-2-vloghttps://popkiller.kingapp.pl/2018-11-12,notorious-big-odb-big-l-zwiedzamy-murale-w-ny-popkiller-sam-w-ny-2-vlogNovember 12, 2018, 5:05 pmAdmin stronyWczorajsze Święto sprawiło, że przesunęliśmy kolejny odcinek serii "Popkiller sam w NY" na poNYedziałek - jesteśmy już jednak i mamy dla Was drugi vlog, do tego jeden z najciekawszych i najbardziej korzennych! Tym razem udajemy się bowiem śladami obecnych w całym Nowym Jorku murali poświęconych hip-hopowym legendom. Zaczynamy tuż obok miejsca, gdzie zatrzymaliśmy się w NY - kilkuminutowy spacer zaprowadził nas bowiem na róg, na którym pierwsze rapowe kroki stawiał 17-letni Notorious B.I.G! Na naszej trasie nie zabrakło też Harlemu i Bronksu...Zdjęcia: Patrick Radecki, Mateusz NataliMontaż: Mateusz NataliRelacje z cyklu 'Popkiller sam w NY' nakręcają Outsidewear i Select Shop.Sprawdź też:Masta Ace & Marco Polo - pierwszy wywiad przed "A Breukelen Story"! (Popkiller sam w NY #0)Witamy w Nowym Jorku! - vlog (Popkiller sam w NY #1)Wczorajsze Święto sprawiło, że przesunęliśmy kolejny odcinek serii "Popkiller sam w NY" na poNYedziałek - jesteśmy już jednak i mamy dla Was drugi vlog, do tego jeden z najciekawszych i najbardziej korzennych! Tym razem udajemy się bowiem śladami obecnych w całym Nowym Jorku murali poświęconych hip-hopowym legendom. Zaczynamy tuż obok miejsca, gdzie zatrzymaliśmy się w NY - kilkuminutowy spacer zaprowadził nas bowiem na róg, na którym pierwsze rapowe kroki stawiał 17-letni Notorious B.I.G! Na naszej trasie nie zabrakło też Harlemu i Bronksu...

Zdjęcia: Patrick Radecki, Mateusz Natali
Montaż: Mateusz Natali

Relacje z cyklu 'Popkiller sam w NY' nakręcają Outsidewear i Select Shop.

Sprawdź też:

Masta Ace & Marco Polo - pierwszy wywiad przed "A Breukelen Story"! (Popkiller sam w NY #0)

Witamy w Nowym Jorku! - vlog (Popkiller sam w NY #1)

]]>
Big L "Miejska legenda z Harlemu" - profilhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-02-15,big-l-miejska-legenda-z-harlemu-profilhttps://popkiller.kingapp.pl/2018-02-15,big-l-miejska-legenda-z-harlemu-profilFebruary 16, 2020, 2:49 amKontaktPrzełom lat 80' i 90' do dziś nazywany jest złotą erą hip hopu. Przemiana, jakiej doświadczył gatunek wraz z rozpoczęciem panowania na scenie zespołów pokroju N.W.A. czy Public Enemy, nie mogła przejść niezauważona. Oto MC's, którzy do tej pory rymowali do rytmicznych bitów, zaczęli być głosem czarnego społeczeństwa. Społeczeństwa biednego, niezadowolonego ze swojego życia i niesprawiedliwości, której niezliczone przykłady można było odczuć dzień po dniu na ulicach od Nowego Jorku, po Los Angeles. Po tym jak raperzy pokroju Ice Cube'a i Chucka D przełamali bariery i coraz śmielej opowiadali o swoich przeżyciach na ulicy, grono czarnoskórych chłopaków chętnych do podzielenia się swoimi gangsterskimi przeżyciami wzrosło, a hip hop zaczął na masową skalę "produkować" artystów, którzy do dziś uznawani są za legendarnych...Kiedy słuchacze oswoili się już z muzyką przepełnioną gniewem i nienawiścią, skierowaną zazwyczaj w stronę władzy, przyszedł czas na albumy opisujące życie w zakamarkach wielkich miast. Wiadome było już, że w rapie nie ma tematów tabu, a im mroczniejsze i dokładniejsze opisy kryminalnego życia, tym większa szansa na to, że kawałek odbije się szerokim echem w środowisku. Na Zachodzie przodowali artyści z Compton, którzy ośmieleni sukcesem N.W.A., opowiadali o życiu w kolorze niebieskim, lub czerwonym – w zależności od tego, do którego z dwóch najpopularniejszych gangów w Los Angeles należeli. To jednak nie LA, a kolebka muzyki hip hop – Nowy Jork, miał stać się wylęgarnią najzdolniejszych ulicznych poetów, którzy nie wstydzili się, a nawet szczycili, kryminalnymi osiągnięciami. Furorę robili Notorious B.I.G. i Nas, którzy bez precedensów opisywali, jak od najmłodszych lat parali się handlem narkotykami. Wkrótce miało okazać się, że to nie oni, a Jay-Z był tym, który narkotykowy biznes przeniósł do swojej muzyki z najlepszym skutkiem. Nie bez powodu swój debiutancki album Hova wydał dopiero w wieku 26 lat. Choć jego umiejętności mogliśmy usłyszeć na nielegalach dużo wcześniej, Jay uważał, że rap to mało dochodowy biznes. W momencie wydania "Reasonable Doubt" był jednym z największych dealerów kokainy i cracku w obrębie Nowego Jorku i Maryland, o czym opowiadał zresztą na swoim debiutanckim albumie. Dopiero komercyjny sukces jego muzyki sprawił, że poświęcił się legalnej działalności.Żaden z wyżej wymienionej trójki nie wzbudzał jednak w nowojorskim podziemiu tyle kontrowersji, co pewien nastolatek, którego teksty przyprawiały o ciarki. Połączenie wypluwania z siebie rymów z prędkością karabinu, bystrych spostrzeżeń i mrożących krew w żyłach opisów gangsterskiego życia – tak w skrócie można opisać głównego bohatera tego tekstu. Bohatera, który zdążył zaznaczyć swoją obecność na mapie hip hopu, mimo że odszedł zbyt szybko i stał się ofiarą życia, które z pasją opisywał w swoich utworach.Lamont Coleman, znany jako Big L, robił furorę na ulicach Harlemu od najmłodszych lat. Jako 17-latek wystąpił u boku Lorda Finesse w odcinku Yo! MTV Raps. To właśnie Finesse pomagał mu na początku kariery, namawiając go do nagrywania zwrotek i pojawiania się gościnnie na kawałkach innych raperów. W tym samym czasie młody Lamont wygrał freestylowy konkurs, w którym udział wzięło około 2 000 uczestników. Taki talent nie mógł przejść niezauważenie – Big L podpisał kontrakt z Columbia Records i lada moment miał wydać swój pierwszy oficjalny singiel.Zadebiutował w 1993 roku singlem "Devil's Son". Miał wtedy 18 lat, jednak linijki zawarte w w utworze świadczyły o tym, że nie jest dzieciakiem szukającym poklasku w środowisku:Faggot niggas I was back-slappin' I realized that every time I got mad somethin' bad happened A nigga hit me with a can of beer, then he ran in fear Later they found him hangin' from a chandelierSingiel odbił się szerokim echem w nowojorskim podziemiu i do dziś uznawany jest za jeden z pierwowzorów odmiany horrorcore - rapu traktującego głównie o zabójstwach i przemocy. Big L zwrócił na siebie uwagę nie tylko słowami, ale także stylem w jakim recytował kolejne wersy. Stylem, przez który przemawiały charyzma, obok której nie można przejść obojętnie, niesamowita pewność siebie i umiejętności godne najlepszych w grze. Gdy Nas, uważany za złote dziecko hip hopu i autora jednego z najwspanialszych dzieł w jego historii – albumu "Illmatic”, usłyszał Lamonta po raz pierwszy, nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z ogromnym talentem.Przestraszył mnie na śmierć. Kiedy usłyszałem go po raz pierwszy, bałem się. Przyznałem szczerze – Yo, nie ma szans, żebym mógł konkurować z kimś takim.Jak na ironię, to właśnie Nas był jednym z tych, którzy spowodowali, że Big L nie zyskał większej popularności w przemyśle muzycznym, ale o tym za chwilę.W historii muzyki jest wiele przykładów wytwórni, które mają do czynienia z tak ogromnym talentem, że nie wiedzą do końca co z nim zrobić. Po podpisaniu Lamonta, ludzie z Columbia Records zastanawiali się, jak wykorzystać jego niespotykane umiejętności, by odnieść sukces komercyjny. Z jednej strony mieli przed sobą nastolatka tak utalentowanego, że bez problemu mógłby dołączyć do czołówki rap sceny. Ci, którzy z nim współpracowali przyznawali, że nawet gdyby ktoś obudził go w środku nocy i kazał rapować, L byłby w stanie freestyle'ować na wpół przytomny. To, co podobało się w podziemiu, niekoniecznie mogło jednak wpasować się w masowe gusta. Choć młodzież w USA w latach 90-tych szalała za hip hopem, linijki Big L'a nadal były dla wielu zbyt ostre, o czym dobrze wiedzieli ludzie z działu marketingu wytwórni.Nie można było jednak zabronić Lamontowi kontrowersyjnych wersów, w końcu główną zasadą rapu jest bycie prawdziwym, można było jednak przekonać go, że kilka chwytliwych utworów na płycie to nic złego. Dziś fakt, że album Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous mimo (naturalnie) komercyjnych zapędów wytwórni przesiąknięty jest mrocznym klimatem, wydaje się cudem. Jeśli uważacie jednak, że wersy na debiutanckiej płycie L'a są zbyt ostre, wyobraźcie sobie co by było, gdyby Columbia Records nie ingerowała w zawartość albumu.Na trackliście "LODP&D" nie znalazł się omawiany wcześniej singiel "Devil's Son". Choć raper zabiegał o to, by kawałek, dzięki któremu stało się o nim głośno w środowisku hip hopowym znalazł się na albumie, nie udało mu się przekonać do tego władz wytwórni. Nawet bez niego na debiutanckim longplayu, składającym się 12 utworów, możemy usłyszeć kwintesencję stylu Colemana. Nie dajcie się zwieść rytmicznemu "Put It On", które otwiera płytę i do dziś jest numerem, z którym większość fanów gatunku kojarzy nowojorskiego MC. Singiel powstał przy współpracy z legendarnym Kidem Capri i z miejsca stał się hitem dzięki chwytliwemu refrenowi i wersami przepełnionymi wychwalaniem własnych umiejętności. Ten drugi aspekt wypełnia zresztą całą płytę i obok opisów przestępstw jest najbardziej charakterystycznym punktem twórczości rapera.Po otwierającym album kawałku przychodzi czas na kwintesencję bragga i utwór "MVP". Tytułowy skrót to oczywiście zapożyczenie ze świata sportu, z tym, że Most Valuable Player zamienia się tu w Most Valuable Poet. A trzeba przyznać, że "wartość” tekstów L'a zwiększała się z wersu na wers.I got juice like Boku, mad crews I broke through Brothers be mad cause I hit more chicks than they spoke to And everytime I'm jammed I always find a loophole I got a crime record longer than Manute Bol Choć lista przestępstw popełnionych przez niego jest dłuższa niż Manute Bol, Lamont zawsze znajdzie lukę w prawie, która pozwala mu pozostać na wolności. Z każdą minutą trwania album robi się coraz mroczniejszy, a kolejne tracki zabierają nas w zakamarki ulic Harlemu, gdzie codziennie toczy się wojna – o narkotyki, o klientów i bogactwa, o których marzy każdy młody chłopak wychowany na ulicy.Na albumie gościnnie pojawili się m.in. Jay-Z, Cam'Ron i oczywiście Lord Finesse, z którym w tym czasie L współpracował także w ramach legendarnego kolektywu D.I.T.C. zrzeszającego takich artystów jak Fat Joe i O.C. Debiutancka płyta Colemana zebrała świetne recenzje i z miejsca stała się ulicznym klasykiem, jednak w szeregach rapera pozostał po niej pewien niedosyt. Lord Finesse w wywiadzie udzielonym kilka lat po śmierci artysty przyznał:Myślę, że blask płycie Big L'a odebrał fakt, że w tym samym czasie Columbia Records wydawała Illmatic Nas'a. Producentami na tamtej płycie była sama elita – Dj Premier, Pete Rock, Large Professor, Q-TIp. Byli podekscytowani tym przedsięwzięciem i przespali promocję LODP&D. Chwilę po premierze albumu Big L'a pojawili się The Fugees, którzy zrobili furorę singlem Fu-Gee-La i to oni byli teraz ulubieńcami wytwórni. L zniknął w całym tym zamieszaniu.Tego samego zdania był sam artysta, który mimo wszystko twierdził jednak, że mimo słabej promocji, album osiągnął dobre wyniki sprzedażowe (około 200 000 sprzedanych kopii w USA). Big L mówił:Album sprzedał się całkiem nieźle biorąc pod uwagę fakt, że singli nie promowano w radiu ani w telewizji. Mimo tego ludzie go słuchają i nas wspierają. Jeśli odbierzesz promocję i czas na antenie innym artystom, nie będą w stanie sprzedać tyle, co ja. Sprzedaję słowami. Ludzie mówią: ,,Big L jest gorący, lubimy go.” nie dlatego, że wytwórnia mnie wypromowała i wspierała.Po premierze albumu, relacje między raperem, a wytwórnią zaczęły się pogarszać. Sporo osób zaangażowanych w projekt odeszło z firmy, a to oznaczało, że L musiałby współpracować z nieznajomymi, którzy nawet nie znają jego muzyki. 22-latek podjął więc dość ryzykowną decyzję i rozstał się z labelem. Dziś, w dobie internetu, takie posunięcie nie byłoby niczym szczególnym. Warto jednak pamiętać, że w erze radia i telewizji to wielkie wytwórnie i rozgłośnie dyktowały trendy. Jeśli nie byłeś częścią układu, to często po prostu nie istniałeś. Coleman stwierdził jednak, że pozostanie w świadomości słuchaczy koncertując i dogrywając się na zwrotki zaprzyjaźnionych raperów, co pozwoli mu na utrzymanie się na powierzchni. Z czasem poszedł krok dalej i postanowił założyć własną, niezależną wytwórnię – Flamboyant. O tym ważnym dla swojej kariery kroku mówił wtedy:Własna wytwórnia opłaca się finansowo i jest dobra dla długoterminowego rozwoju. Mam całkowitą kontrolę nad rzeczami, które wydaję i nikt nie mówi mi co mam robić. Ludzie odpowiedzialni za artystów w wytwórni nawet nie wychowywali się na rapie więc jak mogą mówić raperom co nagrywać? To oczywiste, że chcą, byś był kopią artysty który sprzedaje najwięcej płyt. Jeśli nagrywałbyś płytę w 93' prawdopodobnie mówiliby ci, żebyś brzmiał jak Snoop. Teraz na topie jest DMX więc chcieliby żebyś wdał się w niego. Nie pozwalają artystom być sobą.Pierwszym owocem wydanym na świat przez Flamboyant był singiel "Ebonics". Mini-słownik ulicznego slangu, na którym wzorował się Pezet przy tworzeniu równie udanej polskiej wersji, z miejsca pobił serca ulic, a określenia używane przez L'a utkwiły w świadomości młodych słuchaczy. Magazyn The Source określił go jednym z pięciu najlepszych niezależnych singli 1998 roku, a twórczość 24-letniego wtedy Lamonta przyciągnęła uwagę Damona Dasha – ojca sukcesu Roc-A-Fella Records. Wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a Big L'a czeka udany i pracowity rok, w którym umocni swoją pozycję w środowisku.Śmierć przyszła nagle. 15. lutego 1999 roku, Lamont padł ofiarą najpopularniejszej formy egzekucji w dzielnicach rządzonych przez gangi. 9 strzałów wystrzelonych z samochodu trafiło go w głowę i klatkę piersiową, zabijając na miejscu. Motywu zabójstwa nigdy nie ustalono. 3 miesiące po zdarzeniu zatrzymano Gerarda Woodley'a – przyjaciela z dzieciństwa, który pojawił się nawet na okładce "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous". Śledczy uznawali dwie wersje za prawdopodobne. Pierwsza mówiła o tym, jakoby Big L nigdy nie zrezygnował z przestępczej działalności i był członkiem ekipy, która napadała na dilerów. Druga wiązała śmierć rapera z jego bratem, który miał na pieńku z Woodley'em, lecz przebywał w tym czasie w więzieniu, więc zabójca postanowił zemścić się na Lamoncie. Koniec końców domniemanego mordercę rapera wypuszczono na wolność z braku dowodów. W 2016 roku Woodley sam zginął od strzału w głowę. Miał 46 lat, a oprócz sprawy Big L'a, wiązano go także z trzema innymi morderstwami.Rap gra straciła jednego ze swoich najbardziej utalentowanych synów. Według autora tego tekstu – jednego z trzech najlepszych MC's w historii, któremu nie udało się zrealizować w pełni swojego potencjału. Big L zginął w wieku 24 lat, pozostawiając po sobie numery, które na zawsze utkwiływ pamięci słuchaczy, mógł dać nam jednak o wiele więcej. Po jego śmierci, Jay-Z przyznał, że umowa między Colemanem, a Roc-A-Fella Records właściwie została podpisana, a Big L miał potencjał, by nagrać jeszcze niejeden klasyk. Smutne, że artysta padł ofiarą życia, którego opisy przyniosły mu sławę nie tylko w Nowym Jorku, ale w całych Stanach Zjednoczonych. Po jego śmierci, przyjaciel i partner biznesowy, Rich King wydał album The Big Picture, składający się z nagranych wcześniej utworów, a także nagrań acapella, okraszonych bitami i gościnnymi zwrotkami ludzi z branży. Zadebiutował na drugim miejscu w zestawieniu Billboard Top R&B/Hip-Hop Albums.Celowo nie przybliżałem tematyki poszczególnych numerów Big L'a. Po pierwsze dlatego, że rozkładając je na części pierwsze, ten tekst raczej nigdy by się nie skończył. Po drugie – ci, którzy go znają, zapewne robili to już wielokrotnie. Po trzecie i najważniejsze – jeśli jego twórczość jest Ci, drogi czytelniku, obca, nie ma lepszego sposobu na zaznajomienie się z nią, niż odpalenie "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" z tekstem i wniknięcie w kolejne linijki, zanurzając się w ciężkim i gorzkim klimacie nowojorskich ulic.Na zachętę zostawiam linijkę z All Black, która jak żadna inna, oddaje styl Lamonta Colemana. W (nie)czystej postaci.That's the type of shit I'm on, word is bond Got it goin on, from the break of dawns to the early morn' You know my style I'm wild, comin straight out of Harlem pal It's Big L, the motherfucking problem child Grzegorz Kordylas@nbawithgk***Sprawdź też:Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)Big L "Now Or Never" (Ot Tak)Big L "Once Again" (Ot tak)[[{"fid":"43868","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]][[{"fid":"10928","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

Przełom lat 80' i 90' do dziś nazywany jest złotą erą hip hopu. Przemiana, jakiej doświadczył gatunek wraz z rozpoczęciem panowania na scenie zespołów pokroju N.W.A. czy Public Enemy, nie mogła przejść niezauważona.

Oto MC's, którzy do tej pory rymowali do rytmicznych bitów, zaczęli być głosem czarnego społeczeństwa. Społeczeństwa biednego, niezadowolonego ze swojego życia i niesprawiedliwości, której niezliczone przykłady można było odczuć dzień po dniu na ulicach od Nowego Jorku, po Los Angeles. Po tym jak raperzy pokroju Ice Cube'a i Chucka D przełamali bariery i coraz śmielej opowiadali o swoich przeżyciach na ulicy, grono czarnoskórych chłopaków chętnych do podzielenia się swoimi gangsterskimi przeżyciami wzrosło, a hip hop zaczął na masową skalę "produkować" artystów, którzy do dziś uznawani są za legendarnych...

Kiedy słuchacze oswoili się już z muzyką przepełnioną gniewem i nienawiścią, skierowaną zazwyczaj w stronę władzy, przyszedł czas na albumy opisujące życie w zakamarkach wielkich miast. Wiadome było już, że w rapie nie ma tematów tabu, a im mroczniejsze i dokładniejsze opisy kryminalnego życia, tym większa szansa na to, że kawałek odbije się szerokim echem w środowisku. Na Zachodzie przodowali artyści z Compton, którzy ośmieleni sukcesem N.W.A., opowiadali o życiu w kolorze niebieskim, lub czerwonym – w zależności od tego, do którego z dwóch najpopularniejszych gangów w Los Angeles należeli. To jednak nie LA, a kolebka muzyki hip hop – Nowy Jork, miał stać się wylęgarnią najzdolniejszych ulicznych poetów, którzy nie wstydzili się, a nawet szczycili, kryminalnymi osiągnięciami. Furorę robili Notorious B.I.G. i Nas, którzy bez precedensów opisywali, jak od najmłodszych lat parali się handlem narkotykami. Wkrótce miało okazać się, że to nie oni, a Jay-Z był tym, który narkotykowy biznes przeniósł do swojej muzyki z najlepszym skutkiem. Nie bez powodu swój debiutancki album Hova wydał dopiero w wieku 26 lat. Choć jego umiejętności mogliśmy usłyszeć na nielegalach dużo wcześniej, Jay uważał, że rap to mało dochodowy biznes. W momencie wydania "Reasonable Doubt" był jednym z największych dealerów kokainy i cracku w obrębie Nowego Jorku i Maryland, o czym opowiadał zresztą na swoim debiutanckim albumie. Dopiero komercyjny sukces jego muzyki sprawił, że poświęcił się legalnej działalności.

Żaden z wyżej wymienionej trójki nie wzbudzał jednak w nowojorskim podziemiu tyle kontrowersji, co pewien nastolatek, którego teksty przyprawiały o ciarki. Połączenie wypluwania z siebie rymów z prędkością karabinu, bystrych spostrzeżeń i mrożących krew w żyłach opisów gangsterskiego życia – tak w skrócie można opisać głównego bohatera tego tekstu. Bohatera, który zdążył zaznaczyć swoją obecność na mapie hip hopu, mimo że odszedł zbyt szybko i stał się ofiarą życia, które z pasją opisywał w swoich utworach.

Lamont Coleman, znany jako Big L, robił furorę na ulicach Harlemu od najmłodszych lat. Jako 17-latek wystąpił u boku Lorda Finesse w odcinku Yo! MTV Raps. To właśnie Finesse pomagał mu na początku kariery, namawiając go do nagrywania zwrotek i pojawiania się gościnnie na kawałkach innych raperów. W tym samym czasie młody Lamont wygrał freestylowy konkurs, w którym udział wzięło około 2 000 uczestników. Taki talent nie mógł przejść niezauważenie – Big L podpisał kontrakt z Columbia Records i lada moment miał wydać swój pierwszy oficjalny singiel.

Zadebiutował w 1993 roku singlem "Devil's Son". Miał wtedy 18 lat, jednak linijki zawarte w w utworze świadczyły o tym, że nie jest dzieciakiem szukającym poklasku w środowisku:

Faggot niggas I was back-slappin'
I realized that every time I got mad somethin' bad happened

A nigga hit me with a can of beer, then he ran in fear
Later they found him hangin' from a chandelier

Singiel odbił się szerokim echem w nowojorskim podziemiu i do dziś uznawany jest za jeden z pierwowzorów odmiany horrorcore - rapu traktującego głównie o zabójstwach i przemocy. Big L zwrócił na siebie uwagę nie tylko słowami, ale także stylem w jakim recytował kolejne wersy. Stylem, przez który przemawiały charyzma, obok której nie można przejść obojętnie, niesamowita pewność siebie i umiejętności godne najlepszych w grze. Gdy Nas, uważany za złote dziecko hip hopu i autora jednego z najwspanialszych dzieł w jego historii – albumu "Illmatic”, usłyszał Lamonta po raz pierwszy, nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z ogromnym talentem.

Przestraszył mnie na śmierć. Kiedy usłyszałem go po raz pierwszy, bałem się. Przyznałem szczerze – Yo, nie ma szans, żebym mógł konkurować z kimś takim.

Jak na ironię, to właśnie Nas był jednym z tych, którzy spowodowali, że Big L nie zyskał większej popularności w przemyśle muzycznym, ale o tym za chwilę.

W historii muzyki jest wiele przykładów wytwórni, które mają do czynienia z tak ogromnym talentem, że nie wiedzą do końca co z nim zrobić. Po podpisaniu Lamonta, ludzie z Columbia Records zastanawiali się, jak wykorzystać jego niespotykane umiejętności, by odnieść sukces komercyjny. Z jednej strony mieli przed sobą nastolatka tak utalentowanego, że bez problemu mógłby dołączyć do czołówki rap sceny. Ci, którzy z nim współpracowali przyznawali, że nawet gdyby ktoś obudził go w środku nocy i kazał rapować, L byłby w stanie freestyle'ować na wpół przytomny. To, co podobało się w podziemiu, niekoniecznie mogło jednak wpasować się w masowe gusta. Choć młodzież w USA w latach 90-tych szalała za hip hopem, linijki Big L'a nadal były dla wielu zbyt ostre, o czym dobrze wiedzieli ludzie z działu marketingu wytwórni.

Nie można było jednak zabronić Lamontowi kontrowersyjnych wersów, w końcu główną zasadą rapu jest bycie prawdziwym, można było jednak przekonać go, że kilka chwytliwych utworów na płycie to nic złego. Dziś fakt, że album Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous mimo (naturalnie) komercyjnych zapędów wytwórni przesiąknięty jest mrocznym klimatem, wydaje się cudem. Jeśli uważacie jednak, że wersy na debiutanckiej płycie L'a są zbyt ostre, wyobraźcie sobie co by było, gdyby Columbia Records nie ingerowała w zawartość albumu.

Na trackliście "LODP&D" nie znalazł się omawiany wcześniej singiel "Devil's Son". Choć raper zabiegał o to, by kawałek, dzięki któremu stało się o nim głośno w środowisku hip hopowym znalazł się na albumie, nie udało mu się przekonać do tego władz wytwórni. Nawet bez niego na debiutanckim longplayu, składającym się 12 utworów, możemy usłyszeć kwintesencję stylu Colemana. Nie dajcie się zwieść rytmicznemu "Put It On", które otwiera płytę i do dziś jest numerem, z którym większość fanów gatunku kojarzy nowojorskiego MC. Singiel powstał przy współpracy z legendarnym Kidem Capri i z miejsca stał się hitem dzięki chwytliwemu refrenowi i wersami przepełnionymi wychwalaniem własnych umiejętności. Ten drugi aspekt wypełnia zresztą całą płytę i obok opisów przestępstw jest najbardziej charakterystycznym punktem twórczości rapera.

Po otwierającym album kawałku przychodzi czas na kwintesencję bragga i utwór "MVP". Tytułowy skrót to oczywiście zapożyczenie ze świata sportu, z tym, że Most Valuable Player zamienia się tu w Most Valuable Poet. A trzeba przyznać, że "wartość” tekstów L'a zwiększała się z wersu na wers.

I got juice like Boku, mad crews I broke through
Brothers be mad cause I hit more chicks than they spoke to
And everytime I'm jammed I always find a loophole
I got a crime record longer than Manute Bol

Choć lista przestępstw popełnionych przez niego jest dłuższa niż Manute Bol, Lamont zawsze znajdzie lukę w prawie, która pozwala mu pozostać na wolności. Z każdą minutą trwania album robi się coraz mroczniejszy, a kolejne tracki zabierają nas w zakamarki ulic Harlemu, gdzie codziennie toczy się wojna – o narkotyki, o klientów i bogactwa, o których marzy każdy młody chłopak wychowany na ulicy.

Na albumie gościnnie pojawili się m.in. Jay-Z, Cam'Ron i oczywiście Lord Finesse, z którym w tym czasie L współpracował także w ramach legendarnego kolektywu D.I.T.C. zrzeszającego takich artystów jak Fat Joe i O.C. Debiutancka płyta Colemana zebrała świetne recenzje i z miejsca stała się ulicznym klasykiem, jednak w szeregach rapera pozostał po niej pewien niedosyt. Lord Finesse w wywiadzie udzielonym kilka lat po śmierci artysty przyznał:

Myślę, że blask płycie Big L'a odebrał fakt, że w tym samym czasie Columbia Records wydawała Illmatic Nas'a. Producentami na tamtej płycie była sama elita – Dj Premier, Pete Rock, Large Professor, Q-TIp. Byli podekscytowani tym przedsięwzięciem i przespali promocję LODP&D. Chwilę po premierze albumu Big L'a pojawili się The Fugees, którzy zrobili furorę singlem Fu-Gee-La i to oni byli teraz ulubieńcami wytwórni. L zniknął w całym tym zamieszaniu.

Tego samego zdania był sam artysta, który mimo wszystko twierdził jednak, że mimo słabej promocji, album osiągnął dobre wyniki sprzedażowe (około 200 000 sprzedanych kopii w USA).  Big L mówił:

Album sprzedał się całkiem nieźle biorąc pod uwagę fakt, że singli nie promowano w radiu ani w telewizji. Mimo tego ludzie go słuchają i nas wspierają. Jeśli odbierzesz promocję i czas na antenie innym artystom, nie będą w stanie sprzedać tyle, co ja. Sprzedaję słowami. Ludzie mówią: ,,Big L jest gorący, lubimy go.” nie dlatego, że wytwórnia mnie wypromowała i wspierała.

Po premierze albumu, relacje między raperem, a wytwórnią zaczęły się pogarszać. Sporo osób zaangażowanych w projekt odeszło z firmy, a to oznaczało, że L musiałby współpracować z nieznajomymi, którzy nawet nie znają jego muzyki. 22-latek podjął więc dość ryzykowną decyzję i rozstał się z labelem. Dziś, w dobie internetu, takie posunięcie nie byłoby niczym szczególnym. Warto jednak pamiętać, że w erze radia i telewizji to wielkie wytwórnie i rozgłośnie dyktowały trendy. Jeśli nie byłeś częścią układu, to często po prostu nie istniałeś. Coleman stwierdził jednak, że pozostanie w świadomości słuchaczy koncertując i dogrywając się na zwrotki zaprzyjaźnionych raperów, co pozwoli mu na utrzymanie się na powierzchni. Z czasem poszedł krok dalej i postanowił założyć własną, niezależną wytwórnię – Flamboyant. O tym ważnym dla swojej kariery kroku mówił wtedy:

Własna wytwórnia opłaca się finansowo i jest dobra dla długoterminowego rozwoju. Mam całkowitą kontrolę nad rzeczami, które wydaję i nikt nie mówi mi co mam robić. Ludzie odpowiedzialni za artystów w wytwórni nawet nie wychowywali się na rapie więc jak mogą mówić raperom co nagrywać? To oczywiste, że chcą, byś był kopią artysty który sprzedaje najwięcej płyt. Jeśli nagrywałbyś płytę w 93' prawdopodobnie mówiliby ci, żebyś brzmiał jak Snoop. Teraz na topie jest DMX więc chcieliby żebyś wdał się w niego. Nie pozwalają artystom być sobą.

Pierwszym owocem wydanym na świat przez Flamboyant był singiel "Ebonics". Mini-słownik ulicznego slangu, na którym wzorował się Pezet przy tworzeniu równie udanej polskiej wersji, z miejsca pobił serca ulic, a określenia używane przez L'a utkwiły w świadomości młodych słuchaczy. Magazyn The Source określił go jednym z pięciu najlepszych niezależnych singli 1998 roku, a twórczość 24-letniego wtedy Lamonta przyciągnęła uwagę Damona Dasha – ojca sukcesu Roc-A-Fella Records. Wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a Big L'a czeka udany i pracowity rok, w którym umocni swoją pozycję w środowisku.

Śmierć przyszła nagle. 15. lutego 1999 roku, Lamont padł ofiarą najpopularniejszej formy egzekucji w dzielnicach rządzonych przez gangi. 9 strzałów wystrzelonych z samochodu trafiło go w głowę i klatkę piersiową, zabijając na miejscu. Motywu zabójstwa nigdy nie ustalono. 3 miesiące po zdarzeniu zatrzymano Gerarda Woodley'a – przyjaciela z dzieciństwa, który pojawił się nawet na okładce "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous". Śledczy uznawali dwie wersje za prawdopodobne. Pierwsza mówiła o tym, jakoby Big L nigdy nie zrezygnował z przestępczej działalności i był członkiem ekipy, która napadała na dilerów. Druga wiązała śmierć rapera z jego bratem, który miał na pieńku z Woodley'em, lecz przebywał w tym czasie w więzieniu, więc zabójca postanowił zemścić się na Lamoncie. Koniec końców domniemanego mordercę rapera wypuszczono na wolność z braku dowodów. W 2016 roku Woodley sam zginął od strzału w głowę. Miał 46 lat, a oprócz sprawy Big L'a, wiązano go także z trzema innymi morderstwami.

Rap gra straciła jednego ze swoich najbardziej utalentowanych synów. Według autora tego tekstu – jednego z trzech najlepszych MC's w historii, któremu nie udało się zrealizować w pełni swojego potencjału. Big L zginął w wieku 24 lat, pozostawiając po sobie numery, które na zawsze utkwiływ pamięci słuchaczy, mógł dać nam jednak o wiele więcej. Po jego śmierci, Jay-Z przyznał, że umowa między Colemanem, a Roc-A-Fella Records właściwie została podpisana, a Big L miał potencjał, by nagrać jeszcze niejeden klasyk. Smutne, że artysta padł ofiarą życia, którego opisy przyniosły mu sławę nie tylko w Nowym Jorku, ale w całych Stanach Zjednoczonych. Po jego śmierci, przyjaciel i partner biznesowy, Rich King wydał album The Big Picture, składający się z nagranych wcześniej utworów, a także nagrań acapella, okraszonych bitami i gościnnymi zwrotkami ludzi z branży.  Zadebiutował na drugim miejscu w zestawieniu Billboard Top R&B/Hip-Hop Albums.

Celowo nie przybliżałem tematyki poszczególnych numerów Big L'a. Po pierwsze dlatego, że rozkładając je na części pierwsze, ten tekst raczej nigdy by się nie skończył. Po drugie – ci, którzy go znają, zapewne robili to już wielokrotnie. Po trzecie i najważniejsze – jeśli jego twórczość jest Ci, drogi czytelniku, obca, nie ma lepszego sposobu na zaznajomienie się z nią, niż odpalenie "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" z tekstem i wniknięcie w kolejne linijki, zanurzając się w ciężkim i gorzkim klimacie nowojorskich ulic.

Na zachętę zostawiam linijkę z All Black, która jak żadna inna, oddaje styl Lamonta Colemana. W (nie)czystej postaci.

That's the type of shit I'm on, word is bond
Got it goin on, from the break of dawns to the early morn'
You know my style I'm wild, comin straight out of Harlem pal
It's Big L, the motherfucking problem child

Grzegorz Kordylas

@nbawithgk

***

Sprawdź też:

Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)

Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)

Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)

Big L "Now Or Never" (Ot Tak)

Big L "Once Again" (Ot tak)

[[{"fid":"43868","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

[[{"fid":"10928","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

]]>
Big L - 17 rocznica śmiercihttps://popkiller.kingapp.pl/2016-02-15,big-l-17-rocznica-smiercihttps://popkiller.kingapp.pl/2016-02-15,big-l-17-rocznica-smierciFebruary 15, 2016, 5:34 pmAdmin strony17 lat temu odszedł niesamowity nowojorski MC, jeden z najlepszych w historii i do dziś jeden z moich 3 ulubionych raperów ever (a możliwość pogadania off-record z O.C. i A.G. o tym, jaki był prywatnie oraz usłyszenia masy nieznanych anegdot z jego krótkiego, ale intensywnego życia to na pewno jedna z tych rapowych przygód, których nie zapomnę nigdy).Liryczny karabin, z niebywałą charyzmą wypluwający z siebie punch za punchem, zarazem trzymając się mocno ulic Harlemu jako "Harlem's Finest". "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" wyszło 21 lat temu, ale wciąż robi wrażenie a skillsy Lamonta Colemana do dziś są odniesieniem dla wielu. My o Big L'u pisaliśmy już nieraz, poniżej więc przypomnę kilka ważniejszych tekstów czy materiałów..."I smash mic's like cornbread, you can't kill me - I was born dead". R.I.P.Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)D.I.T.C. - "Big L zawsze wiedział czego chciał" - czyli fragment naszego wywiadu, w którym Lord Finesse i A.G. wspominają L'a od strony rapowej i prywatnej. Mega polecam.Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)Big L "Now Or Never" (Ot Tak)Big L "Once Again" (Ot tak)

17 lat temu odszedł niesamowity nowojorski MC, jeden z najlepszych w historii i do dziś jeden z moich 3 ulubionych raperów ever (a możliwość pogadania off-record z O.C. i A.G. o tym, jaki był prywatnie oraz usłyszenia masy nieznanych anegdot z jego krótkiego, ale intensywnego życia to na pewno jedna z tych rapowych przygód, których nie zapomnę nigdy).

Liryczny karabin, z niebywałą charyzmą wypluwający z siebie punch za punchem, zarazem trzymając się mocno ulic Harlemu jako "Harlem's Finest". "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" wyszło 21 lat temu, ale wciąż robi wrażenie a skillsy Lamonta Colemana do dziś są odniesieniem dla wielu. My o Big L'u pisaliśmy już nieraz, poniżej więc przypomnę kilka ważniejszych tekstów czy materiałów...

"I smash mic's like cornbread, you can't kill me - I was born dead". R.I.P.

Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)

D.I.T.C. - "Big L zawsze wiedział czego chciał" - czyli fragment naszego wywiadu, w którym Lord Finesse i A.G. wspominają L'a od strony rapowej i prywatnej. Mega polecam.

Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)

Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)

Big L "Now Or Never" (Ot Tak)

Big L "Once Again" (Ot tak)

 

]]>
Big L - 15 rocznica śmierci legendyhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-15,big-l-15-rocznica-smierci-legendyhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-15,big-l-15-rocznica-smierci-legendyFebruary 21, 2016, 7:33 pmAdmin strony15 lat temu odszedł niesamowity nowojorski MC, jeden z najlepszych w historii i do dziś mój ulubiony raper ever (a możliwość pogadania off-record z O.C. i A.G. o tym, jaki był prywatnie oraz usłyszenia masy nieznanych anegdot z jego krótkiego, ale intensywnego życia to na pewno jedna z tych rapowych przygód, których nie zapomnę nigdy).Liryczny karabin, z niebywałą charyzmą wypluwający z siebie punch za punchem, zarazem trzymając się mocno ulic Harlemu jako "Harlem's Finest". "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" wyszło 19 lat temu, ale wciąż robi wrażenie a skillsy Lamonta Colemana do dziś są odniesieniem dla wielu. My o Big L'u pisaliśmy już nieraz, poniżej więc przypomnę kilka ważniejszych tekstów czy materiałów..."I smash mic's like cornbread, you can't kill me - I was born dead". R.I.P.Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)D.I.T.C. - "Big L zawsze wiedział czego chciał" - czyli fragment naszego wywiadu, w którym Lord Finesse i A.G. wspominają L'a od strony rapowej i prywatnej. Mega polecam.Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)Big L "Now Or Never" (Ot Tak)Big L "Once Again" (Ot tak)15 lat temu odszedł niesamowity nowojorski MC, jeden z najlepszych w historii i do dziś mój ulubiony raper ever (a możliwość pogadania off-record z O.C. i A.G. o tym, jaki był prywatnie oraz usłyszenia masy nieznanych anegdot z jego krótkiego, ale intensywnego życia to na pewno jedna z tych rapowych przygód, których nie zapomnę nigdy).

Liryczny karabin, z niebywałą charyzmą wypluwający z siebie punch za punchem, zarazem trzymając się mocno ulic Harlemu jako "Harlem's Finest". "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" wyszło 19 lat temu, ale wciąż robi wrażenie a skillsy Lamonta Colemana do dziś są odniesieniem dla wielu. My o Big L'u pisaliśmy już nieraz, poniżej więc przypomnę kilka ważniejszych tekstów czy materiałów...

"I smash mic's like cornbread, you can't kill me - I was born dead". R.I.P.

Big L - Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous (Klasyk Na Weekend)

D.I.T.C. - "Big L zawsze wiedział czego chciał" - czyli fragment naszego wywiadu, w którym Lord Finesse i A.G. wspominają L'a od strony rapowej i prywatnej. Mega polecam.

Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos)

Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak)

Big L "Now Or Never" (Ot Tak)

Big L "Once Again" (Ot tak)

]]>
Big L feat. Big Daddy Kane "Platinum Plus" (Ot tak #137)https://popkiller.kingapp.pl/2013-08-20,big-l-feat-big-daddy-kane-platinum-plus-ot-tak-137https://popkiller.kingapp.pl/2013-08-20,big-l-feat-big-daddy-kane-platinum-plus-ot-tak-137August 18, 2013, 9:42 pmAdmin stronySłowo "Big" w ksywce często pojawiało się nie przypadkiem, a jako uznanie dla umiejętności i wyrastania ponad przeciętność. Ten przypadek spotykamy u Big L'a, czy u naszego Artysty Tygodnia Big Daddy Kane'a, swoją drogą jednej z największych inspiracji... Notoriousa B.I.G. Jeżeli czytaliście nasz wczorajszy tekst o cutach z Kane'a, to wiecie, że kultowy ze wszech miar wers "If rap was a game I'd be MVP - the Most Valuable Poet on the M.I.C." z debiutanckiego krążka Lamonta Colemana (mojego ulubionego rapera ever) opiera się na cytacie z debiutanckiego albumu Księcia Ciemności.Jednak obaj panowie skrzyżowali też później mikrofony - no może też nie do końca pełnoprawnie czy oficjalnie, bo "Platinum Plus" nagrane na niszczącym bicie DJ'a Premiera pochodzi z pośmiertnego albumu L'a "Big Picture", ale fakt faktem, że możemy raczyć uszy kooperacją, w której obok siebie konkurencję na bicie Króla nowojorskiej produkcji dewastują jedni z raperskich Królów NY 80's i 90's. Ciekawy jest też fakt, że obu MC łączy jeszcze jeden mały, ale bardzo ważny dla historii rapu szczegół - to właśnie oni dwaj dali możliwość rozwinięcia skrzydeł nieznanemu wtedy jeszcze Jayowi-Z przed debiutem, goszcząc go na swoich albumach odpowiednio w 94 (Kane) i 95 (L). A przechodząc już do samego "Platinum Plus"...Jedyne słowo, które ciśnie mi się na usta to "esencja". Karkołamacz od Preemo i mordercza nawijka perły Harlemu a zaraz po niej lecący z pazurem a zarazem wyjątkowo lekko i z gracją (mimo szczytu kariery za sobą) Kane. Platynowe style prosto z nowojorskiego bruku.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5807","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] Słowo "Big" w ksywce często pojawiało się nie przypadkiem, a jako uznanie dla umiejętności i wyrastania ponad przeciętność. Ten przypadek spotykamy u Big L'a, czy u naszego Artysty Tygodnia Big Daddy Kane'a, swoją drogą jednej z największych inspiracji... Notoriousa B.I.G. Jeżeli czytaliście nasz wczorajszy tekst o cutach z Kane'a, to wiecie, że kultowy ze wszech miar wers "If rap was a game I'd be MVP - the Most Valuable Poet on the M.I.C." z debiutanckiego krążka Lamonta Colemana (mojego ulubionego rapera ever) opiera się na cytacie z debiutanckiego albumu Księcia Ciemności.

Jednak obaj panowie skrzyżowali też później mikrofony - no może też nie do końca pełnoprawnie czy oficjalnie, bo "Platinum Plus" nagrane na niszczącym bicie DJ'a Premiera pochodzi z pośmiertnego albumu L'a "Big Picture", ale fakt faktem, że możemy raczyć uszy kooperacją, w której obok siebie konkurencję na bicie Króla nowojorskiej produkcji dewastują jedni z raperskich Królów NY 80's i 90's. Ciekawy jest też fakt, że obu MC łączy jeszcze jeden mały, ale bardzo ważny dla historii rapu szczegół - to właśnie oni dwaj dali możliwość rozwinięcia skrzydeł nieznanemu wtedy jeszcze Jayowi-Z przed debiutem, goszcząc go na swoich albumach odpowiednio w 94 (Kane) i 95 (L). A przechodząc już do samego "Platinum Plus"...

Jedyne słowo, które ciśnie mi się na usta to "esencja". Karkołamacz od Preemo i mordercza nawijka perły Harlemu a zaraz po niej lecący z pazurem a zarazem wyjątkowo lekko i z gracją (mimo szczytu kariery za sobą) Kane. Platynowe style prosto z nowojorskiego bruku.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5807","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

 

]]>
"Most Valuable Poet on the M.I.C." - cuty z Big Daddy Kane'ahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-08-19,most-valuable-poet-on-the-mic-cuty-z-big-daddy-kaneahttps://popkiller.kingapp.pl/2013-08-19,most-valuable-poet-on-the-mic-cuty-z-big-daddy-kaneaAugust 19, 2013, 1:20 pmDaniel WardzińskiWydaje mi się, że Big Daddy Kane należy do najściślejszej czołówki jeśli chodzi o to ile razy korzystano z jego wersów w kawałkach innych artystów. Follow-upy to jedno, stały się powszechne jak w Polsce nawiązania do "Skandalu". BDK praktycznie od samego początku stał się pupilem DJ'ów, którzy kochali cutować jego wersy na wszystkie sposoby.Kiedy po wielu latach słuchania rapu dotarłem do dyskografii Kane'a, słuchając szczególnie pierwszych płyt miałem dziwne poczucie, że znam teksty chociaż kawałek słyszę pierwszy raz. Ilość wykorzystanych przez DJ'ów linijek z "Just Rhymin' WIth Biz", "Ain't No Half Steppin" albo "Raw" jest wręcz przytłaczająca. W rozwinięciu znajdziecie więc ograniczony do 10 pozycji wybór, który wyjaśni jak wielu artystów chciało mieć ten wyjątkowy głos w swoim kawałku. W zestawieniu głównie rzeczy starsze (i ultraklasyczne), ale nie zapominajmy, że cuty i follow-upy pojawiały się też m.in. w "My Chick Bad" Ludacrisa, "Arrival" Atmosphere czy "Nostalgii" Marco Polo.Gang Starr "Manifest"Singiel z pierwszego albumu Gang Starra "No More Mr. Nice Guy" zatytułowany "Manifest" to jeden z pierwszych (i zdecydowanie nie ostatnich) przypadków, kiedy DJ Premier wykorzystuje próbki wersów Kane'a. W tym wypadku jest to oczywiście "words that I manifest" z numer "Word To The Mother (Land)" z "Long Live The Kane". Płyty Gang Starra są zresztą bardzo bogate w cuty z Kane'a. Pojawia się m.in. w "Step In The Arena", "Mass Appeal" czy "PLAYTAWIN".Kool G Rap & DJ Polo "Poison"Kiedy w 1989 roku kumpel Kane'a z Juice Crew debiutował w duecie z DJ'em Polo albumem "Road To The Riches" w jednym z numerów "Poison" wykorzystali cuty z numeru "Just Rhymin' With Biz", który do dziś jest jednym z najczęściej cutowanych tracków ever. W tym wypadku akurat chodził o Biza wrzeszczącego "fooonky", ale dalsza dyskografia roi się od kolejnych DJ'skich cytatów. BDK z kolei na końcu numeru dostaje swoje pozdrowienia w shoutach G Rapa.Lord Finesse & DJ Mike Smooth "Strictly For The Ladies"O follow-upie do ikony Cold Chillin' nie zapomnieli również Lord Finesse & DJ Mike Smooth. Singlem z ich debiutanckiego i absolutnie klasycznego "Funky Technician" było "Strictly For The Ladies" do którego cuty z Kane'a pasowały jak ulał. Padło na wersy ze "Smooth Operator" - "now girls, step up to this".LL Cool J "Mama Said Knock You Out"Kolejny z ulubionych numerów Kane'a wśród DJ'ów to debiutancki, ultraklasyczny singiel "Raw". Właśnie ten jeden wyraz kręci się na gramofonach w jednym z najbardziej rozpoznawalnych singli LL Cool J'a - "Mama Said Knock You Out". RAW!Diamond & Psychotic Neurotics "Best Kept Secret"Jeden z najlepszych producentów za mikrofonem w historii - Diamond D, członek D.I.T.C., w genialnym singlu z debiutanckiego krążka "Stunts, Blunts & Hip-Hop" wykorzystał w refrenie klasyczny wers "If rapper tries to diss I crush a motherfucker".Pete Rock & CL Smooth "I Get Physical"Cuty z Kane'a stały się niezwykle popularne wśród najlepszych z najlepszych. Pete Rock w szczytowej formie korzystał z nich bardzo często. Najlepszym przykładem jest kapitalne "I Get Physical" z wydanej w 1994 roku płyty duetu Pete Rock & CL Smooth "Main Ingredient". Tytułowy cut stylowo wkomponowany w refrenie pochodzi oczywiście z "Just Rhymin' With Biz".Redman "Can't Wait"Wybitny singiel z jednej z najlepszych płyt Redmana - wydanego w 1994 r. "Dare Iz A Darkside" również okraszono głosem Kane'a. W czasie, kiedy wjeżdża cudowny refren z Mary Jane Girls ("I can't wait to get it on"), słyszymy "check it out y'all and keep on". Skąd jeśli nie z "Just Rhymin' With Biz"?Biggie "Ready To Die"Szczerze mówiąc, trochę zaskoczyło mnie, że w porównaniu z innymi artystami, u Biggiego akurat cutów z BDK'a było mniej. Właściwie nie było w ogóle. Poza tym jednym momentem z tytułowego kawałka debiutanckiego krążka grubasa z Bed-Stuy. Na samym początku "Ready To Die" słyszymy krótkie, ale bardzo charakterystyczne "I'm ready" wycięte z momentu przed wjazdem Kane'a w "Ain't No Half Steppin".AZ "Rather Unique""Rather Unique" - wynik współpracy AZ z Pete Rockiem, to jak jedna z najlepszych wizytówek tego gatunku w ogóle. W refrenie tytułowa fraza pocięta jest w sposób, który powinien stanowić wzór dla DJ'ów zapędzonych w miliony cytatów na raz, zamiast dobrze skupić się na najtrafniejszym. Fraza pochodzi oczywiście z "Just Rhymin' With Biz", no bo niby skąd? Swoją drogą to bardzo ciekawe dlaczego akurat ten numer z wszystkich singli BDK najbardziej przypadł do gustu cytującym.Big L "MVP"Kolejnym przeklasycznym przykładem wykorzystania cytatu z "Just Rhymin' With Biz" jest legenda Harlemu - Big L. Jeden z najlepszych MC's jakich dane mi było słyszeć w jednym z najważniejszych singli w swojej karierze określił się MVP - "most valuable poet on the M.I.C.". Nie był pierwszym, który to zrobił - wcześniej w numer z Biz Markiem nazwał się tak BDK i cut z jego wersu znajdziemy na "Lifestylez" Big L'a.PS: Lista numerów w których wykorzystano cytaty z numerów Big Daddy Kane'a wydaje się nie mieć końca, a ciągle dochodzą nowe. Ktoś z was może powiedzieć, że cuty to nie to samo co wyraz szacunku i, że artyści potrzebują konkretnych fraz bez silnego związku ze źródłem. Tak? To zastanówcie się ilu jest artystów, których słowa cytowano na debiucie Gang Starra, na największym singlu Big L'a i na "Ready To Die" Biggiego? Niewielu może się pochwalić takim osiągnięciem. Jeśli argumentacja do was nie trafia, zawsze jest to okazja żeby posłuchać 10 klasycznych numerów, prawda? Wydaje mi się, że Big Daddy Kane należy do najściślejszej czołówki jeśli chodzi o to ile razy korzystano z jego wersów w kawałkach innych artystów. Follow-upy to jedno, stały się powszechne jak w Polsce nawiązania do "Skandalu". BDK praktycznie od samego początku stał się pupilem DJ'ów, którzy kochali cutować jego wersy na wszystkie sposoby.

Kiedy po wielu latach słuchania rapu dotarłem do dyskografii Kane'a, słuchając szczególnie pierwszych płyt miałem dziwne poczucie, że znam teksty chociaż kawałek słyszę pierwszy raz. Ilość wykorzystanych przez DJ'ów linijek z "Just Rhymin' WIth Biz", "Ain't No Half Steppin" albo "Raw" jest wręcz przytłaczająca. W rozwinięciu znajdziecie więc ograniczony do 10 pozycji wybór, który wyjaśni jak wielu artystów chciało mieć ten wyjątkowy głos w swoim kawałku. W zestawieniu głównie rzeczy starsze (i ultraklasyczne), ale nie zapominajmy, że cuty i follow-upy pojawiały się też m.in. w "My Chick Bad" Ludacrisa, "Arrival" Atmosphere czy "Nostalgii" Marco Polo.

Gang Starr "Manifest"

Singiel z pierwszego albumu Gang Starra "No More Mr. Nice Guy" zatytułowany "Manifest" to jeden z pierwszych (i zdecydowanie nie ostatnich) przypadków, kiedy DJ Premier wykorzystuje próbki wersów Kane'a. W tym wypadku jest to oczywiście "words that I manifest" z numer "Word To The Mother (Land)" z "Long Live The Kane". Płyty Gang Starra są zresztą bardzo bogate w cuty z Kane'a. Pojawia się m.in. w "Step In The Arena", "Mass Appeal" czy "PLAYTAWIN".

Kool G Rap & DJ Polo "Poison"

Kiedy w 1989 roku kumpel Kane'a z Juice Crew debiutował w duecie z DJ'em Polo albumem "Road To The Riches" w jednym z numerów "Poison" wykorzystali cuty z numeru "Just Rhymin' With Biz", który do dziś jest jednym z najczęściej cutowanych tracków ever. W tym wypadku akurat chodził o Biza wrzeszczącego "fooonky", ale dalsza dyskografia roi się od kolejnych DJ'skich cytatów. BDK z kolei na końcu numeru dostaje swoje pozdrowienia w shoutach G Rapa.

Lord Finesse & DJ Mike Smooth "Strictly For The Ladies"

O follow-upie do ikony Cold Chillin' nie zapomnieli również Lord Finesse & DJ Mike Smooth. Singlem z ich debiutanckiego i absolutnie klasycznego "Funky Technician" było "Strictly For The Ladies" do którego cuty z Kane'a pasowały jak ulał. Padło na wersy ze "Smooth Operator" - "now girls, step up to this".

LL Cool J "Mama Said Knock You Out"

Kolejny z ulubionych numerów Kane'a wśród DJ'ów to debiutancki, ultraklasyczny singiel "Raw". Właśnie ten jeden wyraz kręci się na gramofonach w jednym z najbardziej rozpoznawalnych singli LL Cool J'a - "Mama Said Knock You Out". RAW!

Diamond & Psychotic Neurotics "Best Kept Secret"

Jeden z najlepszych producentów za mikrofonem w historii - Diamond D, członek D.I.T.C., w genialnym singlu z debiutanckiego krążka "Stunts, Blunts & Hip-Hop" wykorzystał w refrenie klasyczny wers "If rapper tries to diss I crush a motherfucker".

Pete Rock & CL Smooth "I Get Physical"

Cuty z Kane'a stały się niezwykle popularne wśród najlepszych z najlepszych. Pete Rock w szczytowej formie korzystał z nich bardzo często. Najlepszym przykładem jest kapitalne "I Get Physical" z wydanej w 1994 roku płyty duetu Pete Rock & CL Smooth "Main Ingredient". Tytułowy cut stylowo wkomponowany w refrenie pochodzi oczywiście z "Just Rhymin' With Biz".

Redman "Can't Wait"

Wybitny singiel z jednej z najlepszych płyt Redmana - wydanego w 1994 r. "Dare Iz A Darkside" również okraszono głosem Kane'a. W czasie, kiedy wjeżdża cudowny refren z Mary Jane Girls ("I can't wait to get it on"), słyszymy "check it out y'all and keep on". Skąd jeśli nie z "Just Rhymin' With Biz"?

Biggie "Ready To Die"

Szczerze mówiąc, trochę zaskoczyło mnie, że w porównaniu z innymi artystami, u Biggiego akurat cutów z BDK'a było mniej. Właściwie nie było w ogóle. Poza tym jednym momentem z tytułowego kawałka debiutanckiego krążka grubasa z Bed-Stuy. Na samym początku "Ready To Die" słyszymy krótkie, ale bardzo charakterystyczne "I'm ready" wycięte z momentu przed wjazdem Kane'a w "Ain't No Half Steppin".

AZ "Rather Unique"

"Rather Unique" - wynik współpracy AZ z Pete Rockiem, to jak jedna z najlepszych wizytówek tego gatunku w ogóle. W refrenie tytułowa fraza pocięta jest w sposób, który powinien stanowić wzór dla DJ'ów zapędzonych w miliony cytatów na raz, zamiast dobrze skupić się na najtrafniejszym. Fraza pochodzi oczywiście z "Just Rhymin' With Biz", no bo niby skąd? Swoją drogą to bardzo ciekawe dlaczego akurat ten numer z wszystkich singli BDK najbardziej przypadł do gustu cytującym.

Big L "MVP"

Kolejnym przeklasycznym przykładem wykorzystania cytatu z "Just Rhymin' With Biz" jest legenda Harlemu - Big L. Jeden z najlepszych MC's jakich dane mi było słyszeć w jednym z najważniejszych singli w swojej karierze określił się MVP - "most valuable poet on the M.I.C.". Nie był pierwszym, który to zrobił - wcześniej w numer z Biz Markiem nazwał się tak BDK i cut z jego wersu znajdziemy na "Lifestylez" Big L'a.

PS: Lista numerów w których wykorzystano cytaty z numerów Big Daddy Kane'a wydaje się nie mieć końca, a ciągle dochodzą nowe. Ktoś z was może powiedzieć, że cuty to nie to samo co wyraz szacunku i, że artyści potrzebują konkretnych fraz bez silnego związku ze źródłem. Tak? To zastanówcie się ilu jest artystów, których słowa cytowano na debiucie Gang Starra, na największym singlu Big L'a i na "Ready To Die" Biggiego? Niewielu może się pochwalić takim osiągnięciem. Jeśli argumentacja do was nie trafia, zawsze jest to okazja żeby posłuchać 10 klasycznych numerów, prawda?

 

]]>
Big L "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2013-08-02,big-l-lifestylez-ov-da-poor-dangerous-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-08-02,big-l-lifestylez-ov-da-poor-dangerous-klasyk-na-weekendDecember 21, 2014, 12:03 amTomasz ModrzyńskiW dzisiejszym Klasyku Na Weekend moja ulubiona płyta jednego z najbardziej charyzmatycznych mc’s w historii. Mowa tu oczywiście o Big L’u i jego „Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous”. Całkiem możliwe, że zostanę skrytykowany za dosyć mocne wynoszenie na piedestał tego nowojorskiego rapera, aczkolwiek śmiem twierdzić pod względem flow i techniki był on najlepszym zawodnikiem tamtego okresu, przynajmniej w Nowym Jorku (mam nadzieję, że fani Nasa i Rakima nie zabiją mnie za to stwierdzenie. Panie i Panowie, przed wami Lamont Coleman i jego pierwszy (najlepszy?) solowy album…Płytę otwiera „Put It On”, który prawdopodobnie jest główną wizytówką przedstawiciela Harlemu. Wydaje mi się, że zasłużenie bo mamy tu kwintesencję stylu Big L’a. Sporą ilość rymów, przyspieszenia na poziomie dla wielu nawet dziś nieosiągalnym oraz najważniejsze – zadziorność i charyzmę, czyli coś czego brakuje sporej części dzisiejszych raperów. Wiecie co mam na myśli? Po prostu gdy Lamont rapuje: „L keep rapper's hearts pumpin like Reeboks” to naprawdę jestem skłonny mu uwierzyć. Skoro już jesteśmy przy pojedynczych wersach to trzeba przyznać, że członka D.I.T.C. można cytować w nieskończoność. Przykładowo fragment „M.V.P.”: „And clown rappers I'm bound to slayI'm saying hi to all the cuties from around the wayYeah cause I got all of them sprung Jack, my girls are like boomerangsNo matter how far I throw them they come back”Oczywiście, dziś, gdy nawet na naszym podwórku wersy o bumerangu są powielane i stają się oklepane, możemy uznać ten fragment za średni. Jednak w roku 1995 Big L rzucał jedne z lepszych punchline’ów, a w opinii wielu osób nadal pozostaje mistrzem bragga. A żeby to stwierdzenie nie wydało się wam bezpodstawne, na „deser” jeszcze jeden cytat:„Step to this and get shanked upI knocked out so many teeth the tooth fairy went bankrupt”Co tu dużo mówić. Jeśli chodzi o moją reakcję na takie linijki, najlepiej przytoczyć numer Westside Connection #Bow Down.Pamiętajmy jednak, że aby nagrać klasyk nie wystarczy dobrze rapować. Potrzeba talentu do tworzenia klimatu, który przyciąga słuchaczy. A to można osiągnąć m.in. dzięki dobremu uchu do bitów i umiejętności dopasowania się do nich. Jak zapewne się spodziewacie, Big L radzi sobie na tej płaszczyźnie bardzo dobrze. Praktycznie na całej płycie słychać (a może nawet czuć?) brudne ulice Harlemu, po których świętej pamięci Lamont się przemieszczał. Lecz taka sytuacja nie dziwi kiedy spojrzymy na tracklistę, bowiem za bity odpowiadają tacy producenci jak Showbiz, z przedobrym „I Don’t Understand It” na czele, oraz Buckwild, któremu gratulacje należą się przede wszystkim za „Put It On” i „Danger Zone”. Logiczne zatem, że mając takie skillsy i takich producentów pod ręką nie można wypuścić słabego materiału (właściwie to można, ale z pewnością nie dotyczy to tego pana).Na temat „Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous” mógłbym napisać jeszcze wiele. Aczkolwiek o takich płytach można pisać w nieskończoność, ale lepiej po prostu wrzucić je na odsłuch. Pozycja obowiązkowa. Z kolei jeżeli znasz dyskografię Big L’a to zachęcam do ponownego odsłuchu, gdyż ten bezczelny kot za każdym razem brzmi tak samo świeżo.Na sam koniec natomiast chciałbym zacytować dwa wersy z „Street Stuck”, które brzmią szczególnie dosadnie biorąc pod uwagę, iż Lamont Coleman został zastrzelony we własnej okolicy, dokładnie tej którą widzimy na okładce:„You never know when you gonna get wetCause mad clowns be catchin wreck with a tec just to get a rep”PS. Osoby które czytają nas jeszcze od czasów spinnerowych skojarzą może, że debiut L'a pojawił się już w jednym z pierwszych odcinków Klasyka Na Weekend - jednak gdy Tomek napisał swój tekst uznaliśmy, że czemu by nie przedstawić tej kultowej i bardzo niedocenianej płyty jeszcze raz, skoro w międzyczasie doszło wielu nowych, także młodych czytelników? Dla mnie Big L wciąż pozostaje ulubionym raperem wszechczasów a jego debiut jedną z 10 ulubionych płyt, polecam wszystkim. A tutaj mój stary tekst o "Lifestylez". - przyp. Mateusz Natali[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5602","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5603","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]W dzisiejszym Klasyku Na Weekend moja ulubiona płyta jednego z najbardziej charyzmatycznych mc’s w historii. Mowa tu oczywiście o Big L’u i jego „Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous”. Całkiem możliwe, że zostanę skrytykowany za dosyć mocne wynoszenie na piedestał tego nowojorskiego rapera, aczkolwiek śmiem twierdzić pod względem flow i techniki był on najlepszym zawodnikiem tamtego okresu, przynajmniej w Nowym Jorku (mam nadzieję, że fani Nasa i Rakima nie zabiją mnie za to stwierdzenie. Panie i Panowie, przed wami Lamont Coleman i jego pierwszy (najlepszy?) solowy album…

Płytę otwiera „Put It On”, który prawdopodobnie jest główną wizytówką przedstawiciela Harlemu.Wydaje mi się, że zasłużenie bo mamy tu kwintesencję stylu Big L’a. Sporą ilość rymów, przyspieszenia na poziomie dla wielu nawet dziś nieosiągalnym oraz najważniejsze – zadziorność i charyzmę, czyli coś czego brakuje sporej części dzisiejszych raperów. Wiecie co mam na myśli? Po prostu gdy Lamont rapuje: „L keep rapper's hearts pumpin like Reeboks” to naprawdę jestem skłonny mu uwierzyć. Skoro już jesteśmy przy pojedynczych wersach to trzeba przyznać, że członka D.I.T.C. można cytować w nieskończoność. Przykładowo fragment „M.V.P.”:
„And clown rappers I'm bound to slay
I'm saying hi to all the cuties from around the way
Yeah cause I got all of them sprung Jack, my girls are like boomerangs
No matter how far I throw them they come back”
Oczywiście, dziś, gdy nawet na naszym podwórku wersy o bumerangu są powielane i stają się oklepane, możemy uznać ten fragment za średni. Jednak w roku 1995 Big L rzucał jedne z lepszych punchline’ów, a w opinii wielu osób nadal pozostaje mistrzem bragga. A żeby to stwierdzenie nie wydało się wam bezpodstawne, na „deser” jeszcze jeden cytat:
„Step to this and get shanked up
I knocked out so many teeth the tooth fairy went bankrupt”
Co tu dużo mówić. Jeśli chodzi o moją reakcję na takie linijki, najlepiej przytoczyć numer Westside Connection #Bow Down.

Pamiętajmy jednak, że aby nagrać klasyk nie wystarczy dobrze rapować. Potrzeba talentu do tworzenia klimatu, który przyciąga słuchaczy. A to można osiągnąć m.in. dzięki dobremu uchu do bitów i umiejętności dopasowania się do nich.
Jak zapewne się spodziewacie, Big L radzi sobie na tej płaszczyźnie bardzo dobrze. Praktycznie na całej płycie słychać (a może nawet czuć?) brudne ulice Harlemu, po których świętej pamięci Lamont się przemieszczał. Lecz taka sytuacja nie dziwi kiedy spojrzymy na tracklistę, bowiem za bity odpowiadają tacy producenci jak Showbiz, z przedobrym „I Don’t Understand It” na czele, oraz Buckwild, któremu gratulacje należą się przede wszystkim za „Put It On” i „Danger Zone”. Logiczne zatem, że mając takie skillsy i takich producentów pod ręką nie można wypuścić słabego materiału (właściwie to można, ale z pewnością nie dotyczy to tego pana).

Na temat „Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous” mógłbym napisać jeszcze wiele. Aczkolwiek o takich płytach można pisać w nieskończoność, ale lepiej po prostu wrzucić je na odsłuch. Pozycja obowiązkowa. Z kolei jeżeli znasz dyskografię Big L’a to zachęcam do ponownego odsłuchu, gdyż ten bezczelny kot za każdym razem brzmi tak samo świeżo.

Na sam koniec natomiast chciałbym zacytować dwa wersy z „Street Stuck”, które brzmią szczególnie dosadnie biorąc pod uwagę, iż Lamont Coleman został zastrzelony we własnej okolicy, dokładnie tej którą widzimy na okładce:
„You never know when you gonna get wet
Cause mad clowns be catchin wreck with a tec just to get a rep”

PS. Osoby które czytają nas jeszcze od czasów spinnerowych skojarzą może, że debiut L'a pojawił się już w jednym z pierwszych odcinków Klasyka Na Weekend - jednak gdy Tomek napisał swój tekst uznaliśmy, że czemu by nie przedstawić tej kultowej i bardzo niedocenianej płyty jeszcze raz, skoro w międzyczasie doszło wielu nowych, także młodych czytelników? Dla mnie Big L wciąż pozostaje ulubionym raperem wszechczasów a jego debiut jedną z 10 ulubionych płyt, polecam wszystkim. A tutaj mój stary tekst o "Lifestylez". - przyp. Mateusz Natali

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5602","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5603","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Big L "Put It On (Cookin Soul Remix)" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-18,big-l-put-it-on-cookin-soul-remix-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-02-18,big-l-put-it-on-cookin-soul-remix-teledyskFebruary 17, 2013, 12:50 amDaniel WardzińskiKiedy słyszę hasło Harlem's Finest kojarzy mi się w pierwszej kolejności z nieodżałowanym właścicielem turboflow i autorem najbardziej zjadliwych, perfidnych i celnych linijek jakie słyszałem w życiu. You don't know? You betta ask somebody. Czternaście lat od śmierci Big L'a nic nie zmieniło w odbiorze jego numerów. Dziś prezentujemy wam remix "Put It On" autorstwa nieustannie zaskakujących zwyżkującą formą Cookin' Soul. Wiele słyszałem remixów tego kozaka, ale to chyba jeden z lepszych. Świetna robota.Kiedy słyszę hasło Harlem's Finest kojarzy mi się w pierwszej kolejności z nieodżałowanym właścicielem turboflow i autorem najbardziej zjadliwych, perfidnych i celnych linijek jakie słyszałem w życiu.You don't know? You betta ask somebody. Czternaście lat od śmierci Big L'a nic nie zmieniło w odbiorze jego numerów. Dziś prezentujemy wam remix "Put It On" autorstwa nieustannie zaskakujących zwyżkującą formą Cookin' Soul. Wiele słyszałem remixów tego kozaka, ale to chyba jeden z lepszych. Świetna robota.

]]>
Big L "M.V.P." (Diggin' In The Videos #263)https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-15,big-l-mvp-diggin-in-the-videos-263https://popkiller.kingapp.pl/2013-02-15,big-l-mvp-diggin-in-the-videos-263February 15, 2013, 10:41 pmPaweł MiedzielecNewsem dzisiejszego dnia była z pewnością nagła i niespodziewana śmierć Tim Doga, która sprawiła że prawie zapomniałem o innym ważnym wydarzeniu w historii hip-hopu, jakie rozegrało się 15 lutego 1999 roku. Wtedy, 14 lat temu odeszła od nas inna wielka postać, czyli Lamont Coleman - znany wszystkim słuchaczom jako Big L.Będący u wrót wielkiej kariery raper z Harlemu, został zastrzelony przez niezidentyfikowanego sprawcę, którego nie udało się do dzisiaj odnaleźć. Tym samym, podzielił los innych czarnoskórych muzyków jak Tupac Shakur czy Biggie Smalls, których zabójstwa również uszły ich mordercom płazem (chyba)...Krążą plotki, że w chwili śmierci Big L był bliski podpisania kontraktu z wytwórnią Roc-A-Fella Records, co z pewnością wywindowało by jego karierę na nowe wyżyny. W czasie swojej krótkiej, aczkolwiek błyskotliwej kariery nagrał tylko jeden album - "Lifestylez ov da Poor & Dangerous", który jest dzisiaj uznawany za jeden z największych klasyków nowojorskiego hip-hopu lat 90-tych. I słusznie, bo Big L był artystą jaki rodzi się tylko raz na jedno pokolenie.Nic więc dziwnego, że jeden ze swoich najlepszych (jeśli nie najlepszy) singli zatytułował zwyczajnie M.V.P. - "Most Valuable Poet". Podobnie jak Michael Jordan na parkietach NBA, taki i Big L w rap grze nie miał sobie równych (no może z wyjątkiem B.I.G. i Big Puna), jeśli chodzi o technikę rapowania i fruwjące w każdym kawałku pancze, przy których przeważnie kopara zjeżdżała aż do samej podłogi.Chociaż "M.V.P." miało w założeniu być "komercyjnym" singlem, dzięki któremu twórczość L'a dotarła by do większego grona odbiorców - nie można mu w żadnym stopniu odmówić parania się półśrodkami i pójścia na łatwiznę, byle by tylko kawałek śmigał non-stop w radiu. Wprost przeciwnie, z technicznego punktu widzenia numer ma w sobie taką samą moc, jak wszystkie inne kawałka reprezentanta Harlemu ("L’s a clever threat, a lyricist who never sweat/Comparin’ yourself to me is like a Benz to a Chevrolet"). Do tego perfekcyjnie dobrana produkcja, którą dostarczył Salah komponuje się z tekstem jeszcze lepiej, niż albumowa wersja autorstwa Lord Finessa.Właściwie to refren utworu perfekcyjnie podsumowuje cały kunszt twórczości 24-letniego rapera, który słusznie jest zaliczany do grona najbardziej utalentowanych artystów, jakich wydał na świat Hip-Hop.If rap was a game, he'll be the M.V.P. - the most valuable poet on the M.I.C.Big L Rest In Peace.Newsem dzisiejszego dnia była z pewnością nagła i niespodziewana śmierć Tim Doga, która sprawiła że prawie zapomniałem o innym ważnym wydarzeniu w historii hip-hopu, jakie rozegrało się 15 lutego 1999 roku. Wtedy, 14 lat temu odeszła od nas inna wielka postać, czyli Lamont Coleman - znany wszystkim słuchaczom jako Big L.

Będący u wrót wielkiej kariery raper z Harlemu, został zastrzelony przez niezidentyfikowanego sprawcę, którego nie udało się do dzisiaj odnaleźć. Tym samym, podzielił los innych czarnoskórych muzyków jak Tupac Shakur czy Biggie Smalls, których zabójstwa również uszły ich mordercom płazem (chyba)...
Krążą plotki, że w chwili śmierci Big L był bliski podpisania kontraktu z wytwórnią Roc-A-Fella Records, co z pewnością wywindowało by jego karierę na nowe wyżyny. W czasie swojej krótkiej, aczkolwiek błyskotliwej kariery nagrał tylko jeden album - "Lifestylez ov da Poor & Dangerous", który jest dzisiaj uznawany za jeden z największych klasyków nowojorskiego hip-hopu lat 90-tych. I słusznie, bo Big L był artystą jaki rodzi się tylko raz na jedno pokolenie.

Nic więc dziwnego, że jeden ze swoich najlepszych (jeśli nie najlepszy) singli zatytułował zwyczajnie M.V.P. - "Most Valuable Poet". Podobnie jak Michael Jordan na parkietach NBA, taki i Big L w rap grze nie miał sobie równych (no może z wyjątkiem B.I.G. i Big Puna), jeśli chodzi o technikę rapowania i fruwjące w każdym kawałku pancze, przy których przeważnie kopara zjeżdżała aż do samej podłogi.
Chociaż "M.V.P." miało w założeniu być "komercyjnym" singlem, dzięki któremu twórczość L'a dotarła by do większego grona odbiorców - nie można mu w żadnym stopniu odmówić parania się półśrodkami i pójścia na łatwiznę, byle by tylko kawałek śmigał non-stop w radiu. Wprost przeciwnie, z technicznego punktu widzenia numer ma w sobie taką samą moc, jak wszystkie inne kawałka reprezentanta Harlemu ("L’s a clever threat, a lyricist who never sweat/Comparin’ yourself to me is like a Benz to a Chevrolet"). Do tego perfekcyjnie dobrana produkcja, którą dostarczył Salah komponuje się z tekstem jeszcze lepiej, niż albumowa wersja autorstwa Lord Finessa.

Właściwie to refren utworu perfekcyjnie podsumowuje cały kunszt twórczości 24-letniego rapera, który słusznie jest zaliczany do grona najbardziej utalentowanych artystów, jakich wydał na świat Hip-Hop.

If rap was a game, he'll be the M.V.P. - the most valuable poet on the M.I.C.

Big L Rest In Peace.

]]>
"Street Struck" - nowe wieści dotyczące dokumentu o Big L'uhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-06-18,street-struck-nowe-wiesci-dotyczace-dokumentu-o-big-luhttps://popkiller.kingapp.pl/2011-06-18,street-struck-nowe-wiesci-dotyczace-dokumentu-o-big-luJune 18, 2011, 3:00 pmDaniel WardzińskiKażdy kto ma chociażby mgliste pojęcie o tym jak składa się wersy, musi mieć w sobie mnóstwo szacunku dla umiejętności jednego z "wielkich nieobecnych" amerykańskiej sceny - Big L'a. Człowiek dla którego skurwiała złośliwość (i błyskotliwość) oraz mordercza technika były tak oczywiste, że nawet we freestyle'ach potrafił zawrzeć ich nieprawdopodobne ilości. Rapowy pracocholik i jeden z największych, którzy kiedykolwiek stanęli za mikrofonem... Spoczywaj w pokoju panie Coleman.Wspominaliśmy wam już o tym, że niebawem możemy spodziewać się premiery nowego filmu dokumentalnego o L'u zatytułowanego "Street Struck" od tytułu jednego z jego największych klasyków z debiutanckiego "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous". Mamy dla was zapowiadający tę produkcję niepublikowany wcześniej wywiad oraz parę szczegółów.Wywiad został zarejestrowany jeszcze przed premierą "Lifestylez", zaraz po wypuszczaniu singlowego "Put It On" z Kid Caprim. Big L był wtedy na wspólnej trasie z rozkręcającymi swój biznes chłopakami z Bad Boy - Biggiem, Puffym i Craig Mackiem. Możecie w nim usłyszeć z pierwszej ręki chociażby to w jaki sposób L znalazł się w D.I.T.C. Dla osób czekających na film może być to dowód na to, że zostaną w nim zawarte materiały, których nie widzieli wcześniej. Obym miał rację...Co się natomiast tyczy filmu - możemy spodziewać się go "w końcówce sierpnia lub na początku września". Niebawem ma się ukazać teledysk do numeru Mike'a Boogie "Me & Big L", który promuje soundtrack do produkcji. Mike Boogie jest jednym z raperów, którzy mieli zaszczyt znaleźć się w legendarnym posse-cut'ie L'a "8 Iz Enuff". Czekamy.

Każdy kto ma chociażby mgliste pojęcie o tym jak składa się wersy, musi mieć w sobie mnóstwo szacunku dla umiejętności jednego z "wielkich nieobecnych" amerykańskiej sceny - Big L'a. Człowiek dla którego skurwiała złośliwość (i błyskotliwość) oraz mordercza technika były tak oczywiste, że nawet we freestyle'ach potrafił zawrzeć ich nieprawdopodobne ilości. Rapowy pracocholik i jeden z największych, którzy kiedykolwiek stanęli za mikrofonem... Spoczywaj w pokoju panie Coleman.

Wspominaliśmy wam już o tym, że niebawem możemy spodziewać się premiery nowego filmu dokumentalnego o L'u zatytułowanego "Street Struck" od tytułu jednego z jego największych klasyków z debiutanckiego "Lifestylez Ov Da Poor & Dangerous". Mamy dla was zapowiadający tę produkcję niepublikowany wcześniej wywiad oraz parę szczegółów.

Wywiad został zarejestrowany jeszcze przed premierą "Lifestylez", zaraz po wypuszczaniu singlowego "Put It On" z Kid Caprim. Big L był wtedy na wspólnej trasie z rozkręcającymi swój biznes chłopakami z Bad Boy - Biggiem, Puffym i Craig Mackiem. Możecie w nim usłyszeć z pierwszej ręki chociażby to w jaki sposób L znalazł się w D.I.T.C. Dla osób czekających na film może być to dowód na to, że zostaną w nim zawarte materiały, których nie widzieli wcześniej. Obym miał rację...

Co się natomiast tyczy filmu - możemy spodziewać się go "w końcówce sierpnia lub na początku września". Niebawem ma się ukazać teledysk do numeru Mike'a Boogie "Me & Big L", który promuje soundtrack do produkcji. Mike Boogie jest jednym z raperów, którzy mieli zaszczyt znaleźć się w legendarnym posse-cut'ie L'a "8 Iz Enuff". Czekamy.

 

]]>
Big L "Return Of Devil's Son" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2010-12-10,big-l-return-of-devils-son-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2010-12-10,big-l-return-of-devils-son-recenzjaDecember 31, 2013, 7:58 pmAdmin stronyZamieszania było z tym albumem co nie miara. Pierwotnie pieczę nad nim miał trzymać Lord Finesse, biorąc do pomocy DJ-a Premiera. Jednak po śmierci matki L'a Ness stwierdził, że wydanie albumu jest niemożliwe, bo kasa musiałaby pójść do ojca Lamonta, który nigdy nie interesował się swoim synem.Teraz jednak "Return Of The Devils Son" wreszcie trafiło do fanów. Bez wkładu Finesse'a (nam napisał, że to nieoficjalne wydawnictwo), jednak z "autoryzacją" rodziny. Ciężko się w tym połapać, a jak brzmi sam materiał?Myślę, że warstwy rapowej nie ma co omawiać. Big L to MC bez wad i już. Dla mnie osobiście najlepszy raper w historii. Kipiący charyzmą, dysponujący ciętym charakterystycznym wokalem, który odnajdował się dobrze na każdym bicie. Piszący teksty, mocne, ciężkie, życiowe, a zarazem świetnie poskładane (to L wypromował podwójne rymy) i przeładowane morderczymi punchline'ami, które wypluwał z siebie jak karabin. If rap is a game he was MVP.Jak za to prezentuje się reszta i całokształt? Materiał przypomina w tej kwestii mixtape czy bootleg - niepublikowane numery, wolne style, remixy, które mogliśmy słyszeć gdzieś wcześniej na nieoficjalnych wydawnictwach. Brudne undergroundowe brzmienie dopełnia obrazu. Dobrze usłyszeć oficjalnie takie jointy jak niesamowite "Once Again", dobrze też zajrzeć do wyciągniętych z szuflady tracków L'a, w takim stanie, w jakim je tam zostawił. Bez żadnych przeróbek, nie pasujących bitów czy dziwacznych gości.Jednak pozostaje niedosyt. Jeśli "Return Of The Devils Son" traktować jako kompilację niepublikowanych numerów to możemy cieszyć się, że nasza kolekcja stanie się pełniejsza i bardziej uporządkowana i możemy ocenić je na 5. Jeśli uznawać to za trzeci oficjalny album L'a to brakuje tu ręki ogarniętego gościa czuwającego nad całością, brakuje dopieszczonego brzmienia, specjalnie zrobionych bitów od dobrych znajomych z ekipy - tego, co miało być na płycie, gdy chciał ogarniać ją Lord Finesse z pomocą DJ-a Premiera. Wyjaśnienia Nessa w naszym wywiadzie sprawiają, że ciężko mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Co nie zmienia faktu - traktując jako trzeci oficjalny album, więcej niż 4 nie można mu wystawić. Big L rest in peace.Zamieszania było z tym albumem co nie miara. Pierwotnie pieczę nad nim miał trzymać Lord Finesse, biorąc do pomocy DJ-a Premiera. Jednak po śmierci matki L'a Ness stwierdził, że wydanie albumu jest niemożliwe, bo kasa musiałaby pójść do ojca Lamonta, który nigdy nie interesował się swoim synem.

Teraz jednak "Return Of The Devils Son" wreszcie trafiło do fanów. Bez wkładu Finesse'a (nam napisał, że to nieoficjalne wydawnictwo), jednak z "autoryzacją" rodziny. Ciężko się w tym połapać, a jak brzmi sam materiał?

Myślę, że warstwy rapowej nie ma co omawiać. Big L to MC bez wad i już. Dla mnie osobiście najlepszy raper w historii. Kipiący charyzmą, dysponujący ciętym charakterystycznym wokalem, który odnajdował się dobrze na każdym bicie. Piszący teksty, mocne, ciężkie, życiowe, a zarazem świetnie poskładane (to L wypromował podwójne rymy) i przeładowane morderczymi punchline'ami, które wypluwał z siebie jak karabin. If rap is a game he was MVP.

Jak za to prezentuje się reszta i całokształt? Materiał przypomina w tej kwestii mixtape czy bootleg - niepublikowane numery, wolne style, remixy, które mogliśmy słyszeć gdzieś wcześniej na nieoficjalnych wydawnictwach. Brudne undergroundowe brzmienie dopełnia obrazu. Dobrze usłyszeć oficjalnie takie jointy jak niesamowite "Once Again", dobrze też zajrzeć do wyciągniętych z szuflady tracków L'a, w takim stanie, w jakim je tam zostawił. Bez żadnych przeróbek, nie pasujących bitów czy dziwacznych gości.

Jednak pozostaje niedosyt. Jeśli "Return Of The Devils Son" traktować jako kompilację niepublikowanych numerów to możemy cieszyć się, że nasza kolekcja stanie się pełniejsza i bardziej uporządkowana i możemy ocenić je na 5. Jeśli uznawać to za trzeci oficjalny album L'a to brakuje tu ręki ogarniętego gościa czuwającego nad całością, brakuje dopieszczonego brzmienia, specjalnie zrobionych bitów od dobrych znajomych z ekipy - tego, co miało być na płycie, gdy chciał ogarniać ją Lord Finesse z pomocą DJ-a Premiera. Wyjaśnienia Nessa w naszym wywiadzie sprawiają, że ciężko mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Co nie zmienia faktu - traktując jako trzeci oficjalny album, więcej niż 4 nie można mu wystawić. Big L rest in peace.
]]>