popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) GZAhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/18094/GZANovember 15, 2024, 1:28 ampl_PL © 2024 Admin stronyGZA na trzech koncertach w Polsce!https://popkiller.kingapp.pl/2020-03-08,gza-na-trzech-koncertach-w-polscehttps://popkiller.kingapp.pl/2020-03-08,gza-na-trzech-koncertach-w-polsceMarch 8, 2020, 1:00 amMaciej WojszkunPod względem koncertów wiosna 2020 przentuje się coraz okazalej! Fani klasyki rapu z pewnością ucieszą się, że już niedługo na trzy koncerty do naszego kraju zawita ponownie "głowa Voltrona Wu-Tang" - sam The Genius, GZA!Genius zagra w Krakowie (Klub Kwadrat), Gdańsku (w Teatrze Szekspirowskim) i w Warszawie (Praga Centrum, w ramach rozgrzewki przed World Wide Warsaw), odpowiednio 16, 17 i 18 marca. Okazja jest niebagatelna - w tym roku wypada bowiem 25. rocznica albumu uznanego za jeden z najwybitniejszych w historii gatunku - "Liquid Swords".Linki do wydarzeń na Facebooku: KRAKÓW, GDAŃSK, WARSZAWA.Bilety możecie kupić za pośrednictwem biletomatu Big Idea TUTAJ.To jak, widzimy się? Wu-Tang Forever![[{"fid":"58017","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Pod względem koncertów wiosna 2020 przentuje się coraz okazalej! Fani klasyki rapu z pewnością ucieszą się, że już niedługo na trzy koncerty do naszego kraju zawita ponownie "głowa Voltrona Wu-Tang" - sam The Genius, GZA!

Genius zagra w Krakowie (Klub Kwadrat), Gdańsku (w Teatrze Szekspirowskim) i w Warszawie (Praga Centrum, w ramach rozgrzewki przed World Wide Warsaw), odpowiednio 16, 17 i 18 marca. Okazja jest niebagatelna - w tym roku wypada bowiem 25. rocznica albumu uznanego za jeden z najwybitniejszych w historii gatunku - "Liquid Swords".

Linki do wydarzeń na Facebooku:KRAKÓW, GDAŃSK, WARSZAWA.

Bilety możecie kupić za pośrednictwem biletomatu Big IdeaTUTAJ.

To jak, widzimy się? Wu-Tang Forever!

[[{"fid":"58017","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

]]>
GZA w Warszawie - fotorelacja z koncertu [support: Ras Kass]https://popkiller.kingapp.pl/2019-04-10,gza-w-warszawie-fotorelacja-z-koncertu-support-ras-kasshttps://popkiller.kingapp.pl/2019-04-10,gza-w-warszawie-fotorelacja-z-koncertu-support-ras-kassApril 9, 2019, 11:34 amMarcin NataliW zeszłym tygodniu w warszawskiej Progresji wystąpił legendarny współzałożyciel Wu-Tang Clanu, The Genius - GZA. Na supporcie zagrali kalifornijski weteran Ras Kass, członek Native Tongues Chi Ali, Al Tejeda, raper i producent Fokis oraz duet Water Team. Łapcie naszą fotorelację z organizowanego przez BIG idea wydarzenia. Wu-Tang! Zdjęcia: Jakub SandeckiW zeszłym tygodniu w warszawskiej Progresji wystąpił legendarny współzałożyciel Wu-Tang Clanu, The Genius - GZA. Na supporcie zagrali kalifornijski weteran Ras Kass, członek Native Tongues Chi Ali, Al Tejeda, raper i producent Fokis oraz duet Water Team. Łapcie naszą fotorelację z organizowanego przez BIG idea wydarzenia. Wu-Tang! 


Zdjęcia: Jakub Sandecki

]]>
GZA - założyciel Wu-Tangu zagra w Polsce!https://popkiller.kingapp.pl/2018-12-10,gza-zalozyciel-wu-tangu-zagra-w-polscehttps://popkiller.kingapp.pl/2018-12-10,gza-zalozyciel-wu-tangu-zagra-w-polsceDecember 10, 2018, 4:05 pmAdmin stronyPanie i Panowie, przed Państwem The Genius aka GZA! Jako najstarszy członek grupy, określany jest "duchowym przywódcą" (ang. spiritual head). Jego album zatytułowany “Liquid Swords”, wydany w 1995 roku, uważany jest obecnie za jeden z najważniejszych albumów hip-hopowych wszech czasów i jeden z najlepszych albumów wydanych przez członków Wu-Tang Clan...27 marca 2019 roku w Warszawie w klubie Proxima i dzień później, 28 marca we Wrocławiu w klubie Akademia, wystąpi jeden z najlepszych tekściarzy wszech czasów wg The Source, i jeden z najlepszych MCs naszych czasów zdaniem redakcji About.com, członek i założyciel Wu-Tang Clan, jednej z najważniejszych amerykańskich formacji hip-hopowych na świecie!17 stycznia 1996 roku, płyta osiągnęła status złotej, a 15 września 2015 roku, RIAA ogłosiło, że album uzyskał status płyty platynowej. W 1998 roku magazyn The Source umieścił album na liście 100 najlepszych albumów rapowych “100 Best Rap Albums”, a w 2006 roku Liquid Swords znalazł się w książce Roberta Dmiery'ego, 1001 albumów, które musisz usłyszeć przed śmiercią, teraz dodatkowo, nadarza się okazja aby usłyszeć ten album na żywo w wykonaniu samego mistrza. Koncerty w Warszawie i we Wrocławiu odbędą się bowiem w ramach trasy koncertowej “Liquid Swords vs. Dark Matter” European Tour! Bilety już dostępne! 27.03 Warszawa KUP BILET28.03 Wrocław KUP BILETWu-Tang Forever![[{"fid":"47685","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]Panie i Panowie, przed Państwem The Genius aka GZA! Jako najstarszy członek grupy, określany jest "duchowym przywódcą" (ang. spiritual head). Jego album zatytułowany “Liquid Swords”,  wydany w 1995 roku, uważany jest obecnie za jeden z najważniejszych albumów hip-hopowych wszech czasów i jeden z najlepszych albumów wydanych przez członków Wu-Tang Clan...

27 marca 2019 roku w Warszawie w klubie Proxima i dzień później, 28 marca we Wrocławiu w klubie Akademia, wystąpi jeden z najlepszych tekściarzy wszech czasów wg The Source, i jeden z najlepszych MCs naszych czasów zdaniem redakcji About.com, członek i założyciel Wu-Tang Clan, jednej z najważniejszych amerykańskich formacji hip-hopowych na świecie!

17 stycznia 1996 roku, płyta osiągnęła status złotej, a 15 września 2015 roku, RIAA ogłosiło, że album uzyskał status płyty platynowej. W 1998 roku magazyn The Source umieścił album na liście 100 najlepszych albumów rapowych “100 Best Rap Albums”, a w 2006 roku Liquid Swords znalazł się w książce Roberta Dmiery'ego, 1001 albumów, które musisz usłyszeć przed śmiercią, teraz dodatkowo, nadarza się okazja aby usłyszeć ten album na żywo w wykonaniu samego mistrza.
Koncerty w Warszawie i we Wrocławiu odbędą się bowiem w ramach trasy koncertowej “Liquid Swords vs. Dark Matter” European Tour!

Bilety już dostępne!
27.03 Warszawa KUP BILET
28.03 Wrocław KUP BILET

Wu-Tang Forever!

[[{"fid":"47685","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

]]>
GZA kolejną gwiazdą Hip Hop Kemp 2018!https://popkiller.kingapp.pl/2018-06-22,gza-kolejna-gwiazda-hip-hop-kemp-2018https://popkiller.kingapp.pl/2018-06-22,gza-kolejna-gwiazda-hip-hop-kemp-2018June 23, 2018, 2:11 pmHip Hop KempRówno dwa miesiące przed startem festiwalu Hip Hop Kemp, program tej kultowej imprezy wzbogaca się o jednego z najważniejszych raperów historii. Założyciel i najstarszy członek Wu-Tang Clan, GZA po raz pierwszy pojawi się w Hradec Králové, sprawiając, że tegoroczny lineup można śmiało nazwać jednym z najciekawszych w historii tej imprezy.GZA, jako duchowy lider Wu-Tangu tworzył kulturę hip-hopową i jest dla niej postacią naprawdę pomnikową. To on miał wielki wpływ na twórczość najbardziej legendarnej rap grupy wszechczasów i to jego muzyka była dla milionów ludzi na całym świecie pierwszym kontaktem z najpiękniejszą pasją świata. Chociaż aktywny jest już od prawie trzech dekad, to ciągle nie myśli o odcinaniu kuponów od swojej przeszłości. The Genius po raz pierwszy w historii wbije się na kempowego maina z całą masą kultowych tracków, ale też ze swoimi świeżymi produkcjami.Tym samym cały program Kempa wygląda już naprawdę imponująco. Wiemy już, że na festiwalu zagra także m.in. Chief Keef, Hopsin, $uecideboy$, Young M.A, Joyner Lucas oraz tradycyjnnie, cała czołówka polskiej scenyTegoroczna edycja festiwalu odbędzie się tradycyjnie w oddalonym o 50 kilometrów od polsko-czeskiej granicy Hradec Kralove, pomiędzy 23, a 25 sierpnia. Trzydniowe karnety, zapewniające także wstęp na poprzedzający go warm-up, są dostępne w sprzedaży za pośrednictwem oficjalnego polskiego sklepu internetowego www.joystore.pl/hhk, a wszelkie informacje dotyczące praktycznych aspektów festiwalu znajdziecie na stronie www.hhk.pl.Równo dwa miesiące przed startem festiwalu Hip Hop Kemp, program tej kultowej imprezy wzbogaca się o jednego z najważniejszych raperów historii. Założyciel i najstarszy członek Wu-Tang Clan, GZA po raz pierwszy pojawi się w Hradec Králové, sprawiając, że tegoroczny lineup można śmiało nazwać jednym z najciekawszych w historii tej imprezy.

GZA, jako duchowy lider Wu-Tangu tworzył kulturę hip-hopową i jest dla niej postacią naprawdę pomnikową. To on miał wielki wpływ na twórczość najbardziej legendarnej rap grupy wszechczasów i to jego muzyka była dla milionów ludzi na całym świecie pierwszym kontaktem z najpiękniejszą pasją świata. Chociaż aktywny jest już od prawie trzech dekad, to ciągle nie myśli o odcinaniu kuponów od swojej przeszłości. The Genius po raz pierwszy w historii wbije się na kempowego maina z całą masą kultowych tracków, ale też ze swoimi świeżymi produkcjami.

Tym samym cały program Kempa wygląda już naprawdę imponująco. Wiemy już, że na festiwalu zagra także  m.in. Chief Keef, Hopsin, $uecideboy$, Young M.A, Joyner Lucas oraz tradycyjnnie, cała czołówka polskiej sceny

Tegoroczna edycja festiwalu odbędzie się tradycyjnie w oddalonym o 50 kilometrów od polsko-czeskiej granicy Hradec Kralove, pomiędzy 23, a 25 sierpnia. Trzydniowe karnety, zapewniające także wstęp na poprzedzający go warm-up, są dostępne w sprzedaży za pośrednictwem oficjalnego polskiego sklepu internetowego www.joystore.pl/hhk, a wszelkie informacje dotyczące praktycznych aspektów festiwalu znajdziecie na stronie www.hhk.pl.

]]>
Drive By: GZA, Jazz Cartier, Gucci Mane, Tory Lanez, IAMSU!, Dizzy Wright...https://popkiller.kingapp.pl/2016-07-03,drive-by-gza-jazz-cartier-gucci-mane-tory-lanez-iamsu-dizzy-wrighthttps://popkiller.kingapp.pl/2016-07-03,drive-by-gza-jazz-cartier-gucci-mane-tory-lanez-iamsu-dizzy-wrightJuly 3, 2016, 10:01 pmWojciech WiktorKolejny dzień, kolejne Drive By. Tym razem w kosmicznym stylu powraca GZA, tribute dla Las Vegas wydaje Dizzy Wright, a Jazz Cartier okazuje szacunek dla Lil Wayne'a. Mamy też nowy klip IAMSU! oraz połączenie sił dwóch Freshmanów XXL. Jednocześnie Gucci Mane przekonuje słuchaczy, że wszyscy raperzy są tak naprawdę jego dziećmi, Tory Lanez znów nagrywa utwór, który jest niepodobny do żadnego z poprzednich, a Saint Joe wydaje kawałek, w którym featuring dograł Chino XL.Założyciel Wu-Tang Clanu prezentuje "The Spark", stworzone na potrzeby programu kosmicznego NASA - misji Juno, polegającej na dotarciu bezzałogowej sondy do orbity Jowisza. Równocześnie to zapowiedź solowej płyty Geniusa. "Dark Matter" będzie jego pierwszym materiałem wydanym od czasu "Pro Tools" z 2008 roku.Jazz Cartier, którego wysoko oceniliśmy za "Hotel Paranoia", okazuje szacunek dla Lil Wayne'a, nazywając jego ksywką nowy track. Mocny wokal Kanadyjczyka zmieszany z soczystą produkcją Lantza i niczego więcej fanom Cartiera nie potrzeba.Kolejny gość z Toronto w naszej przejażdżce to Tory Lanez. W teledysku do "LUV" udziela mu się dancehallowy klimat i znowu brzmi inaczej, niż w jakimkolwiek innym utworze, co często przypominają mu komentujący na YouTubie. "LUV" to drugi po "Say It" singiel z debiutu Tory'ego w Interscope - premiera krążka "I Told You" w tym roku.Przekaz "All My Children" jest prosty - wszyscy raperzy są dziećmi Gucciego. Sprawdźcie, czy jesteście w stanie rozpoznać każdą pociechę otaczającą go wokół bujanego fotela na kreskówkowej okładce.Dave East i G-Herbo zostali wybrani do tegorocznej Freshman Class magazynu XXL, a ich kooperacja przynosi utwór "Do It For". Produkcja - Black Metaphor. Ten sam, który zrobił bit do "Ali Bomaye" Game'a.Trio Saint Joe - Chris Rivers - Chino XL dostarcza swoimi wersami gier słownych, do jakich zdążyli przyzwyczaić odbiorców. Warto sprawdzić szczególnie dla ostatniego z nich. Chino pokazuje, że liryczne ostrze, jakim posługiwał się od debiutanckiego "Here To Save You All" z 1996 roku nie stępiło się nawet po 20 latach. Za instrumental odpowiada Norweg działający pod pseudonimem GVME OVER.Czas na reprezentanta HBK Gangu. IAMSU! promuje wydaną w marcu tego roku produkcję "Kilt 3", z której pochodzi poniższy klip. "Aura" to koncertowy teledysk, pokazujący jak bawią się ludzie, gdy do miasta przybywa raper z Bay Area.Zakończeniem tego Drive By zajmuje się Dizzy Wright. Na "The 702" EP znajdziecie 8 kawałków, tematycznie skupionych wokół Las Vegas, czyli rodzinnym mieście Dizzy'ego. To już druga EP-ka wydana przez niego w 2016 roku. Wcześniej było "Wisdom And Good Vibes", pierwszy materiał wypuszczony po odejściu Hopsina z Funk Volume.Kolejny dzień, kolejne Drive By. Tym razem w kosmicznym stylu powraca GZA, tribute dla Las Vegas wydaje Dizzy Wright, a Jazz Cartier okazuje szacunek dla Lil Wayne'a. Mamy też nowy klip IAMSU! oraz połączenie sił dwóch Freshmanów XXL. Jednocześnie Gucci Mane przekonuje słuchaczy, że wszyscy raperzy są tak naprawdę jego dziećmi, Tory Lanez znów nagrywa utwór, który jest niepodobny do żadnego z poprzednich, a Saint Joe wydaje kawałek, w którym featuring dograł Chino XL.

Założyciel Wu-Tang Clanu prezentuje "The Spark", stworzone na potrzeby programu kosmicznego NASA - misji Juno, polegającej na dotarciu bezzałogowej sondy do orbity Jowisza. Równocześnie to zapowiedź solowej płyty Geniusa. "Dark Matter" będzie jego pierwszym materiałem wydanym od czasu "Pro Tools" z 2008 roku.

Jazz Cartier, którego wysoko oceniliśmy za "Hotel Paranoia", okazuje szacunek dla Lil Wayne'a, nazywając jego ksywką nowy track. Mocny wokal Kanadyjczyka zmieszany z soczystą produkcją Lantza i niczego więcej fanom Cartiera nie potrzeba.

Kolejny gość z Toronto w naszej przejażdżce to Tory Lanez. W teledysku do "LUV" udziela mu się dancehallowy klimat i znowu brzmi inaczej, niż w jakimkolwiek innym utworze, co często przypominają mu komentujący na YouTubie. "LUV" to drugi po "Say It" singiel z debiutu Tory'ego w Interscope - premiera krążka "I Told You" w tym roku.

Przekaz "All My Children" jest prosty - wszyscy raperzy są dziećmi Gucciego. Sprawdźcie, czy jesteście w stanie rozpoznać każdą pociechę otaczającą go wokół bujanego fotela na kreskówkowej okładce.

Dave East i G-Herbo zostali wybrani do tegorocznej Freshman Class magazynu XXL, a ich kooperacja przynosi utwór "Do It For". Produkcja - Black Metaphor. Ten sam, który zrobił bit do "Ali Bomaye" Game'a.

Trio Saint Joe - Chris Rivers - Chino XL dostarcza swoimi wersami gier słownych, do jakich zdążyli przyzwyczaić odbiorców. Warto sprawdzić szczególnie dla ostatniego z nich. Chino pokazuje, że liryczne ostrze, jakim posługiwał się od debiutanckiego "Here To Save You All" z 1996 roku nie stępiło się nawet po 20 latach. Za instrumental odpowiada Norweg działający pod pseudonimem GVME OVER.

Czas na reprezentanta HBK Gangu. IAMSU! promuje wydaną w marcu tego roku produkcję "Kilt 3", z której pochodzi poniższy klip. "Aura" to koncertowy teledysk, pokazujący jak bawią się ludzie, gdy do miasta przybywa raper z Bay Area.

Zakończeniem tego Drive By zajmuje się Dizzy Wright. Na "The 702" EP znajdziecie 8 kawałków, tematycznie skupionych wokół Las Vegas, czyli rodzinnym mieście Dizzy'ego. To już druga EP-ka wydana przez niego w 2016 roku. Wcześniej było "Wisdom And Good Vibes", pierwszy materiał wypuszczony po odejściu Hopsina z Funk Volume.

]]>
OFF Festival 2016 - zagrają m.in. GZA, Flatbush Zombies i Thundercat!https://popkiller.kingapp.pl/2016-06-29,off-festival-2016-zagraja-min-gza-flatbush-zombies-i-thundercathttps://popkiller.kingapp.pl/2016-06-29,off-festival-2016-zagraja-min-gza-flatbush-zombies-i-thundercatJune 29, 2016, 12:28 pmMaciej WojszkunTo nie koniec informacji o kozackich festiwalach! Jak co roku, na początku sierpnia (dokładniej 5-7 sierpnia) w katowickiej Dolinie Trzech Stawów odbędzie się OFF Festival - święto muzyki alternatywnej, trzy dni wypełnione po brzegi niesamowitą mieszanką muzyki, która inspiruje, szokuje i bawi.Klasyka polskiego prog rocka, SBB, wykonująca na żywo album "Nowy Horyzont"? "Elektronika z ostrymi zębami" Anohni? Drapieżny, acz chwytliwy mariaż garage rocka i bluesa od The Kills? Pionierzy grunge'u Mudhoney? Ekstremalny, brutalny grindcore od kreatorów gatunku Napalm Death? Awangardowy folk Devendry Banharta? Subtelny, minimalistyczny ambient duetu Kiasmos? Wymykająca się klasyfikacjom (Blues? Lo-fi? R&B?) muzyka Willisa Earla Beala? Szaleńcza mieszkanka jazzu i elektroniki od Jaga Jazzist? To zaledwie wierzchołek góry lodowej! Obfity line-up imprezy zawiera bowiem jeszcze takie gwiazdy jak: Lush, Lightning Bolt, GusGus, Sleaford Mods, Show Me the Body, Minor Victories, Zomby, Brodka, Daniel Avery, FIDLAR, Syny, DJ Koze, Księżyc, Żółte Kalendarze, The Feral Trees, Ata Kak, Goat, Komety (grające repertuar zespołu Partia), Clutch, Mutoid Man, Jenny Hval, Beach Slang, Janusz Prusinowski Kompania... Pełen line-up, jak i program imprezy, możecie znaleźć na oficjalnej stronie festivalu - https://www.off-festival.pl/plImponujące, prawda? OFF Festival nie dyskryminuje ani nie faworyzuje żadnych gatunków. Tu najważniejsza jest muzyka i jej jakość. Misją OFF Festivalu jest, aby "młodzi fani dobrych brzmień mogli na żywo poznać legendy muzyki alternatywnej, a zaprawieni w festiwalowych bojach zorientowali się w jej najnowszych zjawiskach". I od 2006 roku (tak jest, tegoroczna edycja OFFa jest jubileuszowa!) ten plan udaje się zrealizować w stu procentach.W zeszłym roku (acz nie tylko, również w poprzednich edycjach), obok takich gwiazd jak Patti Smith, Sunn O))), Sun Kil Moon czy The Dillinger Escape Plan, w Dolinie Trzech Stawów zagrała także mocna reprezentacja rapu - Run the Jewels, iLoveMakonnen, szkocka grupa Young Fathers (popkillerową recenzję ich albumu "Dead" możecie przeczytać tutaj), a z rodzimych graczy - Ten Typ Mes. W tym roku również nie zabraknie mocnych, "okołohiphopowych" strzałów!Na tegorocznym OFF Festivalu, obok wspomnianych, swobodnie mieszających hip-hop z innymi gatunkami Sleaford Mods i Show Me the Body zagrają bowiem m.in. GZA the Genius - jeden z filarów nieśmiertelnego (chciałoby się rzec, "głowa Voltrona"...) Wu-Tang Clanu; Thundercat, fenomenalny basista, niegdyś grający w legendarnej kapeli Suicidal Tendencies, znany ze współpracy z Flying Lotusem, Kendrickiem Lamarem, Eryką Badu czy Vikiem Mensą; ekipa Flatbush Zombies, trójgłowa hydra prosto z Beast Coastu, atakująca wariackim, psychodelicznym rapem - sprawdźcie naszą recenzję ostatniego albumu "3001: A Laced Odyssey"; Kaliber 44 - nie wymagająca chyba zbędnych introdukcji legenda polskiej sceny, która powróciła w tym roku z albumem "Ułamek tarcia"; a także szwedzka sensacja Yung Lean! To jak, widzimy się w Katowicach, w Mieście Muzyki? Bilety na OFF Festival można nabyć m.in. w serwisach Ticketpro i eBilet, oraz w oficjalnym festiwalowym OFF Sklepie.To nie koniec informacji o kozackich festiwalach! Jak co roku, na początku sierpnia (dokładniej 5-7 sierpnia) w katowickiej Dolinie Trzech Stawów odbędzie się OFF Festival - święto muzyki alternatywnej, trzy dni wypełnione po brzegi niesamowitą mieszanką muzyki, która inspiruje, szokuje i bawi.

Klasyka polskiego prog rocka, SBB, wykonująca na żywo album "Nowy Horyzont"? "Elektronika z ostrymi zębami" Anohni? Drapieżny, acz chwytliwy mariaż garage rocka i bluesa od The Kills? Pionierzy grunge'u Mudhoney? Ekstremalny, brutalny grindcore od kreatorów gatunku Napalm Death? Awangardowy folk Devendry Banharta? Subtelny, minimalistyczny ambient duetu Kiasmos? Wymykająca się klasyfikacjom (Blues? Lo-fi? R&B?) muzyka Willisa Earla Beala?  Szaleńcza mieszkanka jazzu i elektroniki od Jaga Jazzist? To zaledwie wierzchołek góry lodowej! Obfity line-up imprezy zawiera bowiem jeszcze takie gwiazdy jak: Lush, Lightning Bolt, GusGus, Sleaford Mods, Show Me the Body, Minor Victories, Zomby, Brodka, Daniel Avery, FIDLAR, Syny, DJ Koze, Księżyc, Żółte Kalendarze, The Feral Trees, Ata Kak, Goat, Komety (grające repertuar zespołu Partia), Clutch, Mutoid Man, Jenny Hval, Beach Slang, Janusz Prusinowski Kompania...

Pełen line-up, jak i program imprezy, możecie znaleźć na oficjalnej stronie festivalu - https://www.off-festival.pl/pl

Imponujące, prawda? OFF Festival nie dyskryminuje ani nie faworyzuje żadnych gatunków. Tu najważniejsza jest muzyka i jej jakość. Misją OFF Festivalu jest, aby "młodzi fani dobrych brzmień mogli na żywo poznać legendy muzyki alternatywnej, a zaprawieni w festiwalowych bojach zorientowali się w jej najnowszych zjawiskach". I od 2006 roku (tak jest, tegoroczna edycja OFFa jest jubileuszowa!) ten plan udaje się zrealizować w stu procentach.


W zeszłym roku (acz nie tylko, również w poprzednich edycjach), obok takich gwiazd jak Patti Smith, Sunn O))), Sun Kil Moon czy The Dillinger Escape Plan, w Dolinie Trzech Stawów zagrała także mocna reprezentacja rapu - Run the Jewels, iLoveMakonnen, szkocka grupa Young Fathers (popkillerową recenzję ich albumu "Dead" możecie przeczytać tutaj), a z rodzimych graczy - Ten Typ Mes. W tym roku również nie zabraknie mocnych, "okołohiphopowych" strzałów!

Na tegorocznym OFF Festivalu, obok wspomnianych, swobodnie mieszających hip-hop z innymi gatunkami Sleaford Mods Show Me the Body zagrają bowiem m.in. GZA the Genius - jeden z filarów nieśmiertelnego (chciałoby się rzec, "głowa Voltrona"...) Wu-Tang Clanu; Thundercat, fenomenalny basista, niegdyś grający w legendarnej kapeli Suicidal Tendencies, znany ze współpracy z Flying Lotusem, Kendrickiem Lamarem, Eryką Badu czy Vikiem Mensą; ekipa Flatbush Zombies, trójgłowa hydra prosto z Beast Coastu, atakująca wariackim, psychodelicznym rapem - sprawdźcie naszą recenzję ostatniego albumu "3001: A Laced Odyssey"; Kaliber 44 - nie wymagająca chyba zbędnych introdukcji legenda polskiej sceny, która powróciła w tym roku z albumem "Ułamek tarcia"; a także szwedzka sensacja Yung Lean!

To jak, widzimy się w Katowicach, w Mieście Muzyki?

Bilety na OFF Festival można nabyć m.in. w serwisach Ticketpro i eBilet, oraz w oficjalnym festiwalowym OFF Sklepie.

]]>
"Largest Vocabulary In Hip-Hop" - ciekawy ranking raperówhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-06,largest-vocabulary-in-hip-hop-ciekawy-ranking-raperowhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-06,largest-vocabulary-in-hip-hop-ciekawy-ranking-raperowFebruary 21, 2016, 7:50 pmMichał ZdrojewskiRóżnego rodzaju gry słowne, wszelakie zabawy językowe oraz rozbudowane wersy były od zawsze jednymi z cech, które składały się na postać dobrego rapera oraz są wprost uwielbiane przez fanów. Zestawiając obok siebie flow, produkcję, melodyjność, głos to właśnie "tekściarstwo" wydaje się być (a przynajmniej powinno) najważniejszym aspektem w twórczości każdego MC aspirującego do bycia najlepszym. Teraz nowojorski naukowiec Matt Daniels postanowił spojrzeć na hip-hop i teksty bardziej badawczym okiem niż zwykł regularny słuchacz. Na podstawie swoich badań stworzył ranking raperów z największym i najbardziej rozbudowanym zasobem słów. 2Pac, Eminem, a może słynny ze swoich wordplayów Lil Wayne? Średnio obytemu z tematem słuchaczowi to właśnie te ksywki zapewne by pierwsze padły na język w przypadku rozpatrywania takiego zagadnienia. Sytuacja wygląda zgoła inaczej i szczerze mówiąc obsadzenie niektórych miejsc przez Danielsa może być zaskakujące. Okazało się, że raperem z najbardziej rozbudowanym słownictwem jest nie kto inny, jak Aesop Rock, co akurat nie powinno być niespodzianką dla nikogo znającego jego możliwości. Aesop na 35,000 przestudiowanych przez naukowca słów, określonych rangą "unikalnych" użył aż 7,392. Bardzo dobrze w rankingu poradziła sobie również legendarna grupa Wu-Tang Clan. GZA uplasował się na 2 miejscu, a inni członkowie grupy, czyli Ghostface Killah, Raekwon i RZA również znaleźli się w top 10 zestawienia. W pierwszej dziesiątce znaleźli się też Canibus, Kool Keith oraz grupy Cunninlynguists i The Roots. Superduet z Atlanty, czyli Outkast uplasowali się na miejscu 14, a Nas na 16. Jak poradzili sobie w zestawieniu artyści stricte mainstreamowi? Trzeba przyznać, że niespodziewanie słabo. Na 85 zbadanych przez Danielsa raperów w środku zestawienia możemy znaleźć m.in. Cam'rona, Pusha T, Eminema, Wale, Method Mana (który wyłamał się trochę z grupy Wu-Tangów), The Game'a, Nelly'ego, Ice Cube'a, Lil Kim, Tygę i ... Puffa Daddy'ego/Diddy'ego/P.Diddy'ego. Na szarym końcu można znaleźć Kanye Westa na miejscu 67, 2Paca na 68 oraz Lil' Wayne'a na 71. Numer 83 został przydzielony ex aequo Drake'owi oraz 50 Centowi, a całą listę na miejscu 85 zamyka DMX. Matt Daniels podkreśla też, że brak takich postaci, jak Kendrick Lamar jest spowodowane tym, że jego badania po prostu obejmowały okres do 2012 roku i dlatego też obecnie mogłyby one wyglądać całkowicie inaczej. Przedstawione w formie świetnej grafiki pełne badania Danielsa możecie sprawdzić TUTAJ.Różnego rodzaju gry słowne, wszelakie zabawy językowe oraz rozbudowane wersy były od zawsze jednymi z cech, które składały się na postać dobrego rapera oraz są wprost uwielbiane przez fanów. Zestawiając obok siebie flow, produkcję, melodyjność, głos to właśnie "tekściarstwo" wydaje się być (a przynajmniej powinno) najważniejszym aspektem w twórczości każdego MC aspirującego do bycia najlepszym. Teraz nowojorski naukowiec Matt Daniels postanowił spojrzeć na hip-hop i teksty bardziej badawczym okiem niż zwykł regularny słuchacz. Na podstawie swoich badań stworzył ranking raperów z największym i najbardziej rozbudowanym zasobem słów. 

2Pac, Eminem, a może słynny ze swoich wordplayów Lil Wayne? Średnio obytemu z tematem słuchaczowi to właśnie te ksywki zapewne by pierwsze padły na język w przypadku rozpatrywania takiego zagadnienia. Sytuacja wygląda zgoła inaczej i szczerze mówiąc obsadzenie niektórych miejsc przez Danielsa może być zaskakujące. Okazało się, że raperem z najbardziej rozbudowanym słownictwem jest nie kto inny, jak Aesop Rock, co akurat nie powinno być niespodzianką dla nikogo znającego jego możliwości. Aesop na 35,000 przestudiowanych przez naukowca słów, określonych rangą "unikalnych" użył aż 7,392. Bardzo dobrze w rankingu poradziła sobie również legendarna grupa Wu-Tang Clan. GZA uplasował się na 2 miejscu, a inni członkowie grupy, czyli Ghostface Killah, Raekwon i RZA również znaleźli się w top 10 zestawienia.  W pierwszej dziesiątce znaleźli się też Canibus, Kool Keith oraz grupy Cunninlynguists i The Roots. Superduet z Atlanty, czyli Outkast uplasowali się na miejscu 14, a Nas na 16. 

Jak poradzili sobie w zestawieniu artyści stricte mainstreamowi? Trzeba przyznać, że niespodziewanie słabo. Na 85 zbadanych przez Danielsa raperów w środku zestawienia możemy znaleźć m.in. Cam'rona, Pusha T, Eminema, Wale, Method Mana (który wyłamał się trochę z grupy Wu-Tangów), The Game'a, Nelly'ego, Ice Cube'a, Lil Kim, Tygę i ... Puffa Daddy'ego/Diddy'ego/P.Diddy'ego. Na szarym końcu można znaleźć Kanye Westa na miejscu 67, 2Paca na 68 oraz Lil' Wayne'a na 71. Numer 83 został przydzielony ex aequo Drake'owi oraz 50 Centowi, a całą listę na miejscu 85 zamyka DMX. 

Matt Daniels podkreśla też, że brak takich postaci, jak Kendrick Lamar jest spowodowane tym, że jego badania po prostu obejmowały okres do 2012 roku i dlatego też obecnie mogłyby one wyglądać całkowicie inaczej. 

Przedstawione w formie świetnej grafiki pełne badania Danielsa możecie sprawdzić TUTAJ.

]]>
GZA: "Hip-hop powstał, by zatrzymać przemoc"https://popkiller.kingapp.pl/2014-03-22,gza-hip-hop-powstal-by-zatrzymac-przemochttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-22,gza-hip-hop-powstal-by-zatrzymac-przemocMarch 22, 2014, 5:04 pmAdmin stronySporo w ostatnim czasie dyskusji o przemocy w hip-hopie, szczególnie w odniesieniu do sceny Chicago i liczne są narzekania na mocną gloryfikację "ciemnej strony" w mainstreamowych kanałach, za co zdaniem niektórych odpowiada lobby właścicieli prywatnych więzień. W ostatnim programie TEDx do kwestii odniósł się GZA, współzałożyciel Wu-Tang Clanu, przypominając, że u swych korzeni hip-hop miał walczyć z przemocą, szczególnie tą powiązaną z gangami."Rap i rymowanie jest przez wielu oceniane nisko, sprowadzane na margines, w dużej mierze przez ignorancję, ale także przez powiązaną z nim negatywną energię i przemoc. Hip-hop powstał, by powstrzymać przemoc, szczególnie z udziałem gangów, a nie dodatkowo ją podkręcać. I nie po to, by pomagać ją promować. We wczesnych latach pionierzy wyszli z tą ideą, zaczęli grać muzykę, odkładając na bok barwy gangów i uliczne porachunki - połączyli siły i zaczęli działać razem. Powrót do traktowania hip-hopu jako sposobu na edukację młodzieży to świetna sprawa, bo możemy wpajać im odpowiednie wartości i promować pozytywny vibe." - mówi legendarny raper i producent.Całą przemowę reprezentanta Wu obejrzeć możecie poniżej.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11932","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Sporo w ostatnim czasie dyskusji o przemocy w hip-hopie, szczególnie w odniesieniu do sceny Chicago i liczne są narzekania na mocną gloryfikację "ciemnej strony" w mainstreamowych kanałach, za co zdaniem niektórych odpowiada lobby właścicieli prywatnych więzień. W ostatnim programie TEDx do kwestii odniósł się GZA, współzałożyciel Wu-Tang Clanu, przypominając, że u swych korzeni hip-hop miał walczyć z przemocą, szczególnie tą powiązaną z gangami.

"Rap i rymowanie jest przez wielu oceniane nisko, sprowadzane na margines, w dużej mierze przez ignorancję, ale także przez powiązaną z nim negatywną energię i przemoc. Hip-hop powstał, by powstrzymać przemoc, szczególnie z udziałem gangów, a nie dodatkowo ją podkręcać. I nie po to, by pomagać ją promować. We wczesnych latach pionierzy wyszli z tą ideą, zaczęli grać muzykę, odkładając na bok barwy gangów i uliczne porachunki - połączyli siły i zaczęli działać razem. Powrót do traktowania hip-hopu jako sposobu na edukację młodzieży to świetna sprawa, bo możemy wpajać im odpowiednie wartości i promować pozytywny vibe." - mówi legendarny raper i producent.

Całą przemowę reprezentanta Wu obejrzeć możecie poniżej.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"11932","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Video Dnia: Wu-Tang Clan "Y'all Been Warned"https://popkiller.kingapp.pl/2014-02-13,video-dnia-wu-tang-clan-yall-been-warnedhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-13,video-dnia-wu-tang-clan-yall-been-warnedFebruary 12, 2014, 10:08 pmAdmin stronyDlaczego: Ten numer wydaje wam się dziwnie znajomy? I dobrze, bowiem pochodzi on z... wydanej w 2001 roku płyty "Iron Flag". Video utknęło gdzieś w szufladach a trafia do nas po kilkunastu latach z adnotacją "unreleased", prosto z zawiłych komnat Shaolin.Dlaczego: Ten numer wydaje wam się dziwnie znajomy? I dobrze, bowiem pochodzi on z... wydanej w 2001 roku płyty "Iron Flag". Video utknęło gdzieś w szufladach a trafia do nas po kilkunastu latach z adnotacją "unreleased", prosto z zawiłych komnat Shaolin.

]]>
Top 10 najgorszych kooperacji rapowo-rockowych - subiektywny rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-09-07,top-10-najgorszych-kooperacji-rapowo-rockowych-subiektywny-rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2013-09-07,top-10-najgorszych-kooperacji-rapowo-rockowych-subiektywny-rankingSeptember 2, 2013, 10:58 pmMaciej WojszkunWitam ponownie w kolejnym etapie podróży przez kawałki, na których spotykają się i MC, i rockmani bądź metalowcy…. Dziś więc część druga, a więc tracki, które pomimo obecności doświadczonych producentów, gwiazd o światowej sławie itd. – ewidentnie się nie udały. A więc, zgniłe pomidory w dłoń - oto 10 najgorszych (W MOJEJ OPINII) spotkań świata rapu i rocka.10. GZA & The Black Lips – The Drop I Hold Najlepszy przykład na to, jak niepotrzebny featuring może zniszczyć przyjemny track. „The Drop I Hold” Black Lipsów, z albumu „200 Million Thousand”, to klimatyczny, melancholijny, charakterystycznie „garażowy” track z ciekawym, przytłumionym wokalem i przejmującym refrenem…. Ale mamy też wersję, którą opisuję, w której w pewnym momencie wchodzi GZA i rujnuje całą atmosferę swym monotonnym, płaczliwym głosem. Nie pasuje ni w ząb do tej produkcji nasz Genius, nic a nic. You got to diversify yo flow, nigga (kto wie, co sparafrazowałem, ma u mnie browca). [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6233","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]09. Black Sabbath & Ice-T – The Illusion of Power (z albumu “Forbidden”, 1995)Jeśli nie chcesz zostać pobity, wytarzany w smole, w pierzu, potraktowany widłami, smoczym ogniem, wrzucony do wrzącego kotła (w tej dokładnie kolejności) – w rozmowie z fanem Black Sabbath NIE WSPOMINAJ o „Forbidden”. Ten album to całkowity, haniebny blamaż na dyskografii legendarnej przecież grupy… A „The Illusion of Power” to jeden z dziesięciu powodów, dlaczego. W tym kawałku nie gra nic. Po obiecującym wstępie otrzymujemy bowiem karykaturalną grę gitar (której celem było chyba oznajmienie – „My NAPRAWDĘ jesteśmy tą samą grupą, która nagrała utwór <<Black Sabbath>>>! Serio!”), słabą strukturę wokali, w której Tony Martin gubi się od razu, mierny refren oraz – całkowicie niepotrzebny fragment melorecytacji Ice-T, który tylko burzy i tak chwiejną konstrukcję utworu. Poważnie, kogo to był pomysł? Rap i Black Sabbath? To się nie mogło udać. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6234","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]08. Big Pun & Incubus – Still Not A Player (z albumu “Loud Rocks”, 2000) Kto słuchał “Duetów” Notoriousa B.I.G. i fatalnego kawałka z Kornem, wie, że odgrzebywanie trupów i nakazywanie im tańczyć do rockowych/ metalowych podkładów po prostu się nie udaje. „Still Not a Player”, czyli nieśmiertelny hit potężnego Punishera, udowadnia to jeszcze dobitniej – kogo to był pomysł, by prosty, oparty na klawiszach, ale i tak mocny beat oryginału zastąpić „wesolutkimi” gitarami, monotonną perkusją i zupełnie gryzącym się z wokalem Puna głosem Brandona Boyda? Efekt jest po prostu słaby, a odpowiedzialni za niego producenci powinni zostać skazani na Capital Punishment…[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6235","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]07. Q-Tip & Korn – End of Time (z albumu “Amplified”, 1998)Przyznam się do czegoś, czego jako fan hip-hopu chyba nie powinienem – ale co tam: mam ambiwalentny stosunek do beatów ś.p. J Dilli. Niektóre są spoko, niektóre wgniatają w ziemę (vide „House of Flying Daggers” Raekwona), niektóre zaś… są po prostu słabe – tak jak ten do „End of Time” Q-Tipa. Beat duszny, elektroniczny, ok – ale monotonnnyyyy….. na domiar złego dosiadają go, oprócz nieszczególnego Tipa – chłopaki z Kornu. To nie tak, że nie znoszę tego zespołu – po prostu jego kooperacje z raperami – od Cube’a (That’s Don Mega for you, you lil’ cocksucker…), poprzez Nasa, do Tre Hardsona z Pharcyde – są w mojej opinii… nijakie. Tak samo jest tutaj – histeryczne miauczenie Jonathana Davisa i gitary Heada, Munky’ego i Fieldy’ego wprowadzają tylko niepotrzebne zamieszanie na po prostu słabym kawalku. Wyszło z „End of Time” tyle dobrego, że można sobie zażartować, że w muzycznej konfrontacji Jonathan Davis kontra Jonathan Davis zwyciężył Jonathan Davis.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6236","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]06. DMX & Marilyn Manson – The Omen (Damien II) (z albumu “Flesh of My Flesh, Blood of My Blood”, 1998)Szczerze uwielbiam pierwszy album DMX’a, “It’s Dark and Hell is Hot”, a szczególnie kawałek „Damien” na fenomenalnym beacie Dame’a Grease’a. Opowieść X’a o wejściu w komitywę z diabłem Damienem (Damien=Daemon – genialne w swej prostocie) naprawdę pozwala poczuć się nieswojo…. Jak pewnie wiecie, „Damien” to tylko część pierwsza trylogii utworów. Już na drugim albumie X zaprezentował Part II, nazwany „The Omen”, z featuringiem… samego Marilyna Mansona? O kurde, ziomeczki, przecież ten kawałek będzie tak zajebisty, że zmiecie wszystko!!! – tak pomyślałem w swej młodzieńczej naiwności. 'The Omen" rozczarowuje i to bardzo. Ale to nie wina X’a – choć wokal Damiena bardziej śmieszy niż straszy, tekstowo kawałek jest w porządku. Manson zapodaje demoniczny skrzek/szept w refrenie – rozczarowująco, ale jakoś tam brzmi. Utwór pada natomiast na pysk w sferze produkcyjnej – beat jest SŁABY. Niewiarygodny spadek jakości po świetnym „Damienie”, nędzne werble, przeszkadzające szepty i jakieś tam elektroniczne pitu-pitu… Kto jest winowajcą? Nie kto inny, lecz Swizz Beatz, który jeszcze w tym rankingu się pojawi.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6237","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]05. KRS-One, Harmony & Michael Stipe – Civilization vs. Technology (z albumu “H.E.A.L. – Civilization vs. Technology”, 1991)Skłamałem nieco, pisząc w pierwszej części tego rankingu, że gościć będziemy ponownie świętej pamięci kapelę R.E.M., tym razem w sali niesławy… Nie do końca - ale mamy za to wokalistę tego zasłużonego zespołu, Michaela Stipe’a, który raz jeszcze, po baaardzo słabym „Radio Song” zjednoczył z siły z Tha Teacha. W kooperacji jeszcze gorszej…. „Civilization vs. Technology” to po prostu bałagan, kawałek, który muzycznie nie może się zdecydować, czy być subtelnym podkładem ze smyczkami dla śpiewu Harmony, czy mocnym beatem pod żywiołowe rapy Krisa, czy rockowym akompaniamentem pod Stipe’a. Koniec końców utwór łączy w sobie wszystkie wymienione „fazy” – z mizernym efektem. Do tego dochodzi nieznośne, powtarzam – NIEZNOŚNE nauczanie KRS’a o dbaniu o środowisko oraz rzecz najgorsza – wokal Stipe’a. Mike, co się stało, u diabła? Mimo że fanem R.E.M. nigdy nie byłem i nie będę, lubię charakterystyczny głos Michaela, ale tutaj brzmi on tragicznie – tak jakby Stipe stawił się w studiu nagraniowym, by zostać znienacka ogłuszonym, związanym i torturowanym, podczas gdy dźwiękowiec nagrywał jego krzyki. Cienizna. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6238","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]04. Limp Bizkit, Birdman, Flo Rida & Caskey – Sunshine (z albumu “Rich Gang”, 2013)Jeśli jest coś, co wyniosłem z “lektury” ostatniego albumu Limp Bizkit (oprócz krwawiącego czoła od bezsilnego walenia łbem o ścianę), to jest to przekonanie, że Fred Durst + autotune = apokalipsa. Miałem nadzieję, że kawałek „Autotunage” był tylko muzycznym żartem. Próżne okazały się moje nadzieje, jak pokazuje „Sunshine”. Nie będę zagłębiał się w zwrotki Birdmana, Flo Ridy i Caskeya (…kto to jest Caskey?), których poziom jest tak niski, że można się o niego potknąć – powiem tylko, że to prawdopodobnie NAJGORSZY utwór, jaki kiedykolwiek słyszałem, pod którym podpisał się zespół Limp Bizkit (Zaraz, ale czy w ogóle w „Sunshine” gra cała kapela? Przecież słyszę tylko ohydny refren Dursta)…[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6239","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]03. Handsome Boy Modeling School feat. Chino Moreno (The Deftones), El-P & Cage – The Hours (z albumu “White People”, 2004)Ah, tak. Handsome Boy Modeling School. Dawny kolaboracyjny projekt Dana the Automatora i Prince Paula przyniósł słuchaczom dwa arcyciekawe albumy, pełne zaskakujących tracków, wykraczających poza ramy “zwykłego hip-hopu”. Szczególnie drugi (i ostatni album) duetu, „White People”, wypełniony był po brzegi takimi utworami – na jakim bowiem hip-hopowym albumie można usłyszeć obok RZA, De La Soul, Del the Funkee Homosapiena – takich gości jak The Mars Volta, John Oates czy Jego Wysokość Mike Patton? Generalnie album trzyma wysoki poziom, z jednym wyjątkiem – „The Hours”. Kawałek typu „Co ja do cholery usłyszałem?!” na pokładzie z El-P, Cage’em i Chino Moreno z Deftonesów – po takim składzie nie spodziewam się łatwego w odbiorze utworu… Ale nie spodziewam się też kompletnego, asłuchalnego hałasu! Wszystko to przez Chino Moreno, którego wokal jest po prostu NAJGORSZY. Zupełnie, jakby Chino podczas nagrań nagle oszalał i zaczął wyć na całe gardło, próbując słowa „the hours” zaśpiewać na kilkanaście sposobów naraz, a wszyscy inni muzycy byli zbyt przestraszeni, żeby się do niego zbliżyć. Słuchać tylko na własną odpowiedzialność.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6240","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]02. Kid Cudi feat. Michael Bolton & King Chip – Afterwards (Bring Yo Friends) (z albumu “indicud”, 2013)Michael Bolton. To nazwisko powoduje albo pusty śmiech, albo zgrzytanie zębów u każdego fana muzyki. Nierozwiązaną do dziś zagadką pozostaje bowiem, jak ktoś mógł przejść z całkiem zgrabnej hardrockowej kapeli (Blackjack) do tworzenia tych mdłych, absolutnie obrzydliwych softrockowo-popowych balladek, wyśpiewywanych tym rozdzierającym bębenki głosem (pamiętacie to?)?. Kawałek nagrany wespół z Cudim włączałem więc pełen najgorszych obaw… Nie byłem jednak przygotowany na to, co usłyszałem. „Afterwards” popełnił najgorszą zbrodnię, jaką może popełnić kooperacja rapowo-rockowa. Jest śmiertelnie, bezbrzeżnie, niewiarygodnie NUDNY. To 9 minut (!!!!) nieustannego, monotonnego łup-łup-łup, od czasu przetykanego (słabym, a jakże – a także dziwnie przytłumionym) wokalem Boltona, a od ok. 6 minuty – sennego, elektronicznego beatu. Zasnąłem 8 razy, próbując w całości przesłuchać ten kawałek – a jako fan prog rocka jestem przyzwyczajony do długaśnych utworów. Absolutnie odradzam przesłuchiwać ten ekwiwalent chińskiej wodnej tortury.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6241","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]01. Swizz Beatz feat. Metallica & Ja Rule – We Did It Again (z albumu “Presents G.H.E.T.T.O. Stories”, 2002)De łorst. Upadek. Profanacja. Piekło. Przyczynek do powstania obydwu rankingów. Muzyczne kalectwo na każdym możliwym poziomie… Po prostu… wow. So, Swizz, we meet again. Jeśli naprawdę myślałeś, że ohydny, ochrypły głos Ja Rule’a idealnie nadaje się pod ciężkie riffy Metalliki – to myliłeś się NIEWIARYGODNIE grubo. Ja Rule wyje odrażająco (nie, you’re not a rock star – nawet nie myśl o tym, Ja), podczas gdy ekipa Hetfielda zapodaje ociężały, nie mogący określić, jakim tempem iść podkład. Nie wspomnę już o beznadziejnych wstawkach samego Hetfielda. Po prostu… zabierzcie to ode mnie w cholerę. Swizz musiał pomyśleć to samo, bo nie mogę znaleźć ani śladu jego obecności na tym kawałku (chociaż to może już ja ogłuchłem od prób jego przesłuchania). Nie tykać nawet kijem. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6242","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Wyróżnienie specjalne – The Flaming Lips feat. Ke$ha, Biz Markie & Hour of the Time Majesty 12 – 2012 (You Should Be Upgraded) (z albumu “The Flaming Lips and Heady Fwends", 2012)Znalazłem. Sam w to nie wierzę, że znalazłem utwór gorszy niż bękart Hetfielda i Ja Rule’a. Mój zmysł słuchowy zdaje się wylewać krwistym potokiem przez uszy, ale znalazłem…. The Flaming Lips, znani z niedawnej „reedycji” Dark Side of the Moon Floydów, nagranej m.in. z Henrym Rollinsem, postanowili nagrać sobie kawałek o nazwie „2012 (You Should Be Upgraded)”. Po próbach przesłuchania jestem gotów się zgodzić z tym podtytułem – muszę jak najszybciej upgrade’ować zmysł słuchu, bo jego ośrodki we mnie całkowicie przez ten utwór umarły. Mdły, eksperymentalny, kaleczący uszy nagłymi, megagłośnymi uderzeniami gitar podkład pod topiące się w elektronicznym sosie słabe wokale Ke$hy i Wayne’a Coyne’a (…chyba). Ten kawałek jest tak ohydny, że z miejsca wrzuciłbym go na podium powyższego rankingu (w betonowych butach, dla pewności). Powstrzymała mnie od tego jedna rzecz, którą wyrażę w formie pytania…. GDZIE W TYM KAWAŁKU JEST BIZ MARKIE?! [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6243","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]] Witam ponownie w kolejnym etapie podróży przez kawałki, na których spotykają się i MC, i rockmani bądź metalowcy…. Dziś więc część druga, a więc tracki, które pomimo obecności doświadczonych producentów, gwiazd o światowej sławie itd. – ewidentnie się nie udały. A więc, zgniłe pomidory w dłoń - oto 10 najgorszych (W MOJEJ OPINII) spotkań świata rapu i rocka.

10. GZA & The Black Lips – The Drop I Hold 

Najlepszy przykład na to, jak niepotrzebny featuring może zniszczyć przyjemny track. „The Drop I Hold” Black Lipsów, z albumu „200 Million Thousand”, to klimatyczny, melancholijny, charakterystycznie „garażowy” track z ciekawym, przytłumionym wokalem i przejmującym refrenem…. Ale mamy też wersję, którą opisuję, w której w pewnym momencie wchodzi GZA i rujnuje całą atmosferę swym monotonnym, płaczliwym głosem. Nie pasuje ni w ząb do tej produkcji nasz Genius, nic a nic. You got to diversify yo flow, nigga (kto wie, co sparafrazowałem, ma u mnie browca). 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6233","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

09. Black Sabbath & Ice-T – The Illusion of Power (z albumu “Forbidden”, 1995)

Jeśli nie chcesz zostać pobity, wytarzany w smole, w pierzu, potraktowany widłami, smoczym ogniem, wrzucony do wrzącego kotła (w tej dokładnie kolejności) – w rozmowie z fanem Black Sabbath NIE WSPOMINAJ o „Forbidden”. Ten album to całkowity, haniebny blamaż na dyskografii legendarnej przecież grupy… A „The Illusion of Power” to jeden z dziesięciu powodów, dlaczego. W tym kawałku nie gra nic. Po obiecującym wstępie otrzymujemy bowiem karykaturalną grę gitar (której celem było chyba oznajmienie – „My NAPRAWDĘ jesteśmy tą samą grupą, która nagrała utwór <<Black Sabbath>>>! Serio!”), słabą strukturę wokali, w której Tony Martin gubi się od razu, mierny refren oraz – całkowicie niepotrzebny fragment melorecytacji Ice-T, który tylko burzy i tak chwiejną konstrukcję utworu. Poważnie, kogo to był pomysł? Rap i Black Sabbath? To się nie mogło udać. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6234","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

08. Big Pun & Incubus – Still Not A Player (z albumu “Loud Rocks”, 2000) 

Kto słuchał “Duetów” Notoriousa B.I.G. i fatalnego kawałka z Kornem, wie, że odgrzebywanie trupów i nakazywanie im tańczyć do rockowych/ metalowych podkładów po prostu się nie udaje. „Still Not a Player”, czyli nieśmiertelny hit potężnego Punishera, udowadnia to jeszcze dobitniej – kogo to był pomysł, by prosty, oparty na klawiszach, ale i tak mocny beat oryginału zastąpić „wesolutkimi” gitarami, monotonną perkusją i zupełnie gryzącym się z wokalem Puna głosem Brandona Boyda? Efekt jest po prostu słaby, a odpowiedzialni za niego producenci powinni zostać skazani na Capital Punishment…

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6235","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

07. Q-Tip & Korn – End of Time (z albumu “Amplified”, 1998)

Przyznam się do czegoś, czego jako fan hip-hopu chyba nie powinienem – ale co tam: mam ambiwalentny stosunek do beatów ś.p. J Dilli. Niektóre są spoko, niektóre wgniatają w ziemę (vide „House of Flying Daggers” Raekwona), niektóre zaś… są po prostu słabe – tak jak ten do „End of Time” Q-Tipa. Beat duszny, elektroniczny, ok – ale monotonnnyyyy….. na domiar złego dosiadają go, oprócz nieszczególnego Tipa – chłopaki z Kornu. To nie tak, że nie znoszę tego zespołu – po prostu jego kooperacje z raperami – od Cube’a (That’s Don Mega for you, you lil’ cocksucker…), poprzez Nasa, do Tre Hardsona z Pharcyde – są w mojej opinii… nijakie. Tak samo jest tutaj – histeryczne miauczenie Jonathana Davisa i gitary Heada, Munky’ego i Fieldy’ego wprowadzają tylko niepotrzebne zamieszanie na po prostu słabym kawalku. Wyszło z „End of Time” tyle dobrego, że można sobie zażartować, że w muzycznej konfrontacji Jonathan Davis kontra Jonathan Davis zwyciężył Jonathan Davis.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6236","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

06. DMX & Marilyn Manson – The Omen (Damien II) (z albumu “Flesh of My Flesh, Blood of My Blood”, 1998)

Szczerze uwielbiam pierwszy album DMX’a, “It’s Dark and Hell is Hot”, a szczególnie kawałek „Damien” na fenomenalnym beacie Dame’a Grease’a. Opowieść X’a o wejściu w komitywę z diabłem Damienem (Damien=Daemon – genialne w swej prostocie) naprawdę pozwala poczuć się nieswojo…. Jak pewnie wiecie, „Damien” to tylko część pierwsza trylogii utworów. Już na drugim albumie X zaprezentował Part II, nazwany „The Omen”, z featuringiem… samego Marilyna Mansona? O kurde, ziomeczki, przecież ten kawałek będzie tak zajebisty, że zmiecie wszystko!!! – tak pomyślałem w swej młodzieńczej naiwności. 'The Omen" rozczarowuje i to bardzo. Ale to nie wina X’a – choć wokal Damiena bardziej śmieszy niż straszy, tekstowo kawałek jest w porządku. Manson zapodaje demoniczny skrzek/szept w refrenie – rozczarowująco, ale jakoś tam brzmi. Utwór pada natomiast na pysk w sferze produkcyjnej – beat jest SŁABY. Niewiarygodny spadek jakości po świetnym „Damienie”, nędzne werble, przeszkadzające szepty i jakieś tam elektroniczne pitu-pitu… Kto jest winowajcą? Nie kto inny, lecz Swizz Beatz, który jeszcze w tym rankingu się pojawi.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6237","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

05. KRS-One, Harmony & Michael Stipe – Civilization vs. Technology (z albumu “H.E.A.L. – Civilization vs. Technology”, 1991)

Skłamałem nieco, pisząc w pierwszej części tego rankingu, że gościć będziemy ponownie świętej pamięci kapelę R.E.M., tym razem w sali niesławy…Nie do końca - ale mamy za to wokalistę tego zasłużonego zespołu, Michaela Stipe’a, który raz jeszcze, po baaardzo słabym „Radio Song” zjednoczył z siły z Tha Teacha. W kooperacji jeszcze gorszej…. „Civilization vs. Technology” to po prostu bałagan, kawałek, który muzycznie nie może się zdecydować, czy być subtelnym podkładem ze smyczkami dla śpiewu Harmony, czy mocnym beatem pod żywiołowe rapy Krisa, czy rockowym akompaniamentem pod Stipe’a. Koniec końców utwór łączy w sobie wszystkie wymienione „fazy” – z mizernym efektem. Do tego dochodzi nieznośne, powtarzam – NIEZNOŚNE nauczanie KRS’a o dbaniu o środowisko oraz rzecz najgorsza – wokal Stipe’a. Mike, co się stało, u diabła? Mimo że fanem R.E.M. nigdy nie byłem i nie będę, lubię charakterystyczny głos Michaela, ale tutaj brzmi on tragicznie – tak jakby Stipe stawił się w studiu nagraniowym, by zostać znienacka ogłuszonym, związanym i torturowanym, podczas gdy dźwiękowiec nagrywał jego krzyki. Cienizna. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6238","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

04. Limp Bizkit, Birdman, Flo Rida & Caskey – Sunshine (z albumu “Rich Gang”, 2013)

Jeśli jest coś, co wyniosłem z “lektury” ostatniego albumu Limp Bizkit (oprócz krwawiącego czoła od bezsilnego walenia łbem o ścianę), to jest to przekonanie, że Fred Durst + autotune = apokalipsa. Miałem nadzieję, że kawałek „Autotunage” był tylko muzycznym żartem. Próżne okazały się moje nadzieje, jak pokazuje „Sunshine”. Nie będę zagłębiał się w zwrotki Birdmana, Flo Ridy i Caskeya (…kto to jest Caskey?), których poziom jest tak niski, że można się o niego potknąć – powiem tylko, że to prawdopodobnie NAJGORSZY utwór, jaki kiedykolwiek słyszałem, pod którym podpisał się zespół Limp Bizkit (Zaraz, ale czy w ogóle w „Sunshine” gra cała kapela? Przecież słyszę tylko ohydny refren Dursta)…

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6239","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

03. Handsome Boy Modeling School feat. Chino Moreno (The Deftones), El-P & Cage – The Hours (z albumu “White People”, 2004)

Ah, tak. Handsome Boy Modeling School. Dawny kolaboracyjny projekt Dana the Automatora i Prince Paula przyniósł słuchaczom dwa arcyciekawe albumy, pełne zaskakujących tracków, wykraczających poza ramy “zwykłego hip-hopu”. Szczególnie drugi (i ostatni album) duetu, „White People”, wypełniony był po brzegi takimi utworami – na jakim bowiem hip-hopowym albumie można usłyszeć obok RZA, De La Soul, Del the Funkee Homosapiena – takich gości jak The Mars Volta, John Oates czy Jego Wysokość Mike Patton? Generalnie album trzyma wysoki poziom, z jednym wyjątkiem – „The Hours”. Kawałek typu „Co ja do cholery usłyszałem?!” na pokładzie z El-P, Cage’em i Chino Moreno z Deftonesów – po takim składzie nie spodziewam się łatwego w odbiorze utworu… Ale nie spodziewam się też kompletnego, asłuchalnego hałasu!Wszystko to przez Chino Moreno, którego wokal jest po prostu NAJGORSZY. Zupełnie, jakby Chino podczas nagrań nagle oszalał i zaczął wyć na całe gardło, próbując słowa „the hours” zaśpiewać na kilkanaście sposobów naraz, a wszyscy inni muzycy byli zbyt przestraszeni, żeby się do niego zbliżyć. Słuchać tylko na własną odpowiedzialność.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6240","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

02. Kid Cudi feat. Michael Bolton & King Chip – Afterwards (Bring Yo Friends) (z albumu “indicud”, 2013)

Michael Bolton. To nazwisko powoduje albo pusty śmiech, albo zgrzytanie zębów u każdego fana muzyki. Nierozwiązaną do dziś zagadką pozostaje bowiem, jak ktoś mógł przejść z całkiem zgrabnej hardrockowej kapeli (Blackjack) do tworzenia tych mdłych, absolutnie obrzydliwych softrockowo-popowych balladek, wyśpiewywanych tym rozdzierającym bębenki głosem (pamiętacie to?)?. Kawałek nagrany wespół z Cudim włączałem więc pełen najgorszych obaw… Nie byłem jednak przygotowany na to, co usłyszałem. „Afterwards” popełnił najgorszą zbrodnię, jaką może popełnić kooperacja rapowo-rockowa. Jest śmiertelnie, bezbrzeżnie, niewiarygodnie NUDNY. To 9 minut (!!!!) nieustannego,  monotonnego łup-łup-łup, od czasu przetykanego (słabym, a jakże – a także dziwnie przytłumionym) wokalem Boltona, a od ok. 6 minuty – sennego, elektronicznego beatu. Zasnąłem 8 razy, próbując w całości przesłuchać ten kawałek – a jako fan prog rocka jestem przyzwyczajony do długaśnych utworów. Absolutnie odradzam przesłuchiwać ten ekwiwalent chińskiej wodnej tortury.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6241","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

01. Swizz Beatz feat. Metallica & Ja Rule – We Did It Again (z albumu “Presents G.H.E.T.T.O. Stories”, 2002)

De łorst. Upadek. Profanacja. Piekło. Przyczynek do powstania obydwu rankingów. Muzyczne kalectwo na każdym możliwym poziomie… Po prostu… wow. So, Swizz, we meet again. Jeśli naprawdę myślałeś, że ohydny, ochrypły głos Ja Rule’a idealnie nadaje się pod ciężkie riffy Metalliki – to myliłeś się NIEWIARYGODNIE grubo. Ja Rule wyje odrażająco (nie, you’re not a rock star – nawet nie myśl o tym, Ja), podczas gdy ekipa Hetfielda zapodaje ociężały, nie mogący określić, jakim tempem iść podkład. Nie wspomnę już o beznadziejnych wstawkach samego Hetfielda. Po prostu… zabierzcie to ode mnie w cholerę. Swizz musiał pomyśleć to samo, bo nie mogę znaleźć ani śladu jego obecności na tym kawałku (chociaż to może już ja ogłuchłem od prób jego przesłuchania). Nie tykać nawet kijem. 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6242","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

Wyróżnienie specjalne – The Flaming Lips feat. Ke$ha, Biz Markie & Hour of the Time Majesty 12 – 2012 (You Should Be Upgraded) (z albumu “The Flaming Lips and Heady Fwends", 2012)

Znalazłem. Sam w to nie wierzę, że znalazłem utwór gorszy niż bękart Hetfielda i Ja Rule’a. Mój zmysł słuchowy zdaje się wylewać krwistym potokiem przez uszy, ale znalazłem…. The Flaming Lips, znani z niedawnej „reedycji” Dark Side of the Moon Floydów, nagranej m.in. z Henrym Rollinsem, postanowili nagrać sobie kawałek o nazwie „2012 (You Should Be Upgraded)”. Po próbach przesłuchania jestem gotów się zgodzić z tym podtytułem – muszę jak najszybciej upgrade’ować zmysł słuchu, bo jego ośrodki we mnie całkowicie przez ten utwór umarły. Mdły, eksperymentalny, kaleczący uszy nagłymi, megagłośnymi uderzeniami gitar podkład pod topiące się w elektronicznym sosie słabe wokale Ke$hy i Wayne’a Coyne’a (…chyba). Ten kawałek jest tak ohydny, że z miejsca wrzuciłbym go na podium powyższego rankingu (w betonowych butach, dla pewności). Powstrzymała mnie od tego jedna rzecz, którą wyrażę w formie pytania…. GDZIE W TYM KAWAŁKU JEST BIZ MARKIE?! 

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"6243","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

 

]]>
Big Daddy Kane, GZA & Suga Bang Bang "Cameo Afro" (Ot Tak #138)https://popkiller.kingapp.pl/2013-08-21,big-daddy-kane-gza-suga-bang-bang-cameo-afro-ot-tak-138https://popkiller.kingapp.pl/2013-08-21,big-daddy-kane-gza-suga-bang-bang-cameo-afro-ot-tak-138August 20, 2013, 9:58 amMaciej WojszkunKontynuując, a zarazem zamykając, tydzień eksploracji katalogu i badania bezdyskusyjnej zajebistości imć Big Daddy Kane’a – zatrzymajmy się na chwilkę na utworze, który nawet na Wikipedii uważany jest za “historyczną kolaborację” (ba, otrzymał nawet własną stronę na Wiki...). „Cameo Afro”, czyli Tatusiek oraz reprezentujący Mighty Wu-Tang GZA. Dwaj tytani mikrofonu – w końcu razem na tracku… Czy jednak sam fakt ten wystarczy, żeby „Cameo Afro” zasługiwało na miano „historycznego” kawałka? Prześledźmy historię tego mocarnego kollabo. Przenieśmy się na chwilę 20 lat wstecz. 1993, rok, w którym hip-hop wzbogacił się o monumentalny klasyk wprost ze Staten Island – „Enter the Wu-Tang (36 Chambers)”. Wśród wielu niezapomnianych sztosów na albumie tym znalazł się znany każdemu fanowi czarnej muzy banger „Protect Ya Neck”, uświadamiający wszelkich potencjalnych przeciwników Dziewiątki (OK, wiem że na „PYN” rapuje ósemka) ze Staten, że nie warto z Klanem zadzierać. Ostatnią zwrotkę wykonuje GZA, rozpoczynając atak tymi słowy:The Wu is too slammin' for these Cold Killin' labels/ Some ain't had hits since I seen Aunt Mabel/ Be doing artists in like Cain did Abel/ Now they money's getting stuck to the gum under the tableBył to pocisk wymierzony bezpośrednio w wytwórnię Cold Chillin’ Records – label, w którym GZA wydał swoją pierwszą płytę, Words from the Genius. Niestety, album sprzedał się kiepskawo wskutek lekceważenia promocji przez wytwórnię, wobec czego rozczarowany i wściekły Genius rozwiązał umowę z Cold Chillin’. Label ten stanowił centrum dowodzenia słynnego Juice Crew – czyli także Big Daddy Kane’a. Usłyszawszy wersy Geniusa na „Protect Ya Neck”, Kane uznał, że są wymierzone bezpośrednio także w niego…. Jakimś cudem sprawa przycichła na długie lata, nie rozpętał się żaden beef, nie powstały żadne dissy (…wyobrażacie sobie, jak niesamowita byłaby to walka?!). Sam RZA w wywiadzie nie wspomina, czy panowie wyjaśnili sobie wszystkie sprawy, czy też nie.W 2006 roku, podczas nagrywania soundtracku do – skądinąd świetnego – filmu animowanego Afro Samurai – RZA wpadł na pomysł, by dwaj dawni rywale spotkali się w końcu w studiu. Tak też się stało – i jednego dnia, twarzą w twarz stanęli tytan swaggeru Kane i chłodny, inteligentny The Genius.Beat dostarczył niezawodny RZA. „Pożyczywszy” bębny od Jeffa Becka, połączył je z niezwykłym, ciężkim do jednoznacznego opisania, „orientalizująco-soulowym” samplem. Podoba mi się sposób, w jaki RZA skomponował beat – muzyka nie wybija się na pierwszy plan, jest jakby znakomicie przystosowana do zilustrowania samurajskiego pojedynku – z tą rytmiczną perkusją, minorowymi tonami wiolonczeli (?) i tajemniczymi odgłosami w tle…Sam RZA wspomniał w wywiadzie, że nie wiedział, jak Kane i GZA będą chcieli to rozwiązać – liryczną walką na tym samym bicie, czy też nie? Słuchając tego tracku teraz, nie sposób nie odnieść wrażenia, że zamiast utworu mającego jedynie promować składankę i film – mamy rzeczywiście do czynienia z pojedynkiem na słowa dwóch znakomitych mikrofonowych wymiataczy. To walka dwóch styli, dwóch szkół, dwóch charakterów – dwóch samurajów. Panowie... Hajime!Pierwszy wchodzi Big Daddy, w mgnieniu oka opanowując beat. Co ciekawe, rozpoczyna throwbackiem do legendarnego debiutu i kawałka Just Rhymin’ With Biz – A rap pro, do a show, good to go… Tatuś wymiata na „Cameo Afro” profesjonalnie, z mocnym, lekko kpiącym głosem, znakomitą kontrolą flow i budzącym podziw nawarstwieniem rymów. Tekst? Po prostu ostrzeżenie, aby nie zadzierać, bo – mówiąc wprost, przeciwniku - nie dasz rady. Za cienki w uszach jesteś, a ja nie jestem na tyle miły, żeby postąpić z tobą z litością. Nigga, choose ya weapon, hope you got your vest on…Rozjebafszy swoją zwrotką, Daddy odchodzi od majka. Na jego miejsce wchodzi Genius, z miejsca atakując agresywnym flow i świetnymi, sugestywnymi opisami, co stanie się z przeciwnikiem, który stanie na drodze samuraja. Spoiler – niemilec z życiem nie ujdzie. W jednym kawałku też nie. GZA z opisami tutaj nie poprzestaje - dalej zwrotka jest jeszcze bardziej mroczna i brutalna…Pojedynek skończony. Na beat wskakuje nagle niejaki Suga Bang Bang, podsumowując jakby cały track: Why, you trying to test me swordplay, when I'm sharp in every way? This life I live, I'll do it, all by myself…Po czym track kończy się, decyzję o tym, kto wygrał, zostawiając w gestii słuchacza. [[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5822","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Kontynuując, a zarazem zamykając, tydzień eksploracji katalogu i badania bezdyskusyjnej zajebistości imć Big Daddy Kane’a – zatrzymajmy się na chwilkę na utworze, który nawet na Wikipedii uważany jest za “historyczną kolaborację” (ba, otrzymał nawet własną stronę na Wiki...). „Cameo Afro”, czyli Tatusiek oraz reprezentujący Mighty Wu-Tang GZA. Dwaj tytani mikrofonu – w końcu razem na tracku… Czy jednak sam fakt ten wystarczy, żeby „Cameo Afro” zasługiwało na miano „historycznego” kawałka? Prześledźmy historię tego mocarnego kollabo. 

Przenieśmy się na chwilę 20 lat wstecz. 1993, rok, w którym hip-hop wzbogacił się o monumentalny klasyk wprost ze Staten Island – „Enter the Wu-Tang (36 Chambers)”. Wśród wielu niezapomnianych sztosów na albumie tym znalazł się znany każdemu fanowi czarnej muzy banger „Protect Ya Neck”, uświadamiający wszelkich potencjalnych przeciwników Dziewiątki (OK, wiem że na „PYN” rapuje ósemka) ze Staten, że nie warto z Klanem zadzierać. Ostatnią zwrotkę wykonuje GZA, rozpoczynając atak tymi słowy:

The Wu is too slammin' for these Cold Killin' labels/ Some ain't had hits since I seen Aunt Mabel/ Be doing artists in like Cain did Abel/ Now they money's getting stuck to the gum under the table

Był to pocisk wymierzony bezpośrednio w wytwórnię Cold Chillin’ Records – label, w którym GZA wydał swoją pierwszą płytę, Words from the Genius. Niestety, album sprzedał się kiepskawo wskutek lekceważenia promocji przez wytwórnię,  wobec czego rozczarowany i wściekły Genius rozwiązał umowę z Cold Chillin’. Label ten stanowił centrum dowodzenia słynnego Juice Crew – czyli także Big Daddy Kane’a. Usłyszawszy wersy Geniusa na „Protect Ya Neck”, Kane uznał, że są wymierzone bezpośrednio także w niego…. Jakimś cudem sprawa przycichła na długie lata, nie rozpętał się żaden beef, nie powstały żadne dissy (…wyobrażacie sobie, jak niesamowita byłaby to walka?!). Sam RZA w wywiadzie nie wspomina, czy panowie wyjaśnili sobie wszystkie sprawy, czy też nie.

W 2006 roku, podczas nagrywania soundtracku do – skądinąd świetnego – filmu animowanego Afro Samurai – RZA wpadł na pomysł, by dwaj dawni rywale spotkali się w końcu w studiu. Tak też się stało – i jednego dnia, twarzą w twarz stanęli tytan swaggeru Kane i chłodny, inteligentny The Genius.

Beat dostarczył niezawodny RZA. „Pożyczywszy” bębny od Jeffa Becka, połączył je z niezwykłym, ciężkim do jednoznacznego opisania, „orientalizująco-soulowym” samplem. Podoba mi się sposób, w jaki RZA skomponował beat – muzyka nie wybija się na pierwszy plan, jest jakby znakomicie przystosowana do zilustrowania samurajskiego pojedynku – z tą rytmiczną perkusją, minorowymi tonami wiolonczeli (?) i tajemniczymi odgłosami w tle…

Sam RZA wspomniał w wywiadzie, że nie wiedział, jak Kane i GZA będą chcieli to rozwiązać – liryczną walką na tym samym bicie, czy też nie? Słuchając tego tracku teraz, nie sposób nie odnieść wrażenia, że zamiast utworu mającego jedynie promować składankę i film – mamy rzeczywiście do czynienia z pojedynkiem na słowa dwóch znakomitych mikrofonowych wymiataczy. To walka dwóch styli, dwóch szkół, dwóch charakterów – dwóch samurajów. Panowie... Hajime!

Pierwszy wchodzi Big Daddy, w mgnieniu oka opanowując beat. Co ciekawe, rozpoczyna throwbackiem do legendarnego debiutu i kawałka Just Rhymin’ With Biz – A rap pro, do a show, good to go…Tatuś wymiata na „Cameo Afro” profesjonalnie, z mocnym, lekko kpiącym głosem, znakomitą kontrolą flow i budzącym podziw nawarstwieniem rymów. Tekst? Po prostu ostrzeżenie, aby nie zadzierać, bo – mówiąc wprost, przeciwniku  - nie dasz rady. Za cienki w uszach jesteś, a ja nie jestem na tyle miły, żeby postąpić z tobą z litością. Nigga, choose ya weapon, hope you got your vest on…

Rozjebafszy swoją zwrotką, Daddy odchodzi od majka. Na jego miejsce wchodzi Genius, z miejsca atakując agresywnym flow i świetnymi, sugestywnymi opisami, co stanie się z przeciwnikiem, który stanie na drodze samuraja. Spoiler – niemilec z życiem nie ujdzie. W jednym kawałku też nie. GZA z opisami tutaj nie poprzestaje -  dalej zwrotka jest jeszcze bardziej mroczna i brutalna…

Pojedynek skończony. Na beat wskakuje nagle niejaki Suga Bang Bang, podsumowując jakby cały track: 

Why, you trying to test me swordplay, when I'm sharp in every way? This life I live, I'll do it, all by myself…

Po czym track kończy się, decyzję o tym, kto wygrał, zostawiając w gestii słuchacza

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5822","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
DJ Premier & Pete Rock - garść informacji!https://popkiller.kingapp.pl/2010-11-07,dj-premier-pete-rock-garsc-informacjihttps://popkiller.kingapp.pl/2010-11-07,dj-premier-pete-rock-garsc-informacjiNovember 7, 2010, 6:00 pmDaniel WardzińskiPrzy okazji newsa o "Get Used To Us", składanki Preemo, która ma ujrzeć światło dzienne 7 grudnia, wspomnieliśmy wam też o tym, że DJ Premier i Pete Rock, dwóch być może największych producentów w historii Nowego Jorku, ma zamiar zrobić wspólny album.Dziś mamy dla was część informacji, które zapewne chcielibyście znać. Niestety nie tak dużo jak byśmy chcieli.Wiemy tyle, że ma być to 12 kawałków, z których 6 wyprodukuje Preemo, a sześć Soul Brother. Legendy umówiły się, że nie wyjawią żadnego z raperów, których zaprosili do swoich kawałków. Pracę nad albumem określają jako "friendly competition". Z większym akcentem na pierwszy człon, bo Chris Martin opowiadał chociażby o tym, że pozwolił Pete'owi korzystać ze swojego studio. Po chwli zażartował, że nie chciał mu ułatwiać pracy, a raczej liczył, że podejrzy jakieś techniki. Jak wiadomo najlepsze albumy rodzą się, kiedy ich autorzy wzajemnie się sobą jarają - tu chyba tak jest.Wspomnieliśmy, że producenci nie chcą zdradzać jacy goście znajdą się na albumie. Preemo ostatecznie wygadał się jednak, że ma już cztery numery, a w jednym z nich pojawia się GZA. Cały czas podkreślał też, że lista featuringów jest "ekstremalnie gorąca".

Przy okazji newsa o "Get Used To Us", składanki Preemo, która ma ujrzeć światło dzienne 7 grudnia, wspomnieliśmy wam też o tym, że DJ Premier i Pete Rock, dwóch być może największych producentów w historii Nowego Jorku, ma zamiar zrobić wspólny album.

Dziś mamy dla was część informacji, które zapewne chcielibyście znać. Niestety nie tak dużo jak byśmy chcieli.

Wiemy tyle, że ma być to 12 kawałków, z których 6 wyprodukuje Preemo, a sześć Soul Brother. Legendy umówiły się, że nie wyjawią żadnego z raperów, których zaprosili do swoich kawałków. Pracę nad albumem określają jako "friendly competition". Z większym akcentem na pierwszy człon, bo Chris Martin opowiadał chociażby o tym, że pozwolił Pete'owi korzystać ze swojego studio. Po chwli zażartował, że nie chciał mu ułatwiać pracy, a raczej liczył, że podejrzy jakieś techniki. Jak wiadomo najlepsze albumy rodzą się, kiedy ich autorzy wzajemnie się sobą jarają - tu chyba tak jest.

Wspomnieliśmy, że producenci nie chcą zdradzać jacy goście znajdą się na albumie. Preemo ostatecznie wygadał się jednak, że ma już cztery numery, a w jednym z nich pojawia się GZA. Cały czas podkreślał też, że lista featuringów jest "ekstremalnie gorąca".

]]>