popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Powiększeniehttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/18037/Powi%C4%99kszenieOctober 5, 2024, 11:16 pmpl_PL © 2024 Admin strony"Gdzie jest krzyż" czyli ogień w Powiększeniuhttps://popkiller.kingapp.pl/2010-10-27,gdzie-jest-krzyz-czyli-ogien-w-powiekszeniuhttps://popkiller.kingapp.pl/2010-10-27,gdzie-jest-krzyz-czyli-ogien-w-powiekszeniuOctober 27, 2010, 7:00 pmDymitr HryciukZgodnie z przewidywaniami - w sobotę w okolicach Nowego Światu odbyła się fantastyczna impreza. Publiczność dopisała, nie było przypadkowych ludzi, prawdopodobnie z powodu braku warszawskich supportów. Mała sala koncertowa Powiększenia była wypełniona prawie po brzegi, a publiczność miała mnóstwo dobrej energii. Ale po kolei.Małe kluby zapewniają fajną, kameralną atmosferę na koncerty. Niestety nie oferują zbyt dużej ilości miejsc siedzących, a te przydają się gdy czeka się na gwiazdę wieczoru około 2 godzin. Najpierw jednak poleciało trochę dobrze dobranych kawałków, które wprowadziły wszystkich w dobry humor, oczywiście przy małej pomocy alkoholu. Organizator Warsoul Sessions, Maceo, zacytował dziennikarza Wyborczej - tego wieczoru w Powiększeniu będzie historia, teraźniejszość i przyszłość hiphopu. Czyli RHW '92, Black Milk i Teielte.Niestety dla jednych, na szczęście dla drugich, rozpoczął właśnie reprezentant elektroniki. Była grupa osób, która dość żywiołowo reagowała na jego zaskakujące pomysły, ale jednak większość popadła w letarg bujając czasem głową. Zresztą ciężko było się temu bujaniu oprzeć. Mi osobiście trudno było wytrzymać cały jego występ, ale dzielnie zachowałem swoje strategiczne miejsce blisko sceny. A był to niemały wyczyn, szczególnie że większość eksperymentów Teielte brzmiała jakby robił je przypadkowo kręcąc pokrętłami i naciskając pady, bujając się przy tym bez wyczucia rytmu jak po zjedzeniu dwóch kwasów. Nie wiem jak można tak niszczyć dobre podkłady. Broń panie Boże nas i nasze dzieci przed taką przyszłością hiphopu. Bałem się, że koncert reprezentacji Detroit nie przeczyści mi dostatecznie uszu, ale na szczęście niepotrzebnie. Na scenę weszli AB, Daru oraz DJ Malik i publiczność od razu ożyła. Chłopaki zaczęli grać, ale nadal brak było Milka! Ludzie zaczęli się zastanawiać - jak on wejdzie w tym tłumie na scenę. Tymczasem zaczął już nawijać zwrotki z "Popular Demand". Po chwili przez publiczność przedarł się młody Curtis Cross w koszulce z napisem "Gdzie jest krzyż?". Świetna zagrywka reklamowa nowego sklepu Dr Sneaker. I tak się zaczęło.Black Milk ma świetny kontakt z publiką, nie tylko przez zwykłe powtarzanie sloganów i pytanie czy dobrze się bawimy, ale także słuchanie co widzowie mówią. Daje to świetną atmosferę. Usłyszeliśmy przegląd twórczości solowej Milka, rzeczy którymi się jara i na których się wychował (zarapował jedną zwrotę Jay Dee), sprawdził zorientowanie polskich słuchaczy. Niestety nie wypadło ono celująco, mało kto zorientował się, że kawałkiem zagadką jest "Don Cornelius" z EP o tym samym tytule wydanym po "AOTY". Pojawiły się też propsy dla ziomków z Random Axe, niestety zabrakło kawałków z nadchodzącego projektu (początek 2011).Raz był kawałek z najnowszej produkcji, raz z oficjalnego debiutu, potem rozpoznawalny na pierwszą nutę nowoczesny "Tronic" i tak skakaliśmy między albumami, klimatami wspaniale się bawiąc. Ale nadal brakowało największych hitów i to ich domagała się publiczność. Zabrakło też kawałków z kozackiego "The Set Up", zrobionego z Fat Rayem. A szkoda, tamtejsze kawałki mają duży potencjał sceniczny. Koncert trwał już jakąś godzinę, reprezentant Detroit zaczął przebąkiwać coś o końcu, ale publiczność głodna ulubionych "Losing Out" i "Deadly Medley" przecież by go nie wypuściła. Dlatego dopiero po bardzo energetycznym wykonaniu tych singlowych kawałków, czyli spełnieniu popular demand i niszczącym "Sound The Alarm", koncert się definitywnie zakończył, a był to baaardzo wyczerpujący zarówno dla publiczności jak i wykonawców event. Niemniej wszyscy spisali się na medal - wymiana energii była niesamowita, a ciężka atmosfera przy mało wydajnej klimatyzacji wcale jej nie ułatwiała. Co do live bandu - to jest świetny pomysł. Bez Daru Jonesa napieprzającego po garach i rozwalającego "stopę" przy kilku kawałkach, zwłaszcza "Give The Drummer Sum", cały czas się przy tym zniewalająco uśmiechającego (przy okazji prezentując złoty grill), bez AB śpiewającego piękniej niż niejeden "gwiazdor" R&B i idealnie dopełniającego bębniarza na swoich klawiszach to byłoby tylko 50-60% koncertu. I Curtis doskonale zdaje sobie z tego sprawę dając im należne propsy. Nie są bowiem dla niego tylko tłem, jak ŁDZ Orkiestra dla Ostrego, ale integralną częścią show. Oprócz kawałków z "The Set Up" zabrakło mi tylko showcase'u Milka na empecetce, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Niestety nie dorwałem też koszulki "Deadly Medley" za jedyne 60 PLN (ubiegł mnie Marcin Natali), ale mogę się teraz poszczycić, że widziałem na żywo już wszystkich trzech wykonawców z tego kawałka. Szkoda, że nie za jednym razem. Niedługo specjalnie dla was prawie kwadrans wywiadu z Black Milkiem (i być może video relacja). Rap History Warsaw rocznik 1992 upłynął pod znakiem g-funku i dwóch wielkich duetów, EPMD oraz Pete Rock i CL Smooth. Impreza jak zwykle, na poziomie. Całe szczęście, że jest taka weekendowa opcja w Warszawie, gdzie usłyszymy tylko naszą ulubioną muzykę, możemy się doedukować i spotkać fajnych ludzi. Oby organizatorzy kontynuowali to jeszcze długo. Na zakończenie video choć trochę oddające atmosferę koncertu, tweetowane przez Daru Jonesa. Całkiem dobre audio jak na jakąś komórkę.PS. Foto autorstwa Tomasza Bykowicza zaczerpnięte z Facebooka Daru.

Zgodnie z przewidywaniami - w sobotę w okolicach Nowego Światu odbyła się fantastyczna impreza. Publiczność dopisała, nie było przypadkowych ludzi, prawdopodobnie z powodu braku warszawskich supportów. Mała sala koncertowa Powiększenia była wypełniona prawie po brzegi, a publiczność miała mnóstwo dobrej energii. Ale po kolei.


Małe kluby zapewniają fajną, kameralną atmosferę na koncerty. Niestety nie oferują zbyt dużej ilości miejsc siedzących, a te przydają się gdy czeka się na gwiazdę wieczoru około 2 godzin. Najpierw jednak poleciało trochę dobrze dobranych kawałków, które wprowadziły wszystkich w dobry humor, oczywiście przy małej pomocy alkoholu. Organizator Warsoul Sessions, Maceo, zacytował dziennikarza Wyborczej - tego wieczoru w Powiększeniu będzie historia, teraźniejszość i przyszłość hiphopu. Czyli RHW '92, Black Milk i Teielte.

Niestety dla jednych, na szczęście dla drugich, rozpoczął właśnie reprezentant elektroniki. Była grupa osób, która dość żywiołowo reagowała na jego zaskakujące pomysły, ale jednak większość popadła w letarg bujając czasem głową. Zresztą ciężko było się temu bujaniu oprzeć.

Mi osobiście trudno było wytrzymać cały jego występ, ale dzielnie zachowałem swoje strategiczne miejsce blisko sceny. A był to niemały wyczyn, szczególnie że większość eksperymentów Teielte brzmiała jakby robił je przypadkowo kręcąc pokrętłami i naciskając pady, bujając się przy tym bez wyczucia rytmu jak po zjedzeniu dwóch kwasów. Nie wiem jak można tak niszczyć dobre podkłady.

Broń panie Boże nas i nasze dzieci przed taką przyszłością hiphopu. Bałem się, że koncert reprezentacji Detroit nie przeczyści mi dostatecznie uszu, ale na szczęście niepotrzebnie. Na scenę weszli AB, Daru oraz DJ Malik i publiczność od razu ożyła. Chłopaki zaczęli grać, ale nadal brak było Milka! Ludzie zaczęli się zastanawiać - jak on wejdzie w tym tłumie na scenę. Tymczasem zaczął już nawijać zwrotki z "Popular Demand". Po chwili przez publiczność przedarł się młody Curtis Cross w koszulce z napisem "Gdzie jest krzyż?". Świetna zagrywka reklamowa nowego sklepu Dr Sneaker. I tak się zaczęło.

Black Milk ma świetny kontakt z publiką, nie tylko przez zwykłe powtarzanie sloganów i pytanie czy dobrze się bawimy, ale także słuchanie co widzowie mówią. Daje to świetną atmosferę. Usłyszeliśmy przegląd twórczości solowej Milka, rzeczy którymi się jara i na których się wychował (zarapował jedną zwrotę Jay Dee), sprawdził zorientowanie polskich słuchaczy. Niestety nie wypadło ono celująco, mało kto zorientował się, że kawałkiem zagadką jest "Don Cornelius" z EP o tym samym tytule wydanym po "AOTY". Pojawiły się też propsy dla ziomków z Random Axe, niestety zabrakło kawałków z nadchodzącego projektu (początek 2011).

Raz był kawałek z najnowszej produkcji, raz z oficjalnego debiutu, potem rozpoznawalny na pierwszą nutę nowoczesny "Tronic" i tak skakaliśmy między albumami, klimatami wspaniale się bawiąc. Ale nadal brakowało największych hitów i to ich domagała się publiczność. Zabrakło też kawałków z kozackiego "The Set Up", zrobionego z Fat Rayem. A szkoda, tamtejsze kawałki mają duży potencjał sceniczny.

Koncert trwał już jakąś godzinę, reprezentant Detroit zaczął przebąkiwać coś o końcu, ale publiczność głodna ulubionych "Losing Out" i "Deadly Medley" przecież by go nie wypuściła. Dlatego dopiero po bardzo energetycznym wykonaniu tych singlowych kawałków, czyli spełnieniu popular demand i niszczącym "Sound The Alarm", koncert się definitywnie zakończył, a był to baaardzo wyczerpujący zarówno dla publiczności jak i wykonawców event. Niemniej wszyscy spisali się na medal - wymiana energii była niesamowita, a ciężka atmosfera przy mało wydajnej klimatyzacji wcale jej nie ułatwiała.

Co do live bandu - to jest świetny pomysł. Bez Daru Jonesa napieprzającego po garach i rozwalającego "stopę" przy kilku kawałkach, zwłaszcza "Give The Drummer Sum", cały czas się przy tym zniewalająco uśmiechającego (przy okazji prezentując złoty grill), bez AB śpiewającego piękniej niż niejeden "gwiazdor" R&B i idealnie dopełniającego bębniarza na swoich klawiszach to byłoby tylko 50-60% koncertu. I Curtis doskonale zdaje sobie z tego sprawę dając im należne propsy. Nie są bowiem dla niego tylko tłem, jak ŁDZ Orkiestra dla Ostrego, ale integralną częścią show.

Oprócz kawałków z "The Set Up" zabrakło mi tylko showcase'u Milka na empecetce, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Niestety nie dorwałem też koszulki "Deadly Medley" za jedyne 60 PLN (ubiegł mnie Marcin Natali), ale mogę się teraz poszczycić, że widziałem na żywo już wszystkich trzech wykonawców z tego kawałka. Szkoda, że nie za jednym razem. Niedługo specjalnie dla was prawie kwadrans wywiadu z Black Milkiem (i być może video relacja).

Rap History Warsaw rocznik 1992 upłynął pod znakiem g-funku i dwóch wielkich duetów, EPMD oraz Pete Rock i CL Smooth. Impreza jak zwykle, na poziomie. Całe szczęście, że jest taka weekendowa opcja w Warszawie, gdzie usłyszymy tylko naszą ulubioną muzykę, możemy się doedukować i spotkać fajnych ludzi. Oby organizatorzy kontynuowali to jeszcze długo.

Na zakończenie video choć trochę oddające atmosferę koncertu, tweetowane przez Daru Jonesa. Całkiem dobre audio jak na jakąś komórkę.

PS. Foto autorstwa Tomasza Bykowicza zaczerpnięte z Facebooka Daru.

]]>