popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Muflonhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/17786/MuflonNovember 14, 2024, 4:42 pmpl_PL © 2024 Admin stronyMuflon tłumaczy dlaczego nie zrobił kariery rapowej i opowiada o porażkachhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-12-27,muflon-tlumaczy-dlaczego-nie-zrobil-kariery-rapowej-i-opowiada-o-porazkachhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-12-27,muflon-tlumaczy-dlaczego-nie-zrobil-kariery-rapowej-i-opowiada-o-porazkachDecember 27, 2020, 2:17 pmAdmin stronyMuflon pojawił się w nowym odcinku Podcastu Antoniego Syrka-Dąbrowskiego, opowiadającego o... porażkach. A dokładniej o różnych porażkach, jakie na swojej drodze ponosili ci, którzy finalnie dali radę coś osiągnąć. W ponad godzinnej rozmowie jeden z najbardziej utytułowanych polskich freestyle'owców wytłumaczył m.in. dlaczego nie zrobił studyjnej kariery. (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); Jak mówi Muflon - po pierwsze brakowało mu odpowiedniego zacięcia i pewności siebie. Wiedział, że o ile na freestyle'u dysponował naczelnym atutem, czyli błyskotliwym refleksem i szybkim składaniem kąsających linijek, to umiejętności potrzebne w studiu są dużo szersze. Wymagają wyczucia melodyjnego, umiejętności pisania całych utworów (a nie tylko linijek), flow, wyrazistego wizerunku itp. Tutaj widział spore braki i nie był aż tak zdeterminowany, by je nadgonić. Po drugie - nie miał wewnętrznego poczucia, że to jego droga. Patrzył na to raczej z przymrużeniem oka, nie przewidując, że w ciągu kilku lat rap będzie tak dochodowym biznesem, w którym faktycznie będzie można zarobić na dobre życie. Przypomnijmy, że sytuacja te 10 lat temu (gdy Muflon kończył bitewną przygodę) była dużo bardziej niepewna, zyski o wiele mniejsze, a droga rapera wymagała postawienia wszystkiego na jedną kartę. Również freestyle'owcy często za prestiżowe wygrane otrzymywali jedynie zwroty kosztów dojazdu i symboliczną paczkę w stylu koszulka + płyta.Pełną rozmowę obejrzycie poniżej - w niej Muflon opowiada również m.in. jak wyglądała jego praca przy pisaniu polskiej edycji SNL oraz jak przez pewien czas utrzymywał się z pokera.Poniżej przypominamy również wywiad, jaki przeprowadził dla nas inny freestyle'owy mistrz - Bober, który porozmawiał z Cezarym Pazurą w najnowszym odcinku Magazynu Popkillera. Rozmowa zaczyna się w 11:46 Magazynu.Muflon pojawił się w nowym odcinku Podcastu Antoniego Syrka-Dąbrowskiego, opowiadającego o... porażkach. A dokładniej o różnych porażkach, jakie na swojej drodze ponosili ci, którzy finalnie dali radę coś osiągnąć. W ponad godzinnej rozmowie jeden z najbardziej utytułowanych polskich freestyle'owców wytłumaczył m.in. dlaczego nie zrobił studyjnej kariery.

Jak mówi Muflon - po pierwsze brakowało mu odpowiedniego zacięcia i pewności siebie. Wiedział, że o ile na freestyle'u dysponował naczelnym atutem, czyli błyskotliwym refleksem i szybkim składaniem kąsających linijek, to umiejętności potrzebne w studiu są dużo szersze. Wymagają wyczucia melodyjnego, umiejętności pisania całych utworów (a nie tylko linijek), flow, wyrazistego wizerunku itp. Tutaj widział spore braki i nie był aż tak zdeterminowany, by je nadgonić. Po drugie - nie miał wewnętrznego poczucia, że to jego droga. Patrzył na to raczej z przymrużeniem oka, nie przewidując, że w ciągu kilku lat rap będzie tak dochodowym biznesem, w którym faktycznie będzie można zarobić na dobre życie. Przypomnijmy, że sytuacja te 10 lat temu (gdy Muflon kończył bitewną przygodę) była dużo bardziej niepewna, zyski o wiele mniejsze, a droga rapera wymagała postawienia wszystkiego na jedną kartę. Również freestyle'owcy często za prestiżowe wygrane otrzymywali jedynie zwroty kosztów dojazdu i symboliczną paczkę w stylu koszulka + płyta.

Pełną rozmowę obejrzycie poniżej - w niej Muflon opowiada również m.in. jak wyglądała jego praca przy pisaniu polskiej edycji SNL oraz jak przez pewien czas utrzymywał się z pokera.

Poniżej przypominamy również wywiad, jaki przeprowadził dla nas inny freestyle'owy mistrz - Bober, który porozmawiał z Cezarym Pazurą w najnowszym odcinku Magazynu Popkillera. Rozmowa zaczyna się w 11:46 Magazynu.

]]>
Duże Pe, Muflon, Edzio, Bober i inni - legendy WBW razem w singlu!https://popkiller.kingapp.pl/2020-11-28,duze-pe-muflon-edzio-bober-i-inni-legendy-wbw-razem-w-singluhttps://popkiller.kingapp.pl/2020-11-28,duze-pe-muflon-edzio-bober-i-inni-legendy-wbw-razem-w-singluNovember 28, 2020, 6:37 pmMarek AdamskiKoro ponownie zebrał czołówkę, jak i legendy polskiej sceny freestyle'owej i wypuścił drugą część posse-cuta "PassTheMic". Wśród raperów, którzy położyli swoje zwroty, znalazły się takie ksywy jak Duże Pe, Muflon, Edzio czy Proceente. Nieprzypadkowo numer ukazał się dziś, ponieważ tego wieczoru powinien odbyć się finał WBW, do którego nie doszło z wiadomych wzgledów. Za produkcje podkładu odpowiada Grejtu. (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); Pod tym linkiem możecie znaleźć pierwszą część "PassTheMic", na której udzielili się m.in. Milu, Bajorson czy Ryba. /* TFP - PopKiller.pl */ (function() { var opts = { artist: "Bober", song: "", adunit_id: 100002011, div_id: "cf_async_" + Math.floor((Math.random() * 999999999)) }; document.write('');var c=function(){cf.showAsyncAd(opts)};if(typeof window.cf !== 'undefined')c();else{cf_async=!0;var r=document.createElement("script"),s=document.getElementsByTagName("script")[0];r.async=!0;r.src="//srv.clickfuse.com/showads/showad.js";r.readyState?r.onreadystatechange=function(){if("loaded"==r.readyState||"complete"==r.readyState)r.onreadystatechange=null,c()}:r.onload=c;s.parentNode.insertBefore(r,s)}; })(); Jeśli chcesz być na bieżąco z premierami teledysków to śledź nasz dział VideoKoro ponownie zebrał czołówkę, jak i legendy polskiej sceny freestyle'owej i wypuścił drugą część posse-cuta "PassTheMic". Wśród raperów, którzy położyli swoje zwroty, znalazły się takie ksywy jak Duże Pe,Muflon, Edzio czy Proceente. Nieprzypadkowo numer ukazał się dziś, ponieważ tego wieczoru powinien odbyć się finał WBW, do którego nie doszło z wiadomych wzgledów. Za produkcje podkładu odpowiada Grejtu.

Pod tym linkiem możecie znaleźć pierwszą część "PassTheMic", na której udzielili się m.in. Milu, Bajorson czy Ryba.

Jeśli chcesz być na bieżąco z premierami teledysków to śledź nasz dział Video

]]>
30 rapowych powrotów dzięki akcji Hot16Challenge2https://popkiller.kingapp.pl/2020-05-24,30-rapowych-powrotow-dzieki-akcji-hot16challenge2https://popkiller.kingapp.pl/2020-05-24,30-rapowych-powrotow-dzieki-akcji-hot16challenge2June 12, 2020, 11:32 pmIgor WiśniewskiW ostatnich dniach przelecieliśmy przez morze zwrotek w ramach Hot16Challenge2, by posegregować Wam je i przedstawić w tematycznych segmentach. Na koniec zostawiliśmy artystów, którzy wzięli udział w challenge'u mimo ograniczonej lub zakończonej aktywności wydawniczej - tutaj niemożliwe było ograniczyć się do 10, bowiem usłyszeliśmy oldschoolowe legendy, dawno niesłyszanych graczy z czołówki, jak i niewidzianych latami undergroundowych klasyków. Mamy więc swoistą truskawkę na torcie - najciekawsze i najważniejsze powroty w ramach Hot16 zebrane w jednym miejscu! A to cały czas nie wszystko i listę moglibyśmy ciągnąć dalej, od Kulera przez Zaginionego po Jeżozwierza..A zanim przejdziemy do powrotów... Sprawdź też:Wszystko o Hot16Challenge2 i dotychczas opublikowane zwrotki10 oldschoolowych zwrotek z Hot16Challenge210 pozytywnych i oryginalnych zwrotek z Hot16Challenge211 podziemnych zwrotek z Hot16Challenge211 newschoolowych zwrotek z Hot16Challenge212 polityczno-społecznych zwrotek z Hot16Challenge211 poza-rapowych zwrotek z Hot16Challenge2KubanGorąca szesnastka Kubana zatrzęsła polską scenę hiphopową. Całkowicie zasłużenie. Kubano, jakby nigdzie nie zniknął, emanuje pewnością siebie i energią, która może zwiastować nadchodzące ruchy rapera.Pan WankzFani stęsknieni za brzmieniem Dinali, mogą przenieść się kilkanaście lat wstecz. Pan Wankz, nie radząc sobie z synchronizacją dźwięku i wideo, nadal sprawnie radzi sobie z rymowaniem.Duże PeDrugi mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej nie szczędzi ciętych linijek raperom i politykom. Zaangażowane wersy położone na bicie P.A.F.F.-a wybrzmiewają dobitnie, a rejestracja całości w szafie dodaje podziemnego, antysystemowego sznytu.MuflonKolejny freestyle'owiec w zestawieniu, którego od dawna nie mamy okazji wysłuchać. Od Napisów końcowych minęły 3 lata. Muflon nabrał dystansu, prezentując nieco prześmiewczą zwrotkę na bicie Soulpete'a.DizkretIQ osiągnęło pełnoletniość, a Dizkret ponownie chwycił za mikrofon. Na bicie Returnersów, Dizkret zwraca się do słuchaczy z ważnym apelem dotyczącym zachowania środków ostrożności w dobie pandemii.JimsonWankz, Dizkret, teraz Jimson. #Hot16Challenge2 przyniosło wiele niespodziewanych zwrotek. Równie zaskakująca wydaje się uszczypliwość w stronę VNM-a.MielzkyDwuwers Bez kapoka walę banię, prawie Hasselhoff/Kleję zdanie jak najlepsi gracze: Nas, L, Hov odmieniono przez wszystkie przypadki w kontekście powrotu Mielzky'iego. Po ponad 2 latach od Komika z depresją, Gruby prezentuje świetną formę, która napawa optymizmem wizję kolejnego albumu.[[{"fid":"58984","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"14":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"14"}}]]BukaReprezentant MaxFlo po pięcioletniej przerwie wydawniczej, swoją gorącą szesnastką zwiastuje klimat kolejnego materiału. Hard rockowe #Hot16Challenge sugeruje, że tak długa cisza ze strony Buki nie była bezowocna.Te-TrisEmocjonalny powrót Te-Trisa porusza, rezonuje. Mimo niezwykle dużej luki na scenie, jaką zostawił po sobie Tet, pozostaje cieszyć się, że zajawkę w pracę zamienił.Pepe SkuadWrocławska formacja dzięki nominacji, w końcu zebrała się, by nagrać wspólny utwór. Na bicie do Friends Whodini, nawinęli zuchwałe #Hot48 - Haju i Rekord również solowo dorzucili parę słów od siebie.[[{"fid":"59379","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"15":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"15"}}]]OwalRaper z Poznania podjął wyzwanie po niemal dekadzie od ostatniego nagrania. Oldschoolowy bit Tabba potęguje równie staroszkolne flow Owala, przenosząc nas do początku tysiąclecia.TymonLead designer polskiego studia Techland, chwilowo wrócił przed mikrofon. Od Oddycham smogiem minęło 12 lat, a stałego powrotu próżno się spodziewać. Możemy jedynie przygotować się na premierę Dying Light 2.Zip SkładZwrotki rzucane na schodach i ściepa na zbiórkę? Ziomki i Przyjaciele przenieśli w czasie nie tylko gorącą szesnastkę, ale słuchaczy również. DeobsonOdpowiedzi na nominację od Mateusza nie musieliśmy długo wyglądać. Piastowski raper komentuje bieżące sprawy i komentuje #Hot16Challenge Te-Trisa.PeeRZetCzłonek Hipocentrum na bicie swojego autorstwa sypie punchline'ami jak z rękawa. Prześmiewcze linijki łączy z powagą oraz hołdem dla nieżyjących legend.Śliwka TuitamSwego czasu jedna z najświeższych stylówek na scenie, dawno niesłyszany członek Ego i Pijanych Powietrzem chwycił za mikrofon i pokazał, że jego leniwa oniryczna nawijka wciąż robi wrażenie.[[{"fid":"59545","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"12":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"12"}}]]Jajonasz (Lukatricks)Oldschoolowa legenda śląskiej sceny wynurza się wyjątkowo rzadko. Dłuugo naczekaliśmy się na "Czarne Złoto" a od niego minęło przecież już 10 lat - teraz Jajonasz znów chwyta za mikrofon i pokazuje, że luzu i stylu nie stracił, płynąc po klasycznym bicie Mobb Deep, zarazem komentując sytuację społeczną.[[{"fid":"59795","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]LiroyA jak już mowa o legendach to nie mogliśmy zapomnieć o obchodzącym w tym roku 25-lecie "Alboomu" kieleckim Scyzoryku. Liroy wciąż kipi hip-hopową zajawką, a że zaskoczył nas swoim wejściem mówiliśmy już w rankingu najlepszych... newschoolowych zwrotek.[[{"fid":"59426","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]Radoskór & WojtasZostajemy w Kielcach! Członkowie legendarnego WYP3 zabrali nas jeszcze raz do lat '90, przywołując sporo sentymentu dla starszych słuchaczy.[[{"fid":"59297","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"9":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"9"}}]][[{"fid":"59117","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"10":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"10"}}]]JuchasA warszawski oldschool? Też obecny! Juchas po latach znów zabiera nas na Żoli-żoli-borz, tym razem z mocnym społeczno-politycznym przesłaniem.[[{"fid":"59577","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"11":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"11"}}]]Łyskacz Mor W.A.Za to Łysy Łyskacz zabiera nas za Ocean, do Chicago gdzie obecnie mieszka. Opowiada 'co u niego', a między wersami daje znać, że to jeszcze nie jego ostatnie muzyczne słowo![[{"fid":"59468","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"13":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"13"}}]]Numer RazZ grona warszawskich klasyków pokazał się też Numer Raz zawsze spoko! Leniwe flow i charakterystyczny wokal, który dobrze usłyszeć po latach w rymowanej wersji.[[{"fid":"59160","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"19":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"19"}}]]Aha TMatka chrzestna szczecińskiego hip-hopu, od lat '90 pompująca zajawkę na północy kraju. Obecnie skupiająca się głównie na dziennikarskiej działalności w ramach legendarnej audycji WuDoo, jednak dzięki Hot16 na chwilę wróciła też do rapowania - i to na kanale DJ-a Decksa, co przypomniało nam jej singiel z decksowego "Mixtape vol. 3"[[{"fid":"59777","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"16":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"16"}}]]AfrontZbiorcze ujęcie 16-tek Wygi i Kasa - łódzki duet rzadko wskakuje na mikrofon, nigdy jednak nie wypada z formy, a ich zwrotki to mocna kondensacja treści - brak tu gryzienia się w język i zbędnych linijek, a zamiast afrontowego humoru mamy dużo gorzkich obserwacji.[[{"fid":"59408","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]][[{"fid":"59401","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]JotuzeW ciągu 13 lat od ostatniej płyty Grammatika Jotuze słyszeliśmy w pojedynczych zwrotkach, dlatego mimo że od "Mojej Historii 2" upłynęły ledwie 2 lata to ten wjazd też trzeba tu odnotować. Stary styl i dużo sentymentu.[[{"fid":"59649","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]EldoW przeciwieństwie do Juzka Eldoka na scenie wciąż jest aktywny, ale co by nie mówić - od ostatniego albumu upłynęły długie 4 lata. Dobrze więc usłyszeć go ponownie, jeszcze przed płytą "Alfa" i to w tak niecodziennym otoczeniu, z surowym oldschoolowym sznytem i beatboxowym podkładem.[[{"fid":"59335","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"20":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"20"}}]]Kobra"Bardzo długo mnie nie było, więc chcę to zrobić najlepiej jak potrafię" - powiedział na początku poznański raper, po czym zaserwował nam raport z blokowisk podpinając się dodatkowo pod amerykańskie "Cold Summer Challenge" zainicjowane przez Fabolousa.[[{"fid":"59393","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]Mam Na Imię AleksanderOlek wjechał na scenę z buta i... zniknął. Uczestnik Młodych Wilków 2013 po świetnym starcie odbił od rapu, o czym opowiada w swojej 16-tce, której poziom przekonuje nas, że formy przez te lata absolutnie nie stracił.[[{"fid":"59411","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"8":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"8"}}]]2styPrzypomniał o sobie też kompan MNIA z 3 edycji Młodych Wilków - 2sty. 5 lat po płycie "Stej Flaj" wydanej w Prosto Tłusty zdaje raport ze swojego życia w czasie pandemii, oczywiście nie unikając nawiązań do netflixowego "Last Dance".[[{"fid":"59477","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"17":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"17"}}]]GresJeden z najbardziej lirycznych graczy na scenie rzadko chwyta za mikrofon - jednak nie ominęło go Hot16. Dostaliśmy parę lat temu Fraktal z Greenem, może teraz pora na solo?[[{"fid":"59499","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"18":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"18"}}]]PierrotPowiedzieć, że fani podziemia mieli dzięki Hot16Challenge2 prawdziwe święto to... nic nie powiedzieć. Maraton undergroundowych zaginionych legend zamknął Pierrot, podsumowując w bystry sposób sytuację na świecie oraz szerzące się absurdy.[[{"fid":"59793","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]W ostatnich dniach przelecieliśmy przez morze zwrotek w ramach Hot16Challenge2, by posegregować Wam je i przedstawić w tematycznych segmentach. Na koniec zostawiliśmy artystów, którzy wzięli udział w challenge'u mimo ograniczonej lub zakończonej aktywności wydawniczej - tutaj niemożliwe było ograniczyć się do 10, bowiem usłyszeliśmy oldschoolowe legendy, dawno niesłyszanych graczy z czołówki, jak i niewidzianych latami undergroundowych klasyków. Mamy więc swoistą truskawkę na torcie - najciekawsze i najważniejsze powroty w ramach Hot16 zebrane w jednym miejscu! A to cały czas nie wszystko i listę moglibyśmy ciągnąć dalej, od Kulera przez Zaginionego po Jeżozwierza..

A zanim przejdziemy do powrotów... Sprawdź też:

Wszystko o Hot16Challenge2 i dotychczas opublikowane zwrotki

10 oldschoolowych zwrotek z Hot16Challenge2

10 pozytywnych i oryginalnych zwrotek z Hot16Challenge2

11 podziemnych zwrotek z Hot16Challenge2

11 newschoolowych zwrotek z Hot16Challenge2

12 polityczno-społecznych zwrotek z Hot16Challenge2

11 poza-rapowych zwrotek z Hot16Challenge2

Kuban

Gorąca szesnastka Kubana zatrzęsła polską scenę hiphopową. Całkowicie zasłużenie. Kubano, jakby nigdzie nie zniknął, emanuje pewnością siebie i energią, która może zwiastować nadchodzące ruchy rapera.

Pan Wankz

Fani stęsknieni za brzmieniem Dinali, mogą przenieść się kilkanaście lat wstecz. Pan Wankz, nie radząc sobie z synchronizacją dźwięku i wideo, nadal sprawnie radzi sobie z rymowaniem.

Duże Pe

Drugi mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej nie szczędzi ciętych linijek raperom i politykom. Zaangażowane wersy położone na bicie P.A.F.F.-a wybrzmiewają dobitnie, a rejestracja całości w szafie dodaje podziemnego, antysystemowego sznytu.

Muflon

Kolejny freestyle'owiec w zestawieniu, którego od dawna nie mamy okazji wysłuchać. Od Napisów końcowych minęły 3 lata. Muflon nabrał dystansu, prezentując nieco prześmiewczą zwrotkę na bicie Soulpete'a.

Dizkret

IQ osiągnęło pełnoletniość, a Dizkret ponownie chwycił za mikrofon. Na bicie Returnersów, Dizkret zwraca się do słuchaczy z ważnym apelem dotyczącym zachowania środków ostrożności w dobie pandemii.

Jimson

Wankz, Dizkret, teraz Jimson. #Hot16Challenge2 przyniosło wiele niespodziewanych zwrotek. Równie zaskakująca wydaje się uszczypliwość w stronę VNM-a.

Mielzky

Dwuwers Bez kapoka walę banię, prawie Hasselhoff/Kleję zdanie jak najlepsi gracze: Nas, L, Hov odmieniono przez wszystkie przypadki w kontekście powrotu Mielzky'iego. Po ponad 2 latach od Komika z depresją, Gruby prezentuje świetną formę, która napawa optymizmem wizję kolejnego albumu.

[[{"fid":"58984","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"14":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"14"}}]]

Buka

Reprezentant MaxFlo po pięcioletniej przerwie wydawniczej, swoją gorącą szesnastką zwiastuje klimat kolejnego materiału. Hard rockowe #Hot16Challenge sugeruje, że tak długa cisza ze strony Buki nie była bezowocna.

Te-Tris

Emocjonalny powrót Te-Trisa porusza, rezonuje. Mimo niezwykle dużej luki na scenie, jaką zostawił po sobie Tet, pozostaje cieszyć się, że zajawkę w pracę zamienił.

Pepe Skuad

Wrocławska formacja dzięki nominacji, w końcu zebrała się, by nagrać wspólny utwór. Na bicie do Friends Whodini, nawinęli zuchwałe #Hot48 - Haju i Rekord również solowo dorzucili parę słów od siebie.

[[{"fid":"59379","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"15":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"15"}}]]

Owal

Raper z Poznania podjął wyzwanie po niemal dekadzie od ostatniego nagrania. Oldschoolowy bit Tabba potęguje równie staroszkolne flow Owala, przenosząc nas do początku tysiąclecia.

Tymon

Lead designer polskiego studia Techland, chwilowo wrócił przed mikrofon. Od Oddycham smogiem minęło 12 lat, a stałego powrotu próżno się spodziewać. Możemy jedynie przygotować się na premierę Dying Light 2.

Zip Skład

Zwrotki rzucane na schodach i ściepa na zbiórkę? Ziomki i Przyjaciele przenieśli w czasie nie tylko gorącą szesnastkę, ale słuchaczy również. 

Deobson

Odpowiedzi na nominację od Mateusza nie musieliśmy długo wyglądać. Piastowski raper komentuje bieżące sprawy i komentuje #Hot16Challenge Te-Trisa.

PeeRZet

Członek Hipocentrum na bicie swojego autorstwa sypie punchline'ami jak z rękawa. Prześmiewcze linijki łączy z powagą oraz hołdem dla nieżyjących legend.

Śliwka Tuitam

Swego czasu jedna z najświeższych stylówek na scenie, dawno niesłyszany członek Ego i Pijanych Powietrzem chwycił za mikrofon i pokazał, że jego leniwa oniryczna nawijka wciąż robi wrażenie.

[[{"fid":"59545","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"12":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"12"}}]]

Jajonasz (Lukatricks)

Oldschoolowa legenda śląskiej sceny wynurza się wyjątkowo rzadko. Dłuugo naczekaliśmy się na "Czarne Złoto" a od niego minęło przecież już 10 lat - teraz Jajonasz znów chwyta za mikrofon i pokazuje, że luzu i stylu nie stracił, płynąc po klasycznym bicie Mobb Deep, zarazem komentując sytuację społeczną.

[[{"fid":"59795","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

Liroy

A jak już mowa o legendach to nie mogliśmy zapomnieć o obchodzącym w tym roku 25-lecie "Alboomu" kieleckim Scyzoryku. Liroy wciąż kipi hip-hopową zajawką, a że zaskoczył nas swoim wejściem mówiliśmy już w rankingu najlepszych... newschoolowych zwrotek.

[[{"fid":"59426","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

Radoskór & Wojtas

Zostajemy w Kielcach! Członkowie legendarnego WYP3 zabrali nas jeszcze raz do lat '90, przywołując sporo sentymentu dla starszych słuchaczy.

[[{"fid":"59297","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"9":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"9"}}]]

[[{"fid":"59117","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"10":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"10"}}]]

Juchas

A warszawski oldschool? Też obecny! Juchas po latach znów zabiera nas na Żoli-żoli-borz, tym razem z mocnym społeczno-politycznym przesłaniem.

[[{"fid":"59577","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"11":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"11"}}]]

Łyskacz Mor W.A.

Za to Łysy Łyskacz zabiera nas za Ocean, do Chicago gdzie obecnie mieszka. Opowiada 'co u niego', a między wersami daje znać, że to jeszcze nie jego ostatnie muzyczne słowo!

[[{"fid":"59468","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"13":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"13"}}]]

Numer Raz

Z grona warszawskich klasyków pokazał się też Numer Raz zawsze spoko! Leniwe flow i charakterystyczny wokal, który dobrze usłyszeć po latach w rymowanej wersji.

[[{"fid":"59160","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"19":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"19"}}]]

Aha T

Matka chrzestna szczecińskiego hip-hopu, od lat '90 pompująca zajawkę na północy kraju. Obecnie skupiająca się głównie na dziennikarskiej działalności w ramach legendarnej audycji WuDoo, jednak dzięki Hot16 na chwilę wróciła też do rapowania - i to na kanale DJ-a Decksa, co przypomniało nam jej singiel z decksowego "Mixtape vol. 3"

[[{"fid":"59777","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"16":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"16"}}]]

Afront

Zbiorcze ujęcie 16-tek Wygi i Kasa - łódzki duet rzadko wskakuje na mikrofon, nigdy jednak nie wypada z formy, a ich zwrotki to mocna kondensacja treści - brak tu gryzienia się w język i zbędnych linijek, a zamiast afrontowego humoru mamy dużo gorzkich obserwacji.

[[{"fid":"59408","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]

[[{"fid":"59401","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]

Jotuze

W ciągu 13 lat od ostatniej płyty Grammatika Jotuze słyszeliśmy w pojedynczych zwrotkach, dlatego mimo że od "Mojej Historii 2" upłynęły ledwie 2 lata to ten wjazd też trzeba tu odnotować. Stary styl i dużo sentymentu.

[[{"fid":"59649","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]

Eldo

W przeciwieństwie do Juzka Eldoka na scenie wciąż jest aktywny, ale co by nie mówić - od ostatniego albumu upłynęły długie 4 lata. Dobrze więc usłyszeć go ponownie, jeszcze przed płytą "Alfa" i to w tak niecodziennym otoczeniu, z surowym oldschoolowym sznytem i beatboxowym podkładem.

[[{"fid":"59335","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"20":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"20"}}]]

Kobra

"Bardzo długo mnie nie było, więc chcę to zrobić najlepiej jak potrafię" - powiedział na początku poznański raper, po czym zaserwował nam raport z blokowisk podpinając się dodatkowo pod amerykańskie "Cold Summer Challenge" zainicjowane przez Fabolousa.

[[{"fid":"59393","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]

Mam Na Imię Aleksander

Olek wjechał na scenę z buta i... zniknął. Uczestnik Młodych Wilków 2013 po świetnym starcie odbił od rapu, o czym opowiada w swojej 16-tce, której poziom przekonuje nas, że formy przez te lata absolutnie nie stracił.

[[{"fid":"59411","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"8":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"8"}}]]

2sty

Przypomniał o sobie też kompan MNIA z 3 edycji Młodych Wilków - 2sty. 5 lat po płycie "Stej Flaj" wydanej w Prosto Tłusty zdaje raport ze swojego życia w czasie pandemii, oczywiście nie unikając nawiązań do netflixowego "Last Dance".

[[{"fid":"59477","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"17":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"17"}}]]

Gres

Jeden z najbardziej lirycznych graczy na scenie rzadko chwyta za mikrofon - jednak nie ominęło go Hot16. Dostaliśmy parę lat temu Fraktal z Greenem, może teraz pora na solo?

[[{"fid":"59499","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"18":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"18"}}]]

Pierrot

Powiedzieć, że fani podziemia mieli dzięki Hot16Challenge2 prawdziwe święto to... nic nie powiedzieć. Maraton undergroundowych zaginionych legend zamknął Pierrot, podsumowując w bystry sposób sytuację na świecie oraz szerzące się absurdy.

[[{"fid":"59793","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

]]>
Fokus, Hans, Żabson, Jano PW, Radoskór... - sobotnie Hot16Challenge2https://popkiller.kingapp.pl/2020-05-09,fokus-hans-zabson-jano-pw-radoskor-sobotnie-hot16challenge2https://popkiller.kingapp.pl/2020-05-09,fokus-hans-zabson-jano-pw-radoskor-sobotnie-hot16challenge2May 10, 2020, 12:13 pmAdmin stronyKolejna porcja 16-tek. Wśród nich znów misz-masz - od Hansa z 52 Dębiec przez Adiego Nowaka po Żabsona. Słyszymy też Edzia, Michała Tomasika, Komila, Holaka czy Radoskóra z WYP3/V.E.T.O.. [Edit: No i Jano PW, Shelleriniego, Młodego M, Fokusa, Ńemego, Pęku czy Diseta! W ciągu dnia podochodziło mnóstwo zwrotek]Wszystkie zwrotki oczywiście na dole newsa, a oprócz tego dziś ukazały się w ramach Hot16:Eldo wjeżdża z kąśliwym Hot16 w oldschoolowej formie!Adam Bodnar w Hot16: "Taco, Bonus i Łona są na mojej playliście"NOON i Pawbeats atakują błyskotliwymi Hot16Challenge2!Kamil Pivot z dziećmi - rodzinne Hot16Challenge2Kuban przerywa ciszę i potwierdza formę w Hot16Challenge2!Sprawdź też:Wszystko o Hot16Challenge2 i dotychczas opublikowane zwrotkiTop 10 najciekawszych zwrotek Hot 16 Challenge - rankingTop 10 najpopularniejszych zwrotek na Hot 16 Challenge - przypomnijmy sobieDobry Vibe na Trudny Czas - ruszamy z cyklem muzycznego wsparcia!Chcesz skomentować? Przeczytaj "Zakładamy maseczki" komentarzom - i odsiewamy plucie jadem[[{"fid":"59299","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]][[{"fid":"59318","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"20":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"20"}}]][[{"fid":"59303","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"10":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"10"}}]][[{"fid":"59380","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"58":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"58"}}]][[{"fid":"59302","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"9":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"9"}}]][[{"fid":"59336","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"24":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"24"}}]][[{"fid":"59340","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"27":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"27"}}]][[{"fid":"59347","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"34":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"34"}}]][[{"fid":"59364","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"38":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"38"}}]][[{"fid":"59379","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"57":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"57"}}]][[{"fid":"59321","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"22":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"22"}}]][[{"fid":"59317","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"19":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"19"}}]][[{"fid":"59324","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"23":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"23"}}]][[{"fid":"59361","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"39":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"39"}}]][[{"fid":"59365","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"40":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"40"}}]][[{"fid":"59360","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"41":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"41"}}]][[{"fid":"59345","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"32":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"32"}}]][[{"fid":"59342","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"29":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"29"}}]][[{"fid":"59337","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"25":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"25"}}]][[{"fid":"59346","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"33":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"33"}}]][[{"fid":"59367","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"42":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"42"}}]][[{"fid":"59369","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"43":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"43"}}]][[{"fid":"59368","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"44":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"44"}}]][[{"fid":"59338","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"26":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"26"}}]][[{"fid":"59313","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"35":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"35"}}]][[{"fid":"59362","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"45":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"45"}}]][[{"fid":"59348","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"36":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"36"}}]][[{"fid":"59320","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"21":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"21"}}]][[{"fid":"59308","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"11":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"11"}}]][[{"fid":"59300","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]][[{"fid":"59297","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]][[{"fid":"59349","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"37":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"37"}}]][[{"fid":"59312","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"14":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"14"}}]][[{"fid":"59381","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"59":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"59"}}]][[{"fid":"59382","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"60":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"60"}}]][[{"fid":"59314","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"16":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"16"}}]][[{"fid":"59295","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]][[{"fid":"59316","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"18":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"18"}}]][[{"fid":"59298","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]][[{"fid":"59341","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"28":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"28"}}]][[{"fid":"59294","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]][[{"fid":"59374","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"52":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"52"}}]][[{"fid":"59378","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"56":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"56"}}]][[{"fid":"59375","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"53":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"53"}}]][[{"fid":"59377","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"55":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"55"}}]][[{"fid":"59376","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"54":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"54"}}]][[{"fid":"59343","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"30":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"30"}}]][[{"fid":"59373","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"51":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"51"}}]][[{"fid":"59372","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"50":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"50"}}]][[{"fid":"59344","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"31":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"31"}}]][[{"fid":"59366","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"46":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"46"}}]][[{"fid":"59370","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"48":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"48"}}]][[{"fid":"59371","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"49":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"49"}}]][[{"fid":"59363","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"47":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"47"}}]][[{"fid":"59309","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"12":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"12"}}]][[{"fid":"59310","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"13":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"13"}}]][[{"fid":"59315","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"17":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"17"}}]][[{"fid":"59301","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"8":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"8"}}]][[{"fid":"59296","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]Kolejna porcja 16-tek. Wśród nich znów misz-masz - od Hansa z 52 Dębiec przez Adiego Nowaka po Żabsona. Słyszymy też Edzia, Michała Tomasika, Komila, Holaka czy Radoskóra z WYP3/V.E.T.O..

[Edit: No i Jano PW, Shelleriniego, Młodego M, Fokusa, Ńemego, Pęku czy Diseta! W ciągu dnia podochodziło mnóstwo zwrotek]

Wszystkie zwrotki oczywiście na dole newsa, a oprócz tego dziś ukazały się w ramach Hot16:

Eldo wjeżdża z kąśliwym Hot16 w oldschoolowej formie!

Adam Bodnar w Hot16: "Taco, Bonus i Łona są na mojej playliście"

NOON i Pawbeats atakują błyskotliwymi Hot16Challenge2!

Kamil Pivot z dziećmi - rodzinne Hot16Challenge2

Kuban przerywa ciszę i potwierdza formę w Hot16Challenge2!

Sprawdź też:

Wszystko o Hot16Challenge2 i dotychczas opublikowane zwrotki

Top 10 najciekawszych zwrotek Hot 16 Challenge - ranking

Top 10 najpopularniejszych zwrotek na Hot 16 Challenge - przypomnijmy sobie

Dobry Vibe na Trudny Czas - ruszamy z cyklem muzycznego wsparcia!

Chcesz skomentować? Przeczytaj "Zakładamy maseczki" komentarzom - i odsiewamy plucie jadem

[[{"fid":"59299","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"6":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"6"}}]]

[[{"fid":"59318","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"20":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"20"}}]]

[[{"fid":"59303","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"10":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"10"}}]]

[[{"fid":"59380","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"58":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"58"}}]]

[[{"fid":"59302","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"9":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"9"}}]]

[[{"fid":"59336","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"24":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"24"}}]]

[[{"fid":"59340","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"27":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"27"}}]]

[[{"fid":"59347","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"34":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"34"}}]]

[[{"fid":"59364","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"38":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"38"}}]]

[[{"fid":"59379","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"57":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"57"}}]]

[[{"fid":"59321","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"22":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"22"}}]]

[[{"fid":"59317","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"19":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"19"}}]]

[[{"fid":"59324","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"23":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"23"}}]]

[[{"fid":"59361","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"39":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"39"}}]]

[[{"fid":"59365","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"40":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"40"}}]]

[[{"fid":"59360","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"41":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"41"}}]]

[[{"fid":"59345","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"32":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"32"}}]]

[[{"fid":"59342","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"29":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"29"}}]]

[[{"fid":"59337","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"25":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"25"}}]]

[[{"fid":"59346","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"33":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"33"}}]]

[[{"fid":"59367","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"42":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"42"}}]]

[[{"fid":"59369","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"43":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"43"}}]]

[[{"fid":"59368","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"44":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"44"}}]]

[[{"fid":"59338","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"26":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"26"}}]]

[[{"fid":"59313","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"35":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"35"}}]]

[[{"fid":"59362","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"45":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"45"}}]]

[[{"fid":"59348","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"36":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"36"}}]]

[[{"fid":"59320","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"21":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"21"}}]]

[[{"fid":"59308","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"11":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"11"}}]]

[[{"fid":"59300","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"7":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"7"}}]]

[[{"fid":"59297","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"4":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"4"}}]]

[[{"fid":"59349","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"37":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"37"}}]]

[[{"fid":"59312","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"14":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"14"}}]]

[[{"fid":"59381","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"59":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"59"}}]]

[[{"fid":"59382","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"60":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"60"}}]]

[[{"fid":"59314","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"16":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"16"}}]]

[[{"fid":"59295","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

[[{"fid":"59316","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"18":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"18"}}]]

[[{"fid":"59298","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"5":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"5"}}]]

[[{"fid":"59341","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"28":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"28"}}]]

[[{"fid":"59294","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

[[{"fid":"59374","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"52":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"52"}}]]

[[{"fid":"59378","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"56":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"56"}}]]

[[{"fid":"59375","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"53":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"53"}}]]

[[{"fid":"59377","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"55":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"55"}}]]

[[{"fid":"59376","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"54":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"54"}}]]

[[{"fid":"59343","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"30":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"30"}}]]

[[{"fid":"59373","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"51":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"51"}}]]

[[{"fid":"59372","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"50":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"50"}}]]

[[{"fid":"59344","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"31":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"31"}}]]

[[{"fid":"59366","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"46":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"46"}}]]

[[{"fid":"59370","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"48":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"48"}}]]

[[{"fid":"59371","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"49":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"49"}}]]

[[{"fid":"59363","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"47":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"47"}}]]

[[{"fid":"59309","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"12":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"12"}}]]

[[{"fid":"59310","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"13":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"13"}}]]

[[{"fid":"59315","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"17":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"17"}}]]

[[{"fid":"59301","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"8":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"8"}}]]

[[{"fid":"59296","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"3":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"3"}}]]

]]>
Muflon: "Bedoes to talent może i na miarę Eisa"https://popkiller.kingapp.pl/2018-11-27,muflon-bedoes-to-talent-moze-i-na-miare-eisahttps://popkiller.kingapp.pl/2018-11-27,muflon-bedoes-to-talent-moze-i-na-miare-eisaNovember 27, 2018, 12:43 pmAdmin stronyMuflon wyciszył swoją studyjną aktywność, jednak wciąż jest bacznym obserwatorem sceny, prowadząc też w radiowej Trójce swoją audycję "Tony z betonu" w każdy wtorek o 15:00. W ubiegłotygodniowej audycji omawiał singiel Bedoesa i Kubiego z udziałem Golec uOrkiestry i przy tej okazji rzucił w stronę młodego reprezentanta SB Maffiji sporego propsa...[[{"fid":"41500","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]][Powyżej odcinek cyklu "Didaskalia", w którym Bedoes wspomina kulisy pracy nad "Gustawem"]"Pierwsza ich płyta to był taki jeszcze nieokrzesany rap dwóch młodych chłopaków mocno inspirowany tym co dzieje się na Zachodzie, ale udało im się zbudować naprawdę silną pozycję i dużo zależy od tego jak będzie brzmieć nowy album i jaką rolę dzięki tej płycie Bedoes i Kubi Producent będą odgrywać na polskiej scenie" - zaznaczył Muflon.Dodał też: "Ja kiedy słucham Bedoesa - mimo że wiele rzeczy, które rapuje mi się nie podoba co pewnie wynika z tego, że to bardzo młody chłopak - to widzę w nim duży talent, talent może na miarę nawet Eisa. Podobny feeling widzę w nim, podobną łatwość we wchodzeniu na bit, ujarzmianiu produkcji, więc trzymam kciuki za ten nowy album" - wypowiedź znajdziecie koło 38 minuty zapisu audio z audycji "Tony z Betonu"Wszystkie szczegóły albumu "Kwiat Polskiej Młodzieży" znajdziecie w naszym dziale Premier Płytowych***Sprawdź też:PNL w klipie Bedoesa, Kubiego i Golec uOrkiestry - ciekawostka czy sugestia?Eldo: "To, co powiedział Bedoes w Stodole nie było kontrowersyjne"Bedoes i Kubi Producent przenoszą się do świata GTA - "Toy Story"Bedoes o Michale Graczyku i "Gustawie", Szpaku, Schafterze i GuziorzeEldo: "Bedoes to moje nowe wcielenie"Bedoes: "Kończę z numerami o ciuchach, sukach i czymkolwiek płytkim"Muflon wyciszył swoją studyjną aktywność, jednak wciąż jest bacznym obserwatorem sceny, prowadząc też w radiowej Trójce swoją audycję "Tony z betonu" w każdy wtorek o 15:00. W ubiegłotygodniowej audycji omawiał singiel Bedoesa i Kubiego z udziałem Golec uOrkiestry i przy tej okazji rzucił w stronę młodego reprezentanta SB Maffiji sporego propsa...

[[{"fid":"41500","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]
[Powyżej odcinek cyklu "Didaskalia", w którym Bedoes wspomina kulisy pracy nad "Gustawem"]

"Pierwsza ich płyta to był taki jeszcze nieokrzesany rap dwóch młodych chłopaków mocno inspirowany tym co dzieje się na Zachodzie, ale udało im się zbudować naprawdę silną pozycję i dużo zależy od tego jak będzie brzmieć nowy album i jaką rolę dzięki tej płycie Bedoes i Kubi Producent będą odgrywać na polskiej scenie" - zaznaczył Muflon.

Dodał też: "Ja kiedy słucham Bedoesa - mimo że wiele rzeczy, które rapuje mi się nie podoba co pewnie wynika z tego, że to bardzo młody chłopak - to widzę w nim duży talent, talent może na miarę nawet Eisa. Podobny feeling widzę w nim, podobną łatwość we wchodzeniu na bit, ujarzmianiu produkcji, więc trzymam kciuki za ten nowy album" - wypowiedź znajdziecie koło 38 minuty zapisu audio z audycji "Tony z Betonu"

Wszystkie szczegóły albumu "Kwiat Polskiej Młodzieży" znajdziecie w naszym dziale Premier Płytowych

***

Sprawdź też:

PNL w klipie Bedoesa, Kubiego i Golec uOrkiestry - ciekawostka czy sugestia?

Eldo: "To, co powiedział Bedoes w Stodole nie było kontrowersyjne"

Bedoes i Kubi Producent przenoszą się do świata GTA - "Toy Story"

Bedoes o Michale Graczyku i "Gustawie", Szpaku, Schafterze i Guziorze

Eldo: "Bedoes to moje nowe wcielenie"

Bedoes: "Kończę z numerami o ciuchach, sukach i czymkolwiek płytkim"

]]>
Muflon "Napisy Końcowe EP" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2017-06-06,muflon-napisy-koncowe-ep-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2017-06-06,muflon-napisy-koncowe-ep-recenzjaJune 6, 2017, 2:16 pmMaciej SulimaMuflon - bodaj ostatni reprezentant starej szkoły wolnego stylu nie posiadający w swoim muzycznym portfolio nagranego materiału studyjnego. Po wielu latach okraszonych nieskrywanym lenistwem, samokrytycyzmem i masą innych aktywności wykraczających poza sferę rapu, otrzymujemy "Napisy Końcowe EP" - zbiór utworów, które miały wejść na LP warszawiaka. Swego czasu przesadą nie byłoby sparafrazowane zawołanie "Muflon, kiedy płyta?". No właśnie, otrzymaliśmy sześć premierowych numerów, gdzie nagromadzenie odwołań do otaczającej rzeczywistości pod postacią zgrabnie wplecionych w linijki komentarzy, a także follow-upów jest przynajmniej spore. Wiecie co? Warto posłuchać rapera, który ma coś prawdziwie do powiedzenia.O otwierającym materiał "Nowym Dokumencie Tekstowym" można napisać, iż jest to w pewnym sensie "manifest Muflona". To określenie bodaj najbardziej odda to, co raper ma do przekazania między wersami. Z łatwością przychodzi mu celne punktowanie "bawełnianych raperów", jak również rzucenie kilku określeń mocno charakteryzujących aktualne podejście społeczeństwa - Dzień dobry państwu, albo elo mordo. Jestem z Polski: witam chlebem, solą, ksenofobią. Zamykam oczy szeroko, jak Nicole Kidman, ale wszędzie to widzę: Bóg, honor, hipokryzja. I choć wszystko pozostaje w jedynie w formie nawiniętego pod bit Kes-y "Nowego Dokumentu Tekstowego", nie sposób jest się z Muflonem nie zgodzić. Tak samo jest w "Pere-Lachaise", gdzie nie używając ogólników porównuje artystów do egoistów, grzebiąc ich symbolicznie na cmentarzu, by w refrenie zaznaczyć, że zatańczy na ich grobach. Nie wiem, jak wam, ale mnie ten numer rozbawił niesamowicie, bowiem taka inteligentna przewózka po raperach nie zdarza się często. Na szczęście znalazło się też miejsce na nieco lżejszą tematykę, pod postacią "Miejskiego Futbolu". Ten track mogę zapętlać godzinami, a zwrotka Procenta powoduje momentalny banan na ryju. I ostatni akcent do odnotowania - "Attending", a konkretniej rzecz ujmując refren z zaznaczonym wyraźnym follow-upem do klasycznego numeru Grammatika. Jeszcze dobitniej Muflon ukazuje w kontekście całego utworu swoje świadome odseparowanie od głównego nurtu. Co więcej, te przejście na bok i patrzenie z nieco większej odległości na scenę i nie tylko jest zdecydowanie wygodniejsze, nie sądzisz Muflon? Jeśli "Napisy Końcowe EP" miałyby zostać jedynym studyjnym materiałem od leniwego wolnostylowca w stanie spoczynku to pozostawią one uczucie niedosytu. Muflon to bez cienia wątpliwości jeden z najbardziej inteligentnych raperów w środowisku. Celne obserwacje, linijki naładowane nawiązaniami do szeroko pojętej kultury, a także naturalna umiejętność wbijania szpilek branży - to wszystko znajdziecie słuchając tego krążka. Czy będę do niego wracał? Zdecydowanie tak. Mimo, że w sieci królują rock'n'rollowcy rapu, czasem warto zastanowić się, czy mają coś wartościowego do przekazania słuchaczowi na bicie, poza przyjemną dla ucha bengerozą.Muflon - bodaj ostatni reprezentant starej szkoły wolnego stylu nie posiadający w swoim muzycznym portfolio nagranego materiału studyjnego. Po wielu latach okraszonych nieskrywanym lenistwem, samokrytycyzmem i masą innych aktywności wykraczających poza sferę rapu, otrzymujemy "Napisy Końcowe EP" - zbiór utworów, które miały wejść na LP warszawiaka. Swego czasu przesadą nie byłoby sparafrazowane zawołanie "Muflon, kiedy płyta?". No właśnie, otrzymaliśmy sześć premierowych numerów, gdzie nagromadzenie odwołań do otaczającej rzeczywistości pod postacią zgrabnie wplecionych w linijki komentarzy, a także follow-upów jest przynajmniej spore. Wiecie co? Warto posłuchać rapera, który ma coś prawdziwie do powiedzenia.

O otwierającym materiał "Nowym Dokumencie Tekstowym" można napisać, iż jest to w pewnym sensie "manifest Muflona". To określenie bodaj najbardziej odda to, co raper ma do przekazania między wersami. Z łatwością przychodzi mu celne punktowanie "bawełnianych raperów", jak również rzucenie kilku określeń mocno charakteryzujących aktualne podejście społeczeństwa - Dzień dobry państwu, albo elo mordo. Jestem z Polski: witam chlebem, solą, ksenofobią. Zamykam oczy szeroko, jak Nicole Kidman, ale wszędzie to widzę: Bóg, honor, hipokryzja. I choć wszystko pozostaje w jedynie w formie nawiniętego pod bit Kes-y "Nowego Dokumentu Tekstowego", nie sposób jest się z Muflonem nie zgodzić. Tak samo jest w "Pere-Lachaise", gdzie nie używając ogólników porównuje artystów do egoistów, grzebiąc ich symbolicznie na cmentarzu, by w refrenie zaznaczyć, że zatańczy na ich grobach. Nie wiem, jak wam, ale mnie ten numer rozbawił niesamowicie, bowiem taka inteligentna przewózka po raperach nie zdarza się często. Na szczęście znalazło się też miejsce na nieco lżejszą tematykę, pod postacią "Miejskiego Futbolu". Ten track mogę zapętlać godzinami, a zwrotka Procenta powoduje momentalny banan na ryju. I ostatni akcent do odnotowania - "Attending", a konkretniej rzecz ujmując refren z zaznaczonym wyraźnym follow-upem do klasycznego numeru Grammatika. Jeszcze dobitniej Muflon ukazuje w kontekście całego utworu swoje świadome odseparowanie od głównego nurtu. Co więcej, te przejście na bok i patrzenie z nieco większej odległości na scenę i nie tylko jest zdecydowanie wygodniejsze, nie sądzisz Muflon? 

Jeśli "Napisy Końcowe EP" miałyby zostać jedynym studyjnym materiałem od leniwego wolnostylowca w stanie spoczynku to pozostawią one uczucie niedosytu. Muflon to bez cienia wątpliwości jeden z najbardziej inteligentnych raperów w środowisku. Celne obserwacje, linijki naładowane nawiązaniami do szeroko pojętej kultury, a także naturalna umiejętność wbijania szpilek branży - to wszystko znajdziecie słuchając tego krążka. Czy będę do niego wracał? Zdecydowanie tak. Mimo, że w sieci królują rock'n'rollowcy rapu, czasem warto zastanowić się, czy mają coś wartościowego do przekazania słuchaczowi na bicie, poza przyjemną dla ucha bengerozą.

]]>
Muflon "Nigdy nie marzyłem o byciu wielkim raperem" - wywiadhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-06-03,muflon-nigdy-nie-marzylem-o-byciu-wielkim-raperem-wywiadhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-06-03,muflon-nigdy-nie-marzylem-o-byciu-wielkim-raperem-wywiadJune 3, 2017, 11:17 amTadeusz TurnauMuflon to ciekawy rozmówca, bardzo wygadany. Naszą gadkę w jednej z mokotowskich knajp zaczęliśmy od freestyle’u, a zakończyliśmy na polityce. Dostało się raperom, ich „prawicowa” hipokryzja została skrzętnie opisana, jednak dwukrotny mistrz WBW opowiadał mi przede wszystkim o sobie, swoich rapowych zajawkach i powodach, dla których sam nie spełnił się jako studyjny artysta.Myślę, że niełatwo spotkać dziś w Polsce rapera o równie szerokich horyzontach, o podobnie wyróżniającej się osobistości i niemniej ciekawym podejściu do muzyki. Zapraszamy do sprawdzenia wywiadu krótko przed dzisiejszymi X urodzinami Aloha Entertainment, na których usłyszymy również Muflona.Zaczniemy nietypowo. Jaki jest według Ciebie najlepszy raper studyjny wśród freestyle’owców?Pierwsze ksywki, które mi przychodzą do głowy, to na pewno Te-Tris i Białas. Wiesz, byli też jacyś goście, którzy pojawiali się na bitwach, ale nie bardzo regularnie. Proceente, Duże Pe, Majkel, Solar, Flint, Trzy Sześć - taką ekipę bym wymienił na szybko.A z tej nowszej fali? Quebo na przykład?Jasne, jest zajebistym raperem. Bardzo mi się podoba to, co ostatnio robi. Uważam, że znajduje idealne proporcje między treścią, zabawą słowem i stylowością. Nie wiem tylko na ile go kwalifikować jako freestyle’owca - on tam się pojawił ledwie na paru bitwach, jednej edycji WBW bodajże…No w każdym razie od tego zaczynał swoją karierę.Tak, w ogóle niesamowite jak to się z nim wszystko szybko potoczyło. Nie wiem, czy powinienem o tym publicznie mówić, ale jeszcze parę lat temu, gdy Quebo zaczął pojawiać się na bitwach, to przesiadywał sporo u Solara w studio. Solar mi wtedy opowiadał, że jest taki Quebo, który nagrywa jakieś tam średnie rzeczy. No a chwilę później okazało się, że te średnie rzeczy zamieniły się w niezłe, a potem to już sami widzieliśmy... Mega szybko to poszło. Poza tym, to chyba nie mam nic oryginalnego do dodania. Nie przychodzi mi na myśl jedna osoba, która się jakoś mega wyróżnia wśród byłych freestyle’owców - jest sporo dobrych zawodników i nie chcę nikogo pominąć.No to inaczej spróbujemy. A najlepsza płyta wydana przez freestyle’owca? Przychodzi Ci coś konkretnego do głowy?Nie wiem, stary. Ciężko tak z pamięci strzelać, ale może Te-Tris "Lot 2011". Bardzo dobra płyta i paradoksalnie daleka od stylistyki „post-fristajlowej”. Może ją bym wskazał jako pierwszą, nie zagłębiając się specjalnie w temat.Pytam dlatego, że chciałbym, żebyś spróbował porównać swoje studyjne skille i jakość wydanej przez siebie niedawno epki, z rzeczami tworzonymi przez innych raperów, którzy wybili się poprzez freestyle. Na bitwach przez lata byłeś najlepszy, a w studio?Na pewno jest wielu lepszych. Wiesz, ogólnie w życiu, a w szczególności w rapie dużo ważniejsze od talentu są determinacja i praca. To we freestyle’u za moich czasów było trochę inaczej - tam liczyły się przede wszystkim predyspozycje. Jeśli je miałeś, nie było potrzeby wkładać w to jakoś strasznie dużo wysiłku, żeby być w czołówce.A nie masz przypadkiem takiego wrażenia, że ogólnie freestyle to nie jest dyscyplina, która przez te kilkanaście lat istnienia w Polsce weszłaby na jakiś nieosiągalny poziom? To chyba najlepiej widać po takim Boberze, który jakieś półtora roku po swojej pierwszej bitwie wygrał WBW…Zdecydowanie, wydaje mi się, że chyba nie było w Polsce wolnostylowca, który by robił freestyle na takim poziomie, że słuchając go, myślisz sobie, „kurwa niemożliwe, ale on jest dobry”. Nie mieliśmy nikogo takiego - myślę, że można było wznieść wolny styl wyżej, niż my to w najlepszych momentach robiliśmy. Nie wiem, czy dużo wyżej, ale na pewno był jeszcze solidny margines.Ja miałem tak, że kiedy zaczynałem się interesować freestyle’em, to bitwy robiły na mnie mega wrażenia, a z czasem, gdy poznałem różne schematy, sposoby, w które sklejacie wersy, to raczej doszedłem do wniosku, że niemal każdy przeciętny łebek, który poświęciłby sporo czasu na trening, miałby szanse dobić do czołówki.Jasne, też tak uważam. Żeby być czołowym fristajlowcem w Polsce wystarczy albo naturalny talent albo minimum wysiłku. Oczywiście, żeby być w gronie tych rzeczywiście najlepszych, to trzeba mieć jakieś określone predyspozycje, ale żeby znaleźć się w grupie powiedzmy 30-40 najlepszych freestyle’owców w historii, to naprawdę wydaje mi się, że wystarczy trochę pracy i droga otwarta.Dobra, myślę, że o freestyle’u się już w swoim życiu nagadałeś. Wróćmy więc może do pytania o studyjnego Muflona i porównanie jego rapu z rzeczami tworzonymi przez innych gości, których spotykał przed laty na bitwach. No właśnie, widzisz, bycie dobrym raperem studyjnym jest już dużo trudniejsze. Trzeba wykonać szereg różnych ruchów, aktywności, bardzo konsekwentnie pracować nad tym w różnych wymiarach, także promocyjnych, wizerunkowych… Choć też żeby przesadnio nie słodzić studyjnym raperem i nie dezawuować fristajlowców – jeśli osiągnąłeś sukces jako fristajlowiec, to znaczy że na niego zasłużyłeś. A jest masa raperów studyjnych, którzy są bardzo uznani, mimo że nie są dobrzy.A ty jesteś dobrym raperem studyjnym?Wiesz co, pytanie jak rozumiesz to określenie. Ja lubię artystów, którzy mnie czymś zainteresują -€“ bardziej niż „kompletny raper”, interesuje mnie gość, którego jak włączę, to jestem po prostu ciekaw, co on mi powie, albo ma jakiś element swojej twórczości, który mnie będzie nurtował. Interesują mnie przebłyski, a nie średnia arytmetyczna. I spoglądając na to w ten sposób, jestem dobrym raperem, bo jestem typem, którego sam bym sprawdzał. Z drugiej strony, patrząc przez pryzmat takiego uniwersalnego spojrzenia, myśląc o rapie, który ma sobie luźno lecieć, kiedy ty np. robisz kolację, no to pewnie nie jestem najlepszy. Tak więc, wracając do Twojego poprzedniego pytania, jeśli patrzysz na rap, w taki sposób, jak ja to robię, to myślę, że na pewno jestem w czołówce tych raperów fristajlowych. Natomiast jeżeli spojrzysz na nasze kawałki jako pewien produkt muzyczny, który ma być w pełni dopracowany i mieć potencjał, żeby się sprzedać, to już raczej nie.A co dokładnie czyni Twój rap, Twoją epkę trudną w odbiorze, nie najlepszą do słuchania przy robieniu kolacji?Kawałki, które się na niej znajdują, to są w ogóle rzeczy dosyć stare, czasem mam wrażenie, że płyta byłaby fajna, jakbym ją wypuścił trzy lata temu. Na przykład, gdy wychodził pierwszy materiał Queby, to jeśli go porównasz z moimi numerami, to mieliśmy bardzo podobny sposób kminienia rapu. Dzisiaj już zupełnie inaczej na to patrzę i inaczej chciałbym pisać. Niektóre zwrotki, wersy z epki sięgają pamięcią czasów tuż po zakończeniu mojej kariery bitewnej. Wtedy jarałem się rapem jako pewnym konglomeratem, tym że na przestrzeni czterech wersów może się w nim spotkać kultura niska z wysoką, Mike Tyson z Van Goghiem, a Foucault i Bauman z Dodą Elektrodą… Taka forma jest trudna do deszyfracji dla postronnego, niezaangażowanego słuchacza.Rzeczywiście, na Twojej epce roi się od wspomnianych nawiązań, choć wydaje mi się, że raczej do popkultury niż do kultury wysokiej.Raczej tak, choć niektóre rzeczy są trochę poukrywane. Na tej epce jest na przykład kawałek z nawiązaniem do wierszu Miłosza, tylko że nie jest to w żaden bardzo widoczny sposób zaznaczone. Parę lat temu jarałem się właśnie takim podejściem - nie na zasadzie, że jest to jakaś moja intelektualna przewózka, tylko taki był mój sposób rozumienia rapu. W tym sensie, że jest on taką postmodernistyczną jazdą, że może się w nim spotykać na raz tak wiele elementów. Teraz patrzę już na to inaczej, bardziej mnie interesują proste rzeczy. Nawet oglądając się wstecz, dziś wolę słuchać mniej skomplikowanych kawałków sprzed lat, widzę jakąś siłę w tej prostocie. Tak więc jeśli teraz miałbym coś stworzyć, to na pewno bardzo różniłoby się od "Napisów Końcowych", byłoby bardziej komunikatywne, a mniej starałbym się skupiać na upychaniu porównań i ukrytych odniesień.I wynika to tylko i wyłącznie ze zmiany Twojego podejścia i ukierunkowania zajawki? Czy jednak fakt, że na własnej skórze przekonałeś się, że ludzie gorzej przyjmują rzeczy trudne i bardziej złożone też ma na to wpływ?Chodzi tylko o moje podejście. Rzeczy, które chodzą mi teraz po głowie i tak byłyby na tyle niekomercyjne, że próba dopasowania się do oczekiwań jakichkolwiek odbiorców nie miałaby zupełnie sensu. Na tym etapie mojej działalności mój potencjalny odbiorca jest już i tak na tyle niszowy, że starania o poszerzanie tego spectrum o odrobinę większą liczbę ludzi, łamanie sobie na tym kręgosłupa, byłyby głupotą. Jakbym już miał łamać sobie kręgosłup, to w celu zrobieni jakiegoś ogromnego hajsu, a nie po to żeby mieć 10 czy 30 tysięcy wyświetleń więcej pod kawałkami.W swoich numerach i udzielanych wywiadach wskazujesz na trzy główne powody, dla których nie poszedłeś drogą Te-Trisa, Białasa czy Solara i nie zrobiłeś studyjnej kariery. Z jednej strony mówisz o braku marzeń do bycia uznanym studyjnym raperem, z drugiej wspominasz o niezmiennie trapiącym cię lenistwie, a na koniec pozostaje Twoja odwieczna niechęć do budowania rapowego wizerunku. Potrafisz powiedzieć, czy któraś z tych przyczyn była kluczowa?Myślę, że to wszystko bardzo się zazębia. Dokładnie te rzeczy, o których wspomniałeś zdecydowały o tym, że nie zrobiłem kariery w rapie. Być może czwartym czynnikiem byłaby moja konstrukcja psychiczna. Jestem taką dziwną mieszanką - z jednej strony jestem pewny siebie - czego zresztą wymaga freestyle’owanie - a z drugiej strony pozostaję strasznie samokrytyczny. Jak coś piszę, to proces weryfikowania tego, sprawdzenia, czy to na pewno jest wystarczająco dobre, a co za tym idzie, czy spodoba się ludziom, jest dla mnie mega stresujący. A to słaba cecha - jak chcesz coś w życiu osiągnąć to musisz cisnąć do przodu i mieć takie rzeczy w dupie. Dziś już trochę mam, bo zaraz stuknie mi trzydziestka i człowiek nabiera dystansu do siebie z wiekiem, ale w 2008/2009 roku było nieco inaczej. Kiedy widziałem, że ludzie średnio odbierają „So amazing”, podcinało mi to mocno skrzydła. I wcale nie było tak, że odbiorcy to jakoś mega zhejtowali, ale ja jestem tego typu perfekcjonistą, że jak coś zrobię, to oczekuje, że to będzie zajebiste i ludziom będzie się mega podobało. A jeśli jest inaczej, to w dużym stopniu mnie to hamuje i myślę, że ten czynnik też miał wpływ na to, że moja kariera potoczyła się tak a nie inaczej.A gdybyś nie był leniem, znalazł motywację i zaczął nagrywać płyty powiedzmy, że dekadę temu, to myślisz, że odniósłbyś komercyjny sukces w rapie?Szczerze, uważam, ze gdybym ruszył z tym np. w 2007 roku, kiedy byłem na topie bitewnym, a freestyle naprawdę był popularnym zjawiskiem, to by się udało. Wówczas było spore zapotrzebowanie na takich raperów panczlajnowych, „post-fristajlowych” i myślę, że nie miałbym problemu, żeby się wybić. I nie jest to kwestia jakiejś tam pychy, tylko naprawdę przy odrobinie talentu - a myślę, że taki posiadam - stanie się rozpoznawalną personą w rapie nie było wtedy trudne. Zresztą, patrząc wstecz na pokolenie „podpałacowe”, w którym byłem np. ja, Flint, Skajs, Puoć, Solar, 3-6 czy Theodor, to te dziesięć lat temu nie obstawiłbym, że to Solar - z całym szacunkiem do niego - odniesie z nas największy sukces w rapie.On chyba po prostu włożył w to cholernie dużo pracy…Tak, poza tym determinacja, jaką on miał, ułożone w głowie, odwaga, pracowitość - pod tymi względami Solar przewyższył nas wszystkich i to właśnie dzięki temu doszedł tak daleko. Oczywiście, nie odbieram mu naturalnej ikry, ale uważam, że w branży muzycznej inne elementy ostatecznie okazują się decydujące. A, powracając do mnie, to myślę, że gdybym miał tego wszystkiego tyle co on, gdybym wykonał przez lata szereg rapowych aktywności, a przede wszystkim nagrywał płyty, to też byłbym dziś uznaną osobistością w rodzimym hip hopie. Polski rap to nie NBA czy NASA - naprawdę da się tu przebić.To znaczy, że teraz też podpisałbyś się pod swoimi wersami z kawałka „Nieskończona liczba małp”, że jesteś takim Freddym Adu polskiego rapu?To oczywiście pewna hiperbola, ale na pewno jestem swego rodzaju niezrealizowanym talentem i to chyba nie jest zbytnia buta wypowiedzieć takie słowa.Po nich z kolei padają wersy o tym, by zachować w sobie wiarę, „bo najgorsze co możesz zmarnować to talent”. Wydaje mi się jednak, iż Ty nie odczuwasz przesadnego żalu, że nie spełniłeś się jako raper studyjny?Wiesz co, trochę tak, trochę nie. To też dotyczy takie mojego życiowego problemu, że jestem cynicznym racjonalistą i nigdy nie miałem specjalnych marzeń i nie myślałem sobie za małolata o zostaniu wielkim raperem. Dziś to, że nie spełniłem się w studyjnej działalności raczej nie spędza mi snu z powiek, ale wiadomo, że niefajnie jest spojrzeć wstecz i pomyśleć: „kurde, mogłem coś zrobić, dojść do czegoś więcej przy minimalnym wysiłku”. Wiesz, chodzi o to, że zmarnowałem sporo czasu w życiu, nic nie robiąc, chodząc na melanże itd. Więc trochę szkoda. A swoja drogą, ten wers to follow up do Reno i świetnego numeru „Musisz klaskać”.No dobra, w takim razie, żeby skończyć już gdybać, pogadajmy o tym, gdzie jesteś teraz. Po przesłuchaniu epki pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, to fakt, że w pewien nietypowy sposób starasz się iść pod prąd określonych nurtów, które dominują obecnie w rapie. Po pierwsze jeśli chodzi o Twoją niechęć do budowania rapowego wizerunku, "bujania mordą na klipach" itd. Po drugie ze względu na to, że często wspominasz o trapiącym cię lenistwie, co również w dobie tekstów, w których każdy przekonuje o tym, jak to zapierdala za trzech, jest dość nietypowe. A po trzecie mam też na myśli Twoje poglądy polityczne, które jakby nie patrzeć stoją w mocnej sprzeczności do „prawicowej" narracji dominującej obecnie w polskim rapie. Masz takie wersy w kawałku „Attending”: „Nie wiem, czy nie jestem sam, kiedy grają bębny”. Nawiązują one właśnie do tego, że czujesz się w pewien sposób odmieńcem na dzisiejszej scenie rapowej?Dokładnie tak, poza tym te linijki to oczywiście nawiązanie do Grammatika, do wersów mówiących o tym, że czują, iż nie są sami, gdy bębny grają. Ja mam trochę odwrotnie i bardzo dobrze to zdefiniowałeś. Mam sporo przekory w sobie i chyba też potrzebę do bycia innym od wszystkich. A w kontekście moich poglądów, to kurde ewoluują one coraz bardziej w lewo. I to też jest w pewien sposób przekorne. Lubimy sobie myśleć, że nasze poglądy idą w jakimś konkretnym kierunku, bo są słuszne i po prostu coraz więcej wiemy, ale to dość naiwne spojrzenie. Zawsze są też różne inne przyczyny. Gdybym miał dziś zapchanego facebooka jakimiś prostackimi lewicowymi memami to pewnie właśnie od tej lewej strony zacząłbym się trochę dystansować. A tak, skoro widzę codziennie w sieci mnóstwo prawicowych debilizmów, to podświadomie skręcam jeszcze bardziej w lewo. Swoją drogą to, co się obecnie dzieje odnośnie poglądów politycznych w polskim rapie, to jest śmiech na sali, a wręcz wstyd. Kultura hip hopowa jest w pewien sposób kulturą imigrancką, która otwartość na inność ma wpisaną w DNA – gdyby było inaczej nie mogłaby być taka chłonna i niezmiennie świeża, mimo prawie 50 lat na karku. Wyrasta z walki o równość, o prawa słabszych, uciskanych, z totalnego antyrazismu. A w Polsce mamy dziś na scenie rapowej jedno wielkie „White pride”, jakiś absurdalny rasizm o głębi memów i analiz Maxa Kolonki.W numerze „Nowy dokument tekstowy” rzucasz wersy: „Wszędzie to widzę - Bóg, honor, hipokryzja”. A z kolei Twój opublikowany przed laty wywiad dla Wyborczej nosił nazwę: „Bóg, honor, hip hop”. Uważasz, że mógłbyś używać dwóch ostatnich słów z tych wyrażeń zamiennie? To znaczy, czy wspomniana hipokryzja rzeczywiście aż tak silnie przejawia się dziś w hip hopie?Zdecydowanie tak. To co się teraz dzieje na scenie rapowej, to jest mega hipokryzja. Skoro hip hop jest kulturą na wskroś antyrasistowską, a raperzy używają dziś jej wytworu do szerzenia treści ksenofobicznych, do nawoływania do walki z jakimś wyimaginowanym wrogiem, którego znają ze stron typu „Polska i krzyż.prv.pl”, to jest to cholerna hipokryzja.A myślisz, że wynika to z pewnej politycznej nieświadomości, z faktu, iż raperzy naprawdę w to wierzą, czy po części może być to również spowodowane tym, że takie treści po prostu lepiej się obecnie przyjmują?Nie no, myślę, że oni serio w to wierzą. Odwróciłbym to za to w drugą stronę. Jest obecnie sporo raperów, którzy mają „normalne” poglądy, tylko jakoś specjalnie się z tym nie afiszują, bo mogłoby się to spotkać z negatywną reakcją słuchaczy. Najlepszy jest tu przykład Gurala, który jakiś czas temu starał się powiedzieć coś nie wpisującego się w dominujący dyskurs na scenie, a spotkał go za to ogromny hejt w internecie. A tak na marginesie, to jakoś dziwnym trafem jest tak, że najlepsi raperzy na tej scenie mają jednak normalne poglądy. I używam słowa „normalne” z pełną premedytacją, bo tu nie chodzi o podział na prawicę/lewicę. Dla mnie to zwykła przyzwoitość, a nie lewicowość, by nie nazywać ścierwem ludzi, którzy uciekają przed śmiercią, by po prostu traktować drugiego człowieka jak człowieka. Chociażby Mes, Ras, Pezet, Afrojax na pewno są takimi osobami, które nie wpisują się w ten nowy typ "polskiego rapera wyklętego".Łona również…No właśnie, widzisz wymieniliśmy najlepszych polskich raperów. Może więc nie jest tak źle. A jeszcze w kontekście sytuacji na scenie i w ogóle w kraju, to świetnie opisuje ją ostatnia zwrotka Mesa z numeru „Zawsze mogę liczyć na”. Mes nawija tam, że wchodzi na melanżu do kibla i spotyka jakiś kokainistów, którzy zaczynają mu wkręcać typowy lot młodzieży hip hopowej o prawicowych poglądach w stylu: my ci zaraz powiemy, kto wprowadza wrogów do ojczyzny, chce nas zniszczyć i tak dalej. A Mes im mówi na to, stary, skoro jesteś taki mądry to idź na historię, rozkmiń to na porządnie i wtedy możesz do mnie wracać. A nie jesteś jakimś melanżowym łebkiem, który pierdoli kocopoły i zawraca tylko ludziom głowę.Dobra, może skończmy już gadać o polityce, żeby przypadkiem nie spotkał Cię los Gurala. Zostaniemy za to przy temacie hipokryzji. Nie tylko w Twoich kawałkach, ale chyba w szczególności w wywiadach czy felietonach wyrażałeś swego czasu dezaprobatę w stosunku do zachodzących w rapie przemian, do jego komercjalizacji i romansów z największymi koncernami. Dalej tego typu ruchy są czymś, co mocno zniechęca cię do polskiej rapgry?Wiesz co, ciągle trochę tak, ale teraz mam odrobinę inne podejście. Parę lat temu, bym ci powiedział, że na maksa mnie to zniechęca i wkurwia, a dziś aż tak się już w to nie wczuwam, bo nie czuję się już specjalnie aktywnym uczestnikiem tej całej hip hopowej sceny. Tyle, że wiadomo, że jak jesteś z mojego pokolenia, które otarło się jeszcze o czasy, kiedy hip hop był na maksa amatorsko tworzony, miał w sobie swego rodzaju punkrockowy sznyt, to oglądając dziś to, jak łatwo i łagodnie wchodzi on we wszystkie te współprace z dużymi koncernami, jak bardzo się ugładza i jak dużo jest w nim kunktatorstwa, to trochę musi cię to boleć. Jednak z drugiej strony jest to naturalna kolej rzeczy i ja to poniekąd rozumiem - raperzy to dorośli ludzie, muszą przecież jakoś żyć i wyżywić swoje rodziny. Dobrym przykładem jest tu współpraca Sokoła z Johnnym Walkerem. Z jednej strony uważam, że jest to pewne zagrożenie dla artystycznej integralności u rapera, jeżeli zaczyna on w swoich kawałkach niby od niechcenia wplatać claim marki, która mu za to płaci. Jako odbiorca zaczynasz się zastanawiać na ile słyszysz raport z rzeczywistości, którą przeżywa raper, a na ile kontent z agencyjnego briefu. Z drugiej strony, patrzę na ten ostatni numer z Podsiadło i widzę coś dobrego, zrobionego ze smakiem, nienachalnego w kontekście reklamowym. Przy obecnej konstrukcji rynku muzycznego, coraz mniejszych przychodach ze sprzedaży płyt, tego typu współprace są czymś nieuniknionym, więc niech chociaż wyglądają tak jak w tym przypadku.Zdaje mi się, że zauważasz dość przewrotną rzecz. Z jednej strony grom raperów chełpi się swoją antysystemowością rozumianą w ten sposób, że pierdolą system, lewactwo, uchodźców itp, a z drugiej strony ci sami raperzy bezproblemowo wchodzą w najróżniejsze układy z systemem i czerpią z tego niemałe zyski. Ty jesteś zupełnie inny - idziesz niejako z głównym nurtem, jeśli chodzi o Twój światopogląd, a mimo to wciąż przeciwstawiasz się komercjalizacji rapu i cenisz w nim ostatki wspomnianego punkrockowego sznytu.Nie no, bez przesady, nie mogę też specjalnie zgrywać bohatera. O tym rapuję w kawałku „Nowy dokument tekstowy” - łatwo jest mi być antysystemowcem, gdy rap nie jest moją pracą, łatwo jest mi mieć wyjebane, gdy nikt mi niczego nie proponuje (śmiech). W moim wypadku to nie jest żadne bohaterstwo, a oceniam dziś to, co się dzieje na scenie bardziej z perspektywy obserwatora aniżeli jej czynnego przedstawiciela.Spoko, pozwolę sobie jednak na koniec przytoczyć, że w kawałku „Attending” pozostawiasz pewien margines, na wypadek, w którym twoja przyszłość rapowa miałaby się potoczyć nieco inaczej niż obecnie zakładasz. Rapujesz „chyba nie zostanę rap gorącą gwiazdą” - to „chyba” może nam dawać choćby minimalną nadzieję na to, że nagrasz jeszcze kolejną płytę i być może z nią uderzysz kiedyś w trasę koncertową?Wiesz co, pewnie pisałem te wersy, jak jeszcze było to możliwe (śmiech). Teraz w ogóle opcji bycia zawodowym raperem nie biorę pod uwagę. Znaczy mam obecnie w głowie pewien projekt, sporo napisałem po wydaniu „Napisów Końcowych”, które z założenia miały być moją pierwszą i ostatnią płytą. Być może będzie inaczej, ale nie chcę się deklarować, bo obecnie nic nie robię, poza tym, że co jakiś czas otwieram notes i mówię „tak, to jest dobre, trzeba coś z tym podziałać”. Zresztą nawet jak przejdę od słów do czynów, to mój kolejny projekt z pewnością będzie równie niszowy co „Napisy Końcowe” i gwiazdą rapu w Polsce już na sto procent nigdy nie zostanę.Muflon to ciekawy rozmówca, bardzo wygadany. Naszą gadkę w jednej z mokotowskich knajp zaczęliśmy od freestyle’u, a zakończyliśmy na polityce. Dostało się raperom, ich „prawicowa” hipokryzja została skrzętnie opisana, jednak dwukrotny mistrz WBW opowiadał mi przede wszystkim o sobie, swoich rapowych zajawkach i powodach, dla których sam nie spełnił się jako studyjny artysta.

Myślę, że niełatwo spotkać dziś w Polsce rapera o równie szerokich horyzontach, o podobnie wyróżniającej się osobistości i niemniej ciekawym podejściu do muzyki. Zapraszamy do sprawdzenia wywiadu krótko przed dzisiejszymi X urodzinami Aloha Entertainment, na których usłyszymy również Muflona.

Zaczniemy nietypowo. Jaki jest według Ciebie najlepszy raper studyjny wśród freestyle’owców?

Pierwsze ksywki, które mi przychodzą do głowy, to na pewno Te-Tris i Białas. Wiesz, byli też jacyś goście, którzy pojawiali się na bitwach, ale nie bardzo regularnie. Proceente, Duże Pe, Majkel, Solar, Flint, Trzy Sześć - taką ekipę bym wymienił na szybko.

A z tej nowszej fali? Quebo na przykład?

Jasne, jest zajebistym raperem. Bardzo mi się podoba to, co ostatnio robi. Uważam, że znajduje idealne proporcje między treścią, zabawą słowem i stylowością. Nie wiem tylko na ile go kwalifikować jako freestyle’owca - on tam się pojawił ledwie na paru bitwach, jednej edycji WBW bodajże…

No w każdym razie od tego zaczynał swoją karierę.

Tak, w ogóle niesamowite jak to się z nim wszystko szybko potoczyło. Nie wiem, czy powinienem o tym publicznie mówić, ale jeszcze parę lat temu, gdy Quebo zaczął pojawiać się na bitwach, to przesiadywał sporo u Solara w studio. Solar mi wtedy opowiadał, że jest taki Quebo, który nagrywa jakieś tam średnie rzeczy. No a chwilę później okazało się, że te średnie rzeczy zamieniły się w niezłe, a potem to już sami widzieliśmy... Mega szybko to poszło. Poza tym, to chyba nie mam nic oryginalnego do dodania. Nie przychodzi mi na myśl jedna osoba, która się jakoś mega wyróżnia wśród byłych freestyle’owców - jest sporo dobrych zawodników i nie chcę nikogo pominąć.

No to inaczej spróbujemy. A najlepsza płyta wydana przez freestyle’owca? Przychodzi Ci coś konkretnego do głowy?

Nie wiem, stary. Ciężko tak z pamięci strzelać, ale może Te-Tris "Lot 2011". Bardzo dobra płyta i paradoksalnie daleka od stylistyki „post-fristajlowej”. Może ją bym wskazał jako pierwszą, nie zagłębiając się specjalnie w temat.

Pytam dlatego, że chciałbym, żebyś spróbował porównać swoje studyjne skille i jakość wydanej przez siebie niedawno epki, z rzeczami tworzonymi przez innych raperów, którzy wybili się poprzez freestyle. Na bitwach przez lata byłeś najlepszy, a w studio?

Na pewno jest wielu lepszych. Wiesz, ogólnie w życiu, a w szczególności w rapie dużo ważniejsze od talentu są determinacja i praca. To we freestyle’u za moich czasów było trochę inaczej - tam liczyły się przede wszystkim predyspozycje. Jeśli je miałeś, nie było potrzeby wkładać w to jakoś strasznie dużo wysiłku, żeby być w czołówce.

A nie masz przypadkiem takiego wrażenia, że ogólnie freestyle to nie jest dyscyplina, która przez te kilkanaście lat istnienia w Polsce weszłaby na jakiś nieosiągalny poziom? To chyba najlepiej widać po takim Boberze, który jakieś półtora roku po swojej pierwszej bitwie wygrał WBW…

Zdecydowanie, wydaje mi się, że chyba nie było w Polsce wolnostylowca, który by robił freestyle na takim poziomie, że słuchając go, myślisz sobie, „kurwa niemożliwe, ale on jest dobry”. Nie mieliśmy nikogo takiego - myślę, że można było wznieść wolny styl wyżej, niż my to w najlepszych momentach robiliśmy. Nie wiem, czy dużo wyżej, ale na pewno był jeszcze solidny margines.

Ja miałem tak, że kiedy zaczynałem się interesować freestyle’em, to bitwy robiły na mnie mega wrażenia, a z czasem, gdy poznałem różne schematy, sposoby, w które sklejacie wersy, to raczej doszedłem do wniosku, że niemal każdy przeciętny łebek, który poświęciłby sporo czasu na trening, miałby szanse dobić do czołówki.

Jasne, też tak uważam. Żeby być czołowym fristajlowcem w Polsce wystarczy albo naturalny talent albo minimum wysiłku. Oczywiście, żeby być w gronie tych rzeczywiście najlepszych, to trzeba mieć jakieś określone predyspozycje, ale żeby znaleźć się w grupie powiedzmy 30-40 najlepszych freestyle’owców w historii, to naprawdę wydaje mi się, że wystarczy trochę pracy i droga otwarta.

Dobra, myślę, że o freestyle’u się już w swoim życiu nagadałeś. Wróćmy więc może  do pytania o studyjnego Muflona i porównanie jego rapu z rzeczami tworzonymi przez innych gości, których spotykał przed laty na bitwach.

No właśnie, widzisz, bycie dobrym raperem studyjnym jest już dużo trudniejsze. Trzeba wykonać szereg różnych ruchów, aktywności, bardzo konsekwentnie pracować nad tym w różnych wymiarach, także promocyjnych, wizerunkowych… Choć też żeby przesadnio nie słodzić studyjnym raperem i nie dezawuować fristajlowców – jeśli osiągnąłeś sukces jako fristajlowiec, to znaczy że na niego zasłużyłeś. A jest masa raperów studyjnych, którzy są bardzo uznani, mimo że nie są dobrzy.

A ty jesteś dobrym raperem studyjnym?

Wiesz co, pytanie jak rozumiesz to określenie. Ja lubię artystów, którzy mnie czymś zainteresują -€“ bardziej niż „kompletny raper”, interesuje mnie gość, którego jak włączę, to jestem po prostu ciekaw, co on mi powie, albo ma jakiś element swojej twórczości, który mnie będzie nurtował. Interesują mnie przebłyski, a nie średnia arytmetyczna. I spoglądając na to w ten sposób, jestem dobrym raperem, bo jestem typem, którego sam bym sprawdzał. Z drugiej strony, patrząc przez pryzmat takiego uniwersalnego spojrzenia, myśląc o rapie, który ma sobie luźno lecieć, kiedy ty np. robisz kolację, no to pewnie nie jestem najlepszy. Tak więc, wracając do Twojego poprzedniego pytania, jeśli patrzysz na rap, w taki sposób, jak ja to robię, to myślę, że na pewno jestem w czołówce tych raperów fristajlowych. Natomiast jeżeli spojrzysz na nasze kawałki jako pewien produkt muzyczny, który ma być w pełni dopracowany i mieć potencjał, żeby się sprzedać, to już raczej nie.

A co dokładnie czyni Twój rap, Twoją epkę trudną w odbiorze, nie najlepszą do słuchania przy robieniu kolacji?

Kawałki, które się na niej znajdują, to są w ogóle rzeczy dosyć stare, czasem mam wrażenie, że płyta byłaby fajna, jakbym ją wypuścił trzy lata temu. Na przykład, gdy wychodził pierwszy materiał Queby, to jeśli go porównasz z moimi numerami, to mieliśmy bardzo podobny sposób kminienia rapu. Dzisiaj już zupełnie inaczej na to patrzę i inaczej chciałbym pisać. Niektóre zwrotki, wersy z epki sięgają pamięcią czasów tuż po zakończeniu mojej kariery bitewnej. Wtedy jarałem się rapem jako pewnym konglomeratem, tym że na przestrzeni czterech wersów może się w nim spotkać kultura niska z wysoką, Mike Tyson z Van Goghiem, a Foucault i Bauman z Dodą Elektrodą… Taka forma jest trudna do deszyfracji dla postronnego, niezaangażowanego słuchacza.

Rzeczywiście, na Twojej epce roi się od wspomnianych nawiązań, choć wydaje mi się, że raczej do popkultury niż do kultury wysokiej.

Raczej tak, choć niektóre rzeczy są trochę poukrywane. Na tej epce jest na przykład kawałek z nawiązaniem do wierszu Miłosza, tylko że nie jest to w żaden bardzo widoczny sposób zaznaczone. Parę lat temu jarałem się właśnie takim podejściem - nie na zasadzie, że jest to jakaś moja intelektualna przewózka, tylko taki był mój sposób rozumienia rapu. W tym sensie, że jest on taką postmodernistyczną jazdą, że może się w nim spotykać na raz tak wiele elementów. Teraz patrzę już na to inaczej, bardziej mnie interesują proste rzeczy. Nawet oglądając się wstecz, dziś wolę słuchać mniej skomplikowanych kawałków sprzed lat, widzę jakąś siłę w tej prostocie. Tak więc jeśli teraz miałbym coś stworzyć, to na pewno bardzo różniłoby się od "Napisów Końcowych", byłoby bardziej komunikatywne, a mniej starałbym się skupiać na upychaniu porównań i ukrytych odniesień.

I wynika to tylko i wyłącznie ze zmiany Twojego podejścia i ukierunkowania zajawki? Czy jednak fakt, że na własnej skórze przekonałeś się, że ludzie gorzej przyjmują rzeczy trudne i bardziej złożone też ma na to wpływ?

Chodzi tylko o moje podejście. Rzeczy, które chodzą mi teraz po głowie i tak byłyby na tyle niekomercyjne, że próba dopasowania się do oczekiwań jakichkolwiek odbiorców nie miałaby zupełnie sensu. Na tym etapie mojej działalności mój potencjalny odbiorca jest już i tak na tyle niszowy, że starania o poszerzanie tego spectrum o odrobinę większą liczbę ludzi, łamanie sobie na tym kręgosłupa, byłyby głupotą. Jakbym już miał łamać sobie kręgosłup, to w celu zrobieni jakiegoś ogromnego hajsu, a nie po to żeby mieć 10 czy 30 tysięcy wyświetleń więcej pod kawałkami.

W swoich numerach i udzielanych wywiadach wskazujesz na trzy główne powody, dla których nie poszedłeś drogą Te-Trisa, Białasa czy Solara i nie zrobiłeś studyjnej kariery. Z jednej strony mówisz o braku marzeń do bycia uznanym studyjnym raperem, z drugiej wspominasz o niezmiennie trapiącym cię lenistwie, a na koniec pozostaje Twoja odwieczna niechęć do budowania rapowego wizerunku. Potrafisz powiedzieć, czy któraś z tych przyczyn była kluczowa?

Myślę, że to wszystko bardzo się zazębia. Dokładnie te rzeczy, o których wspomniałeś zdecydowały o tym, że nie zrobiłem kariery w rapie. Być może czwartym czynnikiem byłaby moja konstrukcja psychiczna. Jestem taką dziwną mieszanką - z jednej strony jestem pewny siebie - czego zresztą wymaga freestyle’owanie - a z drugiej strony pozostaję strasznie samokrytyczny. Jak coś piszę, to proces weryfikowania tego, sprawdzenia, czy to na pewno jest wystarczająco dobre, a co za tym idzie, czy spodoba się ludziom, jest dla mnie mega stresujący. A to słaba cecha - jak chcesz coś w życiu osiągnąć to musisz cisnąć do przodu i mieć takie rzeczy w dupie. Dziś już trochę mam, bo zaraz stuknie mi trzydziestka i człowiek nabiera dystansu do siebie z wiekiem, ale w 2008/2009 roku było nieco inaczej. Kiedy widziałem, że ludzie średnio odbierają „So amazing”, podcinało mi to mocno skrzydła. I wcale nie było tak, że odbiorcy to jakoś mega zhejtowali, ale ja jestem tego typu perfekcjonistą,  że jak coś zrobię, to oczekuje, że to będzie zajebiste i ludziom będzie się mega podobało. A jeśli jest inaczej, to w dużym stopniu mnie to hamuje i myślę, że ten czynnik też miał wpływ na to, że moja kariera potoczyła się tak a nie inaczej.

A gdybyś nie był leniem, znalazł motywację i zaczął nagrywać płyty powiedzmy, że dekadę temu, to myślisz, że odniósłbyś komercyjny sukces w rapie?

Szczerze, uważam, ze gdybym ruszył z tym np. w 2007 roku, kiedy byłem na topie bitewnym, a freestyle naprawdę był popularnym zjawiskiem, to by się udało. Wówczas było spore zapotrzebowanie na takich raperów panczlajnowych, „post-fristajlowych” i myślę, że nie miałbym problemu, żeby się wybić. I nie jest to kwestia jakiejś tam pychy, tylko naprawdę przy odrobinie talentu - a myślę, że taki posiadam -  stanie się rozpoznawalną personą w rapie nie było wtedy trudne. Zresztą, patrząc wstecz na pokolenie „podpałacowe”, w którym byłem np. ja, Flint, Skajs, Puoć, Solar, 3-6 czy Theodor, to te dziesięć lat temu nie obstawiłbym, że to Solar - z całym szacunkiem do niego - odniesie z nas największy sukces w rapie.

On chyba po prostu włożył w to cholernie dużo pracy…

Tak, poza tym determinacja, jaką on miał, ułożone w głowie, odwaga, pracowitość - pod tymi względami Solar przewyższył nas wszystkich i to właśnie dzięki temu doszedł tak daleko. Oczywiście, nie odbieram mu naturalnej ikry, ale uważam, że w branży muzycznej inne elementy ostatecznie okazują się decydujące. A, powracając do mnie, to myślę, że gdybym miał tego wszystkiego tyle co on, gdybym wykonał przez lata szereg rapowych aktywności, a przede wszystkim nagrywał płyty, to też byłbym dziś uznaną osobistością w rodzimym hip hopie. Polski rap to nie NBA czy NASA - naprawdę da się tu przebić.

To znaczy, że teraz też podpisałbyś się pod swoimi wersami z kawałka „Nieskończona liczba małp”, że jesteś takim Freddym Adu polskiego rapu?

To oczywiście pewna hiperbola, ale na pewno jestem swego rodzaju niezrealizowanym talentem i to chyba nie jest zbytnia buta wypowiedzieć takie słowa.

Po nich z kolei padają wersy o tym, by zachować w sobie wiarę, „bo najgorsze co możesz zmarnować to talent”. Wydaje mi się jednak, iż Ty nie odczuwasz przesadnego żalu, że nie spełniłeś się jako raper studyjny?

Wiesz co, trochę tak, trochę nie. To też dotyczy takie mojego życiowego problemu, że jestem cynicznym racjonalistą i nigdy nie miałem specjalnych marzeń i nie myślałem sobie za małolata o zostaniu wielkim raperem. Dziś to, że nie spełniłem się w studyjnej działalności raczej nie spędza mi snu z powiek, ale wiadomo, że niefajnie jest spojrzeć wstecz i pomyśleć: „kurde, mogłem coś zrobić, dojść do czegoś więcej przy minimalnym wysiłku”. Wiesz, chodzi o to, że zmarnowałem sporo czasu w życiu, nic nie robiąc, chodząc na melanże itd. Więc trochę szkoda.  A swoja drogą, ten wers to follow up do Reno i świetnego numeru „Musisz klaskać”.

No dobra, w takim razie, żeby skończyć już gdybać, pogadajmy o tym, gdzie jesteś teraz. Po przesłuchaniu epki pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, to fakt, że w pewien nietypowy sposób starasz się iść pod prąd określonych nurtów, które dominują obecnie w rapie. Po pierwsze jeśli chodzi o Twoją niechęć do budowania rapowego wizerunku, "bujania mordą na klipach" itd. Po drugie ze względu na to, że często wspominasz o trapiącym cię lenistwie, co również w dobie tekstów, w których każdy przekonuje o tym, jak to zapierdala za trzech, jest dość nietypowe. A po trzecie mam też na myśli Twoje poglądy polityczne, które jakby nie patrzeć stoją w mocnej sprzeczności do „prawicowej" narracji dominującej obecnie w polskim rapie. Masz takie wersy w kawałku „Attending”:  „Nie wiem, czy nie jestem sam, kiedy grają bębny”. Nawiązują one właśnie do tego, że czujesz się w pewien sposób odmieńcem na dzisiejszej scenie rapowej?

Dokładnie tak, poza tym te linijki to oczywiście nawiązanie do Grammatika, do wersów mówiących o tym, że czują, iż nie są sami, gdy bębny grają. Ja mam trochę odwrotnie i bardzo dobrze to zdefiniowałeś.  Mam sporo przekory w sobie i chyba też potrzebę do bycia innym od wszystkich. A w kontekście moich poglądów, to kurde ewoluują one coraz bardziej w lewo. I to też jest w pewien sposób przekorne. Lubimy sobie myśleć, że nasze poglądy idą w jakimś konkretnym kierunku, bo są słuszne i po prostu coraz więcej wiemy, ale to dość naiwne spojrzenie. Zawsze są też różne inne przyczyny. Gdybym miał dziś zapchanego facebooka jakimiś prostackimi lewicowymi memami to pewnie właśnie od tej lewej strony zacząłbym się trochę dystansować. A tak, skoro widzę codziennie w sieci mnóstwo prawicowych debilizmów, to podświadomie skręcam jeszcze bardziej w lewo. Swoją drogą to, co się obecnie dzieje odnośnie poglądów politycznych w polskim rapie, to jest śmiech na sali, a wręcz wstyd. Kultura hip hopowa jest w pewien sposób kulturą imigrancką, która otwartość na inność ma wpisaną w DNA – gdyby było inaczej nie mogłaby być taka chłonna i niezmiennie świeża, mimo prawie 50 lat na karku. Wyrasta z walki o równość, o prawa słabszych, uciskanych, z totalnego antyrazismu. A w Polsce mamy dziś na scenie rapowej jedno wielkie „White pride”, jakiś absurdalny rasizm o głębi memów i analiz Maxa Kolonki.

W numerze „Nowy dokument tekstowy” rzucasz wersy: „Wszędzie to widzę - Bóg, honor, hipokryzja”. A z kolei Twój opublikowany przed laty wywiad dla Wyborczej nosił nazwę: „Bóg, honor, hip hop”. Uważasz, że mógłbyś używać dwóch ostatnich słów z tych wyrażeń zamiennie? To znaczy, czy wspomniana hipokryzja rzeczywiście aż tak silnie przejawia się dziś w hip hopie?

Zdecydowanie tak. To co się teraz dzieje na scenie rapowej, to jest mega hipokryzja. Skoro hip hop jest kulturą na wskroś antyrasistowską, a raperzy używają dziś jej wytworu do szerzenia treści ksenofobicznych, do nawoływania do walki z jakimś wyimaginowanym wrogiem, którego znają ze stron typu „Polska i krzyż.prv.pl”, to jest to cholerna hipokryzja.

A myślisz, że wynika to z pewnej politycznej nieświadomości, z faktu, iż raperzy naprawdę w to wierzą, czy po części może być to również spowodowane tym, że takie treści po prostu lepiej się obecnie przyjmują?

Nie no, myślę, że oni serio w to wierzą. Odwróciłbym to za to w drugą stronę. Jest obecnie sporo raperów, którzy mają „normalne” poglądy, tylko jakoś specjalnie się z tym nie afiszują, bo mogłoby się to spotkać z negatywną reakcją słuchaczy. Najlepszy jest tu przykład Gurala, który jakiś czas temu starał się powiedzieć coś nie wpisującego się w dominujący dyskurs na scenie, a spotkał go za to ogromny hejt w internecie. A tak na marginesie, to jakoś dziwnym trafem jest tak, że najlepsi raperzy na tej scenie mają jednak normalne poglądy. I używam słowa „normalne” z pełną premedytacją, bo tu nie chodzi o podział na prawicę/lewicę. Dla mnie to zwykła przyzwoitość, a nie lewicowość, by nie nazywać ścierwem ludzi, którzy uciekają przed śmiercią, by po prostu traktować drugiego człowieka jak człowieka. Chociażby Mes, Ras, Pezet, Afrojax na pewno są takimi osobami, które nie wpisują się w ten nowy typ "polskiego rapera wyklętego".

Łona również…

No właśnie, widzisz wymieniliśmy najlepszych polskich raperów. Może więc nie jest tak źle. A jeszcze w kontekście sytuacji na scenie i w ogóle w kraju, to świetnie opisuje ją ostatnia zwrotka Mesa z numeru „Zawsze mogę liczyć na”. Mes nawija tam, że wchodzi na melanżu do kibla i spotyka jakiś kokainistów, którzy zaczynają mu wkręcać typowy lot młodzieży hip hopowej o prawicowych poglądach w stylu: my ci zaraz powiemy, kto wprowadza wrogów do ojczyzny, chce nas zniszczyć i tak dalej. A Mes im mówi na to, stary, skoro jesteś taki mądry to idź na historię, rozkmiń to na porządnie i wtedy możesz do mnie wracać. A nie jesteś jakimś melanżowym łebkiem, który pierdoli kocopoły i zawraca tylko ludziom głowę.

Dobra, może skończmy już gadać o polityce, żeby przypadkiem nie spotkał Cię los Gurala. Zostaniemy za to przy temacie hipokryzji. Nie tylko w Twoich kawałkach, ale chyba w szczególności w wywiadach czy felietonach wyrażałeś swego czasu dezaprobatę w stosunku do zachodzących w rapie przemian, do jego komercjalizacji i romansów z największymi koncernami. Dalej tego typu ruchy są czymś, co mocno zniechęca cię do polskiej rapgry?

Wiesz co, ciągle trochę tak, ale teraz mam odrobinę inne podejście. Parę lat temu, bym ci powiedział, że na maksa mnie to zniechęca i wkurwia, a dziś aż tak się już w to nie wczuwam, bo nie czuję się już specjalnie aktywnym uczestnikiem tej całej hip hopowej sceny. Tyle, że wiadomo, że jak jesteś z mojego pokolenia, które otarło się jeszcze o czasy, kiedy hip hop był na maksa amatorsko tworzony, miał w sobie swego rodzaju punkrockowy sznyt, to oglądając dziś to, jak łatwo i łagodnie wchodzi on we wszystkie te współprace z dużymi koncernami, jak bardzo się ugładza i jak dużo jest w nim kunktatorstwa, to trochę musi cię to boleć. Jednak z drugiej strony jest to naturalna kolej rzeczy i ja to poniekąd rozumiem - raperzy to dorośli ludzie, muszą przecież jakoś żyć i wyżywić swoje rodziny. Dobrym przykładem jest tu współpraca Sokoła z Johnnym Walkerem. Z jednej strony uważam, że jest to pewne zagrożenie dla artystycznej integralności u rapera, jeżeli zaczyna on w swoich kawałkach niby od niechcenia wplatać claim marki, która mu za to płaci. Jako odbiorca zaczynasz się zastanawiać na ile słyszysz raport z rzeczywistości, którą przeżywa raper, a na ile kontent z agencyjnego briefu. Z drugiej strony, patrzę na ten ostatni numer z Podsiadło i widzę coś dobrego, zrobionego ze smakiem, nienachalnego w kontekście reklamowym. Przy obecnej konstrukcji rynku muzycznego, coraz mniejszych przychodach ze sprzedaży płyt, tego typu współprace są czymś nieuniknionym, więc niech chociaż wyglądają tak jak w tym przypadku.

Zdaje mi się, że zauważasz dość przewrotną rzecz. Z jednej strony grom raperów chełpi się swoją antysystemowością rozumianą w ten sposób, że pierdolą system, lewactwo, uchodźców itp, a z drugiej strony ci sami raperzy bezproblemowo wchodzą w najróżniejsze układy z systemem i czerpią z tego niemałe zyski. Ty jesteś zupełnie inny - idziesz niejako z głównym nurtem, jeśli chodzi o Twój światopogląd, a mimo to wciąż przeciwstawiasz się komercjalizacji rapu i cenisz w nim ostatki wspomnianego punkrockowego sznytu.

Nie no, bez przesady, nie mogę też specjalnie zgrywać bohatera. O tym rapuję w kawałku „Nowy dokument tekstowy” - łatwo jest mi być antysystemowcem, gdy rap nie jest moją pracą, łatwo jest mi mieć wyjebane, gdy nikt mi niczego nie proponuje (śmiech). W moim wypadku to nie jest żadne bohaterstwo, a oceniam dziś to, co się dzieje na scenie bardziej z perspektywy obserwatora aniżeli jej czynnego przedstawiciela.

Spoko, pozwolę sobie jednak na koniec przytoczyć, że w kawałku „Attending” pozostawiasz pewien margines, na wypadek, w którym twoja przyszłość rapowa miałaby się potoczyć nieco inaczej niż obecnie zakładasz. Rapujesz „chyba nie zostanę rap gorącą gwiazdą” - to „chyba” może nam dawać choćby minimalną nadzieję na to, że nagrasz jeszcze kolejną płytę i być może z nią uderzysz kiedyś w trasę koncertową?

Wiesz co, pewnie pisałem te wersy, jak jeszcze było to możliwe (śmiech). Teraz w ogóle opcji bycia zawodowym raperem nie biorę pod uwagę. Znaczy mam obecnie w głowie pewien projekt, sporo napisałem po wydaniu „Napisów Końcowych”, które z założenia miały być moją pierwszą i ostatnią płytą. Być może będzie inaczej, ale nie chcę się deklarować, bo obecnie nic nie robię, poza tym, że co jakiś czas otwieram notes i mówię „tak, to jest dobre, trzeba coś z tym podziałać”. Zresztą nawet jak przejdę od słów do czynów, to mój kolejny projekt z pewnością będzie równie niszowy co „Napisy Końcowe” i gwiazdą rapu w Polsce już na sto procent nigdy nie zostanę.

]]>
X Urodziny Aloha Entertainment - zagrają m.in. Reno, Abel & Brat Jordah i Numer Razhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-05-18,x-urodziny-aloha-entertainment-zagraja-min-reno-abel-brat-jordah-i-numer-razhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-05-18,x-urodziny-aloha-entertainment-zagraja-min-reno-abel-brat-jordah-i-numer-razMay 18, 2017, 7:34 pmWojciech WiktorW sobotę 3 czerwca w klubie Rejs nad Wisłą wytwórnia Aloha Entertainment świętuje swoje X urodziny. Będzie to oficjalny before festiwalu Hip Hop Kemp 2017. Najpierw odbędą się warsztaty hip-hop, a następnie startują koncerty. Zagrają Reno, Abel & Brat Jordah, Proceente & Łysonżi Dżonson, Numer Raz, Muflon, Blady Kris, Zerotroskiss (Masia/Guova/MuzaMan/DJ Gugatch), Subarugang oraz goście specjalni. Afterparty rozkręcą DJ Grubaz & DJ Beredson. Imprezę poprowadzi Rufin MC. Rozkład jazdy: Godz. 14 - start Warsztatów Hip-Hop - warsztaty tekściarskie- warsztaty dj'skie- historia Aloha Ent.- warsztaty street art- warsztaty beatbox Godz. 19 - start koncertów:- Abel & Brat Jordah- Reno- Proceente & Łysonżi Dżonson- Numer Raz- Muflon- Subarugang- Zerotroskiss (Masia/Guova/MuzaMan/DJ Gugatch)- Blady Kris+ goście specjalni: Mały Esz, Emazet, Vienio, Bleiz, Spinache, Piter Pits, Kuba Knap, Wujek Samo Zło, Kfiat, Nin'jah Prowadzenie: Rufin MCGodz. 23 - afterparty: DJ Grubaz, DJ BeredsonWstęp wolny. Wydarzenie: https://www.facebook.com/events/653743928131085/ W sobotę 3 czerwca w klubie Rejs nad Wisłą wytwórnia Aloha Entertainment świętuje swoje X urodziny. Będzie to oficjalny before festiwalu Hip Hop Kemp 2017.  Najpierw odbędą się warsztaty hip-hop, a następnie startują koncerty. Zagrają Reno, Abel & Brat Jordah, Proceente & Łysonżi Dżonson, Numer Raz, Muflon, Blady Kris, Zerotroskiss (Masia/Guova/MuzaMan/DJ Gugatch), Subarugang oraz goście specjalni. Afterparty rozkręcą DJ Grubaz & DJ Beredson. Imprezę poprowadzi Rufin MC.

 
Rozkład jazdy:
 
Godz. 14 - start Warsztatów Hip-Hop 
- warsztaty tekściarskie
- warsztaty dj'skie
- historia Aloha Ent.
- warsztaty street art
- warsztaty beatbox
 
Godz. 19 - start koncertów:
- Abel & Brat Jordah
- Reno
- Proceente & Łysonżi Dżonson
- Numer Raz
- Muflon
- Subarugang
- Zerotroskiss (Masia/Guova/MuzaMan/DJ Gugatch)
- Blady Kris
+ goście specjalni: Mały Esz, Emazet, Vienio, Bleiz, Spinache, Piter Pits, Kuba Knap, Wujek Samo Zło, Kfiat, Nin'jah
 
Prowadzenie: Rufin MC

Godz. 23 - afterparty: DJ Grubaz, DJ Beredson

Wstęp wolny.
 
Wydarzenie: https://www.facebook.com/events/653743928131085/
 
]]>
Eskobar - Muflon (Wojna o Śląsk 2008, Freestyle Classics #26)https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-27,eskobar-muflon-wojna-o-slask-2008-freestyle-classics-26https://popkiller.kingapp.pl/2017-06-27,eskobar-muflon-wojna-o-slask-2008-freestyle-classics-26June 24, 2017, 8:33 pmTadeusz TurnauStarcia Śląska z Warszawą, Eskobara z Muflonem przeszły do historii polskiego wolnego stylu jako prawdziwy klasyk. Raz dominował jeden, raz drugi, na ich walki czekało się jak na starcia Realu z Barcą, a te z nich, które zostały udokumentowane, pozwalają nam wrócić do wspaniałych, złotych czasów rodzimego freestyle'u. Przykład? Proszę bardzo, rywalizacja ówczesnego mistrza Śląska i Warszawy, Eskobara z aspirującym do powrotu na tron Muflonem podczas kapitalnie obsadzonej Wojny o Śląska w 2008 roku. Wówczas na absolutnym topie był raper z Gliwic. Popularny Esko nie tylko triumfował na WBW 2007, ale też nie miał sobie równych podczas rozegranej w tym samym roku Wojny o Śląsk. Muflon z kolei na obu tych imprezach musiał obejść się smakiem, ponosząc porażki włąśnie ze swym odwiecznym rywalem ze Śląska. Jednak już rok później sytuacja obróciła się o 180 stopni – najpierw podczas Wojny o Śląsk warszawski MC w świetnym stylu zrewanżował się Eskobarowi (na bitiwe zajął ostatecznie 2 miejsce, przegrywając w finale z Czeskim), by następnie parę miesięcy później triumfować po raz drugi w karierze na finale WBW.Poniższa walka nie jest pewnie najlepszym ze starć pomiędzy freestyle'owcami, którzy przed dekadą rządzili bitewną sceną w Polsce, lecz bez wątpienia stanowi przykład jednego wielu pojedynków Śląska z Warszawą, które do dziś pozostają godne zapamiętania. Mam nadzieję, że zachęci Was ona, by sięgnąć po więcej:) Starcia Śląska z Warszawą, Eskobara z Muflonem przeszły do historii polskiego wolnego stylu jako prawdziwy klasyk. Raz dominował jeden, raz drugi, na ich walki czekało się jak na starcia Realu z Barcą, a te z nich, które zostały udokumentowane, pozwalają nam wrócić do wspaniałych, złotych czasów rodzimego freestyle'u. Przykład? Proszę bardzo, rywalizacja ówczesnego mistrza Śląska i Warszawy, Eskobara z aspirującym do powrotu na tron Muflonem podczas kapitalnie obsadzonej Wojny o Śląska w 2008 roku. 

Wówczas na absolutnym topie był raper z Gliwic. Popularny Esko nie tylko triumfował na WBW 2007, ale też nie miał sobie równych podczas rozegranej w tym samym roku Wojny o Śląsk. Muflon z kolei na obu tych imprezach musiał obejść się smakiem, ponosząc porażki włąśnie ze swym odwiecznym rywalem ze Śląska. Jednak już rok później sytuacja obróciła się o 180 stopni – najpierw podczas Wojny o Śląsk warszawski MC w świetnym stylu zrewanżował się Eskobarowi (na bitiwe zajął ostatecznie 2 miejsce, przegrywając w finale z Czeskim), by następnie parę miesięcy później triumfować po raz drugi w karierze na finale WBW.

Poniższa walka nie jest pewnie najlepszym ze starć pomiędzy freestyle'owcami, którzy przed dekadą rządzili bitewną sceną w Polsce, lecz bez wątpienia stanowi przykład jednego wielu pojedynków Śląska z Warszawą, które do dziś pozostają godne zapamiętania. 

Mam nadzieję, że zachęci Was ona, by sięgnąć po więcej:) 

]]>
Najsłynniejsze "lania" w historii polskiego freestyle'u - rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2017-04-17,najslynniejsze-lania-w-historii-polskiego-freestyleu-rankinghttps://popkiller.kingapp.pl/2017-04-17,najslynniejsze-lania-w-historii-polskiego-freestyleu-rankingApril 17, 2017, 3:29 pmTadeusz TurnauDziś obchodzimy lany poniedziałek. Jedni spędzają go przy rodzinnym stole, drudzy latają po ulicach z wiadrami wody, a inni siedzą przed komputerem i oglądają freestyle’owe bitwy. Konotacji nazwy dzisiejszego święta z wolnym stylem znalazłoby się co nie miara – mógłbym np. zrobić listę najgorszych sucharów rzucanych na free, po usłyszeniu których aż prosi się o kubeł zimnej wody czy też wrócić pamięcią do najmocniej zakrapianych alkoholem występów zawodników sceny battle’owej. Wpadłem jednak na nieco inny pomysł –“ tym razem „lanie” potraktujemy jako bitewną deklasację i przypomnimy sobie pięć najsłynniejszych przykładów tego typu wydarzeń w historii polskiego free.Przedstawione walki są uszeregowane w kolejności chronologicznej i nie będę zastanawiał się nad tym, która z nich zasługuje na bycie numerem 1 wśród wolnostylowych „lań”.1.TE–TRIS VS DIOX (Finał WBW 2005)Tet zbyt dużo razy solidnie skopywał dupę przeciwnikom na bitwach, by jego starcia mogło w tym artykule zabraknąć. Myślę, że nietrudno jest znaleźć parę lepszych, acz mniej znanych walk w wykonaniu reprezentanta Siemiatycz, jednak to chyba właśnie półfinałowa rywalizacja z Dioxem na finale WBW 2005 w kontekście „Te–“trisowych lań” zapadła nam najmocniej w pamięci. Drugie wejście Teta w tym starciu (pierwsze na filmie) to pieprzony majstersztyk. Pewność siebie, charyzma i zabójcza treść – to wszystko daje nam bitewne „lanie” jakich naprawdę niewiele.2. MUFLON VS BOŚNIAK (Microphone Masters II, 2008)Rywalizacja Trójmiasta z Warszawą, Bośniaka z Flintem oraz Muflonem to już prawdziwy klasyk. O ile w przypadku pojedynków zarówno bitewnych, jak i studyjnych pierwszych dwóch panów jestem w stanie przystać na to, iż były one względnie wyrównane, to jednak w kontekście znanych mi batalii Bośniaka i Mufla uważam, że dwukrotny mistrz WBW zawsze, bez cienia wątpliwości udowadniał w nich swoją wyższość. Warszawianin jest po prostu o klasę lepszym freestyle’owcem bitewnym, a fakt ten zdołał najdobitniej potwierdzić na MM II w 2008 roku. Internet co prawda huczy od niedorzecznych opinii, że to Bośniak był w tej walce lepszy, jednak dla mnie jest to po prostu klasyczny i bardzo okazały przykład „freestyle’owego lania”, po którym z reprezentanta Trójmiasta nie było specjalnie co zbierać.3.TRZY SZEŚĆ VS WICIU (Finał WBW 2009)Za każdym razem, gdy oglądam filmy z tej imprezy, żałuje, że nie urodziłem się parę lat wcześniej i nie dane mi było wbić wówczas do Harlemu, by zobaczyć tę bitwę na żywo. Przed jej rozpoczęciem Trzy Sześć uchodził za wielkiego faworyta do sięgnięcia po mistrzowski pas – wielu widziało w nim następcę samego Muflona, a patrząc jedynie na pierwsze starcie reprezentanta NMB crew z Wiciem, trzeba powiedzieć, że przewidywania te były w pełni uzasadnione. Sceniczny wkurw, niezwykła charyzma i spontaniczne linijki, przy których dzisiejsze, nawet najbardziej przekminione premade’y wciąż wypadają blado. Trzy Sześć pokazał w tej walce pełnię swoich olbrzymich możliwości, a Wiciu – mimo że wypadł bardzo solidnie – to tak czy inaczej padł ofiarą jednego z najbrutalniejszych "lań" w historii polskiego free. 4. QUEBONAFIDE VS FERANZO (el. WBW 2013)Szczerze powiedziawszy przed przyjściem na ówczesne elimki do klubu Odessa w Warszawie nie należałem do największych fanów freestyle’u Queby. Raziły mnie niedociągnięcia warsztatowe, które jeszcze rok wcześniej były jego sporym mankamentem oraz wydawało mi się, że korzysta ze zbyt dużej liczby premade’ów. Jednak spontaniczny wjazd reprezentanta Ciechanowa na bitwę w Odessie wywrócił moją opinię na jego temat do góry nogami. Serio nie wiem, czy w całej historii WBW udało się komuś zaliczyć bardziej okazały występ na elimkach (mam na myśli całokształt walk na jednej imprezie) niż wówczas Quebonafide oraz mam spore wątpliwości, czy na poważniejszych bitwach któryś z zawodników dostał kiedykolwiek gorsze „lanie” niż w poniższej walce Feranzo.Cóż, może gdyby słynący z zamiłowania do alkoholu freestyle'owiec z Poznania nie urządził sobie przed tym starciem syto „lanego before’a”, to nie wyglądałoby ono dla niego aż tak niekorzystnie;)5. ESKOBAR VS FILIPEK (Bitwa o Pitos I, 2015)Powrotów na scenę battle’ową mieliśmy mnóstwo, wiele z nich zasłużenie pozostało w naszej pamięci, jeśli jednak mielibyśmy wskazać najwybitniejszy bitewny „comeback”, to myślę, że bez cienia wątpliwości postawilibyśmy na występ Esko na Pitosie. Co prawda przed imprezą w niePowiem reprezentant Gliwic pojawiał się sporadycznie na bitwach, jednak z „dużym freestyle’em” od lat nie miał wówczas nic wspólnego. Filipek był z kolei w sporym gazie €“– przed Pitosem wygrał parę imprez z rzędu, a dysponował do tego ogromnym hype’em freestyle’owej publiki. Na papierze więc sporym faworytem mógł wydawać się właśnie reprezentant Milicza, jednak w praktyce dostał on wówczas chyba najgorsze „lanie” całej w swojej bitewnej karierze. Esko go wyśmiał, upokorzył i brutalnie zrównał z ziemią. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż spośród przedstawionych w tym zestawieniu walk, ta wydaje mi się najwybitniej zagranym „teatrem jednego aktora”. Rzecz jasna zestawienie to jest jedynie moim subiektywnym wyborem najsłynniejszych "freestyle'owych lań" i bardzo możliwe, że o jakimś idealnie pasującym do niego starciu zwyczajnie zapomniałem. Jakie byłyby Wasze typy?Dziś obchodzimy lany poniedziałek. Jedni spędzają go przy rodzinnym stole, drudzy latają po ulicach z wiadrami wody, a inni siedzą przed komputerem i oglądają freestyle’owe bitwy. Konotacji nazwy dzisiejszego święta z wolnym stylem znalazłoby się co nie miara – mógłbym np. zrobić listę najgorszych sucharów rzucanych na free, po usłyszeniu których aż prosi się o kubeł zimnej wody czy też wrócić pamięcią do najmocniej zakrapianych alkoholem występów zawodników sceny battle’owej. Wpadłem jednak na nieco inny pomysł –“ tym razem „lanie” potraktujemy jako bitewną deklasację i przypomnimy sobie pięć najsłynniejszych przykładów tego typu wydarzeń w historii polskiego free.

Przedstawione walki są uszeregowane w kolejności chronologicznej i nie będę zastanawiał się nad tym, która z nich zasługuje na bycie numerem 1 wśród wolnostylowych „lań”.

1.TE–TRIS VS DIOX (Finał WBW 2005)

Tet zbyt dużo razy solidnie skopywał dupę przeciwnikom na bitwach, by jego starcia mogło w tym artykule zabraknąć. Myślę, że nietrudno jest znaleźć parę lepszych, acz mniej znanych walk w wykonaniu reprezentanta Siemiatycz, jednak to chyba właśnie półfinałowa rywalizacja z Dioxem na finale WBW 2005 w kontekście „Te–“trisowych lań” zapadła nam najmocniej w pamięci. Drugie wejście Teta w tym starciu (pierwsze na filmie) to pieprzony majstersztyk. Pewność siebie, charyzma i zabójcza treść – to wszystko daje nam bitewne „lanie” jakich naprawdę niewiele.

2. MUFLON VS BOŚNIAK (Microphone Masters II, 2008)

Rywalizacja Trójmiasta z Warszawą, Bośniaka z Flintem oraz Muflonem to już prawdziwy klasyk. O ile w przypadku pojedynków zarówno bitewnych, jak i studyjnych pierwszych dwóch panów jestem w stanie przystać na to, iż były one względnie wyrównane, to jednak w kontekście znanych mi batalii Bośniaka i Mufla uważam, że dwukrotny mistrz WBW zawsze, bez cienia wątpliwości udowadniał w nich swoją wyższość. Warszawianin jest po prostu o klasę lepszym freestyle’owcem bitewnym, a fakt ten zdołał najdobitniej potwierdzić na MM II w 2008 roku. Internet co prawda huczy od niedorzecznych opinii, że to Bośniak był w tej walce lepszy, jednak dla mnie jest to po prostu klasyczny i bardzo okazały przykład „freestyle’owego lania”, po którym z reprezentanta Trójmiasta nie było specjalnie co zbierać.

3.TRZY SZEŚĆ VS WICIU (Finał WBW 2009)

Za każdym razem, gdy oglądam filmy z tej imprezy, żałuje, że nie urodziłem się parę lat wcześniej i nie dane mi było wbić wówczas do Harlemu, by zobaczyć tę bitwę na żywo. Przed jej rozpoczęciem Trzy Sześć uchodził za wielkiego faworyta do sięgnięcia po mistrzowski pas – wielu widziało w nim następcę samego Muflona, a patrząc jedynie na pierwsze starcie reprezentanta NMB crew z Wiciem, trzeba powiedzieć, że przewidywania te były w pełni uzasadnione. Sceniczny wkurw, niezwykła charyzma i spontaniczne linijki, przy których dzisiejsze, nawet najbardziej przekminione premade’y wciąż wypadają blado. Trzy Sześć pokazał w tej walce pełnię swoich olbrzymich możliwości, a Wiciu – mimo że wypadł bardzo solidnie – to tak czy inaczej padł ofiarą jednego z najbrutalniejszych "lań" w historii polskiego free.

 

4. QUEBONAFIDE VS FERANZO (el. WBW 2013)

Szczerze powiedziawszy przed przyjściem na ówczesne elimki do klubu Odessa w Warszawie nie należałem do największych fanów freestyle’u Queby. Raziły mnie niedociągnięcia warsztatowe, które jeszcze rok wcześniej były jego sporym mankamentem oraz wydawało mi się, że korzysta ze zbyt dużej liczby premade’ów. Jednak spontaniczny wjazd reprezentanta Ciechanowa na bitwę w Odessie wywrócił moją opinię na jego temat do góry nogami. Serio nie wiem, czy w całej historii WBW udało się komuś zaliczyć bardziej okazały występ na elimkach (mam na myśli całokształt walk na jednej imprezie) niż wówczas Quebonafide oraz mam spore wątpliwości, czy na poważniejszych bitwach któryś z zawodników dostał kiedykolwiek gorsze „lanie” niż w poniższej walce Feranzo.

Cóż, może gdyby słynący z zamiłowania do alkoholu freestyle'owiec z Poznania nie urządził sobie przed tym starciem syto „lanego before’a”, to nie wyglądałoby ono dla niego aż tak niekorzystnie;)

5. ESKOBAR VS FILIPEK (Bitwa o Pitos I, 2015)

Powrotów na scenę battle’ową mieliśmy mnóstwo, wiele z nich zasłużenie pozostało w naszej pamięci, jeśli jednak mielibyśmy wskazać najwybitniejszy bitewny „comeback”, to myślę, że bez cienia wątpliwości postawilibyśmy na występ Esko na Pitosie. Co prawda przed imprezą w niePowiem reprezentant Gliwic pojawiał się sporadycznie na bitwach, jednak z „dużym freestyle’em” od lat nie miał wówczas nic wspólnego. Filipek był z kolei w sporym gazie €“– przed Pitosem wygrał parę imprez z rzędu, a dysponował do tego ogromnym hype’em freestyle’owej publiki. Na papierze więc sporym faworytem mógł wydawać się właśnie reprezentant Milicza, jednak w praktyce dostał on wówczas chyba najgorsze „lanie” całej w swojej bitewnej karierze. Esko go wyśmiał, upokorzył i brutalnie zrównał z ziemią. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż spośród przedstawionych w tym zestawieniu walk, ta wydaje mi się najwybitniej zagranym „teatrem jednego aktora”.

 

Rzecz jasna zestawienie to jest jedynie moim subiektywnym wyborem najsłynniejszych "freestyle'owych lań" i bardzo możliwe, że o jakimś idealnie pasującym do niego starciu zwyczajnie zapomniałem. Jakie byłyby Wasze typy?

]]>
Muflon - Napisy Końcowe EPhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-04-06,muflon-napisy-koncowe-ephttps://popkiller.kingapp.pl/2017-04-06,muflon-napisy-koncowe-epApril 6, 2017, 1:01 pmKacper SzymańskiTracklista:1. Nowy dokument tekstowy (prod. Kes-a)2. Pere-Lachaise ft. DJ Grubaz (prod. Lanek)3. Ślepa uliczka (prod. Stona)4. Miejski futbol ft. Proceente (prod. Zbylu)5. Attending (prod. Salvare)6. Nieskończona liczba małp (prod. Voskovy)7. Palnik ft. Proceente, Łysonżi (Bonus Track) (prod. DJ Wojak)8. Aloha Tour ft. Proceente, Green, Łysonżi, Klasik, Leniwe Głowy (Bonus Track) (prod. Salvare)9. Kreuj nie psuj ft. Proceente, Siódmy, Flint, Łysonzi, Skorup, DJ Anusz (Bonus Track) (prod. Zbylu)Tracklista:

1. Nowy dokument tekstowy (prod. Kes-a)

2. Pere-Lachaise ft. DJ Grubaz (prod. Lanek)

3. Ślepa uliczka (prod. Stona)

4. Miejski futbol ft. Proceente (prod. Zbylu)

5. Attending (prod. Salvare)

6. Nieskończona liczba małp (prod. Voskovy)

7. Palnik ft. Proceente, Łysonżi (Bonus Track) (prod. DJ Wojak)

8. Aloha Tour ft. Proceente, Green, Łysonżi, Klasik, Leniwe Głowy (Bonus Track) (prod. Salvare)

9. Kreuj nie psuj ft. Proceente, Siódmy, Flint, Łysonzi, Skorup, DJ Anusz (Bonus Track) (prod. Zbylu)

]]>
Muflon "Napisy Końcowe EP" - start preorderu i premiera ostatniego utworuhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-02-20,muflon-napisy-koncowe-ep-start-preorderu-i-premiera-ostatniego-utworuhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-02-20,muflon-napisy-koncowe-ep-start-preorderu-i-premiera-ostatniego-utworuFebruary 20, 2017, 6:02 pmKacper SzymańskiDziś wystartował preorder fizycznego wydania epki Muflon "Napisy Końcowe". Do sprzedaży trafi limitowany nakład 300 sztuk wydawnictwa. "Napisy Końcowe" to zbiór wybranych nagrań Muflona, które zostały zrealizowane na płytę repera, która ostatecznie się nie ukaże. Dlatego epka nosi tytuł "Napisy Końcowe". Dodatkowo na epce znajdują się trzy utwory z gościnnym udziałem Muflona, nagrane w ramach innych projektów muzycznych.Dodatkowo wytwórnia ALoha Ent. udostępnia ostatni niepublikowany dotychczas utwór z epki, czyli kawałek "Nieskończona liczba małp". Za produkcję odpowiada Voskocy, całość zrealizował, zmiksował i zmasterował Zbylu.Zamów epkę Muflon - Napisy Końcowe:https://alohasklep.pl/pl/p/PLYTA-MUFLON-NAPISY-KONCOWE-GRATIS-PREORDER/302 Dziś wystartował preorder fizycznego wydania epki Muflon "Napisy Końcowe". Do sprzedaży trafi limitowany nakład 300 sztuk wydawnictwa. "Napisy Końcowe" to zbiór wybranych nagrań Muflona, które zostały zrealizowane na płytę repera, która ostatecznie się nie ukaże. Dlatego epka nosi tytuł "Napisy Końcowe". Dodatkowo na epce znajdują się trzy utwory z gościnnym udziałem Muflona, nagrane w ramach innych projektów muzycznych.

Dodatkowo wytwórnia ALoha Ent. udostępnia ostatni niepublikowany dotychczas utwór z epki, czyli kawałek "Nieskończona liczba małp". Za produkcję odpowiada Voskocy, całość zrealizował, zmiksował i zmasterował Zbylu.

Zamów epkę Muflon - Napisy Końcowe:

https://alohasklep.pl/pl/p/PLYTA-MUFLON-NAPISY-KONCOWE-GRATIS-PREORDER/302

 

]]>
Muflon udostępnia kolejny utwór z "Napisów Końcowych"https://popkiller.kingapp.pl/2017-02-14,muflon-udostepnia-kolejny-utwor-z-napisow-koncowychhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-02-14,muflon-udostepnia-kolejny-utwor-z-napisow-koncowychFebruary 14, 2017, 11:05 pmWojciech WiktorMuflon i wytwórnia Aloha Entertainment przygotowali dla fanów muzyczną niespodziankę. Jest nią niezapowiedziana epka Muflona pt. "Napisy Końcowe". Jest to zbiór wybranych nagrań Muflona, które zostały zrealizowane na płytę rapera, która ostatecznie się nie ukaże. Dlatego epka nosi tytuł "Napisy Końcowe".Na kanale Aloha Ent. codziennie ukazuje się nowy utwór z epki, tym razem jest to numer "Nowy dokument tekstowy". Muzykę wyprodukował Kes-a, całość zmiksował i zmasterował Zbylu.Muflon "Napisy Końcowe" - tracklista: 1. Nowy dokument tekstowy - prod. Kes-a 2. Père-Lachaise - prod. Lanek, cuty: DJ Grubaz 3. Ślepa uliczka - prod. Stona 4. Miejski futbol feat. Proceente - prod. Zbylu 5. Attending - prod. Salvare 6. Nieskończona liczba małp - prod. Voskovy Muflon na fb: https://www.facebook.com//muflonrap Aloha Ent. na fb: https://www.facebook.com/AlohaEntertainment Muflon i wytwórnia Aloha Entertainment przygotowali dla fanów muzyczną niespodziankę. Jest nią niezapowiedziana epka Muflona pt. "Napisy Końcowe". Jest to zbiór wybranych nagrań Muflona, które zostały zrealizowane na płytę rapera, która ostatecznie się nie ukaże. Dlatego epka nosi tytuł "Napisy Końcowe".

Na kanale Aloha Ent. codziennie ukazuje się nowy utwór z epki, tym razem jest to numer "Nowy dokument tekstowy". Muzykę wyprodukował Kes-a, całość zmiksował i zmasterował Zbylu.

Muflon "Napisy Końcowe" - tracklista:

1. Nowy dokument tekstowy - prod. Kes-a
2. Père-Lachaise - prod. Lanek, cuty: DJ Grubaz
3. Ślepa uliczka - prod. Stona
4. Miejski futbol feat. Proceente - prod. Zbylu
5. Attending - prod. Salvare
6. Nieskończona liczba małp - prod. Voskovy

Muflon na fb: https://www.facebook.com//muflonrap
Aloha Ent. na fb: https://www.facebook.com/AlohaEntertainment

]]>
Muflon "Napisy Końcowe" - tracklista i pierwszy singiel!https://popkiller.kingapp.pl/2017-02-13,muflon-napisy-koncowe-tracklista-i-pierwszy-singielhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-02-13,muflon-napisy-koncowe-tracklista-i-pierwszy-singielFebruary 13, 2017, 1:47 pmAdmin stronyMuflon i wytwórnia Aloha Entertainment przygotowali dla fanów muzyczną niespodziankę. Jest nią niezapowiedziana epka Muflona pt. "Napisy Końcowe". Jest to zbiór wybranych nagrań Muflona, które zostały zrealizowane na płytę rapera, która ostatecznie się nie ukaże. Dlatego epka nosi tytuł "Napisy Końcowe".Od dziś do soboty 18 lutego na kanale YT Aloha Ent. ukazywać się będą kolejne utwory z epki. Pierwszy z nich to kawałek "Père Lachaise", w który gościnnie pojawia się DJ Grubaz. Muzykę wyprodukował Lanek, za mix i master odpowiada Zbylu. Już jutro premiera kolejnego numeru, tym razem kawałka "Nowy dokument tekstowy". Muflon "Napisy Końcowe" - tracklista: 1. Nowy dokument tekstowy - prod. Kes-a 2. Père-Lachaise - prod. Lanek, cuty: DJ Grubaz 3. Ślepa uliczka - prod. Stona 4. Miejski futbol feat. Proceente - prod. Zbylu 5. Attending - prod. Salvare 6. Nieskończona liczba małp - prod. Voskovy Muflon na fb: https://www.facebook.com//muflonrap Aloha Ent. na fb: https://www.facebook.com/AlohaEntertainment[[{"fid":"37690","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"type":"media","link_text":null,"attributes":{"alt":"Muflon - Père Lachaise (prod. Lanek, cuty DJ Grubaz)","height":323,"width":430,"class":"media-element file-default"}}]]Muflon i wytwórnia Aloha Entertainment przygotowali dla fanów muzyczną niespodziankę. Jest nią niezapowiedziana epka Muflona pt. "Napisy Końcowe". Jest to zbiór wybranych nagrań Muflona, które zostały zrealizowane na płytę rapera, która ostatecznie się nie ukaże. Dlatego epka nosi tytuł "Napisy Końcowe".

Od dziś do soboty 18 lutego na kanale YT Aloha Ent. ukazywać się będą kolejne utwory z epki. Pierwszy z nich to kawałek "Père Lachaise", w który gościnnie pojawia się DJ Grubaz. Muzykę wyprodukował Lanek, za mix i master odpowiada Zbylu. Już jutro premiera kolejnego numeru, tym razem kawałka "Nowy dokument tekstowy".


Muflon "Napisy Końcowe" - tracklista:

1. Nowy dokument tekstowy - prod. Kes-a
2. Père-Lachaise - prod. Lanek, cuty: DJ Grubaz
3. Ślepa uliczka - prod. Stona
4. Miejski futbol feat. Proceente - prod. Zbylu
5. Attending - prod. Salvare
6. Nieskończona liczba małp - prod. Voskovy

Muflon na fb: https://www.facebook.com//muflonrap
Aloha Ent. na fb: https://www.facebook.com/AlohaEntertainment

[[{"fid":"37690","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"type":"media","link_text":null,"attributes":{"alt":"Muflon - Père Lachaise (prod. Lanek, cuty DJ Grubaz)","height":323,"width":430,"class":"media-element file-default"}}]]

]]>
Muflon - Trzy-Sześć (Microphone Masters VII, Freestyle Classics #22)https://popkiller.kingapp.pl/2017-04-19,muflon-trzy-szesc-microphone-masters-vii-freestyle-classics-22https://popkiller.kingapp.pl/2017-04-19,muflon-trzy-szesc-microphone-masters-vii-freestyle-classics-22April 14, 2017, 11:52 amTadeusz TurnauKlasyk jakich mało. Według wielu najlepsze starcie w historii Microphone Masters. W marcu 2010 roku na siódmej edycji tejże imprezy stanęli na przeciw siebie dwaj najlepsi punchline'owcy w historii polskiego freestyle'u, Muflon i Trzy Sześć. Poziom tej walki to absolutny kosmos- jeśli jeszcze jej nie oglądałeś, nawet się nie przyznawaj, a jeśli robiłeś to 100 razy, zrób po raz 101... Naprawdę warto. Pamiętacie może WBW 2009? To właśnie wtedy schodzący z tronu Muflon miał przekazać bitewną schedę wschodzącemu potentatowi punchline'ów, Trzy-sześciowi. Mhmm, także tego...Jak doskonale wiecie, stało się inaczej, a dwukrotny mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej mógł lediwe parę miesięcy później, na scenie siódmej edycji Microphone Masters zapytać się kpiąco swego rywala, czy powinien go pokonać własnymi siłami czy jednak zawołać Ensona (pogromcę Trzy-Sześcia z finału WBW 2009). Oprócz tego podczas omawianej bitwy Muflon rozszyfrował pełną ksywę swego oponenta, która jest ponoć średnią ze studiów i brzmi 3.6 oraz trzy warunki. Samemu usłyszał za to w odpowiedzi, że na scenie wcale nie ma legendy, a jest jedynie fartowne dziecko z harendy oraz chociażby, że zakola Trzy-sześcia powstały ze względu na...szorstkie uda wybranki serca nikogo innego jak właśnie Mufla. Tak, to są jeszcze te zamierzchłe czasy polskiego freestyle'u, kiedy to punchline'y o dziewczynach brzmiały świeżo oraz bawiły odbiorców. Jednak je możemy w tym wypadku policzyć na palcach jednej ręki, a by zebrać całą resztę kozackich pocisków, które padły w tym starciu, potrzebowalibyśmy cały stos pergaminu. Na szczęście nie musimy bawić się w wypisywanie i zliczanie panczy, a możemy jedynie delektować się jedną z bezsprzecznie najlepszych walk w dziejach rodzimego wolnego stylu. No dobra, a który punchline z tej bitwy Wam osobiście zapadł najbardziej w pamięć?Klasyk jakich mało. Według wielu najlepsze starcie w historii Microphone Masters. W marcu 2010 roku na siódmej edycji tejże imprezy stanęli na przeciw siebie dwaj najlepsi punchline'owcy w historii polskiego freestyle'u, Muflon i Trzy Sześć. Poziom tej walki to absolutny kosmos- jeśli jeszcze jej nie oglądałeś, nawet się nie przyznawaj, a jeśli robiłeś to 100 razy, zrób po raz 101... Naprawdę warto. 

Pamiętacie może WBW 2009? To właśnie wtedy schodzący z tronu Muflon miał przekazać bitewną schedę wschodzącemu potentatowi punchline'ów, Trzy-sześciowi. Mhmm, także tego...Jak doskonale wiecie, stało się inaczej, a dwukrotny mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej mógł lediwe parę miesięcy później, na scenie siódmej edycji Microphone Masters zapytać się kpiąco swego rywala, czy powinien go pokonać własnymi siłami czy jednak zawołać Ensona (pogromcę Trzy-Sześcia z finału WBW 2009). 

Oprócz tego podczas omawianej bitwy Muflon rozszyfrował pełną ksywę swego oponenta, która jest ponoć średnią ze studiów i brzmi 3.6 oraz trzy warunki. Samemu usłyszał za to w odpowiedzi, że na scenie wcale nie ma legendy, a jest jedynie fartowne dziecko z harendy oraz chociażby, że zakola Trzy-sześcia powstały ze względu na...szorstkie uda wybranki serca nikogo innego jak właśnie Mufla. 

Tak, to są jeszcze te zamierzchłe czasy polskiego freestyle'u, kiedy to punchline'y o dziewczynach brzmiały świeżo oraz bawiły odbiorców. Jednak je możemy w tym wypadku policzyć na palcach jednej ręki, a by zebrać całą resztę kozackich pocisków, które padły w tym starciu, potrzebowalibyśmy cały stos pergaminu. 

Na szczęście nie musimy bawić się w wypisywanie i zliczanie panczy, a możemy jedynie delektować się jedną z bezsprzecznie najlepszych walk w dziejach rodzimego wolnego stylu. 

No dobra, a który punchline z tej bitwy Wam osobiście zapadł najbardziej w pamięć?

]]>
"W poszukiwaniu esencji" - refleksje po WBW 2016 (ft. Muflon, Bober, Puoć, Szyderca i Ryba)https://popkiller.kingapp.pl/2017-01-03,w-poszukiwaniu-esencji-refleksje-po-wbw-2016-ft-muflon-bober-puoc-szyderca-i-rybahttps://popkiller.kingapp.pl/2017-01-03,w-poszukiwaniu-esencji-refleksje-po-wbw-2016-ft-muflon-bober-puoc-szyderca-i-rybaJanuary 2, 2017, 11:34 pmTadeusz TurnauNie tak dawno narzekaliśmy, że rodzimy styl wolny zatrzymał się w rozwoju, iż premade’y, powielanie schematów i nagromadzenie bardzo podobnych sobie zawodników zaczyna czynić go nudnym, przewidywalnym oraz w pewnym sensie jednowymiarowym. I tak też było. Samemu zastanawiałem się, czy jego mocno ograniczona formuła jest nam jeszcze w stanie zaserwować coś nowego, coś, co nawet jeśli okaże się tylko chwilowym trendem, sprawi, że scena bitewna z powrotem zacznie bawić, zaskakiwać i co najważniejsze lawirować po co raz to nowych konwencjach… Stało się - WBW 2016 w pełni udowodnia nam, że freestyle żyje i ponownie ma ambicje, by wychodzić poza ramy. O tym co było przed…Świeżo upieczony zdobywca mistrzowskiego pasa, Bober określa minionych parę lat na scenie bitewnej jako zamułkę oraz lekki „atak klonów”. Mi osobiście nie sposób się z nim nie zgodzić. Wszędzie tylko słowne gierki, rapowe kalectwo, oklepane schematy i opowieści o dziewczynach, a wszystko to ubrane w punchline’y, które w niemal identycznej formie mogliśmy usłyszeć na bitwach nawet i po kilkanaście razy. To nuży, irytuje, a starszych zajawkowiczów wręcz zniechęca do śledzenia bitewnych zmagań. Nieprzypadkowo Pouoć (wicemistrz WBW 2007) zatytułował swój felieton opowiadający o zmaganiach na finale WBW w 2015 roku słowami „Nie nasz idol, nie nasz cyrk”…Co prawda jeszcze rok wcześniej (na finale WBW 2014) siedzący w jury weterani polskiej sceny, Muflon, Flint i Czeski ewidentnie zachwycali się tym, co na bitwie pokazują walczący o pas reprezentanci młodego pokolenia. A przecież Filipek, Edzio czy też Pejter serwowali nam wówczas niemal dokładnie to samo, co na finale następnej edycji. Dlaczego więc na WBW 2015 po kolejnych punchline’ach o „pojemności” panien przeciwnika na twarzach sędziów nie było już uśmiechów ani innych wyrazów aprobaty a raczej znużenie czy nawet zażenowanie? No cóż, konwencja, która z początku potrafiła bawić i imponować oraz bądź co bądź sprawiła, że freestyle odzyskał dawną popularność, stosunkowo szybko stała się mocno odpychająca, gdyż najzwyczajniej w świecie uległa wyeksploatowaniu i przejedzeniu. Początkowo chyba jedynie w opinii tych, którzy we freestyle’u siedzą odrobinę dłużej, lecz chwilę potem także i w mniemaniu jego stosunkowo nowych odbiorców. Podczas finału WBW 2015 lekarstwem na powtarzające się schematy oraz ataki w stronę płci pięknej okazał się… Babinci. Gość inny od wszystkich - spontaniczny, niekonwencjonalny i choć z pewnością daleki od rapowego ideału, to działający wówczas na sceniczne wydarzenia w sposób niezwykle odświeżający. Sędziujący wówczas finał Dolar, Muflon i Flint zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia - i to nie dlatego, że pokazał jakieś niesamowite umiejętności czy patenty, ale ponieważ zwyczajnie różnił się od wszystkich pozostałych. Jako jedyny potrafił rzeczywiście zaskoczyć i jak mawia pierwszy mistrz WBW Rufin MC, pokazać się z innej strony w każdym pojedynczym wejściu. I nie ma znaczenia to, że początkowo po imprezie Babinci padł ofiarą durnej internetowej nagonki sajkofanów jednego z rywali, skoro przynajmniej symbolicznie to właśnie jego występ na finale WBW w 2015 roku oraz wygrana przez niego dogrywka z Filipkiem i Edziem na dobre sprawiła, że freestyle zaczął poszukiwać nowych rozwiązań, odchodzić od wyeksploatowanej konwencji i lawirować w kierunkach, które przynajmniej na tę chwilę zdają się być dużo ciekawsze. A więc, Babinci, dziękujemy - naprawdę warto było kucać! Kolejny rok polskiego free rozpoczyna się bowiem niespodziewanie wygraną przez Kaza Bitwą o Trójmiasto. No a kim jest Kaz? Jednym ze zdecydowanie najlepiej rapujących polskich freestyle’owców, gościem, który swoje liczne zwycięstwa na bitwach zawdzięcza nie tylko spontanicznym i błyskotliwym punchline’om, lecz także nienagannemu flow oraz oryginalnej stylówce. Z kolei na imprezach w innych miastach ze świetnej strony pokazują się Milu i Bober - pierwszy z nich dopełnił agresywne linijki umiejętnością stylowego płynięcia po bitach, a drugi szybko ujawnił się jako zawodnik, który najlepiej z całej stawki potrafi znajdować u rywala słabe punkty i konsekwentnie je wyśmiewać. Mało tego. Chwilę później do głosu zaczął dochodzić powracający na scenę bitewną po dłuższej przerwie Toczek, czyli najlepiej zapowiadający się raper studyjny wśród polskich freestyle’owców, a także Oset, łódzki gracz od dawien dawna utożsamiany przede wszystkim z przednią stylówką. Jednym słowem, dzieje się! Już przed rozpoczęciem WBW 2016 mogliśmy się spodziewać, że będzie ono konfrontacją wielu ciekawych stylów, że nieraz przyjdzie nam zakrzyknąć za Łoną „ach to do prawdy niezwykłe” i poczuć tym samym, że wolny styl rzeczywiście złapał kolejny oddech.Styl, flow, my… będziemy mieli to wszystko!Same imprezy eliminacyjne do finału WBW 2016 (odbyło się ich aż siedem) być może nie zawsze zachwycały poziomem, lecz co najważniejsze zgoła się od siebie różniły i każda z nich pozostawiła po sobie wyjątkowe momenty. W Warszawie zachwycał legendarny Wujek Samo Zło, w Toruniu na podkładzie dj’a szalał Filipek, a w Częstochowie wykonaniem podczas jednego z wejść salta wszystkich zgromadzonych w osłupienie wprawił Radzias. W dodatku stylowych zawodników pojawiło się w tym roku od groma, a ich ciekawe i niekonwencjonalne wejścia bardzo często spotykały się ze sporym uznaniem zgromadzonych fanów. To właśnie dzięki zmianie podejścia i preferencji publiki mniej schematyczni fristajlowcy mogli zacząć dochodzić do głosu, a ci utożsamiani z plagą premade’ów i oklepanych patentów musieli pokazać inne, świeższe umiejętności. W gronie najlepszej ósemki, która przystąpiła do rywalizacji na wielkim finale WBW 2016 znajdowało się jedynie trzech klasycznych punchline’owców (Ryba, Spartiak i Szyderca), a my mogliśmy być pewni, że w tym roku o tym, kto zgarnie mistrzowski pas nie zadecyduje liczba przygotowanych punchline’ów oraz bystrych nawiązań do seksualnych ekscesów dziewczyny rywala, a charyzma, kontakt z publiką, spontaniczność i… chuj wie co jeszcze. Czyli zdecydowanie najważniejsze czynniki dotyczące freestyle’owej rywalizacji, a zwłaszcza ten ostatni, czyli element zaskoczenia. No to zaczniemy właśnie od niego, oddając tym samy głos legendzie WBW, Muflonowi, który choć z freestyle’em ma dziś mocno ograniczony kontakt, na finale WBW 2016 pełnił rolę jednego z jurorów. "Z pewnością na imprezie finałowej zaskoczyło mnie, to jak dużo jest odniesień do stylu/flow/umiejętności poruszania się po bitach innych niż 90 BPM. Cieszę się, iż MC’s rywalizują dziś na coś więcej niż tylko gry słowne oraz że jest większa otwartość na rapowanie na trudniejszych bitach" - twierdzi warszawski raper. Kwestia radzenia sobie z bardziej wymagającymi, często newschoolowymi podkładami rozgrzewała nas do czerwoności już w trakcie tegorocznych eliminacji, kiedy to Filipek w dużej mierze poprzez klęskę z nietypowym bitem poległ w decydującej rywalizacji o awans do wielkiego finału ze świetnie rapującym Kazem. Na samej imprezie w Proximie podkładów innych niż 90 BPM Dj Grubaz puszczał stosunkowo niewiele, lecz szczególnie mocno dały się one we znaki zdobywcy trzeciego miejsca, Rybie. Najpierw jego wejście pod "Big Pimpin" Jaya Z trafnie skwitował Milu, ze świetnym flow nawijając, iż zapluł się jak Filip na newschoolu, a następnie jego sromotna porażka z instrumentalem "Ball so hard" w dużej mierze przeważyła o losach bardzo wyrównanego półfinału z Boberem. Zdecydowałem się więc spytać samego Ryby, o to jaką wagę przypisuje bardziej wymagającym podkładom oraz o związany z tym kierunek, w którym jego zdaniem zmierza dziś polski freestyle."Uważam że na pewno takie bity mi nie sprzyjają. Dość niedługo nawijam, nie mam doświadczenia studyjnego i do tej pory trenowalem inny styl nawijania na free, który był bardziej doceniany. Teraz widać, że freestyle eksperymentuje i zmierza w innym kierunku. Rozmawiałem na afterze po WBW z sędziami i Puoć stwierdził, że o mojej przegranej w półfinale zadecydowalo właśnie wejście na newschoolowym bicie. Kierunek, w którym zmierza dziś polski freestyle ma zarówno zalety, jak i wady. Moim skromnym zdaniem mogły by być to dwie, zupełnie odmienne konkurencje - oldschoolowe bity i bitewne linijki oraz oddzielnie newschoolowe podkłady a wraz z nimi stylówa. Ciężko porównuje się, kto był lepszy, gdy każdy robi zupełnie co innego- to trochę jakby snowboardzista rywalizowal z narciarzem..."Cóż, przytoczyłem całość tej wypowiedzi, by nadmienić, że z jej ostatnią częścią w żadnym stopniu nie potrafię się zgodzić. Abstrahując już od zawartego porównania, uważam po prostu, że jeśli bitwy freestyle’owe chcą uważać się za część rapu, muszą nadążać za jego najnowszymi trendami, a co za tym idzie zmuszać swych uczestników do pracy nad technicznym warsztatem. Na wielkim finale WBW 2016 umiejętności czysto rapowe odgrywały bardzo dużą rolę nie tylko w momencie, gdy w głośnikach rozbrzmiewały newschoolowe podkłady, lecz także, gdy DJ Grubaz puszczał najbardziej klasyczne bity 90 BPM. Właśnie pod akompaniamentem takich instrumentali dysponujący świetnym flow Kaz dwukrotnie górował nad niezwykle silnym punchline’owo Szydercą. Tego ostatniego postanowiłem więc zapytać, czy uważa, że swego rodzaju klęska punchline’owców na wielkim finale została spowodowana przede wszystkim przepaścią pod względem umiejętności czysto rapowych, jaka dzieli ich od bardziej stylowych zawodników. "Wydaje mi się, iż o "naszej porażce” bardziej zadecydował fakt przejedzenia się tej panczlajnowej konwencji w oczach publiki, która głodna czegoś nowego, zaczęła mocniej doceniać takie walory jak flow czy charyzma. Z drugiej strony publika stała się mniej wymagająca i te naprawdę dobre wersy często pozostają bez żadnej reakcji, co wytrąca panczlajnerom ich największe atuty. Reasumując, polski freestyle coraz mocniej docenia walory czysto rapowe i odbieram to pozytywnie, bo dla wielu panczlajnerów będzie to motorem napędowym do rozwijania się również na tym polu, które dotychczas było zaniedbywane."I jeśli chodzi o ostatni aspekt poruszony w tej wypowiedzi z Szydim w pełni zgadza się i Ryba, który także podkreśla fakt, iż zamierza wziąć się mocno do roboty i przed przyszłoroczną edycją WBW znacznie poprawić swój techniczny warsztat. Zajebiście, jaram się tym po stokroć. Z drugiej strony jednak Muflon ma pewne obawy, czy popisywanie się stylówką i ciśnięcie po zawodnikach gorzej radzących sobie na nietypowych podkładach nie okaże się konwencją, która równie szybko a może nawet szybciej niż schematy oraz ataki na płeć piękną ulegnie przejedzeniu. "Może się zaraz okazać, że ten temat się ludziom znudzi, bo już zostanie lirycznie przeruchany. I nie wiadomo czy wtedy stylowość znowu nie zejdzie na dalszy, marginalny plan" - uważa dwukrotny mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Jednak w mojej ocenie, nawet jeśli tak się stanie, to już na tę chwilę ów nowy trend uczynił mnóstwo dobrego dla polskiej sceny battle’owej, odświeżając ją i urozmaicając. A jeśli ma jeszcze zmusić gorzej rapujących zawodników do intensywnej pracy nad warsztatem, możemy śmiało powiedzieć, że rodzimego freestyle'u nie mogło spotkać nic lepszego. Serio.Esencją wolnego stylu jest…Istnieją jednak na obecnej scenie i tacy, którzy dzięki naturalnym predyspozycjom i ciężkiej pracy nad warsztatem nie muszą się dziś obawiać, jaki podkład wybierze na ich walkę DJ, tacy, którzy od „przeruchanych” patentów i schematów stronili odkąd pierwszy raz chwycili za mikrofon, a swoją charyzmą i pomysłowością nadrabiają nie posiadanie dużej liczby premade’ów. W kontekście WBW 2016 powinniśmy tu mówić przede wszystkim o jego dwóch ścisłych finalistach, Kazie i Boberze, ale skoro ten drugi zdominował całą imprezę w Proximie w sposób tak bezapelacyjny, pozwólcie, że poświęcę parę ostatnich akapitów właśnie jego freestyle’owej osobie. Jedni zarzucają Boberowi budowanie swoich zwycięstw i hype’u na rzucaniu populizmów, a drudzy zachwycają się jego nieszablonowym i bardzo spontanicznym podejściem do składania punchline’ów. Jeszcze inni, zauważając oba te aspekty, tak czy tak cieszą się, iż to właśnie zawodnik z Bielska doszedł w tym roku do głosu na scenie bitewnej, gdyż w ich ocenie zawarta w jego wejściach prostota i linijki „pod publiczkę” same w sobie są dla polskiego free czymś więcej niż odświeżającym, zupełnie nowym i dającym wolnemu stylowi szanse na lepszą, ciekawszą przyszłość."Otóż te populistyczne zagrywki, na których tak świetnie popłynął Bober, to nie jest dla mnie powrót do tego, co my robiliśmy, przed pojawieniem się mody na punchline'y" - uważa wicemistrz WBW 2007 Puoć - "Bo wtedy nikt z nas nie potrafił rzucić dobrego puncha. Oni dziś to robią tak, jak tworzy się sztukę współczesną - świadomie rezygnują z kunsztu gierek słownych, by szokować prostotą, w celu lepszego dotarcia do publiki, słuchaczy. To bardzo dobra zmiana, bo wreszcie otwiera przed polską sceną bitewną nowe perspektywy rozwoju." Jednak, jeśli spytacie się mnie, to wcale nie uważam, że kluczem do licznych triumfów Bobera są właśnie słynne populizmy. Rzecz jasna sprawiają one, że jego hype w internecie rośnie w zawrotnym tempie, a liczne linijki na bitwach przyjmują się wśród publiczności niezwykle dobrze, lecz w mojej ocenie zawodnik z Bielska ma w sobie coś więcej, coś znacznie bardziej ważnego i - jak się zaraz przekonamy - stanowiącego o istocie polskiego wolnego stylu. Ale żeby nie pisać o tym samym dwa razy i wpychać w sobie usta cudzych słów, ponownie oddam głos Muflonowi, z którym akurat w tej kwestii zgadzam się w 200%. "Muszę powiedzieć, że zwycięstwo Bobera mnie bardzo cieszy. Lubię jego podejście do fristajlu. Udało mu się pokonać zarówno Szydercę, który prezentuje najwyższy poziom rozkminkowy, jeśli chodzi o punchline'y, jak i Kaza, który jest najlepszy warsztatowo. Bo nowy mistrz WBW jest najlepszym zawodnikiem (a przynajmniej na to wygląda na bazie walk finałowych) jeśli chodzi o esencjonalną dla fristajlu bitewnego cechę - jest najśmieszniejszy i najcelniej atakuje. Najlepiej umie w naturalny sposób wyśmiać rywala, wyłapać w nim jakiś element, dookoła którego da się zbudować całe wejście. Czy to w bardzo prosty czy w wyrafinowany sposób."W mojej ocenie to właśnie przytoczone przez Mufla cechy w największym stopniu stanowią o fenomenie Bobera. Zresztą nie tylko jego. Jeśli spojrzymy kawałek wstecz historii polskiego free, to zobaczymy, że nic innego jak element humorystyczny, umiejętność „bardziej personalnego” wyśmiania rywala na bazie jego wyglądu, ksywy czy też popularnych zachowań decydowała przed laty o tym, kto zdobywał pas mistrza Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Duże Pe, Pogo, Muflon, Esko, Flint, Sosen czy Czeski choć dysponowali sporą gamą innych atutów, zbudowali swój sukces na WBW w ogromnej mierze dzięki przytoczonym aspektom freestyle’owej rywalizacji. Co prawda w ostatnim czasie czynniki te nieco straciły na znaczeniu- z całym szacunkiem, ale ani Szyderca ani Edzio (w jego przypadku można by polemizować) w żadnym razie nie są tuzami w omawianej domenie, a ich triumfy na WBW opierały się przede wszystkim na świetnym rozkminianiu tematów, tworzeniu fajnie przekminionych gierek słownych i rzucaniu agresywnych punchline’ów zazwyczaj w oderwaniu od tego, kto stoi po drugiej stronie sceny. A Bober o tym zwyczajnie nie zapomina. Ba, powtarzając słowa Muflona, potrafi budować wręcz całe wejścia w oparciu o elementy czysto humorystyczne, naokoło cech typowych dla jego rywali i choć być może poprzez uderzającą prostotę swojej nawijki nie wypada w tym wszystkim jako MC najbardziej inteligentny i oczytany, to z pewnością wyłania się jako ten najśmieszniejszy i wprowadzający na scenę najwięcej wigoru. Dla mnie jego bezapelacyjny triumf na finale WBW 2016 jest czymś nie tylko przełomowym, ale i niezwykle pozytywnym. A dzieje się tak dlatego, iż umiejętność wyśmiania rywala w naturalny sposób, znajdowanie u niego charakterystycznych cech i operowanie naokoło nich humorystycznymi linijkami jest nie tylko, jak mówi Muflon, esencją freestyle’u, ale i "konwencją", która nigdy nie ulegnie wyeksploatowaniu. Każdy rywal jest inny, każdy ma swoje liczne przywary i celne atakowanie go śmiesznymi punchline’ami zamiast skupiania się na jego dziewczynie czy też gierkach słownych, do końca istnienia freestyle’u powinno pozostać jego „wiecznie świeżą” esencją. Dlatego też ponownie, idąc tropem myśli Mufla, nie przeceniałbym roli tworzenia się nowych trendów i konwencji (na których temat notabene napisałem w tym tekście kilkanaście akapitów), gdyż one podobnie jak odstawiane dziś na bok panny, gierki słowne i schematy będą rodzić się i umierać z każdym freestyle’owym rokiem. Z kolei umiejętność celnego atakowania danego rywala i „bycie najśmieszniejszym” z rywalizujących graczy na zawsze przynajmniej powinno pozostać cechą wyróżniającą wybitnych MC’s bitewnych. I choć przez parę ostatnich lat zdawali się oni o niej nieco zapominać, to dziś - w dużej mierze za sprawą Bobera - myślę, że wraca ona na pierwszy plan. Ale wiecie co mnie w tym wszystkim paradoksalnie najbardziej cieszy? Że gdyby nie pomoc Muflona, prawdopodobnie samemu bym omawianych cech u Bobera do końca nie dostrzegł, a z pewnością nie doszedłbym do tego, iż mogą być ona uznawane za esencję freestyle'u. Dowodzi to nie tylko tego, że znam się na wolnym stylu nieco gorzej od jego najwybitniejszych przedstawicieli, ale też faktu, iż dzisiejszy pierwszy plan battle'owej sceny (tym bardziej w połączeniu z drugim) jest naprawdę całkiem szeroki, a chowa się w nim nie tylko niejedna esencja wolnego stylu, ale i mnóstwo konwencji, patentów oraz nietuzinkowych indywidualności. Freestyle ma się dziś wyjątkowo dobrze, a jeśli zapytacie mnie, to najlepiej... od dobrych siedmiu lat:)Nie tak dawno narzekaliśmy, że rodzimy styl wolny zatrzymał się w rozwoju, iż premade’y, powielanie schematów i nagromadzenie bardzo podobnych sobie zawodników zaczyna czynić go nudnym, przewidywalnym oraz w pewnym sensie jednowymiarowym. I tak też było. Samemu zastanawiałem się, czy jego mocno ograniczona formuła jest nam jeszcze w stanie zaserwować coś nowego, coś, co nawet jeśli okaże się tylko chwilowym trendem, sprawi, że scena bitewna z powrotem zacznie bawić, zaskakiwać i co najważniejsze lawirować po co raz to nowych konwencjach… Stało się - WBW 2016 w pełni udowodnia nam, że freestyle żyje i ponownie ma ambicje, by wychodzić poza ramy.


O tym co było przed…

Świeżo upieczony zdobywca mistrzowskiego pasa, Bober określa minionych parę lat na scenie bitewnej jako zamułkę oraz lekki „atak klonów”. Mi osobiście nie sposób się z nim nie zgodzić. Wszędzie tylko słowne gierki, rapowe kalectwo, oklepane schematy i opowieści o dziewczynach, a wszystko to ubrane w punchline’y, które w niemal identycznej formie mogliśmy usłyszeć na bitwach nawet i po kilkanaście razy. To nuży, irytuje, a starszych zajawkowiczów wręcz zniechęca do śledzenia bitewnych zmagań. Nieprzypadkowo Pouoć (wicemistrz WBW 2007) zatytułował swój felieton opowiadający o zmaganiach na finale WBW w 2015 roku słowami „Nie nasz idol, nie nasz cyrk”…

Co prawda jeszcze rok wcześniej (na finale WBW 2014) siedzący w jury weterani polskiej sceny, Muflon, Flint i Czeski ewidentnie zachwycali się tym, co na bitwie pokazują walczący o pas reprezentanci młodego pokolenia. A przecież Filipek, Edzio czy też Pejter serwowali nam wówczas niemal dokładnie to samo, co na finale następnej edycji. Dlaczego więc na WBW 2015 po kolejnych punchline’ach o „pojemności” panien przeciwnika na twarzach sędziów nie było już uśmiechów ani innych wyrazów aprobaty a raczej znużenie czy nawet zażenowanie? No cóż, konwencja, która z początku potrafiła bawić i imponować oraz bądź co bądź sprawiła, że freestyle odzyskał dawną popularność, stosunkowo szybko stała się mocno odpychająca, gdyż najzwyczajniej w świecie uległa wyeksploatowaniu i przejedzeniu. Początkowo chyba jedynie w opinii tych, którzy we freestyle’u siedzą odrobinę dłużej, lecz chwilę potem także i w mniemaniu jego stosunkowo nowych odbiorców.

Podczas finału WBW 2015 lekarstwem na powtarzające się schematy oraz ataki w stronę płci pięknej okazał się… Babinci. Gość inny od wszystkich - spontaniczny, niekonwencjonalny i choć z pewnością daleki od rapowego ideału, to działający wówczas na sceniczne wydarzenia w sposób niezwykle odświeżający. Sędziujący wówczas finał Dolar, Muflon i Flint zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia - i to nie dlatego, że pokazał jakieś niesamowite umiejętności czy patenty, ale ponieważ zwyczajnie różnił się od wszystkich pozostałych. Jako jedyny potrafił rzeczywiście zaskoczyć i jak mawia pierwszy mistrz WBW Rufin MC, pokazać się z innej strony w każdym pojedynczym wejściu. I nie ma znaczenia to, że początkowo po imprezie Babinci padł ofiarą durnej internetowej nagonki sajkofanów jednego z rywali, skoro przynajmniej symbolicznie to właśnie jego występ na finale WBW w 2015 roku oraz wygrana przez niego dogrywka z Filipkiem i Edziem na dobre sprawiła, że freestyle zaczął poszukiwać nowych rozwiązań, odchodzić od wyeksploatowanej konwencji i lawirować w kierunkach, które przynajmniej na tę chwilę zdają się być dużo ciekawsze. A więc, Babinci, dziękujemy - naprawdę warto było kucać!

Kolejny rok polskiego free rozpoczyna się bowiem niespodziewanie wygraną przez Kaza Bitwą o Trójmiasto. No a kim jest Kaz? Jednym ze zdecydowanie najlepiej rapujących polskich freestyle’owców, gościem, który swoje liczne zwycięstwa  na bitwach zawdzięcza nie tylko spontanicznym  i błyskotliwym punchline’om, lecz także nienagannemu flow oraz oryginalnej stylówce. Z kolei na imprezach w innych miastach ze świetnej strony pokazują się Milu i Bober - pierwszy z nich dopełnił agresywne linijki umiejętnością stylowego płynięcia po bitach, a drugi szybko ujawnił się jako zawodnik, który najlepiej z całej stawki potrafi znajdować u rywala słabe punkty i konsekwentnie je wyśmiewać. Mało tego. Chwilę później do głosu zaczął dochodzić powracający na scenę bitewną po dłuższej przerwie Toczek, czyli najlepiej zapowiadający się raper studyjny wśród polskich freestyle’owców, a także Oset, łódzki gracz od dawien dawna utożsamiany przede wszystkim z przednią stylówką. Jednym słowem, dzieje się! Już przed rozpoczęciem WBW 2016 mogliśmy się spodziewać, że będzie ono konfrontacją wielu ciekawych stylów, że nieraz przyjdzie nam zakrzyknąć za Łoną „ach to do prawdy niezwykłe” i poczuć tym samym, że wolny styl rzeczywiście złapał kolejny oddech.

Styl, flow, my… będziemy mieli to wszystko!

Same imprezy eliminacyjne do finału WBW 2016 (odbyło się ich aż siedem) być może nie zawsze zachwycały poziomem, lecz co najważniejsze zgoła się od siebie różniły i każda z nich pozostawiła po sobie wyjątkowe momenty. W Warszawie zachwycał legendarny Wujek Samo Zło, w Toruniu na podkładzie dj’a szalał Filipek, a w Częstochowie wykonaniem podczas jednego z wejść salta wszystkich zgromadzonych w osłupienie wprawił Radzias. W dodatku stylowych zawodników pojawiło się w tym roku od groma, a ich ciekawe i niekonwencjonalne wejścia bardzo często spotykały się ze sporym uznaniem zgromadzonych fanów. To właśnie dzięki zmianie podejścia i preferencji publiki mniej schematyczni fristajlowcy mogli zacząć dochodzić do głosu, a ci utożsamiani z plagą premade’ów i oklepanych patentów musieli pokazać inne, świeższe umiejętności. W gronie najlepszej ósemki, która przystąpiła do rywalizacji na wielkim finale WBW 2016 znajdowało się jedynie trzech klasycznych punchline’owców (Ryba, Spartiak i Szyderca), a my mogliśmy być pewni, że w tym roku o tym, kto zgarnie mistrzowski pas nie zadecyduje liczba przygotowanych punchline’ów oraz bystrych nawiązań do seksualnych ekscesów dziewczyny rywala, a charyzma, kontakt z publiką, spontaniczność i… chuj wie co jeszcze. Czyli zdecydowanie najważniejsze czynniki dotyczące freestyle’owej rywalizacji, a zwłaszcza ten ostatni, czyli element zaskoczenia.

No to zaczniemy właśnie od niego, oddając tym samy głos legendzie WBW, Muflonowi, który choć z freestyle’em ma dziś mocno ograniczony kontakt, na finale WBW 2016 pełnił rolę jednego z jurorów. "Z pewnością na imprezie finałowej zaskoczyło mnie, to jak dużo jest odniesień do stylu/flow/umiejętności poruszania się po bitach innych niż 90 BPM. Cieszę się, iż MC’s rywalizują dziś na coś więcej niż tylko gry słowne oraz że jest większa otwartość na rapowanie na trudniejszych bitach" - twierdzi warszawski raper. Kwestia radzenia sobie z bardziej wymagającymi, często newschoolowymi podkładami rozgrzewała nas do czerwoności już w trakcie tegorocznych eliminacji, kiedy to Filipek w dużej mierze poprzez klęskę z nietypowym bitem poległ w decydującej rywalizacji o awans do wielkiego finału ze świetnie rapującym Kazem. Na samej imprezie w Proximie podkładów innych niż 90 BPM Dj Grubaz puszczał stosunkowo niewiele, lecz szczególnie mocno dały się one we znaki zdobywcy trzeciego miejsca, Rybie. Najpierw jego wejście pod "Big Pimpin" Jaya Z trafnie skwitował Milu, ze świetnym flow nawijając, iż zapluł się jak Filip na newschoolu, a następnie jego sromotna porażka z instrumentalem "Ball so hard" w dużej mierze przeważyła o losach bardzo wyrównanego półfinału z Boberem. Zdecydowałem się więc spytać samego Ryby, o to jaką wagę przypisuje bardziej wymagającym podkładom oraz o związany z tym kierunek, w którym jego zdaniem zmierza dziś polski freestyle.

"Uważam że na pewno takie bity mi nie sprzyjają. Dość niedługo nawijam, nie mam doświadczenia studyjnego i do tej pory trenowalem inny styl nawijania na free, który był bardziej doceniany. Teraz widać, że freestyle eksperymentuje i zmierza w innym kierunku. Rozmawiałem na afterze po WBW z sędziami i Puoć stwierdził, że o mojej przegranej w półfinale zadecydowalo właśnie wejście na newschoolowym bicie. Kierunek, w którym zmierza dziś polski freestyle ma zarówno zalety, jak i wady. Moim skromnym zdaniem mogły by być to dwie, zupełnie odmienne konkurencje - oldschoolowe bity i bitewne linijki oraz oddzielnie newschoolowe podkłady a wraz z nimi stylówa. Ciężko porównuje się, kto był lepszy, gdy każdy robi zupełnie co innego- to trochę jakby snowboardzista rywalizowal z narciarzem..."

Cóż, przytoczyłem całość tej wypowiedzi, by nadmienić, że z jej ostatnią częścią w żadnym stopniu nie potrafię się zgodzić. Abstrahując już od zawartego porównania, uważam po prostu, że jeśli bitwy freestyle’owe chcą uważać się za część rapu, muszą nadążać za jego najnowszymi trendami, a co za tym idzie zmuszać swych uczestników do pracy nad technicznym warsztatem. Na wielkim finale WBW 2016 umiejętności czysto rapowe odgrywały bardzo dużą rolę nie tylko w momencie, gdy w głośnikach rozbrzmiewały newschoolowe podkłady, lecz także, gdy DJ Grubaz puszczał najbardziej klasyczne bity 90 BPM. Właśnie pod akompaniamentem takich instrumentali dysponujący świetnym flow Kaz dwukrotnie górował nad niezwykle silnym punchline’owo Szydercą. Tego ostatniego postanowiłem więc zapytać, czy uważa, że swego rodzaju klęska punchline’owców na wielkim finale została spowodowana przede wszystkim przepaścią pod względem umiejętności czysto rapowych, jaka dzieli ich od bardziej stylowych zawodników.

"Wydaje mi się, iż o "naszej porażce” bardziej zadecydował fakt przejedzenia się tej panczlajnowej konwencji w oczach publiki, która głodna czegoś nowego, zaczęła mocniej doceniać takie walory jak flow czy charyzma. Z drugiej strony publika stała się mniej wymagająca i te naprawdę dobre wersy często pozostają bez żadnej reakcji, co wytrąca panczlajnerom ich największe atuty. Reasumując, polski freestyle coraz mocniej docenia walory czysto rapowe i odbieram to pozytywnie, bo dla wielu panczlajnerów będzie to motorem napędowym do rozwijania się również na tym polu, które dotychczas było zaniedbywane."

I jeśli chodzi o ostatni aspekt poruszony w tej wypowiedzi z Szydim w pełni zgadza się i Ryba, który także podkreśla fakt, iż zamierza wziąć się mocno do roboty i przed przyszłoroczną edycją WBW znacznie poprawić swój techniczny warsztat. Zajebiście, jaram się tym po stokroć. Z drugiej strony jednak Muflon ma pewne obawy, czy popisywanie się stylówką i ciśnięcie po zawodnikach gorzej radzących sobie na nietypowych podkładach nie okaże się konwencją, która równie szybko a może nawet szybciej niż schematy oraz ataki na płeć piękną ulegnie przejedzeniu.

"Może się zaraz okazać, że ten temat się ludziom znudzi, bo już zostanie lirycznie przeruchany. I nie wiadomo czy wtedy stylowość znowu nie zejdzie na dalszy, marginalny plan" - uważa dwukrotny mistrz Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Jednak w mojej ocenie, nawet jeśli tak się stanie, to już na tę chwilę ów nowy trend uczynił mnóstwo dobrego dla polskiej sceny battle’owej, odświeżając ją i urozmaicając. A jeśli ma jeszcze zmusić gorzej rapujących zawodników do intensywnej pracy nad warsztatem, możemy śmiało powiedzieć, że rodzimego freestyle'u nie mogło spotkać nic lepszego. Serio.

Esencją wolnego stylu jest…

Istnieją jednak na obecnej scenie i tacy, którzy dzięki naturalnym predyspozycjom i ciężkiej pracy nad warsztatem nie muszą się dziś obawiać, jaki podkład wybierze na ich walkę DJ, tacy, którzy od „przeruchanych” patentów i schematów stronili odkąd pierwszy raz chwycili za mikrofon, a swoją charyzmą i pomysłowością nadrabiają nie posiadanie dużej liczby premade’ów. W kontekście WBW 2016 powinniśmy tu mówić przede wszystkim o jego dwóch ścisłych finalistach, Kazie i Boberze, ale skoro ten drugi zdominował całą imprezę w Proximie w sposób tak bezapelacyjny, pozwólcie, że poświęcę parę ostatnich akapitów właśnie jego freestyle’owej osobie.

Jedni zarzucają Boberowi budowanie swoich zwycięstw i hype’u na rzucaniu populizmów, a drudzy zachwycają się jego nieszablonowym i bardzo spontanicznym podejściem do składania punchline’ów. Jeszcze inni, zauważając oba te aspekty, tak czy tak cieszą się, iż to właśnie zawodnik z Bielska doszedł w tym roku do głosu na scenie bitewnej, gdyż w ich ocenie zawarta w jego wejściach prostota i linijki „pod publiczkę” same w sobie są dla polskiego free czymś więcej niż odświeżającym, zupełnie nowym i dającym wolnemu stylowi szanse na lepszą, ciekawszą przyszłość.

"Otóż te populistyczne zagrywki, na których tak świetnie popłynął Bober, to nie jest dla mnie powrót do tego, co my robiliśmy, przed pojawieniem się mody na punchline'y" - uważa wicemistrz WBW 2007 Puoć - "Bo wtedy nikt z nas nie potrafił rzucić dobrego puncha. Oni dziś to robią tak, jak tworzy się sztukę współczesną - świadomie rezygnują z kunsztu gierek słownych, by szokować prostotą, w celu lepszego dotarcia do publiki, słuchaczy. To bardzo dobra zmiana, bo wreszcie otwiera przed polską sceną bitewną nowe perspektywy rozwoju."

Jednak, jeśli spytacie się mnie, to wcale nie uważam, że kluczem do licznych triumfów Bobera są właśnie słynne populizmy. Rzecz jasna sprawiają one, że jego hype w internecie rośnie w zawrotnym tempie, a liczne linijki na bitwach przyjmują się wśród publiczności niezwykle dobrze, lecz w mojej ocenie zawodnik z Bielska ma w sobie coś więcej, coś znacznie bardziej ważnego i - jak się zaraz przekonamy - stanowiącego o istocie polskiego wolnego stylu. Ale żeby nie pisać o tym samym dwa razy i wpychać w sobie usta cudzych słów, ponownie oddam głos Muflonowi, z którym akurat w tej kwestii zgadzam się w 200%.

"Muszę powiedzieć, że zwycięstwo Bobera mnie bardzo cieszy. Lubię jego podejście do fristajlu. Udało mu się pokonać zarówno Szydercę, który prezentuje najwyższy poziom rozkminkowy, jeśli chodzi o punchline'y, jak i Kaza, który jest najlepszy warsztatowo. Bo nowy mistrz WBW jest najlepszym zawodnikiem (a przynajmniej na to wygląda na bazie walk finałowych) jeśli chodzi o esencjonalną dla fristajlu bitewnego cechę - jest najśmieszniejszy i najcelniej atakuje. Najlepiej umie w naturalny sposób wyśmiać rywala, wyłapać w nim jakiś element, dookoła którego da się zbudować całe wejście. Czy to w bardzo prosty czy w wyrafinowany sposób."

W mojej ocenie to właśnie przytoczone przez Mufla cechy w największym stopniu stanowią o fenomenie Bobera. Zresztą nie tylko jego. Jeśli spojrzymy kawałek wstecz historii polskiego free, to zobaczymy, że nic innego jak element humorystyczny, umiejętność „bardziej personalnego” wyśmiania rywala na bazie jego wyglądu, ksywy czy też popularnych zachowań decydowała przed laty o tym, kto zdobywał pas mistrza Wielkiej Bitwy Warszawskiej. Duże Pe, Pogo, Muflon, Esko, Flint, Sosen czy Czeski choć dysponowali sporą gamą innych atutów, zbudowali swój sukces na WBW w ogromnej mierze dzięki przytoczonym aspektom freestyle’owej rywalizacji. Co prawda w ostatnim czasie czynniki te nieco straciły na znaczeniu- z całym szacunkiem, ale ani Szyderca ani Edzio (w jego przypadku można by polemizować) w żadnym razie nie są tuzami w omawianej domenie, a ich triumfy na WBW opierały się przede wszystkim na świetnym rozkminianiu tematów, tworzeniu fajnie przekminionych gierek słownych i rzucaniu agresywnych punchline’ów zazwyczaj w oderwaniu od tego, kto stoi po drugiej stronie sceny. A Bober o tym zwyczajnie nie zapomina. Ba, powtarzając słowa Muflona, potrafi budować wręcz całe wejścia w oparciu o elementy czysto humorystyczne, naokoło cech typowych dla jego rywali i choć być może poprzez uderzającą prostotę swojej nawijki nie wypada w tym wszystkim jako MC najbardziej inteligentny i oczytany, to z pewnością wyłania się jako ten najśmieszniejszy i wprowadzający na scenę najwięcej wigoru.

Dla mnie jego bezapelacyjny triumf na finale WBW 2016 jest czymś nie tylko przełomowym, ale i niezwykle pozytywnym.  A dzieje się tak dlatego, iż umiejętność wyśmiania rywala w naturalny sposób, znajdowanie u niego charakterystycznych cech i operowanie naokoło nich humorystycznymi linijkami jest nie tylko, jak mówi Muflon, esencją freestyle’u, ale i "konwencją", która nigdy nie ulegnie wyeksploatowaniu. Każdy rywal jest inny, każdy ma swoje liczne przywary i celne atakowanie go śmiesznymi punchline’ami zamiast skupiania się na jego dziewczynie czy też gierkach słownych, do końca istnienia freestyle’u powinno pozostać jego „wiecznie świeżą” esencją. Dlatego też ponownie, idąc tropem myśli Mufla, nie przeceniałbym roli tworzenia się nowych trendów i konwencji (na których temat notabene napisałem w tym tekście kilkanaście akapitów), gdyż one podobnie jak odstawiane dziś na bok panny, gierki słowne i schematy będą rodzić się i umierać z każdym freestyle’owym rokiem. Z kolei umiejętność celnego atakowania danego rywala i „bycie najśmieszniejszym” z rywalizujących graczy na zawsze przynajmniej powinno pozostać cechą wyróżniającą wybitnych MC’s bitewnych. I choć przez parę ostatnich lat zdawali się oni o niej nieco zapominać, to dziś - w dużej mierze za sprawą Bobera - myślę, że wraca ona na pierwszy plan.

Ale wiecie co mnie w tym wszystkim paradoksalnie najbardziej cieszy? Że gdyby nie pomoc Muflona, prawdopodobnie samemu bym omawianych cech u Bobera do końca nie dostrzegł, a z pewnością nie doszedłbym do tego, iż mogą być ona uznawane za esencję freestyle'u. Dowodzi to nie tylko tego, że znam się na wolnym stylu nieco gorzej od jego najwybitniejszych przedstawicieli, ale też faktu, iż dzisiejszy pierwszy plan battle'owej sceny (tym bardziej w połączeniu z drugim) jest naprawdę całkiem szeroki, a chowa się w nim nie tylko niejedna esencja wolnego stylu, ale i mnóstwo konwencji, patentów oraz nietuzinkowych indywidualności. Freestyle ma się dziś wyjątkowo dobrze, a jeśli zapytacie mnie, to najlepiej... od dobrych siedmiu lat:)

]]>
Muflon – Osama Bin Zło (WBW 2007, Freestyle Classics #14)https://popkiller.kingapp.pl/2016-05-29,muflon-osama-bin-zlo-wbw-2007-freestyle-classics-14https://popkiller.kingapp.pl/2016-05-29,muflon-osama-bin-zlo-wbw-2007-freestyle-classics-14May 29, 2016, 11:07 amJacek Adamiec"Przeciwieństwa się przyciągają" – jakże trafne wydaje się być to powiedzenie w odniesieniu do najbardziej emocjonujących starć w historii polskiego freestyle’u. Kolejna walka prezentowana w naszym cyklu to znowu wielki konflikt diametralnie różnych stylów nawijki. W półfinale WBW 2007 (który był wtedy oddzielną imprezą) na scenie spotkali się ówczesny mistrz WBW - Muflon, wypracowujący renomę wybitnego punchlinera, oraz Osama Bin Zło (czyli ukrywający się pod bitewnym pseudonimem Wujek Samo Zło), który pomimo reputacji jednego z pionierów polskiego freestyle’u, nie był wcale uważany za osobę mogącą namieszać w gronie faworytów imprezy. Freestyle jednak obfituje w niespodzianki, o czym miał przekonać się już wkrótce reprezentant Freestyle Palace.Mimo tego, że przebieg bitwy wydawał się oczywisty, a Muflon parł jak burza po kolejne zwycięstwo, Wujek wspiął się na wyżyny swoich bitewnych umiejętności i obaj zawodnicy stworzyli widowisko, które pomimo zmieniających się we freestyle'u trendów, nadal zajmuje zasłużone miejsce wśród perełek improwizowanych starć.Abstrahując od Muflona, na temat którego zdolności bitewnych powiedziano już wszystko, to przytoczone starcie udowadnia nam, że Osama to nie tylko sympatyczny zajawkowicz i animator kultury, ale także osoba, która, jeżeli tylko trafi z formą, staje się niebezpiecznym przeciwnikiem, potrafiącym prostymi, acz celnymi patentami przeciągnąć publikę na swoją stronę i wybić z rytmu najsolidniejszych adwersarzy. Posłuchajcie tylko jakie kłopoty sprawiła Muflonowi „siostra Andrzeja” i co do powiedzenia miał na temat Freestyle Palace członek legendarnego Gib Gibon Składu.Potyczki tak wielkich przeciwieństw jak Wujek i Muflon to dla jurorów zawsze twardy orzech do zgryzienia. Dopiero dogrywka, która po dziś dzień budzi liczne kontrowersje, pozwoliła wyłonić zwycięzcę. Czy Wujek zjadł Muflona w regulaminowym czasie i dogrywka była niepotrzebna? A może to Muflon dominował przez całą walkę i dodatkowe wejścia potrzebne były tylko po to, żeby utwierdzić w tym przekonaniu oceniających? Sprawdźcie sami, powracając do tego odkopanego klasyka."Przeciwieństwa się przyciągają" – jakże trafne wydaje się być to powiedzenie w odniesieniu do najbardziej emocjonujących starć w historii polskiego freestyle’u. Kolejna walka prezentowana w naszym cyklu to znowu wielki konflikt diametralnie różnych stylów nawijki. W półfinale WBW 2007 (który był wtedy oddzielną imprezą) na scenie spotkali się ówczesny mistrz WBW - Muflon, wypracowujący renomę wybitnego punchlinera, oraz Osama Bin Zło (czyli ukrywający się pod bitewnym pseudonimem Wujek Samo Zło), który pomimo reputacji jednego z pionierów polskiego freestyle’u, nie był wcale uważany za osobę mogącą namieszać w gronie faworytów imprezy. Freestyle jednak obfituje w niespodzianki, o czym miał przekonać się już wkrótce reprezentant Freestyle Palace.

Mimo tego, że przebieg bitwy wydawał się oczywisty, a Muflon parł jak burza po kolejne zwycięstwo, Wujek wspiął się na wyżyny swoich bitewnych umiejętności i obaj zawodnicy stworzyli widowisko, które pomimo zmieniających się we freestyle'u trendów, nadal zajmuje zasłużone miejsce wśród perełek improwizowanych starć.

Abstrahując od Muflona, na temat którego zdolności bitewnych powiedziano już wszystko, to przytoczone starcie udowadnia nam, że Osama to nie tylko sympatyczny zajawkowicz i animator kultury, ale także osoba, która, jeżeli tylko trafi z formą,  staje się niebezpiecznym przeciwnikiem, potrafiącym prostymi, acz celnymi patentami przeciągnąć publikę na swoją stronę i wybić z rytmu najsolidniejszych adwersarzy. Posłuchajcie tylko jakie kłopoty sprawiła Muflonowi „siostra Andrzeja” i co do powiedzenia miał na temat Freestyle Palace członek legendarnego Gib Gibon Składu.

Potyczki tak wielkich przeciwieństw jak Wujek i Muflon to dla jurorów zawsze twardy orzech do zgryzienia. Dopiero dogrywka, która po dziś dzień budzi liczne kontrowersje, pozwoliła wyłonić zwycięzcę. Czy Wujek zjadł Muflona w regulaminowym czasie i dogrywka była niepotrzebna? A może to Muflon dominował przez całą walkę i dodatkowe wejścia potrzebne były tylko po to, żeby utwierdzić w tym przekonaniu oceniających? Sprawdźcie sami, powracając do tego odkopanego klasyka.

]]>
Mielzky, Masia, Proceente, Łysonżi i Muflon zagrają na 9. Urodzinach Aloha Entertainmenthttps://popkiller.kingapp.pl/2016-03-03,mielzky-masia-proceente-lysonzi-i-muflon-zagraja-na-9-urodzinach-aloha-entertainmenthttps://popkiller.kingapp.pl/2016-03-03,mielzky-masia-proceente-lysonzi-i-muflon-zagraja-na-9-urodzinach-aloha-entertainmentMarch 2, 2016, 2:51 pmKrystian KrupińskiWytwórnia Aloha Entertainment świętuje swoje 9. urodziny! Z tej okazji zapraszamy na huczną jubileuszową imprezę, która odbędzie się 8 kwietnia w warszawskim kubie 55 (Żurawia 32/34). Na wszystkich gości czeka moc hip-hopowych atrakcji. Imprezę uświetnią wyjątkowe występy zaprzyjaźnionych z Aloha Ent. artystów; w tym roku headlinerem będzie Gruby Mielzky, raper reprezentujący Sopot, który wraz z Patr00 wydał w zeszłym roku album "Miejski Patrol". Na scenie pojawi się również Masia, obdarzona nieprzęciętnym potencjałem wokalistka, o której robi się ostatnio coraz głośniej. Muflon, uważany przez wielu za najlepszego zawodnika w historii polskiego freestyle'u, zaprezentuje premierowe kawałki ze swojej nadchodzącej płyty, natomiast o odpowiednie stężenie alohowej zajawki zadbają Proceente i Łysonżi Dżonson wraz ze specjalnie zaproszonymi gośćmi specjalnymi. Część koncertową poprowadzi jedyny w swoim rodzaju duet Rufin MC & DJ Beredson, a afterparty rozkręci niezawodny DJ Grubaz.Koncerty startują o godz. 22:00, do godz. 23:30 wstęp z listy facebook gratis! Bilety do nabycia na miejscu w cenie 20zł.Wydarzenie na fb: https://www.facebook.com/events/956089724445706/Wytwórnia Aloha Entertainment świętuje swoje 9. urodziny! Z tej okazji zapraszamy na huczną jubileuszową imprezę, która odbędzie się 8 kwietnia w warszawskim kubie 55 (Żurawia 32/34). Na wszystkich gości czeka moc hip-hopowych atrakcji. Imprezę uświetnią wyjątkowe występy zaprzyjaźnionych z Aloha Ent. artystów; w tym roku headlinerem będzie Gruby Mielzky, raper reprezentujący Sopot, który wraz z Patr00 wydał w zeszłym roku album "Miejski Patrol". Na scenie pojawi się również Masia, obdarzona nieprzęciętnym potencjałem wokalistka, o której robi się ostatnio coraz głośniej. Muflon, uważany przez wielu za najlepszego zawodnika w historii polskiego freestyle'u, zaprezentuje premierowe kawałki ze swojej nadchodzącej płyty, natomiast o odpowiednie stężenie alohowej zajawki zadbają Proceente i Łysonżi Dżonson wraz ze specjalnie zaproszonymi gośćmi specjalnymi. Część koncertową poprowadzi jedyny w swoim rodzaju duet Rufin MC & DJ Beredson, a afterparty rozkręci niezawodny DJ Grubaz.

Koncerty startują o godz. 22:00, do godz. 23:30 wstęp z listy facebook gratis! Bilety do nabycia na miejscu w cenie 20zł.

Wydarzenie na fb: https://www.facebook.com/events/956089724445706/

]]>
O tej sceniczności (i nie tylko) słów jeszcze kilka(set) - komentarz do felietonu Puociahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-01-12,o-tej-scenicznosci-i-nie-tylko-slow-jeszcze-kilkaset-komentarz-do-felietonu-puociahttps://popkiller.kingapp.pl/2016-01-12,o-tej-scenicznosci-i-nie-tylko-slow-jeszcze-kilkaset-komentarz-do-felietonu-puociaJanuary 13, 2016, 12:43 amJacek Adamiec Nie będę ukrywał, że tekst ten jest inspirowany nie tylko własnymi spostrzeżeniami, ale też stosunkowo niedawno opublikowanym felietonem Michała "Puocia" Płocińskiego. Jego artykuł to jedna z najbardziej rzetelnych wypowiedzi na temat bitewnego freestyle'u, a z pewnością ta najlepiej skonstruowana. Samo w sobie stwierdzenie to nie jest niestety żadnym wyróżnieniem, bo konkurencja praktycznie nie istnieje. Niemniej Puoć w przystępny sposób opisał współczesne starcie freestyle'owych pokoleń, które ja przyrównuję do dziewiętnastowiecznego sporu klasyków z romantykami. Tyle że tym razem to reprezentowani przez pokolenie Puocia klasycyści apelują o różnorodność i odbicie się od obowiązujących form, a romantycy chcą ujednolicenia, czyli po prostu wepchnięcia całego freestyle'u do szufladki z napisem panczlajn. Michał mimowolnie doprowadził do jeszcze jednego pęknięcia w środowisku – podzielił fanów improwizowanych starć na tych, którzy zgadzają się z jego tezami, tylko nie chciało im się wypowiadać i na tych, którzy tl:dr (lol). Mimo tego, że na ogół propsujemy się z Puociem nawzajem i zgadzamy w wielu kwestiach, to siłą rzeczy nasze wypowiedzi będą się od siebie różniły. U niego widać ten dziennikarski szlif, zatem jego tekst jest bardziej spójny. Mój jest pełen dygresji, ale słuchacie przecież freestyle'u, więc już nic nie powinno was dziwić. W grę wchodzi również różnica wieku: jestem co prawda o kilka lat starszy od większości aktywnych zawodników, jednak od Puocia starszy jest już tylko Wujek. I trzecie, najważniejsze – Puoć był trzykrotnym finalistą WBW i pewnie nie raz wygrał jakąś Bitwę o Manowce, do tego przez jakiś czas był mentorem waszego ukochanego Muflona. Ja natomiast jestem tylko słuchaczem i do tego głównie youtube'owym. Freestyle'owałem podobno raz, ale następnego poranka obudziłem się z potężnym bólem głowy i jeszcze silniejszymi wyrzutami sumienia. Tej nieszczęsnej niedzieli o mdłości przyprawiał mnie dochodzący zza ściany odgłos tłuczenia kotletów, który swą miarowością przywodził na myśl hip-hopowy podkład. Ta jednorazowa przygoda z wolnym słowem wystarczyła mi w zupełności. Król punchline'ów i jego poddani Pragnę zaznaczyć, że nie mam nic do punchlinerów. Ja im zazdroszczę. Gdybym był tak błyskotliwy i pamiętliwy, byłbym już na tyle bogaty, że mógłbym sfinansować zamach stanu w jakimś małym państwie Trzeciego Świata, po czym zostać tam jednowładcą i nakazać wszystkim porozumiewać się wierszem. Bez bitu, żeby było bardziej patetycznie. Zamiast tego piszę teksty pro publico bono i wykłócam się w komentarzach. Więc serio, chłopaki, czy na pewno rap jest tym, czym chcecie się zajmować? A może jednak sukces? Piję za to (z nieopamiętaniem Chyry) do wszystkich tych, którzy traktują ten performance tak poważnie, jak niegdyś Pezet muzykę. Serio myślicie, że w domu wasz idol bije swoją kobietę punchem w twarz za to, że odpowiedziała nie na temat? Nie bez powodu istnieje takie określenie, jak proza życia. W mufloniastej audycji któryś z chłopaków (Ematei, Puoć albo właśnie Muflon) mówił o narastającym kulcie zawodników, którzy teraz stają się dla swoich fanów obiektem modłów. Na szczęście żaden z freestyle'owców, których znam, nie zaczął gwiazdorzyć i z przymrużeniem oka patrzy na te wszystkie bitwy. Każdy z nich traktuje to po prostu jako ekwiwalent dobrej imprezy i śmieje się do rozpuku z fanpage'u Głupio mi, kiedy moi znajomi fristajlują. Właśnie przez takie podejście nie rzuciłem jeszcze pisania o freestylu na rzecz, nie wiem, opowiadania o zachowaniach społecznych surykatek. Dlatego też wspierać będę inicjatywy takie jak WLW, gdzie wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, bez jakiejkolwiek zawiści. Zobaczcie – nie tak dawno Konstruktor rozprawił się tam z Pueblosem. Poza pewnymi komentatorami na YouTube, nikt nie czuł się pokrzywdzony. Gdy jednak ten sam zawodnik wszedł podpity „na salony” i został zjedzony przez Filipa, publika chciała go rozszarpać. Czy była to właśnie profanacja owego sacrum? Nie pamiętam, co się liczy: skillsy, delivery, punchczy flow Z poczynaniami freestyle'owców na bieżąco jestem od roku 2007. Oprócz filmików z walk, WBW udostępniło po tej edycji również ich nagrania w formie plików mp3, toteż każdy z nas, ówczesnych gimbusów, katował dziewczyny na przerwach, zagłuszając naszymi telefonami ich Shakiry i Rihanny. Dwóch kolegów poszło nawet o krok dalej i urządziło bitwę wolnostylową w toalecie. Zmagania przerwał pan polonista, który co prawda nazwał chłopaków poetami, jednak bardzo wulgarnymi i śmierdzącymi papierosami. Mieli później obniżone zachowania i mistrzowskie pasy na tyłkach. Dlaczego przywołałem tę anegdotkę? Ażeby podkreślić to, jak duży wpływ miała na nas ta edycja, która przecież była wyjątkowa pod względem różnorodności. Każdy z naszej paczki miał zgrane na telefon co ciekawsze walki. Pamiętaliśmy je z pewnością lepiej od samych zawodników. Tak, Puoć, Twoje również. Sęk w tym, że ktoś, kogo przygoda z freestyle'em, nawet ta odbiorcza, rozpoczęła się od edycji, w której każdy z zawodników odznaczał się swoim niepowtarzalnym stylem, zawsze doszukiwać się będzie w bitwach tego, co zaskakujące. I tak było w tym 2007 roku – pojawił się Eskobar, który swoją osobowością zamiótł cały festiwal. Bo przecież nie skomplikowanymi punchami, to było już wtedy domeną Muflona. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież lata 2006-2008, to już okres zwycięstwa punchy nad wszystkimi innymi elementami wolnego stylu. Poza wyjątkiem, któremu na ksywkę dane było Eskobar, to Muflon dominował (zazwyczaj, przecież wiem) nad wszystkimi. Ale Muflon nie był przecież pozbawioną charakteru maszynką do klepania dwuznaczności, miał ten stand-up'owy sznyt. Z pewnością w konwencji roastowej mógłby sprawdzić się o wiele lepiej, niż się w niej sprawdził dotychczas. Liczy się show. Właśnie dlatego widząc Babinciego, który w prosty, ale zabawny sposób wchodzi w interakcję z publiką, przypominam sobie Muflona przełamującego piątą ścianę, gdy podczas walki z Ensonem na Bitwie o Mokotów pukał w szybkę kamery i zwracał się odbiorcy, który walkę zobaczy za kilka tygodni na LimTV. Albo Spinnerze, to nie jest w tej chwili istotne. Ważne jest to, że w tych momentach czuję, że freestyle mnie nie zawiódł. Podobnie gdy Jędrzej aktywizuje publikę na Pitosie albo Biały wykorzystuje ją przeciw naszemu śmieszkowi. Przecież to to samo, co zrobił Białas w 2009 w walce z Greenem. Pseudo też się prawie zgadza. Nie jest to wtórność, to jest umiejętność grania na sentymentach, a co za tym idzie – wywoływania emocji i wyprowadzania freestyle'u ze sfery chłodnych kalkulacji. To jest ta nie zdefiniowana w pełni sceniczność, która jak widać niejedno ma imię. Idąc tym tropem, zaraz doszedłbym do słynnego follow-upu i tego, jak niedobry ziomek Dolar sprzedał cały hip-hop za marne 300 srebrników, Czeski, jak ksywka wskazuje, reprezentował obcy kapitał, a Flint to... dopisz sobie dowolne wyzwisko, będzie pasować. Tylko zwyczajnie nie chce mi się już śmiać z tego, jak Związek Gimnazjalistów Polskich jednogłośnie wyraził swoją pogardę i zażenowanie. Zainteresowanych odsyłam w tym miejscu do drugiego śródrozdzialiku. Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko Teraz przechodzimy do niezwykle ważnej kwestii i polemicznej części artykułu. Czy osoba mająca styczność z bitwami wyłącznie za pośrednictwem Internetu ma prawo oceniać ich przebieg? Oczywiście, że tak i nie musi się to przecież wiązać ze skrupulatnym rozbijaniem ich na czynniki pierwsze. Rozumiem, co miał na myśli Puoć – mnie też bardzo nie podoba się to youtube'owe punktowanie poszczególnych wejść i niezgadzanie się z każdym werdyktem z zasady, tylko dlatego, że wydało go jury, ale jest też druga storna medalu – co z tymi bitwami, których widz obecny w klubie nie jest w stanie zrozumieć, bo zawodnicy zagłuszani są albo przez lokalnych patriotów, albo globalnych haterów? Znam kilka osób, które przyznały, że nie słyszały kompletnie nic z półfinałowych wejść Babinciego i dopiero nagrania dały im tę możliwość. Jestem pewien, że to nie jedyna taka sytuacja. To samo z zawodnikami, których teraz traktujemy jako legendarnych. Nie oszukujmy się, przykładowy fan wolnego stylu jest nie tylko dużo młodszy od Puocia, ale też ode mnie. Jutro ma próbną maturę, a w gorszym przypadku sprawdzian z wuefu. Gdyby nie mógł oceniać walk Te-Trisa, Dużego Pe czy Trzysia, myślałby, że freestyle wyglądał zawsze tak samo. Kto wie, jak by teraz reagował na sceniczne zagrywki raperów, gdyby nie te pamiętne walki krążące po sieci. W końcu przecież taki Pueblos, którego uwielbiamy za flow, styl i gestykulację, przyznawał w kawałku, że to nagrania rozbudziły w nim zajawkę. Nie neguję istnienia magii chwili i nie twierdzę, że w uczestnictwie w bitewnym amoku nie ma niczego niezwykłego. To oczywiste, że to wyjątkowe przeżycie. Zachęcam do chodzenia na bitwy i uważam, że żadna relacja tego nie zastąpi. Nie ma szans. Jednak jeżeli freestyle jest przede wszystkim dla ludzi w klubie, to przecież nie tylko dla nich. Wykluczmy na ten moment gigabajty napinaczy i załóżmy, że człowiek jest z natury dobry. Niektórym z tych dobrych ludzi brak czasu, środków albo po prostu mają na tyle inną osobowość, że nie do końca uśmiecha im się uczestniczyć w całym zamieszaniu. Wcale nie oznacza to, że nie są w stanie dokonywać interesujących i wnikliwych interpretacji wydarzeń w oparciu o materiały filmowe. Gwoli ścisłości: nie przywołuję tu typowej figury krytyka-malkontenta, raczej pełnego entuzjazmu kinomana. Osoby, o których mowa, kochać mogą freestyle na odległość jakże szczerą miłością platoniczną, a im dłużej będzie to uczucie niezaspokojone, tym piękniejsze powstawać będą peany na cześć obiektu zauroczenia. Wiem, co chciałeś przekazać Puociu i z większością myśli zgadzam się w stu procentach. Staję jednak niejako w obronie tych osób, które mogłyby poczuć się w pewien sposób wykluczone z prawa do wzięcia udziału w dyskusji ze względu na to, że zachowują od freestyle'u fizyczny dystans. Tak samo, jak nie powinniśmy rozbijać go na poszczególne elementy, które moglibyśmy wpisać do tabeli i po wciśnięciu klawisza enter w ułamku sekundy otrzymać zwycięzcę, tak samo nie powinniśmy ograniczać starć wolnostylowych do samej atmosfery panującej w klubie, ponieważ w ten sposób ja nie mógłbym powiedzieć nic o Twoim walkach, a Ty mógłbyś zanegować moje prawo do pisania o bitwach w ogóle. Układ krzywdzący zarówno dla nas obu, jak i całego świata. Porzućmy na chwilę nasze jednostkowe doświadczenia, niech to nie będzie dyskusja Jacka „Subiektywnie o rapie” Adamca z Michałem „Puociem” Płocińskim, tylko zdystansowanego obserwatora z czynnym uczestnikiem. Niby dzieli nas olbrzymia różnica doświadczenia, jednak w kluczowych kwestiach się zgadzamy. Tak więc mogę, (a raczej chcę) wierzyć, że wolnostylowy dialog międzypokoleniowy (jak również interdyscyplinarny) ma rację bytu, są ku temu liczne przesłanki. Kluczowe okaże się to, jak postąpią żołnierze na bitewnych frontach, o których losach tutaj debatujemy. Prawda ekranu Przyjrzyjmy się temu, jak owa postulowana przeze mnie i Puocia sceniczność wypada poza obrębami klubu, gdy raper oddzielony zostaje od odbiorcy ekranem monitora. Nadal sprawdzają się te same mechanizmy, które oddziałują z tak wielką siłą na osoby zebrane w lokalu. Tyle że jest to doświadczenie bardziej indywidualne, niż kolektywne – oglądający walkę nie przeżywa widowiska wraz z innymi, co nie zmienia faktu, że bierze pod uwagę reakcje osób widzianych na monitorze. Wiem, że to w dużej mierze kwestia fachowości nagrań i nagłośnienia, ale darujmy sobie teorię spiskową o nagminnym wyciszaniu publiki. Przez to, co zaraz zasugeruję, z pewnością wiele osób nazwie mnie mordercą zajawki, ale trudno, piszę przecież o hip-hopie, w którym oskarża się wszystkich o wszystko. Oglądanie walk przed monitorem ma dla wielu również swój elitarny wymiar. W końcu przypatrujący się zmaganiom gladiatorów możesz się poczuć jak siedzący w loży konsul, a nie jak miażdżony przez tłum obywatel cesarstwa. Odrobina luksusu za cenę abonamentu za Internet. Nie każdy chce mieć wpływ na zmagania. Ja nie chcę, ja doceniam komfort i umywam ręce. Zawodnicy się z tym liczą. Wchodząc na scenę godzą się z faktem, że zostają osobami medialnymi i ich walki będą oceniane przez kilkadziesiąt tysięcy anonimowych osób z Internetu, które napędzą ich hype. To nie cypher na ławce pod blokiem, to XXI wiek. Pora na wstawkę humorystyczną: istnieje jeszcze kwestia „świeżości umysłu”, z którą podchodzi się do zmagań zawodników. Nie jestem przecież jedynym, który będąc kiedyś na bitwie, zapamiętał z niej wyłącznie preelimki. Nie wiem jak bardzo wdzięczni są zawodnicy za doping na zerwanym filmie, myślę jednak, że nie do końca to kryje się pod enigmatycznym, ale jakże dumnym, określeniem o nazwie świadomy słuchacz. Koniec żartów.Teraz, skoro już wcieliłem się w rolę adwokata diabła, pokażę, że te czynniki sceniczne (takie jak charyzma, spontaniczność, „błysk”) porywające ludzi w klubie, działają nie dość, że na osoby, które nie chodzą na bitwy, to mało tego – freestyle widziały co najwyżej w 8 mili. W tym celu przeprowadziłem doświadczenie: pokazałem mojej przyjaciółce walki Filipka, Szydercy i Pejtera. Uśmiechnęła się i przyznała, że to niezwykle inteligentni i pewni siebie goście. Nie rozumiała jednak, skąd nagle w ich tekstach pojawiają się wzmianki o politykach, raperach, mitologii, jak się to ma do tego konkretnego starcia. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Następnie pokazałem jej występy Eskobara z Bitwy o Pitos. I to było to. Spontaniczne odpowiedzi, proste teksty nawiązujące do wejść swoich przeciwników, umiejętność porwania tłumu. Do czerpania satysfakcji z jego rapu nie było potrzebne rozeznanie w polskim freestyle'u, rozumienie rapowych inside joke'ów. To jest właśnie ta charyzma sceniczna, która nie ogranicza się do wpływu na obecnych na imprezie zajawkowiczów. Ten show, który wykracza poza ramy hip-hopu, to jest istota sceniczności. Wróćmy do przyjaciółki – ona poczuła to tu i teraz, oglądając nagranie w domowym zaciszu, ale gdyby była wtedy na miejscu wydarzenia, jedyne, czego by doświadczyła, to skrępowanie, bo to przecież nie jej idol, nie jej cyrk. Zanim posypią się lawiny hate'ów za atak na idoli, którym rzekomo bym coś ujmował, pragnę nadmienić, że powyższy fragment nie jest próbą wartościowania. To tak, jakbyśmy porównali Level up 7 Laika z Tripem Quebonafide. Z tego pierwszego numeru wyciągniesz niewiele, jeżeli nie znasz rapowych realiów. Tym drugim możesz się cieszyć, nawet jeżeli to pierwszy kawałek hip-hopowy, jaki dane ci było słyszeć. Jeżeli się uprzesz, to pewnie napiszesz, że jeden z tych wykonawców jest wackiem i w ten sposób będziesz chciał udowodnić moje złe intencje. Ale to mylny trop, nie idź tą drogą. Nie będę ukrywał, że tekst ten jest inspirowany nie tylko własnymi spostrzeżeniami, ale też stosunkowo niedawno opublikowanym felietonem Michała "Puocia" Płocińskiego. Jego artykuł to jedna z najbardziej rzetelnych wypowiedzi na temat bitewnego freestyle'u, a z pewnością ta najlepiej skonstruowana. Samo w sobie stwierdzenie to nie jest niestety żadnym wyróżnieniem, bo konkurencja praktycznie nie istnieje. Niemniej Puoć w przystępny sposób opisał współczesne starcie freestyle'owych pokoleń, które ja przyrównuję do dziewiętnastowiecznego sporu klasyków z romantykami. Tyle że tym razem to reprezentowani przez pokolenie Puocia klasycyści apelują o różnorodność i odbicie się od obowiązujących form, a romantycy chcą ujednolicenia, czyli po prostu wepchnięcia całego freestyle'u do szufladki z napisem panczlajn.

Michał mimowolnie doprowadził do jeszcze jednego pęknięcia w środowisku – podzielił fanów improwizowanych starć na tych, którzy zgadzają się z jego tezami, tylko nie chciało im się wypowiadać i na tych, którzy tl:dr (lol).

Mimo tego, że na ogół propsujemy się z Puociem nawzajem i zgadzamy w wielu kwestiach, to siłą rzeczy nasze wypowiedzi będą się od siebie różniły. U niego widać ten dziennikarski szlif, zatem jego tekst jest bardziej spójny. Mój jest pełen dygresji, ale słuchacie przecież freestyle'u, więc już nic nie powinno was dziwić. W grę wchodzi również różnica wieku: jestem co prawda o kilka lat starszy od większości aktywnych zawodników, jednak od Puocia starszy jest już tylko Wujek. I trzecie, najważniejsze – Puoć był trzykrotnym finalistą WBW i pewnie nie raz wygrał jakąś Bitwę o Manowce, do tego przez jakiś czas był mentorem waszego ukochanego Muflona. Ja natomiast jestem tylko słuchaczem i do tego głównie youtube'owym. Freestyle'owałem podobno raz, ale następnego poranka obudziłem się z potężnym bólem głowy i jeszcze silniejszymi wyrzutami sumienia. Tej nieszczęsnej niedzieli o mdłości przyprawiał mnie dochodzący zza ściany odgłos tłuczenia kotletów, który swą miarowością przywodził na myśl hip-hopowy podkład. Ta jednorazowa przygoda z wolnym słowem wystarczyła mi w zupełności.

 

Król punchline'ów i jego poddani

Pragnę zaznaczyć, że nie mam nic do punchlinerów. Ja im zazdroszczę. Gdybym był tak błyskotliwy i pamiętliwy, byłbym już na tyle bogaty, że mógłbym sfinansować zamach stanu w jakimś małym państwie Trzeciego Świata, po czym zostać tam jednowładcą i nakazać wszystkim porozumiewać się wierszem. Bez bitu, żeby było bardziej patetycznie. Zamiast tego piszę teksty pro publico bono i wykłócam się w komentarzach. Więc serio, chłopaki, czy na pewno rap jest tym, czym chcecie się zajmować? A może jednak sukces?

Piję za to (z nieopamiętaniem Chyry) do wszystkich tych, którzy traktują ten performance tak poważnie, jak niegdyś Pezet muzykę. Serio myślicie, że w domu wasz idol bije swoją kobietę punchem w twarz za to, że odpowiedziała nie na temat? Nie bez powodu istnieje takie określenie, jak proza życia.

W mufloniastej audycji któryś z chłopaków (Ematei, Puoć albo właśnie Muflon) mówił o narastającym kulcie zawodników, którzy teraz stają się dla swoich fanów obiektem modłów. Na szczęście żaden z freestyle'owców, których znam, nie zaczął gwiazdorzyć i z przymrużeniem oka patrzy na te wszystkie bitwy. Każdy z nich traktuje to po prostu jako ekwiwalent dobrej imprezy i śmieje się do rozpuku z fanpage'u Głupio mi, kiedy moi znajomi fristajlują. Właśnie przez takie podejście nie rzuciłem jeszcze pisania o freestylu na rzecz, nie wiem, opowiadania o zachowaniach społecznych surykatek. Dlatego też wspierać będę inicjatywy takie jak WLW, gdzie wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, bez jakiejkolwiek zawiści. Zobaczcie – nie tak dawno Konstruktor rozprawił się tam z Pueblosem. Poza pewnymi komentatorami na YouTube, nikt nie czuł się pokrzywdzony. Gdy jednak ten sam zawodnik wszedł podpity „na salony” i został zjedzony przez Filipa, publika chciała go rozszarpać. Czy była to właśnie profanacja owego sacrum?

 

Nie pamiętam, co się liczy: skillsy, delivery, punchczy flow

Z poczynaniami freestyle'owców na bieżąco jestem od roku 2007. Oprócz filmików z walk, WBW udostępniło po tej edycji również ich nagrania w formie plików mp3, toteż każdy z nas, ówczesnych gimbusów, katował dziewczyny na przerwach, zagłuszając naszymi telefonami ich Shakiry i Rihanny. Dwóch kolegów poszło nawet o krok dalej i urządziło bitwę wolnostylową w toalecie. Zmagania przerwał pan polonista, który co prawda nazwał chłopaków poetami, jednak bardzo wulgarnymi i śmierdzącymi papierosami. Mieli później obniżone zachowania i mistrzowskie pasy na tyłkach.

Dlaczego przywołałem tę anegdotkę? Ażeby podkreślić to, jak duży wpływ miała na nas ta edycja, która przecież była wyjątkowa pod względem różnorodności. Każdy z naszej paczki miał zgrane na telefon co ciekawsze walki. Pamiętaliśmy je z pewnością lepiej od samych zawodników. Tak, Puoć, Twoje również. Sęk w tym, że ktoś, kogo przygoda z freestyle'em, nawet ta odbiorcza, rozpoczęła się od edycji, w której każdy z zawodników odznaczał się swoim niepowtarzalnym stylem, zawsze doszukiwać się będzie w bitwach tego, co zaskakujące. I tak było w tym 2007 roku – pojawił się Eskobar, który swoją osobowością zamiótł cały festiwal. Bo przecież nie skomplikowanymi punchami, to było już wtedy domeną Muflona.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że przecież lata 2006-2008, to już okres zwycięstwa punchy nad wszystkimi innymi elementami wolnego stylu. Poza wyjątkiem, któremu na ksywkę dane było Eskobar, to Muflon dominował (zazwyczaj, przecież wiem) nad wszystkimi. Ale Muflon nie był przecież pozbawioną charakteru maszynką do klepania dwuznaczności, miał ten stand-up'owy sznyt. Z pewnością w konwencji roastowej mógłby sprawdzić się o wiele lepiej, niż się w niej sprawdził dotychczas. Liczy się show. Właśnie dlatego widząc Babinciego, który w prosty, ale zabawny sposób wchodzi w interakcję z publiką, przypominam sobie Muflona przełamującego piątą ścianę, gdy podczas walki z Ensonem na Bitwie o Mokotów pukał w szybkę kamery i zwracał się odbiorcy, który walkę zobaczy za kilka tygodni na LimTV. Albo Spinnerze, to nie jest w tej chwili istotne. Ważne jest to, że w tych momentach czuję, że freestyle mnie nie zawiódł. Podobnie gdy Jędrzej aktywizuje publikę na Pitosie albo Biały wykorzystuje ją przeciw naszemu śmieszkowi. Przecież to to samo, co zrobił Białas w 2009 w walce z Greenem. Pseudo też się prawie zgadza. Nie jest to wtórność, to jest umiejętność grania na sentymentach, a co za tym idzie – wywoływania emocji i wyprowadzania freestyle'u ze sfery chłodnych kalkulacji. To jest ta nie zdefiniowana w pełni sceniczność, która jak widać niejedno ma imię.

Idąc tym tropem, zaraz doszedłbym do słynnego follow-upu i tego, jak niedobry ziomek Dolar sprzedał cały hip-hop za marne 300 srebrników, Czeski, jak ksywka wskazuje, reprezentował obcy kapitał, a Flint to... dopisz sobie dowolne wyzwisko, będzie pasować. Tylko zwyczajnie nie chce mi się już śmiać z tego, jak Związek Gimnazjalistów Polskich jednogłośnie wyraził swoją pogardę i zażenowanie. Zainteresowanych odsyłam w tym miejscu do drugiego śródrozdzialiku.

 

Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko

Teraz przechodzimy do niezwykle ważnej kwestii i polemicznej części artykułu. Czy osoba mająca styczność z bitwami wyłącznie za pośrednictwem Internetu ma prawo oceniać ich przebieg? Oczywiście, że tak i nie musi się to przecież wiązać ze skrupulatnym rozbijaniem ich na czynniki pierwsze. Rozumiem, co miał na myśli Puoć – mnie też bardzo nie podoba się to youtube'owe punktowanie poszczególnych wejść i niezgadzanie się z każdym werdyktem z zasady, tylko dlatego, że wydało go jury, ale jest też druga storna medalu – co z tymi bitwami, których widz obecny w klubie nie jest w stanie zrozumieć, bo zawodnicy zagłuszani są albo przez lokalnych patriotów, albo globalnych haterów? Znam kilka osób, które przyznały, że nie słyszały kompletnie nic z półfinałowych wejść Babinciego i dopiero nagrania dały im tę możliwość. Jestem pewien, że to nie jedyna taka sytuacja.

To samo z zawodnikami, których teraz traktujemy jako legendarnych. Nie oszukujmy się, przykładowy fan wolnego stylu jest nie tylko dużo młodszy od Puocia, ale też ode mnie. Jutro ma próbną maturę, a w gorszym przypadku sprawdzian z wuefu. Gdyby nie mógł oceniać walk Te-Trisa, Dużego Pe czy Trzysia, myślałby, że freestyle wyglądał zawsze tak samo. Kto wie, jak by teraz reagował na sceniczne zagrywki raperów, gdyby nie te pamiętne walki krążące po sieci. W końcu przecież taki Pueblos, którego uwielbiamy za flow, styl i gestykulację, przyznawał w kawałku, że to nagrania rozbudziły w nim zajawkę.

Nie neguję istnienia magii chwili i nie twierdzę, że w uczestnictwie w bitewnym amoku nie ma niczego niezwykłego. To oczywiste, że to wyjątkowe przeżycie. Zachęcam do chodzenia na bitwy i uważam, że żadna relacja tego nie zastąpi. Nie ma szans. Jednak jeżeli freestyle jest przede wszystkim dla ludzi w klubie, to przecież nie tylko dla nich. Wykluczmy na ten moment gigabajty napinaczy i załóżmy, że człowiek jest z natury dobry. Niektórym z tych dobrych ludzi brak czasu, środków albo po prostu mają na tyle inną osobowość, że nie do końca uśmiecha im się uczestniczyć w całym zamieszaniu. Wcale nie oznacza to, że nie są w stanie dokonywać interesujących i wnikliwych interpretacji wydarzeń w oparciu o materiały filmowe. Gwoli ścisłości: nie przywołuję tu typowej figury krytyka-malkontenta, raczej pełnego entuzjazmu kinomana. Osoby, o których mowa, kochać mogą freestyle na odległość jakże szczerą miłością platoniczną, a im dłużej będzie to uczucie niezaspokojone, tym piękniejsze powstawać będą peany na cześć obiektu zauroczenia.

Wiem, co chciałeś przekazać Puociu i z większością myśli zgadzam się w stu procentach. Staję jednak niejako w obronie tych osób, które mogłyby poczuć się w pewien sposób wykluczone z prawa do wzięcia udziału w dyskusji ze względu na to, że zachowują od freestyle'u fizyczny dystans. Tak samo, jak nie powinniśmy rozbijać go na poszczególne elementy, które moglibyśmy wpisać do tabeli i po wciśnięciu klawisza enter w ułamku sekundy otrzymać zwycięzcę, tak samo nie powinniśmy ograniczać starć wolnostylowych do samej atmosfery panującej w klubie, ponieważ w ten sposób ja nie mógłbym powiedzieć nic o Twoim walkach, a Ty mógłbyś zanegować moje prawo do pisania o bitwach w ogóle. Układ krzywdzący zarówno dla nas obu, jak i całego świata.

Porzućmy na chwilę nasze jednostkowe doświadczenia, niech to nie będzie dyskusja Jacka „Subiektywnie o rapie” Adamca z Michałem „Puociem” Płocińskim, tylko zdystansowanego obserwatora z czynnym uczestnikiem. Niby dzieli nas olbrzymia różnica doświadczenia, jednak w kluczowych kwestiach się zgadzamy. Tak więc mogę, (a raczej chcę) wierzyć, że wolnostylowy dialog międzypokoleniowy (jak również interdyscyplinarny) ma rację bytu, są ku temu liczne przesłanki. Kluczowe okaże się to, jak postąpią żołnierze na bitewnych frontach, o których losach tutaj debatujemy.

 

Prawda ekranu

Przyjrzyjmy się temu, jak owa postulowana przeze mnie i Puocia sceniczność wypada poza obrębami klubu, gdy raper oddzielony zostaje od odbiorcy ekranem monitora. Nadal sprawdzają się te same mechanizmy, które oddziałują z tak wielką siłą na osoby zebrane w lokalu. Tyle że jest to doświadczenie bardziej indywidualne, niż kolektywne – oglądający walkę nie przeżywa widowiska wraz z innymi, co nie zmienia faktu, że bierze pod uwagę reakcje osób widzianych na monitorze. Wiem, że to w dużej mierze kwestia fachowości nagrań i nagłośnienia, ale darujmy sobie teorię spiskową o nagminnym wyciszaniu publiki.

Przez to, co zaraz zasugeruję, z pewnością wiele osób nazwie mnie mordercą zajawki, ale trudno, piszę przecież o hip-hopie, w którym oskarża się wszystkich o wszystko. Oglądanie walk przed monitorem ma dla wielu również swój elitarny wymiar. W końcu przypatrujący się zmaganiom gladiatorów możesz się poczuć jak siedzący w loży konsul, a nie jak miażdżony przez tłum obywatel cesarstwa. Odrobina luksusu za cenę abonamentu za Internet. Nie każdy chce mieć wpływ na zmagania. Ja nie chcę, ja doceniam komfort i umywam ręce. Zawodnicy się z tym liczą. Wchodząc na scenę godzą się z faktem, że zostają osobami medialnymi i ich walki będą oceniane przez kilkadziesiąt tysięcy anonimowych osób z Internetu, które napędzą ich hype. To nie cypher na ławce pod blokiem, to XXI wiek.

Pora na wstawkę humorystyczną: istnieje jeszcze kwestia „świeżości umysłu”, z którą podchodzi się do zmagań zawodników. Nie jestem przecież jedynym, który będąc kiedyś na bitwie, zapamiętał z niej wyłącznie preelimki. Nie wiem jak bardzo wdzięczni są zawodnicy za doping na zerwanym filmie, myślę jednak, że nie do końca to kryje się pod enigmatycznym, ale jakże dumnym, określeniem o nazwie świadomy słuchacz. Koniec żartów.

Teraz, skoro już wcieliłem się w rolę adwokata diabła, pokażę, że te czynniki sceniczne (takie jak charyzma, spontaniczność, „błysk”) porywające ludzi w klubie, działają nie dość, że na osoby, które nie chodzą na bitwy, to mało tego – freestyle widziały co najwyżej w 8 mili. W tym celu przeprowadziłem doświadczenie: pokazałem mojej przyjaciółce walki Filipka, Szydercy i Pejtera. Uśmiechnęła się i przyznała, że to niezwykle inteligentni i pewni siebie goście. Nie rozumiała jednak, skąd nagle w ich tekstach pojawiają się wzmianki o politykach, raperach, mitologii, jak się to ma do tego konkretnego starcia. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Następnie pokazałem jej występy Eskobara z Bitwy o Pitos. I to było to. Spontaniczne odpowiedzi, proste teksty nawiązujące do wejść swoich przeciwników, umiejętność porwania tłumu. Do czerpania satysfakcji z jego rapu nie było potrzebne rozeznanie w polskim freestyle'u, rozumienie rapowych inside joke'ów. To jest właśnie ta charyzma sceniczna, która nie ogranicza się do wpływu na obecnych na imprezie zajawkowiczów. Ten show, który wykracza poza ramy hip-hopu, to jest istota sceniczności. Wróćmy do przyjaciółki – ona poczuła to tu i teraz, oglądając nagranie w domowym zaciszu, ale gdyby była wtedy na miejscu wydarzenia, jedyne, czego by doświadczyła, to skrępowanie, bo to przecież nie jej idol, nie jej cyrk.

Zanim posypią się lawiny hate'ów za atak na idoli, którym rzekomo bym coś ujmował, pragnę nadmienić, że powyższy fragment nie jest próbą wartościowania. To tak, jakbyśmy porównali Level up 7 Laika z Tripem Quebonafide. Z tego pierwszego numeru wyciągniesz niewiele, jeżeli nie znasz rapowych realiów. Tym drugim możesz się cieszyć, nawet jeżeli to pierwszy kawałek hip-hopowy, jaki dane ci było słyszeć. Jeżeli się uprzesz, to pewnie napiszesz, że jeden z tych wykonawców jest wackiem i w ten sposób będziesz chciał udowodnić moje złe intencje. Ale to mylny trop, nie idź tą drogą.

]]>
Wielka Bitwa Szczecińska 9 już dziś - Muflon, Białas, Solar czy Flint wskazują faworytówhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-12-12,wielka-bitwa-szczecinska-9-juz-dzis-muflon-bialas-solar-czy-flint-wskazuja-faworytowhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-12-12,wielka-bitwa-szczecinska-9-juz-dzis-muflon-bialas-solar-czy-flint-wskazuja-faworytowDecember 12, 2015, 4:43 pmAdmin stronyWBS to legendarna pozycja wśród bitew freestyle'owych, największy turniej północnej Polski i kawal historii - to tam po raz pierwszy zabłysnęli tacy zawodnicy jak Enson czy Mełcin. Już dziś odbędzie się 9 już edycja Wielkiej Bitwy Szczecińskiej, emocji na pewno nie zabraknie, go grono zaproszonych zawodników jest naprawdę mocne. Rozstawieni będą bowiem: Filipek, Mełcin, Bonez, Edzio, Tymi, Feranzo, Szyderca, Jędrzej, Czeski i Roka, a do nich dołączą zawodnicy z eliminacji.W specjalnym materiale video swoimi wspomnieniami z WBS'em podzieliły się osoby obecne na szczecińskim cyklu od samego początku - Muflon, Flint, Solar, Białas, Filip Rudanacja i Mateusz Natali. Sprawdźcie co mieli do powiedzenia odnośnie starszych edycji, jak i faworytów obecnej.WBS to legendarna pozycja wśród bitew freestyle'owych, największy turniej północnej Polski i kawal historii - to tam po raz pierwszy zabłysnęli tacy zawodnicy jak Enson czy Mełcin. Już dziś odbędzie się 9 już edycja Wielkiej Bitwy Szczecińskiej, emocji na pewno nie zabraknie, go grono zaproszonych zawodników jest naprawdę mocne. Rozstawieni będą bowiem: Filipek, Mełcin, Bonez, Edzio, Tymi, Feranzo, Szyderca, Jędrzej, Czeski i Roka, a do nich dołączą zawodnicy z eliminacji.

W specjalnym materiale video swoimi wspomnieniami z WBS'em podzieliły się osoby obecne na szczecińskim cyklu od samego początku - Muflon, Flint, Solar, Białas, Filip Rudanacja i Mateusz Natali. Sprawdźcie co mieli do powiedzenia odnośnie starszych edycji, jak i faworytów obecnej.


]]>
Theodor dołącza do dyskusji Laikike1'a z Muflonemhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-26,theodor-dolacza-do-dyskusji-laikike1a-z-muflonemhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-26,theodor-dolacza-do-dyskusji-laikike1a-z-muflonemApril 26, 2015, 4:08 pmAdmin stronyBędący świeżo po wydaniu swojego albumu "Pierwsze Demo" Theodor postanowił dołożyć swoje trzy grosze do wczorajszej dyskusji między Laikike1'em a Muflonem - dyskusji, która tym razem (co w polskim rapie rzadko spotykane) dotyczyła stricte aspektów rapowych, a nie personalnych wycieczek czy plotkarskich zaczepek. Chodziło bowiem o wielokrotne w rapie. Co ma do powiedzenia Theodor, który dopiero co wypuścił singiel "I, O, E", oparty w całości na jednym wielokrotnym rymie?"Jakby ktoś był ciekaw mojej opinii odnośnie wielokrotnych rymów to jest to banalny podział (co by nie rozdrabniać się na rymy "półtorakrotne):1 - 2 sylaby : pojedynczy - Jedna sylaba : wiem / zjem - Dwie sylaby słowo / owo 3 - 4 sylaby : podwójny - Trzy sylaby Hip Hop men Idź stąd precz - Cztery sylaby Grube rymy Głupie spiny 5-6 sylab : potrójny - Pięć sylab Olał liczby rap pokaż cycki nam - Sześć sylab Pochuj RapGre Dzielą Polub fanpage Theoitd. ‪#‎easy‬ Najkrócej : 2 rymujące się sylaby, to pełny rym. 4 to pełny podwójny. I O E chcąc być dokładnym jest całe na półtorakrotnym rymie, ale że nie ma co aż tak dzielić to liczymy, że to dwójki. Tak liczę to od 10 lat. W tłumaczeniu Lajkika IOE jest na potrójnym rymie a momentami są tam 7krotne! :) "sporo działań a SUCHE LATA IDĄ PRECZ stoje za każdym RUCHEM NADAL mów mi BBOY STANCE"PS : Liczenie 1 sylaby jako 1 rym jest bezsensu bo : Jabłko Muflon Albo Brzoskwinia Lajkajkłan się nie rymują mimo, ze ostatnia sylaba się zgadza ;)"Będący świeżo po wydaniu swojego albumu "Pierwsze Demo" Theodor postanowił dołożyć swoje trzy grosze do wczorajszej dyskusji między Laikike1'em a Muflonem- dyskusji, która tym razem (co w polskim rapie rzadko spotykane) dotyczyła stricte aspektów rapowych, a nie personalnych wycieczek czy plotkarskich zaczepek. Chodziło bowiem o wielokrotne w rapie. Co ma do powiedzenia Theodor, który dopiero co wypuścił singiel "I, O, E", oparty w całości na jednym wielokrotnym rymie?

"Jakby ktoś był ciekaw mojej opinii odnośnie wielokrotnych rymów to jest to banalny podział (co by nie rozdrabniać się na rymy "półtorakrotne):

1 - 2 sylaby : pojedynczy
- Jedna sylaba :
wiem / zjem
- Dwie sylaby
słowo / owo
3 - 4 sylaby : podwójny
- Trzy sylaby
Hip Hop men
Idź stąd precz
- Cztery sylaby
Grube rymy
Głupie spiny
5-6 sylab : potrójny
- Pięć sylab
Olał liczby rap
pokaż cycki nam
- Sześć sylab
Pochuj RapGre Dzielą
Polub fanpage Theo

itd.
‪#‎easy‬
Najkrócej : 2 rymujące się sylaby, to pełny rym. 4 to pełny podwójny. I O E chcąc być dokładnym jest całe na półtorakrotnym rymie, ale że nie ma co aż tak dzielić to liczymy, że to dwójki.
Tak liczę to od 10 lat. W tłumaczeniu Lajkika IOE jest na potrójnym rymie a momentami są tam 7krotne! :)
"sporo działań a SUCHE LATA IDĄ PRECZ
stoje za każdym RUCHEM NADAL mów mi BBOY STANCE"

PS : Liczenie 1 sylaby jako 1 rym jest bezsensu bo :
Jabłko
Muflon
Albo
Brzoskwinia
Lajkajkłan
się nie rymują mimo, ze ostatnia sylaba się zgadza ;)"

]]>
Laikike1 odpowiada Muflonowi: "Mylę się, gdy zabierzemy rap na uniwersytet"https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-25,laikike1-odpowiada-muflonowi-myle-sie-gdy-zabierzemy-rap-na-uniwersytethttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-25,laikike1-odpowiada-muflonowi-myle-sie-gdy-zabierzemy-rap-na-uniwersytetApril 25, 2015, 3:23 pmAdmin stronyBobercozadyskusja! Technika w rapie rozłożona na części pierwsze w sobotnie popołudnie, tym razem na komentarz Muflona do swojej wypowiedzi odpowiada Laikike1 a my zgodnie z instrukcją linkujemy dalej."None taken Muff, dopiero przeczytałem Twój komentarz i przepraszam za zwłokę z odpowiedzią, jeżeli takiej w ogóle oczekiwałeś. Nie chodziło mi o akademicką definicję rymu (przecież w literaturze nie funkcjonuje pojęcie rymu podwójnego, poczwórnego czy siedemnastokrotnego... nie rozumiem co miałeś na myśli sięgając po tę terminologię: stricte językowo rym może być jeden, mogą być dwa etc... ), chodziło mi o rap. Gatunek, który z jakiegoś powodu stworzył ''szesnastkę'' i ''hook''. Właściwie nie gatunek, wymienione środki stworzyli jego reprezentanci. Według mnie (notabene według Vnm-a również, który przecież mówi o trójkach jadąc na podanym wcześniej jako przykład tracku) tak właśnie liczy się rymy w rapie. Każdy zabieg jaki stosuje się w kontekście tej formy wyrazu zostaje zmodyfikowany, uproszczony i w efekcie dość brutalnie nagięty do wymogów estetyki w jakiej musi poruszać się raper. Oczywiście, że akcent określa rodzaj rymu i zgadzam się z Twoim podziałem, natomiast mylę się tylko wtedy kiedy zabierzemy rap na uniwersytet. Pisałem to już kilka razy i nie mam problemu z tym, żeby powtórzyć raz jeszcze: rap, w moim mniemaniu, nie zasługuje na tego typu metodyczną eskalację. Jest skarlałą wersją poezji ograniczoną przez swoją hermetyczność jaką sam sobie zaserwował dzięki ulicznemu rodowodowi. Bardzo sprawnie poruszam się w tym naszym małym skulonym świecie i rozumiem jego reguły. Jeżeli Ty rozumiesz reguły rządzące poezją to jestem pewien, że nie będziesz miał trudności ze zrozumieniem posta, do którego się odniosłeś. In a nutshell: można robić rap według zasad językowych ale kto tak robi? Analogicznie: jeżeli każdy ma je w dupie to dlaczego powinno się na nie tu powoływać ? Brak tych formalnych nie oznacza, że na ich miejsce nie przyjdą inne. Pamiętaj proszę, że to tylko moja opinia i wszystko co znajdziesz na moim profilu istnieje tylko tam i nie staram się zbudować podwalin pod teorię rapu: one budują się same z każdą nowo wydaną płytą. Takie rzeczy się zwyczajnie stają i po prostu się je czuje. Albo nie. ( Mateusz możesz już wrzucić to na główną. Wiem, że czekałeś fristajlowy kocie ty najlepszy mrrrau <3 )"A Wy co uważacie? To jak w końcu jest z tymi rymami?Bobercozadyskusja! Technika w rapie rozłożona na części pierwsze w sobotnie popołudnie, tym razem na komentarz Muflona do swojej wypowiedzi odpowiada Laikike1 a my zgodnie z instrukcją linkujemy dalej.

"None taken Muff, dopiero przeczytałem Twój komentarz i przepraszam za zwłokę z odpowiedzią, jeżeli takiej w ogóle oczekiwałeś. Nie chodziło mi o akademicką definicję rymu (przecież w literaturze nie funkcjonuje pojęcie rymu podwójnego, poczwórnego czy siedemnastokrotnego... nie rozumiem co miałeś na myśli sięgając po tę terminologię: stricte językowo rym może być jeden, mogą być dwa etc... ), chodziło mi o rap. Gatunek, który z jakiegoś powodu stworzył ''szesnastkę'' i ''hook''. Właściwie nie gatunek, wymienione środki stworzyli jego reprezentanci. Według mnie (notabene według Vnm-a również, który przecież mówi o trójkach jadąc na podanym wcześniej jako przykład tracku) tak właśnie liczy się rymy w rapie. Każdy zabieg jaki stosuje się w kontekście tej formy wyrazu zostaje zmodyfikowany, uproszczony i w efekcie dość brutalnie nagięty do wymogów estetyki w jakiej musi poruszać się raper. Oczywiście, że akcent określa rodzaj rymu i zgadzam się z Twoim podziałem, natomiast mylę się tylko wtedy kiedy zabierzemy rap na uniwersytet. Pisałem to już kilka razy i nie mam problemu z tym, żeby powtórzyć raz jeszcze: rap, w moim mniemaniu, nie zasługuje na tego typu metodyczną eskalację. Jest skarlałą wersją poezji ograniczoną przez swoją hermetyczność jaką sam sobie zaserwował dzięki ulicznemu rodowodowi. Bardzo sprawnie poruszam się w tym naszym małym skulonym świecie i rozumiem jego reguły. Jeżeli Ty rozumiesz reguły rządzące poezją to jestem pewien, że nie będziesz miał trudności ze zrozumieniem posta, do którego się odniosłeś. In a nutshell: można robić rap według zasad językowych ale kto tak robi? Analogicznie: jeżeli każdy ma je w dupie to dlaczego powinno się na nie tu powoływać ? Brak tych formalnych nie oznacza, że na ich miejsce nie przyjdą inne. Pamiętaj proszę, że to tylko moja opinia i wszystko co znajdziesz na moim profilu istnieje tylko tam i nie staram się zbudować podwalin pod teorię rapu: one budują się same z każdą nowo wydaną płytą. Takie rzeczy się zwyczajnie stają i po prostu się je czuje. Albo nie.
( Mateusz możesz już wrzucić to na główną. Wiem, że czekałeś fristajlowy kocie ty najlepszy mrrrau <3 )"

A Wy co uważacie? To jak w końcu jest z tymi rymami?

]]>
Muflon do Laikike1: "No offence, ale po prostu się mylisz"https://popkiller.kingapp.pl/2015-04-25,muflon-do-laikike1-no-offence-ale-po-prostu-sie-myliszhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-04-25,muflon-do-laikike1-no-offence-ale-po-prostu-sie-myliszApril 25, 2015, 12:05 pmAdmin stronyCoraz szersze kręgi zatacza dyskusja wywołana nowym singlem Tedego. Dygresyjną refleksję odnośnie konstrukcji rymów i rapowej techniki wysunął Laikike1, natomiast Muflon... postanowił ją sprostować."Wczorajszy singiel Tedego wywołał niezłą lawinę komentarzy. Facebookowe domino. I ja się do niego podłączę, choć nie w temacie samego singla, lecz dygresyjnych opinii Laika. Otóż Laik w swoim wpisie pouczającym słuchaczy wyłożył mechanikę rymu, która w mojej opinii jest całkowicie nieprawdziwa i prowadzi do mylnych wniosków na temat rymów wielokrotnych. Oczywiście rymy podwójne (i w ogóle wielokrotne) to pojęcie ze słownika hip-hopowego, więc jako takie nie posiadają naukowej definicji, ale w tym co napisał Laik nietrudno dostrzec nieprawdę, która wpływa też na niewłaściwe rozumienie rymów wielokrotnych.Chodzi mi o ten fragment: "Po pierwsze, jak się już ma odwagę wypowiadać o wielokrotnych to trzeba wiedzieć co to znaczy. Rymy się liczy na sylabach a ich dokładność na samogłoskach (to się nazywa rymy bogate). Ziomie. Jak ktoś nawinie mam cię/lapsie to jest rym podwójny. Jak ktoś, kto jest vnm'em nawinie król królów/chuj w ulu to jest rym potrójny. I tak dalej. W ogóle wydaje mi się, że Venom jako jedyny chyba z mainstreamu rozumie tę zależność bo w głębi ducha jest lingwistą i dla niego, tak jak dla mnie, jest to kurwa oczywiste. Wieczna kłótnia gimbusów na forach nie zmieni tego w żaden ze znanych mi sposobów bo zwyczajnie opiera się na pierdoleniu niedojebanych dzieci wczutych w wikipedię i funkcję wybierania kolorów czcionki. Tyle ile sylab rymuje się ze sobą w wersach na podstawie tych samych samogłosek określa wielokrotność rymu." Oczywiście rym "mam cię/lapsie" nie jest rymem podwójnym. Jest to rym pojedynczy. A trzymając się definicji językowych jest to rym żeński (polegający na zgodności brzmienia samogłosek przedostatniej i ostatniej sylaby), a decyduje nie liczba sylab, lecz akcent, który jest tu na przedostatniej sylabie. Definitywnie jest to jeden rym, a nie dwa. Laik myli się też w drugim przykładzie. "Król królów/chuj w ulu", to rym podwójny a nie potrójny: jest tu jeden rym męski (król-chuj) i jeden rym żeński (królów/w ulu). Akcent ma dużo większe znaczenie niż liczba sylab, a to dlatego, że niektóre rymy składają się z dwóch sylab (żeńskie), a niektóre z jednej (męskie), więc liczba sylab niosących te same samogłoski wcale nie równa się liczbie rymów. No offence, Laik, nie chodzi o jakiś pstryczek w nos, czy złośliwość, ale po prostu się mylisz."Coraz szersze kręgi zatacza dyskusja wywołana nowym singlem Tedego. Dygresyjną refleksję odnośnie konstrukcji rymów i rapowej techniki wysunął Laikike1, natomiast Muflon... postanowił ją sprostować.

"Wczorajszy singiel Tedego wywołał niezłą lawinę komentarzy. Facebookowe domino. I ja się do niego podłączę, choć nie w temacie samego singla, lecz dygresyjnych opinii Laika.
Otóż Laik w swoim wpisie pouczającym słuchaczy wyłożył mechanikę rymu, która w mojej opinii jest całkowicie nieprawdziwa i prowadzi do mylnych wniosków na temat rymów wielokrotnych. Oczywiście rymy podwójne (i w ogóle wielokrotne) to pojęcie ze słownika hip-hopowego, więc jako takie nie posiadają naukowej definicji, ale w tym co napisał Laik nietrudno dostrzec nieprawdę, która wpływa też na niewłaściwe rozumienie rymów wielokrotnych.

Chodzi mi o ten fragment:
"Po pierwsze, jak się już ma odwagę wypowiadać o wielokrotnych to trzeba wiedzieć co to znaczy. Rymy się liczy na sylabach a ich dokładność na samogłoskach (to się nazywa rymy bogate). Ziomie. Jak ktoś nawinie mam cię/lapsie to jest rym podwójny. Jak ktoś, kto jest vnm'em nawinie król królów/chuj w ulu to jest rym potrójny. I tak dalej. W ogóle wydaje mi się, że Venom jako jedyny chyba z mainstreamu rozumie tę zależność bo w głębi ducha jest lingwistą i dla niego, tak jak dla mnie, jest to kurwa oczywiste. Wieczna kłótnia gimbusów na forach nie zmieni tego w żaden ze znanych mi sposobów bo zwyczajnie opiera się na pierdoleniu niedojebanych dzieci wczutych w wikipedię i funkcję wybierania kolorów czcionki. Tyle ile sylab rymuje się ze sobą w wersach na podstawie tych samych samogłosek określa wielokrotność rymu."

Oczywiście rym "mam cię/lapsie" nie jest rymem podwójnym. Jest to rym pojedynczy. A trzymając się definicji językowych jest to rym żeński (polegający na zgodności brzmienia samogłosek przedostatniej i ostatniej sylaby), a decyduje nie liczba sylab, lecz akcent, który jest tu na przedostatniej sylabie. Definitywnie jest to jeden rym, a nie dwa.
Laik myli się też w drugim przykładzie. "Król królów/chuj w ulu", to rym podwójny a nie potrójny: jest tu jeden rym męski (król-chuj) i jeden rym żeński (królów/w ulu).
Akcent ma dużo większe znaczenie niż liczba sylab, a to dlatego, że niektóre rymy składają się z dwóch sylab (żeńskie), a niektóre z jednej (męskie), więc liczba sylab niosących te same samogłoski wcale nie równa się liczbie rymów.

No offence, Laik, nie chodzi o jakiś pstryczek w nos, czy złośliwość, ale po prostu się mylisz."

]]>
Muflon: "Dziś nie wystarczy już, że raper nagrywa fajne rzeczy"https://popkiller.kingapp.pl/2015-02-10,muflon-dzis-nie-wystarczy-juz-ze-raper-nagrywa-fajne-rzeczyhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-02-10,muflon-dzis-nie-wystarczy-juz-ze-raper-nagrywa-fajne-rzeczyFebruary 10, 2015, 10:25 pmAdmin stronyMuflona z naszych łamów znacie bardzo dobrze - w mającej już jutro premierę "Antologii Polskiego Rapu" znajduje się obszerny wywiad z nim (przeprowadzony przez Marcina Flinta), krążący wokół tematyki polskiego newschoolu. Poniżej przeczytacie o zmianach, które dostrzega Muflon w ostatnich latach, a także o tym, jak internetowa narracja i promocja wpłynęła na zmianę roli, w której spełniać musi się raper..."Polski hip-hop w coraz mniejszym stopniu funkcjonuje jako gatunek muzyczny. To konglomerat kulturowy. Możesz sobie prześledzić kłótnie raperów na Facebooku, przeczytać plotki na Glamrapie. Rap stał się serialem, raperzy - bohaterami. I tym samym zakres ról, w którym muszą się sprawdzać, znacznie się poszerzył. Już nie wystarczy, że raper nagrywa fajne rzeczy. Teraz musi też fajnie wyglądać, trzymać ze znanymi raperami, mieć jakiś określony wizerunek. Jest cała machina promocyjna, wszystkie te klipy, one-shoty, profesjonalne sesje zdjęciowe... Ostatnio naszła mnie też taka refleksja, że polski rap - pomimo pozornego pełnego egalitaryzmu, wynikającego z funkcjonowania poza głównym obiegiem medialnym i możności łatwego udostępniania swoich rzeczy na takich samych prawach jak wiodący artyści - wrócił do momentu, w którym bycie dobrym raperem nie decyduje o sukcesie. W okolicach 2005 roku nastąpił swego rodzaju przełom: w związku z poszerzeniem dostępu do Internetu doszło do sytuacji, że wystarczyło być dobrym, żeby zostać dostrzeżonym. Wtedy wybili się tacy ludzie, jak Smark, Te-Tris, Jimson, Szybki Szmal, Dinal. (...) Wcześniej bez wytwórni nie dało się wyjść poza totalny margines, a tu nagle okazało się, że można rywalizowac z poważnymi raperami, po prostu wrzucając swoją płytę spakowaną w rarze do netu. Jednak z czasem ta internetowa promocja zaczęła się profesjonalizować i wróciliśmy do punktu wyjścia, gdzie w wyniku ciągłego zalewu kolejnych produkcji szansę na wybicie się mają tylko te, które mają odpowiednią oprawę, trzy klipy i wsparcie wytwórni wrzucającej twoje numery na stutysięczne fanpage raperów ze swojej stajni. Reszta jest skazana na margines. Taka jest cena rozwoju sceny i jej masowości" - tłumaczy Muflon.Cały wywiad przeczytacie już jutro w "Antologii Polskiego Rapu".Temat one-shotów i wizerunkowej promocji Muflon poruszył też w jednym ze swoich felietonów.Muflona z naszych łamów znacie bardzo dobrze - w mającej już jutro premierę "Antologii Polskiego Rapu" znajduje się obszerny wywiad z nim (przeprowadzony przez Marcina Flinta), krążący wokół tematyki polskiego newschoolu. Poniżej przeczytacie o zmianach, które dostrzega Muflon w ostatnich latach, a także o tym, jak internetowa narracja i promocja wpłynęła na zmianę roli, w której spełniać musi się raper...

"Polski hip-hop w coraz mniejszym stopniu funkcjonuje jako gatunek muzyczny. To konglomerat kulturowy. Możesz sobie prześledzić kłótnie raperów na Facebooku, przeczytać plotki na Glamrapie. Rap stał się serialem, raperzy - bohaterami. I tym samym zakres ról, w którym muszą się sprawdzać, znacznie się poszerzył. Już nie wystarczy, że raper nagrywa fajne rzeczy. Teraz musi też fajnie wyglądać, trzymać ze znanymi raperami, mieć jakiś określony wizerunek. Jest cała machina promocyjna, wszystkie te klipy, one-shoty, profesjonalne sesje zdjęciowe...Ostatnio naszła mnie też taka refleksja, że polski rap - pomimo pozornego pełnego egalitaryzmu, wynikającego z funkcjonowania poza głównym obiegiem medialnym i możności łatwego udostępniania swoich rzeczy na takich samych prawach jak wiodący artyści - wrócił do momentu, w którym bycie dobrym raperem nie decyduje o sukcesie. W okolicach 2005 roku nastąpił swego rodzaju przełom: w związku z poszerzeniem dostępu do Internetu doszło do sytuacji, że wystarczyło być dobrym, żeby zostać dostrzeżonym. Wtedy wybili się tacy ludzie, jak Smark, Te-Tris, Jimson, Szybki Szmal, Dinal. (...) Wcześniej bez wytwórni nie dało się wyjść poza totalny margines, a tu nagle okazało się, że można rywalizowac z poważnymi raperami, po prostu wrzucając swoją płytę spakowaną w rarze do netu. Jednak z czasem ta internetowa promocja zaczęła się profesjonalizować i wróciliśmy do punktu wyjścia, gdzie w wyniku ciągłego zalewu kolejnych produkcji szansę na wybicie się mają tylko te, które mają odpowiednią oprawę, trzy klipy i wsparcie wytwórni wrzucającej twoje numery na stutysięczne fanpage raperów ze swojej stajni. Reszta jest skazana na margines. Taka jest cena rozwoju sceny i jej masowości" - tłumaczy Muflon.

Cały wywiad przeczytacie już jutro w "Antologii Polskiego Rapu".

Temat one-shotów i wizerunkowej promocji Muflon poruszył też w jednym ze swoich felietonów.

]]>
Kuba Knap, Muflon, Quiz, Rest i DJ Anusz zapowiadają koncert w Warszawie 12.02https://popkiller.kingapp.pl/2015-02-11,kuba-knap-muflon-quiz-rest-i-dj-anusz-zapowiadaja-koncert-w-warszawie-1202https://popkiller.kingapp.pl/2015-02-11,kuba-knap-muflon-quiz-rest-i-dj-anusz-zapowiadaja-koncert-w-warszawie-1202February 11, 2015, 2:12 pmMichał Proceente KosiorowskiDo premierowego koncertu zostały tylko dwa dni, więc to najwyższy czas by ujawnić kolejnych gości specjalnych! Na specjalnie przygotowanym video zaproszeniu zobaczycie Kubę Knapa, Muflona, Quiza, Resta oraz DJa Anusza. W czasie koncertu nie zabraknie atrakcji, ale przede wszystkim bedzie to jedyna okazja usłyszeć na żywo numery z gośćmi z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak", Okoliczny Element "Teatr Uliczny"Wcześniej koncert zapowiadali Dj Grubaz, VNM, WdoWA oraz TomBW tłusty czwartek, tłusty melanż!12 lutego warszawski klub 55 będzie najgorętszym punktem stolicy. To właśnie tam odbędzie się potrójny koncert premierowy Proceente "Zupynalefkisplify" x Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak" x Okoliczny Element "Teatr Uliczny" + goście specjalni. Bramy otwieramy o 20:00, a koncerty startują o 22:00!Wydarzenie na fb: https://www.facebook.com/events/1570947683119808Kiedy: 12 lutego 2015Miejsce: klub 55, ul. Żurawia 32/34Zagrają:ProceenteŁysonżi DżonsonOkoliczny Element+ goście specjalnibefore/after:Dj Grubaz aka Rabadżu x DJ Anusz x DJ Mejbilety:15zł przedsprzedaż / 20zł w dniu koncertu15zł w dniu koncertu lista fb do 23:00przedsprzedaż:- AlohaSklep- Serum Sklep- California Skateshop- Side Onestart imprezy: 20:00start koncertów: 22:00Do premierowego koncertu zostały tylko dwa dni, więc to najwyższy czas by ujawnić kolejnych gości specjalnych! Na specjalnie przygotowanym video zaproszeniu zobaczycie Kubę Knapa, Muflona, Quiza, Resta oraz DJa Anusza. W czasie koncertu nie zabraknie atrakcji, ale przede wszystkim bedzie to jedyna okazja usłyszeć na żywo numery z gośćmi z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak", Okoliczny Element "Teatr Uliczny"

Wcześniej koncert zapowiadali Dj Grubaz, VNM, WdoWA oraz TomB

W tłusty czwartek, tłusty melanż!
12 lutego warszawski klub 55 będzie najgorętszym punktem stolicy. To właśnie tam odbędzie się potrójny koncert premierowy Proceente "Zupynalefkisplify" x Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak" x Okoliczny Element "Teatr Uliczny" + goście specjalni. Bramy otwieramy o 20:00, a koncerty startują o 22:00!
Wydarzenie na fb: https://www.facebook.com/events/1570947683119808

Kiedy: 12 lutego 2015
Miejsce: klub 55, ul. Żurawia 32/34

Zagrają:
Proceente
Łysonżi Dżonson
Okoliczny Element
+ goście specjalni

before/after:
Dj Grubaz aka Rabadżu x DJ Anusz x DJ Mej

bilety:
15zł przedsprzedaż / 20zł w dniu koncertu
15zł w dniu koncertu lista fb do 23:00

przedsprzedaż:
- AlohaSklep
- Serum Sklep
- California Skateshop
- Side One

start imprezy: 20:00
start koncertów: 22:00

]]>
Raperzy na roastach - krótki przeglądhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-01-28,raperzy-na-roastach-krotki-przegladhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-01-28,raperzy-na-roastach-krotki-przegladJanuary 27, 2015, 9:54 pmPiotr ZdziarstekRoast Mesa, zbliża się wielkimi krokami, dlatego warto sobie odświeżyć temat komediowego linczu, zwłaszcza jeżeli ktoś spotyka się z tą formułą po raz pierwszy. Wspomnę wam dzisiaj o kilku raperach, którzy mieli już okazję uczestniczyć w roastach. Niektórzy z nich pomagali w "honorowaniu" gościa specjalnego, a wokół innych rozkręcone zostały całe imprezy.Snoop DoggLegenda zachodniego wybrzeża pojawiła się na roastach Comedy Central dwukrotnie, za każdym razem rozbrajając swoją leniwą stylówką. Snoop trzymał w rękawie kilka naprawdę kreatywnych strzałów, które w połączeniu z jego specyficznym delivery sprawiły, że był jedną z jaśniejszych postaci na scenie. To właśnie podczas jego wejścia usłyszałem jeden z moich ulubionych roastowych dowcipów: If you wanna fuck Lisa (Lampanelli) doggy style, all you gotta do is put a bowl of food on the floor. Nie dość, że chamskie i zabawne, to na dodatek mamy tutaj odniesienie do jego klasycznego debiutu. I czego tu nie lubić? Ice-TRównie legendarny gangsta raper został zapowiedziany na roaście Hugh Hefnera słowami: Some of you white folks might thinking: "What the hell is Ice-T doing here?". I know I am. The truth is - Ice-T treatend shoot us if we didn't invite him. Raper, który był in love with the CoCo, zanim to było modne, ochoczo bawił się swoim wizerunkiem gangstera, alfonsa i ogólnie niebezpiecznego człowieka, którego raczej byśmy nie chcieli spotkać w ciemnej uliczce. Efekt jest znakomity, a sam Ice-T robi spore wrażenie swoimi umiejętnościami prezentowania materiału. Tutaj króciutki fragment jego występu, poprzedzający monolog starego stand-upowego wyjadacza, Gilberta Gottfrieda.Flavor FlavDla jednych legenda, dla innych irytujący kurdupel. Myślę jednak, że jedno drugiego nie wyklucza. Maskotka Public Enemy dorobiła się własnego roastu, który może nie był najlepszym, jakie widziałem, niemniej jest to oczywiście fakt godny odnotowania. Swoją drogą, koniecznie zbadajcie nieprawdopodobnego Jeffa Rossa, który sieje zamęt na każdym roaście, w którym bierze udział. Nie inaczej jest tutaj (dla samego Flava warto obejrzeć cały Grill).GospelBył Flava Flav, teraz Gospel. Z deszczu pod rynnę. Wydaje mi się, że to pierwszy polski raper, jaki wziął udział w roaście, co więcej, był on nawet jego gościem honorowym. Rzecz zaskakująca, gdyż samo wydarzenie zostało wypromowane raczej lokalnie, co widać po niezwykle skąpej ilości materiałów video dostępnych w sieci, co utrudnia wyrobienie sobie zdania na jego temat. Warto jednak wiedzieć, że ten fristajlowiec-raper-świrus jakim jest Gospel, także miał swój udział w misternym budowaniu roastowego podziemia w Polsce.MuflonŚwieżynka. W sieci jeszcze nie znajdziemy zapisu video z roastu Czesława Mozila, na którym Muflon był jednym z linczujących, musimy więc opierać się na sprawozdaniach osób, które widziały jego występ na żywo. Sam Muflon podzielił występ na dwie części - fristajlową oraz wcześniej przygotowaną, co słusznie kojarzy się z formułą Grinde Time. Puoć i Solar, obecni tego wieczoru na roaście, nie szczędzili koledze ciepłych słów w audycji Rap Sesja (przez długi czas Muflon był jednym z prowadzących), zastrzegając, że były chwile, kiedy trochę się zaplątał w wejściu na wolno, ale summa summarum występ należał do jak najbardziej udanych. My musimy poczekać, aż sami go obejrzymy. A oto wypowiedź Muflona na ten temat (tutaj pełna wersja):Nie będę tu uprawiał propagandy sukcesu, swój występ oceniam na jakieś 6/10. Podzieliłem go na dwie części - najpierw był fristajl, przy akompaniamencie Mozila grającego na akordeonie, a potem wejścia napisane (...). Znacznie bardziej obawiałem się tego drugiego elementu, bo raz, że to pierwszy raz kiedy go stosowałem (a umówmy się, że tak duża impreza to dość trudne miejsce na próbowanie nowych konwencji) i nie byłem pewien czy wszystko spamiętam i czy będę w stanie przekazać tekst z odpowiednim delivery, bez ciągłego skupienia na przypominaniu sobie wersów. A dwa, że jednak pisanie pod roast jest inne niż pisanie pod potencjalny rap battle. (...) O dziwo jednak segment pisany wyszedł bardzo spoko w moim odczuciu. Udało mi się go sprawnie przeprowadzić, a ludzie kumali moją jazdę i linijki, także fajnie. Natomiast niestety strasznie zepsułem to, co teoretycznie powinno wyjść easy, czyli freestyle. Jasnym jest dla mnie, że mój battle freestyle nie jest teraz nawet na poziomie 50% tego z czasów, kiedy startowałem w bitwach, ale jednak na warunki roastu powinien być wystarczający i pewnie byłby, gdyby nie duży błąd, który popełniłem. Występowałem jako przedostatni, tuż przed samym Czesławem, więc miałem okazję wysłuchać wszystkich komików i niestety postawiłem na karkołomny pomysł zripostowania każdego z nich. Z racji na dużo czasu wymyśliłem chyba z 10-15 ripost i naiwnie sądziłem, że uda mi się je wyprowadzić elegancko po kolei, co nawet przy optymalnym wytrenowaniu "mięśni fristajlowych" byłoby bardzo trudne, a co dopiero w obecnej sytuacji. Każdy kto trochę powalczył na wolno wie, że nie można wychodzić na scenę ze zbyt dużą liczbą pomysłów. Trzeba było się zatrzymać na trzech dobrych ripostach, resztę polecieć na totalnym spontanie i byłoby dobrze, a tak pogrążyłem się w chaosie. W dodatku akordeon to jednak nie bit, a Mozil grał szybko, co tylko potęgowało moją zamotkę (...).Ten Typ Mes Mes i Stasiak Już 31-ego stycznia dowiemy się, jak Mes radzi sobie w formie drapieżnika, punktującego zebranych na scenie, a także ofiary, mniej lub bardziej pokornie znoszącej wszelkie inwektywy. Mes to zawodnik zahartowany w boju, ma za sobą głośny beef z Mezem i nieco mniej znany z Masseyem. Prawdopodobnie on sam określił by wyżej wymienione konflikty przystawką. Inaczej sprawa ma się ze Stasiakiem, który sprawia wrażenie najbardziej sympatycznego gościa pod słońcem. Być może to właśnie jest jego siłą? Bezczelne żarty wypowiadane przez kogoś tak powszechnie lubianego na pewno nie pozostawią nikogo obojętnym. Ale o tym przekonamy się już wkrótce.Roast Mesa, zbliża się wielkimi krokami, dlatego warto sobie odświeżyć temat komediowego linczu, zwłaszcza jeżeli ktoś spotyka się z tą formułą po raz pierwszy. Wspomnę wam dzisiaj o kilku raperach, którzy mieli już okazję uczestniczyć w roastach. Niektórzy z nich pomagali w "honorowaniu" gościa specjalnego, a wokół innych rozkręcone zostały całe imprezy.

Snoop Dogg

Legenda zachodniego wybrzeża pojawiła się na roastach Comedy Central dwukrotnie, za każdym razem rozbrajając swoją leniwą stylówką. Snoop trzymał w rękawie kilka naprawdę kreatywnych strzałów, które w połączeniu z jego specyficznym delivery sprawiły, że był jedną z jaśniejszych postaci na scenie. To właśnie podczas jego wejścia usłyszałem jeden z moich ulubionych roastowych dowcipów: If you wanna fuck Lisa (Lampanelli) doggy style, all you gotta do is put a bowl of food on the floor. Nie dość, że chamskie i zabawne, to na dodatek mamy tutaj odniesienie do jego klasycznego debiutu. I czego tu nie lubić? 

Ice-T

Równie legendarny gangsta raper został zapowiedziany na roaście Hugh Hefnera słowami: Some of you white folks might thinking: "What the hell is Ice-T doing here?". I know I am. The truth is - Ice-T treatend shoot us if we didn't invite him. Raper, który był in love with the CoCo, zanim to było modne, ochoczo bawił się swoim wizerunkiem gangstera, alfonsa i ogólnie niebezpiecznego człowieka, którego raczej byśmy nie chcieli spotkać w ciemnej uliczce. Efekt jest znakomity, a sam Ice-T robi spore wrażenie swoimi umiejętnościami prezentowania materiału. Tutaj króciutki fragment jego występu, poprzedzający monolog starego stand-upowego wyjadacza, Gilberta Gottfrieda.

Flavor Flav

Dla jednych legenda, dla innych irytujący kurdupel. Myślę jednak, że jedno drugiego nie wyklucza. Maskotka Public Enemy dorobiła się własnego roastu, który może nie był najlepszym, jakie widziałem, niemniej jest to oczywiście fakt godny odnotowania. Swoją drogą, koniecznie zbadajcie nieprawdopodobnego Jeffa Rossa, który sieje zamęt na każdym roaście, w którym bierze udział. Nie inaczej jest tutaj (dla samego Flava warto obejrzeć cały Grill).

Gospel

Był Flava Flav, teraz Gospel. Z deszczu pod rynnę. Wydaje mi się, że to pierwszy polski raper, jaki wziął udział w roaście, co więcej, był on nawet jego gościem honorowym. Rzecz zaskakująca, gdyż samo wydarzenie zostało wypromowane raczej lokalnie, co widać po niezwykle skąpej ilości materiałów video dostępnych w sieci, co utrudnia wyrobienie sobie zdania na jego temat. Warto jednak wiedzieć, że ten fristajlowiec-raper-świrus jakim jest Gospel, także miał swój udział w misternym budowaniu roastowego podziemia w Polsce.

Muflon

Świeżynka. W sieci jeszcze nie znajdziemy zapisu video z roastu Czesława Mozila, na którym Muflon był jednym z linczujących, musimy więc opierać się na sprawozdaniach osób, które widziały jego występ na żywo. Sam Muflon podzielił występ na dwie części - fristajlową oraz wcześniej przygotowaną, co słusznie kojarzy się z formułą Grinde Time. Puoć i Solar, obecni tego wieczoru na roaście, nie szczędzili koledze ciepłych słów w audycji Rap Sesja (przez długi czas Muflon był jednym z prowadzących), zastrzegając, że były chwile, kiedy trochę się zaplątał w wejściu na wolno, ale summa summarum występ należał do jak najbardziej udanych. My musimy poczekać, aż sami go obejrzymy. A oto wypowiedź Muflona na ten temat (tutaj pełna wersja):

Nie będę tu uprawiał propagandy sukcesu, swój występ oceniam na jakieś 6/10. Podzieliłem go na dwie części - najpierw był fristajl, przy akompaniamencie Mozila grającego na akordeonie, a potem wejścia napisane (...). Znacznie bardziej obawiałem się tego drugiego elementu, bo raz, że to pierwszy raz kiedy go stosowałem (a umówmy się, że tak duża impreza to dość trudne miejsce na próbowanie nowych konwencji) i nie byłem pewien czy wszystko spamiętam i czy będę w stanie przekazać tekst z odpowiednim delivery, bez ciągłego skupienia na przypominaniu sobie wersów. A dwa, że jednak pisanie pod roast jest inne niż pisanie pod potencjalny rap battle. (...) O dziwo jednak segment pisany wyszedł bardzo spoko w moim odczuciu. Udało mi się go sprawnie przeprowadzić, a ludzie kumali moją jazdę i linijki, także fajnie. Natomiast niestety strasznie zepsułem to, co teoretycznie powinno wyjść easy, czyli freestyle. Jasnym jest dla mnie, że mój battle freestyle nie jest teraz nawet na poziomie 50% tego z czasów, kiedy startowałem w bitwach, ale jednak na warunki roastu powinien być wystarczający i pewnie byłby, gdyby nie duży błąd, który popełniłem. Występowałem jako przedostatni, tuż przed samym Czesławem, więc miałem okazję wysłuchać wszystkich komików i niestety postawiłem na karkołomny pomysł zripostowania każdego z nich. Z racji na dużo czasu wymyśliłem chyba z 10-15 ripost i naiwnie sądziłem, że uda mi się je wyprowadzić elegancko po kolei, co nawet przy optymalnym wytrenowaniu "mięśni fristajlowych" byłoby bardzo trudne, a co dopiero w obecnej sytuacji. Każdy kto trochę powalczył na wolno wie, że nie można wychodzić na scenę ze zbyt dużą liczbą pomysłów. Trzeba było się zatrzymać na trzech dobrych ripostach, resztę polecieć na totalnym spontanie i byłoby dobrze, a tak pogrążyłem się w chaosie. W dodatku akordeon to jednak nie bit, a Mozil grał szybko, co tylko potęgowało moją zamotkę (...).

Ten Typ Mes Mes i Stasiak 

Już 31-ego stycznia dowiemy się, jak Mes radzi sobie w formie drapieżnika, punktującego zebranych na scenie, a także ofiary, mniej lub bardziej pokornie znoszącej wszelkie inwektywy. Mes to zawodnik zahartowany w boju, ma za sobą głośny beef z Mezem i nieco mniej znany z Masseyem. Prawdopodobnie on sam określił by wyżej wymienione konflikty przystawką. Inaczej sprawa ma się ze Stasiakiem, który sprawia wrażenie najbardziej sympatycznego gościa pod słońcem. Być może to właśnie jest jego siłą? Bezczelne żarty wypowiadane przez kogoś tak powszechnie lubianego na pewno nie pozostawią nikogo obojętnym. Ale o tym przekonamy się już wkrótce.

]]>
Hip-hop i stand-up w jednym stali domuhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-01-26,hip-hop-i-stand-up-w-jednym-stali-domuhttps://popkiller.kingapp.pl/2015-01-26,hip-hop-i-stand-up-w-jednym-stali-domuJanuary 30, 2015, 6:40 pmPiotr Zdziarstek["Ten Typ Mes będzie roastowany!" - pisaliśmy Wam nie tak dawno, wspominając o nadchodzącym w tę sobotę evencie, w trakcie którego warszawski raper znajdzie się pod ostrzałem polskich stand-uperów. Jeżeli dla kogoś z Was zestawienie to wydaje się zbyt odległe, koncept całej imprezy niezbyt Wam gra, a całość wydaje się w ogóle mocno naciągana to z pomocą przychodzi nasz dziennikarz, Piotrek Zdziarstek, który na swoim blogu Northim Kismajes opublikował jakiś czas temu obszerny i wyczerpujący artykuł opisujący podobieństwa łączące rap i stand-up. W całości przypominamy go poniżej i zapraszamy do sprawdzenia - przyp. Mateusz Natali]Rap i Stand-Up Comedy. Te dwie dziedziny sztuki, które zawładnęły moją wyobraźnią oraz wolnym czasem, są według mnie zadziwiająco tożsame. Odkąd tylko poznałem obie gałęzie rozrywki, mariaż ten wydaje mi się naturalny, szczególnie w przypadku polskich odmian tychże. Abelard Giza, jeden z najważniejszych polskich stand-uperów, postrzega znakomity utwór Bisza pt. "Pollock" za swego rodzaju hymn stand-upu (również myślę, że coś w tym jest). Jacek Stramik, młody (jeszcze się porusza o własnych siłach), gniewny polskiej komedii, opisuje w jednym z wywiadów ich podobieństwo, a Antek Syrek-Dąbrowski, komik kompletnie nie interesujący się tą muzyką, przyznał mi kiedyś, że on także widzi tutaj pewną zależność.Nie chcę, broń Boże, wam wmawiać, że można pomiędzy tymi gatunkami postawić znak równości, to oczywista bzdura. W końcu początki tych form były - przynajmniej w Ameryce - zupełnie inne, dopiero po jakimś czasie zaczęły się rumienić na swój widok i nie zdziwiłbym się gdybym nakrył je kiedyś na trzymaniu się za ręce. Tak czy inaczej, niegdyś "komedię na stojaka" można było porównać raczej do swingujących dzieł Deana Martina aniżeli bangerów 50 centa. To nie zmienia faktu, że po tylu latach istnienia stand-upu możemy zauważyć kilka wyraźnych powiązań.Chris Rock, w klasycznym talk-show Jamesa Liptona "Inside Actors Studio", wysnuł bardzo interesującą teorię, łączącą komików z różnymi gatunkami muzycznymi. Według tej tezy Eddie Murphy przywodzi na myśl R'n'B. Moglibyśmy pójść jeszcze dalej, mówiąc, że Louis C.K. i Woody Allen to komediowy ekwiwalent Jazzu, Hicks i Rogan to energia godna Rocka, etc. A co z Chrisem? No właśnie, on sam użył wobec siebie sformułowania Hip-Hop Comedian. Bo wskutek muzyki, na której się wychował (Run-D.M.C., N.W.A. i inne), jego humor nie należy do najbardziej sympatycznych, a delivery jest bardzo ekspresywne i bezpośrednie.Mimo wszystko, moje skojarzenie wcale nie wynika z faktu, że Chris w swoich występach poświęca sporo miejsca na żarty o raperach (zarówno żywych jak i tych nieco sztywniejszych), obrazie rapu w mediach i wszechobecnym zamiłowaniu czarnych ziomali do wszelkiej maści bling-blingów i błyskotek. Powodem także nie jest to, że Chris Rock użyczył swojego komediowego talentu Kanye'emu Westowi w genialnym utworze "Blame Game". Ani to, że utalentowany komik młodego pokolenia, Donald Glover, jest równie utalentowanym raperem, którego z pewnością kojarzycie pod pseudonimiem Childish Gambino.Gdzie zatem widzę wspólny mianownik? W dynamicznej ekspresji, w sposobie poruszania tematów, również tych społecznych, w przykładaniu uwagi do odpowiedniej rytmiki monologu, w energii na scenie oraz każdym małym elemencie, który jako żywo przypomina mi wciąż kontrowersyjny w Polsce gatunek muzyczny. Pozwólcie, że najpierw odniosę się do kilku słów, które nie są zarezerwowane wyłącznie dla gatunków będących tematem tego tekstu, ale pozwolą nam dostrzec ich punkty wspólne.Rap i Stand-Up kładą nacisk na podobne elementy. Punchline, czyli po naszemu puenta, jest nieodłącznym elementem rapowego numeru oraz dobrego materiału komediowego. Bez błyskotliwych linijek, które łatwo zapadają w pamięć, nie zmusisz nikogo do zapamiętania twojego imienia. W obu gatunkach funkcjonuje również słowo kill, co oczywiście oznacza po prostu zabić, tyle że w pozytywnym kontekście. Mówi się tak gdy komuś się bardzo dobrze powiedzie na scenie. To jest na tyle zrozumiałe, że raczej nie trzeba się nad tym rozwodzić, zwłaszcza że nawet u nas mówi się podobnie: pozamiatać, rozjebać lub zjeść kogoś (ostatniego sformułowania używa się głównie w odniesieniu do rywalizujących ze sobą raperów). Przeskoczę zatem od razu do określenia bardziej zagadkowego dla Polaków, czyli do dying (umierać). W slangu amerykańskich komików, śmierć na scenie jest wynikiem tak zwanego bombingu, czyli braku reakcji publiki. Wybuczenie artysty, o dziwo, nie jest aż tak znienawidzone w środowisku jak słynny bombing, gdyż nawet w tym skrajnym wypadku masz pewność, że wywołałeś w publice jakiekolwiek emocje. Niektórzy komicy wręcz lubują się w prowokowaniu takiego odzewu (vide Andrew Dice Clay, Andy Kaufman) i traktują go jako część swojego przedstawienia. A cisza? Ona pozostawia w tobie wrażenie, że jesteś nikim - totalnie bezbarwną, nieatrakcyjną dla widza jednostką. Po opowiedzeniu dowcipu z którego nikt się nie śmieje, komik czuje pewnego rodzaju zażenowanie, strach, chęć zapadnięcia pod ziemię. Dlatego uznano, że właśnie tak musi czuć się człowiek gdy umiera. Oto krótka geneza tego barwnego słówka.Uważasz, że to określenie jest przesadzone? Przypomnij sobie sytuację kiedy rzuciłeś nieśmieszny dowcip w towarzystwie (spokojnie, każdy z nas ma to za sobą). Teraz wyobraź sobie, że zrobiłeś to na scenie. Przed gromadą widzów, którzy przyszli do klubu po to, by miło spędzić wieczór. Wszystkie reflektory są skierowane na ciebie, a ty słyszysz syk opadającej piany w kuflu piwa pana z trzeciego rzędu.Jak zatem przeżyć na scenie? Najlepiej stworzyć dobry materiał, a ten opiera się na podobnych wartościach co rap. Jacek Stramik widzi to w następujący sposób: Czasem porównuję stand-up do hip-hopu. Najważniejsza jest szczerość i autentyczność zamknięta w określonej formie. W przypadku hip-hopu są to bity i rymy. W przypadku stand-upu – żarty, przemyślane konstrukcje, których uczymy się dzięki oglądaniu amerykańskich czy brytyjskich komików.Autentyczność i emocje odgrywają szczególnie dużą rolę. Działa to na zasadzie reakcji łańcuchowej, jeżeli ty nie przekażesz odpowiedniej dawki energii, publika jej nie odbierze. Możesz być kochany, możesz być znienawidzony, ale gdy jesteś bezbarwny to po prostu nie istniejesz. Klasyczny już utwór Lavoholics, zatytułowany "Nie ma emocji nie ma rapu", wyjaśnia wszystko. Podobnie jak poniższe wersy Mesa z utworu "Sam siedzę tu":Niektórzy raperzy, wiesz, niektórym zależy,/ by mówić o tym, co sami przeżyli, ale do tego trzeba coś przeżyć./ I nie mówię o śmierci chomika, czy rozstaniu z dupą,/ bardziej o podaniu ręki w innym świecie kilku trupom./ Nie chodzi mi o żadne narkotyki, czy alkoholowe nawyki,/ lecz o emocje, którym nie potrzebny jest przypis.Nie oznacza to, rzecz jasna, że artysta musi koniecznie się wydzierać do mikrofonu lub opowiadać o nieudanych próbach samobójczych. Emocje mogą być okazywane w przeróżny sposób. Czasami prosty, nieautobiograficzny tekst może zrobić nieprawdopodobne wrażenie, ale musi być napisany i przedstawiony z autentyczną pasją. Amerykański klasyk, Jerry Seinfeld, opowiedział w programie "Talking Funny" o tym, jak pewnego razu wygłaszał swój monolog - typowy pewniak, który wałkował już setki razy i zawsze wywoływał salwę śmiechu. Niestety, za sto pierwszym razem Jerry zaprezentował go widzom automatycznie, to znaczy bez większego zapału i zastanowienia. Publika wyczuła, że coś jest nie tak i odpowiedziała krępującą ciszą. Od tamtej pory Seinfeld zawsze stara się być jak najbardziej zaangażowany w prezentację swojego materiału, bo wie, że nawet najmniejsza chwila zapomnienia może się zakończyć przerwaniem kontaktu z widownią, a trudno jest potem go podobnie nawiązać.Jako słuchacz hip-hopu, osobiście wolę płytę niedopracowaną, z kilkoma nietrafionymi decyzjami, ale mającą w sobie coś intrygującego, niż miałką, nieoryginalną produkcję, która nic nie wnosi do mojego życia. Ta przeciętność może być największym zagrożeniem dla rapera, gdyż Mistrz Ceremonii zawsze musi być JAKIŚ. Nie ma mowy o braku charyzmy. Nieważne czy mamy na myśli rap "inteligencki", który zachęca do refleksji, wulgarny horrorcore, relaksujący g-funk, przepełniony agresją i/lub poczuciem humoru diss, czy nawet parkietowy banger. Tak samo nieważne jest to, czy komik prezentuje grzeczny, "tatusiowaty" humor jak Bill Cosby i Jeff Gaffigan, społecznie zaangażowane żarty połączone z gorzkimi refleksjami jak George Carlin i Chris Rock, bolesny humor oparty na shock-value jak u Daniela Tosha czy Anthony'ego Jeselnika, czy też przaśne dowcipy jakie usłyszymy u Eddie'ego Murphy'ego i Dave'a Chappelle'a. Jeżeli jesteś naturalny i przekonujący w tym, co robisz, możesz opowiadać o rzeczach, które mnie kompletnie nie interesują, tak jak zalesienie Słowacji, rytuały godowe torbaczy czy nawet twórczość polskich - pożal się Boże - youtuberów, a i tak będę zainteresowany.Kolejna sprawa - wszystkie postacie, o których wspomniałem, łączy wiarygodność. Nie dajmy się jednak zwariować, gdyż naturalnie można założyć od czasu do czasu pewnego rodzaju maskę (bynajmniej nie taką jak KaeN). Nikt nie liczy na prawdziwość opowiadanych historii, również image jest rzeczą normalną, a czasami nawet bardzo przydatną. Doskonale wiadomo, że Louis C.K. tak naprawdę kocha swoje dzieci, Jim Jefferies nie napluje ci w ryj na dzień dobry, a Jimmy Carr nie zgwałci twojej martwej babci na oczach jej córki. Eminem także nigdy nikogo nie zabił piłą mechaniczną (choć być może chciałby), Rick Ross nie jest baronem narkotykowym (chociaż na pewno chciałby), a Pitbull nie jest heteroseksualny... To są pewne elementy, które wynikają z charakteru artysty, jego poczucia humoru lub estetyki i dlatego są wiarygodne. Natomiast są one celowo wyolbrzymione i upiększane po to, by wywołać większe wrażenie na odbiorcy i/lub zmusić go do myślenia. Czasami nieco fałszuje się rzeczywistość, by oddać ją w sposób jeszcze bliższy prawdzie. Ten paradoks wykorzystywali na przykład naturaliści.W mojej opinii to właśnie autentyczność zapewnia odpowiedni przepływ emocji. Śmierć chomika, o której wspomniał ironicznie Mes, może być w rzeczywistości bardzo przejmująca dla słuchacza. To przede wszystkim kwestia tego, jak ważne było dla ciebie to zwierzątko, oraz jak dobrze potrafisz opisać uczucia po jego utracie. Utwory miłosne wydają się ludziom pójściem na łatwiznę, nic bardziej mylnego. Próba opisania czegoś tak nieuchwytnego prostymi słowami bardzo często kończy się katastrofą. Zwłaszcza że ludzie znają to uczucie, w końcu towarzyszy im praktycznie od urodzenia. Zauważą każdy fałsz i każdą niekonsekwencję. Podobnie jest z humorem, ważniejsze od tematu dowcipu są emocje jakie on wyzwala, a jeżeli potrafisz go okiełznać, jesteś mistrzem. Oddałbym wszystkie lata prowadzenia bloga (oraz wersy Ostrego), za posiadanie tej bezcennej umiejętności.Warto również zaznaczyć, że autentyczność to nie "codzienność". Patton Oswalt, znakomity komik określany mianem alternatywnego, powiedział, że korzystanie z "życiowych" tematów, takich jak relacje damsko-męskie, kościół, rasizm itp. jest wręcz oszukiwaniem (hacking). Rzeczywiście są to tematy-samograje, które trudno zepsuć, bo opierają się na wartościach, które przez ich powszechność bawią niemalże każdego. Korzystając z ogranych tematów (w hip-hopie jest to szczególnie widoczne), być może staniemy się popularni, ale raczej nie w tym kręgu, na którym mogłoby nam zależeć. Poza tym popularność nie jest synonimem szacunku. Ludzie łykają takie tematy jak młode pelikany: w stand-upie mówi się w tym kontekście o cheap laughs, czyli tanim śmiechu, a w rapie o zwykłym populizmie. Każdy lubi czasem posłuchać utworu o imprezach i panienkach, ale skoczyłbym z mostu w betonowych butach, jeżeli ktoś zmusiłby mnie do przesłuchania kilku płyt pod rząd, w całości poświęconych tej tematyce.Nie wolno jednak zapomnieć, że autentyczność nie jest wszystkim. Słyszeliśmy wielu raperów, którzy nawijają o rzeczach, które faktycznie są im bliskie. Tylko co z tego, skoro nie potrafią wydukać poprawnie dwóch zdań? Tutaj mamy kolejny punkt wspólny łączący bohaterów dzisiejszej notki - forma.Jeden z największych komików wszech czasów, George Carlin, uważał, że delivery należy traktować jak muzykę. W wywiadach zwracał on uwagę na rytmikę wypowiadanych słów, tempo monologu oraz umiejętne rozłożenie punchline'ów, które moglibyśmy porównać tutaj do uderzenia werbla. Oczywiście każdy ma (albo przynajmniej powinien mieć) swoją metodę na zaprezentowanie dowcipów, niemniej zawsze dobrze jest znać podstawy konstrukcji żartu. Zwróciliście uwagę, że najlepsze puenty w utworach hip-hopowych zazwyczaj są pisane "na drugi wers"? Nie bierze się to znikąd. Najpierw usypiasz czujność słuchacza, a następnie go zaskakujesz dobrą puentą. To ten sam mechanizm, który możemy zauważyć w horrorach, jedyną różnicą jest efekt końcowy - przerażenie zamiast śmiechu. Mówi się zresztą, że "wyczucie czasu jest wszystkim".Kolejna postawiona przeze mnie teza jest czysto subiektywna i nie wszyscy się z nią zgodzą (i nie muszą, przecież nie pozjadałem wszystkich rozumów). Osobiście uważam, że tak jak każdy raper musi pisać swoje teksty, tak każdy stand-uper powinien sam tworzyć swoje materiały. Dlatego Cezary Pazura czy też Rafał Rutkowski nie należą, według mnie, do przedstawicieli stand-upowego świata, przynajmniej nie w stu procentach. Rzeczą zrozumiałą jest pisanie monologowych dowcipów na specjalne okazje np. roasty, albo dla gospodarzy talk-show, takich jak Jimmy Fallon czy Conan O'Brien. Ich programy są nadawane codziennie, idą za tym ogromne pieniądze, nikt nie może sobie pozwolić na słabszy moment, ponieważ widz z pilotem w ręku potrafi być bezwzględny. Swoją drogą, naprawdę wielu znakomitych komików zaczynało pisząc żarty do tego typu programów.Jestem w stanie zrozumieć również podarowanie komuś żartu. Wymiana, przyjacielski gest - sama Sarah Silverman użyła tekstu swojej przyjaciółki, gdyż pasował do niej idealnie, ale do rzeczywistej autorki już niekoniecznie. Tak więc, dlaczego dobry dowcip miałby pójść na marne? Co więcej, Sarah, opowiadając go, brzmi absolutnie wiarygodnie. Dość powiedzieć, że jest to jeden z tych żartów, które definiują karierę:A couple nights ago, I was licking jelly off my boyfriend's penis. And I thought, "Oh my God — I'm turning into my mother!"Natomiast kradzież... Doskonale wiemy, że ta nie jest mile widziana. To również zjawisko tak rozległe, że mógłbym stworzyć osobną notkę na ten temat. Wielkie oburzenie w środowisku hip-hopowym wywołała zwrotka Małolata, której duża część była złożona z cytatów zaczerpniętych od znanego pisarza, Waldemara Łysiaka. Trudno określić czy granica follow-upowania, na ogół ciepło przyjmowanego przez słuchaczy, nie została przekroczona. Mimo wszystko, powstrzymałbym się od nazywania Małolata złodziejem, w przeciwieństwie do popularnego niegdyś producenta, Hensona, którego kariera legła w gruzach gdy wydało się, że kopiował podkłady zza oceanu, a następnie podpisywał się pod nimi swoją ksywą. Jeszcze większym, bo międzynarodowym skandalem było podkradanie dowcipów przez szalenie popularnego komika, Carlosa Mencię. Joe Rogan skonfrontował się z nim podczas jego występu, by powiedzieć co myśli na ten temat. Echa tej potyczki słychać do dzisiaj, a całe wydarzenie niemal pogrzebało karierę Carlosa, który do tej pory nie powrócił na szczyt, na którym się kiedyś znajdował.Również bardziej szanowanym komikom zdarzyło się przywłaszczyć żart. O Robinie Williamsie (tak, TYM Robinie Williamsie) krążył nawet dowcip w środowisku samych stand-uperów:Robin Williams poszedł na Open-Mica. Żaden z występów mu się nie spodobał, więc ukradł zegarek.Zakończmy jednak ten nieprzyjemny temat. Wspomniałem na początku, że to właśnie polskie poletko wydaje mi się najbardziej transparentnym łącznikiem duetu Rap/Stand-up; dlaczego więc wymieniłem niemal wyłącznie amerykańskich artystów? Polski rap jest jeszcze młody, możemy pobawić się metaforami i powiedzieć, że to dopiero nastolatek, uczący się życia i zaczynający odkrywać w sobie nowe pokłady pewności siebie. Już nie wyżyma on swoich rodziców w celu uzyskania kieszonkowego, lecz uczciwie sobie dorabia, a co za tym idzie, powoli zaczyna być postrzegany przez społeczeństwo jako nieco zdziecinniały, ale już jednak obywatel. W przeszłości bardzo często się buntował, czasami nawet wtedy, gdy nie miał ku temu wyraźnego powodu. Hip-hop odzwierciedlał pewnego rodzaju mentalność słuchaczy, którzy do tej pory uprzykrzają swym kamratom tę kulturę. Stand-up jest zaś, w mojej opinii, jego młodszym bratem, który zdaje się popełniać te same błędy.Póki co, jest to gatunek traktowany po macoszemu; telewizja traktuje go raczej jako ciekawostkę, a starsi uznani twórcy widzą w nim coś ewidentnie gorszego - w końcu to takie wulgarne, płytkie i bezpośrednie. Część entuzjastów stand-upu uwielbia podkreślać jego odrębność względem choćby kabaretu (co rozumiem i popieram) oraz stara się wmówić innym, że musi koniecznie nieść jakieś przesłanie (co już mnie się wydaje dziecinadą), bunt czy też sławetną prawdę, która przewijała się w naszym rapie częściej niż kasety wideo pod koniec ubiegłego wieku. Tylko czekać aż fani stand-upu zaszufladkują się na własne życzenie, a komedia na stojaka stanie się setnym z kolei "głosem pokoleń".Inną sprawą jest potworek ochrzczony niegdyś pogardliwie hip-hopolem. Wytwór sztukopodobny, kreowany przez miłych chłopców, kastrujących rap z całej jego bezkompromisowości. Dodajmy do tego schlebianie niskim gustom oraz chęć przypodobania się małoletnim fankom i otrzymacie... no właśnie, co? W końcu niektórzy twierdzą, że tak samo raczkuje już u nas stand-upolo. "Uładniony" monolog nie przejawia się brakiem wulgaryzmów czy unikaniem niewybrednych tematów; chodzi raczej o asekuracyjne podejście do tworzenia tekstów. Bez ryzyka, bez osobowości, typowy crowd pleasing, który znamy z co słabszych one man show. Istnieją twórcy, którzy faktycznie mają dar do tworzenia niezobowiązujących dziełek i nie ma w tym bynajmniej nic złego. Odnoszę jednak wrażenie, że niektórzy utalentowani ludzie wykorzystują ignorancję artystyczną maluczkich dla zdobycia taniej popularności, napchania kieszeni czy też zaspokojenia swojej próżności. Mam nadzieję, że ta tendencja jest jedynie dzieckiem mojej przewrażliwionej wyobraźni. Istotną częścią stand-upu jest improwizacja. Istotną, ale nie nieodłączną. Podobnie jak dobry raper nie musi freestyle'ować (O mój Boże, co mi ten freestyle pomoże/czy łatwiejszy do zgryzienia będzie orzech? - nawinął niegdyś Waldemar Kasta), tak dobry komediant wcale nie musi opierać swojego materiału wyłącznie na konfrontacji z publiką (Amerykanie mówią na to ładnie crowd work). Są jednak asy, które potrafią wykorzystać całą swoją błyskotliwość, wyobraźnię i pewność siebie, by - mieszając je z energią pozyskaną od publiki - uzyskać zupełnie nową jakość.Nie zdziwiło mnie, gdy dowiedziałem się, że jeden z najbardziej uznanych freestyle'owców, Muflon, jest fanem stand-upu. Co ciekawe, pojawił się on gościnnie na wieczorze improwizacyjnym zorganizowanym przez grupę Hofesinka. Faktycznie, jest to już nieco inna forma sceniczna, ale warto nadmienić, że Hofesinkę współtworzy trzech stand-uperów: Antoni Syrek-Dąbrowski, Karol Kopiec oraz Wojciech Fiedorczuk. Wracając do raperów, inny znakomity freestyle'owiec wyznał mi kilka lat temu, że sam ma w planach wystąpić na scenie ze swoim monologiem. Nie wiem czy w końcu to zrobił, dlatego postanowiłem pominąć jego ksywkę, niemniej jestem pewien - mając w pamięci jego charyzmę i szalony wit na mikrofonie - że fantastycznie poradziłby sobie także na tym polu.Kolejnym specyficznym gatunkiem komediowym są roasty, o których szerzej wypowiedziałem się na moim blogu. Raperzy również mają swój ring, na którym mogą żartować, ale też obrażać i mówić najbardziej paskudne rzeczy, jakie tylko przyjdą im do głowy. Mowa tutaj oczywiście o beefach i dissach. W Polsce swój roast miał raper oraz fristajlowiec Gospel, Czesława Mozila beształ ostatnio wspomniany już Muflon, a w Stanach Zjednoczonych mogliśmy zobaczyć jak Snoop Dogg zabija publiczność oraz zaprzyjaźnionych komików swoim fantastycznym delivery.Przejdźmy jednak do komedii w szerszym znaczeniu, zostawiając na chwilę czysty stand-up. Nie mogę w końcu nie wspomnieć o odłamie muzyki hip-hopowej, znanym nam pod nazwą comedy rap. Na szerszą skalę tworzył go między innymi Jon Lajoie, Ali G, autorzy youtube'owego kanału "Epic Rap Battles of History", a nawet - w nieco mniejszym stopniu - Eminem. We Francji dużą popularność uzyskał Michaël Youn, komik, który w 2007 roku znakomicie wyśmiewał ówczesne trendy i zacietrzewienie rapu, rapując pod pseudonimem Fatal Bazooka.W Polsce żartobliwe (i raczej nieudane) utwory hip-hopowe nagrały takie zespoły jak Letni Chamski Podryw, Nagły Atak Spawacza czy V-Unit. Młody stand-uper z Gdańska, Van Bendler, również nagrał dwa numery utrzymane w niepoważnym tonie, które zyskały sporą popularność. Nie da się jednak ukryć, że najciekawszymi śmieszkami na naszej scenie są osoby, będące przede wszystkim raperami: Dwa Sławy, Łona, Afrojax, Wuwunio i Świntuch.To prawdopodobnie najdłuższy tekst w historii Popkillera, więc nie będę przeciągał. Podobieństw między tymi dwoma braćmi, to jest stand-upem i hip-hopem, jest według mnie znacznie więcej, chociaż jest to teza, o którą można się łatwo pokłócić. Przecież równie wiele korelacji znajdziemy między stand-upem a rockiem, czy też rapem a boksem (przyjmijmy, na potrzebę przykładu, że za parę lat walki bokserskie będą rozgrywać się już tylko na facebooku). Ale nawet jeżeli Władysław Sikora, artysta współtworzący niegdyś wspaniały kabaret Potem, widzi tutaj pewną zależność, nie należąc przy tym do żadnego z tych środowisk, to warto chociaż pochylić się nad tym zagadnieniem.["Ten Typ Mes będzie roastowany!" - pisaliśmy Wam nie tak dawno, wspominając o nadchodzącym w tę sobotę evencie, w trakcie którego warszawski raper znajdzie się pod ostrzałem polskich stand-uperów. Jeżeli dla kogoś z Was zestawienie to wydaje się zbyt odległe, koncept całej imprezy niezbyt Wam gra, a całość wydaje się w ogóle mocno naciągana to z pomocą przychodzi nasz dziennikarz, Piotrek Zdziarstek, który na swoim blogu Northim Kismajes opublikował jakiś czas temu obszerny i wyczerpujący artykuł opisujący podobieństwa łączące rap i stand-up. W całości przypominamy go poniżej i zapraszamy do sprawdzenia - przyp. Mateusz Natali]

Rap i Stand-Up Comedy. Te dwie dziedziny sztuki, które zawładnęły moją wyobraźnią oraz wolnym czasem, są według mnie zadziwiająco tożsame. Odkąd tylko poznałem obie gałęzie rozrywki, mariaż ten wydaje mi się naturalny, szczególnie w przypadku polskich odmian tychże.Abelard Giza, jeden z najważniejszych polskich stand-uperów, postrzega znakomity utwór Bisza pt. "Pollock" za swego rodzaju hymn stand-upu (również myślę, że coś w tym jest). Jacek Stramik, młody (jeszcze się porusza o własnych siłach), gniewny polskiej komedii, opisuje w jednym z wywiadów ich podobieństwo, a Antek Syrek-Dąbrowski, komik kompletnie nie interesujący się tą muzyką, przyznał mi kiedyś, że on także widzi tutaj pewną zależność.

Nie chcę, broń Boże, wam wmawiać, że można pomiędzy tymi gatunkami postawić znak równości, to oczywista bzdura. W końcu początki tych form były - przynajmniej w Ameryce - zupełnie inne, dopiero po jakimś czasie zaczęły się rumienić na swój widok i nie zdziwiłbym się gdybym nakrył je kiedyś na trzymaniu się za ręce. Tak czy inaczej, niegdyś "komedię na stojaka" można było porównać raczej do swingujących dzieł Deana Martina aniżeli bangerów 50 centa. To nie zmienia faktu, że po tylu latach istnienia stand-upu możemy zauważyć kilka wyraźnych powiązań.

Chris Rock, w klasycznym talk-show Jamesa Liptona "Inside Actors Studio", wysnuł bardzo interesującą teorię, łączącą komików z różnymi gatunkami muzycznymi. Według tej tezy Eddie Murphy przywodzi na myśl R'n'B. Moglibyśmy pójść jeszcze dalej, mówiąc, że Louis C.K. i Woody Allen to komediowy ekwiwalent Jazzu, Hicks i Rogan to energia godna Rocka, etc. A co z Chrisem? No właśnie, on sam użył wobec siebie sformułowania Hip-Hop Comedian. Bo wskutek muzyki, na której się wychował (Run-D.M.C., N.W.A. i inne), jego humor nie należy do najbardziej sympatycznych, a delivery jest bardzo ekspresywne i bezpośrednie.

Mimo wszystko, moje skojarzenie wcale nie wynika z faktu, że Chris w swoich występach poświęca sporo miejsca na żarty o raperach (zarówno żywych jak i tych nieco sztywniejszych), obrazie rapu w mediach i wszechobecnym zamiłowaniu czarnych ziomali do wszelkiej maści bling-blingów i błyskotek. Powodem także nie jest to, że Chris Rock użyczył swojego komediowego talentu Kanye'emu Westowi w genialnym utworze "Blame Game". Ani to, że utalentowany komik młodego pokolenia, Donald Glover, jest równie utalentowanym raperem, którego z pewnością kojarzycie pod pseudonimiem Childish Gambino.

Gdzie zatem widzę wspólny mianownik? W dynamicznej ekspresji, w sposobie poruszania tematów, również tych społecznych, w przykładaniu uwagi do odpowiedniej rytmiki monologu, w energii na scenie oraz każdym małym elemencie, który jako żywo przypomina mi wciąż kontrowersyjny w Polsce gatunek muzyczny. Pozwólcie, że najpierw odniosę się do kilku słów, które nie są zarezerwowane wyłącznie dla gatunków będących tematem tego tekstu, ale pozwolą nam dostrzec ich punkty wspólne.

Rap i Stand-Up kładą nacisk na podobne elementy. Punchline, czyli po naszemu puenta, jest nieodłącznym elementem rapowego numeru oraz dobrego materiału komediowego. Bez błyskotliwych linijek, które łatwo zapadają w pamięć, nie zmusisz nikogo do zapamiętania twojego imienia. W obu gatunkach funkcjonuje również słowo kill, co oczywiście oznacza po prostu zabić, tyle że w pozytywnym kontekście. Mówi się tak gdy komuś się bardzo dobrze powiedzie na scenie. To jest na tyle zrozumiałe, że raczej nie trzeba się nad tym rozwodzić, zwłaszcza że nawet u nas mówi się podobnie: pozamiatać, rozjebać lub zjeść kogoś (ostatniego sformułowania używa się głównie w odniesieniu do rywalizujących ze sobą raperów). Przeskoczę zatem od razu do określenia bardziej zagadkowego dla Polaków, czyli do dying (umierać). W slangu amerykańskich komików, śmierć na scenie jest wynikiem tak zwanego bombingu, czyli braku reakcji publiki. Wybuczenie artysty, o dziwo, nie jest aż tak znienawidzone w środowisku jak słynny bombing, gdyż nawet w tym skrajnym wypadku masz pewność, że wywołałeś w publice jakiekolwiek emocje. Niektórzy komicy wręcz lubują się w prowokowaniu takiego odzewu (vide Andrew Dice Clay, Andy Kaufman) i traktują go jako część swojego przedstawienia. A cisza? Ona pozostawia w tobie wrażenie, że jesteś nikim - totalnie bezbarwną, nieatrakcyjną dla widza jednostką. Po opowiedzeniu dowcipu z którego nikt się nie śmieje, komik czuje pewnego rodzaju zażenowanie, strach, chęć zapadnięcia pod ziemię. Dlatego uznano, że właśnie tak musi czuć się człowiek gdy umiera. Oto krótka geneza tego barwnego słówka.

Uważasz, że to określenie jest przesadzone? Przypomnij sobie sytuację kiedy rzuciłeś nieśmieszny dowcip w towarzystwie (spokojnie, każdy z nas ma to za sobą). Teraz wyobraź sobie, że zrobiłeś to na scenie. Przed gromadą widzów, którzy przyszli do klubu po to, by miło spędzić wieczór. Wszystkie reflektory są skierowane na ciebie, a ty słyszysz syk opadającej piany w kuflu piwa pana z trzeciego rzędu.

Jak zatem przeżyć na scenie? Najlepiej stworzyć dobry materiał, a ten opiera się na podobnych wartościach co rap. Jacek Stramik widzi to w następujący sposób:

Czasem porównuję stand-up do hip-hopu. Najważniejsza jest szczerość i autentyczność zamknięta w określonej formie. W przypadku hip-hopu są to bity i rymy. W przypadku stand-upu – żarty, przemyślane konstrukcje, których uczymy się dzięki oglądaniu amerykańskich czy brytyjskich komików.

Autentyczność i emocje odgrywają szczególnie dużą rolę. Działa to na zasadzie reakcji łańcuchowej, jeżeli ty nie przekażesz odpowiedniej dawki energii, publika jej nie odbierze. Możesz być kochany, możesz być znienawidzony, ale gdy jesteś bezbarwny to po prostu nie istniejesz. Klasyczny już utwór Lavoholics, zatytułowany "Nie ma emocji nie ma rapu", wyjaśnia wszystko. Podobnie jak poniższe wersy Mesa z utworu "Sam siedzę tu":

Niektórzy raperzy, wiesz, niektórym zależy,/ by mówić o tym, co sami przeżyli, ale do tego trzeba coś przeżyć./ I nie mówię o śmierci chomika, czy rozstaniu z dupą,/ bardziej o podaniu ręki w innym świecie kilku trupom./ Nie chodzi mi o żadne narkotyki, czy alkoholowe nawyki,/ lecz o emocje, którym nie potrzebny jest przypis.

Nie oznacza to, rzecz jasna, że artysta musi koniecznie się wydzierać do mikrofonu lub opowiadać o nieudanych próbach samobójczych. Emocje mogą być okazywane w przeróżny sposób. Czasami prosty, nieautobiograficzny tekst może zrobić nieprawdopodobne wrażenie, ale musi być napisany i przedstawiony z autentyczną pasją. Amerykański klasyk, Jerry Seinfeld, opowiedział w programie "Talking Funny" o tym, jak pewnego razu wygłaszał swój monolog - typowy pewniak, który wałkował już setki razy i zawsze wywoływał salwę śmiechu. Niestety, za sto pierwszym razem Jerry zaprezentował go widzom automatycznie, to znaczy bez większego zapału i zastanowienia. Publika wyczuła, że coś jest nie tak i odpowiedziała krępującą ciszą. Od tamtej pory Seinfeld zawsze stara się być jak najbardziej zaangażowany w prezentację swojego materiału, bo wie, że nawet najmniejsza chwila zapomnienia może się zakończyć przerwaniem kontaktu z widownią, a trudno jest potem go podobnie nawiązać.

Jako słuchacz hip-hopu, osobiście wolę płytę niedopracowaną, z kilkoma nietrafionymi decyzjami, ale mającą w sobie coś intrygującego, niż miałką, nieoryginalną produkcję, która nic nie wnosi do mojego życia. Ta przeciętność może być największym zagrożeniem dla rapera, gdyż Mistrz Ceremonii zawsze musi być JAKIŚ. Nie ma mowy o braku charyzmy. Nieważne czy mamy na myśli rap "inteligencki", który zachęca do refleksji, wulgarny horrorcore, relaksujący g-funk, przepełniony agresją i/lub poczuciem humoru diss, czy nawet parkietowy banger. Tak samo nieważne jest to, czy komik prezentuje grzeczny, "tatusiowaty" humor jak Bill Cosby i Jeff Gaffigan, społecznie zaangażowane żarty połączone z gorzkimi refleksjami jak George Carlin i Chris Rock, bolesny humor oparty na shock-value jak u Daniela Tosha czy Anthony'ego Jeselnika, czy też przaśne dowcipy jakie usłyszymy u Eddie'ego Murphy'ego i Dave'a Chappelle'a. Jeżeli jesteś naturalny i przekonujący w tym, co robisz, możesz opowiadać o rzeczach, które mnie kompletnie nie interesują, tak jak zalesienie Słowacji, rytuały godowe torbaczy czy nawet twórczość polskich - pożal się Boże - youtuberów, a i tak będę zainteresowany.

Kolejna sprawa - wszystkie postacie, o których wspomniałem, łączy wiarygodność. Nie dajmy się jednak zwariować, gdyż naturalnie można założyć od czasu do czasu pewnego rodzaju maskę (bynajmniej nie taką jak KaeN). Nikt nie liczy na prawdziwość opowiadanych historii, również image jest rzeczą normalną, a czasami nawet bardzo przydatną. Doskonale wiadomo, że Louis C.K. tak naprawdę kocha swoje dzieci, Jim Jefferies nie napluje ci w ryj na dzień dobry, a Jimmy Carr nie zgwałci twojej martwej babci na oczach jej córki. Eminem także nigdy nikogo nie zabił piłą mechaniczną (choć być może chciałby), Rick Ross nie jest baronem narkotykowym (chociaż na pewno chciałby), a Pitbull nie jest heteroseksualny... To są pewne elementy, które wynikają z charakteru artysty, jego poczucia humoru lub estetyki i dlatego są wiarygodne. Natomiast są one celowo wyolbrzymione i upiększane po to, by wywołać większe wrażenie na odbiorcy i/lub zmusić go do myślenia. Czasami nieco fałszuje się rzeczywistość, by oddać ją w sposób jeszcze bliższy prawdzie. Ten paradoks wykorzystywali na przykład naturaliści.

W mojej opinii to właśnie autentyczność zapewnia odpowiedni przepływ emocji. Śmierć chomika, o której wspomniał ironicznie Mes, może być w rzeczywistości bardzo przejmująca dla słuchacza. To przede wszystkim kwestia tego, jak ważne było dla ciebie to zwierzątko, oraz jak dobrze potrafisz opisać uczucia po jego utracie. Utwory miłosne wydają się ludziom pójściem na łatwiznę, nic bardziej mylnego. Próba opisania czegoś tak nieuchwytnego prostymi słowami bardzo często kończy się katastrofą. Zwłaszcza że ludzie znają to uczucie, w końcu towarzyszy im praktycznie od urodzenia. Zauważą każdy fałsz i każdą niekonsekwencję. Podobnie jest z humorem, ważniejsze od tematu dowcipu są emocje jakie on wyzwala, a jeżeli potrafisz go okiełznać, jesteś mistrzem. Oddałbym wszystkie lata prowadzenia bloga (oraz wersy Ostrego), za posiadanie tej bezcennej umiejętności.

Warto również zaznaczyć, że autentyczność to nie "codzienność". Patton Oswalt, znakomity komik określany mianem alternatywnego, powiedział, że korzystanie z "życiowych" tematów, takich jak relacje damsko-męskie, kościół, rasizm itp. jest wręcz oszukiwaniem (hacking). Rzeczywiście są to tematy-samograje, które trudno zepsuć, bo opierają się na wartościach, które przez ich powszechność bawią niemalże każdego. Korzystając z ogranych tematów (w hip-hopie jest to szczególnie widoczne), być może staniemy się popularni, ale raczej nie w tym kręgu, na którym mogłoby nam zależeć. Poza tym popularność nie jest synonimem szacunku. Ludzie łykają takie tematy jak młode pelikany: w stand-upie mówi się w tym kontekście o cheap laughs, czyli tanim śmiechu, a w rapie o zwykłym populizmie. Każdy lubi czasem posłuchać utworu o imprezach i panienkach, ale skoczyłbym z mostu w betonowych butach, jeżeli ktoś zmusiłby mnie do przesłuchania kilku płyt pod rząd, w całości poświęconych tej tematyce.

Nie wolno jednak zapomnieć, że autentyczność nie jest wszystkim. Słyszeliśmy wielu raperów, którzy nawijają o rzeczach, które faktycznie są im bliskie. Tylko co z tego, skoro nie potrafią wydukać poprawnie dwóch zdań? Tutaj mamy kolejny punkt wspólny łączący bohaterów dzisiejszej notki - forma.

Jeden z największych komików wszech czasów, George Carlin, uważał, że delivery należy traktować jak muzykę. W wywiadach zwracał on uwagę na rytmikę wypowiadanych słów, tempo monologu oraz umiejętne rozłożenie punchline'ów, które moglibyśmy porównać tutaj do uderzenia werbla. Oczywiście każdy ma (albo przynajmniej powinien mieć) swoją metodę na zaprezentowanie dowcipów, niemniej zawsze dobrze jest znać podstawy konstrukcji żartu. Zwróciliście uwagę, że najlepsze puenty w utworach hip-hopowych zazwyczaj są pisane "na drugi wers"? Nie bierze się to znikąd. Najpierw usypiasz czujność słuchacza, a następnie go zaskakujesz dobrą puentą. To ten sam mechanizm, który możemy zauważyć w horrorach, jedyną różnicą jest efekt końcowy - przerażenie zamiast śmiechu. Mówi się zresztą, że "wyczucie czasu jest wszystkim".

Kolejna postawiona przeze mnie teza jest czysto subiektywna i nie wszyscy się z nią zgodzą (i nie muszą, przecież nie pozjadałem wszystkich rozumów). Osobiście uważam, że tak jak każdy raper musi pisać swoje teksty, tak każdy stand-uper powinien sam tworzyć swoje materiały. Dlatego Cezary Pazura czy też Rafał Rutkowski nie należą, według mnie, do przedstawicieli stand-upowego świata, przynajmniej nie w stu procentach. Rzeczą zrozumiałą jest pisanie monologowych dowcipów na specjalne okazje np. roasty, albo dla gospodarzy talk-show, takich jak Jimmy Fallon czy Conan O'Brien. Ich programy są nadawane codziennie, idą za tym ogromne pieniądze, nikt nie może sobie pozwolić na słabszy moment, ponieważ widz z pilotem w ręku potrafi być bezwzględny. Swoją drogą, naprawdę wielu znakomitych komików zaczynało pisząc żarty do tego typu programów.

Jestem w stanie zrozumieć również podarowanie komuś żartu. Wymiana, przyjacielski gest - sama Sarah Silverman użyła tekstu swojej przyjaciółki, gdyż pasował do niej idealnie, ale do rzeczywistej autorki już niekoniecznie. Tak więc, dlaczego dobry dowcip miałby pójść na marne? Co więcej, Sarah, opowiadając go, brzmi absolutnie wiarygodnie. Dość powiedzieć, że jest to jeden z tych żartów, które definiują karierę:

A couple nights ago, I was licking jelly off my boyfriend's penis. And I thought, "Oh my God — I'm turning into my mother!"

Natomiast kradzież... Doskonale wiemy, że ta nie jest mile widziana. To również zjawisko tak rozległe, że mógłbym stworzyć osobną notkę na ten temat. Wielkie oburzenie w środowisku hip-hopowym wywołała zwrotka Małolata, której duża część była złożona z cytatów zaczerpniętych od znanego pisarza, Waldemara Łysiaka. Trudno określić czy granica follow-upowania, na ogół ciepło przyjmowanego przez słuchaczy, nie została przekroczona. Mimo wszystko, powstrzymałbym się od nazywania Małolata złodziejem, w przeciwieństwie do popularnego niegdyś producenta, Hensona, którego kariera legła w gruzach gdy wydało się, że kopiował podkłady zza oceanu, a następnie podpisywał się pod nimi swoją ksywą. Jeszcze większym, bo międzynarodowym skandalem było podkradanie dowcipów przez szalenie popularnego komika, Carlosa Mencię. Joe Rogan skonfrontował się z nim podczas jego występu, by powiedzieć co myśli na ten temat. Echa tej potyczki słychać do dzisiaj, a całe wydarzenie niemal pogrzebało karierę Carlosa, który do tej pory nie powrócił na szczyt, na którym się kiedyś znajdował.

Również bardziej szanowanym komikom zdarzyło się przywłaszczyć żart. O Robinie Williamsie (tak, TYM Robinie Williamsie) krążył nawet dowcip w środowisku samych stand-uperów:

Robin Williams poszedł na Open-Mica. Żaden z występów mu się nie spodobał, więc ukradł zegarek.

Zakończmy jednak ten nieprzyjemny temat. Wspomniałem na początku, że to właśnie polskie poletko wydaje mi się najbardziej transparentnym łącznikiem duetu Rap/Stand-up; dlaczego więc wymieniłem niemal wyłącznie amerykańskich artystów? Polski rap jest jeszcze młody, możemy pobawić się metaforami i powiedzieć, że to dopiero nastolatek, uczący się życia i zaczynający odkrywać w sobie nowe pokłady pewności siebie. Już nie wyżyma on swoich rodziców w celu uzyskania kieszonkowego, lecz uczciwie sobie dorabia, a co za tym idzie, powoli zaczyna być postrzegany przez społeczeństwo jako nieco zdziecinniały, ale już jednak obywatel. W przeszłości bardzo często się buntował, czasami nawet wtedy, gdy nie miał ku temu wyraźnego powodu. Hip-hop odzwierciedlał pewnego rodzaju mentalność słuchaczy, którzy do tej pory uprzykrzają swym kamratom tę kulturę. Stand-up jest zaś, w mojej opinii, jego młodszym bratem, który zdaje się popełniać te same błędy.

Póki co, jest to gatunek traktowany po macoszemu; telewizja traktuje go raczej jako ciekawostkę, a starsi uznani twórcy widzą w nim coś ewidentnie gorszego - w końcu to takie wulgarne, płytkie i bezpośrednie. Część entuzjastów stand-upu uwielbia podkreślać jego odrębność względem choćby kabaretu (co rozumiem i popieram) oraz stara się wmówić innym, że musi koniecznie nieść jakieś przesłanie (co już mnie się wydaje dziecinadą), bunt czy też sławetną prawdę, która przewijała się w naszym rapie częściej niż kasety wideo pod koniec ubiegłego wieku. Tylko czekać aż fani stand-upu zaszufladkują się na własne życzenie, a komedia na stojaka stanie się setnym z kolei "głosem pokoleń".

Inną sprawą jest potworek ochrzczony niegdyś pogardliwie hip-hopolem. Wytwór sztukopodobny, kreowany przez miłych chłopców, kastrujących rap z całej jego bezkompromisowości. Dodajmy do tego schlebianie niskim gustom oraz chęć przypodobania się małoletnim fankom i otrzymacie... no właśnie, co? W końcu niektórzy twierdzą, że tak samo raczkuje już u nas stand-upolo. "Uładniony" monolog nie przejawia się brakiem wulgaryzmów czy unikaniem niewybrednych tematów; chodzi raczej o asekuracyjne podejście do tworzenia tekstów. Bez ryzyka, bez osobowości, typowy crowd pleasing, który znamy z co słabszych one man show. Istnieją twórcy, którzy faktycznie mają dar do tworzenia niezobowiązujących dziełek i nie ma w tym bynajmniej nic złego. Odnoszę jednak wrażenie, że niektórzy utalentowani ludzie wykorzystują ignorancję artystyczną maluczkich dla zdobycia taniej popularności, napchania kieszeni czy też zaspokojenia swojej próżności. Mam nadzieję, że ta tendencja jest jedynie dzieckiem mojej przewrażliwionej wyobraźni. 

Istotną częścią stand-upu jest improwizacja. Istotną, ale nie nieodłączną. Podobnie jak dobry raper nie musi freestyle'ować (O mój Boże, co mi ten freestyle pomoże/czy łatwiejszy do zgryzienia będzie orzech? - nawinął niegdyś Waldemar Kasta), tak dobry komediant wcale nie musi opierać swojego materiału wyłącznie na konfrontacji z publiką (Amerykanie mówią na to ładnie crowd work). Są jednak asy, które potrafią wykorzystać całą swoją błyskotliwość, wyobraźnię i pewność siebie, by - mieszając je z energią pozyskaną od publiki - uzyskać zupełnie nową jakość.

Nie zdziwiło mnie, gdy dowiedziałem się, że jeden z najbardziej uznanych freestyle'owców, Muflon, jest fanem stand-upu. Co ciekawe, pojawił się on gościnnie na wieczorze improwizacyjnym zorganizowanym przez grupę Hofesinka. Faktycznie, jest to już nieco inna forma sceniczna, ale warto nadmienić, że Hofesinkę współtworzy trzech stand-uperów: Antoni Syrek-Dąbrowski, Karol Kopiec oraz Wojciech Fiedorczuk. Wracając do raperów, inny znakomity freestyle'owiec wyznał mi kilka lat temu, że sam ma w planach wystąpić na scenie ze swoim monologiem. Nie wiem czy w końcu to zrobił, dlatego postanowiłem pominąć jego ksywkę, niemniej jestem pewien - mając w pamięci jego charyzmę i szalony wit na mikrofonie - że fantastycznie poradziłby sobie także na tym polu.

Kolejnym specyficznym gatunkiem komediowym są roasty, o których szerzej wypowiedziałem się na moim blogu. Raperzy również mają swój ring, na którym mogą żartować, ale też obrażać i mówić najbardziej paskudne rzeczy, jakie tylko przyjdą im do głowy. Mowa tutaj oczywiście o beefach i dissach. W Polsce swój roast miał raper oraz fristajlowiec Gospel, Czesława Mozila beształ ostatnio wspomniany już Muflon, a w Stanach Zjednoczonych mogliśmy zobaczyć jak Snoop Dogg zabija publiczność oraz zaprzyjaźnionych komików swoim fantastycznym delivery.

Przejdźmy jednak do komedii w szerszym znaczeniu, zostawiając na chwilę czysty stand-up. Nie mogę w końcu nie wspomnieć o odłamie muzyki hip-hopowej, znanym nam pod nazwą comedy rap. Na szerszą skalę tworzył go między innymi Jon Lajoie, Ali G, autorzy youtube'owego kanału "Epic Rap Battles of History", a nawet - w nieco mniejszym stopniu - Eminem. We Francji dużą popularność uzyskał Michaël Youn, komik, który w 2007 roku znakomicie wyśmiewał ówczesne trendy i zacietrzewienie rapu, rapując pod pseudonimem Fatal Bazooka.

W Polsce żartobliwe (i raczej nieudane) utwory hip-hopowe nagrały takie zespoły jak Letni Chamski Podryw, Nagły Atak Spawacza czy V-Unit. Młody stand-uper z Gdańska, Van Bendler, również nagrał dwa numery utrzymane w niepoważnym tonie, które zyskały sporą popularność. Nie da się jednak ukryć, że najciekawszymi śmieszkami na naszej scenie są osoby, będące przede wszystkim raperami: Dwa Sławy, Łona, Afrojax, Wuwunio i Świntuch.

To prawdopodobnie najdłuższy tekst w historii Popkillera, więc nie będę przeciągał. Podobieństw między tymi dwoma braćmi, to jest stand-upem i hip-hopem, jest według mnie znacznie więcej, chociaż jest to teza, o którą można się łatwo pokłócić. Przecież równie wiele korelacji znajdziemy między stand-upem a rockiem, czy też rapem a boksem (przyjmijmy, na potrzebę przykładu, że za parę lat walki bokserskie będą rozgrywać się już tylko na facebooku). Ale nawet jeżeli Władysław Sikora, artysta współtworzący niegdyś wspaniały kabaret Potem, widzi tutaj pewną zależność, nie należąc przy tym do żadnego z tych środowisk, to warto chociaż pochylić się nad tym zagadnieniem.

]]>
Proceente, Łysonżi, Klasik, Green, Muflon, Leniwe Głowy "Aloha Tour 2k14" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-11-25,proceente-lysonzi-klasik-green-muflon-leniwe-glowy-aloha-tour-2k14-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-11-25,proceente-lysonzi-klasik-green-muflon-leniwe-glowy-aloha-tour-2k14-teledyskNovember 25, 2014, 4:47 pmAdmin stronyAloha Entertainment wraz z Windy Haze Clth. ruszają w trasę koncertową, by zaprezentować materiał z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak", Green "Buntownicy i Lojaliści" oraz nadchodzącej płyty Muflona. Oficjalnym supportem trasy będzie zespół Leniwe Głowy, na poszczególnych koncertach pojawią się też goście specjalni. Dziś pora za to na specjalny track zapowiadający tour - a w nim wszyscy obecni za mikrofonem na trasie.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"18617","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"606","width":"430"}}]]Aloha Entertainment wraz z Windy Haze Clth. ruszają w trasę koncertową, by zaprezentować materiał z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak", Green "Buntownicy i Lojaliści" oraz nadchodzącej płyty Muflona. Oficjalnym supportem trasy będzie zespół Leniwe Głowy, na poszczególnych koncertach pojawią się też goście specjalni. Dziś pora za to na specjalny track zapowiadający tour - a w nim wszyscy obecni za mikrofonem na trasie.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"18617","attributes":{"alt":"","class":"media-image","height":"606","width":"430"}}]]

]]>
ALOHA TOUR 2k14 - Białystokhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-21,aloha-tour-2k14-bialystokhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-21,aloha-tour-2k14-bialystokOctober 23, 2014, 3:29 pmMichał Proceente KosiorowskiW sobotę 29 listopada reprezentacja artystów Aloha Entertainment odwiedzi Białystok, by zaprezentować materiał z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak" oraz Green "Buntownicy i Lojaliści". Jako oficjalny support zagrają Leniwe Głowy, natomiast w roli gości specjalnych pojawi się duet Maxim/Blaze (premiera koncertowa mixtape'u Blaze "Zwalniam"). termin: 29 listopada (sobota) miejsce: Białystok, klub Herkulesy Zagrają: Proceente, Łysonżi Dżonson, Green + Klasik, DJ Cider, Leniwe Głowy, Maxin/Blaze start imprezy: 20:00 start koncertów: 21:00 bilety: 15 pln (przedsprzedaż) / 20 pln (w dniu koncertu) Trasa ALOHA TOUR 2k14 została zorganizowana we współpracy z marką odzieżową Windy Haze Clth. Partnerzy: Windy Haze Clth., Dobrekino Studio, Agencja Rap Punks, AlohaSklep.pl, Szyjemyhiphop.pl Patroni medialni: CGM, Popkiller, Magazyn Vibe, Break.pl, Glamrap.pl, Hip-Hop Kampus, Rap GRAW sobotę 29 listopada reprezentacja artystów AlohaEntertainment odwiedzi Białystok, by zaprezentować materiał z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak" oraz Green "Buntownicy i Lojaliści". Jako oficjalny support zagrają Leniwe Głowy, natomiast w roli gości specjalnych pojawi się duet Maxim/Blaze (premiera koncertowa mixtape'u Blaze "Zwalniam").

termin: 29 listopada (sobota)
miejsce: Białystok, klub Herkulesy

Zagrają: Proceente, Łysonżi Dżonson, Green + Klasik, DJ Cider, Leniwe Głowy, Maxin/Blaze

start imprezy: 20:00
start koncertów: 21:00

bilety: 15 pln (przedsprzedaż) / 20 pln (w dniu koncertu)

Trasa ALOHA TOUR 2k14 została zorganizowana we współpracy z marką odzieżową Windy Haze Clth.

Partnerzy: Windy Haze Clth., Dobrekino Studio, Agencja Rap Punks, AlohaSklep.pl, Szyjemyhiphop.pl

Patroni medialni: CGM, Popkiller, Magazyn Vibe, Break.pl, Glamrap.pl, Hip-Hop Kampus, Rap GRA

]]>
ALOHA TOUR 2k14 - Giżyckohttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-21,aloha-tour-2k14-gizyckohttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-21,aloha-tour-2k14-gizyckoOctober 30, 2014, 7:40 amMichał Proceente KosiorowskiW piątek 28 listopada reprezentacja artystów Aloha Entertainment odwiedzi Lublin, by zaprezentować materiał z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "Browka Szpinak" oraz Green "Buntownicy i Lojaliści. Jako oficjalny support zagrają Leniwe Głowy, natomiast w roli gościa specjalnego pojawi się Dolar. Kiedy: 28 listopada (piątek) Gdzie: Giżycko, klub Pasaż Zagrają: Proceente, Łysonżi Dżonson, Green + Klasik, DJ Cider, Leniwe Głowy, Dolar Start imprezy: 20:00 Start koncertów: 21:00 Bilety: 15 pln (przedsprzedaż) / 20 pln (w dniu koncertu) Trasa ALOHA TOUR 2k14 została zorganizowana we współpracy z marką odzieżową Windy Haze Clth. Partnerzy: Windy Haze Clth., Dobrekino Studio, Agencja Rap Punks, AlohaSklep.pl, Szyjemyhiphop.pl Patroni medialni: CGM, Popkiller, Magazyn Vibe, Break.pl, Glamrap.pl, Hip-Hop Kampus, Rap GRAW piątek 28 listopada reprezentacja artystów Aloha Entertainment odwiedzi Lublin, by zaprezentować materiał z płyt Proceente "Zupynalefkisplify", Łysonżi Dżonson "BrowkaSzpinak" oraz Green "BuntownicyiLojaliści. Jako oficjalny support zagrają Leniwe Głowy, natomiast w roli gościa specjalnego pojawi się Dolar.

Kiedy: 28 listopada (piątek)
Gdzie: Giżycko, klub Pasaż

Zagrają: Proceente, ŁysonżiDżonson, Green + Klasik, DJCider, LeniweGłowy, Dolar

Start imprezy: 20:00
Start koncertów: 21:00

Bilety: 15 pln (przedsprzedaż) / 20 pln (w dniu koncertu)

Trasa ALOHA TOUR 2k14 została zorganizowana we współpracy z marką odzieżową Windy Haze Clth.

Partnerzy: Windy Haze Clth., Dobrekino Studio, Agencja Rap Punks, AlohaSklep.pl, Szyjemyhiphop.pl

Patroni medialni: CGM, Popkiller, Magazyn Vibe, Break.pl, Glamrap.pl, Hip-Hop Kampus, Rap GRA

]]>
Aloha Entertainment rusza w trasę koncertowąhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-09,aloha-entertainment-rusza-w-trase-koncertowahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-10-09,aloha-entertainment-rusza-w-trase-koncertowaOctober 9, 2014, 3:04 pmMichał Proceente KosiorowskiPóźną jesienią Proceente, Łysonżi Dżonson, Green, Muflon, alohowi DJ'e oraz goście specjalni odwiedzą kilka polskich miast, gdzie zaprezentują materiał z ich najnowszych wydawnictw: "Zupynalefkisplify", "Browka Szpinak", "Buntownicy i Lojaliści" oraz nadchodzącej płyty Muflona. Trasa ALOHA TOUR 2k14 została zorganizowana we współpracy z marką odzieżową Windy Haze Clth. Więcej szczegółów poznacie już niebawem.Późną jesienią Proceente, ŁysonżiDżonson, Green, Muflon, alohowi DJ'e oraz goście specjalni odwiedzą kilka polskich miast, gdzie zaprezentują materiał z ich najnowszych wydawnictw: "Zupynalefkisplify", "Browka Szpinak", "Buntownicy i Lojaliści" oraz nadchodzącej płyty Muflona.

Trasa ALOHA TOUR 2k14 została zorganizowana we współpracy z marką odzieżową Windy Haze Clth.

Więcej szczegółów poznacie już niebawem.

]]>
Ten Typ Mes, Buka, WdoWA, TomB, Muflon, Bezczel, Zbuku, Vixen i inni odpowiadają na #Hot16Challengehttps://popkiller.kingapp.pl/2014-09-07,ten-typ-mes-buka-wdowa-tomb-muflon-bezczel-zbuku-vixen-i-inni-odpowiadaja-nahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-09-07,ten-typ-mes-buka-wdowa-tomb-muflon-bezczel-zbuku-vixen-i-inni-odpowiadaja-naSeptember 9, 2014, 12:03 amAdmin stronyDomino wywołane przez Solara ruszyło w najlepsze a my zalewani jesteśmy kolejnymi odpowiedziami na "#Hot16Challenge". Kolejne osoby, kolejne nominacje... Grono raperów, którzy podjęli rękawice wygląda coraz okazalej a my mamy dla Was zebrane odpowiedzi, które trafiły już do Sieci. A w nich m.in.: Ten Typ Mes, Buka, WdoWA, TomB, Muflon, Bezczel, Zbuku, Kobra, Vixen, Czeski, Bonez, Gonix czy Kamel... Kto na razie zrobił największe wrażenie?Wcześniejsze video: Wujek Samo Zło, Flint, Białas, Diox.[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16620","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16640","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16621","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16638","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16622","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16634","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16623","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16624","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16632","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16625","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16636","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16626","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16627","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16628","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16629","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16635","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16630","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16631","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16633","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]][[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16637","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Domino wywołane przez Solara ruszyło w najlepsze a my zalewani jesteśmy kolejnymi odpowiedziami na "#Hot16Challenge". Kolejne osoby, kolejne nominacje... Grono raperów, którzy podjęli rękawice wygląda coraz okazalej a my mamy dla Was zebrane odpowiedzi, które trafiły już do Sieci. A w nich m.in.: Ten Typ Mes, Buka, WdoWA, TomB, Muflon, Bezczel, Zbuku, Kobra, Vixen, Czeski, Bonez, Gonix czy Kamel... Kto na razie zrobił największe wrażenie?

Wcześniejsze video: Wujek Samo Zło, Flint, Białas, Diox.

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16620","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16640","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16621","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16638","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16622","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16634","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16623","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16624","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16632","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16625","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16636","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16626","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16627","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16628","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16629","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16635","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16630","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16631","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16633","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"16637","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Proceente "Zupynalefkisplify" - tracklistahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-09-03,proceente-zupynalefkisplify-tracklistahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-09-03,proceente-zupynalefkisplify-tracklistaSeptember 4, 2014, 1:52 amMichał Proceente Kosiorowski26 września na półki sklepowe trafi trzeci solowy album Proceente pt. "Zupynalefkisplify". Już dziś prezentujemy pełną tracklistę płyty. Na materiał składa się 17 starannie wyselekcjonowanych utworów, w których pojawia się plejada producentów, raperów, DJ'ów i wokalistów. Proceente "Zupynalefkisplify" - Tracklista:01 Intro Zupynalefkisplify02 Oświecenie (prod. Erio, scratch DJ Gondek)03 Epikurejski splendor (prod. Stona)04 Kiedy dobrzy ludzie robią złe rzeczy feat. Emazet, Kuba Knap (prod. Stona, scratch DJ Grubaz)05 Potop (prod. Stona, scratch DJ Paulo)06 Czarnobyl feat. Danny (prod. Stona)07 Palnik feat. Muflon, Łysonżi Dżonson (prod. Wojak00)08 Strzelba (prod. SB, scratch DJ Grubaz)09 Dom (prod. Expe, scratch DJ Anusz)10 Stara Ziemia (prod. Stona, scratch Dj Gondek)11 Dla chłopaków i dziewczyn feat. Quiz, Green (prod. Quiz, scratch DJ Te)12 Nadzieja feat. Mielzky, Zioło Zioło (prod. patr00, scratch DJ Grubaz)13 Lodówka (prod. patr00, scratch DJ Panda)14 Drapieżnki Szołbiznesu (prod. patr00)15 Ostatniej szansy mecz (prod. Stona, scratch DJ Gondek)16 Odpowiedzialność feat. O.S.T.R., Hades (prod. Erio)17 AE feat. Lilu (prod. Stona, scratch DJ Anusz)18 Babcia (prod. patr00)Płyta „Zupynalefkisplify” została zrealizowana w Erem Studio przez Staszka Koźlika, który odpowiada również za miks wszystkich utworów. Masteringiem zajęli się mistrzowie ze AS One Studio. Autorem poligrafii jest Zuza Szok, zdjęcia wykonał Tomek Karwiński (www.karwinski.pl).Preorder albumu dostepny jest na AlohaSklep.pl oraz Preorder.plDotychczas album promują trzy single:"Strzelba" feat. Dj Grubaz"Palnik" feat. Muflon, Łysonżi Dżonson"Ostatniej szansy mecz" feat. DJ GondekPo weekendzie spodziewajcie się kolejnego singla promującego album "Zupynalefkisplify". Będzie to wyprodukowany przez Stonę utwór "Kiedy dobrz ludzie robią złe rzeczy", w którym gościnnie pojawiają się Emazet, Kuba Knap oraz DJ Grubaz.26 września na półki sklepowe trafi trzeci solowy album Proceente pt. "Zupynalefkisplify". Już dziś prezentujemy pełną tracklistę płyty. Na materiał składa się 17 starannie wyselekcjonowanych utworów, w których pojawia się plejada producentów, raperów, DJ'ów i wokalistów.  

Proceente "Zupynalefkisplify" - Tracklista:

01 Intro Zupynalefkisplify

02 Oświecenie (prod. Erio, scratch DJ Gondek)

03 Epikurejski splendor (prod. Stona)

04 Kiedy dobrzy ludzie robią złe rzeczy feat. Emazet, Kuba Knap (prod. Stona, scratch DJ Grubaz)

05 Potop (prod. Stona, scratch DJ Paulo)

06 Czarnobyl feat. Danny (prod. Stona)

07 Palnik feat. Muflon, Łysonżi Dżonson (prod. Wojak00)

08 Strzelba (prod. SB, scratch DJ Grubaz)

09 Dom (prod. Expe, scratch DJ Anusz)

10 Stara Ziemia (prod. Stona, scratch Dj Gondek)

11 Dla chłopaków i dziewczyn feat. Quiz, Green (prod. Quiz, scratch DJ Te)

12 Nadzieja feat. Mielzky, Zioło Zioło (prod. patr00, scratch DJ Grubaz)

13 Lodówka (prod. patr00, scratch DJ Panda)

14 Drapieżnki Szołbiznesu (prod. patr00)

15 Ostatniej szansy mecz (prod. Stona, scratch DJ Gondek)

16 Odpowiedzialność  feat. O.S.T.R., Hades (prod. Erio)

17 AE  feat. Lilu (prod. Stona, scratch DJ Anusz)

18 Babcia (prod. patr00)

Płyta „Zupynalefkisplify”  została zrealizowana w Erem Studio przez Staszka Koźlika, który odpowiada również za miks wszystkich utworów. Masteringiem zajęli się mistrzowie ze AS One Studio. Autorem poligrafii jest Zuza Szok, zdjęcia wykonał Tomek Karwiński (www.karwinski.pl).

Preorder albumu dostepny jest na AlohaSklep.pl oraz Preorder.pl

Dotychczas album promują trzy single:

"Strzelba"feat. Dj Grubaz

"Palnik" feat. Muflon, Łysonżi Dżonson

"Ostatniej szansy mecz"feat. DJ Gondek

Po weekendzie spodziewajcie się kolejnego singla promującego album "Zupynalefkisplify". Będzie to wyprodukowany przez Stonę utwór "Kiedy dobrz ludzie robią złe rzeczy", w którym gościnnie pojawiają się Emazet, Kuba Knap oraz DJ Grubaz.

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #10: Oni załatwiają w kółko jeden koncerthttps://popkiller.kingapp.pl/2014-07-27,muflon-pisanki-freestyleowca-10-oni-zalatwiaja-w-kolko-jeden-koncerthttps://popkiller.kingapp.pl/2014-07-27,muflon-pisanki-freestyleowca-10-oni-zalatwiaja-w-kolko-jeden-koncertJuly 27, 2014, 5:58 pmKuba RużyłłoDo napisania tego felietonu natchnęła mnie szokująca informacja, że w Warszawie pod koniec sierpnia wystąpią (uwaga, werble....) Dilated Peoples! Z kolei jeżeli nie wiecie, to na Hip Hop Kempie headlinerem w tym roku – dodajmy, że po raz trzeci w historii tej imprezy - będą (uwaga, werble...) Dilated Peoples! A na przykład trzy lata temu na festiwalu Hip Hop Arena w Łodzi gwiazdą był zespół (uwaga, werble...) Dilated Peoples! Rok później, na festiwalu Gdańsk Dźwiga Muzę fani hip-hopu mieli niepowtarzalną okazję, aby na scenie zobaczyć (uwaga, werble...) Dilated Peoples! Od roku 2008 dzieli nas już sześć lat, mogliście zapomnieć, więc śpieszę z przypomnieniem – wtedy w ramach imprezy Warsaw Challenge na deskach amfiteatru w Parku Sowińskiego pojawił się legendarny skład z Kalifornii (uwaga, werble...) Dilated Peoples. A żeby nie sięgać wstecz aż tak daleko, to może przywołajmy wydarzenia z początku bieżącego roku: w styczniu w Warszawie wystąpili Alchemist i Evidence, członek znakomitej podziemnej ekipy (perkusistę już troszkę bolą łapy, ale cóż zrobić, taki żywot – uwaga, werble...) Dilated Peoples!Czasami wydaje mi się, że polscy (umówmy się, Hradec od ładnych paru lat jest polską kolonią) organizatorzy imprez mają chłopaków z DP w telefonie zapisanych pod "Aaa Dilated Peoples" i po prostu czasem jak nie zablokują klawiatury, to numer sam im się wykręca, no a wtedy to już głupio czegoś nie zabookować. Jeszcze DJ'owi Babu będzie przykro.Nie wykluczam też możliwości, że jesteśmy świadkami powoływania do życia nowego nurtu filozofii, który w opozycji do "Panta rhei" formułuje maksymę "Dilated Peoples w Polsce!", która ma stanowić symbol stałości, nieprzemijalności i wieczności pewnych zdarzeń.Dobra, to tylko takie świrki. Mam nadzieję, że nie wczuwacie się za bardzo. Nie chcę się znęcać nad DP. Jestem dużym fanem ich dwóch pierwszych płyt. Na kolejnych dwóch też jest sporo kawałków, które katowałem jak mało które ("You can't hide, you can't run" – panie, cóż to jest za hit). Pierwsza solówka Evidence'a i wydana rok później epka "The Layover" również należą do grona moich ulubionych produkcji pierwszej dekady tego tysiąclecia. Przyznacie jednak, że mamy do czynienia z sytuacją z lekka absurdalną.Na jednym z portali przeczytałem, że występ DP na Hip Hop Kempie jest efektem "licznych głosów Kempowiczów". Nie wiem czy tak jest naprawdę. Może być też tak, że organizatorzy słusznie uznali, że takie przedstawienie sytuacji będzie brzmieć trochę lepiej niż "w tym roku postanowiliśmy pójść na łatwiznę – panie i panowie, Dilated Peoples!". Skłonny jestem jednak uwierzyć, że rzeczywiście jest to w pewnej mierze kwestia nacisków fanów festiwalu. Wszak nie od dziś wiadomo, że polski hip-hopowiec to syn inżyniera Mamonia, który rodzinne wartości dotyczące kontemplacji sztuki, którą już zna, ma zakorzenione wyjątkowo głęboko. Toteż polskim mainstreamem hip-hopowym jest szeroko rozumiany truskul, rap o nowojorskim i "undergroundowym" zabarwieniu, a to co w Stanach rozumie się przez mainstream/komercję w Polsce w rzeczywistości jest niszą, z którą stosunkowo trudno się przebić do szerszego odbiorcy.I choć nowa fala młodych amerykańskich talentów pokroju Wiza Khalify, J.Cole'a czy Lamara sprawiła, że polski odbiorca coraz chętniej zerka w stronę newschoolu, to jednak myślę, że można zaryzykować tezę, że Polska wciąż jest hip-hopowym światem alternatywnym, w którym pewne rzeczy dzieją się na opak.Kiedyś czytałem ciekawe rozważanie na temat tego, co dzieje się z kibicowskimi gadżetami, które kluby sportowe produkują przed finałami dużych imprez z myślą o szybkim zarobku związanym z ewentualnym sukcesem. Tyle, że kiedy ewentualność nie przeradza się w faktyczność, pojawia się problem. Na przykład, w zeszłym sezonie NBA w meczu nr 6, Spurs byli chyba minutę od tytułu, mając bezpieczną przewagę i tylko niesamowity zryw Miami Heat zwieńczony chorym trafieniem Raya Allena odwrócił losy rywalizacji. Trudno uwierzyć, żeby na minutę przed zdobyciem mistrzostwa, maszyny produkujące koszulki z napisem "Spurs mistrzowie NBA 2013" nie pracowały pełną parą. Tyle, że minutę później koszulki te nie przystawały do zastanej rzeczywistości. W artykule, który natchnął mnie do tego misternie szytego porównania, które zaraz wyprowadzę, przedstawiono teorie, że owe niezgodne z rzeczywistością, a więc nikomu niepotrzebne gadżety, zamiast zostać wyrzucone, wysyłane są do Afryki w ramach pomocy humanitarnej. Puszczam więc wodze fantazji i wyobrażam sobie, że są gdzieś na Czarnym Lądzie wioski, w których wszyscy mieszkańcy śmigają w koszulkach Utah Jazz z końcówki lat 90. i są przekonani, że Karl Malone jest synonimem koszykarskiego sukcesu, a Michael Jordan to wieczny przegrany.I taką właśnie afrykańską wioską jest polski hip-hop, celebrujący często już przebrzmiałe postaci, które przyjeżdżają do Polski grać za grosze, bo w Stanach już dawno utraciły status gwiazd, a ich nowa twórczość pozbawiona jest dawnego błysku. Wydaje się nam, że nie wiadomo jaki zaszczyt nas kopnął i nie zdajemy sobie sprawy, że realną alternatywą dla tego hołubionego przez nas gościa, jest kasa w Burger Kingu. Nie mam akurat teraz na myśli Dilated Peoples, bo z tego co sprawdziłem, trochę w tym roku po Stanach pojeżdżą, a i wciąż można mieć nadzieje, że wartościowe nagrania jeszcze przed nimi, ale nawet w tym wypadku chyba nie macie wątpliwości, że ich popularność wśród fanów hip-hopu jest w Polsce proporcjonalnie znacznie większa niż w USA.Polska jest ZUSem dla podstarzałych raperów. Czasami też jedynym miejscem, w którym kogokolwiek oni obchodzą. W świetnej książce-reportażu autorstwa Marcina Michalskiego i Macieja Wasielewskiego, prześwietlającej życie na Wyspach Owczych, opowiedziana jest kuriozalna anegdota dotycząca muzycznych preferencji mieszkańców tej krainy. Otóż ponoć do dziś za największą muzyczną gwiazdę uważany jest tam Brian Adams (tak, ten który śpiewał "I do it for you" w Robin Hoodzie z Costnerem, i który dziś zajmuje się głównie okupowaniem wysokich miejsc na liście "rzeczy z lat 90, których już nie pamiętasz", gdzieś między Tamagotchi, a Pegasusem). Pojawia się on na Wyspach Owczych ze sporą regularnością; zawsze jego występ jest największym wydarzeniem kulturalnym na całym archipelagu i towarzyszy mu atmosfera wiekopomnej chwili. Życzę Dilated Peoples aby ich nowa, wkrótce ukazująca się płyta była kozacka i żeby nie stali się oni Brianami Adamsami polskiego hip-hopu. Regularność ich wizyt, niepoparta nowymi głośnymi artystycznymi osiągnięciami, niebezpiecznie ich do tego statusu zbliża.A zjawisko przebrzmiałych raperów, którzy kiedyś byli gwiazdami, a dziś nie radzą sobie zbyt dobrze na tle młodszej konkurencji, dotarło też do Polski. Wielu weteranów polskiego rapu, gwiazd przełomu wieków, dziś frustruje się widząc licznik wyświetleń swoich nowych klipów. Pytanie tylko gdzie oni mają jeździć odcinać kupony od dawnej sławy, skoro nawet tutaj ich nie chcą. Chyba trzeba spytać chłopaków ze Spurs gdzie wysłali koszulki. *****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek WiszniewskiDo napisania tego felietonu natchnęła mnie szokująca informacja, że w Warszawie pod koniec sierpnia wystąpią (uwaga, werble....) Dilated Peoples! Z kolei jeżeli nie wiecie, to na Hip Hop Kempie headlinerem w tym roku – dodajmy, że po raz trzeci w historii tej imprezy - będą (uwaga, werble...) Dilated Peoples! A na przykład trzy lata temu na festiwalu Hip Hop Arena w Łodzi gwiazdą był zespół (uwaga, werble...) Dilated Peoples! Rok później, na festiwalu Gdańsk Dźwiga Muzę fani hip-hopu mieli niepowtarzalną okazję, aby na scenie zobaczyć (uwaga, werble...) Dilated Peoples! Od roku 2008 dzieli nas już sześć lat,  mogliście zapomnieć, więc śpieszę z przypomnieniem – wtedy w ramach imprezy Warsaw Challenge na deskach amfiteatru w Parku Sowińskiego pojawił się legendarny skład z Kalifornii (uwaga, werble...) Dilated Peoples. A żeby nie sięgać wstecz aż tak daleko, to może przywołajmy wydarzenia z początku bieżącego roku: w styczniu w Warszawie wystąpili Alchemist i Evidence, członek znakomitej podziemnej ekipy (perkusistę już troszkę bolą łapy, ale cóż zrobić, taki żywot – uwaga, werble...) Dilated Peoples!

Czasami wydaje mi się, że polscy (umówmy się, Hradec od ładnych paru lat jest polską kolonią) organizatorzy imprez mają chłopaków z DP w telefonie zapisanych pod "Aaa Dilated Peoples" i po prostu czasem jak nie zablokują klawiatury, to numer sam im się wykręca, no a wtedy to już głupio czegoś nie zabookować. Jeszcze DJ'owi Babu będzie przykro.

Nie wykluczam też możliwości, że jesteśmy świadkami powoływania do życia nowego nurtu filozofii, który w opozycji do "Panta rhei" formułuje maksymę "Dilated Peoples w Polsce!", która ma stanowić symbol stałości, nieprzemijalności i wieczności pewnych zdarzeń.

Dobra, to tylko takie świrki. Mam nadzieję, że nie wczuwacie się za bardzo. Nie chcę się znęcać nad DP. Jestem dużym fanem ich dwóch pierwszych płyt. Na kolejnych dwóch też jest sporo kawałków, które katowałem jak mało które ("You can't hide, you can't run" – panie, cóż to jest za hit). Pierwsza solówka Evidence'a i wydana rok później epka "The Layover" również należą do grona moich ulubionych produkcji pierwszej dekady tego tysiąclecia. Przyznacie jednak, że mamy do czynienia z sytuacją z lekka absurdalną.

Na jednym z portali przeczytałem, że występ DP na Hip Hop Kempie jest efektem "licznych głosów Kempowiczów". Nie wiem czy tak jest naprawdę. Może być też tak, że organizatorzy słusznie uznali, że takie przedstawienie sytuacji będzie brzmieć trochę lepiej niż "w tym roku postanowiliśmy pójść na łatwiznę – panie i panowie, Dilated Peoples!". Skłonny jestem jednak uwierzyć, że rzeczywiście jest to w pewnej mierze kwestia nacisków fanów festiwalu. Wszak nie od dziś wiadomo, że polski hip-hopowiec to syn inżyniera Mamonia, który rodzinne wartości dotyczące kontemplacji sztuki, którą już zna, ma zakorzenione wyjątkowo głęboko. Toteż polskim mainstreamem hip-hopowym jest szeroko rozumiany truskul, rap o nowojorskim i "undergroundowym" zabarwieniu, a to co w Stanach rozumie się przez mainstream/komercję w Polsce w rzeczywistości jest niszą, z którą stosunkowo trudno się przebić do szerszego odbiorcy.

I choć nowa fala młodych amerykańskich talentów pokroju Wiza Khalify, J.Cole'a czy Lamara sprawiła, że polski odbiorca coraz chętniej zerka w stronę newschoolu, to jednak myślę, że można zaryzykować tezę, że Polska wciąż jest hip-hopowym światem alternatywnym, w którym pewne rzeczy dzieją się na opak.

Kiedyś czytałem ciekawe rozważanie na temat tego, co dzieje się z kibicowskimi gadżetami, które kluby sportowe produkują przed finałami dużych imprez z myślą o szybkim zarobku związanym z ewentualnym sukcesem. Tyle, że kiedy ewentualność nie przeradza się w faktyczność, pojawia się problem. Na przykład, w zeszłym sezonie NBA w meczu nr 6, Spurs byli chyba minutę od tytułu, mając bezpieczną przewagę i tylko niesamowity zryw Miami Heat zwieńczony chorym trafieniem Raya Allena odwrócił losy rywalizacji. Trudno uwierzyć, żeby na minutę przed zdobyciem mistrzostwa, maszyny produkujące koszulki z napisem "Spurs mistrzowie NBA 2013" nie pracowały pełną parą. Tyle, że minutę później koszulki te nie przystawały do zastanej rzeczywistości. W artykule, który natchnął mnie do tego misternie szytego porównania, które zaraz wyprowadzę, przedstawiono teorie, że owe niezgodne z rzeczywistością, a więc nikomu niepotrzebne gadżety, zamiast zostać wyrzucone, wysyłane są do Afryki w ramach pomocy humanitarnej. Puszczam więc wodze fantazji i wyobrażam sobie, że są gdzieś na Czarnym Lądzie wioski, w których wszyscy mieszkańcy śmigają w koszulkach Utah Jazz z końcówki lat 90. i są przekonani, że Karl Malone jest synonimem koszykarskiego sukcesu, a Michael Jordan to wieczny przegrany.

I taką właśnie afrykańską wioską jest polski hip-hop, celebrujący często już przebrzmiałe postaci, które przyjeżdżają do Polski grać za grosze, bo w Stanach już dawno utraciły status gwiazd, a ich nowa twórczość pozbawiona jest dawnego błysku. Wydaje się nam, że nie wiadomo jaki zaszczyt nas kopnął i nie zdajemy sobie sprawy, że realną alternatywą dla tego hołubionego przez nas gościa, jest kasa w Burger Kingu. Nie mam akurat teraz na myśli Dilated Peoples, bo z tego co sprawdziłem, trochę w tym roku po Stanach pojeżdżą, a i wciąż można mieć nadzieje, że wartościowe nagrania jeszcze przed nimi, ale nawet w tym wypadku chyba nie macie wątpliwości, że ich popularność wśród fanów hip-hopu jest w Polsce proporcjonalnie znacznie większa niż w USA.

Polska jest ZUSem dla podstarzałych raperów. Czasami też jedynym miejscem, w którym kogokolwiek oni obchodzą. W świetnej książce-reportażu autorstwa Marcina Michalskiego i Macieja Wasielewskiego, prześwietlającej życie na Wyspach Owczych, opowiedziana jest kuriozalna anegdota dotycząca muzycznych preferencji mieszkańców tej krainy. Otóż ponoć do dziś za największą muzyczną gwiazdę uważany jest tam Brian Adams (tak, ten który śpiewał "I do it for you" w Robin Hoodzie z Costnerem, i który dziś zajmuje się głównie okupowaniem wysokich miejsc na liście "rzeczy z lat 90, których już nie pamiętasz", gdzieś między Tamagotchi, a Pegasusem). Pojawia się on na Wyspach Owczych ze sporą regularnością; zawsze jego występ jest największym wydarzeniem kulturalnym na całym archipelagu i towarzyszy mu atmosfera wiekopomnej chwili. Życzę Dilated Peoples aby ich nowa, wkrótce ukazująca się płyta była kozacka i żeby nie stali się oni Brianami Adamsami polskiego hip-hopu. Regularność ich wizyt, niepoparta nowymi głośnymi artystycznymi osiągnięciami, niebezpiecznie ich do tego statusu zbliża.

A zjawisko przebrzmiałych raperów, którzy kiedyś byli gwiazdami, a dziś nie radzą sobie zbyt dobrze na tle młodszej konkurencji, dotarło też do Polski. Wielu weteranów polskiego rapu, gwiazd przełomu wieków, dziś frustruje się widząc licznik wyświetleń swoich nowych klipów. Pytanie tylko gdzie oni mają jeździć odcinać kupony od dawnej sławy, skoro nawet tutaj ich nie chcą. Chyba trzeba spytać chłopaków ze Spurs gdzie wysłali koszulki.

 

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Muflon o Quebonafide: "Nie mam wątpliwości, że dopiero się rozkręca"https://popkiller.kingapp.pl/2014-05-09,muflon-o-quebonafide-nie-mam-watpliwosci-ze-dopiero-sie-rozkrecahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-05-09,muflon-o-quebonafide-nie-mam-watpliwosci-ze-dopiero-sie-rozkrecaMay 9, 2014, 5:38 pmAdmin stronyJedna z najgłośniejszych młodych twarzy ostatnich miesięcy to z pewnością Quebonafide z Ciechanowa - i nie tylko z uwagi na charakterystyczność ksywki. Muflon, wspominając dogranie się rok temu nieznanemu jeszcze wówczas Quebie na "Eden Hazard", postanowił pokrótce podsumować i zanalizować postęp, który dokonał się w jego karierze przez ten czas - zauważając też poniekąd wywrócenie na drugą stronę sytuacji "znanego rapera dogrywającego się mniej znanemu ziomkowi"."Ciekawa akcja z tym Quebsztykiem. Jakoś mniej więcej rok temu zaprosił mnie na track jako właściwie anonimowa postać, ale że spoko morda, to oczywiście dograłem się w ramach przysługi od nieco bardziej fejmowego raperzyny. Minął rok i wychodzi na to, że to na razie highlight mojej studyjnej kariery:) Przez ten czas chłopaczyna zdążył wypuścić dwie dobrze przyjęte płyty, zagrać kilkadziesiąt koncertów, nagrać numer na bicie Premiera, dostać zaproszenie na Kodex (słyszałem zwroteczkę - bardzo spoko), na Kemp i na specjalny koncert, gdzie wraz z rapowymi sławami (choć nie Dwoma niestety akurat!) będzie coverował numer ze "Skandalu". I choć ludzie czasami trochę przesadzają w zachwytach, to nie mam wątpliwości, że on się dopiero rozkręca. Po roku okazało się, że ten numer to większa przysługa z jego strony niż z mojej:) PS After Dark R.I.P." - napisał Muflon. A tutaj ów numer:[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5009","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]Jedna z najgłośniejszych młodych twarzy ostatnich miesięcy to z pewnością Quebonafide z Ciechanowa - i nie tylko z uwagi na charakterystyczność ksywki. Muflon, wspominając dogranie się rok temu nieznanemu jeszcze wówczas Quebie na "Eden Hazard", postanowił pokrótce podsumować i zanalizować postęp, który dokonał się w jego karierze przez ten czas - zauważając też poniekąd wywrócenie na drugą stronę sytuacji "znanego rapera dogrywającego się mniej znanemu ziomkowi".

"Ciekawa akcja z tym Quebsztykiem. Jakoś mniej więcej rok temu zaprosił mnie na track jako właściwie anonimowa postać, ale że spoko morda, to oczywiście dograłem się w ramach przysługi od nieco bardziej fejmowego raperzyny.
Minął rok i wychodzi na to, że to na razie highlight mojej studyjnej kariery:) Przez ten czas chłopaczyna zdążył wypuścić dwie dobrze przyjęte płyty, zagrać kilkadziesiąt koncertów, nagrać numer na bicie Premiera, dostać zaproszenie na Kodex (słyszałem zwroteczkę - bardzo spoko), na Kemp i na specjalny koncert, gdzie wraz z rapowymi sławami (choć nie Dwoma niestety akurat!) będzie coverował numer ze "Skandalu".
I choć ludzie czasami trochę przesadzają w zachwytach, to nie mam wątpliwości, że on się dopiero rozkręca.
Po roku okazało się, że ten numer to większa przysługa z jego strony niż z mojej:)

PS After Dark R.I.P." - napisał Muflon. A tutaj ów numer:

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5009","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>
Proceente feat. Muflon, Łysonżi "Palnik" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-24,proceente-feat-muflon-lysonzi-palnik-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-24,proceente-feat-muflon-lysonzi-palnik-teledyskApril 24, 2014, 2:32 pmMichał Proceente KosiorowskiPrezentujemy teledysk "Palnik", czyli drugi singiel zapowiadający album Proceente "Zupynalefkisplify". Gościnnie w kawałku pojawiają się Muflon oraz Łysonżi Dżonson. Muzykę wyprodukował Wojak00, całość została nagrana i zmiksowana w Erem Studio przez Staszka Koźlika. Video zrealizowała ekipa The New Black przy wsparciu Mass Denim 98.O numerze wypowiedział się Proceente: "Palnik" to jeden z bardziej zwariowanych numerów na płycie "Zupynalefkisplify". Charakter kawałka jest na wskroś imprezowy, jednak trzeba pamiętać, że utwór ten opowiada o wielu ważnych rzeczach, nie tylko o melanżu. Czekajcie na "Zupynalefkisplify"!Pierwszy singiel "Strzelba" feat DJ Grubaz możecie sprawdzić tuPłyta Proceente "Zupynalefkisplify" ukaże się po wakacjach nakładem wydawnictwa Aloha Entertainment.Prezentujemy teledysk "Palnik", czyli drugi singiel zapowiadający album Proceente "Zupynalefkisplify".  Gościnnie w kawałku pojawiają się Muflon oraz Łysonżi Dżonson. Muzykę wyprodukował Wojak00, całość została nagrana i zmiksowana w Erem Studio przez Staszka Koźlika. Video zrealizowała ekipa The New Black przy wsparciu Mass Denim 98.

O numerze wypowiedział się Proceente: "Palnik" to jeden z bardziej zwariowanych numerów na płycie "Zupynalefkisplify". Charakter kawałka jest na wskroś imprezowy, jednak trzeba pamiętać, że utwór ten opowiada o wielu ważnych rzeczach, nie tylko o melanżu. Czekajcie na "Zupynalefkisplify"!

Pierwszy singiel "Strzelba" feat DJ Grubaz możecie sprawdzić tu

Płyta Proceente "Zupynalefkisplify" ukaże się po wakacjach nakładem wydawnictwa Aloha Entertainment.

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #9: 5 Elementhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-27,muflon-pisanki-freestyleowca-9-5-elementhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-27,muflon-pisanki-freestyleowca-9-5-elementApril 27, 2014, 6:26 pmKuba RużyłłoWitam was serdecznie. Pękam z dumy - mój felieton jeszcze nigdy nie był tak ordynarnie truskulowy jak dzisiaj. Nie dość, że będzie on traktował o piątym elemencie hip-hopu, to jeszcze na dodatek będzie tegoż elementu prawdziwą emanacją. Co prawda wśród badaczy nie ma jeszcze pełnej zgody, co ów piąty element stanowi – KRS-One uważa zań beatbox, część osób stoi na stanowisku, że jest to wiedza, Twoja siostra myśli, że jest nim skateboarding, a pewnie w realiach warszawskiego hip-hopu lat 90. był nim wpierdol – ale ja nie mam wątpliwości, prawdziwym piątym elementem hip-hopu jest obsuwa. Jeżeli postawisz obok siebie obsuwę i czarnoskórego gościa w dwuczęściowym stroju adidasa, śmiesznej czapce, złotym łańcuchu, z boomboxem na barku i mikrofonem w ręku, w dodatku zastygniętego w b-boy stance, to każdy co bardziej czujny ziomek zaraz spyta co ten przebieraniec robi obok hip-hopu. Fakt, że Małpa z Jinxem w utworze „5 element” również rapowali o hip-hopowej wiedzy, niczego tu nie zmienia. Moje stanowisko jest nieugięte. Zresztą niech każdy z was sam sobie odpowie czy na rapowych imprezach na które ostatnio wpadli, więcej było wiedzy czy obsuwy…Jak mogliście zauważyć, formuła tych felietonów uległa pewnej korekcie. Zamiast co dwa tygodnie, będą się one ukazywać mniej więcej co miesiąc. Wynika to z faktu, że moje podejście w tej materii jest podobne do tego, które prezentuję względem dwóch filozofii rapowej podaży. Bliższa mi jest ta mówiąca, że lepiej wypuszczać swój materiał raz na dwa lata i budować oczekiwania, niż ta oparta na założeniu, że warto regularnie bombardować słuchacza nowymi numerami, żeby nie pozwolić mu o sobie zapomnieć. Dlatego będzie rzadziej. Natomiast wytłumaczenia dlaczego felieton ten ukazuje się z blisko dwutygodniowym opóźnieniem względem nowego terminu już nie mam. Po prostu zamuliłem, pozwoliłem piątemu elementowi zagościć na Popkillerze.Całe życie, pomimo różnych objawów roztrzepania, starałem się zachowywać punktualność. Wydawało mi się to jednym z elementarnych przejawów szacunku dla drugiej osoby. Jednak ostatnimi czasy z niepokojem zauważam, że coraz częściej zdarza mi się pojawiać na umówionych spotkaniach ze sporym opóźnieniem i przyjmować to jako coś naturalnego. Podejrzewam, że to efekt kilkunastoletniej intensywnej hip-hopowej indoktrynacji: chodzenia na rapowe imprezy i spotykania się z zamiecionymi postaciami rapowego światka. A tu nic nigdy nie jest na umówioną porę. Strefa czasowa polskich hip-hopowców to „GMT +1 i 20 minutek jeszcze”. Czasoprzestrzeń się zakrzywiła - kiedy nastąpi koniec świata, bo Bruce Willis* w ostatnim momencie wydyga przed kometą, a na ziemie zstąpi Czterech Jeźdźców Apokalipsy, raperzy będą mieli jeszcze jakieś piętnaście minut na skitranie jointów.Obsuwa jest czymś naturalnym dla wszystkich hip-hopowych terminów. Premiera płyty ma być we wrześniu. Nie było? Sorry, w listopadzie już na bank. Koncert zaczyna się o 21? Jesteś naiwny i przyszedłeś o 22 - z godzinkę jeszcze poczekasz. Teledysk wjeżdża o północy? Siedzisz jak pajac do trzeciej i wciskasz F5 zamiast się wyspać jak człowiek. Ile razy to przeżyłem jako prowadzący: „Muflon, impreza zaczyna się o 21, więc bądź o 20, żebyśmy mogli przegadać jeszcze najważniejsze sprawy”. Więc wpadam 19:57 i siedzę potem dwie godziny na krześle i dla zabicia czasu czytam na telefonie, że Spice Girls się rozpadły.Mało jest w hip-hopie tak wyświechtanych śpiewek jak ta o wzajemnym szacunku. Twórcy i odbiorcy są tu niby bardzo blisko, możesz przybić raperowi piątkę po koncercie, zamienić parę słów itd. Ale ta wszechobecna obsuwa pokazuje, że wcale tak kolorowo z tym traktowaniem odbiorców nie jest. Pójdź na koncert jakiejś polskiej, zblazowanej pop gwiazdy i sprawdź czy będziesz czekał dwie godziny na jej wyjście na scenę. Albo porównaj rapowy koncert z wyjściem do kina. Normalny człowiek siedzi wkurwiony, bo reklamy trwały 30 minut. Hip-hopowiec dziwi się, że po reklamach nie było jeszcze 30 minut z DJ’em grającym „Skills” Gang Starra, i że film, kiedy już się pojawił, nie śmierdzi wódą i pamięta swoje dialogi.Oczywiście troszeczkę przerysowuję. Rozumiem, że czasami te opóźnienia wynikają z braku przesadnie sztywnego podejścia („ziomek miał grać trzy numery, ale dobrze mu się gra, niech zagra cztery, nie ma co się spinać”), a rozpoczynanie koncertów to już błędne koło: raperzy zaczynają później, bo czekają na ludzi; ludzie przychodzą później, bo wiedzą, że raperzy nie zaczną wcześnie. Ale poważnie uważam, że jest coś znamiennego w tym rapowym odwlekaniu i przeciąganiu. Tkwi w tym prawda o polskiej kulturze hip-hopowej. Prawda o jego jeszcze dopiero kiełkującym profesjonalizmie. Pamiętam jak zdziwiony byłem kiedy rok czy dwa lata temu wpadłem do Proximy na koncert Łony i ten zaczął się punktualnie, w dodatku o jakiejś stosunkowo wczesnej porze. „Chyba organizuje to ktoś spoza środowiska” – pomyślałem odruchowo.Solidność i rzetelność w działaniu to bardzo niedoceniane składniki artystycznego sukcesu. Gdy myślimy o artystach, stereotypowo w głowie mamy raczej wariatów żyjących w swoim świecie, lekko autystycznych, chaotyczne rozlewających swoje zawiłe koncepty na kartkę czy płótno, niż wystudzonych ogarniaczy skrzętnie notujących w notesie punkt po punkcie kolejne zaplanowane zadania. Jak sztuka to, zgodnie ze skojarzeniem, bardziej Włochy niż Szwajcaria. Ale kiedy patrzę na znajomych z rapowych kręgów, których znam od lat, właściwie od startu ich „karier”, wydaje mi się, że większy sukces osiągnęli niekoniecznie ci, których wskazałbym jako najbardziej utalentowanych, lecz Ci lepiej zorganizowani, odpowiedzialni i umiejący trzymać się zaplanowanych terminów i działań. Hip-hopowcu, nie lekceważ więc punktualności, może to być jeden z małych kroczków do Twojego sukcesu. Ja np. przez moją opieszałość straciłem szansę żeby pośmiać się publicznie z wizyty 50 Centa w Dzień Dobry TVN. Robienie tego trzy tygodnie po emisji byłoby jednak słabe. Coś jak pójście do telewizji, żeby lansować swoją mordę przy okazji wizyty rapera, którego się bardzo lubi, ale niestety nie zna się tytułu żadnej jego piosenki. Punktualni pożartowali, spóźnialscy muszą się bawić w dygresje i porównania.*może i ten Willis z dupy, ale grał w „Piątym elemencie”, także wszystko się zgadza.*****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek Wiszniewski

Witam was serdecznie. Pękam z dumy - mój felieton jeszcze nigdy nie był tak ordynarnie truskulowy jak dzisiaj.  Nie dość, że będzie on traktował o piątym elemencie hip-hopu, to jeszcze na dodatek będzie tegoż elementu prawdziwą emanacją. Co prawda wśród badaczy nie ma jeszcze pełnej zgody, co ów piąty element stanowi – KRS-One uważa zań beatbox, część osób stoi na stanowisku, że jest to wiedza, Twoja siostra myśli, że jest nim skateboarding, a pewnie w realiach warszawskiego hip-hopu lat 90. był nim wpierdol – ale ja nie mam wątpliwości, prawdziwym piątym elementem hip-hopu jest obsuwa. Jeżeli postawisz obok siebie obsuwę i czarnoskórego gościa w dwuczęściowym stroju adidasa, śmiesznej czapce, złotym łańcuchu, z boomboxem na barku i mikrofonem w ręku, w dodatku zastygniętego w b-boy stance, to każdy co bardziej czujny ziomek zaraz spyta co ten przebieraniec robi obok hip-hopu. Fakt, że Małpa z Jinxem w utworze „5 element” również rapowali o hip-hopowej wiedzy, niczego tu nie zmienia. Moje stanowisko jest nieugięte. Zresztą niech każdy z was sam sobie odpowie czy na rapowych imprezach na które ostatnio wpadli, więcej było wiedzy czy obsuwy…

Jak mogliście zauważyć, formuła tych felietonów uległa pewnej korekcie. Zamiast co dwa tygodnie, będą się one ukazywać mniej więcej co miesiąc. Wynika to z faktu, że moje podejście w tej materii jest podobne do tego, które prezentuję względem dwóch filozofii rapowej podaży. Bliższa mi jest ta mówiąca, że lepiej wypuszczać swój materiał raz na dwa lata i budować oczekiwania, niż ta oparta na założeniu, że warto regularnie bombardować słuchacza nowymi numerami, żeby nie pozwolić mu o sobie zapomnieć. Dlatego będzie rzadziej. Natomiast wytłumaczenia dlaczego felieton ten ukazuje się z blisko dwutygodniowym opóźnieniem względem nowego terminu już nie mam. Po prostu zamuliłem, pozwoliłem piątemu elementowi zagościć na Popkillerze.

Całe życie, pomimo różnych objawów roztrzepania, starałem się zachowywać punktualność. Wydawało mi się to jednym z elementarnych przejawów szacunku dla drugiej osoby. Jednak ostatnimi czasy z niepokojem zauważam, że coraz częściej zdarza mi się pojawiać na umówionych spotkaniach ze sporym opóźnieniem i przyjmować to jako coś naturalnego. Podejrzewam, że to efekt kilkunastoletniej intensywnej hip-hopowej indoktrynacji: chodzenia na rapowe imprezy i spotykania się z zamiecionymi postaciami rapowego światka. A tu nic nigdy nie jest na umówioną porę. Strefa czasowa polskich hip-hopowców to „GMT +1 i 20 minutek jeszcze”. Czasoprzestrzeń się zakrzywiła - kiedy nastąpi koniec świata, bo Bruce Willis* w ostatnim momencie wydyga przed kometą, a na ziemie zstąpi Czterech Jeźdźców Apokalipsy, raperzy będą mieli jeszcze jakieś piętnaście minut na skitranie jointów.

Obsuwa jest czymś naturalnym dla wszystkich hip-hopowych terminów. Premiera płyty ma być we wrześniu. Nie było? Sorry, w listopadzie już na bank. Koncert zaczyna się o 21? Jesteś naiwny i przyszedłeś o 22 - z godzinkę jeszcze poczekasz.  Teledysk wjeżdża o północy? Siedzisz jak pajac do trzeciej i wciskasz F5 zamiast się wyspać jak człowiek. Ile razy to przeżyłem jako prowadzący: „Muflon, impreza zaczyna się o 21, więc bądź o 20, żebyśmy mogli przegadać jeszcze najważniejsze sprawy”.  Więc wpadam  19:57 i siedzę potem dwie godziny na krześle i dla zabicia czasu czytam na telefonie, że Spice Girls się rozpadły.

Mało jest w hip-hopie tak wyświechtanych śpiewek jak ta o wzajemnym szacunku. Twórcy i odbiorcy są tu niby bardzo blisko, możesz przybić raperowi piątkę po koncercie, zamienić parę słów itd. Ale ta wszechobecna obsuwa pokazuje, że wcale tak kolorowo z tym traktowaniem odbiorców nie jest. Pójdź na koncert jakiejś polskiej, zblazowanej pop gwiazdy i sprawdź czy będziesz czekał dwie godziny na jej wyjście na scenę. Albo porównaj rapowy koncert z wyjściem do kina. Normalny człowiek siedzi wkurwiony, bo reklamy trwały 30 minut. Hip-hopowiec dziwi się, że po reklamach nie było jeszcze 30 minut z DJ’em grającym „Skills” Gang Starra, i że film, kiedy już się pojawił, nie śmierdzi wódą i pamięta swoje dialogi.

Oczywiście troszeczkę przerysowuję. Rozumiem, że czasami te opóźnienia wynikają z braku przesadnie sztywnego podejścia  („ziomek miał grać trzy numery, ale dobrze mu się gra, niech zagra cztery, nie ma co się spinać”), a rozpoczynanie koncertów to już błędne koło:  raperzy zaczynają później, bo czekają na ludzi; ludzie przychodzą później, bo wiedzą, że raperzy nie zaczną wcześnie. Ale poważnie uważam, że jest coś znamiennego w tym rapowym odwlekaniu i przeciąganiu. Tkwi w tym prawda o polskiej kulturze hip-hopowej. Prawda o jego jeszcze dopiero kiełkującym profesjonalizmie. Pamiętam jak zdziwiony byłem kiedy  rok czy dwa lata temu wpadłem do Proximy na koncert Łony i ten zaczął się punktualnie, w dodatku o jakiejś stosunkowo wczesnej porze. „Chyba organizuje to ktoś spoza środowiska” – pomyślałem odruchowo.

Solidność i rzetelność w działaniu to bardzo niedoceniane składniki artystycznego sukcesu. Gdy myślimy o artystach, stereotypowo w głowie mamy raczej wariatów żyjących w swoim świecie, lekko autystycznych, chaotyczne rozlewających swoje zawiłe koncepty na kartkę czy płótno, niż wystudzonych ogarniaczy skrzętnie notujących w notesie punkt po punkcie kolejne zaplanowane zadania. Jak sztuka to, zgodnie ze skojarzeniem, bardziej Włochy niż Szwajcaria. Ale kiedy patrzę na znajomych z rapowych kręgów, których znam od lat, właściwie od startu ich „karier”, wydaje mi się, że większy sukces osiągnęli niekoniecznie ci, których wskazałbym jako najbardziej utalentowanych, lecz Ci lepiej zorganizowani, odpowiedzialni i umiejący trzymać się zaplanowanych terminów i działań. Hip-hopowcu, nie lekceważ więc punktualności, może to być jeden z małych kroczków do Twojego sukcesu.

Ja np. przez moją opieszałość straciłem szansę żeby pośmiać się publicznie z wizyty 50 Centa w Dzień Dobry TVN. Robienie tego trzy tygodnie po emisji byłoby jednak słabe. Coś jak pójście do telewizji, żeby lansować swoją mordę przy okazji wizyty rapera, którego się bardzo lubi, ale niestety nie zna się tytułu żadnej jego piosenki. Punktualni pożartowali, spóźnialscy muszą się bawić w dygresje i porównania.

*może i ten Willis z dupy, ale grał w „Piątym elemencie”, także wszystko się zgadza.

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Proceente, Muflon & Łysonżi Dżonson "Palnik" - EREM Studio making ofhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-23,proceente-muflon-lysonzi-dzonson-palnik-erem-studio-making-ofhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-04-23,proceente-muflon-lysonzi-dzonson-palnik-erem-studio-making-ofApril 23, 2014, 11:28 pmMichał Proceente KosiorowskiPrezentujemy studyjny making of kawałka Proceente "Palnik", w którym gościnnie pojawiają się Muflon i Łysonżi Dżonson. Szalony bit wyprodukował DJ Wojak, utwór został zrealizowany przez Staszka Koźlika w EREM Studio. "Palnik" to kolejny po kawałku "Strzelba" singiel zapowiadający album Proceente "Zupynalefkisplify". Premiera teledysku "Palnik" już w najbliższy czwartek!Muflon na fb: https://www.facebook.com/muflonrapŁysonżi na fb: https://www.facebook.com/LysonziDzonsonProceente na fb: https://www.facebook.com/proceente40Prezentujemy studyjny making of kawałka Proceente "Palnik", w którym gościnnie pojawiają się Muflon i Łysonżi Dżonson. Szalony bit wyprodukował DJ Wojak, utwór został zrealizowany przez Staszka Koźlika w EREM Studio

"Palnik" to kolejny po kawałku "Strzelba" singiel zapowiadający album Proceente "Zupynalefkisplify". Premiera teledysku "Palnik" już w najbliższy czwartek!

Muflon na fb: https://www.facebook.com/muflonrap

Łysonżi na fb: https://www.facebook.com/LysonziDzonson

Proceente na fb: https://www.facebook.com/proceente40

]]>
Proceente, Muflon, Siódmy, Flint, Łysonżi, Skorup, DJ Anusz "Kreuj, nie psuj" - teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-26,proceente-muflon-siodmy-flint-lysonzi-skorup-dj-anusz-kreuj-nie-psuj-teledyskhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-26,proceente-muflon-siodmy-flint-lysonzi-skorup-dj-anusz-kreuj-nie-psuj-teledyskMarch 26, 2014, 7:01 pmKrystian KrupińskiUtwór "Kreuj, nie psuj" został nagrany w ramach kampanii o tej samej nazwie, której zadaniem jest promowanie kreatywnych działań w przestrzeni miejskiej oraz jednoczesne zwalczanie wandalizmu. Muzyka do utworu wyszła spod ręki Zbyla, zwrotki nagrali czołowi polscy hip-hopowcy: Proceente, Muflon, Siódmy, Flint, Łysonżi Dżonson oraz Skorup. Autorem skreczy i cutów jest DJ Anusz, a teledysk, w ramach czynu społecznego, wykonali chłopaki z Ipanema Studio.Utwór "Kreuj, nie psuj" został nagrany w ramach kampanii o tej samej nazwie, której zadaniem jest promowanie kreatywnych działań w przestrzeni miejskiej oraz jednoczesne zwalczanie wandalizmu. Muzyka do utworu wyszła spod ręki Zbyla, zwrotki nagrali czołowi polscy hip-hopowcy: Proceente, Muflon, Siódmy, Flint, Łysonżi Dżonson oraz Skorup. Autorem skreczy i cutów jest DJ Anusz, a teledysk, w ramach czynu społecznego, wykonali chłopaki z Ipanema Studio.

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #8: Politics as usualhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-11,muflon-pisanki-freestyleowca-8-politics-as-usualhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-03-11,muflon-pisanki-freestyleowca-8-politics-as-usualMarch 11, 2014, 7:38 pmAdmin stronyW miniony weekend w Gazecie Wyborczej ukazał się wywiad ze mną na temat prawicowego zrywu polskich raperów. Szczerze mówiąc, jestem pozytywnie zaskoczony jego odbiorem w środowisku. Spodziewałem się napiętnowania, jeżeli nie za treść moich refleksji, to za sam fakt rozmawiania z niezbyt popularną w tych kręgach gazetą. A tu zamiast z głosami oburzenia, podobnymi do tych, które podniosły się kiedy odważyłem się skrytykować przenikliwego dziennikarza patriotę z Lublińca, co to z amerykańskim akcentem mówi polskim gimnazjom jak jest, spotkałem się raczej ze zrozumieniem. Nawet ze strony prawicowych znajomych, o których niekiedy też była mowa w wywiadzie. Cieszy mnie to, bo pomimo, że nie jestem zwolennikiem prawicy, to starałem się podejść do tematu możliwie obiektywnie, choćby z uwagi na to, że wypowiadałem się głównie w oparciu o moją magisterkę, która jednak była pracą naukową, a nie publicystyką.Jednak nie jest aż tak pięknie, żeby obyło się bez jakichkolwiek krytycznych opinii. W tym miejscu mam zamiar się do części z nich ustosunkować. Ale po kolei. Najpierw opowiem wam o tym jak wywiad powstawał i o tym, co jest w nim inaczej niż powinno być.Moja próba zachowania wyważenia nie odpowiadała chyba do końca dziennikarce z którą rozmawiałem, bo pierwsza wersja, którą dostałem do autoryzacji była naszpikowana ostrymi antyprawicowymi osądami, których wcale nie wygłosiłem. Dodatkowo przypisany mi styl wypowiedzi był bardzo jaskrawy, pełen wykrzykników, czy kwiecistych złośliwych komentarzy i też znacznie odbiegał od formy moich prawdziwych słów. Spędziłem sporo czasu na poprawianiu tego tekstu i byłem trochę niepocieszony, że ostateczna wersja odrobinę się różniła od tej, którą wysłałem redakcji. Jednak nie zarzucam w tym miejscu manipulacji; rozumiem, że te ostatnie zmiany to efekt redakcyjnych poprawek, których celem było skrócenie wywodów. Żałuję jednak, że w paru miejscach przez te skróty moje opinie zostały trochę spłaszczone, a w jednym wypadku nawet zatraciły swoje właściwe znaczenie.A jeszcze a propos redakcyjnej roboty: przypominam, że jest to wywiad, a nie artykuł mojego autorstwa. Nie jestem odpowiedzialny ani za lead, ani za błędnie podpisane cytaty.Jednym z głównych zarzutów z jakim się spotkałem, był ten mówiący, że kojarzę prawicowy zryw młodych z poparciem dla PiSu. Jest to nieprawda. Rozumiem, że taki wniosek można wysnuć na podstawie tego fragmentu: „A skąd ten skręt w prawo? Moim zdaniem wynika z tego, że dziś to prawa strona nadaje ton publicznej debacie i polaryzuje scenę polityczną. Dominują wątki narzucane przez Kaczyńskiego czy Macierewicza, a ich przeciwnicy, choć znacznie się od siebie różnią, jak PO i SLD, są po jednej stronie barykady. Poza tym prawica jest wyrazista. Jej obraz rzeczywistości jest klarowny, a lewica czy centrum go niuansują. Młody człowiek dużo chętniej przyjmuje proste diagnozy”. Niestety jest to właśnie ten fragment, w którym doszło do przeinaczenia mojej wypowiedzi. W oryginale wyglądała ona tak: „A skąd ten skręt w prawo? Moim zdaniem wynika to z tego, że obecnie większa polityczna dynamika w tworzeniu społecznych narracji jest po stronie prawicy. Polska polityka od wielu lat jest zdominowana przez wątki narzucane przez Kaczyńskiego czy Macierewicza. To oni tworzą polaryzację – opozycyjne wobec nich siły polityczne, takie jak PO i SLD, choć znacznie się od siebie różnią, w narzuconym dyskursie stanowią jedną stronę barykady. Podobnie dzieje się z debatą publiczną na tematy ideologiczne. Prawica, niekoniecznie tylko spod znaku PiS, w podobny sposób narzuca swój wyrazisty dyskurs, który tworzy klarowny obraz rzeczywistości, podczas gdy lewica czy centrum go niuansują. A młody człowiek, w tym wypadku odbiorca hip-­hopu, dużo chętniej przyjmuje proste diagnozy i dużo lepiej odnajduje się w zero­-jedynkowym przekazie”. Różnica jest niewielka, ale jednak znacząca. Kiedy mówię o Kaczyńskim i Macierewiczu, mówię o debacie politycznej, partyjnej. Natomiast kiedy mówię o debacie społecznej, zaznaczam, że chodzi o prawicę w rozumieniu szerszym niż tylko PiS. Poza tym, ów cytat jest jedynym w całym wywiadzie, w którym pojawia się pisowski wątek. Wydaje mi się, że to trochę za mało, żeby zarzucać mi, że kojarzę raperów z tą partią… Tym bardziej, że w innym fragmencie wyraźnie mówię, że raperzy unikają konotacji z jakimikolwiek partiami.Tych wszystkich niuansów zdaje się nie dostrzegać Łukasz Adamski z portalu wpolityce.pl, który wystosował szybką replikę wobec omawianego wywiadu. Pan Adamski ma kolegów, którzy pracują w korporacjach, ale słuchają Molesty w samochodzie, więc chyba jasne jest, że posiada kompetencje, aby publicznie dywagować o hip-hopie. Poza tym zna i lubi kawałki Eldo, Hemp Gru i Peji, więc trzeba go traktować jak poważnego gracza. Adamski oprócz tego, że krytykuje domniemane spajanie raperów z PiSem, do czego już się odniosłem, zarzuca mi, że wskazuję antysalonowość jako „niebezpieczny element w myśleniu młodzieży”. W rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca. Owszem, mówię o antysalonowości, ale w żadnym momencie nie wartościuje tej postawy. Po prostu stwierdzam, że antyestablishmentowość czy też antyelitarnosć jest naturalną cechą hip-hopowców i że w pewien sposób pokrywa się to z podejściem polskiej skrajnej prawicy. Pan Adamski próbuje wsadzić mnie w buty, w które ja wcale się nie mieszczę, ale nie mam żalu ani pretensji. Wręcz jestem mu wdzięczny za to, że poświęcił mi artykuł. Pojawienie się w roli negatywnego bohatera w artykule na „portalu po stronie prawdy” jest dla mnie formą nobilitacji, czymś co można sobie wpisać do CV. Panie Adamski, dziękuję! Wykreślam ten punkt z mojej bucket list.U Adamskiego pojawił się również zarzut, który usłyszałem też między innymi ze strony Daniela Wardzińskiego. A mianowicie taki, że dopuszczam się krzywdzącego uproszczenia, że prawica to głupki, nieuki, ale lewica - wyrafinowane niuansowanie. Tyle, że ja nie tworzę porównania wysublimowanych i wymagających intelektualnie koncepcji, których można się doszukać wiele po obu stronach tego podziału, tylko opisuję to, co się dzieje w dialogu społecznym, a ściślej w dialogu społecznym moich rówieśników i ludzi młodszych, których skłonność do ulegania czarno-białej wizji świata i oportunizm względem grup rówieśniczych jest socjologicznym faktem. Nie wiem, może wy panowie widzicie na swoich tablicach facebookowych mnóstwo prymitywnych refleksji zaczerpniętych z Marksa, czy wywłaszczeniowych postulatów, uzupełnianych przez zalew jpegów i profilówek z Leninem albo Che Guevarą. Ja tego nie widzę. Widzę za to nastolatków, czy dwudziestolatków biegających na marsze ONR-u, piszących o zagrożeniu pedalstwem, lewactwem i okrągłostołowych spiskach. Nie mam wątpliwości, że w dziedzinie oferowania płytkich i chwytliwych w swojej jednoznaczności diagnoz prawica w ostatnich latach bije lewicę na łeb.Prawica ma obecnie przewagę w tworzeniu narracji, które dla takiego odbiorcy są atrakcyjne. Lewica jest rozmemłana, dzieli włos na czworo; centrowo-lewicowe elity są wycofane, oduczyły się argumentowania. Zepsuło je przyzwyczajenie do nienaruszalności wizji świata, którą nakreśliły. I kiedy przyszła młoda prawica z zupełnie nowymi aksjomatami, gotowa do walki o redefinicję podstawowych społecznych wartości, to okazało się, że lewicowo-centrowy mainstream, odzwyczajony od takich dyskusji, nie ma umiejętności, żeby w tym sporze kreować równie atrakcyjne i wyraziste stanowiska. Widać to choćby na przykładzie sporu dookoła Okrągłego Stołu. Młoda prawica mówi prosto i przekonująco dla żądnego dychotomicznego podziału odbiorcy: oszukali nas, dogadali się z komunistami dla własnego interesu, bo przecież po co z nimi siadali zamiast ich obalić. Co odpowiada lewica? To nie takie proste, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, dialog jest zawsze lepszy od przemocy. Nie trudno orzec, która strona tworzy tu atrakcyjniejszy i bardziej klarowny obraz rzeczywistości. I to właśnie miałem na myśli, gdy porównywałem prostotę przekazu prawicy i lewicy.Mógłbym się odnieść do jeszcze paru komentarzy, ale i tak już dość się rozpisałem, a o hip-hopie tu niewiele. A zatem kończę i obiecuję poprawę – następnym razem będzie zwięźle i tylko o rapie.PS. Następny raz jednak trochę później niż zwykle, bowiem na prośbę Muflona "Pisanki Freestyle'owca" od następnego odcinka ukazywać będą się co miesiąc, a nie co dwa tygodnie. Pojawiać się będą jednak regularnie, spotykając się miejmy nadzieję z niezmiennie wysokim zainteresowaniem. - przyp. MN*****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek Wiszniewski

W miniony weekend w Gazecie Wyborczej ukazał się wywiad ze mną na temat prawicowego zrywu polskich raperów. Szczerze mówiąc, jestem pozytywnie zaskoczony jego odbiorem w środowisku. Spodziewałem się napiętnowania, jeżeli nie za treść moich refleksji, to za sam fakt rozmawiania z niezbyt popularną w tych kręgach gazetą. A tu zamiast z głosami oburzenia, podobnymi do tych, które podniosły się kiedy odważyłem się skrytykować przenikliwego dziennikarza patriotę z Lublińca, co to z amerykańskim akcentem mówi polskim gimnazjom jak jest, spotkałem się raczej ze zrozumieniem. Nawet ze strony prawicowych znajomych, o których niekiedy też była mowa w wywiadzie. Cieszy mnie to, bo pomimo, że nie jestem zwolennikiem prawicy, to starałem się podejść do tematu możliwie obiektywnie, choćby z uwagi na to, że wypowiadałem się głównie w oparciu o moją magisterkę, która jednak była pracą naukową, a nie publicystyką.

Jednak nie jest aż tak pięknie, żeby obyło się bez jakichkolwiek krytycznych opinii. W tym miejscu mam zamiar się do części z nich ustosunkować. Ale po kolei. Najpierw opowiem wam o tym jak wywiad powstawał i o tym, co jest w nim inaczej niż powinno być.

Moja próba zachowania wyważenia nie odpowiadała chyba do końca dziennikarce z którą rozmawiałem, bo pierwsza wersja, którą dostałem do autoryzacji była naszpikowana ostrymi antyprawicowymi osądami, których wcale nie wygłosiłem. Dodatkowo przypisany mi styl wypowiedzi był bardzo jaskrawy, pełen wykrzykników, czy kwiecistych złośliwych komentarzy i też znacznie odbiegał od formy moich prawdziwych słów. Spędziłem sporo czasu na poprawianiu tego tekstu i byłem trochę niepocieszony, że ostateczna wersja odrobinę się różniła od tej, którą wysłałem redakcji. Jednak nie zarzucam w tym miejscu manipulacji; rozumiem, że te ostatnie zmiany to efekt redakcyjnych poprawek, których celem było skrócenie wywodów. Żałuję jednak, że w paru miejscach przez te skróty moje opinie zostały trochę spłaszczone, a w jednym wypadku nawet zatraciły swoje właściwe znaczenie.

A jeszcze a propos redakcyjnej roboty: przypominam, że jest to wywiad, a nie artykuł mojego autorstwa. Nie jestem odpowiedzialny ani za lead, ani za błędnie podpisane cytaty.

Jednym z głównych zarzutów z jakim się spotkałem, był ten mówiący, że kojarzę prawicowy zryw młodych z poparciem dla PiSu. Jest to nieprawda. Rozumiem, że taki wniosek można wysnuć na podstawie tego fragmentu: A skąd ten skręt w prawo? Moim zdaniem wynika z tego, że dziś to prawa strona nadaje ton publicznej debacie i polaryzuje scenę polityczną. Dominują wątki narzucane przez Kaczyńskiego czy Macierewicza, a ich przeciwnicy, choć znacznie się od siebie różnią, jak PO i SLD, są po jednej stronie barykady.Poza tym prawica jest wyrazista. Jej obraz rzeczywistości jest klarowny, a lewica czy centrum go niuansują. Młody człowiek dużo chętniej przyjmuje proste diagnozy”. Niestety jest to właśnie ten fragment, w którym doszło do przeinaczenia mojej wypowiedzi. W oryginale wyglądała ona tak:„A skąd ten skręt w prawo? Moim zdaniem wynika to z tego, że obecnie większa polityczna dynamika w tworzeniu społecznych narracji jest po stronie prawicy. Polska polityka od wielu lat jest zdominowana przez wątki narzucane przez Kaczyńskiego czy Macierewicza. To oni tworzą polaryzację – opozycyjne wobec nich siły polityczne, takie jak PO i SLD, choć znacznie się od siebie różnią, w narzuconym dyskursie stanowią jedną stronę barykady. Podobnie dzieje się z debatą publiczną na tematy ideologiczne. Prawica, niekoniecznie tylko spod znaku PiS, w podobny sposób narzuca swój wyrazisty dyskurs, który tworzy klarowny obraz rzeczywistości, podczas gdy lewica czy centrum go niuansują. A młody człowiek, w tym wypadku odbiorca hip-­hopu, dużo chętniej przyjmuje proste diagnozy i dużo lepiej odnajduje się w zero­-jedynkowym przekazie”.

Różnica jest niewielka, ale jednak znacząca. Kiedy mówię o Kaczyńskim i Macierewiczu, mówię o debacie politycznej, partyjnej. Natomiast kiedy mówię o debacie społecznej, zaznaczam, że chodzi o prawicę w rozumieniu szerszym niż tylko PiS. Poza tym, ów cytat jest jedynym w całym wywiadzie, w którym pojawia się pisowski wątek. Wydaje mi się, że to trochę za mało, żeby zarzucać mi, że kojarzę raperów z tą partią… Tym bardziej, że w innym fragmencie wyraźnie mówię, że raperzy unikają konotacji z jakimikolwiek partiami.

Tych wszystkich niuansów zdaje się nie dostrzegać Łukasz Adamski z portalu wpolityce.pl, który wystosował szybką replikę wobec omawianego wywiadu. Pan Adamski ma kolegów, którzy pracują w korporacjach, ale słuchają Molesty w samochodzie, więc chyba jasne jest, że posiada kompetencje, aby publicznie dywagować o hip-hopie. Poza tym zna i lubi kawałki Eldo, Hemp Gru i Peji, więc trzeba go traktować jak poważnego gracza. Adamski oprócz tego, że krytykuje domniemane spajanie raperów z PiSem, do czego już się odniosłem, zarzuca mi, że wskazuję antysalonowość jako „niebezpieczny element w myśleniu młodzieży”.  W rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca. Owszem, mówię o antysalonowości, ale w żadnym momencie nie wartościuje tej postawy. Po prostu stwierdzam, że antyestablishmentowość czy też antyelitarnosć jest naturalną cechą hip-hopowców i że w pewien sposób pokrywa się to z podejściem polskiej skrajnej prawicy.

Pan Adamski próbuje wsadzić mnie w buty, w które ja wcale się nie mieszczę, ale nie mam żalu ani pretensji. Wręcz jestem mu wdzięczny za to, że poświęcił mi artykuł. Pojawienie się w roli negatywnego bohatera w artykule na „portalu po stronie prawdy” jest dla mnie formą nobilitacji, czymś co można sobie wpisać do CV. Panie Adamski, dziękuję! Wykreślam ten punkt z mojej bucket list.

U Adamskiego pojawił się również zarzut, który usłyszałem też między innymi ze strony Daniela Wardzińskiego. A mianowicie taki, że dopuszczam się krzywdzącego uproszczenia, że prawica to głupki, nieuki, ale lewica - wyrafinowane niuansowanie.  Tyle, że ja nie tworzę porównania wysublimowanych i wymagających intelektualnie koncepcji, których można się doszukać wiele po obu stronach tego podziału, tylko opisuję to, co się dzieje w dialogu społecznym, a ściślej w dialogu społecznym moich rówieśników i ludzi młodszych, których skłonność do ulegania czarno-białej wizji świata i oportunizm względem grup rówieśniczych jest socjologicznym faktem. Nie wiem, może wy panowie widzicie na swoich tablicach facebookowych mnóstwo prymitywnych refleksji zaczerpniętych z Marksa, czy wywłaszczeniowych postulatów, uzupełnianych przez zalew jpegów i profilówek z Leninem albo Che Guevarą. Ja tego nie widzę. Widzę za to nastolatków, czy dwudziestolatków biegających na marsze ONR-u, piszących o zagrożeniu pedalstwem, lewactwem i okrągłostołowych spiskach. Nie mam wątpliwości, że w dziedzinie oferowania płytkich i chwytliwych w swojej jednoznaczności diagnoz prawica w ostatnich latach bije lewicę na łeb.

Prawica ma obecnie przewagę w tworzeniu narracji, które dla takiego odbiorcy są atrakcyjne. Lewica jest rozmemłana, dzieli włos na czworo; centrowo-lewicowe elity są wycofane, oduczyły się argumentowania.Zepsuło je przyzwyczajenie do nienaruszalności wizji świata, którą nakreśliły. I kiedy przyszła młoda prawica z zupełnie nowymi aksjomatami, gotowa do walki o redefinicję podstawowych społecznych wartości, to okazało się, że lewicowo-centrowy mainstream, odzwyczajony od takich dyskusji, nie ma umiejętności, żeby w tym sporze kreować równie atrakcyjne i wyraziste stanowiska. Widać to choćby na przykładzie sporu dookoła Okrągłego Stołu. Młoda prawica mówi prosto i przekonująco dla żądnego dychotomicznego podziału odbiorcy: oszukali nas, dogadali się z komunistami dla własnego interesu, bo przecież po co z nimi siadali zamiast ich obalić. Co odpowiada lewica? To nie takie proste, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, dialog jest zawsze lepszy od przemocy. Nie trudno orzec, która strona tworzy tu atrakcyjniejszy i bardziej klarowny obraz rzeczywistości. I to właśnie miałem na myśli, gdy porównywałem prostotę przekazu prawicy i lewicy.

Mógłbym się odnieść do jeszcze paru komentarzy, ale i tak już dość się rozpisałem, a o hip-hopie tu niewiele. A zatem kończę i obiecuję poprawę – następnym razem będzie zwięźle i tylko o rapie.

PS. Następny raz jednak trochę później niż zwykle, bowiem na prośbę Muflona "Pisanki Freestyle'owca" od następnego odcinka ukazywać będą się co miesiąc, a nie co dwa tygodnie. Pojawiać się będą jednak regularnie, spotykając się miejmy nadzieję z niezmiennie wysokim zainteresowaniem. - przyp. MN

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #7: Co począć z hejteramihttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-25,muflon-pisanki-freestyleowca-7-co-poczac-z-hejteramihttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-25,muflon-pisanki-freestyleowca-7-co-poczac-z-hejteramiFebruary 28, 2014, 1:11 amAdmin stronyCiekawa sprawa – polskim hip-hopem w ostatnim tygodniu wstrząsnęła nagła i niespodziewana debata. Nastąpiło odejście od naturalnego cyklu zdarzeń, który to głównie opiera się na tym, że pojawiają się nowe klipy, które zbierają falę propsów lub krytyki (czasami obie te reakcje następują jedna po drugiej), wywiady z których na ogół trudno wyciągnąć nawet jeden interesujący cytat, raperzy na swoich fanpage'ach zapraszają na koncerty, załączając przy tym podziękowania dla miast w których to grali w ostatni weekend, a całość uzupełnia to, że tak gdzieś raz na tydzień wydarzy się coś, z czego można podrzeć łacha. A tu nagle, zdaje się, że za sprawą tego ostatniego elementu, przez tydzień czy dwa, głównym tematem rapowych publicznych refleksji stał się internetowy hejting. Nie mogę oprzeć się pokusie wzięcia udziału w tejże dyskusji. Taki rarytas jak "temat z pierwszych stron gazet" zbyt często się tu nie zdarza, raczej wszyscy zajęci są swoimi prywatnymi stronami („kup Pan t-shirt!”). I szczerze – właśnie chęć trzymania ręki na pulsie, pokusa bycia na bieżąco motywuje mnie do podjęcia tej tematyki, bardziej niż poruszenie ostatnimi wydarzeniami. Do rzeczy zatem. Wszystko zaczęło się od zorganizowanej trollingowej akcji niestrudzonych internetowych złośliwców, którzy wspólnym wysiłkiem przyczynili się do zmian w facebookowych kategoryzacjach fanpage'ów niektórych polskich raperów. I tak na przykład fanpage KaeNa stał się stroną społecznościową o Eminemie, Chady o Katy Perry, a Zeusa o Macklemorze. Ten ostatni (Zeus, nie Macklemore) zareagował na to dość nerwowo i pokusił się o słowa, które rozpętały omawianą debatę. Luźno podsumowując: Zeus wyraził refleksję, że młode pokolenie słuchające rapu to (w dużej części) debile nie mające do niczego szacunku, a szukające wszędzie okazji do kręcenia beki. Podobne opinie, w reakcji na słowa Zeusa, wyrazili też m.in. Młody M i Kamel. W ten krajobraz bardzo dobrze wpasował się wpis Kaliego, który groził małoletniemu hejterowi, że spotka go kara za "niekonstruktywną krytykę" dorobku artystycznego rapera.I teraz jeżeli ktoś z was liczy na to, że po tym wprowadzeniu, ja przewrotnie stanę w obronie internetowych szyderców, to niestety muszę go zawieść. Nie mam zamiaru stawać w obronie kasztanów, których jedyną motywacją do działania jest czysta złośliwość, w dodatku na ogół występująca w ścisłej symbiozie z tępotą. I choć nie lubię słowa "hejter", bo mam wrażenie, że często jest ono wygodnym chwytem retorycznym, który ma na celu przypisanie krytykantowi złych intencji, tym samym dyskredytując jego często konstruktywną opinię, to będę go tu używał, ale pisząc właśnie o – że tak się wyrażę – czystym typie hejtera. Czyli osobie, która trolluje by trollować.Spora część refleksji, które w tych mijających tygodniach można było przeczytać, pokrywa się z tym, co pisałem w dwóch wcześniejszych felietonach. Tym o rapowej bece – rzecz jasna, i tym ostatnim, w którym zwracałem uwagę na to, że polski rap w coraz mniejszym stopniu jest muzyką, a coraz bardziej staje się jakimś wielo-komponentowym tworem, w którym teledyski, wypowiedzi raperów, facebookowe zamieszanie stają się równie istotnymi elementami. Sam łapię się na tym, że więcej czasu spędzam na czytaniu co raperzy piszą na fanpage'ach, czy śledzeniu jakichś lolkontentowych zjawisk, niż na samym słuchaniu polskiego rapu. To tło, które początkowo było tylko naroślą na rapie, żyje własnym życie, rozrosło się do gigantycznych rozmiarów, a ogólna atmosfera w nim panująca ma właśnie szyderczy charakter. Polski hip-hop stał się serialem komediowym, w dodatku dość przaśnym, i nic dziwnego, że jego mimowolni pierwszoplanowi aktorzy bywają zmęczeni tym, że każdemu ich wejściu w kadr towarzyszy sitcomowy niemal śmiech (chcieli być Al-Qaedą, są jak Al Bundy).Ta kumulacja zjawiska hejtingu, w moim mniemaniu, jest naturalnym następstwem skrócenia dystansu między raperami a odbiorcami. Bezpośredni kontakt rapera ze słuchaczem ma liczne zalety, sprawia między innymi, że polski hip-hop nie potrzebuje wsparcia wykazujących ignorancję dużych mediów, ani pazernych dużych wytwórni. Ma on jednak też swoje wady. M.in. daje okazję do rozwinięcia skrzydeł wszystkim jednostkom o hejterskich inklinacjach. Co innego popsioczyć sobie na kogoś na forum, a co innego wiedzieć, że pisze się do tej osoby bezpośrednio i że jest spora szansa, że nielubiany przez nas raper naszego "chuja do dupy" przyjmie - że tak się wyrażę z lekceważeniem dla anatomii - naocznie.Nie sądzę natomiast, że można mówić o jakimś pokoleniowym problemie. Myślę, że generalnie idiotów proporcjonalnie jest tyle samo, co wcześniej. Jeżeli ktoś ulega pokusie idealizacji przeszłości, to niech sobie przypomni co działo się na forum hip-hop.pl na poczatku lat dwutysięcznych. Fakt, że wydaje się, że jest ich więcej, wynika z tego, że po prostu hip-hop przeżywa kolejny boom i odbiorca znów stał się masowy. Siłą rzeczy więc hejterów też jest więcej.Jeżeli raperze, masz kilkusettysięczny fanpage, milionowe wyświetlenia klipów i czerpiesz z tego wymierne korzyści, to naucz się radzić z faktem, że twoja sława będzie też miała negatywne skutki. Artyści ogólnie są osobami o dużym ego (myślę, że to punkt wyjścia dla każdego działania o charakterze publicznym) i wrażliwymi na swoim punkcie, ale mam wrażenie, że nawet na tym artystycznym tle raperzy wyróżniają się w kwestii obaw o swoje dobre imię. Możliwe, że wynika to z faktu, że w rapowej branży, w jak mało której, akceptacja twórczości bezpośrednio wiąże się z akceptacją danej osoby (casus HST: dla wielu odbiorców fakt, że robi on dobry rap jest bez znaczenia w obliczu dyskredytujących go w ich oczach zdarzeń z jego życia).Ta nadwrażliwość raperów na swoim punkcie może więc być zrozumiała, choć tak naprawdę na ogół działa na ich własną niekorzyść. Nic tak nie cieszy hejtera, jak reakcja na jego hejt. A im bardziej ta jest nerwowa, tym bardziej nakręca falę kolejnych szyderstw. Tu z kolei można posłużyć się casusem Eldoki, którego nerwowe reakcje na żarty z jego fristajlu stanowiły bardzo wygodną krzywiznę dla kuli śnieżnej formowanej z kolejnych przeróbek owego występu. Z pewnością zachowywanie większego dystansu wobec własnej osoby i twórczości byłoby najlepszym sposobem na okiełznanie fali hejtingu. W końcu najlepsza zemsta to brak reakcji. A na pewno dobrą metodą nie są nerwowe wpisy w stylu: "hahaha pierdolę was hejterzy!!!" albo groźby dojechania czy puszczenia ledwo nastoletniego hejtera nago przez osiedle.Ten większy dystans u twórców miałby też dobre skutki dla całej sceny. Fakt, że mimo jej rozrostu nadal nie dorobiliśmy się właściwie prawie żadnych opiniotwórczych postaci, a hip-hopowych krytyków, którzy działają na szerszą skalę i mają odwagę regularnie pisać pod własnym nazwiskiem mocno krytyczne recenzje można policzyć na palcach (może nawet palcu?) jednej ręki, to w głównej mierze właśnie skutek uboczny usposobienia polskich raperów. Po co recenzenci mają się narażać i pisać recenzje materiałów, które im się nie podobają? Pieniędzy z tego nie ma praktycznie żadnych, a jeszcze gonga można wyłapać na jakimś melanżu. Lepiej napisać pięć pozytywnych recenzji, słabsze dzieła grzecznie przemilczeć, a potem wbić się za darmo na koncert i napić z raperami na backstage'u. Nie piszę tego złośliwie - to jest logiczne postępowanie. Serio, don't hate the recenzent, hate the game.Oczywiście, wiem, że mrzonkami są marzenia o ucywilizowaniu polskiego rapera i doprowadzeniu do momentu, w którym będzie on siadał ze swoimi krytykami przy herbacie i serdecznie dziękował za zwrócenie uwagi na fakt, że rzeczywiście mógłby w końcu rzucić dobrą linijkę. Tym niemniej o ile dla hejterów nic poza uśmiechem politowania, tak dla raperów wers od Fu: oriento, rondo, pronto, Toronto. A nie, wróć! To nie ten. To był tylko hejter we mnie, w końcu jesteś tym, o czym piszesz. Już się przywracam do porządku. Chodzi oczywiście o: dystans, dystans się liczy. *****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek Wiszniewski

Ciekawa sprawa – polskim hip-hopem w ostatnim tygodniu wstrząsnęła nagła i niespodziewana debata. Nastąpiło odejście od naturalnego cyklu zdarzeń, który to głównie opiera się na tym, że pojawiają się nowe klipy, które zbierają falę propsów lub krytyki (czasami obie te reakcje następują jedna po drugiej), wywiady z których na ogół trudno wyciągnąć nawet jeden interesujący cytat, raperzy na swoich fanpage'ach zapraszają na koncerty, załączając przy tym podziękowania dla miast w których to grali w ostatni weekend, a całość uzupełnia to, że tak gdzieś raz na tydzień wydarzy się coś, z czego można podrzeć łacha. A tu nagle, zdaje się, że za sprawą tego ostatniego elementu, przez tydzień czy dwa, głównym tematem rapowych publicznych refleksji stał się internetowy hejting. Nie mogę oprzeć się pokusie wzięcia udziału w tejże dyskusji. Taki rarytas jak "temat z pierwszych stron gazet" zbyt często się tu nie zdarza, raczej wszyscy zajęci są swoimi prywatnymi stronami („kup Pan t-shirt!”). I szczerze – właśnie chęć trzymania ręki na pulsie, pokusa bycia na bieżąco motywuje mnie do podjęcia tej tematyki, bardziej niż poruszenie ostatnimi wydarzeniami.

Do rzeczy zatem. Wszystko zaczęło się od zorganizowanej trollingowej akcji niestrudzonych internetowych złośliwców, którzy wspólnym wysiłkiem przyczynili się do zmian w facebookowych kategoryzacjach fanpage'ów niektórych polskich raperów. I tak na przykład fanpage KaeNa stał się stroną społecznościową o Eminemie, Chady o Katy Perry, a Zeusa o Macklemorze. Ten ostatni (Zeus, nie Macklemore) zareagował na to dość nerwowo i pokusił się o słowa, które rozpętały omawianą debatę. Luźno podsumowując: Zeus wyraził refleksję, że młode pokolenie słuchające rapu to (w dużej części) debile nie mające do niczego szacunku, a szukające wszędzie okazji do kręcenia beki. Podobne opinie, w reakcji na słowa Zeusa, wyrazili też m.in. Młody M i Kamel. W ten krajobraz bardzo dobrze wpasował się wpis Kaliego, który groził małoletniemu hejterowi, że spotka go kara za "niekonstruktywną krytykę" dorobku artystycznego rapera.

I teraz jeżeli ktoś z was liczy na to, że po tym wprowadzeniu, ja przewrotnie stanę w obronie internetowych szyderców, to niestety muszę go zawieść. Nie mam zamiaru stawać w obronie kasztanów, których jedyną motywacją do działania jest czysta złośliwość, w dodatku na ogół występująca w ścisłej symbiozie z tępotą. I choć nie lubię słowa "hejter", bo mam wrażenie, że często jest ono wygodnym chwytem retorycznym, który ma na celu przypisanie krytykantowi złych intencji, tym samym dyskredytując jego często konstruktywną opinię, to będę go tu używał, ale pisząc właśnie o – że tak się wyrażę – czystym typie hejtera. Czyli osobie, która trolluje by trollować.

Spora część refleksji, które w tych mijających tygodniach można było przeczytać, pokrywa się z tym, co pisałem w dwóch wcześniejszych felietonach. Tym o rapowej bece – rzecz jasna, i tym ostatnim, w którym zwracałem uwagę na to, że polski rap w coraz mniejszym stopniu jest muzyką, a coraz bardziej staje się jakimś wielo-komponentowym tworem, w którym teledyski, wypowiedzi raperów, facebookowe zamieszanie stają się równie istotnymi elementami. Sam łapię się na tym, że więcej czasu spędzam na czytaniu co raperzy piszą na fanpage'ach, czy śledzeniu jakichś lolkontentowych zjawisk, niż na samym słuchaniu polskiego rapu. To tło, które początkowo było tylko naroślą na rapie, żyje własnym życie, rozrosło się do gigantycznych rozmiarów, a ogólna atmosfera w nim panująca ma właśnie szyderczy charakter. Polski hip-hop stał się serialem komediowym, w dodatku dość przaśnym, i nic dziwnego, że jego mimowolni pierwszoplanowi aktorzy bywają zmęczeni tym, że każdemu ich wejściu w kadr towarzyszy sitcomowy niemal śmiech (chcieli być Al-Qaedą, są jak Al Bundy).

Ta kumulacja zjawiska hejtingu, w moim mniemaniu, jest naturalnym następstwem skrócenia dystansu między raperami a odbiorcami. Bezpośredni kontakt rapera ze słuchaczem ma liczne zalety, sprawia między innymi, że polski hip-hop nie potrzebuje wsparcia wykazujących ignorancję dużych mediów, ani pazernych dużych wytwórni. Ma on jednak też swoje wady. M.in. daje okazję do rozwinięcia skrzydeł wszystkim jednostkom o hejterskich inklinacjach. Co innego popsioczyć sobie na kogoś na forum, a co innego wiedzieć, że pisze się do tej osoby bezpośrednio i że jest spora szansa, że nielubiany przez nas raper naszego "chuja do dupy" przyjmie - że tak się wyrażę z lekceważeniem dla anatomii - naocznie.

Nie sądzę natomiast, że można mówić o jakimś pokoleniowym problemie. Myślę, że generalnie idiotów proporcjonalnie jest tyle samo, co wcześniej. Jeżeli ktoś ulega pokusie idealizacji przeszłości, to niech sobie przypomni co działo się na forum hip-hop.pl na poczatku lat dwutysięcznych. Fakt, że wydaje się, że jest ich więcej, wynika z tego, że po prostu hip-hop przeżywa kolejny boom i odbiorca znów stał się masowy. Siłą rzeczy więc hejterów też jest więcej.Jeżeli raperze, masz kilkusettysięczny fanpage, milionowe wyświetlenia klipów i czerpiesz z tego wymierne korzyści, to naucz się radzić z faktem, że twoja sława będzie też miała negatywne skutki. Artyści ogólnie są osobami o dużym ego (myślę, że to punkt wyjścia dla każdego działania o charakterze publicznym) i wrażliwymi na swoim punkcie, ale mam wrażenie, że nawet na tym artystycznym tle raperzy wyróżniają się w kwestii obaw o swoje dobre imię. Możliwe, że wynika to z faktu, że w rapowej branży, w jak mało której, akceptacja twórczości bezpośrednio wiąże się z akceptacją danej osoby (casus HST: dla wielu odbiorców fakt, że robi on dobry rap jest bez znaczenia w obliczu dyskredytujących go w ich oczach zdarzeń z jego życia).

Ta nadwrażliwość raperów na swoim punkcie może więc być zrozumiała, choć tak naprawdę na ogół działa na ich własną niekorzyść. Nic tak nie cieszy hejtera, jak reakcja na jego hejt. A im bardziej ta jest nerwowa, tym bardziej nakręca falę kolejnych szyderstw. Tu z kolei można posłużyć się casusem Eldoki, którego nerwowe reakcje na żarty z jego fristajlu stanowiły bardzo wygodną krzywiznę dla kuli śnieżnej formowanej z kolejnych przeróbek owego występu. Z pewnością zachowywanie większego dystansu wobec własnej osoby i twórczości byłoby najlepszym sposobem na okiełznanie fali hejtingu. W końcu najlepsza zemsta to brak reakcji. A na pewno dobrą metodą nie są nerwowe wpisy w stylu: "hahaha pierdolę was hejterzy!!!" albo groźby dojechania czy puszczenia ledwo nastoletniego hejtera nago przez osiedle.

Ten większy dystans u twórców miałby też dobre skutki dla całej sceny. Fakt, że mimo jej rozrostu nadal nie dorobiliśmy się właściwie prawie żadnych opiniotwórczych postaci, a hip-hopowych krytyków, którzy działają na szerszą skalę i mają odwagę regularnie pisać pod własnym nazwiskiem mocno krytyczne recenzje można policzyć na palcach (może nawet palcu?) jednej ręki, to w głównej mierze właśnie skutek uboczny usposobienia polskich raperów. Po co recenzenci mają się narażać i pisać recenzje materiałów, które im się nie podobają? Pieniędzy z tego nie ma praktycznie żadnych, a jeszcze gonga można wyłapać na jakimś melanżu. Lepiej napisać pięć pozytywnych recenzji, słabsze dzieła grzecznie przemilczeć, a potem wbić się za darmo na koncert i napić z raperami na backstage'u. Nie piszę tego złośliwie - to jest logiczne postępowanie. Serio, don't hate the recenzent, hate the game.

Oczywiście, wiem, że mrzonkami są marzenia o ucywilizowaniu polskiego rapera i doprowadzeniu do momentu, w którym będzie on siadał ze swoimi krytykami przy herbacie i serdecznie dziękował za zwrócenie uwagi na fakt, że rzeczywiście mógłby w końcu rzucić dobrą linijkę. Tym niemniej o ile dla hejterów nic poza uśmiechem politowania, tak dla raperów wers od Fu: oriento, rondo, pronto, Toronto. A nie, wróć! To nie ten. To był tylko hejter we mnie, w końcu jesteś tym, o czym piszesz. Już się przywracam do porządku. Chodzi oczywiście o: dystans, dystans się liczy.

 

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
7 Urodziny Aloha Entertainment @Warszawahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-24,7-urodziny-aloha-entertainment-warszawahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-24,7-urodziny-aloha-entertainment-warszawaMarch 12, 2014, 10:55 pmMaciej SulimaW piątek 4 kwietnia wydawnictwo Aloha Entertainment świętuje swoje 7. Urodziny! Podobnie jak przed rokiem, będziemy bawić się i koncertować w warszawskim klubie 55. Data: piątek: 04-04-2014Miejsce: klub 55, ul. Żurawia 32/34start imprezy: 21:00, start koncertów: 22:00Wystąpią:Proceente & Łysonżi DżonsonMały EszGreenNa Pół EtatuKfiatCzarny Porzecz & Doktor FatalnyMaxim/Blaze+ goście specjalniprowadzenie: Muflonafterparty: DJ Grubaz, DJ Anuszbilety: przedsprzedaż 20/25 PLN, w dniu imprezy 25/30 PLNod godziny 22:59 wejście na afterparty: 10 PLNPoczątek przedsprzedaży biletów: 5 marca!W piątek 4 kwietnia wydawnictwo Aloha Entertainment świętuje swoje 7. Urodziny! Podobnie jak przed rokiem, będziemy bawić się i koncertować w warszawskim klubie 55. 

Data: piątek: 04-04-2014
Miejsce: klub 55, ul. Żurawia 32/34
start imprezy: 21:00, start koncertów: 22:00

Wystąpią:

Proceente & Łysonżi Dżonson
Mały Esz
Green
Na Pół Etatu
Kfiat
Czarny Porzecz & Doktor Fatalny
Maxim/Blaze

+ goście specjalni

prowadzenie: Muflon
afterparty: DJ Grubaz, DJ Anusz

bilety: przedsprzedaż 20/25 PLN, w dniu imprezy 25/30 PLN
od godziny 22:59 wejście na afterparty: 10 PLN

Początek przedsprzedaży biletów: 5 marca!

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #6: Dlaczego nie lubię oneshotówhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-11,muflon-pisanki-freestyleowca-6-dlaczego-nie-lubie-oneshotowhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-11,muflon-pisanki-freestyleowca-6-dlaczego-nie-lubie-oneshotowDecember 21, 2014, 12:03 amAdmin stronyParę dni temu, kiedy na swoim fanpage'u w ramach jakiejś dygresji złośliwie wypowiedziałem się o raperach kręcących oneshoty do swoich numerów, ktoś w komentarzu napisał: "co Ty masz do tych oneshotów?". Ton tego lakonicznego pytania uzmysłowił mi, że rzeczywiście jest to wątek, który dość często poruszam w swoich sceptycznych obserwacjach na temat polskiej sceny. Postanowiłem zatem, że zamiast co jakiś czas napomykać o nim przy różnych sposobnościach, rozprawię się z nim raz na zawsze w tym miejscu. Choć w gruncie rzeczy to nie oneshoty będą główną ofiarą tego paszkwilu.Zjawisko jedno-ujęciowych teledysków rozpowszechniło się u nas za sprawą twórców cyklu "Rap One Shot", który został powołany do życia w 2011 roku. Mniej więcej w tym samym momencie wystartowała seria "Wyskocz do tego", za którą stała wytwórnia Stoprocent. Oba te przedsięwzięcia osiągnęły spory sukces ("Rap One Shot" ma na koncie 5 klipów z ponad milionowymi wyświetleniami na youtubie i parę następnych, które do miliona się zbliżają), więc nic dziwnego, że pojawiło się sporo naśladowców, którzy postanowili w podobny sposób zadbać o promocję swojej twórczości. W ten sposób w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z prawdziwym zalewem jedno-ujęciowych, totalnie amatorskich produkcji, na których raper w pstrokatej czapce macha łapami, robi hustlerskie miny i próbuje nadążyć za tekstem, który słyszy z boomboxa niesionego przez Suchego, który akurat miał wolne popołudnie, bo w szkole były rekolekcje. Często też do tego wszystkiego dochodzi motyw przechadzki. I tak jak zachodni świat ogarnęła mania joggingu, tak polscy raperzy rozkochali się w spacerach. Rzadko jednak wychodzi to jak „Bitter Sweet Symphony”, częściej jak filmik z tym poczciwiną, co to trzy garnitury ma, ale na wesele nie idzie.Chciałem w tym miejscu zaznaczyć, że nie mam za złe obu pionierskim cyklom, że tę gorączkę oneshotów rozkręciły. Rozumiem, że była to próba eksperymentu z nową konwencją i niezły sposób na promowanie artystów, którzy nie mają budżetów na poważne klipy. Również nie jest tak, że uważam, iż koncepcja jedno-ujęciowych teledysków z założenia jest słaba (taką tezę skutecznie obalają choćby "Who Dat" J.Cole'a czy "Nosetalgia" Pushy T i Kendricka Lamara). To, co w tym całym zjawisku rzeczywiście mnie drażni to idea stojącą za sukcesem tych prostych obrazków. Oneshoty nie irytują mnie same w sobie, lecz są przejawem tego, co denerwujące i niepokojące jest naprawdę.Oneshoty są jedno-ujęciową esencją zjawiska gloryfikacji nadbudowy kosztem podstawy. Za podstawę w tym wypadku należy rozumieć muzykę samą w sobie. Nadbudową jest wszystko to, co muzyce teoretycznie miało tylko pomagać, to jest: wizerunek, wygląd, znajomości, teledyski itd. Parę lat temu, żeby odnieść sukces w undergroundzie, wystarczyło wrzucić dobry materiał spakowany w rar i patrzeć, jak dobra zwrotka nie wymagająca reklamy dociera do coraz szerszych kręgów. Dziś to nie wystarcza i niewielu jest raperów, którzy ograniczaliby się do tak prostego działania. Dominuje raczej tendencja, żeby ze swoim ryjem wyświetlić się gdzie się da, niezależnie od etapu kariery na którym się znajduje. Co z tego, że za danym obrazkiem nie stoi żaden artystyczny koncept. Jakiekolwiek wątpliwości szybko rozmyje sprawdzona przy wielu rozterkach ludowa prawda: „przecież wszyscy tak robią”. Kiedy Smarki Smark zostawał undergroundowym bożkiem po wydaniu Najebawszy EP, 99% odbiorców jego rapu nie wiedziało jak on wygląda. Dziś kojarzę z japy, Air Maxów i okularów przeciwsłonecznych setkę raperów, których jednego wersu bym sobie nie przypomniał.To odwrócenie proporcji - szkodliwe, bo sprawiające, że o byciu dobrym raperem zaczyna decydować coś innego czy szerszego niż po prostu bycie dobrym raperem - ma swoje źródło zarówno w postawie raperów, jak i odbiorców. Gros młodych, aspirujących adeptów mikrofonu w większym stopniu niż rapowaniem, zajmuje się byciem raperem. Zamiast zadbać o to, żeby ich materiał wypierdalał z butów, dbają o to, żeby ich twarz była rozpoznawalna na rapowych melanżach, więc kręcą te klipy w pokojach, spamują natrętnymi prośbami o głosowanie w konkursach i wrzucają na facebooka zdjęcia z bardziej znanymi kolegami. Ktoś może powiedzieć: "ok, wszystko fajnie, ancymonie, ale z głupim oneshotem zgarnę dwa razy więcej wyświetleń niż samą empetrójką". Spoko, pytanie tylko jakie masz aspiracje jako artysta, jeżeli robisz z siebie pawiana pod wpływem dyktatu licznika wyświetleń.Jeśli chodzi o słuchaczy to nie będę się tu specjalnie rozpisywał. Szkoda czasu na wygłaszanie banałów o dominacji kultury obrazkowej i tego typu frazesów. Przytoczę natomiast komentarz, który napotkałem na youtubie pod jednym z numerów Zeusa, a który wydaje mi się symptomatyczny dla tego, co próbuję tu uchwycić. Było to coś w stylu "Wow, jaki piękny kawałek. Zeus, błagam zrób teledysk do tego!". I teraz nachalnie nasuwa się oczywiste pytanie: po co Ci ten teledysk? Przecież właśnie słuchasz dobrego utworu, podoba Ci się on. Czego jeszcze tutaj potrzeba?I tak jak pisałem, że raperzy przywiązują coraz większą wagę do elementów wizerunkowych, to samo trzeba powiedzieć o słuchaczach. Ta tendencja pozostaje w ścisłej korelacji z hip-hopowym boomem, któremu towarzyszy większa przypadkowość odbiorców i tym samym niska świadomość kryteriów oceny kunsztu raperów. A skoro słuchacz nie bardzo ma narzędzia, aby w pogłębiony sposób porównywać umiejętności twórców, to w klarowaniu swoich ocen posiłkuje się tym co nazwałem tu wcześniej nadbudową. Hip-hopowy przemysł teledyskowy kwitnie, a otoczka rości sobie coraz większe pretensje do bycia sednem.Nie chcę wyjść na jakiegoś totalnego purystę. Rozumiem, że istnieje coś takiego jak realia rynku i pewnych mechanizmów po prostu nie da się obejść. Teledyski są bardziej nośne niż same utwory, trzeba próbować poszerzać swoje grono odbiorców, jeżeli chce się traktować rap jako coś więcej niż hobby. Natomiast nie zmienia to faktu, że dobrze by było, gdyby wszyscy ludzie zajmujący się rapowaniem czy słuchaniem rapu w tym coraz bardziej obudowanym w zalatujące prowizorką klipy i obklejonym sponsorskimi logotypami hip-hopowym światku, co jakiś czas powtarzali sobie otrzeźwiające hasło: muzyka, głupcze! *****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek WiszniewskiParę dni temu, kiedy na swoim fanpage'u w ramach jakiejś dygresji złośliwie wypowiedziałem się o raperach kręcących oneshoty do swoich numerów, ktoś w komentarzu napisał: "co Ty masz do tych oneshotów?". Ton tego lakonicznego pytania uzmysłowił mi, że rzeczywiście jest to wątek, który dość często poruszam w swoich sceptycznych obserwacjach na temat polskiej sceny. Postanowiłem zatem, że zamiast co jakiś czas napomykać o nim przy różnych sposobnościach, rozprawię się z nim raz na zawsze w tym miejscu. Choć w gruncie rzeczy to nie oneshoty będą główną ofiarą tego paszkwilu.

Zjawisko jedno-ujęciowych teledysków rozpowszechniło się u nas za sprawą twórców cyklu "Rap One Shot", który został powołany do życia w 2011 roku. Mniej więcej w tym samym momencie wystartowała seria "Wyskocz do tego", za którą stała wytwórnia Stoprocent. Oba te przedsięwzięcia osiągnęły spory sukces ("Rap One Shot" ma na koncie 5 klipów z ponad milionowymi wyświetleniami na youtubie i parę następnych, które do miliona się zbliżają), więc nic dziwnego, że pojawiło się sporo naśladowców, którzy postanowili w podobny sposób zadbać o promocję swojej twórczości. W ten sposób w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z prawdziwym zalewem jedno-ujęciowych, totalnie amatorskich produkcji, na których raper w pstrokatej czapce macha łapami, robi hustlerskie miny i próbuje nadążyć za tekstem, który słyszy z boomboxa niesionego przez Suchego, który akurat miał wolne popołudnie, bo w szkole były rekolekcje. Często też do tego wszystkiego dochodzi motyw przechadzki. I tak jak zachodni świat ogarnęła mania joggingu, tak polscy raperzy rozkochali się w spacerach. Rzadko jednak wychodzi to jak „Bitter Sweet Symphony”, częściej jak filmik z tym poczciwiną, co to trzy garnitury ma, ale na wesele nie idzie.

Chciałem w tym miejscu zaznaczyć, że nie mam za złe obu pionierskim cyklom, że tę gorączkę oneshotów rozkręciły. Rozumiem, że była to próba eksperymentu z nową konwencją i niezły sposób na promowanie artystów, którzy nie mają budżetów na poważne klipy. Również nie jest tak, że uważam, iż koncepcja jedno-ujęciowych teledysków z założenia jest słaba (taką tezę skutecznie obalają choćby "Who Dat" J.Cole'a czy "Nosetalgia" Pushy T i Kendricka Lamara). To, co w tym całym zjawisku rzeczywiście mnie drażni to idea stojącą za sukcesem tych prostych obrazków. Oneshoty nie irytują mnie same w sobie, lecz są przejawem tego, co denerwujące i niepokojące jest naprawdę.

Oneshoty są jedno-ujęciową esencją zjawiska gloryfikacji nadbudowy kosztem podstawy. Za podstawę w tym wypadku należy rozumieć muzykę samą w sobie. Nadbudową jest wszystko to, co muzyce teoretycznie miało tylko pomagać, to jest: wizerunek, wygląd, znajomości, teledyski itd. Parę lat temu, żeby odnieść sukces w undergroundzie, wystarczyło wrzucić dobry materiał spakowany w rar i patrzeć, jak dobra zwrotka nie wymagająca reklamy dociera do coraz szerszych kręgów. Dziś to nie wystarcza i niewielu jest raperów, którzy ograniczaliby się do tak prostego działania. Dominuje raczej tendencja, żeby ze swoim ryjem wyświetlić się gdzie się da, niezależnie od etapu kariery na którym się znajduje. Co z tego, że za danym obrazkiem nie stoi żaden artystyczny koncept. Jakiekolwiek wątpliwości szybko rozmyje sprawdzona przy wielu rozterkach ludowa prawda: „przecież wszyscy tak robią”. Kiedy Smarki Smark zostawał undergroundowym bożkiem po wydaniu Najebawszy EP, 99% odbiorców jego rapu nie wiedziało jak on wygląda. Dziś kojarzę z japy, Air Maxów i okularów przeciwsłonecznych setkę raperów, których jednego wersu bym sobie nie przypomniał.

To odwrócenie proporcji - szkodliwe, bo sprawiające, że o byciu dobrym raperem zaczyna decydować coś innego czy szerszego niż po prostu bycie dobrym raperem - ma swoje źródło zarówno w postawie raperów, jak i odbiorców. Gros młodych, aspirujących adeptów mikrofonu w większym stopniu niż rapowaniem, zajmuje się byciem raperem. Zamiast zadbać o to, żeby ich materiał wypierdalał z butów, dbają o to, żeby ich twarz była rozpoznawalna na rapowych melanżach, więc kręcą te klipy w pokojach, spamują natrętnymi prośbami o głosowanie w konkursach i wrzucają na facebooka zdjęcia z bardziej znanymi kolegami. Ktoś może powiedzieć: "ok, wszystko fajnie, ancymonie, ale z głupim oneshotem zgarnę dwa razy więcej wyświetleń niż samą empetrójką". Spoko, pytanie tylko jakie masz aspiracje jako artysta, jeżeli robisz z siebie pawiana pod wpływem dyktatu licznika wyświetleń.

Jeśli chodzi o słuchaczy to nie będę się tu specjalnie rozpisywał. Szkoda czasu na wygłaszanie banałów o dominacji kultury obrazkowej i tego typu frazesów. Przytoczę natomiast komentarz, który napotkałem na youtubie pod jednym z numerów Zeusa, a który wydaje mi się symptomatyczny dla tego, co próbuję tu uchwycić. Było to coś w stylu "Wow, jaki piękny kawałek. Zeus, błagam zrób teledysk do tego!". I teraz nachalnie nasuwa się oczywiste pytanie: po co Ci ten teledysk? Przecież właśnie słuchasz dobrego utworu, podoba Ci się on. Czego jeszcze tutaj potrzeba?

I tak jak pisałem, że raperzy przywiązują coraz większą wagę do elementów wizerunkowych, to samo trzeba powiedzieć o słuchaczach. Ta tendencja pozostaje w ścisłej korelacji z hip-hopowym boomem, któremu towarzyszy większa przypadkowość odbiorców i tym samym niska świadomość kryteriów oceny kunsztu raperów. A skoro słuchacz nie bardzo ma narzędzia, aby w pogłębiony sposób porównywać umiejętności twórców, to w klarowaniu swoich ocen posiłkuje się tym co nazwałem tu wcześniej nadbudową. Hip-hopowy przemysł teledyskowy kwitnie, a otoczka rości sobie coraz większe pretensje do bycia sednem.

Nie chcę wyjść na jakiegoś totalnego purystę. Rozumiem, że istnieje coś takiego jak realia rynku i pewnych mechanizmów po prostu nie da się obejść. Teledyski są bardziej nośne niż same utwory, trzeba próbować poszerzać swoje grono odbiorców, jeżeli chce się traktować rap jako coś więcej niż hobby. Natomiast nie zmienia to faktu, że dobrze by było, gdyby wszyscy ludzie zajmujący się rapowaniem czy słuchaniem rapu w tym coraz bardziej obudowanym w zalatujące prowizorką klipy i obklejonym sponsorskimi logotypami hip-hopowym światku, co jakiś czas powtarzali sobie otrzeźwiające hasło: muzyka, głupcze!

 

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Muflon - debiutancka płyta w tym rokuhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-06,muflon-debiutancka-plyta-w-tym-rokuhttps://popkiller.kingapp.pl/2014-02-06,muflon-debiutancka-plyta-w-tym-rokuFebruary 6, 2014, 9:55 pmAdmin stronyMuflona ostatnio na naszych łamach na pewno nie brakuje, poprzez świetnie przyjmowany przez Was na razie cykl felietonów, ale nie ukrywamy, że też rymowana strona jego twórczości jest pod naszym bacznym nadzorem. Debiutancki album zapowiedział jakiś czas temu, dzisiaj mamy raport z placu boju, z którego wiadomo m.in., że 2014 będzie rokiem premiery studyjnego materiału od utytułowanego wolnostylowca. Poniżej więcej szczegółów prosto od Muflona."Często pytacie w komentarzach co się dzieje z moją płytą. Nie odpowiadałem na te pytania, bo nauczony doświadczeniem nie chciałem rzucać słów na wiatr odnośnie terminów i szczegółów. Stwierdziłem jednak, że zasłużyliście na garść informacji. Także parę faktów: - Płyta na sto procent w tym roku. Nakładem Aloha Ent. - Na ten moment nagranych jest 8 numerów i jedna zwrotka gościnna. - Planuje nagrać jeszcze ze 3 numery, które częściowo są już napisane. - Planuje też jeszcze zaprosić minimum dwóch gości (wiem kogo i do których numerów). - Po nagraniu planowanych numerów, przysiądę z paroma zaufanymi osobami i zastanowię się co wymaga poprawek studyjnych (niektóre numery były nagrywane jako bety i możliwe, że będą nagrywane od początku), co dogrania instrumentów, a co np. udziału wokalisty/wokalistki czy DJ'eja. Będzie to też pewnie dobry moment na wypuszczenie pierwszego singla. No, to chyba tyle na dzisiaj. A jutro dogrywam zwrotkę do tego:[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"8078","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]"Muflona ostatnio na naszych łamach na pewno nie brakuje, poprzez świetnie przyjmowany przez Was na razie cykl felietonów, ale nie ukrywamy, że też rymowana strona jego twórczości jest pod naszym bacznym nadzorem. Debiutancki album zapowiedział jakiś czas temu, dzisiaj mamy raport z placu boju, z którego wiadomo m.in., że 2014 będzie rokiem premiery studyjnego materiału od utytułowanego wolnostylowca. Poniżej więcej szczegółów prosto od Muflona.

"Często pytacie w komentarzach co się dzieje z moją płytą. Nie odpowiadałem na te pytania, bo nauczony doświadczeniem nie chciałem rzucać słów na wiatr odnośnie terminów i szczegółów.
Stwierdziłem jednak, że zasłużyliście na garść informacji. Także parę faktów:
- Płyta na sto procent w tym roku. Nakładem Aloha Ent.
- Na ten moment nagranych jest 8 numerów i jedna zwrotka gościnna.
- Planuje nagrać jeszcze ze 3 numery, które częściowo są już napisane.
- Planuje też jeszcze zaprosić minimum dwóch gości (wiem kogo i do których numerów).
- Po nagraniu planowanych numerów, przysiądę z paroma zaufanymi osobami i zastanowię się co wymaga poprawek studyjnych (niektóre numery były nagrywane jako bety i możliwe, że będą nagrywane od początku), co dogrania instrumentów, a co np. udziału wokalisty/wokalistki czy DJ'eja. Będzie to też pewnie dobry moment na wypuszczenie pierwszego singla.
No, to chyba tyle na dzisiaj. A jutro dogrywam zwrotkę do tego:

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"8078","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]"

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #5: Hip-hop, czyli kultura nostalgiihttps://popkiller.kingapp.pl/2014-01-28,muflon-pisanki-freestyleowca-5-hip-hop-czyli-kultura-nostalgiihttps://popkiller.kingapp.pl/2014-01-28,muflon-pisanki-freestyleowca-5-hip-hop-czyli-kultura-nostalgiiJanuary 28, 2014, 8:19 pmAdmin stronyRefleksja, którą chciałem się z wami podzielić w kolejnej odsłonie moich wynurzeń, zrodziła się we mnie parę lat temu, gdy w Warszawie rozkwitały cykle imprez "A pamiętasz jak?" i "Rap History Warsaw". Stołeczni czytelnicy zapewne dobrze pamiętają, że był taki moment, że w przestrzeni warszawskich rap imprez mieliśmy do czynienia z faktycznym duopolem tych dwóch marek, które w dziedzinie organizowania naprawdę dużych hip-hopowych spędów nie miały żadnej konkurencji. Właściwie wszystkie inne inicjatywy, w porównaniu do APJ i RHW, były tylko niszą i nie przypominam sobie, aby jakikolwiek inny cykl masowych imprez mógł wówczas wywalczyć dla siebie miejsce. APJ i RHW nasyciły i zagospodarowały tę przestrzeń, spełniając wszystkie oczekiwania miłośników rapowych melanży, poprzez stworzenie otoczki wydarzenia aprobowanego przez poważne postaci z branży, najęcie dobrych i znanych DJ'ów, dogadanie się z popularnymi lokalami i co nie mniej istotne – nadanie swoim imprezom nostalgicznego wątku przewodniego.I właśnie ten wątek przewodni, którym było odwołanie się do emocjonalno-reminiscencyjnych nastrojów był przyczynkiem dla mojej refleksji. Co tydzień, czy co dwa, tabuny młodej warszawskiej hip-hopowej społeczności pędziły do centrum, aby upić się w myśl melancholijnej sentencji "gdzie się podziały tamte prywatki". W tym momencie tytułowa refleksja, która zaczyna się tu nieśmiało rozgaszczać, może napotkać po części uzasadniony odpór u części z was. W końcu polski hip-hop nie jest już takim znowu gimbusem, swoje lata ma, trzy pokolenia odchował, z których co najmniej jedno okres największej fascynacji rapem ma już za sobą. Pokolenie 30-latków, którzy rozkręcali zajawkę na rap i deskę w połowie lat 90., to dziś często ludzie, którzy musieli na jakimś etapie pójść na kompromis z dorosłością, wpasować się w korpo-rzeczywistość, a młodzieńcze, zabawowe priorytety odstawić na bok. Dla takich ludzi imprezy typu „A pamiętasz jak?” to piękny powrót do przeszłości, kiedy dziewczyny były jakby trochę łatwiejsze, powietrze bardziej rześkie, a kredyty... no, tych w ogóle nie było. I ja się z takim zastrzeżeniem w pełni zgadzam, jednak publiczność na przywoływanych tu imprezach wcale nie ograniczała się do rapowych Orłów Górskiego. Największą część imprezowiczów stanowili ludzie dwudziestoparoletni czy nawet młodsi, którzy wciąż są aktywnymi uczestnikami hip-hopowego życia codziennego.A przecież hip-hop jest subkulturą najbardziej dynamiczną i najlepiej przystającą do ponowoczesnej rzeczywistości. Od dekady czy od dwóch to ona najsilniej przyciąga kolejne młode pokolenia, najcelniej formułując ich troski i obawy, czy też najtrafniej wpisując się w ich gusta, czy sposoby ekspresji i uczestnictwa w kulturze. Dziś dla każdej korporacji chcącej dotrzeć do nastoletniej części swojego targetu, nie ma lepszego środka niż ten oparty na hip-hopowych czterech elementach. Hip-hop wciąż ma niesamowitą siłę rażenia, a jego pięć minut trwa, a nawet wydłuża się i poszerza terytoria swojej ekspansji. Za czym w takim razie tęskni młody hip-hopowiec? Czy Mike Tyson czuł nostalgię w czasach swojego prime'u? Za czym tęsknił Jordan zostawiając na ziemi Russella i trafiając rzut w meczu nr 6?Oczywiście wątek niegdysiejszych śniegów jest jednym z bardziej nośnych tematów w sztuce w ogóle, ale i tak to właśnie w rapie jest szczególnie eksponowany. Liczba numerów, których głównym tematem są wspomnienia powoli zamienia się w ilość, bo staje się niepoliczalna. Świetnie tę tendencję uchwycił Zioło, który w kawałku "Hip-hop", wyśmiewającym typowe tekstowe koleiny, w które wpadają młodzi polscy raperzy, obok rymowania o pierwszych tagach na ławce i o tym, że nie ufa się pannie, wymienił gadanie o tym, że "nie jest jak dawniej". A pozostając przy Ziole, czy też ziole w tym wypadku, to jeżeli stare porzekadło mówi, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu, to jego hip-hopowa trawestacja powinna brzmieć: "może i po drugiej stronie jest bardziej zielona, ale i tak najbardziej zielona była dziesięć lat temu. Pamiętasz trawę w Hybrydach i Alfie? Czas nas zmienił chłopaki, proste".Ta nostalgia hip-hopowców w dużej mierze wynika z hołdowania pięknej i szlachetnej maksymie o pamiętaniu o korzeniach, która stoi u podstaw hip-hopowej mentalności, czy też równie klasycznej i ważnej w swojej roli dla tej kultury samoświadomości i apoteozy wiedzy dotyczącej hip-hopu i jego źródeł, którą zwykło się określać mianem piątego elementu. Tylko w takich warunkach przetrwać mogła tak zacna idea jak digging, która w swojej uproszczonej wersji sprawia, że dziś hip-hop jest jednym z gatunków, które najlepiej radzą sobie na rynku tradycyjnych nośników, nawet pomimo faktu, że jego odbiorcy to ludzie młodzi, których przywiązanie do - powoli stających się archaizmem – fizycznych wersji płyt, z pozoru powinno być mniejsze. Hip-hopowiec to w swej naturze wrażliwa i tradycjonalistyczna bestia.Warto też wspomnieć o tym, że w wielu hip-hopowcach wciąż żywe jest przekonanie, że to, co najlepsze dla rapu działo się w latach 90., co też na pewno sprawia, że imprezy dedykowane temu okresowi cieszą się szczególnym zainteresowaniem. Niemniej jednak, nawet pomimo tego całego wyliczenia czynników świadczących o sentymentalnej duszy hip-hopowców, wciąż jest coś niewytłumaczalnie perwersyjnego i budzącego konsternację w 20-latkach chodzących na imprezy wspominać "dawne lata". Gdzie nasze tu i teraz?Ostatnimi czasy w polskim rapie toczy się dyskusja o wojnie newschoolu z trueschoolem. Moim zdaniem jest ona bardziej wydumanym niż rzeczywistym konfliktem. Taki hip-hopowy temat zastępczy. My tu sobie gadamy o zagrożeniach trapem, a Jay-Z z iluminatami po cichu przejmują świat przy użyciu trójkątów w teledyskach (to nie moje odkrycie; all copy rights reserved przez Disc Jockey Grand Master Macierewicz Fresh and Gazeta Polska Furious Five). Ale nawiązuje do niej nie bez powodu. Hip-hopowym purystom psioczącym na wszystkich, którzy ośmielają się odejść od utartego kanonu, radzę się trochę wyluzować. Jeżeli raperzy skupią się tylko na zjadaniu postpremierowskiego, nowojorskiego ogona, a słuchacze na celebracji nagrań z lat 90. i wspominaniu jak to pięknie było lata temu, to hip-hop zatraci całą swoją dynamikę. Ta usilna obrona rdzennego hip-hopu przed zalewem nowego, w rzeczywistości jest podcinaniem gałęzi na której się siedzi.Powodem dla którego muzyka gitarowa musiała ustąpić hip-hopowi miejsca na piedestale w popkulturowej rzeczywistości jest fakt, że w swoim mainstreamie za bardzo zanurzyła się w swojej przeszłości. Ostatnio w telewizji mignęli mi bracia Cugowscy (wiem, że to nie najlepszy przykład dla miłośników rocka, ale cóż... nie moja wina, że mignęli akurat oni), goście w podobnym wieku co Tede czy Pezet. A wyglądali jakby ktoś ich wyciągnął z zakurzonych taśm VH1 albo Wideoteki dorosłego człowieka. Jeżeli hip-hopowcy nie chcą skończyć tak samo, nie mogą się bronić przed nowymi trendami, bo to one nadają dynamiki tej kulturze i pozwalają jej zachować świeżość. Pojawienie się ludzi takich jak Lil'Wayne, czy zawodników młodej fali sprzed kilku lat, takich jak Wiz Khalifa, Drake czy J. Cole, sprawia, że hip-hop wciąż się nie wyeksploatował. Fakt, że to właśnie tacy raperzy dziś cieszą się większym zainteresowaniem niż zasłużeni weterani z lat 80. i 90. postrzegam jako dobry prognostyk na przyszłość. Pokazuje to, że hip-hop jednak wciąż ma jakąś nieodgadnioną przyszłość, nie traci witalności, i wspominanie dawnych dziejów nie jest jedyną rzeczą, która nam pozostała. Możemy też czasem potęsknić za tym czego jeszcze nie wiemy.Parafrazując więc ostatni hit bezlitosnego w swojej prześmiewczości hip-hopowego internetu, można powiedzieć, że oczywiście dobrze, że jest Boom bap, ale też czasem dobrze, że nie ma Boom bap. Sentymenty na bok. *****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek Wiszniewski

Refleksja, którą chciałem się z wami podzielić w kolejnej odsłonie moich wynurzeń, zrodziła się we mnie parę lat temu, gdy w Warszawie rozkwitały cykle imprez "A pamiętasz jak?" i "Rap History Warsaw". Stołeczni czytelnicy zapewne dobrze pamiętają, że był taki moment, że w przestrzeni warszawskich rap imprez mieliśmy do czynienia z faktycznym duopolem tych dwóch marek, które w dziedzinie organizowania naprawdę dużych hip-hopowych spędów nie miały żadnej konkurencji. Właściwie wszystkie inne inicjatywy, w porównaniu do APJ i RHW, były tylko niszą i nie przypominam sobie, aby jakikolwiek inny cykl masowych imprez mógł wówczas wywalczyć dla siebie miejsce. APJ i RHW nasyciły i zagospodarowały tę przestrzeń, spełniając wszystkie oczekiwania miłośników rapowych melanży, poprzez stworzenie otoczki wydarzenia aprobowanego przez poważne postaci z branży, najęcie dobrych i znanych DJ'ów, dogadanie się z popularnymi lokalami i co nie mniej istotne – nadanie swoim imprezom nostalgicznego wątku przewodniego.

I właśnie ten wątek przewodni, którym było odwołanie się do emocjonalno-reminiscencyjnych nastrojów był przyczynkiem dla mojej refleksji. Co tydzień, czy co dwa, tabuny młodej warszawskiej hip-hopowej społeczności pędziły do centrum, aby upić się w myśl melancholijnej sentencji "gdzie się podziały tamte prywatki". W tym momencie tytułowa refleksja, która zaczyna się tu nieśmiało rozgaszczać, może napotkać po części uzasadniony odpór u części z was. W końcu polski hip-hop nie jest już takim znowu gimbusem, swoje lata ma, trzy pokolenia odchował, z których co najmniej jedno okres największej fascynacji rapem ma już za sobą. Pokolenie 30-latków, którzy rozkręcali zajawkę na rap i deskę w połowie lat 90., to dziś często ludzie, którzy musieli na jakimś etapie pójść na kompromis z dorosłością, wpasować się w korpo-rzeczywistość, a młodzieńcze, zabawowe priorytety odstawić na bok. Dla takich ludzi imprezy typu „A pamiętasz jak?” to piękny powrót do przeszłości, kiedy dziewczyny były jakby trochę łatwiejsze, powietrze bardziej rześkie, a kredyty... no, tych w ogóle nie było. I ja się z takim zastrzeżeniem w pełni zgadzam, jednak publiczność na przywoływanych tu imprezach wcale nie ograniczała się do rapowych Orłów Górskiego. Największą część imprezowiczów stanowili ludzie dwudziestoparoletni czy nawet młodsi, którzy wciąż są aktywnymi uczestnikami hip-hopowego życia codziennego.

A przecież hip-hop jest subkulturą najbardziej dynamiczną i najlepiej przystającą do ponowoczesnej rzeczywistości. Od dekady czy od dwóch to ona najsilniej przyciąga kolejne młode pokolenia, najcelniej formułując ich troski i obawy, czy też najtrafniej wpisując się w ich gusta, czy sposoby ekspresji i uczestnictwa w kulturze. Dziś dla każdej korporacji chcącej dotrzeć do nastoletniej części swojego targetu, nie ma lepszego środka niż ten oparty na hip-hopowych czterech elementach. Hip-hop wciąż ma niesamowitą siłę rażenia, a jego pięć minut trwa, a nawet wydłuża się i poszerza terytoria swojej ekspansji. Za czym w takim razie tęskni młody hip-hopowiec? Czy Mike Tyson czuł nostalgię w czasach swojego prime'u? Za czym tęsknił Jordan zostawiając na ziemi Russella i trafiając rzut w meczu nr 6?

Oczywiście wątek niegdysiejszych śniegów jest jednym z bardziej nośnych tematów w sztuce w ogóle, ale i tak to właśnie w rapie jest szczególnie eksponowany. Liczba numerów, których głównym tematem są wspomnienia powoli zamienia się w ilość, bo staje się niepoliczalna. Świetnie tę tendencję uchwycił Zioło, który w kawałku "Hip-hop", wyśmiewającym typowe tekstowe koleiny, w które wpadają młodzi polscy raperzy, obok rymowania o pierwszych tagach na ławce i o tym, że nie ufa się pannie, wymienił gadanie o tym, że "nie jest jak dawniej". A pozostając przy Ziole, czy też ziole w tym wypadku, to jeżeli stare porzekadło mówi, że trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu, to jego hip-hopowa trawestacja powinna brzmieć: "może i po drugiej stronie jest bardziej zielona, ale i tak najbardziej zielona była dziesięć lat temu. Pamiętasz trawę w Hybrydach i Alfie? Czas nas zmienił chłopaki, proste".

Ta nostalgia hip-hopowców w dużej mierze wynika z hołdowania pięknej i szlachetnej maksymie o pamiętaniu o korzeniach, która stoi u podstaw hip-hopowej mentalności, czy też równie klasycznej i ważnej w swojej roli dla tej kultury samoświadomości i apoteozy wiedzy dotyczącej hip-hopu i jego źródeł, którą zwykło się określać mianem piątego elementu. Tylko w takich warunkach przetrwać mogła tak zacna idea jak digging, która w swojej uproszczonej wersji sprawia, że dziś hip-hop jest jednym z gatunków, które najlepiej radzą sobie na rynku tradycyjnych nośników, nawet pomimo faktu, że jego odbiorcy to ludzie młodzi, których przywiązanie do - powoli stających się archaizmem – fizycznych wersji płyt, z pozoru powinno być mniejsze. Hip-hopowiec to w swej naturze wrażliwa i tradycjonalistyczna bestia.

Warto też wspomnieć o tym, że w wielu hip-hopowcach wciąż żywe jest przekonanie, że to, co najlepsze dla rapu działo się w latach 90., co też na pewno sprawia, że imprezy dedykowane temu okresowi cieszą się szczególnym zainteresowaniem. Niemniej jednak, nawet pomimo tego całego wyliczenia czynników świadczących o sentymentalnej duszy hip-hopowców, wciąż jest coś niewytłumaczalnie perwersyjnego i budzącego konsternację w 20-latkach chodzących na imprezy wspominać "dawne lata". Gdzie nasze tu i teraz?

Ostatnimi czasy w polskim rapie toczy się dyskusja o wojnie newschoolu z trueschoolem. Moim zdaniem jest ona bardziej wydumanym niż rzeczywistym konfliktem. Taki hip-hopowy temat zastępczy. My tu sobie gadamy o zagrożeniach trapem, a Jay-Z z iluminatami po cichu przejmują świat przy użyciu trójkątów w teledyskach (to nie moje odkrycie; all copy rights reserved przez Disc Jockey Grand Master Macierewicz Fresh and Gazeta Polska Furious Five). Ale nawiązuje do niej nie bez powodu. Hip-hopowym purystom psioczącym na wszystkich, którzy ośmielają się odejść od utartego kanonu, radzę się trochę wyluzować. Jeżeli raperzy skupią się tylko na zjadaniu postpremierowskiego, nowojorskiego ogona, a słuchacze na celebracji nagrań z lat 90. i wspominaniu jak to pięknie było lata temu, to hip-hop zatraci całą swoją dynamikę. Ta usilna obrona rdzennego hip-hopu przed zalewem nowego, w rzeczywistości jest podcinaniem gałęzi na której się siedzi.

Powodem dla którego muzyka gitarowa musiała ustąpić hip-hopowi miejsca na piedestale w popkulturowej rzeczywistości jest fakt, że w swoim mainstreamie za bardzo zanurzyła się w swojej przeszłości. Ostatnio w telewizji mignęli mi bracia Cugowscy (wiem, że to nie najlepszy przykład dla miłośników rocka, ale cóż... nie moja wina, że mignęli akurat oni), goście w podobnym wieku co Tede czy Pezet. A wyglądali jakby ktoś ich wyciągnął z zakurzonych taśm VH1 albo Wideoteki dorosłego człowieka. Jeżeli hip-hopowcy nie chcą skończyć tak samo, nie mogą się bronić przed nowymi trendami, bo to one nadają dynamiki tej kulturze i pozwalają jej zachować świeżość. Pojawienie się ludzi takich jak Lil'Wayne, czy zawodników młodej fali sprzed kilku lat, takich jak Wiz Khalifa, Drake czy J. Cole, sprawia, że hip-hop wciąż się nie wyeksploatował. Fakt, że to właśnie tacy raperzy dziś cieszą się większym zainteresowaniem niż zasłużeni weterani z lat 80. i 90. postrzegam jako dobry prognostyk na przyszłość. Pokazuje to, że hip-hop jednak wciąż ma jakąś nieodgadnioną przyszłość, nie traci witalności, i wspominanie dawnych dziejów nie jest jedyną rzeczą, która nam pozostała. Możemy też czasem potęsknić za tym czego jeszcze nie wiemy.

Parafrazując więc ostatni hit bezlitosnego w swojej prześmiewczości hip-hopowego internetu, można powiedzieć, że oczywiście dobrze, że jest Boom bap, ale też czasem dobrze, że nie ma Boom bap. Sentymenty na bok.

 

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

 

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #4: O polskim battle rapie słów kilkahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-01-12,muflon-pisanki-freestyleowca-4-o-polskim-battle-rapie-slow-kilkahttps://popkiller.kingapp.pl/2014-01-12,muflon-pisanki-freestyleowca-4-o-polskim-battle-rapie-slow-kilkaJanuary 12, 2014, 8:47 pmAdmin stronyTo już czwarta odsłona mojego felietonowego cyklu, więc stwierdziłem, że w końcu wypadałoby pochylić się nad wątkiem, który z oczywistych względów jest bliski mojemu sercu, czyli nad kondycją polskiego freestyle'u. Pochylam się zatem i garść refleksji dołączam, zapewne nie pokrzepiających, ale też nie wpisujących się w dominujące stanowisko, które w skrócie wyraża sentymentalne stwierdzenie: "kiedyś to umieli fristajlować, a teraz to same leszcze na bitwach".Mój pogląd tworzy mieszanka sceptycyzmu i obawy o przyszłości polskiego fristajlu oraz poszanowania dla umiejętności obecnych, wiodących zawodników. Te dwa elementy tylko pozornie się wykluczają. Nie mam wątpliwości, że polski freestyle przeżywa kryzys (który zaczął się mniej więcej w 2010 roku), a zarazem nie do końca uważam, że jest on wynikiem mniejszych umiejętności obecnie startujących mc's. Z początku, czyli w momencie kiedy z udziału w bitwach zrezygnowała, lub mocno ten udział ograniczyła, większość przedstawicieli mojego pokolenia, to jest: Flint, Enson, Białas, Solar, Trzy Sześć, Wiciu, Green, Eskobar, Puoć itd. (we wspomnianym 2010 chyba żaden z nich nie wystartował w WBW, podczas gdy w poprzednich edycjach byli wiodącymi postaciami), rzeczywiście można było mówić o nagłym spadku poziomu, który na niższym pułapie utrzymywał się przez jakieś dwa lata, ale już np. w 2012 roku finał WBW stał na wysokim poziomie, a część obserwatorów wróżyła po nim odrodzenie się polskiego fristajlu. Nic takiego się jednak nie stało, a trudno stwierdzić, żeby zawodnicy tacy jak Szyderca czy Filipek swoimi fristajlowymi rozkminami mieli specjalnie odstawać od wyliczonych wcześniej zawodników.Dlaczego w takim razie popularność freestyle'u nie wróciła do poziomu z czasów Lim TV, pierwszych Microphone Masters, czy WBW 2008 i 2009? Moja teoria jest taka, że problemem nie są umiejętności zawodników, lecz wyczerpywanie się konwencji. Szybka egzemplifikacja: Weźmy imprezy finałowe WBW z 2003 i 2004 roku oraz finały z 2008 czy 2009. Chyba wszyscy się zgodzą, że jeśli chodzi o poziom mamy tu do czynienia z przepaścią, a równanie 2009>2004 jest oczywiste. A teraz weźmy finały z 2008 i 2009 roku i porównajmy je do tych z 2012 czy 2013 roku. Jest jakaś wyraźna różnica w tym co potrafili zawodnicy? Moim zdaniem nie ma właściwie żadnej. Mniej więcej ten sam poziom punchline'ów, techniki, fristajlowej sprawności (charyzmy i osobowości nawet mniej w tych nowszych edycjach, ale to już zostawmy na marginesie).Problemem fristajlu staje się to, że brakuje tego, co powinno stanowić jego najmocniejszą stronę, czyli elementu zaskoczenia. Gdy dwóch wybitnych zawodników wchodziło na scenę w 2009 roku, nie miałem pojęcia, co nawiną i co się może wydarzyć. Dziś wiem dokładnie. I nie dlatego, że współcześni mc's są słabsi, lecz dlatego, że patenty fristajlowe się tak zunifikowały, schematy tak bardzo utarły, że właściwie nie ma już przestrzeni, żeby się z nich wydostać. Gra frazeologią ma swój kres, zagrywki typu "twoja panna mówiła to samo" również. Możliwości ludzkiego mózgu mają swoje granice i pewnych rzeczy po prostu w ułamku sekundy nie wymyślisz, i ja zaczynam mieć obawy, że fristajl już dawno doszedł do momentu, w którym nie bardzo może być w danej punchline'owej konwencji lepszy, i że teraz jesteśmy skazani na fristajlowe kazirodztwo, zjadanie własnego ogona. Nie sądzę też żeby ratunkiem miałoby być odchodzenie od punchline'owego podejścia i stawiania dobrych linijek na piedestale. Można uważać, że ta chorobliwa pogoń za dobrym wersem kosztem wszystkich innych elementów zabiła fristajl, ale jeżeli spojrzy się na listę ostatnich mistrzów WBW to tylko Szyderca, jest czystym punchline'owcem. Czeski, Kopek, czy Sosen budowali swoje zwycięstwa na innych kwestiach, lub na ich równowadze.Jeżeli jest jakiś ratunek dla bitew fristajlowych, to jest nim szukanie inspiracji w innych miejscach. Fristajlowcy powinni przestać myśleć o tym jak być drugim Tetem czy Muflonem, a powinni otworzyć głowy na inne erystyczne zagrywki, czy sposób budowania komizmu. Ostatnio np. furorę w necie robią polskie roasty, czyli forma, która pojawiła się w Polsce niedawno wraz z rozkwitem stand-up'u, polegająca na tym, że grupa komików lub zaprzyjaźnionych celebrytów po kolei staje przed mikrofonem i obraża gwiazdę wieczoru, a także pozostałych uczestników wydarzenia. Dzięki uprzejmości Stand-up Polska miałem okazję zobaczyć na żywo roast Kędziora i muszę przyznać, że po setkach bitew fristajlowych, które oglądałem w ostatnich latach, było to naprawdę odświeżające doświadczenie. Nie twierdzę, że wszystko było super zabawne, ale poza chwytami, które od lat funkcjonują na bitwach, usłyszałem też sporo takich, których na wolno nie słyszałem, a które pewnie mogłyby się sprawdzić, gdyby ktoś spróbował je czasem wplątać. Poza tym urzekła mnie brutalność tej konwencji, całkowite zerwanie z tabu, które również pozwala uczestnikom na operowanie większą gamą inwektyw, poszerza arsenał. Polski fristajl jako dziecko spiętego i sztywnego polskiego rapu, cierpi na to, że nie wszystko tu wolno. Ta ułańska duma ustalająca tutaj standardy, zawsze mnie dziwiła i wydawała się absurdalna (bo jeżeli nie gniewam się za to, że ktoś nazywa mnie na scenie chujem, to dlaczego mam się gniewać za cokolwiek innego?), ale dostosowywałem się do niej i starałem się nie wykraczać poza dozwolone przez nią obszary. Efekt tego jest taki, że na roaście Abelarda Gizy Tomasz Jachimek, gość, który na co dzień uśmiecha się grzecznie do emerytów w "Szkle kontaktowym", jest bardziej hardkorowy niż każdy bitewny raper, reprezentant ponoć bezkompromisowej i pozbawionej ogłady subkultury... A tak swoją drogą, ostatnio podczas wspólnie sędziowanej bitwy, Trzy Sześć przedstawił mi ciekawe teoretyczne zagadnienie: co by było gdyby jakiś mc podczas bitwy zamiast matkę, zaczął obrażać ciocię przeciwnika? Czy skonsternowana publiczność i przeciwnik oburzaliby się tak samo? Jaki stopień pokrewieństwa byłby tu graniczny?:)Pisanie o zagrożeniu wymarcia bitewnego freestyle'u to nie mrzonki ex-fristajlowca, który chce deprecjonować wszystko co było po nim. Wystarczy spojrzeć na losy tego zjawiska w jego mateczniku: w USA battle freestyle stał się totalnym marginesem. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że dziś wszystkie ciekawe rzeczy, które dotyczą battle rapu, dzieją się tylko w ramach starć "grindtime'owych" (cudzysłów stosuję dlatego, że nie jest to właściwa nazwa tej konwencji, lecz jedynie jednej z federacji, która odpowiadała za rozkwit tego gatunku battle rapu). W Stanach od dawna kultura rapowej walki na słowa wykraczała poza samo zjawisko fristajlu, o ile w ogóle kiedykolwiek się do niego ograniczała (zresztą samo słowo "freestyle" też ma tam bardzo rozległe znaczenie; chyba mam gdzieś na kompie radiowy "freestyle" Big L'a, w którym na początku stwierdza on coś w stylu: "teraz będzie freestyle, napisałem to dzisiaj w drodze do radia"). Przez lata oglądałem wiele ulicznych walk ludzi typu Iron Solomon czy Murda Mook i w swojej naiwności sądziłem, że to walki fristajlowe, podczas gdy były to na ogół starcia na - w większości - napisane teksty, co dla nikogo z naocznych widzów nie było niczym zaskakującym. Owa konwencja, tu z braku lepszego słowa nazywana "grindtime'ową", przyczyniła się do marginalizacji bitew freestyle'owych, bo większość tuzów spontanicznej formy walki zdecydowało się na konwersję na tę bardziej pojemną wersję battle'ingu. Bitewny freestyle w Stanach przeżywa ogromny kryzys i możliwe, że powody są zbliżone do tych, które rujnują jego polski odpowiednik.Osobiście żałuję, że ta "grindtime'owa" forma nie przyjęła się w Polsce, tym bardziej, że mogłaby być ona następcą wyeksploatowanej już, jak mi się zdaje, konwencji fristajlowej. Dla sprecyzowania: chodzi o takie walki, w których przeciwnicy wiedzą z kim będą walczyć na długo przed samą bitwą i mogą w dowolny sposób się do niej przygotować, najczęściej po prostu pisząc sobie całe wejścia. Próby organizacji takich bitew w Polsce podjął się Trzy Sześć, znawca amerykańskiej sceny bitewnej, ale niestety ta z paru powodów się nie przyjęła. Po pierwsze, tak jak pisałem, w Stanach bitwy od zawsze miały charakter pewnego miksu rzeczy tworzonych na bieżąco i tych napisanych, zaś w polskim rapie bitwy konotowane są wyłącznie z fristajlem. Stąd też wielu odbiorców raziła domniemana sztuczność tej formuły (przyznam, że sam z początku przyglądałem się temu z ograniczonym zaufaniem). Dodatkowo rozszerzaniu się popularności "Burzy mózgów", bo tak nazywały się te bitwy w Polsce, nie sprzyjał poziom większości z pierwszych walk, który nie był zbyt wysoki, co jest zrozumiałe zważywszy na fakt, że były to początki czegoś zupełnie nowego (przypomnijcie sobie jak wyglądały początki polskich bitew fristajlowych...).Choć ostatnimi czasy lubię też sobie myśleć, że sytuacja mogła się rozwinąć zupełnie inaczej, gdyby nie mały kaprys jednej z potencjalnych gwiazd tej nowej konwencji. Otóż ustawiona już była bitwa między Trzy Sześciem a Tombem, która miała odbyć się w warszawskiej Mandali. Niestety w ostatniej chwili, na godzinę przed bitwą, Tomb, tłumacząc się zmęczeniem i faktem, że nie pamięta swoich wejść, wycofał się z całego wydarzenia. Słyszałem wejścia Trzy Sześcia, które przygotował na tę bitwę. Były potężne. Praktycznie nic, co zrodziło się w Polsce na fristajlu nie mogło się z tym równać. Znając możliwości liryczne Tomba, podejrzewam, że jego wejścia też musiały być kozackie (co potwierdzają słowa osób, które słyszały jego materiał na Trzy Sześcia). Polski freestyle miał mit założycielski w postaci bitwy finałowej WBW Teta i Dużego Pe z 2004 roku. Tę bitwę zna każdy, ona nadała dynamiki wszystkiemu, co na wolno wydarzyło się później. Może ta szersza niż freestyle formuła też potrzebowała takiego mitu, wielkiej, przełomowej bitwy? Może gdyby Tomb wtedy jednak ruszył dupę z domu, dziś śledzilibyśmy zupełnie inną scenę bitewną? Efekt motyla, mili państwo.Dziś patrząc na to ile różne wytwórnie ładują hajsu w kolejne klipy różnych bardziej i mniej zdolnych postaci, zastanawia mnie czy któraś z nich nie mogłaby zaryzykować i budżet jednego klipu przeznaczyć na gażę dla dwóch rozpoznawalnych mc's, którzy mogliby udźwignąć wyzwanie napisania kilku naprawdę nośnych i kozackich bitewnych wejść. Klipów w dzisiejszym hip-hopowym zalewie wychodzi niemal kilka dziennie, coraz trudniej nabijać na nich duże ilości wyświetleń. Taka bitwa z udziałem znanych raperów, mogłaby okazać się czymś bardziej opłacalnym, bo wyjątkowym i spektakularnym. Może Te-Tris z obecną pozycją już nie chciałby się bawić w taką grę, ale myślę, że Quebonafide, Trzy Sześć, Enson, Pogz, Gospel, nawet Duże Pe, a może też ludzie nie kojarzeni z fristajlem, jak Tomb, czy Eripe za odpowiednio wysoką gażę (i nie mówię tu o 500 zł, tylko pieniądzach, które wpompowywane są w teledyski, porównywalnych z przyzwoitą stawką koncertową) zgodziliby się na walkę z innym raperem. Kto z was nie chciałby zobaczyć bitwy między dwoma z wymienionych tu mc's?Nie wiem, może moje myślenie jest naiwne (nie do końca znam się na realiach zarabiania na wyświetleniach, czy kosztach produkcji polskich klipów rapowych), ale sądzę, że byłaby to szansa, aby polski battle rap złapał kolejny oddech, bo boję się, że freestyle już takiego nie złapie. *****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek WiszniewskiTo już czwarta odsłona mojego felietonowego cyklu, więc stwierdziłem, że w końcu wypadałoby pochylić się nad wątkiem, który z oczywistych względów jest bliski mojemu sercu, czyli nad kondycją polskiego freestyle'u. Pochylam się zatem i garść refleksji dołączam, zapewne nie pokrzepiających, ale też nie wpisujących się w dominujące stanowisko, które w skrócie wyraża sentymentalne stwierdzenie: "kiedyś to umieli fristajlować, a teraz to same leszcze na bitwach".

Mój pogląd tworzy mieszanka sceptycyzmu i obawy o przyszłości polskiego fristajlu oraz poszanowania dla umiejętności obecnych, wiodących zawodników. Te dwa elementy tylko pozornie się wykluczają. Nie mam wątpliwości, że polski freestyle przeżywa kryzys (który zaczął się mniej więcej w 2010 roku), a zarazem nie do końca uważam, że jest on wynikiem mniejszych umiejętności obecnie startujących mc's. Z początku, czyli w momencie kiedy z udziału w bitwach zrezygnowała, lub mocno ten udział ograniczyła, większość przedstawicieli mojego pokolenia, to jest: Flint, Enson, Białas, Solar, Trzy Sześć, Wiciu, Green, Eskobar, Puoć itd. (we wspomnianym 2010 chyba żaden z nich nie wystartował w WBW, podczas gdy w poprzednich edycjach byli wiodącymi postaciami), rzeczywiście można było mówić o nagłym spadku poziomu, który na niższym pułapie utrzymywał się przez jakieś dwa lata, ale już np. w 2012 roku finał WBW stał na wysokim poziomie, a część obserwatorów wróżyła po nim odrodzenie się polskiego fristajlu. Nic takiego się jednak nie stało, a trudno stwierdzić, żeby zawodnicy tacy jak Szyderca czy Filipek swoimi fristajlowymi rozkminami mieli specjalnie odstawać od wyliczonych wcześniej zawodników.

Dlaczego w takim razie popularność freestyle'u nie wróciła do poziomu z czasów Lim TV, pierwszych Microphone Masters, czy WBW 2008 i 2009? Moja teoria jest taka, że problemem nie są umiejętności zawodników, lecz wyczerpywanie się konwencji. Szybka egzemplifikacja: Weźmy imprezy finałowe WBW z 2003 i 2004 roku oraz finały z 2008 czy 2009. Chyba wszyscy się zgodzą, że jeśli chodzi o poziom mamy tu do czynienia z przepaścią, a równanie 2009>2004 jest oczywiste. A teraz weźmy finały z 2008 i 2009 roku i porównajmy je do tych z 2012 czy 2013 roku. Jest jakaś wyraźna różnica w tym co potrafili zawodnicy? Moim zdaniem nie ma właściwie żadnej. Mniej więcej ten sam poziom punchline'ów, techniki, fristajlowej sprawności (charyzmy i osobowości nawet mniej w tych nowszych edycjach, ale to już zostawmy na marginesie).

Problemem fristajlu staje się to, że brakuje tego, co powinno stanowić jego najmocniejszą stronę, czyli elementu zaskoczenia. Gdy dwóch wybitnych zawodników wchodziło na scenę w 2009 roku, nie miałem pojęcia, co nawiną i co się może wydarzyć. Dziś wiem dokładnie. I nie dlatego, że współcześni mc's są słabsi, lecz dlatego, że patenty fristajlowe się tak zunifikowały, schematy tak bardzo utarły, że właściwie nie ma już przestrzeni, żeby się z nich wydostać. Gra frazeologią ma swój kres, zagrywki typu "twoja panna mówiła to samo" również. Możliwości ludzkiego mózgu mają swoje granice i pewnych rzeczy po prostu w ułamku sekundy nie wymyślisz, i ja zaczynam mieć obawy, że fristajl już dawno doszedł do momentu, w którym nie bardzo może być w danej punchline'owej konwencji lepszy, i że teraz jesteśmy skazani na fristajlowe kazirodztwo, zjadanie własnego ogona. Nie sądzę też żeby ratunkiem miałoby być odchodzenie od punchline'owego podejścia i stawiania dobrych linijek na piedestale. Można uważać, że ta chorobliwa pogoń za dobrym wersem kosztem wszystkich innych elementów zabiła fristajl, ale jeżeli spojrzy się na listę ostatnich mistrzów WBW to tylko Szyderca, jest czystym punchline'owcem. Czeski, Kopek, czy Sosen budowali swoje zwycięstwa na innych kwestiach, lub na ich równowadze.

Jeżeli jest jakiś ratunek dla bitew fristajlowych, to jest nim szukanie inspiracji w innych miejscach. Fristajlowcy powinni przestać myśleć o tym jak być drugim Tetem czy Muflonem, a powinni otworzyć głowy na inne erystyczne zagrywki, czy sposób budowania komizmu. Ostatnio np. furorę w necie robią polskie roasty, czyli forma, która pojawiła się w Polsce niedawno wraz z rozkwitem stand-up'u, polegająca na tym, że grupa komików lub zaprzyjaźnionych celebrytów po kolei staje przed mikrofonem i obraża gwiazdę wieczoru, a także pozostałych uczestników wydarzenia. Dzięki uprzejmości Stand-up Polska miałem okazję zobaczyć na żywo roast Kędziora i muszę przyznać, że po setkach bitew fristajlowych, które oglądałem w ostatnich latach, było to naprawdę odświeżające doświadczenie. Nie twierdzę, że wszystko było super zabawne, ale poza chwytami, które od lat funkcjonują na bitwach, usłyszałem też sporo takich, których na wolno nie słyszałem, a  które pewnie mogłyby się sprawdzić, gdyby ktoś spróbował je czasem wplątać. Poza tym urzekła mnie brutalność tej konwencji, całkowite zerwanie z tabu, które również pozwala uczestnikom na operowanie większą gamą inwektyw, poszerza arsenał. Polski fristajl jako dziecko spiętego i sztywnego polskiego rapu, cierpi na to, że nie wszystko tu wolno. Ta ułańska duma ustalająca tutaj standardy, zawsze mnie dziwiła i wydawała się absurdalna (bo jeżeli nie gniewam się za to, że ktoś nazywa mnie na scenie chujem, to dlaczego mam się gniewać za cokolwiek innego?), ale dostosowywałem się do niej i starałem się nie wykraczać poza dozwolone przez nią obszary. Efekt tego jest taki, że na roaście Abelarda Gizy Tomasz Jachimek, gość, który na co dzień uśmiecha się grzecznie do emerytów w "Szkle kontaktowym", jest bardziej hardkorowy niż każdy bitewny raper, reprezentant ponoć bezkompromisowej i pozbawionej ogłady subkultury... A tak swoją drogą, ostatnio podczas wspólnie sędziowanej bitwy, Trzy Sześć przedstawił mi ciekawe teoretyczne zagadnienie: co by było gdyby jakiś mc podczas bitwy zamiast matkę, zaczął obrażać ciocię przeciwnika? Czy skonsternowana publiczność i przeciwnik oburzaliby się tak samo? Jaki stopień pokrewieństwa byłby tu graniczny?:)

Pisanie o zagrożeniu wymarcia bitewnego freestyle'u to nie mrzonki ex-fristajlowca, który chce deprecjonować wszystko co było po nim. Wystarczy spojrzeć na losy tego zjawiska w jego mateczniku: w USA battle freestyle stał się totalnym marginesem. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że dziś wszystkie ciekawe rzeczy, które dotyczą battle rapu, dzieją się tylko w ramach starć "grindtime'owych" (cudzysłów stosuję dlatego, że nie jest to właściwa nazwa tej konwencji, lecz jedynie jednej z federacji, która odpowiadała za rozkwit tego gatunku battle rapu). W Stanach od dawna kultura rapowej walki na słowa wykraczała poza samo zjawisko fristajlu, o ile w ogóle kiedykolwiek się do niego ograniczała (zresztą samo słowo "freestyle" też ma tam bardzo rozległe znaczenie; chyba mam gdzieś na kompie radiowy "freestyle" Big L'a, w którym na początku stwierdza on coś w stylu: "teraz będzie freestyle, napisałem to dzisiaj w drodze do radia"). Przez lata oglądałem wiele ulicznych walk ludzi typu Iron Solomon czy Murda Mook i w swojej naiwności sądziłem, że to walki fristajlowe, podczas gdy były to na ogół starcia na - w większości - napisane teksty, co dla nikogo z naocznych widzów nie było niczym zaskakującym. Owa konwencja, tu z braku lepszego słowa nazywana "grindtime'ową", przyczyniła się do marginalizacji bitew freestyle'owych, bo większość tuzów spontanicznej formy walki zdecydowało się na konwersję na tę bardziej pojemną wersję battle'ingu. Bitewny freestyle w Stanach przeżywa ogromny kryzys i możliwe, że powody są zbliżone do tych, które rujnują jego polski odpowiednik.

Osobiście żałuję, że ta "grindtime'owa" forma nie przyjęła się w Polsce, tym bardziej, że mogłaby być ona następcą wyeksploatowanej już, jak mi się zdaje, konwencji fristajlowej. Dla sprecyzowania: chodzi o takie walki, w których przeciwnicy wiedzą z kim będą walczyć na długo przed samą bitwą i mogą w dowolny sposób się do niej przygotować, najczęściej po prostu pisząc sobie całe wejścia. Próby organizacji takich bitew w Polsce podjął się Trzy Sześć, znawca amerykańskiej sceny bitewnej, ale niestety ta z paru powodów się nie przyjęła. Po pierwsze, tak jak pisałem, w Stanach bitwy od zawsze miały charakter pewnego miksu rzeczy tworzonych na bieżąco i tych napisanych, zaś w polskim rapie bitwy konotowane są wyłącznie z fristajlem. Stąd też wielu odbiorców raziła domniemana sztuczność tej formuły (przyznam, że sam z początku przyglądałem się temu z ograniczonym zaufaniem). Dodatkowo rozszerzaniu się popularności "Burzy mózgów", bo tak nazywały się te bitwy w Polsce, nie sprzyjał poziom większości z pierwszych walk, który nie był zbyt wysoki, co jest zrozumiałe zważywszy na fakt, że były to początki czegoś zupełnie nowego (przypomnijcie sobie jak wyglądały początki polskich bitew fristajlowych...).

Choć ostatnimi czasy lubię też sobie myśleć, że sytuacja mogła się rozwinąć zupełnie inaczej, gdyby nie mały kaprys jednej z potencjalnych gwiazd tej nowej konwencji. Otóż ustawiona już była bitwa między Trzy Sześciem a Tombem, która miała odbyć się w warszawskiej Mandali. Niestety w ostatniej chwili, na godzinę przed bitwą, Tomb, tłumacząc się zmęczeniem i faktem, że nie pamięta swoich wejść, wycofał się z całego wydarzenia. Słyszałem wejścia Trzy Sześcia, które przygotował na tę bitwę. Były potężne. Praktycznie nic, co zrodziło się w Polsce na fristajlu nie mogło się z tym równać. Znając możliwości liryczne Tomba, podejrzewam, że jego wejścia też musiały być kozackie (co potwierdzają słowa osób, które słyszały jego materiał na Trzy Sześcia). Polski freestyle miał mit założycielski w postaci bitwy finałowej WBW Teta i Dużego Pe z 2004 roku. Tę bitwę zna każdy, ona nadała dynamiki wszystkiemu, co na wolno wydarzyło się później. Może ta szersza niż freestyle formuła też potrzebowała takiego mitu, wielkiej, przełomowej bitwy? Może gdyby Tomb wtedy jednak ruszył dupę z domu, dziś śledzilibyśmy zupełnie inną scenę bitewną? Efekt motyla, mili państwo.

Dziś patrząc na to ile różne wytwórnie ładują hajsu w kolejne klipy różnych bardziej i mniej zdolnych postaci, zastanawia mnie czy któraś z nich nie mogłaby zaryzykować i budżet jednego klipu przeznaczyć na gażę dla dwóch rozpoznawalnych mc's, którzy mogliby udźwignąć wyzwanie napisania kilku naprawdę nośnych i kozackich bitewnych wejść. Klipów w dzisiejszym hip-hopowym zalewie wychodzi niemal kilka dziennie, coraz trudniej nabijać na nich duże ilości wyświetleń. Taka bitwa z udziałem znanych raperów, mogłaby okazać się czymś bardziej opłacalnym, bo wyjątkowym i spektakularnym. Może Te-Tris z obecną pozycją już nie chciałby się bawić w taką grę, ale myślę, że Quebonafide, Trzy Sześć, Enson, Pogz, Gospel, nawet Duże Pe, a może też ludzie nie kojarzeni z fristajlem, jak Tomb, czy Eripe za odpowiednio wysoką gażę (i nie mówię tu o 500 zł, tylko pieniądzach, które wpompowywane są w teledyski, porównywalnych z przyzwoitą stawką koncertową) zgodziliby się na walkę z innym raperem. Kto z was nie chciałby zobaczyć bitwy między dwoma z wymienionych tu mc's?

Nie wiem, może moje myślenie jest naiwne (nie do końca znam się na realiach zarabiania na wyświetleniach, czy kosztach produkcji polskich klipów rapowych), ale sądzę, że byłaby to szansa, aby polski battle rap złapał kolejny oddech, bo boję się, że freestyle już takiego nie złapie.

 

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #3: Najlepsze polskie numery 2013 rokuhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-12-29,muflon-pisanki-freestyleowca-3-najlepsze-polskie-numery-2013-rokuhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-12-29,muflon-pisanki-freestyleowca-3-najlepsze-polskie-numery-2013-rokuDecember 30, 2013, 11:40 amAdmin stronyRok 2013 prawie za nami, więc cały świat, w tym także ten hip-hopowy, bawi się w podsumowania. Wy pewnie też buszujecie po linkach z top ileś tam na rapowych forach, czy stronach filmowych i porównujecie je ze swoimi typami. Nie będę was więc wybijał z rytmu i również poddam się pokusie klasyfikacji. Że idę na łatwiznę? Być może, ale w przyszłym roku będę miał jakieś 26 okazji, żeby na nią nie iść, także dajcie człowiekowi skorzystać z takiego samograja jak "podsumowanie roku".O najlepszych płytach, wydarzeniach i odkryciach mijającego roku będziemy dziś mówić szerzej z Ematei'em w Rap Sesji. Tutaj natomiast przedstawię wam mój subiektywny ranking najlepszych polskich numerów rapowych ostatnich dwunastu miesięcy. A żeby nie było zbyt nudno, to opisom numerów będą towarzyszyć ogólne refleksje dotyczące polskiej sceny, co by felietonowy charakter całkiem się nie zatarł.Zatem lecimy z tym:Rasmentalism feat. VNM "Stu"Kolejność wymienionych utworów jest przypadkowa, ale jednak etykieta nakazuje mi w pierwszej kolejności wspomnieć o autorach najlepszej płyty mijającego roku. "Stu" to obok "Drogowskazów" najlepszy numer na „Za młodzi za Heroda” (choć sami autorzy w wywiadzie dla t-mobile-music.pl wyrażają się o tym drugim z pewnym dystansem, co mnie osobiście dziwi, bo gdyby nie fakt, że "Drogowskazy" ukazały się jeszcze w 2012, to na pewno znalazłyby się w tym podsumowaniu).Muzycznie "Stu" to nieprzearanżowany, surowy bit, odbiegający brzmieniowo od tego z czym do tej pory kojarzyłem Menta, nadający dynamiki wersom Rasa, a zarazem zostawiający im dość przestrzeni. Ras z kolei serwuje swój stały repertuar, który można streścić obrazowym wersem "jestem głodny, ale będę wybrzydzał". W ogóle "Za młodzi na Heroda" to w dużej mierze podrasowana powtórka z tego, co Ras mówił już wcześniej, ale ja o to pretensji do niego nie mam. Bliska jest mi teza, że teksty większości raperów – niezależnie czy wydali oni dziesięć płyt, czy też tylko jedną - można skondensować w dwóch, trzech głównych tezach, czy wątkach, na których oparty jest cały ich przekaz. Z Rasem jest podobnie, ale to wszystko napisane i zarapowane jest z takim smakiem, że naprawdę grzechem byłoby szukanie dziury w tak zacnym całym.Słyszałem od paru osób narzekania na gościnny udział VNM'a, i rzeczywiście tekstowo nie jest to ten sam pułap, co ten na którym fruwa gospodarz, ale moim zdaniem zwrotka ta broni się siłą flow z jakim została rzucona i nadaje "Stu" jeszcze większej witalności.Ten Typ Mes "Patrzę w rachunek"Początkowo płyta „Ten Typ Mes i lepsze żbiki" stanowiła dla mnie zawód. Brakowało mi na niej pazura, charakterystycznego dla wcześniejszych albumów Mesa, a i większość gości, moim zdaniem, nie stanęło na wysokości zadania. Jednak wraz z kolejnymi przesłuchaniami płyta ta zdecydowania zyskiwała, przekonując swoim dopracowaniem i siłą subtelności. Numer "Patrzę w rachunek" akurat do niczego przekonywać nie musiał, bo od początku był dla mnie najjaśniejszym momentem "Lepszych żbików". Plastyczność z jaką Mes tworzy opowieść o kalce amerykańskiego trybu życia musi budzić zazdrość każdego kto kiedykolwiek próbował napisać rapowany tekst. A za rekomendację dla bitu niech wystarczy, że wiele osób pisało o jego outkastowym klimacie. Do takich numerów nie powinno się robić teledysków. Historia opowiedziana jest ze zbyt dużą klasą i wyobraźnią, aby obraz mógł ją doścignąć.Solar/Białas feat. Danny "Upaść, wstać"Danny za wszelką cenę nie chce dać się wepchnąć w szufladkę z napisem "człowiek od refrenów", ale mordeczko droga, jak będziesz dogrywał takie jak ten, to ciężko Ci będzie odgonić się od raperów proszących o nagranie im kolejnego. Solar z Białasem dostosowują się do poziomu refrenu i bitu od BobAira, pokazując, że nie ma czegoś takiego jak wytarte rapowe tematy, o ile tylko ma się parę ciekawych, osobistych doświadczeń i odpowiedni warsztat. Ten numer to też dla mnie kwintesencja dwóch największych zalet płyty "Stage diving": wzajemnego uzupełniania się raperów i pomysłowego podejścia do aranżacji wokali. Przez to drugie mam na myśli to, że w tle zwrotek ciągle coś się dzieje: a to jakieś dopowiedzi, a to efekty nałożone na wokale. Chłopaki korzystają z tych zagrywek bardzo zręcznie, a numery zyskują dzięki temu na kolorycie.Szops feat. Bisz "Bezpańskie psy"Znowu pozornie wyświechtany temat – blokowy fatalizm, i znowu wykonanie, które potwierdza tezę z opisu poprzedniego numeru. I choć refrenowy leitmotiv ("bo tu nie ma dla nas nic oprócz powolnego wyniszczenia") na papierze nie wygląda na najbardziej odkrywczą myśl ostatniego roku, to Bisz wypowiada go w taki sposób, że ściska człowieka za gardło, zwłaszcza gdy towarzyszą mu tak udane wersy jak "schroniska bloków, nigdzie indziej nikt nie chce nas, daj mi drugie życie, zaprzepaszczę je tu jeszcze raz". A w obliczu ostatnio opublikowanego "oświadczenia majątkowego" Bisza, dwuwers "gdybyś dał mi milion dolców na rok, to za rok tu zobaczyłbyś mnie w tym samym miejscu wśród tych samych ziomków" nabiera nowego kontekstu. Zamiast miliona jest sto tysięcy, ciekawe gdzie zobaczymy Bisza w 2014, bo w mijającym roku wielu jego zwrotek nie uświadczyliśmy.Kuba Knap, Emil G, Głośny "Lowelasy"Kuba Knap to definitywnie jedno z odkryć 2013 roku i duża nadzieja polskiego rapu. Zaczęło się od świetnej zwrotki w alkopoligamicznym "Wy" („dziewięć zero, przyleciałem tu z Londynu jako dziecko, a mam przelot jakbym frunął nie z Heathrow, tylko z Death Row”), potem był udany nielegal "Bez nerwów, bez złudzeń", a na koniec jeszcze potwierdzenie wysokiej formy na Klaserze vol. 1 i popkillerowe, młodo-wilcze wyróżnienie. Wielu za najlepszy track Knapa uważa "Łajz lajf", i rzeczywiście lirycznie jest to lepszy numer niż "Lowelasy", ale te z kolei ja cenie bardziej ze względu na ich słoneczny vibe. Nie ukrywam, że połowa sukcesu tego numeru to ciepły bit Głośnego (którego klimat w połączeniu z tematyką serwowaną przez Kubę i Emila sprawia, że "Lowelasy" przywołują mi skojarzenie z bonus trackiem z "Fachu" Flexxipu, a to duży komplement), a jakieś kolejne 40% zasług powinien zgarnąć refren, więc na zwrotki nie zostaje już dużo, ale – umówmy się – czasem wystarczy żeby zwrotki nie przeszkadzały.Sokół i Marysia Starosta "Spierdalaj"Brutalnie i bez ogródek o relacjach męsko-damskich. Trzeba mieć sporą odwagę żeby napisać taki tekst. Sokół ją miał, co w połączeniu z perfekcją narracji, do której już zdążył nas przyzwyczaić ("nie mogę sobie już przypomnieć skąd się wzięłaś, pamiętam chyba jak się pierwszy raz rozbierasz, chociaż nie, to nie ty, to była Ewa"), dało naprawdę mocny efekt. Wielu może odrzucać bezpośredniość i wulgarność tej historii, ale moim zdaniem ta brutalność przekazu niesie tu ze sobą ogromną przenikliwość. Pisząc o tym numerze nie można też zapomnieć o propsach dla produkcji Odme, cutów Tony'ego Toucha i pomysłowym wpleceniu tytułowego słowa, które urzeka kontrastem znaczenia i sposobu wypowiedzenia.VNM "Blizna"Ciekawe, że VNM dopiero teraz zdecydował się na numer o takiej tematyce. W końcu aż się prosiło, żeby poświecić swojemu charakterystycznemu znamieniu emocjonalny storytelling. Być może rapera zainspirował J. Cole, jeden z jego ulubionych nawijaczy, który na swoim ostatnim albumie umieścił track "Crooked smile", w którym w podobnym kontekście jak V o bliźnie, rapuje o swoim krzywym zgryzie („I keep my twisted grill, just to show the kids it's real/ we ain't picture perfect but we worth the picture still”). Niezależnie od tego czy rzeczywiście punktem wyjścia była inspiracja ulubionym raperem, finalnie powstał chyba najbardziej osobisty numer ostatniego roku i myślę, że u wielu słuchaczy wywołał ciarki. Oczywiście zarapowany też jest bardzo dobrze i nawet śpiew VNM'a nie razi tak jak zwykle.Ras i DJ Tort "Ile chcesz"Byćt może ta nominacja jest trochę na wyrost i spowodowana jest moją słabością do Maui Wowie EP, ale za sam dwuwers "oglądam to polskie MTV Cribs/ na chuj im te alarmy? Nie ukradłbym nic" numer ten zasługuje na wyróżnienie w moim osobistym rankingu. Co prawda, po wyjściu "Za młodzi na Heroda" ta refleksja jest już nieaktualna, ale wcześniej miałem wrażenie, że większą chemię na linii producent - mc wyczuwam w duecie Ras – Tort, niż w macierzystym składzie Rasa. Tak czy siak, wbijajcie na youtube'a i sprawdzajcie ten klip, bo 27 tysięcy wyświetleń takiego numeru to wstyd! Inne utwory warte sprawdzenia, na które nie starczyło już miejsca: Polskie Karate feat. Dwa Sławy "W 3 dupy", Te-Tris/Pogz feat. Rzeźnik "Mam", Kękę "Ja się pytam", Pezet "Ostatni track", Zaginiony "Wygrywam i przegrywam", Diset "Bill Hicks", Flint "Kobiety", W.E.N.A. feat. Pacak "?".Rok 2013 prawie za nami, więc cały świat, w tym także ten hip-hopowy, bawi się w podsumowania. Wy pewnie też buszujecie po linkach z top ileś tam na rapowych forach, czy stronach filmowych i porównujecie je ze swoimi typami. Nie będę was więc wybijał z rytmu i również poddam się pokusie klasyfikacji. Że idę na łatwiznę? Być może, ale w przyszłym roku będę miał jakieś 26 okazji, żeby na nią nie iść, także dajcie człowiekowi skorzystać z takiego samograja jak "podsumowanie roku".

O najlepszych płytach, wydarzeniach i odkryciach mijającego roku będziemy dziś mówić szerzej z Ematei'em w Rap Sesji. Tutaj natomiast przedstawię wam mój subiektywny ranking najlepszych polskich numerów rapowych ostatnich dwunastu miesięcy. A żeby nie było zbyt nudno, to opisom numerów będą towarzyszyć ogólne refleksje dotyczące polskiej sceny, co by felietonowy charakter całkiem się nie zatarł.

Zatem lecimy z tym:

Rasmentalism feat. VNM "Stu"

Kolejność wymienionych utworów jest przypadkowa, ale jednak etykieta nakazuje mi w pierwszej kolejności wspomnieć o autorach najlepszej płyty mijającego roku. "Stu" to obok "Drogowskazów" najlepszy numer na „Za młodzi za Heroda” (choć sami autorzy w wywiadzie dla t-mobile-music.pl wyrażają się o tym drugim z pewnym dystansem, co mnie osobiście dziwi, bo gdyby nie fakt, że "Drogowskazy" ukazały się jeszcze w 2012, to na pewno znalazłyby się w tym podsumowaniu).

Muzycznie "Stu" to nieprzearanżowany, surowy bit, odbiegający brzmieniowo od tego z czym do tej pory kojarzyłem Menta, nadający dynamiki  wersom Rasa, a zarazem zostawiający im dość przestrzeni. Ras z kolei serwuje swój stały repertuar, który można streścić obrazowym wersem "jestem głodny, ale będę wybrzydzał". W ogóle "Za młodzi na Heroda" to w dużej mierze podrasowana powtórka z tego, co Ras mówił już wcześniej, ale ja o to pretensji do niego nie mam. Bliska jest mi teza, że teksty większości raperów – niezależnie czy wydali oni dziesięć płyt, czy też tylko jedną - można skondensować w dwóch, trzech głównych tezach, czy wątkach, na których oparty jest cały ich przekaz. Z Rasem jest podobnie, ale to wszystko napisane i zarapowane jest z takim smakiem, że naprawdę grzechem byłoby szukanie dziury w tak zacnym całym.

Słyszałem od paru osób narzekania na gościnny udział VNM'a, i rzeczywiście tekstowo nie jest to ten sam pułap, co ten na którym fruwa gospodarz, ale moim zdaniem zwrotka ta broni się siłą flow z jakim została rzucona i nadaje "Stu" jeszcze większej witalności.

Ten Typ Mes "Patrzę w rachunek"

Początkowo płyta „Ten Typ Mes i lepsze żbiki" stanowiła dla mnie zawód. Brakowało mi na niej pazura, charakterystycznego dla wcześniejszych albumów Mesa, a i większość gości, moim zdaniem, nie stanęło na wysokości zadania. Jednak wraz z kolejnymi przesłuchaniami płyta ta zdecydowania zyskiwała, przekonując swoim dopracowaniem i siłą subtelności. Numer "Patrzę w rachunek" akurat do niczego przekonywać nie musiał, bo od początku był dla mnie najjaśniejszym momentem "Lepszych żbików". Plastyczność z jaką Mes tworzy opowieść o kalce amerykańskiego trybu życia musi budzić zazdrość każdego kto kiedykolwiek próbował napisać rapowany tekst. A za rekomendację dla bitu niech wystarczy, że wiele osób pisało o jego outkastowym klimacie. Do takich numerów nie powinno się robić teledysków. Historia opowiedziana jest ze zbyt dużą klasą i wyobraźnią, aby obraz mógł ją doścignąć.

Solar/Białas feat. Danny "Upaść, wstać"

Danny za wszelką cenę nie chce dać się wepchnąć w szufladkę z napisem "człowiek od refrenów", ale mordeczko droga, jak będziesz dogrywał takie jak ten, to ciężko Ci będzie odgonić się od raperów proszących o nagranie im kolejnego. Solar z Białasem dostosowują się do poziomu refrenu  i bitu od BobAira, pokazując, że nie ma czegoś takiego jak wytarte rapowe tematy, o ile tylko ma się parę ciekawych, osobistych doświadczeń i odpowiedni warsztat. Ten numer to też dla mnie kwintesencja dwóch największych zalet płyty "Stage diving": wzajemnego uzupełniania się raperów i pomysłowego podejścia do aranżacji wokali. Przez to drugie mam na myśli to, że w tle zwrotek ciągle coś się dzieje: a to jakieś dopowiedzi, a to efekty nałożone na wokale. Chłopaki korzystają z tych zagrywek bardzo zręcznie, a numery zyskują dzięki temu na kolorycie.

Szops feat. Bisz "Bezpańskie psy"

Znowu pozornie wyświechtany temat – blokowy fatalizm, i znowu wykonanie, które potwierdza tezę z opisu poprzedniego numeru. I choć refrenowy leitmotiv ("bo tu nie ma dla nas nic oprócz powolnego wyniszczenia") na papierze nie wygląda na najbardziej odkrywczą myśl ostatniego roku, to Bisz wypowiada go w taki sposób, że ściska człowieka za gardło, zwłaszcza gdy towarzyszą mu tak udane wersy jak "schroniska bloków, nigdzie indziej nikt nie chce nas, daj mi drugie życie, zaprzepaszczę je tu jeszcze raz". A w obliczu ostatnio opublikowanego "oświadczenia majątkowego" Bisza, dwuwers "gdybyś dał mi milion dolców na rok, to za rok tu zobaczyłbyś mnie w tym samym miejscu wśród tych samych ziomków" nabiera nowego kontekstu. Zamiast miliona jest sto tysięcy, ciekawe gdzie zobaczymy Bisza w 2014, bo w mijającym roku wielu jego zwrotek nie uświadczyliśmy.

Kuba Knap, Emil G, Głośny "Lowelasy"

Kuba Knap to definitywnie jedno z odkryć 2013 roku i duża nadzieja polskiego rapu. Zaczęło się od świetnej zwrotki w alkopoligamicznym "Wy" („dziewięć zero, przyleciałem tu z Londynu jako dziecko, a mam przelot jakbym frunął nie z Heathrow, tylko z Death Row”), potem był udany nielegal "Bez nerwów, bez złudzeń", a na koniec jeszcze potwierdzenie wysokiej formy na Klaserze vol. 1 i popkillerowe, młodo-wilcze wyróżnienie. Wielu za najlepszy track Knapa uważa "Łajz lajf", i rzeczywiście lirycznie jest to lepszy numer niż "Lowelasy", ale te z kolei ja cenie bardziej ze względu na ich słoneczny vibe. Nie ukrywam, że połowa sukcesu tego numeru to ciepły bit Głośnego (którego klimat w połączeniu z tematyką serwowaną przez Kubę i Emila sprawia, że "Lowelasy" przywołują mi skojarzenie z bonus trackiem z "Fachu" Flexxipu, a to duży komplement), a jakieś kolejne 40% zasług powinien zgarnąć refren, więc na zwrotki nie zostaje już dużo, ale – umówmy się – czasem wystarczy żeby zwrotki nie przeszkadzały.

Sokół i Marysia Starosta "Spierdalaj"

Brutalnie i bez ogródek o relacjach męsko-damskich. Trzeba mieć sporą odwagę żeby napisać taki tekst. Sokół ją miał, co w połączeniu z perfekcją narracji, do której już zdążył nas przyzwyczaić ("nie mogę sobie już przypomnieć skąd się wzięłaś, pamiętam chyba jak się pierwszy raz rozbierasz, chociaż nie, to nie ty, to była Ewa"), dało naprawdę mocny efekt. Wielu może odrzucać bezpośredniość i wulgarność tej historii, ale moim zdaniem ta brutalność przekazu niesie tu ze sobą ogromną przenikliwość. Pisząc o tym numerze nie można też zapomnieć o propsach dla produkcji Odme, cutów Tony'ego Toucha i pomysłowym wpleceniu tytułowego słowa, które urzeka kontrastem znaczenia i sposobu wypowiedzenia.

VNM "Blizna"

Ciekawe, że VNM dopiero teraz zdecydował się na numer o takiej tematyce. W końcu aż się prosiło, żeby poświecić swojemu charakterystycznemu znamieniu emocjonalny storytelling. Być może rapera zainspirował J. Cole, jeden z jego ulubionych nawijaczy, który na swoim ostatnim albumie umieścił track "Crooked smile", w którym w podobnym kontekście jak V o bliźnie, rapuje o swoim krzywym zgryzie („I keep my twisted grill, just to show the kids it's real/ we ain't picture perfect but we worth the picture still”). Niezależnie od tego czy rzeczywiście punktem wyjścia była inspiracja ulubionym raperem, finalnie powstał chyba najbardziej osobisty numer ostatniego roku i myślę, że u wielu słuchaczy wywołał ciarki. Oczywiście zarapowany też jest bardzo dobrze i nawet śpiew VNM'a nie razi tak jak zwykle.

Ras i DJ Tort "Ile chcesz"

Byćt może ta nominacja jest trochę na wyrost i spowodowana jest moją słabością do Maui Wowie EP, ale za sam dwuwers "oglądam to polskie MTV Cribs/ na chuj im te alarmy? Nie ukradłbym nic" numer ten zasługuje na wyróżnienie w moim osobistym rankingu. Co prawda, po wyjściu "Za młodzi na Heroda" ta refleksja jest już nieaktualna, ale wcześniej miałem wrażenie, że większą chemię na linii producent - mc wyczuwam w duecie Ras – Tort, niż w macierzystym składzie Rasa. Tak czy siak, wbijajcie na youtube'a i sprawdzajcie ten klip, bo 27 tysięcy wyświetleń takiego numeru to wstyd!

 

Inne utwory warte sprawdzenia, na które nie starczyło już miejsca: Polskie Karate feat. Dwa Sławy "W 3 dupy", Te-Tris/Pogz feat. Rzeźnik "Mam", Kękę "Ja się pytam", Pezet "Ostatni track", Zaginiony "Wygrywam i przegrywam", Diset "Bill Hicks", Flint "Kobiety", W.E.N.A. feat. Pacak "?".

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #2: W sidłach bekihttps://popkiller.kingapp.pl/2013-12-15,muflon-pisanki-freestyleowca-2-w-sidlach-bekihttps://popkiller.kingapp.pl/2013-12-15,muflon-pisanki-freestyleowca-2-w-sidlach-bekiFebruary 21, 2016, 7:53 pmKuba RużyłłoW ostatnich tygodniach internetową debatę dotyczącą kultury zdominował wątek Warsaw Shore, czyli ekipy powołanej w celu sformułowania małomiasteczkowej antytezy dla Mensy. Nie chcę się tu zagłębiać w szczegółowy opis samego programu, ani w przekrój reakcji jakie wzbudza. Natomiast chciałem przyznać się, że jak wielu z was, jestem wiernym widzem tego programu. Do tej pory w dziedzinie uczestnictwa w życiu kulturalnym, trzymałem się szlachetnej i stojącej w zgodzie z egzystencjalnym podejściem do życia zasady, że tych spośród jego przedmiotów, które uważam za szkodliwe, podłe czy zwyczajnie głupie – nie tykam. Często słyszałem od znajomych, że "no tak, ja czytam pudelka, ale to dla beki", albo "no, oglądam Pamiętniki z wakacji, ale to tak nie na poważnie". Stawałem wówczas na rażącym swoją powagą stanowisku, że powód jest tu nieważny; tak czy siak, czytasz/oglądasz, więc wspierasz badziew, ergo przyczyniasz się do upadku kultury.Podobne przesłanie, w którymś z wywiadów zawarł kiedyś Mes, więc kiedy któregoś razu podczas wspólnej pociągowej podróży na jakąś imprezę zobaczyłem, że wraz z chłopakami z Alkopoligamii przeglądają jakieś Bravo, czy coś w tym stylu (chłopaki mieli zwyczaj, nie wiem czy wciąż praktykowany, że na dłuższe podróże zaopatrywali się w tego typu prasę, aby móc zabić czas w podróży śmiejąc się z jej zawartości), spytałem go jak to się ma do jego deklaracji o niewspieraniu tego typu dóbr kulturowych. Mes odpowiedział mi wówczas, że każdy ma prawo do odrobiny hipokryzji, co – piszę to bez ironii - wydało mi się sensownym wytłumaczeniem. Sam też znalazłem wentyl dla mojej, do tej pory brutalnie głodzonej - przynajmniej na tym polu - hipokryzji i teraz za jej cierpliwość spotyka ją zasłużona nagroda w postaci możliwości wyjścia na powierzchnie przy okazji pojawienia się takiego dzieła jakim jest Ekipa z Warszawy. Moja hipokryzja może poczuć się teraz jak panisko, zasłużyła na taką ucztę.Wielu nie wytrzymuje konfrontacji z tym program ze względu na ponoć niezwykłą irytację jaką wzbudzają jego bohaterowie, ale mi ten problem jest obcy. Owszem, jak pewnie każdy przeciętnie rozgarnięty człowiek, borykający się z gamą egzystencjalnych problemów, po cichu zazdroszczę im intelektualnego stanu nieważkości, wynikającego z braku obciążenia nieco bardziej abstrakcyjnymi problemami niż tylko tymi, które kreują zagwozdki dotyczące ewentualnego "szpachlowania". K. Varga bardzo zgrabnie podsumował to, co nazwałem tu nieważkością pisząc, że brak refleksji jest najwyższym stopniem wtajemniczenia. Ale jednak, pomimo tej zazdrości - ze względu na pewne ekstremum tego zjawiska, jego karykaturalność - nie jestem w stanie się na nich złościć, bo odbieram ich jako pewne dyskotekowe archetypy zlepione z XXI-wiecznych przywar, chodzące hiperbole, a nie ludzi z krwi i kości.Pewnie zastanawiacie się dlaczego o tym w ogóle piszę. Przecież z hip-hopem nie ma to wszystko za wiele wspólnego, a informacja, że jechałem kiedyś pociągiem z Mesem też raczej nie jest dla was newsem roku. Jednak ten cały wstęp zmierza ku szerszej refleksji dotyczącej współczesnego, myślę, że można powiedzieć – pokoleniowego modelu partycypacji w kulturze. Coraz większy obszar naszej aktywności w tej dziedzinie zajmuje coś, co niekiedy jest określane mianem "lol-kontentu". Coraz częściej zamiast rozglądać się za przedmiotami, które nas wzruszają, pobudzają intelektualnie, ekscytują itd., sięgamy po te, które wywołują naszą radość poprzez stymulowanie ośrodków odpowiedzialnych za poczucie żenady. Nie wiedzieć kiedy to się stało, ale nagle okazało się, że wszyscy dookoła to wielcy ironiści. Rozrost potęgi zjawiska jakim jest kpina (któremu, co oczywiste, dynamikę nadał fakt powszechnej anonimowości jaką zapewnia internet), niejako wpędza nas w tę pozycję, ze względu na jej wygodę. Gdy wszyscy wokół nas nieustannie kręcą sobie bekę ze wszystkiego, niebezpiecznie jest angażować się zanadto w inny sposób przeżywania. Nigdy nie wiadomo czy pisarz, którym się jaracie, dla grupy ziomków, z którymi właśnie przyszło wam gadać, nie jest już nowym Paulo Coelho (taka dygresja: śmianie się z tego pisarza już się tak zbanalizowało i spowszechniało, że można zaryzykować tezę, że śmianie się z Paulo Coelho jest nowym Paulo Coelho. uważajcie!), także w dużo bardziej komfortowym położeniu stawia nas śledzenie np. "Miłości na bogato". Refleksja płynąca z obcowania z tym programem, sprowadzająca się do zasadnego "beka z tych leszczy", jest bezpieczna i można śmiało ją wrzucić na swoją facebookową tablicę bez obaw, że ktoś oskarży nas o płytkość czy słaby gust.Producenci programów telewizyjnych, czy mówiąc szerzej, kreatorzy współczesnej kultury komercyjnej, dostrzegają ten trend i szybko reagują, dostosowując się do niego. I tak samo jak mnożą się programy typu script-doc, gdzie amatorszczyzna wypiera profesjonalizm, urzekając widzów pseudoswojskością, gdyż rzekomo aktor-amator w swojej nieudolności wydaje się prawdziwszy niż aktor, który ową prawdę w sposób sprawny imituje (jakby wszystkich nagle dopadł Baudrillardowski lot: symulacja zdaje się ludziom bardziej rzeczywista niż rzeczywistość), tak coraz częściej producenci będą tworzyć programy, które udają poważne, ale tak naprawdę ich prawdziwym sensem jest wywoływanie prześmiewczych reakcji. To już się dzieje. Nie pamiętam gdzie, ale czytałem, że jednym ze scenarzystów owej "Miłości na bogato" jest stand-uper Przemysław Pilarski. Sugeruje to, że wiele przypadkowych, wydawałoby się, lapsusów, które wypowiadają nieporadni bohaterowie tego show, to wcześniej przygotowane, ukryte gagi. Nie mam też wątpliwości, że sporo niby dramatycznych zdarzeń mających miejsce w Warsaw Shore, to wyreżyserowane zagrywki realizatorów tego dzieła, którzy pod pozorem zagęszczania akcji, kreują komizm.Niewątpliwie to samo pokolenie, które jest katalizatorem lol-kontentowej rzeczywistości, jest też głównym odbiorcą rapu i kreatorem jego popularności. Internet to przestrzeń beki, a zarazem jedyne istotne medium z punktu widzenia hip-hopowców. Oba te światy przenikają się non-stop. Może się mylę, ale nie wydaje mi się, żeby w innych subkulturach działało to tak samo. Nie sądzę np. żeby najpopularniejszą stroną metalowców była ta, która skupia się na newsach typu "wokalista zespołu Zabij Mnie Nietoperzem nazwał basistę Szwagra Belzebuba fają". Nie sądzę też, że jeden nieudany wykon jakiegoś reggae grajka doczekał się stu youtube'owych przeróbek wzorem tego, co stało się ze starym freestyle'em Eldoki. Na taką skalę bekę kręci się tylko w tym środowisku.Oczywiście w zdecydowanej większości beka ta ma wymiar kpiny, gnojenia; przedmiot z którego się śmiejemy nie jest darzony szacunkiem. Śmiejemy się z niego, a nie z nim. Tak było z poliglotą Lechem Rochem Pawlakiem, który najedzony słoikiem dżemu obwieszczał, że wena jest własnością king-konga. Tak jest z Pikejem, który stawia człowieka chcącego napisać rzetelny felieton w trudnym położeniu, bo rzetelność wymaga pisania tylko prawdy, a zarazem starania się unikania prostackiego obrażania. A z Pikejem jest taki problem, że trudno pisać o nim prawdę, przy tym go nie obrażając. Tę triadę uzupełnia Bonus BGC, ale o nim nie chcę pisać, bo wydaje mi się, że to człowiek borykający się z poważnymi problemami.To hip-hopowe szyderstwo jest wszechobecne. Strona na "g" ma się świetnie, mnożą się facebookowe fanpage'e skupiające się na wyśmiewaniu różnych aspektów hip-hopowej branży (jak choćby mistrzowskie "raperzy zacierają ręce" albo "rap dosłownie"), a rozpoznawalność Pikeja czy Bonusa BGC, choćby miała być przelotna, teraz dorównuje tej Sokoła czy Tedego. Drwina jest piątym elementem polskiego hip-hopu, przez co coraz trudniej cokolwiek potraktować poważnie. Można się wręcz tą szyderą w końcu po ludzku zmęczyć.Pisałem parę akapitów wcześniej o tym, że kreatorzy współczesnej rozrywki coraz częściej oszukują ten nowy typ odbiorcy, robiąc niby to poważne czy rozrywkowe programy, których bohaterowie już w założeniu, choć pod pozorem innych działań czy zadań, mają stawać się pośmiewiskami. Ciekawi mnie kiedy na podobny pomysł wpadnie ktoś działający w ramach hip-hopu, nawet pomijając aspekt kamuflowania prawdziwych intencji. Chodzi mi tu o dostrzeżenie możliwości zrobienia kariery w tym żądnym beki środowisku w oparciu o zasadę "śmiej się ze mną, a nie ze mnie". Wydaje mi się, że można by zbić niezły kapitał tworząc coś na wzór Figo-Fagot, czyli zespołu, który w wyjątkowo sprawny sposób parodiuje disco-polo i zyskał uznanie tak odbiorców tego nurtu, jak i społeczności studenckiej czy licealnej. Myślę, że świadomy pastisz, który oparłby się na solidnej bazie, którą byłby dobry raperski warsztat (flow, technika, wiedza o hip-hopie) i nieamatorskiej warstwie muzycznej, które poprzedzałyby jawnie prześmiewczą treść, mógłby zakończyć się sporym sukcesem komercyjnym.Poniekąd w tej formule próbowała się realizować Grupa Operacyjna, tyle, że Mieszko to żaden raper, a poziom jego żartu szybko przeprowadził tę formację na ulicę Śmiejemy się z was lamusy, a nie z wami. Po necie krążą przeróbki polskich klasyków w stylu "Nie bój się plamy na swetrze" (doskonale parodiująca utwór WWO), czy "Nie taki sos miał być" (to z kolei przeróbka Molesty, choć już nie aż tak dobra), które cieszą się sporą ilością wyświetleń. Goście odpowiedzialni za drugą z wspomnianych przeróbek próbowali pójść za ciosem i robili kolejne, ale już nie powtórzyli swojego sukcesu. Do spełnienia wyliczonych przeze mnie wymagań brakuje im jednak warsztatu; nie da się w nieskończoność opierać na patencie dukania przerobionych (często koślawo) wersów.Najbliżej realizacji tego konceptu jest Letni Chamski Podryw, który oparł swoją działalność na parodiowaniu amerykańskich hitów pop-rapowych i zdaje się, że wciąż jeździ po Polsce koncertując ze swoim materiałem. Piszę "najbliżej" dlatego, że jednak rodzaj utworów, które zespół ten przerabia trudno klasyfikować jako czysty hip-hop. Wciąż do zagospodarowania jest przestrzeń dla rdzennie hip-hopowych prześmiewców. Wystarczy spojrzeć na przykład Sowy, który ze swoim bangerem "Dziś w klubie będzie bang" wystąpił na scenie Śląskiego Rap Festivalu, u boku Ostrego, Hadesa, czy Zeusa. Wielu "poważnych" raperów przez lata nie zasłużyło na taki zaszczyt, jakim jest występ na największej śląskiej imprezie, a tu wystarczyło jedno zblazowane "bang". Także raperzy wysyłający zwrotki na wszystkie możliwe konkursy od "Pompuj Rap" po "Orlen Wybieramy Rap Gwiazdę" śniąc o szybkiej karierze, może zamiast wymyślać kolejne odtwórcze hashtagi, pomyślcie o bezkresie targetu bekowego rapu. W końcu why so serious?*****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek WiszniewskiW ostatnich tygodniach internetową debatę dotyczącą kultury zdominował wątek Warsaw Shore, czyli ekipy powołanej w celu sformułowania małomiasteczkowej antytezy dla Mensy. Nie chcę się tu zagłębiać w szczegółowy opis samego programu, ani w przekrój reakcji jakie wzbudza. Natomiast chciałem przyznać się, że jak wielu z was, jestem wiernym widzem tego programu. Do tej pory w dziedzinie uczestnictwa w życiu kulturalnym, trzymałem się szlachetnej i stojącej w zgodzie z egzystencjalnym podejściem do życia zasady, że tych spośród jego przedmiotów, które uważam za szkodliwe, podłe czy zwyczajnie głupie – nie tykam. Często słyszałem od znajomych, że "no tak, ja czytam pudelka, ale to dla beki", albo "no, oglądam Pamiętniki z wakacji, ale to tak nie na poważnie". Stawałem wówczas na rażącym swoją powagą stanowisku, że powód jest tu nieważny; tak czy siak, czytasz/oglądasz, więc wspierasz badziew, ergo przyczyniasz się do upadku kultury.

Podobne przesłanie, w którymś z wywiadów zawarł kiedyś Mes, więc kiedy któregoś razu podczas wspólnej pociągowej podróży na jakąś imprezę zobaczyłem, że wraz z chłopakami z Alkopoligamii przeglądają jakieś Bravo, czy coś w tym stylu (chłopaki mieli zwyczaj, nie wiem czy wciąż praktykowany, że na dłuższe podróże zaopatrywali się w tego typu prasę, aby móc zabić czas w podróży śmiejąc się z jej zawartości), spytałem go jak to się ma do jego deklaracji o niewspieraniu tego typu dóbr kulturowych. Mes odpowiedział mi wówczas, że każdy ma prawo do odrobiny hipokryzji, co – piszę to bez ironii - wydało mi się sensownym wytłumaczeniem. Sam też znalazłem wentyl dla mojej, do tej pory brutalnie głodzonej - przynajmniej na tym polu - hipokryzji i teraz za jej cierpliwość spotyka ją zasłużona nagroda w postaci możliwości wyjścia na powierzchnie przy okazji pojawienia się takiego dzieła jakim jest Ekipa z Warszawy. Moja hipokryzja może poczuć się teraz jak panisko, zasłużyła na taką ucztę.

Wielu nie wytrzymuje konfrontacji z tym program ze względu na ponoć niezwykłą irytację jaką wzbudzają jego bohaterowie, ale mi ten problem jest obcy. Owszem, jak pewnie każdy przeciętnie rozgarnięty człowiek, borykający się z gamą egzystencjalnych problemów, po cichu zazdroszczę im intelektualnego stanu nieważkości, wynikającego z braku obciążenia nieco bardziej abstrakcyjnymi problemami niż tylko tymi, które kreują zagwozdki dotyczące ewentualnego "szpachlowania". K. Varga bardzo zgrabnie podsumował to, co nazwałem tu nieważkością pisząc, że brak refleksji jest najwyższym stopniem wtajemniczenia. Ale jednak, pomimo tej zazdrości - ze względu na pewne ekstremum tego zjawiska, jego karykaturalność - nie jestem w stanie się na nich złościć, bo odbieram ich jako pewne dyskotekowe archetypy zlepione z XXI-wiecznych przywar, chodzące hiperbole, a nie ludzi z krwi i kości.

Pewnie zastanawiacie się dlaczego o tym w ogóle piszę. Przecież z hip-hopem nie ma to wszystko za wiele wspólnego, a informacja, że jechałem kiedyś pociągiem z Mesem też raczej nie jest dla was newsem roku. Jednak ten cały wstęp zmierza ku szerszej refleksji dotyczącej współczesnego, myślę, że można powiedzieć – pokoleniowego modelu partycypacji w kulturze. Coraz większy obszar naszej aktywności w tej dziedzinie zajmuje coś, co niekiedy jest określane mianem "lol-kontentu". Coraz częściej zamiast rozglądać się za przedmiotami, które nas wzruszają, pobudzają intelektualnie, ekscytują itd., sięgamy po te, które wywołują naszą radość poprzez stymulowanie ośrodków odpowiedzialnych za poczucie żenady. Nie wiedzieć kiedy to się stało, ale nagle okazało się, że wszyscy dookoła to wielcy ironiści. Rozrost potęgi zjawiska jakim jest kpina (któremu, co oczywiste, dynamikę nadał fakt powszechnej anonimowości jaką zapewnia internet), niejako wpędza nas w tę pozycję, ze względu na jej wygodę. Gdy wszyscy wokół nas nieustannie kręcą sobie bekę ze wszystkiego, niebezpiecznie jest angażować się zanadto w inny sposób przeżywania. Nigdy nie wiadomo czy pisarz, którym się jaracie, dla grupy ziomków, z którymi właśnie przyszło wam gadać, nie jest już nowym Paulo Coelho (taka dygresja: śmianie się z tego pisarza już się tak zbanalizowało i spowszechniało, że można zaryzykować tezę, że śmianie się z Paulo Coelho jest nowym Paulo Coelho. uważajcie!), także w dużo bardziej komfortowym położeniu stawia nas śledzenie np. "Miłości na bogato". Refleksja płynąca z obcowania z tym programem, sprowadzająca się do zasadnego "beka z tych leszczy", jest bezpieczna i można śmiało ją wrzucić na swoją facebookową tablicę bez obaw, że ktoś oskarży nas o płytkość czy słaby gust.

Producenci programów telewizyjnych, czy mówiąc szerzej, kreatorzy współczesnej kultury komercyjnej, dostrzegają ten trend i szybko reagują, dostosowując się do niego. I tak samo jak mnożą się programy typu script-doc, gdzie amatorszczyzna wypiera profesjonalizm, urzekając widzów pseudoswojskością, gdyż rzekomo aktor-amator w swojej nieudolności wydaje się prawdziwszy niż aktor, który ową prawdę w sposób sprawny imituje (jakby wszystkich nagle dopadł Baudrillardowski lot: symulacja zdaje się ludziom bardziej rzeczywista niż rzeczywistość), tak coraz częściej producenci będą tworzyć programy, które udają poważne, ale tak naprawdę ich prawdziwym sensem jest wywoływanie prześmiewczych reakcji. To już się dzieje. Nie pamiętam gdzie, ale czytałem, że jednym ze scenarzystów owej "Miłości na bogato" jest stand-uper Przemysław Pilarski. Sugeruje to, że wiele przypadkowych, wydawałoby się, lapsusów, które wypowiadają nieporadni bohaterowie tego show, to wcześniej przygotowane, ukryte gagi. Nie mam też wątpliwości, że sporo niby dramatycznych zdarzeń mających miejsce w Warsaw Shore, to wyreżyserowane zagrywki realizatorów tego dzieła, którzy pod pozorem zagęszczania akcji, kreują komizm.

Niewątpliwie to samo pokolenie, które jest katalizatorem lol-kontentowej rzeczywistości, jest też głównym odbiorcą rapu i kreatorem jego popularności. Internet to przestrzeń beki, a zarazem jedyne istotne medium z punktu widzenia hip-hopowców. Oba te światy przenikają się non-stop. Może się mylę, ale nie wydaje mi się, żeby w innych subkulturach działało to tak samo. Nie sądzę np. żeby najpopularniejszą stroną metalowców była ta, która skupia się na newsach typu "wokalista zespołu Zabij Mnie Nietoperzem nazwał basistę Szwagra Belzebuba fają". Nie sądzę też, że jeden nieudany wykon jakiegoś reggae grajka doczekał się stu youtube'owych przeróbek wzorem tego, co stało się ze starym freestyle'em Eldoki. Na taką skalę bekę kręci się tylko w tym środowisku.

Oczywiście w zdecydowanej większości beka ta ma wymiar kpiny, gnojenia; przedmiot z którego się śmiejemy nie jest darzony szacunkiem. Śmiejemy się z niego, a nie z nim. Tak było z poliglotą Lechem Rochem Pawlakiem, który najedzony słoikiem dżemu obwieszczał, że wena jest własnością king-konga. Tak jest z Pikejem, który stawia człowieka chcącego napisać rzetelny felieton w trudnym położeniu, bo rzetelność wymaga pisania tylko prawdy, a zarazem starania się unikania prostackiego obrażania. A z Pikejem jest taki problem, że trudno pisać o nim prawdę, przy tym go nie obrażając. Tę triadę uzupełnia Bonus BGC, ale o nim nie chcę pisać, bo wydaje mi się, że to człowiek borykający się z poważnymi problemami.

To hip-hopowe szyderstwo jest wszechobecne. Strona na "g" ma się świetnie, mnożą się facebookowe fanpage'e skupiające się na wyśmiewaniu różnych aspektów hip-hopowej branży (jak choćby mistrzowskie "raperzy zacierają ręce" albo "rap dosłownie"), a rozpoznawalność Pikeja czy Bonusa BGC, choćby miała być przelotna, teraz dorównuje tej Sokoła czy Tedego. Drwina jest piątym elementem polskiego hip-hopu, przez co coraz trudniej cokolwiek potraktować poważnie. Można się wręcz tą szyderą w końcu po ludzku zmęczyć.

Pisałem parę akapitów wcześniej o tym, że kreatorzy współczesnej rozrywki coraz częściej oszukują ten nowy typ odbiorcy, robiąc niby to poważne czy rozrywkowe programy, których bohaterowie już w założeniu, choć pod pozorem innych działań czy zadań, mają stawać się pośmiewiskami. Ciekawi mnie kiedy na podobny pomysł wpadnie ktoś działający w ramach hip-hopu, nawet pomijając aspekt kamuflowania prawdziwych intencji. Chodzi mi tu o dostrzeżenie możliwości zrobienia kariery w tym żądnym beki środowisku w oparciu o zasadę "śmiej się ze mną, a nie ze mnie". Wydaje mi się, że można by zbić niezły kapitał tworząc coś na wzór Figo-Fagot, czyli zespołu, który w wyjątkowo sprawny sposób parodiuje disco-polo i zyskał uznanie tak odbiorców tego nurtu, jak i społeczności studenckiej czy licealnej. Myślę, że świadomy pastisz, który oparłby się na solidnej bazie, którą byłby dobry raperski warsztat (flow, technika, wiedza o hip-hopie) i nieamatorskiej warstwie muzycznej, które poprzedzałyby jawnie prześmiewczą treść, mógłby zakończyć się sporym sukcesem komercyjnym.

Poniekąd w tej formule próbowała się realizować Grupa Operacyjna, tyle, że Mieszko to żaden raper, a poziom jego żartu szybko przeprowadził tę formację na ulicę Śmiejemy się z was lamusy, a nie z wami. Po necie krążą przeróbki polskich klasyków w stylu "Nie bój się plamy na swetrze" (doskonale parodiująca utwór WWO), czy "Nie taki sos miał być" (to z kolei przeróbka Molesty, choć już nie aż tak dobra), które cieszą się sporą ilością wyświetleń. Goście odpowiedzialni za drugą z wspomnianych przeróbek próbowali pójść za ciosem i robili kolejne, ale już nie powtórzyli swojego sukcesu. Do spełnienia wyliczonych przeze mnie wymagań brakuje im jednak warsztatu; nie da się w nieskończoność opierać na patencie dukania przerobionych (często koślawo) wersów.

Najbliżej realizacji tego konceptu jest Letni Chamski Podryw, który oparł swoją działalność na parodiowaniu amerykańskich hitów pop-rapowych i zdaje się, że wciąż jeździ po Polsce koncertując ze swoim materiałem. Piszę "najbliżej" dlatego, że jednak rodzaj utworów, które zespół ten przerabia trudno klasyfikować jako czysty hip-hop. Wciąż do zagospodarowania jest przestrzeń dla rdzennie hip-hopowych prześmiewców. Wystarczy spojrzeć na przykład Sowy, który ze swoim  bangerem "Dziś w klubie będzie bang" wystąpił na scenie Śląskiego Rap Festivalu, u boku Ostrego, Hadesa, czy Zeusa. Wielu "poważnych" raperów przez lata nie zasłużyło na taki zaszczyt, jakim jest występ na największej śląskiej imprezie, a tu wystarczyło jedno zblazowane "bang". Także raperzy wysyłający zwrotki na wszystkie możliwe konkursy od "Pompuj Rap" po "Orlen Wybieramy Rap Gwiazdę" śniąc o szybkiej karierze, może zamiast wymyślać kolejne odtwórcze hashtagi, pomyślcie o bezkresie targetu bekowego rapu. W końcu why so serious?

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Muflon - Pisanki Freestyle'owca #1: "Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy"https://popkiller.kingapp.pl/2013-12-01,muflon-pisanki-freestyleowca-1-na-kazdym-zebraniu-jest-taka-sytuacja-ze-ktos-musi-zaczachttps://popkiller.kingapp.pl/2013-12-01,muflon-pisanki-freestyleowca-1-na-kazdym-zebraniu-jest-taka-sytuacja-ze-ktos-musi-zaczacDecember 20, 2013, 7:23 pmKuba RużyłłoKiedy Ematei składał mi propozycję pisania cyklicznych felietonów dla Popkillera, jednym z argumentów, którym się wsparł był ten mówiący, że często patrzę na rap z bardziej sceptycznej i uszczypliwej perspektywy niż on. To mocno eufemistyczny opis tego rozróżnienia. Moim zdaniem można śmiało powiedzieć, że w podejściu do polskiego rapu ja i Ematei to dwie skrajności. Kiedy myślę o sielankowej relacji Mateusza i hip-hopu jawi mi się ona jako odcinek pilotażowy "Domku na prerii". Wydaje mi się, że kiedy Ematei idzie spać, śni mu się "Full Clip". Jeśli w którejś z alternatywnych rzeczywistości Krzyś z uroczych bajek Milnego wyrósł na KRS-One'a, to nie mam wątpliwości, że jego Kubusiem Puchatkiem musiał być Ematei. A gdyby Wiz Khalifa wpadł na pomysł produkowania swojej podobizny w postaci pluszowych zabawek... Starczy. Myślę, że rozumiecie o co mi chodzi.Jeżeli zatem relację Mateusza i rapu można porównać do niekończącego się miesiąca miodowego, to ja i polski rap tworzymy toksyczny konkubinat. Konkubent to słowo naznaczone patologią. Wydaje mi się, że funkcjonuje w języku głównie po to, by nadawać odpowiednio ponury nastrój tabloidowym notkom o przemocy w rodzinie. „Dramat w warszawskich blokach. Pijany Hip-hop (40 l.) bił do nieprzytomności swojego konkubenta Jakuba R. (26 l.) kablem od prodiża”.Polski hip-hop coraz częściej mnie nuży, coraz rzadziej zaskakuje. Wydaje mi się, że źle mu robi okres prosperity: to, że dla wszystkich starcza, wszyscy są nasyceni. A przecież, jak mówi klasyk, diamenty powstają pod ciśnieniem.Jednak nie jest też tak, że jedynym winowajcą kryzysu tej relacji jest hip-hop. Ja też mam swoje na sumieniu. Ciągle szukam dziury w całym; kiedy gadam z kimś prywatnie o polskim rapie, na dziesięć wypowiedzianych zdań, dziewięć jest krytycznych. Wciąż sprawdzam kolejne płyty, którymi nie sposób się nie jarać i... się nie jaram. Nieraz było tak, że hip-hop czegoś ode mnie chciał, a ja nie odpisywałem mu na sms'y. Polski rap zawinił swoją jałowością, ja zaniedbaniem i malkontenctwem. Czasami wydaje mi się, że jedyną kotwicą, która mnie przy nim trzyma jest Rap Sesja, która wymusza na mnie regularność w obcowaniu z nim. A jednak nikt mi tej Rap Sesji prowadzić nie każe, pieniędzy z tego nie ma żadnych, a ja pomimo ciągłego krytycyzmu wciąż w tym trwam. No cóż... Polski rap i ja znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu. Tyle, że tu za krajobraz dla niej, zamiast czystego śpiewu Rihanny, robiły zwrotki Fu z pierwszego Zip Składu – taki to pejzaż.No dobrze, więc mamy dwie figury. Entuzjasta i malkontent. I teraz entuzjasta, przy użyciu paru komplementów, na które malkontent jest zawsze łasy, przyłącza tego drugiego do swojego popkillerowego zaciągu. Niech malkontent robi to co umie najlepiej – szydzi i wyśmiewa. Strona będzie zyskiwała, a jeśli komuś się oberwie za szyderstwa, to ich autorowi. Entuzjasta jest bezpieczny. Tyle, że malkontent może i w ciemię bity jest, ale nie aż tak mocno, i na wojnę z polskim rapem iść nie będzie. Myślę, że dla wskaźnika wyświetleń świetnie by było gdybym pierwszy felieton poświęcił np. inauguracji nowej edycji Żywego Rapu. Parę słów można by napisać... Ale coś, co siedzi głęboko we mnie i ma spore zasługi w dziedzinie doprowadzenia do mojego istnienia w trwającym tysiące lat procesie ewolucji, podpowiada mi, że podpadanie Diil Gangowi czy Peji już w pierwszym felietonie niekoniecznie musi być najlepszym pomysłem. Choć przynajmniej nie musiałbym się martwić Wdową; ona i tak już pisze moją ksywkę małą literą (jeszcze specjalnie na początku zdania, co by było widać, że jest z małej! - urocze).Przyjmując ofertę Mateusza zdawałem sobie sprawę, że robiąc to staję w niezręcznym rozkroku. Jednocześnie cały czas działam jako jakiś tam element tej sceny, raper - powiedzmy, a z drugiej będę tu co dwa tygodnie oceniał ją niby z zewnątrz. Stawia mnie to w trudnej sytuacji, nie dziwcie się więc, że czasami będę sobie pozwalał na element kalkulacji. Skrajne malkontenctwo zostanie ujarzmione i będzie funkcjonować w nieco bardziej konstruktywnym wydaniu.Polski rap rozrósł się niesamowicie w ostatnich latach. Wytwórnie działają coraz profesjonalniej i prężniej, w dodatku bez wsparcia dużych mediów, najpopularniejsi raperzy żyją na naprawdę niezłym poziomie, płyt ukazuje się aż za dużo, a i tak popyt na nie się nie zmniejsza. Jeśli czegoś tej scenie brakuje to chyba najbardziej jakiejś sensownej debaty. Ukazuje się dużo recenzji, jest sporo osób, które mają sporą wiedzę faktograficzną i potrafią tworzyć fachowe biografie twórców czy rankingi najlepszych płyt z danego regionu USA z dowolnych lat; nie brakuje też oczywiście publicznych kłótni raperów. Ale mało jest prób definiowania szerszych zjawisk, syntetycznych podsumowań pewnych procesów, czy nawet opisu bardziej banalnych, acz niezdefiniowanych mechanizmów. Nie chcę sugerować, że teraz wchodzę ja, cały na biało, i wnoszę nową jakość do rozważań dookoła-hip-hopowych, ale jak mniemam, rubryka ta będzie szczególnie interesująca dla osób, które lubią sobie trochę poteoretyzować.Może być też tak, że próbuję tu teraz nadać jakiś fikcyjny motyw przewodni i odziać w głębszy sens pierdolenie o przaśnej krainie gdzieś na wschodzie Europy, która po okresie fascynacji disco w lokalnym wydaniu, postanowiła rozkochać się w Murzynach (wolno tego słowa używać czy nie?) głoszących niezbyt wcześniej popularną na tym obszarze nowinę: „hip, hop, the hippie – the hippie, to the hip hip-hop, and you don't stop”. W każdym razie raporty o tym dziwnym, nomen omen, melanżu będę publikował tu co dwa tygodnie. Czasem z punktu widzenia oddanego członka stada, ale czasem też z dystansem i może nawet obrzydzeniem jak Cejrowski zagubiony na koncercie Macklemore'a. Bo liczba Ematei'ów i Muflonów w narodzie musi się zgadzać.*****Tak, to prawda, że jednym z powodów, dla których zaproponowałem Muflonowi cykl felietonów na naszych łamach jest fakt, że często różnimy się odczuciami i opiniami o polskim rapie, przy czym to on patrzy na wszystko zdecydowanie bardziej sceptycznie - wciąż jest to jednak merytoryczna rozmowa poparta argumentami a nie wyładowywanie frustracji i hejtowanie wszystkiego wokół. Tak jak nie odczuwam przyjemności w sięganiu po płyty, o których wiem, że będą słabe, tylko po to, by je zjechać, wystawić jeden i zebrać forumowy poklask i wolę poświęcić czas na słuchanie czegoś, co bardziej trafia w mój gust, tak nie rozumiem "słuchaczo-blogerów", dla których w polskim rapie nie wyszła dobra płyta od czasu "Muzyki Poważnej", a jednak uparcie sprawdzają i śledzą wszystko, tylko po to by dopiec i zmieszać z błotem. Sam lubię poczytać opinie osób, które na wszystko patrzą chłodniej, uszczypliwie, lecz zarazem konkretnie, merytorycznie i z odpowiednią argumentacją (ślizgowe felietony i artykuły Marcina Flinta czytałem kiedyś regularnie), podobnie jak lubię zderzać zdania w dyskusji, która daleka jest od rzucanych na przemian gimbów i no-skilli. Błyskotliwe, trzeźwe i inteligentne spojrzenie z perspektywy osoby bardziej sceptycznej to coś, czego w zalewie internetowego jadu ewidentnie brakuje, a u Kuby łączy się z wyjątkowo lekkim piórem (zaskakująco lekkim jak na freestyle'owca - przypadek?) oraz bystrością skojarzeń i formułowania myśli, wyćwiczoną także poprzez wolne style. Pamiętałem jego prowadzonego w zamierzchłych czasach bloga, liczne wpisy i dysputy na gronie czy facebooku, pojedyncze artykuły, jak i rozmowy "live", byłem więc pewien, że nie zabraknie mu tematów, pomysłów, a do tego będzie potrafił przedstawić je w formie takiej, by czytało się szybko i ciekawie. Spodziewałem się też, że Muflon mimo politologicznego wykształcenia będzie trzymał się z dala od politycznej poprawności - i jak widać się nie myliłem, co widać choćby po tym, że "na dzień dobry", już w pierwszym odcinku lekki prztyczek poleciał też w moim kierunku. W każdym razie, podsumowując ten przypis - mam nadzieję, że nasza nowa rubryka muflonowych felietonów, która pojawiać się będzie co dwa tygodnie w niedzielny wieczór będzie dla was ciekawą lekturą, opisującą i punktującą przeróżne zjawiska, jednak w sposób dojrzalszy i bardziej merytoryczny niż przyzwyczaiła nas do tego era facebooka i youtube'a. - Mateusz Natali.*****Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.foto: Tomek Karwińskigrafika: Przemek WiszniewskiKiedy Ematei składał mi propozycję pisania cyklicznych felietonów dla Popkillera, jednym z argumentów, którym się wsparł był ten mówiący, że często patrzę na rap z bardziej sceptycznej i uszczypliwej perspektywy niż on. To mocno eufemistyczny opis tego rozróżnienia. Moim zdaniem można śmiało powiedzieć, że w podejściu do polskiego rapu ja i Ematei to dwie skrajności. Kiedy myślę o sielankowej relacji Mateusza i hip-hopu jawi mi się ona jako odcinek pilotażowy "Domku na prerii". Wydaje mi się, że kiedy Ematei idzie spać, śni mu się "Full Clip". Jeśli w którejś z alternatywnych rzeczywistości Krzyś z uroczych bajek Milnego wyrósł na KRS-One'a, to nie mam wątpliwości, że jego Kubusiem Puchatkiem musiał być Ematei. A gdyby Wiz Khalifa wpadł na pomysł produkowania swojej podobizny w postaci pluszowych zabawek... Starczy. Myślę, że rozumiecie o co mi chodzi.

Jeżeli zatem relację Mateusza i rapu można porównać do niekończącego się miesiąca miodowego, to ja i polski rap tworzymy toksyczny konkubinat. Konkubent to słowo naznaczone patologią. Wydaje mi się, że funkcjonuje w języku głównie po to, by nadawać odpowiednio ponury nastrój tabloidowym notkom o przemocy w rodzinie. „Dramat w warszawskich blokach. Pijany Hip-hop (40 l.) bił do nieprzytomności swojego konkubenta Jakuba R. (26 l.) kablem od prodiża”.
Polski hip-hop coraz częściej mnie nuży, coraz rzadziej zaskakuje. Wydaje mi się, że źle mu robi okres prosperity: to, że dla wszystkich starcza, wszyscy są nasyceni. A przecież, jak mówi klasyk, diamenty powstają pod ciśnieniem.



Jednak nie jest też tak, że jedynym winowajcą kryzysu tej relacji jest hip-hop. Ja też mam swoje na sumieniu. Ciągle szukam dziury w całym; kiedy gadam z kimś prywatnie o polskim rapie, na dziesięć wypowiedzianych zdań, dziewięć jest krytycznych. Wciąż sprawdzam kolejne płyty, którymi nie sposób się nie jarać i... się nie jaram. Nieraz było tak, że hip-hop czegoś ode mnie chciał, a ja nie odpisywałem mu na sms'y. Polski rap zawinił swoją jałowością, ja zaniedbaniem i malkontenctwem. Czasami wydaje mi się, że jedyną kotwicą, która mnie przy nim trzyma jest Rap Sesja, która wymusza na mnie regularność w obcowaniu z nim. A jednak nikt mi tej Rap Sesji prowadzić nie każe, pieniędzy z tego nie ma żadnych, a ja pomimo ciągłego krytycyzmu wciąż w tym trwam. No cóż... Polski rap i ja znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu. Tyle, że tu za krajobraz dla niej, zamiast czystego śpiewu Rihanny, robiły zwrotki Fu z pierwszego Zip Składu – taki to pejzaż.

No dobrze, więc mamy dwie figury. Entuzjasta i malkontent. I teraz entuzjasta, przy użyciu paru komplementów, na które malkontent jest zawsze łasy, przyłącza tego drugiego do swojego popkillerowego zaciągu. Niech malkontent robi to co umie najlepiej – szydzi i wyśmiewa. Strona będzie zyskiwała, a jeśli komuś się oberwie za szyderstwa, to ich autorowi. Entuzjasta jest bezpieczny. Tyle, że malkontent może i w ciemię bity jest, ale nie aż tak mocno, i na wojnę z polskim rapem iść nie będzie. Myślę, że dla wskaźnika wyświetleń świetnie by było gdybym pierwszy felieton poświęcił np. inauguracji nowej edycji Żywego Rapu. Parę słów można by napisać... Ale coś, co siedzi głęboko we mnie i ma spore zasługi w dziedzinie doprowadzenia do mojego istnienia w trwającym tysiące lat procesie ewolucji, podpowiada mi, że podpadanie Diil Gangowi czy Peji już w pierwszym felietonie niekoniecznie musi być najlepszym pomysłem. Choć przynajmniej nie musiałbym się martwić Wdową; ona i tak już pisze moją ksywkę małą literą (jeszcze specjalnie na początku zdania, co by było widać, że jest z małej! - urocze).

Przyjmując ofertę Mateusza zdawałem sobie sprawę, że robiąc to staję w niezręcznym rozkroku. Jednocześnie cały czas działam jako jakiś tam element tej sceny, raper - powiedzmy, a z drugiej będę tu co dwa tygodnie oceniał ją niby z zewnątrz. Stawia mnie to w trudnej sytuacji, nie dziwcie się więc, że czasami będę sobie pozwalał na element kalkulacji. Skrajne malkontenctwo zostanie ujarzmione i będzie funkcjonować w nieco bardziej konstruktywnym wydaniu.

Polski rap rozrósł się niesamowicie w ostatnich latach. Wytwórnie działają coraz profesjonalniej i prężniej, w dodatku bez wsparcia dużych mediów, najpopularniejsi raperzy żyją na naprawdę niezłym poziomie, płyt ukazuje się aż za dużo, a i tak popyt na nie się nie zmniejsza. Jeśli czegoś tej scenie brakuje to chyba najbardziej jakiejś sensownej debaty. Ukazuje się dużo recenzji, jest sporo osób, które mają sporą wiedzę faktograficzną i potrafią tworzyć fachowe biografie twórców czy rankingi najlepszych płyt z danego regionu USA z dowolnych lat; nie brakuje też oczywiście publicznych kłótni raperów. Ale mało jest prób definiowania szerszych zjawisk, syntetycznych podsumowań pewnych procesów, czy nawet opisu bardziej banalnych, acz niezdefiniowanych mechanizmów. Nie chcę sugerować, że teraz wchodzę ja, cały na biało, i wnoszę nową jakość do rozważań dookoła-hip-hopowych, ale jak mniemam, rubryka ta będzie szczególnie interesująca dla osób, które lubią sobie trochę poteoretyzować.

Może być też tak, że próbuję tu teraz nadać jakiś fikcyjny motyw przewodni i odziać w głębszy sens pierdolenie o przaśnej krainie gdzieś na wschodzie Europy, która po okresie fascynacji disco w lokalnym wydaniu, postanowiła rozkochać się w Murzynach (wolno tego słowa używać czy nie?) głoszących niezbyt wcześniej popularną na tym obszarze nowinę: „hip, hop, the hippie – the hippie, to the hip hip-hop, and you don't stop”. W każdym razie raporty o tym dziwnym, nomen omen, melanżu będę publikował tu co dwa tygodnie. Czasem z punktu widzenia oddanego członka stada, ale czasem też z dystansem i może nawet obrzydzeniem jak Cejrowski zagubiony na koncercie Macklemore'a. Bo liczba Ematei'ów i Muflonów w narodzie musi się zgadzać.

*****

Tak, to prawda, że jednym z powodów, dla których zaproponowałem Muflonowi cykl felietonów na naszych łamach jest fakt, że często różnimy się odczuciami i opiniami o polskim rapie, przy czym to on patrzy na wszystko zdecydowanie bardziej sceptycznie - wciąż jest to jednak merytoryczna rozmowa poparta argumentami a nie wyładowywanie frustracji i hejtowanie wszystkiego wokół. Tak jak nie odczuwam przyjemności w sięganiu po płyty, o których wiem, że będą słabe, tylko po to, by je zjechać, wystawić jeden i zebrać forumowy poklask i wolę poświęcić czas na słuchanie czegoś, co bardziej trafia w mój gust, tak nie rozumiem "słuchaczo-blogerów", dla których w polskim rapie nie wyszła dobra płyta od czasu "Muzyki Poważnej", a jednak uparcie sprawdzają i śledzą wszystko, tylko po to by dopiec i zmieszać z błotem. Sam lubię poczytać opinie osób, które na wszystko patrzą chłodniej, uszczypliwie, lecz zarazem konkretnie, merytorycznie i z odpowiednią argumentacją (ślizgowe felietony i artykuły Marcina Flinta czytałem kiedyś regularnie), podobnie jak lubię zderzać zdania w dyskusji, która daleka jest od rzucanych na przemian gimbów i no-skilli.

Błyskotliwe, trzeźwe i inteligentne spojrzenie z perspektywy osoby bardziej sceptycznej to coś, czego w zalewie internetowego jadu ewidentnie brakuje, a u Kuby łączy się z wyjątkowo lekkim piórem (zaskakująco lekkim jak na freestyle'owca - przypadek?) oraz bystrością skojarzeń i formułowania myśli, wyćwiczoną także poprzez wolne style. Pamiętałem jego prowadzonego w zamierzchłych czasach bloga, liczne wpisy i dysputy na gronie czy facebooku, pojedyncze artykuły, jak i rozmowy "live", byłem więc pewien, że nie zabraknie mu tematów, pomysłów, a do tego będzie potrafił przedstawić je w formie takiej, by czytało się szybko i ciekawie. Spodziewałem się też, że Muflon mimo politologicznego wykształcenia będzie trzymał się z dala od politycznej poprawności - i jak widać się nie myliłem, co widać choćby po tym, że "na dzień dobry", już w pierwszym odcinku lekki prztyczek poleciał też w moim kierunku. W każdym razie, podsumowując ten przypis - mam nadzieję, że nasza nowa rubryka muflonowych felietonów, która pojawiać się będzie co dwa tygodnie w niedzielny wieczór będzie dla was ciekawą lekturą, opisującą i punktującą przeróżne zjawiska, jednak w sposób dojrzalszy i bardziej merytoryczny niż przyzwyczaiła nas do tego era facebooka i youtube'a. - Mateusz Natali.

*****

Kuba "Muflon" Rużyłło - najbardziej utytułowany polski freestyle'owiec (m.in. dwukrotny - w 2006 i 2008 - zwycięzca najbardziej prestiżowej imprezy wolnostylowej w Polsce – WBW), oprócz tego dziennikarz radiowy i raper. Od października 2009 prowadzi (razem z Puociem) w Akademickim Radio Kampus audycję "Rap Sesja", w 2013 roku obronił również pracę magisterską pod tytułem "Polityka w tekstach i postawach polskich raperów w latach 2000-2013", obecnie pracuje nad swoim debiutanckim studyjnym albumem w szeregach Aloha Entertainment. Znany z błyskotliwego, ciętego języka, uszczypliwości i krytycznego, szerokiego spojrzenia na różne zjawiska - to samo, co pomogło mu odnosić sukcesy na bitwach freestyle'owych i wbijać celnie "szpile" kolejnym rywalom powinno być również jednym z atutów jego cyklu felietonów na popkillerowych łamach.

foto: Tomek Karwiński
grafika: Przemek Wiszniewski

]]>
Muflon "Chaos" - nowy numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-05,muflon-chaos-nowy-numerhttps://popkiller.kingapp.pl/2013-07-05,muflon-chaos-nowy-numerJuly 5, 2013, 4:55 pmMichał Proceente KosiorowskiW oczekiwaniu na pierwsze single promujące nadchodzący album Muflona, prezentujemy wam numer jego autorstwa nagrany pod instrumental i idealnie wpasowujący się w klimat ciepłego, lipcowego piątku.Tak o "Chaosie" mówi sam Muflon: "Jak mniemam powracając z rapowych zaświatów po kilku latach nie robienia niczego w kierunku rozwijania rapowej "kariery", powinno się wjechać z numerem porządkującym pewne sprawy, ale no to jeszcze przyjdzie czas. Na razie łapcie luźny numer, który - mam nadzieję - dobrze was wprowadzi w weekendowy nastrój".rap: Muflonmuzyka: instrumentalrealizacja/mix/master: Zbylu"Chaos" to pierwszy upubliczniony solowy utwór Muflona od 2008 roku.Muflon na fb: https://www.facebook.com/muflonrap[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5338","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]W oczekiwaniu na pierwsze single promujące nadchodzący album Muflona, prezentujemy wam numer jego autorstwa nagrany pod instrumental i idealnie wpasowujący się w klimat ciepłego, lipcowego piątku.

Tak o "Chaosie" mówi sam Muflon: "Jak mniemam powracając z rapowych zaświatów po kilku latach nie robienia niczego w kierunku rozwijania rapowej "kariery", powinno się wjechać z numerem porządkującym pewne sprawy, ale no to jeszcze przyjdzie czas. Na razie łapcie luźny numer, który - mam nadzieję - dobrze was wprowadzi w weekendowy nastrój".

rap: Muflon
muzyka: instrumental
realizacja/mix/master: Zbylu

"Chaos" to pierwszy upubliczniony solowy utwór Muflona od 2008 roku.

Muflon na fb:
https://www.facebook.com/muflonrap

[[{"type":"media","view_mode":"media_large","fid":"5338","attributes":{"alt":"","class":"media-image"}}]]

]]>