popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) Showhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/17696/ShowJuly 7, 2024, 4:51 pmpl_PL © 2024 Admin stronyShow & A.G. znów razem - "Suspended Animation" w drodze!https://popkiller.kingapp.pl/2011-08-11,show-ag-znow-razem-suspended-animation-w-drodzehttps://popkiller.kingapp.pl/2011-08-11,show-ag-znow-razem-suspended-animation-w-drodzeAugust 11, 2011, 1:00 pmAdmin stronyTo jeden z tych duetów, których członkowie mogą robić wszystko i z każdym - fani i tak czekać będą na reaktywację. Legendarna dwójka reprezentantów D.I.T.C. znów jednoczy siły!Album "Suspended Animation" jest w drodze i już ta informacja byłaby mocnym ciosem. Tymczasem dostajemy jeszcze tytułowy singiel.Show rzucił klasyczny, nowojorski bit. Wprawdzie nie jest on jakimś mega kozakiem, ale buja odpowiednio. A.G.? Jak zwykle - jedni powiedzą, że nic specjalnego a inni, że takiego stylu szukać można ze świecą. Leniwie i charyzmatycznie nawinięty numer to na pewno nie max na co stać tych panów, ale ten album koniecznie trzeba mieć na oku.To jeden z tych duetów, których członkowie mogą robić wszystko i z każdym - fani i tak czekać będą na reaktywację. Legendarna dwójka reprezentantów D.I.T.C. znów jednoczy siły!

Album "Suspended Animation" jest w drodze i już ta informacja byłaby mocnym ciosem. Tymczasem dostajemy jeszcze tytułowy singiel.

Show rzucił klasyczny, nowojorski bit. Wprawdzie nie jest on jakimś mega kozakiem, ale buja odpowiednio. A.G.? Jak zwykle - jedni powiedzą, że nic specjalnego a inni, że takiego stylu szukać można ze świecą. Leniwie i charyzmatycznie nawinięty numer to na pewno nie max na co stać tych panów, ale ten album koniecznie trzeba mieć na oku.


]]>
Show ft. KRS-One "Godsville" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-03-29,show-ft-krs-one-godsville-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2011-03-29,show-ft-krs-one-godsville-recenzjaFebruary 1, 2014, 7:16 pmDawid BartkowskiMamy takie oto zestawienie... Przeraźliwie nudna, żywa legenda rapu i producent, który już nawet nie pamięta pewno, kiedy zjadł swój własny ogon. Nagrywają razem album, 18 lat po wspólnym kawałku, kultowym "Sound of da Police". Jak wygląda ich współpraca w 2011 roku?Zaskakująco dobrze, mimo to, że ostatnie słowa padające w "Intrze", mogą budzić niepokój. Bo ile można można rapować o złym świecie, nauczaniu i hip-hopie? Od 1988 roku? W przypadku KRS'a tak. Szkoda tylko, że do 1997 roku wychodziło mu to albo znakomicie (jak w przypadku krążków BDP i dwóch pierwszych solówek) albo tylko "dobrze" jak na "I Got Next". Z Showbizem było podobnie, pojedyncze petardy, reszta to samo.Na szczęście "Godsville" zaskakuje od pierwszych sekund. Nie znaczącymi zmianami, na pewno nie. Album ma w sobie to "coś". Teacha cały czas po swojemu, ale bardziej stylowo niż przez tych kilka lat wcześniej. Potrafi wprowadzić słuchacza w odpowiedni nastrój, a idealnym dopełnieniem wydają się być beaty Showa. Cieszysz się, że została zmieniona okładka, bo tamta by Ci popsuła tylko przyjemność odsłuchu, jakbyś trzymał oryginał "w trakcie". Uśmiechasz się i zadajesz sobie pytanie "ile można?" jak leci "We Love This" czy "This Flow". Czujesz mały dreszczyk, taki jak przy pierwszym solo KRS'a jak słyszysz "Running in the Dark".Wszystko to płynie leniwie, nie tak, jak przyzwyczaił nas Show. Stopy, werble - już nie takie mocne. Sample? Nie są oklepane, więc nie będzie zapewne takiej sytuacji - "ooo, słyszałem to już u pana x". Troszkę kombinowania z elektroniką też nie zaszkodzi. Fajnie znowu usłyszeć sitar.Wiecie kiedy najlepiej tego słuchać? Na pełnym chillu. Tak jak zupełnie się nic nie robi, tylko leży/siedzi i słucha płyty. "Improve Myself (Touch Version)" powinno znakomicie tutaj pasować, sprawdź jak nie wierzysz. Czasem pewno spróbujesz rozkminić tekst Krzyśka, innym razem zastanowisz się nad samplami, jakie dobrał Show. Ci dwaj dawno już tego nie zaoferowali. Mnie zaskoczyli, więc czwóreczkę spokojnie mogę wystawić. Kolaboracja im się udała z nawiązką, więc może to nie koniec współpracy? Co prawda "Return of the Boom-Bip" nadchodzi, ale mam nadzieję, że jeszcze spróbują stworzyć część drugą i oby dłuższą niż te 30parę minut...Mamy takie oto zestawienie... Przeraźliwie nudna, żywa legenda rapu i producent, który już nawet nie pamięta pewno, kiedy zjadł swój własny ogon.

Nagrywają razem album, 18 lat po wspólnym kawałku, kultowym "Sound of da Police". Jak wygląda ich współpraca w 2011 roku?
Zaskakująco dobrze, mimo to, że ostatnie słowa padające w "Intrze", mogą budzić niepokój. Bo ile można można rapować o złym świecie, nauczaniu i hip-hopie? Od 1988 roku? W przypadku KRS'a tak. Szkoda tylko, że do 1997 roku wychodziło mu to albo znakomicie (jak w przypadku krążków BDP i dwóch pierwszych solówek) albo tylko "dobrze" jak na "I Got Next". Z Showbizem było podobnie, pojedyncze petardy, reszta to samo.

Na szczęście "Godsville" zaskakuje od pierwszych sekund. Nie znaczącymi zmianami, na pewno nie. Album ma w sobie to "coś". Teacha cały czas po swojemu, ale bardziej stylowo niż przez tych kilka lat wcześniej. Potrafi wprowadzić słuchacza w odpowiedni nastrój, a idealnym dopełnieniem wydają się być beaty Showa. Cieszysz się, że została zmieniona okładka, bo tamta by Ci popsuła tylko przyjemność odsłuchu, jakbyś trzymał oryginał "w trakcie". Uśmiechasz się i zadajesz sobie pytanie "ile można?" jak leci "We Love This" czy "This Flow". Czujesz mały dreszczyk, taki jak przy pierwszym solo KRS'a jak słyszysz "Running in the Dark".

Wszystko to płynie leniwie, nie tak, jak przyzwyczaił nas Show. Stopy, werble - już nie takie mocne. Sample? Nie są oklepane, więc nie będzie zapewne takiej sytuacji - "ooo, słyszałem to już u pana x". Troszkę kombinowania z elektroniką też nie zaszkodzi. Fajnie znowu usłyszeć sitar.

Wiecie kiedy najlepiej tego słuchać? Na pełnym chillu. Tak jak zupełnie się nic nie robi, tylko leży/siedzi i słucha płyty. "Improve Myself (Touch Version)" powinno znakomicie tutaj pasować, sprawdź jak nie wierzysz. Czasem pewno spróbujesz rozkminić tekst Krzyśka, innym razem zastanowisz się nad samplami, jakie dobrał Show. Ci dwaj dawno już tego nie zaoferowali. Mnie zaskoczyli, więc czwóreczkę spokojnie mogę wystawić. Kolaboracja im się udała z nawiązką, więc może to nie koniec współpracy? Co prawda "Return of the Boom-Bip" nadchodzi, ale mam nadzieję, że jeszcze spróbują stworzyć część drugą i oby dłuższą niż te 30parę minut...

]]>
Show & A.G. "Goodfellas" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2010-08-27,show-ag-goodfellas-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2010-08-27,show-ag-goodfellas-klasyk-na-weekendDecember 30, 2013, 12:59 amDaniel WardzińskiHip-hop bywa grą z cholernie niesprawiedliwymi zasadami. Zdarza się tak, że sprzedajesz epkę z bagażnika samochodu, ludzie poznają się na tobie, propsują, szlifujesz styl stając się jednym z najlepszych, nagrywasz wybitne albumy, pracujesz z najlepszymi w branży... I po 15 latach zamiast siedzieć na dolcach i odcinać kupony, widzisz, że Twój najlepszy (?) album jest białym krukiem, na którym zarabiają eBayowi manipulanci, a nie ty.Dwaj reprezentanci Bronxu, którzy debiutowali na "Funky Technician" Lorda Finesse, w pierwszej połowie lat 90. wydali dwie płyty, które są klasykami, nawet w obiektywnym ujęciu. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która takiemu stwierdzeniu zaprzeczy, a jeśli tak, to nie pałam do niej sympatią. "Runaway Slave" i "Goodfellas" to albumy bez których rap na pewno nie byłby dziś taki sam. Fani D.I.T.C. do dziś spierają się, która z nich jest lepsza. W dzisiejszym Klasyku Na Weekend zajmiemy się drugą, pochodzącą z 1995 roku, mroczniejszą i cięższą produkcją.A.G. pozornie nie ma najlepszych warunków, żeby być klasowym raperem - jego głos sam w sobie raczej nie byłby w stanie zaimponować. OK, barwa jest ciekawa, ma "chrypkę", która dodaje mu uroku, ale na pewno nie jest to ani chropowaty Guru, ani głęboki Rakim, ani nawet żywiołowy i dynamiczny Big L, a mimo to stawiam go z nimi w jednym rzędzie. Dlaczego? Słuchając jak płynie na tej płycie do dziś mam ciarki na plecach, a słyszałem ją już setki razy. Można cytować linijki, bo jest co, ale nigdy nie zrozumie się istoty tej muzyki nie słysząc jak Andre Barnes wędruje sobie po bicie, jak akcentuje, jak... robi wszystko co mu się tylko podoba. A.G. na tym albumie jest ścisłą czołówką nowojorskich raperów, czego nie zrozumiesz póki go nie usłyszysz. Jeśli jednak zaufasz moim zapewnieniom stoję o zakład, że w przeciągu kilku dni, będziesz polecał tą płytę ziomom, katował nią sąsiadów, uczył się tekstów na pamięć i bujał się po mieszkaniu razem z melodyjnymi zaciągnięciami Andre The Gianta na głośnikach... Nie musi śpiewać, żeby porywać, nie musi rzucać punchy, żeby niszczyć wacków, nie musi mieć tubalnego głosu, żeby wzbudzać respekt. Ma dar, który usłyszycie od razu. Od wielu lat jest moim ulubionym MC, choć oczywiście sto procent obiektywne to nie jest. Dodajmy, że z bardzo dobrymi zwrotami pojawiają się tutaj Method Man (!), Lord Finesse, Diamond D i Ghetto Dwellas, których kiedyś nie doceniałem. Poza tym mamy tu mniej znanych, ale nie gorszych Wali Worlda, Big Cathy'ego czy Deshawna. Showbiz? Ta ksywa to marka i świadczy o tym, że będzie brudno, głośno, lekko chaotycznie i przede wszystkim... nowojorsko. Basy, które ważą milion ton, perkusja, którą Twoje bębenki popamiętają na długo, proste, ale zapadające w pamięć sample... Słuchając takich bitów jak "You Know Now", "Neighbourhood Sickness" czy "Medicine" z zamkniętymi oczami można poczuć na własnej skórze (ciarki w zestawie) jakie było Wielkie Jabłko półtorej dekady temu. Show nie jest tutaj sam... Na "Goodfellas" mamy bardzo dobre produkcje ś.p. Roc Raida i Dres'a z Black Sheep i największą perłę - "Next Level (The Nyte Time Mix)" DJ'a Premiera, który uważam za ścisłą czołówkę najlepszych bitów w dorobku połówki GangStarra. Jak opisać ten album, żeby zachęcić do niego ludzi, którzy go nie słyszeli i póki co nie mają zamiaru? Nie mam pojęcia... Musicie mi zaufać. Bo jak można słowami opisać sposób w jaki Andre rapuje "you can ask Guru and Preemo, cause we know it's Hard To Earn" czy "stop bluffin cause you ain't saying nothing G/ and start duckin' I'm the A to the fucking G"... Ta płyta pochodzi z czasów, kiedy przepisanie tekstu dawało zaledwie mały fragment Twojej wiedzy o raperze. To trzeba usłyszeć. Flow, które może absolutnie wszystko, plus bity, które dają wyobrażenie co by się stało gdyby ulice Bronxu dało się wtłoczyć na winyl. W efekcie klasyk wielkiego formatu. Hip-hop bywa grą z cholernie niesprawiedliwymi zasadami. Zdarza się tak, że sprzedajesz epkę z bagażnika samochodu, ludzie poznają się na tobie, propsują, szlifujesz styl stając się jednym z najlepszych, nagrywasz wybitne albumy, pracujesz z najlepszymi w branży... I po 15 latach zamiast siedzieć na dolcach i odcinać kupony, widzisz, że Twój najlepszy (?) album jest białym krukiem, na którym zarabiają eBayowi manipulanci, a nie ty.

Dwaj reprezentanci Bronxu, którzy debiutowali na "Funky Technician" Lorda Finesse, w pierwszej połowie lat 90. wydali dwie płyty, które są klasykami, nawet w obiektywnym ujęciu. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która takiemu stwierdzeniu zaprzeczy, a jeśli tak, to nie pałam do niej sympatią. "Runaway Slave" i "Goodfellas" to albumy bez których rap na pewno nie byłby dziś taki sam. Fani D.I.T.C. do dziś spierają się, która z nich jest lepsza. W dzisiejszym Klasyku Na Weekend zajmiemy się drugą, pochodzącą z 1995 roku, mroczniejszą i cięższą produkcją.

A.G. pozornie nie ma najlepszych warunków, żeby być klasowym raperem - jego głos sam w sobie raczej nie byłby w stanie zaimponować. OK, barwa jest ciekawa, ma "chrypkę", która dodaje mu uroku, ale na pewno nie jest to ani chropowaty Guru, ani głęboki Rakim, ani nawet żywiołowy i dynamiczny Big L, a mimo to stawiam go z nimi w jednym rzędzie. Dlaczego? Słuchając jak płynie na tej płycie do dziś mam ciarki na plecach, a słyszałem ją już setki razy. Można cytować linijki, bo jest co, ale nigdy nie zrozumie się istoty tej muzyki nie słysząc jak Andre Barnes wędruje sobie po bicie, jak akcentuje, jak... robi wszystko co mu się tylko podoba. A.G. na tym albumie jest ścisłą czołówką nowojorskich raperów, czego nie zrozumiesz póki go nie usłyszysz. Jeśli jednak zaufasz moim zapewnieniom stoję o zakład, że w przeciągu kilku dni, będziesz polecał tą płytę ziomom, katował nią sąsiadów, uczył się tekstów na pamięć i bujał się po mieszkaniu razem z melodyjnymi zaciągnięciami Andre The Gianta na głośnikach... Nie musi śpiewać, żeby porywać, nie musi rzucać punchy, żeby niszczyć wacków, nie musi mieć tubalnego głosu, żeby wzbudzać respekt. Ma dar, który usłyszycie od razu. Od wielu lat jest moim ulubionym MC, choć oczywiście sto procent obiektywne to nie jest. Dodajmy, że z bardzo dobrymi zwrotami pojawiają się tutaj Method Man (!), Lord Finesse, Diamond D i Ghetto Dwellas, których kiedyś nie doceniałem. Poza tym mamy tu mniej znanych, ale nie gorszych Wali Worlda, Big Cathy'ego czy Deshawna.

Showbiz? Ta ksywa to marka i świadczy o tym, że będzie brudno, głośno, lekko chaotycznie i przede wszystkim... nowojorsko. Basy, które ważą milion ton, perkusja, którą Twoje bębenki popamiętają na długo, proste, ale zapadające w pamięć sample... Słuchając takich bitów jak "You Know Now", "Neighbourhood Sickness" czy "Medicine" z zamkniętymi oczami można poczuć na własnej skórze (ciarki w zestawie) jakie było Wielkie Jabłko półtorej dekady temu. Show nie jest tutaj sam... Na "Goodfellas" mamy bardzo dobre produkcje ś.p. Roc Raida i Dres'a z Black Sheep i największą perłę - "Next Level (The Nyte Time Mix)" DJ'a Premiera, który uważam za ścisłą czołówkę najlepszych bitów w dorobku połówki GangStarra.

Jak opisać ten album, żeby zachęcić do niego ludzi, którzy go nie słyszeli i póki co nie mają zamiaru? Nie mam pojęcia... Musicie mi zaufać. Bo jak można słowami opisać sposób w jaki Andre rapuje "you can ask Guru and Preemo, cause we know it's Hard To Earn" czy "stop bluffin cause you ain't saying nothing G/ and start duckin' I'm the A to the fucking G"... Ta płyta pochodzi z czasów, kiedy przepisanie tekstu dawało zaledwie mały fragment Twojej wiedzy o raperze. To trzeba usłyszeć. Flow, które może absolutnie wszystko, plus bity, które dają wyobrażenie co by się stało gdyby ulice Bronxu dało się wtłoczyć na winyl. W efekcie klasyk wielkiego formatu.

 

]]>