popkiller.kingapp.pl (https://popkiller.kingapp.pl) UGKhttps://popkiller.kingapp.pl/rss/pl/tag/17604/UGKOctober 5, 2024, 11:16 pmpl_PL © 2024 Admin stronyJuicy J: "Three 6 Mafia miała być gościem w 'Int'l Players Anthem' UGK, nie Outkast"https://popkiller.kingapp.pl/2020-12-20,juicy-j-three-6-mafia-miala-byc-gosciem-w-intl-players-anthem-ugk-nie-outkasthttps://popkiller.kingapp.pl/2020-12-20,juicy-j-three-6-mafia-miala-byc-gosciem-w-intl-players-anthem-ugk-nie-outkastDecember 23, 2020, 6:52 pmMarek AdamskiJak się okazuje, producenci tego klasyka południowego rapu mieli również położyć na nim swoje zwrotki. Juicy J w najnowszym wywiadzie dla HipHopDX zdradził, kto był odpowiedzialny za brak ich gościnki w kawałku "Int'l Players Anthem". (function() { const date = new Date(); const mcnV = date.getHours().toString() + date.getMonth().toString() + date.getFullYear().toString(); const mcnVid = document.createElement('script'); mcnVid.type = 'text/javascript'; mcnVid.async = true; mcnVid.src = 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.min.js?'+mcnV; const mcnS = document.getElementsByTagName('script')[0]; mcnS.parentNode.insertBefore(mcnVid, mcnS); const mcnCss = document.createElement('link'); mcnCss.setAttribute('href', 'https://mrex.exs.pl/script/mcn.css?'+mcnV); mcnCss.setAttribute('rel', 'stylesheet'); mcnS.parentNode.insertBefore(mcnCss, mcnS); })(); "Ja i DJ Paul położyliśmy pierwsi wersy na tym numerze. Później, czego na początku nie zauważyliśmy, wytwórnia nie dokonała autoryzacji. Byłem wściekły, bo nikt mnie nawet nie poinformował, chciałem rozpętać piekło w tej wytwórni i zadawałem sobie pytanie, jak można było być tak głupim, żeby to zablokować." - mówił Juicy. - "Potem okazało się, że Outkast jest na nagraniu, o czym też nikt nas nie poinformował. Poszedłem do Buna i Pimpa zapytać się, co się stało z naszymi wersami. Oni na to, że wytwórnia ich nie 'wyczyściła' i umieścili Outkast na nagraniu. Wtedy wkurzyłem się na maxa, chciałem, żeby nasze zwrotki wróciły do numeru. Zadzwoniłem do wytwórni. Nawet nie powtórzę tego, co im wtedy powiedziałem, bo taki byłem wściekły." /* TFP - PopKiller.pl */ (function() { var opts = { artist: "UGK", song: "Int'l Players Anthem (I Choose You) [feat. Outkast]", adunit_id: 100002011, div_id: "cf_async_" + Math.floor((Math.random() * 999999999)) }; document.write('');var c=function(){cf.showAsyncAd(opts)};if(typeof window.cf !== 'undefined')c();else{cf_async=!0;var r=document.createElement("script"),s=document.getElementsByTagName("script")[0];r.async=!0;r.src="//srv.clickfuse.com/showads/showad.js";r.readyState?r.onreadystatechange=function(){if("loaded"==r.readyState||"complete"==r.readyState)r.onreadystatechange=null,c()}:r.onload=c;s.parentNode.insertBefore(r,s)}; })(); Później Juicy J przyznał, że powodem, przez który nie zostali dopuszczeni do numeru, była najprawdopodobniej polityka wytwórni oraz sukces Three 6 Mafii, których 2 single, "Stay Fly" i "Poppin My Collar", podbijały wtedy listy przebojów. Raper powiedział też, że nie ma UGK za złe, tego co się stało, po prostu żałuje, że nie mógł się znaleźć na tym klasycznym utworze. Również liczy na to, że wersy jego i Paula ujrzą kiedyś światło dzienne.Poniżej możecie obejrzeć fragment wywiadu, w którym Juicy J omawia tę kwestię.Jak się okazuje, producenci tego klasyka południowego rapu mieli również położyć na nim swoje zwrotki. Juicy J w najnowszym wywiadzie dla HipHopDX zdradził, kto był odpowiedzialny za brak ich gościnki w kawałku "Int'l Players Anthem".

"Ja i DJ Paul położyliśmy pierwsi wersy na tym numerze. Później, czego na początku nie zauważyliśmy, wytwórnia nie dokonała autoryzacji. Byłem wściekły, bo nikt mnie nawet nie poinformował, chciałem rozpętać piekło w tej wytwórni i zadawałem sobie pytanie, jak można było być tak głupim, żeby to zablokować." - mówił Juicy. - "Potem okazało się, że Outkast jest na nagraniu, o czym też nikt nas nie poinformował. Poszedłem do Buna i Pimpa zapytać się, co się stało z naszymi wersami. Oni na to, że wytwórnia ich nie 'wyczyściła' i umieścili Outkast na nagraniu. Wtedy wkurzyłem się na maxa, chciałem, żeby nasze zwrotki wróciły do numeru. Zadzwoniłem do wytwórni. Nawet nie powtórzę tego, co im wtedy powiedziałem, bo taki byłem wściekły."

Później Juicy J przyznał, że powodem, przez który nie zostali dopuszczeni do numeru, była najprawdopodobniej polityka wytwórni oraz sukces Three 6 Mafii, których 2 single, "Stay Fly" i "Poppin My Collar", podbijały wtedy listy przebojów. Raper powiedział też, że nie ma UGK za złe, tego co się stało, po prostu żałuje, że nie mógł się znaleźć na tym klasycznym utworze. Również liczy na to, że wersy jego i Paula ujrzą kiedyś światło dzienne.

Poniżej możecie obejrzeć fragment wywiadu, w którym JuicyJ omawia tę kwestię.

]]>
To już 10 lat od śmierci Pimpa C...https://popkiller.kingapp.pl/2017-12-04,to-juz-10-lat-od-smierci-pimpa-chttps://popkiller.kingapp.pl/2017-12-04,to-juz-10-lat-od-smierci-pimpa-cDecember 4, 2017, 12:47 pmAdmin stronyCzwarty grudnia, termin, który kiedyś kojarzył nam się z Jayem-Z. Wszystko zmieniło się 10 lat temu, gdy tego właśnie dnia odszedł od nas jedyny w swoim rodzaju Chad Butler, znany światu jako Pimp C. Król charyzmy, ikona Brudnego Południa, artysta ceniony wszędzie, gdzie dotarła jego muzyka (a ta jak wiadomo napotykała blokady z uwagi na "złe południe"). Świetny raper, utalentowany wokalista i producent... Niepodrabialny gracz, którego stylu nie udało się nikomu skopiować a wszelakie porównania były i będą na wyrost. Razem z Bunem B jako UGK wiele lat siedział na uboczu, by najpierw za sprawą m.in. "Big Pimpin" Jaya-Z a następnie złotego "UnderGround Kingz" ugruntować pozycję w mainstreamie w roku 2007... Jednak długo się nią nie nacieszył.Poniżej przypominamy artykuły, które pisaliśmy o Pimpie, starając się przybliżyć tę wyjątkową postać - dołączamy także ponadczasowe "One Day" oraz dokument o życiu i dorobku Pimpa C przygotowany przez Mass Appeal i Complex. R.I.P Chad Butler.Pimp C "The Sweet James Jones Stories" (Klasyk Na Weekend)UGK "3 In The Mornin'" (Ot Tak #104)Single dekady: Bun B feat. Pimp C, Z-Ro, Young Jeezy "Get Throwed"Jay-Z "Big Pimpin'" (Diggin' In The Videos #247)Pimp C "Long Live The Pimp" - pośmiertny album już za moment, singiel z Juicy J'em i Nasem[[{"fid":"42279","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]][[{"fid":"42280","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]Czwarty grudnia, termin, który kiedyś kojarzył nam się z Jayem-Z. Wszystko zmieniło się 10 lat temu, gdy tego właśnie dnia odszedł od nas jedyny w swoim rodzaju Chad Butler, znany światu jako Pimp C. Król charyzmy, ikona Brudnego Południa, artysta ceniony wszędzie, gdzie dotarła jego muzyka (a ta jak wiadomo napotykała blokady z uwagi na "złe południe"). Świetny raper, utalentowany wokalista i producent...

Niepodrabialny gracz, którego stylu nie udało się nikomu skopiować a wszelakie porównania były i będą na wyrost. Razem z Bunem B jako UGK wiele lat siedział na uboczu, by najpierw za sprawą m.in. "Big Pimpin" Jaya-Z a następnie złotego "UnderGround Kingz" ugruntować pozycję w mainstreamie w roku 2007... Jednak długo się nią nie nacieszył.

Poniżej przypominamy artykuły, które pisaliśmy o Pimpie, starając się przybliżyć tę wyjątkową postać - dołączamy także ponadczasowe "One Day" oraz dokument o życiu i dorobku Pimpa C przygotowany przez Mass Appeal i Complex. R.I.P Chad Butler.

Pimp C "The Sweet James Jones Stories" (Klasyk Na Weekend)

UGK "3 In The Mornin'" (Ot Tak #104)

Single dekady: Bun B feat. Pimp C, Z-Ro, Young Jeezy "Get Throwed"

Jay-Z "Big Pimpin'" (Diggin' In The Videos #247)

Pimp C "Long Live The Pimp" - pośmiertny album już za moment, singiel z Juicy J'em i Nasem

[[{"fid":"42279","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"1":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"1"}}]]

[[{"fid":"42280","view_mode":"default","fields":{"format":"default"},"link_text":null,"type":"media","field_deltas":{"2":{"format":"default"}},"attributes":{"height":323,"width":430,"class":"media-element file-default","data-delta":"2"}}]]

]]>
Bun B puszcza singiel i zapowiada album "Bernard" we współpracy z Big K.R.I.T.'emhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-07-23,bun-b-puszcza-singiel-i-zapowiada-album-bernard-we-wspolpracy-z-big-kritemhttps://popkiller.kingapp.pl/2017-07-23,bun-b-puszcza-singiel-i-zapowiada-album-bernard-we-wspolpracy-z-big-kritemJuly 21, 2017, 1:21 pmMarcin NataliNa początku miesiąca do Sieci trafił nowy solowy numer Buna B "Gametime", który jednak wiele osób mogło przegapić, jako, że reprezentant UGK obecnie działa niezależnie, bez wsparcia promocyjnego większej wytwórni. Jak się okazuje, kawałek zapowiada dużo większe rzeczy, które planuje weteran z Teksasu.W opublikowanym właśnie wywiadzie HipHopDX, MC zdradził, że pracuje obecnie nad czwartym solowym krążkiem, a za produkcję (i nie tylko) na nim odpowiedzialny będzie nikt inny jak Big K.R.I.T.!Pracuję teraz nad płytą. Od pewnego czasu trochę oddaliłem się od gry. Nie miałem już kontraktu z żadną wytwórnią, także fajnie było znaleźć się w sytuacji, kiedy mogę robić muzykę, bo chcę, a nie dlatego, że muszę. Chodzi o samą swobodę nagrywania. Przez pewien czas w ogóle nic nie nagrywałem, tylko odpoczywałem i patrzyłem, jak moje wnuki dorastają. Pewnego dnia moja żona puknęła mnie jednak w ramię, mówiąc "Panie Profesorze, nie zapominaj o swojej właściwej robocie". Także znów wszedłem do studia i idzie świetnie. - wyjaśnia Bun w wywiadzie.Okazuje się, że muzyczne stery jako "koordynator" albumu przejmie tym razem Big K.R.I.T. - artysta młodszego niż Bun pokolenia, silnie inspirowany brzmieniem klasycznego Południa i UGK. Obaj Panowie mają już na koncie niejeden wspólny numer, także wiemy, że jest między nimi muzyczna chemia.Zwerbowałem Big K.R.I.T.'a jako swojego "muzycznego koordynatora". Zajmuje się produkcją na płycie, dodatkowo też na niej śpiewa, ale co ważniejsze, pomaga mi stworzyć moje własne brzmienie - mówi Trill OG, wskazując na niemalże rolę wykonawczą autora "Cadillactica" (nasza recenzja). Ten album jest szalony. Myślę, że ludzie nawet nie mają pojęcia, czego się spodziewać. Będą tam kawałki, jakich móglibyście ode mnie oczekiwać, ale zarazem będzie w nich dużo większa głębia. Rozważam nazwanie tej płyty moim prawdziwym imieniem "Bernard", ponieważ zajęło mi 43 lata, aby wreszcie odsłonić tę stronę samego siebie i móc wyrzucić z siebie wszystko. Tak to wygląda do tej pory, tego możecie się spodziewać. Pod spodem wspomniany luźny singiel "Gametime", a także jeden z numerów nagranych wspólnie przez Big K.R.I.T.'a i Bun B - "Shine On" z wydanego w 2013 r. "King Remembered In Time". Pełen wywiad HipHopDX z Bunem B:Na początku miesiąca do Sieci trafił nowy solowy numer Buna B "Gametime", który jednak wiele osób mogło przegapić, jako, że reprezentant UGK obecnie działa niezależnie, bez wsparcia promocyjnego większej wytwórni. Jak się okazuje, kawałek zapowiada dużo większe rzeczy, które planuje weteran z Teksasu.

W opublikowanym właśnie wywiadzie HipHopDX, MC zdradził, że pracuje obecnie nad czwartym solowym krążkiem, a za produkcję (i nie tylko) na nim odpowiedzialny będzie nikt inny jak Big K.R.I.T.!

Pracuję teraz nad płytą. Od pewnego czasu trochę oddaliłem się od gry. Nie miałem już kontraktu z żadną wytwórnią, także fajnie było znaleźć się w sytuacji, kiedy mogę robić muzykę, bo chcę, a nie dlatego, że muszę. Chodzi o samą swobodę nagrywania. Przez pewien czas w ogóle nic nie nagrywałem, tylko odpoczywałem i patrzyłem, jak moje wnuki dorastają. Pewnego dnia moja żona puknęła mnie jednak w ramię, mówiąc "Panie Profesorze, nie zapominaj o swojej właściwej robocie". Także znów wszedłem do studia i idzie świetnie. - wyjaśnia Bun w wywiadzie.

Okazuje się, że muzyczne stery jako "koordynator" albumu przejmie tym razem Big K.R.I.T. - artysta młodszego niż Bun pokolenia, silnie inspirowany brzmieniem klasycznego Południa i UGK. Obaj Panowie mają już na koncie niejeden wspólny numer, także wiemy, że jest między nimi muzyczna chemia.

Zwerbowałem Big K.R.I.T.'a jako swojego "muzycznego koordynatora". Zajmuje się produkcją na płycie, dodatkowo też na niej śpiewa, ale co ważniejsze, pomaga mi stworzyć moje własne brzmienie - mówi Trill OG, wskazując na niemalże rolę wykonawczą autora "Cadillactica" (nasza recenzja).

Ten album jest szalony. Myślę, że ludzie nawet nie mają pojęcia, czego się spodziewać. Będą tam kawałki, jakich móglibyście ode mnie oczekiwać, ale zarazem będzie w nich dużo większa głębia. Rozważam nazwanie tej płyty moim prawdziwym imieniem "Bernard", ponieważ zajęło mi 43 lata, aby wreszcie odsłonić tę stronę samego siebie i móc wyrzucić z siebie wszystko. Tak to wygląda do tej pory, tego możecie się spodziewać.

Pod spodem wspomniany luźny singiel "Gametime", a także jeden z numerów nagranych wspólnie przez Big K.R.I.T.'a i Bun B - "Shine On" z wydanego w 2013 r. "King Remembered In Time".

Pełen wywiad HipHopDX z Bunem B:

]]>
A$AP Rocky "At.Long.Last.A$AP" - recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2015-06-14,aap-rocky-atlonglastaap-recenzjahttps://popkiller.kingapp.pl/2015-06-14,aap-rocky-atlonglastaap-recenzjaJune 14, 2015, 12:02 pmDaniel WardzińskiTo już dłuższa chwila od kiedy w Polsce A$AP Rocky stał się symbolem tzw. nowej szkoły, a co za tym idzie obiektem ślepego hejtu i przesadnego uwielbienia naraz. Czas i konsekwencja sprawiają, że dzisiaj już prędzej spotykam się z opcjami "ja nie mówię, że słaby raper, ale wygląda jak pedał" albo "nie no słaby nie jest, ale to nie moja bajka". Nie wiem do końca o jaką bajkę chodzi, bo nowa płyta nieoficjalnego lidera A$AP Mob to doskonały dowód na to, że rap się ciekawie rozwija, a trudniejsze od klasycznej synkopy rytmiczne rozwiązania stały się niezwykłym impulsem dla inspiracji, który zadziałał jak mało który w historii gatunku.Mimo że "Long.Live.A$AP" było dobrym krążkiem, to o Rockym myślałem zdecydowanie bardziej w kategoriach singli niż całych albumów. Raper z Harlemu na "At.Long.Last.A$AP" pokazał przekorę - zrobił płytę bardzo zaskakującą, ale jednocześnie eksponującą znane już zalety. Efektem jest najlepszy materiał w dyskografii artysty. Od teraz "artysta" będzie się pod jego adresem używać znacznie łatwiej.Na "A.L.L.A." raper otoczył się specjalistami pokroju Hectora Delgado, Jima Jonsina czy DangerMouse'a, którzy równie dobrze mogą pojawić się na płycie hustlera z Harlemu jak i gwiazdy popu czy rocka. Taka przyjemność na pewno kosztuje, ale ważniejsze jest żeby umieć ją wykorzystać, umieć przekazać to co chce się osiągnąć i wkręcić komuś własną muzyczną korbę. Tutaj znajdziemy zarówno długie sample, niespodziewane inspiracje z krain złotych lat progresywnego rocka, klasyczne błyszczące południe z U.G.K. i Juicy J'em, współczesną wykładnie nowojorskiego klimatu w rewelacyjnym "Canal St." czy świetnie przygotowane "radio-friendly" z Rodem Stewartem, Miguelem i Markiem Ronsonem. Złośliwy powie, że z takim zapleczem każdy zrobi dobrą płytę, ale to nie tak - tutaj raczej optymalnie zrealizowano płytę A$AP Rocky'ego i nie wydaje mi się, żeby fani mieli jakieś poczucie, że to idzie nie w tę stronę. Idzie dokładnie w tę, którą wybrał i wybrał zdecydowanie dobrze.Rocky oczywiście nadal bardzo się w sobie kocha czego nigdy specjalnie nie ukrywał, a wspólny numer z Kanye Westem jest takim ładunkiem narcyzmu, że można zwymiotować. Okazuje się jednak, że pod przykrywką wiecznie zrobionego hedonisty kryje się sporo więcej niż łatwe do przytoczenia kwiatki jak np. refren numeru ze Schoolboyem, bardzo zresztą chwytliwy. Pozory mogą mylić, a na płycie nie rezygnując ze znanego image'u Rocky'ego udało się powiedzieć naprawdę sporo interesujących i często zaskakujących dla słuchacza rzeczy. Weźmy dla przykładu takie "ćpuńskie" "Fines Whine" i "L$D" - łatwo nie zauważyć, że kawałek oprócz samych specyfików mówi też o tym skąd pomysł, żeby się nimi uraczyć i można poznać w nim tego gościa ze strony, której mało kto by się spodziewał - gościa, który faktycznie przykłada uwagę do relacji z kobietami. A$AP Rocky nie tylko znacznie lepiej pisze, ale również rapuje. Pozornie wszystko wydaje się proste, ale jego timing w przechodzeniu między rymami (i wracania do porzuconych kilka wersów wcześniej) jest naprawdę imponujący. Progres jest bardzo słyszalny praktycznie w każdym aspekcie tego albumu.Nie powiem, że to doskonały album. Osobiście z chęcią wywaliłbym stąd np. "Jukebox Joints" z Kanye czy "Westside Highway" z Fauntelroyem i mógłbym czepić się tego, że w pewnym momencie krążek potrafi zmulić, ale w gruncie rzeczy to naprawdę kapitalna robota. Całość brzmi na medal - jak powinien brzmieć album człowieka, który przez rap stał się milionerem. Do tego jest kreatywny, świeży, zaskakujący i wkręca. Sam A$AP Rocky się bardzo rozwinął i zrobił płytę jakiej nikt się chyba nie spodziewał. Pełno tu muzycznych patentów, które po prostu rozpierdalają - niesamowite przejście w "Canal St.", sposób w jaki melodia Joe Foxa zmienia się w numer A$AP Rocky'ego w "Pharsyde" czy masakryczna zmiana basu na wejściu zwrotki w "Better Things". Muzycznie jest to dowód na to, że czasy podbierania cudzych patentów przez Nowy Jork powoli mogą odchodzić w zapomnienie - trochę podebrano, owszem, ale zbudowano na tym coś nowego, co może dla NYC mieć dużo większe znaczenie w dzisiejszym świecie niż kurczowe pielęgnowanie dorobku lat 90. Swoją drogą słuchając "A.L.L.A." mam silne poczucie, że w trakcie tworzenia auorzy słuchali np. Gravediggaz. O płycie sporo mówi też, że żaden z rapowych gości, a mamy ich tu sporo, nie zepchnął rapera na drugi plan. Pozycja obowiązkowa, szczególnie dla zagorzałych wrogów bez silnych podstaw w samej muzyce, bo to chyba o nią tu chodzi, nie?ECHO Z REDAKCJI:Łukasz Rawski - Wydaje mi się, że dopiero drugi studyjny album lidera A$AP Mob to w pełni samodzielnie zrealizowany projekt. "At.Long.Last.A$AP" to podróż, koncept płyty zdecydowanie intryguje i powoduje, że z każdym kolejnym odsłuchem jego replay value rośnie. Jestem fanem Mayersa niemal od początku jego kariery, kibicuję mu z całych sił. Tym albumem pokazał, że chętnie znajduje odskocznię od klubowych hitów w brzmieniu alternatywnym. Powinien iść właśnie tą drogą. Numery na bitach Clamsa Casino dały mu rozgłos, ten album to w pewnym sensie powrót do jego własnych początków. (5/6)Michał Zdrojewski - Pół roku temu, gdy Rocky powiedział w wywiadzie, że nigdy nie nagra dwóch podobnych albumów, zaniepokoiłem się, ponieważ miałem nadzieję, że wróci on do stylu z ukochanego przeze mnie "LiveLoveAsap". Tak jak przy debiucie raper rozczarował, tak w przypadku "At Long Last A$AP" cieszę się, że ten projekt jest faktycznie inny. Brzmienie jest fantastyczne, a mało kto potrafi tworzyć taki klimat jak Rocky. Jest niestety kilka zapychaczy, a to już raperowi o takim statusie i takiej aurze wokoło zdarzać się nie powinno. Szczególnie zawiedziony jestem utworem z Kanye Westem oraz kawałkiem ze Schoolboyem ("Brand New Guy" i "Hands On The Wheel" zawiesiły wysoko poprzeczkę). Szacunek za utwór "Max B" mam nadzieję, że chociaż 5% słuchaczy sprawdziło kim był ten znakomity raper. Szacunek za "Everyday" , ponieważ ciężko jest stworzyć chwytliwy utwór teoretycznie pod radio, który jednak nie burzy mrocznej atmosfery płyty i nie kipi tandetą. Reasumując, cieszę się, że Rocky nagrał coś innego niż swój pierwszy projekt i pokazał się z kreatywnej strony. (4+/6)To już dłuższa chwila od kiedy w Polsce A$AP Rocky stał się symbolem tzw. nowej szkoły, a co za tym idzie obiektem ślepego hejtu i przesadnego uwielbienia naraz. Czas i konsekwencja sprawiają, że dzisiaj już prędzej spotykam się z opcjami "ja nie mówię, że słaby raper, ale wygląda jak pedał" albo "nie no słaby nie jest, ale to nie moja bajka". Nie wiem do końca o jaką bajkę chodzi, bo nowa płyta nieoficjalnego lidera A$AP Mob to doskonały dowód na to, że rap się ciekawie rozwija, a trudniejsze od klasycznej synkopy rytmiczne rozwiązania stały się niezwykłym impulsem dla inspiracji, który zadziałał jak mało który w historii gatunku.

Mimo że "Long.Live.A$AP" było dobrym krążkiem, to o Rockym myślałem zdecydowanie bardziej w kategoriach singli niż całych albumów. Raper z Harlemu na "At.Long.Last.A$AP" pokazał przekorę - zrobił płytę bardzo zaskakującą, ale jednocześnie eksponującą znane już zalety. Efektem jest najlepszy materiał w dyskografii artysty. Od teraz "artysta" będzie się pod jego adresem używać znacznie łatwiej.


Na "A.L.L.A." raper otoczył się specjalistami pokroju Hectora Delgado, Jima Jonsina czy DangerMouse'a, którzy równie dobrze mogą pojawić się na płycie hustlera z Harlemu jak i gwiazdy popu czy rocka. Taka przyjemność na pewno kosztuje, ale ważniejsze jest żeby umieć ją wykorzystać, umieć przekazać to co chce się osiągnąć i wkręcić komuś własną muzyczną korbę. Tutaj znajdziemy zarówno długie sample, niespodziewane inspiracje z krain złotych lat progresywnego rocka, klasyczne błyszczące południe z U.G.K. i Juicy J'em, współczesną wykładnie nowojorskiego klimatu w rewelacyjnym "Canal St." czy świetnie przygotowane "radio-friendly" z Rodem Stewartem, Miguelem i Markiem Ronsonem. Złośliwy powie, że z takim zapleczem każdy zrobi dobrą płytę, ale to nie tak - tutaj raczej optymalnie zrealizowano płytę A$AP Rocky'ego i nie wydaje mi się, żeby fani mieli jakieś poczucie, że to idzie nie w tę stronę. Idzie dokładnie w tę, którą wybrał i wybrał zdecydowanie dobrze.

Rocky oczywiście nadal bardzo się w sobie kocha czego nigdy specjalnie nie ukrywał, a wspólny numer z Kanye Westem jest takim ładunkiem narcyzmu, że można zwymiotować. Okazuje się jednak, że pod przykrywką wiecznie zrobionego hedonisty kryje się sporo więcej niż łatwe do przytoczenia kwiatki jak np. refren numeru ze Schoolboyem, bardzo zresztą chwytliwy. Pozory mogą mylić, a na płycie nie rezygnując ze znanego image'u Rocky'ego udało się powiedzieć naprawdę sporo interesujących i często zaskakujących dla słuchacza rzeczy. Weźmy dla przykładu takie "ćpuńskie" "Fines Whine" i "L$D" - łatwo nie zauważyć, że kawałek oprócz samych specyfików mówi też o tym skąd pomysł, żeby się nimi uraczyć i można poznać w nim tego gościa ze strony, której mało kto by się spodziewał - gościa, który faktycznie przykłada uwagę do relacji z kobietami. A$AP Rocky nie tylko znacznie lepiej pisze, ale również rapuje. Pozornie wszystko wydaje się proste, ale jego timing w przechodzeniu między rymami (i wracania do porzuconych kilka wersów wcześniej) jest naprawdę imponujący. Progres jest bardzo słyszalny praktycznie w każdym aspekcie tego albumu.

Nie powiem, że to doskonały album. Osobiście z chęcią wywaliłbym stąd np. "Jukebox Joints" z Kanye czy "Westside Highway" z Fauntelroyem i mógłbym czepić się tego, że w pewnym momencie krążek potrafi zmulić, ale w gruncie rzeczy to naprawdę kapitalna robota. Całość brzmi na medal - jak powinien brzmieć album człowieka, który przez rap stał się milionerem. Do tego jest kreatywny, świeży, zaskakujący i wkręca. Sam A$AP Rocky się bardzo rozwinął i zrobił płytę jakiej nikt się chyba nie spodziewał. Pełno tu muzycznych patentów, które po prostu rozpierdalają - niesamowite przejście w "Canal St.", sposób w jaki melodia Joe Foxa zmienia się w numer A$AP Rocky'ego w "Pharsyde" czy masakryczna zmiana basu na wejściu zwrotki w "Better Things". Muzycznie jest to dowód na to, że czasy podbierania cudzych patentów przez Nowy Jork powoli mogą odchodzić w zapomnienie - trochę podebrano, owszem, ale zbudowano na tym coś nowego, co może dla NYC mieć dużo większe znaczenie w dzisiejszym świecie niż kurczowe pielęgnowanie dorobku lat 90. Swoją drogą słuchając "A.L.L.A." mam silne poczucie, że w trakcie tworzenia auorzy słuchali np. Gravediggaz. O płycie sporo mówi też, że żaden z rapowych gości, a mamy ich tu sporo, nie zepchnął rapera na drugi plan. Pozycja obowiązkowa, szczególnie dla zagorzałych wrogów bez silnych podstaw w samej muzyce, bo to chyba o nią tu chodzi, nie?

ECHO Z REDAKCJI:

Łukasz Rawski - Wydaje mi się, że dopiero drugi studyjny album lidera A$AP Mob to w pełni samodzielnie zrealizowany projekt. "At.Long.Last.A$AP" to podróż, koncept płyty zdecydowanie intryguje i powoduje, że z każdym kolejnym odsłuchem jego replay value rośnie. Jestem fanem Mayersa niemal od początku jego kariery, kibicuję mu z całych sił. Tym albumem pokazał, że chętnie znajduje odskocznię od klubowych hitów w brzmieniu alternatywnym. Powinien iść właśnie tą drogą. Numery na bitach Clamsa Casino dały mu rozgłos, ten album to w pewnym sensie powrót do jego własnych początków. (5/6)

Michał Zdrojewski - Pół roku temu, gdy Rocky powiedział w wywiadzie, że nigdy nie nagra dwóch podobnych albumów, zaniepokoiłem się, ponieważ miałem nadzieję, że wróci on do stylu z ukochanego przeze mnie "LiveLoveAsap". Tak jak przy debiucie raper rozczarował, tak w przypadku "At Long Last A$AP" cieszę się, że ten projekt jest faktycznie inny. Brzmienie jest fantastyczne, a mało kto potrafi tworzyć taki klimat jak Rocky. Jest niestety kilka zapychaczy, a to już raperowi o takim statusie i takiej aurze wokoło zdarzać się nie powinno. Szczególnie zawiedziony jestem utworem z Kanye Westem oraz kawałkiem ze Schoolboyem ("Brand New Guy" i "Hands On The Wheel" zawiesiły wysoko poprzeczkę). Szacunek za utwór "Max B" mam nadzieję, że chociaż 5% słuchaczy sprawdziło kim był ten znakomity raper. Szacunek za "Everyday" , ponieważ ciężko jest stworzyć chwytliwy utwór teoretycznie pod radio, który jednak nie burzy mrocznej atmosfery płyty i nie kipi tandetą. Reasumując, cieszę się, że Rocky nagrał coś innego niż swój pierwszy projekt i pokazał się z kreatywnej strony. (4+/6)

]]>
Bun B "The Epilogue" - płyta w listopadziehttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-07,bun-b-the-epilogue-plyta-w-listopadziehttps://popkiller.kingapp.pl/2013-10-07,bun-b-the-epilogue-plyta-w-listopadzieOctober 6, 2013, 4:11 pmAdmin stronyZapowiadaliśmy album Buna zatytułowany "Trill 4 Life", ale okazuje się, że materiał będzie nosił jednak tytuł "The Epilogue". Co znajdzie się na epilogu domykającym trylogię połówki UGK?Gościnne udziały takich postaci jak 2 Chainz, Rick Ross, Kirko Bangz, Big K.R.I.T., Raekwon, Z-Ro, Devin The Dude a poza tym...Większością będą niepublikowane numery zarejestrowane na sesjach do "Trill O.G.", oficjalnie kończącego trylogię Buna B. Jak napisał sam raper:"It’s a lot of good music that either didn’t fit the format of the last album or that we decided to save for another project. I sat down with my long time business partner and Rap-A-Lot CEO James Prince to review the music that we had and quickly came up with an outstanding track list. The Epilogue is the perfect opportunity to release some great material to the fans and a proper final chapter for the trill-ogy. Good music is timeless."Płyta ma pojawić się 12 listopada, tutaj pierwszy singiel.Zapowiadaliśmy album Buna zatytułowany "Trill 4 Life", ale okazuje się, że materiał będzie nosił jednak tytuł "The Epilogue". Co znajdzie się na epilogu domykającym trylogię połówki UGK?

Gościnne udziały takich postaci jak 2 Chainz, Rick Ross, Kirko Bangz, Big K.R.I.T., Raekwon, Z-Ro, Devin The Dude a poza tym...

Większością będą niepublikowane numery zarejestrowane na sesjach do "Trill O.G.", oficjalnie kończącego trylogię Buna B. Jak napisał sam raper:

"It’s a lot of good music that either didn’t fit the format of the last album or that we decided to save for another project. I sat down with my long time business partner and Rap-A-Lot CEO James Prince to review the music that we had and quickly came up with an outstanding track list. The Epilogue is the perfect opportunity to release some great material to the fans and a proper final chapter for the trill-ogy. Good music is timeless."

Płyta ma pojawić się 12 listopada, tutaj pierwszy singiel.

]]>
Pimp C "The Sweet James Jones Stories" (Klasyk Na Weekend)https://popkiller.kingapp.pl/2012-12-07,pimp-c-the-sweet-james-jones-stories-klasyk-na-weekendhttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-07,pimp-c-the-sweet-james-jones-stories-klasyk-na-weekendDecember 29, 2013, 5:08 pmŁukasz RawskiNiewielu jest i niewielu było raperów, którzy w tym co robili przez lata swojej kariery byli naturalni i autentyczni. Rapgra przez wiele lat miała wielu pozujących na gangsterów ogórków, wielu pseudo-intelektualistów na siłę starających być głosem ludu. Wśród tych autentycznych był bez wątpienia Chad Butler. Ksywa Pimp C nie była tu żadnym nieporozumieniem, czy jakimś wymysłem, by zwiększyć sobie popularność. Butler niemal przez całe życie zachowywał się jak na pimpa przystało i żył jak na pimpa przystało.Również w muzyce był bezkompromisowy i nawijał o tym, co zwyczajnie mu się podoba. Tak właśnie narodziła się legenda. Legenda UGK, która solowo również znaczącą odcisnęła swoje piętno w rapie. "Sweet James Jones Stories" - mówi wam to coś?Ten album to moje pierwsze poważne zetknięcie się z solową twórczością połowy UGK. Pierwszy raz usłyszałem go lata temu i właściwie do dziś album pozostaje dla mnie nadal "fresh", niekoniecznie "clean". Bo Pimp nigdy nie był "czysty", zresztą nie wymagano tego od niego. Miłujący się w kodeinie, przedmiotowo traktujący kobiety, chętnie mówiący o swoich podbojach. Czy chcielibyście by wasze dzieci słuchały właśnie takiej muzyki? Nie sądzę, moja matka też pewnie nie byłaby ze mnie dumna.A przecież Pimp to duma całego Houston. Ważne jest by nie oceniać z góry tego rapera. Docenić jego wrodzony luz i nonkonformizm, który prezentuje na tym albumie. Krążek to inspiracje na lata, nie dziwi mnie przecież fakt, że wyrastający ostatnio jak grzyby po deszczu freshmani bardzo często wymieniają wśród swoich największych inspiracji właśnie nieżyjącego już od pięciu lat Butlera. Nic w tym dziwnego, ten album to kwintesencja brzmienia Houston. Nagrany w XXI wieku, chociaż brzmi jakby nagrany w latach 90-tych. Wystarczy chwila by opdłynąć. Nawet zimą album brzmi znakomicie, chociaż nie ukrywam, że najlepiej słucha się go latem.Pimp na tym krążku prezentuję świetną formę, zresztą ciężko wytknąć mu jakieś niedociągnięcia. Ja przynajmniej nie potrafię. Chad Butler jest na tej płycie sobą, a to chyba najlepsza rekomendacja. Naturalność, wrodzony vibe to jego największa zaleta. I właśnie tak jest, kiedy nawijamy razem z nim w utworze "I'm a Hustler", kiedy refren w "Comin' Up" sam nami buja. Wybaczcie, nie można przejść obok tego krążka obojętnie, nie da się.O tym jak Pimp kochał Houston, a Houston kochało jego najlepiej świadczy fakt, że wśród gości tylko Twista i Young Porter nie pochodzili z Houston. Cała reszta to plejada żywych legend tego miasta. Jest Bun B, który zawsze był dla Pimpa jak brat, jest znakomity Z-Ro oraz jego kuzyn Trae, jest również Lil' Flip czy Devin Tha Dude. Nie należy umniejszać również zasług Cory'ego Mo, który udzielił się na tym albumie w dwóch numerach. Cała ta ekipa pomogła Pimpowi i dodała jakość od siebie.Mija siedem lat od premiery, album cieszy moje uszy nadal tak samo jak przy pierwszym odsłuchu. Esencja brzmienia Houston, mieszanka old schoolu z nową falą brzmienia. Pimp C na niewymuszonym luzie, będący gospodarzem z prawdziwego zdarzenia. Obok niego, jego najlepsi przyjaciele. Czego chcieć więcej? Każda kolejna rocznica jego śmierci zmusza do refleksji "co by było gdyby". Ile świetnych albumów nagrałoby UGK? Czy Pimp wydałby jeszcze tak świetny album? Tego nie dowiemy się nigdy, Pimpa nie ma z nami. Jest za to jego muzyka, która pozwoli przetrwać jego legendzie na lata. Niewielu jest i niewielu było raperów, którzy w tym co robili przez lata swojej kariery byli naturalni i autentyczni. Rapgra przez wiele lat miała wielu pozujących na gangsterów ogórków, wielu pseudo-intelektualistów na siłę starających być głosem ludu. Wśród tych autentycznych był bez wątpienia Chad Butler. Ksywa Pimp C nie była tu żadnym nieporozumieniem, czy jakimś wymysłem, by zwiększyć sobie popularność. Butler niemal przez całe życie zachowywał się jak na pimpa przystało i żył jak na pimpa przystało.

Również w muzyce był bezkompromisowy i nawijał o tym, co zwyczajnie mu się podoba. Tak właśnie narodziła się legenda. Legenda UGK, która solowo również znaczącą odcisnęła swoje piętno w rapie. "Sweet James Jones Stories" - mówi wam to coś?

Ten album to moje pierwsze poważne zetknięcie się z solową twórczością połowy UGK. Pierwszy raz usłyszałem go lata temu i właściwie do dziś album pozostaje dla mnie nadal "fresh", niekoniecznie "clean". Bo Pimp nigdy nie był "czysty", zresztą nie wymagano tego od niego.Miłujący się w kodeinie, przedmiotowo traktujący kobiety, chętnie mówiący o swoich podbojach. Czy chcielibyście by wasze dzieci słuchały właśnie takiej muzyki? Nie sądzę, moja matka też pewnie nie byłaby ze mnie dumna.

A przecież Pimp to duma całego Houston. Ważne jest by nie oceniać z góry tego rapera. Docenić jego wrodzony luz i nonkonformizm, który prezentuje na tym albumie. Krążek to inspiracje na lata, nie dziwi mnie przecież fakt, że wyrastający ostatnio jak grzyby po deszczu freshmani bardzo często wymieniają wśród swoich największych inspiracji właśnie nieżyjącego już od pięciu lat Butlera. Nic w tym dziwnego, ten album to kwintesencja brzmienia Houston. Nagrany w XXI wieku, chociaż brzmi jakby nagrany w latach 90-tych. Wystarczy chwila by opdłynąć. Nawet zimą album brzmi znakomicie, chociaż nie ukrywam, że najlepiej słucha się go latem.

Pimp na tym krążku prezentuję świetną formę, zresztą ciężko wytknąć mu jakieś niedociągnięcia. Ja przynajmniej nie potrafię. Chad Butler jest na tej płycie sobą, a to chyba najlepsza rekomendacja. Naturalność, wrodzony vibe to jego największa zaleta. I właśnie tak jest, kiedy nawijamy razem z nim w utworze "I'm a Hustler", kiedy refren w "Comin' Up" sam nami buja. Wybaczcie, nie można przejść obok tego krążka obojętnie, nie da się.

O tym jak Pimp kochał Houston, a Houston kochało jego najlepiej świadczy fakt, że wśród gości tylko Twista i Young Porter nie pochodzili z Houston. Cała reszta to plejada żywych legend tego miasta. Jest Bun B, który zawsze był dla Pimpa jak brat, jest znakomity Z-Ro oraz jego kuzyn Trae, jest również Lil' Flip czy Devin Tha Dude. Nie należy umniejszać również zasług Cory'ego Mo, który udzielił się na tym albumie w dwóch numerach. Cała ta ekipa pomogła Pimpowi i dodała jakość od siebie.

Mija siedem lat od premiery, album cieszy moje uszy nadal tak samo jak przy pierwszym odsłuchu. Esencja brzmienia Houston, mieszanka old schoolu z nową falą brzmienia. Pimp C na niewymuszonym luzie, będący gospodarzem z prawdziwego zdarzenia. Obok niego, jego najlepsi przyjaciele. Czego chcieć więcej? Każda kolejna rocznica jego śmierci zmusza do refleksji "co by było gdyby". Ile świetnych albumów nagrałoby UGK? Czy Pimp wydałby jeszcze tak świetny album? Tego nie dowiemy się nigdy, Pimpa nie ma z nami. Jest za to jego muzyka, która pozwoli przetrwać jego legendzie na lata.

 

]]>
UGK "3 In The Mornin'" (Ot Tak #104)https://popkiller.kingapp.pl/2012-12-06,ugk-3-in-the-mornin-ot-tak-104https://popkiller.kingapp.pl/2012-12-06,ugk-3-in-the-mornin-ot-tak-104December 6, 2012, 11:19 amDaniel WardzińskiUnderground Kingz to zespół, który sprawił, że hasło z koszulki Buna B na zdjęciu powyżej wprowadziłem w życie. Pochodzący z genialnego albumu duetu z Port Arthur numer "3 In The Mornin" to kawałek, który przekonałby chyba nawet najbardziej zajadłych haterów południa. Album ten to oczywiście "Ridin' Dirty" - jednego z najlepszych materiałów z "trzeciego wybrzeża" jakie słyszałem. Klimat numeru jak i sam tytuł sprawiły, że postanowiliśmy 104 odcinek Ot Tak opublikować o takiej nietypowej porze - jeśli nadal siedzisz w nocy, świadomość chwilami zaczyna ukrywać się za mgłą, a miasto za oknem już śpi w najlepsze - poczujesz ten majstersztyk w sposób najbardziej odpowiedni.W "3 In The Mornin'" pojawia się współproducent sporej części muzycznej strony albumu - N.O. Joe, który bitami po pół podzielił się naszym Artystą Tygodnia - nieodżałowanym Pimpem C. Warto wiedzieć, że nie jest to byle kto, ale autor muzyki na jednych z najlepszych południowych albumów tamtego okresu - m.in. "Resurrection" Geto Boys czy "Last Of A Dying Breed" Scarface'a. Ten podkład przygotował jednak niejaki Sergio z gościnną pomocą odpowiedzialnego za genialny motyw pianina. Nie bez znaczenia dla magii jaką tworzy ten numer jest również wokal Big Smokin' Mitcha - ten numer to jego wielki moment w karierze.Kawałek otwiera Bun B w najwyższej formie, bo dla mnie pierwsze dwa wersy: "Man I'm larger than life. These motherfuckers asks is it the bark or the bite/ It's both. Chillin' in the streets you scared to park on at night" potwierdzają, że jeśli chodzi o potężne linijki podane pewnym, efektownym, ale nieprzekombinowanym flow, southside z połowy lat 90. jest kopalnią diamentów. To trochę inny Bun B niż na nowych produkcjach, to czasy gangsterskiej gadki, która jak pokaz slajdów prezentuje ci obrazy przed oczami. Buna B AD 1996 do szaleństwa doprowadzają kokainowe wojny, a martwi to, że federalni chcą mu zabrać Cadillaca i Benza, a jeden z jego pracowników z ulic przyniósł mniej pieniędzy niż powinien.Numer zamyka Pimp C zwrotką, nie mniej gangsterską niż jego wieloletni partner z UGK. Już wtedy jego zdaniem Houston w stanie Texas rymowało się do "'llac and the Lexus". W końcu "Ridin Dirty" poszło blisko 800 tysięcy egzemplarzy i był to najlepszy wynik w całej dyskografii zespołu! Oczywiście pierwszy człon ksywki również zobowiązuje: "Even though this hoe look good and the pussy was tight/ After I get jump in my shit I'm scratching off for the night". Na korzyść stylu C, ale Buna również działa kozacki akcent, charakterystyka wymowy, dynamika głosu... To wszystko jest tutaj idealne, powinno stanowić wzór. Nie dość, że układają słowa po swojemu to jeszcze na dodatek sprawiają, że brzmią inaczej, rymują się inaczej. Moim zdaniem ten numer to arcydzieło, a nienucenie refrenu urasta do prawdziwej "Mission Impossible". Underground Kingz to zespół, który sprawił, że hasło z koszulki Buna B na zdjęciu powyżej wprowadziłem w życie. Pochodzący z genialnego albumu duetu z Port Arthur numer "3 In The Mornin" to kawałek, który przekonałby chyba nawet najbardziej zajadłych haterów południa. Album ten to oczywiście "Ridin' Dirty" - jednego z najlepszych materiałów z "trzeciego wybrzeża" jakie słyszałem. Klimat numeru jak i sam tytuł sprawiły, że postanowiliśmy 104 odcinek Ot Tak opublikować o takiej nietypowej porze - jeśli nadal siedzisz w nocy, świadomość chwilami zaczyna ukrywać się za mgłą, a miasto za oknem już śpi w najlepsze - poczujesz ten majstersztyk w sposób najbardziej odpowiedni.

W "3 In The Mornin'" pojawia się współproducent sporej części muzycznej strony albumu - N.O. Joe, który bitami po pół podzielił się naszym Artystą Tygodnia - nieodżałowanym Pimpem C. Warto wiedzieć, że nie jest to byle kto, ale autor muzyki na jednych z najlepszych południowych albumów tamtego okresu - m.in. "Resurrection" Geto Boys czy "Last Of A Dying Breed" Scarface'a. Ten podkład przygotował jednak niejaki Sergio z gościnną pomocą odpowiedzialnego za genialny motyw pianina. Nie bez znaczenia dla magii jaką tworzy ten numer jest również wokal Big Smokin' Mitcha - ten numer to jego wielki moment w karierze.

Kawałek otwiera Bun B w najwyższej formie, bo dla mnie pierwsze dwa wersy: "Man I'm larger than life. These motherfuckers asks is it the bark or the bite/ It's both. Chillin' in the streets you scared to park on at night" potwierdzają, że jeśli chodzi o potężne linijki podane pewnym, efektownym, ale nieprzekombinowanym flow, southside z połowy lat 90. jest kopalnią diamentów. To trochę inny Bun B niż na nowych produkcjach, to czasy gangsterskiej gadki, która jak pokaz slajdów prezentuje ci obrazy przed oczami. Buna B AD 1996 do szaleństwa doprowadzają kokainowe wojny, a martwi to, że federalni chcą mu zabrać Cadillaca i Benza, a jeden z jego pracowników z ulic przyniósł mniej pieniędzy niż powinien.

Numer zamyka Pimp C zwrotką, nie mniej gangsterską niż jego wieloletni partner z UGK. Już wtedy jego zdaniem Houston w stanie Texas rymowało się do "'llac and the Lexus". W końcu "Ridin Dirty" poszło blisko 800 tysięcy egzemplarzy i był to najlepszy wynik w całej dyskografii zespołu! Oczywiście pierwszy człon ksywki również zobowiązuje: "Even though this hoe look good and the pussy was tight/ After I get jump in my shit I'm scratching off for the night". Na korzyść stylu C, ale Buna również działa kozacki akcent, charakterystyka wymowy, dynamika głosu... To wszystko jest tutaj idealne, powinno stanowić wzór. Nie dość, że układają słowa po swojemu to jeszcze na dodatek sprawiają, że brzmią inaczej, rymują się inaczej. Moim zdaniem ten numer to arcydzieło, a nienucenie refrenu urasta do prawdziwej "Mission Impossible".

 

]]>
Pimp C naszym Artystą Tygodniahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-04,pimp-c-naszym-artysta-tygodniahttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-04,pimp-c-naszym-artysta-tygodniaDecember 4, 2012, 7:42 pmAdmin stronyCzwarty grudnia. Jeszcze do niedawna termin ten kojarzył nam się z Jayem-Z. Wszystko zmieniło się pięć lat temu, gdy tego właśnie dnia odszedł od nas jedyny w swoim rodzaju Chad Butler, znany światu jako Pimp C. Król charyzmy, ikona Brudnego Południa, artysta ceniony wszędzie, gdzie dotarła jego muzyka (a ta jak wiadomo napotykała blokady z uwagi na "złe południe"). Świetny raper, utalentowany wokalista i producent...Niepodrabialny gracz, którego stylu nie udało się nikomu skopiować a wszelakie porównania były i będą na wyrost. Razem z Bunem B jako UGK wiele lat siedział na uboczu, by najpierw za sprawą m.in. "Big Pimpin" Jaya-Z a następnie złotego "UnderGround Kingz" ugruntować pozycję w mainstreamie w roku 2007... Jednak długo się nią nie nacieszył. My w nadchodzącym tygodniu przypomnimy trochę nieśmiertelnej muzyki Pimpa C, człowieka, który jeśli chodzi o nieżyjących raperów jest w mojej trójce ulubionych po Big L'u i Big Punie.Czwarty grudnia. Jeszcze do niedawna termin ten kojarzył nam się z Jayem-Z. Wszystko zmieniło się pięć lat temu, gdy tego właśnie dnia odszedł od nas jedyny w swoim rodzaju Chad Butler, znany światu jako Pimp C. Król charyzmy, ikona Brudnego Południa, artysta ceniony wszędzie, gdzie dotarła jego muzyka (a ta jak wiadomo napotykała blokady z uwagi na "złe południe"). Świetny raper, utalentowany wokalista i producent...

Niepodrabialny gracz, którego stylu nie udało się nikomu skopiować a wszelakie porównania były i będą na wyrost. Razem z Bunem B jako UGK wiele lat siedział na uboczu, by najpierw za sprawą m.in. "Big Pimpin" Jaya-Z a następnie złotego "UnderGround Kingz" ugruntować pozycję w mainstreamie w roku 2007... Jednak długo się nią nie nacieszył. My w nadchodzącym tygodniu przypomnimy trochę nieśmiertelnej muzyki Pimpa C, człowieka, który jeśli chodzi o nieżyjących raperów jest w mojej trójce ulubionych po Big L'u i Big Punie.

]]>
Jay-Z "Big Pimpin'" (Diggin' In The Videos #247)https://popkiller.kingapp.pl/2012-12-06,jay-z-big-pimpin-diggin-in-the-videos-247https://popkiller.kingapp.pl/2012-12-06,jay-z-big-pimpin-diggin-in-the-videos-247December 7, 2012, 5:36 pmWojciech GraczykRok 2000 był wielkim przełomem w karierze UGK. Cztery lata po wydaniu "Ridin' Dirty" uważanej notabene za jedno z największych dzieł południowego rapu, w końcu przebili się do świadomości słuchaczy z całych Stanów Zjednoczonych. Jednym z dwóch utworów, które to sprawiły (oprócz "Sippin' on Some Syrup") było "Big Pimpin" z płyty "Vol.3... Life and Times of S. Carter". Album wyszedł 28 grudnia 1999 roku, ale "Big Pimpin" jako singiel ukazał się 11 kwietnia i był ostatnim kawałkiem promującym czwarte solo Hovy.Sam utwór to oda do hedonistycznego życia alfonsa, gdzie na porządku dzienym jest seks bez miłości, drogie samochody i hajs. I pomimo tego, że to Jigga jest uważany za najlepszego z tej trójki, to jednak Pimp odnalazł się tu najlepiej, tworząc krótki choć najlepiej oddający charakter tego typu osób part. Nawiasem mówiąc ten utwór był początkiem medialnej ekspansji raperów z południa.Za bit odpowiedzialny jest Timbaland, który wtedy nym z najlepszych producentów w rapgrze. Daleko temu do typowego południa, a już na pewno do nowojorskich ulic. Co ciekawe, choć brzmi to w hawajskim stylu, to sampel, który Timbo wykorzystał to tego bitu, pochodzi z utworu skomponowanego przez Egipcjanina Hossam Ramzy. Oryginalna wersja brzmi jakby żywcem wyjęta z haremu, w którym kobiety uprawiają taniec brzucha. Rok 2000 był wielkim przełomem w karierze UGK. Cztery lata po wydaniu "Ridin' Dirty" uważanej notabene za jedno z największych dzieł południowego rapu, w końcu przebili się do świadomości słuchaczy z całych Stanów Zjednoczonych. Jednym z dwóch utworów, które to sprawiły (oprócz "Sippin' on Some Syrup") było "Big Pimpin" z płyty "Vol.3... Life and Times of S. Carter". Album wyszedł 28 grudnia 1999 roku, ale "Big Pimpin" jako singiel ukazał się 11 kwietnia i był ostatnim kawałkiem promującym czwarte solo Hovy.

Sam utwór to oda do hedonistycznego życia alfonsa, gdzie na porządku dzienym jest seks bez miłości, drogie samochody i hajs. I pomimo tego, że to Jigga jest uważany za najlepszego z tej trójki, to jednak Pimp odnalazł się tu najlepiej, tworząc krótki choć najlepiej oddający charakter tego typu osób part. Nawiasem mówiąc ten utwór był początkiem medialnej ekspansji raperów z południa.

Za bit odpowiedzialny jest Timbaland, który wtedy nym z najlepszych producentów w rapgrze. Daleko temu do typowego południa, a już na pewno do nowojorskich ulic. Co ciekawe, choć brzmi to w hawajskim stylu, to sampel, który Timbo wykorzystał to tego bitu, pochodzi z utworu skomponowanego przez Egipcjanina Hossam Ramzy. Oryginalna wersja brzmi jakby żywcem wyjęta z haremu, w którym kobiety uprawiają taniec brzucha.

 

 
]]>
UGK w Gulf Coast Hall Of Famehttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-03,ugk-w-gulf-coast-hall-of-famehttps://popkiller.kingapp.pl/2012-12-03,ugk-w-gulf-coast-hall-of-fameDecember 3, 2012, 1:20 pmDaniel WardzińskiMuzyka legendy southside - UGK, została doceniona również przez muzycznych prominentów tzw. Gulf Coast czyli pięciu stanów znajdujących się na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. W niedzielę Bun B oraz Ś.P. Pimp C zostali oficjalnie wprowadzeni do Gulf Coast Music Hall Of Fame. Ceremonia odbyła się w rodzinnym dla UGK Port Arthur dokładnie dwa dni przed piątą rocznicą śmierci Pimpa C.W ceremonii wziął udział Bun B wraz ze swoją rodziną oraz matka Pimpa C. Ten pierwszy powiedział: "Jesteśmy jednym. Bardzo ciężko jest oddzielić Port Arthur ode mnie i oddzielić mnie od Port Arthur. I dobrze". Matka Ś.P. Chada Butlera podkreśliła jego miłość do swojego miasta. Muzyka legendy southside - UGK, została doceniona również przez muzycznych prominentów tzw. Gulf Coast czyli pięciu stanów znajdujących się na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. W niedzielę Bun B oraz Ś.P. Pimp C zostali oficjalnie wprowadzeni do Gulf Coast Music Hall Of Fame. Ceremonia odbyła się w rodzinnym dla UGK Port Arthur dokładnie dwa dni przed piątą rocznicą śmierci Pimpa C.

W ceremonii wziął udział Bun B wraz ze swoją rodziną oraz matka Pimpa C. Ten pierwszy powiedział: "Jesteśmy jednym. Bardzo ciężko jest oddzielić Port Arthur ode mnie i oddzielić mnie od Port Arthur. I dobrze". Matka Ś.P. Chada Butlera podkreśliła jego miłość do swojego miasta.

 

]]>
Bun B "Trill O.G." - recenzja nr 2 https://popkiller.kingapp.pl/2010-10-08,bun-b-trill-og-recenzja-nr-2https://popkiller.kingapp.pl/2010-10-08,bun-b-trill-og-recenzja-nr-2January 2, 2014, 2:12 pmWojciech GraczykBun B jest bez wątpienia ikoną południa. Jego postać szanowana jest na każdym wybrzeżu, co udowodniły nagrywki z postaciami takimi jak Jay-Z, Method Man czy Redman.Niestety jego solowe dokonania nigdy nie przebiły tych wykonywanych z Chadem Butlerem jako UGK. Mimo wszystko czekałem na trzecią część trylogii "Trill".Płytę otwiera CEO wytwórni Rap-a-lot - J Prince. Po jego krótkiej przemowie wchodzi gospodarz z mocnym uderzeniem w postaci "Chuuch!". Od Buna bije pewności siebie i charyzma, której może pozazdrościć 99% raperów. On jest tu Panem i władcą.Muzycznie "Trill O.G." to typowe dirty south. Syntetyczne bity, syntetyczne organy, czyli to co znamy z jego poprzednich wydawnictw. Wyjątkami są "Let'em know" i "Lights, camera, action". Ten pierwszy powstał na bicie DJ Premiera. Obydwu panów łączy śmierć ich wieloletnich, muzycznych partnerów. Ogólnie warstwa muzyczna wypada bardzo pozytywnie. Nawet utworu z T-Painem daje się słuchać.Lirycznie bez niespodzianek. Bun B porusza typowe dla siebie tematy czyli hajs, hustlerka, auta. Jest w tym stu procentach szczery i autentyczny. W najlepszym na płycie "All a dream" opowiada o swojej przeszłości, o tym jak z zera stał się bohaterem. Dodatkowo świetnym refrenem dopełniła ten kozacki utwór LeToya Luckett. Polecam ten utwór zwłaszcza tym, którzy boją się spełniać własne marzenia, tym którym wydaje się że walka o ciekawe i lepsze życie z góry skazana jest na porażkę.Jak przystało na rapera darzonego taką estymą w środowisku, na płycie jest sporo gościnnych występów. Jest Drake w dwóch utworach, jest Yo Gotti, Gucci Mane, Young Jeezy, Slim Thug, Twista, Trey Songz. Są też zwrotki dwóch nieżyjących raperzy Pimp C i 2pac. Niech o klasie gospodarza świadczy to, że żaden z gościnnych występów nie przebił wersów gospodarza.Niestety nie obyło się bez wad. Nazywają się "Counting money all day" i "Snow money". Utwory te są nijakie i równie dobrze płyta mogłaby obyc się bez tych dwóch kawałków.Na jaką ocenę zasługuje nowe wydawnictwo Buna B? Trill O.G. zasłużyło na piątkę z małym minusem. Nawiasem mówiąc album ten w Source dostał pięć mikrofonów. Nie rozumiem tego zwłaszcza że w ciągu kilku ostatnich lat ukazało się kilka lepszych albumów, które zasłużyły na to wyróżnienie m.in. "Hell hath no fury" duetu Clipse. Z drugiej jednak strony Bun B zasłużył na taką ocenę w Sourcie, ale nie za opisywany album, ale za "Ridin dirty", lub "Underground Kingz". Nie przekreśla to jednak faktu, ze jest to kolejny kozacki album w tym roku. Bun B jest bez wątpienia ikoną południa. Jego postać szanowana jest na każdym wybrzeżu, co udowodniły nagrywki z postaciami takimi jak Jay-Z, Method Man czy Redman.

Niestety jego solowe dokonania nigdy nie przebiły tych wykonywanych z Chadem Butlerem jako UGK. Mimo wszystko czekałem na trzecią część trylogii "Trill".
Płytę otwiera CEO wytwórni Rap-a-lot - J Prince. Po jego krótkiej przemowie wchodzi gospodarz z mocnym uderzeniem w postaci "Chuuch!". Od Buna bije pewności siebie i charyzma, której może pozazdrościć 99% raperów. On jest tu Panem i władcą.

Muzycznie "Trill O.G." to typowe dirty south. Syntetyczne bity, syntetyczne organy, czyli to co znamy z jego poprzednich wydawnictw. Wyjątkami są "Let'em know" i "Lights, camera, action". Ten pierwszy powstał na bicie DJ Premiera. Obydwu panów łączy śmierć ich wieloletnich, muzycznych partnerów. Ogólnie warstwa muzyczna wypada bardzo pozytywnie. Nawet utworu z T-Painem daje się słuchać.

Lirycznie bez niespodzianek. Bun B porusza typowe dla siebie tematy czyli hajs, hustlerka, auta. Jest w tym stu procentach szczery i autentyczny. W najlepszym na płycie "All a dream" opowiada o swojej przeszłości, o tym jak z zera stał się bohaterem. Dodatkowo świetnym refrenem dopełniła ten kozacki utwór LeToya Luckett. Polecam ten utwór zwłaszcza tym, którzy boją się spełniać własne marzenia, tym którym wydaje się że walka o ciekawe i lepsze życie z góry skazana jest na porażkę.

Jak przystało na rapera darzonego taką estymą w środowisku, na płycie jest sporo gościnnych występów. Jest Drake w dwóch utworach, jest Yo Gotti, Gucci Mane, Young Jeezy, Slim Thug, Twista, Trey Songz. Są też zwrotki dwóch nieżyjących raperzy Pimp C i 2pac. Niech o klasie gospodarza świadczy to, że żaden z gościnnych występów nie przebił wersów gospodarza.

Niestety nie obyło się bez wad. Nazywają się "Counting money all day" i "Snow money". Utwory te są nijakie i równie dobrze płyta mogłaby obyc się bez tych dwóch kawałków.

Na jaką ocenę zasługuje nowe wydawnictwo Buna B? Trill O.G. zasłużyło na piątkę z małym minusem. Nawiasem mówiąc album ten w Source dostał pięć mikrofonów. Nie rozumiem tego zwłaszcza że w ciągu kilku ostatnich lat ukazało się kilka lepszych albumów, które zasłużyły na to wyróżnienie m.in. "Hell hath no fury" duetu Clipse. Z drugiej jednak strony Bun B zasłużył na taką ocenę w Sourcie, ale nie za opisywany album, ale za "Ridin dirty", lub "Underground Kingz". Nie przekreśla to jednak faktu, ze jest to kolejny kozacki album w tym roku.          

]]>
Bun B "Trill O.G." - recenzja nr 1https://popkiller.kingapp.pl/2010-10-08,bun-b-trill-og-recenzja-nr-1https://popkiller.kingapp.pl/2010-10-08,bun-b-trill-og-recenzja-nr-1January 2, 2014, 2:13 pmAdmin stronyPozornie mało oryginalna nazwa to w rzeczywistości zakończenie trillowej trylogii. Trzecie solowe dzieło w dorobku legendarnego Buna B.Dwa poprzednie były naprawdę dobre, ale brakowało im "tego czegoś" i znając poziom Buna i mając w pamięci kultowe krążki UGK pozostał nam lekki niedosyt. Czy "Trill O.G." jest już w pełni tym, czego oczekiwaliśmy od jednego z największych MC w grze?Niestety. "Trill O.G." to najsłabsza część trylogii. Bun zapowiadał eksperymenty... Szkoda, że są one dostosowaniem się do obecnych trendów i zatraceniem gdzieś klimatu UGK. Zamiast tego mamy wyjącego T-Paina czy Gucci Mane'a. Bitom w większości brak jaj a kawałki nie wyróżniają się z tłumu. Oczywiście - słabe można policzyć na palcach, większość daje radę... ale nie porywają i brak im kropki nad i a tego spodziewalibyśmy się, gdy Bun kończy trylogię. Naprawdę mocne jointy policzyć można na palcach. Rozpoczyna się konkretnym "Chuuuch" (choć to i tak najsłabsze otwarcie w całej trillogii), ale już przy "Trillionaire" entuzjazm mocno spada...Do sfery rapowej oczywiście zarzuty mieć ciężko, bo B wciąż jest jednym z największych w grze, dysponując charyzmą, doświadczeniem i własnym flow. Rzuca mocne linijki, ma sporo do przekazania, w godny uwagi sposób podsumowuje nawet swoją karierę nawiązując do "Juicy" ("All A Dream"). Niestety "Trill O.G." zamiast dużego pola do popisu dla rajdu z piłką Messiego przypomina ciągnięcie ciężarówki na plecach przez Pudziana - do mety dociera, ale nie o to chodziło. Bun swoją formą wyciąga ogólne wrażenie mocno do góry, ale i tak spodziewałem się czegoś znacznie lepszego. Dlatego patrząc na okoliczności i oczekiwania nie mogę wystawić więcej niż 3+. A 5 mikrofonów w The Source mogę traktować tylko jako ostateczny upadek wiarygodności kultowego niegdyś magazynu i kolejny żart po 5 mikrofonach dla Lil Kim. No chyba, że to zakamuflowana nagroda za całokształt twórczości, wtedy jestem skłonny to zrozumieć...Trzecie solowe dzieło w dorobku legendarnego Buna B.

Dwa poprzednie były naprawdę dobre, ale brakowało im "tego czegoś" i znając poziom Buna i mając w pamięci kultowe krążki UGK pozostał nam lekki niedosyt. Czy "Trill O.G." jest już w pełni tym, czego oczekiwaliśmy od jednego z największych MC w grze?

Niestety. "Trill O.G." to najsłabsza część trylogii. Bun zapowiadał eksperymenty... Szkoda, że są one dostosowaniem się do obecnych trendów i zatraceniem gdzieś klimatu UGK. Zamiast tego mamy wyjącego T-Paina czy Gucci Mane'a. Bitom w większości brak jaj a kawałki nie wyróżniają się z tłumu. Oczywiście - słabe można policzyć na palcach, większość daje radę... ale nie porywają i brak im kropki nad i a tego spodziewalibyśmy się, gdy Bun kończy trylogię. Naprawdę mocne jointy policzyć można na palcach. Rozpoczyna się konkretnym "Chuuuch" (choć to i tak najsłabsze otwarcie w całej trillogii), ale już przy "Trillionaire" entuzjazm mocno spada...

Do sfery rapowej oczywiście zarzuty mieć ciężko, bo B wciąż jest jednym z największych w grze, dysponując charyzmą, doświadczeniem i własnym flow. Rzuca mocne linijki, ma sporo do przekazania, w godny uwagi sposób podsumowuje nawet swoją karierę nawiązując do "Juicy" ("All A Dream"). Niestety "Trill O.G." zamiast dużego pola do popisu dla rajdu z piłką Messiego przypomina ciągnięcie ciężarówki na plecach przez Pudziana - do mety dociera, ale nie o to chodziło. Bun swoją formą wyciąga ogólne wrażenie mocno do góry, ale i tak spodziewałem się czegoś znacznie lepszego.

Dlatego patrząc na okoliczności i oczekiwania nie mogę wystawić więcej niż 3+. A 5 mikrofonów w The Source mogę traktować tylko jako ostateczny upadek wiarygodności kultowego niegdyś magazynu i kolejny żart po 5 mikrofonach dla Lil Kim. No chyba, że to zakamuflowana nagroda za całokształt twórczości, wtedy jestem skłonny to zrozumieć...
]]>